Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
71 osób interesuje się tą książką
Anka dorasta w Węgrowie na Mazowszu. Od dzieciństwa różni się od sióstr, bardziej zachwyca ją praca i piękno przyrody. Z Adamem, sąsiadem zza płotu, łączy ich wyjątkowa więź, która z czasem przeradza się w głębsze uczucie. Anka jednak przeczuwa, że nigdy nie wyjdzie za mąż.
Pewnego dnia wydarza się coś, co diametralnie odmienia jej życie.
Dziewczyna postanawia zostać zakonnicą, ale nie wie, że droga, którą wybrała, stanie się dla niej koszmarem.
Niespełniona miłość, odmienność, ludzkie okrucieństwo, uwięzienie i choroba, która staje się ucieczką od zła.
Powieść inspirowana prawdziwą historią uwięzienia mniszki z Krakowa - Barbary Ubryk.
W drugiej połowie XIX wieku Polskę i Europę poruszyła wiadomość o uwięzionej w skandalicznych warunkach mniszce. Jako że sprawa dotyczyła Kościoła, do opinii publicznej przedostawało się bardzo niewiele informacji. Andrzej F. Paczkowski, bazując na tych skąpych faktach, stworzył własną historię losów Barbary Ubryk. Historię przejmującą, chwytającą za serce… Gorąco polecam, Barbara Mikulska, pisarka.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 255
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tego autora w Wydawnictwie WasPos
SAGA RODZINNA
Jesienne liście
CYKL KRONIKA CZAROWNIC
Kronika czarownic. Pokolenia widzących
Kronika czarownic. Pokolenia złych
POZOSTAŁE POZYCJE
Spadek Barbary Tryźnianki
Zniszczone pianino
Ptaki bez skrzydeł. Uwięzieni w Auschwitz
Syn pastora
Two Weeks To Love
Zakonnica z Krakowa
W PRZYGOTOWANIU
Kronika czarownic. Pokolenia samotnych
Dwór na wrzosowiskach
Bazylikata. Zmierzch wampirów
Co się zdarzyło w drodze do Łeby
Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka
Copyright © by Andrzej F. Paczkowski, 2024Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2024 All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Barbara Mikulska
Korekta I: Magdalena Czmochowska
Korekta II: Aneta Krajewska
Projekt okładki: Adam Buzek
Zdjęcie na okładce: AI
Ilustracje wewnątrz książki: pngtree
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I – elektroniczne
Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie
ISBN 978-83-8290-635-6
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
Rok 1889
Część pierwsza
Rozdział 1
Pomiędzy
Rozdział 2
Pomiędzy
Rozdział 3
Pomiędzy
Rozdział 4
Pomiędzy
Rozdział 5
Pomiędzy
Rozdział 6
Pomiędzy
Rozdział 7
Pomiędzy
Rozdział 8
Pomiędzy
Rozdział 9
Pomiędzy
Rozdział 10
Pomiędzy
Rozdział 11
Pomiędzy
Rozdział 12
Pomiędzy
Rozdział 13
Pomiędzy
Rozdział 14
Rok 1889
Część druga
Rozdział 1
Pomiędzy
Rozdział 2
Pomiędzy
Rozdział 3
Pomiędzy
Rozdział 4
Pomiędzy
Rozdział 5
Pomiędzy
Rozdział 6
Pomiędzy
Rozdział 7
Pomiędzy
Rozdział 8
Pomiędzy
Rozdział 9
Pomiędzy
Rozdział 10
Pomiędzy
Rok 1889
Część trzecia
Rozdział 1
Pomiędzy
Rozdział 2
Pomiędzy
Rozdział 3
Pomiędzy
Rozdział 4
Pomiędzy
Rozdział 5
Pomiędzy
Rozdział 6
Pomiędzy
Rozdział 7
Pomiędzy
Rozdział 8
Pomiędzy
Rozdział 9
Posłowie
Rok 1889
Zakład dla umysłowo chorych w Krakowie
Stara kobieta leżała na łóżku ledwo żywa. Z trudem oddychała i dusiła się, przeczuwając swój własny koniec. Pościel była brudna i odór nieprzyjemnie drażnił nozdrza, ale ona już dawno przyzwyczaiła się do tego smrodu. Znosiła przecież gorsze rzeczy niż nieprzyjemny zapach pryczy i siebie samej.
Coś się z nią działo. Już od dłuższego czasu przed oczami przelatywały różne obrazy z jej własnego życia. Te obrazy, które do niedawna wydawały się dla niej nieodstępne. Jakby zbliżająca się śmierć nagle chciała wszystko przed nią odkryć. Nie było dnia, by nie przypominała sobie koszmaru, w którym przyszło jej żyć. Czy kiedyś się tego spodziewała? Nie, z pewnością nie. Jak to wszystko zdołała przetrwać? Odpowiedź była tylko jedna: oszalała, inaczej nie mogłaby przeżyć nawet jednej minuty. Czasami szaleństwo jest wybawieniem dla duszy, która cierpi i nie wie, jak się wydostać z więzienia, w które wciśnięto ją na siłę.
Wspomnienia stawały się coraz bardziej żywe. To bolało. Czy jednak nie byłoby lepiej nie pamiętać? Dlaczego nagle teraz te wszystkie sceny przelatują jej przed oczami?
Ach, jęknęłaby, gdyby tylko miała siłę. Ale nie została w niej nawet krztyna energii. Jak wówczas nie miała szans na obronę i na sprawiedliwość.
Nagle zadrżała.
Przed oczami pojawiały się ciemne postacie z okrutnymi, zaciętymi twarzami. Złe kobiety, które sprawiły, że jej życie zamieniło się w koszmar. Gdyby miała więcej sił, zdarłaby z nich te czarne suknie i biłaby na oślep, drapała paznokciami, aż tryskałaby krew. Ale nic z tego nie mogło się już zdarzyć i pozostawało jej jedynie przyglądać się własnym wspomnieniom.
Za każdym razem, kiedy widziała zakonnicę, drżała wewnętrznie i strach podchodził jej do gardła, a serce biło jak oszalałe. Te ciemne suknie, krzyże na piersiach, zimne oczy i białe, kościste ręce, które sprawiły jej tyle bólu, że świat przestał istnieć, a całe życie legło w gruzach.
Czuła, że jej droga się kończy i czasu zostało coraz mniej. Mogłaby komuś opowiedzieć swoją historię, ale czy zdoła? Przecież nie była w stanie wymówić nawet słowa.
Gdyby ktoś się jej teraz przyjrzał, zobaczyłby coś niesamowitego, co nie miało prawa się zdarzyć: jej oczy, po raz pierwszy od dziesiątek lat, były przytomne. Przejrzyste jak szkło. W tych oczach można było dojrzeć zdrową osobę, którą była kiedyś. Ale nikt się jej nie przyglądał.
Kobieta zamknęła powieki i długo ich nie otwierała. Zmierzch wpełzł już do sali, ale wiedziała, że nie zaśnie. Wspomnienia ją atakowały. Dzisiejsza noc mogła okazać się długa. Bo dziś znowu przeżywała wszystko od początku i to zwiędłe ciało, które teraz ją zawodziło i przez które to wszystko się zdarzyło, z chęcią rozszarpałaby na kawałki. Ciało ludzkie jest nie tylko grzeszne, ale też słabe, tak słabe, że zdradza człowieka czasami na całe życie.
Kiedy znowu oprzytomniała, otworzyła oczy. Ciemność ją uspokajała. Ale potem wszystko zaczynało się od nowa.
Zaczęła wspominać…
Część pierwsza
Incydenty
Rozdział 1
Węgrów na Mazowszu, 14 lipca 1817
Początek
Marianna Ubryk leżała na łóżku i uśmiechała się, choć nie miała sił nawet na poruszenie ręką. Poród wyczerpał ją ogromnie. Była delikatna i nie nadawała się do rodzenia dzieci, ale jednak te sprawy okazują się w życiu nieuchronne. Jej mąż, Jakub, patrzył na nią z jeszcze większą miłością niż dotychczas. Rodzicielstwo zmienia związek dwojga ludzi. Cementuje go jeszcze bardziej. Małżeństwo staje się pewniejsze i silniejsze. Miłość się odradza. Dziecko zbliża do siebie ludzi i sprawia, że ich uczucia wybuchają z nową siłą. Jakby nowe zakochanie, ale w trochę innym odcieniu.
Kiedy Jakub przygląda się żonie leżącej na łóżku, wyczerpanej i spoconej, widzi najpiękniejszą kobietę na świecie. Jej oczy płoną nowym blaskiem. On patrzy z miłością i taką radością, że aż go ściska gdzieś w piersi.
Mała leży już w kołysce, zdrowa i czerwona na twarzy, przypominająca bardziej małą małpkę niż człowieka. Ale Jakub kocha już to małe stworzenie całym sercem. Ta istotka stanie się oczkiem w jego głowie. Ojciec i córka już teraz są silnie związani ze sobą. Niewidoczne więzy między nimi będą nierozerwalne do końca życia.
– Dziękuję – mówi do żony i ściska delikatnie jej spoconą dłoń.
Marianna uśmiecha się ze spokojem, który niemalże zawsze gości na jej twarzy. Nie jest zdolna mówić, za bardzo jest zmęczona i wyschło jej w ustach. Wskazuje dzbanek z wodą stojącą na stoliku. On napełnia kubek i podsuwa delikatnie do ust. Położnica pije i oddycha z wdzięcznością. Kładzie spoconą głowę na poduszce.
– Pani powinna odpocząć – mówi znachorka do Jakuba.
Mężczyzna kiwa głową na znak, że rozumie i że się zgadza. Ostatni raz gładzi żonę po zaróżowionym policzku. Z jej oczu spływa jedna łza. Potem zamyka powieki i niemalże od razu zasypia.
Mała kwili cichutko, lecz nie płacze. Zachowuje się, jakby cieszyła się, że znalazła się w tym domu. Choć oczka nie są jeszcze zdolne czegokolwiek rozpoznać, kręci głową, jakby chciała się rozglądać po świecie.
Urodziła się w szczęśliwej rodzinie.(?)
Ale czy urodziła się do szczęśliwego życia?
Tego, Bóg łaskaw, nikt nie wiedział.
Pomiędzy
Trzymał delikatnie jej dłoń. Za każdym razem, kiedy przychodził, jej oczy na moment stawały się żywe i jasne, jak dawniej. Nikt tego nie widział, tylko on. Dla niego wracała. Na chwilę. Na krótkie sekundy. A potem uciekała. W zapomnienie.
Rozdział 2
Węgrów na Mazowszu. Lata kolejne
Inna niż wszystkie
Mała Anna, bo takie imię dostała na chrzcie, była wesoła i pełna życia. Jak tylko mogła, czas najchętniej spędzała z ojcem w jego malutkiej stolarni. Była pewna, że jak dorośnie, zajmie się tym samym. A choć matka mówiła jej, że to nie jest zajęcie dla dziewczynki, ona wiedziała swoje.
Jej trzy siostry znacznie się od niej różniły i choć bardzo się lubiły, nie znajdowały wspólnego tematu do rozmów. Anna bowiem od dziecka była inna niż one. Interesował ją świat. Ciekawiła przyroda. Nieustannie chciała wszystko wiedzieć i bez przerwy o wszystko dopytywała.
– Dziewczynki się tak nie zachowują – ganiła ją często matka.
– A jak się zachowują? – pytała Anna, nie rozumiejąc, o co matce chodzi.
– Tak jak twoje siostry. Powinnaś brać z nich przykład.
Anna patrzyła na ciche i grzecznie siedzące przy stole dziewczynki i kręciła głową.
– Nie mam czasu na takie siedzenie – mówiła i biegła na dwór.
Rzeczywiście, nie miała czasu, bo organizowała sobie wiele rozrywek i zajęć. Na przykład karmiła ptaszki i obserwowała je, jak jedzą. To jej sprawiało wielką przyjemność. Patrzyła na ich skrzydła, dziwiła się ich płochości i delikatności. Po pewnym czasie tak się do niej przyzwyczaiły, że niektóre podchodziły całkiem blisko i siadały na ręce. Dzięki godzinom obserwacji i przebywania z nimi pod drzewami i na drzewach, obdarzyły ją ufnością.
Nikt o tym nie wiedział, ale dokarmiała również dzikie psy, które czasami pałętały się po okolicy. Z podkradaniem pokarmu dla nich nie miała najmniejszego problemu. Uważała, że one same zrobić sobie jedzenia nie mogą, więc obowiązkiem człowieka jest im pomagać i karmić.
Często obserwowała chmury. Jak szybko się zmieniały! Jakie niesamowite przybierały kształty! Tam widywała baranki, tam znowu drzewa i psy, góry i zamki. Niebo było pełne tajemnic! Człowiek mógł tak leżeć na trawie cały dzień i patrzeć, o ile oczywiście przypłynęły obłoki, bo za każdym razem pojawiało się coś innego! Nie rozumiała, że na innych nie robiło to żadnego wrażenia. Jakby to była zupełnie naturalna rzecz pod słońcem. Ale małej Annie wydawało się, że to magia i nic na świecie nie jest takie zwykłe, jak się wydaje. To tylko ludzie są dziwni, że nie chcą się zajmować tymi sprawami.
A ziemia? Jak ją tylko porządnie rozkopać, ujawniała swe własne tajemnice. Żyjątka w niej ukryte: mrówki, glisty i inne robactwo. Czyż to nie było ciekawe?
A trawa? Schowane w niej małe kwiatki? Żuczki? Przecież wszędzie skrywała się tajemnica! Czyż życie nie było fascynujące?
Mała Anna doskonale zdawała sobie sprawę, że świat jest piękny i miała to w sobie po prostu zakodowane od samego początku. Narodziła się z darem zachwytu nad cudami Ziemi i zadziwienia jej tajemnicami, które dla innych były czymś prozaicznym.
Kosztowała trawę, bo przecież jadły ją kozy i krowy, dlaczego więc i ona nie mogła? Trawa jednak jej nie smakowała. Ziemia również nie ani kora drzew, liście czy płatki róż z ogrodu matki. Codziennie czegoś się uczyła, chłonęła widoki i wszystkim się zachwycała. Miała w sobie niekończącą się chęć poznania.
– Nie jestem pewna, co z niej wyrośnie – skarżyła się pani Marianna.
– A ja przeciwnie, wiem, co z niej wyrośnie – mówił pan Jakub.
– Co? – pytała. – Bo ja jakoś nie potrafię jej sobie wyobrazić w dorosłym życiu.
– Będzie człowiekiem o dobrym sercu – odpowiadał.
– Tylko czy taki człowiek znajdzie sobie męża? Już teraz wszyscy o niej plotkują, że nie jest normalna. A to dopiero dziecko.
– Ludzie zawsze gadają niepotrzebne rzeczy. Powinni się zajmować sobą i własnymi dziećmi.
– Może tak, ale czy wiesz, że tak właściwie to ona nikogo się nie słucha?! Gdybym stosowała kary…
– Żadnych kar nikt nie będzie stosował wobec naszych dzieci! Już o tym mówiliśmy! – sprzeciwił się żarliwie.
– Jednak uważam…
– Nie i nie ma o czym gadać! To nie żadne przewinienie, że jest ciekawa świata.
– Ale dziewczynki się tak nie zachowują! To niezdrowe i… nienormalne!
Pan Jakub przyjrzał się żonie.
– Ale kochasz ją?
– Jakżeby inaczej?
– Więc sprawa jest jasna.
– Ale…
– Ten temat uważam za zakończony. Proszę.
Żona tylko przytknęła i już nic więcej nie powiedziała. Ale swoje myślała i siedziało jej to nieustannie w głowie.
Siostry często skarżyły się, że Anna łazi po drzewach, matka ją strofowała, ojciec tylko prosił, by ją zostawiła w spokoju.
– Jak tak dalej pójdzie, wyrośnie z niej dzikuska – martwiła się pani Marianna.
– To przecież dziecko. Niech się bawi – odpowiadał pan Jakub i uśmiechał się, obserwując rozjaśnioną twarz małej.
– Miejmy nadzieję, że z tego wyrośnie.
– A ja bym wolał, by taka została. To dar, że jest taka żywa i ciekawa.
– Albo okaże się to przekleństwem – mówiła Marianna i odchodziła.
Anna więc od najmłodszych lat słyszała o sobie, że wszystko, co robi, jest właściwie nienormalne. Dziewczynki nie zachowują się tak. Dziewczynki nie robią tego. Dziewczynki nie powinny tak mówić. Dziewczynki nie skaczą po drzewach. Nie biegają. Nie krzyczą. Nie śmieją się tak głośno…
I z czasem rzeczywiście zaczęła się zmieniać i wiele spraw ukrywać przed otoczeniem i nie dzielić się swoimi przemyśleniami z nikim. Jedynie z ojcem. Ten słuchał jej opowieści i dzielił z nią zachwyt nad światem. Śmiał się, kiedy mu opowiadała zabawne historie. Chadzał z nią na spacery. Biegał z nią i tarzał się czasem w liściach. Z wiekiem Anna przestała ufać nawet siostrom. W ich obecności stała się cichsza i spokojniejsza, aczkolwiek nie zrezygnowała z własnego życia.
Wiedziała, że mama i siostry nie akceptują jej żywiołowości i nie podoba im się jej zachowanie. Mama często patrzyła na nią z goryczą. Anna często przyłapywała ją, kiedy wpatrywała się w córkę z dziwnym wyrazem twarzy. Szybko się wtedy otrząsała i odwracała wzrok, kręcąc głową. A że dziewczynka należała do osób, które nie myślą tylko o sobie i chcą, żeby wszyscy byli zadowoleni, z czasem starała się poskramiać wybuchy fantazji i radości. Zauważyła, że matce przyjemniejszym jest widzieć ją w czystych sukienkach i cichą, ze zawiązanymi porządnie włosami, niż śmiejącą się głośno i biegającą po domu jak wichura.
Często jednak z tego powodu przesiadywała w tajemnicy w pracowni ojca. Jemu nigdy tam nie przeszkadzała i z czasem nawet zaczęła mu pomagać. Kiedy jednak wywęszyły to siostry, matka kategorycznie zakazała jej takiego zachowania.
– Ale nie rozumiem, dlaczego nie mogę pomagać ojcu? – wołała nieszczęśliwa Anna.
– Nie rozumiem twojego pytania! Dlaczego nie? Bo jesteś dziewczynką, a dziewczynkom nie wypada robić takich rzeczy.
– Kto tak powiedział? – pytała mała buńczucznie.
– Taki jest porządek świata!
– Z którym ja się nie zgadzam!
– Albo będziesz słuchać, moja panno, albo to się skończy źle!
Pani Marianna jeden jedyny raz miała konflikt ze swym mężem i dotyczyło to właśnie pomagania córki w pracowni.
– Nie życzę sobie tego i kategorycznie proszę cię o zakończenie tej farsy.
– Czemu to dziecko aż tak bardzo ci wadzi? – spytał.
– Ja się tylko o nią martwię!
– Przecież widzę, że traktujesz ją inaczej niż resztę dzieci.
– Bo jest inna niż jej siostry. Odstaje od nich. Co ludzie o nas pomyślą, kiedy zobaczą, że całymi dniami biega po łąkach albo łazi po drzewach?
– To przecież dziecko…
– Dziecko czy nie, ma się słuchać. Nie będę się z tobą spierała, tylko kategorycznie nakazuję ci ją poskromić. Nie podoba mi się, co się z nią dzieje i trzeba ją zdyscyplinować.
Pan Jakub spojrzał na żonę smutno.
– Czy ty ją w ogóle kochasz? – spytał cicho.
– A cóż to za głupie pytanie? Przecież to moje dziecko! – wykrzyknęła. – Gdybym jej nie kochała, nie interesowałabym się nią. Boję się, że wyrośnie z niej dziwaczka.
– Twoi rodzice mówili, że ty też biegałaś po polach i byłaś do niej podoba – zauważył.
– To było dawniej! Teraz są inne czasy! Mówię ci po dobroci, że masz ją utemperować. Inaczej oboje będziecie tego żałowali.
Pan Jakub wreszcie zrezygnował. Zrozumiał, że nie ma sensu z żoną dłużej o tym gadać. Odszedł i zapalił papierosa. Patrzył na biegnącą w jego stronę córkę. Wziął ją w ramiona, kiedy do niego doskoczyła roześmiana.
– Będziesz musiała się bardziej postarać, żeby zadowolić matkę – powiedział. – Nie podoba jej się twoje zachowanie i lepiej by było, chociaż kiedy na ciebie patrzy, zachowywać się tak, jak ona tego chce.
– Czemu tak jest? – pytała Anna ojca. – Czemu pewnych rzeczy mi się zabrania? Czyż nie jest normalne robić, co się komu podoba?
– Jest normalne, oczywiście. – Westchnął zakłopotany. – Ludzie jednak ustanowili pewne granice i byłoby dobrze się do nich dostosować.
– Ale dlaczego? – pytała, bo nie rozumiała.
– Bo jeżeli się nie dostosujesz, nie zaakceptują cię i zniszczą.
– Nie zależy mi na tym!
– Teraz nie, bo jesteś jeszcze dzieckiem. Ale kiedyś możesz tego żałować. I ty będziesz chciała między nimi żyć i poznać kogoś, kto będzie chciał z tobą spędzić życie, jak ja z matką.
– Więc co teraz?
– Możesz robić, co chcesz, ale panuj nad sobą i nikomu nic nie mów. Staraj się dostosować, nawet jeżeli to jest niemiłe, ale tu – postukał się w głowę palcem – tu możesz myśleć swoje. Rozumiesz? Ludzie już tak mają, że nie akceptują inności. Każdy, kto się od nich różni i wystaje poza ramy, wydaje się dla nich zagrożeniem.
– Bo tego nie rozumieją?
Pokręcił przecząco głową.
– Nie. Bo nie mają odwagi być inni, nawet jeżeli by chcieli. Bo zazdroszczą tym, którzy się odważyli. A zazdrość przemienia się w zło i chęć niszczenia. W odrzucenie.
– Tatku? – jęknęła po chwili zamyślenia.
– Tak? – Spojrzał na nią czule. Wyglądała tak krucho i delikatnie, że miłość do niej mogłaby mu stopić serce.
– Dlaczego się taka urodziłam?
– Co masz na myśli?
– Tak… inna? Czemu nie jestem jak inne dziewczynki?
Ojciec przytulił ją do siebie.
– Coś ci powiem. Posłuchaj uważnie: Bóg stworzył człowieka na własne podobieństwo. Rozumiesz?
Mała skinęła głową.
– Podobnie jak stworzył cały ten świat, którym tak bardzo się zachwycasz. Stworzył mnie i ciebie. Wszystkich ludzi i wszystko, co widzisz wokół siebie, a nawet to, czego nie znasz i nie widzisz. To wszystko jest dziełem Boga.
– Co z tego wynika?
– Że jakakolwiek jesteś, jesteś dla Niego kimś wyjątkowym. Nie powinnaś się zamęczać pytaniami, dlaczego różnisz się od innych, bo wszyscy się różnią, tylko niektórzy oczywiście bardziej. Powinnaś być wdzięczna i dziękować Bogu za to, że stworzył cię inną. Osobiście uważam, że lepszą i doskonalszą niż inni. To dar.
– Dar?
– Tak. Według mnie spodobałaś się Bogu bardziej i dlatego ulepił cię taką, jaką właśnie jesteś. Nigdy, ale to nigdy, nie możesz myśleć, że jesteś gorsza tylko dlatego, że różnisz się od innych. Bądź inna i chwal za to Boga. Tak jak ja jestem Mu wdzięczny, że przysłał nam ciebie.
– Gdyby tylko mama to rozumiała… – powiedziała ze smutkiem.
– Ona to rozumie na swój sposób. Każdy z nas ma prawo do własnego myślenia i choć inni próbują cię zmieniać, to jednak i ty zachowaj własne myśli, nie zmieniaj się, tylko zacznij z nimi współpracować. Ale zawsze w głębi duszy bądź sobą. A że ktoś myśli inaczej, nie oznacza, że jest zły. Ciężko się z tymi prawami pogodzić, bo niektóre są zupełnie bezsensowne, ale wiem, że ci się uda. Komu innemu, jak nie tobie?
– A jeśli mi się nie uda?
– Wtedy przynajmniej będziesz wiedziała, że próbowałaś. Przed tobą długa droga. Pamiętaj, że zawsze się czegoś nauczysz, a to nigdy nie wyjdzie ci na złe. Rozumiesz?
– Chyba tak.
– Dlatego nie martw się, ale też staraj się uczyć. Dla siebie. Dla własnego dobra.
– Postaram się.
– Wiesz, że jesteś moją żabką?
– Tak.
– I zawsze nią będziesz. – Westchnął i wstał. – Teraz pomóż ojcu przykręcić tę nogę do stołu i pójdziemy do domu.
– Zrobię to sama, ale…
– Nikomu o tym nie powiemy – dodał.
Roześmiali się oboje.
Pomiędzy
Zawsze patrzył na nią wzrokiem, który pamiętała z dzieciństwa. Rzadko kiedy się odzywał, a jednak czuła, że do niej przemawia. Nie musieli używać słów, by się rozumieć. Słowa czasami bywają niepotrzebne. Jego oczy mówiły wszystko. Na moment znowu czuła drganie życia. Życia, którego już nie miała. Jednak bardzo szybko zatracała się w sobie i przestawała cokolwiek dostrzegać.
Rozdział 3
Węgrów na Mazowszu, 1824
Adam
Adama poznała w wieku siedmiu lat, choć tak naprawdę znała go całe życie. Chłopak był o dwa lata starszy od niej, syn sąsiadów, z którym często się bawiła. Jak to zwykle bywało, matce nie podobała się ta znajomość, ponieważ z sąsiadami nie żyli w zgodzie.
– Przestań się zadawać z tym chłopakiem – upominała ją matka. – To się nie godzi, żeby dziewczyna całymi dniami po polach latała.
– Kiedy mi z nim jest dobrze! – wołała Anna, nie rozumiejąc, o co matce chodzi. Czemu rodzice zawsze muszą wszystko psuć? Nie można się bawić do nocy, nie można chodzić, gdzie się chce, nie można się wspinać na drzewa, brudzić. Właściwie nic nie można.
– Masz siostry. Baw się z nimi – nie ustępowała matka.
– One są nudne i nie potrafią się bawić!
Pani Marianna kręciła głową i często patrzyła na córkę smutnym wzrokiem. Co z niej wyrośnie? Zdawała sobie sprawę, że Anna różni się od reszty ludzi: wyjątkowa dusza w ciele zwykłego człowieka. Była tak naiwna i tak żywa jednocześnie, tak ciekawa świata i często zamyślona, że różniła się od reszty dzieci jak dzień od nocy. Co z nią będzie, kiedy nas zabraknie? Miała nadzieję, że zawsze będzie tu i będzie mogła chronić swoje dziecko, ale kto wie, co los przyniesie? Człowiek przecież nigdy nie wie, co go czeka jutro…
Może strofowała ją za bardzo? Może powinna trochę popuścić i pozwalać jej na więcej swobody? Przecież to tylko dziecko… Dziecko czy nie, dodała po chwili w duchu, ktoś jednak musi ją nauczyć dobrych manier. Inaczej nie znajdzie sobie w przyszłości męża. Dzikuski nikt nie będzie chciał, to jest pewne. Tylko dziewczęta z ogładą, miłe i dobrze wychowane mają szansę na dobrą partię. Niestety, Anna najlepiej czuła się na łonie natury. A to dla niej nie wróżyło nic dobrego.
Tymczasem Anna już zniknęła jej z oczu. Zgrabnie przeskakując przez płot i wdrapując się na drzewo, usadowiła się na gałęzi, gdzie czekał na nią Adam. Śmiali się oboje.
– Znowu mama dała ci burę?
– Tak. Jak zwykle.
– Słyszałem.
– Cała wieś chyba słyszała.
– Czego ona się tak czepia?
– Chyba cię nie lubi.
Adam spojrzał na nią z ciekawością.
– A ty?
– Co ja? – spytała zdziwiona.
– Ty mnie lubisz?
– Co za głupie pytanie! – zawołała. – Jesteś moim najlepszym przyjacielem!
Zaczęli się ścigać, kto pierwszy dotrze na wierzchołek drzewa i oczywiście wygrał Adam, bo był silniejszy od niej i szybszy.
Ale jej to nie przeszkadzało.
Przyzwyczaiła się do tego.
Z racji tego, że był chłopakiem, po prostu najzwyczajniej w świecie wygrywał.
Kiedy schodzili, Adam zahaczył koszulą o gałąź i materiał rozdarł się z jękiem. Kiedy to zauważyli, zaczęli się śmiać. To była przecież tylko koszula, a choć chłopak był pewien, że i jemu się za to dostanie, to jednak nie przejmował się takimi błahymi sprawami.
Kiedy wieczorem leżała w łóżku i wsłuchiwała się w odgłos oddechów śpiących sióstr, wracała myślami do całego dnia i do Adama. Z nim naprawdę świetnie się bawiła. Nie wyobrażała sobie bez niego życia. Siostry były zwyczajne i nieciekawe, lubiły jej dokuczać lub strofować jak matka, bo takie właśnie zachowanie bardzo szybko od niej podłapały i myślały, że tak jest właściwie. Nie wiedziały, ile radości czerpie z przebywania z Adamem. Kiedyś starała się je wciągać do wspólnych zabaw, ale żadna nie miała na to ochoty. W jakiś sposób to, co je różniło od siebie, sprawiało też, że z roku na rok pogłębiała się przepaść między nimi. Bo Anna do nich po prostu nie pasowała.
Adam był silny i szybki. Czasami musiała wykonywać zadania, na które brakowało jej sił, ale się nie poddawała. Zawsze starała się dotrzymać mu kroku. Życie bez niego byłoby puste. Jak dobrze się stało, że ich gospodarstwa znajdowały się tak blisko. Żadne z nich nie wiedziało dokładnie, co skłóciło ich rodziny, ale to dla nich nie miało żadnego znaczenia.
Siostry pochrapywały, ale Anna nie mogła spać. Choć zmęczona, lubiła zawsze tak się układać na łóżku, by wyglądać przez malutką szparkę między firaną a zasłoną i spoglądać w niebo. Lubiła bowiem patrzeć na gwiazdy i zastanawiać się, dlaczego siedzą na niebie całymi nocami i nie spadają? Czy nikogo nie obchodziło, skąd się te gwiazdy wzięły? Czy to może umarli, których dusze z nieba patrzą na ludzi, czuwając nad ich losem? Czy może to inne planety? Czy tam, na tych innych planetach, też żyją ludzie? Czy wyglądają tak samo? Czy są tam takie małe dziewczynki jak ona, ciekawe świata i patrzące teraz na Ziemię i zastanawiają się nad tym samym? Może właśnie w tym momencie ludzie z różnych planet myślą i marzą o tym samym? I najważniejsze pytanie: czy tam dalej, za tymi gwiazdami jest coś jeszcze? Czy nie ma nic? A może to wszystko to tylko to niebo, o którym mówi ksiądz na ambonie? Tam, gdzie mieszka Bóg?
Bóg mieszkał w niebie, tak ją uczono. I czasami w ciągu dnia, kiedy sobie o tym przypomniała, wyciągała rękę i machała do niego. On był niewidzialny, więc nie mogła go dostrzec. Ale z pewnością musiał patrzeć na nią. Dlatego machała i wierzyła, że ja widzi.
– Do kogo machasz? – spytała ją raz siostra, kiedy zauważyła, co robi.
– Do Boga – odpowiedziała szczerze.
– Wariatka! – Siostra odeszła, kręcąc głową.
Anna nie rozumiała, o co jej mogło chodzić.
Pewnego dnia poszła do taty.
– Mamie nie podoba się, że tak często latasz do tego Adama – powiedział wtedy.
– Ale, tatku, jej się przecież nigdy nic nie podoba, co ja robię – jęknęła.
– Masz rację. Ale może staraj się biegać z nim gdzieś, gdzie nie będziecie się pchać ludziom w oczy? Twoja mama źle to znosi.
– Wiem, uważa, że nie znajdę sobie męża. Ale ja nie chcę męża. Żadnego. Będę zawsze tylko z tobą.
– Kiedyś będziesz miała męża. Tak to już jest w życiu.
– Ja nie! Wiem, że ja nie będę miała!
Tata uśmiechał się do niej łagodnie. Przypomniał sobie, że kiedyś powtarzał te same słowa własnej mamie. Że nigdy jej nie opuści, że tylko ona się liczy i że nigdy, ale to nigdy, się nie ożeni. Aż do momentu, w którym zaczął dorastać i poznał Mariannę. Wtedy wszystko bardzo szybko się zmieniło. Dziś tamte wspomnienia wróciły do niego.
– Czemu się uśmiechasz?
– Bo kiedyś myślałem tak samo jak ty.
– Nie chciałeś mamy?
– Nie, że nie chciałem. Ale będąc małym chłopcem, nie zamierzałem mieć żony. Potem wszystko się zmieniło.
Anna umilkła na chwilę, a potem powiedziała cicho.
– Tatku, ale ja wiem, że nie będę miała męża – powiedziała i miała wtedy takie poważne oczy. Jakby wiedziała coś więcej.
– Tego nikt nie może wiedzieć.
– Ale ja wiem!
Pokiwał głową, jakby chciał ją uspokoić. Jego też takie słowa kiedyś doprowadzały do szału.
– W takim razie nie będziesz miała. Tak też da się żyć – zgodził się.
Rzuciła mu się w ramiona.
– Adam to mój przyjaciel – wyjaśniła.
– Wiem. To piękne, że się lubicie. Przyjaźnie są bardzo ważne w życiu.
Kiwnęła głową poważnie.
– Mówi, że nie ma lepszej dziewczyny niż ja, jeżeli chodzi o wdrapywanie się na drzewa.
– Tu się z nim muszę zgodzić, niestety – mruknął pan Jakub.
– Żadna dziewczyna nie potrafi, bo od razu spada lub płacze. A ja wdrapuję się jak małpa.
– Zawsze chciałem zobaczyć małpę – powiedział.
– Naprawdę?
– Tak. Marzyłem kiedyś o podróży do Afryki.
– Czemu nie pojechałeś?
– Bo poznałem twoją matkę.
– Nie mogła na ciebie poczekać?
– Pewnie by i poczekała, ale jakoś śpieszno nam było do ślubu.
– Dlatego, że miałam pojawić się ja? – zapytała naiwnie.
– Oczywiście. Wiedziałem, że już się nie możesz doczekać i dlatego musiałem cię jak najszybciej sprowadzić na świat.
– Ale gdzie byłam, zanim tu przyszłam?
– W niebie. Gdzieżby indziej.
– W niebie? Tam, gdzie są gwiazdy? Byłam gwiazdą?
– Tak. Byłaś gwiazdą. Teraz jesteś małą dziewczynką.
– Ale skąd wiedziałeś, że na ciebie czekam?
– Po prostu to czułem. Tutaj – powiedział i przyłożył rękę do serca.
Anna na chwilę się zamyśliła.
– Wiedziałeś też, że przyjdzie Adam?
Uśmiechnął się i pokręcił głową. Lubił te ich rozmowy. Dzieci tak inaczej myślały i patrzyły na świat.
– Nie.
– Dlaczego?
– Bo nie jest moim dzieckiem. Ale jestem pewien, że jego rodzice to czuli i dlatego masz teraz obok siebie przyjaciela.
– Babcia mówi, że to wszystko, co jest na świecie, zaplanował Bóg.
– Może to prawda?
– Może to prawda…
Takie tematy ciągnęły się u nich w nieskończoność. Często się powtarzały, ale pan Jakub nie miał z tym problemu i spokojnie odpowiadał na te same pytania wiele razy. Życie nie zawsze musi być zrozumiałe, ale uważał, że zawsze dobrze jest się nad nim zastanawiać.
Pomiędzy
Kiedyś myślała, że ją zabierze z sobą. Na koniec świata. Że nie pozwoli jej odejść. I że ją znajdzie w najczarniejszą godzinę. Rozumiała jednak, że to nie jest możliwe. Nigdy nic nie byłoby jak dawniej. Każde z nich miało inne życie. A powroty nie zawsze bywają możliwe. Zresztą… ona nie miała do czego wracać, bo wszystko, w co kiedyś wierzyła, zgniło i przepadło. Nie było nic.
Tylko przebłyski chwilowej świadomości.
Rozdział 4
Węgrów na Mazowszu, 1825
Zima
Pewien listopadowy dzień przyniósł smutną wiadomość. Umarł brat pani Marianny, Stefan. Anna znała go oczywiście, jednakże ta wiadomość, w przeciwieństwie do matki, w ogóle nią nie wstrząsnęła. Wujka widywała rzadko i właściwie był dla niej obcym człowiekiem.
Anka skończyła osiem lat i w jej życiu nadal nic się nie zmieniło, a właściwie dziewczynka niewiele się zmieniała. Rosła oczywiście, ale nadal była nieujarzmiona i najwięcej czasu spędzała z Adamem lub w warsztacie ojca.
Nadeszła zima i była to kolejna pora roku, którą Anna wprost kochała. Wszędzie pełno śniegu, można lepić bałwany, jeździć na sankach, rzucać się śnieżkami i ślizgać po pobliskim zamarzniętym jeziorku.
Jest tyle rzeczy, które można robić na świeżym powietrzu, a matka tylko krzyczy i narzeka, że zmarznie, że się rozchoruje, że wszystko będzie miała mokre i że, jak zwykle, tak się nie powinna zachowywać.
Dziewczynka patrzyła na swoje pokorne, ciche i spokojne siostry i zastanawiała się, czy to zachowanie jest właściwe, bo ona przecież zastanawiała się od zawsze nad wszystkim i wiele spraw kwestionowała. Miała własną głowę. Na szczęście. Stwierdziła, że właściwe zachowanie to takie, które sprawia ludziom przyjemność. Dlatego nie chciała słuchać matki i często robiła jej na przekór: wymykała się z domu, kiedy matka sądziła, że się uczy, robiła siostrom psikusy i często spędzała czas ze zwierzętami. Zwierzęta w przeciwieństwie do jej sióstr mają uczucia. Są przede wszystkim miłe. I cierpliwe. Ciepłe w zimie. Można się do nich przytulić i odwzajemniają się tym samym.
Choć potem śmierdziała i często bywała brudna, nie przejmowała się tym. Przecież brud się zmyje, smród również zniknie wraz z wodą i mydłem. Zwierzęta potrzebują troski i miłości, uważała. To żywe stworzenia, nie są głupawe, jak się o nich mówi, bo często je obserwowała i wiedziała, że mają rozum. Może inny niż u ludzi, ale z pewnością mają, bo przecież żyją, a każda żyjąca istota musi duszę i rozum posiadać. Po prostu to wiedziała, tak samo jak to, że nie będzie miała męża. Są pewne sprawy, które były w niej zakodowane od małego. Czuje je. Wie, że pewne rzeczy będą, jakie będą, jakby życie ludzkie zostało zaplanowane przed przyjściem duszy na świat. Nie przejmuje się więc narzekaniami matki, bo do nich już się przyzwyczaiła. Siostry też nie znaczą dla niej właściwie nic, bo i tak nie chcą się z nią bawić, odrzucając ją w pewnym momencie. Jej to nie przeszkadza. Ma wolną i jasną duszę, pełną miłości i chęci poznania. Chciałaby wypuścić wszystkie te zwierzęta wolno i dać im szansę na własne życie.