W objęciach mroku - Aneta Krasińska - ebook + audiobook + książka

W objęciach mroku ebook i audiobook

Aneta Krasińska

4,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Wyjątkowo mroźna zima 1940 roku dała się we znaki nie tylko żołnierzom walczącym na froncie, ale również ludności cywilnej. Chłód i duże opady śniegu szczególnie dotkliwie odczuli więźniowie obozu w Stutthof, dla których luksusem okazały się szyby w oknach i wiązka słomy rzuconej na klepisko. W takich warunkach niełatwo znaleźć determinację do życia. Nela Meyer, choć ma Iwa niemal na wyciągnięcie ręki, to wciąż jest o krok za rozkazami Hitlera. Każdy dzień staje się walką z coraz bardziej rozpędzoną machiną wojenną, w której życie pojedynczego człowieka nie ma najmniejszego znaczenia. Czy w takim świecie ma prawo tlić się nadzieja na lepsze jutro? I czy tajemnica Franka jest jedyną, która może zhańbić rodzinę Wittów?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 337

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 7 min

Lektor: Anna Mrozowska
Oceny
4,7 (190 ocen)
138
48
3
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Agatkabeatka

Nie oderwiesz się od lektury

Piękne zakończenie wzruszającej trylogii.
10
Elusive_Soul

Nie oderwiesz się od lektury

W natłoku ciągle pojawiających się nowości wydawniczych umknęła mi trzecia i ostatnia część Trylogii Gdańskiej, której pierwsze dwa tomy przeczytałam jednym tchem. Trzeci tom równie piękny, wzruszający, a chwilami trudno było powstrzymać łzy. O czym? O miłości silniejszej niż śmierć, która czyhała na każdym kroku i na każdego, bez względu na narodowość. Dotyczyło to również Niemców, w co trudno uwierzyć, ale tak rzeczywiście było. Niektórzy z nich ślepo podążali za chorymi ideami Hitlera, lecz byli też tacy, którzy kamuflowali swoje prawdziwe poglądy, bezwolnie poddając się temu nurtowi, byle tylko przetrwać. Nela i jej brat Thomas, rodowici Niemcy, wychowani w nazistowskiej rodzinie nie rozróżniali ludzi ze względu na ich narodowość, czy pochodzenie i mimo wielu zagrożeń zachowali w sobie ludzkie odruchy i bez względu na konsekwencje robili, co w ich mocy, by walczyć z rozpędzoną machiną wojenną. Nela i Thomas w karkołomnej próbie podjęli się uwolnić z obozu w Stutthofie Iwo, wielką m...
00
Dohanna

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00
Anitagibaspiasecka

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo wzruszająca, realistyczna i poruszająca trylogia. Polecam!!!
00
Elisabeth76

Dobrze spędzony czas

Wspaniala 3 tomowa powiesc którà od poczàtku do konca czyta sie jednym tchem, nie mozna odciàgnàc sie od lektury. Goràco polecam
00

Popularność




Re­dak­cjaPa­weł Wie­lo­pol­ski
Ko­rektaMag­da­lena Świer­czek-Gry­boś
Skład i ła­ma­nieMar­cin La­bus
Pro­jekt okładkiAnna Slo­torsz
Zdję­cie wy­ko­rzy­stane na okładce© Ein­stock/Ado­be­Stock, An­drey She­vchenko/Ado­be­Stock, Cor­ga­ra­shu/Ado­be­Stock
© Co­py­ri­ght by Skarpa War­szaw­ska, War­szawa 2023 © Co­py­ri­ght by Aneta Kra­siń­ska, War­szawa 2023
Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w in­ter­ne­cie
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-83292-87-8
Wy­dawca Agen­cja Wy­daw­ni­czo-Re­kla­mowa Skarpa War­szaw­ska Sp. z o.o. ul. Bo­row­skiego 2 lok. 24 03-475 War­szawa tel. 22 416 15 81re­dak­cja@skar­pa­war­szaw­ska.plwww.skar­pa­war­szaw­ska.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

***

śmierć za­cza­iła się

przy głę­bo­kim dole

woła sko­wy­tem psów

w bez­ru­chu czasu

ot­chłań wy­peł­nia się

wą­tłym kształ­tem

wy­dep­ta­nych śla­dów

na­ma­lo­wany w wy­obraźni dom

przy­wraca na chwilę

ruch wa­ha­dła

dźwięk mo­net

ogrzał chłód mar­twego ciała

ból wy­ciąga rękę

myli tropy spie­nio­nych fal

cichną ocze­ki­wa­nia

na ob­cej ziemi

wspo­mnie­nia two­rzą nową HI­STO­RIĘ

Agnieszka Kri­zel

Roz­dział I

W mroku

Mróz zło­żył zimny po­ca­łu­nek na bla­dym po­liczku Neli Meyer, która z przy­tknię­tym no­sem do szyby wy­glą­dała przez okno am­bu­la­to­rium w Stut­thof. Choć co chwilę wstrzą­sały nią dresz­cze, nie za­mie­rzała tra­cić czasu na roz­pa­la­nie ognia w piecu. Po­pra­wiła gruby sza­lik za­wią­zany pod szyją i scho­wała kilka ja­snych pu­kli wło­sów pod be­re­tem.

Od wczo­raj nie po­tra­fiła zna­leźć so­bie miej­sca. Nie pa­mię­tała, w jaki spo­sób do­tarła do domu. Ni­czym w tran­sie zwi­nęła się w kłę­bek i całą noc prze­le­żała na ka­na­pie w ba­wialni. Na­wet nie miała siły ode­zwać się do Wil­helma. Pa­trzył na nią zdzi­wiony, usi­łu­jąc zro­zu­mieć, co ją tak wy­pro­wa­dziło z rów­no­wagi. Py­tał. Do­cie­kał. Du­mał. Wresz­cie roz­draż­niony mil­cze­niem żony trza­snął drzwiami i ze szkla­neczką szkoc­kiej po­czła­pał do sy­pialni, mam­ro­cząc pod no­sem coś o nie­wdzięcz­no­ści.

Nela chuch­nęła na szybę i skost­niałą dło­nią wy­czy­ściła ko­lejny nieco więk­szy frag­ment okna. Do­brze, że dzi­siaj jest sama na dy­żu­rze i nie bę­dzie zmu­szona ni­czego tłu­ma­czyć Ur­suli. Te cią­głe py­ta­nia Niemki o to, jak jej się żyje jako mło­dej mę­żatce, do­pro­wa­dzały ją do szew­skiej pa­sji. Klara to zu­peł­nie co in­nego. Znały się od lat i do nie­dawna trak­to­wały jak sio­stry, dla­tego jej py­ta­jące spoj­rze­nia Nela zno­siła wy­ro­zu­miale, choć naj­chęt­niej w ogóle nie chciałby roz­ma­wiać o swoim za­mąż­pój­ściu. Gdyby nie wspar­cie To­masa, chyba nie wy­trzy­ma­łaby tego, co się działo wo­kół niej. Każ­dej nocy, le­żąc u boku męż­czy­zny, do któ­rego nie czuła ni­czego wię­cej prócz nie­chęci, za­sta­na­wiała się nad prze­wrot­no­ścią losu. Za­nim zdą­żyła na­prawdę po­znać Iwa, już mu­siała o niego wal­czyć. A te­raz... te­raz za­kli­nała rze­czy­wi­stość, łu­dząc się, że zdoła oca­lić uko­cha­nego od śmierci.

Z za­my­śle­nia wy­rwały ją od­głosy uja­da­nia. Wy­prę­żyła się ni­czym struna i ro­zej­rzała się na boki. W od­dali do­strze­gła wy­pro­wa­dza­nych przez bramę jeń­ców. Ze­rwała się z krze­sła, prze­wra­ca­jąc je, i pod­bie­gła do drzwi. Chłód po­ranka ude­rzył w nią z ca­łym im­pe­tem. Nie zwró­ciła na to uwagi, zgrab­nie la­wi­ru­jąc mię­dzy pry­zmami śniegu wy­ty­cza­ją­cymi wą­ską ścieżkę do wej­ścia na te­ren prze­zna­czony dla więź­niów obozu Stut­thof.

Do­sko­nale wi­działa kil­ku­na­stu męż­czyzn truch­ta­ją­cych w stronę lasu. Ich cuch­nące, po­rwane ubra­nia wi­szące na wy­chu­dzo­nych cia­łach kon­tra­sto­wały z le­żą­cym wo­kół bia­łym śnie­giem i sza­rymi mun­du­rami straż­ni­ków po­ga­nia­ją­cych więź­niów.

Nela go­rącz­kowo wy­pa­try­wała Iwa. Wie­działa, że przez tyle mie­sięcy jego szczu­pła i umię­śniona syl­wetka mo­gła ulec zmia­nie, dla­tego chciała po­dejść do­sta­tecz­nie bli­sko, by roz­po­znać twarz uko­cha­nego. Ko­lumna więź­niów w szyb­kim tem­pie zmie­rzała w kie­runku lasu, Nela za­częła więc biec, nie zwa­ża­jąc na to, że spadł jej z głowy gruby weł­niany be­ret. Ten na­gły zryw do­strzegł je­den z psów i te­raz zwró­cił się w kie­runku bie­gną­cej ko­biety. Trzy­ma­jący go na smy­czy es­es­man na­tych­miast szarp­nął nie­sfor­nego owczarka i wy­szedł na spo­tka­nie z pie­lę­gniarką.

Nela zdo­łała roz­po­znać w nim sturm­manna Karla Her­mana, więc nie zwol­niła kroku.

– Le­piej niech pa­nienka wróci do am­bu­la­to­rium – krzyk­nął z da­leka, za­po­mi­na­jąc o tym, że Nela nie­dawno wzięła ślub.

– Chcia­łam tylko... – za­częła, sta­ra­jąc się za­pa­no­wać nad przy­spie­szo­nym od­de­chem. – Chcia­łam spraw­dzić, czy ni­czego nie po­trze­bu­je­cie. – W porę się zre­flek­to­wała, za­ta­ja­jąc praw­dziwy po­wód wyj­ścia na dwór.

– Ar­nold coś tam ma­ru­dził, że ma ja­kieś do­le­gli­wo­ści i dzi­siaj nie chciał przyjść na służbę, ale do­wódca się nie zgo­dził i te­raz wle­cze się tam na końcu. – Po­ka­zał w stronę ko­lumny i moc­niej szarp­nął za smycz, bo pies nie­bez­piecz­nie zbli­żył się do Neli, a ta stru­chlała.

– Może pójdę do niego i za­py­tam, czy nie po­trze­buje po­mocy? – za­pro­po­no­wała ocho­czo, nie od­ry­wa­jąc wzroku od od­da­la­ją­cych się jeń­ców.

– Le­piej nie, bo jesz­cze do­wódca usły­szy i zrobi się chryja – stwier­dził znacz­nie ci­szej i zer­k­nął przez ra­mię, czy nikt nie przy­słu­chuje się ich roz­mo­wie.

– Nie chcę pro­ble­mów, ale skoro sturm­mann Hass rze­czy­wi­ście tak bar­dzo cierpi... – cią­gnęła, chwy­ta­jąc się ostat­niej de­ski ra­tunku.

– Przy­ślę go do pa­nienki, jak skoń­czymy – wy­ja­śnił i w po­śpie­chu od­szedł, by do­go­nić po­zo­sta­łych.

– Ale... – Pró­bo­wała jesz­cze go za­trzy­mać, jed­nak es­es­man już się nie od­wró­cił.

Nela nie spu­ściła wzroku z ko­lumny, do­póki nie znik­nęła jej z pola wi­dze­nia, do końca pró­bu­jąc roz­po­znać po­stać Iwa. Każdy z tych wy­nędz­nia­łych męż­czyzn mógł być jej uko­cha­nym. I każdy, tak jak on, za­słu­gi­wał na to, by żyć. Łzy ście­kały jej po zim­nych po­licz­kach. Zdrę­twiałe ciało za­marło, jakby stra­ciła nad nim kon­trolę. Stała, szczę­ka­jąc zę­bami, i nie wie­działa, co ze sobą po­cząć.

– Co się stało? – Nela usły­szała skądś zna­jomy głos. – Na co cze­kasz? Gdzieś idziesz?

Ko­bieta po­czuła, że ktoś do­tknął jej ra­mie­nia i od­ru­chowo spoj­rzała w tym kie­runku. Do­piero po chwili roz­po­znała za­sy­pu­jącą ją py­ta­niami Ur­sulę.

– Dla­czego wy­cho­dzisz nie­za­pięta i z gołą głową? Chcesz się prze­zię­bić? Jesz­cze tego nam bra­kuje, że­byś się roz­cho­ro­wała! Kto wtedy bę­dzie mi po­ma­gał w am­bu­la­to­rium? A prze­cież sama nie dam so­bie ze wszyst­kim rady – gde­rała, za­pi­na­jąc palto Neli. – Chodź do środka – za­rzą­dziła i lekko po­pchnęła ko­le­żankę. – Tam wi­dzę twój be­ret. Ktoś za­słabł, że tak pę­dzi­łaś?

Nela po­woli ski­nęła głową, nie mo­gąc wy­du­sić słowa. Mu­siała się opa­no­wać, bo w in­nym ra­zie ścią­gnie na sie­bie nie­po­trzebną falę ko­lej­nych py­tań. Tym­cza­sem Ur­sula tłu­ma­czyła, nie zwra­ca­jąc uwagi na mil­cze­nie Neli:

– Mia­łam dzi­siaj nie wy­ściu­bić nosa z domu, bo to prze­klęte mro­zi­sko nie od­pusz­cza, ale przed świ­tem przy­bie­gła do nas są­siadka, która mocno roz­ha­ra­tała so­bie rękę, kiedy kro­iła chleb na śnia­da­nie. Za­ban­da­żo­wa­łam jej ranę, ale po­my­śla­łam, że przy­da­łaby się też jo­dyna, bo to głę­bo­kie roz­cię­cie, więc się ubra­łam i je­stem.

Wła­śnie do­tarły do am­bu­la­to­rium, gdy skoń­czyła opo­wia­dać.

– A co tu tak zimno jak w gro­bowcu? – zwró­ciła uwagę Ur­sula po wej­ściu do środka.

– Nie zdą­ży­łam roz­pa­lić.

– Na­prawdę się po­cho­ru­jesz, je­śli nie za­czniesz my­śleć rów­nież o so­bie – psio­czyła, wrzu­ca­jąc do że­liw­nego pie­cyka kilka drob­nych ga­łą­zek, by roz­nie­cić ogień. – Mu­sisz się na­pić go­rą­cej her­baty.

Nela nie zdjęła okry­cia, tylko usia­dła i znów wpa­try­wała się w wi­dok za oknem. Ur­sula przez cały czas coś mó­wiła i krzą­tała się po po­miesz­cze­niu, ale ta jej nie słu­chała. Jej my­śli znaj­do­wały się w zu­peł­nie in­nym miej­scu. Znów oczyma wy­obraźni wi­działa Iwa w swoim ogro­dzie, gdzie po raz pierw­szy przy­znał, że dużo dla niego zna­czy. To wtedy od­wa­żyła się sama przed sobą przy­znać, że ten męż­czy­zna nie jest jej obo­jętny. Ow­szem, za każ­dym ra­zem, gdy prze­by­wała w jego to­wa­rzy­stwie, czas za­czy­nał wol­niej pły­nąć, a ona roz­ko­szo­wała się ich wspólną roz­mową i śmie­chem. Z Iwem do­strze­gała ko­lory ży­cia, o któ­rych ist­nie­niu nie wie­działa.

Gło­śny huk kil­ku­dzie­się­ciu wy­strza­łów wy­rwał ją z za­my­śle­nia i spra­wił, że pod­sko­czyła na krze­śle. Nie miała wąt­pli­wo­ści, co się wy­da­rzyło. Jej serce roz­pa­dło się na ty­siące ka­wa­łecz­ków.

– Co to? – za­in­te­re­so­wała się Ur­sula, w osłu­pie­niu pa­trząc na ko­le­żankę.

– Wy­rok – od­parła ci­cho i bez sił opa­dała na krze­sło.

Ur­sula po­de­szła i ob­jęła Nelę ra­nie­niem, mocno ją tu­ląc. Czuła drże­nie jej ciała, myl­nie przy­pi­su­jąc je pa­nu­ją­cemu w am­bu­la­to­rium chło­dowi.

– Za chwilę na­pi­jesz się go­rą­cej her­batki z lipy, ale naj­pierw mu­sisz mi przy­siąc, że prze­sta­niesz się tak ka­to­wać – po­wie­działa Ur­sula. – Je­ste­śmy pie­lę­gniar­kami i mu­simy po­ma­gać lu­dziom, ale nie mo­żemy brać do sie­bie tego, co się z nimi dzieje. To nie na­sza wina, że ci lu­dzie spi­skują prze­ciwko nam, a na­sze sądy ich ska­zują. Ja wiem, że masz do­bre serce i mnie też jest żal, że lu­dzie umie­rają, ale jest wojna i z dwojga złego wolę, żeby to nasi chłopcy prze­żyli – wy­ja­śniła i po­kle­pała ko­le­żankę po ple­cach, po czym ode­szła, by na­sy­pać kwia­tów lipy do gli­nia­nych gar­nusz­ków.

Kiedy woda się za­go­to­wała, Ur­sula za­pa­rzyła ziółka, a po­tem scho­wała do kie­szeni małą bu­te­leczkę z jo­dyną. W tym cza­sie opo­wie­działa hi­sto­rię ży­cia ska­le­czo­nej są­siadki i jej ro­dziny dwa po­ko­le­nia wstecz. Nela od czasu do czasu ki­wała głową, nie przy­wią­zu­jąc uwagi do żad­nego z wy­po­wie­dzia­nych zdań. Ma­rzyła o tym, by stąd uciec, scho­wać się gdzieś da­leko od obozu i za­po­mnieć o woj­nie i o do­tych­cza­so­wym ży­ciu. Ileż by dała, by cof­nąć czas i wraz z To­ma­sem wy­je­chać do Pa­ryża. Może stam­tąd mo­gliby uciec do Ame­ryki. Te­raz, gdy o tym my­ślała, zda­wało jej się, że mi­nęły wieki od chwili, gdy wraz z bra­tem bro­dziła w szu­wa­rach w po­bliżu Stut­thof w po­szu­ki­wa­niu miejsc war­tych uwiecz­nie­nia na ob­ra­zach. Wtedy nie za­sta­na­wiała się, co może na­stą­pić na­za­jutrz. Nie mar­twiła się o ży­cie swoje i in­nych. Nie do po­my­śle­nia zda­wało jej się to, że przyj­dzie jej okła­my­wać ro­dzi­ców i ma­ni­pu­lo­wać Wil­hel­mem, by prze­trwać w rze­czy­wi­sto­ści, która każ­dego dnia ją za­ska­ki­wała, od­sła­nia­jąc co­raz strasz­niej­sze ob­li­cze.

– Mu­szę już le­cieć – pod­su­mo­wała Ur­sula, cmok­nęła ko­le­żankę w po­li­czek i wy­bie­gła na mróz, po­zo­sta­wia­jąc Nelę z kub­kiem na­paru.

Gdy wy­piła resztkę li­po­wej her­batki, wstała, bo zro­biło jej się cie­pło. Zdjęła palto i od­wie­siła, a po­tem znów usa­do­wiła się na krze­śle i wpa­try­wała w od­da­lone drzewa. Wresz­cie do­strze­gła wra­ca­ją­cych z lasu es­es­ma­nów. Tym ra­zem nie było z nimi jeń­ców. Dwa psy ocho­czo wę­szyły i od czasu do czasu po­szcze­ki­wały. Je­den ze straż­ni­ków odłą­czył się od reszty i skrę­cił w stronę am­bu­la­to­rium. Nela szybko prze­tarła oczy, jakby chciała prze­gnać całe zwąt­pie­nie, i pod­bie­gła do drzwi. Wie­działa, że to ostat­nia szansa i musi zro­bić wszystko, by ją wła­ści­wie wy­ko­rzy­stać. Chwy­ciła klamkę i otwo­rzyła drzwi, prze­pusz­cza­jąc w nich sturm­manna Hassa.

– Je­stem – ob­wie­ścił, jakby tego nie do­strze­gła. – Karl mó­wił, że bar­dzo się pani mną prze­jęła. – Mru­gnął po­ro­zu­mie­waw­czo.

Pie­lę­gniarka nie­udol­nie się uśmiech­nęła, si­ląc się na uprzej­mość.

– Wiem, że sturm­mann cierpi.

– Praw­dziwi męż­czyźni mu­szą być silni, zwłasz­cza gdy trwa wojna – od­parł but­nie. – Ale to cho­ler­stwo nie daje o so­bie za­po­mnieć – sark­nął, ostroż­nie sia­da­jąc.

– Od razu przy­niosę maść, a sturm­mann niech po­łoży się na ko­zetce i po­każe mi ranę – za­de­cy­do­wała, nie chcąc prze­dłu­żać tej wi­zyty.

Straż­nik po­słusz­nie wy­ko­nał po­le­ce­nie i z opusz­czo­nymi spodniami cze­kał na zmianę opa­trunku. Nela na­szy­ko­wała czy­stą gazę i spoj­rzała na ranę. Wpraw­nym okiem oce­niła, że zmiana na skó­rze wy­gląda nieco le­piej niż wczo­raj, ale po­trzeba jesz­cze kilku dni, by się wy­go­iła.

– Jesz­cze raz na­le­gam, by sturm­mann nieco od­po­czął i za­dbał o sie­bie.

– Złego li­cho nie weź­mie – prych­nął, od­wró­ciw­szy głowę do ściany, by ukryć ma­lu­jący się na jego twa­rzy ból spo­wo­do­wany od­ka­ża­niem rany. – A dzi­siaj nie było szansy na wy­mówki.

Po­czuła silne dła­wie­nie w gar­dle. Do­sko­nale wie­działa, co ten czło­wiek ma na my­śli, i znów oczyma wy­obraźni do­strze­gła wy­nędz­niałe ob­li­cze Iwa, o któ­rym od wczo­raj nie po­tra­fiła za­po­mnieć. Od­da­łaby wszystko, by móc się do niego przy­tu­lić i wy­szep­tać mu do ucha, że już wszystko do­brze. Głos roz­sądku pod­po­wia­dał jej, że wię­cej może nie mieć szansy, by uzy­skać in­for­ma­cje. Mu­siała się prze­móc i dzia­łać.

– A cóż to ta­kiego waż­nego, że i zdro­wie trzeba na­ra­żać? – ode­zwała się ci­cho, sta­ra­jąc się, by jej głos brzmiał na­tu­ral­nie.

– Toż to dzi­siaj za­czę­li­śmy po­rządki – oświad­czył enig­ma­tycz­nie. – Pierw­sze koty za płoty, a da­lej już pój­dzie le­piej.

– Co to za po­rządki? – Za­marła.

– Ktoś mu­siał wy­ko­nać wy­rok na pol­skich szu­jach. Do­sta­tecz­nie długo zwle­ka­li­śmy, a tego ele­mentu wciąż przy­bywa.

Dło­nie Neli za­drżały, przez co zbyt mocno do­tknęła rany. Pa­cjent jęk­nął i spoj­rzał na nią z wy­rzu­tem. Lekko dy­gnęła i spró­bo­wała się uśmiech­nąć w prze­pra­sza­ją­cym ge­ście. Przez mo­ment po­czuła nie­od­partą ochotę spra­wie­nia mu o wiele więk­szego bólu niż ten. Może w ten spo­sób uśmie­rzy­łaby wła­sne cier­pie­nie, z któ­rym nie po­tra­fiła so­bie po­ra­dzić.

– To wszystko? – Z za­my­śle­nia wy­rwał ją nieco moc­niej­szy niż przed chwilą głos Hassa.

– Se­kundę i bę­dzie go­towe – od­parła, zmu­sza­jąc swój umysł do my­śle­nia. – Czy to ci sami, co wczo­raj byli w le­sie? – od­wa­żyła się wy­po­wie­dzieć py­ta­nie na głos.

– Co z tego, że wczo­raj wy­ko­pali dół, jak dzi­siaj to my mu­sie­li­śmy go za­sy­pać – wy­ja­śnił obu­rzony. – A jak kwi­czeli, jak do niego wpa­dali. – Za­chi­cho­tał. – Szczę­ściem dwu­dzie­stu trzech pol­skich po­pa­prań­ców mniej na tej ziemi.

Nela miała wra­że­nie, że jej ciało zdrę­twiało. Me­cha­nicz­nie odło­żyła maść i zła­pała się stołu, by nie upaść.

– Coś się dzieje? – za­in­te­re­so­wał się Hass, na­cią­ga­jąc spodnie. – Może ja­kie cho­rób­sko się przy­pa­łę­tało? Ta po­goda się na nas uwzięła.

Po­krę­ciła głową, nie po­tra­fiąc wy­do­być z sie­bie głosu. Wie­działa, że to ko­niec. Ko­niec jej ma­rzeń, pla­nów i na­dziei na wspólną przy­szłość z Iwem. Zo­stała sama po­śród lu­dzi, któ­rych po­stę­po­wa­nia nie ro­zu­miała, a od tej chwili wręcz ich nie­na­wi­dziła. Nie poj­mo­wała tego, co nimi kie­ro­wało. Wie­działa jedno: jej ży­cie stra­ciło sens. Sły­szała głos Hassa, ale nie po­tra­fiła wy­ło­wić zna­cze­nia po­szcze­gól­nych słów. Nie chciała pa­trzeć w twarz mor­dercy Iwa. Jej od­dech stał się krótki i choć łap­czy­wie ła­pała po­wie­trze, to wciąż jej go bra­ko­wało. Wresz­cie wy­bie­gła na dwór i przy­kuc­nęła. Ciężko dy­szała, jakby do­piero co po­ko­nała kil­ku­ki­lo­me­trową trasę bez chwili od­po­czynku. Nie przy­wią­zy­wała uwagi do Hassa pró­bu­ją­cego do­wie­dzieć się, co wła­śnie za­szło, że jej za­cho­wa­nie tak na­gle ule­gło zmia­nie.

– Pro­szę już iść – prze­mo­gła się, by się ode­zwać. – Pro­szę iść, sturm­mann – na­le­gała.

Hass po­pra­wił mun­dur i moc­niej na­cią­gnął czapkę na głowę, a po­tem za­sa­lu­to­wał i od­szedł w stronę głów­nej bramy.

Gdy tylko jego kroki umil­kły, Nela wró­ciła do am­bu­la­to­rium, chwy­ciła palto i be­ret, bo zdą­żyła zmar­z­nąć. Póź­niej, nie za­wra­ca­jąc so­bie głowy za­mknię­ciem drzwi na klucz, po­bie­gła w stronę dworca ko­le­jo­wego. Nie oglą­dała się za sie­bie. Nie za­mie­rzała kie­dy­kol­wiek tu­taj wró­cić. Do­piero kiedy za­bra­kło jej tchu, a pod że­brami po­czuła mocne ukłu­cie, za­trzy­mała się i zgięła wpół. Z ca­łych sił za­ci­snęła po­wieki. Wów­czas uj­rzała Iwa. Śmiał się, przy­ci­ska­jąc jej dło­nie do cie­płych ust. W pew­nej chwili upadł, a z jego rany po­strza­ło­wej na skroni są­czyła się krew. Oliw­kowe oczy wciąż błysz­czały, a usta szep­tały jej imię. Nie wie­dzieć kiedy wy­bu­chła pła­czem. Cia­łem wstrzą­sały spa­zmy, a ona nie po­tra­fiła prze­stać my­śleć o uko­cha­nym.

Nie miała po­ję­cia, w jaki spo­sób do­tarła na sta­cję i zdo­łała wsiąść do wa­gonu. Ob­razy wi­dziane za oknem zle­wały się w je­den. Do­piero gdy usły­szała głos kon­duk­tora in­for­mu­ją­cego, że do­jeż­dżają do Dan­zig, ock­nęła się i pod­nio­sła z miej­sca. Prze­su­nęła się w stronę drzwi i za­cze­kała, aż ma­szy­ni­sta za­cią­gnie ha­mu­lec. Po­tem wy­sia­dła na pe­ron i ze ści­śnię­tym gar­dłem po­wle­kła się w kie­runku wyj­ścia z dworca. Nie my­śląc o tym, do­kąd zmie­rza, snuła się uli­cami mia­sta. Nie miała po­ję­cia, jak długo się włó­czyła, nie roz­po­zna­jąc mia­sta, w któ­rym przy­szła na świat i do­ra­stała. Ani razu nie usły­szała in­nego ję­zyka niż nie­miecki. Dłu­gie czer­wone flagi z czar­nym sym­bo­lem na­zi­stow­skich Nie­miec ło­po­tały na wie­trze, przy­po­mi­na­jąc o przy­na­leż­no­ści bu­dyn­ków pań­stwo­wych do Rze­szy.

Gdy za­częło zmierz­chać, Nela zo­rien­to­wała się, że stoi pod ro­dzin­nym do­mem. Mi­nęła furtkę i we­szła na ga­nek. Drżąc z zimna i zmę­cze­nia otwo­rzyła drzwi i nie­mal bez sił wsu­nęła się od środka. Ni­kogo nie do­strze­gła w ko­ry­ta­rzu, po­czła­pała więc na pię­tro. Po­tem za­mknęła za sobą drzwi i upa­dła na łóżko. Za­szlo­chała w po­duszkę, gry­ząc ją z ca­łych sił. Tak bar­dzo pra­gnęła, by to wszystko, co się od kilku mie­sięcy działo wo­kół niej, oka­zało się snem, z któ­rego za chwilę wresz­cie się obu­dzi.

Stra­ciła ra­chubę czasu. Nie czuła głodu, choć od wczo­raj ni­czego nie miała w ustach. Jej ciało zda­wało się tak cięż­kie, że nie po­tra­fiła się po­dźwi­gnąć. Le­żała zwi­nięta w kłę­bek. Za­ci­snęła za­czer­wie­nione po­wieki i wciąż szlo­cha­jąc, po­wró­ciła my­ślami do chwil, gdy opie­ko­wała się Iwem w szpi­talu. Do­sko­nale pa­mię­tała każdą roz­mowę. Młody męż­czy­zna fa­scy­no­wał ją swoją otwar­to­ścią i by­stro­ścią umy­słu. Póź­niej wie­lo­krot­nie dzi­wiła się, że nie do­strze­gła tego, co tak na­prawdę działo się w Dan­zig. Kie­dyś nie wi­działa po­działu spo­łe­czeń­stwa. I na­gle za­częło ją to kłuć w oczy. Z nie­do­wie­rza­niem po­krę­ciła głową na to wspo­mnie­nie. Żyła, nie do­strze­ga­jąc rze­czy­wi­sto­ści, a te­raz owa rze­czy­wi­stość z niej za­drwiła.

Nie­spo­dzie­wa­nie ktoś pchnął drzwi i wszedł do po­koju Neli. Ko­bieta drgnęła prze­stra­szona.

– Jest tu kto? – ode­zwał się To­mas.

– To tylko ja – od­parła ci­cho.

– Nela? Co tu­taj ro­bisz? – do­py­ty­wał, pod­cho­dząc do łóżka. – Wili dzwo­nił już trzy razy, bo mar­twi się, że nie do­tar­łaś do wa­szego miesz­ka­nia.

– To nie jest moje miesz­ka­nie – oświad­czyła drżą­cymi ustami.

– Wiem, wiem, ale tak mi się po­wie­działo. Ja rów­nież ba­łem się, że coś ci się stało.

– To nie jest mój dom – po­wtó­rzyła. – I nic mnie on nie ob­cho­dzi.

To­mas przy­siadł na łóżku, włą­czył lampkę nocną i do­tknął ra­mie­nia sio­stry.

– Co się stało? Nikt nie wie, że tu­taj je­steś? Dla­czego nie po­wia­do­mi­łaś Wil­helma?

– To wszystko nie ma zna­cze­nia.

– Ne­luś, trwa wojna, więc... – Za­wie­sił głos, pró­bu­jąc zna­leźć wła­ściwe słowa. – Każ­dego dnia na­ra­żasz swoje ży­cie, wy­cho­dząc z domu. Nie dziw się, że się wszy­scy o cie­bie mar­twimy.

– Wszy­scy? – Prych­nęła obu­rzona.

– Prze­cież wiesz, co mam na my­śli.

– To­mas, to już nie ma zna­cze­nia – jęk­nęła i znów za­częła szlo­chać. – Nic już nie jest ważne. Ży­cie? A po co mam żyć? Dla kogo? Dla Wi­lego, któ­rego nie­na­wi­dzę? Jego dom to moje wię­zie­nie. Nie wy­obra­żam so­bie ta­kiego ży­cia. Już lep­sza śmierć!

– Ne­luś, co ty ple­ciesz? – Mocno po­trzą­snął jej ra­mie­niem, by zmu­sić ją do od­wró­ce­nia się w jego stronę.

– Już nic nie ma sensu... – wy­du­siła, spo­glą­da­jąc na brata szkli­stym wzro­kiem.

– Prze­cież wszystko się jesz­cze ułoży – prze­ko­ny­wał, pa­trząc w jej na­puch­nięte oczy. – Znaj­dziemy ja­kiś spo­sób, by wy­do­stać Iwa z obozu, a i z Wil­hel­mem ja­koś so­bie po­ra­dzimy. Obie­cuję.

– Iwa już nie ma – wy­ja­śniała ma­to­wym gło­sem.

– Jak to nie ma? Prze­nie­śli go? Ale gdzie? – do­py­ty­wał co­raz bar­dziej po­iry­to­wany. – Znaj­dziemy go, zo­ba­czysz.

Nela za­drżała, a po­tem gło­śno jęk­nęła, przy­ci­ska­jąc do piersi po­duszkę. Jej usta drżały, a oczy zwę­ziły się w dwie szparki, z któ­rych ka­pały łzy.

– Iwo... – pró­bo­wała ze­brać się w so­bie i wy­ja­śnić.

– Nie przej­muj się. Znaj­dziemy ko­goś, kto nam po­może – prze­rwał jej. – Wciąż jest wiele osób, dla któ­rych li­czą się pie­nią­dze, mu­simy tylko do nich do­trzeć.

Nie zno­sił, gdy cier­piała. Ro­zu­miał jej ból, choć sam jesz­cze nie prze­żył praw­dzi­wej mi­ło­ści. Kie­dyś na­wet po­my­ślał, żeby Klarę za­pro­sić do ciast­karni, ale osta­tecz­nie się nie od­wa­żył. Oba­wiał się, że przy­ja­ciółka sio­stry go wy­śmieje. Wie­dział, że ona wo­dzi wzro­kiem za Fran­kiem, choć on trak­tuje ją jak młod­szą sio­strę.

– Trzeba cier­pli­wo­ści. Mu­sisz zbli­żyć się do straż­ni­ków i wy­cią­gnąć z nich in­for­ma­cje...

– To­mas... – prze­rwała bratu. – To ko­niec, bo Iwo... Roz­strze­lali go dzi­siaj... – wy­szep­tała, a po­tem skryła twarz w ra­mio­nach brata, który przy­pa­try­wał jej się tę­pym wzro­kiem.

– Co ty ple­ciesz? – wy­du­sił ze ści­śnię­tym gar­dłem.

– Wi­dzia­łam, jak szli... A póź­niej wy­strzały...

– Iwo tam był?

Nela jed­nak nie zdo­łała nic wię­cej po­wie­dzieć, bo wez­brana fala żalu roz­lała się sze­roką strugą, a jej ciało uto­nęło w mo­rzu łez.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki