Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
• Masz trudności z wyrażaniem uczuć i utrzymywaniem relacji? • Czasem nagle wybuchasz i nie wiesz dlaczego? • Przewidujesz najgorsze i nie wierzysz w możliwość zmiany na dobre? • Nie lubisz krytyki i obawiasz się porażki? • Widzisz, że źle gospodarujesz czasem, ale nie potrafisz nic z tym zrobić? • Nie potrafisz się całkiem odprężyć i swobodnie się bawić? Jeśli na część z tych pytań odpowiedziałeś twierdząco, być może należysz do ogromnej grupy mężczyzn, których dr Robert Ackerman nazywa „milczącymi synami”. Milczący synowie mogą pochodzić z rodzin naznaczonych alkoholizmem, przemocą, perfekcjonizmem, skrajnym chłodem emocjonalnym czy krytycyzmem. Mężczyźni ci rzadko mówią o tym, czego doświadczyli w przeszłości. Wydaje się, że funkcjonują jak wszyscy inni – mają poczucie humoru, są lojalnymi przyjaciółmi i potrafią ciężko pracować – ale tak naprawdę wnoszą swoje cierpienie w każde miejsce, do którego docierają w życiu. Dr. Ackerman jest jednym z nich i jak nikt inny wie, jak pokonać problemy, z którymi się borykają. W tej książce, będącej silnym wsparciem dla mężczyzn, pomaga też kobietom wreszcie zrozumieć, co czują ich partnerzy, synowie czy przyjaciele. Jeśli jesteś mężczyzną, ta książka może być o tobie. Jeśli jesteś kobietą, może ona być o kimś, kogo kochasz.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 301
Przedmowa
Jest to książka dla mężczyzn i o mężczyznach, który poszukują uzdrowienia swojej męskości. Piszę w niej o ludziach, którzy dorastali w rodzinach dysfunkcyjnych i przetrwali towarzyszący temu ból. Z pozoru nic im nie brakuje, jednak tak naprawdę wnoszą swoje cierpienie we wszystkie miejsca, do których docierają w życiu. Nazywam takich mężczyzn – sam się do nich zaliczam – milczącymi synami.
Wszyscy chcemy dokonać w sobie różnych zmian. Aby tego pragnąć, nie trzeba wykazywać klinicznie zdiagnozowanych zaburzeń osobowości. Trzeba tylko chcieć poprawić jakość swojego życia.
Podstawą tej książki jest prowadzone przez dwa lata w Stanach Zjednoczonych ogólnokrajowe badanie mężczyzn. Obejmowało ono zebranie danych badawczych i przeprowadzenie obszernych wywiadów z ponad czterystoma mężczyznami z trzydziestu ośmiu stanów – około trzystu z nich pochodziło z rodzin dysfunkcyjnych. Ponad stu milczących synów reprezentowało inne niż alkoholowe typy rodzin dysfunkcyjnych. Rozmowy te były bardzo emocjonalne i wniosły spostrzeżenia oraz uczucia, których nie ujawniłyby suche dane.
Książka ta jest przeznaczona również dla bliskich nam osób. Będzie pomocna tym, którzy chcą nas lepiej zrozumieć i bardziej kochać – naszym rodzicom, przyjaciołom, partnerkom lub partnerom, rodzeństwu czy dzieciom, którzy zdają sobie sprawę, że jest w nas coś więcej, niż im pokazujemy, więcej, niż uzewnętrzniamy. Jeśli chcecie dowiedzieć się, jacy jesteśmy, towarzyszcie nam, gdy próbujemy się tu wsłuchać w siebie i w przekaz płynący od innych mężczyzn. Każdy uważa, że wie, jacy powinni być mężczyźni, ale tylko nieliczni (także spośród nas) naprawdę rozumieją, jacy mężczyźni są.
Przeprowadziłem też wywiady z ponad stu kobietami, z których każda pozostawała – w trakcie wywiadu lub wcześniej – w bliskiej relacji z milczącym synem jako jego matka, żona, partnerka, siostra czy przyjaciółka. Zamieszczam te wypowiedzi w książce, aby mężczyźni mogli usłyszeć, co kobiety naprawdę o nich mówią. Niekiedy inni dostrzegają coś, co nam samym umyka.
We wstępie nakreślam kilka spraw związanych z milczącymi synami i ogólnie z męskimi problemami, o których należy pamiętać w trakcie lektury. Nie jestem adwokatem swojej płci. Nie będę usprawiedliwiał żadnych negatywnych zachowań. Nie wyznaję poglądu, że mężczyźni są uwikłani w pułapkę swojej przeszłości i niezdolni do zmiany. Jednak nie będę się również przyłączał do „nagonki” na mężczyzn. W wystarczającym stopniu prowadzi się ją w wielu dysfunkcyjnych rodzinach i środowiskach.
Nie uważam, że milczący synowie postrzegają siebie w kategoriach ofiary i oskarżają innych o stan, w jakim się znajdują. Większość z nich to ludzie, którzy udowodnili, że potrafią przetrwać opresję, a określenie „ofiara” jest ostatnim, jakie przychodzi im na myśl, gdy się nad sobą zastanawiają (jeśli w ogóle się nad sobą zastanawiają). Książka ta nie jest również aktem oskarżenia wobec rodziców. Dążenie do tego, by się rozwijać, nie pociąga za sobą przekreślania rodziców. Rozdzielność tych spraw zostanie uszanowana. I na koniec dodam, że książka ta nie będzie wszystkiego „dysfunkcjonalizować”. W przeciwieństwie do rozpowszechnionych mitów nie każdy problem milczącego syna ma korzenie w dysfunkcyjnej rodzinie. Wiele naszych trudności wynika po prostu z bycia ojcem, mężem, pracownikiem czy mężczyzną.
Mężczyźni wychowani w rodzinach dysfunkcyjnych wykazują wiele wspólnych pozytywnych cech. Potrafimy się świetnie przystosowywać. Mamy wielki potencjał rozwoju i zmiany. Utrzymujemy liczne więzi, nie tylko z innymi mężczyznami, w tym innymi milczącymi synami, lecz także z kobietami. Ponadto bardzo różnimy się pomiędzy sobą. Nie jesteśmy ulepieni z jednej gliny, a sposób, w jaki odcisnęły się na nas traumatyzujące przeżycia, zależy od typu dysfunkcyjnej rodziny, w której dorastaliśmy, stopnia doświadczonego „okaleczenia emocjonalnego”, dostępności zewnętrznego wsparcia oraz od innych czynników, w tym kwestii kulturowych, a także tego, czy otrzymaliśmy jakąś pomoc i czy jej szukaliśmy.
Uważam, że jako ludzie, którzy przetrwali trudne sytuacje, jesteśmy zdolni do określenia siebie na nowo i przywrócenia równowagi swemu życiu. Potrafimy docenić, że jesteśmy mężczyznami, potrafimy docenić, jak dużo przeszliśmy, i – co najważniejsze – potrafimy docenić, kim możemy się stać. Widzę nas jako ludzi rzucających wyzwanie współczesnemu „zawężonemu” rozumieniu męskości. Widzę w nas potencjał.
Książka jest podzielona na cztery części. Pierwsza definiuje, co to znaczy być mężczyzną, oraz analizuje naszą tożsamość i podejście życiowe wypracowane nie tylko w roli mężczyzn, ale również w roli dzieci z rodzin dysfunkcyjnych.
W drugiej części przyglądam się wpływowi wywartemu na nas przez rodziców. Analizuję, jak borykaliśmy się z zaakceptowaniem dysfunkcyjnej matki czy ojca. Najsilniejsza z naszych relacji: ojciec–syn, prowadzi nas do bliższego przyjrzenia się sobie samym, a także ojcu i jego cierpieniu oraz ich oddziaływaniu na nas. Każdy człowiek powinien zrozumieć swoich rodziców, aby móc dokonać tego, co konieczne, by stać się w pełni sobą – odcięcia się od nich.
Trzecia część książki analizuje, jak przeszłość wpłynęła na nasze relacje z innymi mężczyznami, kobietami, współpracownikami oraz dziećmi. Rdzeniem wszystkich relacji jest intymność, musimy więc zadać sobie pytanie, jak definiujemy ją jako mężczyźni i jaką postać przyjmuje ona w naszym życiu. W tym fragmencie książki znajduje się także rozdział ujawniający, co mają do powiedzenia o nas kobiety.
Ostatnia część dotyczy urzeczywistniania naszego potencjału. Piszę o zmianie zgranych melodii na nowe, o stawaniu się zdrowym mężczyzną. Pokazuję, jak milczący synowie podejmują zbiorowy wysiłek wypracowania nowego obrazu męskości i zredefiniowania siebie samych. Są to rozdziały o otwieraniu się na nowe perspektywy życiowe.
Wiele badań związanych z tymi zagadnieniami datuje się na lata siedemdziesiąte, gdy zacząłem pracować jako dyrektor programu odwykowego w armii Stanów Zjednoczonych. Oprócz zajęć z alkoholikami i narkomanami pracowałem także z dziećmi i dorosłymi z domów dysfunkcyjnych (DDD), zwłaszcza wychowanymi w rodzinach alkoholowych (DDA). Podobnie jak wiele spotkanych tam osób, również ja przechodziłem w życiu przez trudne okresy, naznaczone przemocą, adopcją, alkoholizmem rodziców oraz własnym rozwodem. W 1978 roku napisałem pierwszą w Stanach Zjednoczonych książkę o dorosłych dzieciach alkoholików i miałem zaszczyt zostać współzałożycielem Krajowego Stowarzyszenia Dorosłych Dzieci Alkoholików. Od tamtej pory pracuję jako wykładowca akademicki, piszę kolejne książki, jestem prelegentem oraz konsultantem programów rodzinnych najróżniejszego typu w kraju i za granicą. Zajęcia te umożliwiły mi poznanie bardzo wielu ludzi pochodzących z rodzin dysfunkcyjnych, a ponadto nie tylko wysłuchanie zwierzeń o ich przejściach, lecz również obserwowanie, jak oni sami się zmieniają i pokonują trudności w życiu.
W latach osiemdziesiątych wielka rzesza ludzi działających wspólnie w celu przemiany i uzdrowienia siebie – prowadzenia lepszego życia pod względem fizycznym, emocjonalnym i duchowym – zainicjowała społeczny ruch na rzecz wychodzenia z traumy uzależnień i współuzależnienia. W przedsięwzięciach tych dawała się jednak wyraźnie odczuć nieobecność mężczyzn oraz specyficznych dla nich problemów.
Początkowo moich seminariów i wykładów słuchały głównie (w 90 procentach) kobiety. One też stanowiły od 80 do 90 procent uczestników grup wsparcia dla rodzin dysfunkcyjnych. Zastanawiałem się, gdzie się podziali mężczyźni. Co ze swoim bólem, uczuciami i potencjałem robią dorośli synowie z rodzin dysfunkcyjnych? Czy ktoś wywiesił tabliczkę „Mężczyznom wstęp wzbroniony”? A może my sami to robimy?
Powoli, acz wyraźnie mężczyźni zaczynają się jednak włączać w ruch wychodzenia z traumy. Z wielką radością mogę zakomunikować wszystkim milczącym synom: nastał nasz czas! Społeczny ruch jest już zorganizowany, istnieją mentorzy i jesteśmy my. Pora przerwać milczenie – nie w gniewie, złości, strachu czy desperacji, ale z godnością. I to przerwać je słuchaniem. Anagramem angielskiego słowa silent (milczący) jest listen (słuchać). Powinniśmy wysłuchać tych, którzy nas poprzedzają, a także wysłuchać siebie.
W trakcie czytania tej książki słuchaj wszystkich głosów, w tym własnego. Usłysz swój potencjał, moc, namiętność i ból. Uszanuj to, przez co przeszedłeś. Uszanuj mężczyznę, który przetrwał. Uszanuj mężczyznę, jakim się staniesz. Uszanuj siebie.
Rozdział pierwszy
Czy jesteś milczącym synem?
Długotrwały nawyk nietraktowania sprawy jako błędnej nadaje jej pozór poprawności.
Thomas Paine1
Milczący syn jest mężczyzną, który wyrósł w rodzinie dysfunkcyjnej, zaprzecza, jakoby negatywnie to na niego wpłynęło, i nieustannie doznaje różnych problemów w dorosłym życiu. Może pochodzić z rodziny naznaczonej przemocą fizyczną lub słowną, alkoholizmem, kompulsywnym hazardem, maltretowaniem dzieci, pracoholizmem, rozwodem, skrajnym rygorem czy innymi przejawami dysfunkcji. Jego obecne problemy mogą dotyczyć niezdolności do utrzymywania relacji czy kontrolowania wybuchów gniewu, skłonności do pracoholizmu lub nałogu, strachu przed intymnością, agresywnych zachowań, niskiej samooceny i wielu innych kwestii.
Milczącego syna dobrze charakteryzują między innymi takie stwierdzenia:
Sprawy, które go gryzą, zachowuje tylko dla siebie.
Neguje występowanie nieprzyjemnych zdarzeń.
Boi się odsłonić przed ludźmi.
Ma trudności w interakcjach ze swoimi rodzicami, żoną lub dziećmi.
Panicznie obawia się krytyki.
Jest zagniewany.
Nie potrafi wyrażać uczuć.
Nieproporcjonalnie boi się porażki.
Obsesyjnie dąży do sukcesu.
Rozpaczliwie pragnie prowadzić lepsze życie, ale nie wie, jak zmienić swoją codzienność.
Jest to człowiek bardzo obolały, ale nie chce się ani przyznać do tego przed sobą, ani dopuścić, by zobaczył to ktokolwiek inny. Ból, o którym mowa, nigdy go nie opuszcza. On zaś stara się go ignorować. Stara się o nim zapomnieć. Tak bardzo oddaje się pracy, że w końcu przechodzi nad tym bólem do porządku dziennego. Nie pozwala naprawdę zbliżyć się do siebie otaczającym go ludziom i udaje, że ma grono przyjaciół. Kiedy jest jednak w pojedynkę, kiedy zostaje sam na sam ze swoimi myślami, czuje, że ból wciąż w nim tkwi.
Co robisz, kiedy coś przypomina ci o cierpieniu, jakiego doświadczyłeś w dzieciństwie? Przyrzekasz sobie zapomnieć o nim, robiąc, co się tylko da, aby oderwać myśli? Negujesz to cierpienie albo je przeklinasz? Milczący syn może próbować je zapić, zagłuszyć pracą, przebalować albo wmawiać sobie, że w niczym mu ono nie przeszkadza.
Niełatwo jest się przyznać do bycia milczącym synem. Możesz uważać, że przyniesie to ujmę twojej męskości, osiągnięciom, sile czy kompetencji. Jeśli chodzi o twoją tożsamość, jesteś w pierwszej kolejności mężczyzną, a dopiero w drugiej milczącym synem – ale ten drugi może deptać pierwszemu po piętach. Kwestie te są wzajemnie powiązane. Nie przestajesz być mężczyzną, dlatego że jesteś milczącym synem, ani nie odrzucasz swoich pozytywnych odczuć dotyczących męskości, kiedy przyznajesz, że byłeś wychowany w rodzinie z problemami.
Wielu z nas waha się przed przyznaniem do pochodzenia z dysfunkcyjnego środowiska, bo boimy się obnażyć swoją tożsamość, sądzimy, że taka przeszłość jest słabością, wolimy unikać konfrontacji z naszym obrazem rodziców albo po prostu podpisujemy się pod stwierdzeniem, że „życie jest twarde”, więc i my tacy jesteśmy. Czasem zastanawiam się, czy nie uważamy, że łatwiej jest zadbać o swój wizerunek niż o swoje wewnętrzne zdrowie. Drzewo może obumrzeć od środka aż na dwa lata przed tym, zanim jego śmierć zacznie się objawiać na zewnątrz. My też możemy wewnętrznie obumrzeć na długo przed tym, nim nasze ciało zostanie złożone do grobu.
Bycie milczącym synem nie oznacza, że jesteś zdegenerowany, niezdolny do zdrowego i skutecznego działania. Nie każdy milczący syn przejawia zaburzenia osobowości, nie każdy musi być „współuzależniony” albo żyć „we wstydzie”. Problemy te są możliwe, jednak każdy z nas powinien podlegać indywidualnej ocenie pod względem emocjonalnym, a nie być automatycznie klasyfikowany jako dysfunkcyjny z powodu swego pochodzenia. Milczący syn może doświadczać bólu, a jednocześnie wykazywać wiele pozytywnych cech. Może na przykład być:
wytrzymały i dobrze sobie radzić pod presją,
śmiały i spragniony przygód,
samodzielny,
odporny na przeciwności,
empatyczny,
pracowity,
lojalny jako przyjaciel,
gotów pomagać,
nastawiony na rozwiązywanie problemów,
obdarzony poczuciem humoru.
Czasem mam mieszane uczucia z powodu bycia synem mego ojca. A potem uświadamiam sobie, że nie byłbym tym, kim jestem, gdybym nie doświadczył niektórych moich przeżyć.
Brian
Niezależnie od stwarzanych na zewnątrz pozorów większość milczących synów jest pełna paradoksów. Nie oznacza to, że są oni całkiem pozbawieni równowagi. W rzeczywistości często cieszą się opinią „bardzo poukładanych”.
Aby lepiej zrozumieć, dlaczego tak się dzieje, warto przemyśleć znaczenie słowa „dysfunkcyjny”. Cząstka dys- pochodzi z łaciny i może mieć związek z tym, co bolesne. Funkcyjny oznacza „zdolny do działania, funkcjonowania”. Kiedy mówię o ludziach dysfunkcyjnych, odnoszę się więc do osób, które funkcjonują w cierpieniu. Czy są w stanie skutecznie działać? Tak. Czy cierpią? Tak.
Jeden z najbardziej intrygujących paradoksów, jakie obserwuję u niektórych milczących synów, zwłaszcza u dorosłych synów alkoholików, polega na tym, że wykazują bardzo wysokie umiejętności społeczne, doświadczając jednocześnie nierzadko depresji i mając niskie poczucie własnej wartości. Większość ludzi mających kliniczne problemy z niską samooceną i depresją nie jest zdolna do działania społecznego na wysokim poziomie. Tymczasem milczący synowie potrafią należycie funkcjonować wśród ludzi nawet wtedy, gdy są pogrążeni w cierpieniu. Być może właśnie dlatego tak długo nie zwracano uwagi na ich problemy.
Inny często spotykany paradoks dotyczy zachowań autosabotujących. Jako autosabotujące określa się wszelkie takie zachowania, które powstrzymują człowieka przed korzystaniem w pełni z własnego potencjału lub skutkują sprawianiem cierpienia sobie samemu. Wchodzą tu w grę takie kwestie jak wieczne zwlekanie (prokrastynacja), gniew, strach, wypieranie uczuć, niezdolność do wyartykułowania swoich potrzeb czy zawalczenia o siebie. Większości zachowań autosabotujących uczymy się w kontekstach dysfunkcyjnych. Paradoks polega na tym, że w momencie, gdy je sobie przyswajamy, nie wydają się dla nas niekorzystne, a wręcz uznajemy je za niezbędne strategie przetrwania. Jeśli jednak przejawiamy je, nie będąc już w sytuacji dysfunkcyjnej, zaczynają się ujawniać ich negatywne skutki.
Paul, 37 lat, pracuje jako stolarz. Dorastał w rodzinie alkoholowej. W dzieciństwie obawiał się poskarżyć na cokolwiek, bo nie chciał denerwować matki. Kiedy się złościła, piła jeszcze więcej niż zwykle, a gdy ona sięgała po butelkę, ojciec Paula wychodził z domu. Chłopiec siedział więc cicho. Milczenie było zachowaniem, które przyswoił sobie po to, aby się chronić. Dzisiaj wyznaje jednak, że jest samotny i ma wielkie trudności z otwarciem się przed ludźmi. Milczenie, zamiast działać już na jego korzyść, zaczęło mu szkodzić. Stało się zachowaniem autosabotującym.
Paul stara się przełamać dawne schematy milczenia i izolowania się od ludzi. Po niemalże całkowitym wyalienowaniu się dołączył w końcu do grupy wsparcia dla mężczyzn, ale wyznaje, że z początku tylko siedział na jej spotkaniach i słuchał. Bał się odezwać. Mówi: „To strasznie trudne. Myślę, że miałem gdzieś w głębi serca ciepłe uczucia do ludzi, ale nie potrafiłem ich wyrazić. Zawsze chciałem być wśród innych i zawsze chciałem nawiązywać kontakty. Bo tak naprawdę kocham ludzi. (…) Ale było mi bardzo trudno to zrobić”.
Najczęstszym problemem, z jakim stykam się wśród milczących synów, jest ich przekonanie, że są dokładnie tacy jak wszyscy. Innymi słowy, wielu albo uważa, że ich rodzina nie była dysfunkcyjna (choć w rzeczywistości była), albo uznaje, że chociaż rodzina była dysfunkcyjna, nie wywarło to na nich wpływu. Jest to częste podejście u mężczyzn. Poniżej przedstawiam kilka klasycznych wzorców zachowań milczących synów.
Najbardziej charakterystyczną oznaką milczenia jest ograniczenie ekspresji. Jednym z elementów „nagonki na mężczyzn” są opinie typu „mężczyźni nie mają emocji”. Wierzcie mi, mamy! Wystarczy pójść do dowolnego szpitala, by przekonać się, jak wielu mężczyzn jest hospitalizowanych z powodu zaburzeń związanych ze stresem, takich jak zawał serca, wrzody żołądka czy uzależnienia. Problem polega na tym, że większość mężczyzn nie wyraża swoich emocji.
Bycie mężczyzną wywołuje wiele stresów. Są one tym większe, im bardziej brakuje ci ekspresji emocjonalnej. Spójrz na przykład na następujące fakty2:
Roczna umieralność na nowotwory jest niemal półtora raza większa wśród mężczyzn niż wśród kobiet.
Umieralność na choroby serca jest niemal półtora raza większa wśród mężczyzn niż wśród kobiet.
Proporcja występowania wrzodów żołądka u mężczyzn i kobiet wynosi 2:1.
Roczna śmiertelność rozwiedzionych mężczyzn jest półtora raza większa niż rozwiedzionych kobiet.
Mężczyźni cztery razy częściej niż kobiety padają ofiarą zabójstw.
Odsetek skutecznych samobójstw jest cztery razy wyższy wśród mężczyzn niż wśród kobiet.
Mężczyźni są ofiarami wypadków w miejscu pracy co najmniej pięć razy częściej niż kobiety.
Prawdopodobieństwo aresztowania mężczyzny w związku z upojeniem alkoholowym jest trzynaście razy wyższe niż prawdopodobieństwo aresztowania kobiety.
Mężczyźni żyją średnio pięć lat krócej niż kobiety.
Mężczyźni są w stanie odczuwać i wyrażać szerokie spektrum emocji, ale niestety pozwalają sobie na to tylko w rzadkich przypadkach – na przykład podczas meczu. W Stanach Zjednoczonych jednym z męskich wydarzeń sportowych, które przyciągają ogromną widownię, jest Super Bowl – finał ligi futbolu amerykańskiego. Dorośli mężczyźni występujący w tych rozgrywkach, będących w założeniu formą „zabawy”, uosabiają amerykański wizerunek „wielkich silnych samców”. Ci, którzy zdobywają punkty, dosłownie tryskają radością. Podskakują, bez skrępowania obejmują się nawzajem i tańczą za linią boczną – sami lub z jakimkolwiek innym równie rozemocjonowanym zawodnikiem. Po skończonym meczu zwycięzcy dalej pławią się w rozbuchanych emocjach. Z kolei pokonani płaczą, smętnie zwieszają głowy, otwarcie wyrażają uczucia mimiką i postawą ciała. Są w pełni świadomi, że oglądają ich miliony, a mimo to pozwalają sobie na ujawnienie tych emocji. Także mężczyźni na trybunach (i oglądający spotkanie w telewizji) często żywiołowo przeżywają rozgrywkę.
Jednak wyrażanie emocji i dzielenie się nimi to dla mężczyzn często dwie zupełnie różne sprawy. Pozytywne odczucia mężczyźni z reguły ujawniają chętnie, negatywne zaś przeżywają raczej w samotności. Cierpieniem – w odróżnieniu od radości – rzadko dzielą się z innymi mężczyznami. Drużyna może wspólnie wyrażać radość z sukcesu, kiedy jednak przegrywa, ból porażki jest przeżywany indywidualnie. Każdy wycofuje się w siebie. Nie zwraca się po otuchę do pozostałych.
Milczący syn zdaje sobie sprawę, że ma emocje, ale nie wie, jak je uzewnętrznić. Ta niezdolność wyrażania siebie może wynikać z wielu czynników. Człowiek może po prostu nie umieć tego robić. Może mieć trudności z poprawnym identyfikowaniem swoich uczuć i próbować zaprowadzić wśród nich porządek, zanim je wyartykułuje. Może uważać, że emocje wolno wyrażać tylko w kontekstach społecznie akceptowanych lub bezpiecznych pod względem emocjonalnym. Może być zdolny wyrażać je tylko w obecności innych mężczyzn albo tylko w obecności kobiet.
Problem polega na tym, że te emocje, które nie zostają wyrażone, zwykle dochodzą do głosu w inny, często negatywny, sposób.
Wszyscy spotkaliśmy się z określeniem mężczyzny mianem „silnego i milczącego”. Często wypowiadane jest to zresztą z nutą podziwu. Tak jakby miało oznaczać, że nic tego człowieka nie dotyka, zawsze pozostaje niewzruszony.
Czy zastanawiało cię, dlaczego słowa „silny” i „milczący” znajdują się tu koło siebie? Czy te dwa przymiotniki się uzupełniają? Czy to ma znaczyć, że jeśli jesteś milczący, to jesteś też silny, albo że aby być silnym, trzeba być milczącym? Może jednak chodzi raczej o to, że nie wiemy, co innego zrobić ze swoim bólem, niż go przemilczeć? A może te określenia należy traktować jako niepowiązane? Nie mam nic przeciwko sile, ale kto powiedział, że nie można rozmawiać o problemach i zwierzać się, a jednocześnie być silnym? Naprawdę silny człowiek wie nie tylko, kiedy powinien prosić o pomoc, ale także jak się to robi.
Oczywiście, tak jak każdy mężczyzna, czuję się niekomfortowo na myśl o opowiadaniu wszystkiego o sobie. Są sprawy, które chciałoby się zachować dla siebie. Co więcej, pewne sprawy powinno się zachować dla siebie. Poza tym dużo zależy od tego, kto słucha. Istnieje jednak różnica między milczeniem pozytywnym i milczeniem negatywnym. O zachowywaniu części swoich przemyśleń dla siebie i o wyczuciu, kiedy lepiej trzymać buzię zamkniętą na kłódkę, można powiedzieć wiele dobrego. Nikt nie broni nam pozostawać sam na sam ze swoimi myślami, ale nie musi to skazywać nas na samotność.
Negatywne konsekwencje ma zachowywanie milczenia, gdy jesteśmy pogrążeni w cierpieniu. Takie milczenie jest „niezdrowe”. Zamyka cię wewnątrz, a innych odcina na zewnątrz. Lojalność wobec tego wizerunku i utrzymywanie milczenia mają wysoką cenę. Milczący syn systematycznie spłaca miesięczne raty, które jednak nigdy się nie kończą. Im więcej mężczyzna przemilcza, tym bardziej się zadłuża.
Czy zdajesz sobie sprawę, kiedy wykorzystujesz milczenie jako oręż? Założę się, że tak, choć pewnie tego nie przyznasz. Karzemy ludzi swoim milczeniem z wielu powodów, zwykle sprowadzających się jednak do tego, że jesteśmy czymś urażeni. Nie umiemy czy nie chcemy zakomunikować swoich uczuć; mamy żal do innych, że nie odgadują naszych potrzeb, a potem odgradzamy się od nich murem milczenia.
Kiedy się nie odzywamy, otaczające nas osoby zostają także zmuszone do życia w ciszy. Odbierają nasze milczenie jako niechęć nie tylko do zabrania głosu, lecz także do usłyszenia tego, co mają do powiedzenia. Mówi im ono, że są dla nas nieważne. Muszą dostosować się do niego i nauczyć się zachowywać je w naszym towarzystwie. Zresztą i my w ten właśnie sposób przyswoiliśmy sobie to zachowanie, żyjąc w dysfunkcyjnej rodzinie. Teraz powielamy je w dorosłym życiu. W konsekwencji potrzeby nie są zaspokajane, narastają pretensje i otacza nas coraz bardziej grobowa cisza. Może to być ogromnie frustrujące dla nas, nie mówiąc już o skutkach wywieranych na innych. Większość z nas zdaje sobie sprawę, kiedy dopuszcza się takiego milczenia, ale tylko nieliczni potrafią je przerwać.
Przez lata chowałem swoje emocje, ale jeżeli uczucie jest dostatecznie silne, w końcu i tak wypływa na powierzchnię. Cenę za to zapłaciła moja rodzina.
Clay
Przeciwieństwem odgradzania się murem milczenia jest odreagowywanie frustracji na otoczeniu, w którym wyszukujemy sobie wrogie cele na potrzeby naszych wewnętrznych zmagań. Oznacza to, że zamiast zajmować się tym, co rzeczywiście nas gryzie, rzutujemy negatywne uczucia (zwykle gniew) na zewnątrz. To my jesteśmy rozstrojeni i zdajemy sobie sprawę, że coś nie gra, ale zamiast pomówić o swoich uczuciach, atakujemy ludzi, którzy mogą co najwyżej zgadywać, o co naprawdę chodzi. Jedni radzą sobie lepiej z takim zgadywaniem i odważnym zadawaniem pytań, inni gorzej. Niektórzy dostrzegają, że stali się dla nas workiem treningowym, i buntują się przeciw temu lub mają do nas żal. Czy ktoś powiedział ci kiedyś: „Nie wyżywaj się za to na mnie”? Jeżeli tak, to znaczy, że potraktowałeś go jak worek treningowy.
Czy czujesz się czasem jak uzurpator? Czy masz wrażenie, że nawet kiedy wszystko świetnie ci wychodzi, tak naprawdę wcale nie jesteś dobry w tym, co robisz? Czy masz czasem poczucie, że gdyby ludzie rzeczywiście wszystko o tobie wiedzieli, na pewno by się od ciebie odwrócili? Jeśli tak, możesz rozpoznać u siebie syndrom uzurpatora.
Wrażenie bycia uzurpatorem sprawia, że słyszymy szept, iż nie jesteśmy tym, za kogo uchodzimy. Tworzy wewnątrz nas pustkę, sprawia, że czujemy się „wydrążeni”. Wszędzie słyszymy, jak ludzie mówią: „Bądź sobą”. Od siebie słyszymy jednak: „Bylebyś tylko nie był sobą”.
Uważam, że zostałem wmanewrowany w myślenie, że powinienem być kimś innym, niż byłem. „Nie czuj, tylko rób, co do ciebie należy”. Pracując nad wyrwaniem się z tej matni, odkryłem w sobie kogoś zupełnie innego niż osobę, którą od dawna udawałem.
Ken
U samego źródła syndromu uzurpatora leży niska samoocena, poczucie bezwartościowości i przekonanie, że przede wszystkim liczą się pozory, a nie istota rzeczy. Nie wierzymy, że będziemy odpowiadać ludziom tacy, jacy jesteśmy. Nie wierzymy, że się nadajemy. Dlatego wydaje nam się, że lepiej być kimkolwiek innym niż sobą. Pamiętasz, jak w chłopięcych zabawach zawsze kogoś udawaliśmy? Dochodziło nawet do kłótni, kto ma być kim i dlaczego. Wcielaliśmy się w postacie wielkiego formatu, które przerastały nas wielokrotnie, ale sami byliśmy wtedy mali, więc nie było to problemem. Teraz jednak czas zabawy się skończył, a wielu z nas nadal kogoś udaje. I nie ma w tym nic atrakcyjnego. W ten sposób jedynie wciąż pozostajemy mali.
Bardzo trudno żyć w roli uzurpatora. Czujesz swoją sztuczność i wyrzucasz sobie urządzanie maskarady. Co gorsza, nie wiesz, jak skończyć z udawaniem. Ciężko być sobą, gdy nawet tobie nie podoba się to, co masz do zaoferowania. Czujesz, że wewnętrzny ty i zewnętrzny ty to dwie różne osoby. Żaden z was dwóch nie będzie usatysfakcjonowany, dopóki się nie połączycie.
Czy często czujesz się nieswojo, kiedy nie pracujesz? Czy uważasz wszelki czas pozbawiony pracy za bezproduktywny? Nie jest to odosobnione przekonanie wśród milczących synów, a ujawnia się w nim problem jednowymiarowej tożsamości. Definiowanie się przez pracę jest dobre, kiedy jesteś w pracy, ale nie na wiele się zdaje poza nią. Jeżeli człowiek w pełni definiuje się tylko za pośrednictwem swoich dokonań zawodowych, to kim jest, kiedy nie pracuje? Bez względu na to, jak dobrzy jesteśmy w pracy, możemy mieć bolesną świadomość, że daleko nam do doskonałości pod innymi względami. Aby to zrekompensować, jeszcze mocniej przykładamy się do pracy, a czas od niej wolny traktujemy jako nieistotny. Ale czy rzeczywiście nasze dzieci, nasze relacje, nasze zainteresowania zupełnie się nie liczą? A co jeszcze ważniejsze, czy my sami się nie liczymy?
Składa się na nas znacznie więcej niż tylko praca zawodowa, ale możemy mieć wielkie opory przed przyjęciem tego do wiadomości i realizowaniem swojego potencjału w innych obszarach, zwłaszcza w obliczu negatywnego wzmocnienia społecznego. A takie wzmocnienie nieustannie otrzymujemy zarówno od mężczyzn, jak i od kobiet. Powiedzmy, że dwie osoby spotykają się po raz pierwszy. W ciągu trzydziestu sekund pada pytanie: „Co robisz?” albo jeszcze gorsze: „Co robisz w życiu?”. Cóż to za sformułowanie! Czy nie sugeruje, że praca równa się życie? Tymczasem jesteśmy czymś więcej niż tym, czy zajmujemy się zawodowo.
Ojciec nauczył mnie pracować, ale nie kochać pracę. Nigdy nie lubiłem pracować, nie wypieram się tego. Wolałem czytać, opowiadać historie, sypać dowcipami, rozmawiać, śmiać się, robić cokolwiek, byle nie pracować.
Abraham Lincoln
W naszym społeczeństwie uczy się mężczyzn, żeby myśleli i działali, ale robi się bardzo mało, by pomóc nam w kwestii uczuć. Może ta umiejętność przychodzi po części z wiekiem, ale znam wielu starszych mężczyzn, którzy tylko z rzadka potrafią uzewnętrznić jakieś uczucia.
Chris
Jak często postanawiasz: „Zachowam to dla siebie”? Dla wielu milczących synów nieokazywanie swoich myśli i uczuć jest sposobem zabezpieczania siebie samych i całej rodziny przed obnażeniem się w świecie zewnętrznym. Brak komunikacji między członkami rodziny ma też służyć zmniejszaniu domowych problemów. Zjawisko takie występuje szczególnie w rodzinach, w których mówi się o wszystkim, tylko nie o dysfunkcji.
Zachowanie milczenia zawsze wydaje się nam w danej chwili słuszne. Uważamy, że mówienie o różnych sprawach i tak nie przyniosłoby pożytku. Poza tym mamy świadomość, że nie zostaniemy zrozumiani. Tymczasem milczenie rzadko wzbudza zainteresowanie czy prowokuje pytania. Pomiędzy mężczyznami istnieje niepisana zasada milczenia. Możemy powiedzieć, że mamy jakiś problem, ale rzadko spotykamy się z zachętą do rozwinięcia tego tematu.
Grałem kiedyś w golfa z trójką mężczyzn. Po zakończeniu trwającej pięć godzin rozgrywki postanowiliśmy pójść coś zjeść. Jeden z graczy jednak odmówił, wyjaśniając, że musi pojechać do żony, która przebywa w szpitalu. Przez pięć godzin razem chodziliśmy, rozmawialiśmy i zaliczaliśmy dołki, a on nawet nie wspomniał o tej trudnej sytuacji.
Czy rzeczywiście czujemy silną motywację, aby trzymać wszystko w sobie, czy też do czasu, gdy stajemy się mężczyznami, mamy wyrobione już tak automatyczne nawyki, że nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, co robimy? Jesteśmy przecież świadomi swojego cierpienia i problemów, ale nie przychodzi nam na myśl, aby je uzewnętrzniać.
Moim zdaniem zachowywanie wszystkiego wewnątrz siebie byłoby słuszne, gdyby do rozwiązania tych spraw też dochodziło wewnętrznie. Ale najczęściej tak nie jest. Uważam, że każdy z nas dysponuje wszystkim, co potrzebne do odzyskania sił, dokonania przemiany i stania się zdrowszym człowiekiem. Z reguły jednak, aby zrozumieć siebie od wewnątrz, musimy wyjść na zewnątrz. Musimy pozwolić innym, by pomogli nam w dotarciu do rdzenia nas samych, do centrum, w którym kryją się wszystkie odpowiedzi.
Jeśli zachowujesz swój ból dla siebie, dysponujesz tylko jedną opinią i w najlepszym razie jedną możliwością działania. Tymczasem gdy cierpisz, potrzebujesz rozwiązań alternatywnych, a nie wciąż tych samych, znanych ci już odpowiedzi. Niekiedy trzeba wyjść na zewnątrz, aby je znaleźć. Tkwiący w tobie ból nigdy nie siedzi grzecznie i po cichutku. Szamoce się, próbując znaleźć drogę ujścia. Dusząc go w sobie, masz nadzieję go uciszyć, ale ciągle słyszysz jego krzyk.
Czy często wpadasz w gniew z bliżej nieokreślonej przyczyny? Czy szybko ponoszą cię nerwy z powodu różnych drobiazgów? Czy masz „słabe bezpieczniki”? Ogólnie gniew jest jedną z najsilniejszych emocji u mężczyzn i u milczących synów. Ale „słabe bezpieczniki” niosą pewną szczególną informację. Sugerują, że nosisz jakiś nieukojony gniew wewnątrz siebie. Ponadto wskazują, że masz niewiele alternatywnych sposobów radzenia sobie z sytuacjami stresowymi.
Wielu milczących synów stłumiło wspomnienia z dzieciństwa, ale emocjonalny wpływ tamtych zdarzeń nadal jest u nich widoczny i znajduje ujście w postaci gniewu. Często słyszę od nich: „Nie mam pojęcia, dlaczego tak szybko wybucham”. Być może dzieje się tak dlatego, że zawsze tuż pod powierzchnią tli się w nich nieukojone napięcie, mimo że oni sami nie zdają sobie z tego sprawy. Powiedzmy, że „zakres gniewu” u przeciętnej osoby wynosi od 1 do 10, gdzie 10 oznacza skrajną złość. Na co dzień gniew u tej osoby osiąga średnio wartość 4. Trzeba więc wzrostu aż o 6 punktów, aby dojść do 10. Milczący syn, który nosi w sobie zadawniony gniew, stale chodzi nastawiony na poziom gniewu 7 lub 8, choć z reguły sobie tego nie uświadamia, a nawet jeśli tak, to nie potrafi zidentyfikować źródła tej złości. W konsekwencji wystarcza zwiększenie tego natężenia o 2, 3 punkty, aby dojść do maksimum. Człowiek tak łatwo wpadający w furię sądzi, że ma porywczą naturę. Rzadko przychodzi mu na myśl, że po prostu stale jest przepełniony gniewem.
Życie wielu mężczyzn upływa w ciszy. Nie chcą się przyznać do bycia milczącymi synami. Część mężczyzn słyszy co prawda odzywające się w nich głosy, ale nie wie, jak na nie reagować. Jeszcze inni pozwalają przemówić swojemu milczeniu i znajdują istotne wymiary swojego jestestwa. Przestają się oglądać na otoczenie podczas decydowania o sobie samych, a praca zawodowa nie jest już dla nich sensem życia.
Jak to wygląda u ciebie? Co ty słyszysz? Czy jesteś milczącym synem? Co z tym poczniesz? Czy będziesz zwlekał przez całe życie z przyznaniem się do swego milczenia, czy też zdecydujesz się znaleźć coś więcej w swoim świecie? Czy to milczenie zwycięży ciebie, czy ty zwyciężysz to milczenie?
Niektórzy funkcjonują tak, jakby ich życie było tylko próbą teatralną. Na próbie nie daje się z siebie wszystkiego, bo każdy czeka na premierę. Może tak właśnie jest z tobą? Może w głębi ducha myślisz: „To życie przesiedzę sobie po cichutku, a będę się odzywał w następnym”? Czy odbębniasz dzień za dniem mechanicznie, bez emocji? Co będziesz miał do powiedzenia, gdy nadejdzie twój koniec? Powiesz: „Wszystko zrobiłem, wszystko przeżyłem, wszystko wyraziłem” czy raczej: „Ciągle się hamowałem, dużo się przyglądałem, nigdy się nie odzywałem i pozwoliłem, żeby życie przeciekło mi przez palce”? Twoje milczenie rani wielu ludzi nie mniej, niż rani ciebie.
Stary, umierający człowiek leżał w łóżku szpitalnym. Przy jego boku była żona, dorosła córka i syn. Słabnącym głosem stary człowiek wyszeptał:
– Nie robiłem dość.
Pierwsza zareagowała na to żona:
– Nie mów takich rzeczy. Jesteś dobrym mężem, dobrym ojcem, dobrym opiekunem rodziny.
– Tak, ale nie robiłem dość.
– Tato, nie mów tak. Jesteś fantastycznym tatą i znakomitym dziadkiem. Zawsze mogłam na ciebie liczyć. Kocham cię – przez łzy powiedziała córka.
– Tak, ale nie robiłem dość.
Syn pochylił się nad łóżkiem i wyznał z serca:
– Tato, zawsze byłeś dobrym ojcem. Zawsze miałem cię za wzór. Wszystkiego mnie nauczyłeś.
– Tak, ale nie robiłem dość. Nie dawałem dość. Nie kochałem dość. Zawsze byłem tylko w pracy.
Wszyscy przekonywali:
– Nie mów tak. Dawałeś nam więcej, niż moglibyśmy oczekiwać. To było dużo więcej niż dość.
– Nie – ostatni raz zaprzeczył. – Chodzi mi o to, że nie robiłem dość dla siebie.
Refleksje
W samym środku trudności tkwi szansa.
Albert Einstein
Gniew czułem do przyjaciela; Rzekłem mu to i dziś gniewu nie ma. Gniew czułem do wroga; Nie rzekłem słowa i gniew się zachował.
William Blake
Lepiej się przetrzeć, niż zardzewieć.
George Whitefield
Największą boleścią dla człowieka jest dużo wiedzieć, a nic nie móc.
Herodot
Wykończyło mnie to ciągłe niezabieranie głosu.
Sam Goldwyn
Rozdział drugi
Jacy jesteśmy?
Kiedy ktoś mi mówi: „Po prostu bądź sobą”, co to znaczy? Kim jestem?
Jake
Jacy jesteśmy? Czy rzeczywiście różnimy się od pozostałych mężczyzn? Czy nasza przeszłość była naprawdę straszna, czy po prostu mamy za sobą mniej typowe dzieciństwo? Przecież teraz nic nam nie jest, prawda?
Uważam, że do pewnego stopnia różnimy się od reszty mężczyzn. Nawet jeżeli wydaje się, że wszystko z nami w porządku, nawet jeśli mamy ponadprzeciętne osiągnięcia, nie przestajemy ukrywać swojego bólu.
Nie postrzegam nas po prostu jako ofiar. Co prawda rzeczywiście byliśmy nimi w dzieciństwie i przyswoiliśmy sobie wiele negatywnych reakcji samozachowawczych, ale teraz jesteśmy dorośli i to my niechcący podtrzymujemy trwanie swojego problemu. Staliśmy się sprawcami – padamy ofiarą samych siebie.
Jacy jesteśmy? Wielu z nas jest już tak bardzo „dorosłych”, że nie mamy przestrzeni, aby dalej rosnąć. Nauczyliśmy się odcinać emocje do takiego stopnia, że nie dopuszczamy do siebie innych ludzi ani sami nie potrafimy do nich wyjść. Niebywale wielką część czasu i energii inwestujemy w utrzymywanie fasady, wizerunku, za którym możemy się ukryć.
Czy jesteś człowiekiem wizerunkowym? Osoba taka wyznaje tradycyjne przekonania i wartości w ocenianiu ludzi. Trwa przy nich, nawet jeśli wątpi w ich słuszność. Nie jest otwarta na alternatywy, które stanowią zagrożenie dla jej konwencjonalnego obrazu męskości. Poniżej podaję kilka typowych cech i przekonań człowieka wizerunkowego. Czy pasują do ciebie?
Im więcej bólu mogę znieść, tym bardziej jestem facetem.
Okazywanie uczuć jest dobre dla kobiet.
Im więcej mogę wypić, tym bardziej jestem męski.
Intymność równa się seks; seks równa się intymność.
Tylko kobiety polegają na innych.
Mężczyzna powinien radzić sobie bez niczyjej pomocy.
Zwycięzcy nigdy się nie poddają; mięczaki nigdy nie odnoszą zwycięstw.
Nikt cię nie zrani, jeśli jesteś silny.
Mężczyźni nie potrzebują przyjaciół tak jak kobiety.
Jestem wart tyle, ile zrobię.
Jestem wart tyle, ile zarabiam.
Najlepiej za dużo się nie zwierzać.
To mężczyzna powinien być żywicielem rodziny.
Alternatywą dla człowieka wizerunkowego jest – jak go nazywam – człowiek zrównoważony. Potrafi on zagłębiać się w różne wymiary emocjonalnego własnego ja, a mimo to nie tracić poczucia, że jest mężczyzną. Ponadto niełatwo się zniechęca.
Często mówi się, że najzdrowsi psychicznie ludzie są androgeniczni, to znaczy dysponują najlepszymi aspektami męskości i kobiecości. Każdy z nas ma zdolność nie tylko do utożsamienia się z płcią przeciwną, lecz również do przejawiania jej cech. Nie oznacza to, że trzeba stłamsić swoją męskość czy kobiecość, aby „zrobić miejsce” dla androgenicznej strony samego siebie. W rzeczywistości człowiek wzbogaca siebie. Możesz dalej rozwijać i wzmacniać wszystkie swoje cechy i stawać się bardziej mężczyzną.
Człowiek zrównoważony chce się więcej dowiedzieć o sobie, o swoim świecie, o tym, jak się doskonalić. Człowiek wizerunkowy jest podobny do Popeye’a z kreskówki, który mówi: „Jestem, jaki jestem, i koniec”. Osoba zrównoważona mówi: „Wiem, jaki jestem i jaki mógłbym być”. Oto kilka cech takiego człowieka:
Nie wstydzi się zwracać o pomoc.
Mówi „przepraszam”, kiedy popełnia błąd.
Dobrze czuje się z sobą samym.
Ma niezależne od pracy zawodowej poczucie własnej wartości.
Umie zapanować nad gniewem.
Potrafi poprawnie identyfikować swoje uczucia.
Wykazuje się elastycznością w sytuacjach kryzysowych.
Ma zdrowe poczucie humoru.
Prosi o rady.
Umie słuchać.
Nie uważa, że własne uczucia są dla niego zagrożeniem.
Jeżeli utożsamiasz się wyłącznie z cechami człowieka wizerunkowego, oznacza to, że nie jesteś otwarty na zdrowe alternatywy. Musisz zmierzyć się z tym, co ci wpojono, powalczyć z własnym obrazem samego siebie. Nie będzie to łatwe, ale można tego dokonać.
Swoboda, jaką dzisiaj odczuwam, nie jest może doskonała, ale jest znacznie lepsza, znacznie pogodniejsza od wszystkiego, czego zaznawałem wcześniej. Nie bój się swoich uczuć. Prawdziwi faceci czują. Prawdziwi faceci płaczą, dają się zranić, są ufni. Autentyczne uczucia cię nie zabiją. Zabić cię może duszenie uczuć.
John
Robert Fisher pisze w książce The Knight in Rusty Armor4 (Rycerz w zardzewiałej zbroi) o rycerzu w lśniącej zbroi, który zbyt dużo czasu przeznacza na jej polerowanie i dopracowywanie swojego wizerunku. Jest tym tak bardzo pochłonięty, że otaczające go osoby, w tym najbliżsi, tracą z nim kontakt – nie spędza z nimi czasu i w końcu otoczenie chce się od niego uwolnić. Rycerz postanawia, że się zmieni, zdejmie swoją zbroję. Okazuje się jednak, że tkwił w niej tak długo, iż spojenia przerdzewiały i zestaliły się – nie może się wydostać!
Sądził, że zbroja będzie go chronić, ale w rzeczywistości tylko odgradzała go od innych ludzi i trzymała w zamknięciu. Mając ją na sobie, mógł wyglądać na siłacza, ale wewnątrz coraz bardziej w niej słabł. Metoda, którą z takim oddaniem stosował, go zawiodła.
Człowiek wizerunkowy poświęca mnóstwo czasu, pieniędzy i energii na polerowanie zbroi. Człowiek zrównoważony wie, że sam jest swoją zbroją.
Gregory, 42 lata, niedawno się rozwiódł. Jego ojciec był kompulsywnym hazardzistą i kobieciarzem. W dzieciństwie Gregory uważał go za „prawdziwego mężczyznę”. Próbował go naśladować i dorównać wykreowanemu przez niego wizerunkowi faceta z krwi i kości. Dzisiaj czuje wielki zawód z powodu tego, czym nasiąkł. Stracił żonę i dzieci. Nie jest pewien, czy zdoła przyjąć pomoc, ponieważ źle się czuje z taką myślą, ale na pewno chce się zmienić. Mówi: „Dostrzegam wiele mentalnych gier, to znaczy scenariuszy rozgrywających się w naszych głowach. W głębi siebie chcielibyśmy zawsze być jak Charles Bronson czy John Wayne”.
Wszyscy jesteśmy wytworami naszej kultury, niektórzy z nas są jednak jej więźniami. Niełatwo się pozbyć jakiegoś wizerunku, jeśli jest on codziennie wzmacniany przez otoczenie.
Nasza kultura powoli zaczyna akceptować alternatywne obrazy męskości, ale nadal dominuje pewien stereotyp. Nieustannie bombardują nas sygnały wzmacniające społeczne oczekiwania w sprawie tego, jak powinien działać i myśleć mężczyzna:
Racjonalność i logika to podstawa.
Najpierw praca, potem przyjemność.
Pieniędzy nigdy dość.
Zwycięstwo nie jest wszystkim, co się liczy – jest
jedynym
, co się liczy.
Rolą męża jest zarabiać.
Nigdy nie daj po sobie poznać, że ci ciężko.
Pij jak facet.
Prawdziwy mężczyzna nie
………….
.
Niekiedy trudno jest nam uchwycić oddziaływanie oczekiwań społecznych na nasze codzienne zachowanie. Zadaj sobie następujące pytania, aby przekonać się, pod jakim względem uległeś wpływom społecznym oraz jak bardzo wpływasz na innych5:
Czy twoje obowiązki zawodowe biorą zwykle górę nad rodzinnymi?
Czy żona/partnerka narzeka na to, ile seksu ci potrzeba i jak jesteś zamknięty?
Czy przyjaciele mówią, że nigdy nie mogą przewidzieć, czy będziesz gotów na osobistą rozmowę?
Czy tak trudno z tobą wytrzymać, że w zasadzie nie masz żadnych męskich przyjaźni?
Czy powoli męczy cię już ta ciągła życiowa gonitwa?
Czy zawsze masz jasność, co myślisz, ale rzadko uświadamiasz sobie, co czujesz?
Czy potrafisz przetrzymać nieprzyjemną rozmowę ze znajomymi bez wpadania w złość, obrażania się, zmiany tematu czy wyjścia z pokoju, zanim dobiegnie ona końca?
Ile konkretnie minut spędziłeś w swobodnej, serdecznej atmosferze ze swoimi dziećmi dzisiaj, wczoraj, w tym tygodniu, w tym roku?
Pomimo podobnych wpływów kulturowych czy społecznych nie wszyscy milczący synowie są tacy sami. Do osób pochodzących z dysfunkcyjnych rodzin nie ma zastosowania kategoria „rozmiaru uniwersalnego”. Choć rzeczywiście łączą nas pewne podobieństwa, znacznie się jednak między sobą różnimy. Znam zresztą wielu milczących synów, których bracia nie są milczącymi synami. Istnieje co najmniej siedem powodów tego, że ulegamy wpływom w różny sposób. Są to: stopień dysfunkcji rodzica (rodziców), typ rodzica i rodzaj jego dysfunkcji, poziom twojego zestresowania, twój wiek, twoja percepcja sytuacji, wpływ kulturowy oraz czynniki amortyzujące.
Określenie „stopień dysfunkcji” odnosi się do tego, jak bardzo dysfunkcja rodziców wpływała na ich zdolność do sprawowania opieki rodzicielskiej. Ponadto dotyczy tego, jak bardzo rodzic dysfunkcyjny oddziaływał na zdolność drugiego (niedysfunkcyjnego lub mniej dysfunkcyjnego) do spełniania matczynej lub ojcowskiej roli.
Milczący synowie, których rodzice byli dysfunkcyjni, lecz mimo to zdolni do wywiązywania się z części obowiązków rodzinnych, nie odnieśli tak wielkich ran jak synowie alkoholików, którzy rzadko bywali trzeźwi, albo dzieci rodziców, którzy znikali z domu na długi czas. Rodziny są dysfunkcyjne w różnym stopniu, a nie zero-jedynkowo. Kiedy milczący synowie wyznają, że w ich domu „nie było tak źle”, mogą mieć na myśli to, że przynajmniej niekiedy rodzice wykazywali się troskliwością.
Typ, do jakiego należał twój dysfunkcyjny rodzic, może być czynnikiem oddziałującym na wywierany przez niego wpływ. Sformułowanie „typ rodzica” odnosi się do jego osobowości, natomiast „rodzaj dysfunkcji” do konkretnych zachowań dysfunkcyjnych, z którymi musiałeś się stykać. Tak na przykład życie z chwiejnym emocjonalnie i przejawiającym skłonność do przemocy ojcem może wyglądać zupełnie inaczej niż życie z cierpiącą na depresję matką o osobowości zależnej.
Stwierdziłem, że typ osobowości rodziców odgrywał znaczną rolę w tym, jak dzieci postrzegały nasilenie problemów rodzinnych. Na przykład część milczących synów czuła gniew do swego ojca i miała o nim bardzo złe zdanie, bo trudno było im po prostu z nim przebywać. Zachowanie nie jest tym samym co osobowość. Niemniej wielu milczących synów ma trudności ze wskazaniem, co było gorsze: dysfunkcyjne zachowanie rodziców czy ich osobowość, na przykład obsesyjno-kompulsyjna, nadmiernie wymagająca czy cechująca się skrajnym usztywnieniem charakteru.
Z zestresowanych domów wychodzą zestresowane dzieci. Jeśli dzieci te nie otrzymają pomocy, staną się zestresowanymi dorosłymi. Czy zdarza ci się w trudnych sytuacjach, gdy nie radzisz sobie ze stresem, zadawać sobie pytanie: „Co się ze mną dzieje? Co jest ze mną nie tak?”? Stres może ujawniać nierozwiązane problemy wewnętrzne. Podobnie jak wielu milczących synów możesz mieć niską „temperaturę wrzenia”, nie zdając sobie z tego nawet sprawy. Kiedy pojawia się stres, reagujesz skrajnie, choć nie rozumiesz dlaczego.
Być może twoje problemy częściej dają znać o sobie w określonych sytuacjach, a w innych warunkach radzisz sobie całkiem nieźle. A może należysz do tych, którzy właśnie w stresie czują, że wreszcie żyją – nie jest on dla ciebie niewygodny – natomiast kiedy go brak, nie masz pojęcia, co z sobą zrobić, nie wiesz bowiem, jak się zachowywać w normalnych okolicznościach.
Być może nie miałeś nigdy okazji nauczyć się, jak radzić sobie ze stresem, zamiast tego przyswoiłeś sobie, że stres to wyznacznik stylu życia. Reagowałeś na wszelkie zdarzenia tak, jakby były to kryzysy, w których musisz przejmować dowodzenie. Jak to dziedzictwo wpływa na ciebie dzisiaj?
Choć wielu milczących synów chce poprawić swoje życie rodzinne, uświadamiają sobie, że trudność sprawia im samo przebywanie w otoczeniu członków rodziny. Życie domowe wymaga bliskości emocjonalnej. Dla wielu milczących synów jest to stresujące, mimo że szczerze tego pragną.
W jakim byłeś wieku, gdy w twojej rodzinie pojawiła się dysfunkcja? Jest wielka różnica między milczącymi synami, którzy przyszli na świat w rodzinie dysfunkcyjnej, a tymi, których rodzina załamała się, gdy mieli, powiedzmy, piętnaście lat.
Kolejnym czynnikiem jest to, jak długo byłeś narażony na dysfunkcję. Ogólna zasada mówi, że im dłużej to trwało, tym większe jest ryzyko negatywnych skutków.
Być może w pewnym momencie dysfunkcja ustała. Jeśli tak, to w jakim byłeś wtedy wieku? Syn mający trzeźwą matką alkoholiczkę może wykazywać zupełnie inną postawę niż ten, którego matka nadal pije lub zmarła pogrążona w nałogu.
I ostatnia sprawa: ile lat masz teraz? Przekonałem się, że milczący synowie doznawali szczególnych trudności między trzydziestym a czterdziestym rokiem życia. Zapewne w grę wchodzi tu czynnik nie tylko wieku, lecz również stresu. Mając trzydzieści kilka lat, jesteśmy zaprzątnięci związkami, dziećmi, ważnymi decyzjami dotyczącymi kariery, zobowiązaniami finansowymi i pierwszymi sygnałami własnej śmiertelności.
Wiek pokazuje także, że nie wszystkie problemy milczących synów wynikają wyłącznie z ich pochodzenia. Część z nich jest po prostu skutkiem tego, że mamy już swoje lata. Czy dokucza ci teraz coś, czego nie odczuwałeś dziesięć lat temu? Wiele różnic między dwudziesto- a czterdziestoletnimi milczącymi synami wynika z samego wieku.
Największe różnice pomiędzy milczącymi synami stwierdziłem w sposobie postrzegania przez nich tego, czego doświadczyli. Percepcja jest naprawdę indywidualnym zjawiskiem, różnym nawet u braci. Prowadziłem kiedyś spotkania grupy wsparcia, na które przychodziło dwóch młodych mężczyzn – bliźniaków. Byli to dwudziestokilkuletni studenci, mieszkający wciąż w domu rodzinnym. Ich rodzice byli całkowicie dysfunkcyjnymi alkoholikami. Barry każdego tygodnia skarżył się na nich, zgłaszając wątpliwości co do tego, jak ich traktuje, i zastanawiając się, co powinien w tej sytuacji robić. Jego brat Michael rzadko się odzywał, sprawiał za to wrażenie dość rozbawionego opowieściami bliźniaka i z reguły wyglądał na całkiem spokojnego. Jasne było, że zupełnie inaczej postrzega cały problem oraz swoją rolę w odniesieniu do rodziców. Pewnego dnia Barry zarzucił mu: „A ty? Ty po prostu sobie bimbasz. Jak tak możesz?”. Michael odpowiedział spokojnie, że rodzice będą pili niezależnie od tego, co zrobi, i że zamierza żyć tak, jak jemu odpowiada. Nie wydawało się, żeby był defensywny albo wypierał to, co dzieje się z rodzicami czy bratem. Po prostu miał inną percepcję problemu rodzinnego w odniesieniu do siebie.
Na nasze reakcje na dysfunkcję w rodzinie w wielkim stopniu wpływają religia, rasa, pochodzenie etniczne i status socjoekonomiczny. Stwierdziłem na przykład, że czarnoskórzy milczący synowie mieli niższe wyniki w pomiarach negatywnych skutków wywieranych przez dysfunkcyjną rodzinę, bardziej oddziaływały zaś na nich czynniki społeczne. Rdzenni Amerykanie skupiali się w trakcie wywiadów niemal wyłącznie na rodzinie. Testy pokazały, że Latynosi najbardziej łakną dowartościowania i aprobaty otoczenia, mają potrzebę kontrolowania innych, nie są skłonni do szukania alternatyw i mają niską samoocenę. Oni również najczęściej przyznawali, że w ich rodzinie dochodziło do przemocy. Z kolei biali milczący synowie z reguły postrzegali swoje problemy na poziomie indywidualnym, a w mniejszym stopniu jako pochodną sytuacji rodzinnej.
Choć każdy z nas jest cząstką swojej kultury, jej wpływ na nas bywa różny, czy to pod względem ograniczania szans życiowych, czy współokreślania społecznej akceptowalności nas samych oraz naszej rodziny. Tak na przykład inne dzieciństwo miałby w Stanach Zjednoczonych syn nadużywającego alkoholu katolika pochodzenia irlandzkiego, a inne syn pijącego czarnego baptysty z Południa.
Niezależnie od tego, czy jesteś świadom kwestii kulturowych, zapewne zdarza ci się tłumaczyć komuś: „U nas w rodzinie robimy to inaczej” albo „Musisz zrozumieć, jacy jesteśmy”. Mówiąc tak, potwierdzasz, że jesteś wytworem swego środowiska. Twoja kultura może działać na twoją korzyść lub szkodę. Znam milczących synów, którzy żyją w równie wielkim strachu przed dysfunkcją w swojej rodzinie co przed uprzedzeniami czy innymi niesprawiedliwymi stereotypami kulturowymi. Ale znam też milczących synów, którzy opowiadali o tym, ile dobrego uczynili dla nich dalsi krewni czy lokalna społeczność.
Niekiedy jakaś osoba lub instytucja może wywrzeć pozytywny wpływ na nasze dzieciństwo, przyczyniając się w ten sposób do zamortyzowania negatywnych aspektów dysfunkcji w domu. Czy ktoś taki pojawił się w twoim przypadku? Czy wyjątkowy przyjaciel albo krewny wprowadził jakościową różnicę w twoim życiu?
Dwoma czynnikami amortyzującymi w moim życiu byli dziadkowie ze strony ojca oraz szkoła. Gdy byliśmy sami, babcia zawsze dopytywała mnie o to, ile ojciec pije. Wiedziałem, że rozumie, co się dzieje u nas w domu, i to poczucie, że nie jestem sam, dawało mi bardzo dużo. Nie rozwiązaliśmy problemu alkoholu, ale dzięki niej nie czułem się całkowicie wyalienowany i bezradny.
Ogromnie pomocna była również szkoła. Byłem w niej po prostu sobą, a nie kimś naznaczonym pochodzeniem z „takiej rodziny”. Stała się dla mnie miejscem, w którym mogłem odczuwać zadowolenie z siebie, moją emocjonalną oazą. Lubiłem chodzić do szkoły. Nie zbierałem szczególnie dobrych stopni, ale umacniało się tam moje poczucie własnej wartości.
Milczący synowie mają wiele wspólnych problemów. Część z nas nie wyrosła z kłopotów chłopięcych i wciąż ma je w dorosłym życiu – czy to w relacjach, czy w pracy zawodowej, czy też z narkotykami albo zachowaniami aspołecznymi. Inni z pozoru dobrze sobie radzą, ale od środka gryzie ich coś, czego nie potrafią uchwycić. Jeszcze inni znakomicie siebie znają, potrafią podnosić się po porażkach i zawsze wychodzą cało z opresji. Bez względu na to, który z tych typów charakteryzuje danego człowieka, zaobserwowałem niepisane braterstwo łączące milczących synów. Dzielimy z sobą coś z naszej przeszłości, nawet jeśli nie zdajemy sobie sprawy z tego, co to jest.
Przyjrzyjmy się pewnym występującym powszechnie u milczących synów zachowaniom. Da ci to możliwość porównania się z jednej strony z nimi, a z drugiej z mężczyznami pochodzącymi z rodzin funkcjonalnych.
Poniżej znajduje się zestaw stwierdzeń odpowiadających różnym cechom osobowości, które zostały zgrupowane w siedem aspektów zachowania. Przy każdym stwierdzeniu postaw ocenę w następującej skali, a następnie podlicz uzyskany wynik.
Postrzegane wyizolowanie
….. Muszę zgadywać, co jest normalne w różnych sytuacjach.
….. Czuję się inny od reszty ludzi.
….. Mam problemy z intymnością.
Niekonsekwencja
….. Trudno jest mi doprowadzać przedsięwzięcia do finału.
….. Dążę do gratyfikacji natychmiastowej, a nie odroczonej.
….. Źle gospodaruję czasem i nie określam priorytetów z korzyścią dla siebie.
Samopotępienie
….. Osądzam się bez litości.
….. Nie potrafię się bawić.
….. Zachowuję nadmierną powagę.
Potrzeba sprawowania kontroli
….. Zbyt gwałtownie reaguję na zajścia pozostające poza sferą mojej kontroli.
….. Zachowuję się albo nadmiernie odpowiedzialnie, albo nieodpowiedzialnie.
Potrzeba aprobaty
….. Nieustannie poszukuję aprobaty i potwierdzenia siebie.
….. Jestem w pełni lojalny nawet wtedy, gdy wiem, że ktoś na to nie zasłużył.
….. Kłamię, gdy z równą łatwością mógłbym powiedzieć prawdę.
Usztywnienie
….. Wpadam w koleinę jakiegoś działania, nie zastanawiając się głębiej nad rozwiązaniami alternatywnymi czy konsekwencjami.
….. Ciągnie mnie do napięć i kryzysów, a potem na nie narzekam.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Oświeceniowy filozof społeczny, jeden z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych Ameryki (przyp. tłum.). [wróć]
2. W polskim wydaniu za zgodą autora dane zostały zaktualizowane. Informacje zaczerpnięto z: „National Vital Statistics Reports”, vol. 70, no. 10, 5 października 2021. [wróć]
3. Syndrom uzurpatora występuje też często pod nazwą syndromu oszusta (przyp. tłum.). [wróć]
4. Robert Fisher, The Knight in Rusty Armor, Wilshire Book Company, North Hollywood 1990. [wróć]
5. Lista oczekiwań społecznych w stosunku do mężczyzn sformułowana na podstawie: John Hough, Marshall Hardy, Against the Wall: Men’s Reality in a Codependent Culture, Halzelden Foundation, Center City 1991. [wróć]