Ebook i audiobook dostępne w abonamencie bez dopłat od 13.05.2025
Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł
29 osób interesuje się tą książką
Trzy osoby. Jedno małżeństwo. Jedno morderstwo.
TY: Mój przystojny mąż Tom. Dałeś nam wszystko – naszego pięknego syna i ten cudowny dom z widokiem na morze. Chcę ci ufać, ale wiem, że nie byłeś ze mną szczery w kwestii powodu, dla którego chciałeś się tu sprowadzić. Ja również nie byłam z tobą szczera…
JA: Gdy Tom nalewa mi kieliszek schłodzonego wina i całuje mnie w usta, składam milczącą obietnicę: Zapomnę o przeszłości. Dla dobra naszego syna będę walczyć o tę rodzinę, bez względu na wszystko.
ONA: Chloe to jedyna osoba, z którą się zaprzyjaźniam po przeprowadzce. Uwielbiam nasze długie lunche, nawet gdy zadaje wtedy wścibskie pytania na temat mojego małżeństwa. Tom nienawidzi tego, że spędzam z nią czas, ale ignoruję jego ostrzeżenie, by trzymać się od niej z daleka. Widziałam to, jak na nią patrzy. Wrogów lepiej trzymać blisko…
Może ci się wydawać, że wiesz, co się dzieje w moim małżeństwie, ale to nieprawda. Pewne są tylko trzy rzeczy: Ktoś kłamie. Ktoś znajduje się w niebezpieczeństwie. Ktoś jest zabójcą.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 396
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla Louise Bagley, za to że zawsze jesteś,
i za to że zawsze mnie rozśmieszasz!
PROLOG
Siedzę przy basenie i zanurzam palce w zimnej wodzie – ta szczypie moją skórę. Sprawia też, że oddech więźnie mi w gardle, bo przypomina, że nigdy nie można jej ufać. Po upalnym lecie do ogrodu powoli zakrada się jesień, a ja patrzę, jak wiatr wzburza powierzchnię basenu. Przypominam sobie naszą pierwszą noc w tym pięknym nowym domu. Wszystko było inne. Siedzieliśmy w pomarańczowym świetle zachodzącego słońca i snuliśmy plany przy schłodzonym winie. Nasze serca były pełne nadziei i domniemanej obietnicy szczęśliwego zakończenia.
Nic nie jest jednak tym, czym się wydaje, wystarczy chwila, by zebrały się chmury burzowe. Lata pełne schłodzonego wina i słońca mogą stać się mroczne i zimne, przyprawiać o dreszcze nawet w upale. Gdybym tylko wiedziała, co skrywa się za drzwiami naszego nowego pięknego domu, nigdy bym się tu nie sprowadziła. Ale przecież nigdy nie wiadomo, co nas w życiu czeka, bo to może ulec zmianie w ciągu kilku sekund, w trakcie jazdy, na plaży albo, no właśnie, pośród czterech ścian.
Otulam się szlafrokiem i wracam do domu, a tam od razu zaciągam zasłony i zamykam wszystkie drzwi.
JEDEN
Wszystko jest takie idealne: ciepły wieczór, zimne wino, zachodzące słońce znikające za wodą. Mój mąż, Tom, przygotował przepyszną kolację, więc siedzimy razem na patio naszego nowego domu z widokiem na morze na wybrzeżu Cornwall.
– Za nowe początki – mówi, unosząc kieliszek.
Widzę błysk ekscytacji w jego oczach, gdy wyciąga rękę i ściska moją dłoń.
Jest początek czerwca, a przed nami rozciąga się obietnica lata, migoczący dywan piasku i słońca. Nasza mała rodzina jest nareszcie w komplecie.
Uśmiecham się i biorę łyk wina.
Nie może być lepiej.
– Przeszedłeś samego siebie – mówię. – Dom jest idealny. Naprawdę ciężko pracowałeś, Tom. Widziałam potencjał w tym miejscu, gdy je kupowaliśmy, ale nigdy nie wyobrażałam sobie, że w osiem miesięcy tak je odmienisz.
Uśmiecha się szeroko, zadowolony z mojego szczęścia.
– Tak, było ciężko, zwłaszcza z tobą i Samem w Manchesterze, ale jesteśmy prawie u celu.
– Prawie? Jest doskonale.
– Uważam, że potrzebujemy nowej kuchni… – Odchyla się na krześle i ogląda przez ramię, by przez szklane drzwi spojrzeć w głąb domu.
– Kuchnia wygląda dobrze, Tom. Podoba mi się ta. – Podążam za jego spojrzeniem.
Poprzedni właściciele mieli naprawdę dobry gust i nie mam najmniejszego problemu z dobrze wykonanymi szafkami z kremowymi frontami oraz wyspą kuchenną ani z wykończonymi złoto-brązowym drewnianymi blatami.
– Nie sądzisz, że jest trochę starodawna? – pyta.
Uśmiecham się do niego.
– Nie, Panie Idealny, nie uważam. Zawsze chcesz więcej, prawda? – śmieję się. – Okej, to może nie ostatni krzyk mody ani błyszcząca kuchnia niczym z kosmosu, ale jest przytulna i w pełni funkcjonalna. I nie może mieć więcej jak dziesięć lat. Zbrodnią byłoby rozbieranie tego wszystkiego i wymienianie na nowe.
– Mogę ci chociaż pokazać parę planów, które zrobiłem?
– Tom – mówię przyciszonym głosem – spędziłeś większość tego roku, rozbierając wszystko do gołego i… Zatrzymajmy się na chwilę i po prostu cieszmy tym, co mamy. Nie potrzebujemy więcej, wszystko jest dobrze. Tak długo czekałam na to, tylko na to – mruczę, rozglądając się po pięknym patio, po czym przenoszę wzrok na Toma, mojego męża, miłość mojego życia.
Po południu, po miesiącach rozłąki, przejechałam sześciogodzinną trasę z Manchesteru do Cornwall. Sam, nasz czteroletni syn, przyjechał ze mną – przez większość drogi spał, ale gdy tylko stanęliśmy, obudził się i na widok czekającego w progu Toma krzyknął: „Tatuś!”. Widziałam ulgę na twarzy męża, gdy nas dostrzegł, a gdy się zatrzymałam, ruszył w stronę auta, otworzył drzwi i delikatnie wziął Sama w ramiona.
– Witajcie w domu – powiedział, trzymając naszego syna jedną ręką, drugą wyciągając do mnie.
Oboje poczuliśmy ulgę, że po tylu miesiącach w końcu będziemy razem i przez chwilę staliśmy po prostu, wtuleni w siebie.
– Nie mogę się doczekać, aż jutro się porządnie rozejrzę – mówię. Widziałam pięć ślicznych sypialni, kuchnię, która wychodzi na nasze wielkie patio, a także salon w odcieniach zieleni, który pokazał mi podczas rozmowy przez FaceTime’a. Byłam sfrustrowana tym, że tkwiłam w Manchesterze, próbując sprzedać mieszkanie, podczas gdy mój mąż był w Cornwall i wszystko przygotowywał, ale spisał się świetnie.
– Po prostu pragnę, żeby to miejsce było idealne – mówi. – Nie chcę, żebyś kiedykolwiek żałowała wyprowadzki z Manchesteru.
– Nie będę żałować. Kochanie, przeprowadzka tu to najlepsza możliwa decyzja. Choć mogę potrzebować trochę czasu, żeby się przyzwyczaić, bo wszystko wydaje się wręcz nierealne. – Wtedy nagle przypominam sobie, dlaczego tu jesteśmy, jak doszło do tego, że było nas stać na taki dom. Kupiliśmy go za pieniądze, które odziedziczyłam po tacie. – Choć jest to dość słodko-gorzkie doświadczenie. Gdybym miała wybór, wolałabym, żeby tata żył – mówię.
– Ja również – odpowiada, znowu sięgając po moją rękę. – Dużo o nim myślałem, gdy tu pracowałem.
– Minęły cztery lata, odkąd go straciliśmy, ale nadal mam wrażenie, jakby to się stało wczoraj. – Czuję napływające do oczu łzy, choć staram się uśmiechnąć. – Nie chcę tego zepsuć.
– Kochanie, był twoim tatą, masz prawo płakać.
– Wiem, po prostu czuję się taka winna. Wszystkie te pieniądze. To cudowne, ale jest mi smutno. Miotał się w tym starym wielkim domu na północy, łatał go, nie chciał podkręcać ogrzewania, a teraz znaleźliśmy się tutaj… – Nie jestem w stanie dokończyć. Poczucie winy ściska mnie za gardło. – Nidy nie marzyłam, że skończę w takim miejscu – mówię po chwili, wskazując w stronę ogrodu. Niesamowicie się cieszę, że Sam będzie miał gdzie się bawić i tym, jak ogród będzie mógł rozkwitnąć. Ale to radość okupiona łzami i nic nie mogę poradzić na ciągłe porównywanie tego z oszczędnym życiem taty w naszym starym rodzinnym domu. Nim umarł, dom niesamowicie zyskał na wartości, a po dodaniu do tego paru dobrych inwestycji, końcowa suma przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania. Przenieśliśmy się bardzo daleko z naszego mieszkania w Manchesterze do tego domu na klifie, po drodze wciąż starając się pogodzić ze śmiercią mojego taty.
Mąż przygląda mi się zasmucony.
– Nie martw się – zapewniam go. – Jestem szczęśliwa i wiem, że będzie mi się tu podobać, po prostu… Ciężko jest pogodzić to, co mamy, z życiem, jakie wiódł tata.
Tom potakuje energicznie.
– Czuję tak samo. Chciałbym, żeby był tu z nami. No bo spójrz na to wszystko.
Oboje rozglądamy się po patio, kamiennej podłodze, szklanej balustradzie, skąd mamy widok na plażę. Tom wybrał same najlepsze materiały, ślęczał nad broszurami, porównywał misterność tapet, odcienie farb i kamienia. To miejsce to jego zasługa, jego talent.
– Jak na mężczyznę, który robi karierę w finansach, masz dekoratorską smykałkę – mówię z uznaniem.
– Przecież powiedziałem ci tego dnia, gdy zobaczyliśmy dom, że sprawię, że stanie się naszym wymarzonym miejscem. Obiecałem, że będzie idealnie, i nie poszedłem na żadne kompromisy w tej sprawie – odpowiada z uśmiechem.
Również się uśmiecham, ale nie po raz pierwszy przy tym zastanawiam, czy w ogóle nas na to wszystko stać. Większość odziedziczonych pieniędzy poszła w dom, a jako niezależna dziennikarka nie zarabiam wiele, bo rzadko piszę jakieś artykuły.
– Nigdy nie sądziłem, że będę w takim miejscu, a co dopiero, że stanę się jego właścicielem – mówi, zapalając świeczki. – Proszę bardzo, podkręciłem romantyczną atmosferę – oświadcza i unosi kąciki ust.
Nigdy nie widziałam go tak szczęśliwego i wiem, że ja też mogę być tu szczęśliwa, po prostu potrzebuję czasu.
– Niesamowicie się cieszę na myśl o Samie w tym ogrodzie. W końcu będzie miał gdzie się bawić – dodaję, myśląc o malutkim mieszkaniu, z którego się wyprowadziliśmy; żadnego ogrodu, tylko mały park kilka ulic dalej. – Pasujesz tutaj – mówię, patrząc, jaki jest rozluźniony, dostrzegając jego lekką opaleniznę i smukłą sylwetkę.
– Uwielbiam to miejsce, chcę tylko, żebyś czuła to samo.
– Czuję – odpowiadam. Bo jak mogłabym nie być zachwycona tym miejscem? Tom zrobił dosłownie wszystko: od ścian w kolorze kaczego jaja, przemalowanych na barwę błękitnego nieba po wpadające w niebieski zielenie oraz ciemnozielone aksamitne sofy w salonie. Od cudownej ściany w naszej sypialni obwieszonej wybranymi przez niego zdjęciami, po ręcznie malowane chmury na suficie pokoju naszego syna. Cały ten dom to praca przepełniona jego miłością.
– Nie miałam pojęcia o twoim talencie dekoratorskim. Dom jest taki wyjątkowy… stylowy… na pewno nikt ci nie pomagał?
– To wszystko moja praca. Cieszę się, że ci się podoba. I bardzo mnie cieszy to, że jesteś szczęśliwa – mówi, ściskając moją dłoń.
Staram się uśmiechnąć, ale choć jest tu naprawdę cudownie, potrzebuję czasu, by przywyknąć do życia blisko morza. Zawsze będę miała problem z moją przeszłością, ale determinacja Toma, by wszystko było tak, jak trzeba, daje mi poczucie komfortu. To jego język miłości – nie kupuje mi drogich prezentów ani nie jest fanem wielkich gestów; on naprawia rury, wynosi śmieci. A teraz, gdy mamy te wszystkie pieniądze, przygotowuje dla mnie nasz wymarzony dom.
Siedzimy przez jakiś czas w ciszy, oboje zajęci własnymi myślami, które zachowujemy tylko dla siebie.
– Postąpiliśmy właściwie, prawda, Tom? – pytam, bo wiem, że mogę na niego liczyć. Wiem, że gdy w siebie wątpię, mój mąż zawsze ma do powiedzenia coś podnoszącego na duchu.
Bierze głęboki oddech; już zna tę rutynę.
– Rachel, wiesz, że tak. Robisz dokładnie to, czego chciał od nas twój tata. Powiedział: „Żyj dalej, zostaw przeszłość za sobą, twórz nowe wspomnienia i nowe życie”.
– Wiem, ale życie nad wodą… Czy właśnie to miał na myśli?
– Tak, według mnie tak. Obiecuję, że zrobię wszystko, żebyście ty i Sam byli tu szczęśliwi. Nie mogłem się doczekać, aż moja rodzina przyjedzie do domu. Po wszystkim, co przeszłaś, Rachel, zasługujesz na szczęście.
– Co ja bym bez ciebie zrobiła? – mruczę. – Pomogłeś mi wymazać złe wspomnienia.
– Nigdy ich nie wymażemy, Rachel, po prostu musimy ostrożnie wpleść je w twoją przeszłość, tak żeby nie wpływały na teraźniejszość. Nigdy nie będziesz w stanie wymazać tego, co się stało.
Przysuwa krzesło bliżej, żeby mnie objąć, i razem podziwiamy widoki.
– To jest nasze, to wszystko jest nasze – mówi niemal szeptem.
– Tak, dzięki tacie… i oczywiście tobie.
– Tak. Zdrówko, Roger. – Unosi kieliszek w stronę nieba. – Mój honorowy tata. Każdego dnia za nim tęsknię.
– Za nas, za to, że tu jesteśmy.
Spycham cały ból z powrotem w przeszłość i unoszę kieliszek jedną ręką, drugą wyciągając w stronę Toma. Muskam jego palce i czuję się bezpiecznie. Tęskniłam za nim, za moją bezpieczną przystanią. Już prawie jestem w domu. Po prostu jeszcze nie do końca to czuję.
Patrzę przed siebie, by chłonąć widok zachodzącego słońca. Powinnam się zrelaksować, cieszyć chwilą i przestać zamartwiać. Powtarzam sobie mantrę, która pomaga wyciszyć pędzące w głowie myśli: Nic złego się nie stanie.
– Rachel, nie ma powodu, dla którego powinnaś mieć wyrzuty sumienia za to, że żyjesz swoim życiem – mówi łagodnym tonem – dlatego przestań karać się za coś, co nie było ani twoją, ani w ogóle niczyją winą.
Biorę głęboki oddech i staram się spojrzeć na to z jego perspektywy.
– Masz rację, nie istnieje coś takiego jak bycie „zbyt szczęśliwym”. Muszę sobie przebaczyć i czerpać z tej radości. To, że wszystko jest takie idealne, nie oznacza, że za rogiem czeka na mnie coś strasznego. Prawda?
– Dokładnie. To twój czas, musisz zostawić wszystko za sobą.
– Tak. To nasze szczęśliwe zakończenie. – Stukamy się kieliszkami, a gdy to robimy, dostrzegam coś za jego plecami.
– Popatrz, widać, jak chmury przesłaniają niebo – mówię, patrząc przez szybę na cienie poruszające się na białej ścianie w kuchni.
– Co? Ale na niebie nie ma żadnych chmur – mówi i odwraca się, by spojrzeć na ścianę.
Słyszę w jego głosie zaniepokojenie, więc spoglądam w niebo. Ma rację – jest bezchmurne. To dlaczego na ścianie widać cienie?
Włosy na karku stają mi dęba.
– Tom, czy w kuchni ktoś jest?
DWA
– Halo, jesteś tu? – Siedzimy na zewnątrz, a głos dobiega z wewnątrz.
To kobiecy głos, a po tonie i formie zawołania zgaduję, że należy do kogoś, kogo znamy. Tyle że ja go nie rozpoznaję. Tom za to szybko wstaje, niemal przewracając przy tym stolik, ale odsuwa go od siebie i odwraca się do mnie plecami.
– Halo? – powtarza głos i tym razem mimo łagodnego brzmienia czuć w nim nutę niepewności.
– Kto tam jest? – pyta mój mąż. Odwraca się do mnie i wzrusza ramionami, po czym rusza do szklanych drzwi oddzielających kuchnię od patio. Nim do nich dociera, kobieta pojawia się na zewnątrz. Uśmiecha się, ale ja nie czuję się najpewniej – czy ta nieznajoma właśnie weszła sobie do naszego domu?
– Cześć – mówi do Toma, który wygląda na równie zaskoczonego co ja.
Obie z kobietą wpatrujemy się w siebie.
– Och, dopiero to do mnie dotarło – mówi, skołowana, patrząc na zmianę na mnie i na mojego męża. – Ty jesteś pani Frazer! Nie miałam pojęcia, że tu siedzicie.
– Przestraszyłaś nas, wchodząc tak po prostu. Mamy dzwonek, Chloe – mówi Tom, nie uśmiechając się przy tym.
Kobieta wygląda, jakby nie czuła się komfortowo.
– Przepraszam, mam klucze, które mi dałeś – mówi, ściskając je w dłoni. – Nie miałam pojęcia, że tu… jesteście.
Tom zerka na mnie.
– Chloe – mówi – to Rachel, moja żona.
– Cześć… – zaczynam, gdy ta szybko bierze się w garść i rusza w moją stronę przez patio, wyciągając rękę. Jest ode mnie młodsza, pewnie po trzydziestce. Ma średniej długości blond włosy i delikatne rysy twarzy; jest śliczna, ale wydaje się krucha.
– Rachel! Czyli ty to pani Frazer? – Nagle mnie przytula. A ja wciąż nie mam pojęcia, kim jest Chloe.
– Mój Boże, musisz myśleć, że jestem wariatką, że tak tu do was weszłam, ale ja tylko przywiozłam to. – Otwiera wielką torbę i wyjmuje z niej kilka żółtych kartek. – Nie sądziłam, że już się wprowadziłaś, twój mąż powiedział, że przyjeżdżasz dopiero w przyszłym tygodniu. To dla ciebie. – Odwraca się do Toma, który bierze od niej żółte kartki.
– Faktury – wyjaśnia mój mąż. – Chloe pracuje dla agencji nieruchomości, od której kupiliśmy dom.
– Chloe, Chloe Mason. – Odsuwa się, by na mnie popatrzeć.
– Och, rozumiem, to dlatego miałaś klucze? – Teraz to ma sens.
– Rachel, na żywo jesteś równie piękna, jeśli nie bardziej.
– Na żywo? – Uśmiecham się pytająco.
– Tak, widziałam zdjęcia w domu.
– Nienawidzę, jak ktoś mi robi zdjęcia. Ale Tom zawsze je pstryka…
– Widzę, dlaczego. Jesteś niesamowita. Uwielbiam to zdjęcie, gdzie jesteś w czerwonej sukience. Wyglądasz jak gwiazda filmowa.
– To bardzo miłe, ale nie wydaje mi się. Nie jestem nawet pewna, czy pamiętam czerwoną sukienkę – odpowiadam, czując się nieco niekomfortowo przez jej dziwnie zażyłe zachowanie.
– Zaufaj mi, wyglądasz fantastycznie. Czerwień to zdecydowanie twój kolor – kontynuuje entuzjastycznie.
– Dziękuję – odpowiadam, starając się przypomnieć sobie tę sukienkę i okazję, podczas której mogłam ją na sobie mieć. Nie jestem w stanie zdecydować, czy mówi szczerze, czy trochę za bardzo się stara.
– Chloe była naprawdę pomocna, wpuściła mnie do domu, żebym mógł zrobić pomiary, zanim jeszcze podpisaliśmy wszystkie umowy – mówi Tom, przerywając ciszę. – To chyba nielegalne, prawda? – pyta, uśmiechając się nieznacznie.
Chichocze.
– Tak jak wszystko, co najlepsze!
– Jestem naprawdę wdzięczny… oboje jesteśmy – odpowiada Tom, idąc w moją stronę, po czym obejmuje mnie w pasie.
– Nie zaoferowaliśmy ci drinka – mówię.
Kładzie przepraszająco rękę na piersi.
– Dziękuję, Rachel, ale nie mogę psuć waszego romantycznego wieczoru. Nie będę wam już dłużej przeszkadzać. – Wskazuje na puste talerze na stoliku, ale przy tym nie robi nawet kroku.
Wciąż tak stoi, uśmiechając się do nas, a po kilku niezręcznych sekundach mówię:
– Jako nasza agentka nieruchomości musisz zostać na jednego drinka.
Zerkam na Toma, mijając go w drodze do kuchni, skąd chcę wziąć kieliszek. Oczekuję, że przyłączy się do mnie, że również zachęci ją, by została, zapewni, że nie przeszkadza i że jest u nas mile widziana, ale on tego nie robi. Stoi tylko, jakby w ogóle nie był świadomy rozmowy, która się między nami odbywa.
– Tom – mówię, łypiąc na niego.
Nagle dociera do niego, że próbuję się z nim skomunikować, na co wzrusza obojętnie ramionami. Jest zmęczony, ja również, ale nie możemy być nieuprzejmi. Tom zmusza się do kolejnego słabego uśmiechu, po czym zabiera ze stolika dwa puste talerze i odsuwa dla niej krzesło.
– Otworzyliśmy butelkę białego wina. Odpowiada ci takie? – pytam, wskazując na butelkę.
– Jak najbardziej, dziękuję. Przy okazji, masz śliczną bluzkę – mówi. – Bardzo ładny odcień różu, pasuje ci. Skąd ją masz?
– Kupiłam ją parę lat temu podczas wakacji na Santorini, też bardzo mi się podoba i sprawdza się w ciepłe wieczory, takie jak dzisiaj.
– Och, bardzo bym chciała lecieć na Santorini, nigdy tam nie byłam. Wybieracie się w tym roku na jakieś wakacje?
Kręcę głową.
– Nie, chcemy spędzić je tutaj, poza tym wydaliśmy na ten dom za dużo pieniędzy. Nie stać nas na wakacje. A ty?
– Liczyłam na Włochy, ale nie wyszło.
– Och, przykro mi, co się stało?
– Chłopak mnie rzucił.
– O nie. Naprawdę mi przykro.
– Myślałam, że był tym jedynym. Myślałam, że weźmiemy ślub, będziemy mieć razem dzieci, wiesz?
Widzę błysk łez w jej oczach; wydaje się taka delikatna, a ja nagle chcę ją przytulić.
– Kiedy to się stało? Jak długo byliście razem? – pytam, ale szybko milknę, bo dociera do mnie, że zasypuję ją pytaniami, a to pewnie ostatnie, czego potrzebuje. – Przepraszam, zadaję za dużo pytań. Obawiam się, że to przez pracę, wyszkolono mnie, by zadawać pytania.
– Pracujesz w agencji szpiegowskiej? – pyta poważnie.
– Nie, jestem dziennikarką. Zawsze doszukuję się jakiejś historii! – Uśmiecham się przepraszająco.
– Och, wow! Interesujące. Nie mam z tym problemu, możesz pytać do woli. Byliśmy razem prawie rok, a on zerwał ze mną w zeszłym tygodniu. – Milknie i wydaje mi się, że zaraz zacznie płakać, ale udaje jej się zapanować nad sobą. – Nie tęskni się tylko za osobą, ale też za planami, prawda? – Patrzy na mnie jak dziecko patrzyłoby na dorosłego. Widzę jej ból. – Nie wspominając o kupionych biletach na koncerty i wakacjach we Włoszech, które musiałam odwołać, przez co straciłam zaliczkę.
– O nie, jakby ktoś ranę posypał solą.
– Tak, ale mam za swoje, że próbowałam zrobić mu niespodziankę. Okazało się, że on miał dla mnie o wiele większą.
– Nic na to nie wskazywało?
– To się stało bez ostrzeżenia. W jednej chwili wszystko było wspaniale, aż nagle uznał, że się między nami nie układa. – Nagle się uśmiecha, unosi kieliszek, stuka nim o mój i mówi: – Za samotne wakacje!
Powtarzam za nią i zerkam na Toma, który osunął się na krześle i wydaje się niewzruszony naszą rozmową. Myślę, że czeka uprzejmie, aż ona wyjdzie, ale mnie jest jej trochę szkoda. Pamiętam moje ostatnie zerwanie sprzed lat, samotność zaraz po jest najgorsza.
– Przed twoim przyjściem mieliśmy siadać do deseru. Dołączysz do nas? – pytam.
– Och, nie, nie mogę, to wasza pierwsza wspólna noc tutaj, prawda?
– Pierwsza z wielu. Zostań trochę… to nic wielkiego, zrobiłam sałatkę owocową. – Wstaję, by pójść do kuchni.
– Okej, jeśli to nie problem? – woła za mną.
– Rachel, zostań, ja pójdę – mówi Tom, mijając mnie i znikając w środku.
– Tom, nie zapomnij o bitej śmietanie! – wołam i już mam usiąść z powrotem przy stole, ale gdy nie odpowiada, zerkam na Chloe i się prostuję. – Wybacz na chwilę. Nawet jeśli mnie usłyszał, nie znajdzie jej w lodówce. Za minutę wracam.
Uśmiecha się ze współczuciem, wyraźnie rozpoznając dobrze znaną konspirację kobiet w kwestii tego, że mężczyźni nie są w stanie nic zrobić w domu, a ja mam ochotę walnąć się za to, co powiedziałam. To nawet nie jest prawda – Tom świetnie radzi sobie w kuchni; nawet gotuje lepiej niż ja. Muszę mu pomóc tylko dlatego, że załadowałam lodówkę jedzeniem, które w panice zamówiłam wczoraj przez internet. Każdy poza mną potrzebowałby nawigacji, żeby znaleźć bitą śmietanę i miskę z owocami w stercie jogurtów, serów i masła.
– Mężczyźni – odpowiada, przewracając oczami.
Nic nie mogę na to poradzić – odpowiadam tym samym, czując potrzebę zacieśnienia więzi z tą kobietą. Zostawiłam wszystkie swoje przyjaciółki w Manchesterze i już za nimi tęsknię.
– Bita śmietana – mówię do siebie, wchodząc do kuchni. Staram się przypomnieć sobie, gdzie dokładnie ją wcisnęłam. Fajnie jest kogoś gościć, nawet jeśli to tylko jedna osoba. Uwielbiam być gospodynią i przygotowywać jedzenie, prowadząc przy tym niezobowiązującą rozmowę. Jak już zjemy, włączę muzykę. Brakowało mi zabawiania naszych przyjaciół i wyobrażam sobie, jak mogłaby wyglądać zorganizowana w tym domu kolacja. To miejsce jest do tego idealne, a to spotkanie może być małą próbną kolacją, nim nawiążemy nowe przyjaźnie. Może Chloe też będzie nas wtedy odwiedzać?
Tom miał przynieść sałatkę owocową, ale wydaje się stać i wpatrywać tępo w zawartość lodówki. Uśmiecham się do siebie; może mój seksistowski komentarz miał w sobie trochę prawdy i rzeczywiście znalezienie sałatki jest dla niego za trudne?
– Co robisz, kochanie? – pytam.
Nie odpowiada.
– Wszystko w porządku? – Kładę mu rękę na plecach.
– Co? Och, eee, przepraszam, tak. Nic mi nie jest. Próbowałem sobie przypomnieć, po co tu przyszedłem.
Śmieję się z tego.
– Czyli oboje mamy mgłę mózgową. – Przepycham się koło niego delikatnie i sięgam do lodówki po miskę z owocami. – Chloe wydaje się sympatyczna – szepczę.
– Chciałem spędzić ten wieczór tylko z tobą – odpowiada, nie odrywając wzroku od wnętrza lodówki.
– Wiem, ja też, ale poczułam, że powinnam poprosić, żeby została… Wydawała się smutna.
– Miejmy nadzieję, że nie zostanie za długo – odpowiada nieco za głośno.
– Cii, Tom, jeszcze cię usłyszy!
– Mogę wam jakoś pomóc? – woła z zewnątrz.
– Nie, dziękuję! – odpowiadam pogodnie, ignorując zachowanie mojego męża.
– Przyszła w nieodpowiednim momencie – mruczy.
– Nie jest idealnie… ale…
– Wie, że to twoja pierwsza noc tutaj; nie powinna przychodzić bez zapowiedzi.
– Nie jestem pewna, czy wiedziała. Przecież sama powiedziała, że myślała, że przyjadę w przyszłym tygodniu, a początkowo taki był przecież plan. Może miała nadzieję spotkać cię sam na sam? – sugeruję. Żartuję, ale jednocześnie jestem uważna. Przyszła zostawić faktury, ale zastanawiam się, czy nie miała nadziei spotkać tylko Toma?
– Nie ufam jej – odpowiada. – I ty też nie powinnaś.
– Dlaczego?
Nie odpowiada. Stoi tylko przede mną i kręci głową.
To mnie trochę niepokoi.
– Nie rozumiem… dlaczego jej nie ufasz?
– Po prostu nie ufam. O niczym jej nie mów – dodaje, próbując mnie wyminąć.
– Tom – syczę. – Po prostu mi powiedz dlaczego.
– Bo jest niebezpieczna.
TRZY
– Jak to „jest niebezpieczna”? – szepczę, ale Tom odchodzi, wraca na patio i zostawia mnie skołowaną i niepewną.
Zastanawiam się, o czym on, do cholery, gada. Zerkam na Chloe, zrelaksowaną na krześle. Światło świec rzuca ciepłą poświatę na jej bladą skórę, łagodny wiatr porusza rąbkiem jej sukienki.Niebezpieczna? W zeszłym tygodniu rzucił ją chłopak, cały czas wydaje się na skraju łez, ma na sobie różową bawełnianą sukienkę w róże. Nie widzę w niej zagrożenia.
Wyciągam bitą śmietanę, chwytam trzy łyżeczki i wracam na zewnątrz.
– Skoczę do łazienki – mówi Tom, gdy wychodzę na patio. Serce mi zamiera, gdy zostawia nas same; nie dlatego, że czuję strach, ale zdecydowanie mam lekką paranoję.
O niczym jej nie mów. Co miał przez to na myśli?
Czuję się niepewnie, a ona najwyraźniej to wyłapuje, bo za bardzo stara się wskrzesić rozmowę.
– Gdzie Sam? – pyta.
– Śpi – odpowiadam. Po tym, jak Tom powiedział, że jest niebezpieczna i żeby nic jej nie mówić, naprawdę zaczynam się obawiać.
– Podoba ci się, jak twój mąż wyremontował dom? – pyta, gdy przesuwam w jej stronę miskę, zachęcając, by się poczęstowała.
– Tak, prawie nie rozpoznaję tego miejsca. – Czuję, że znalazłyśmy się na bezpieczniejszym gruncie. Nalewam wina do jej kieliszka, uśmiechając się zdawkowo. – W sensie, przecież nie jest żadnym budowlańcem ani nic – mówię, starając się podtrzymywać rozmowę, a jednocześnie nie powiedzieć zbyt wiele.
– Tak, wiem, że jest bankierem – odpowiada. – Poznałam go, gdy oboje pracowaliśmy dla UKB.
– Och, UK Bank? – Podnoszę wzrok, bo Tom właśnie wraca na patio. – Nie wiedziałam, że znacie się z pracy.
Dlaczego Tom nic mi o tym nie powiedział?
– Nie nazwałabym nas „współpracownikami”. – Chloe wygląda, jakby czuła się niezręcznie, bo pewnie uznała, że o tym wiem. – Tom był wielkim szefem, ja zwykłą szeregową.
– Mam nadzieję, że nie zachowywałem się jak wielki szef? – mówi Tom.
– Nie, wręcz przeciwnie – odpowiada szybko, po czym odwraca się do mnie. – Strasznie myliłam dane odnośnie do pożyczek z zabezpieczeniem w aktywach, ale Tom zawsze wykazywał wielką cierpliwość.
Mój mąż się śmieje.
– Tak, pamiętam. Trzeba było trochę naprostować twoją matematykę.
– Menadżer mojego działu wpadał w szał, ale Tomowi nigdy nie puściły nerwy. Byłeś dla mnie taki cierpliwy – mówi, patrząc na niego.
– Nie tęsknię za tym miejscem – odpowiada, nie patrząc w jej stronę. – Odejście to była najlepsza decyzja w moim życiu.
– Ciężko było zdecydować się na wyjazd – wyjaśniam Chloe.
– Straciłam pracę niedługo po twoim odejściu – kontynuuje. – Wciąż jestem przez to zła.
– Ale dobrze ci w nieruchomościach? – pytam, bo czuję, że muszę zaoferować jakąś formę pocieszenia… i zmienić temat.
Wzrusza ramionami i zerka na Toma.
– A ty masz teraz jakąś pracę?
Kiwa głową.
– Tak. Ułożyło mi się. Miałem czas na to, żeby zająć się domem, a niedługo zaczynam pracę jako konsultant.
– Tak – mruczę, wciąż zaskoczona, że nie wspomniał, że zna naszą agentkę nieruchomości z poprzedniej pracy.
– Uwielbiam ten motyw kolorystyczny – mówi, zmieniając temat, co jest z jej strony oznaką dobrej intuicji. Widocznie zauważyła, z jakim wahaniem Tom rozmawia o swoim odejściu z banku.
– Ja też, Tom wszystko wybrał. Nie mogę sobie przypisać żadnych zasług.
– Dziękuję, Rachel, ale umniejszasz swój wkład w dekorowanie przez FaceTime’a. – Uśmiecha się i bierze mnie za rękę.
– Jesteście tacy uroczy – mówi z zachwytem Chloe.
– Czy można być słodkim po czterdziestce? – pytam i czuję, jak się przy tym rumienię.
– A ty znowu z tym umniejszaniem – mówi Tom, głaszcząc mnie po dłoni.
– Tom, myślę, że ona mówiła o tobie – wtrąca Chloe, a my się z tego śmiejemy. Jest zabawna i nic nie mogę na to poradzić, że nawet zaczynam ją lubić.
– Deser – oznajmiam, wskazując na miskę z owocami. Podaję naczynie najpierw jej, potem Tomowi.
– Oboje jesteście przyzwyczajeni do życia w mieście. Myślicie, że wam się tu spodoba? – pyta.
– Zdecydowanie, ja uwielbiam to miejsce. – Tom odpowiada szybko i z entuzjazmem. – Okolica bardzo mi się spodobała, gdy tu pracowałem, mimo że wtedy to było tylko kilka tygodni; naprawdę zapadła mi w pamięć.
– Tak, Tom zawsze tego chciał. Po pracy wracał do Manchesteru i narzekał na jakość powietrza i hałas ruchu ulicznego.
– Mieszkam tu od zawsze, nie wyobrażam sobie siebie nigdzie indziej – mówi Chloe, kończąc swoją porcję, po czym odstawia miskę na stolik.
Nie oferuję kawy, tak jak zwykle bym to zrobiła, bo wiem, że Tom jest zmęczony, a po takiej długiej rozłące miło byłoby spędzić czas tylko we dwoje. Jednak Chloe zdaje się lubić nasze towarzystwo i zaczyna opowiadać mi o pobliskich sklepach, dobrych restauracjach oraz pułapkach na turystów, których należy unikać. Jest istną skarbnicą wiedzy i przydałaby mi się jako dziennikarce; poza tym fajnie spędza się z nią czas, mimo tego, co powiedział o niej Tom.
Chloe się nie zasiaduje i w końcu zaczyna zbierać do wyjścia.
– Bardzo wam dziękuję, zostawię was, żebyście mogli się sobą nacieszyć. Deser był przepyszny, Rachel, a wasz dom jest naprawdę piękny. Jestem przekonana, że oboje będziecie tu szczęśliwi – mówi.
– Przepraszam, to był naprawdę długi dzień i możemy nie być dziś najlepszym towarzystwem – odpowiadam, gdy odprowadzamy ją do drzwi.
– Nonsens. Oboje byliście bardzo mili i w dodatku zaprosiliście mnie na deser. Czuję, że nadużyłam waszej gościnności. Przepraszam, że pojawiłam się bez zapowiedzi.
Żegnamy się, a potem razem z Tomem wracamy do środka.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś, że razem pracowaliście? – pytam.
– Bez powodu, to po prostu nie miało żadnego znaczenia. Poza tym nie pracowaliśmy razem, byliśmy zatrudnieni przez tę samą firmę.
– No, byłeś bardzo cierpliwy z jej liczbami i kredytami – drażnię się.
Przewraca oczami.
– Mhm, w sumie to tego nie pamiętam. Tak samo jak jej.
– Ale pamiętasz, że jest niebezpieczna?
– Tak, to przez plotki o tym, że sprawiała kłopoty ludziom, mieszała, rozpowiadała kłamstwa. Słyszałem, że naprawdę jej odwaliło, gdy straciła pracę.
– Naprawdę? Przez co straciła pracę?
– Jakieś kłopoty z jednym z pracowników. Nie znam szczegółów.
– Ojej.
– Ona jest jedną z tych, co podlizywaniem wkupi się w twoje łaski, a potem chce o wszystkim wiedzieć i rozpowiadać kłamstwa.
– No co ty. Poważnie? – odpowiadam, zajmując miejsce przy stole. Naczynia po owocach stały się wabikiem na osy, które latają dookoła i chcą siadać na lepkich talerzach i misce. – W takim razie mnie oszukała. Wydaje się zabawna, przyjacielska i…
– Psychopaci też tacy są, właśnie w ten sposób cię do siebie wabią. – Wymachuje ręką w powietrzu, żeby przepędzić osę.
Śmieję się.
– Tom, ona nie jest psychopatką. Nie widziałam żadnych złych zamiarów, jedynie przyjacielskość i ciepło. Myślę, że za dużo czasu spędziłeś sam. Może pamiętasz, że rok temu pisałam artykuł „Dziesięć sposobów na rozpoznanie psychopaty”? Daję ci słowo, że nic takiego w niej nie dostrzegłam, Chloe nie pasuje do profilu.
Uśmiecha się półgębkiem.
– Jest psychopatką, mówię ci.
– Przestań dramatyzować! – Śmieję się z niego. – Nie możesz tak po prostu nazwać psychopatą kogoś, kogo nawet nie znasz.
– A ja ci mówię, że jest szurnięta! – Kręci palcem przy skroni, ale teraz sam się śmieje. Zaczyna owijać rękę serwetką.
– Co ty robisz…? – pytam, gdy nagle wali ręką w stół, zgniatając niczego nieświadomą osę. Głośny huk sprawia, że podskakuję. – Boże, Tom – warczę, zdenerwowana. – Ty tu jesteś jedynym psychopatą, przecież nie musiałeś jej zabijać. – Wykrzywiam usta na widok rozgniecionego owada na stole.
– Miałem do wyboru albo to, albo użądlenie. Użądliła cię kiedyś osa? – mruczy, po czym wstaje i podnosi osę przez serwetkę.
– Tak i mnie to nie zabiło – odpowiadam z obrzydzeniem, gdy owija owada.
Na sam widok mnie wzdryga, ale nic już nie mówię, gdy kieruje się z serwetką do kuchni. Zaraz po tym, jak przekracza próg, na jego telefonie pojawia się wiadomość. Niewiele myśląc, zerkam na aparat, żeby zobaczyć, kto napisał. Skręca mnie w żołądku: na ekranie wyświetla się imię Chloe.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
Tytuł oryginału: You, Me, Her
Copyright © Sue Watson, 2024
Published in Great Britain in 2024 by Storyfire Ltd trading as Bookouture.
Copyright for the Polish edition © 2025 by Grupa Wydawnicza FILIA
Wszelkie prawa zastrzeżone
Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.
Wydanie I, Poznań 2025
Projekt okładki: The Brewster Project
Zdjęcie na okładce: © Aimee Marie Lewis / Arcangel Images
Redakcja: Kamila Recław
Korekta: Ida Świerkocka
Skład i łamanie: Andrzej Owsiany
PR & marketing: Magdalena Drogoś-Kraszewska
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:
„DARKHART”
Dariusz Nowacki
eISBN: 978-83-8402-106-4
Grupa Wydawnicza Filia sp. z o.o.
ul. Kleeberga 2
61-615 Poznań
wydawnictwofilia.pl
Seria: FILIA Mroczna Strona
mrocznastrona.pl