14,99 zł
Teddi Whitehall studiuje na nowojorskiej uczelni, a na czesne zarabia pracą modelki. Odkąd straciła rodziców, jej najbliższą osobą jest Jenny. Teddi z niecierpliwością czeka na wyjazd do przyjaciółki na wakacje. Na miejscu spotyka brata Jenny, który nigdy nie zwracał na nią uwagi. Miał ją za naiwną ślicznotkę z dużego miasta, a ona nie wyprowadzała go z błędu. Tym razem postanowiła jednak, że będzie inaczej…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 184
Tłumaczenie:
Ranek był przepiękny. Teddi Whitehall oparła się łokciami o parapet okna wychodzącego na wewnętrzny dziedziniec akademika i rozmarzonym wzrokiem obserwowała gołębie. Przemieszczały się kołyszącym drobnym kroczkiem po granitowej kostce, co przypominało jej sposób poruszania się starego mężczyzny.
Budynki studenckiego miasteczka, wzniesione w gotyckim stylu, skłaniały Teddi do wyobrażania sobie, że pochodzą z innej epoki, i snucia romantycznych marzeń. Jednak największą przyjemnością dla jej oczu była wszechobecna zieleń i kwiaty, które stanowiły miłą odmianę po nowojorskim mieszkaniu, urządzonym z wielkomiejskim szykiem. Niestety, właśnie tam będzie musiała spędzić pracowite wakacje.
Wsłuchując się w odgłosy poranka i wdychając jego zapachy, Teddi z niechęcią pomyślała o konieczności zarezerwowania biletu na samolot do Nowego Jorku. Oznaczało to wyjazd z ekskluzywnego college’u w Connecticut i rozstanie z Jenną, serdeczną przyjaciółką, z którą dzieliła pokój w akademiku. O tej wczesnej porze w czerwcowym powietrzu dawał się jeszcze wyczuć chłód i lekki beżowy szlafrok, podkreślający wielkie brązowe oczy i krótko ostrzyżone czarne włosy, nie chronił wystarczająco Teddi. Dobrze, że przyjaciółka zeszła na dół, inaczej nie odmówiłaby sobie cierpkich uwag na temat otwierania okna pod wpływem zachcianki.
Jenna nie działała spontanicznie. Pod tym względem przypominała swojego starszego brata, Kingstona Devereaux. Sama myśl o nim wystarczyła, aby Teddi przeszedł mimowolny dreszcz. Większość dziewczyn z kampusu niemal omdlewała na widok tego wysokiego, dobrze zbudowanego, jasnowłosego ranczera z krzywym uśmiechem, mówiącego z australijskim akcentem, natomiast ona miała ochotę wziąć nogi za pas. Przez wszystkie lata przyjaźni z Jenną okazywał Teddi niechęć, a nawet traktował ją pogardliwie, i to tylko z powodu fałszywego wyobrażenia, którego, jak twierdził, nic nie zmieni. Kąśliwe uwagi Kingstona były mocno nie fair i Teddi z obawą myślała o ewentualnym spędzeniu części wakacji na ranczu w Kanadzie. Miała przeczucie, że przyjaciółka zaprosi ją na kolejny pobyt w rodzinnej posiadłości, Gray Stag. Z pewnością Kingston przyleci własnym samolotem z Calgary po siostrę, pomyślała, i jak zwykle będę musiała szukać wymówek, aby schodzić mu z drogi.
Jenna miała matkę i brata, i dom, do którego chciała wracać. Natomiast jedyną żyjącą krewną Teddi była ciotka, aktualnie bawiąca z ostatnim kochankiem na francuskiej Riwierze. Nowojorski apartament, który Teddi czasem z nią dzieliła, obecnie stał pusty. Liczyła na to, że po przyjeździe do miasta otrzyma sporo zleceń, ponieważ ciotka nie pokrywała kosztów studiów. To Teddi opłacała czesne i inne rachunki. Zaczęła dorywczo pracować jako modelka, mając zaledwie piętnaście lat, co umożliwił jej odpowiedni wygląd: smukła sylwetka, regularne rysy twarzy i duże, wyraziste oczy. Sarnie, jak to określił jeden z jej szkolnych kolegów. Renomowana agencja, która odkryła Teddi i od czasu do czasu ją zatrudniała, była z niej zadowolona – jedyne, na co narzekali jej szefowie, to że marnuje się w college’u.
Nieoczekiwanie przejął ją chłód, cofnęła się do pokoju i pospiesznie zamknęła okno. Kingston reagował alergicznie na środowisko związane ze światem mody i żywił niezachwiane przekonanie, że zblazowane modelki prowadzą awanturnicze życie. Poza tym na jego opinię o Teddi niewątpliwie wpłynęła reputacja jej jedynej opiekunki, ciotki, która zmieniała kochanków jak rękawiczki, i w mniemaniu Kingstona zdecydowanie nie była wzorem do naśladowania. Wyznawał staroświeckie zasady i głośno potępiał współczesną swobodę obyczajową. Pogardzał kobietami, które wchodziły w niezobowiązujące związki, i był przekonany, że przyjaciółka siostry do nich należy, a jednocześnie sobie przyznawał prawo do nawiązywania przelotnych romansów.
Teddi wróciła myślami do przeszłości. Wkrótce po poznaniu Jenny pomiędzy dziewczętami zawiązała się bliska przyjaźń i po pewnym czasie Jenna zaprosiła ją do swojego domu. Teddi była przekonana, że rodzina przyjaciółki okaże się równie ujmująca i serdeczna jak ona. Pewnego dnia Kingston zjawił się, aby zabrać siostrę samolotem na ranczo w pobliżu Calgary. Jenna z ożywieniem powiadomiła brata, że zaprosiła przyjaciółkę, co zaakceptował z wyraźną niechęcią, obrzucając Teddi nieprzychylnym spojrzeniem szarych oczu, tym samym niwecząc jej radość z powodu wyjazdu. Już na miejscu, w Gray Stag, nie zmienił nieprzyjaznego nastawienia i nie krył niezadowolenia z jej obecności. Robiła co, mogła, żeby nie wchodzić mu w drogę. Przy okazji kolejnych pobytów schemat się powtarzał: on ją tępił, a ona go unikała. Tylko raz nastąpił wyjątek od tej reguły.
Zdecydowanym ruchem zdjęła szlafrok, jakby wraz z nim odrzucała także wspomnienia. Włożyła jedwabny beżowym komplet, składający się ze spodni i bluzki, który ciotka przysłała jej na Wielkanoc – jeden z prezentów, mających zastąpić opiekę, troskę i miłość. Przeczesała grzebieniem gęste czarne włosy i jak zwykle zrezygnowała z makijażu, który nakładała tylko wtedy, gdy występowała jako modelka. Jej cera miała naturalny lekko oliwkowy odcień, usta były czerwone, a rzęsy nie potrzebowały pogrubienia ani wydłużania. Wsunęła stopy w pantofle na niskim obcasie i wyszła z pokoju, aby poszukać przyjaciółki, zastanawiając się, dokąd mogła tak wcześnie pójść.
Otworzyła drzwi do holu i stanęła jak wryta w progu. Jenna siedziała sztywno na kanapie, naprzeciwko niej, tyłem do drzwi, stał wysoki, elegancko ubrany mężczyzna o jasnych, połyskujących złociście włosach.
– Nie zgadzam się! – Głos Kingstona Devereaux, mówiącego z charakterystycznym australijskim akcentem, zabrzmiał bardzo stanowczo. – Nie życzę sobie ponownego zamieszania na farmie, jak to miało miejsce podczas jej obecności w trakcie Wielkanocy. Chyba zauważyłaś, że ludzie pracowali na pół gwizdka, bo niemal bez przerwy się na nią gapili!
– Na pewno nie sprawi najmniejszego kłopotu – zaoponowała Jenna, a w jej zwykle przyjemnie brzmiącym głosie zabrzmiały ostrzejsze nuty. Szare oczy, bardzo podobne do oczu jej brata, rozbłysły złością. – Teddi nie jest taka jak jej ciotka! Dlaczego tak uważasz?
– Nie bez powodu. Nie jest bogata i nie będzie, dopóki nie wczepi się pazurami w zamożnego, zbyt ufnego mężczyznę. – Wcisnął dłonie w kieszenie tak mocno, że wybrzuszył się drogi materiał, z którego uszyto eleganckie spodnie. – Nie pozwolę na to, by spędzała lato w Gray Stag na robieniu słodkich oczu do moich pracowników albo… do mnie! – podkreślił.
Teddi zaczerwieniła się. Wspomnienie Wielkanocy długo jeszcze będzie ją prześladować.
– Kingston! -żachnęła się Jenna. – Przecież dobrze wiesz, że ona się ciebie wręcz boi. Zresztą postarałeś się o to! Ona by nigdy…
– Nie? – przerwał siostrze Kingston. – Czyżbyś nie zauważyła, jak się we mnie wgapiała? Niemożliwe, skoro było to ostentacyjne. Zdecydowanie wolałem spędzić Wielkanoc jedynie w rodzinnym gronie, lecz niestety nie było mi to dane – dorzucił z goryczą. – Matka powinna urodzić jeszcze jedną córkę, żebyś miała towarzystwo, może wtedy nie zadawałabyś się z dziewczętami o wątpliwej reputacji.
Teddi zbladła, zraniona do głębi niczym nieuzasadnioną, niesprawiedliwą oceną. Stała nieruchomo, milcząc, przepełniona goryczą. Nagle Kingston się odwrócił. Zaskoczony widokiem osoby, której przed chwilą odmówił przyzwoitości, zastygł w pół ruchu, sprawiając niemal komiczne wrażenie.
– Ojej – wyjąkała Jenna, która również spostrzegła przyjaciółkę. Znękany wyraz twarzy świadczył o tym, jak bardzo jest jej przykro, że Teddi była mimowolnym świadkiem nieprzyjemnej rozmowy rodzeństwa.
– Dzień dobry – powiedziała Teddi, usilnie starając się nie okazać przepełniających ją emocji. – Pomyślałam, że mogłybyśmy razem zjeść śniadanie. Będę w jadalni.
– Kingston przyleciał wcześniej. – Jenna bezradnie wzruszyła ramionami. – Rozmawialiśmy o wakacjach – dodała niepotrzebnie.
– Z pewnością okażą się udane – odparła Teddi, zmuszając się do ułożenia pełnych warg w blady uśmiech. – Pójdę już…
– Bardzo bym chciała, żebyś spędziła lato na ranczu – oznajmiła Jenna, rzucając bratu wyzywające spojrzenie.
– Dziękuję za propozycję, ale nie skorzystam.
– Kingstona przez większość czasu nie będzie – dorzuciła Jenna, ponownie spoglądając wojowniczo na brata.
Teddi przelotnie zerknęła na milczącego Kingstona, który najwyraźniej otrząsnął się z zaskoczenia, bo przybrał zacięty wyraz twarzy.
– Doceniam zaproszenie, ale nie chcę być ponownie traktowana jak nosicielka zakaźnej choroby – oświadczyła dobitnie Teddi, nie odmawiając sobie satysfakcji utarcia nosa Kingstonowi. – Twój brat będzie zachwycony, mając rodzinę tylko dla siebie, a ja wolę spędzić samotnie wakacje.
– Ale… – zaczęła Jenna.
– Mam zobowiązania wobec agencji – ciągnęła Teddi, wpadając w słowo przyjaciółce i hardo spoglądając na jej brata. – Poza tym po co miałabym tkwić na ranczu, skoro mogę uwieść połowę mężczyzn w Nowym Jorku, aby zdobyć fortunę? – Odwróciła się, bo zaczęła jej drżeć dolna warga, a to oznaczało, że jest bliska płaczu. – Jenno, jeszcze raz dziękuję za zaproszenie i nie mam do ciebie cienia pretensji. To twój brat jest niewiarygodnym snobem.
Po tej ostatniej uwadze sztywno wyprostowana szybkim krokiem opuściła budynek akademika. Szła jak odrętwiała po wybrukowanym dziedzińcu. Wcześniej powstrzymywane łzy popłynęły po policzkach i poczuła ich słony smak na ustach. Jak on mógł być tak okrutny? Zarozumiały bufon! Żadna kobieta przy zdrowych zmysłach nie chciałaby się związać z tym aroganckim typem. Miał czelność oskarżać ją, że robiła do niego maślane oczy!
Z całą pewnością Kingston nie pozwoli jej zapomnieć o tym, jak idiotycznie zachowała się podczas świąt wielkanocnych. Gdyby tylko zorientowała się, że on ją prowokuje… Poszukała w kieszeni chusteczki, ale jak zwykle jej nie znalazła. Przesunęła grzbietem dłoni po policzku, ścierając niechciane łzy i mając do siebie pretensję o okazaną słabość. W trakcie wakacji będą porozumiewać się z Jenną przez telefon oraz pocztę internetową, czego Kingston nie może im zabronić, a jesienią, po powrocie na uczelnię, znowu będą razem. Nie pozwoli, aby ten podły snob zniszczył jej długoletnią przyjaźń z Jenną.
Wyminęła grupkę znajomych studentów i spróbowała się do nich uśmiechnąć, gdy nagle poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Stanęła, zadając sobie w duchu pytanie, kto ją zatrzymuje, i ku wielkiemu niezadowoleniu ujrzała przed sobą Kingstona.
– Znowu uciekasz? – spytał szorstko i pociągnął zaskoczoną Teddi w cień rosnącego w pobliżu dębu. – Masz w tym dużą wprawę – dodał zjadliwie.
– Instynkt samozachowawczy, szanowny panie Devereaux – rzuciła, ocierając łzy. – W twojej obecności zapominam, że jestem damą.
– Damą? – powtórzył z przekąsem.
Przeniósł wzrok z twarzy Teddi na szczupłe ciało: jędrne piersi, wąską talię, lekko zaokrąglone biodra, długie zgrabne nogi, do których przylgnął beżowy jedwab.
– Och, zapomniałam. Twoim zdaniem nie zasługuję na to miano.
– Zgadza się – potwierdził bez cienia zakłopotania, po czym dodał: – Jenna wypłakuje sobie oczy. Nie chciałem jej doprowadzić do takiego stanu.
– Wyprowadzanie ludzi z równowagi to twoja specjalność. Masz do tego wyraźne predyspozycje – odparowała Teddi.
Kingston lekko się nasrożył.
– Ostrożnie, moje ty tygrysiątko – ostrzegł ją. – Ja też potrafię gryźć.
Teddi skrzyżowała ramiona na piersi i zwróciła głowę w kierunku przechodzących studentów.
– Przez ostatnie lata niczego innego nie robiłeś. Nie ukrywałeś wrogości wobec mnie i robiłeś z niej użytek. Jeszcze jedno – dodała z gniewem – jeśli na ciebie patrzyłam, to tylko z obawą, zastanawiając się, co tym razem wymyśliłeś, żeby mi dogryźć czy dokuczyć.
– Wydaje mi się, że ostatnio jednak inaczej zaczęłaś na mnie spoglądać – oznajmił Kingston, uśmiechając się ironicznie na widok rumieńca, który wbrew woli Teddi wypłynął na jej policzki. – Pamiętasz?
Najchętniej definitywnie odesłałaby w niepamięć wspomnienie o tym niefortunnym incydencie, jednak wciąż żywiła do siebie pretensję o ówczesną słabość. Odwróciła wzrok.
– Ile czasu zajęło ci wytrenowanie tej pozy ucieleśnionej niewinności?
– Och, lata. Zaczęłam w kołysce – odparła zgryźliwie.
Kingston nie przejął się tonem Teddi.
– Nie osiągnęłabyś aż tyle w świecie mody, gdybyś choć trochę się nie łajdaczyła. W tym środowisku panują określone wzorce postępowania. Nie przekonasz mnie, że jest inaczej.
– Po co miałabym zadawać sobie ten trud? – odcięła się. – Wyrobiłeś sobie o mnie taką, a nie inną opinię, choć nadal nie wiem, na jakiej podstawie, a do tego uważasz się za nieomylnego i wszystkowiedzącego.
– Rzeczywiście, rzadko się mylę, a nigdy co do kobiet – zgodził się z nią Kingston. – Zdążyłem je dobrze poznać – dodał dwuznacznie.
Nie wątpiła, że miał do czynienia z kobietami. Z pewnością robił na nich wrażenie. Był bardzo przystojny i potrafił być ujmujący, gdy zechciał. Kilka razy widziała go rozebranego do pasa i musiała przyznać, że miał doskonałe ciało. Mimowolnie wbrew woli Teddi wyobraźnia przywołała obraz opalonego, umięśnionego, lekko owłosionego torsu. Owszem, miała świadomość, że działa na nią fizyczność Kingstona, ale nie chciała tego ani nie zaakceptowała, podobnie jak jego paskudnego charakteru. Był jej wrogiem, nie powinna o tym zapominać.
– Nic nie wiesz o charakterze mojej pracy – powiedziała sztywno.
– Więcej, niż ci się wydaje – zapewnił ją. – Mamy wspólnego znajomego.
Puściła mimo uszu tę uwagę. Odsunęła się, zamierzając zakończyć tę jej zdaniem niepotrzebną wymianę uszczypliwości.
– Wybierasz się gdzieś?
– Zaproponować komuś swoje towarzystwo przy śniadaniu – poinformowała go lekkim tonem. – Pewnie cię to zdziwi, ale są ludzie, którzy nie traktują mnie jak ożywionej fotografii z okładki kolorowego magazynu.
– Akurat – mruknął pod nosem, nie odstępując Teddi.
– Myśl o mnie, co chcesz. Nie dbam o to – oświadczyła, choć nie było to zgodne z prawdą.
Od początku przyjaźni z Jenną dokładała starań, żeby jej rodzina ją polubiła. Zabiegała o to, by zaakceptował ją Kingston, z którym jako ze starszym bratem przyjaciółka się liczyła, ale nie doczekała się z jego strony dobrego słowa.
– Możesz zjeść śniadanie z nami – zaproponował nieoczekiwanie zduszonym głosem.
Zupełnie jakby te słowa go dławiły, pomyślała Teddi. Zapewne tak jest.
– Nie, dziękuję – odparła i nie odmówiła sobie satysfakcji, dodając: – Nie mogłabym nic przełknąć, zastanawiając się, czy nie posypałeś bekonu arszenikiem.
Roześmiał się, co ją zdziwiło.
– Nie przestaniesz ze mną walczyć, prawda? – raczej stwierdził, niż spytał.
Wzruszyła ramionami.
– Przez całe dotychczasowe życie musiałam walczyć.
– Biedna sierotka – rzucił ironicznie Kingston.
Teddi rzuciła mu gniewne spojrzenie.
– Kochałam rodziców i bardzo mi ich brakuje, a ty nie powinieneś wygłaszać takich niczym nieuzasadnionych złośliwości – skwitowała chłodno jego uwagę.
Przez krótki moment Teddi wydawało się, że Kingstona ogarnęło zakłopotanie, ale doszła do wniosku, że uległa złudzeniu.
– Uderzam poniżej pasa? – spytał.
– Właśnie.
– Następnym razem postaram się oszczędzić przeciwnika – zauważył.
– Mówisz, jakbyśmy prowadzili jakąś grę.
– Już nie – zaprzeczył, przenosząc wzrok na budynek akademika. – To się skończyło na Wielkanoc.
Zamknęła na chwilę oczy, jakby skuteczniej chciała się odciąć od powracającego niechcianego wspomnienia. Jeszcze bardziej znielubiła Kingstona za bezustanne wracanie do tego, do czego omal nie doszło.
– Wtedy w stajni powinienem był cię wziąć zamiast odrzucić – stwierdził nieoczekiwanie.
Odsunęła się od niego gwałtownie.
– Bardzo cię proszę, przestań mi przypominać o tym, jaką idiotkę z siebie zrobiłam! – zażądała Teddi. – Pomyliłam cię z kimś innym, o kim akurat myślałam – dodała, usiłując ocalić resztki dumy.
– Oboje wiemy o kim, prawda?
Nie zrozumiała aluzji, ale była za bardzo na niego zła, aby drążyć ten temat.
– Jestem głodna i chciałabym wreszcie zjeść śniadanie. Rozstańmy się albo chodźmy razem.
Kingston nie zareagował na to wezwanie. Wpatrywał się w twarz Teddi, po czym pożądliwym spojrzeniem pociemniałych oczu prześlizgnął się po jej smukłej, zgrabnej sylwetce. Przysunął się bliżej i zażenowana Teddi zorientowała się, że zerkają ku nim mijający ich studenci.
– Ludzie patrzą – ostrzegła go nerwowo.
– Boisz się, że wezmą nas za kochanków, słoneczko? – spytał niewinnym tonem.
Pod wpływem nagromadzonych i buzujących emocji, znajdując się na granicy wytrzymałości, Teddi uniosła rękę, ale zanim dosięgła policzka Kingstona, złapał ją za nadgarstek i powstrzymał.
– No, no… spokojnie – rzucił szyderczo, jakby rozbawił go ten atak furii. – Pomyśl o plotkach, jakie mogłoby to wywołać.
– Od kiedy to obchodzi cię zdanie innych? – odcięła się ze złością. – Musi to być niezwykle ekscytujące mieć wystarczająco dużo pieniędzy i władzy, żeby o nic nie dbać!
– Twoi rodzice byli biedni, prawda? – spytał po dłuższej chwili niezwykle jak na niego łagodnie.
– Kochałam ich – odparła, czerwieniąc się lekko. – Nie miało to znaczenia.
– Bierzesz na siebie za dużo jak na dziewczynę w twoim wieku. Co chcesz udowodnić? Jenna powiedziała mi, że wybrałaś angielski jako główny przedmiot studiów. Do czego ci się to przyda jako modelce?
Szarpnęła ręką, którą Kingston nadal trzymał w uścisku.
– Do niczego – rzuciła. – Za to bardzo mi się przyda, kiedy zacznę uczyć.
– Uczyć? – powtórzył, jakby nie dowierzał własnym uszom. – Ty?
– Puść mnie – poprosiła, skoro nie udało jej się oswobodzić.
Nie zastosował się do prośby i splótł palce dłoni z jej palcami. Ten prosty gest powstrzymał dalszy protest Teddi i pozwoliła się poprowadzić wybrukowaną ścieżką do akademika. Zastanawiało ją, dlaczego zdobyła się na nietypową dla niej uległość.
– Jedziesz z nami – oświadczył Kingston. – Ostatnie, czego ci trzeba, to samotne tkwienie w nowojorskim mieszkaniu, którego właścicielka, twoja ciotka, zabawia się z kochankiem w Europie zamiast się tobą zaopiekować.
Wiedziała, że potępia styl życia Dilly, nie robił z tego tajemnicy. Czasem myślała, że tę głęboką niechęć do ciotki przenosi automatycznie i na nią, chociaż zarówno charakterem, jak i wyznawanymi zasadami drastycznie różniła się od siostry swojego ojca.
– Nie musisz udawać, że dbasz o to, co się ze mną stanie – powiedziała z godnością. – Jasno postawiłeś sprawę: nic cię to nie obchodzi.
– Te słowa nie były przeznaczone dla twoich uszu. Naopowiadałem Jennie mnóstwa głupot, żeby zaciemnić obraz.
Zdziwiona, stanęła i uniosła głowę, aby na niego popatrzeć.
– Jak to? Nie rozumiem.
Odwzajemnił jej pytające spojrzenie, patrząc na nią z tak intensywnym wyrazem szarych oczu, że mimowolnie zadrżała.
– Jak zwykle. Za bardzo się mnie boisz, żeby nawet spróbować zrozumieć – stwierdził z niejaką pretensją.
– Nie boję się ciebie! – zaprzeczyła z błyskiem w oczach.
– Ależ tak, i w dodatku wiesz dlaczego. Bo chcę wszystko albo nic.
Nie była w stanie oderwać wzroku od Kingstona, ledwie do niej docierał sens ostatnich wypowiedzianych przez niego słów. Minął ich jeden z jej znajomych i uśmiechnął się na widok postawnego mężczyzny trzymającego Teddi za rękę. Poczuła się zażenowana zainteresowaniem, jakie wzbudzali, i chciała uwolnić dłoń.
– Nie próbuj – poradził cicho i z łobuzerskim uśmiechem zacisnął silniej palce na jej palcach. – Niczego sobie nie wyobrażaj. To tylko w samoobronie. Trzymam tę twoją delikatną łapkę, żebyś nie mogła mnie nią spoliczkować. – Roześmiał się pogodnie.
Słyszała go śmiejącego się zaledwie kilka razy i z zainteresowaniem przyjrzała się jego zwykle pochmurnej twarzy. Jak na modelkę przystało, była wysoka, ale mimo to on górował nad nią – mierzył ponad metr dziewięćdziesiąt, a do tego bary miał szerokie jak futbolista.
– Podoba ci się to, co zobaczyłaś? – prowokował ją.
– Zastanawiałam się, jak wysocy są Australijczycy – wykręciła się.
– Fakt, urodziłem się w Australii, a ty w Georgii. Uwielbiam ten twój akcent, rodem z dawnego Południa.
Teddi wydęła wargi.
– Mówię z bardzo przyjemnym akcentem. Nie przeciągam głosek ani nie mówię przez nos jak ty – odcięła się.
– Pamiątka po życiu w Queenslandzie – zgodził się pogodnie.
– Spędziłeś tam sporo czasu? – spytała z ciekawością.
Kingston skinął głową.
– Matka była Kanadyjką. Odziedziczyła farmę koło Calgary i przenieśliśmy się z Australii do Kanady. Wówczas Jenny jeszcze nie było na świecie. Ojciec i ja stale podróżowaliśmy między dwiema posiadłościami. W rezultacie mało przebywałem z matką i nie miałem okazji zbytnio się do niej zbliżyć.
– Trzymasz ludzi na dystans, prawda?
Zatrzymali się przy drzwiach prowadzących do jadalni.
– Jak bardzo chciałabyś się znaleźć blisko mnie, słoneczko? – spytał z jawną ironią. – Na tyle, aby móc sięgnąć do mojego portfela?
– Stać mnie na wszystko, czego potrzebuję – odparła z godnością Teddi i wyszarpnęła dłoń z uścisku Kingstona. Tym razem nie stawił oporu.
– Tak? W takim razie dlaczego mieszkasz z ciotką, a ona musi cię utrzymywać?
Mogła wyjaśnić, że zarabia jako modelka wystarczająco dużo, aby opłacić wysokie czesne i utrzymywać się sama, i że nie widzi sensu w płaceniu za mieszkanie, skoro i tak dziewięć miesięcy w roku spędza w miasteczku akademickim. Nie mówiąc o tym, że Dilly rzadko bywa w nowojorskim apartamencie.
– Myśl sobie, co chcesz. Cokolwiek bym ci wyjaśniła, i tak wiesz swoje – powiedziała ze zniechęceniem.
– I to cię niepokoi?
Teddi wzruszyła ramionami.
– Tak naprawdę nic o mnie nie wiesz.
Utkwił wzrok w jej pełnych czerwonych ustach.
– Wiem, że w głębi, za wyniosłością, dumą i udawanym chłodem kryje się zmysłowa dziewczyna, która potrafi okazać namiętność, jeśli pragnie męskich pocałunków.
Teddi zaczerwieniła się po raz kolejny. Kingston otworzył drzwi i przytrzymał je dla niej, stając tak, żeby przechodząc, musiała się o niego otrzeć. Niepotrzebnie podniosłam na niego wzrok, pomyślała poniewczasie, bo łatwo mógł z jej oczu wyczytać, że ich fizyczny kontakt zburzył jej spokój.
– Miękka i delikatna, co? – spytał z wyraźnym australijskim akcentem.
Teddi ucieszyła się na widok Jenny, która siedziała przy stoliku, wyraźnie na nich czekając.
Tytuł oryginału: Darling Enemy
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 1983
Redaktor serii: Dominik Osuch
Opracowanie redakcyjne: Barbara Syczewska-Olszewska
Korekta: Lilianna Mieszczańska
© 1983 by Diana Palmer
© for the Polish edition by Harlequin Polska sp. z o.o., Warszawa 2014
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Gwiazdy Romansu są zastrzeżone.
Wyłącznym właścicielem nazwy i znaku firmowego wydawnictwa Harlequin jest Harlequin Enterprises Limited. Nazwa i znak firmowy nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
Harlequin Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN 978-83-276-0777-5
Gwiazdy Romansu 114
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o. | www.legimi.com