30,00 zł
Zwykli żołnierze i ich dowódcy uczą się błędach... albo wracają do domu na tarczy. Ten tom serii WZORCE jest zbiorem historycznych relacji i opisów operacji militarnych. Autorzy to praktyk, były oficer GROM-u oraz teoretyk, lubujący się w zabawie myślami i ideami. W tandemie stworzyli almanach przykładów pozytywnych i negatywnych, które każdy żołnierz i oficer, ale także miłośnik historii wojskowości, powinien mieć z tyłu głowy.
„Lubię generałów, którzy mają szczęście!”
Te słowa Napoleona najlepiej opisują zespół cech, które powinien przejawiać dowódca zwyciężający w bitwach. Postronni zwykle nie rozumieją technik i sztuczek, z których „szczęśliwiec” buduje swoją drogę ku zwycięstwu. Autor Sztuki wojny pisze:
„Niechaj dostrzeże świat cały mą zwycięzcy Formę, nikomu zasię Formy poznać nie wolno, przez którą do zwycięstwa dotarłem”.
W tej książce autorzy pokazują wszystkie aspekty zwycięstw i porażek tak, aby czytelnik mógł, niczym starożytny chiński Mistrz Wojowania, osiągnąć nadludzkie dostrojenie się do rytmu pola bitwy… i mieć szczęście za każdym razem.
HISTORYCZNE BITWY i operacje wojskowe
Dziesiątki przykładów, kontrprzykładów oraz ich analizy
Jak zwycięzcy i przegrani rozumieli własny sukces i porażkę? Jak rozumiemy je my – wyposażeni we współczesne koncepcje i perspektywę czasu? W formułowaniu odpowiedzi wspomagają czytelnika dwaj specjaliści: Planista GROM-u, a przy tym ekspert ds. bezpieczeństwa oraz miłośnik historii wojskowości parający się filozofią konfliktu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 292
Pełna lista książek Piotra Plebaniaka znajduje się tutaj.
Zakupu książek Andrzeja Kruczyńskiego można dokonać tutaj.
Andrzej Kruczyński · Piotr Plebaniak
Planowanie, improwizacja i fortele na polu bitwy
Tom 1
Wydawnictwo Chiron
Kraków 2023
Copyright by Piotr Plebaniak, 2021–2023.
Copyright for the Polish edition by Andrzej Kruczyński, Piotr Plebaniak, 2023.
© All rights reserved.
Informacja redakcyjna:
Z uwagi na m.in. kwestię praw majątkowych do wydań zagranicznych współautorzy uzgodnili, że niniejsza książka ukaże się w dwóch wersjach okładkowych, z których jedna będzie dostosowana do serii Wzorce (wskazany tylko jeden ze współautorów –Piotr Plebaniak), a druga (w tym oprawa twarda, wskazani obaj współautorzy) – nie.
Pełny tytuł
Wzorce zwyciężania. Planowanie, improwizacja i fortele na polu bitwy. Tom I
Konsultacja specjalistyczna
Michał Stachyra
Autorzy tekstów gościnnych
gen. Waldemar Skrzypczak, dr Radosław Sikora, płk Maciej Stachyra
Redakcja merytoryczna i ujednolicenie stylistyczne tekstów
Piotr Plebaniak
Ilustracja na okładce
Łukasz Matuszek
Opracowanie map i rycin oraz zdjęcia (jeśli nie opisano inaczej)
Piotr Plebaniak
Wydawca
Wydawnictwo Chiron
Wydanie I (druk symbol 31117)
ISBN 978-83-965180-2-6 (Tom 1, oprawa miękka)
ISBN 978-83-965180-3-3 (Tom 1, e-book)
ISBN 978-83-965180-7-1 (Tom 2, oprawa miękka)
ISBN 978-83-969971-1-1 (Tom 2, e-book)
ISBN 978-83-969971-0-4 (Tom 1 i 2 łącznie, oprawa twarda)
ISBN 978-83-969971-2-8 (Tom 1 i 2 łącznie, e-book)
Informacja o dystrybucji
[email protected]; https://chiny.pl/ksiazki
Armia, której zwycięstwo jest pisane, pierwej zwycięża, potem zaś dopiero o stoczenie bitwy się stara.
Armia zasię na klęskę skazana pierwej wdaje się w walkę, a dopiero w boju nadziei zwycięstwa szuka.
Sun Zi IV.15
System odnośników i konwencje użyte w książkach serii „Wzorce”
Oświadczenie autorów tekstów goszczących
Oświadczenie współautorów
Podziękowania
Błogosławiona wojna
Część I TEORIA ZWYCIĘŻANIA
Temat I Niematerialne parametry zdolności do zwyciężania
Filozofia budowania przewagi koncepcyjnej
Zaburzanie percepcji przeciwnika
Fortel: teoria i praktyka
Przypadek i planowanie
Kształtowanie zdolności do rekonceptualizacji modelu mentalnego
Budowanie tradycji formacji wojskowej
Temat II DOSTROJENIE DO POLA WALKI
Przetwarzania danych zmysłowych na zdolność przetrwania
Debriefing i fałszowanie raportów
Dekryptaż
O poruszaniu dużymi jednostkami
Radar
Pocisk Minié i taktyka w wojnie secesyjnej
Drednoty
Temat IV NA POZIOMIE TAKTYCZNYM: Rajdy sił specjalnych
Znaj siebie i znaj przeciwnika
Atak na Eben-Emael
„Eagle Claw”. Teheran 1980
Rajd na Gran Sasso (1943)
Rajd na dok w Saint-Nazaire (1942)
Zabić Yamamoto!
Rajd na niemieckie tamy w Zagłębiu Ruhry (1943)
Rajd na Entebbe (1976)
Wypad Hamasu (2023)
Temat V BITWY I OPERACJE
Diu (1509)
Rajd na Dieppe: 19 sierpnia 1943 roku
Jak zdobywać Moskwę?
Temat VI WYBITNI DOWÓDCY I WODZOWIE
Sekret zwycięstw Thomasa Jacksona
Orde Wingate
Aneks
Słowo o znaczeniu elementów symbolicznych i nawiązań do popkultury
Spis ramek specjalistycznych
Spis map i planów bitew
Indeks chronologiczny przywołanych ilustracji historycznych
Wybrana bibliografia oraz lektury polecane
‡36.II.4.C — Odwołanie do innego tomu serii Wzorce. „36” to 36 forteli, „SW” to Sun Zi i jego Sztuka wojny, „SP” — Siły psychohistorii (wyd. II), „PG” — Prawidła geopolitycznej gry o przetrwanie”, „WD” — Wzorce Dowodzenia (wyd. 2024), „SK” — Siły i kontrsiły (wydanie planowane na 2024).
Pojęcia i koncepcje kluczowe są wyróżnione podwójnie: kursywą i podkreśleniem (np. Moc). Ich indeks znajduje się na końcu książki. Wyjaśnienia wybranych pojęć znajdują się w eseju na s. 39.
W passusach i cytatach: pogrubienia czcionki oraz komentarze w nawiasach kwadratowych, jeśli nie zostały oznaczone inaczej, pochodzą od autorów.
Współautorzy w kilku miejscach zdecydowali, by zaznaczyć indywidualne, jednoosobowe autorstwo wypowiedzi – z poszanowania kwestii potencjalnie rozbieżnych poglądów. Niektóre opinie i wątki zostały więc oznaczone inicjałami – AK lub PP.
Autorzy esejów oraz osoby udzielające wywiadów zamie- szczonych w niniejszej pracy oświadczają, że publikacja ich wypowiedzi nie ma żadnego związku z poglądami ani przekonaniami pozostałych osób zaproszonych do współtworzenia tomu oraz autora tomu. Autorzy ci zgodzili się na złożenie swojego tekstu lub udzielenie wywiadu bez wiedzy o tożsamości innych współautorów oraz finalnej formy książki. Kierowali się wyłącznie motywacją dodania wkładu w wartość merytoryczną dzieła, które Czytelnik ma w ręku.
Obaj współautorzy tomu oświadczają, że wszelkie zbieżności bądź rozbieżności poglądów, w tym forma obecności w przestrzeni publicznej, nie były kryterium zaproszenia osób trzecich do zabrania głosu w niniejszej książce. Jedyne kryterium przy podejmowaniu decyzji stanowiła udokumen- towana aktywnością publiczną kompetencja autora w jego specjalności oraz jego gotowość do wzbogacenia tomu o swoją wiedzę ekspercką. Wszelkie domniemania co do istnienia klucza decyzyjnego innego niż merytoryczny, scharakteryzowany powyżej, nie mają podstaw – mogą być interpretowane jako naruszenie dóbr osobistych.
Obaj współautorzy tomu z osobna oświadczają, że nie utożsamiają się ze wszystkimi poglądami i wizjami świata, jakie prezentują w niniejszej książce inne zaproszone osoby, opisywane postacie historyczne ani drugi ze współ- autorów. Obaj współautorzy proszą o kontakt w celu autoryzowania wypowiedzi, opinii lub twierdzeń odnośnie powyższych kwestii. Dane kontaktowe znajdują się na stronie redakcyjnej (s. 4).
Zadania pisarskie przy powstawaniu niniejszego tomu współautorzy podzielili zgodnie ze specjalizacją, kompetencją eksperckiej i zainteresowaniami. Przykładowo, wkładem A. Kruczyńskiego jest doświadczenie w zakresie funkcjonowania jednostek specjalnych, zaś P. Plebaniaka – specjalizacja w bardziej filozoficznym podejściu do natury konfliktów, a konfliktów militarnych w szczególności.
Współautorzy informują, że z uwagi m.in. na kwestie praw autorskich do wydań zagranicznych oraz potrzeby czytelników kolekcjonujących kolejne tomy serii Wzorce, zdecydowali o publikacji niniejszej pozycji w dwóch edycjach z różnymi wersjami okładki: jedna z nich prezentuje wyłącznie jednego autora tomu, a druga – nazwiska obu współautorów. Zawartość wydań obu edycji jest identyczna. Dodatkowo, każde dwa kolejne tomy w oprawie miękkiej będą publikowane także w obrębie jednego tomu w oprawie twardej (na przykład tom 1 oraz 2 zostaną połączone w oprawie twardej. Za ewentualne utrudnienia i nieporozumienia gorąco przepraszamy.
Wojna to sfera ludzkiej aktywności, w której o przetrwaniu w największym stopniu decyduje zdolność do patrzenia na stan spraw w sposób maksymalnie bezstronny i nieobciążony czynnikami pozamerytorycznymi (m.in. dystansem władzy czy rangami). W tej, jak w żadnej innej aktywności kurczowe trzymanie się złudzeń czy ulubionych teorii prowadzi bezpośrednio do porażki. Porażki często poniżającej, ale jeszcze częściej nieuniknionej.
Z tych powodów nasze podziękowania w pierwszej kolejności składamy tym historycznym dowódcom i żołnierzom, którzy zbudowali w sobie zdolność i mentalność do działania w sposób pozwalający sobie oraz innym uczyć się na własnych błędach. Cechą szczególną takich dowódców jest nie tyle zdolność do podejmowania nieszablonowych decyzji, ale przełamania inercji koncepcyjnej panującej w obiegu informacji po własnej stronie.
Już normalne podziękowania kierujemy ku osobom, których pomoc i krytyczne uwagi pozwoliły uporządkować treść tego tomu tak, aby niósł on w sobie największą możliwą dawkę pożytecznej wiedzy.
Poznawanie często zupełnie rozbieżnych opinii i wizji, poddanych krytycznej analizie, jest bezcennym ćwiczeniem intelektualnym, które wyrabia i mi, i czytelnikom książek P. Plebaniaka zdolność krytycznego myślenia i emocjonalnego dystansowania się od spraw, które o naszej zdolności do przetrwania i osiągnięcia zwycięstwa.
Mamy nadzieję, że rezultatem tej całej aktywności filtro- wania narracji będzie obraz mentalny możliwie najbardziej zbliżony do narracji skrajnie kontrowersyjnej – prawdy.
Andrzej Kruczyński oraz Piotr Plebaniak Warszawa–Tajpej, wrzesień 2023
Ta książka jest studium zdolności organizacji militarnych do dostrajania do środowiska oraz uczenia się – zwłaszcza poprzez kopiowanie skutecznych metod oddziaływania bojowego od przeciwnika. Książka jest też repozytorium przykładów dobrych i złych praktyk w dowodzeniu i planowaniu akcji wojskowych.
Najogólniej, armia to narzędzie przemocy w rękach źródła woli politycznej i geopolitycznej. Armia to narzędzie narzucania woli innym oraz instrument zabezpieczający własne przetrwanie. Wódz, władca lub rząd używają armii do zniszczenia podobnych narzędzi w dyspozycji swoich przeciwników – zwykle konkurentów chcących uzyskać dostęp tych samych zasobów materialnych.
Zwykle konfrontacja dwóch woli geopolitycznych za pomocą działań militarnych (armii) to gra o sumie zerowej, tj. taka, w której zysk jednej strony następuje kosztem drugiej. W wersji minimum takiej wizji przynajmniej jedna ze stron postrzega konflikt w takich właśnie kategoriach, co staje się siłą napędową konfliktu między stronami, eskalującą go do poziomu wojny.
Każda armia, zarówno w rozumieniu sił zbrojnych danego państwa lub armii sunącej na spotkanie nieprzyjaciela, jest homeostatem: przetwarza zasoby na osiągnięcie zwycięstwa. Przetwarza energię i inne zasoby na zdolność oddziaływania i przetrwania własnego, i państwa, którego trwanie zabezpiecza. Ale armia, a ogólnie jednostki wojskowe traktowane jako homeostaty mają inną cechę: ulepszają proces podejmowania decyzji i uczą się. Armia oraz każda wydzielona z niej jednostka organizacyjna to przede wszystkim zorganizowane zbiorowisko ludzi realizujące jasno zdefiniowane zadania. Sukces takich kooperujących grup ludzkich sprowadza się w swojej istocie do rozwiązania jakiegoś problemu.
Zdolność uczenia się to zdolność nabywania nowych umiejętności i wdrażania innowacyjnych instrumentów oddziaływania. To zdolność dostosowania się do oddziaływań przeciwnika tak, aby jego skuteczność lub inwencja została zniwelowana. Tak pojmowana zdolność uczenia się w swoim najgłębszym, filozoficznym niemal sensie jest zdolnością generowania antykruchości.
W kontekście ewolucji kulturowej na poziomie społecz- ności ludzkich, kluczem, by podsumować koncepcję antykruchości, była i jest zdolność do kolektywnego uczenia się zachowań prowadzących do przetrwania. Jeśli Czytelnik chciałby pełniej zrozumieć tak zarysowaną filozofię wojny, odsyłam go do lektury czterech książek, których główne, wręcz rewolucyjne idee omawiam w Siłach psychohistorii. Wizje zawarte w owym tomie są kompilacją spostrzeżeń o nadzwyczajnej wadze dla rozumienia zarówno wojny i natury ludzkiej, jak i wszelkiej działalności państwo- i imperiotwórczej. Wypracowali je wybitni antropolodzy, prymatolodzy, psycholodzy, socjolodzy oraz mistrzowie prowadzenia wojen, badający ewolucję gatunku homo sapiens – nie tylko biologiczną, ale i kulturową. Bez tego fundamentu koncepcyjnego – przekonałem się na własnej skórze – nie ma i co marzyć o zrozumieniu tego, czym jest wojna i jak należy wojny i bitwy wygrywać.
Pierwsza z polecanych książek to Ultrasociety Petera Turchina, o podtytule który niemal wystarczy za lekturę samej książki: „Jak dziesięć tysięcy lat wojny uczyniło ludzi najskuteczniejszymi kooperatorami na Ziemi”. Drugą jest tegoż autora Wojna i pokój, i wojna. Autor opisuje w niej mechanizm cykliczności wzrostów i upadków imperiów, mocarstw oraz narodów. Nieuchronne wzrastanie ku wielkości i równie nieuchronny upadek wykuwane są w zaklętym cyklu generowania spójności społecznej. Istotą tej spójności jest wedle autora wymuszona indoktrynacją (procesem socjalizacji), obyczajowością i presją do kolektywnego przetrwania zdolność jednostek do samopoświęcania się dla dobra kolektywnego.
Dopełnieniem tej „apoteozy wojny” jest książka Iana Morrisa War! What is it Good For? (pol. „Wojna! Do czego jest dobra?”). Ostatnią pozycją dopełniającą ten nieco eklektyczny pakiet wizji jest The WEIRD-est People in the World antropologa Josepha Henricha. Opierając się na tytanicznej pracy własnego międzynarodowego zbioru współbadaczy, Henrich w wizjonerski sposób opisuje fascy- nujące konsekwencje nietypowego przebiegu podwójnej ewolucji kulturowej i genetycznej, jaka ukształtowała m.in. zdolność do kooperacji i ultrakooperacji u Europejczyków, ale także mieszkańców innych zakątków ziemi. Centralną ideą, tkanką wizji Henricha, jest ta sfera naszego oprogramowania kulturowego, które odpowiada za zdolność homo sapiens do ultrakooperacji (patrz dalej).
Dopiero na fundamencie wizji i idei zawartych w powyższych czterech dziełach można w użyteczny sposób przywołać koncepcję kluczową dla niniejszej książki – antykruchość. To cecha systemów złożonych (ang. complex systems), a przede wszystkim homeostatów, a więc m.in. organizmów biologicznych czy państw. Cecha ta to zdolność „uczenia się”, tj. wytwarzania odporności na czynniki destrukcyjne. Koncepcja została ukuta przez Nassima Taleba na użytek jego książki o tymże tytule1. Posługując się przykładem samego Taleba, porcelanowa filiżanka, uderzona młotkiem, rozpadnie się na drobne kawałki – jest krucha. Kubek stalowy pod tym samym działaniem odkształci się, a gumowy – wróci do poprzedniego kształtu. Te dwa ostatnie są po prostu odporne (ang. resilient).
Systemy antykruche (ang. antifragile) są zdolne do czegoś jeszcze innego: czynnik destrukcyjny sprawia, że wytwarzają one odporność na kolejne oddziaływania tego czynnika. Do tego służy zwierzętom układ immunologiczny, a współczesnym ludziom szczepionki. Społecznościom ludzkim poddanym koewolucji kulturowo-genetycznej – adaptacja nowych wzorców zachowań (norm prawnych, obyczajowości, metod motywowania) służy do generowania zdolności przetrwania. Przetrwania kolektywnego.
Zasada działania czynników takich jak szczepionki i łagodnie przechodzone choroby (o niskiej szkodliwości) polega na indukowaniu odporności na toksyny lub mikroorganizmy chorobotwórcze. Odnosząc się do idei Turchina, wojny sprawiają, że organizacja społeczna staje się odporna na czynniki destrukcyjne. Nabywają tę zdolność przez wytworzenie obyczajowości, mentalności czy instytucji regulujących życie społeczne. Ich adaptacja do czynników destrukcyjnych zwiększa spójność społeczną, zdolność do zachowań kooperacyjnych i inne parametry uczestniczącej w konflikcie społeczności.
Antykruchość to jedna z konstytucyjnych cech wszelkich homeostatów. Mając te pojęcie wśród koncepcji, za pomocą których rozumiemy świat i wpływamy na niego, możemy radykalnie przebudować obraz mentalny, za pomocą którego patrzymy na świat i oddziałujemy na bieg rzeczy.
Przełóżmy teraz koncepcję antykruchości do sfery starcia militarnego, starcia dwóch armii. Epickie starcie sowieckiej i niemieckiej machiny wojennej na teatrze frontu wschodniego w latach 1941–1945 może być interpretowane jako akt ewolucji kulturowej, w którym obie strony budują zdolność bojową, strategię i taktykę tak, aby antykruchość wbudować w strukturę własną, a usunąć ją ze struktur funkcjonowania przeciwnika.
Mówiąc ludzkim, mniej fikuśnym językiem, starcie zbrojne ma zwiększyć nasz spójność społeczną, współdziałania rodzajów sił zbrojnych, a w rezultacie naszą zdolność do skutecznego zwalczania przeciwnika. Tamtego zaś trzeba pozbawić zdolności uczenia się na błędach, rozpoznawania nowych reguł przetrwania na polu walki (nowych taktyk, nowych broni). Ma być głupi i zginąć z naszej ręki głupi.
Antykruchość to cecha systemu pozwalająca nabywać odporność, kontr-taktykę lub umiejętność adaptacji do destrukcyjnych bodźców. Antykruchość to zdolność podpatrywania taktyki i strategii przeciwnika. To początkowe sukcesy niemieckiej taktyki wojny błyskawicznej, a potem zmniejszenie jej skuteczności – przeciwnik nauczył się ją kontrować i wykorzystywać. Przestał dawać się zaska- kiwać. Nabrał odporności. Wygenerował antykruchość.
Mogę tu pokusić się o sformułowanie maksymalnie ogólnej definicji zwycięskiego posunięcia, nawiązując do starożytnego motta całej niniejszej książki:
Stworzyć warunki do zwycięstwa to sprawić, aby przeciwnik utracił lub nie był w stanie wykoncypować kontrtaktyki czy wygenerować zdolności do wykształcenia skutecznej kontrsiły.
W starożytnym traktacie Sztuka wojny Mistrz Wojowania to parający się zarządzaniem i posługiwaniem armią taoistyczny Święty Mąż. Taki mistrz planuje posunięcia uwzględniając prawa natury, których przeciwnik nie przyswoił lub nie dostrzega.
Oprócz pojęcia Mocy, a więc operowania motywacją zbiorowisk ludzkich takich jak narody czy armie, drugą z trzech kluczowych koncepcji traktatu jest Bezforemność, czyli ukrycie swojej Formy tak, aby przeciwnik nie zdołał wykoncypować kontrtaktyki lub pokrzyżować planów atakującego. Trzecią koncepcją jest, upraszczając, atakowanie Pustki za pomocą Pełni. Przełóżmy te starożytne maksymy na wizję uczenia się i pozyskiwania antykruchości:
Atakujący metodą brutalnej siły inwestuje. Powiększa ponoszony wydatek energetyczny celem wygenerowania większej siły uderzenia. Mistrz Wojowania użyje ułamka tego wysiłku – sprawi, że przeciwnik utraci zdolność obrony przed ciosem lub zasoby niezbędne do odbudowy strat.
Prostym językiem:
Mistrz Wojowania pozbawia przeciwnika zdolności do antykruchości.
Oto esencja nauk Sun Zi zapisana językiem nie starożytnych metafor, a za pomocą dorobku koncepcyjnego skumulowanego przez ostatnie dwa tysiąclecia. Powyższą ogólną zasadę można wykryć w niemal każdym systemie czy filozofii walki. Weźmy najbanalniejszy przykład. Co robi uczestnik walki w systemie judo? Ma przed sobą przeciwnika stojącego stabilnie i pewnie, odpornego na wykonanie nim rzutu. Co trzeb zrobić? Pozbawić go tej odporności – sprawić, że jego środek ciężkości przesunie się. Można więc sprowokować go do ataku, pchnąć, pociągnąć ku sobie.
Ogólne prawidło ataku:
Spraw, by atakowany utracił antykruchość. Niech nie uczy się na swoich błędach.
Niech twój atak nie nauczy go, jak obronić się przed repetą. Alternatywnie: ukrywaj akt agresji, by nie uruchomić mechanizmów obronnych i odpowiedzialnych za nabycie odporności.
Najskuteczniejszą formą tak pojmowanego ataku jest zaburzyć funkcjonowanie atakowanego systemu. Atakującemu ma przyświecać następujący cel: zwiększyć prawdopodobieństwo pojawiania się w systemie przeciwnika zaburzających homeostazę zjawisk emergentnych (ogólnie: niezwykle mało prawdopodobnych), których nie da się ani przewidzieć, ani kontrolować za pomocą wcześniej wypracowanych i oswojonych praktyk i narzędzi zapewniających przetrwanie.
W eseju o filozofii stosowania forteli (s. 73) zajmiemy się zjawiskami nieprzewidywalnymi dwóch typów: zjawiskami emergentnymi i czarnymi łabędziami. W służbach specjalnych państw i innych podmiotów istnieją całe sekcje ludzi główkujących właśnie nad taką filozofią ataku i zwyciężania, w wyniku których przeciwnik wystawiony jest na zdarzenia, na które nie ma wypracowanej metody reagowania. Wspomniani eksperci z pewnością skwapliwie potwierdzą – tajemniczo się uśmiechając – że tak po prawdzie ataki na antykruchość to esencja ich codziennej pracy koncepcyjnej.
Ale równie ważną esencją pracy służb i żołnierzy, których zadaniem jest stawienie czoła wrogom, jest po prostu zdolność uczenia się od przeciwnika. Przejmowania jego taktyki, pomysłów na wykorzystanie broni w nowatorski, bardziej efektywny lub zaskakujący sposób. Środowisko starcia konwencjonalnego to źródło najsilniejszych zachęt do wypracowania otwartej głowy – tą zachętą są świszczące nad głową kule.
Uczenie się od pogardzanego i znienawidzonego przeciwnika to najwyższa forma pokory, a jednocześnie konieczność wynikająca z potrzeby fizycznego przetrwania na polu walki. W zgromadzonym w naszej cywilizacji repozytorium relacji historycznych znajdziemy takie ciekawostki militarne jak wykorzystanie jerrycans przez aliantów w trakcie kampanii w Afryce w czasie II wojny światowej2. Niemieckie oryginały były po prostu lepsze – nie przeciekały, trudniej było je uszkodzić. Brytyjczycy, których własne kanistry były przeważnie jednorazowego użytku, nie brzydzili się „złym bo niemieckim” kanistrem. Używali wszystkich zdobycznych sztuk, które tylko wpadły im w ręce.
Innym rozdziałem historii uczenia się na polu walki jest kolektywny wysiłek inżynierów i naukowców pracujących dla walczących ze sobą ośrodków geopolitycznych. Pchali oni do przodu rozwój broni pancernej. Pochylenie pancerza jako zwiększenie ich efektywnej grubości i cecha zwiększająca szansę na rykoszetowanie pocisków litych. W niemieckich czołgów w pierwszej fazie II wojny światowej nie był stosowany. Pomysł tego rozwiązania nie był niemiecki – był rosyjski. Został skwapliwie wykorzystany przez konstruktorów niemieckich, gdy tylko wpadły im w ręce pierwsze egzemplarze czołgów T-34 zdobytych w czasie operacji „Barbarossa”.
Prowadzony w czasie II wojny światowej wyścig technologiczny narzucał bardzo wyrafinowane zasady bezpieczeństwa. Ludzie mający dostęp do kluczowych technologii mieli zakaz pojawiania się na lub nad terytorium wroga. Torturowani, mogli zdradzić kluczowe myki decydujące o przewadze w walce lub zdolności uzyskania zaskoczenia. Przykładem opisanym w eseju o rajdzie na Dieppe (s. 285) była misja zbadania nowego modelu niemieckiej stacji radiolokacyjnej. Sierżant RAF, któremu powierzono to zadanie, miał ze sobą kapsułkę cyjanku. Miał popełnić samobójstwo tak, aby Niemcy nie zdołali wydobyć z niego torturami wiedzy eksperckiej. Dodatkowo, sekcja żołnierzy mająca wywalczyć mu drogę do instalacji działała pod ścisłymi rozkazami, by nieszczęsnego technika w razie zagrożenia wzięciem do niewoli zastrzelić.
Gdy z pobudek sentymentalnych wracam czasem do lektury ulubionych pozycji serii Żółty Tygrys, z szerokim uśmiechem dostrzegam kolosalne różnice w moim własnym postrzeganiu. Pozornie błahe opisy, komentarze czy dłuższe rozważania nad skutecznością oddziaływań bojowych widzę zupełnie nowymi oczami. Nad dziecięcą wersją mojej osoby góruję przewagą koncepcyjną i po prostu dostrzegam wcześniej niewidzialne aspekty tego, co wcześniej uznałem za sprawy oczywiste i nie wymagające rewizji.
A najważniejszą z tych rzeczy jest dążenie ku temu, aby nasz przeciwnik nie uczył się nowych rzeczy i nie naby- wał nowych zdolności oddziaływania – nie zwiększał swojej antykruchości.
Impresja pierwsza. Nie istnieje sytuacja generująca silniejszą motywację do innowacji jak walka o fizyczne przetrwanie. Na poziomie indywidualnej istoty ludzkiej, sytuacją najbardziej sprzyjającą generowaniu motywacji jest walka o własne życie.
W chwili, gdy kule wystrzelone przez przeciwnika świszczą nad głową czy wbijają się w parapet przeszkody, za którą żołnierze próbują się rozpaczliwie ukryć, uaktyw- niają się prawa zupełnie różne od tych, które są częścią zwykłego życia społecznego. Już w bardzo wczesnym wieku dziecięcym spostrzegłem różnicę, którą i wtedy i obecnie uważam za najważniejszą.
W zwykłym życiu mamy bardzo, ale to bardzo duży margines bezpieczeństwa, których chroni nas od konsekwencji błahych pomyłek. W życiu na linii frontu kulkę można dostać za nieopatrzne nieuważne wychylenie się ponad krawędź okopu3. Ogólnie, każde odstępstwo od procedury, od wbijanych nam do głowy instrukcji i wyjaśnień, kończy się tym, że ktoś ginie.
Wojna to wielka szkoła samodyscypliny i koncentracji. Z tej szkoły, przynajmniej w czasach historycznych, żywi i jakby lepsi, wychodzą ci, których odsiał przypadek, instynkt przeżycia i przytomność umysłu. Wojna sprawia, że obrośnięci balastem zbędnych mniemań, złudzeń i błędnych percepcji nagle pozyskujemy zdolność dostrojenia się do środowiska, w którym przyszło nam się znaleźć. Ci, którzy dostroić się nie zdołają – zginą. To trochę w myśl słynnego spostrzeżenia Ralpha W. Emersona, które słyszymy w filmie Szeregowiec Ryan:
Wojna wyostrza zmysły, budzi siłę charakteru, doskonali konstrukcję fizyczną, a w krytycznych momentach doprowadza ludzi do tak szybkiego i bliskiego zderzenia, że człowiek zaczyna być godny tego miana.
Impresja druga. Wojna kształci dyscyplinę i odpowiedzialność osobistą. To dwie cechy oprogramowania kulturowego, które z dzisiejszej perspektywy rozpoznaję jako kluczowe cechy pożytecznego członka społeczności. Cechy te należy wpajać w dorastające dzieci od kołyski. Społeczność, która zaniedbuje o tej regule przetrwania, popadnie w bezradność i bezsiłę. Zostanie podbita.
Seria Wzorce, a już szczególnie niniejsza książka o dobrych i złych praktykach na polu walki, ma pewną bardzo odległą inspirację w postaci epizodu z – jak już wspomniałem – mojego skomplikowanego dzieciństwa. Epizodem tym był atak histerii, którego doznałem mając lat bodaj dwanaście czy trzynaście podczas lektury Opowieści o pilocie Pirxie Stanisława Lema.
W „Opowiadaniu Pirxa” bohater jest dowódcą kosmolotu wewnątrzukładowego, którego załoga jest, mówiąc oględnie, modelowym przykładem mentalnej degrengolady, a przy tym zapada gremialnie na świnkę. Słowem, opowiadanie winno nosić tytuł „Czeski film w kosmosie”. W apogeum trwającej tygodniami kosmicznej nudy statek natyka się na niezwykle rzadkie zjawisko – wielki rój meteorów pozaukładowych, mknących na wskroś Układu Słonecznego. Wśród meteorów majestatycznie sunie wrak monstrualnego pojazdu kosmicznego, mający może miliony, a może setki milionów lat. Pirx gorączkowo zapisuje parametry kursu giganta, by wysłać je do bazy floty. To bodaj największe i najdonioślejsze odkrycie w historii ludzkiej rasy. Gdy majestatyczny obiekt znika z zasięgu instrumentów okazuje się, że w rejestratorze, do którego Pirx wysyłał parametry kursu, poprzedni wachtowy zapomniał założyć świeżą rolkę taśmy. No i co zrobisz? I komu?
Dużo czasu minęło, zanim rodziciel doprowadził mnie do stanu pozwalającego nawiązać kontakt. Ale nauka nie poszła w las. Stała się kluczową inspiracją dla skompono- wania w spójną całość koncepcji oprogramowania kulturowego, której skróconą wizję tu z pułkownikiem Kruczyńskim opisujemy i zaopatrujemy w przykłady zaczerpnięte z historii wojskowości.
Samodyscyplina, koncentracja, samoświadomość (znajomość swoich słabych stron i niedostatków). To te cechy naszej mentalnej konstrukcji decyduj o naszym zwycięstwie i sukcesie – na poziomie indywidualnym i zbiorowym. Te cechy, co wiele autorytetów w branży psychologii i socjologii z rozmysłem lub z prostej ignorancji prze- milcza, są przekazywanym z pokolenia na pokolenie wytworem ewolucji kulturowej. Ciągłość tego przekazu wiedzy i praktyk jest warunkiem naszego przetrwania.
Nie ma innej koherentnej grupy ludzi, dla której te ideały i wzory są ważniejsze, niż sunąca ku wrogowi jednostka wojskowa. Tak właśnie narodziła się idea niniejszej książki.
Cywilizacja to otoczka bezpieczeństwa, która zabezpiecza nas kokonem przed konsekwencjami naszych błędów, chwilowych niedyspozycji, nieostrożności i niewiedzy, mniej lub bardziej przelotnej głupoty. Przed niedostatkami koncentracji i samodyscypliny. Stulecia gromadzenia wiedzy i dostęp do olbrzymich ilości taniej energii w postaci ropy i gazu doprowadziły nas do punktu, w którym mamy szczepionki na tężec, eliminujące ryzyko poślizgu systemy ABS w samochodach, poduszki powietrzne w tychże.
W tych błogosławieństwach kryje się przekleństwo. Przestaliśmy być zdolni do generowania w sobie antykru- chości: odporności na działanie destrukcyjnych czynników, nawyków ostrożności, samokontroli. Możemy więc mniej uważać na drobne skaleczenia przy kopaniu dołów. Możemy bez konsekwencji mniej dbać o wpajanie kierowcom mniejszej dbałości w przestrzeganiu przepisów.
Słowem, stworzyliśmy dla siebie zbyt bezpieczne środowisko i przestaliśmy uczyć się na błędach. Do tych i wielu równie zatrważających wniosków doszli m.in. autorzy wybitnej książki pt. Rozpieszczony umysł4. Fascynujące materiały zebrane przez autorów pokazują m.in., że współczesne dzieci i młodzież nie mają okazji do wykształcenia odporności (antykruchości) niezbędnej do konfrontowania się z odmiennymi poglądami, co predysponuje je do zachowań neurotycznych i fobii społecznych. Jeśli szukać dowodu naukowego na tezę zawartą w słynnym obiegowym bon mocie o tym, że dobre czasy tworzą słabych ludzi, to można śmiało zaczynać od tej właśnie książki.
Cywilizacja czyni nas słabymi, a wojna – silnymi. Wojna jest przeciwieństwem cywilizacji – także w tym najgłębszym sensie, czyli w nabywaniu zdolności przetrwania. Otoczka cywilizacji sprawia, że przestajemy się uczyć. Cywilizacja jest więc przekleństwem. Wojna, z drugiej strony, jest błogosławieństwem. Wyostrza nasze zmysły. Uczy czujności. Uczy optymalnego gospodarowania zasobami. Uczy podejmowania decyzji, w których stawką jest przetrwanie w sytuacjach najprostszych i najbardziej skomplikowanych.
W skali najmniejszej, pojedynczego człowieka wysłanego na linię frontu, wojna jest swego rodzaju sitem ewolucyjnym. Brutalnym, ale działającym. Chwilowy brak koncentracji czy nieliczenie się z realną sytuacją – to kula w łeb. Bez żadnej taryfy ulgowej. Przeżyją ci, którzy zachowają największą przytomność. Ci, którzy najszybciej nauczą się od weteranów wszystkich trików pozwalających uniknąć wyroku śmierci wykonywanego przez bezosobowe prawa pola walki.
Jako małe dziecko, rozumiałem tą twórczą siłę kształtującą ludzki charakter całkowicie równolegle z etycznym postrzeganiem całego procesu: wpajanym przez poprzez przekazy kulturowe twierdzeniem – „wojna to zło!”. Czułem jednak jakąś sprzeczność albo ukryty paradoks i drugie dno w tym szlachetnym moralnym osądzie.
W skali największej, cywilizacji, działa równie szatańska sprzeczność wartości pragmatycznych i etyki. Stan załamania cywilizacji bądź wielki konflikt, w którym dochodzi do konfrontacji dwóch lub więcej projektów imperialnych, to – paradoksalnie – okres, w którym działa najsilniejszy impuls postępu i innowacji.
To trwający całe stulecia chaos polityczny i stan endemicznej wojny wszystkich przeciwko wszystkim był impulsem, który uczynił cywilizację konfucjańską matecznikiem najwspanialszej synergii cywilizacyjnego postępu. Jak grzyby po deszczu powstawały wtedy rozmaite systemy administrowania państwem i dowodzenia armią. Te, dzięki którym władca był w stanie zbudować silniejszy organizm gospodarczy i potężniejszą armię, pozwalały temu władcy przetrwać przejście przez bezlitosne sito ewolucji kulturowej. Efektem tego procesu były coraz to nowe potężne imperia. Orężem powoływane do życia, od oręża padały w proch. Ale z biegiem dziesięcioleci i stuleci te mocarstwa były coraz potężniejsze, a ich armie coraz liczniejsze.
Identyczny w swojej naturze impuls postępu technologii i instytucji politycznych nastąpił w średniowiecznej oraz nowożytnej Europie. Endemiczny stan wojen i współzawodnictwa był sitem ewolucyjnym, w którym dominację zdobywał ten władca, który szybciej i lepiej zaprzęgł innowację w cugle woli politycznej. Nie ma lepszej ilustracji tych procesów jak realizowany przez pokolenia projekt portugalskiej potęgi morskiej, a potem realizowany przez całe stulecia proces powoływania do życia Prus i ich siły militarnej.
Rozejrzyjmy się dookoła, by dostrzec zjawiska nieco mniejszej skali. Skąd wywodzą się technologie będące przaśną codziennością nas wszystkich?
GPS. System stworzony do celów czysto wojskowych. Pod naciskiem opinii publicznej, system wdrożono do cywilnego zastosowania i dziś trudno wręcz sobie wyobrazić lotnictwo cywilne bez tego błogosławieństwa. Fotografia cyfrowa. Technologia opracowana celem transmisji danych z satelitów szpiegowskich. Dziś każdy z nas ma przy sobie kilka kamer cyfrowych, bez których nasze codzienne interakcje wyglądają zupełnie inaczej niż choćby dwadzieścia lat temu.
Ultrakooperacja to zdolność do efektywnej współpracy członków społeczności. W kontekście wojskowym spójność jednostek (ang. unit cohesion) przekłada się na zdolność realizowania celów i przetrwania na polu walki.
To nie tyle wojna – zbyt nieprecyzyjne – ale konieczność walki o przetrwanie i o zasoby jest najważniejszym impulsem pchającym naszą cywilizację do przodu. Ten postęp to genetyczne predyspozycje i kulturowe oprogramowanie dające każdej jednostce i grupie nadzwyczajną przewagę: zdolność do uczenia się i współpracy z ludźmi z poza najbliższego kręgu znajomych: nawet z tymi żyjącymi tysiące lat wcześniej w krainach odległych o dziesiątki tysięcy kilometrów.
Niektóre wynalazki i idee, powstałe w tym skażonym moralnym złem tyglu, czynią wojnę straszniejszą. Niektóre zaś – sprawiają, że wojna i walka przestają być potrzebne. Ten miks dobra z i zła nie jest jednak tematem tej książki. Tematem jest zdolność do uczenia się od przeciwnika na poziomie taktycznym i operacyjnym.
Historyczni dowódcy popełniali swoje błędy po to, abyśmy my nie musieli. Ta prosta obserwacja, ocierająca się wręcz o banał, stała się kamieniem węgielnym książki Wzorce zwyciężania, jej pierwszą i ostatnią przesłanką. W swojej najgłębszej istocie sukces homo sapiens oraz to, że stworzyliśmy globalną cywilizację polega na tym, że doprowadziliśmy do perfekcji zdolność do społecznego uczenia się i kooperowania z osobami bezpośrednio nieznanymi.
Zdolność do uczenia się, a przede wszystkim do uczenia się społecznego, przejawia zaskakująco wiele zwierząt. Jednak w ewolucji homo sapiens nastąpił proces bez precedensu. Wykształciliśmy zdolność do skalowania kooperacji za pomocą komunikacji językowej: głosowej, a później za pomocą pisma. Sito ewolucyjne działało na poziomie całych grup ludzkich: grup myśliwsko-zbierackich funkcjonujących w środowisku o marginalnych cechach umożliwiających przeżycie. Sukces ewolucyjny – przetrwanie i zdolność do skalowania w górę swojej liczebności – osiągały te grupy, które wykształciły skuteczniejsze wzorce zdobywania zasobów i zwalczania grup konkurencyjnych.
Przykład. Aktem ewolucji kulturowej jest szerokie wprowadzenie technik i procedur CRM (ang. Crew Resource Management), które w sposób skokowy zmniejszyły ilość wypadków lotniczych5.
Wojna „tradycyjna”, a więc taka toczona za pomocą środków militarnych, to kwintesencja i apogeum wykorzystania naszej zdolności do uczenia się.
Jeśliby poszukać motta dla tej książki, prostego jak konstru- kcja cepa, można by wybrać: „Liczy się, kurwa, skuteczność!”. O tym jak budować oprogramowanie kulturowe w skali organizacji wojskowych, a nie kłębowisko niezbornych i niesfornych cywilów zmienić w jeden organizm. O tym, jak tą skuteczność osiągnąć, o tym, jak stanąć twarzą w twarz z wrogiem z arsenałem najwydajniejszej broni, taktyki i koncepcji... O tym właśnie jest ta książka.
Piotr Plebaniak, Hualien, Tajwan, Czerwiec 2023
1 Taleb Nassim Nicholas, Antykruchość. Jak żyć w świecie, którego nie rozumiemy, Zysk i S-ka, Poznań 2020.
2 To znane nam powszechnie dwudziestolitrowe kanistry na przede wszystkim benzynę. Przewagą tych niemieckich był starannie przemyślany projekt, uwzględniający realia pola walki oraz jakość wykonania umożliwiająca wielokrotne używanie.
3 O ile jestem w stanie sięgnąć pamięcią w otchłanie skomplikowanego dzieciństwa, opisywana tu impresja miała miejsce w czasie lektury fortelu opisywanego w jednym z Tygrysów. Jakiś dowcipny amerykański J.I. Joe opisywał, jak to w czasie wojny pozycyjnej w sąsiedztwie wrogich okopów korzystał ze swojego talentu do naśladowania głosów zwierząt. Przechwalał się, że naśladował głośne pianie koguta, na co niemal zawsze któryś zaskoczony niespodziewanym odgłosem przeciwnik wychylał się z okopu… i był zabijany przez wyczekującego takiej nieostrożności strzelca.
4 Greg Lukianoff, Jonathan Haidt, Rozpieszczony umysł. Jak dobre intencje i złe idee skazują pokolenia na porażkę, Zysk i S-ka, Poznań 2023.
5 Szersza analiza i przegląd tych technik w kontekście zastosowania wojskowego pojawi się w tomie Wzorce dowodzenia.
Pojedynczy ludzie i ich zbiorowiska walczą o prestiż, status, władzę decyzyjną, co jest ściśle powiązane z pierwszeństwem w dostępie do zasobów, a więc przetrwaniem. Ludzie oraz ich zbiorowiska, a więc zarówno państwa jak i armie to homeostaty powodowane obsesją oraz niezwykle silnymi instynktami co do posiadania instrumentów służących oddziaływaniu na środowisko swojego funkcjonowania.
W sferze akcji militarnych szczególną uwagę kierujemy do kwestii budowania zdolności oddziaływania własnej i przeciwnika. Za pomocą siły zbrojnej – personelu i produktów technologii (broni) – niszczymy zasoby militarne przeciwnika. Jeśli odniesiemy sukces, instrumenty militarne przeciwnika zostaną zniszczone i groźbą zniszczenia fizycznego pozyskujemy zdolność narzucenia naszej woli stronie pokonanym. Przejmujemy kontrolę nad jego procesem decyzyjnym co do zarządzania jego zasobami lub same zasoby.
Poza kontekstem ludzi i ich zbiorowisk, powyżej wymienione instrumenty zapewnienia przetrwania stosują wszystkie ogólnie homeostaty żyjące w kooperujących społecznościach. Prawa rządzące decyzjami i akcjami zwierząt, ludzi i takich typów ich społeczności jak armie, korporacje, grupy interesów czy narody. Wszystkie one dadzą się zaklasyfikować jako homeostaty – organizmy żywe walczące o zasoby niezbędne do przetrwania.
Skuteczność działań militarnych, które są tematem niniej- szego tomu, zależy od szeregu czynników niemilitarnych: zasobów geologicznych, warunków geograficznych, kultury społeczności, z której rekrutowani są żołnierze. Istnieje całe spektrum niemilitarnych oddziaływań i parametrów narzędzi, które nie mają charakteru militarnego: to subwersja ideologiczna.
Wszystkie one wychodzą poza zakres tematyczny tej książki. Czytelnik powinien jednak wyposażyć się w aparat koncepcyjny uwzględniający ich istnienie. Stąd ich lista i zwięzłe wyjaśnienia poniżej.
Koncepcje i rekonceptualizacje omawiane w kolejnych tomach serii Wzorce służą do budowania przewagi w interakcjach społecznych. Wojna i akcje militarne są formą interakcji społecznych. Są „kolektywnym zabijaniem dla kolektywnych celów”, jak sformułował to amerykański historyk wojskowości John Keegan.
Oto kilka kluczowych koncepcji, bez których zrozumienia i oswojenia, bez wbudowania ich we własną aparaturę percepcyjną, Czytelnik nie będzie w stanie analizować należycie bieżących wydarzeń współczesnego świata.
Homeostat, czyli regulator, dążący do utrzymania swych zmiennych istotnych w granicach, których przekroczenie zagraża jego egzystencji”
Lem, Summa Technologiae
Homeostat to system, który reguluje parametry środowiska i własne do poziomu optymalnego do przetrwania. Pojęcie homeostatu pierwotnie odnosiło się do organizmów biologicznych. Czytelnicy książek Stanisława Lema z pewnością bez problemu będą zdolni przenieść to pojęcie na pole geopolityki. Mocarstwa i ogólnie społeczności zdolne do kolektywnego osiągania celów przejawiają wszelkie zachowania homeostatyczne: zdobywają i walczą o zasoby, utrzymują przebieg procesów gospodarczych na poziomie możliwie optymalnym – zwłaszcza jeśli chodzi o odporność na zakłócenia.
Armie rozumiane jako siły zbrojne danego kraju, ale też wszelkie jednostki wojskowe od grup armii w rozumieniu drugowojennym aż do najmniejszych jednostek takich jak sekcje bojowe tworzone doraźnie lub na stałe… wszystkie one także mogą być traktowane jako homeostaty. Jako samodzielnie funkcjonujące organizmy za naczelny imperatyw mają:
Własne przetrwanie i zachowanie zdolności do wpływania na parametry swojej homeostazy.
Realizację wyznaczonego zadania.
Zapewnienie sobie zasobów do funkcjonowania oraz zachowania zdolności do realizowania oddziaływań bojowych w przyszłości.
Jako że są podrzędnymi częściami większych organizacji (sekcja snajperska jest częścią plutonu, dywizja jest częścią całej armii), jednostki wojskowe muszą utrzymywać zdolność do współdziałania we wszystkich istotnych aspektach. Chodzi więc nie tylko o współdziałanie rodzajów broni (lotnictwo, jednostki naziemne, flota), ale też wsparcia jednostek podobnego typu przy realizacji zadań wyznaczonych przez dowództwo.
Dostarczenie władzom politycznym państwa sprawczości, czyli zdolności narzucania własnej woli politycznej wewnątrz i poza granicami terytorialnymi, jest naczelnym zadaniem armii, a więc i wszystkich jej cząstkowych jednostek organizacyjnych.
We współczesnych zmaganiach „hybrydowych” zwycięstwa nie należy poszukiwać w fizycznym wymiarze, gdyż zmagania odbywają się poza tradycyjnie rozumianym polem walki (‡SP VIII.3, s. 496). W obecnym porządku międzynarodowym, nazywanym Pax Americana, jego uczestnicy wyrzekli się regulowania sporów za pomocą instrumentu zbrojnych konfrontacji. Podstawowymi metodami i instru- mentami oddziaływania stały się zachowania niejawne i wielkoskalowe operacje psychologiczne.
Termin został opisany przez autora pojęcia, Petera Turchina w książce pt. Ultrasociety: How 10,000 Years of War Made Humans the Greatest Cooperators on Earth (przekład podtytułu: „jak dziesięć tysięcy lat wojen uczyniło ludzi najlepszymi kooperatorami na Ziemi”). Ultrakooperacja to zdolność społeczności potrafiących osiągać kolektywne cele do skalowania swojej liczebności w górę, aż do skali mocarstw i imperiów. Na poziomie jednostki kluczowym elementem oprogramowania mentalnego jest takie zaprogra- mowanie obyczajowości, nawyków, wierzeń i motywacji, aby jednostka wykazywała największy możliwy poziom zdolności do zachowań kooperacyjnych. Zdolność ta sprowadza się do tego, aby jednostka postrzegała dobro całej społeczności jako ważniejsze od własnego dobra osobistego.
Mówiąc prostym językiem, przedstawiciele naszego gatunku żyją w grupach, w których dzięki zdolności do kooperacji uzyskują kolektywną zdolność homeostatyczną: zdobywania zasobów, zapewniania bezpieczeństwa i – być może przede wszystkim – zdolność do korzystania z doświadczeń życiowych osób obcych bądź już nieżyjących. Kolektywną i indywidualną zdolność do przetrwania i realizowania swoich celów (sprawczość) zapewniamy sobie dzięki nabyciu drogą treningu (socjalizacji, treningu, specjalizacji zawodowej etc.).
Większość zwierząt ma te umiejętności wrodzone, a ich zdolność samodzielnego przeżycia bez opieki rodziców działa od urodzenia. Zwierzęta zdolne do życia społecznego, ale nie tylko, zdolne są do uczenia się nowych taktyk i strategii przetrwania drogą mimiki i naśladowania (ang. emulation oraz imitiation). Zachowania takie, obserwowane m.in. w pewnym stadzie szympansów, w którym nauczyły się one redukować ilość zatruć pokarmowych przez spożywanie niektórych ziół, są prymitywnymi, początkowymi formami kultury. Nasz gatunek osiągnął daleko więcej. Jesteśmy nie tyko mistrzami kooperacji. Jesteśmy też jedynym gatunkiem zdolnym do ultrakooperacji. Kopiujemy wzorce nie tylko w przekazie międzypokoleniowym, ale – m.in. dzięki książkom – od ludzi żyjących przed wiekami po drugiej stronie planety. Uczymy się od osób nam całkowicie nieznanych, a nawet wrogów i tych, których uważamy za gorszych lub godnych pogardy.
Nie obyło się bez powstania cech kontrproduktywnych w kwestii zdolności do samodzielnego podtrzymania homeo- stazy. Dzieci homo sapiens tuż po urodzeniu, a więc przed długotrwałą indoktrynacją do kultury, są całkowicie bezradne i wymagają długoletniej opieki i edukacji.
Zdolność do zachowań związanych z obroną i zdobywaniem pożywienia u homo sapiens nie jest dziedziczona, a nabyta przez naśladowanie. Tych zachowań uczymy się w procesie przekazu kulturowego od starszych (mających autorytet) osobników społeczności m.in. w procesie socjalizacji. Kopiowanie wzorców zachodzi w dużym stopniu mimowolnie, a sprawność oprogramowania kulturowego w zapewnieniu przetrwania zależy od zdolności przyswajania wzorców i ich jakości. Te z kolei od stopnia wrogości środowiska naturalnego, agresywności społeczności sąsiedzkich, tradycji handlowych czy obyczajów, które kumulowały się na danym obszarze etniczno-kulturowym przez stulecia.
Najbardziej łakomym kąskiem dla agresora jest zniszczenie tych elementów oprogramowania kulturowego, które odpowiadają za zdolność atakowanej społeczności do osiągania kolektywnych celów, inaczej ultrakooperacji.
Taktyką ataku może być m.in. wspieranie zjawisk utraty zaufania między członkami społeczności, zaburzenie obyczajowości związanej z prokreacją, przekupywanie prawodawców państwa do erozji wiary w nienaruszalność własności prywatnej, niszczenie wspólnych mitów energetyzujących itp.
Przykład: „Sufitem” dla ultrakooperacji przejawianej przez społeczność jest etniczny i międzypokoleniowy klucz rekrutowania nowych członków. Blokadę rozwoju zdejmują religie uniwersalne – przynależność do nich zależy od zaadaptowania zachowań i ideologii. Rozrost może więc następować nie tylko przez indoktrynację z rodziców na dzieci, ale i poprzez nawracanie osób niespokrewnionych. Na zdolność do ultrakooperacji składa się:
Wytworzenie pakietu oprogramowania kulturowego, którym socjalizowane są kolejne pokolenia danej społecz- ności (np. szacunek dla bohaterów poświęcających siebie dla przetrwania innych członków społeczności).
Wytworzenie instytucji prawa i obyczajowości, które premiują zachowania kooperacyjne (np. kara śmierci za zdradę stanu lub tchórzostwo w obliczu wroga). Głównym składnikiem ultrakooperacji jest tzw. spójność społeczna (ang.
social cohesion
), którą buduje się przez zapewnianie członkom społeczności poczucia sprawiedliwości przy redystrybucji zasobów.
Wytworzenie mitów energetyzujących i wspólnych mitów (
‡SP VIII.7
). Ich najwydajniejszym generatorem są religie, a zwłaszcza te oferujące wszechwidzącego sędziego – karze on i nagradza za zachowania anty- i prospołeczne. Działa tu m.in. zasada „ludzie zachowują się lepiej gdy wiedzą, że są obserwowani”.
Wytworzenie społeczności o coraz wyższej liczebności i komplikacji, zdolnych do skalowania wysiłku obronnego. Przykład: Po trwającej stulecia działalności chrystianizacyjnej (cywilizacyjnej) Kościół był w stanie zmobilizować kontynent do zatrzymania podboju Europy przez islam, a potem powołania do życia ruchu krucjatowego, który choć tylko czasowo i częściowo, odzyskał część utraconych przez Chrześcijaństwo ziem w rejonie Palestyny.
Zdolność do ultrakooperacji danej społeczności i jej członków zależy od takich parametrów jak wyznawanie wiary we wszechwiedzącego boga (nieuchronność kary za występki i zachowania aspołeczne), obyczajowość i konstrukcja psychiczna sprzyjająca budowaniu zaufania między osobami obcymi, poczucie sprawiedliwych reguł regulujących przywileje i obowiązki. Pozbawienie społeczności cech kulturowych i mentalnych do skalowania kooperacji to w moim przekonaniu najtrafniejsza definicja celu wrogich działań w tzw. wojnach hybrydowych, w tym subwersji ideologicznej w rozumieniu J. Biezmeinowa itp.
Za tym arabskim słowem kryje się:
Zdolność do definiowania i osiągania kolektywnych celów.
Zdolność jednostek do poświęcania dobra osobistego na rzecz realizowania celów społeczności.
Wręcz demoniczną lojalność grupową i ducha pracy zespołowej przejawiają Japończycy. Ich kultura ukształtowała się pod wpływem niezwykle restrykcyjnej obyczajowości. Japońskie dzieci od najwcześniejszych lat życia uczą się zachowań prospołecznych w sposób, który u nas wywołuje rodzaj szoku kulturowego, a czasem, mimo ewidentnej prospołeczności, spotkałby się z oporem rodziców ze względu na różnice w praktykach życia codziennego. Przykładem jest to, że w japońskich szkołach podstawowych dzieci same sprzątają szkołę, w której się uczą, a nawet przygotowują dla siebie nawzajem posiłki.
Generatorem solidarności grupowej jest wojna (ogólnie: konflikt zewnętrzny), co za pomocą licznych i fascynujących przykładów opisuje Peter Turchin w książce Ultrasociety.
Takie mity to siły, które pozwalają społecznościom porwać się na czyn zbudowania tysiącletniego imperium. To też siły, które sprawiają, że cały naród kolektywnie zgadza się na wyrzeczenia po to, aby zbudować lepszą, dumną przyszłość dla swoich dzieci.
Takie mity to też pakiety „aktów wiary ustanawiających porządek świata”, które pozwalają stworzyć stabilne i prosperujące społeczeństwa, dzięki temu, że członkowie znają swoje miejsce w biegu rzeczy i realizacji kolektywnego wysiłku.
Starożytny filozof Archimedes miał rzec:
Przetnij na pół kamień, a będziesz miał dwa kamienie. Przetnij na pół żabę, a będziesz miał martwą żabę.
Tym właśnie są systemy i procesy – czymś, co trzeba zrozumieć całościowo.
Prowadząc geopolityczną rozgrywkę z państwem lub mocarstwem, realizujemy interakcję z systemem. Niemożność predykcji zachowania skomplikowanych systemów wynika głównie z tego, że system to coś, co przejawia cechy emergentne. To takie cechy, które w określonych konfiguracjach parametrów środowiska lub wewnętrznych pojawiają się „znikąd”. Ich faktyczna siła oddziaływania na zachowanie całości systemu wynika ze współwystępowania i jest daleko większa niż ich prosta suma arytmetyczna.
Tych cech emergentnych bardzo często nie da się wydedukować czy przewidzieć zawczasu. W praktyce ilość parametrów składających się na odporność systemu na zakłócenia, jest najczęściej ogromna. Kto pojmie ich wzajemne zależności lepiej lub szybciej, wygra współzawodnictwo o przetrwanie. To dlatego wiedza o zawiłościach prawideł ludzkiej natury jest kluczem do wygrania tzw. wojen hybrydowych, co przegapiają youtubowi „eksperci ds. wszelkich”.
Kontynuując, myśleć systemami to mieć zdolność wyszukania punktów newralgicznych. Ten, kto lepiej rozumie jak przeprowadzony atak zakłóci działanie całego systemu (np. wie, gdzie jest newralgiczny punkt, którego naruszenie doprowadzi do knock-outu), zwycięstwo ma w kieszeni.
Kruchość to podatność systemu na bodźce destrukcyjne. Krucha jest porcelanowa filiżanka. Uderzenie młotkiem zniszczy ją. Odporność wykazuje kauczukowa piłka – identyczne uderzenie młotkiem sprawi, że odkształci się, a gdy oddziaływanie zniknie, wróci do pierwotnego kształtu.
Ale istnieje druga odwrotność kruchości – antykruchość. To cecha systemów zwłaszcza homeostatycznych, która sprawia, że system zwiększa odporność na kolejne wystąpienia bodźca destrukcyjnego. Inaczej: co nas nie zabija, to nas wzmacnia1. Organizmy biologiczne są antykruche dzięki układowi odpornościowemu i szczepionkom: kolejne infekcje tym samym lub podobnym patogenem są zwalczane coraz skuteczniej. Walczące ze sobą armie również przejawiają antykruchość: ucząc się kontrować i wykorzy- stywać coraz to kolejne wymyślane przez przeciwnika taktyki czy strategie.
To wydarzenia, które są niemożliwe do przewidzenia ze względu na to, że nie da się ich „wydedukować” z aktualnie obserwowanych cech systemu i jego środowiska funkcjonowania. Nassim Taleb w książce Czarny łabędź, podaje wręcz ikoniczny potrójny przykład kasyna w Las Vegas. To nie udane akcje zawodowych specjalistów liczących karty czy stosujących sztuczki by ograć kasyno zagroziły jego istnieniu. Wśród wydarzeń powodujących zagrożenia egzystencjalne było m.in. to, że księgowy kasyna nie wysyłał do IRS (urzędu skarbowego) informacji o dużych wygranych oraz to, że właściciel w desperacji pobrał z kasy kasyna pieniądze na okup za porwaną córkę.
W sytuacji pojawienia się czarnego łabędzia, systemy w sposób nieprzewidywalny stają się bardziej lub mniej podatne na uszkodzenie – przechodzą tzw. stress test. Kluczową rolę odgrywa immanentna niemożność systemu (np. mocarstwa), predykcji takich zdarzeń, a więc i do prewencji mogącej ograniczyć uszkodzenia.
Zdolność powoływania takich zdarzeń do istnienia to zdolność do ataku na poziomie Mistrza. Chiński Święty Mąż to mistrz dostrajania się z działaniem do naturalnie i samoistnie pojawiających się zdarzeń oraz trendów. Poja- wienie się nowego koronawirusa w 2020 roku było czarnym łabędziem: przekreślało wszystkie predykcje i plany stawiane i układane przez korporacje oraz mocarstwa na scenie geopolitycznej.
Tu winniśmy skierować naszą ciekawość poznawczą w kierunku kluczowej cechy czarnych łabędzi. Są one zjawiskiem przejawiającym się w sferze ludzkiej percepcji. A więc ten, kto czarnego łabędzia wprowadza do rozgrywki, nie podlega jego efektom. □
A. Cała wojna w 38 minut
Zdolność oddziaływania militarnego to instrument narzucania sprawczości. 27 sierpnia 1896 roku miała miejsce najkrótsza wojna świata. Pięć brytyjskich okrętów zostało użytych do interwencji w proces następstwa tronu w Sułtanacie Zanzibaru. Brytyjczycy mieli zagwarantowane traktatowo prawo wyznaczania następcy tronu. Podówczas świeżo mianowany nowy sułtan odmówił żądaniu ustąpienia. Brytyjska eskadra pojawiła się w zatoce przy mieście stołecznym z pozwoleniem na użycie wszelkich niezbędnych środków.
Po upłynięciu ultimatum Brytyjczycy rozpoczęli ostrzał drewnianego pałacu sułtana. Brak jakichkolwiek środków pozwalających na kontrakcję sprawił, że po zaledwie pół godzinie sułtan ustąpił – zbiegł do konsulatu niemieckiego, którego polityczne wsparcie otworzyło mu drogę do realizacji zamachu stanu dwa dni wcześniej. Morał z tej relacji wypływa taki, że wola polityczna i geopolityczna musi być realizowana siłą – w myśl słynnego stwierdzenia admirała Jackie Fishera:
Wojna to przemoc. Negowanie tego to kretynizm.
■
1 Ważne zastrzeżenie, a zarazem ostrzeżenie przed „mądrze brzmiącymi spostrzeżeniami”. To, co nas nie zabija za pierwszym razem, to nas osłabia i zabije za którymś kolejnym razem. Przykład to opary metali ciężkich oraz izotopy promieniotwórcze.
Do naszych zmysłów dochodzi gigantyczna ilość informacji. By podjąć decyzję, musimy odfiltrować nieważne i rozpoznać kluczowe. Jedną z najbardziej innowacyjnych wizji tego, jak należy kształtować strumień danych docierający do naszych umysłów, jest Harry Beck. Był on kreślarzem pracującym dla londyńskiego metra. W 1931 roku Beck stworzył rewolucyjny diagram sieci podziemnej kolei.
Podstawą jego rewolucyjnego pomysłu była prosta konstatacja: pasażerów nie interesuje dokładność odwzorowania geograficznego miasta. Nie potrzebują informacji o ukształtowaniu przestrzeni. Dla pasażera istotne jest wyłącznie to, jak nazywają się stacje początkowa i docelowa oraz ile przystanków musi przejechać i gdzie ma się przesiąść, aby dotrzeć do stacji docelowej. I tylko ta właśnie informacja powinna być treścią planu. Ówcześnie rysowane schematy próbowały zarzucić odbiorcę informacjami zbędnymi.
Konkretną techniką realizacji było zastąpienie tła kolorem białym, usunięcie z niej wszelkich punktów orientacyjnych (zabytki itp.) oraz umieszczenia stacji metra w równych odległościach od siebie. Takiemu odwzorowaniu bliżej do schematu niż mapy.
Jeśli pomysł Becka sformułować w sposób możliwie najbardziej uniwersalny, brzmiałby mniej więcej tak: aby osiągnąć zamierzany skutek (udaną komunikację, udaną zmianę percepcji u odbiorcy), ze strumienia informacji przesyłanych do zamierzonego odbiorcy usuń wszystko, co zbędne.
Teraz tę ogólną zasadę możemy przełożyć na poradę pisarską i estetyczną: „sztuka pisania to sztuka skreślania”, „proste jest piękne”. Zbyt skomplikowana opowieść staje się dla widza lub czytelnika niezrozumiała. Motyw bohatera opowieści powinien być prosty i oczywisty – na przykład zemsta za zabicie żony czy dziecka. Zbyt rozwlekle pisana powieść staje się niestrawna – Gdy przestajemy identyfikować się z motywami bohatera, gdyż zawiera elementy, które autor dodaje dla własnej przyjem- ności, a nie celem kształtowania obrazów mentalnych czytelnika w spójną całość.
Dochodzimy tu do budowy obrazów mentalnych, która jest i sztuką, i nauką. Pytanie: czym jest akt komunikacji? To akt oddziaływania na pakiet obrazów mentalnych w umyśle odbiorcy komunikatu, który albo zmodyfikuje jego motywację. Może to być trwała modyfikacja całego systemu motywacyjnego, albo doraźne skłonienie odbiorcy do podjęcia sprzyjającego nam działania.
W traktacie Sztuka wojny pojawia się mocno niedoceniana porada:
Stoczenie bitew licznych i z każdej wyjście zwycięskie nie jest najlepszym wcale wydarzeń przebiegiem. Najlepszym jest bowiem wroga wojska pod własną komendę przejąć, takim sposobem jednakże, by walki nie toczyć. (SW III.2)
Jeśli posługujemy się tradycyjnym pojmowaniem tego, czym jest wojna i działania zbrojne, odczytamy ten passus jako poradę, aby przejąć dowodzenie nad armią przeciwnika. W społeczeństwach o strukturze feudalnej, może choćby chodzić o to, by zdezerterowali i uznali zwierzchnictwo nowego pana. W rozmaitych przekładach anglojęzycznych mamy tutaj takie rozwiązania jak „subdue enemy’s army” (Ames), czyli podporządkować sobie armię przeciwnika.
Z uwagi na specyfikę klasycznego języka chińskiego poradę można zinterpretować jednak zupełnie inaczej. Chodzi o przejęcie kontroli nad procesem decyzyjnym przeciwnika. Gdy taka sztuka się powiedzie, będziemy mogli lepiej lub gorzej sprawiać, że to wraży dowódca będzie komenderował takie, a nie inne posunięcia. Będą one zgodne z naszym celem taktycznym i strategicznym.1 To oczywiście kwestia interpretacji i nie mamy jak spytać autora traktatu o co mu chodziło. W moim osobistym przekonaniu chodziło o takie kształtowanie przestrzeni decyzyjnej wrogiego decydenta, aby robił to, co my chcemy. Inaczej, chodzi o przejęcie władzy decyzyjnej w sposób hybrydowy, tj. bez formalnego obejmowania dowództwa czy innej formy jawnego brania pod swoje rozkazy efektorów należących do przeciwnika.
Przetwarzanie informacji jest wszystkim. Przetwarzanie informacji na skuteczną akcję jest wszystkim – na wszystkich etapach cyklu decyzyjnego OODA. Spośród rozmaitych sfer ludzkiej aktywności, przy filtrowaniu informacji dochodzących do nas i preparowaniu strumienia danych płynących do ośrodka decyzyjnego przeciwnika, stawką jest fizyczne przetrwanie. Los efektora (armii) oraz bronionej przez niego społeczności zależy m.in. od:
Zdolności rozpoznawczych, a więc technologii radarowych i nasłuchowych.
Dostępnych mocy obliczeniowych niezbędnych do odfiltrowania dezinformacji oraz informacji nieużytecznych, a następnie przetworzenia ich w użyteczne przesłanki do podjęcia akcji.
Aparatu koncepcyjnego pozwalającego na wprowadzenie do rozgrywki danych zakłócających proces decyzyjny przeciwnika.
Zdolność do niejawnego przejęcia kontroli nad procesem decyzyjnym i motywacyjnym przeciwnika.
Dogłębna konceptualizacja parametrów oprogramowania kulturowego, które po dziś dzień są rozpoznane przez współczesne nauki społeczne i kognitywne wybiórczo, nierzetelnie, a często są z rozmysłem fałszowane. Problem z zakresu 5GW (in. spiritual warfare) jest taki, że operacje psychologiczne typu subwersji ideologicznej są wręcz szokująco ignorowane w sferze budowania spójności (ang. social cohesion) na poziomie narodowym. Także w sferze funkcjonowania sił zbrojnych wpływ ideologii, którymi infekowani są członkowie armii i społeczeństwa jest szalenie niedocenianym czynnikiem zakłócającym percepcję – w tym zdolność dostrzegania wzorców i prawideł, wedle których kształtują się zdarzenia na polu bitwy. ■
1 W oryginale fraza brzmi bu zhan er quren zhi bing不戰而屈人之兵.
Wspomniany już Nassim Taleb wprowadził do użytku niezwykle przydatne pojęcie – czarnego łabędzia. To wydarzenie, którego pojawienia się w rozgrywce nie da się przewidzieć za pomocą dotychczas wypracowanych „ram predykcyjnych”, gdyż są okolicznościami zewnętrznymi dla systemu, którego zachowanie staramy się przewidzieć. Innym rodzajem zdarzeń nieprzewidywalnych są zjawiska emergentne. Są to zaskakujące zachowania i stany danego systemu, który obserwowaliśmy zbyt krótko, by poznać wszystkie istotne prawa jego funkcjonowania. Inaczej: to stany systemu, których nie da się wydedukować z dotychczas poznanych praw nim rządzących.
W 36 fortelach najbardziej ogólną definicją stosowania fortelu jest następująca dyrektywa:
Przeciwnik ma dobrać taktykę i sposób działania narzucone mu przez inne względy niż logika bezpośredniego pola walki.
W tej definicji nacisk kładziony jest na proces decyzyjny przeciwnika. Przy podejmowaniu decyzji ma on uwzględnić czynniki, które nie prowadzą do podstawowego celu – do zwycięstwa. Trzeba go więc obrazić, nastraszyć, rozzłościć. W swój proces decyzyjny powinien przeciwnik włączyć sprawy lojalności sojuszników czy to, czy będzie postrzegany jako agresor.
Ale fortel to także działanie, które realizujemy w sytuacji posiadania przewagi informacyjnej nad przeciwnikiem. Aranżujemy okoliczności dla realizacji fortelu sprawiając, że przeciwnik gorzej rozumie logikę pola walki, niż my sami. Nie rozumie praw rządzących działaniem nowej broni, nie docenia należycie kwestii warunków pogodowych na morale czy szybkość przemieszczania się jednostek. Nie zdoła zareagować na czas i właściwie w sytuacji, której koncepcyjnie nie zdołał opanować.
W takich właśnie okolicznościach możemy posłużyć się inną definicją fortelu:
Stosowanie forteli to wprowadzenie do rozgrywki czynnika nieprzewidywalnego. To posługiwanie się czarnymi łabędziami i zjawiskami emergentnymi oraz tworzenie sytuacji, na które przeciwnik nie wytworzył w sobie antykruchości (nie wytrenował odporności).
Taka taktyka w języku angielskim często nazywana frazą game-changing (pol. zmieniająca zasady gry). Moim ulubionym, idealnym przykładem było posłużenie się przez aliantów sztucznymi portami Mulberry w czasie inwazji w Normandii w 1944 roku. Porty te zwolniły wojska inwazyjne z konieczności natychmiastowego opanowania portu głębokowodnego. Rezultatem było przekreślenie użyteczności strategii obronnej Niemców. Ich nakłady na budowę fortyfikacji, tj. Wału Atlantyckiego, stały się inwestycją błędną, marnotrawstwem.
Zdolność wytwarzania odporności na działanie czynnika destrukcyjnego to podstawowa cecha organizmów żywych, a ogólniej – homeostatów, czyli systemów przetwarzających dostępną w środowisku energię na zdolność do przetrwania. Kolejny krok w tym rozumowaniu to stwierdzenie, że homeostaty to systemy autonomiczne zdolne do pozyski- wania informacji o środowisku swojego funkcjonowania i przetworzenie tych danych w obraz mentalny pozwalający podjąć prawidłową decyzję. Prawidłową czyli taką, która minimalizuje wydatki energetyczne zużywane na wszelkie działania korekcyjne względem własnych stanów wewnętrznych, parametrów środowiska oraz decyzji konkurentów.
Taką działalnością zajmują się rośliny i zwierzęta, w tym ludzie, ale też „homeostaty geopolityczne”, czyli państwa i mocarstwa. Ale armie i jednostki wojskowe także mogą być rozumiane jako homeostaty. To właśnie jest myślą przewodnią całej niniejszej książki, a tego eseju w szczególności. Homeostaty podejmują decyzje i posługują się rozmaitymi narzędziami do wpływania na bieg zdarzeń.
Organizacje wojskowe i ludzie będący ich członkami realizują działania militarne, czyli takie, które polegają na użyciu siły do zniszczenia lub neutralizacji przeciwnika. Armia jako instytucja zapewniająca trwałość państwa czy narodu realizuje cele mające zapewnić przetrwanie i sobie, i państwu. Wszelkie jednostki wojskowe, od grup armii po pojedynczych żołnierzy, realizują zadania w myśl tej samej logiki, modyfikowanej jedynie zależnie od skali swojej wielkości. Do budowania świadomości sytuacyjnej, a potem zdolności podejmowania optymalnych decyzji, organizacje militarne posługują się wywiadem i rozpoznaniem. Tak jak i inne typy homeostatów, armie starają się przewidzieć przyszły bieg zdarzeń. Armie formułują predykcje co do dalszych ruchów przeciwnika oraz inwestują zasoby ludzkie i materiałowe.
Najważniejsze jest jednak to, że armie się uczą. Lepiej lub gorzej. A uczenie się można przedefiniować do nabywania antykruchości. Weźmy najprostszy przykład – zmagania niemiecko-sowieckie w teatrze frontu wschodniego II wojny światowej. Obie potężne organizacje wojskowe uczyły się nawzajem swoich taktyk i strategii. Obie kopiowały rozwiązania konstrukcyjne broni. Obie musiały modyfikować doktryny użycia broni aby jak najskuteczniej dostroić swoje działania do zmieniających się praw pola bitwy.
Ten i kolejne tomy serii Wzorce zwyciężania jest zbiorem przykładów historycznych i analiz pokazujących, jak organizacje stają się głupie i mądrzeją. ■
Postęp technologiczny przynosi potężne przewroty w czymś, co można śmiało nazwać filozofią cywilizacji technicznej. Studiując książki na temat rewolucji przemysłowej, z których bodaj najlepszą jest Wyznaczniki biegu historii Jerzego Krasuskiego, możemy zapoznać się z fascynującym wyłonieniem się warunków niezbędnych do tego, aby standaryzacja produkcji i wymienność części zamiennych z marzenia średniowiecznych stała się codziennością współczesnych inżynierów… i innowatorów technologii wojskowej.
Zmorą a zarazem codziennością dla osób zajmujących się logistyką w czasach przednowoczesnych było to, że rozmaite egzemplarze broni były wykonywane w zakładach rzemieślniczych, które nie stosowały się do narzuconych odgórnie standardów odnośnie jakości materiałów i wymiarów wytwarzanych obiektów. Bywało i tak, że armia maszerująca w kierunku grodu, który miała oblegać i zdobyć, wyposażona była w pociski specjalnie wymiarowane do konkretnych egzemplarzy dział. Wszystko to zaczęło zmieniać się zasadniczo już w XVIII wieku, jednak dopiero w połowie wieku XIX pojawiły się karabiny nie tylko ładowane odtylcowo, ale wykorzystujące nabój zintegrowany, czyli taki w którym pocisk i ładunek miotający wraz ze spłonką został scalony w metalowej obudowie. To ta innowacja, wykorzystana w ultranowoczesnej armii pruskiej sprawiła, że Prusy uzyskały decydującą przewagę technologiczną w bitwie pod Sadową (1860). Pokonawszy Austrię, Prusy zdołały zjednoczyć państwa niemieckie i zostać ich hegemonem.
Lata 60. XIX wieku na starym i nowym kontynencie były okresem gigantycznego postępu w technologiach wojennych, a wojna secesyjna była największym katalizatorem tych zmian. Postęp w konstrukcji broni strzeleckiej i artylerii był dziełem kolektywnym, w którym współpracowali ze sobą sojusznicy, ale też i przeciwnicy. Wszyscy oni kopiowali skuteczne rozwiązania i udoskonalali je w zadziwiającej konwergencji wysiłku – paradoksalnej, gdyż nad innowacjami pracowali i wzajemnie inspirowali się do nich oficerowie służący wrogim sobie władcom.
Kluczową innowacją w opatentowanym w 1848 roku karabinie był zamek pozwalający strzelcowi oddać do pięciu strzałów na minutę. Mimo tego, że karabin nie przyjmował nabojów zintegrowanych, dawał kolosalna przewagę nad żołnierzami wykorzystującymi ładowane odprzodowo muszkiety. Ładowanie odtylcowe pozwalało obsługującemu broń utrzymać pozycję leżącą, dzięki czemu nie wystawiał się na strzały nieprzyjaciela.
Taktyka walki w linii i pojedynków kroczących ku sobie szeregów strzelców skazana była na szybkie odejście do lamusa. Kolejne miesiące wojny secesyjnej, toczonej w latach 1861–1865, to proces wypierania muszkietów i zastępowania ich karabinami odtylcowymi, w tym takimi strzelającymi pociskami minie. Był to proces bolesny dla obu stron, które musiały przejść bolesną i trudną drogę do tego, by uzmysłowić sobie, że szybkostrzelność karabinów odtylcowych i celność pocisków minie sprawiała, że frontalne szarże na skrytego za osłoną przeciwnika coraz częściej i coraz bardziej dobitnie zmieniały się dla szturmujących w akt zbiorowego samobójstwa.
Karabiny Sharpsa dzięki nowatorskiej konstrukcji zamka oraz gwintowaniu lufy oferowały nadzwyczajną celność. W języku angielskim pojawiło się używane do dziś słowo sharpshooters. Pierwotnie słowem tym nazywano tych żołnierzy, którzy wyposażeni w sharpsy mogli wykazać się celnością niemożliwą do uzyskania dla użytkowników innych karabinów. Sharpshooterzy byli zapowiedzią pojawienia się na polu walki snajperów, w tym wyposażonych w przyrządy optyczne, a nie tylko szczerbinkę i muszkę.
Lufy zarówno muszkietów ładowanych odprzodowo jak i karabiny Sharpsa miały gwintowane lufy. Gwintowanie sprawia, że pociskowi przechodzącemu przez lufę nadawanych jest ruch obrotowy, co stabilizuje jego lot po opuszczeniu przewodu lufy. Dramatycznie wzrasta celność i zasięg strzału.
Ale ówcześni inżynierowie i głowiący się nad problemem oficerowie nie byli w stanie rozwiązać jednego problemu – dopasowania pocisku do lufy. Aby pocisk szybko załadować, powinien mieć on średnicę mniejszą od średnicy wewnętrznej lufy. Jeśli pocisk pasował idealnie, zatykał lufę i stawiał opór. Jeśli zaś stosować pocisk luźno pasujący do lufy, to gwintowanie przestawało działać, a karabin wykazywał niemożliwy do kontrolowania przez strzelca rozrzut. Problem stawał się być typu „albo rybki, albo akwarium” – albo szybkostrzelność albo celność
Rozwiązanie dylematu znalazł francuski szkoleniowiec Claude-Étienne Minié (1804–1879). W 1846 roku opracował on pocisk, który miał średnicę mniejszą od wewnętrznej średnicy lufy, jednak energia gazów eksplodującego ładunku miotającego sprawiała, że wklęsły tył pocisku pęczniał, przez co szczelnie wypełniał przewód lufy. Kule Minié wystrzeliwane przez muszkiety leciały dalej, szybciej i miały większą celność, a przy tym powodowały bardziej śmiertelne obrażenia.
Ryc. 1. Fragment oryginalnego schematu pocisku MiniePrzegrana przez konfederatów bitwa pod Gettysburgiem (lato 1863 roku) przyniosła im bezpowrotna utratę inicjatywy strategicznej i zdecydowanie odwróciła szale wojny na korzyść Unii. Dwa kolejne lata stały pod znakiem coraz wyraźniejszej i coraz bardziej deprymującej konfederatów przewagi materiałowej oraz przemysłowej Północy.
Ryc. 2. Mapa orientacyjna położenia stolicy Unii i miasteczka GettysburgGenerał konfederacki Robert E. Lee był dowódcą natchnionym, mającym pełny kontakt z realiami pola bitwy (patrz s. 326). A jednak to właśnie on trzeciego dnia bitwy wydał rozkaz, który przechylił ostatecznie szalę zwycięstwa na stronę Unii. Już przed realizacją rozkazu o przeprowadzeniu szarży na pozycje unii generałowie odpowiedzialni za jego wykonanie stwierdzali też, że atak jest niewykonalny.
Mimo tych wątpliwości ponad dwanaście tysięcy wyposażonych w muszkiety i karabiny żołnierzy Południa ruszyło na ukrytego na pozycjach obronnych wroga. Musieli oni przebyć otwarte, pozbawione drzew pole o szerokości 1200 metrów. Atakujący stali się łatwym celem dla artylerii polowej i piechoty nieprzyjaciela. Zostali odparci. Poniesione straty wynosiły horrendalne 50 procent.
Ryc. 3. Rekonstrukcja szarży Picketta w czasie obchodów 150 rocznicy bitwy w 2013 roku. W przeciwieństwie do rekonstrukcji odmalowanej w epizodzie serialu South Park, konfederaci tym razem zgodnie z uzgodnieniami przegrali. (Fot. symulujący odniesienie śmiertelnej rany współautor PP)Po nieudanej szarży było jasne, że bitwa została przegrana. Żołnierze konfederacji wracali z wolna do punktów wyjściowych ataku, u stóp Grzbietu Seminaryjnego. Lee obawiał się, że nastąpi kontrofensywa unionistów i próbował zmienić te luźne grupy w dającą się kierować całość. Gdy natrafił na zrozpaczonego Picketta i nakazał mu zebranie jego dywizji, załamany generał odrzekł tylko: „Generale Lee, ja już nie mam dywizji”.
Unijne kontrnatarcie nigdy nie nastąpiło. Armia Potomaku była wyczerpana i przetrzebiona trzydniowymi zmaganiami niewiele mniej niż konfederacka Armia Północnej Wirginii. Zdaj Dowodzący niebieskimi generał Meade cieszył się, że udało mu się utrzymać pole.
4 lipca walczący zawarli nieformalne zawieszenie broni, by pozbierać swych zabitych i rannych. Ale późniejsze wydarzenia pokazały, że był to punkt zwrotny wojny. Dokładnie tego samego dnia generał Ulysses Grant przyjął kapitulację garnizonu Vicksburga nad rzeką Missisipi. Zajęcie tego miasta przez Unię oznaczało, że terytoria konfederacji zostały rozcięte strategicznie na dwa odizolowane obszary. □
Konflikty zbrojne w oczywisty sposób są generatorami innowacji i postępu technologicznego. Przyczyniają się do tego prawidłowości opisane m.in. w nadzwyczajnie wartościowej książki War. What it is good for Iana Morrisa.
Technologie precyzyjnego wiercenia luf armatnich, doskonalone szczególnie intensywnie przez cały XIX wiek zostały wtórnie zaadaptowane do projektowania i konstrukcji cylindrów maszyn parowych. A więc intensywna, endemiczna wojna przyczyniła się do postępu technologicznego, ale także moralnego - i to w całkiem typowy sposób.
Innowacje technologiczne na poziomie taktycznym potrafią wywołać kolosalne straty tej walczącej stronie, która nie doceni skutków zmiany. Efekt mogliśmy oglądać w trakcie zaostrzenia konfliktu między Azerbejdżanem i Armenią w 2020 roku. Zastosowane przez Azerbejdżan drony, otrzymywane od Turcji, dokonywały dramatycznej rzezi Armeńskich stanowisk artylerii i wśród pojazdów pancernych. Armeńska obrona przeciwlotnicza nie dysponowała środkami zwalczania dronów. W rezultacie morale żołnierzy silnie ucierpiało, a kampania została szybko przegrana. ■
Nasilający się terroryzm międzynarodowy w latach 70. XX wieku sprawił, że powstała potrzeba utworzenia nowych jednostek, wyspecjalizowanych między innymi w operacjach antyterrorystycznych. Głównym zadaniem takich jednostek specjalnych miało być uwalnianie zakładników. Szczególnie katastrofalna wizerunkowo nieudana akcja odbicia zakładników w czasie olimpiady w Monachium (1972) sprawiła, że praktycznie wszystkie potencjalnie zagrożone kraje rozpoczęły prace koncepcyjne na wielu szczeblach.
W armii amerykańskiej motywacją mającą przemożny wpływ na decyzję o utworzeniu nowych jednostek były zakończone spektakularnym sukcesem operacje uwolnienia zakładników przeprowadzone przez izraelskie i niemieckie siły specjalne, odpowiednio na lotnisku Entebbe (1976, s. 257) oraz w Mogadiszu (1977).
Ostatecznie nowa jednostka, nazwana Delta Force, już dwa lata po powstaniu musiała zmierzyć się z poważnym zadaniem – uwolnieniem zakładników przetrzymywanych na terenie amerykańskiej ambasady w Teheranie.
Jednostka ta została zaprojektowana na wzór brytyjskiej SAS w 1977 roku, co wynikało ze spostrzeżenia założyciela jednostki: Stany nie posiadały żadnego instrumentu zdolnego do realizacji zadań, do których powołano brytyjski wzorzec.
Przy szkoleniu nacisk kładzie się na orientację i poruszanie w terenie. Najciekawszą jednak cechą szczególną operatorów Delty jest ich specjalizacja taktyczna. Większość jednostek specjalnych za główny punkt programu ma zaskoczenie przeciwnika i przytłoczenie go przewagą siły ognia. Delta Force specjalizuje się w starannym zaplanowaniu skrytego podejścia i realizacji zadania zanim przeciwnik zorientuje się, że jego perymetr został spenetrowany.
Z uwagi na mniejszy nacisk na pracę zespołową, do Delty trafiają żołnierze o bardziej introwertycznej osobowości. W literaturze żartobliwie pisze się czasem, że operatorów tej jednostki w czasie wolnym znajdzie się częściej w jakimś cichym zakątku z książką w ręku niż w barze dokazujących z kolegami.
To, co Deltę odróżnia od innych jednostek specjalnych jest specjalizacja w akcjach polegających na uwalnianiu zakładników. Szczególny nacisk kładzie się więc na walk w ciasnych wnętrzach, zwłaszcza pokłady samolotów. Gdy zadanie wymaga oczyszczenia z wrogich sił budynku lub samolotu, grupa wyznaczona do akcji przechodzi próby w makietach, które w maksymalnie możliwy sposób replikujące rzeczywisty obiekt. Dzięki temu poruszanie się wewnątrz tego obiektu w czasie rzeczywistej akcji opiera się na pamięci mięśniowej, a więc jest istotnym parametrem sukcesu.
Delta była wykorzystana w czasie interwencji Waszyng- tonu w Grenadzie i Panamie. W jednostce służy obecnie około 1200 operatorów, a jej akcje objęte są klauzulą tajności.
11 lutego 1979 roku w wyniku rewolucji władzę w Iranie po dynastii Pahlawi, wspieranej przez Stany Zjednoczone, przejął reżim Ruhollaha Musawi Chomejniego. Ustanowiono Republikę Iranu. Cały ciąg powiązanych wydarzeń już w ich trakcie po stronie amerykańskiej uważano za spektakularną wpadkę i brak kompetencji wywiadu. Jednym z przejawów tych niedociągnięć było wysyłanie raportów o rozwoju wydarzeń za pomocą zwykłych depesz niskiego priorytetu, przez co nie zostały one w porę docenione przez osoby odpowiedzialne za inicjowanie istotnych zmian w faktycznie realizowanych przez Stany działaniach modyfikujących przebieg wydarzeń1.
Do eskalacji doszło 4 listopada 1979 roku. Grupa kilkuset Studentów Wiernych linii Imama (ang. “Moslem Student Followers of the Imam’s Path”) wtargnęło do ambasady z deklarowaną intencją zajęcia jej na 48 godzin. Protest wynikał z wcześniejszej o miesiąc decyzji Waszyngtonu o wpuszczeniu na teren USA obalonego szacha celem przeprowadzenia jego leczenia.
W kwestii tego czy i kto inspirował tą „spontaniczną akcję mamy do dziś wyłącznie niczym nie poparte spekulacje. Niemniej, sytuacja eskalowała. Łącznie niemal 3 tysiące osób wdarło się na teren amerykańskiej placówki. Już w pierwszych dniach jej okupacji odnaleziono dokumenty udowadniające kontakty liberalnych polityków irańskich z Amerykanami. Miało to przemożny wpływ na radykalizację postawy Irańczyków – zarówno zwykłych obywateli jak i władz. Uchwalona w następnym miesiącu konstytucja oddawała władz w ręce duchownych szyickich, w sposób radykalny skonfrontowanych ideologicznie z Ameryką.
W pierwszych minutach szturmu, jeszcze w dużym zamieszaniu i chaosie, najbardziej trzeźwym, ogarniętym i dobrze oceniającym sytuację kilku amerykańskim pracownikom udało się uciec z terenu placówki. W rezultacie zamieszek 53 zakładników zostało uwięzionych. Zaraz po tym ataku w USA przed ambasadą Iranu zebrał się kilku tysięczny tłum. Placówka stała się na krótko bodaj najlepiej chronionym miejscem w USA. Gdyby doszło do ataków fizycznych, mogło to doprowadzić do stworzenia śmiertelnego zagrożenia dla przetrzymywanych Amerykanów.
UWAGA. Treść niniejszej ramki ma charakter wyłącznie poglądowy.
Pierwsze minuty w takich sytuacjach są kluczowe. Są one niepowtarzalną, najlepszą okazją do ucieczki. Zgodnie z najnowszymi wytycznymi opracowanymi przez CPTABW (Centrum Prewencji Terrorystycznej Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego).
UważajUciekajUkryj sięUdaremnij atakW ostatnich latach standardem jest szkolenie pracowników ambasad, konsulatów czy nawet dziennikarzy (korespondentów wojennych) jak maja się zachować w sytuacji stania się zakładnikiem: jak prawidłowo reagować na zagrożenia, jak dać sobie szansę na przeżycie, a nawet jak sobie samemu pomóc przy zranieniu
(samopomoc). W Polsce jest to kampania Społeczna 4U.