Uspokój swoje hormony - Oleszczuk Tadeusz - ebook + książka

Uspokój swoje hormony ebook

Oleszczuk Tadeusz

4,6

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Książka dla kobiet w każdym wieku, które mają problemy z wagą, płodnością, infekcjami intymnymi, a przede wszystkim – z emocjami i samopoczuciem. Te wszystkie problemy mają często jedno źródło, które znajduje się w ciele, w pracy hormonów. Nie myślimy o hormonach, kiedy działają poprawnie i „bezszmerowo”. Nie zastanawiamy się jak ważne są dla prawidłowego funkcjonowania naszego organizmu.

Dlaczego ciągle tyję, mimo że jem zdrowo?

Co sprawia, że nie mogę zajść w ciążę?

Dlaczego przed menstruacją pragnę, by wszyscy zeszli mi z drogi?

Jakie moje nawyki niszczą hormonalny ład?

W książce znajdziesz odpowiedzi na te pytania i wiele innych…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 197

Oceny
4,6 (94 oceny)
66
18
7
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kobza_ann

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna lektura!
00
kociepsoty

Nie oderwiesz się od lektury

warta przeczytania!
00
agagranat

Nie oderwiesz się od lektury

Rzeczowo i prostym jezykiem! Bardzo ciekawa
00
agatha773

Nie oderwiesz się od lektury

Super książka z praktycznymi wskazówkami na różne dolegliwości i zaburzenia
00
mallti25

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00

Popularność




Au­tor: Ta­de­usz Olesz­czuk
Współ­pra­ca z Au­to­rem: Anna Au­gu­styn-Pro­tas
Ko­rek­ta: Ka­ta­rzy­na Zio­ła-Ze­mczak
Re­dak­cja: Jo­an­na Ku­ła­kow­ska-Lis
Pro­jekt gra­ficz­ny okład­ki: Stu­dio &Vi­su­al/www.an­dvi­su­al.pl
Pro­jekt gra­ficz­ny ma­kie­ty i skład: Iza­be­la Kruź­lak
Ewe­li­na Góra (zdję­cie Ta­de­usza Olesz­czu­ka)
Ry­sun­ki: Shut­ter­stock.com
Re­dak­tor pro­wa­dzą­cy: Ro­man Ksią­żek
Re­dak­tor pro­jek­tu: Agniesz­ka Fi­las
Kie­row­nik re­dak­cji: Agniesz­ka Gó­rec­ka
© Co­py­ri­ght by Dr. Ta­de­usz Olesz­czuk © Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Pas­cal
Wszel­kie pra­wa za­strze­żo­ne. Żad­na część tej książ­ki nie może być po­wie­la­na lub prze­ka­zy­wa­na w ja­kiej­kol­wiek for­mie bez pi­sem­nej zgo­dy wy­daw­cy, z wy­jąt­kiem re­cen­zen­tów, któ­rzy mogą przy­to­czyć krót­kie frag­men­ty tek­stu.
Biel­sko-Bia­ła 2021
Wy­daw­nic­two Pas­cal sp. z o.o. ul. Za­po­ra 25 43-382 Biel­sko-Bia­ła tel. 338282828, fax 338282829pas­cal@pas­cal.plwww.pas­cal.pl
ISBN 978-83-8103-741-9
Kon­wer­sja: eLi­te­ra s.c.

PO­DZIĘ­KO­WA­NIA

Chciał­bym wy­ra­zić wdzięcz­ność wo­bec nie­ży­ją­ce­go już gi­ne­ko­lo­ga, dok­to­ra Lau­kien­nic­kie­go, za po­moc przy mo­ich na­ro­dzi­nach. Z opo­wie­ści Mamy wiem, że moje ży­cie ura­to­wa­ła jego wie­dza i re­fleks. Od dziec­ka sły­sza­łem, że je­śli zo­sta­nę le­ka­rzem, po­wi­nie­nem, jak on, ra­to­wać ko­bie­ty i ich dzie­ci. Pi­sząc tę książ­kę, chciał­bym też po­dzię­ko­wać Opatrz­no­ści, że po­zwo­li­ła mi prze­żyć wy­pa­dek w 2007 roku.

WSTĘP

Jes­tem gi­ne­ko­lo­giem, le­ka­rzem, przy­ja­cie­lem ko­biet. Przez trzy­dzie­ści lat prak­ty­ki przy­ją­łem ty­sią­ce pa­cjen­tek. Od­by­łem ty­sią­ce roz­mów, wy­słu­cha­łem ty­leż hi­sto­rii. Z cza­sem za­czą­łem je co­raz skrzęt­niej no­to­wać. Zo­ba­czy­łem bo­wiem, że mnó­stwo tych przy­pad­ków ukła­da się w spój­ny ob­raz. Do­tar­ło do mnie, że nie tyl­ko zdro­wie, ale i sa­mo­po­czu­cie ko­bie­ty – jej na­strój, po­ziom ener­gii, emo­cje – to wszyst­ko ma swo­je ukry­te źró­dło. Po la­tach pra­cy, przyj­mo­wa­niu cza­sem czter­dzie­stu pa­cjen­tek dzien­nie, już wiem, gdzie ono jest. I tą wie­dzą chcę się po­dzie­lić.

Książ­kę Uspo­kój swo­je hor­mo­ny de­dy­ku­ję dziew­czy­nom w każ­dym wie­ku, któ­re mają pro­ble­my z płod­no­ścią, wagą, in­fek­cja­mi in­tym­ny­mi, cho­ro­ba­mi dróg rod­nych. A przede wszyst­kim z emo­cja­mi, z sa­mo­po­czu­ciem. Oka­zu­je się, że ko­rze­nie tych kło­po­tów za­ska­ku­ją­co czę­sto tkwią w cie­le. Ści­ślej: w pra­cy ko­bie­cych hor­mo­nów.

Dziś już wie­my, że każ­dy or­gan na­sze­go cia­ła to nie osob­na bomb­ka na cho­in­ce, a sznur lam­pek, któ­re dzia­ła­ją ra­zem. Wszyst­kie ele­men­ty or­ga­ni­zmu są po­łą­czo­ne mi­ster­ną sie­cią, a jego pra­ca jest jak ży­cie mia­sta. I to nie Łom­ży czy Ło­cho­wa, ale No­we­go Jor­ku – mia­sta, któ­re nie za­sy­pia, a jego ru­chem, uli­ca­mi i za­uł­ka­mi, rzą­dzą hor­mo­ny.

Uczy­li­śmy się w szko­łach, czym hor­mo­ny są i jaką od­gry­wa­ją rolę. Że są to sub­stan­cje che­micz­ne ko­or­dy­nu­ją­ce i re­gu­lu­ją­ce pro­ce­sy ży­cio­we za­cho­dzą­ce w ko­mór­kach oraz pod­sta­wo­we funk­cje ży­cio­we or­ga­ni­zmu. Nie my­śli­my o nich, gdy ich pra­ca prze­bie­ga po­praw­nie, bez­sz­me­ro­wo. Jak są waż­ne, do­cie­ra do nas do­pie­ro wte­dy, gdy za­czy­na­ją po­ja­wiać się wy­ni­ka­ją­ce z ich dys­funk­cji do­le­gli­wo­ści.

Nie, nie, spo­koj­nie: ta książ­ka to nie bę­dzie prze­gląd en­do­kry­no­lo­gicz­ny. Chciał­bym zejść pię­tro ni­żej i pi­sać nie tyle o che­mii or­ga­ni­zmu, ile o czymś jesz­cze bar­dziej fra­pu­ją­cym: o tym, ja­kie czyn­ni­ki mają na nią wpływ. Ja­kie za­kłó­ca­ją pra­cę hor­mo­nów, zwłasz­cza tych dla ko­bie­ty naj­bar­dziej istot­nych. Co spra­wia, że ich po­ziom ska­cze. Któ­re z na­szych co­dzien­nych na­wy­ków, jak kro­pla drą­żą­ca ska­łę, dzień po dniu pod­my­wa­ją nasz hor­mo­nal­ny ład?

Tej wie­dzy nie ma na ulot­kach le­ków, nie mówi o niej le­karz pierw­sze­go kon­tak­tu, któ­ry ma dzie­sięć mi­nut na pa­cjent­kę. Wiem to, bo roz­ma­wiam z ko­bie­ta­mi przy­cho­dzą­cy­mi do mo­je­go ga­bi­ne­tu. A przy­cho­dzą dziew­czy­ny z róż­nych śro­do­wisk, z róż­nych po­ko­leń i o róż­nych do­świad­cze­niach. Łą­czy je to, że nie mogą so­bie ze swo­imi pro­ble­ma­mi po­ra­dzić. Nie wie­dzą, co im za­szko­dzi­ło i co ich kło­po­ty dzień po dniu na­si­la. A prze­cież nie tyl­ko same cier­pią – ko­lej­nym po­ko­le­niom prze­ka­zu­ją swo­je scho­rze­nia! Ow­szem, pró­bu­ją stan­dar­do­we­go le­cze­nia, ale ono tyl­ko na chwi­lę li­kwi­du­je nie­przy­jem­ne ob­ja­wy. Po za­koń­cze­niu te­ra­pii masa cia­ła po­now­nie ro­śnie, do­le­gli­wo­ści wra­ca­ją. Mało kogo za­sta­na­wia po­wta­rza­ją­cy się me­cha­nizm za­bu­rzeń. Nie szu­ka się spo­so­bu na wyj­ście z tego błęd­ne­go, sa­mo­na­krę­ca­ją­ce­go się koła. Nie szu­ka się źró­deł pro­ble­mu.

Nie ma ta­kich opra­co­wań. Nie zna­la­złem w li­te­ra­tu­rze lo­gicz­ne­go wy­tłu­ma­cze­nia me­cha­ni­zmów de­cy­du­ją­cych o zdro­wiu i sa­mo­po­czu­ciu jako ca­ło­ści. Prze­glą­da­jąc współ­cze­sne do­nie­sie­nia z kon­fe­ren­cji na­uko­wych, z róż­nych dzie­dzin me­dy­cy­ny, tra­fiam tyl­ko na od­ręb­nie opra­co­wa­ne frag­men­ty. Za­le­ce­nia me­dycz­ne spe­cja­li­stów z po­szcze­gól­nych dzie­dzin, roz­ma­ite die­ty, albo pra­ce bio­lo­gów i pa­to­fi­zjo­lo­gów do­ty­czą­ce me­cha­ni­zmów wpły­wa­ją­cych na od­por­ność im­mu­no­lo­gicz­ną, za­bu­rze­nia hor­mo­nal­ne i cho­ro­by. Ow­szem, co­raz czę­ściej po­ja­wia­ją się do­nie­sie­nia pod­kre­śla­ją­ce rolę mi­kro­flo­ry je­li­to­wej i jej wpływ na zdro­wie. Nie wy­ja­śnia­ją jed­nak dzia­ła­nia wszyst­kich wza­jem­nie na­krę­ca­ją­cych się me­cha­ni­zmów.

To pa­cjent­ki na­mó­wi­ły mnie, abym na­pi­sał tę książ­kę. Nie­mal każ­de­go dnia za­da­wa­ły mnó­stwo py­tań, chcąc zro­zu­mieć, co do­kład­nie stoi za ich pro­ble­ma­mi. Za­wsze tłu­ma­czy­łem, po­wta­rza­jąc cza­sa­mi to samo kil­ka razy w cią­gu dnia – jak dzia­ła me­cha­nizm zdro­wia, jak po­łą­czo­ne są wszyst­kie na­rzą­dy i co jest na­szym naj­częst­szym „ki­jem w szpry­chy”, przez któ­ry wy­wra­ca­my się zdro­wot­nie. Moje pa­cjent­ki wra­ca­ły uszczę­śli­wio­ne, opo­wia­da­jąc pod­czas ko­lej­nych wi­zyt o szcze­gó­łach po­pra­wy sa­mo­po­czu­cia. Albo tyl­ko przez drzwi ga­bi­ne­tu po­ka­zy­wa­ły wy­cią­gnię­te kciu­ki, świad­czą­ce o tym, że czu­ją się szczę­śliw­sze, sil­niej­sze, że ich do­le­gli­wo­ści mi­nę­ły, albo są w wy­ma­rzo­nej cią­ży, lub pro­wa­dzą już inne, uważ­niej­sze ży­cie. Pa­mię­tam mo­ment, gdy po­my­śla­łem, jak bar­dzo cie­szy mnie to, do cze­go do­sze­dłem, co mi się za­wo­do­wo uda­je. Kie­dy dziew­czy­na po trzech po­ro­nie­niach ro­dzi już dru­gie dziec­ko. Gdy 44-let­nia na­uczy­ciel­ka, któ­ra wa­ży­ła 130 ki­lo­gra­mów, na ko­lej­nej wi­zy­cie ma o 15 ki­lo­gra­mów mniej. Gdy cią­gle zmę­czo­na, płacz­li­wa pani pre­zes znów ma mnó­stwo ener­gii i przy­cho­dzi do mnie w ko­lo­ro­wym sza­lu, a nie, jak do­tąd, cała na sza­ro. Gdy ko­lej­nej pa­cjent­ce mi­ja­ją sko­ki na­stro­jów i mówi, że już nie krzy­czy na dzie­ci i męża... Wi­dzę sens przy­po­mi­na­nia o za­sa­dach de­cy­du­ją­cych o na­szym zdro­wiu, bo do­strze­gam ich zna­cze­nie. W pod­ręcz­ni­kach aka­de­mic­kich tej wie­dzy jesz­cze nie ma. Wciąż po­ku­tu­je daw­ne, miej­sco­we my­śle­nie o cho­ro­bach i ich le­cze­niu. Mnie też do­pie­ro do­świad­cze­nie na­uczy­ło, że:

1. czło­wiek funk­cjo­nu­je jako jed­ność,

2. tyl­ko ca­ło­ścio­we po­dej­ście umoż­li­wia sku­tecz­ną po­moc,

3. styl ży­cia i śro­do­wi­sko mają klu­czo­wy wpływ na na­sze zdro­wie.

Chciał­bym po­móc każ­dej czy­tel­nicz­ce zna­leźć ten klucz do wła­sne­go zdro­wia. A przy­naj­mniej uła­twić zro­zu­mie­nie za­sad i pod­staw utrzy­ma­nia do­brych my­śli, zdro­wej pra­cy cia­ła i pra­wi­dło­wej wagi. To, co pi­szę, opie­ram na wie­lo­let­nich ob­ser­wa­cjach i in­for­ma­cjach zwrot­nych od pa­cjen­tek. Ni­g­dy nie pro­po­no­wał­bym spo­so­bów po­stę­po­wa­nia, gdy­bym nie wi­dział ich po­zy­tyw­nych efek­tów. Zda­ję so­bie spra­wę, że to, do cze­go na­ma­wiam, nie jest ła­twe. Pro­ściej łyk­nąć garść ta­ble­tek. Nie­daw­no usły­sza­łem od pa­cjent­ki: „Rze­czy­wi­ście, czu­łam się le­piej po pań­skich za­le­ce­niach, ale prze­cież nie mogę cały czas uwa­żać na to, co jem, nie mam cza­su, bar­dzo dużo pra­cu­ję. Bio­rę coś prze­ciw­bó­lo­we­go, ły­kam coś na sen i znów wszyst­ko jest OK”.

Pani Edy­to, czy aby na pew­no OK?

CO TO JEST ZDRO­WIE KO­BIE­TY

.

W pod­ręcz­ni­kach aka­de­mic­kich przy­czy­ny wie­lu do­le­gli­wo­ści wciąż opi­sy­wa­ne są jako nie­zna­ne lub wie­lo­czyn­ni­ko­we. Na stu­diach wie­dza czę­sto tak­że prze­ka­zy­wa­na jest z pod­ręcz­ni­ków, a w pro­gra­mach spe­cja­li­za­cji me­dycz­nych pa­nu­je za­wę­żo­ne spoj­rze­nie na czło­wie­ka. Każ­dy spe­cja­li­sta le­czy „swój” na­rząd, ten, za któ­ry od­po­wia­da. Pod­czas ru­ty­no­wych wi­zyt gi­ne­ko­log nie pyta o za­bu­rze­nia emo­cjo­nal­ne, a psy­chia­try czy der­ma­to­lo­ga nie in­te­re­su­ją do­le­gli­wo­ści pod­czas cią­ży czy wiel­kość i czę­stość krwa­wień mie­sięcz­nych. A prze­cież, aby sku­tecz­nie po­ma­gać, nie moż­na sku­piać się na po­je­dyn­czych ob­ja­wach i tyl­ko te wy­bra­ne li­kwi­do­wać. Za­ska­ku­ją­co czę­sto przy­czy­na tkwi w in­nym miej­scu or­ga­ni­zmu. Pro­ble­my nie po­ja­wia­ją się dla­te­go, że nie przyj­mu­je­my le­ków. Ból to sy­gnał, że dzie­je się coś złe­go. Du­sza po­trze­bu­je cia­ła. Cia­ło zaś po­trze­bu­je na­szej uważ­no­ści.

Gi­ne­ko­log-po­łoż­nik ma ten przy­wi­lej, że może ob­ser­wo­wać zdro­wie ko­bie­ty na róż­nych eta­pach jej ży­cia. Jak się zmie­nia, gdy doj­rze­wa, kie­dy ro­dzi dziec­ko, gdy prze­sta­je mie­siącz­ko­wać. Nie­zwy­kle cie­ka­we jest pa­trze­nie na or­ga­nizm ko­bie­ty w cza­sie cią­ży. Bo cią­ża to dla cia­ła sy­tu­acja szcze­gól­na, eks­tre­mal­na. To re­al­ny test spraw­no­ści me­cha­ni­zmów de­cy­du­ją­cych o zdro­wiu. Jak w po­więk­sze­niu, jak na dło­ni, moż­na wte­dy przyj­rzeć się kon­dy­cji or­ga­ni­zmu, ale też – i to jest nie­sa­mo­wi­te! – zo­ba­czyć, ja­kie to zdro­wie naj­praw­do­po­dob­niej bę­dzie w przy­szło­ści. Po­tem, po po­ro­dzie, więk­szość wskaź­ni­ków sa­mo­czyn­nie się nor­ma­li­zu­je i już nie wi­dać tych „pro­fe­tycz­nych” zmian. Co nie zna­czy, że pro­blem znik­nął. Naj­praw­do­po­dob­niej wró­ci, choć do­pie­ro po dwu­dzie­stu, trzy­dzie­stu la­tach, w okre­sie me­no­pau­zy. To bar­dzo waż­ne.

PRZY­KŁAD: za­dba­na pani po pięć­dzie­siąt­ce. Dwa­dzie­ścia lat temu uro­dzi­ła dziec­ko o wa­dze 4230 g, znacz­nie przy­ty­ła, bo po­nad 35 kg. Ni­ko­go to nie zdzi­wi­ło, nikt jej da­lej nie ba­dał w kie­run­ku za­bu­rzeń me­ta­bo­licz­nych, a prze­cież moż­na było po­dej­rze­wać za­bu­rzo­ną to­le­ran­cję glu­ko­zy. Te­raz skar­ży się na do­le­gli­wo­ści ze stro­ny ne­rek, oczu, ska­czą­ce­go ci­śnie­nia krwi i wy­so­kie­go po­zio­mu cho­le­ste­ro­lu. Po­ziom glu­ko­zy na czczo wy­cho­dzi jej w gór­nej gra­ni­cy nor­my, ale mówi, że co­dzien­nie musi zjeść coś słod­kie­go, bo ina­czej nie ma sił. Po po­sił­ku do­pa­da ją ogrom­na sen­ność. Pro­szę ją o zro­bie­nie te­stu to­le­ran­cji 75 g glu­ko­zy. Wy­nik: cu­krzy­ca. Ma ją od lat, okres cią­ży wy­ka­zał skłon­ność do wy­so­kie­go po­zio­mu glu­ko­zy w su­ro­wi­cy – dla­te­go przy­ty­ła, dla­te­go dziec­ko było tak duże... Nie­ste­ty, jak wie­le pa­cjen­tek, cu­krzy­cę od­kry­ła u sie­bie po la­tach, gdy za­bu­rze­nie roz­wi­ja­ło się, nie­roz­po­zna­ne i nie­le­czo­ne. W cu­krzy­cy naj­gor­sze są po­wi­kła­nia, a one wła­śnie lu­bią po­ja­wiać się po 50. roku ży­cia – kie­dy gwał­tow­nie spa­da po­ziom ochron­nie dzia­ła­ją­cych hor­mo­nów.

Swój pro­fil zdro­wot­ny ko­bie­ta prze­ka­zu­je cór­kom, a te da­lej, swo­im dzie­ciom. Je­śli mat­ka ma za­pa­le­nie prze­wo­du po­kar­mo­we­go lub kło­po­ty z tar­czy­cą, jej cór­ka nie­mal w stu pro­cen­tach też bę­dzie je mia­ła. Ale nie tyl­ko z po­wo­du tych sa­mych ge­nów. Tak­że ze wzglę­du na dzie­dzi­cze­nie na­wy­ków. To jest ta cała góra grze­chów, któ­re pod­pa­tru­je­my w domu: czę­ste je­dze­nie tłu­ste­go mię­sa, sma­że­nie pro­duk­tów na tłusz­czu zwie­rzę­cym („tak za­wsze ro­bi­ła bab­cia czy mama”), do­da­wa­nie mar­ga­ry­ny do cia­sta, sło­dze­nie her­ba­ty, do­da­wa­nie mle­ka do kawy, do­ga­dza­nie so­bie ciast­ka­mi ze skle­pu po obie­dzie, je­dze­nie słod­kich owo­ców mię­dzy po­sił­ka­mi, nie­chęć do ru­chu, spę­dza­nie z całą ro­dzi­ną nie­dzie­li przed te­le­wi­zo­rem, pod­jeż­dża­nie sa­mo­cho­dem na­wet po małe za­ku­py, świę­to­wa­nie każ­dej oka­zji wy­cią­ga­niem al­ko­ho­lu, przy­zwo­le­nie na pa­le­nie pa­pie­ro­sów... Więk­szo­ścią przy­zwy­cza­jeń na­sią­ka­my w domu. Uczy­my się nie tego, co mó­wią ro­dzi­ce, a tego, co ro­bią. Tak bez­wied­nie za­cho­wu­je­my się tak­że my. Może war­to przyj­rzeć się swo­im na­wy­kom?

CO SPRA­WIA, ŻE ZA­CZY­NA­MY CHO­RO­WAĆ:

• GENY – nie­praw­da, że nas pro­gra­mu­ją. De­cy­du­ją o nas za­le­d­wie w 20 pro­cen­tach. Cała resz­ta to co­dzien­ność, któ­rą urzą­dza­my sami. W koń­cu moż­na mieć w ro­dzi­nie cho­rych na roz­ma­ite za­bu­rze­nia i sa­me­mu nie za­cho­ro­wać, po­mi­mo ge­ne­tycz­nych pre­dys­po­zy­cji! Ko­niecz­ny jest jed­nak wy­si­łek, by nie iść utar­tą ścież­ką na­wy­ków cho­rej mamy, taty, sio­stry czy cio­ci.

• DIE­TA – to ona ma klu­czo­wy wpływ na zdro­wie, sza­cu­je się, że na po­zio­mie 35 pro­cent – naj­wię­cej ze wszyst­kich czyn­ni­ków! Die­ta to nie coś, o czym opo­wia­da­my zna­jo­mym, ale pro­duk­ty, któ­re na­praw­dę na­kła­da­my na ta­lerz. Każ­de­go dnia, na śnia­da­nie, obiad, ko­la­cję, a zwłasz­cza mię­dzy po­sił­ka­mi. Jak po­ka­zu­ją ba­da­nia, wte­dy wła­śnie po­peł­nia­my naj­wię­cej ma­łych zbrod­ni prze­ciw­ko so­bie – się­ga­my po „umi­la­cze”, któ­re zwy­kle za­wie­ra­ją szko­dli­wy cu­kier, bia­łą mąkę, sól, ale też tłusz­cze na­sy­co­ne, trans. W die­cie klu­czo­we są dwa czyn­ni­ki: co jemy (czy­ste, nie­prze­two­rzo­ne pro­duk­ty na­tu­ral­ne, wa­rzy­wa, ziar­na, ka­sze, ole­je itd.) ale też przede wszyst­kim to, cze­go uni­ka­my. Tak na­praw­dę pierw­sze py­ta­nie po­win­no brzmieć: „cze­go nie jeść?”, a nie: „co jeść?”. Le­piej od­sta­wić wszyst­kie skład­ni­ki sztucz­ne, tech­no­lo­gicz­nie prze­two­rzo­ne. Wiem: skoń­czy­ły się cza­sy nie­win­no­ści, żeby tra­fić na pro­dukt czy­sty (bez do­dat­ku cu­kru, kon­ser­wan­tów, utwar­dza­ne­go tłusz­czu, sy­ro­pu glu­ko­zo­wo-fruk­to­zo­we­go czy in­nych szkod­ni­ków) trze­ba wy­ko­nać pra­cę de­tek­ty­wa, z lupą czy­tać skład każ­de­go pro­duk­tu przed wrzu­ce­niem do ko­szy­ka. Ale dla zdro­wia – to zro­bić trze­ba.

• STRES – o tym, jak bar­dzo na nas wpły­wa – sza­cu­je się, że na po­zio­mie 30 pro­cent, czy­li nie­wie­le mniej niż die­ta – gło­śno mówi się od nie­daw­na. Kło­pot ze stre­sem po­le­ga na tym, że, aby or­ga­nizm mógł go prze­trwać (zwłasz­cza je­śli na­pię­cie trwa dłu­go), musi skądś po­brać ener­gię. I nie­ste­ty naj­czę­ściej pod­łą­cza się do ukła­du od­por­no­ścio­we­go. W przy­spie­szo­nym tem­pie zu­ży­wa też wi­ta­mi­nę C (wca­le nie ma­gnez), co spra­wia, że tkan­ki tra­cą ela­stycz­ność i mogą ła­twiej ule­gać uszko­dze­niom. Ro­śnie ry­zy­ko prze­zię­bień, prze­trwa­łych in­fek­cji wi­ru­so­wych, a je­śli sy­tu­acja stre­so­wa trwa dłu­go – tak­że cho­rób no­wo­two­ro­wych. Stres spra­wia też, że ko­mór­ki są nie­do­krwio­ne, krew od­pły­wa do mię­śni, żeby w ra­zie po­trze­by szyb­ko za­re­ago­wać uciecz­ką przed ata­kiem agre­so­ra. Zmniej­sza się ukrwie­nie skó­ry i ślu­zów­ki prze­wo­du po­kar­mo­we­go (nie chce nam się jeść, a cza­sem na­wet mamy od­ruch wy­miot­ny). Nie­do­krwio­ne ko­mór­ki sta­ją się słab­sze, po­dat­ne na po­wsta­nie sta­nów za­pal­nych. Pra­cu­ją go­rzej, mi­kro­flo­ra je­lit nie może spraw­nie kształ­to­wać dzia­ła­nia bia­łych krwi­nek, zaj­mu­ją­cych się na­szą od­por­no­ścią. Jak­by tego było mało, pod­czas stre­su za­czy­na­ją sza­leć nam hor­mo­ny: pod­no­si się po­ziom kor­ty­zo­lu i pro­lak­ty­ny. In­ten­cja jest słusz­na: ma nam to po­móc w szyb­ko­ści re­ak­cji. Nie­ste­ty, na­ru­sza to do­tych­cza­so­wą, zrów­no­wa­żo­ną pra­cę wie­lu na­rzą­dów.

• STYL ŻY­CIA – czy­li cała resz­ta: gdzie miesz­ka­my (na skra­ju lasu czy przy ru­chli­wej uli­cy, z okna­mi na wy­so­ko­ści opon ti­rów). Jeź­dzi­my do pra­cy ro­we­rem czy au­tem, czy pa­li­my pa­pie­ro­sy, pi­je­my al­ko­hol, wy­sy­pia­my się czy za­ry­wa­my noce. Sza­cu­je się, że wpływ sty­lu ży­cia na za­pa­dal­ność na cho­ro­by wy­no­si ok. 15 pro­cent.

Wszyst­kie te czyn­ni­ki co­dzien­nie, z każ­dym ro­kiem, z mrów­czą sys­te­ma­tycz­no­ścią, wspo­ma­ga­ją lub ruj­nu­ją na­sze zdro­wie. To są ce­gły, z któ­rych je­ste­śmy zbu­do­wa­ni.

Wróć! Po­win­no być: z któ­rych każ­de­go dnia bu­du­je­my się sami.

***

Z wie­lu me­cha­ni­zmów zdro­wot­nych co­raz le­piej zda­je­my so­bie spra­wę. Co­raz wię­cej osób ma świa­do­mość roli od­ży­wia­nia (choć mało kto wie, ja­kie jest naj­lep­sze), roli stre­su („ow­szem, coś czy­ta­łam”) i tego, że pro­fi­lak­ty­ka jest waż­na („tak, ale te­raz je­stem za­ję­ta, zaj­mę się nią po­tem”). Cią­gle jed­nak nie zda­je­my so­bie spra­wy z tego, jak do­kład­nie dzia­ła or­ga­nizm.

I jak waż­ną rolę peł­nią w nim hor­mo­ny. Co mo­że­my dla nich zro­bić, a one dla nas.

Za­pra­sza­my do za­ku­pu peł­nej wer­sji książ­ki