Wyrwij się - Richard Wiseman - ebook + książka

Wyrwij się ebook

Wiseman Richard

3,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Wyobraź sobie, że jesteś szczupła.

Wyobraź sobie, że jesteś bogaty.

Wyobraź sobie, że jesteś idealny!

Zwizualizuj to sobie.

I…

… i nic się nie dzieje.

Większość poradników zachęca cię do innego myślenia i wyobrażania sobie, że jest inaczej niż w rzeczywistości. Jest to trudne i czasochłonne, a często nie działa.

Opierając się na olśniewającej gamie dowodów naukowych, psycholog Richard Wiseman przedstawia radykalnie nowe spostrzeżenie, które wywraca do góry nogami konwencjonalną samopomoc: proste działania stanowią najszybszy, najłatwiejszy i najskuteczniejszy sposób na natychmiastową zmianę sposobu myślenia i odczuwania.

Nie myśl tylko o zmianie swojego życia. Zrób to.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 294

Oceny
3,0 (1 ocena)
0
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
delpierowski

Całkiem niezła

Dużo teorii, badań i eksperymentów. Ogólne przesłanie książki:  nie tylko umysł wpły­wa na ciało, ono także wpły­wa na umysł. Książka wartościowa ale tytuł mylący, nie jest radykalny ten sposób.
00

Popularność




Krótki wstęp

Krótki wstęp

Czas wyrwać się ze sche­ma­tów myślo­wych

Wszy­scy guru od samo­do­sko­na­le­nia i tre­ne­rzy biz­nesu powta­rzają tę samą pro­stą man­trę: jeśli chcesz odmie­nić wła­sne życie na lep­sze, musisz zacząć od zmiany spo­sobu, w jaki myślisz. Zmuś się do tego, aby myśleć o pozy­ty­wach, a sta­niesz się szczę­śli­wym czło­wie­kiem. Zwi­zu­ali­zuj ide­alną wer­sję sie­bie, a zaczniesz odno­sić wię­cej suk­ce­sów. Myśl jak milio­ner, a sta­niesz się boga­czem. Na polu teo­rii takie podej­ście wydaje się jak naj­bar­dziej sen­sowne. Nie­mniej jed­nak w zde­rze­niu z prak­tyką oka­zuje się zaska­ku­jąco mało sku­teczne. Bada­nia wyka­zują, że ludzie mają wyraźne pro­blemy z cią­głym myśle­niem o pozy­ty­wach, pra­cow­nicy nie stają się wydaj­niejsi, gdy wyobra­żają sobie ide­alne wer­sje samych sie­bie, a osoby marzące o nie­skoń­czo­nym bogac­twie nie zara­biają milio­nów.

Ponad sto lat temu bły­sko­tliwy wik­to­riań­ski filo­zof Wil­liam James zapre­zen­to­wał rady­kal­nie odmienne podej­ście do zagad­nie­nia zmiany. Od tam­tej pory naukowcy z całego świata prze­pro­wa­dzili setki badań i eks­pe­ry­men­tów powią­za­nych z teo­rią Jamesa, docho­dząc osta­tecz­nie do wnio­sku, że można ją odnieść do nie­malże każ­dego aspektu ludz­kiego życia. Co wię­cej, powyż­sze prace badaw­cze prze­ło­żyły się na opra­co­wa­nie serii łatwych do wyko­na­nia i efek­tyw­nych ćwi­czeń, dzięki któ­rym ludzie czują się szczę­śliwsi, mają mniej obaw, zako­chują się, a potem żyją razem długo i szczę­śli­wie, zacho­wują dobrą formę fizyczną, wzmac­niają siłę woli i nabie­rają pew­no­ści sie­bie, a nawet spo­wal­niają efekty sta­rze­nia. Bada­nia te oma­wiano na wielu kon­fe­ren­cjach nauko­wych i publi­ko­wano w roz­licz­nych perio­dy­kach aka­de­mic­kich, a mimo to nie stały się one czę­ścią powszech­nej wie­dzy.

W mojej poprzed­niej książce – Pomyśl chwilę, zmień wiele – opi­sa­łem kilka z takich ćwi­czeń. Wyrwij się jest kon­ty­nu­acją tej pracy, gdyż zawiera pierw­szy przy­stępny i obszerny porad­nik, doty­czący rady­kal­nej teo­rii Jamesa. Poka­zuje, jak bar­dzo mylimy się na temat dzia­ła­nia wła­snych umy­słów, i udo­wad­nia, że zmiana nie musi sta­no­wić wyzwa­nia, a ponadto opi­suje kilka łatwych do zasto­so­wa­nia tech­nik opra­co­wa­nych z myślą o popra­wie róż­nych sfer codzien­nego życia.

Na stro­nach tej książki będę Was zachę­cał do zmiany zacho­wań. Aby pod­kre­ślić zna­cze­nie poprzed­niego zda­nia, popro­szę teraz o coś, o co nikt, jak podej­rze­wam, dotąd Was nie pro­sił. Chcę, aby­ście po prze­czy­ta­niu kolej­nych roz­dzia­łów suk­ce­syw­nie je nisz­czyli. Zakła­dam, że w tym momen­cie poja­wiły się w Waszych gło­wach co naj­mniej dwie myśli. Pierw­sza brzmi zapewne: „Nie­eeeeeee! Nisz­cze­nie ksią­żek to okropny pomysł”. Dokład­nie na tym polega to ćwi­cze­nie. Kiedy pro­simy innych, aby zmie­nili wła­sne zacho­wa­nie, natych­miast wyli­czają długą listę powo­dów, dla któ­rych nie mogą tego zro­bić. Postawa ta jest po czę­ści zro­zu­miała (czyn­no­ści powta­rzane zako­rze­niają się w naszych umy­słach, sta­jąc się szybko dobrymi przy­ja­ciółmi), a jed­no­cze­śnie sta­nowi praw­do­po­dob­nie naj­więk­szą prze­szkodę na dro­dze do zmiany. Naj­lep­szym spo­so­bem na pora­dze­nie sobie z tym pro­ble­mem jest zro­bie­nie cze­goś, czego ni­gdy dotąd nie robi­li­śmy. Cze­goś, co nie sprawi nam przy­jem­no­ści, lecz będzie sto­sun­kowo nie­szko­dliwe. Na przy­kład znisz­cze­nie książki.

Co z czy­tel­ni­kami korzy­sta­ją­cymi z cyfro­wej wer­sji książki, któ­rzy ze zro­zu­mia­łych przy­czyn nie będą mogli wyko­nać mojej prośby? Nic stra­co­nego. Radzę znisz­czyć dowolny porad­nik samo­do­sko­na­le­nia sto­jący na ich półce… Tylko żar­to­wa­łem.

Aby łatwiej ruszyć z miej­sca, zacznijmy od drob­nej, ale mimo wszystko rady­kal­nej zmiany. Na następ­nej kar­cie znaj­duje się strona tytu­łowa „Pod­ręcz­nika”. Wyrwij­cie ją teraz, prze­rwij­cie wzdłuż i wszerz, a potem zgnieć­cie cztery czę­ści w papie­rową kulkę. Mam nadzieję, że nie było to bole­sne doświad­cze­nie i poczu­li­ście, że w Waszych umy­słach zaszła drobna zmiana. Co wię­cej, liczę, że ćwi­cze­nie przy­pa­dło Wam do gustu, bo na kolej­nych stro­nach będę pro­sił o dal­sze zmie­nia­nie Waszych zacho­wań, co prze­łoży się na zmiany w spo­so­bie tego, jak odczu­wa­cie i jak myśli­cie.

Nad­szedł czas nowego podej­ścia do zmian. Podej­ścia zako­rze­nio­nego w nauce, które wywraca do góry nogami stan­dar­dowe myśle­nie i zapew­nia pod­stawę dla łatwych, szyb­kich i efek­tyw­nych spo­so­bów odmie­nia­nia wła­snego życia.

A teraz, dro­dzy czy­tel­nicy, wypro­stuj­cie się, weź­cie głę­boki oddech i przy­go­tuj­cie się do tego, żeby wyrwać się z puła­pek daw­nego myśle­nia.

Część 1. Jak być szczęśliwym

Część 1

Jak być szczę­śli­wym

Poznamy w niej uro­czego geniu­sza, który posta­wił świat na gło­wie, nie­ja­kiego Wil­liama Jamesa, a ponadto dowiemy się, jak dobrze dopin­go­wać, i wybie­rzemy się do fabryki zabawy.

„Czyn był na początku”

Johann Wol­fgang von Goethe, Faust

1. Prosta myśl, która wszystko zmienia

Nie­miecki psy­cho­log Wil­helm Wundt opra­co­wał w 1879 roku pierw­szy labo­ra­to­ryjny eks­pe­ry­ment w dzie­dzi­nie psy­cho­logii. Histo­ryczne bada­nie prze­pro­wa­dzono na Uni­wer­sy­te­cie Lip­skim w małym pomiesz­cze­niu. Dzięki niemu dowia­du­jemy się, jak bada­cze schyłku XIX wieku postrze­gali i opi­sy­wali dzia­ła­nie ludz­kiego umy­słu.

Wundt mógł zapo­cząt­ko­wać eks­pe­ry­men­talną psy­cho­lo­gię, wybie­ra­jąc dowolną tema­tykę. Poszu­kać odpo­wie­dzi na pyta­nia, dla­czego ludzie się zako­chują, dla­czego wie­rzą w ist­nie­nie Boga, dla­czego cza­sami mają ochotę wza­jem­nie się poza­bi­jać. Zamiast tego „pozba­wiony poczu­cia humoru i nie­zmor­do­wany”1 Wundt obmy­ślił prze­dziwny eks­pe­ry­ment, w któ­rym wyko­rzy­stał małą mosiężną kulkę.

Wraz z dwoma stu­den­tami zamon­to­wał na nie­wiel­kim stole sto­per, wyłącz­nik oraz meta­lowy sto­jak, do któ­rego przy­cze­pił tę kulkę. Pomoc­nicy trzy­mali dło­nie nad przy­ci­skiem, a auto­ma­tycz­nie uwal­niana ze sto­jaka kulka uru­cha­miała sto­per. Stu­denci mieli za zada­nie go zatrzy­mać poprzez wci­śnię­cie przy­ci­sku w chwili, gdy kulka ude­rzała o blat stołu. Zapi­su­jąc skru­pu­lat­nie pomiary w notat­niku, Wundt stwo­rzył pierw­szy punkt danych w histo­rii psy­cho­lo­gii.

Mogłoby się wyda­wać, że po całym dniu upusz­cza­nia kulek zamknął notes, zapi­sał wnio­ski i zajął się czymś bar­dziej inte­re­su­ją­cym. Nic bar­dziej błęd­nego. W rze­czy­wi­sto­ści psy­cho­log spę­dził kilka kolej­nych lat, obser­wu­jąc setki ludzi wyko­nu­ją­cych tą samą czyn­ność. Na podo­bień­stwo fizy­ków pró­bu­ją­cych zgłę­bić naturę mate­rii, Wundt i jego pomoc­nicy sta­rali się odkryć ele­menty skła­dowe ludz­kiej świa­do­mo­ści. Część uczest­ni­ków bada­nia wci­skała przy­cisk po usły­sze­niu odgłosu opa­da­ją­cej kulki. Innych pro­szono, aby robili to dopiero, kiedy będą w pełni świa­domi tego, że kulka ude­rzyła o stół. Pierw­sza grupa kon­cen­tro­wała się bar­dziej na kulce, druga na swo­ich myślach. Wundt zało­żył, że reak­cja osób z pierw­szej grupy będzie po pro­stu odru­chowa, z dru­giej zaś będzie w więk­szym stop­niu świa­domą decy­zją. Co nie powinno dzi­wić, wielu uczest­ni­ków nie potra­fiło począt­kowo dostrzec róż­nicy pomię­dzy dwoma warun­kami i przed przy­stą­pie­niem do wła­ści­wego eks­pe­ry­mentu musiało wyko­nać dzie­siątki tysięcy prób.

Po uważ­nym prze­brnię­ciu przez morze danych na temat spa­da­ją­cych kulek Wundt doszedł do wnio­sku, że reak­cja odru­chowa trwała śred­nio jedną dzie­siątą sekundy, a uczest­nik bada­nia wci­ska­jący przy­cisk nie zapa­mię­ty­wał dokład­nie odgłosu ude­rze­nia. Z kolei świa­dome wsłu­chi­wa­nie się w dźwięk wydłu­żało czas reak­cji do dwóch dzie­sią­tych sekundy, lecz popro­szeni o nie badani lepiej pamię­tali odgłos ude­rza­ją­cej o blat kulki.

Po odkry­ciu zagadki, jaką była reak­cja odru­chowa, Wundt poświę­cił resztę kariery na prze­pro­wa­dze­nie setek podob­nych eks­pe­ry­men­tów. Co cie­kawe i zaska­ku­jące, jego prace zyskały dużą renomę i bez mała każdy XIX-wieczny nauko­wiec bada­jący ludzki umysł poszedł w jego ślady. W więk­szo­ści euro­pej­skich labo­ra­to­riów bada­cze mieli pro­blem z zebra­niem myśli, gdyż prze­szka­dzały im w tym odgłosy spa­da­ją­cych na stoły mosięż­nych kulek.

Tego entu­zja­zmu nie podzie­lał jed­nak młody ame­ry­kań­ski filo­zof i psy­cho­log Wil­liam James. Był nie­zwy­kłym czło­wie­kiem. Przy­szedł na świat w 1842 roku w Nowym Jorku. Jego ojciec był zamoż­nym, eks­cen­trycz­nym, reli­gij­nym filo­zofem z jedną nogą i dobrymi konek­sjami w mie­ście, który poświę­cił życie na edu­ka­cję piątki swo­ich pociech2. W dzie­ciń­stwie Wil­liam nie prze­stą­pił progu szkoły, za to zwie­dził naj­więk­sze euro­pej­skie muzea oraz gale­rie sztuki i poznał takie oso­bi­sto­ści, jak Henry Tho­reau, Alfred Ten­ny­son czy Horace Gre­eley. Jego star­szy brat Henry został sław­nym pisa­rzem, a sio­stra Alice autorką poczyt­nych dzien­ni­ków.

James uczył się malar­stwa, lecz po dwu­dzie­stce posta­no­wił stu­dio­wać che­mię i ana­to­mię w Harvard Medi­cal School. W 1872 roku przy­ja­ciel rodziny, a jed­no­cze­śnie rek­tor har­wardz­kiego uni­wer­sy­tetu Char­les Eliot zatrud­nił Jamesa na uczelni, a ten zaczął wygła­szać wykłady na temat fizjo­lo­gii krę­gow­ców. Nie­ba­wem jego zain­te­re­so­wa­nia prze­nio­sły się na owianą aurą tajem­ni­czo­ści ludzką psy­chikę i w 1875 roku popro­wa­dził pierw­sze w Ame­ryce zaję­cia na temat psy­cho­lo­gii. Póź­niej stwier­dził nawet, że „pierw­szy wykład doty­czący psy­cho­lo­gii, któ­rego wysłu­cha­łem, wygło­si­łem sam”.

Prze­ra­żony try­wial­no­ścią prac Wundta, doszedł do wnio­sku, iż eks­pe­ry­menty bada­jące psy­chikę powinny odno­sić się przede wszyst­kim do real­nego życia. Odwró­ciw­szy się ple­cami do mosięż­nych kulek i pomia­rów czasu reak­cji, James sku­pił się na cie­kaw­szych i bar­dziej prag­ma­tycz­nych spra­wach, szu­ka­jąc odpo­wie­dzi na takie pyta­nia, jak: czy wiara w Boga jest słuszna, co czyni życie war­tym tego, aby je prze­ży­wać, i czy w ogóle ist­nieje coś takiego jak wolna wola.

Wundta i Jamesa róż­niło nie tylko podej­ście do badań nad ludz­kim umy­słem. Pierw­szy był czło­wie­kiem for­mal­nym i wynio­słym, pro­wa­dził wykłady bar­dzo poważ­nie, a pisał w spo­sób nudny i cięż­ko­strawny. James był z kolei osobą swo­bodną i bez­pre­ten­sjo­nalną, czę­sto prze­cha­dzał się po kam­pu­sie w „jedwab­nym kape­lu­szu, z laską w dłoni, ubrany w sur­dut i spodnie w czer­woną kratę”. W trak­cie wykła­dów opo­wia­dał żarty i robił śmieszne dygre­sje tak czę­sto, że do porządku przy­wo­ły­wali go sami stu­denci, a pisał w spo­sób przy­stępny i nie­rzadko zabawny („Dopóki choćby jeden kara­luch zma­gać się będzie z bólem nie­odwza­jem­nio­nej miło­ści, dopóty świat ten nie będzie świa­tem moral­nym”).

James i Wundt opra­co­wali rów­nież inne podej­ście do swo­ich prac. Wundt potrze­bo­wał do ści­śle kon­tro­lo­wa­nych badań wielu pomoc­ni­ków. Kiedy nowi stu­denci zja­wiali się w jego labo­ra­to­rium po raz pierw­szy, usta­wiał ich w rzę­dzie i wrę­czał opisy testów, które mieli prze­pro­wa­dzić. Po ich ukoń­cze­niu oce­niał bada­nia, a pomoc­nicy poda­jący wyniki nie­po­kry­wa­jące się z teo­riami wykła­dowcy ryzy­ko­wali nie­za­li­cze­niem przed­miotu3. James zachę­cał do samo­dziel­nego myśle­nia i czuł odrazę do zaszcze­pia­nia kon­kret­nych idei w umy­słach stu­den­tów. Żalił się nawet, iż widział, jak jego kolega po fachu „nakłada ostat­nią war­stwę wer­niksu na swo­jego ucznia”.

Obaj myśli­ciele nie ukry­wali tego, że za sobą nie prze­pa­dają. James dobie­rał słowa w spo­sób nie­malże poetycki i z tego powodu wielu publi­cy­stów stwier­dzało, iż opi­sy­wał psy­cho­lo­gię jak powie­ścio­pi­sarz, pod­czas gdy Henry two­rzył powie­ści niczym psy­cho­log. Kiedy zapy­tano Wundta o pisma Jamesa, ten odparł, że „są piękne, ale to nie jest psy­cho­logia”. W odpo­wie­dzi James wytknął, iż Wundt zmie­nia swoje poglądy co książkę, doda­jąc: „Nie­stety nie docze­kamy się ni­gdy Water­loo… Kiedy się go pokroi na czę­ści, niczym robaka, to każda roz­peł­znie się w swoją stronę… Jego nie spo­sób zabić”.

Choć za Wund­tem stała cała armia zwo­len­ni­ków, James twardo obsta­wał przy swoim. Pod­czas gdy w Euro­pie każdy bez mała psy­cho­log obse­syj­nie prze­pro­wa­dzał kolejne, coraz bar­dziej dzi­waczne wer­sje pierw­szego eks­pe­ry­mentu Wundta, James na­dal prze­cha­dzał się po Harvar­dzie w spodniach w czer­woną kratę i nie­ustan­nie zachę­cał swo­ich stu­den­tów do zgłę­bia­nia sensu życia.

Opór się opła­cił. Jeśli otwo­rzymy dowolny pod­ręcz­nik na temat psy­cho­lo­gii, będziemy mieli duży pro­blem ze zna­le­zie­niem choćby wzmianki o Wund­cie i jego mosięż­nych kul­kach, w prze­ci­wień­stwie do czę­sto cyto­wa­nych tez Jamesa, któ­rego wielu uważa za ojca współ­cze­snej psy­cho­lo­gii. Jego wydane po raz pierw­szy w 1890 roku dwu­to­mowe opus magnum The Prin­ci­ples of Psy­cho­logy pewien histo­ryk okre­ślił nie­dawno jako „naj­bar­dziej lite­racką, skła­nia­jącą do reflek­sji i inte­li­gentną książkę, która kie­dy­kol­wiek uka­zała się w druku”4. Oba tomy uzna­wane są wciąż za lek­tury obo­wiąz­kowe na wydzia­łach zaj­mu­ją­cych się naukami beha­wio­ral­nymi. Wydział psy­cho­lo­gii na Harvar­dzie nadał swemu gma­chowi imię Jamesa, a każ­dego roku Asso­cia­tion for Psy­cho­lo­gi­cal Science wrę­cza Wil­liam James Fel­low Award bada­czom, któ­rzy wnie­śli naj­wię­cej do dzie­dziny współ­cze­snej psy­cho­lo­gii.

James naj­le­piej czuł się, odkry­wa­jąc tajem­nice i tre­ści w feno­me­nach, które więk­szość ludzi uzna­wało za coś oczy­wi­stego. W 1892 roku pisał o zna­cze­niu takiego podej­ścia do zgłę­bia­nia natury ludz­kiego umy­słu i podał kilka przy­kła­do­wych zagad­nień, które przy­cią­gnęły jego uwagę:

Dla­czego się uśmie­chamy, kiedy jeste­śmy zado­wo­leni, a nie marsz­czymy czoła? Dla­czego nie potra­fimy prze­ma­wiać do tłumu w spo­sób, w jaki roz­ma­wiamy z przy­ja­cie­lem? Dla­czego kon­kretna nie­wia­sta spra­wia, że tra­cimy rozum? Zwy­kły czło­wiek odpo­wie: „To oczy­wi­ste, że się uśmie­chamy, to oczy­wi­ste, że nasze serce zaczyna bić szyb­ciej na widok tłumu, to oczy­wi­ste, że zako­chu­jemy się w nie­wie­ście, któ­rej prze­piękna dusza przy­brała ide­alną formę tak ewi­dent­nie i jaw­nie stwo­rzoną do tego, aby kochać ją przez wiecz­ność!5

Wła­śnie ten spo­sób myśle­nia dopro­wa­dził Jamesa do stwo­rze­nia kon­tro­wer­syj­nej teo­rii i jed­no­cze­śnie posta­wił rozu­mie­nie ludz­kiego umy­słu na gło­wie.

O emocji

Pod koniec lat 80. XIX wieku James sku­pił się na związku pomię­dzy ludz­kimi emo­cjami i zacho­wa­niami. Nie­wta­jem­ni­czo­nym wybór ten może się wydać zaska­ku­jący, zwłasz­cza że doko­nał go świa­to­wej sławy filo­zof i psy­cho­log.

Zdrowy roz­są­dek pod­po­wiada nam, że pewne wyda­rze­nia oraz myśli budzą w nas emo­cje, a te z kolei wpły­wają na to, jak się zacho­wu­jemy. Podajmy kilka przy­kła­dów. Cza­sami zda­rza się nam iść nocą ciemną ulicą. Szef wzywa nas do swo­jego gabi­netu i daje pod­wyżkę. Przy­po­mi­namy sobie nagle, jak mając pięć lat, spa­dli­śmy ze scho­dów. Wszyst­kie z tych bodź­ców wywo­łują w nas okre­ślone emo­cje. Nie­oświe­tlona ulica może spra­wić, że zaczniemy się bać, pod­wyżka da nam radość, a wspo­mnie­nie upadku prze­ro­dzi się w zmar­twie­nie. Emo­cje te wpłyną następ­nie na nasze zacho­wa­nie, gdyż lęk spra­wia, że zaczy­namy się pocić, radość, że się uśmie­chamy, a zmar­twie­nie, że pła­czemy. Jeśli popa­trzymy z tej per­spek­tywy, ist­nie­nie więzi pomię­dzy uczu­ciem a czy­nem jest oczy­wi­ste i mało zaska­ku­jące. Zagadka roz­wią­zana, sprawa zamknięta.

Zachowanie a emocja

Zdrowy roz­są­dek pod­po­wiada nam, że to emo­cje wywo­łują zacho­wa­nia:

Odczu­wamy lęk ⇨ pocimy się.

Odczu­wamy radość ⇨ śmie­jemy się.

Odczu­wamy smu­tek ⇨ pła­czemy.

Wcze­śniej­sze doświad­cze­nia Jamesa z pozor­nie oczy­wi­stymi feno­me­nami psy­cho­lo­gicz­nymi uświa­do­miły mu jed­nak, że to, co powszech­nie uzna­wane jest za oczy­wi­ste, czę­sto takie nie jest. Weźmy za przy­kład jego prace doty­czące pamięci. Latami mosz­czący się w fote­lach filo­zo­fo­wie utrzy­my­wali, że pamięć działa na podo­bień­stwo mię­śni, a im czę­ściej z niej korzy­stamy, tym lep­sza się staje. James posta­no­wił spraw­dzić, czy to zało­że­nie jest trafne6. Aby zna­leźć odpo­wiedź, przez osiem dni mie­rzył czas, zapa­mię­tu­jąc pierw­sze 158 wer­sów wier­sza Wik­tora Hugo Satyr. Usta­lił tym samym, że zapa­mię­ta­nie jed­nej linijki zaj­mo­wało mu śred­nio pięć­dzie­siąt sekund. Chcąc lepiej wytre­no­wać mię­sień pamięci, przez następne trzy­dzie­ści dni poświę­cał dzien­nie dwa­dzie­ścia minut na zapa­mię­ta­nie całej pierw­szej księgi poematu Mil­tona Raj utra­cony. Jeśli zało­że­nie, że „częst­sze korzy­sta­nie to więk­sze moż­li­wo­ści”, było trafne, to zapa­mię­ty­wa­nie dal­szych wer­sów Satyra powinno pójść spraw­niej, uznał James. W rze­czy­wi­sto­ści zada­nie to spra­wiało mu jed­nak wię­cej trud­no­ści. Hipo­teza o „mię­śniu pamięci” została oba­lona.

James posta­no­wił na tej samej zasa­dzie spraw­dzić zdro­wo­roz­sąd­kową teo­rię emo­cji i zaczął zasta­na­wiać się nad tym, w jaki spo­sób usta­lamy, co czują inne osoby.

Popa­trzmy na zamiesz­czone poni­żej zdję­cie i spró­bujmy wyobra­zić sobie uczu­cia uwiecz­nio­nej na nim pary.

A teraz powtórzmy to ćwi­cze­nie z oso­bami na foto­gra­fii na sąsied­niej stro­nie.

Więk­szość z nas uważa to ćwi­cze­nie za try­wialne. Pra­wie wszy­scy zakła­dają, że para z pierw­szej foto­gra­fii miło spę­dza czas i jest szczę­śliwa, a nawet odczuwa do sie­bie pewien pociąg. Dru­gie zdję­cie wywo­łuje odmienne reak­cje. Więk­szość uznaje, że grupa osób odczuwa zanie­po­ko­je­nie, a nawet strach, a jedna z nich potrze­buje sko­rzy­stać z toa­lety.

To pro­ste ćwi­cze­nie wyko­rzy­stuje eks­pe­ry­ment prze­pro­wa­dzony w poło­wie XIX wieku przez legen­dar­nego przy­rod­nika Karola Dar­wina. W trak­cie swego życia opu­bli­ko­wał on dwa­dzie­ścia dwie prace, w tym prze­ło­mową O powsta­wa­niu gatun­ków drogą doboru natu­ral­nego, czyli o utrzy­ma­niu się dosko­nal­szych ras w walce o byt, a także mniej znaną O two­rze­niu się gruntu przez dzia­łal­ność roba­ków wraz z obser­wa­cją ich zacho­wa­nia. W 1872 roku wydał pismo zaty­tu­ło­wane Wyraz uczuć u czło­wieka i zwie­rząt, w któ­rym opi­sał pierw­sze psy­cho­lo­giczne bada­nie emo­cji7.

Fran­cu­ski lekarz Guil­laume Duchenne prze­pro­wa­dził wcze­śniej eks­pe­ry­ment, w trak­cie któ­rego raził dobro­wol­nych uczest­ni­ków prą­dem w celu stu­dio­wa­nia ana­to­mii twa­rzy. Kiedy Dar­win zoba­czył foto­gra­fie wyko­nane pod­czas badań, zdzi­wił się, z jak dużą łatwo­ścią do poszcze­gól­nych gry­ma­sów można przy­pi­sać kon­kretne emo­cje. Zasko­czony tym odkry­ciem poka­zał zdję­cia zna­jo­mym i popro­sił, aby opi­sali, jakie uczu­cia odczu­wają uwiecz­nione na nich osoby. Ci zro­bili to z łatwo­ścią, dowo­dząc jed­no­cze­śnie, że umie­jęt­ność usta­la­nia emo­cji innych ludzi poprzez obser­wa­cje ich twa­rzy jest nie­jako „wmon­to­wana” w nasze mózgi.

James prze­czy­tał opis eks­pe­ry­mentu bry­tyj­skiego przy­rod­nika i wyko­rzy­stał go jako pod­stawę dla swo­jej teo­rii emo­cji. Dar­win wyka­zał, że ludzie łatwo usta­lają, co odczu­wają w danej chwili inni, poprzez mimikę ich twa­rzy. James zaczął się zasta­na­wiać, czy podobny mecha­nizm nie działa przy­pad­kiem rów­nież w odnie­sie­niu do odczu­wa­nia emo­cji przez nas samych. Osta­tecz­nie zasu­ge­ro­wał, że ludzie mogą obser­wo­wać wła­sne twa­rze, a następ­nie usta­lać, co w danej chwili czują.

James począt­kowo zało­żył, że każda emo­cja jest wyni­kiem obser­wa­cji wła­snego zacho­wa­nia. Kiedy przyj­rzymy się tema­towi uczuć z tej per­spek­tywy, okaże się, że ludzie uśmie­chają się nie dla­tego, że są szczę­śliwi, lecz odczu­wają szczę­ście wtedy, gdy się uśmie­chają (albo, przy­ta­cza­jąc jego bar­dziej poetycki opis tej rady­kal­nej hipo­tezy: „Nie ucie­kamy przed niedź­wie­dziem, bo się go boimy, lecz zaczy­namy się go bać, bo przed nim ucie­kamy”). James wyraź­nie odróż­nia zacho­wa­nia instynk­towne, będące kon­se­kwen­cjami okre­ślo­nych bodź­ców – cof­nię­cie dłoni znad pło­mie­nia, uśmiech wywo­łany żar­tem, ucieczka na widok roz­gnie­wa­nego niedź­wie­dzia – od ana­lizy danego zda­rze­nia, którą wyko­nują nasze mózgi, pro­du­ku­jąc następ­nie emo­cje. Ciąg wygląda zatem nastę­pu­jąco: widzimy niedź­wie­dzia, nasze ciało reaguje ucieczką, nasz mózg uznaje, że się boimy. Uwspół­cze­śniona wer­sja teo­rii Jamesa zakłada dzia­ła­nie w obie strony. Ludzie uśmie­chają się, gdyż są szczę­śliwi, i stają się szczę­śliwsi, kiedy się uśmie­chają.

James ni­gdy nie spraw­dził swo­jej teo­rii, gdyż uzna­wał eks­pe­ry­menty za nudne i nie­da­jące inte­lek­tu­al­nej satys­fak­cji („Na myśl o mosięż­nych przy­rzą­dach i psy­cho­lo­gii peł­nej alge­bra­icz­nych wzo­rów odczu­wam prze­ra­że­nie”). Był jed­nakże żar­li­wym prag­ma­ty­kiem i od razu przy­stą­pił do obmy­śla­nia prak­tycz­nych impli­ka­cji swo­jej tezy.

A suge­ruje ona, że skoro zacho­wa­nia wywo­łują uczu­cia, to ludzie powinni czuć w okre­ślony spo­sób, zacho­wu­jąc się tak, jakby już odczu­wali kon­kretną emo­cję. Mówiąc sło­wami samego Jamesa: „Jeśli chcesz jako­ści, zacho­wuj się, jak­byś już ją miał”. Ja opi­suję tę tezę jako regułę „tak jakby” (patrz dia­gram poni­żej).

Zachowanie a emocja

Zdrowy roz­są­dek pod­po­wiada nam, że zależ­ność prze­biega nastę­pu­jąco:

Jeste­śmy szczę­śliwi ⇨ śmie­jemy się.

Boimy się ⇨ ucie­kamy.

Teo­ria „tak jakby” suge­ruje, że zależ­ność prze­biega w odwrot­nym kie­runku:

Uśmie­chamy się ⇨ i wtedy jeste­śmy szczę­śliwi.

Ucie­kamy ⇨ i dla­tego się boimy.

Ta myśl pochła­niała uwagę Jamesa bar­dziej od pozo­sta­łych. W trak­cie jed­nej z roz­mów opi­sał ją jako „zamknięty w butelce pio­run” i z entu­zja­zmem zano­to­wał: „jedyna dobro­wolna ścieżka wio­dąca do rado­ści[…] polega na tym, by sia­dać rado­śnie, roz­glą­dać się rado­śnie wokół i dzia­łać oraz mówić tak, jak­by­śmy już byli rado­śni[…]. Zma­ga­nie się z nega­tyw­nym uczu­ciem tylko przy­kuwa do niego naszą uwagę i mocuje je w naszych umy­słach”8.

Teo­ria Jamesa spo­tkała się z kry­tyczną reak­cją czę­ści kole­gów po fachu. Wil­helm Wundt potę­pił ją bez ogró­dek, przy­pi­na­jąc łatkę „psy­cho­lo­gi­schen Sche­iner­kla­run­gen”, a następ­nie zapro­po­no­wał wła­sną, w któ­rej zasu­ge­ro­wał, że uczu­cia to Gefühl, czyli „nie­moż­liwe do roz­bi­cia na czę­ści i pro­ste pro­cesy odpo­wia­da­jące w sfe­rze Gemüth temu, czym w sfe­rze docie­ka­nia jest czu­cie” (dobrze, że już to usta­li­li­śmy). James pró­bo­wał bro­nić swo­jej tezy, lecz dla wielu tra­dy­cjo­na­li­stów była ona zbyt rady­kalna i szybko powę­dro­wała do szu­flady opa­trzo­nej napi­sem: „Wyprze­dza­jące swoje czasy”.

Prze­le­żała tam ponad sześć­dzie­siąt lat.

2. Sprawdzanie teorii

Pod koniec lat 60. XX wieku młody badacz z Uni­wer­sy­tetu Roche­ster, nie­jaki James Laird, pra­co­wał nad swoim dok­to­ra­tem z dzie­dziny psy­cho­lo­gii kli­nicz­nej9. Pod­czas jed­nej z sesji szko­le­nio­wych Laird miał prze­pro­wa­dzić roz­mowę z pacjen­tem pod okiem sto­ją­cego za lustrem wenec­kim pro­mo­tora. W pew­nym momen­cie na twa­rzy pacjenta poja­wił się dość oso­bliwy uśmiech. Zacie­ka­wiony nim Laird zaczął się zasta­na­wiać, jakie emo­cje towa­rzy­szyły temu dziw­nemu gry­ma­sowi.

Wra­ca­jąc samo­cho­dem do domu, pró­bo­wał odtwo­rzyć prze­bieg roz­mowy, nie potra­fiąc zapo­mnieć o uśmie­chu. Sam uło­żył usta w podobny gry­mas, aby spraw­dzić, jak się poczuje. Ku swemu ogrom­nemu zasko­cze­niu stwier­dził, że czuje się szczę­śliw­szy chwilę wcze­śniej. Następ­nie zmarsz­czył czoło i od razu poczuł się gorzej. Te dwa oso­bliwe momenty odmie­niły prze­bieg dal­szej kariery Lairda. Kiedy dotarł do domu, natych­miast skie­ro­wał się do biblio­teczki, szu­ka­jąc infor­ma­cji na temat psy­cho­lo­gii emo­cji. Zrzą­dze­niem losu pierw­szą książką, po którą się­gnął, była The Prin­ci­ples of Psy­cho­logy Wil­liama Jamesa.

Laird zapo­znał się z zapo­mnianą teo­rią i uznał, że wyja­śnia ona, dla­czego uśmie­cha­jąc się w aucie, poczuł się lepiej. Zasko­czyło go, że nikomu nie przy­szło do głowy, by spraw­dzić tezę Jamesa, i posta­no­wił napra­wić ów błąd. W tym celu zapro­sił do swo­jego labo­ra­to­rium ochot­ni­ków, popro­sił, aby się uśmie­chali i marsz­czyli czoła, a następ­nie opi­sy­wali, jak się czują. Zgod­nie z teo­rią Jamesa grupa uśmie­cha­jących się osób powinna czuć się szczę­śliw­sza od grupy osób marsz­czą­cych czoła.

Laird oba­wiał się jed­nak, że ochot­nicy będą poda­wali odpo­wie­dzi zgodne z jego ocze­ki­wa­niami, i uznał, iż musi ukryć przed nimi rze­czy­wi­sty temat bada­nia. Po chwili zasta­no­wie­nia wpadł na cie­kawe roz­wią­za­nie. Poin­for­mo­wał ochot­ni­ków, że wezmą udział w teście bada­ją­cym aktyw­ność elek­tryczną w mię­śniach twa­rzy, a następ­nie przy­ło­żył im do czoła, kąci­ków ust oraz szczęki elek­trody. Wyja­śnił też, że zmiany odczu­wa­nych emo­cji mogą wypa­czyć wyniki eks­pe­ry­mentu, aby więc wyeli­mi­no­wać to źró­dło błę­dów, ochot­nicy będą rela­cjo­no­wali, jak się czują.

Przy­rządy były atra­pami, a zmy­ślone zało­że­nia eks­pe­ry­mentu pozwa­lały Lair­dowi wpły­wać na mimikę uczest­ni­ków bada­nia. By wywo­łać gniewną minę, nauko­wiec pro­sił ochot­ni­ków, aby zsu­nęli elek­trody na czole do sie­bie, prze­su­nęli je w dół, pomię­dzy brwi, i zaci­snęli szczęki. Rado­sna mina powsta­wała po prze­su­nię­ciu elek­trod z kąci­ków ust na policzki.

Po odpo­wied­nim uło­że­niu mię­śni uczest­nicy otrzy­my­wali listę emo­cji (agre­sja, lęk, radość, smu­tek), na któ­rej zazna­czali, czy i w jakim stop­niu odczu­wają je w danej chwili. Wyniki były zaska­ku­jące. Tak jak prze­wi­dział James, grupa „uśmiech­nięta” znacz­nie czę­ściej odno­to­wy­wała zado­wo­le­nie, pod­czas gdy ta „marsz­cząca czoło” czę­ściej zazna­czała zde­ner­wo­wa­nie.

Po zakoń­cze­niu bada­nia Laird zapy­tał uczest­ni­ków, czy wie­dzieli, dla­czego odczu­wają wła­śnie te emo­cje. Tylko garstka powią­zała swoje uczu­cia z mimiką twa­rzy. Pozo­stali nie potra­fili zna­leźć żad­nego wytłu­ma­cze­nia. W jed­nym z wywia­dów popro­szony o marsz­cze­nie czoła ochot­nik wyznał: „Nie jestem zde­ner­wo­wany, ale moje myśli wybie­gały ku tema­tom, które mnie dener­wują, co jest prze­cież głu­pie. Mia­łem świa­do­mość, że uczest­ni­czę w eks­pe­ry­men­cie, i wie­dzia­łem, że nie ma powodu, abym tak się czuł, ale po pro­stu stra­ci­łem nad sobą kon­trolę”.

Wyrwij się ze schematów myślowych

Jak stać się szczęśliwą osobą w chwilę

Na prze­ło­mie XIX i XX wieku rosyj­ski reży­ser teatralny Kon­stan­tin Sta­ni­sław­ski zre­wo­lu­cjo­ni­zo­wał tę dzie­dzinę sztuki, opra­co­wu­jąc sys­tem reguł gry aktor­skiej. Klu­czową rolę odgrywa w nim zachę­ca­nie akto­rów do prze­ży­wa­nia na sce­nie praw­dzi­wych emo­cji poprzez kon­trolę wła­snego zacho­wa­nia. Z tech­niki tej, okre­śla­nej czę­sto jako „magiczne gdyby” („Gdy­bym naprawdę tak się teraz czuła, to jak bym się zacho­wy­wała?”), korzy­stało przez lata wielu zna­nych akto­rów i akto­rek, takich jak Mar­lon Brando, War­ren Beatty czy Robert De Niro.

Iden­tyczną tech­nikę wyko­rzy­stano w eks­pe­ry­men­tach labo­ra­to­ryj­nych bada­ją­cych zasady „gdyby”. Wyobraźmy sobie, że bie­rzemy udział w takim bada­niu. Na początku popro­szono by, aby­śmy okre­ślili nasz poziom zado­wo­le­nia na skali od jed­nego (tak czu­jemy się po wpad­nię­ciu do nie­za­bez­pie­czo­nej stu­dzienki kana­li­za­cyj­nej) do dzie­się­ciu (tak czu­jemy się, widząc, że spo­tkało to naszego naj­gor­szego wroga).

Następ­nie popro­szono by nas, żeby­śmy się uśmiech­nęli. Sam uśmiech, w dodatku krót­ko­trwały, nie czyni nas jed­nak w pełni szczę­śli­wymi. Dla­tego otrzy­ma­li­by­śmy listę z dodat­ko­wymi instruk­cjami.

Usiądź przed lustrem.Roz­luź­nij mię­śnie na czole i policz­kach, otwórz lekko usta. W krę­gach nauko­wych taki wyraz twa­rzy uzna­wany jest za „neu­tralny” i pełni rolę czy­stego płótna.Napnij mię­śnie w kąci­kach ust, zbli­ża­jąc je do uszu. Uśmiech powi­nien być jak naj­szer­szy, a pod oczami powinny się poja­wić zmarszczki. Unieś mię­śnie brwi i utrzy­maj tę minę przez około dwa­dzie­ścia sekund.Roz­luź­nij mię­śnie i zasta­nów się, jak się teraz czu­jesz.

Czy jesteś rado­śniej­szy niż na początku bada­nia? Jaki punkt na skali zado­wo­le­nia wybrał­byś teraz?

Więk­szość bada­nych osób stwier­dza, że czuje się szczę­śliw­sza. Oka­zuje się, że krót­kie ćwi­cze­nie mię­śni twa­rzy przed lustrem ma ogromny wpływ na nasze samo­po­czu­cie. A dokład­nie taką tezę posta­wił przed ponad wie­kiem Wil­liam James.

Wszy­scy możemy popra­wiać sobie humor, uśmie­cha­jąc się codzien­nie do wła­snego odbi­cia w lustrze. Żeby o tym nie zapo­mnieć, nary­suj­cie lub nama­luj­cie dwa auto­por­trety, na któ­rych się uśmie­cha­cie. Pierw­szy wyko­naj­cie na kartce papieru w for­ma­cie A4, drugi na mniej­szej, o wymia­rach 10 na 10 cen­ty­me­trów. Niech wasze dzieła skła­niają was do śmie­chu. Na koniec powie­ście więk­szy por­tret w miesz­ka­niu, ale w dobrze widocz­nym miej­scu, a mniej­szy włóż­cie do port­fela. Będą wam przy­po­mi­nały o tym, żeby się uśmie­chać.

Chcąc spraw­dzić zaska­ku­jące wyniki bada­nia Lairda, naukowcy opra­co­wali wła­sne wer­sje eks­pe­ry­mentu, zastę­pu­jąc atrapy elek­trod innymi rekwi­zy­tami. Bada­cze z Uni­wer­sy­tetu Michi­gan zaczerp­nęli pomysł od foto­gra­fów, pro­sząc ochot­ni­ków, aby powta­rzali samo­gło­ski „i”, przez co wykrzy­wiali twarz w gry­mas przy­po­mi­na­jący uśmiech, oraz „u”, co skut­ko­wało miną wyra­ża­jącą nie­smak10. Psy­cho­lo­go­wie z Uni­wer­sy­tetu Waszyng­toń­skiego przy­mo­co­wali do wewnętrz­nych koń­ców brwi uczest­ni­ków bada­nia kołeczki gol­fowe, a następ­nie popro­sili ich, aby wykrzy­wili twa­rze w jeden z dwóch gry­ma­sów11. Człon­ko­wie pierw­szej grupy opusz­czali brwi tak, aby kołeczki zetknęły się ze sobą, two­rząc w kon­se­kwen­cji „nie­szczę­śliwą” minę. Druga grupa miała pil­no­wać, aby kołeczki się ze sobą nie sty­kały, co nada­wało twa­rzom bar­dziej „neu­tralny” wyraz.

W praw­do­po­dob­nie naj­bar­dziej zna­nym bada­niu prze­pro­wa­dzo­nym przez nie­miec­kich naukow­ców uczest­ni­kom powie­dziano, że wezmą udział w teście spraw­dza­ją­cym nową metodę nauki pisa­nia, prze­zna­czoną dla osób spa­ra­li­żo­wa­nych od szyi w dół12. Połowa ochot­ni­ków przy­trzy­my­wała ołó­wek hory­zon­tal­nie, pomię­dzy zębami (co zmu­szało ich do „uśmie­chu”), druga połowa zaś przy­trzy­my­wała go w zaci­śnię­tych war­gach (co two­rzyło gry­mas nie­za­do­wo­le­nia).

Uczest­nicy badań, któ­rzy powta­rzali samo­gło­skę „i”, nie sty­kali gol­fo­wych kołecz­ków i trzy­mali ołówki w zębach, odczu­wali poprawę samo­po­czu­cia. W każ­dym kolej­nym bada­niu uzy­ski­wano te same wyniki co Laird, a tym samym potwier­dzano praw­dzi­wość teo­rii Jamesa. Nasze zacho­wa­nia wpły­wają na to, jak się czu­jemy, a tym samym jeste­śmy w sta­nie wywo­ły­wać u sie­bie dowolne emo­cje, tak jak suge­ruje reguła „tak jakby”.

Pod­eks­cy­to­wani wyni­kami naukowcy przy­stą­pili do prac, które miały dać odpo­wiedź na pyta­nie, w jaki spo­sób powyż­sza reguła wpływa na ludz­kie ciało oraz mózg.

Ciało i mózg

Paul Ekman z Uni­wer­sy­tetu Kali­for­nij­skiego poświę­cił na bada­nie emo­cji i wyra­zów twa­rzy całą karierę naukową. W jej toku stwo­rzył wyczer­pu­jący pod­ręcz­nik ludz­kiej mimiki (pię­ciu­set­stro­ni­cowy trak­tat refe­ru­jący, w jaki spo­sób czter­dzie­ści trzy mię­śnie ludz­kiej twa­rzy ukła­dają się w tysiące min), dora­dzał służ­bom mun­du­ro­wym pod­czas prze­słu­chań podej­rza­nych, stwier­dza­jąc, czy kła­mią, poprzez obser­wa­cję ich twa­rzy, był także kon­sul­tan­tem przy pro­duk­cji serialu tele­wi­zyj­nego Magia kłam­stwa.

Na początku kariery Ekman zain­te­re­so­wał się tema­tem wpływu ludz­kiej mimiki na odczu­wane przez nas uczu­cia i posta­no­wił dowie­dzieć się, w jaki spo­sób reguła „tak jakby” odnosi się do naszych ciał. Jego bada­nia i ich zaska­ku­jące wyniki oddają po czę­ści hołd teo­rii Jamesa. Ekman pod­łą­czał zgła­sza­ją­cych się do jego labo­ra­to­rium ochot­ni­ków do maszyny, która stale moni­to­ro­wała ich tętno oraz tem­pe­ra­turę skóry13. Następ­nie pro­sił ich o wyko­na­nie dwóch zadań. Pierw­sze miało ich roz­zło­ścić, przy­po­mi­nali sobie bowiem wyda­rze­nia z prze­szło­ści, które wywo­łały w nich gniew, prze­ży­wa­jąc je ponow­nie w myślach. Dru­gie było prost­sze – wykrzy­wiali twarz w gry­ma­sie gniewu (ścią­gnięte i opusz­czone brwi, unie­sione powieki, zaci­śnięte wargi). Pro­ce­durę tę powta­rzano wie­lo­krot­nie, dobie­ra­jąc inne wyda­rze­nia, inne miny oraz inne emo­cje, w tym strach, smu­tek, szczę­ście, zdzi­wie­nie czy nie­smak.

Nie powinno dzi­wić, że odtwa­rza­nie praw­dzi­wych uczuć wywo­ły­wało u uczest­ni­ków bada­nia okre­ślone reak­cje fizjo­lo­giczne. Strach prze­kła­dał się na przy­spie­szone tętno i niską tem­pe­ra­turę ciała, a szczę­ście – na spo­wol­nie­nie pracy serca i pod­wyż­sze­nie tem­pe­ra­tury. Co cie­kawe, dokład­nie te same rezul­taty otrzy­mano dzięki zmia­nom mimiki. Kiedy badani wykrzy­wiali twa­rze w gry­ma­sie wyra­ża­ją­cym lęk, ich serca zaczy­nały bić szyb­ciej, a tem­pe­ra­tura spa­dała. Kiedy się uśmie­chali, tętno opa­dało, a tem­pe­ra­tura rosła.

Chcąc spraw­dzić, czy odno­to­wany mecha­nizm jest „wmon­to­wany” w ludzką psy­chikę, Ekman wybrał się z grupą asy­sten­tów na drugi koniec świata i powtó­rzył eks­pe­ry­ment na jed­nej z wysp zachod­niej Indo­ne­zji14. Otrzy­mał iden­tyczne wyniki, co suge­ro­wało, że reguła „tak jakby” nie jest wytwo­rem kul­tury Zachodu, lecz powstała na dro­dze ewo­lu­cji ludz­kiego gatunku.

Bada­nia Ekmana wyka­zały, że zacho­wu­jąc się tak, jak­by­śmy odczu­wali okre­śloną emo­cję, wpły­wamy nie tylko na swoje samo­po­czu­cie, lecz rów­nież na swoje ciała.

Współ­cze­śni naukowcy wyko­rzy­stali te odkry­cia i posił­ku­jąc się naj­now­szymi tech­no­lo­giami, spraw­dzili, w jaki spo­sób reguła „tak jakby” wpływa na ludz­kie mózgi. Gdy­by­śmy ucięli sobie głowy i przyj­rzeli się frag­men­tom mózgu znaj­du­ją­cym się u jego pnia, naj­bli­żej krę­go­słupa, zauwa­ży­li­by­śmy dwa ele­menty ulo­ko­wane syme­trycz­nie po obu stro­nach rdze­nia krę­go­wego. To ciała mig­da­ło­wate (nazwane tak z powodu swo­jego kształtu). Są małe, ale dobrze połą­czone z innymi frag­men­tami mózgu, i odgry­wają bar­dzo istotną rolę w naszym codzien­nym życiu, gdyż odpo­wia­dają za prze­ży­wa­nie emo­cji, a w szcze­gól­no­ści stra­chu.

Rolę, którą te „straszne” mig­dały speł­niają w prze­ży­wa­niu uczu­cia stra­chu, zilu­stro­wali nie­dawno naukowcy, bada­jąc pacjentkę ukrytą pod ini­cja­łami S.M.15. Cier­piała ona na cho­robę Urba­cha-Wie­thego, rzad­kie zabu­rze­nie gene­tyczne nisz­czące mię­dzy innymi ciała mig­da­ło­wate. W trak­cie wywiadu z S.M. bada­cze zwró­cili uwagę na to, że opi­su­jąc wyda­rze­nia z prze­szło­ści, w któ­rych powinna odczu­wać strach, stwier­dziła, że się nie bała. Kiedy napad­nięto ją w parku i napast­nik przy­ło­żył S.M. do szyi nóż, gro­żąc, że zrobi jej krzywdę, nie czuła w ogóle stra­chu. Jej wzrok padł na pobli­ski kościół. Spo­koj­nym i opa­no­wa­nym gło­sem odparła: „Jeśli masz zamiar mnie zabić, to naj­pierw zmie­rzysz się z anio­łami mojego Pana”. Zasko­czony i zdez­o­rien­to­wany napast­nik puścił S.M. wolno.

Naukowcy posta­no­wili wystra­szyć pacjentkę. Naj­pierw zabrali ją do sklepu z egzo­tycz­nymi zwie­rzę­tami i popro­sili, żeby brała do rąk węże i pająki. S.M. robiła to bez pro­blemu. Trzeba ją było nawet powstrzy­my­wać, by nie wło­żyła dłoni do ter­ra­riów, w któ­rych trzy­mano nie­bez­pieczne okazy. Następ­nie bada­cze zabrali S.M. do domu stra­chów i wyświe­tlili wiele hor­ro­rów. I znowu nie wywo­łali u niej żad­nej reak­cji, co dowio­dło, że pra­wi­dłowo dzia­ła­jące ciała mig­da­ło­wate odgry­wają istotną rolę w odczu­wa­niu stra­chu.

Kilka lat temu bada­cze posta­no­wili pod­dać hipo­tezę Jamesa osta­tecz­nemu spraw­dzia­nowi, pro­sząc uczest­ni­ków eks­pe­ry­mentu o robie­nie „wystra­szo­nych” min i jed­no­cze­śnie ska­nu­jąc ich mózgi16. W prze­ci­wień­stwie do badań pro­wa­dzo­nych wcze­śniej osoby bio­rące udział w teście nie musiały rela­cjo­no­wać naukow­com swo­ich uczuć, gdyż infor­mo­wał ich o tym obraz mózgu uzy­skany dzięki ska­ne­rowi. Aktywne ciała mig­da­ło­wate były oznaką, że uczest­nicy i uczest­niczki fak­tycz­nie odczu­wali strach. Bada­nie dowio­dło, że reguła „tak jakby” odnosi się rów­nież do ludz­kich mózgów.

Do tej pory czy­ta­li­śmy o wywo­ły­wa­niu szczę­ścia i ste­ro­wa­niu ludz­kim cia­łem oraz mózgiem w warun­kach labo­ra­to­ryj­nych. Czy reguła „tak jakby” działa jed­nak w nor­mal­nym świe­cie? Czy można ją na przy­kład wyko­rzy­stać do roz­ba­wie­nia całego spo­łe­czeń­stwa? Czas naj­wyż­szy się o tym prze­ko­nać.

Projekt szczęście

W trak­cie swo­jej kariery prze­pro­wa­dzi­łem kilka eks­pe­ry­men­tów z udzia­łem dużej grupy ludzi. Uczest­ni­czyły w nich dzie­siątki tysięcy ochot­ni­czek i ochot­ni­ków, a bada­łem w nich róż­no­rodne zagad­nie­nia, począw­szy od psy­cho­lo­gii kłam­stwa, przez wpływ, jaki strój oskar­żo­nych wywiera na wer­dykt orze­ka­ją­cych sędziów oraz sędzin, po usta­la­nie ceny wina poprzez jego kosz­to­wa­nie (tak, badani nie potra­fili odróż­nić dro­giego trunku od taniego).

Kilka lat temu zaan­ga­żo­wa­łem tysiące Bry­tyj­czy­ków do badań nad szczę­ściem. Psy­cho­lo­go­wie opra­co­wali wiele tech­nik wywo­ły­wa­nia tego uczu­cia i posta­no­wi­łem spraw­dzić, która z nich jest naj­sku­tecz­niej­sza. Dodat­kowo, mając na uwa­dze fakt, iż bada­nia dowio­dły, że szczę­ście roz­nosi się niczym zaraź­liwa cho­roba, a ludzie zara­żają się nią wza­jem­nie17, chcia­łem prze­te­sto­wać, czy tysiące szczę­śli­wych osób, niczym kata­li­za­tory, popra­wią nastrój całego spo­łe­czeń­stwa!

Przed roz­po­czę­ciem bada­nia zle­ci­łem son­daż bada­jący ów nastrój. Bio­rące w nim udział osoby miały okre­ślić swój poziom zado­wo­le­nia na sied­mio­punk­to­wej skali, na któ­rej jedynka ozna­czała „kom­pletny brak zado­wo­le­nia”, a sió­demka nastrój „bar­dzo rado­sny”. 40% bada­nych przy­znało sobie piątki, szóstki oraz sió­demki.

O pla­no­wa­nym bada­niu poin­for­mo­wały kra­jowe media. Osoby, które chciały w nim uczest­ni­czyć, mogły sko­rzy­stać ze strony inter­ne­to­wej pro­jektu. Zro­biło tak 26 tysięcy ludzi. Podzie­lono ich na różne grupy, a następ­nie popro­szono o wyko­ny­wa­nie okre­ślo­nych zadań, które miały ich uczy­nić szczę­śliw­szymi. Część uczest­ni­ków powta­rzała popu­larne ćwi­cze­nia bazu­jące na zasa­dzie „myśl o szczę­ściu” i prze­ży­wała ponow­nie w myślach rado­sne chwile z prze­szło­ści. Inni podą­żali za przy­kła­dem Jamesa i każ­dego dnia uśmie­chali się przez kilka sekund.

Po tygo­dniu badani logo­wali się na stro­nie pro­jektu i oce­niali poziom swo­jego szczę­ścia. Naj­więk­szy wzrost odno­to­wano w gru­pie, któ­rej uczest­nicy zmie­niali mimikę twa­rzy, co dowio­dło, że gene­ru­jąca emo­cje reguła „tak jakby” działa rów­nież poza labo­ra­to­riami, a wywo­ły­wane dzięki niej uczu­cia są silne i trwałe.

Po zakoń­cze­niu bada­nia prze­pro­wa­dzi­li­śmy kolejny son­daż bada­jący poziom szczę­ścia w spo­łe­czeń­stwie, ponow­nie wyko­rzy­stu­jąc sied­mio­punk­tową skalę. Tym razem w gór­nej połówce umie­ściło się 52% respon­den­tów. W spo­łe­czeń­stwie liczą­cym około sześć­dzie­siąt milio­nów ludzi sied­mio­pro­cen­towy wzrost prze­ło­żył się na ponad cztery miliony uszczę­śli­wio­nych osób. Czy zmiana była kon­se­kwen­cją naszego pro­jektu? Nie spo­sób odpo­wie­dzieć na to pyta­nie ze stu­pro­cen­tową pew­no­ścią, ale nie odno­to­wano pomię­dzy oboma son­dażami wystą­pie­nia czyn­ni­ków wpły­wa­ją­cych na nastrój, takich jak poprawa pogody, nagłe ulewy czy rela­cjo­no­wane w ser­wi­sach infor­ma­cyj­nych istotne wyda­rze­nia. Dla­tego uwa­żamy, że Wil­liam James pomógł pod­nieść na duchu cały naród!

3. Wartość zabawy

Wil­liam James uwa­żał, że wpływ na nasze poczu­cie szczę­ścia mają nie tylko uśmie­chy, lecz rów­nież inne ele­menty zacho­wa­nia, takie jak spo­sób poru­sza­nia i mówie­nia, które rów­nież oddzia­łują na emo­cje. Aby prze­te­sto­wać to zało­że­nie, naukowcy zaczęli spa­ce­ro­wać i roz­ma­wiać. Bada­nia wyka­zały, że ludzie posłu­gują się nie tylko ogra­ni­czoną liczbą min, lecz rów­nież spo­so­bów cho­dze­nia. Naukowcy wyod­ręb­nili sześć typów chodu. „Cho­dzia­rze” sta­wiają dłu­gie, sprę­ży­ste kroki, a do tego koły­szą rękoma w przód i w tył. Znaj­du­jący się na prze­ciw­nym końcu skali „prze­bie­ra­cze” robią krót­kie kroczki i nisko opusz­czają ramiona. Co cie­kawe, wyniki testów suge­ro­wały, iż przy­pi­su­jemy róż­nym spo­so­bom cho­dze­nia inne emo­cje. „Cho­dzia­rze” postrze­gani są jako osoby szczę­śliwe, a „prze­bie­ra­cze” jako smutne.

Psy­cho­lożka Sara Snod­grass z Uni­wer­sy­tetu Atlan­tyc­kiego na Flo­ry­dzie posta­no­wiła spraw­dzić, czy zmiana spo­sobu cho­dze­nia może wpły­nąć na samo­po­czu­cie18. Uda­jąc, że prze­pro­wa­dza bada­nie wpływu aktyw­no­ści fizycz­nej na pracę serca, pro­siła uczest­ni­ków, aby spa­ce­ro­wali przez trzy minuty na dwa różne spo­soby. Połowa robiła dłu­gie kroki, poru­szała ramio­nami i zadzie­rała głowy. Pozo­stali sta­wiali małe kroki, czła­pali i wpa­try­wali się we wła­sne stopy. Po odtwo­rze­niu Mon­ty­py­tho­no­wego ske­czu z Mini­ster­stwem Głu­pich Kro­ków badani oce­niali poziom wła­snego szczę­ścia. Wyniki wyka­zały dzia­ła­nie reguły „tak jakby” – osoby sta­wia­jące duże kroki okre­ślały się jako znacz­nie szczę­śliw­sze niż osoby czła­piące.

Reguła „tak jakby” uła­twia też zbli­że­nie ludziom, któ­rzy dopiero co się poznali. Sabine Koch z Uni­wer­sy­tetu w Heidel­bergu poświę­ciła się bada­niom nad wpły­wem ruchu na nasze umy­sły, a prze­pro­wa­dzone przez nią eks­pe­ry­menty z dzie­dziny psy­cho­lo­gii tańca wyka­zały, że ludzie odczu­wają więk­sze szczę­ście, kiedy poru­szają się w spo­sób płynny, a mniej­sze, gdy kro­czą w linii pro­stej lub wyko­nują gwał­towne ruchy19. Mając świa­do­mość, że więk­szo­ści z nas poru­sza­nie się niczym rącze gazele nastrę­czy trud­no­ści, sku­piła się na znacz­nie łatwiej­szej do wyko­na­nia czyn­no­ści – ści­ska­niu dłoni na powi­ta­nie.

Koch nauczyła grupę pomoc­ni­ków witać się na dwa spo­soby. Część robiła to w spo­sób płynny, pozo­stali potrzą­sali dło­nią gwał­tow­nie w górę i w dół. Zespół nie­ustra­szo­nych i dobrze wyszko­lo­nych „uści­ski­wa­czy” przy­wi­tał się następ­nie z ponad pięć­dzie­się­cioma uczest­ni­kami bada­nia. Po każ­dym uści­sku dłoni Koch pytała ochot­ni­ków, jak się czują. Wyniki były zaska­ku­jące. W prze­ci­wień­stwie do szorst­kiego potrzą­sa­nia płynne ruchy dłoni spra­wiały, że osoby badane dekla­ro­wały więk­sze poczu­cie szczę­ścia, odczu­wały bliż­szą więź z eks­pe­ry­men­ta­to­rami i oce­niały ich jako bar­dziej otwar­tych oraz sym­pa­tycz­nych. Spo­kojne uści­ski wymu­szały na uczest­ni­kach zacho­wa­nie koja­rzone ze szczę­ściem, co w kon­se­kwen­cji popra­wiało ich samopoczu­cie i spra­wiało, że bar­dziej sku­piali się na pozna­nych przed chwilą oso­bach.

Wyrwij się ze schematów myślowych

Jak ściskać dłonie na powitanie

Z badań Sabine Koch możemy sko­rzy­stać, kiedy chcemy zro­bić dobre wra­że­nie. Badaczka wyszko­liła swo­ich asy­sten­tów, by ści­skali dło­nie bada­nych na trzy „płynne” i trzy „gwał­towne” spo­soby, i odkryła, że wywie­rają one różny wpływ na ludzi. Jedno z „płyn­nych” powi­tań polega na uści­śnię­ciu dłoni dru­giej osoby i jej powol­nym uno­sze­niu oraz opusz­cza­niu. „Gwał­towne” przy­wi­ta­nie zakłada szyb­kie opusz­cze­nie dłoni, przy­trzy­ma­nie jej w tej pozy­cji i rów­nie nie­spo­dzie­wane jej unie­sie­nie. Począt­kowo ruchy te mogą się nam wyda­wać sztuczne i dziwne, ale prak­tyka sprawi, iż zaczniemy je wyko­ny­wać auto­ma­tycz­nie i natu­ral­nie. Sta­rajmy się powta­rzać „płynne” ruchy naj­wier­niej, jak możemy. Kiedy nabie­rzemy w tym wprawy, będziemy mogli wyko­rzy­stać nowo nabytą umie­jęt­ność do robie­nia dobrego wra­że­nia na pozna­wa­nych przez nas oso­bach.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. G.A. Mil­ler, Psy­cho­logy: The Science of Men­tal Life, Har­per Row, New York 1993. [wróć]

2. Więk­szość infor­ma­cji zawar­tych w tej czę­ści książki za: M. Hunt, The History of Psy­cho­logy, Double­day, New York 1993; R.D. Richard­son, Wil­liam James: In the Meal­strom of Ame­ri­can Moder­nism, Hough­ton–Mif­flin, New York 2006. [wróć]

3. G.A. Mil­ler, Psy­cho­logy: The Science of Men­tal Life, Har­per Row, New York 1962. [wróć]

4. Cytat za: G.R. Myers , Wil­liam James: His Life and Tho­ught, Yale Uni­ver­sity Press, New Haven 1986. [wróć]

5. W. James, Psy­cho­logy: Brie­fer Course, Henry Holt, New York 1892. [wróć]

6. W. James, The Prin­ci­ples of Psy­cho­logy, t. I, Henry Holt Co., New York 1890. [wróć]

7. P.S. Sny­der, R. Kauf­man, J. Har­ri­son, P. Maruff, Char­les Dar­win’s Emo­tio­nal Expres­sion „Expe­ri­ment” and His Con­tri­bu­tion to Modern Neu­ro­phar­ma­co­logy, „Jour­nal of the History of the Neu­ro­scien­ces”, 19, 2010, s. 158–170. [wróć]

8. W. James, The Gospel of Rela­xa­tion, „Scrib­ner’s”, 1899, s. 499–507. [wróć]

9. Więk­szość infor­ma­cji zawar­tych w tej czę­ści książki za: J.D. Laird, Feelings: The Per­cep­tion of Self, Oxford Uni­ver­sity Press, New York 2007. [wróć]

10. R.B. Zajonc, S.T. Mur­phy, M. Ingle­hart, Feeling and facial effe­rence: impli­ca­tions of the vascu­lar tho­ery of emo­tion, „Psy­cho­lo­gi­cal Review”, 96 (3), 1989, s. 395–416. [wróć]

11. R.J. Lar­sen, M. Kasi­ma­tis, K. Frey, Faci­li­ta­ting the fur­ro­wed brow: An unob­tru­sive test of the facial feed­back hypo­the­sis applied to unple­asant affect, „Con­gin­tion and Emo­tions”, 6, 1992, s. 321–328. [wróć]

12. F. Strack, L.L. Mar­tin, S. Step­per, Inhi­bi­ting and faci­li­ta­ting con­di­tions of the human smile: A nonob­tru­sive test of the facial feed­back hypo­the­sis, „Jour­nal of Per­so­na­lity and Social Psy­cho­logy”, 54, 1988, s. 768–777. [wróć]

13. R.W. Leven­son, P. Ekman, W.V. Frie­sen, Volun­tary facial action gene­ra­tes emo­tion-spe­ci­fic auto­no­mic nervous sys­tem acti­vity, „Psy­cho­phy­sio­logy”, 27 (4), 1990, s. 363–384. [wróć]

14. R.W. Leven­son, P. Ekman, K. Heider i in., Emo­tion and auto­no­mic nervous sys­tem acti­vity in the Min­nan­ka­bau of West Suma­tra, „Jour­nal of Per­so­na­lity and Social Psy­cho­logy”, 62 (6), 1992, s. 972–988. [wróć]

15. J.S. Fein­stein, R. Adol­phs, A. Dama­sio i in., The Human Amyg­dala and the Induc­tion and Expe­rience of Fear, „Cur­rent Bio­logy”, 21, 2010, s. 34–38.[wróć]

16. T.W. Lee, O. Jose­phs, R.J. Dolan i in., Imi­ta­ting expres­sions: Emo­tion-spe­ci­fic neu­ral sub­stra­tes in facial mimi­cry, „Social Cogni­tive Affec­tive Neu­ro­science”, 1, 2006, s. 122–135. [wróć]

17. A. Hill, D. Rand, M. Nowak i in., Emo­tions as infec­tious dise­ases in a large social network: the SISa model, „Pro­ce­edings of the Royal Society B: Bio­lo­gi­cal Scien­ces”, 277 (1701), 2010, s. 3827–3835. [wróć]

18. S.E. Snod­grass, J.G. Hig­gins, L. Todi­sco, The Effects of Wal­king Beha­vior on Mood, refe­rat wygło­szony na kon­wen­cji Ame­ry­kań­skiego Towa­rzy­stwa Psy­cho­lo­gicz­nego, 1986. [wróć]

19. S.C. Koch, Basic body rhy­thms and embo­died inter­cor­po­ra­lity: From indi­vi­dual to inter­per­so­nal move­ment feed­back, w: The impli­ca­tions of embo­di­ment: Cogni­tion and com­mu­ni­ca­tion, red. W. Tscha­cher, C. Ber­gomi, Imprint Aca­de­mic, Exe­ter 2011, s. 151–171. [wróć]