Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Witaj, Karolciu! to kontynuacja bestsellerowej powieści Marii Krüger - Karolcia. Przygody dziewięcioletniej dziewczynki, która znajduje spełniającą życzenia niebieską kredkę (w pierwszym tomie magicznym elementem jest błękitny koralik), zainteresują każde dziecko, szczególnie dziewczynkę.W opowieści o Karolci pojawia się tak lubiane przez dzieci połączenie świata realnego, zwyczajnego, otaczającego nas wszystkich, z elementem magii. W książce zostały wykorzystane rysunki jednej z czołowych polskich ilustratorek, Haliny Bielińskiej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 128
Rok wydania: 2021
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Właściwie powinno się zacząć odpowitania. Aletym razem cała historia zaczyna się odpożegnania. Dlaczego? Zaraz się dowiecie.
Oto dworzec kolejowy. Pełno tuludzi, bojużjestpoczątek lata idużo osób wyjeżdża nawypoczynek. Jadą dorośli ijadą dzieci, niektórzy się spieszą, niektórzy idą wolniej, boniosą ciężkie walizki, ajeszcze inni, jużusadowieni wwagonach, wyglądają przez otwarte okna. Jedni ztych podróżujących jadą nad morze, drudzy wgóry albo nad jeziora, asąitacy, którzy jadą poprostu nawieś lub douzdrowisk, aby się leczyć iwypocząć.
Właśnie aby się leczyć iwypocząć, jedzie ciocia Agata. Ciekawe, czypoznalibyście jąwtym tłumie. Tylko zaraz – przedtem musimy jeszcze tuznaleźć Karolcię. Niebędzie tołatwe, alespróbujmy.
Perony sąponumerowane. Nie, niema jejnatrzecim peronie inapierwszym też niema. Napiątym jestbardzo tłoczno iniewiem, czybyśmy jądostrzegli. Aleszukajmy dalej. Pamiętacie, jak wygląda Karolcia? Ma jasne włosy uczesane wkoński ogon ima grzywkę. Ioczy trochę kocie – zielonkawe, duże, okrągłe. Ibuzię ma okrągłą jak jabłuszko. Napewno trochę urosła.
Zaraz, tadziewczynka wczerwonym płaszczyku? Jasne, żetoKarolcia! Stoi zzadartą głową przed jednym zwagonów. Obok stoją jejmama itatko. Awoknie wagonu widać ciocię Agatę. Nie, ciotka Agata nic anic się niezmieniła. Jak zawsze pogodna iuśmiechnięta. Jestubrana wpodróżny płaszcz ikapelusik zkwiatkami. Zdaje się, żetosąbratki – tak przynajmniej uważa Karolcia.
Ciocia Agata wyjeżdża nacały miesiąc. Jedzie nakurację. Będzie się leczyła nareumatyzm.
– Dbaj osiebie inieprzezięb się, Agatko! – upomina mama. Atatko dodaje:
– Ikoniecznie napisz jak najszybciej.
Tylko Karolcia niemówi nic, myśli zesmutkiem, żeprzez cały miesiąc niebędzie ciotki Agaty wdomu. Tonawet trudno sobie wyobrazić, bodotychczas ciocia zawsze, aletozawsze była wdomu. Żeby tam niewiem co. Alejeśli powinna się leczyć, toniema rady. Musi jechać ijuż.
– Proszę wsiadać, drzwi zamykać iodsunąć się odtorów!
– Jużpociąg rusza! – zawołała ciotka Agata.
– Bądźcie zdrowi! Karolciu, jedz codziennie owoce!
– Dobrze, ciociu! Dowidzenia!
Głos Karolci zagłuszyło trzaskanie drzwi wagonów, azaraz potem rozległ się gwizd, bopociągi zawsze gwiżdżą, zanim odjadą. Pewnie wten sposób mówią dowidzenia.
– Dowidzenia! – zawołała raz jeszcze ciotka Agata. Pociąg zaczął biec coraz szybciej, iszybciej, abiała chusteczka, którą ciotka Agata powiewała napożegnanie, stawała się coraz mniejsza imniejsza, aż wreszcie jużzupełnie niebyło jejwidać.
– Wracajmy dodomu – powiedziała mama iwzięła Karolcię zarękę.
Ładnie jestteraz przed tymi blokami, doktórych wprowadzili się przed rokiem. Ach, zmieniło się tusporo. Zieleniły się trawniki, nagrządkach rosły kwiaty kolorowe ipachnące, postawiono ławki, naktórych można przysiąść iporozmawiać zsąsiadami. Właśnie teraz siedziały tam icoś sobie opowiadały pani Grzybkowa ipani Leśniewska. Obok pani Leśniewskiej stała zielona konewka. Widać pani Leśniewska miała zamiar podlewać grządkę. Bokażdy lokator miał swoją. Agrządki były jedna koło drugiej, pod południową ścianą, gdzie zawsze było dużo słońca.
– Trzeba, Karolciu, żebyś też podlała naszą – powiedział tatko – bojajeszcze muszę pójść nabardzo ważne zebranie.
– Tozerwij przy okazji parę rzodkiewek dokolacji – powiedziała mama. – Tylko staraj się, Karolciu, wyrywać te większe. Amałe niech jeszcze podrosną.
Karolcia kiwnęła głową. – Dobrze, mamo. Ikwiatki nabalkonie też trzeba podlać, prawda?
Wszyscy troje teraz podnieśli głowy ispojrzeli naswój balkon. Był chyba najładniejszy zewszystkich balkonów wtym domu. Chociaż – trzeba toprzyznać – inne też były ładnie ozdobione. Wmalowanych nazielono skrzynkach rosły czerwone pelargonie iróżowe petunie, iśliczne nasturcje, ipachnąca rezeda. Pięło się dzikie wino, agdzieniegdzie fasolka, która miała drobne, czerwone ibiałe kwiatki. Anaichbalkonie tatko zasiał wiosną powoje. Były różowe, niebieskie ifioletowe ioplatały cały balkon, który wyglądał jak altanka. Uf, napracowała się Karolcia porządnie ztym podlewaniem nabalkonie. Akiedy skończyła izbiegała, aby zająć się grządką, spotkała naschodach wyższego odniej chłopca wniebieskim swetrze.
– Cześć, Karolciu! Dokąd pędzisz?
– Cześć, Piotrek! Będziesz nosił wodę nagrządkę?
Spotkaliśmy więc teraz razem zKarolcią Piotra. No, ten tourósł! Alemimo tomożna goodrazu poznać. Jasne włosy, zaczesane nabok, niebieskie oczy, troszkę zadarty nos, naktórym jestkilkanaście piegów, iten Piotrkowy uśmiech. Ten uśmiech, zaktóry wszyscy golubią.
Jasne, żezaraz pomoże Karolci nosić wodę dopodlewania grządki. Przy okazji zachlapią się obydwoje porządnie, alenatoniema rady. Właściwie mieliby ochotę tak się chlapać dosamego wieczora, alemama Piotrka wyszła właśnie nabalkon iwoła gonakolację. Trudno, trzeba wracać.
– Jak jutro rano będziesz schodził napodwórze, towstąp pomnie, dobrze? – prosi Karolcia.
– Pewnie, żewstąpię – zapewnia Piotrek.
– Będziemy się bawić. Może postawimy namiot?
– Ach, tobyłoby wspaniale!
O tym namiocie iotym, żebędą się jutro tak świetnie bawić, Karolcia opowiada mamie, kiedy pomaga jejprzy nakrywaniu stołu dokolacji. Niema cioci Agaty, więc jestwięcej roboty.
– Umyj rzodkiewki inasyp soli dosolniczki – mówi mama. – Potem zanieś talerzyki iwidelce.
Trzeba powiedzieć prawdę, żeKarolcia radzi sobie bardzo dobrze. Rzodkiewki umyte iułożone natalerzyku wyglądają bardzo apetycznie, pośrodku stołu stoi wazonik znasturcjami, szklanki domleka aż błyszczą, bosątak starannie wytarte ściereczką. Jeszcze tylko koszyczek zchlebem ikonfitury. Mama rozbija jajka najajecznicę. Zachwilkę powinien wrócić tatko, tymczasem Karolcia ogląda wtelewizji program nadobranoc dla dzieci.
– No, nasza Agatka jużzagodzinę będzie namiejscu – powiedział przy kolacji tatko, patrząc nazegarek.
– Myślę, żeniezmęczy się bardzo tąpodróżą – odezwała się mama. – Miała doskonałe miejsce przy oknie. Ajutro podrodze zeszpitala (nie wiem, czypamiętacie, żemama Karolci jestpielęgniarką ipracuje wszpitalu) załatwię zakupy iprzygotuję jakiś obiad. Karolcia mipomoże, prawda?
Karolcia kiwnęła głową.
– Jateż mogę zrobić zakupy. Przecież często chodzę dosklepu.
Mama zgadza się.
– Doskonale. Tylko musisz obiecać, Karolciu, żeprzez cały czas, zanim wrócimy ztatkiem zpracy, nigdzie niebędziesz się oddalała. Najwyżej dotego najbliższego sklepu.
– Nigdzie niemogę wychodzić? – przeraziła się Karolcia.
– Skądże znowu! Jeśli tylko będzie ładna pogoda, możesz zejść nadół itam bawić się zPiotrem izinnymi dziećmi, które wtej chwili jeszcze niewyjechały. Alepodczas deszczu, proszę, żebyś niewychodziła zdomu.
– Anaschody mogę wychodzić?
– Naschody? – mama się trochę zdziwiła, alepochwili dodała:
– No, ostatecznie możesz. Tylko nierozumiem, cotozaprzyjemność. Przecież toniejestmiejsce dozabawy. Wtych wszystkich nowych domach schody sątak wąskie! Alewkażdym razie proszę, żebyś niebiegała popodwórku podczas deszczu. Przemoczysz buty, zapomnisz jezmienić izaziębienie gotowe.
– Aleradio zapowiadało najutro piękną pogodę – przypomniał tatko – więc nietrzeba się przedtem martwić.