Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Książka dla kobiet w każdym wieku, które mają problemy z wagą, płodnością, infekcjami intymnymi, a przede wszystkim – z emocjami i samopoczuciem. Te wszystkie problemy mają często jedno źródło, które znajduje się w ciele, w pracy hormonów. Nie myślimy o hormonach, kiedy działają poprawnie i „bezszmerowo”. Nie zastanawiamy się jak ważne są dla prawidłowego funkcjonowania naszego organizmu.
Dlaczego ciągle tyję, mimo że jem zdrowo?
Co sprawia, że nie mogę zajść w ciążę?
Dlaczego przed menstruacją pragnę, by wszyscy zeszli mi z drogi?
Jakie moje nawyki niszczą hormonalny ład?
W książce znajdziesz odpowiedzi na te pytania i wiele innych…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 197
PODZIĘKOWANIA
Chciałbym wyrazić wdzięczność wobec nieżyjącego już ginekologa, doktora Laukiennickiego, za pomoc przy moich narodzinach. Z opowieści Mamy wiem, że moje życie uratowała jego wiedza i refleks. Od dziecka słyszałem, że jeśli zostanę lekarzem, powinienem, jak on, ratować kobiety i ich dzieci. Pisząc tę książkę, chciałbym też podziękować Opatrzności, że pozwoliła mi przeżyć wypadek w 2007 roku.
WSTĘP
Jestem ginekologiem, lekarzem, przyjacielem kobiet. Przez trzydzieści lat praktyki przyjąłem tysiące pacjentek. Odbyłem tysiące rozmów, wysłuchałem tyleż historii. Z czasem zacząłem je coraz skrzętniej notować. Zobaczyłem bowiem, że mnóstwo tych przypadków układa się w spójny obraz. Dotarło do mnie, że nie tylko zdrowie, ale i samopoczucie kobiety – jej nastrój, poziom energii, emocje – to wszystko ma swoje ukryte źródło. Po latach pracy, przyjmowaniu czasem czterdziestu pacjentek dziennie, już wiem, gdzie ono jest. I tą wiedzą chcę się podzielić.
Książkę Uspokój swoje hormony dedykuję dziewczynom w każdym wieku, które mają problemy z płodnością, wagą, infekcjami intymnymi, chorobami dróg rodnych. A przede wszystkim z emocjami, z samopoczuciem. Okazuje się, że korzenie tych kłopotów zaskakująco często tkwią w ciele. Ściślej: w pracy kobiecych hormonów.
Dziś już wiemy, że każdy organ naszego ciała to nie osobna bombka na choince, a sznur lampek, które działają razem. Wszystkie elementy organizmu są połączone misterną siecią, a jego praca jest jak życie miasta. I to nie Łomży czy Łochowa, ale Nowego Jorku – miasta, które nie zasypia, a jego ruchem, ulicami i zaułkami, rządzą hormony.
Uczyliśmy się w szkołach, czym hormony są i jaką odgrywają rolę. Że są to substancje chemiczne koordynujące i regulujące procesy życiowe zachodzące w komórkach oraz podstawowe funkcje życiowe organizmu. Nie myślimy o nich, gdy ich praca przebiega poprawnie, bezszmerowo. Jak są ważne, dociera do nas dopiero wtedy, gdy zaczynają pojawiać się wynikające z ich dysfunkcji dolegliwości.
Nie, nie, spokojnie: ta książka to nie będzie przegląd endokrynologiczny. Chciałbym zejść piętro niżej i pisać nie tyle o chemii organizmu, ile o czymś jeszcze bardziej frapującym: o tym, jakie czynniki mają na nią wpływ. Jakie zakłócają pracę hormonów, zwłaszcza tych dla kobiety najbardziej istotnych. Co sprawia, że ich poziom skacze. Które z naszych codziennych nawyków, jak kropla drążąca skałę, dzień po dniu podmywają nasz hormonalny ład?
Tej wiedzy nie ma na ulotkach leków, nie mówi o niej lekarz pierwszego kontaktu, który ma dziesięć minut na pacjentkę. Wiem to, bo rozmawiam z kobietami przychodzącymi do mojego gabinetu. A przychodzą dziewczyny z różnych środowisk, z różnych pokoleń i o różnych doświadczeniach. Łączy je to, że nie mogą sobie ze swoimi problemami poradzić. Nie wiedzą, co im zaszkodziło i co ich kłopoty dzień po dniu nasila. A przecież nie tylko same cierpią – kolejnym pokoleniom przekazują swoje schorzenia! Owszem, próbują standardowego leczenia, ale ono tylko na chwilę likwiduje nieprzyjemne objawy. Po zakończeniu terapii masa ciała ponownie rośnie, dolegliwości wracają. Mało kogo zastanawia powtarzający się mechanizm zaburzeń. Nie szuka się sposobu na wyjście z tego błędnego, samonakręcającego się koła. Nie szuka się źródeł problemu.
Nie ma takich opracowań. Nie znalazłem w literaturze logicznego wytłumaczenia mechanizmów decydujących o zdrowiu i samopoczuciu jako całości. Przeglądając współczesne doniesienia z konferencji naukowych, z różnych dziedzin medycyny, trafiam tylko na odrębnie opracowane fragmenty. Zalecenia medyczne specjalistów z poszczególnych dziedzin, rozmaite diety, albo prace biologów i patofizjologów dotyczące mechanizmów wpływających na odporność immunologiczną, zaburzenia hormonalne i choroby. Owszem, coraz częściej pojawiają się doniesienia podkreślające rolę mikroflory jelitowej i jej wpływ na zdrowie. Nie wyjaśniają jednak działania wszystkich wzajemnie nakręcających się mechanizmów.
To pacjentki namówiły mnie, abym napisał tę książkę. Niemal każdego dnia zadawały mnóstwo pytań, chcąc zrozumieć, co dokładnie stoi za ich problemami. Zawsze tłumaczyłem, powtarzając czasami to samo kilka razy w ciągu dnia – jak działa mechanizm zdrowia, jak połączone są wszystkie narządy i co jest naszym najczęstszym „kijem w szprychy”, przez który wywracamy się zdrowotnie. Moje pacjentki wracały uszczęśliwione, opowiadając podczas kolejnych wizyt o szczegółach poprawy samopoczucia. Albo tylko przez drzwi gabinetu pokazywały wyciągnięte kciuki, świadczące o tym, że czują się szczęśliwsze, silniejsze, że ich dolegliwości minęły, albo są w wymarzonej ciąży, lub prowadzą już inne, uważniejsze życie. Pamiętam moment, gdy pomyślałem, jak bardzo cieszy mnie to, do czego doszedłem, co mi się zawodowo udaje. Kiedy dziewczyna po trzech poronieniach rodzi już drugie dziecko. Gdy 44-letnia nauczycielka, która ważyła 130 kilogramów, na kolejnej wizycie ma o 15 kilogramów mniej. Gdy ciągle zmęczona, płaczliwa pani prezes znów ma mnóstwo energii i przychodzi do mnie w kolorowym szalu, a nie, jak dotąd, cała na szaro. Gdy kolejnej pacjentce mijają skoki nastrojów i mówi, że już nie krzyczy na dzieci i męża... Widzę sens przypominania o zasadach decydujących o naszym zdrowiu, bo dostrzegam ich znaczenie. W podręcznikach akademickich tej wiedzy jeszcze nie ma. Wciąż pokutuje dawne, miejscowe myślenie o chorobach i ich leczeniu. Mnie też dopiero doświadczenie nauczyło, że:
1. człowiek funkcjonuje jako jedność,
2. tylko całościowe podejście umożliwia skuteczną pomoc,
3. styl życia i środowisko mają kluczowy wpływ na nasze zdrowie.
Chciałbym pomóc każdej czytelniczce znaleźć ten klucz do własnego zdrowia. A przynajmniej ułatwić zrozumienie zasad i podstaw utrzymania dobrych myśli, zdrowej pracy ciała i prawidłowej wagi. To, co piszę, opieram na wieloletnich obserwacjach i informacjach zwrotnych od pacjentek. Nigdy nie proponowałbym sposobów postępowania, gdybym nie widział ich pozytywnych efektów. Zdaję sobie sprawę, że to, do czego namawiam, nie jest łatwe. Prościej łyknąć garść tabletek. Niedawno usłyszałem od pacjentki: „Rzeczywiście, czułam się lepiej po pańskich zaleceniach, ale przecież nie mogę cały czas uważać na to, co jem, nie mam czasu, bardzo dużo pracuję. Biorę coś przeciwbólowego, łykam coś na sen i znów wszystko jest OK”.
Pani Edyto, czy aby na pewno OK?
CO TO JEST ZDROWIE KOBIETY
W podręcznikach akademickich przyczyny wielu dolegliwości wciąż opisywane są jako nieznane lub wieloczynnikowe. Na studiach wiedza często także przekazywana jest z podręczników, a w programach specjalizacji medycznych panuje zawężone spojrzenie na człowieka. Każdy specjalista leczy „swój” narząd, ten, za który odpowiada. Podczas rutynowych wizyt ginekolog nie pyta o zaburzenia emocjonalne, a psychiatry czy dermatologa nie interesują dolegliwości podczas ciąży czy wielkość i częstość krwawień miesięcznych. A przecież, aby skutecznie pomagać, nie można skupiać się na pojedynczych objawach i tylko te wybrane likwidować. Zaskakująco często przyczyna tkwi w innym miejscu organizmu. Problemy nie pojawiają się dlatego, że nie przyjmujemy leków. Ból to sygnał, że dzieje się coś złego. Dusza potrzebuje ciała. Ciało zaś potrzebuje naszej uważności.
Ginekolog-położnik ma ten przywilej, że może obserwować zdrowie kobiety na różnych etapach jej życia. Jak się zmienia, gdy dojrzewa, kiedy rodzi dziecko, gdy przestaje miesiączkować. Niezwykle ciekawe jest patrzenie na organizm kobiety w czasie ciąży. Bo ciąża to dla ciała sytuacja szczególna, ekstremalna. To realny test sprawności mechanizmów decydujących o zdrowiu. Jak w powiększeniu, jak na dłoni, można wtedy przyjrzeć się kondycji organizmu, ale też – i to jest niesamowite! – zobaczyć, jakie to zdrowie najprawdopodobniej będzie w przyszłości. Potem, po porodzie, większość wskaźników samoczynnie się normalizuje i już nie widać tych „profetycznych” zmian. Co nie znaczy, że problem zniknął. Najprawdopodobniej wróci, choć dopiero po dwudziestu, trzydziestu latach, w okresie menopauzy. To bardzo ważne.
PRZYKŁAD: zadbana pani po pięćdziesiątce. Dwadzieścia lat temu urodziła dziecko o wadze 4230 g, znacznie przytyła, bo ponad 35 kg. Nikogo to nie zdziwiło, nikt jej dalej nie badał w kierunku zaburzeń metabolicznych, a przecież można było podejrzewać zaburzoną tolerancję glukozy. Teraz skarży się na dolegliwości ze strony nerek, oczu, skaczącego ciśnienia krwi i wysokiego poziomu cholesterolu. Poziom glukozy na czczo wychodzi jej w górnej granicy normy, ale mówi, że codziennie musi zjeść coś słodkiego, bo inaczej nie ma sił. Po posiłku dopada ją ogromna senność. Proszę ją o zrobienie testu tolerancji 75 g glukozy. Wynik: cukrzyca. Ma ją od lat, okres ciąży wykazał skłonność do wysokiego poziomu glukozy w surowicy – dlatego przytyła, dlatego dziecko było tak duże... Niestety, jak wiele pacjentek, cukrzycę odkryła u siebie po latach, gdy zaburzenie rozwijało się, nierozpoznane i nieleczone. W cukrzycy najgorsze są powikłania, a one właśnie lubią pojawiać się po 50. roku życia – kiedy gwałtownie spada poziom ochronnie działających hormonów.
Swój profil zdrowotny kobieta przekazuje córkom, a te dalej, swoim dzieciom. Jeśli matka ma zapalenie przewodu pokarmowego lub kłopoty z tarczycą, jej córka niemal w stu procentach też będzie je miała. Ale nie tylko z powodu tych samych genów. Także ze względu na dziedziczenie nawyków. To jest ta cała góra grzechów, które podpatrujemy w domu: częste jedzenie tłustego mięsa, smażenie produktów na tłuszczu zwierzęcym („tak zawsze robiła babcia czy mama”), dodawanie margaryny do ciasta, słodzenie herbaty, dodawanie mleka do kawy, dogadzanie sobie ciastkami ze sklepu po obiedzie, jedzenie słodkich owoców między posiłkami, niechęć do ruchu, spędzanie z całą rodziną niedzieli przed telewizorem, podjeżdżanie samochodem nawet po małe zakupy, świętowanie każdej okazji wyciąganiem alkoholu, przyzwolenie na palenie papierosów... Większością przyzwyczajeń nasiąkamy w domu. Uczymy się nie tego, co mówią rodzice, a tego, co robią. Tak bezwiednie zachowujemy się także my. Może warto przyjrzeć się swoim nawykom?
CO SPRAWIA, ŻE ZACZYNAMY CHOROWAĆ:
• GENY – nieprawda, że nas programują. Decydują o nas zaledwie w 20 procentach. Cała reszta to codzienność, którą urządzamy sami. W końcu można mieć w rodzinie chorych na rozmaite zaburzenia i samemu nie zachorować, pomimo genetycznych predyspozycji! Konieczny jest jednak wysiłek, by nie iść utartą ścieżką nawyków chorej mamy, taty, siostry czy cioci.
• DIETA – to ona ma kluczowy wpływ na zdrowie, szacuje się, że na poziomie 35 procent – najwięcej ze wszystkich czynników! Dieta to nie coś, o czym opowiadamy znajomym, ale produkty, które naprawdę nakładamy na talerz. Każdego dnia, na śniadanie, obiad, kolację, a zwłaszcza między posiłkami. Jak pokazują badania, wtedy właśnie popełniamy najwięcej małych zbrodni przeciwko sobie – sięgamy po „umilacze”, które zwykle zawierają szkodliwy cukier, białą mąkę, sól, ale też tłuszcze nasycone, trans. W diecie kluczowe są dwa czynniki: co jemy (czyste, nieprzetworzone produkty naturalne, warzywa, ziarna, kasze, oleje itd.) ale też przede wszystkim to, czego unikamy. Tak naprawdę pierwsze pytanie powinno brzmieć: „czego nie jeść?”, a nie: „co jeść?”. Lepiej odstawić wszystkie składniki sztuczne, technologicznie przetworzone. Wiem: skończyły się czasy niewinności, żeby trafić na produkt czysty (bez dodatku cukru, konserwantów, utwardzanego tłuszczu, syropu glukozowo-fruktozowego czy innych szkodników) trzeba wykonać pracę detektywa, z lupą czytać skład każdego produktu przed wrzuceniem do koszyka. Ale dla zdrowia – to zrobić trzeba.
• STRES – o tym, jak bardzo na nas wpływa – szacuje się, że na poziomie 30 procent, czyli niewiele mniej niż dieta – głośno mówi się od niedawna. Kłopot ze stresem polega na tym, że, aby organizm mógł go przetrwać (zwłaszcza jeśli napięcie trwa długo), musi skądś pobrać energię. I niestety najczęściej podłącza się do układu odpornościowego. W przyspieszonym tempie zużywa też witaminę C (wcale nie magnez), co sprawia, że tkanki tracą elastyczność i mogą łatwiej ulegać uszkodzeniom. Rośnie ryzyko przeziębień, przetrwałych infekcji wirusowych, a jeśli sytuacja stresowa trwa długo – także chorób nowotworowych. Stres sprawia też, że komórki są niedokrwione, krew odpływa do mięśni, żeby w razie potrzeby szybko zareagować ucieczką przed atakiem agresora. Zmniejsza się ukrwienie skóry i śluzówki przewodu pokarmowego (nie chce nam się jeść, a czasem nawet mamy odruch wymiotny). Niedokrwione komórki stają się słabsze, podatne na powstanie stanów zapalnych. Pracują gorzej, mikroflora jelit nie może sprawnie kształtować działania białych krwinek, zajmujących się naszą odpornością. Jakby tego było mało, podczas stresu zaczynają szaleć nam hormony: podnosi się poziom kortyzolu i prolaktyny. Intencja jest słuszna: ma nam to pomóc w szybkości reakcji. Niestety, narusza to dotychczasową, zrównoważoną pracę wielu narządów.
• STYL ŻYCIA – czyli cała reszta: gdzie mieszkamy (na skraju lasu czy przy ruchliwej ulicy, z oknami na wysokości opon tirów). Jeździmy do pracy rowerem czy autem, czy palimy papierosy, pijemy alkohol, wysypiamy się czy zarywamy noce. Szacuje się, że wpływ stylu życia na zapadalność na choroby wynosi ok. 15 procent.
Wszystkie te czynniki codziennie, z każdym rokiem, z mrówczą systematycznością, wspomagają lub rujnują nasze zdrowie. To są cegły, z których jesteśmy zbudowani.
Wróć! Powinno być: z których każdego dnia budujemy się sami.
Z wielu mechanizmów zdrowotnych coraz lepiej zdajemy sobie sprawę. Coraz więcej osób ma świadomość roli odżywiania (choć mało kto wie, jakie jest najlepsze), roli stresu („owszem, coś czytałam”) i tego, że profilaktyka jest ważna („tak, ale teraz jestem zajęta, zajmę się nią potem”). Ciągle jednak nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak dokładnie działa organizm.
I jak ważną rolę pełnią w nim hormony. Co możemy dla nich zrobić, a one dla nas.