Wsparcie dla dorosłych synów z dysfunkcyjnych domów i ich bliskich. Dla DDA i DDD - Robert J. Ackerman - ebook

Wsparcie dla dorosłych synów z dysfunkcyjnych domów i ich bliskich. Dla DDA i DDD ebook

Robert J. Ackerman

4,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

• Masz trudności z wyrażaniem uczuć i utrzymywaniem relacji? • Czasem nagle wybuchasz i nie wiesz dlaczego? • Przewidujesz najgorsze i nie wierzysz w możliwość zmiany na dobre? • Nie lubisz krytyki i obawiasz się porażki? • Widzisz, że źle gospodarujesz czasem, ale nie potrafisz nic z tym zrobić? • Nie potrafisz się całkiem odprężyć i swobodnie się bawić? Jeśli na część z tych pytań odpowiedziałeś twierdząco, być może należysz do ogromnej grupy mężczyzn, których dr Robert Ackerman nazywa „milczącymi synami”. Milczący synowie mogą pochodzić z rodzin naznaczonych alkoholizmem, przemocą, perfekcjonizmem, skrajnym chłodem emocjonalnym czy krytycyzmem. Mężczyźni ci rzadko mówią o tym, czego doświadczyli w przeszłości. Wydaje się, że funkcjonują jak wszyscy inni – mają poczucie humoru, są lojalnymi przyjaciółmi i potrafią ciężko pracować – ale tak naprawdę wnoszą swoje cierpienie w każde miejsce, do którego docierają w życiu. Dr. Ackerman jest jednym z nich i jak nikt inny wie, jak pokonać problemy, z którymi się borykają. W tej książce, będącej silnym wsparciem dla mężczyzn, pomaga też kobietom wreszcie zrozumieć, co czują ich partnerzy, synowie czy przyjaciele. Jeśli jesteś mężczyzną, ta książka może być o tobie. Jeśli jesteś kobietą, może ona być o kimś, kogo kochasz.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 301

Oceny
4,5 (37 ocen)
23
11
3
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Dredd_7

Dobrze spędzony czas

Książka otworzyła mi oczy na wiele spraw. Jestem milczącym mężczyzną, co zrodziło smutek i żal. Zabrakło mi jednak rozbudowanego rozdziału lub kilku rozdziałów na temat rozwiązania/antidotum. Jeden rozdział, zajmujący ok. 10% całej książki, pozostawił niedosyt.
20
AnnaLoboz

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo dobra seria książek. Świetna na początek dla bliskich ,ale i osób,które potrzebują wsparcia,aby zacząć lekko od uświadomienia sobie sytuacji w ktorej się znajdują. Prowadzona w tonie,że nie przygniata człowieka a przynosi nadzieję i ulgę dla osób bez wiedzy terapeutycznej. Nie zrobi krzywdy,bo jest po prostu lekką narracją.
00

Popularność




Przed­mowa

Przed­mowa

Jest to książka dla męż­czyzn i o męż­czyznach, który poszu­kują uzdro­wie­nia swo­jej męsko­ści. Piszę w niej o ludziach, któ­rzy dora­stali w rodzi­nach dys­funk­cyj­nych i prze­trwali towa­rzy­szący temu ból. Z pozoru nic im nie bra­kuje, jed­nak tak naprawdę wno­szą swoje cier­pie­nie we wszyst­kie miej­sca, do któ­rych docie­rają w życiu. Nazy­wam takich męż­czyzn – sam się do nich zali­czam – mil­czą­cymi synami.

Wszy­scy chcemy doko­nać w sobie róż­nych zmian. Aby tego pra­gnąć, nie trzeba wyka­zy­wać kli­nicz­nie zdia­gno­zo­wa­nych zabu­rzeń oso­bo­wo­ści. Trzeba tylko chcieć popra­wić jakość swo­jego życia.

Pod­stawą tej książki jest pro­wa­dzone przez dwa lata w Sta­nach Zjed­no­czo­nych ogól­no­kra­jowe bada­nie męż­czyzn. Obej­mo­wało ono zebra­nie danych badaw­czych i prze­pro­wa­dze­nie obszer­nych wywia­dów z ponad czte­ry­stoma męż­czyznami z trzy­dzie­stu ośmiu sta­nów – około trzy­stu z nich pocho­dziło z rodzin dys­funk­cyj­nych. Ponad stu mil­czą­cych synów repre­zen­to­wało inne niż alko­ho­lowe typy rodzin dys­funk­cyj­nych. Roz­mowy te były bar­dzo emo­cjo­nalne i wnio­sły spo­strze­że­nia oraz uczu­cia, któ­rych nie ujaw­ni­łyby suche dane.

Książka ta jest prze­zna­czona rów­nież dla bli­skich nam osób. Będzie pomocna tym, któ­rzy chcą nas lepiej zro­zu­mieć i bar­dziej kochać – naszym rodzi­com, przy­ja­cio­łom, part­ner­kom lub part­ne­rom, rodzeń­stwu czy dzie­ciom, któ­rzy zdają sobie sprawę, że jest w nas coś wię­cej, niż im poka­zu­jemy, wię­cej, niż uze­wnętrz­niamy. Jeśli chce­cie dowie­dzieć się, jacy jeste­śmy, towa­rzysz­cie nam, gdy pró­bu­jemy się tu wsłu­chać w sie­bie i w prze­kaz pły­nący od innych męż­czyzn. Każdy uważa, że wie, jacy powinni być męż­czyźni, ale tylko nie­liczni (także spo­śród nas) naprawdę rozu­mieją, jacy męż­czyźni są.

Prze­pro­wa­dzi­łem też wywiady z ponad stu kobie­tami, z któ­rych każda pozo­sta­wała – w trak­cie wywiadu lub wcze­śniej – w bli­skiej rela­cji z mil­czą­cym synem jako jego matka, żona, part­nerka, sio­stra czy przy­ja­ciółka. Zamiesz­czam te wypo­wie­dzi w książce, aby męż­czyźni mogli usły­szeć, co kobiety naprawdę o nich mówią. Nie­kiedy inni dostrze­gają coś, co nam samym umyka.

We wstę­pie nakre­ślam kilka spraw zwią­za­nych z mil­czą­cymi synami i ogól­nie z męskimi pro­ble­mami, o któ­rych należy pamię­tać w trak­cie lek­tury. Nie jestem adwo­ka­tem swo­jej płci. Nie będę uspra­wie­dli­wiał żad­nych nega­tyw­nych zacho­wań. Nie wyznaję poglądu, że męż­czyźni są uwi­kłani w pułapkę swo­jej prze­szło­ści i nie­zdolni do zmiany. Jed­nak nie będę się rów­nież przy­łą­czał do „nagonki” na męż­czyzn. W wystar­cza­ją­cym stop­niu pro­wa­dzi się ją w wielu dys­funk­cyj­nych rodzi­nach i śro­do­wi­skach.

Nie uwa­żam, że mil­czący syno­wie postrze­gają sie­bie w kate­go­riach ofiary i oskar­żają innych o stan, w jakim się znaj­dują. Więk­szość z nich to ludzie, któ­rzy udo­wod­nili, że potra­fią prze­trwać opre­sję, a okre­śle­nie „ofiara” jest ostat­nim, jakie przy­cho­dzi im na myśl, gdy się nad sobą zasta­na­wiają (jeśli w ogóle się nad sobą zasta­na­wiają). Książka ta nie jest rów­nież aktem oskar­że­nia wobec rodzi­ców. Dąże­nie do tego, by się roz­wi­jać, nie pociąga za sobą prze­kre­śla­nia rodzi­ców. Roz­dziel­ność tych spraw zosta­nie usza­no­wana. I na koniec dodam, że książka ta nie będzie wszyst­kiego „dys­funk­cjo­na­li­zo­wać”. W prze­ci­wień­stwie do roz­po­wszech­nio­nych mitów nie każdy pro­blem mil­czą­cego syna ma korze­nie w dys­funk­cyj­nej rodzi­nie. Wiele naszych trud­no­ści wynika po pro­stu z bycia ojcem, mężem, pra­cow­ni­kiem czy męż­czy­zną.

Męż­czyźni wycho­wani w rodzi­nach dys­funk­cyj­nych wyka­zują wiele wspól­nych pozy­tyw­nych cech. Potra­fimy się świet­nie przy­sto­so­wy­wać. Mamy wielki poten­cjał roz­woju i zmiany. Utrzy­mu­jemy liczne więzi, nie tylko z innymi męż­czy­znami, w tym innymi mil­czą­cymi synami, lecz także z kobie­tami. Ponadto bar­dzo róż­nimy się pomię­dzy sobą. Nie jeste­śmy ule­pieni z jed­nej gliny, a spo­sób, w jaki odci­snęły się na nas trau­ma­ty­zu­jące prze­ży­cia, zależy od typu dys­funk­cyj­nej rodziny, w któ­rej dora­sta­li­śmy, stop­nia doświad­czo­nego „oka­le­cze­nia emo­cjo­nal­nego”, dostęp­no­ści zewnętrz­nego wspar­cia oraz od innych czyn­ni­ków, w tym kwe­stii kul­tu­ro­wych, a także tego, czy otrzy­ma­li­śmy jakąś pomoc i czy jej szu­ka­li­śmy.

Uwa­żam, że jako ludzie, któ­rzy prze­trwali trudne sytu­acje, jeste­śmy zdolni do okre­śle­nia sie­bie na nowo i przy­wró­ce­nia rów­no­wagi swemu życiu. Potra­fimy doce­nić, że jeste­śmy męż­czy­znami, potra­fimy doce­nić, jak dużo prze­szli­śmy, i – co naj­waż­niej­sze – potra­fimy doce­nić, kim możemy się stać. Widzę nas jako ludzi rzu­ca­ją­cych wyzwa­nie współ­cze­snemu „zawę­żo­nemu” rozu­mie­niu męsko­ści. Widzę w nas poten­cjał.

Książka jest podzie­lona na cztery czę­ści. Pierw­sza defi­niuje, co to zna­czy być męż­czy­zną, oraz ana­li­zuje naszą toż­sa­mość i podej­ście życiowe wypra­co­wane nie tylko w roli męż­czyzn, ale rów­nież w roli dzieci z rodzin dys­funk­cyj­nych.

W dru­giej czę­ści przy­glą­dam się wpły­wowi wywar­temu na nas przez rodzi­ców. Ana­li­zuję, jak bory­ka­li­śmy się z zaak­cep­to­wa­niem dys­funk­cyj­nej matki czy ojca. Naj­sil­niej­sza z naszych rela­cji: ojciec–syn, pro­wa­dzi nas do bliż­szego przyj­rze­nia się sobie samym, a także ojcu i jego cier­pie­niu oraz ich oddzia­ły­wa­niu na nas. Każdy czło­wiek powi­nien zro­zu­mieć swo­ich rodzi­ców, aby móc doko­nać tego, co konieczne, by stać się w pełni sobą – odcię­cia się od nich.

Trze­cia część książki ana­li­zuje, jak prze­szłość wpły­nęła na nasze rela­cje z innymi męż­czy­znami, kobie­tami, współ­pra­cow­ni­kami oraz dziećmi. Rdze­niem wszyst­kich rela­cji jest intym­ność, musimy więc zadać sobie pyta­nie, jak defi­niu­jemy ją jako męż­czyźni i jaką postać przyj­muje ona w naszym życiu. W tym frag­men­cie książki znaj­duje się także roz­dział ujaw­nia­jący, co mają do powie­dze­nia o nas kobiety.

Ostat­nia część doty­czy urze­czy­wist­nia­nia naszego poten­cjału. Piszę o zmia­nie zgra­nych melo­dii na nowe, o sta­wa­niu się zdro­wym męż­czy­zną. Poka­zuję, jak mil­czący syno­wie podej­mują zbio­rowy wysi­łek wypra­co­wa­nia nowego obrazu męsko­ści i zre­de­fi­nio­wa­nia sie­bie samych. Są to roz­działy o otwie­ra­niu się na nowe per­spek­tywy życiowe.

Wiele badań zwią­za­nych z tymi zagad­nie­niami datuje się na lata sie­dem­dzie­siąte, gdy zaczą­łem pra­co­wać jako dyrek­tor pro­gramu odwy­ko­wego w armii Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Oprócz zajęć z alko­ho­li­kami i nar­ko­ma­nami pra­co­wa­łem także z dziećmi i doro­słymi z domów dys­funk­cyj­nych (DDD), zwłasz­cza wycho­wa­nymi w rodzi­nach alko­ho­lo­wych (DDA). Podob­nie jak wiele spo­tka­nych tam osób, rów­nież ja prze­cho­dzi­łem w życiu przez trudne okresy, nazna­czone prze­mocą, adop­cją, alko­ho­li­zmem rodzi­ców oraz wła­snym roz­wo­dem. W 1978 roku napi­sa­łem pierw­szą w Sta­nach Zjed­no­czo­nych książkę o doro­słych dzie­ciach alko­ho­li­ków i mia­łem zaszczyt zostać współ­za­ło­ży­cie­lem Kra­jo­wego Sto­wa­rzy­sze­nia Doro­słych Dzieci Alko­ho­li­ków. Od tam­tej pory pra­cuję jako wykła­dowca aka­de­micki, piszę kolejne książki, jestem pre­le­gen­tem oraz kon­sul­tan­tem pro­gra­mów rodzin­nych naj­róż­niej­szego typu w kraju i za gra­nicą. Zaję­cia te umoż­li­wiły mi pozna­nie bar­dzo wielu ludzi pocho­dzą­cych z rodzin dys­funk­cyj­nych, a ponadto nie tylko wysłu­cha­nie zwie­rzeń o ich przej­ściach, lecz rów­nież obser­wo­wa­nie, jak oni sami się zmie­niają i poko­nują trud­no­ści w życiu.

W latach osiem­dzie­sią­tych wielka rze­sza ludzi dzia­ła­ją­cych wspól­nie w celu prze­miany i uzdro­wie­nia sie­bie – pro­wa­dze­nia lep­szego życia pod wzglę­dem fizycz­nym, emo­cjo­nal­nym i ducho­wym – zaini­cjo­wała spo­łeczny ruch na rzecz wycho­dze­nia z traumy uza­leż­nień i współ­uza­leż­nie­nia. W przed­się­wzię­ciach tych dawała się jed­nak wyraź­nie odczuć nie­obec­ność męż­czyzn oraz spe­cy­ficz­nych dla nich pro­ble­mów.

Począt­kowo moich semi­na­riów i wykła­dów słu­chały głów­nie (w 90 pro­cen­tach) kobiety. One też sta­no­wiły od 80 do 90 pro­cent uczest­ni­ków grup wspar­cia dla rodzin dys­funk­cyj­nych. Zasta­na­wia­łem się, gdzie się podziali męż­czyźni. Co ze swoim bólem, uczu­ciami i poten­cja­łem robią doro­śli syno­wie z rodzin dys­funk­cyj­nych? Czy ktoś wywie­sił tabliczkę „Męż­czy­znom wstęp wzbro­niony”? A może my sami to robimy?

Powoli, acz wyraź­nie męż­czyźni zaczy­nają się jed­nak włą­czać w ruch wycho­dze­nia z traumy. Z wielką rado­ścią mogę zako­mu­ni­ko­wać wszyst­kim mil­czą­cym synom: nastał nasz czas! Spo­łeczny ruch jest już zor­ga­ni­zo­wany, ist­nieją men­to­rzy i jeste­śmy my. Pora prze­rwać mil­cze­nie – nie w gnie­wie, zło­ści, stra­chu czy despe­ra­cji, ale z god­no­ścią. I to prze­rwać je słu­cha­niem. Ana­gra­mem angiel­skiego słowa silent (mil­czący) jest listen (słu­chać). Powin­ni­śmy wysłu­chać tych, któ­rzy nas poprze­dzają, a także wysłu­chać sie­bie.

W trak­cie czy­ta­nia tej książki słu­chaj wszyst­kich gło­sów, w tym wła­snego. Usłysz swój poten­cjał, moc, namięt­ność i ból. Usza­nuj to, przez co prze­sze­dłeś. Usza­nuj męż­czy­znę, który prze­trwał. Usza­nuj męż­czy­znę, jakim się sta­niesz. Usza­nuj sie­bie.

Roz­dział pierw­szy. Czy jesteś mil­czą­cym synem?

Roz­dział pierw­szy

Czy jesteś mil­czą­cym synem?

Dłu­go­trwały nawyk nie­trak­to­wa­nia sprawy jako błęd­nej nadaje jej pozór popraw­no­ści.

Tho­mas Paine1

Milczący syn jest męż­czy­zną, który wyrósł w rodzi­nie dys­funk­cyj­nej, zaprze­cza, jakoby nega­tyw­nie to na niego wpły­nęło, i nie­ustan­nie doznaje róż­nych pro­ble­mów w doro­słym życiu. Może pocho­dzić z rodziny nazna­czo­nej prze­mocą fizyczną lub słowną, alko­ho­li­zmem, kom­pul­syw­nym hazar­dem, mal­tre­to­wa­niem dzieci, pra­co­ho­li­zmem, roz­wo­dem, skraj­nym rygo­rem czy innymi prze­ja­wami dys­funk­cji. Jego obecne pro­blemy mogą doty­czyć nie­zdol­no­ści do utrzy­my­wa­nia rela­cji czy kon­tro­lo­wa­nia wybu­chów gniewu, skłon­no­ści do pra­co­ho­li­zmu lub nałogu, stra­chu przed intym­no­ścią, agre­syw­nych zacho­wań, niskiej samo­oceny i wielu innych kwe­stii.

Mil­czą­cego syna dobrze cha­rak­te­ry­zują mię­dzy innymi takie stwier­dze­nia:

Sprawy, które go gryzą, zacho­wuje tylko dla sie­bie.

Neguje wystę­po­wa­nie nie­przy­jem­nych zda­rzeń.

Boi się odsło­nić przed ludźmi.

Ma trud­no­ści w inte­rak­cjach ze swo­imi rodzi­cami, żoną lub dziećmi.

Panicz­nie oba­wia się kry­tyki.

Jest zagnie­wany.

Nie potrafi wyra­żać uczuć.

Nie­pro­por­cjo­nal­nie boi się porażki.

Obse­syj­nie dąży do suk­cesu.

Roz­pacz­li­wie pra­gnie pro­wa­dzić lep­sze życie, ale nie wie, jak zmie­nić swoją codzien­ność.

Jest to czło­wiek bar­dzo obo­lały, ale nie chce się ani przy­znać do tego przed sobą, ani dopu­ścić, by zoba­czył to kto­kol­wiek inny. Ból, o któ­rym mowa, ni­gdy go nie opusz­cza. On zaś stara się go igno­ro­wać. Stara się o nim zapo­mnieć. Tak bar­dzo oddaje się pracy, że w końcu prze­cho­dzi nad tym bólem do porządku dzien­nego. Nie pozwala naprawdę zbli­żyć się do sie­bie ota­cza­ją­cym go ludziom i udaje, że ma grono przy­ja­ciół. Kiedy jest jed­nak w poje­dynkę, kiedy zostaje sam na sam ze swo­imi myślami, czuje, że ból wciąż w nim tkwi.

Co robisz, kiedy coś przy­po­mina ci o cier­pie­niu, jakiego doświad­czy­łeś w dzie­ciń­stwie? Przy­rze­kasz sobie zapo­mnieć o nim, robiąc, co się tylko da, aby ode­rwać myśli? Negu­jesz to cier­pie­nie albo je prze­kli­nasz? Mil­czący syn może pró­bo­wać je zapić, zagłu­szyć pracą, prze­ba­lo­wać albo wma­wiać sobie, że w niczym mu ono nie prze­szka­dza.

Nie­ła­two jest się przy­znać do bycia mil­czą­cym synem. Możesz uwa­żać, że przy­nie­sie to ujmę two­jej męsko­ści, osią­gnię­ciom, sile czy kom­pe­ten­cji. Jeśli cho­dzi o twoją toż­sa­mość, jesteś w pierw­szej kolej­no­ści męż­czy­zną, a dopiero w dru­giej mil­czą­cym synem – ale ten drugi może dep­tać pierw­szemu po pię­tach. Kwe­stie te są wza­jem­nie powią­zane. Nie prze­sta­jesz być męż­czy­zną, dla­tego że jesteś mil­czą­cym synem, ani nie odrzu­casz swo­ich pozy­tyw­nych odczuć doty­czą­cych męsko­ści, kiedy przy­zna­jesz, że byłeś wycho­wany w rodzi­nie z pro­ble­mami.

Wielu z nas waha się przed przy­zna­niem do pocho­dze­nia z dys­funk­cyj­nego śro­do­wi­ska, bo boimy się obna­żyć swoją toż­sa­mość, sądzimy, że taka prze­szłość jest sła­bo­ścią, wolimy uni­kać kon­fron­ta­cji z naszym obra­zem rodzi­ców albo po pro­stu pod­pi­su­jemy się pod stwier­dze­niem, że „życie jest twarde”, więc i my tacy jeste­śmy. Cza­sem zasta­na­wiam się, czy nie uwa­żamy, że łatwiej jest zadbać o swój wize­ru­nek niż o swoje wewnętrzne zdro­wie. Drzewo może obumrzeć od środka aż na dwa lata przed tym, zanim jego śmierć zacznie się obja­wiać na zewnątrz. My też możemy wewnętrz­nie obumrzeć na długo przed tym, nim nasze ciało zosta­nie zło­żone do grobu.

Bycie mil­czą­cym synem nie ozna­cza, że jesteś zde­ge­ne­ro­wany, nie­zdolny do zdro­wego i sku­tecz­nego dzia­ła­nia. Nie każdy mil­czący syn prze­ja­wia zabu­rze­nia oso­bo­wo­ści, nie każdy musi być „współ­uza­leż­niony” albo żyć „we wsty­dzie”. Pro­blemy te są moż­liwe, jed­nak każdy z nas powi­nien pod­le­gać indy­wi­du­al­nej oce­nie pod wzglę­dem emo­cjo­nal­nym, a nie być auto­ma­tycz­nie kla­sy­fi­ko­wany jako dys­funk­cyjny z powodu swego pocho­dze­nia. Mil­czący syn może doświad­czać bólu, a jed­no­cze­śnie wyka­zy­wać wiele pozy­tyw­nych cech. Może na przy­kład być:

wytrzy­mały i dobrze sobie radzić pod pre­sją,

śmiały i spra­gniony przy­gód,

samo­dzielny,

odporny na prze­ciw­no­ści,

empa­tyczny,

pra­co­wity,

lojalny jako przy­ja­ciel,

gotów poma­gać,

nasta­wiony na roz­wią­zy­wa­nie pro­ble­mów,

obda­rzony poczu­ciem humoru.

Cza­sem mam mie­szane uczu­cia z powodu bycia synem mego ojca. A potem uświa­da­miam sobie, że nie był­bym tym, kim jestem, gdy­bym nie doświad­czył nie­któ­rych moich prze­żyć.

Brian

Nie­za­leż­nie od stwa­rza­nych na zewnątrz pozo­rów więk­szość mil­czą­cych synów jest pełna para­dok­sów. Nie ozna­cza to, że są oni cał­kiem pozba­wieni rów­no­wagi. W rze­czy­wi­sto­ści czę­sto cie­szą się opi­nią „bar­dzo poukła­da­nych”.

Aby lepiej zro­zu­mieć, dla­czego tak się dzieje, warto prze­my­śleć zna­cze­nie słowa „dys­funk­cyjny”. Cząstka dys- pocho­dzi z łaciny i może mieć zwią­zek z tym, co bole­sne. Funk­cyjny ozna­cza „zdolny do dzia­ła­nia, funk­cjo­no­wa­nia”. Kiedy mówię o ludziach dys­funk­cyj­nych, odno­szę się więc do osób, które funk­cjo­nują w cier­pie­niu. Czy są w sta­nie sku­tecz­nie dzia­łać? Tak. Czy cier­pią? Tak.

Jeden z naj­bar­dziej intry­gu­ją­cych para­dok­sów, jakie obser­wuję u nie­któ­rych mil­czą­cych synów, zwłasz­cza u doro­słych synów alko­ho­li­ków, polega na tym, że wyka­zują bar­dzo wyso­kie umie­jęt­no­ści spo­łeczne, doświad­cza­jąc jed­no­cze­śnie nie­rzadko depre­sji i mając niskie poczu­cie wła­snej war­to­ści. Więk­szość ludzi mają­cych kli­niczne pro­blemy z niską samo­oceną i depre­sją nie jest zdolna do dzia­ła­nia spo­łecznego na wyso­kim pozio­mie. Tym­cza­sem mil­czący syno­wie potra­fią nale­ży­cie funk­cjo­no­wać wśród ludzi nawet wtedy, gdy są pogrą­żeni w cier­pie­niu. Być może wła­śnie dla­tego tak długo nie zwra­cano uwagi na ich pro­blemy.

Inny czę­sto spo­ty­kany para­doks doty­czy zacho­wań auto­sa­bo­tu­ją­cych. Jako auto­sa­bo­tu­jące okre­śla się wszel­kie takie zacho­wa­nia, które powstrzy­mują czło­wieka przed korzy­sta­niem w pełni z wła­snego poten­cjału lub skut­kują spra­wia­niem cier­pie­nia sobie samemu. Wcho­dzą tu w grę takie kwe­stie jak wieczne zwle­ka­nie (pro­kra­sty­na­cja), gniew, strach, wypie­ra­nie uczuć, nie­zdol­ność do wyar­ty­ku­ło­wa­nia swo­ich potrzeb czy zawal­cze­nia o sie­bie. Więk­szo­ści zacho­wań auto­sa­bo­tu­ją­cych uczymy się w kon­tek­stach dys­funk­cyj­nych. Para­doks polega na tym, że w momen­cie, gdy je sobie przy­swa­jamy, nie wydają się dla nas nie­ko­rzystne, a wręcz uzna­jemy je za nie­zbędne stra­te­gie prze­trwa­nia. Jeśli jed­nak prze­ja­wiamy je, nie będąc już w sytu­acji dys­funk­cyj­nej, zaczy­nają się ujaw­niać ich nega­tywne skutki.

Paul, 37 lat, pra­cuje jako sto­larz. Dora­stał w rodzi­nie alko­ho­lo­wej. W dzie­ciń­stwie oba­wiał się poskar­żyć na cokol­wiek, bo nie chciał dener­wo­wać matki. Kiedy się zło­ściła, piła jesz­cze wię­cej niż zwy­kle, a gdy ona się­gała po butelkę, ojciec Paula wycho­dził z domu. Chło­piec sie­dział więc cicho. Mil­cze­nie było zacho­wa­niem, które przy­swoił sobie po to, aby się chro­nić. Dzi­siaj wyznaje jed­nak, że jest samotny i ma wiel­kie trud­no­ści z otwar­ciem się przed ludźmi. Mil­cze­nie, zamiast dzia­łać już na jego korzyść, zaczęło mu szko­dzić. Stało się zacho­wa­niem auto­sa­bo­tu­ją­cym.

Paul stara się prze­ła­mać dawne sche­maty mil­cze­nia i izo­lo­wa­nia się od ludzi. Po nie­malże cał­ko­wi­tym wyalie­no­wa­niu się dołą­czył w końcu do grupy wspar­cia dla męż­czyzn, ale wyznaje, że z początku tylko sie­dział na jej spo­tka­niach i słu­chał. Bał się ode­zwać. Mówi: „To strasz­nie trudne. Myślę, że mia­łem gdzieś w głębi serca cie­płe uczu­cia do ludzi, ale nie potra­fi­łem ich wyra­zić. Zawsze chcia­łem być wśród innych i zawsze chcia­łem nawią­zy­wać kon­takty. Bo tak naprawdę kocham ludzi. (…) Ale było mi bar­dzo trudno to zro­bić”.

Oznaki mil­cze­nia

Naj­częst­szym pro­ble­mem, z jakim sty­kam się wśród mil­czą­cych synów, jest ich prze­ko­na­nie, że są dokład­nie tacy jak wszy­scy. Innymi słowy, wielu albo uważa, że ich rodzina nie była dys­funk­cyjna (choć w rze­czy­wi­sto­ści była), albo uznaje, że cho­ciaż rodzina była dys­funk­cyjna, nie wywarło to na nich wpływu. Jest to czę­ste podej­ście u męż­czyzn. Poni­żej przed­sta­wiam kilka kla­sycz­nych wzor­ców zacho­wań mil­czą­cych synów.

Zawę­żona eks­pre­sja

Naj­bar­dziej cha­rak­te­ry­styczną oznaką mil­cze­nia jest ogra­ni­cze­nie eks­pre­sji. Jed­nym z ele­men­tów „nagonki na męż­czyzn” są opi­nie typu „męż­czyźni nie mają emo­cji”. Wierz­cie mi, mamy! Wystar­czy pójść do dowol­nego szpi­tala, by prze­ko­nać się, jak wielu męż­czyzn jest hospi­ta­li­zo­wa­nych z powodu zabu­rzeń zwią­za­nych ze stre­sem, takich jak zawał serca, wrzody żołądka czy uza­leż­nie­nia. Pro­blem polega na tym, że więk­szość męż­czyzn nie wyraża swo­ich emo­cji.

Bycie męż­czy­zną wywo­łuje wiele stre­sów. Są one tym więk­sze, im bar­dziej bra­kuje ci eks­pre­sji emo­cjo­nal­nej. Spójrz na przy­kład na nastę­pu­jące fakty2:

Roczna umie­ral­ność na nowo­twory jest nie­mal pół­tora raza więk­sza wśród męż­czyzn niż wśród kobiet.

Umie­ral­ność na cho­roby serca jest nie­mal pół­tora raza więk­sza wśród męż­czyzn niż wśród kobiet.

Pro­por­cja wystę­po­wa­nia wrzo­dów żołądka u męż­czyzn i kobiet wynosi 2:1.

Roczna śmier­tel­ność roz­wie­dzio­nych męż­czyzn jest pół­tora raza więk­sza niż roz­wie­dzio­nych kobiet.

Męż­czyźni cztery razy czę­ściej niż kobiety padają ofiarą zabójstw.

Odse­tek sku­tecz­nych samo­bójstw jest cztery razy wyż­szy wśród męż­czyzn niż wśród kobiet.

Męż­czyźni są ofia­rami wypad­ków w miej­scu pracy co naj­mniej pięć razy czę­ściej niż kobiety.

Praw­do­po­do­bień­stwo aresz­to­wa­nia męż­czy­zny w związku z upo­je­niem alko­ho­lo­wym jest trzy­na­ście razy wyż­sze niż praw­do­po­do­bień­stwo aresz­to­wa­nia kobiety.

Męż­czyźni żyją śred­nio pięć lat kró­cej niż kobiety.

Męż­czyźni są w sta­nie odczu­wać i wyra­żać sze­ro­kie spek­trum emo­cji, ale nie­stety pozwa­lają sobie na to tylko w rzad­kich przy­pad­kach – na przy­kład pod­czas meczu. W Sta­nach Zjed­no­czo­nych jed­nym z męskich wyda­rzeń spor­to­wych, które przy­cią­gają ogromną widow­nię, jest Super Bowl – finał ligi fut­bolu ame­ry­kań­skiego. Doro­śli męż­czyźni wystę­pu­jący w tych roz­gryw­kach, będą­cych w zało­że­niu formą „zabawy”, uosa­biają ame­ry­kań­ski wize­ru­nek „wiel­kich sil­nych sam­ców”. Ci, któ­rzy zdo­by­wają punkty, dosłow­nie try­skają rado­ścią. Pod­ska­kują, bez skrę­po­wa­nia obej­mują się nawza­jem i tań­czą za linią boczną – sami lub z jakim­kol­wiek innym rów­nie roz­e­mo­cjo­no­wa­nym zawod­ni­kiem. Po skoń­czo­nym meczu zwy­cięzcy dalej pła­wią się w roz­bu­cha­nych emo­cjach. Z kolei poko­nani pła­czą, smęt­nie zwie­szają głowy, otwar­cie wyra­żają uczu­cia mimiką i postawą ciała. Są w pełni świa­domi, że oglą­dają ich miliony, a mimo to pozwa­lają sobie na ujaw­nie­nie tych emo­cji. Także męż­czyźni na try­bu­nach (i oglą­dający spo­tka­nie w tele­wi­zji) czę­sto żywio­łowo prze­ży­wają roz­grywkę.

Jed­nak wyra­ża­nie emo­cji i dzie­le­nie się nimi to dla męż­czyzn czę­sto dwie zupeł­nie różne sprawy. Pozy­tywne odczu­cia męż­czyźni z reguły ujaw­niają chęt­nie, nega­tywne zaś prze­ży­wają raczej w samot­no­ści. Cier­pie­niem – w odróż­nie­niu od rado­ści – rzadko dzielą się z innymi męż­czyznami. Dru­żyna może wspól­nie wyra­żać radość z suk­cesu, kiedy jed­nak prze­grywa, ból porażki jest prze­ży­wany indy­wi­du­al­nie. Każdy wyco­fuje się w sie­bie. Nie zwraca się po otu­chę do pozo­sta­łych.

Mil­czący syn zdaje sobie sprawę, że ma emo­cje, ale nie wie, jak je uze­wnętrz­nić. Ta nie­zdol­ność wyra­ża­nia sie­bie może wyni­kać z wielu czyn­ni­ków. Czło­wiek może po pro­stu nie umieć tego robić. Może mieć trud­no­ści z popraw­nym iden­ty­fi­ko­wa­niem swo­ich uczuć i pró­bo­wać zapro­wa­dzić wśród nich porzą­dek, zanim je wyar­ty­ku­łuje. Może uwa­żać, że emo­cje wolno wyra­żać tylko w kon­tek­stach spo­łecz­nie akcep­to­wa­nych lub bez­piecz­nych pod wzglę­dem emo­cjo­nal­nym. Może być zdolny wyra­żać je tylko w obec­no­ści innych męż­czyzn albo tylko w obec­no­ści kobiet.

Pro­blem polega na tym, że te emo­cje, które nie zostają wyra­żone, zwy­kle docho­dzą do głosu w inny, czę­sto nega­tywny, spo­sób.

Typ silny i mil­czący

Wszy­scy spo­tka­li­śmy się z okre­śle­niem męż­czy­zny mia­nem „sil­nego i mil­czą­cego”. Czę­sto wypo­wia­dane jest to zresztą z nutą podziwu. Tak jakby miało ozna­czać, że nic tego czło­wieka nie dotyka, zawsze pozo­staje nie­wzru­szony.

Czy zasta­na­wiało cię, dla­czego słowa „silny” i „mil­czący” znaj­dują się tu koło sie­bie? Czy te dwa przy­miot­niki się uzu­peł­niają? Czy to ma zna­czyć, że jeśli jesteś mil­czący, to jesteś też silny, albo że aby być sil­nym, trzeba być mil­czącym? Może jed­nak cho­dzi raczej o to, że nie wiemy, co innego zro­bić ze swoim bólem, niż go prze­mil­czeć? A może te okre­śle­nia należy trak­to­wać jako nie­po­wią­zane? Nie mam nic prze­ciwko sile, ale kto powie­dział, że nie można roz­ma­wiać o pro­ble­mach i zwie­rzać się, a jed­no­cze­śnie być sil­nym? Naprawdę silny czło­wiek wie nie tylko, kiedy powi­nien pro­sić o pomoc, ale także jak się to robi.

Oczy­wi­ście, tak jak każdy męż­czy­zna, czuję się nie­kom­for­towo na myśl o opo­wia­da­niu wszyst­kiego o sobie. Są sprawy, które chcia­łoby się zacho­wać dla sie­bie. Co wię­cej, pewne sprawy powinno się zacho­wać dla sie­bie. Poza tym dużo zależy od tego, kto słu­cha. Ist­nieje jed­nak róż­nica mię­dzy mil­cze­niem pozy­tyw­nym i mil­cze­niem nega­tyw­nym. O zacho­wy­wa­niu czę­ści swo­ich prze­my­śleń dla sie­bie i o wyczu­ciu, kiedy lepiej trzy­mać buzię zamkniętą na kłódkę, można powie­dzieć wiele dobrego. Nikt nie broni nam pozo­sta­wać sam na sam ze swo­imi myślami, ale nie musi to ska­zy­wać nas na samot­ność.

Nega­tywne kon­se­kwen­cje ma zacho­wy­wa­nie mil­cze­nia, gdy jeste­śmy pogrą­żeni w cier­pie­niu. Takie mil­cze­nie jest „nie­zdrowe”. Zamyka cię wewnątrz, a innych odcina na zewnątrz. Lojal­ność wobec tego wize­runku i utrzy­my­wa­nie mil­cze­nia mają wysoką cenę. Mil­czący syn sys­te­ma­tycz­nie spłaca mie­sięczne raty, które jed­nak ni­gdy się nie koń­czą. Im wię­cej męż­czy­zna prze­mil­cza, tym bar­dziej się zadłuża.

Mur mil­cze­nia

Czy zda­jesz sobie sprawę, kiedy wyko­rzy­stu­jesz mil­cze­nie jako oręż? Założę się, że tak, choć pew­nie tego nie przy­znasz. Karzemy ludzi swoim mil­cze­niem z wielu powo­dów, zwy­kle spro­wa­dza­ją­cych się jed­nak do tego, że jeste­śmy czymś ura­żeni. Nie umiemy czy nie chcemy zako­mu­ni­ko­wać swo­ich uczuć; mamy żal do innych, że nie odga­dują naszych potrzeb, a potem odgra­dzamy się od nich murem mil­cze­nia.

Kiedy się nie odzy­wamy, ota­cza­jące nas osoby zostają także zmu­szone do życia w ciszy. Odbie­rają nasze mil­cze­nie jako nie­chęć nie tylko do zabra­nia głosu, lecz także do usły­sze­nia tego, co mają do powie­dze­nia. Mówi im ono, że są dla nas nie­ważne. Muszą dosto­so­wać się do niego i nauczyć się zacho­wy­wać je w naszym towa­rzy­stwie. Zresztą i my w ten wła­śnie spo­sób przy­swo­ili­śmy sobie to zacho­wa­nie, żyjąc w dys­funk­cyj­nej rodzi­nie. Teraz powie­lamy je w doro­słym życiu. W kon­se­kwen­cji potrzeby nie są zaspo­ka­jane, nara­stają pre­ten­sje i ota­cza nas coraz bar­dziej gro­bowa cisza. Może to być ogrom­nie fru­stru­jące dla nas, nie mówiąc już o skut­kach wywie­ra­nych na innych. Więk­szość z nas zdaje sobie sprawę, kiedy dopusz­cza się takiego mil­cze­nia, ale tylko nie­liczni potra­fią je prze­rwać.

Przez lata cho­wa­łem swoje emo­cje, ale jeżeli uczu­cie jest dosta­tecz­nie silne, w końcu i tak wypływa na powierzch­nię. Cenę za to zapła­ciła moja rodzina.

Clay

Worek tre­nin­gowy

Prze­ci­wień­stwem odgra­dza­nia się murem mil­cze­nia jest odre­ago­wy­wa­nie fru­stra­cji na oto­cze­niu, w któ­rym wyszu­ku­jemy sobie wro­gie cele na potrzeby naszych wewnętrz­nych zma­gań. Ozna­cza to, że zamiast zaj­mo­wać się tym, co rze­czy­wi­ście nas gry­zie, rzu­tu­jemy nega­tywne uczu­cia (zwy­kle gniew) na zewnątrz. To my jeste­śmy roz­stro­jeni i zda­jemy sobie sprawę, że coś nie gra, ale zamiast pomó­wić o swo­ich uczu­ciach, ata­ku­jemy ludzi, któ­rzy mogą co naj­wy­żej zga­dy­wać, o co naprawdę cho­dzi. Jedni radzą sobie lepiej z takim zga­dy­wa­niem i odważ­nym zada­wa­niem pytań, inni gorzej. Niektó­rzy dostrze­gają, że stali się dla nas wor­kiem tre­nin­go­wym, i bun­tują się prze­ciw temu lub mają do nas żal. Czy ktoś powie­dział ci kie­dyś: „Nie wyży­waj się za to na mnie”? Jeżeli tak, to zna­czy, że potrak­to­wa­łeś go jak worek tre­nin­gowy.

Syn­drom uzur­pa­tora3

Czy czu­jesz się cza­sem jak uzur­pa­tor? Czy masz wra­że­nie, że nawet kiedy wszystko świet­nie ci wycho­dzi, tak naprawdę wcale nie jesteś dobry w tym, co robisz? Czy masz cza­sem poczu­cie, że gdyby ludzie rze­czy­wi­ście wszystko o tobie wie­dzieli, na pewno by się od cie­bie odwró­cili? Jeśli tak, możesz roz­po­znać u sie­bie syn­drom uzur­pa­tora.

Wra­że­nie bycia uzur­pa­to­rem spra­wia, że sły­szymy szept, iż nie jeste­śmy tym, za kogo ucho­dzimy. Two­rzy wewnątrz nas pustkę, spra­wia, że czu­jemy się „wydrą­żeni”. Wszę­dzie sły­szymy, jak ludzie mówią: „Bądź sobą”. Od sie­bie sły­szymy jed­nak: „Byle­byś tylko nie był sobą”.

Uwa­żam, że zosta­łem wma­new­ro­wany w myśle­nie, że powi­nie­nem być kimś innym, niż byłem. „Nie czuj, tylko rób, co do cie­bie należy”. Pra­cu­jąc nad wyrwa­niem się z tej matni, odkry­łem w sobie kogoś zupeł­nie innego niż osobę, którą od dawna uda­wa­łem.

Ken

U samego źró­dła syn­dromu uzur­pa­tora leży niska samo­ocena, poczu­cie bez­war­to­ścio­wo­ści i prze­ko­na­nie, że przede wszyst­kim liczą się pozory, a nie istota rze­czy. Nie wie­rzymy, że będziemy odpo­wia­dać ludziom tacy, jacy jeste­śmy. Nie wie­rzymy, że się nada­jemy. Dla­tego wydaje nam się, że lepiej być kim­kol­wiek innym niż sobą. Pamię­tasz, jak w chło­pię­cych zaba­wach zawsze kogoś uda­wa­li­śmy? Docho­dziło nawet do kłótni, kto ma być kim i dla­czego. Wcie­la­li­śmy się w posta­cie wiel­kiego for­matu, które prze­ra­stały nas wie­lo­krot­nie, ale sami byli­śmy wtedy mali, więc nie było to pro­ble­mem. Teraz jed­nak czas zabawy się skoń­czył, a wielu z nas na­dal kogoś udaje. I nie ma w tym nic atrak­cyj­nego. W ten spo­sób jedy­nie wciąż pozo­sta­jemy mali.

Bar­dzo trudno żyć w roli uzur­pa­tora. Czu­jesz swoją sztucz­ność i wyrzu­casz sobie urzą­dza­nie maska­rady. Co gor­sza, nie wiesz, jak skoń­czyć z uda­wa­niem. Ciężko być sobą, gdy nawet tobie nie podoba się to, co masz do zaofe­ro­wa­nia. Czu­jesz, że wewnętrzny ty i zewnętrzny ty to dwie różne osoby. Żaden z was dwóch nie będzie usa­tys­fak­cjo­no­wany, dopóki się nie połą­czy­cie.

Jed­no­wy­mia­ro­wość

Czy czę­sto czu­jesz się nie­swojo, kiedy nie pra­cu­jesz? Czy uwa­żasz wszelki czas pozba­wiony pracy za bez­pro­duk­tywny? Nie jest to odosob­nione prze­ko­na­nie wśród mil­czą­cych synów, a ujaw­nia się w nim pro­blem jed­no­wy­mia­ro­wej toż­sa­mo­ści. Defi­nio­wa­nie się przez pracę jest dobre, kiedy jesteś w pracy, ale nie na wiele się zdaje poza nią. Jeżeli czło­wiek w pełni defi­niuje się tylko za pośred­nic­twem swo­ich doko­nań zawo­do­wych, to kim jest, kiedy nie pra­cuje? Bez względu na to, jak dobrzy jeste­śmy w pracy, możemy mieć bole­sną świa­do­mość, że daleko nam do dosko­na­ło­ści pod innymi wzglę­dami. Aby to zre­kom­pen­so­wać, jesz­cze moc­niej przy­kła­damy się do pracy, a czas od niej wolny trak­tu­jemy jako nie­istotny. Ale czy rze­czy­wi­ście nasze dzieci, nasze rela­cje, nasze zain­te­re­so­wa­nia zupeł­nie się nie liczą? A co jesz­cze waż­niej­sze, czy my sami się nie liczymy?

Składa się na nas znacz­nie wię­cej niż tylko praca zawo­dowa, ale możemy mieć wiel­kie opory przed przy­ję­ciem tego do wia­do­mo­ści i reali­zo­wa­niem swo­jego poten­cjału w innych obsza­rach, zwłasz­cza w obli­czu nega­tyw­nego wzmoc­nie­nia spo­łecz­nego. A takie wzmoc­nie­nie nie­ustan­nie otrzy­mu­jemy zarówno od męż­czyzn, jak i od kobiet. Powiedzmy, że dwie osoby spo­ty­kają się po raz pierw­szy. W ciągu trzy­dzie­stu sekund pada pyta­nie: „Co robisz?” albo jesz­cze gor­sze: „Co robisz w życiu?”. Cóż to za sfor­mu­ło­wa­nie! Czy nie suge­ruje, że praca równa się życie? Tym­cza­sem jeste­śmy czymś wię­cej niż tym, czy zaj­mu­jemy się zawo­dowo.

Ojciec nauczył mnie pra­co­wać, ale nie kochać pracę. Ni­gdy nie lubi­łem pra­co­wać, nie wypie­ram się tego. Wola­łem czy­tać, opo­wia­dać histo­rie, sypać dow­ci­pami, roz­ma­wiać, śmiać się, robić cokol­wiek, byle nie pra­co­wać.

Abra­ham Lin­coln

Ukry­wa­nie uczuć

W naszym spo­łe­czeń­stwie uczy się męż­czyzn, żeby myśleli i dzia­łali, ale robi się bar­dzo mało, by pomóc nam w kwe­stii uczuć. Może ta umie­jęt­ność przy­cho­dzi po czę­ści z wie­kiem, ale znam wielu star­szych męż­czyzn, któ­rzy tylko z rzadka potra­fią uze­wnętrz­nić jakieś uczu­cia.

Chris

Jak czę­sto posta­na­wiasz: „Zacho­wam to dla sie­bie”? Dla wielu mil­czą­cych synów nie­oka­zy­wa­nie swo­ich myśli i uczuć jest spo­so­bem zabez­pie­cza­nia sie­bie samych i całej rodziny przed obna­że­niem się w świe­cie zewnętrz­nym. Brak komu­ni­ka­cji mię­dzy człon­kami rodziny ma też słu­żyć zmniej­sza­niu domo­wych pro­ble­mów. Zja­wi­sko takie wystę­puje szcze­gól­nie w rodzi­nach, w któ­rych mówi się o wszyst­kim, tylko nie o dys­funk­cji.

Zacho­wa­nie mil­cze­nia zawsze wydaje się nam w danej chwili słuszne. Uwa­żamy, że mówie­nie o róż­nych spra­wach i tak nie przy­nio­słoby pożytku. Poza tym mamy świa­do­mość, że nie zosta­niemy zro­zu­miani. Tym­cza­sem mil­cze­nie rzadko wzbu­dza zain­te­re­so­wa­nie czy pro­wo­kuje pyta­nia. Pomię­dzy męż­czy­znami ist­nieje nie­pi­sana zasada mil­cze­nia. Możemy powie­dzieć, że mamy jakiś pro­blem, ale rzadko spo­ty­kamy się z zachętą do roz­wi­nię­cia tego tematu.

Gra­łem kie­dyś w golfa z trójką męż­czyzn. Po zakoń­cze­niu trwa­ją­cej pięć godzin roz­grywki posta­no­wi­li­śmy pójść coś zjeść. Jeden z gra­czy jed­nak odmó­wił, wyja­śnia­jąc, że musi poje­chać do żony, która prze­bywa w szpi­talu. Przez pięć godzin razem cho­dzi­li­śmy, roz­ma­wia­li­śmy i zali­cza­li­śmy dołki, a on nawet nie wspo­mniał o tej trud­nej sytu­acji.

Czy rze­czy­wi­ście czu­jemy silną moty­wa­cję, aby trzy­mać wszystko w sobie, czy też do czasu, gdy sta­jemy się męż­czy­znami, mamy wyro­bione już tak auto­ma­tyczne nawyki, że nawet nie zda­jemy sobie sprawy z tego, co robimy? Jeste­śmy prze­cież świa­domi swo­jego cier­pie­nia i pro­ble­mów, ale nie przy­cho­dzi nam na myśl, aby je uze­wnętrz­niać.

Moim zda­niem zacho­wy­wa­nie wszyst­kiego wewnątrz sie­bie byłoby słuszne, gdyby do roz­wią­za­nia tych spraw też docho­dziło wewnętrz­nie. Ale naj­czę­ściej tak nie jest. Uwa­żam, że każdy z nas dys­po­nuje wszyst­kim, co potrzebne do odzy­ska­nia sił, doko­na­nia prze­miany i sta­nia się zdrow­szym czło­wie­kiem. Z reguły jed­nak, aby zro­zu­mieć sie­bie od wewnątrz, musimy wyjść na zewnątrz. Musimy pozwo­lić innym, by pomo­gli nam w dotar­ciu do rdze­nia nas samych, do cen­trum, w któ­rym kryją się wszyst­kie odpo­wie­dzi.

Jeśli zacho­wu­jesz swój ból dla sie­bie, dys­po­nu­jesz tylko jedną opi­nią i w naj­lep­szym razie jedną moż­li­wo­ścią dzia­ła­nia. Tym­cza­sem gdy cier­pisz, potrze­bu­jesz roz­wią­zań alter­na­tyw­nych, a nie wciąż tych samych, zna­nych ci już odpo­wie­dzi. Nie­kiedy trzeba wyjść na zewnątrz, aby je zna­leźć. Tkwiący w tobie ból ni­gdy nie sie­dzi grzecz­nie i po cichutku. Sza­moce się, pró­bu­jąc zna­leźć drogę ujścia. Dusząc go w sobie, masz nadzieję go uci­szyć, ale cią­gle sły­szysz jego krzyk.

„Słabe bez­piecz­niki”

Czy czę­sto wpa­dasz w gniew z bli­żej nie­okre­ślo­nej przy­czyny? Czy szybko pono­szą cię nerwy z powodu róż­nych dro­bia­zgów? Czy masz „słabe bez­piecz­niki”? Ogól­nie gniew jest jedną z naj­sil­niej­szych emo­cji u męż­czyzn i u mil­czą­cych synów. Ale „słabe bez­piecz­niki” niosą pewną szcze­gólną infor­ma­cję. Suge­rują, że nosisz jakiś nie­uko­jony gniew wewnątrz sie­bie. Ponadto wska­zują, że masz nie­wiele alter­na­tyw­nych spo­so­bów radze­nia sobie z sytu­acjami stre­so­wymi.

Wielu mil­czą­cych synów stłu­miło wspo­mnie­nia z dzie­ciń­stwa, ale emo­cjo­nalny wpływ tam­tych zda­rzeń na­dal jest u nich widoczny i znaj­duje ujście w postaci gniewu. Czę­sto sły­szę od nich: „Nie mam poję­cia, dla­czego tak szybko wybu­cham”. Być może dzieje się tak dla­tego, że zawsze tuż pod powierzch­nią tli się w nich nie­uko­jone napię­cie, mimo że oni sami nie zdają sobie z tego sprawy. Powiedzmy, że „zakres gniewu” u prze­cięt­nej osoby wynosi od 1 do 10, gdzie 10 ozna­cza skrajną złość. Na co dzień gniew u tej osoby osiąga śred­nio war­tość 4. Trzeba więc wzro­stu aż o 6 punk­tów, aby dojść do 10. Mil­czący syn, który nosi w sobie zadaw­niony gniew, stale cho­dzi nasta­wiony na poziom gniewu 7 lub 8, choć z reguły sobie tego nie uświa­da­mia, a nawet jeśli tak, to nie potrafi ziden­ty­fi­ko­wać źró­dła tej zło­ści. W kon­se­kwen­cji wystar­cza zwięk­sze­nie tego natę­że­nia o 2, 3 punkty, aby dojść do mak­si­mum. Czło­wiek tak łatwo wpa­da­jący w furię sądzi, że ma poryw­czą naturę. Rzadko przycho­dzi mu na myśl, że po pro­stu stale jest prze­peł­niony gnie­wem.

Życie wielu męż­czyzn upływa w ciszy. Nie chcą się przy­znać do bycia mil­czą­cymi synami. Część męż­czyzn sły­szy co prawda odzy­wa­jące się w nich głosy, ale nie wie, jak na nie reago­wać. Jesz­cze inni pozwa­lają prze­mó­wić swo­jemu mil­cze­niu i znaj­dują istotne wymiary swo­jego jeste­stwa. Prze­stają się oglą­dać na oto­cze­nie pod­czas decy­do­wa­nia o sobie samych, a praca zawo­dowa nie jest już dla nich sen­sem życia.

Jak to wygląda u cie­bie? Co ty sły­szysz? Czy jesteś mil­czą­cym synem? Co z tym poczniesz? Czy będziesz zwle­kał przez całe życie z przy­zna­niem się do swego mil­cze­nia, czy też zde­cy­du­jesz się zna­leźć coś wię­cej w swoim świe­cie? Czy to mil­cze­nie zwy­cięży cie­bie, czy ty zwy­ciężysz to mil­cze­nie?

Nie­któ­rzy funk­cjo­nują tak, jakby ich życie było tylko próbą teatralną. Na pró­bie nie daje się z sie­bie wszyst­kiego, bo każdy czeka na pre­mierę. Może tak wła­śnie jest z tobą? Może w głębi ducha myślisz: „To życie prze­sie­dzę sobie po cichutku, a będę się odzy­wał w następ­nym”? Czy odbęb­niasz dzień za dniem mecha­nicz­nie, bez emo­cji? Co będziesz miał do powie­dze­nia, gdy nadej­dzie twój koniec? Powiesz: „Wszystko zro­bi­łem, wszystko prze­ży­łem, wszystko wyra­zi­łem” czy raczej: „Cią­gle się hamo­wa­łem, dużo się przy­glą­da­łem, ni­gdy się nie odzy­wałem i pozwo­li­łem, żeby życie prze­cie­kło mi przez palce”? Twoje mil­cze­nie rani wielu ludzi nie mniej, niż rani cie­bie.

Stary, umie­ra­jący czło­wiek leżał w łóżku szpi­tal­nym. Przy jego boku była żona, doro­sła córka i syn. Słab­ną­cym gło­sem stary czło­wiek wyszep­tał:

– Nie robi­łem dość.

Pierw­sza zare­ago­wała na to żona:

– Nie mów takich rze­czy. Jesteś dobrym mężem, dobrym ojcem, dobrym opie­ku­nem rodziny.

– Tak, ale nie robi­łem dość.

– Tato, nie mów tak. Jesteś fan­ta­stycz­nym tatą i zna­ko­mi­tym dziad­kiem. Zawsze mogłam na cie­bie liczyć. Kocham cię – przez łzy powie­działa córka.

– Tak, ale nie robi­łem dość.

Syn pochy­lił się nad łóż­kiem i wyznał z serca:

– Tato, zawsze byłeś dobrym ojcem. Zawsze mia­łem cię za wzór. Wszyst­kiego mnie nauczy­łeś.

– Tak, ale nie robi­łem dość. Nie dawa­łem dość. Nie kocha­łem dość. Zawsze byłem tylko w pracy.

Wszy­scy prze­ko­ny­wali:

– Nie mów tak. Dawa­łeś nam wię­cej, niż mogli­by­śmy ocze­ki­wać. To było dużo wię­cej niż dość.

– Nie – ostatni raz zaprze­czył. – Cho­dzi mi o to, że nie robi­łem dość dla sie­bie.

Reflek­sje

W samym środku trud­no­ści tkwi szansa.

Albert Ein­stein

Gniew czu­łem do przy­ja­ciela; Rze­kłem mu to i dziś gniewu nie ma. Gniew czu­łem do wroga; Nie rze­kłem słowa i gniew się zacho­wał.

Wil­liam Blake

Lepiej się prze­trzeć, niż zardze­wieć.

Geo­rge Whi­te­field

Naj­więk­szą bole­ścią dla czło­wieka jest dużo wie­dzieć, a nic nie móc.

Hero­dot

Wykoń­czyło mnie to cią­głe nie­za­bie­ra­nie głosu.

Sam Gol­dwyn

Roz­dział drugi. Jacy jeste­śmy?

Roz­dział drugi

Jacy jeste­śmy?

Kiedy ktoś mi mówi: „Po pro­stu bądź sobą”, co to zna­czy? Kim jestem?

Jake

Jacy jeste­śmy? Czy rze­czy­wi­ście róż­nimy się od pozo­sta­łych męż­czyzn? Czy nasza prze­szłość była naprawdę straszna, czy po pro­stu mamy za sobą mniej typowe dzie­ciń­stwo? Prze­cież teraz nic nam nie jest, prawda?

Uwa­żam, że do pew­nego stop­nia róż­nimy się od reszty męż­czyzn. Nawet jeżeli wydaje się, że wszystko z nami w porządku, nawet jeśli mamy ponad­prze­ciętne osią­gnię­cia, nie prze­sta­jemy ukry­wać swo­jego bólu.

Nie postrze­gam nas po pro­stu jako ofiar. Co prawda rze­czy­wi­ście byli­śmy nimi w dzie­ciń­stwie i przy­swo­ili­śmy sobie wiele nega­tyw­nych reak­cji samo­za­cho­waw­czych, ale teraz jeste­śmy doro­śli i to my nie­chcący pod­trzy­mu­jemy trwa­nie swo­jego pro­blemu. Sta­li­śmy się spraw­cami – padamy ofiarą samych sie­bie.

Jacy jeste­śmy? Wielu z nas jest już tak bar­dzo „doro­słych”, że nie mamy prze­strzeni, aby dalej rosnąć. Nauczy­li­śmy się odci­nać emo­cje do takiego stop­nia, że nie dopusz­czamy do sie­bie innych ludzi ani sami nie potra­fimy do nich wyjść. Nie­by­wale wielką część czasu i ener­gii inwe­stu­jemy w utrzy­my­wa­nie fasady, wize­runku, za któ­rym możemy się ukryć.

Czy jesteś czło­wie­kiem wize­run­ko­wym? Osoba taka wyznaje tra­dy­cyjne prze­ko­na­nia i war­to­ści w oce­nia­niu ludzi. Trwa przy nich, nawet jeśli wątpi w ich słusz­ność. Nie jest otwarta na alter­na­tywy, które sta­no­wią zagro­że­nie dla jej kon­wen­cjo­nal­nego obrazu męsko­ści. Poni­żej podaję kilka typo­wych cech i prze­ko­nań czło­wieka wize­run­ko­wego. Czy pasują do cie­bie?

Im wię­cej bólu mogę znieść, tym bar­dziej jestem face­tem.

Oka­zy­wa­nie uczuć jest dobre dla kobiet.

Im wię­cej mogę wypić, tym bar­dziej jestem męski.

Intym­ność równa się seks; seks równa się intym­ność.

Tylko kobiety pole­gają na innych.

Męż­czy­zna powi­nien radzić sobie bez niczy­jej pomocy.

Zwy­cięzcy ni­gdy się nie pod­dają; mię­czaki ni­gdy nie odno­szą zwy­cięstw.

Nikt cię nie zrani, jeśli jesteś silny.

Męż­czyźni nie potrze­bują przy­ja­ciół tak jak kobiety.

Jestem wart tyle, ile zro­bię.

Jestem wart tyle, ile zara­biam.

Naj­le­piej za dużo się nie zwie­rzać.

To męż­czy­zna powi­nien być żywi­cie­lem rodziny.

Alter­na­tywą dla czło­wieka wize­run­ko­wego jest – jak go nazy­wam – czło­wiek zrów­no­wa­żony. Potrafi on zagłę­biać się w różne wymiary emo­cjo­nal­nego wła­snego ja, a mimo to nie tra­cić poczu­cia, że jest męż­czy­zną. Ponadto nie­ła­two się znie­chęca.

Czę­sto mówi się, że naj­zdrowsi psy­chicz­nie ludzie są andro­ge­niczni, to zna­czy dys­po­nują naj­lep­szymi aspek­tami męsko­ści i kobie­co­ści. Każdy z nas ma zdol­ność nie tylko do utoż­sa­mie­nia się z płcią prze­ciwną, lecz rów­nież do prze­ja­wia­nia jej cech. Nie ozna­cza to, że trzeba stłam­sić swoją męskość czy kobie­cość, aby „zro­bić miej­sce” dla andro­ge­nicz­nej strony samego sie­bie. W rze­czy­wi­sto­ści czło­wiek wzbo­gaca sie­bie. Możesz dalej roz­wi­jać i wzmac­niać wszyst­kie swoje cechy i sta­wać się bar­dziej męż­czy­zną.

Czło­wiek zrów­no­wa­żony chce się wię­cej dowie­dzieć o sobie, o swoim świe­cie, o tym, jak się dosko­na­lić. Czło­wiek wize­run­kowy jest podobny do Popeye’a z kre­skówki, który mówi: „Jestem, jaki jestem, i koniec”. Osoba zrów­no­wa­żona mówi: „Wiem, jaki jestem i jaki mógł­bym być”. Oto kilka cech takiego czło­wieka:

Nie wsty­dzi się zwra­cać o pomoc.

Mówi „prze­pra­szam”, kiedy popeł­nia błąd.

Dobrze czuje się z sobą samym.

Ma nie­za­leżne od pracy zawo­do­wej poczu­cie wła­snej war­to­ści.

Umie zapa­no­wać nad gnie­wem.

Potrafi popraw­nie iden­ty­fi­ko­wać swoje uczu­cia.

Wyka­zuje się ela­stycz­no­ścią w sytu­acjach kry­zy­so­wych.

Ma zdrowe poczu­cie humoru.

Prosi o rady.

Umie słu­chać.

Nie uważa, że wła­sne uczu­cia są dla niego zagro­że­niem.

Jeżeli utoż­sa­miasz się wyłącz­nie z cechami czło­wieka wize­run­ko­wego, ozna­cza to, że nie jesteś otwarty na zdrowe alter­na­tywy. Musisz zmie­rzyć się z tym, co ci wpo­jono, powal­czyć z wła­snym obra­zem samego sie­bie. Nie będzie to łatwe, ale można tego doko­nać.

Swo­boda, jaką dzi­siaj odczu­wam, nie jest może dosko­nała, ale jest znacz­nie lep­sza, znacz­nie pogod­niej­sza od wszyst­kiego, czego zazna­wa­łem wcze­śniej. Nie bój się swo­ich uczuć. Praw­dziwi faceci czują. Praw­dziwi faceci pła­czą, dają się zra­nić, są ufni. Auten­tyczne uczu­cia cię nie zabiją. Zabić cię może dusze­nie uczuć.

John

Robert Fisher pisze w książce The Kni­ght in Rusty Armor4 (Rycerz w zardze­wia­łej zbroi) o ryce­rzu w lśnią­cej zbroi, który zbyt dużo czasu prze­zna­cza na jej pole­ro­wa­nie i dopra­co­wy­wa­nie swo­jego wize­runku. Jest tym tak bar­dzo pochło­nięty, że ota­cza­jące go osoby, w tym naj­bliżsi, tracą z nim kon­takt – nie spę­dza z nimi czasu i w końcu oto­cze­nie chce się od niego uwol­nić. Rycerz posta­na­wia, że się zmieni, zdej­mie swoją zbroję. Oka­zuje się jed­nak, że tkwił w niej tak długo, iż spo­je­nia prze­rdze­wiały i zesta­liły się – nie może się wydo­stać!

Sądził, że zbroja będzie go chro­nić, ale w rze­czy­wi­sto­ści tylko odgra­dzała go od innych ludzi i trzy­mała w zamknię­ciu. Mając ją na sobie, mógł wyglą­dać na siła­cza, ale wewnątrz coraz bar­dziej w niej słabł. Metoda, którą z takim odda­niem sto­so­wał, go zawio­dła.

Czło­wiek wize­run­kowy poświęca mnó­stwo czasu, pie­nię­dzy i ener­gii na pole­ro­wa­nie zbroi. Czło­wiek zrów­no­wa­żony wie, że sam jest swoją zbroją.

Gre­gory, 42 lata, nie­dawno się roz­wiódł. Jego ojciec był kom­pul­syw­nym hazar­dzi­stą i kobie­cia­rzem. W dzie­ciń­stwie Gre­gory uwa­żał go za „praw­dzi­wego męż­czy­znę”. Pró­bo­wał go naśla­do­wać i dorów­nać wykre­owa­nemu przez niego wize­run­kowi faceta z krwi i kości. Dzi­siaj czuje wielki zawód z powodu tego, czym nasiąkł. Stra­cił żonę i dzieci. Nie jest pewien, czy zdoła przy­jąć pomoc, ponie­waż źle się czuje z taką myślą, ale na pewno chce się zmie­nić. Mówi: „Dostrze­gam wiele men­tal­nych gier, to zna­czy sce­na­riu­szy roz­gry­wa­ją­cych się w naszych gło­wach. W głębi sie­bie chcie­li­by­śmy zawsze być jak Char­les Bron­son czy John Wayne”.

Wszy­scy jeste­śmy wytwo­rami naszej kul­tury, nie­któ­rzy z nas są jed­nak jej więź­niami. Nie­ła­two się pozbyć jakie­goś wize­runku, jeśli jest on codzien­nie wzmac­niany przez oto­cze­nie.

Nasza kul­tura powoli zaczyna akcep­to­wać alter­na­tywne obrazy męsko­ści, ale na­dal domi­nuje pewien ste­reo­typ. Nie­ustan­nie bom­bar­dują nas sygnały wzmac­nia­jące spo­łeczne ocze­ki­wa­nia w spra­wie tego, jak powi­nien dzia­łać i myśleć męż­czy­zna:

Racjo­nal­ność i logika to pod­stawa.

Naj­pierw praca, potem przy­jem­ność.

Pie­nię­dzy ni­gdy dość.

Zwy­cię­stwo nie jest wszyst­kim, co się liczy – jest

jedy­nym

, co się liczy.

Rolą męża jest zara­biać.

Ni­gdy nie daj po sobie poznać, że ci ciężko.

Pij jak facet.

Praw­dziwy męż­czy­zna nie

………….

.

Nie­kiedy trudno jest nam uchwy­cić oddzia­ły­wa­nie ocze­ki­wań spo­łecz­nych na nasze codzienne zacho­wa­nie. Zadaj sobie nastę­pu­jące pyta­nia, aby prze­ko­nać się, pod jakim wzglę­dem ule­głeś wpły­wom spo­łecz­nym oraz jak bar­dzo wpły­wasz na innych5:

Czy twoje obo­wiązki zawo­dowe biorą zwy­kle górę nad rodzin­nymi?

Czy żona/part­nerka narzeka na to, ile seksu ci potrzeba i jak jesteś zamknięty?

Czy przy­ja­ciele mówią, że ni­gdy nie mogą prze­wi­dzieć, czy będziesz gotów na oso­bi­stą roz­mowę?

Czy tak trudno z tobą wytrzy­mać, że w zasa­dzie nie masz żad­nych męskich przy­jaźni?

Czy powoli męczy cię już ta cią­gła życiowa goni­twa?

Czy zawsze masz jasność, co myślisz, ale rzadko uświa­da­miasz sobie, co czu­jesz?

Czy potra­fisz prze­trzy­mać nie­przy­jemną roz­mowę ze zna­jo­mymi bez wpa­da­nia w złość, obra­ża­nia się, zmiany tematu czy wyj­ścia z pokoju, zanim dobie­gnie ona końca?

Ile kon­kret­nie minut spę­dzi­łeś w swo­bod­nej, ser­decz­nej atmos­fe­rze ze swo­imi dziećmi dzi­siaj, wczo­raj, w tym tygo­dniu, w tym roku?

Róż­nice mię­dzy mil­czą­cymi synami

Pomimo podob­nych wpły­wów kul­tu­ro­wych czy spo­łecz­nych nie wszy­scy mil­czący syno­wie są tacy sami. Do osób pocho­dzą­cych z dys­funk­cyj­nych rodzin nie ma zasto­so­wa­nia kate­go­ria „roz­miaru uni­wer­sal­nego”. Choć rze­czy­wi­ście łączą nas pewne podo­bień­stwa, znacz­nie się jed­nak mię­dzy sobą róż­nimy. Znam zresztą wielu mil­czących synów, któ­rych bra­cia nie są mil­czącymi synami. Ist­nieje co naj­mniej sie­dem powo­dów tego, że ule­gamy wpły­wom w różny spo­sób. Są to: sto­pień dys­funk­cji rodzica (rodzi­ców), typ rodzica i rodzaj jego dys­funk­cji, poziom two­jego zestre­so­wa­nia, twój wiek, twoja per­cep­cja sytu­acji, wpływ kul­tu­rowy oraz czyn­niki amor­ty­zu­jące.

Sto­pień dys­funk­cji rodzica (rodzi­ców)

Okre­śle­nie „sto­pień dys­funk­cji” odnosi się do tego, jak bar­dzo dys­funk­cja rodzi­ców wpły­wała na ich zdol­ność do spra­wo­wa­nia opieki rodzi­ciel­skiej. Ponadto doty­czy tego, jak bar­dzo rodzic dys­funk­cyjny oddzia­ły­wał na zdol­ność dru­giego (nie­dys­funk­cyj­nego lub mniej dys­funk­cyj­nego) do speł­nia­nia mat­czy­nej lub ojcow­skiej roli.

Mil­czący syno­wie, któ­rych rodzice byli dys­funk­cyjni, lecz mimo to zdolni do wywią­zy­wa­nia się z czę­ści obo­wiąz­ków rodzin­nych, nie odnie­śli tak wiel­kich ran jak syno­wie alko­ho­li­ków, któ­rzy rzadko bywali trzeźwi, albo dzieci rodzi­ców, któ­rzy zni­kali z domu na długi czas. Rodziny są dys­funk­cyjne w róż­nym stop­niu, a nie zero-jedyn­kowo. Kiedy mil­czący syno­wie wyznają, że w ich domu „nie było tak źle”, mogą mieć na myśli to, że przy­naj­mniej nie­kiedy rodzice wyka­zy­wali się tro­skli­wo­ścią.

Typ rodzica i rodzaj jego dys­funk­cji

Typ, do jakiego nale­żał twój dys­funk­cyjny rodzic, może być czyn­ni­kiem oddzia­łu­ją­cym na wywie­rany przez niego wpływ. Sfor­mu­ło­wa­nie „typ rodzica” odnosi się do jego oso­bo­wo­ści, nato­miast „rodzaj dys­funk­cji” do kon­kret­nych zacho­wań dys­funk­cyjnych, z któ­rymi musia­łeś się sty­kać. Tak na przy­kład życie z chwiej­nym emo­cjo­nal­nie i prze­ja­wia­ją­cym skłon­ność do prze­mocy ojcem może wyglą­dać zupeł­nie ina­czej niż życie z cier­piącą na depre­sję matką o oso­bo­wo­ści zależ­nej.

Stwier­dzi­łem, że typ oso­bo­wo­ści rodzi­ców odgry­wał znaczną rolę w tym, jak dzieci postrze­gały nasi­le­nie pro­ble­mów rodzin­nych. Na przy­kład część mil­czą­cych synów czuła gniew do swego ojca i miała o nim bar­dzo złe zda­nie, bo trudno było im po pro­stu z nim prze­by­wać. Zacho­wa­nie nie jest tym samym co oso­bo­wość. Nie­mniej wielu mil­czą­cych synów ma trud­no­ści ze wska­za­niem, co było gor­sze: dys­funk­cyjne zacho­wa­nie rodzi­ców czy ich oso­bo­wość, na przy­kład obse­syjno-kom­pul­syjna, nad­mier­nie wyma­ga­jąca czy cechu­jąca się skraj­nym usztyw­nie­niem cha­rak­teru.

Stres

Z zestre­so­wa­nych domów wycho­dzą zestre­so­wane dzieci. Jeśli dzieci te nie otrzy­mają pomocy, staną się zestre­so­wa­nymi doro­słymi. Czy zda­rza ci się w trud­nych sytu­acjach, gdy nie radzisz sobie ze stre­sem, zada­wać sobie pyta­nie: „Co się ze mną dzieje? Co jest ze mną nie tak?”? Stres może ujaw­niać nie­roz­wią­zane pro­blemy wewnętrzne. Podob­nie jak wielu mil­czą­cych synów możesz mieć niską „tem­pe­ra­turę wrze­nia”, nie zda­jąc sobie z tego nawet sprawy. Kiedy poja­wia się stres, reagu­jesz skraj­nie, choć nie rozu­miesz dla­czego.

Być może twoje pro­blemy czę­ściej dają znać o sobie w okre­ślo­nych sytu­acjach, a w innych warun­kach radzisz sobie cał­kiem nie­źle. A może nale­żysz do tych, któ­rzy wła­śnie w stre­sie czują, że wresz­cie żyją – nie jest on dla cie­bie nie­wy­godny – nato­miast kiedy go brak, nie masz poję­cia, co z sobą zro­bić, nie wiesz bowiem, jak się zacho­wy­wać w nor­mal­nych oko­licz­no­ściach.

Być może nie mia­łeś ni­gdy oka­zji nauczyć się, jak radzić sobie ze stre­sem, zamiast tego przy­swo­iłeś sobie, że stres to wyznacz­nik stylu życia. Reago­wa­łeś na wszel­kie zda­rze­nia tak, jakby były to kry­zysy, w któ­rych musisz przej­mo­wać dowo­dze­nie. Jak to dzie­dzic­two wpływa na cie­bie dzi­siaj?

Choć wielu mil­czą­cych synów chce popra­wić swoje życie rodzinne, uświa­da­miają sobie, że trud­ność spra­wia im samo prze­by­wa­nie w oto­cze­niu człon­ków rodziny. Życie domowe wymaga bli­sko­ści emo­cjo­nal­nej. Dla wielu mil­czą­cych synów jest to stre­su­jące, mimo że szcze­rze tego pra­gną.

Wiek

W jakim byłeś wieku, gdy w two­jej rodzi­nie poja­wiła się dys­funk­cja? Jest wielka róż­nica mię­dzy mil­czą­cymi synami, któ­rzy przy­szli na świat w rodzi­nie dys­funk­cyj­nej, a tymi, któ­rych rodzina zała­mała się, gdy mieli, powiedzmy, pięt­na­ście lat.

Kolej­nym czyn­ni­kiem jest to, jak długo byłeś nara­żony na dys­funk­cję. Ogólna zasada mówi, że im dłu­żej to trwało, tym więk­sze jest ryzyko nega­tyw­nych skut­ków.

Być może w pew­nym momen­cie dys­funk­cja ustała. Jeśli tak, to w jakim byłeś wtedy wieku? Syn mający trzeźwą matką alko­ho­liczkę może wyka­zy­wać zupeł­nie inną postawę niż ten, któ­rego matka na­dal pije lub zmarła pogrą­żona w nałogu.

I ostat­nia sprawa: ile lat masz teraz? Prze­ko­na­łem się, że mil­czący syno­wie dozna­wali szcze­gól­nych trud­no­ści mię­dzy trzy­dzie­stym a czter­dzie­stym rokiem życia. Zapewne w grę wcho­dzi tu czyn­nik nie tylko wieku, lecz rów­nież stresu. Mając trzy­dzie­ści kilka lat, jeste­śmy zaprząt­nięci związ­kami, dziećmi, waż­nymi decy­zjami doty­czą­cymi kariery, zobo­wią­za­niami finan­so­wymi i pierw­szymi sygna­łami wła­snej śmier­tel­no­ści.

Wiek poka­zuje także, że nie wszyst­kie pro­blemy mil­czą­cych synów wyni­kają wyłącz­nie z ich pocho­dze­nia. Część z nich jest po pro­stu skut­kiem tego, że mamy już swoje lata. Czy doku­cza ci teraz coś, czego nie odczu­wa­łeś dzie­sięć lat temu? Wiele róż­nic mię­dzy dwu­dzie­sto- a czter­dzie­sto­let­nimi mil­czą­cymi synami wynika z samego wieku.

Per­cep­cja

Naj­więk­sze róż­nice pomię­dzy mil­czą­cymi synami stwier­dzi­łem w spo­so­bie postrze­ga­nia przez nich tego, czego doświad­czyli. Per­cep­cja jest naprawdę indy­wi­du­al­nym zja­wi­skiem, róż­nym nawet u braci. Pro­wa­dzi­łem kie­dyś spo­tka­nia grupy wspar­cia, na które przy­cho­dziło dwóch mło­dych męż­czyzn – bliź­nia­ków. Byli to dwu­dzie­sto­kil­ku­letni stu­denci, miesz­ka­jący wciąż w domu rodzin­nym. Ich rodzice byli cał­ko­wi­cie dys­funk­cyj­nymi alko­ho­li­kami. Barry każ­dego tygo­dnia skar­żył się na nich, zgła­sza­jąc wąt­pli­wo­ści co do tego, jak ich trak­tuje, i zasta­na­wia­jąc się, co powi­nien w tej sytu­acji robić. Jego brat Michael rzadko się odzy­wał, spra­wiał za to wra­że­nie dość roz­ba­wio­nego opo­wie­ściami bliź­niaka i z reguły wyglą­dał na cał­kiem spo­koj­nego. Jasne było, że zupeł­nie ina­czej postrzega cały pro­blem oraz swoją rolę w odnie­sie­niu do rodzi­ców. Pew­nego dnia Barry zarzu­cił mu: „A ty? Ty po pro­stu sobie bim­basz. Jak tak możesz?”. Michael odpo­wie­dział spo­koj­nie, że rodzice będą pili nie­za­leż­nie od tego, co zrobi, i że zamie­rza żyć tak, jak jemu odpo­wiada. Nie wyda­wało się, żeby był defen­sywny albo wypie­rał to, co dzieje się z rodzi­cami czy bra­tem. Po pro­stu miał inną per­cep­cję pro­blemu rodzin­nego w odnie­sie­niu do sie­bie.

Kwe­stie kul­tu­rowe

Na nasze reak­cje na dys­funk­cję w rodzi­nie w wiel­kim stop­niu wpły­wają reli­gia, rasa, pocho­dze­nie etniczne i sta­tus socjo­eko­no­miczny. Stwier­dzi­łem na przy­kład, że czar­no­skó­rzy mil­czący syno­wie mieli niż­sze wyniki w pomia­rach nega­tyw­nych skut­ków wywie­ra­nych przez dys­funk­cyjną rodzinę, bar­dziej oddzia­ły­wały zaś na nich czyn­niki spo­łeczne. Rdzenni Ame­ry­ka­nie sku­piali się w trak­cie wywia­dów nie­mal wyłącz­nie na rodzi­nie. Testy poka­zały, że Laty­nosi najbar­dziej łakną dowar­to­ścio­wa­nia i apro­baty oto­cze­nia, mają potrzebę kon­tro­lo­wa­nia innych, nie są skłonni do szu­ka­nia alter­na­tyw i mają niską samo­ocenę. Oni rów­nież naj­czę­ściej przy­zna­wali, że w ich rodzi­nie docho­dziło do prze­mocy. Z kolei biali mil­czący syno­wie z reguły postrze­gali swoje pro­blemy na pozio­mie indy­wi­du­al­nym, a w mniej­szym stop­niu jako pochodną sytu­acji rodzin­nej.

Choć każdy z nas jest cząstką swo­jej kul­tury, jej wpływ na nas bywa różny, czy to pod wzglę­dem ogra­ni­cza­nia szans życio­wych, czy współ­o­kre­śla­nia spo­łecz­nej akcep­to­wal­no­ści nas samych oraz naszej rodziny. Tak na przy­kład inne dzie­ciń­stwo miałby w Sta­nach Zjed­no­czo­nych syn nad­uży­wa­ją­cego alko­holu kato­lika pocho­dze­nia irlandz­kiego, a inne syn piją­cego czar­nego bap­ty­sty z Połu­dnia.

Nie­za­leż­nie od tego, czy jesteś świa­dom kwe­stii kul­tu­ro­wych, zapewne zda­rza ci się tłu­ma­czyć komuś: „U nas w rodzi­nie robimy to ina­czej” albo „Musisz zro­zu­mieć, jacy jeste­śmy”. Mówiąc tak, potwier­dzasz, że jesteś wytwo­rem swego śro­do­wi­ska. Twoja kul­tura może dzia­łać na twoją korzyść lub szkodę. Znam mil­czą­cych synów, któ­rzy żyją w rów­nie wiel­kim stra­chu przed dys­funk­cją w swo­jej rodzi­nie co przed uprze­dze­niami czy innymi nie­spra­wie­dli­wymi ste­reo­ty­pami kul­tu­ro­wymi. Ale znam też mil­czą­cych synów, któ­rzy opo­wia­dali o tym, ile dobrego uczy­nili dla nich dalsi krewni czy lokalna spo­łecz­ność.

Czyn­niki amor­ty­zu­jące

Nie­kiedy jakaś osoba lub insty­tu­cja może wywrzeć pozy­tywny wpływ na nasze dzie­ciń­stwo, przy­czy­nia­jąc się w ten spo­sób do zamor­ty­zo­wa­nia nega­tyw­nych aspek­tów dys­funk­cji w domu. Czy ktoś taki poja­wił się w twoim przy­padku? Czy wyjąt­kowy przy­ja­ciel albo krewny wpro­wa­dził jako­ściową róż­nicę w twoim życiu?

Dwoma czyn­ni­kami amor­ty­zu­ją­cymi w moim życiu byli dziad­ko­wie ze strony ojca oraz szkoła. Gdy byli­śmy sami, bab­cia zawsze dopy­ty­wała mnie o to, ile ojciec pije. Wie­dzia­łem, że rozu­mie, co się dzieje u nas w domu, i to poczu­cie, że nie jestem sam, dawało mi bar­dzo dużo. Nie roz­wią­za­li­śmy pro­blemu alko­holu, ale dzięki niej nie czu­łem się cał­ko­wi­cie wyalie­no­wany i bez­radny.

Ogrom­nie pomocna była rów­nież szkoła. Byłem w niej po pro­stu sobą, a nie kimś nazna­czo­nym pocho­dze­niem z „takiej rodziny”. Stała się dla mnie miej­scem, w któ­rym mogłem odczu­wać zado­wo­le­nie z sie­bie, moją emo­cjo­nalną oazą. Lubi­łem cho­dzić do szkoły. Nie zbie­ra­łem szcze­gól­nie dobrych stopni, ale umac­niało się tam moje poczu­cie wła­snej war­to­ści.

Wspólne pro­blemy

Mil­czący syno­wie mają wiele wspól­nych pro­ble­mów. Część z nas nie wyro­sła z kło­po­tów chło­pię­cych i wciąż ma je w doro­słym życiu – czy to w rela­cjach, czy w pracy zawo­do­wej, czy też z nar­ko­ty­kami albo zacho­wa­niami aspo­łecz­nymi. Inni z pozoru dobrze sobie radzą, ale od środka gry­zie ich coś, czego nie potra­fią uchwy­cić. Jesz­cze inni zna­ko­mi­cie sie­bie znają, potra­fią pod­no­sić się po poraż­kach i zawsze wycho­dzą cało z opre­sji. Bez względu na to, który z tych typów cha­rak­te­ry­zuje danego czło­wieka, zaob­ser­wo­wa­łem nie­pi­sane bra­ter­stwo łączące mil­czą­cych synów. Dzie­limy z sobą coś z naszej prze­szło­ści, nawet jeśli nie zda­jemy sobie sprawy z tego, co to jest.

Przyj­rzyjmy się pew­nym wystę­pu­ją­cym powszech­nie u mil­czą­cych synów zacho­wa­niom. Da ci to moż­li­wość porów­na­nia się z jed­nej strony z nimi, a z dru­giej z męż­czy­znami pocho­dzą­cymi z rodzin funk­cjo­nal­nych.

Poni­żej znaj­duje się zestaw stwier­dzeń odpo­wia­da­ją­cych róż­nym cechom oso­bo­wo­ści, które zostały zgru­po­wane w sie­dem aspek­tów zacho­wa­nia. Przy każ­dym stwier­dze­niu postaw ocenę w nastę­pu­ją­cej skali, a następ­nie pod­licz uzy­skany wynik.

Postrze­gane wyizo­lo­wa­nie

….. Muszę zga­dy­wać, co jest nor­malne w róż­nych sytu­acjach.

….. Czuję się inny od reszty ludzi.

….. Mam pro­blemy z intym­no­ścią.

Nie­kon­se­kwen­cja

….. Trudno jest mi dopro­wa­dzać przed­się­wzię­cia do finału.

….. Dążę do gra­ty­fi­ka­cji natych­mia­sto­wej, a nie odro­czo­nej.

….. Źle gospo­da­ruję cza­sem i nie okre­ślam prio­ry­te­tów z korzy­ścią dla sie­bie.

Samo­po­tę­pie­nie

….. Osą­dzam się bez lito­ści.

….. Nie potra­fię się bawić.

….. Zacho­wuję nad­mierną powagę.

Potrzeba spra­wo­wa­nia kon­troli

….. Zbyt gwał­tow­nie reaguję na zaj­ścia pozo­sta­jące poza sferą mojej kon­troli.

….. Zacho­wuję się albo nad­mier­nie odpo­wie­dzial­nie, albo nieodpo­wie­dzial­nie.

Potrzeba apro­baty

….. Nie­ustan­nie poszu­kuję apro­baty i potwier­dze­nia sie­bie.

….. Jestem w pełni lojalny nawet wtedy, gdy wiem, że ktoś na to nie zasłu­żył.

….. Kła­mię, gdy z równą łatwo­ścią mógł­bym powie­dzieć prawdę.

Usztyw­nie­nie

….. Wpa­dam w kole­inę jakie­goś dzia­ła­nia, nie zasta­na­wia­jąc się głę­biej nad roz­wią­za­niami alter­na­tyw­nymi czy kon­se­kwen­cjami.

….. Cią­gnie mnie do napięć i kry­zy­sów, a potem na nie narze­kam.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Oświe­ce­niowy filo­zof spo­łeczny, jeden z ojców zało­ży­cieli Sta­nów Zjed­no­czo­nych Ame­ryki (przyp. tłum.). [wróć]

2. W pol­skim wyda­niu za zgodą autora dane zostały zak­tu­ali­zo­wane. Infor­ma­cje zaczerp­nięto z: „Natio­nal Vital Sta­ti­stics Reports”, vol. 70, no. 10, 5 paź­dzier­nika 2021. [wróć]

3. Syn­drom uzur­pa­tora wystę­puje też czę­sto pod nazwą syn­dromu oszu­sta (przyp. tłum.). [wróć]

4. Robert Fisher, The Kni­ght in Rusty Armor, Wil­shire Book Com­pany, North Hol­ly­wood 1990. [wróć]

5. Lista ocze­ki­wań spo­łecz­nych w sto­sunku do męż­czyzn sfor­mu­ło­wana na pod­sta­wie: John Hough, Mar­shall Hardy, Aga­inst the Wall: Men’s Reality in a Code­pen­dent Cul­ture, Hal­zel­den Foun­da­tion, Cen­ter City 1991. [wróć]