Taksówkarz - Anna Kasiuk - ebook + książka

Taksówkarz ebook

Anna Kasiuk

4,6

Opis

Po tragicznej śmierci żony Mariusz rezygnuje z pracy w policji. Postanawia wziąć się w garść i z niemałym trudem składa w całość swoje życie rozsypane na kawałki. Pracując jako taksówkarz, każdego dnia staje się przypadkowym świadkiem historii swoich pasażerów, a że jest dobrym słuchaczem i lubi rozmawiać, z dnia na dzień nawiązuje coraz bardziej interesujące znajomości.

Tylko czy nowe zajęcie i kontakt z ludźmi pozwolą mu otrząsnąć się z traumy? Czy dla Mariusza istnieje jeszcze szansa na normalne życie, a poczucie odpowiedzialności i zwykła ludzka przyzwoitość wystarczą, by poznać kogoś odpowiedniego i wspólnie zbudować coś wartościowego?

Anna Kasiuk, tak jak Paul Schrader, scenarzysta „Taksówkarza” (1976), jest mistrzem w budowaniu portretów psychologicznych i kreowaniu intensywnej atmosfery. Stworzonego przez Annę Mariusza  i przez Martina Scorsese Travisa  łączą  dwa tematy – pragną porządku, więc prowadzą swoistą krucjatę przeciwko nieprawości i pomagają dziewczynom z ulicy. Obaj mężczyźni mają też traumę do przepracowania, aczkolwiek Mariusz to nie Robert de Niro, a Malwina nie gra jak nastoletnia Jodie Foster. No i nasz warszawski taksiarz nie wymierza samozwańczo sprawiedliwości. Mariusz żyje, żeby rozmawiać; rozmawia, żeby żyć. Polecam! Izabella Frączyk – pisarka.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 271

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (50 ocen)
34
12
4
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kinga9600

Nie oderwiesz się od lektury

Super książka. Naprawdę dawno nie wciągnęła mnie tak fabuła. Autorka opowiada całą historię na podstawie rozmów byłego policjanta, a obecnego taksówkarza ze swoim klientami. Podczas rozmów prowadzonych w taksówce Mariusz poznaje wiele nowych osób. Między innymi Adama, Malwinę, Ninę i Katarzynę. Los tej czwórki, a w zasadzie piątki ludzi w pewnym momencie sprawia, że zacieśniają oni swe znajomości. Ich historia staje się coraz bardziej spójna. A problemy z którymi się borykają dzięki wspólnej rozmowie udaje się pokonać.
10
Korteress55

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo pouczającą. Warto przeczytać, napewno wzbudzi wiele refleksji życiowych. Polecam serdecznie 💓
00
LaLechuga

Dobrze spędzony czas

Dobrze się czyta ☺️
00
Han_Mar

Dobrze spędzony czas

Ciekawa, męska perspektywa na plus. Sporo wydarzeń, sporo historii. Nie wiem czy ludzie faktycznie tak się otwierają w taksówkach ale domyślam się że było to konieczne dla potrzeb fabuły. Tak czy siak zamysł fajny, pomysł dobry a im dalej tym bardziej wciągająca lektura.
00
Czarna32

Nie oderwiesz się od lektury

świetna książka , dająca do myślenia . zdecydowanie polecam przeczytać.
00

Popularność




Copyright © Anna Kasiuk, 2024

Projekt okładki: Anna Slotorsz

Zdjęcie: Jorge Ferreiro/AdobeStock

Redakcja: Maria Talar

Korekta: Ewa Hoffmann-Skibińska/Redaktor Ewa

Opracowanie wersji elektronicznej: Grzegorz Bociek

ISBN 978-83-67834-30-8

Kraków 2024

Wydawnictwo BOOKEND

[email protected]

www.bookend.pl

Capital Village Sp. z o.o.

ul. Gęsia 8/202, 31-535 Kraków

Sekret zdrowia umysłu i ciała to nie opłakiwać przeszłości, nie martwić się o przyszłość, nie oczekiwać problemów, ale żyć mądrze tu i teraz.

Budda

Rozdział I. Adam

Nie lubię mieć dużo wolnego czasu. Nigdy nie lubiłem. Zawsze wtedy wracam pamięcią do sytuacji, które – chociaż minęły lata – mrożą krew w żyłach. Na szczęście na co dzień chyba zaczynam nabierać dystansu do wszystkiego i wszystkich. Szkoda, że nie potrafiłem patrzeć tak na życie, kiedy jeszcze mogłem cokolwiek zmienić.

I znowu wracam pamięcią do tamtego lata i Justyny. Naprawdę ją kochałem. Musiałem się nieźle natrudzić, żeby w ogóle zechciała zwrócić na mnie uwagę, a później uwierzyła, że nawet tacy jak ja potrafią kochać i zasługują na zainteresowanie. Ona pracowała w kadrach, ja w drogówce. Wracała kiedyś do domu i zaparkowała samochód w niedozwolonym miejscu. Po raz pierwszy spotkałem się z tak uparcie walczącą o pouczenie kobietą. Oczywiście powinienem wystawić jej mandat i odejść, ale już wtedy czułem, że przepadłem. Justyna miała wielkie czekoladowe oczy i długie blond włosy. Smukła talia i niewyobrażalnie długie nogi zrobiły na mnie piorunujące wrażenie. Zapragnąłem tej kobiety, gdy tylko ją ujrzałem. Wystarczyło jedno spojrzenie, kilka zamienionych słów, bym wiedział, że będzie moja.

Szybko się jednak przekonałem, że łatwo jej nie zdobędę. Justyna okazała się niezainteresowana proponowaną kawą, a aranżowane przeze mnie „przypadkowe” spotkania kwitowała prychaniem. Jej niedostępność tylko rozpalała mój apetyt. Ale nie zaprzestałem starań.

Wreszcie to ona przyszła do mnie. Nie dosłownie, ale nasze drogi znów się skrzyżowały. Dostałem wezwanie do kolizji i – ku mojemu zadowoleniu – to właśnie Justyna była jej sprawczynią. Zrobiłem, co w mojej mocy, by pomóc. A wtedy już nie wypadało jej odmówić. Umówiła się ze mną na kawę i choć nie okazała się szczególnie rozmowna, dowiedziałem się o niej i jej planach wystarczająco dużo, by zadbać o swoją pozycję w jej życiu.

Po roku znajomości została moją żoną. Tamten okres wspominam jak bajkę. Uwielbiałem Justynę, chociaż nie lubiła gotować i raczej nie przeszkadzały jej niewytarte kurze ani panujący w naszym mieszkaniu bałagan. Była za to wymarzoną towarzyszką podczas rozgrywek ligowych i ciągnących się długo w noc maratonów kinowych. Wpatrywała się milcząca w odbiornik i reagowała śmiechem na każdy mój wybuch euforii. To mi wystarczyło. No i jeszcze seks mieliśmy zajebisty. W łóżku moja żona nie miała sobie równych. Pozbawiona zahamowań czyniła nasze erotyczne zmagania spartakiadami niekończących się uniesień i nieskrępowanych fantazji. Mogłem brać ją tak, jak chciałem. Wszystko jej odpowiadało, każda propozycja spotykała się z jej zachwytem, a krzyki zwiastujące kolejne orgazmy Justyny windowały moją męską próżność pod sam sufit.

Później przyszły na świat dzieci i kochaliśmy się już trochę rzadziej – ona zajęta domem, ja pracą. Zrobiło się między nami jakby ciszej. Zdawkowe rozmowy, owszem, były przyjemne, ale brakowało im żaru. I tylko seks, choć sporadyczny, na chwilę przywracał nam wspomnienie tego, co kiedyś tak bardzo cieszyło. A ostatecznie skończyło się nawet to. Moje życie ogarnęła pustka.

Może dlatego z taką przyjemnością słucham teraz ludzi? Nauczyłem się tego. Odbyłem coś w rodzaju pokuty za tamten okres mojego życia. Bo wtedy niekoniecznie zwracałem uwagę na to, co do mnie mówiono. Miałem pracę i to w nią uciekałem przed narastającymi problemami. Z czasem zacząłem patrzeć na moich pasażerów z większą uwagą. Słuchałem ich nierzadko intrygujących wyznań, marząc, by czas zawrócił, bo wtedy miałbym sposobność wykorzystać to, czego się nauczyłem. Słuchałbym i obserwował baczniej, a może zdołałbym wychwycić niepokojące sygnały i zapobiec tragedii?

Kiedy moje wspomnienia niebezpiecznie dryfują ku tamtej nocy, natychmiast zaczynam zajmować się czymś innym. Muszę przestać rozpamiętywać przeszłość, bo kiedyś mnie to zgubi.

Znów wracam myślami do moich pasażerów. Przewija się ich przez moją taksówkę całkiem sporo, poznaję więc mnóstwo nowych historii. Pasażerowie są dla mnie jak otwarta księga. Ich tajemnice przywodzą wspomnienia, nie zaskakują, bo niejedno już w życiu widziałem. I choć ich obecność traktuję jak karę, nauczyłem się z nimi żyć.

To było pierwsze zlecenie po chorobie. Dopadło i mnie, jak zwykła mawiać moja młodsza córka. Moja rekonwalescencja trwała niemal dwa tygodnie. Sobota, a właściwie już niedziela. Dochodziła czwarta nad ranem, kiedy dźwięk telefonu wdarł się w panującą w sypialni ciszę. Zerwałem się na równe nogi. Po tak długim okresie przymusowego nicnierobienia dzwonek w środku nocy potrafi człowieka ogłupić.

– Dobry wieczór, dostałem telefon do pana od kolegi. Chciałbym zamówić kurs za Warszawę.

– A dokąd dokładnie?

– Wie pan, każdego z kolegów trzeba odwieźć w inne miejsce. To nie problem?

– Żaden. Klient płaci i wymaga.

– Podoba mi się takie stawianie sprawy. – Rozmówca zaśmiał się serdecznie.

– Skąd pana odebrać? – Starałem się nadać mojemu głosowi trzeźwe brzmienie, jakby sen był czymś zaskakującym w sobotnią noc. Zanosiło się na długą przejażdżkę.

– Jesteśmy przed Explosion. Zna pan?

Ziewnąłem niefortunnie i zacząłem energicznie przytakiwać.

– Taa, Wał Miedzeszyński 646 – wyrecytowałem obojętnie. – Ile osób?

– Cztery. – W tle usłyszałem inne głosy, po czym mój rozmówca zmienionym już tonem poprawił: – Pięć.

– Będę za pół godziny, ale mogę zabrać tylko cztery osoby. Ktoś z państwa musi pojechać z kimś innym.

– Nie da się inaczej? – Mężczyzna sprawiał wrażenie zniecierpliwionego.

– Da się, ale nie samochodem zarejestrowanym do przewozu pięciu osób. Przykro mi.

Jedyne, czego nauczyła mnie praca w policji, to ograniczone zaufanie do ludzi. To bardzo wygodne. Słuchanie ich to jedno, ale naciąganie obowiązujących w korporacji zasad to już zupełnie inna bajka.

Podjechałem przed klub. Dość szybko do mojego samochodu zapakowało się trzech zalanych w trupa mężczyzn. Tylko jeden z nich wyglądał na kojarzącego fakty. Ten usiadł z przodu na miejscu pasażera. Samochód natychmiast wypełniła woń alkoholu. Uchyliłem okno i zerknąłem w lusterko wsteczne na rozbawione towarzystwo.

– To dokąd jedziemy?

Siedzący obok mnie spojrzał do tyłu i zaśmiał się na widok swoich kompanów, potem skinął głową i sam podjął decyzję.

– Będziemy musieli zrobić małe kółko. Pierwszy kolega mieszka w Nasielsku i tam pojedziemy najpierw. Czy można u pana płacić kartą?

– Teraz już wszędzie można płacić kartą. Chyba jedyna dobra rzecz, jaka została po pandemii – zażartowałem i ruszyłem.

– Jeszcze parę takich rzeczy by się znalazło. Mnie się spodobało gruntowne sprzątanie i dezynfekowanie środków komunikacji publicznej – zauważył.

Musiałem mu przyznać rację. Nawet nasza korporacja zainwestowała w środki dezynfekujące, choć na nic się to zdało, bo ludzie zamknęli się w domach.

– Pandemia to ściema – wybełkotał jeden z siedzących z tyłu. – Wymysł Klubu Bilderberg, mówię wam. To kolejny sposób kontrolowania populacji, nic innego. Jest nas za dużo, a nowotwory nie wykańczają tak skutecznie, więc rzucili na nas wirusa!

– Przestań pierdolić, stary. Najebałeś się i znowu głosisz te swoje niedorzeczne teorie stworzenia świata. Wirus zawsze był i już z nami zostanie. A ty przynajmniej nie musisz rano stawiać się w biurze. Bo robotę możesz odwalić zdalnie.

– Racja! – podłapał kolejny. – Zobacz, wszyscy przenieśliśmy się z robotą do domu. Pamiętacie ten mem, na którym facet siada przed kompem tylko w koszuli i marynarce, a na dole ma same gacie?

W samochodzie rozległ się śmiech.

– Ale tak się przecież robiło! Kiedy miałem brać udział w TC1, nigdy nie zakładałem spodni!

1 TC, teleconference (ang.) – konferencja telefoniczna (przypisy pochodzą od autorki).

– A pamiętacie, jak się Jarek zapomniał i odszedł od komputera w bokserkach w serduszka? Później się tłumaczył, że to prezent od żony.

– Szkoda tylko, że żona nie pamiętała, żeby kiedykolwiek kupiła mu takie gacie.

Tylna kanapa znowu rozbrzmiała śmiechem pijanych pasażerów.

– To akurat nie jest śmieszne, bo Jarek od roku mieszka już z matką. Alina kazała mu się wyprowadzić. Te gacie okazały się wierzchołkiem góry lodowej.

Słuchałem rozkręcających się facetów i nie miałem najmniejszego zamiaru przerywać im rozmowy. Alkohol wielu rozwiązywał języki. Byłem ciekaw, jak potoczy się ich dyskusja. Zerknąłem na mojego sąsiada. On również milczał, gdy tymczasem rozmowa pozostałych weszła na wyższy poziom.

– Dobra, rozumiem, że to wtopa. Ale Jarek jest trochę sam sobie winien. Kto o zdrowych zmysłach nosi gacie kupione przez kochankę? No kto?

Koledzy jednogłośnie przyznali rację przedmówcy. Na chwilę zapadła cisza. Pomyślałem nawet, żeby otworzyć szerzej okno, bo temperatura w środku mogła uśpić podchmielone towarzystwo. Jednak niepotrzebnie. Moi pasażerowie już po chwili ponownie podjęli temat.

– A ja dostałem kiedyś od swojej dziewczyny taki zajebisty pasek i mam go do tej pory – zaczął ten siedzący za mną.

– A twoja żona?

– No nie chwaliłem się, że noszę pasek od byłej. Pojebało cię?

– A jak się dowie?

– No jak się dowie? Jest moją żoną już cztery lata. A pasek zachowałem, bo kosztował kupę kasy i chociaż lata lecą, wciąż wygląda jak nowy. – Znowu zrobiło się cicho, jakby panowie potrzebowali chwili, by przemyśleć wyznanie kolegi.

– A ja puknąłem Julkę z kadr. – Usłyszeliśmy naraz, na co mój sąsiad aż się zakrztusił.

– Którą Julkę? – zapytał tonem zdradzającym powątpiewanie.

– A ile ich jest w kadrach?

– Dwie.

– Menedżerkę, ma się rozumieć.

– Ściemniasz. Żaden z nas w to nie uwierzy.

– Mnie nie zależy na tym, żeby ktokolwiek wierzył. Po prostu pomyślałem, że wam powiem. Strasznie mi to ciążyło. Na ostatnim wyjeździe integracyjnym, zaraz po kolacji pierwszego wieczoru, odpłynąłem.

– No tak, pamiętam, że odholowali cię do pokoju.

– Ściema! – wykrzyknął dokonujący wyznania i uderzył dłońmi w oparcie mojego fotela.

Podskoczyłem zaskoczony i odruchowo zdjąłem nogę z gazu.

– Rudy, uspokój się! – Siedzący obok mnie zareagował natychmiast. – To nie miejsce i czas na takie zachowanie.

– Sorry, poniosło mnie. Ale to, co mówię, to szczera prawda.

Znowu cisza.

Pomyślałem, że żaden z towarzyszy Rudego nie dał wiary jego historii. Jednak już po chwili usłyszałem, jak któryś z nich nieśmiało zapytał o szczegóły.

– Nie powinienem wam opowiadać, bo to prywatne sprawy…

– Ale ona już u nas nie pracuje, Rudy. Dawaj, opowiedz… – podpuszczali go koledzy.

Mój sąsiad w dalszym ciągu milczał wpatrzony w drogę przed nami.

– Zakochałem się… – Rudy zaczął wreszcie mówić. – Sądziłem, że to będzie taki tam jednorazowy skok, ale się zakochałem.

– W Julce? Przecież to taka zimna suka…

– Nie mów tak… Skoro traktujesz ludzi w taki sposób, to później ci odpłacają tym samym – odgryzł się poirytowany kolega.

– No dobra, opowiedz.

– Zakochałem się w tym, jak Julka się bzykała…

– A już się bałem, żeś ty się naprawdę zakochał…

Rudy jednak przestał zwracać uwagę na żarty kolegów i toczył nieprzetrwanie pełen nostalgii monolog.

– Właściwie to się nie spodziewałem, że w ogóle może do czegoś dojść. Wiecie, zawsze myślałem, że to kobieta sukcesu, niedostępna dama. Za wysokie progi jak dla mnie, myślałem. Ale tamtego wieczoru podeszła do mnie przed kolacją i zapytała, czy się z nią napiję. Zgodziłem się. Dodała, że po imprezie u niej w pokoju. Tym bardziej przystałem na ten pomysł, bo byłem ciekaw. Ustaliliśmy, że mam udawać pijanego i tak dalej. Kiedy już mnie odstawiono do pokoju, myślałem, że na zawał zejdę. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że ona i ja w jej pokoju. Wiecie, o co chodzi?

Koledzy jednak milczeli. W alkoholowym amoku, zasłuchani w bełkot Rudego, tkwili w oczekiwaniu na ciąg dalszy.

– No i poszedłem do niej. Czekała z butelką wina i dwoma kieliszkami. Dość szybko rozprawiliśmy się z butelką. Julka poprosiła, żebym pomógł jej rozpiąć suwak sukni. Naprawdę nie wiem, jak tego dokonałem. Ręce mi się trzęsły, spociłem się jak pies, ale dałem radę. A jak zobaczyłem ją stojącą naprzeciwko mnie zupełnie nagą, straciłem głowę. Już nie myślałem, że ona jest damą, a ja zwykłym data entry2. Zaschło mi w ustach i myślałem tylko o tym, żeby jej dotknąć. Bałem się, że mam omamy…

2 Data entry (ang.) – pracownik biurowy.

– Też bym się tego spodziewał – dodał któryś, ale nie starałem się nawet zlokalizować głosu.

Zerkałem we wsteczne lusterko, bo słowa Rudego płynęły prosto z serca. Wszyscy byliśmy ciekawi jego historii.

– Wy sobie nie wyobrażacie, jaka ona była miękka. Jej skóra pachniała lasem, a w dotyku była gładka jak aksamit. Stałem tylko i dotykałem jej ciała, jakbym pierwszy raz miał przed sobą kobietę. Nawet mi przez myśl nie przeszło, żeby przyspieszyć. Ale chyba ją to znudziło, bo wzięła mnie za ręce i położyła je na piersiach. Nie miała dużych piersi, tylko idealne. Pasowały do moich dłoni, jakby ktoś je wyrzeźbił pod wymiar. Już wtedy myślałem, że oszaleję. Pała rozsadzała mi spodnie, a ja jak zahipnotyzowany ugniatałem jej cycki i ważyłem je w dłoniach. Kiedy spojrzałem jej w oczy, zobaczyłem w nich zniecierpliwienie, dlatego padłem na kolana i zacząłem je ssać. Wtedy się zaczęło. Julka oddychała coraz ciężej, a z jej ust wyrywały się pojedyncze westchnienia. Kurwa, myślałem, że trafiłem do nieba. Zerwałem się z podłogi i poprowadziłem ją do łóżka. Wtedy już w ogóle nie myślałem o podległości służbowej ani o tym, co będzie się działo, gdy wieść o naszym bzykaniu rozejdzie się po biurze. Padłem na kolana między jej nogami i gdybym mógł, sprawiłbym, żeby doszła, językiem. Jak ona mruczała… Jak kotka… Świdrowałem bez opamiętania, pomagając sobie palcem, żeby tylko nie przestawała. Zatraciłem się w jej jękach. To ona mi przerwała i poprosiła, żebym usiadł na łóżku.

– Zrobiłeś, co kazała?

– Pewnie, że tak. Wyskoczyłem ze spodni i oparłem się plecami o ścianę, a ona mnie dosiadła. Wtedy mogłem ściskać jej tyłek. Był jak piłeczki odstresowujące, które dostaliśmy kiedyś od szefa. Podrzucałem ją, ściskając krągłą dupeczkę i marząc, żeby do niej zajrzeć.

– I co? – zapytał któryś.

Na wieść o przygodzie z seksem analnym pijane towarzystwo szybko się ożywiło.

– Nic, nie dała mi. Ale nie rozpaczałem. Stary, przed moją twarzą bujały się jej cycuszki, a w rękach miętosiłem kawał pięknego tyłka. Czego mogłem chcieć więcej?

– I co? Co potem?

– Potem poprosiła, żebym zabrał ubrania i wyszedł, bo ona chce się położyć.

W samochodzie zapanowała cisza. W ostatniej chwili powstrzymałem się przed litościwym prychnięciem. Jednak z pomocą przyszedł siedzący obok mnie.

– Stary, dziewczyna miała ochotę na seks. Padło na ciebie. Veni, vidi, vici, tylko że to ona przeleciała ciebie, nie ty ją. Powtórzyłeś to jeszcze kiedyś?

– Nie. To był tylko ten jeden raz. Chciałem. Nawet zaprosiłem ją raz na kawę, ale podziękowała i powiedziała, że nic by z tego nie wyszło. A teraz już jej nie ma.

– Proste – skwitował siedzący z przodu i ponownie utkwił spojrzenie w szybie przed nami.

Niedługo potem Rudy wysiadł z samochodu i chwiejnym krokiem oddalił się w kierunku niedużego domu. Jego towarzysze nie odzywali się wiele. Odprowadzili kolegę wzrokiem do drzwi i rozparli się wygodniej na kanapie. Żaden nie zdobył się na komentowanie zasłyszanej opowieści. Pomyślałem nawet, że to dlatego, że ich kompan padł ofiarą zagrywki, w której przegranymi są zazwyczaj kobiety. Znałem takie przypadki, kiedy pracowałem w policji – nie raz musiałem interweniować, gdy dochodziło do nadużyć seksualnych. Nigdy jednak nie dotyczyły one mężczyzn.

Wracaliśmy wreszcie do Warszawy. Łączące Nowy Dwór Mazowiecki i Legionowo lasy wyglądały dość ponuro mimo szpaleru niewielkich latarni. Pomyślałem, że powinienem podtrzymać rozmowę z ostatnim pasażerem, jednak żaden temat nie przychodził mi do głowy. Poprosiłem tylko o adres, pod który mam zawieźć mojego milczącego towarzysza, i oddałem się rozmyślaniom. Nie na długo jednak. Adam, bo tak się przedstawił, wypluł z siebie zaskakujące wyznanie.

– W naszej firmie romanse zdarzają się dość często. Ja również spałem z Julką. Ale ta dziewczyna miała klasę. Nigdy nic nie wyciekało poza grono zainteresowanych, czyli samych kochanków. W sumie nie dziwię się Rudemu. Ja też oniemiałem, kiedy przyszła do mnie. Zupełnie jakby chodziło o jakiś raport. Podobało mi się to. Nie miałbym nic przeciwko temu, żeby tak stawiać sprawę. Ty chcesz, ona chce, robicie, co macie zrobić, i do widzenia. Bez zbędnych emocji i nieporozumień. Jak sądzisz?

Trochę zaskoczyła mnie jego teoria. W policji również rozgrywały się podobne sceny. Jednak raczej rzadko pozostawały tajemnicą dwojga zainteresowanych.

– Seks jest przyjemny. Rozładowuje emocje i zdecydowanie przynosi ulgę, kiedy człowiek pracuje w stresie. Ale trzeba umieć się poszanować. W mojej starej pracy się plotkowało, a kobiecie szybko przyszywano łatkę kurwy.

– U nas też tak jest. Dlatego Julka robiła wrażenie. Możliwe, że przeleciała pół firmy, bo przecież w biurze spędza się więcej czasu niż w domu, jednak nikt nie plotkował na jej temat. Tak to chyba powinno wyglądać.

– Zdecydowanie takie postępowanie przynosiłoby korzyść obu stronom. A jednak Rudy wypaplał.

– Ale my pracujemy razem. Jestem szefem działu informatycznego. Dzisiejszy wieczór był przedświątecznym wyjściem integracyjnym.

– I wybraliście się do klubu nocnego?

– Najpierw do Belvedere na kolację, a później do klubu. Wiesz… Mogę ci mówić po imieniu? – zapytał, zreflektowawszy się.

– Jasne. Mariusz jestem.

– Wiesz, Mariusz, najpierw kolacja, później klub. Siedzimy w robocie czasami od świtu do nocy. Chłopaki potrzebują rozrywki. A ja czuję się za nich odpowiedzialny. Dlatego nie piłem.

– A powiedz mi, jak oceniasz restaurację. Nigdy tam nie zaszedłem, a słyszałem, że jest dosyć droga.

Adam opowiedział o porośniętej zielenią oranżerii. Nigdy nie miałem z kim się wybrać do tak ekskluzywnego miejsca. Słuchałem więc z zainteresowaniem, wyobrażając sobie równocześnie, jak by to było, gdybym zabrał do Belvedere moją żonę.

– Często się zdarza, że twoi klienci opowiadają o swoim życiu, kiedy ich przewozisz? – spytał Adam.

– Często.

– Co robisz z takimi opowieściami?

– Nic. Co miałbym robić? Słucham. Jestem dobrym słuchaczem, chociaż nie zawsze tak miałem. Czasami coś podpowiem, jeśli widzę, że pasażer tego oczekuje, ale w większości przypadków po prostu słucham. Ludzie potrzebują uwagi. Chcą być słuchani, bo łatwiej jest iść dalej, kiedy zrzucisz z siebie zbędne obciążenie.

– To prawda. A coś tobą kiedyś wstrząsnęło?

– Nie. Za dużo widziałem i doświadczyłem, by cokolwiek jeszcze miało szansę mną wstrząsnąć.

– Wiele nas łączy. W korpo też potrafią wyprać mózg i stajesz się biernym ogniwem jednej prężnej maszyny. Oni płacą twoje rachunki, mamią cię coraz dłuższymi złotymi smyczami i zaczynasz wreszcie patrzeć tak, jak tego od ciebie oczekują.

– Czyli jak?

– Przez pryzmat ich nacisków. Jest ci dobrze, bo masz opiekę medyczną i takie wypady jak dzisiejszy. Możesz puknąć koleżankę z pracy, a później wracasz do swoich obowiązków.

– No, coś w tym jest. Zakładam jednak, że gdyby te słowa dotarły do twoich zwierzchników, nie byliby zadowoleni? – zaryzykowałem.

– No skąd. – Adam się obruszył. – Na co dzień jestem oddanym i zadowolonym z pracy facetem. Właściwie lubię swoją robotę. Spełniam się w niej i zarabiam tyle kasy, żeby stać mnie było na wakacje i życie na odpowiednim poziomie.

– To nas różni. Wiesz, kiedyś pracowałem w policji. Tam tak nie jest. Kasa kiepska, odpowiedzialność nieproporcjonalnie wysoka, a szacunku żadnego. I mam na myśli również obywateli.

– Nie wchodźmy na grząskie tematy polityki. A ty? – Adam nagle się ożywił. – Puknąłeś kiedyś koleżankę z pracy? Tak jak Rudy? – zapytał.

– Nie. Moja robota dostarczała mi wystarczających atrakcji. Chociaż wiem, że w ten sposób można uciec od stresu i na chwilę zapomnieć o zagrożeniu.

– Zagrożenie w pracy taksówkarza? – zapytał rozbawiony.

– Mówię o policji. Odszedłem z firmy, kiedy zmarła mi żona. Wypaliłem się.

– Wybacz.

Udałem, że nie słyszę.

– Justyna była całym moim światem. Nie potrzebowałem rozrywek w postaci kochanek. Zdążyłem się napatrzeć na innych. Niektórzy rozumieli, że to tylko seks, inni zaraz mieli jakieś oczekiwania. A ja miałem ją. I w zupełności mi to wystarczyło.

Adam nic już nie powiedział, ale nie odwrócił ode mnie wzroku. Dojeżdżaliśmy pod wskazany adres. Wyjął wizytówkę i zostawił ją w samochodzie. Uregulował należność i dodatkowo wsunął mi kilka banknotów do kieszeni.

– Myślę sobie – zaczął, pakując jakieś kwitki do portfela, a ja uznałem, że świadomie przedłuża naszą rozmowę – że chciałbym kiedyś mieć taką Justynę, która będzie dla mnie wszystkim, czego potrzebuję.

– To od ciebie zależy.

– Chyba jeszcze nie nadszedł odpowiedni czas.

– Albo nie poznałeś odpowiedniej kobiety.

– Ta opcja brzmi lepiej. Z pewnością tłumaczy moje wybryki.

– Przyjdzie czas i na ciebie.

– Z pewnością. Oby tak się stało, ale jeszcze nie teraz. Trzymaj się, Mariusz. Miło mi było z tobą porozwozić chłopaków. Będę się odzywał, jeśli tylko znowu dadzą nam wychodne.

– Do zobaczenia zatem.

Zaparkowałem przed blokiem. Warszawski gwar zaczął przybierać na intensywności, kiedy kładłem się z powrotem do łóżka. Zaciągnąłem zasłony i nakryłem się kołdrą aż po czubek głowy.