Zakazane uczucie - Andrzej F. Paczkowski - ebook
NOWOŚĆ

Zakazane uczucie ebook

Andrzej F. Paczkowski

3,5

84 osoby interesują się tą książką

Opis

Niewypowiedziana fascynacja, zakazane uczucie i szaleństwo prowadzące do katastrofy...

 

Po śmierci kuzyna Chris postanawia zaopiekować się jego żoną, Anną oraz jej dwojgiem dzieci w posiadłości w Kornwalii. Wkrótce ulega fascynacji ciężko chorym Edwardem, siedemnastoletnim geniuszem muzycznym. Siła uczucia, którego obaj się boją, przyciąga ich do siebie w sposób niezrozumiały i niebezpieczny.

 

By uniknąć skandalu, rodzina Chrisa wysyła go na Cejlon, ale Anna podąża za nim, nieświadoma uczuć, które żywi do jej syna. Miłość, zazdrość i zdrada zaczynają splatać się w trójkąt, który zagraża wszystkim. Związek Chrisa i Anny staje się coraz bardziej skomplikowany, gdy w twarzy kobiety Chris widzi jej syna.

 

Czy można kochać kogoś czysto, platonicznie? Jakie skutki przyniesie ujawnienie prawdziwych uczuć Chrisa? Ta opowieść odkryje przed Tobą sekrety, zdradę i bezsilność, prowadząc do nieoczekiwanego zakończenia, które zmieni wszystko.

 

Czy jesteś gotowy na tę emocjonującą podróż?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 218

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (2 oceny)
1
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Antiochia1

Nie oderwiesz się od lektury

poruszająca serce lektura o zakazanym uczuciu, autor umie pięknie oddać uczucia, wzruszenia i porywy serca
20



Copyright © by Andrzej F. Paczkowski, 2019Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2025All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Janusz Muzyczyszyn

Korekta I: Anna Grzeszczyk

Korekta II: Aneta Krajewska

Zdjęcie na okładce: Adobe Firefly

Projekt okładki: Adam Buzek

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek, [email protected]

Ilustracje w środku książki: © by pngtree.com

Wydanie II - elektroniczne

Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie

ISBN 978-83-8290-662-2

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Część 1 Anglia

Część 2 Cejlon

Część 3 Anglia

Epilog

Część 1 Anglia

Kornwalia, rok 19..

Christopher stał w swoim gabinecie z nosem przyklejonym do szyby, patrząc na zalany deszczem ogród. Wysoki, barczysty mężczyzna zasłaniał sobą większą część okna. Jedną rękę opierał na parapecie, drugą trzymał w kieszeni spodni. Gdyby go ktoś obserwował, zobaczyłby wyraz zamyślenia na jego twarzy. Wyglądał na zatroskanego. Ciemne gęste włosy skrzyły się w świetle lamp. Oczy nieruchome, zatrzymane w jednym punkcie. Broda z małym przedziałkiem pośrodku. Może tylko nos, jako jedyna część ciała lekko odstawał od normy. Trochę za duży. Brwi ciemne i długie, niemalże kobiece rzęsy. Rysy twarzy miał zdecydowanie wyostrzone. Usta lekko zaciśnięte. Postawa człowieka pewnego siebie. Był jednak zdolny do romantyczności i wielkich uniesień, co czasami mylnie interpretowano, sądząc, że jest miękki i delikatny.

Cieszył się wielkim powodzeniem u kobiet. Nie tylko u młodych. Starsze panie wodziły za nim głodnym wzrokiem i starały mu się przypodobać. Młode dziewczęta chichotały po kątach, by zwrócić na siebie uwagę. Kiedy zaś kierował na nie wzrok, oblewały się rumieńcami i pospiesznie uciekały, chcąc ukryć zmieszanie. Serca o mało nie wyskakiwały im z piersi. Starsze, ze swego rodzaju prowokacją, patrzyły mu prosto w oczy. Wzrokiem starały się dać mu do zrozumienia o swojej gotowości do romansu.

Był jedynym spadkobiercą wielkiej fortuny. Rodzice nie zamierzali co prawda wycofywać się jeszcze w cień, ale już dawno przekazali synowi kierowanie dobrze prosperującą firmą zajmującą się produkcją herbaty dowożonej z Cejlonu. Zarządzał rodzinnym biznesem i domem bez większych problemów, jednakże pieniądze nic dla niego nie znaczyły. Firma się rozwijała, często wiązało się to z podróżami na Cejlon czy do Indii.

Christopher bardzo mocno przeżywał śmierć braci i nie potrafił pogodzić się z ich brakiem. Ralf, starszy o rok i Damien, starszy o dwa lata, byli dla niego wszystkim. Kochał ich bardzo i nie wstydził się mówić o swojej miłości. Serce miał miękkie, charakter twardy, acz ulegał tylko i wyłącznie rodzicom. Obaj bracia wypłynęli przed rokiem do Indii, sztorm na morzu zatopił statek. Z podróży już nigdy nie wrócili.

Pomimo południa ściemniło się bardzo, po szybach spływały strugi deszczu.

Wnętrze gabinetu zaczął ogarniać mrok.

Rodzinna rezydencja Christophera szczyciła się wielowiekową tradycją i do dziś zachowana była w dobrym stanie. Rodziły się tu i umierały pokolenia przodków, a ich wizerunki spoglądały na mieszkańców w Sali Portretów. Dom miał niejednolity wystrój, choć gdzieniegdzie zauważyć można było ornamentykę angielskiego gotyku, nadającą mu nieco delikatności i ogłady. Czasami pojawiały się cechy sztuki włoskiej. Niemalże w każdym pokoju natrafiało się na rzeźby, krzesła o toczonych nogach, skrzynie, sztukaterię, boazerię czy kominki. To wszystko sprawiało, że dom, pomimo całej swej surowości, sprawiał wrażenie spokojnej przystani, gdzie zawsze można się było schować, zapomnieć o wszystkim i po prostu odpocząć.

Mijały minuty. Deszcz coraz bardziej przybierał na sile. Liście drzew opadały szarpane gwałtownie podmuchami wiatru. Szerokie kałuże wydłużały się, ukazując nierówny teren przed posiadłością.

Mężczyzna odsunął się od okna, przeszedł parę kroków w stronę kominka i zasiadł w skórzanym fotelu, zakładając nogę na nogę. Przyglądał się leżącej na stole pachnącej kartce, od której oderwał się przed paroma minutami. To właśnie zawarta w liście informacja nie dawała mu spokoju, choć, prawdę mówiąc, dawno spodziewał się takiego obrotu sprawy.

Po chwili jeszcze raz wziął do ręki list i zatopił się w lekturze w celu upewnienia się, że to, co czytał, jest prawdą.

Drogi Christopherze,

zastanawiałam się nad Twoją propozycją i jestem Ci niezmiernie wdzięczna, ale nie mogę teraz, przynajmniej przez parę następnych miesięcy, odbyć tak długiej podróży. Co prawda zdaje się, że długo tu nie wytrzymam o zdrowym umyśle i ciele, ale jednak nie mogę narażać dzieci na takie niebezpieczeństwo. Ten dom to ich rodzinne gniazdo, z którym trudno przyjdzie im się rozstać. Poza tym choroba Edwarda każdego dnia coraz bardziej wykańcza jego ciało, a lekarze nie zalecają podróży w tym stanie. Może jedynie zaszkodzić. A ja… nie mogę sobie wyobrazić, co będzie, kiedy go stracę. Edward, jak wiesz, to chłopiec niezwykle słabego zdrowia. Od małego mam z nim kłopoty, jednakże zajmowanie się nim jest moim obowiązkiem, a jako matka muszę na pierwszym miejscu stawiać dobro mojego dziecka. Co innego Elizabeth, ta dziewczyna to psotnica w spódnicy, nie mogę nad nią zapanować. To pewnie dlatego, że urodziła się dziesięć lat po Edwardzie, zresztą to ona powinna była urodzić się mężczyzną.

Proszę Cię, przyjeżdżaj jak najszybciej. Wierzyciele każdego dnia nie dają o sobie zapomnieć, stoją pod domem, wygrażają i obawiam się, że już niedługo dojdzie do rozlewu krwi. Pogardzam sobą za tę słabość, jednak nadszedł czas, by dumę schować głęboko i zacząć działać. Dlatego błagam, zmiłuj się nad ubogą krewną i jeżeli przyjaźń nasza, więzy krwi, znaczą dla Ciebie tyle co i dla mnie, to nie daj mi czekać z obawą na Ciebie. Kto wie, czy… ale nie, nie będę kusiła losu takimi myślami.

Jesteś naszą ostatnią nadzieją.

Twoja oddana – Anna

Christopher wpatrywał się w zapisaną ręcznym pismem kartkę. Po chwili zorientował się, że w kominku dogasał już ogień, więc wezwał służbę, by dorzucili opału. Parę minut później w pokoju znowu rozległ się syk palącego się drewna. Za oknem nadal padał deszcz.

Christopher powrócił do studiowania listu.

Anna była starsza od niego o cztery lata. Wiele razy zaklinał ją i namawiał na powrót do Kornwalii, ona jednak zdecydowanie obstawała przy swoim. Uparta kobieta. Upartość była chyba jedną z najgorszych cech jego rodziny. Sam też bywał uparty i zacięty, dlatego doskonale ją rozumiał. Najgorsze, że już wiele miesięcy temu przewidywał taki obrót spraw. Przeczucie go, jak widać, nie myliło. Znał się na ludziach. Po prostu często umiał przewidzieć dane sytuacje. Wiedział, że Anna będzie zmuszona uciekać ze swojego domu. Właśnie nadeszła ta chwila. Będzie musiał do niej jechać, zresztą już dawno chciał wyruszyć. Co prawda upłynęło dużo czasu, od kiedy widział ją po raz ostatni. A potem, gdy Anna miała siedemnaście lat, przydarzyła jej się ta cała zwariowana historia z kuzynem Arthurem. Uwiódł ją i zaszła z nim w ciążę. Od tamtego momentu życie nie szczędziło jej problemów. Z początku z Arthurem to była wielka miłość. Niestety, jak to czasem bywa, wszystko szybko się skończyło. Jej chory syn miał teraz siedemnaście lat, zaś młodsza córka zaledwie siedem. Jakoś im się układało, kiedy wyjechali do Londynu. W ciągu całego tego okresu Anna i Chris pisali do siebie listy. Oboje nie potrafili wyobrazić sobie bez nich życia, tak bardzo się do nich przyzwyczaili i uzależnili, choć nie przyznawali tego nawet sami przed sobą. W listach nie mieli tajemnic, pisali otwarcie o swoich problemach, oczywiście nie przekraczając etykiety. W końcu nie byli już dziećmi i pewnych tematów nie należało poruszać nawet w skrajnych przypadkach. Jakże dziwne, pomyślał Christopher, że Arthur nie zakazał żonie po ślubie pisać do niego…

Zastanawiał się, co z tym fantem zrobić. Nagle zamrugał oczyma, podniósł się, zabrał list i pospiesznie wyszedł z pokoju. Szedł równymi, szybkimi krokami przez długi korytarz. Dotarł do schodów, wszedł nimi na piętro i zatrzymał się przed drzwiami prowadzącymi do pokoju matki. Zapukał delikatnie, by jej nie przestraszyć. Wszędzie o tej porze panowała niezwykła jak na tak duży dom cisza, zaś matka należała do lękliwych osób, aczkolwiek nie miała ku temu żadnego powodu. Odczekał chwilę. Ciche: „Wejść” rozległo się zza grubych, masywnych drzwi. Nacisnął klamkę i wszedł do środka. Pokój matki różnił się zdecydowanie od reszty pokoi w całym domu. Był inny, taki… matczyny. Przeważały tu ciepłe pastelowe barwy i pachniało jaśminową herbatą, którą matka wprost uwielbiała. Na stole stał dzbanek, a matka trzymała w rękach filiżankę z parującym napojem.

Ta pięćdziesięcioletnia kobieta o nieco zaokrąglonych kształtach, wyprostowana jak struna i gustownie ubrana, siedziała w fotelu z rozłożoną na kolanach książką. Miała jedyną słabość, a było nią czytanie. To, że się wszystkiego lękała, można było sprowadzić do zbioru jej ludzkich ułomności i nie dało się z tym nic zrobić, zaś czytaniu nie potrafiła tak naprawdę odmówić. Wieczory spędzała więc samotnie w swoim pokoju przepełnionym zapachem herbaty sprowadzanej z Cejlonu, czym właśnie zajmował się jej mąż, a teraz także Christopher, oraz z bukietem świeżych kwiatów przynoszonych z ogrodu każdego dnia rano od wielu lat.

Pomimo wszystko matka miała jedną wadę: starała się narzucać Chrisowi swoją wolę, a od śmierci braci stało się to właściwie chlebem powszednim.

– Matko, znowu tak długo czytasz – powiedział z naganą, lecz w jego głosie pobrzmiewała delikatność. Starał się matkę traktować, jakby była z delikatnej porcelany, ciężko bowiem przeżyła śmierć swoich synów, z którymi wiązała takie wielkie nadzieje. Troszczył się o nią, aczkolwiek w ostatnich miesiącach coś między nimi trzeszczało.

– Nie jest jeszcze za późno, pozwól mi na odrobinę zapomnienia. – Pocałowała syna w policzek i wskazała ruchem ręki miejsce obok siebie. Przyjrzała mu się uważniej, a jej wprawne oko matki dojrzało od razu, że jest wzburzony, a przecież często taki nie bywa.

– Cóż się stało, Christopherze?

On uśmiechnął się czule, kręcąc głową, ponieważ nigdy nie potrafił się nadziwić, jak bardzo matka go zna. Nic też i nigdy się przed nią nie zatai, jeżeli chodzi o syna, z którego była niezwykle dumna.

– Przed tobą nic się nie da ukryć.

– Mów, nie pozwalaj mi długo czekać, jeżeli to coś złego, chcę wiedzieć natychmiast.

Usiadł więc obok niej, chwilę jeszcze milczał, bo nie wiedział, jak zacząć; wziął oddech i wreszcie dwa ciche słowa same wydostały mu się z ust:

– Muszę wyjechać…

– Nie! – Matka się wzdrygnęła.

– Tylko spokojnie! – Położył dłoń na jej ręce i pogładził ją delikatnie. – To nic poważnego, choć… choć może jednak tak. Dlatego muszę wyjechać.

– Gdzie?

– Do Londynu.

Matka patrzyła przez chwilę na niego ze zmrużonymi oczami.

– To Anna? To o nią chodzi?

Kolejny raz stwierdził, że matka jest wyjątkową kobietą o niecodziennym umyśle.

– Tak, to Anna – odpowiedział spokojnie.

– Wiedziałam, że ta kobieta kiedyś doprowadzi naszą rodzinę do upadku, wiedziałam… – szepnęła, choć tak naprawdę tak nie uważała.

– Matko, proszę, nie mów tak. To ci nie przystoi.

– Sam wiesz, że mówię prawdę. Zdecydowanie odmawiam i nie pozwalam ci jechać.

Christopher uśmiechnął się szerzej. Matka czasami zapominała, że ma przed sobą dorosłego mężczyznę, a nie dzieciaka o szczupłych nóżkach, którym był kiedyś. Przyjrzał się jej. Wyglądała na wzburzoną i spiętą. Zachowywała się tak za każdym razem, gdy dowiadywała się, że Christopher decyduje się na wyjazd z Kornwalii, co oczywiście zdarzało się często, ponieważ firma wymagała ciągłego dozoru. Christopher był twardy na zewnątrz, lecz serce miał po matce. Tak samo słabe i zdolne do wielkich czułości. Dlatego tak bardzo dobrze ją rozumiał.

– Co się z nią dzieje? – zapytała po chwili i Christopher już wiedział, że przeszkoda została pokonana, matka nigdy by nie pozwoliła, by ktoś z jej rodziny cierpiał. Anna należała do tych bliskich jej sercu ludzi, choć od wielu lat się nie widziały.

– Jest źle. Nawet gorzej niż źle. Po śmierci Arthura okazało się, że nie był tak oddanym mężem, na jakiego wyglądał. Popadł w hazard i towarzystwo z półświatka, przegrał cały ich majątek. Anna dowiedziała się tego w dzień po pogrzebie, kiedy zjawił się pierwszy wierzyciel.

– Dlaczego mi nic nie powiedziałeś? – wykrzyknęła matka i spojrzała na niego z wyrzutem.

– Anna nie życzyła sobie, abym rozpowiadał o jej sytuacji, sama więc rozumiesz. Kto by chciał, aby się o tym wszędzie mówiło.

Matka jakby naraz zapomniała, że jeszcze przed chwilą wypowiadała się o niej źle.

– Przecież mogła od razu tu przyjechać. Porzucić to wszystko i…

– Jej duma na to nie pozwalała, musisz to zrozumieć. Przecież to nie byle jaka dziewczyna, pochodzi z arystokratycznej rodziny. Duma przede wszystkim. Chciała walczyć i walczyła, ale teraz już nie ma sił. Jej syn niedomaga, jest bardzo chory, sam nie wiem, co to za choroba go wyniszcza, lecz nie może podróżować i… zresztą masz, przeczytaj sama.

Był to pierwszy list od Anny, który przekazał w cudze ręce. Lecz Christopher nie czuł, że robi coś nietaktownego.

Po chwili matka podniosła głowę i rzekła cicho:

– Musisz jechać. Nie masz wyboru… musisz.

– Wyjadę jutro z samego rana. Postaram się wrócić jak najszybciej, ojciec będzie na jakiś czas musiał wszystkim zająć się sam. Ma pomocników, więc nie będzie większego problemu. Choć nie czuję się z tym dobrze, że opuszczam go teraz. Nie wiem, jak długo tam zabawię, to zbyt poważna sprawa.

– Musisz jechać – powtórzyła matka.

Dalsza rozmowa potoczyła się w innym kierunku, by na koniec znów zejść na temat Anny. Lady Amelia nalała herbaty do filiżanki i podała synowi.

– Dlaczego ona nas właściwie nigdy nie odwiedzała? Myślałam, że nie chce mieć z nami nic wspólnego od tamtej nocy, kiedy… kiedy wyszła za mąż.

– Myślę, że to sprawka Arthura… tak, to jego sprawka, że jej noga tu nie postała.

– I nagle, w takiej sytuacji… przecież ta kobieta potrzebuje pomocy. Mój Boże, gdybym wcześniej wiedziała, poradziłabym coś, znalazła rozwiązanie. Przecież nie musiała z nim mieszkać, żyć… mogła tu…

– Dobrze wiesz, Anna nigdy by nie uciekła od męża.

– Nie, oczywiście, że nie. Jest zbyt dumna, zbyt dobrze wychowana.

– Taka była zawsze.

– Ale… mój Boże, ale dlaczego ty dzisiaj nie wyjechałeś? Przecież ona tam ginie.

– Jedna noc już niczego nie zmieni.

– Masz rację. A teraz opowiedz mi całą jej historię.

Po rozmowie z matką Christopher poszedł do swojego pokoju, rozebrał się i spojrzał na nagie odbicie w lustrze. Jego ciało było zdrowe i silne, klatka piersiowa znacznie owłosiona, umięśnione nogi i barki mocne jak u tura. Podobało mu się to, co widział. Był atrakcyjnym mężczyzną. Lecz od lat nie pociągał go świat blichtru, jaki czasem serwowała mu matka, która w ostatnich czasach nieustannie mówiła o małżeństwie. W Chrisie jakby coś wygasło. Sam nie wiedział, co dokładnie, jednak nie miał ochoty na jakiekolwiek gierki.

Położył się do łóżka, zgasił świecę i zamknął oczy. Jeszcze długo w nocy nie potrafił zasnąć. Modlił się, by Anna nie znalazła się na bruku wraz z chorym synem. Obmyślał wiele strategii, planował, lecz wszystko miało rozegrać się dopiero jutrzejszego dnia, a do tego powinien być wypoczęty i wyspany. Zmęczony niewiele pomoże. Zamierzał zabrać Annę do Kornwalii, z powrotem do miejsca, gdzie to wszystko się zaczęło.

Christopher wyjechał bladym świtem. Żegnała go matka, wyjątkowo wstała dzisiaj wcześniej. Przekazała mu list do Anny, który napisała jeszcze wieczorem i poleciła, by wręczył go niezwłocznie zaraz po przyjeździe.

W drodze czytał książkę. Tego dnia padał deszcz, na zewnątrz panował chłód, lecz w pociągu było bardzo przyjemnie. Co jakiś czas przerywał czytanie i przyglądał się zmieniającej się przyrodzie. Widział targane wiatrem korony drzew i spadające liście.

Zastanawiał się, co też o tej porze dzieje się w domu Anny, jak rysuje się cała burzliwa sytuacja i czy czasem nie jest za późno na jego przyjazd. Prawdę mówiąc, martwił się, że domu raczej nie da się już uratować. Jeżeli Arthur przegrał cały majątek, nie będzie innej możliwości niż znalezienie dla Anny zupełnie nowego miejsca do zamieszkania. Anna jednak bywała oporna, czego obawiał się najbardziej, choć ostatni list mówił wyraźnie, że dumę schowała do najgłębszego zakamarka swojej duszy. Kto wie, czy tak było naprawdę?

Wieczorem znalazł się na dworcu Victoria Station, skąd udał się wprost do dzielnicy Richmond. Wynajęty powóz zatrzymał się na wprost okazałego domu, o tej porze już ciemnego i cichego, jakby nikt w nim nie mieszkał. Spojrzał na aleję, którą przed chwilą przejechał, na liście spadające z drzew i kładące się dywanem po drodze oraz całym osłoniętym wielkim murem parku. Postąpił parę kroków i znalazł się przy schodach prowadzących do domu. Wtedy otwarły się drzwi i ujrzał w nich ubraną na czarno postać o bladej twarzy. Twarz ta po chwili rozjaśniła się nieco i drzwi otwarły się szerzej.

– Christopher! – Z ust kobiety wyrwał się krzyk, szybko zeszła po schodach, biorąc po dwa stopnie naraz i padła mu w ramiona.

Christopher zobaczył Annę po raz pierwszy od wielu lat. Był zdziwiony, ponieważ nie zmieniła się prawie w ogóle. Nadal miała niewinny wyraz twarzy. Wyglądała dziewczęco, choć pozbawiona kolorów twarz i czarne szaty nie dodawały jej uroku. W oczach widział jednak ten blask, jaki miewała dawno temu, kiedy jeszcze mieszkali razem, kiedy byli dwojgiem najlepszych przyjaciół. Poczuł dotyk jej chłodnych rąk.

– Anno… – Czas jakby się zatrzymał. Chris miał pewne trudności z powrotem do tu i teraz. Ludzie się zmieniają z wiekiem, był więc przygotowany na spotkanie innej kobiety. Tymczasem stała przed nim ta sama Anna, jaką zapamiętał, której obraz stawał mu przed oczyma za każdym razem, kiedy o niej myślał.

– Spoważniałeś! Zmieniłeś się, choć… nadal jesteś taki sam. Czuję, że między nami nic się nie zmieniło. Och, Chris, tak się cieszę…

– Jest zimno, masz chłodne ręce, chodź, wejdziemy do środka.

– Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać. Chodź… dziękuję, że przyjechałeś, moje modlitwy zostały wysłuchane.

W środku nie było jednak ani trochę cieplej niż na zewnątrz. Anna zauważyła jego zdziwienie, dlatego powiedziała ze wstydem:

– Na ogrzewanie nie starczyło już pieniędzy.

Christopher rozejrzał się po wnętrzu. Dom był oczywiście okazały, bogaty i urządzony z doskonałym smakiem. Jednakże chłód odbierał temu miejscu cały urok.

Weszli do jednego z salonów.

Anna wskazała mu miejsce, usiadł, a ona po chwili przyniosła herbatę. Po całym pokoju rozniósł się zapach wanilii.

– Nie było mi łatwo zapomnieć o życiu z wami. Jakieś przyzwyczajenia pozostały…

Co chwilę spoglądali na siebie, obserwowali się nawzajem.

Anna to zerkała na niego, to uciekała wzrokiem, widać było, że jest zdenerwowana. Siedział naprzeciwko niej ciekawy wszystkiego, nadal nie wychodząc z podziwu nad jej urodą. Anna była wyprostowana i napięta jak struna, z białymi dłońmi na kolanach. Z filiżanek unosiła się para. Oboje zaczęli pić, by wykorzystać jak najwięcej ciepła ulatującego z herbaty.

Choć Christopher pragnął dowiedzieć się szczegółów o tym, co działo się przez te minione lata, listy bowiem nigdy nie oddają wszystkiego, najpierw musieli załatwić bieżące sprawy, wymagające natychmiastowych decyzji.

– To od mojej matki, chciała bym ci go dał do przeczytania, zanim cokolwiek postanowimy. – Podał jej list, który Anna czym prędzej otworzyła i zagłębiła się w lekturze. Po chwili jej oczy zaszkliły się od wstrzymywanych łez. Odłożyła kartkę, chwilę siedziała ze spuszczoną głową, po czym spojrzała na niego ze wzrokiem pełnym radości.

– Twoja matka zaprasza nas do siebie.

Christopher przytaknął, tego się spodziewał.

– Prawdę mówiąc, również miałem taki sam zamiar. Widzę, że z matką zgadzamy się co do oceny twojej sytuacji.

– Nie jestem jednak pewna… – zaczęła Anna, lecz uciszył ją ruchem dłoni. Zamilkła.

– Nie mówmy o tym teraz, zanim nie ustalimy szczegółów. Tymczasem opowiedz mi, ile ci zostało czasu, jakie są długi i czy istnieje jakakolwiek szansa na uratowanie domu.

Anna przedstawiła mu wszystkie dokumenty, jakie tylko udało jej się zebrać, pokazała umowy i listy wierzycieli.

Christopher postanowił zabrać papiery ze sobą i przejrzeć w spokoju. Wytłumaczyła, że dług domu przekracza jego wartość, dlatego odzyskanie go nie wchodzi w rachubę.

– Byłam głupia. Wierzyłam mu, a on wszystko przegrał, całe nasze życie. Jednym ruchem ręki. Nie kontrolowałam go, na każdy przejaw mojego zainteresowania majątkiem wpadał w gniew. Zmienił się i zaczął pić. Nie miałam na to wpływu, rozumiesz? Niczemu, co się teraz dzieje, nie mogłam zapobiec, niczemu…

– Rozumiem. Arthur był typem człowieka dumnego i upartego, nie mogłaś z nim stawać w szranki. Nie dałabyś sobie z nim rady.

Anna pokiwała ze smutkiem głową. Widać było, że jest jej ciężko na duszy.

– Popełniłam błąd, wychodząc za niego za mąż.

– A dzieci?

Tu kobieta spojrzała na niego i od razu jej oczy zrobiły się pełne miłości i uczucia.

– To dla nich to robię. Gdyby nie one, dawno bym ze sobą skończyła. Kiedy dowiedziałam się o śmierci Arthura, potem o długach, wreszcie gdy wierzyciele zaczęli nachodzić dom, ich groźby i prawda, która dotarła do mnie o przegranym życiu… – Przerwała, zamyśliła się, po czym mówiła dalej: – Ten wstyd na całe miasto, wszyscy o mnie mówili i mówią nadal. Przestali się ze mną widywać, nagle okazało się, że nie mam przyjaciół; nie miałam się z tym do kogo zwrócić. Powoli ogarniało mnie szaleństwo. Jednak dzieci nie dałyby sobie rady beze mnie. Już bezmyślny ojciec wystarczył, nie mogła ich zawieść jeszcze matka.

– Dobrze zrobiłaś, nie poddając się. Jesteś dorosłą kobietą, podejmujesz odpowiedzialne, mądre decyzje, a ta właśnie do takich należy. Jestem pełen podziwu dla ciebie i twojej hardości. Okazałaś się dobrą matką, a nawet zwracając się do nas o pomoc, nadal zachowałaś swą dumę.

– Dziękuję za te słowa. Duma… Cóż to za słowo? Czy teraz jeszcze mogę być dumna? W tym zimnym, skutym lodem domu? Z chorym dzieckiem i drugim, które za parę lat wstąpi w ten okrutny świat? Z pustą kieszenią niczym żebrak? Bo wiele się, Christopherze, od żebraka dzisiaj nie różnię.

– Ale się nie poddajesz. W tym tkwi twoja siła.

– Moją siłą są dzieci. Muszę walczyć o ich dobro. Dlatego napisałam do ciebie o pomoc, ale nie tylko. Również dlatego, że ci ufam jak nikomu innemu na świecie.

Po rozmowie Anna wskazała mu pokój, w którym będzie mógł spędzić noc. Przeglądał papiery i wyczytał z nich, że we wszystkim Anna miała rację. Dom był stracony, jak również znaczna część pieniędzy, jednak dla niego to nie problem. Wyłoży konieczną kwotę, chce i musi jej pomóc, i zrobi to. Także matka na niego liczy. Zrobi to więc i dla niej.

Na jego polecenie do domu natychmiast wezwano z sąsiedztwa kucharza i dwie pokojówki, którzy wcześniej pracowali u Anny. W trakcie kolacji powiadomił Annę o planowanych działaniach:

– Z wierzycielami rozmówię się za dwa dni. Każ im się stawić wszystkim co do jednego. Kto nie przyjdzie, nie odzyska swoich pieniędzy. Za parę dni nas tu już nie będzie, nie ma na co czekać.

– Edward nie może w tym stanie podróżować. Jest ciężko chory, lekarze twierdzą, że zbyt daleka podróż może poważnie zagrażać jego zdrowiu. Boję się, że…

– Jutro ściągnę nowego doktora, zbada chłopaka jeszcze raz. Biorąc pod uwagę zalecenia lekarza, postaramy się umożliwić twojemu synowi przejazd bez narażania jego zdrowia. Nie obawiaj się.

– To będzie kosztowało majątek! – W oczach Anny malowało się przerażenie.

– Nie myśl o finansach. Zdrowie chłopaka jest najważniejsze. Zobaczysz, uda nam się.

Po zjedzonym posiłku Christopher znowu udał się do swojego zimnego pokoju. Dom sprawiał wrażenie wymarłego, do takiej pustki nie był przyzwyczajony. W porównaniu z ich rezydencją w Kornwalii, w której krzątało się pełno służby, tutaj panowała całkowita cisza. Wszystko zamarło. Jakby dom przestał oddychać, jakby zatrzymał się czas. Po chwili Chris położył się do zimnego łóżka i zgasił lampkę. Gdzieś w ciemnej posiadłości rozległo się bicie zegara. Była dziesiąta wieczór. Po całej podróży był zmęczony na tyle, że zasnął niemal od razu po przyłożeniu głowy do poduszki.

Miał sen.

Był zamknięty w tym wielkim, opuszczonym domu. Nie wiedział, czy uciekał z jednego pomieszczenia do drugiego, czy może ktoś go gonił, albo też on kogoś, lecz biegł, ile tchu w płucach. Nagle zatrzymał się przed ogromnym zegarem. Wskazówki przesuwały się niezwykle szybko. Czas pędził, Christopher chciał go zatrzymać, ale nie mógł się zbliżyć do zegara. Dotarło do niego, że z czasem nikt nie może igrać, bowiem rządzi się on swoimi prawami. Nagle zegar się zatrzymał. Z głębi domu rozległ się odgłos jakiegoś instrumentu, chyba pianina. Chris ruszył w tamtą stronę. Powoli otworzył drzwi, dźwięk brzmiał już na tyle głośno, że doskonale rozróżniał jego czystą melodię. Chciał wejść do środka…

W tym momencie Christopher się obudził. Przez chwilę leżał bez ruchu, jedynie urywanie oddychał. Z początku nie wiedział, gdzie jest. Za oknem rozszalała się burza, opadające z drzew liście odbijały się od szyby. Nie potrafił już zamknąć oczu. Skądś, z głębi domu, dochodził go stłumiony dźwięk. Chris bez problemu go zidentyfikował. Ktoś grał na pianinie, zupełnie tak jak w jego śnie.

Wsłuchiwał się w smutno brzmiące tony, aż wreszcie postanowił zaspokoić swoją ciekawość i dowiedzieć się, kto gra o tej porze. Szedł ostrożnie po ciemku, coraz bardziej przybliżając się do źródła dźwięków. Wreszcie zatrzymał się przed drzwiami jednego z pokoi. Przez chwilę oczarowany chłonął melodię. Muzyka poruszała go do głębi. Jeszcze nikt nigdy nie grał w ten oto sposób: subtelnie, z namaszczeniem prowadził palce po klawiszach, uwalniając z nich tony tak delikatne i czułe, że przedostawały się do duszy słuchacza. Dłoń wygrywająca melodię musiała być niezwykle wrażliwa! Kto był zdolny do tak głębokich uczuć, by porozumiewać się z pianinem za pomocą dotyku? Z instrumentu płynęła smutna muzyka, opowiadająca jakąś nieznaną Chrisowi historię. Tylko osoba nieszczęśliwa mogła tak grać i wydobywać z instrumentu tak osobliwe nuty.

Kiedy Christopher się ocknął z zamyślenia, zauważył, że rękami przywiera do zimnych drzwi i z zapartym tchem wsłuchuje się w muzykę, łaknąc jej coraz bardziej, wczuwając się w nią, stapiając z nią w jedno. Jego uszy były otwarte na jakiekolwiek drgnienie, był oczarowany.

A zarazem czuł się jak intruz, jak gdyby słuchał czegoś, co nie było przeznaczone dla niego. Muzyka zdawała się zbyt intymna, by miał ją słyszeć ktoś jeszcze.

Nacisnął delikatnie klamkę, drzwi ustąpiły.

Otwarły się lekko, jedynie na parę centymetrów, potem szerzej, a kiedy głos pianina przybrał na sile, popchnął je jeszcze trochę. Stał tak dalej i słuchał, obserwując siedzącą przy instrumencie nieruchomą ciemną postać. Tylko jej ręce tańczyły po klawiszach. To one wydobywały z ciszy nocnej owe smutne dźwięki.

Drzwi skrzypnęły, gdy Chris niechcący się o nie oparł. Muzyka się urwała. Ktoś westchnął. Słuchaczowi zrobiło się w tej chwili żal i wstyd, że oto zakłócił coś tak doskonałego, jakby usłyszał tchnienie samej duszy…

– Przepraszam… – powiedział zmieszany. W tym momencie poczuł się niezwykle głupio, jak mały chłopiec, którego zauważono tam, gdzie nie miało go być.

– To ja przepraszam – odezwał się cichy głos z głębi pomieszczenia. – Obudziłem pana. Starałem się grać cicho, by nie zakłócać pana odpoczynku.

Christopher stał oniemiały. A więc to Edward grał na pianinie. Nie wiedział dlaczego, lecz był zdziwiony i to bardzo.

– Dziwi pana moje nocne granie? – zapytał chłopak, czytając jego myśli.

– Nie… właściwie nie. Ale z pewnością mnie to ciekawi.

– Matka nie pozwala mi grać. W domu jest zbyt wielki chłód, boi się, że się przeziębię. Kiedy jednak nadchodzi noc, kiedy mam pewność, że matka śpi, gram. Nie mogę żyć bez muzyki, bez mojego pianina. To silniejsze ode mnie.

Christopher wszedł już do pokoju, zamknął drzwi i podszedł do chłopaka siedzącego na stołku przy pianinie. Edward był okryty pledem, lecz trząsł się z zimna.

– Powinieneś się położyć, jesteś cały blady i masz gorączkę – powiedział cicho Christopher po przyłożeniu dłoni do rozpalonego czoła chłopca. – Chodź, zaprowadzę cię do łóżka.

Pomógł mu wstać i chciał przepuścić przodem, gdy nagle z braku sił chłopak stracił oparcie pod stopami i runął w dół. W ostatniej chwili Chrisowi udało się uratować Edwarda przed upadkiem. Na rękach doniósł go do łóżka i ułożył delikatnie na pościeli, jakby bał się, że go złamie. Okrył chorego ciepłą pierzyną.

– Pan jest moim wujkiem? – zapytał chłopak.

– Tak. Ostatni raz widzieliśmy się wiele lat temu.

– Byłem wtedy jeszcze dzieckiem.

– Tak. – Chris uśmiechnął się, usiadł na łóżku obok Edwarda i intensywnie mu się przyglądał.

Światło małej, wiszącej nad łóżkiem lampy padało teraz na twarz młodzieńca. Christopher wpatrzył się w niego i uznał, że jeszcze nigdy nie widział piękniejszego oblicza.

Chłopak miał delikatne, wręcz kobiece rysy, pełne, choć sine usta, jasne i długie do ramion włosy oraz najbardziej niebieskie oczy, jakie mężczyzna kiedykolwiek widział. Mały nosek i dołek w podbródku jedynie dodawały twarzy wrażliwości. Był niezwykle szczupły i ogólnie, jak Christopher zdążył zauważyć, wątłej budowy ciała. Od tego momentu chłopak oczarował go.

To jakaś dziwna noc, pomyślał Chris. Czy to możliwe, że ten młody mężczyzna leżący tuż obok niego, to syn Anny? Chłopak miał siedemnaście lat, na tyle też wyglądał, miał ledwie widoczny zarost na twarzy. Najbardziej zaskoczył jednak Christophera fakt, że z profilu Edward przypominał mu Annę. Z niewytłumaczalnego powodu Chris poczuł niesamowitą ochotę, by ochraniać młodzieńca. To zupełnie dziwna noc.

– Proszę nie mówić matce, że grałem. Niepotrzebnie będzie się denerwowała, już i tak ma dosyć swoich zmartwień. – Chłopak spoglądał prosząco na Christophera.

– Nie powiem, możesz mi zaufać. Jednak wiedz, że nie pochwalam tego. Nawet jeżeli muzyka to całe twoje życie, a słysząc, jak grałeś, skłonny jestem w to uwierzyć, to jednak zdrowie powinno być dla ciebie ważniejsze. Musisz myśleć o matce…

– Kiedy mnie tak bardzo chce się grać. Ręce same rwą się do pianina…

– Co to była za muzyka? Nigdy wcześniej tego nie słyszałem.

– To moja muzyka. Sam ją skomponowałem. Pracowałem nad nią parę ostatnich nocy.

Christopher nie mógł w to uwierzyć. Z początku pomyślał, że młody chłopak z niego drwi, ale kiedy zobaczył szczerość na jego szczupłej twarzy, zrozumiał, że jednak mówi prawdę.