Sobowtóry. Dublerzy wielkich ludzi. Od Nerona do Putina - Przemysław Słowiński, Teresa Kowalik - ebook

Sobowtóry. Dublerzy wielkich ludzi. Od Nerona do Putina ebook

Przemysław Słowiński, Teresa Kowalik

5,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Sobowtóry, czyli osoby fizycznie identyczne, chociaż w żaden sposób niespokrewnione, od zawsze budziły grozę. We wszystkich podaniach ludowych obcy brat bliźniak zwiastował zawsze tragedię lub czyjąś rychłą śmierć.

Nieomal każdy wielki władca w historii miał swoich sobowtórów, którzy go zastępowali, myląc w ten sposób spiskowców czyhających na życie monarchy. Przez całe wieki szefowie policji, kontrwywiadu i ochrony osobistej głów koronowanych używali sobowtórów dla przechytrzenia przeciwnika.

Wiele postaci historycznych dorobiło się niechcianych dublerów - samozwańców, którzy próbowali zagarnąć tron lub pogrzać się w cieple sławy władców. Ostatnią grupę tajemniczych postaci stanowią matrioszki agenci podstawieni w miejsce osób publicznych by manipulować emocjami społeczeństw.

  • Neron, Terencjusz Maksymus i spór o władzę nad rzymskim imperium
  • Rycerz Alemao. Pośmiertne losy Władysława Warneńczyka
  • Carewicz Dymitr Iwanowicz i trzech samozwańców
  • Cudownie ocalona córka ostatniego cara Rosji. Anastazja Romanowa
  • Amerykański wróg publiczny nr 1 w dwu egzemplarzach: John Dillinger i Jimmy Lawrence
  • Kto lądował w Anglii, a kto siedział w więzieniu w Spandau. Zagadka Rudolfa Hessa
  • Najważniejszy dubler Stalina - Feliks Dadajew
  • Przypadkowy sobowtór. Winston Churchill i Arthur Chenhall
  • Full monty. Marszałek Montgomery i Meyrick Clifton-James
  • Enigma berlińskiego bunkra. Sfingowana śmierć Adolfa Hitlera?
  • Komu służył i gdzie zniknął nazista nr 2, Martin Bormann?
  • Śmierć Prezydenta Kennedy'ego i zadziwiająca tożsamość Lee Harveya Oswalda
  • Dymy piekła w Watykanie. Sobowtór papieża Pawła VI
  • Saddam Husajn i jego drużyna klonów. Kto naprawdę przeżył?
  • Dwie siostry Łucje dos Santos? Czy wizjonerka z Fatimy i zakonnica z Pontevedra to ta sama osoba?
  • Założymy się, który Putin jest prawdziwy?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 457

Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Okładka, projekt graficzny, fotoedycja

Fahrenheit 451

 

Zdjęcie na okładce - front: fotolia

-tył; pixebay

 

Redakcja i korekta

Elżbieta Steglińska

 

Dyrektor projektów wydawniczych

Maciej Marchewicz

 

 

 

Zdjęcia: wikipedia, pixebay

 

ISBN 9788380796676

 

 

Copyright © Teresa Kowalik, Przemysław Słowiński

Copyright © Fronda PL Sp. z o.o.

 

Warszawa 2021

 

 

 

WydawcaWydawnictwo Fronda Sp. z o.o.ul. Łopuszańska 3202-220 Warszawatel. 22 836 54 44, 877 37 35 faks 22 877 37 34e-mail: [email protected]

www.wydawnictwofronda.pl

www.facebook.com/FrondaWydawnictwo

www.twitter.com/Wyd_Fronda

 

KonwersjaEpubeum

Wstęp

Twarz jest jednym z elementów najsilniej określających naszą tożsamość. Nic więc w tym dziwnego, że łudzące podobieństwo niespokrewnionych ze sobą ludzi to temat, który zawsze nas pociąga, a zarazem trochę przeraża. Fakt, że gdzieś na świecie żyje osoba wyglądająca tak samo jak my, jest od wieków powszechnie znany, choć zwykle trudny do pojęcia.

Zjawisko sobowtóra, czyli osoby bliźniaczej fizycznie, chociaż w żaden sposób niespokrewnionej, od zawsze budziło grozę. Historie opowiadające o takich przypadkach nieodmiennie miały ponure zakończenie – obcy „brat bliźniak” zwiastował bowiem we wszystkich podaniach ludowych tragedię lub rychłą śmierć. Istoty, które poruszają się i wyglądają jak inni, nazwano z niemiecka doppelgängerami i zasiedlano nimi nie tylko przekazywane z ust do ust ludowe baśnie i „czarne opowieści” klasy B, lecz także światową literaturę, by wspomnieć chociażby w tym miejscu dzieła Dostojewskiego czy Szekspira.

Pani doktor Teghan Lucas, antropolog sądowy z Uniwersytetu w Adelajdzie, przeanalizowała prawie 4 tysiące twarzy, mierząc je wszerz i wzdłuż – zwłaszcza zaś sprawdzając odległości pomiędzy kluczowymi elementami: uszami, oczami, czołem, brodą itp. Korzystała przy tym z bazy danych US Army Anthropometric Survey. Następnie sprawdziła, jakie jest prawdopodobieństwo, że u dwojga niespokrewnionych ludzi wyniki pomiarów będą identyczne. Wyszło jej, że już przy ośmiu zmiennych szansa, że ludzie będą mieć te same osiem wymiarów ciała (takich jak np. obwód łydki, długość przedramienia lub szerokość bioder) wynosi jeden do kwintyliona (jeden, po którym występuje 18 zer).

Badania dr Lucas dotyczyły również tego, co jest bardziej wyjątkowe: twarzy czy ciała osoby. W ich wyniku odkryła, że ludzie częściej mają „nieznajomego bliźniaka”, który miał takie same rysy twarzy niż kształt ciała. „Zacznij patrzeć na ciało, jest bardzo przydatne” – powiedziała Teghan Lucas.

Antropometria, czyli pomiar ludzkiego ciała, ma praktyczne zastosowanie dla policji i innych organów ścigania, które chcą dopasować przestępstwa do sprawców lub zlokalizować zaginionych ludzi. Według doktor Lucas, która wielokrotnie występowała w charakterze biegłego sądowego w procesach karnych i cywilnych, „pomiary ciała były z naukowego punktu widzenia tak wyjątkowe i cenne dla badań jak DNA czy odciski palców. (…) Badania dowiodły, że kształt ciała może być dużo bardziej przydatny niż rozpoznawanie twarzy, ponieważ jest bardziej prawdopodobne, że to właśnie ciało będzie wyjątkowe. (…) Ludzie zostawiają swoją antropometrię na miejscu zbrodni, kiedy zostają złapani przez kamerę CCTV lub robią obciążające selfie. (…) Badanie zmienności człowieka nie jest nowe, ale nowością jest to, że możemy teraz uzyskać pomiary ciała na podstawie materiału z kamery i wykorzystać te pomiary do identyfikacji osób. (…) W tym celu potrzebna jest jednak ściślejsza współpraca między organami ścigania lub obroną a naukowcami w celu opracowania modeli komputerowych i programów w nowo powstającej dziedzinie nauki”.

Oczywiście badania doktor Lucas opierają się na niezwykle dokładnych pomiarach, analizowanych w dodatku przez komputer, dla którego różnica zaledwie jednego centymetra w rozstawie oczu była już nie do przyjęcia. Nasz mózg nie jest jednak aż tak dokładny. Zwykle wystarcza mu obraz „mniej więcej”, by w dwóch różnych twarzach dopatrzył się podobieństwa. Dlatego widzi sobowtóry wokół siebie daleko częściej, niż wynikałoby to ze zwykłego rachunku prawdopodobieństwa. Jak to się dzieje, wyjaśnia na łamach „Gazety Wyborczej” Olga Woźniak:

„Do postrzegania twarzy mamy w naszej głowie wyspecjalizowany ośrodek. To zakręt wrzecionowaty. Obrazy twarzy, które on przechowuje, bardziej niż do zdjęć można porównać do policyjnych portretów pamięciowych. Zbiór pewnych cech ogólnych, bez szczegółów. Mózg – dla oszczędności czasu i przestrzeni – potrafi sprowadzać widziane obiekty do schematów. Odrzucać nieistotne szczegóły i wyciągać «esencję» rzeczy. Bo właśnie po takich «z grubsza» elementach rozpoznajemy bliskich i znajomych. I dlatego jeśli ktoś «z grubsza» jest do kogoś podobny, nasz mózg hiperbolizuje to podobieństwo, a my mamy wrażenie, że widzimy sobowtóra – które to odczucie blednie, gdy wdamy się w szczegóły wyglądu danej osoby”.

Historia zna wiele przypadków podawania się za inną osobę. Już w Biblii znajdziemy opowieść o Jakubie, który oszukał swego ojca Izaaka, udając własnego brata bliźniaka, Ezawa, i w ten sposób uzyskał od niego błogosławieństwo przeznaczone dla pierworodnego.

W starożytności podszywanie się pod zmarłego władcę lub członka rodziny panującej w celu zdobycia władzy w państwie nie było wcale rzadkie. Niektórym uzurpatorom udawało się nawet zdobyć tron.

Antioch IV Epifanes, władca starożytnej Syrii z dynastii Seleucydów, panował w latach 175–163 p.n.e. Po śmierci władcy tron objął jego syn, dziewięcioletni Antioch V Eupator. Niespełna dwa lata później Rzym wycofał swoje poparcie dla Antiocha, kiedy w czasie zamieszek tłum zamordował rzymskiego ambasadora w Antiochii Gnejusza Oktawiusza. Rzymscy senatorowie poparli Demetriusza, który w październiku 162 r. p.n.e. zdetronizował i zamordował Antiocha V, sam ogłaszając się królem.

Ów Demetriusz, już jako Demetriusz I Soter, panował do roku 150 p.n.e. Wtedy to władcy sąsiednich państw Pergamonu, Kapadocji i Egiptu zawarli koalicję przeciw niemu i poparli Aleksandra Balasa jako cudem uratowanego od śmierci Antiocha V Eupatora, którego uzurpator przypominał sylwetką i rysami twarzy. Balas uzyskał poparcie senatu rzymskiego i państw ościennych, a także Żydów walczących o niepodległość pod wodzą Jonatana Machabeusza. Demetriusz stawił czoło najazdowi obcych wojsk i poległ podczas bitwy z uzurpatorem, który zastąpił go na tronie Syrii.

W Cesarstwie Rzymskim również podejmowane były tego typu próby. Za panowania cesarza Tyberiusza Klaudiusza Nerona (42 p.n.e. – 37 n.e.) niewolnik Klemens podszył się pod swego zmarłego pana, Agrypę Postumusa1. Agrypa był po matce wnukiem Oktawiana Augusta i przez to potencjalnym rywalem do purpury dla Tyberiusza. Z tego powodu został zamordowany zaraz po śmierci Augusta, w 14 r. n.e.

Po śmierci swego pana Klemens wykradł jego prochy. Następnie udał się do Etrurii, zapuścił włosy i brodę, by upodobnić się do Agrypy, i utrzymywał, że to on jest Postumusem. Udało mu się nawet zebrać w 16 r. n.e. grupę ludzi w Galii i Italii. Podczas marszu na Rzym został z polecenia Tyberiusza pochwycony i po torturach stracony. Według rzymskiego historyka (chociaż greckiego pochodzenia) Kasjusza Diona Tyberiusz miał się zapytać Klemensa: „Jak stałeś się Agrypą?”. „W taki sam sposób jak ty zostałeś Cezarem” – usłyszał w odpowiedzi.

Później nieomal każdy władca w historii miał swoich sobowtórów, którzy go zastępowali, myląc w ten sposób spiskowców czyhających na życie monarchy. Przez całe wieki szefowie policji, kontrwywiadu i ochrony osobistej głów koronowanych używali sobowtórów dla przechytrzenia przeciwnika. Jednym z największych wirtuozów tej gry była prawa ręka Anne Jeana Marie René Savary’ego – szefa francuskiego wywiadu i kontrwywiadu militarnego (Cabinet Secret) – Karl Ludwig Schulmeister nazywany „cesarzem szpiegów”.

Słabość do sobowtórów pozostała ludziom do dzisiaj. Do tego stopnia, że doczekały się one nawet swojego własnego dnia. Światowy Dzień Sobowtóra przypada 21 kwietnia. Można się o tym fakcie dowiedzieć z kalendarza świąt nietypowych, w którym znajdują się też takie święta, jak: Dzień Kubusia Puchatka (18 stycznia), Międzynarodowy Dzień Kopania Rowów (3 lutego), Światowy Dzień Budyniu (31 marca) czy Dzień Musztardy (6 sierpnia).

Sobowtóry tak bardzo nas fascynują, że w internecie wielkim powodzeniem cieszą się portale, na których obcy ludzie poszukują swoich niespokrewnionych bliźniaków (np. twinstrangers.net lub ilooklikeyou.com). O sobowtórach znanych z historii i ich zadziwiających historiach można przeczytać poniżej, w tej właśnie książce.

Jaki artysta ginie we mnie!

NERON / TERENCJUSZ MAKSYMUS I INNI

Czy Neron rzeczywiście był tak zły, jak został opisany na kartach historii? Do historii przeszedł jako opanowany żądzą mordu seksualny zwyrodnialec. Zarzucano mu wiele: narcyzm, zbytnie folgowanie namiętnościom, perwersyjny seks, zamordowanie senatorów i członków własnej rodziny – w tym brata, dwóch żon i matki, z którą zresztą utrzymywał kazirodcze stosunki, wykastrowanie pięknego młodzieńca Sporusa, aby go poślubić jako swą formalną „małżonkę”, podpalenie Rzymu i prześladowanie pierwszych chrześcijan. Teksty starożytnych historyków Swetoniusza i Tacyta przynoszą opis krwawego tyrana, psychopaty i seksualnego dewianta. Po jego śmierci zatem Rzymianie powinni o nim jak najszybciej zapomnieć. Znaleźli się jednak tacy, którzy podziwiali go do tego stopnia, że postanowili się nim stać. To sugeruje, że Neron był w istocie lubianym i cenionym przez niższe warstwy społeczne władcą, skoro samozwańcy liczyli na odzew zarówno wśród legionów, jak i wśród poddanych, a co więcej, w pewnym zakresie ich oczekiwania się spełniały.

*

Neron, a właściwie Lucius Domitius Ahenobarbus, urodził się w Ancjum 15 grudnia 37 roku. Był synem Agrypiny Młodszej i Gnejusza Domicjusza Ahenobarbusa. O ojcu Nerona Swetoniusz pisał, iż jego „całe życie pod każdym względem było godne potępienia”, matka zaś była „kobietą do cna zżartą przez chęć posiadania władzy”. Narodzinom dziecka miały towarzyszyć znaki, które postrzegano jako złowróżbne dla państwa. Sam Gnejusz Domicjusz miał rzekomo powiedzieć, iż z takiego związku jak jego i Agrypiny „mogło przyjść na świat tylko coś bardzo nikczemnego i zgubnego dla państwa”.

Kiedy Lucjusz Domicjusz miał trzy lata, jego ojciec umarł, a matkę wygnano z kraju. Dziecko zostało oddane pod opiekę swojej stryjenki, z którą Gnejusz Domicjusz wcześniej romansował. Domicja Lepida nie okazała się dobrą macochą, toteż kolejny rok życia Lucjusz spędził w skrajnym niedostatku. Jego wykształceniem zajmowało się dwóch mężczyzn: tancerz i balwierz2. Wbrew powszechnie panującej opinii (pochodzącej od historyka Tacyta) Neron wcale nie był grafomanem, miał duży talent poetycki i aktorski.

Sytuacja uległa zmianie w roku 41, po śmierci panującego cesarza Kaliguli, po którym tron objął wyśmiewany wcześniej i uważany za idiotę Klaudiusz (Tiberius Claudius Caesar Augustus Germanicus)3. Klaudiusz postanowił zaopiekować się swoimi krewniakami (matka Lucjusza, Agrypina, była siostrą Kaliguli, Klaudiusz zaś jego stryjem). Oddał chłopcu spadek po ojcu zagarnięty przez Kaligulę, pozwolił też wrócić z wygnania Agrypinie. Powinien był bardziej przemyśleć ten krok, Agrypina bowiem była kobietą żądną władzy i przebiegłą. Mając taką matkę, Lucjusz, naturalny pretendent do tronu, stanowił realne zagrożenie dla syna Klaudiusza i Walerii Messaliny – Brytanika. Messalina, kobieta równie podła i podstępna, by raz na zawsze zażegnać niebezpieczeństwo, zleciła zabicie Lucjusza. Jednak – jak podaje Swetoniusz – nasłani przez nią zabójcy wystraszyli się węża spoczywającego przy głowie śpiącego dziecka i uciekli (w rzeczywistości była to jedynie skóra gada, którą chłopiec miał w złotej bransolecie podarowanej przez matkę).

Kiedy zdradzająca męża na prawo i lewo Messalina popełniła samobójstwo w roku 48 (z niewielką pomocą niejakiego Narcyza, oficera, który miał doprowadzić ją przed oblicze męża), Klaudiusz postanowił resztę życia spędzić w celibacie, rok później jednak zdecydował się poślubić Agrypinę i adoptować jej syna. Kształceniem Lucjusza, teraz już Nerona, zajął się Seneka Młodszy (Lucjusz Anneusz Seneka), wybitny filozof, pisarz i poeta. Tym samym Neron zyskał te same prawa do tronu co Brytanik, pierworodny syn cesarza, od którego był o pięć lat starszy.

Kiedy Klaudiusz odszedł z tego świata (najprawdopodobniej otruty grzybami podanymi przez Agrypinę), 13 października 54 roku schedę po nim objął 17-letni Neron, mąż 14-letniej Oktawii – córki Klaudiusza. Lud cieszył się na nowego władcę, licząc, że pod jego rządami odrodzi się będące w kryzysie Imperium Romanum, a władca dostarczy mu „chleba i igrzysk”. Początkowo młody władca zdawał się spełniać pokładane w nim nadzieje. Na każdym kroku okazywał szczodrość i łaskę zarówno pospólstwu, jak i senatorom. Obniżył podatki, ustanowił roczne zapomogi dla zrujnowanych senatorów, kohortom pretoriańskim co miesiąc wydawał darmowe zboże. Te pierwsze lata panowania nie zapowiadały w żaden sposób niegodziwości w latach późniejszych.

Imperium Rzymskie po niemal 14 latach panowania cesarza Klaudiusza było silne i dobrze chronione. Neron interesował się sprawami swoich prowincji o tyle, o ile to było konieczne. Wolał życie w stolicy, oddając się wszelkim przyjemnościom. Trzeba jednak przyznać, że w sytuacjach kryzysowych podejmował dobre dla cesarstwa decyzje, które przysparzały mu wiele uznania wśród obywateli rzymskich.

W zastraszającym tempie rosły jednocześnie wpływy Agrypiny. Poprzez zaufanych ludzi nadzorowała kasę imperium i jego kancelarię. Znikać zaczęli niechętni jej ludzie. Trudno powiedzieć, na ile Neron zdawał sobie sprawę z poczynań matki, a na ile wykorzystywała ona jego zaufanie do siebie. Nie da się jednak ukryć, że chciała więcej i więcej.

Dopóki Neron był młody, bardziej były mu w głowie zabawa i śpiew niż rządzenie, ale przez zachłanność Agrypiny jej stosunki z synem zaczęły się stopniowo pogarszać. Matka ingerowała nie tylko w sprawy polityczne, przez swych popleczników blokując ustawy senatu, ale zaczęła również mieszać się w życie intymne syna. Neron w sekrecie spotykał się z wyzwoloną służącą Klaudią Akte, która – jak pisze Tacyt:

„…głęboko wkradła się w serce Nerona drogą wystawnych uczt i podejrzanych schadzek, czemu nawet starsi przyjaciele cesarza nie sprzeciwiali się, widząc, jak młoda niewiasta bez niczyjej szkody zaspokaja jego miłosne popędy, skoro raz do żony swej Oktawii pomimo jej szlachectwa i wypróbowanej uczciwości nabrał wstrętu”.

Agrypina, nie mogąc znieść faktu, że jej syn kocha kobietę inną niż ona mu wskazała, w niewybrednych słowach nakazała Neronowi pozbyć się „rywalki”.

Akte została wkrótce odprawiona, ale Agrypinie to nie wystarczyło. Zaślepiona żądzą władzy kobieta popełniła duży błąd. Ogłosiła mianowicie publicznie, że skoro ona dała władzę synowi, to równie dobrze może mu ją odebrać na rzecz prawowitego następcy, którym był Brytanik. Tym samym wydała na siebie wyrok śmierci, a także na bogu ducha winnego syna Klaudiusza. Chłopiec został wnet otruty podczas jednej z uczt pałacowych, Agrypinę zaś Neron przeniósł z Palatynu do jednego z pomniejszych pałaców, pozbawił ją przywilejów i kazał traktować jako „osobę prywatną”.

Znalazł sobie także nową kochankę, Sabinę Poppeę, żonę swego przyjaciela Marka Salwiusza Othona. Kobieta ta, zła, okrutna i występna, nie zamierzała pozostać jedynie kochanicą Nerona – pragnęła również władzy. Tacyt tak ją opisywał:

„Nie brakowało jej niczego oprócz uczciwości. Urodę odziedziczyła po matce, (…) potrafiła być ujmująca, była inteligentna i dowcipna. Na pokaz zachowywała się skromnie, w istocie oddana rozpuście. (…) Nie czyniła różnicy między kochankami a małżonkami, nie ulegała żadnym uczuciom, liczyła się tylko ewentualna korzyść”.

By dbać o swą urodę, codziennie kąpała się w mleku z 500 oślic. Zachwycona swą urodą miała kiedyś powiedzieć prorocze słowa, że chce umrzeć, zanim przekwitnie…

Za jej namową cesarz postanowił pozbyć się Agrypiny, stanowiącej wciąż potężne zagrożenie dla wszystkich na dworze. W marcu 59 roku, przebywając w Bajach nad Zatoką Neapolitańską, zaprosił ją do siebie, udając chęć pogodzenia się. Niczego niepodejrzewająca Agrypina zjawiła się na wydanej przez syna uroczystej kolacji. I nie tylko podjadła sobie dobrze, ale otrzymała w prezencie od syna piękny okręt. Kiedy jednak tylko do niego wsiadła, jednostka dosłownie rozsypała się jak domek z kart i zatonęła, chociaż woda była spokojna, a noc bezchmurna.

Jednego tylko Neron nie przewidział, a raczej nie przewidziała pomysłodawczyni planu, Poppea. Tego mianowicie, że Agrypina świetnie pływa. Kobieta dopłynęła do brzegu i słusznie podejrzewając spisek na swoje życie, ukryła się.

„Zrozpaczony” syn natychmiast wysłał na morze łodzie ratunkowe z zadaniem odszukania matki i „pomocy” tonącym. Żołnierze szybko odnaleźli z trudem utrzymującą się na wodzie kobietę, która głośno krzyczała, że jest Agrypiną. Była to jednak służąca matki cesarza, która podszywając się pod nią, liczyła zapewne na szybki ratunek. Bardzo się pomyliła. Jeden z żołnierzy przytrzymał jej głowę pod wodą…

Agrypina także nie dożyła ranka. Odnaleziona jeszcze tej samej nocy przez zabójców, została uduszona, spalona i zakopana w niewiadomym miejscu. Podejrzewano powszechnie, że za „wypadkiem” Agrypiny stał Neron, jednak mimo tego zbrodniczego czynu witany był po powrocie do stolicy jak bohater. Lud cieszył się ze śmierci znienawidzonej cesarzowej, nie zobaczył jednak potwora, który jednocześnie obudził się w Neronie.

A ten potwór objawił się jako… artysta, zakochany w sobie i w swoim głosie, poetyckiej wrażliwości i urodzie. Swoim skrywanym dotąd głęboko talentem postanowił obdarować całą ludzkość, a na początek – Rzym. Rządy w państwie przejęli właściwie Seneka i Sekstus Afraniusz Burrus – pochodzący z Galii Narbońskiej wojskowy, nominowany jeszcze przez cesarza Klaudiusza prefektem pretorianów i bliski współpracownik Agrypiny Młodszej4.

Lud chciał igrzysk i chleba i Neron spełniał te pragnienia. W maju 59 roku urządził juwenalia. W wielu miastach akademickich odbyły się kilkudniowe zabawy, połączone z imprezami kulturalno-sportowymi, organizowanymi głównie przez i dla studentów. Rok później wymyślił neronia – zawody w muzyce i poezji, mające odbywać się cyklicznie co pięć lat.

Lud wybaczył mu zabójstwo matki, on zaś pławił się w pochlebstwach i okazywanym mu na każdym kroku uwielbieniu. Był przekonany o swoim wielkim talencie muzycznym, aktorskim i poetyckim. Swetoniusz i Tacyt cichcem podkpiwali sobie z tej poezji, chociaż współcześni badacze twierdzą, że nie była wcale taka zła.

Zamieszki w Rzymie, w czasie których wysuwano żądania powrotu Oktawii z wygnania, przestraszyły Nerona, który zdecydował się, ulegając interwencji kochanki, na wydanie rozkazu uśmiercenia byłej żony. Została uduszona w gorącej kąpieli, a ściętą głowę odesłano na rozkaz Poppei do Rzymu, gdyż ta chciała się upewnić, że stracono odpowiednią kobietę. Ale i jej nie dane było długo cieszyć się życiem. Choć urodziła władcy jego jedyne dziecko – córkę Klaudię Augustę5 – padła ofiarą jego porywczości.

*

Wielki pożar Rzymu (łac. Magnum Incendium Romae), który trwał pięć i pół dnia, strawił w 64 roku dużą część miasta. Tacyt wspomina o szybkim rozprzestrzenieniu się płomieni. Tylko cztery z 14 dzielnic ówczesnego Rzymu uniknęły zniszczeń, trzy spłonęły całkowicie, zaś kolejnych siedem zostało poważnie zniszczonych. Pożar zaczął się zapewne w okolicach cyrku, tam gdzie w długim szeregu stały kramy z pamiątkami, ozdobami i wszelkim rodzajem gorących przekąsek. Być może nieuważny sprzedawca antycznego hot-doga zaprószył ogień w swojej budzie. A że wszystko wokół było drewniane, więc pożar zaczął się rozprzestrzeniać w szaleńczym tempie.

Nie jest do końca jasne, jak do niego doszło – czy był to wypadek, czy też celowe podpalenie. Zgodnie z przekazem Tacyta część ludzi oskarżyła o podpalenie Nerona, który, chcąc się oczyścić, skierował oskarżenie na chrześcijan. Na części oskarżonych torturami wymuszono przyznanie się do winy. Tacyt pisze, że oskarżeni chrześcijanie byli rzucani psom na pożarcie oraz krzyżowani i podpalani. Zamordowano ich w okrutny sposób:

„Wybrał kozły ofiarne i z wielką pieczołowitością karał zdeprawowanych niewiernych (…). Ich śmierć miała być groteskowa. Przebrani w zwierzęce skóry byli rozdzierani na strzępy przez psy, krzyżowani lub podpalani niczym pochodnie mające stanowić substytut światła dziennego. (…) Panowało powszechne przeświadczenie, że nie ginęli oni dla dobra Imperium, a byli ofiarami bezwzględności jednego człowieka”.

„Pochodnie Nerona” płonęły tak jasno, że światła z nich starczyło aż do epoki oświecenia i rewolucji francuskiej. O owych represjach wspomina również Swetoniusz: „Ukarano torturami chrześcijan, wyznawców nowego i zbrodniczego zabobonu”.

Swetoniusz6 i Kasjusz Dion winnego doszukują się natomiast w osobie Nerona, motywowanego chęcią zniszczenia miasta lub odbudowania go zgodnie z własnym zamysłem. Kasjusz Dion napisał – co także potwierdzał Swetoniusz – że Neron w trakcie pożaru śpiewał pieśń Spalenie Troi. Jednak według Tacyta była to plotka, zaś Neron przebywał w tym czasie w Anzio. Różnice w opisach spowodowane są być może tym, że pożary Rzymu nie były w tym okresie niczym wyjątkowym. Miasto płonęło kolejny raz w 69 roku za panowania cesarza Witeliusza, a następnie w roku 80, za panowania cesarza Tytusa Flawiusza.

Do dzisiaj wielki pożar Rzymu kojarzy się z obrazem Nerona stojącego na tarasie swojego pałacu, grającego na lirze i sławiącego śpiewem siłę niszczycielskich płomieni. Współcześni historycy są jednak raczej zgodni, że Neron nie wywołał celowo pożaru. Tezę o chęci stworzenia przez cesarza miejsca pod pałac Domus Aurea obala ich zdaniem jego późniejsze, odległe od miejsca wybuchu pożaru umiejscowienie, po drugiej stronie Palatynu. Ponadto spłonęła część innego pałacu cesarza – Domus Transitoria. Jest więc mało prawdopodobne, aby Neron chciał zniszczyć ten pałac, tym bardziej że nawet obrazy i dekoracje w nowym pałacu były podobne do tych spalonych. Zdaniem części badaczy prawdopodobnie to nie władca wpadł na pomysł obarczenia chrześcijan winą za katastrofę, podsunęła mu go druga żona, Sabina Poppea, uchodząca za sympatyczkę Żydów.

Po ugaszeniu pożaru Neron podjął działania zmierzające do pomocy bezdomnym i zapobieżenia plądrowaniu, klęsce głodu oraz epidemiom. Otworzył swój pałac dla pogorzelców oraz zapewnił dostawy żywności. Niezaprzeczalną zasługą Nerona było zaprojektowanie nowego planu miasta z szerokimi ulicami, chociaż kosztem prawie całkowitego ogołocenia skarbca. Fundusze potrzebne na odbudowę zostały zebrane ze specjalnych danin nałożonych na prowincje rzymskie. Ponieważ to nie wystarczało, Neron obwiniał bogatych senatorów o planowanie spisku na jego życie; nakazywał ich ścięcie i konfiskował majątki.

Przy odbudowie domów wprowadzono nowe wytyczne mające na celu uchronienie Rzymu przed kolejną pożogą. Było to między innymi zachowanie dużych odstępów między budynkami; obowiązek posiadania sprzętu do gaszenia pożaru w każdej kamienicy; budynki nie mogły być już stawiane tylko z drewnianych belek, po części musiały być wznoszone z kamienia niepękającego w ogniu. Wybudowano również od podstaw ogromne termy na Polu Marsowym i znacząco rozbudowano cesarski pałac, który otrzymał nazwę Złoty Dom.

Naprawdę źle zaczęło się dziać z chwilą pojawienia się na niebie pod koniec 64 roku komety, określonej przez lud jako „zły omen, zwiastujący głód, wojnę lub nawet śmierć cesarza”. „Biegły” astrolog poradził mu wtedy, by w zamian za siebie „oddał śmierci inną osobę”. Nie, to jeszcze nie jest o sobowtórach…

Neron wykorzystał do tego celu fakt wykrycia wymierzonego przeciwko niemu w kwietniu następnego roku spisku, zawiązanego przez senatora Gajusza Kalpurniusza Pizona. Spisek się nie powiódł, ponieważ jeden z jego uczestników, a jednocześnie bliski doradca cesarza Feniusz Rufus, zdradził towarzyszy. Zdławieniem opozycji zajął się wspomniany już wcześniej, otoczony złą sławą prefekt pretorianów Ofoniusz Tygellinus, którego pisarze antyczni obciążali odpowiedzialnością za nauczenie Nerona wszelkiego zdziczenia i wyuzdania.

Gajusz Pizon zmuszony został do popełnienia samobójstwa, z życiem pożegnali się również posądzeni o udział w spisku: Publiusz Klodiusz Trazea Petus, prefekt pretorianów Feniusz Rufus, Gajusz Petroniusz, poeta Markus Annaeusz Lukan – brat Seneki Młodszego, a nawet sam Seneka. Despotyzm Nerona wywoływał coraz większe niezadowolenie w kręgach arystokracji, patrycjuszów i bogatych warstw społecznych. Nikt nie był bezpieczny, o spiskowanie mógł być oskarżony dosłownie każdy. Na arystokratów padł blady strach, lud zaś cieszył się, wiwatował na cześć cesarza po każdym trupie. Ten zaś urządził kolejne igrzyska, które uświetnił nie tylko swą obecnością, lecz także występami.

Latem 65 roku kopnięta w brzuch przez pijanego Nerona zmarła będąca w ciąży Poppea. Cesarz później bardzo żałował śmierci żony. Zarządził wielką żałobę, wygłosił ckliwą mowę pogrzebową, zaliczył Poppeę w poczet bóstw. Szukał też jej sobowtóra, by przywrócić ją do swego życia. Najpierw omal nie poślubił przypominającą ją dziewczynę, potem związał się z chłopcem Sporusem, który też był łudząco do niej podobny.

„Nieutulony w smutku” cesarz wkrótce jednak znalazł pocieszenie w ramionach Statylii Messaliny, wdowy po swoim przeciwniku politycznym, konsulu Marku Juliuszu Westynusie Attykusie, którego wcześniej skazał na śmierć. Pobrali się ze Statylią w marcu 68 roku.

Tymczasem nad głową Nerona zbierały się już ciemne chmury. Klęska wisiała nad nim nieuchronnie, jak kiedyś nad głową Damoklesa zawieszony na końskim włosiu ostry miecz. Sytuacja na granicach państwa wymykała się spod kontroli. Wykrywano kolejne spiski, spadały kolejne głowy. Dni panowania szaleńca miały się ku końcowi. Pozostał z niego tylko – jak określił Lukan pokonanego przez Juliusza Cezara w bitwie pod Farsalos Pompejusza Wielkiego – cień wielkiego nazwiska. Magni nominis umbra.

Wszystko zaczęło się dość niewinnie, ale potrwało zaledwie parę miesięcy. Powstanie, które wybuchło w Galii miało jedynie lokalny charakter i zostało szybko stłumione. Stało się jednak iskrą, która wznieciła kolejny pożar, tym razem polityczny. Uruchomiło bowiem lawinę wydarzeń, które doprowadziły do upadku i śmierci Nerona oraz kryzysu w Imperium Rzymskim, zwanego rokiem czterech cesarzy.

Kolejne powstania wybuchły w Judei i Hiszpanii, gdzie wojsko obwołało cesarzem tamtejszego namiestnika Serwiusza Sulpicjusza Galbę. 8 czerwca 68 roku decyzję tę zatwierdził rzymski senat. Dosłownie w ciągu parunastu godzin wszyscy opuścili Nerona: służba, wojsko, przyjaciele (o ile jakichkolwiek miał) – wszyscy zniknęli nagle jak kamfora. Opuszczony nawet przez gwardię pretoriańską, zdradzony przez najbliższych współpracowników, Neron zbiegł do willi jednego ze swoich wyzwoleńców imieniem Faon. Pozostało przy nim kilku byłych niewolników oraz jego „małżonka” – Sporus. Na wieść, że pościg jest blisko, kiedy było już słychać tętent koni, cesarz przebił sobie szyję sztyletem, w czym pomógł mu wyzwoleniec Epafrodyt.

Z wielu kobiet została przy nim jedna, ta najwierniejsza – Akte. To ona pochowała cesarza w porfirowym sarkofagu, który ustawiła w grobowcu Domicjuszów. Neron zmarł, a wraz z nim odszedł ostatni władca dynastii julijsko-klaudyjskiej. Nie wszyscy w to potajemne samobójstwo wierzyli. Co jakiś czas odzywały się wśród ludu głosy, że władca tak naprawdę żyje, że jedynie sfingował samobójstwo, aby uciec przed oprawcami i wkrótce wróci po swój tron.

*

W toku walk o opuszczony przez Nerona tron wielu jego dotychczasowych przeciwników doszło do wniosku, że wcale nie był takim złym cesarzem. Swetoniusz tak opisywał panujące w Rzymie nastroje:

„Nie brakło jednak i takich, którzy przez długi czas zdobili jego grobowiec wiosennymi i letnimi kwiatami, wystawiali na mównicy publicznej to jego posągi, przybrane w szaty senatorskie, to jego obwieszczenia publiczne, tak jakby żył jeszcze i miał powrócić wkrótce ku zgubie swych wrogów. Co więcej, Wologezus, król Partów, wysłał do senatu posłów w celu wznowienia przymierza, jednocześnie prosząc usilnie, aby czczono pamięć Nerona”.

Lud tęsknił za beztroskimi czasami pokoju, dostatku i niekończącej się zabawy. Stąd też nic dziwnego, że wkrótce zaczęły pojawiać się osoby podające się za ocalonego cesarza.

Pierwszy zjawił się szybko, za rządów Marka Salwiusza Othona. Othon został namiestnikiem Luzytanii (obecna Portugalia i zachodnia część Hiszpanii). Choć nie miał doświadczenia administracyjnego, okazał się dobrym zarządcą. Od początku popierał Galbę, gdy ten zbuntował się przeciwko Neronowi, a po jego upadku powrócił z Galbą do Rzymu. Liczył na to, że leciwy Galba w dowód wdzięczności za wsparcie wyznaczy go na swego następcę. Ten jednakże wybrał Lucjusza Kalpurniusza Pizona. Rozgoryczony Othon zawiązał spisek i przy pomocy pretorianów dokonał zamachu stanu. Pomogło mu też niezadowolenie ludności Rzymu z surowych rządów Galby. 15 stycznia 69 roku Galba i Pizon zostali zamordowani i jeszcze tego samego dnia pretorianie obwołali cesarzem Othona.

Jak relacjonował Tacyt, nie wiadomo, skąd pochodził pierwszy samozwaniec. Jedni twierdzili, że był niewolnikiem z Pontu, inni zaś – że to wyzwoleniec z Italii. Był uderzająco podobny do Nerona, poza tym grał na lutni i śpiewał, co utwierdziło wielu w przekonaniu, że to „oryginał”. Pogłoska o żywym Neronie szybko obiegła Grecję i Azję Mniejszą.

Według Tacyta sobowtór „dobrał sobie zbiegów, których, włóczących się bez środków do życia, ogromnymi obietnicami był uwiódł, i puścił się na morze”. Nie zważając na zimową porę, niesprzyjającą żegludze, pseudo-Neron zdobył jakiś okręt i wypłynął na wody Morza Egejskiego. Silny sztorm zagnał go do wyspy Kythnos na Morzu Egejskim, położonej nieco na południowy wschód od Attyki. Tam wokół samozwańca zaczęli zbierać się zbiegli niewolnicy, pospolici bandyci i dezerterzy z armii, rozmaite czarne charaktery i niebieskie ptaki. Zwolennicy sobowtóra rabowali kupców i gromadzili broń. Nowy Neron wyraźnie dążył do przejęcia władzy w Imperium Romanum. Być może nawet by mu się udało, gdyby nie…

U brzegów Kythnos zacumowały dwa płynące z Rzymu do Azji Mniejszej okręty wojenne. Dowodził nimi Kalpurniusz Asprenas – namiestnik prowincji Galacji i Pamfilii, mianowany jeszcze przez Galbę. Zwolennicy pretendenta zaczęli namawiać żołnierzy tych jednostek, aby przyłączyli się do „Nerona”. Po przejęciu okrętów uzurpator planował popłynąć do Syrii, gdzie stacjonowały liczne wojska, aby przeciągnąć je na swoją stronę. Teoretycznie nie był to głupi plan. Legiony stacjonujące na Wschodzie z niechęcią patrzyły na wydarzenia w Italii. Już niedługo armia Wschodu wysunąć miała własnego kandydata do tronu – Wespezjana. Sobowtór myślał też o podróży do bogatego Egiptu, aby zrabowane tam bogactwa wykorzystać do zdobycia panowania nad Rzymem.

Na jego nieszczęście dowódcy okrętów poinformowali o wszystkim Asprenasa. Namiestnik postanowił działać szybko i zdecydowanie. Zaatakował żołnierzy pseudocesarza, pojmał uzurpatora i natychmiast uciął mu głowę. Zapewne poważnie traktował ryzyko wybuchu rewolty w obronie praw Nerona, albowiem dla uspokojenia nastrojów w prowincjach wysłał odciętą głowę oszusta do miast Azji Mniejszej. Następnie głowę buntownika podającego się za Rudobrodego odesłano do Rzymu.

Chociaż uzurpator nie miał realnej siły, to potencjalnie mógł być niebezpieczny. Tacyt wspominał, że w Imperium: „w dal szerzyła się trwoga; wielu na rozgłos słynnego imienia wpadało w podniecenie wskutek swej żądzy rewolucji i nienawiści ku obecnym stosunkom”.

*

Tymczasem władający Rzymem Othon zmuszony był stawić czoła rebelii Witeliusza, namiestnika Germanii Dolnej, który obwołany cesarzem przez podległe sobie legiony nadreńskie, rozpoczął na ich czele marsz w kierunku Italii. Oddziały Othona, złożone z kohort pretorianów i części oddziałów naddunajskich, zastąpiły najeźdźcom drogę pod miejscowością Bedriacum (obecnie Calvatone) w dolinie Padu. 15 kwietnia 69 roku doszło tam do zaciętej bitwy, w której szala zwycięstwa przechylała się raz na jedną, raz na drugą stronę. Legionistom Othona udało się nawet zdobyć jednego z orłów legionowych przeciwnika, jednak kontratak bardziej doświadczonych sił Witeliusza zakończył się ich sukcesem i rozbiciem zbyt wcześnie triumfujących żołnierzy przeciwnika.

Widząc klęskę swoich oddziałów, wielu żołnierzy Othona zbiegło z pola bitwy, część zaś powróciła do obozu. Bitwa zakończyła się po kilku godzinach wraz z nastaniem zmroku. Wstrząśnięty klęską Othon, pragnąc uchronić kraj przed dalszym rozlewem bratobójczej krwi, zdecydował się popełnić samobójstwo, wbijając sobie sztylet w pierś. Następnego dnia resztki jego wojsk pod wodzą Anniusza Gallusa zdały broń, kapitulując przed siłami Witeliusza. Zwycięski Witeliusz urządził Othonowi uroczysty pogrzeb i ruszył z legionami w drogę do Rzymu, aby triumfalnie wjechać do miasta i oficjalnie ogłosić się cesarzem.

Nie wszyscy jednak podporządkowali się nowemu panującemu. Legiony bliskowschodnie, naddunajskie i stacjonujące w Egipcie postanowiły wybrać własnego cesarza. Ich wybór padł na Wespazjana, który właśnie przebywał w Palestynie, tłumiąc żydowskie powstanie. Wierne mu legiony syryjskie ruszyły na Bałkany, gdzie dołączyły do nich legiony naddunajskie. 24 października 69 roku doszło pod Cremoną do bitwy, którą wojska Witeliusza przegrały, a miasto zostało zajęte i zniszczone.

Walki trwały do grudnia, gdy legiony naddunajskie dotarły do Rzymu. W grudniu zwolennicy Wespazjana opanowali też Rzym i obalili Witeliusza. Jak podaje Swetoniusz, samego cesarza dręczono, prowadząc ulicami, następnie z pętlą na szyi zawleczono na Schody Gemońskie i w końcu zmasakrowane ciało na haku wrzucono do Tybru.

Po Wespazjanie władzę przejęli jego synowie – Tytus (79–81) i Domicjan (81–96). I właśnie za czasów Tytusa pojawił się kolejny „Neron”, opowiadający wszem wobec, iż zbiegł ścigającym go oprawcom, żyjąc dotąd w ukryciu.

Jan z Antiochii relacjonował:

„Za panowania Tytusa (…) mężczyzna (…) Udawał, że jest Neronem, twierdząc, że uciekł przed żołnierzami, którzy zostali wysłani przeciwko niemu, i że żył w ukryciu gdzieś do tej pory. Przekonał wielu w Azji Mniejszej, by podążali za nim, oszukując ich tymi historiami (…)”

Jak donosi historyk Kasjusz Dion, był to w rzeczywistości niejaki Terencjusz Maksymus. Pochodził z prowincji w Azji i z wyglądu bardzo przypominał cesarza. Co więcej – podobnie jak poprzedni uzurpator – umiał grać na lirze i śpiewać. I ten sobowtór, zdobywszy garstkę zwolenników, także zgłosił swoje pretensje do tronu. Miał jednak lepszy pomysł niż poprzednik. Postanowił mianowicie szukać wsparcia u potężnego wschodniego wroga Imperium Romanum – władcy Partów Artabanusa III (w formie partyjskiej: Ardawana). Partia od zawsze była w napiętych stosunkach z Rzymem. Oba mocarstwa toczyły ze sobą ze zmiennym szczęściem wiele wojen, ostatnią stosunkowo niedawno, bo za panowania właśnie Nerona. Według Kajusza Diona Artabanus żywił gniew do Tytusa i podobno przygotowywał wyprawę wojenną, aby osadzić na tronie „Nerona”.

W drodze nad Eufrat do Maksymusa przyłączyły się liczne oddziały wojska. Był rok 79, kiedy dotarł do Królestwa Partów (Regnum Parthorum). Król przyjął go z otwartymi ramionami, zyskując pretekst do interwencji. Pretendent chyba jednak przeszarżował. Wezwał butnie Artabanosa do udzielenia pomocy, powołując się na hojny gest prawdziwego Nerona, który niegdyś przekazał Armenię członkowi dynastii partyjskiej. Wtedy Partowie doszli do wniosku, że to nie Neron, i samozwaniec został stracony.

Skoro dla władcy Partów poparcie „Nerona” stanowiło pretekst do najazdu, nic więc dziwnego, że za czasów Domicjana, 20 lat po śmierci Nerona, czyli w roku 88 – jak pisze Swetoniusz – „ukazał się ktoś nieokreślonego stanu, podający się chełpliwie za Nerona. Imię jego taką życzliwość zyskało u Partów, że zapalczywie go poparli i mało na tron cesarski nie wprowadzili”.

O tym trzecim pretendencie nic więcej jednak nie wiemy, z wyjątkiem tego, że szukał pomocy u króla Orodesa II z partyjskiej dynastii Arsacydów. Partowie początkowo biernie przyglądali się zmiennym losom wojny domowej w Rzymie, jednak ostatecznie Orodes wysłał tam armię dowodzoną przez swojego syna Pakorosa. Pakoros zajął większość Syrii i Palestyny, podczas gdy druga armia Partów pod wodzą Labienusa, działając w Azji Mniejszej, dotarła aż do Jonii i Karii. Rzymianie w roku 39 p.n.e. w wyniku kontrofensywy pobili jednak Labienusa, który zginął w boju, zaś w roku następnym ten sam los spotkał Pakorosa. Dalsze losy trzeciego psudo-Nerona giną w mrokach historii.

Legenda Warneńczyka

WŁADYSŁAW III WARNEŃCZYK / MIKOŁAJ RYCHLIK

Władysław Warneńczyk (król chłopiec) to postać bardzo ciekawa i tajemnicza. Posiadał dwie korony: polską i węgierską. Młody niedoświadczony król nie udźwignął ciężkiego brzemienia zwierzchnictwa nad wojskami krzyżowymi, jakie na niego nałożono. W 1444 roku 20-letni król poniósł klęskę w bitwie z Turkami pod Warną. On sam podobno spadł z konia i został zabity. Ciała jednak nigdy nie odnaleziono.I jak to bywa w takich przypadkach, namnożyło się wiele teorii spiskowych dotyczących losów naszego króla.

*

Władysław III Warneńczyk (1424–1444) – król Polski od 1434 roku i Węgier od 1440 roku – pochodził z dynastii Jagiellonów. Był pierworodnym synem Władysława Jagiełły i jego ostatniej (czwartej) żony, Zofii (Sonki) Holszańskiej. Tron objął bezpośrednio po śmierci ojca, w 1434 roku, jeszcze przed swoimi 10. urodzinami. Jego koronacja, możliwa m.in. dzięki staraniom biskupa krakowskiego Zbigniewa Oleśnickiego, odbyła się 23 lipca. Nie sprawował jednak władzy samodzielnie – zastępowała go rada koronna. Władzę de facto sprawował kardynał Zbigniew Oleśnicki – wybitny polityk, indywidualność wyjątkowo silna.

Kardynał skupiał swoją uwagę nie tylko na sprawach polskich. Dostrzegał możliwości rozszerzenia wpływów polskich na kraje sąsiednie. Przyczynił się do osadzenia na tronie litewskim młodszego syna Jagiełły Kazimierza, a królowi Polski Władysławowi starał się zapewnić tron węgierski. Było to możliwe, gdy w roku 1439 zmarł władca Węgier Albrecht Habsburg. W marcu 1440 roku Władysław przybył na Węgry i się koronował. Koronowany został także nowo narodzony syn Albrechta. Na Węgrzech, wskutek braku jednomyślnej zgody związanej z koronacją polskiego króla, wybuchła wojna domowa. W wyniku mediacji papieskiej tron węgierski otrzymał Władysław. Ostatecznie to przedsięwzięcie węgierskie nic dobrego Polsce nie przyniosło. To przede wszystkim kardynał Oleśnicki ponosił odpowiedzialność za katastrofę projektu węgierskiego, bo to on był jego sprawcą. Młodziutki król, który wcale nie był do niego przekonany, uległ ostatecznie kardynałowi. Historyk Ludwik Kolankowski tak oto pisał: „Króla na tę drogę popchnięto i doprowadzono go na nią do zguby, a jego ojczyznę na skraj przepaści”.

Gdy Warneńczyk przybył na Węgry, krajowi temu groziła agresja turecka. W latach 1441–1442 Jan Hunyady, znakomity wódz węgierski, odpierał ataki, ale niebezpieczeństwo stale istniało. Król Władysław zaczął się więc szykować do wojny w obronie Węgier. Do wyruszenia na Turków nakłaniał go też papież Eugeniusz IV, który w obronie chrześcijaństwa pragnął zorganizować krucjatę. Plany te nie podobały się Polakom, ponieważ zatrzymywały króla na Węgrzech, a był on potrzebny w kraju. Poza tym wojny były kosztowne, Polacy nie chcieli za nie płacić. W 1943 roku Władysław ruszył jednak na Turków. Kampania, która przebiegała w warunkach bardzo ciężkich, zakończyła się sukcesem i przyniosła sławę. Turcja została pokonana i zmuszona do zawarcia 10-letniego rozejmu. Wieść o pokoju była z radością przyjęta w Polsce, gdzie oczekiwano rychłego powrotu króla. Niestety, szybko nadeszła nowina o nowej wojnie. Sukces Władysława rozbudził nadzieje papiestwa na zdecydowane zwycięstwo nad Turkami i wyparcie ich z Europy. Pod wpływem legata papieskiego Cesariniego król Władysław zerwał zawarty rozejm i ponownie ruszył przeciwko sułtanowi. Pod swymi rozkazami miał wojska węgierskie, polskie i włoskie. Wspierać go miała flota wenecka. Wenecja zobowiązała się zablokować Bosfor. Wojska chrześcijańskie doszły do Warny. Okręty weneckie niestety nie nadpłynęły i sułtan mógł przerzucić do Europy wojska stacjonujące w Azji. Władysław spotkał się więc z ogromną armią, znacznie liczniejszą od wojsk europejskich. W bitwie, jaka się rozegrała, chrześcijanie ponieśli sromotną klęskę. Tylko część wojska zdołał wyprowadzić z pogromu Jan Hunyady. Jak piszą historycy, klęskę spowodował błąd Władysława, który wynikał z jego młodzieńczej porywczości, gorącej krwi; zbyt wcześnie poderwał rycerstwo do walki.

Ten nieoczekiwany, przedwczesny atak Władysława Jagiellończyka na czele wojsk nadwornych na osłaniający sułtana korpus piechoty janczarskiej zakończył się śmiercią króla, co zmieniło radykalnie przebieg bitwy.

Zamęt, który wybuchł wśród wojsk chrześcijańskich, przyczynił się do ich całkowitej klęski.

„Cokolwiek się ujemnego powie o tym smutnym okresie dziejów – pisze Paweł Jasienica w książce Polska Jagiellonów – nic nie dotyczy chłopca, który padł ofiarą cudzych zaślepień, ambicji i żądzy władzy. Tym bardziej tragiczny, że zupełnie daremny zgon Warneńczyka to jakby wczesna zapowiedź nieszczęść czekających Polskę na szlakach, które nie były jej własnymi drogami”.

Na podstawie charakterystyk Długosza, Eneasza Sylwiusza Piccolominiego i Andrzeja de Palatio doktor Jan Dąbrowski opis Warneńczyka:

„Władysław był młodzieńcem pełnym cnót rycerskich, niezwykłej dzielności i odwagi osobistej, niecierpliwie rwącym się do walki, gorąco pobożnym i gotowym do poświęceń dla wiary, skromnym co do potrzeb życia, wzorowych obyczajów, niezmiernie wysoko stawiający swój honor i słowo królewskie, ustępliwym, gotowym zawsze do zgody, jednającym sobie ludzi mimo braku urody miłym obejściem, a Węgrów znajomością ich języka, lecz niedoświadczonym, łatwo i stale ulegającym wpływom, bez własnego zdania, o dobrych chęciach, które jednakże w tych warunkach nie zawsze pożądane przynosiły skutki. I niewątpliwie błędem byłoby przedstawiać młodego Jagiellończyka jako wielkiego polityka lub świetnego wodza, równie jak niesłusznym byłoby usuwać jego postać z piedestału, na który postawiła go jego śmierć bohaterska, która – jak w tylu wypadkach podobnych, promiennym blaskiem zakryła braki a wyzłociła zalety. Nie można zapomnieć, że król ten w szesnastym roku życia wstępujący na ziemię węgierską, a w dwudziestym schodzący z widowni, był człowiekiem młodym, bardzo młodym, przed którym dopiero otwierało się życie, wielkość, trudy i zwycięstwo wieku męskiego. Młodość niosła z sobą to niedoświadczenie i brak własnej linii, które są głównymi, acz łatwo zrozumiałymi brakami Jagiellończyka. Byłby je zapewne usunął wiek dojrzalszy, nie ujmując tych zalet, którymi zabłysnęła już młodość”.

Klęska warneńska i śmierć króla przekreślała ostatecznie plany rozciągnięcia wpływów politycznych Polski na cały obszar południowo-wschodniej Europy. Skarb państwa został zrujnowany długami zaciąganymi przez króla na węgierską wojnę domową i wyprawy bałkańskie.

W grudniu 1444 roku do kraju zaczęli powracać ocaleni z rzezi spod Warny polscy rycerze, ale brakowało choćby jednego świadka śmierci króla Władysława. W jednej z wersji janczar ściął mu głowę i wystawił na postrach chrześcijańskich wojsk. Potem obwożono ją jako trofeum po całym sułtańskim imperium. Jednak nie tylko nie wiadomo, gdzie dziś jest głowa króla, ale nawet w tamtych czasach powątpiewano w autentyczność trofeum. Ciała, ani nawet zbroi Warneńczyka nigdy nie odnaleziono. Z Krakowa rozsyłano poselstwa, które miały sprawdzić, co naprawdę się stało z królem. Po Polsce krążyły plotki o tym, że król przeżył bitwę i odprawia gdzieś na Zachodzie pokutę.

W Polsce długo oczekiwano jego powrotu. Przyjmowano i rozważano wszystkie informacje mówiące o ocaleniu władcy. To silne oczekiwanie na powrót króla było powodem pojawienia się w Polsce samozwańców podających się za wracającego z tułaczki monarchę. Tabuny oszustów zaczęły się pod niego podszywać.

*

Warneńczyk miał więc swoich sobowtórów. W 1452 roku za króla podawał się zdemaskowany w Międzyrzeczu przybysz z Nadrenii Jan z Wilczyny. Władysława rozpoznano też podobno w pustelniku z Santiago de Compostela. Na najciekawszy ślad Władysława natrafiamy jednak w liście z 1472 roku dominikanina Mikołaja Florisa, który przedstawiał się jako towarzysz podróży króla, napisanym z Lizbony do wielkiego mistrza krzyżackiego w Królewcu. Informował o pobycie polskiego króla na wyspach portugalskich. Pismo przechowywane w Królewcu przetrwało ostatnią wojnę, bo całe archiwum zdążono przewieźć do Getyngi. Według Leopolda Kielanowskiego to najważniejszy istniejący dokument, który daje właściwie pewność, że Władysław mieszkał na Maderze.

W 1459 roku pojawił się następny kandydat na zaginionego władcę. Stwierdzono nawet, że istotnie uczestniczył w bitwie pod Warną. Był jednak nie królem, lecz jego dworzaninem. Nazywał się Mikołaj Rychlik i prawdopodobnie dostał po bitwie pomieszania zmysłów (czyżby średniowieczny zespół stresu pourazowego?), przez co zaczął się identyfikować z królem. Jednak matka Władysława, królowa Sonka Holszańska, jednoznacznie stwierdziła, że to nie jej syn. Samozwańcowi zrobiono sztuczną koronę, a potem wychłostano i wtrącono na resztę życia do lochu.

Chwytliwe sześć palców

W 1466 roku, a więc 22 lata po feralnej bitwie pod Warną, czeski możnowładca Lew z Rozmitalu spotkał w trakcie pielgrzymki po Hiszpanii, niedaleko miejscowości Cantalapiedra, tajemniczego pustelnika. Uchodził on w okolicy za króla, który został pokonany w bitwie z poganami i poświęcił się życiu w wiecznej samotności, ponieważ nie dotrzymał przysięgi.

Rozpoznał go też jakiś Polak z orszaku magnata czeskiego po jednym charakterystycznym znaku – sześciu palcach u stóp. Czesi zaczęli się zastanawiać, czy faktycznie nie jest to polski król Władysław. Pewności jednak nie mieli. Tym bardziej że pustelnik wyglądał na 70 lat, a Warneńczyk powinien mieć 42. Inna sprawa, że eremita sprawiał wrażenie ucharakteryzowanego: pod łachmanami ukrywał koszulę i miał przefarbowane włosy.

Czy te wszystkie sobowtóry pojawiały się przypadkowo? Być może tak, przynajmniej większość z nich. Lecz nie ulega wątpliwości, że zwłaszcza pustelnicy w Portugalii i Hiszpanii wydają się mocno podejrzani. Pojawili się oni u zarzewia i pod koniec wojny polsko-krzyżackiej. Plotki o nich niosły zamęt, podważały autorytet i prawa do tronu króla Kazimierza Jagiellończyka. Kto wie, czy obu eremitów nie „sfabrykowali” Krzyżacy, mistrzowie intryg? Wprawdzie pustelnik, którego spotkał Lew z Rozmitalu, był zbyt sędziwy na Władysława, ale zapewne znaleźć człowieka o sześciu palcach nie było łatwo.

Sekret Henryka Niemca

Wiele lat później rozpowszechniano wieści, jakoby Warneńczyk znalazł dożywotnie schronienie w Portugalii. Jako Henryk Alemão (Niemiec) miał żyć na Maderze. Sprawa to o tyle intrygująca, że ów nieznajomy z Portugalii miałby być prawdziwym ojcem Krzysztofa Kolumba. Odkrywca Ameryki synem Warneńczyka – to dopiero sensacja. Jednak poszlak, że Henryk Alemão to ocalały polski król, jest niewiele.

Fakt, że Henryk uchodził przy tym za rycerza z klasztoru św. Katarzyny na górze Synaj, dodaje mu tajemnicy, jednak nie ma bezpośredniego, klarownego związku z Warneńczykiem. I choć Henryk pojawił się na portugalskiej wyspie około 1457 roku, to wzmianki mogące łączyć go z Władysławem pojawiają się w portugalskich przekazach dopiero w drugiej połowie XVI stulecia. Romantyczna legenda, że Alemão był polskim władcą pokonanym pod Warną, pokutnikiem i rycerzem św. Katarzyny, który na portugalskiej wyspie założył rodzinę, została ostatecznie utrwalona w 1722 roku przez historyka z Madery Henrique Henriquesa de Noronha.

Legenda żyje i pewnie tylko odnalezienie kości Henryka na Maderze oraz porównanie ich z DNA Jagiellonów (gdybyśmy takowe posiadali) przesądziłoby sprawę – przynajmniej dla zwolenników teorii spiskowych. Lecz nie do końca. Przecież mogło być tak, że Krzyżacy stworzyli sobowtóra Warneńczyka do własnych celów politycznych, a ten po wszystkim wylądował na Maderze jako „Niemiec”, z głową pełną fantazji i zmyśloną biografią. Czy Kolumb mógł być synem takiego „pseudo-Warneńczyka” – to inna sprawa.

Historycy, zwłaszcza mediewiści, mają różne spojrzenie na śmierć Władysława Warneńczyka, niemniej wciąż pozostaje ona zagadką.

Nieprawdziwy Shakespe(a)re

WILLIAM SHAKESPEARE (SZEKSPIR) / EDWARD de VERE

Wprawdzie w tej historii nie pojawia się sobowtór, jednak także jest w niej zakwestionowanie prawdziwości osoby – domniemana podmiana. Czy najwybitniejszy dramaturg w dziejach i William Shakespeare to dwie różne osoby?W powszechnym przekonaniu William Szekspir był poetą i aktorem z mieściny Stratford nad rzeką Avon. Ale coraz częściej słychać głosy, że historia z nas zakpiła. Według pewnej teorii autorem Hamleta był hrabia Edward de Vere.

William Szekspir urodził się w 1564 roku w Stratfordzie, małym miasteczku położonym niecałe 150 kilometrów od Londynu. Dokładna data narodzin nie jest znana. Biografia Szekspira opiera się na nielicznych zachowanych dokumentach, zawiera niejasności i braki. Jego ojciec był mistrzem cechu rękawiczników i powszechnie szanowanym obywatelem. Doczekał się nawet godności burmistrza. Matka pochodziła ze zubożałej szlacheckiej rodziny. William uczęszczał do cieszącego się bardzo dobrą opinią miejscowego gimnazjum, gdzie poznał łacinę i grekę oraz literaturę klasyczną. Studiów wyższych prawdopodobnie nie skończył; jego nazwisko nie figuruje w żadnym rejestrze uniwersyteckim.

Dlaczego nie kontynuował nauki? Dlaczego nie poszedł na uniwersytet? Taka powinna być, zdawałoby się, dalsza kariera syna ambitnego burmistrza. Być może przyczyna kryje się w kłopotach, w jakie popadł jego ojciec. Nękany przez procesy i wierzycieli stopniowo wyzbywał się swojego majątku, a także rezygnował z pełnienia funkcji publicznych. A William być może musiał zająć się rzemiosłem?

W 1582 roku 18-letni William ożenił się ze starszą o osiem lat Anną Hathaway. W sześć miesięcy po ślubie przychodzi na świat pierwsza córka młodych państwa Szekspirów, a półtora roku później w ich domu pojawią się bliźnięta.

Później w życiorysie najsłynniejszego człowieka na ziemi następuje siedmioletnia luka. Po prostu biała plama, tzw. lata nieznane. Lukę wypełniają liczne hipotezy i legendy wyjaśniające źródła erudycji i rozległej wiedzy Szekspira oraz znajomość warsztatu teatralnego. Nie dysponujemy żadnymi pewnymi przekazami, a więc wszystkie hipotezy są równie prawdziwe jak i nieprawdziwe.

W 1592 roku 28-letni Szekspir przebywa w Londynie jako początkujący aktor i zapewne „przepisywacz” oraz „poprawiacz” cudzych sztuk.

Co się z nim działo w tych latach, o których nic nie wiemy? Co spowodowało decyzję o pozostawieniu rodziny i przeprowadzce do Londynu? Dlaczego porzucił spokojne mieszczańskie życie na rzecz niepewnego losu komedianta?

Londyn końca XVI wieku był wielkim, ruchliwym miastem, zamieszkanym przez błyskawicznie dorabiające się mieszczaństwo – kupców i rzemieślników. Główną ich rozrywką był dynamicznie rozwijający się teatr.

Oficjalny debiut autorski Szekspira ma miejsce w 1593 roku. Ukazuje się drukiem poemat Wenus i Adonis. Dużo trudniej jest datować twórczość dramatyczną geniusza ze Stratfordu. Niemal wszystkie sztuki Szekspira wydane za jego życia mają charakter piracki. Teatry nie zgadzały się na drukowanie utworów ze swojego repertuaru, bo to odbierało im widzów. Sprytni drukarze zatrudniali specjalnych kopistów, którzy przepisywali tekst ze słuchu podczas przedstawień. Przekupywano także aktorów, by z pamięci wygłaszali cały tekst przed skrybą (osoba zajmująca się zawodowo odręcznym przepisywaniem ksiąg lub dokumentów). Nie zachował się żaden rękopis dzieł Szekspira.

Ogólnie twórczość Szekspira dzielimy na następujące fazy:

1. Okres eksperymentalny (do 1595) – młody William uczy się zawodu pisarza, próbuje swych sił zarówno w komedii, jak i tragedii, tworzy również udramatyzowane kroniki historyczne. Powstaje w tym okresie m.in. komedia Poskromienie złośnicy.

2. Okres wielkich komedii (1595–1599) – powstaje wówczas większość najsłynniejszych komedii Szekspira (m.in. Sen nocy letniej). W tych latach napisał także Romea i Julię.

3. Okres wielkich tragedii (1599–1608) – to szczyt dramaturgii wielkiego Anglika. Powstają wówczas największe, najsłynniejsze tragedie (Hamlet, Król Lear, Makbet) oraz wspaniała komedia Wieczór Trzech Króli.

4. Okres schyłkowy (1608–1612) – nie obfituje w wybitne dzieła. Zmienia się gust publiczności, która oczekuje lekkich komedii romansowych, w których Szekspir najwidoczniej nie czuje się zbyt dobrze. Jednak jego ostatnim utworem jest arcydzieło Burza.

W roku 1613 powraca na stałe do Stratfordu i osiada z żoną oraz córką w nabytym kilka lat wcześniej domu. Być może wpływ na tę decyzję miał pożar i ruina jego teatru, słynnego The Globe (Pod Kulą Ziemską).

 

Ostatnie lata życia upłyną mu wśród rodziny, w dostatku, wręcz dobrobycie, jaki zapewnił sobie i najbliższym własną pracą pisarską. Twórczość przyniosła mu tytuł szlachecki, bogactwo i uznanie tak współczesnych, jak i następnych pokoleń.

Kiedy umarł w 1616 roku, zapewne w dniu swoich 53. urodzin, pewien współczesny mu pisarz takimi oto słowy opisał jego geniusz:

Lśnij, o gwiazdo poetów! Niech wpływ twojej weny Chłoszcze i wraz ożywia ducha naszej sceny, Która, odkąd odszedłeś, w noc się spowinęła I wierzy w świt jedynie w słońcu twego dzieła.

Szekspir pozostawił po sobie 37 utworów: 10 tzw. kronik historycznych, 14 komedii i 13 tragedii.

Czy William Szekspir – kupiec z małego miasteczka, bez gruntownego wykształcenia – mógł się nagle stać bardem? Czy William Shakespere – bo tak podpisywał się stratfordzki obywatel – i William Shakespeare dramatopisarz to ta sama osoba?

Problem w tym, że nie istnieje żaden dowód, że William ze Stratfordu był owym wspaniałym twórcą. W rodzinnym mieście znano go jako człowieka zajmującego się interesami – dorobił się na czymś, skupował nieruchomości i odsprzedawał z zyskiem, prawdopodobnie zajmował się pożyczaniem pieniędzy pod zastaw. Nie znaleziono żadnej wzmianki, że istotnie pisał on sztuki, nie zostawił po sobie ani listów, ani rękopisów (jedyne, co mamy, to jego podpis Shakespere na sześciu urzędowych dokumentach). Na jego grobie znajdowała się wyrzeźbiona sakiewka z ziarnem, później zastąpiona przez pióro – może to świadczyć o tym, że ówcześni stratfordczycy znali go jako kupca.

Może William Shakespere był jedynie mężczyzną, który świetnie sobie radził finansowo, kupił wielki dom w rodzinnym mieście, w którym zamieszkał tuż przed śmiercią? A uwielbiany autor William Shakespeare to pseudonim artystyczny kogoś, kto nie chciał się ujawniać i tworzył incognito? Może Shakespere istotnie działał w teatrze jako aktor i współrealizator sztuk, ale nie pisał ich sam? Problem w tym, że biografie Szekspira utkane są z domysłów i wątłych faktów. Wśród nich znajdują takie, które są powiązane z osobą hrabiego Edwarda de Vere.

Cofnijmy się teraz do roku 1550, kiedy to na świat przychodzi Edward de Vere, syn 16. hrabiego Oksfordu, a po jego śmierci 17. hrabia Oksfordu. O nim akurat wiadomo sporo – pan ów, choć awanturnik i zawadiaka, był świetnie wykształcony w prawie, literaturze i sztuce, znał języki obce i oczywiście odebrał edukację w zakresie dworskiej etykiety, tańca itp.

Parał się poezją, pisał też sztuki teatralne – zajęcie raczej mało popularne wśród arystokracji. Może dlatego pisał pod pseudonimem, który przypadkiem okazał się podobny do nazwiska Williama ze Stratfordu (a może dlatego, że niektóre jego miłosne sonety były adresowane do mężczyzny, więc mogły być kompromitujące). Członkowie szekspirowskiego towarzystwa w Oksfordzie stanowczo popierają teorie, że to właśnie hrabia Oksfordu Edward de Vere jest autorem wszystkich dzieł przypisywanych Szekspirowi. Czyż to nie jest bardziej logiczne niż nagła wena twórcza niewykształconego kupca z małej mieściny?

Zwolennicy tej teorii wyszukali aż kilkadziesiąt wątków z biografii Edwarda de Vere, które pojawiają się w sztukach Szekspira. Ponadto to podobno on był prawdziwym twórcą opowieści romantycznej The Tragicall Historye of Romeus and Juliet, która była kanwą słynnej sztuki Romeo i Julia, a której powstanie przypisuje się Arthurowi Brooke’owi. Mimo iż De Vere był człowiekiem trudnym we współżyciu i narażał się królewskiej władzy, to uchodziło mu to na sucho, a królowa Elżbieta przyznała mu nawet sporą rentę – może dlatego, że uwielbiała jego prace pisane pod pseudonimem Shakespeare?

Oczywiście są i inne hipotezy dotyczące tożsamości artysty, ale mniej prawdopodobne. Miał być nim Christopher Marlowe (ale po co Marlowe miałby tworzyć pod pseudonimem), a nawet cała grupa pisarzy z Marlowe’em na czele. Miał to być Francis Bacon. Wreszcie uwaga – Szekspirem mogła być kobieta: wysunięto szaloną, dziwaczną tezę, że to sama królowa Elżbieta.

Debata nad autorstwem dzieł Szekspira trwa od ponad 150 lat, jest niesłychanie zażarta.

Henry James pisał w jednym z listów : „Dręczy mnie myśl, że boski William to największe i najbardziej udane oszustwo, jakiego kiedykolwiek dopuszczono się wobec cierpliwego świata”. Freud twierdził: „Nie wierzę już, że William Shakespeare, aktor ze Stratfordu, był autorem dzieł, które mu się przypisuje”. Brytyjski polityk John Bright: „Każdy, kto wierzy, że William ze Strafordu napisał Hamleta lub Leara jest głupcem”. Takich cytatów można by przytoczyć setki.

Oczywiście obóz stratfordzki się broni, bo na tym, że właśnie tu urodził się Szekspir, mieszkańcy miasta robią świetny interes. Niektórzy naukowcy i badacze natomiast twierdzą, że nie ma znaczenia, kto tak naprawdę był autorem owych dzieł – ważne, że je mamy i że możemy je podziwiać.

Polski szekspirolog prof. Jerzy Limon podchodzi do kontrowersji wokół stratfordczyka ze stoickim spokojem: „Nie ma to większego znaczenia, kto był «Szekspirem»” – twierdzi. „Jego dzieła nie są autobiograficzne, więc szczegóły odnoszące się do żywota autora nie odgrywają większej roli. Jakość jego dramatów i sonetów nie zależy od tego, kto je napisał. Mamy teksty i to jest najważniejsze”.

Przypisy

1 Postumus – po łacinie „pogrobowiec”, gdyż urodził się w roku 63 p.n.e. już po śmierci swego ojca Marka Wipsaniusza Agrypy.

2 Balwierzem nazywano dawniej fryzjera obsługującego mężczyzn, który oprócz ścinania włosów zajmował się goleniem, a czasem też drobnymi zabiegami lekarskimi (np. opatrywaniem ran, nacinaniem ropni).

3 Przyczyną tego były liczne ułomności fizyczne. Klaudiusz utykał na skutek paraliżu dziecięcego, ślinił się, jąkał, miał mimowolne ruchy mięśni twarzy, ciekło mu z nosa, z powodu przebytej świnki ogłuchł na prawe ucho i często chorował. Członkowie rodziny uważali to za skutek umysłowego upośledzenia i dlatego trzymali go z dala od obcych. Jego własna matka, Antonia, nazywała go „monstrum zaczętym, ale niedokończonym przez naturę”.

4 Po śmierci Burrusa (62 r.) oraz wycofaniu się z życia politycznego Seneki ich miejsce zajęli Feniusz Rufus oraz prefekt pretorianów Ofoniusz Tygellinus. Duże wpływy na dworze cesarskim miał również Gajusz Petroniusz, arbiter elegantiae.

5 Dziewczynka zmarła po czterech miesiącach, a Neron zaliczył ją w poczet bóstw.

6 Swetoniusz w swoich Żywotach cezarów uwielbiał epatować szczegółowymi opisami perwersyjnego seksu oraz skrajnych okrucieństw. Często sięgał do plotek i pomówień. Kierował się jedynie chęcią wzbudzenia sensacji i zainteresowania czytelników. A cóż do dziś lepiej się sprawdza w tej roli niż seks i przemoc?