Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Przez Zanzibar i Arkadię do hotelu @lantyda – w Sylwetkach i cieniach Andrzej Sosnowski porywa czytelnika w rejs last minute tropem bohaterów, "ku lądom podbitym, bez umów o dzieło". W tle snów dzwoniących czelestą buczą mikroprocesory, brunatny karzeł przechodzi przez niebo, w oddali słychać okrzyk "Eyjafjallajoekullto". Sosnowski otwiera drzwi do swego mitu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 26
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
zakupiono w sklepie:
Sklep Testowy
identyfikator transakcji:
1622842300028405
e-mail nabywcy:
znak wodny:
Agnieszce
Jakaś nisza we mnie odzywa się echem. Wystarczy parę dzwonków czelesty i spadam przez dawne sny bezwirowo z harfą, klarnetem i fletem w błahy rym i bim-bam-bom słonecznej Wielkanocy twojej pierwszej komunii: huczące dzwony, glockenspiel. Zawroty głowy, zwichrzone kałuże pod kościołem, szkwały wodnych rozbłysków, rozdmuchane i rozpędzone w powierzchnie słonych jezior i mórz – wszystko tu rwie się w oczach i strzępi, gdy przeklęta wiocha nareszcie stanęła w ogniu lub przynajmniej w tych złudnych łunach, Izabelo. Czy tam w środku była Clara Venus, czy Prznjśwtsz Dziewica, siostrzyczko? Może to wszystko jedno, braciszku? To tak jak szpinak i szpinet.
Pora na contemplostate (popołudniowy onanizm). (Inna nazwa „rębnia” albo „polewka z imbirem”). Mirra i bimber w jednym spały domu: „to prawda w sensie dosłownym, jak i w każdym innym”. Stopy podszyte wiatrem, jak siedmiomilowe buty – kiedy nosi nas wszędzie, kto będzie zdolny nadążyć? Samogłoski, które porywa wiatr, litery rozsypane na wietrze, jak kolorowe klocki z litego drewna ciśnięte za okno w śnieg, zgłoski rzucone na wiatr, niepowrotne. Siedemdziesiąt dwie litery imienia, któż je schwyta? Siedemdziesiąt pięknych twarzy, kto w tym życiu splugawi? Siedemdziesiąt wytraconych znaczeń, kto w swoim czasie zrozumie?
Diabelskie skaranie, plaga z tym językiem. A tu trzeba nową erę pisać w biednym eremie poetów, ostatnią już, po wsze dni. Dnie wszy? Jak jakiś chiński rok? Audition colorée cieszy się pokątnym mirem, ale co to ten mir, nie wiadomo. A tu wielkie oswobodzenie trzeba pisać, torsje i wytchnienie po nich. En avant! Rataplan! Do demolatorium. I do suspiriorium, lakrymatorium, tenebrarium, gdzie wzniesiemy dziś buńczuczny toast. To play at hide and seek – Higgledy-piggledy! Chce ci się śpiewać w tym pubie? Jak człowiek, któremu pomyliło się wszystko ze wszystkim, dziecinny globus z kulą ziemską, mapa nieba z żeńską obsadą seraju,
baladynie: dymiąca gambierka w konstelacji Wielkiej D * * *, z leżakowaniem na wydmach gwiezdnych pośladków illuné, w blaskach pustynnych bleuisons aurorales, to były twoje ideały (słuszne), lecz boska rozwiązłość, bajeczne lenistwo – ach, nie są to jedyne projekty naszej zderanżowanej konstytucji? Praca! „Szukałem pracy we wszystkich portach Morza Czerwonego”. Uprowadzony przez „inność” i zesłany w „obcość”? Samozesłanie, samouwiedzenie to było, jak zawsze. Jezioro łez na pustyni, majstersztyk Sinobrodego (Rudolf, Turkana) – Staś i Nel też tam byli, niemal w tym samym czasie. Nad Assal (Karum) chodziłeś? Został nam boży palec, pozostały mapy;
pojedźmy kawałek dalej, niech one całkiem oślepną. Aż po eksterminację liter i terminów, zachód słońca nad marami głosek i miejsc. Aden, Harar (Gey, Hārer, Harer), Tağūrrah, Szoa (Shewa, Shoa), Herer, Berbera, Goro, Oborra, Obok, Danakil, Harar, Degadallalah, Ballaoua, Arrouina, Doudouhassa, Dadap, Warambot, Zeila, Aden. Tekst raczej czytelny, a nikt chyba nie miał za tobą nigdy trafić. „Wyruszę do Zanzibaru, skąd przedsięwziąć można długie podróże po Afryce”. „Kiedy zbiorę kilkaset franków, wyjadę do Zanzibaru, gdzie ponoć jest co robić”. „Prawdopodobnie pojadę do Zanzibaru, gdzie podobno jest co robić”. „Wzywają mnie do Zanzibaru,
gdzie nadarzy się wiele okazji”. Tymczasem Marseille. Roche, Voncq i znowu Marseille (przez Amagne i Parmerde). Voncq, Voncq, ostatnia jazda kolejką. Tak zwany ostatni dzwonek, pasażerze. „Dziękuję za depozyty w Szoa!” (twoje orrie w końcu nie w bankach Parmerde). Jak ty to ostatecznie ująłeś? Rinçures? Szczyny i cienkusz, cienkusz i szczyny; pomyje.