59,90 zł
POWRÓT BESTSSELERA – WYDANIE NOWE UAKTUALNIONE
Książka, którą właśnie masz w rękach, jest praktycznym poradnikiem, który pomoże ci, znacząco podnieść jakość twojego życia, zdrowia i relacji, dokonywać właściwych wyborów i cieszyć się pełnią przebudzonego szczęścia.Ten tekst jest wspaniałym, słonecznym prezentem, mądrym drogowskazem na ścieżce życia.
Wierzę też, że szczęście nie jest czymś, co się wydarza. Nie jest wynikiem uśmiechu losu ani dziełem przypadku. Nie zależy od okoliczności zewnętrznych, ale raczej od ich interpretacji. Szczęście jest stanem istnienia, który wynika z całkowitego zaangażowania się w życie i który należy starannie pielęgnować.
Pisałam te eseje z potrzeby dzielenia się światłem świadomości, pisałam aby więcej rozumieć, aby bardziej cenić cud życia, śmiać się głośniej, ufać głębiej, oddychać pełniej, kochać mocniej…. Pisało tę książkę też moje barwne życie.W ciągu tych lat zrozumiałam wiele o życiu, o śmierci, o stracie, o mocy wdzięczności, o przebudzeniu, o sile miłości ponadczasowej i ponadwymiarowej…
Zapraszam Cię do podróży ze mną krok po kroku.
Czasami będą to małe kroki, a czasami duże. Wszystkie je zapisywałam. Wszystkie sprawdzałam w swoim życiu. Działają!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 379
wszystkim, którzy pomagali mi w pracy, zdobywaniu wiedzy i w pisaniu tej książki. Wdzięczna jestem tym wszystkim, którzy mnie inspirowali, dzielili ze mną radości i smutki, a także tym, którzy mi zaufali i pozwolili uczestniczyć w swoim uzdrawianiu fizycznym, emocjonalnym i duchowym. Dzięki nim ja także odnalazłam swoje uzdrowienie.
Szczególnie dziękuję moim wspaniałym rodzicom, śp. Eugenii i Antoniemu, którzy zawsze stali za mną murem i popierali moje działania nawet wtedy, gdy mnie nie rozumieli. Wasza miłość i troska tak wiele dla mnie znaczą…
Mojemu kochanemu synowi śp. Maciejowi za wielkie serce, mądrość, pogodę ducha, poczucie humoru i bezcenny wkład w moje życie. Twoje przypominanie mi o rzeczach prawdziwie istotnych i twoja miłość są dla mnie niezastąpione…
Moim drogim siostrom, starszej Zosi i młodszej Gosi, za bezwarunkową siostrzaną miłość, za słowa otuchy, za ramiona zawsze otwarte, w których mogłam płakać i śmiać się, i za niepodważalną wiarę we mnie. Wasza obecność w moim życiu jest wielkim darem losu…
Małgorzacie, mojej przyjaciółce, dziękuję za przyjaźń i inspirację. To Ty pomogłaś mi w stworzeniu mojej własnej wizji…
Słuchaczom Instytutu Świadomego Życia dziękuję za radość i przywilej wspólnego uczenia się i wzajemnego wspierania. Niech nasze doświadczenia staną się opoką i pomocą w uczeniu się, jak wykorzystywać swoją wiedzę do uszlachetniania tego świata i budowania bezpiecznej przyszłości dla następnych pokoleń…
Jestem Ewa Foley. Dziękuję za to, że zapraszasz mnie do swojego życia, kupując wznowioną edycję mojej legendarnej książki Zakochaj się w życiu. podręcznik małych i dużych kroków dla poszukującej duszy, po raz pierwszy wydanej przez wydawnictwo Feeria (wtedy Ravi) w 2000 roku.
Witaj w świecie zakochanych w życiu! A może jeszcze nie należysz do ich grona, ale spodobał ci się ten pomysł lub bardzo pragniesz, aby się ziścił? A może ktoś życzliwy podarował ci tę książkę, bo zakochanie się w życiu dobrze mu zrobiło…
Jest rok 2024 – od powstania Zakochaj się w życiu minęło ćwierć wieku… Potem napisałam jeszcze dwie książki: Powiedz życiu tak! oraz Bądź aniołem swojego życia – których nakład został wyczerpany, ale także czeka je wznowienie.
Książka, którą właśnie masz w rękach, jest praktycznym poradnikiem, który pomoże ci znacząco podnieść jakość twojego życia, zdrowia i relacji, dokonywać właściwych wyborów i cieszyć się pełnią przebudzonego szczęścia.
Pisałam te eseje z potrzeby dzielenia się światłem świadomości, pisałam, aby więcej rozumieć, aby bardziej cenić cud życia, śmiać się głośniej, ufać głębiej, oddychać pełniej, kochać mocniej… Pisało tę książkę też moje barwne życie, które za pośrednictwem wielu różnorodnych doświadczeń uczyło mnie, aby w codzienności dostrzegać to, co piękne, aby w najtrudniejszych chwilach zachować pogodę ducha, a w tych najszczęśliwszych pielęgnować w sercu wdzięczność.
Czas, który upłynął od ukazania się jej na rynku polskim po raz pierwszy, wypełniony był bezcennymi lekcjami, intensywną nauką i niewygodą, która inspirowała mnie do dalszego rozwoju. Były to najlepsze lata mojego dojrzałego życia i z ręką na sercu mogę dzisiaj powiedzieć, że życie zaczyna się po siedemdziesiątce…
W ciągu tych lat zrozumiałam wiele o życiu, o śmierci, o stracie, o mocy wdzięczności, o przebudzeniu, o sile ponadczasowej i ponadwymiarowej miłości…
Tak wiele się zmieniło w moim życiu przez te lata… Nie wiem nawet, od czego zacząć…
Wspomnę więc tylko o najważniejszym: moi ukochani rodzice Eugenia i Antoni oraz jedyny syn Maciek odeszli z tego świata. Rodzice byli schorowani i w podeszłym wieku, a Maciek zginął nagle i niespodziewanie w tragicznym wypadku motocyklowym w 2005 roku, mając 27 lat… Zabił tylko siebie. Nikt inny nie ucierpiał. Była Wielka Sobota i spędziliśmy ten dzień razem z jego ukochaną Oleńką i jej małym synkiem w radości, miłości i szczęściu… Potem wsiadł na motor i już nigdy z tej przejażdżki nie wrócił do domu…
Wiem, że duchem Maciek jest ciągle z nami – opiekuje się tymi, którzy go znali i kochali, pomaga, doradza, prowadzi i chroni. Dziękuję wam, kochani, że się ze mną tymi pięknymi i wzruszającymi opowieściami dzielicie. Maciek żył na ziemi dwadzieścia siedem bogatych i kolorowych lat… Dużo o nim pisałam w książkach i opowiadałam na warsztatach, czasami odwiedzał mnie niespodziewanie w trakcie zajęć. Gdy miał 21 lat, postanowił przejść ze mną przez ogień – mamy piękne zdjęcie, jak idziemy uśmiechnięci po rozżarzonych węglach, trzymając się za ręce pod czułym przewodnictwem szamanki Mattie.
Często nazywałam Maciusia moim największym nauczycielem „przebranym za syna”. Gdy miał 18 lat, dostałam od niego List od mojego syna, który umieściłam w tej książce (patrz część IV, s. 419). A potem przyszedł czas najtrudniejszej lekcji. Przyszedł nagle, niespodziewanie, bez uprzedzenia. Maciek urodził się tak jak chciał, żył tak jak chciał i odszedł tak jak chciał: szybko i intensywnie. Pogrzeb Maćka odbył się 1 kwietnia 2005 roku, w prima aprilis. Wraz z jego tatą Tomkiem żegnaliśmy go w gronie najbliższej rodziny, jego wspaniałych przyjaciół i oddanych mu, kochających ludzi.
To taki paradoks – żegnaliśmy go, a on przecież ciągle jest z nami… Tylko inaczej. A ja wciąż przecież jestem jego mamą… Dziękuję wszystkim, którzy otoczyli mnie swoją czującą obecnością, dziękuję tym z was, którzy nieśli mnie swoją miłością na odległość. Dziękuję, że jesteście w moim życiu. Proszę, zostańcie na dłużej. Proszę, ponieście mnie jeszcze trochę…
Życie to gra losowa. Ja wciąż tu jestem, tuż przed siedemdziesiątymi drugimi urodzinami. Na jak długo przychodzimy tu, na ziemię, pozostaje tajemnicą. Jest ten pierwszy oddech i jest ten ostatni. Nie wiem, kiedy ja go wezmę, więc do tego czasu po prostu jestem szczęśliwa, bo wierzę, że mam wpływ nie tylko na szczęście swoje, lecz także na szczęście innych. Żyję zatem tak, aby moi najbliżsi i ci, którzy pojawiają się na moich wykładach i zajęciach, byli silniejsi i bardziej zadowoleni. Bo trzeba pamiętać, że wieczne narzekanie i niezadowolenie może zepsuć nawet najwspanialsze chwile…
Wiem jedno: MOJE ŻYCIE JEST CUDEM! TWOJE TEŻ!
Codziennie podejmuję zobowiązanie wobec siebie, że będę żyła tak, jakby to miał być ostatni dzień mojego życia. Codziennie postanawiam postępować według zasady carpe diem – chwytam każdy dzień łapczywie, radośnie i z wdzięcznością w sercu. Cieszę się każdą chwilą…
Pomyśl tylko: dzisiaj jest pierwszy dzień reszty twojego życia! Nie warto marnować cennego czasu na niezadowolenie, kłótnie, zamartwianie się, frustrację, plotkowanie czy narzekanie. Tak straconych chwil już nigdy nie odzyskasz! Nigdy. Czas twojego życia to jedyna bezcenna rzecz, którą naprawdę masz! Wykorzystuj go mądrze i świadomie. Przebudź się!
Nie staraj się osiągnąć sukcesu – im bardziej uczynisz go swym celem, tym trudniej będzie ci go zdobyć. Ponieważ sukces, podobnie jak szczęście, nie jest czymś, za czym można się uganiać – musi wyniknąć… jako niezamierzony efekt uboczny poświęcenia się czemuś większemu niż własny los.
Viktor Frankl
Wierzę, że wszyscy jesteśmy uczniami najlepszego uniwersytetu w galaktyce i mamy sporo szczęścia, że dostaliśmy się do szkoły na Ziemi. Wierzę też, że szczęście nie jest czymś, co się wydarza. Nie jest wynikiem uśmiechu losu ani dziełem przypadku. Nie można go kupić za pieniądze ani uzyskać dzięki władzy. Nie zależy od okoliczności zewnętrznych, ale raczej od ich interpretacji. Szczęście jest stanem istnienia, który wynika z całkowitego zaangażowania się w życie i który należy starannie pielęgnować. W takim stanie zadowolenia z każdej rzeczy umiesz kontrolować wewnętrzne doświadczenia, zarządzać swoimi przeżyciami, rozwiązywać problemy dnia codziennego, pokonywać przeszkody w drodze do spełnienia, podejmować najlepsze decyzje, a poprzez to odzyskujesz samosterowność i tworzysz bajeczną rzeczywistość.
Medytuj nad taką postawą przez kilka dni i spodziewaj się cudów:
Moje zaangażowanie podnosi mój poziom energii.
Moja energia podnosi moją zdolność do działania.
Moje działanie podnosi poziom mojego sukcesu.
Mój sukces podnosi mój poziom zaangażowania.
Życie każdego człowieka jest baśnią napisaną przez Boga.
Hans Christian Andersen
Oby twoje przebudzone życie było najpiękniejszą baśnią, pełną światła i szczęścia!
Ewa Foley Warszawa, lipiec 2024
PS Umów się dzisiaj ze sobą, że szczęście i realizacja marzeń odgrywają w twoim życiu większą rolę niz dawniej. Taka intencja sprawi, że to, co wydawało się niemożliwe, stanie się co najwyżej nieprawdopodobne – a gdy tylko w pełni się zaangażujesz i włożysz w to wysiłek, spełnienie twoich marzeń stanie się nieuchronne.
Cokolwiek potrafisz lub myślisz, że potrafisz, rozpocznij to. Odwaga ma w sobie geniusz, potęgę i magię.
Johann W. Goethe
Pisanie tej książki rozpoczęłam wiele lat temu. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że opracowując teksty do kaset z wykładami i medytacjami, przygotowuję materiały do książki. W oprawionym w szare płótno zeszycie zaczęłam zapisywać swoje spostrzeżenia i olśnienia, przełomowe momenty w życiu, które zmieniały moje spojrzenie na świat, opowieści z podróży, sny, przemyślenia, odkrycia, modlitwy, ulubione wiersze, cytaty mądrych ludzi, aforyzmy. Od czasu do czasu pojawiały się refleksje na temat medytacji, wizualizacji czy procedur mających na celu podniesienie jakości mojego życia. Czasami były to małe kroki, a czasami ogromne. Wszystkie je zapisywałam. Wszystkie sprawdzałam w swoim życiu. Działają!
Ta książka wołała mnie od lat. Napisz mnie. Napisz mnie – szeptała uwodzicielsko, ilekroć siadałam przed komputerem. Ja oczywiście miałam ważniejsze rzeczy do zrobienia, a zresztą kto by chciał czytać coś, co napisałam…?
W roku 1994 przyszedł list od Darka Rossowskiego z łódzkiego wydawnictwa Ravi z ofertą wydania mojej książki. Jakiej książki? Przecież nie zamierzam ani pisać, ani wydawać żadnej książki! W odpowiedzi podziękowałam tylko za zaproszenie do współpracy. W ramach tej współpracy napisałam przedmowę do pięknej książki Christiny Thomas Przebudzenie duszy, bo właśnie wróciłam ze szkolenia w jej Instytucie Światła Wewnętrznego w Taos, New Mexico.
Parę lat później na festiwalu ezoterycznym w Krakowie wiele osób pytało mnie, gdzie można kupić moją książkę. Te sygnały także zignorowałam. Ale kiedy w zeszłym roku rozentuzjazmowana młoda kobieta rzuciła mi się na szyję po wykładzie, mówiąc: „Pani książka zmieniła moje życie!”, musiałam zastosować zasadę, której uczę od lat: do trzech razy sztuka, czyli jeżeli coś – informacja, zwrot, komentarz, osąd, opinia – przychodzi do ciebie trzy razy z rzędu, powinieneś się tej sprawie przyjrzeć uważnie, bo wszechświat usiłuje ci coś powiedzieć…
Wszechświat przemawiał do mnie głośno i wyraźnie: „Czas na książkę. Ona już istnieje, czas sprowadzić ją na plan fizyczny”. Mój opór był silniejszy. Tak samo jak lata temu zwlekałam z wydaniem pierwszej kasety audio, podobnie ten projekt pisania odkładałam na „później”, na inny czas. Postępowałam jak Scarlett O’Hara. „Pomyślę o tym jutro”, mówiłam sobie i tak mijały miesiące i lata.
Pod koniec roku 1999 w Sydney mówiłam mojej australijskiej przyjaciółce Sandy, jaki mam z „tą książką” dylemat. Sandy cierpliwie wysłuchała moich długich wywodów, dlaczego w tej chwili absolutnie nie mogę pisać książki, po czym uśmiechnęła się słodko i powiedziała:
– But darling, przecież ty tę książkę piszesz od lat. Tak naprawdę już ją napisałaś! Każda z twoich kaset jest rozdziałem książki. Ile kaset już wydałaś?
– Chyba osiemnaście – wymamrotałam niewyraźnie, zdumiona jej komentarzem.
– No właśnie, już masz osiemnaście rozdziałów! – Sandy uśmiechała się promiennie. Jej piękna twarz lśniła światłem inspiracji. – Zaraz na początku stycznia roku 2000 odpraw taki rytuał: rozrzuć kasety przed sobą i poproś, by Duch Książki ustawił je w kolejności.
Wiedziałam, po prostu wiedziałam w każdej komórce mojego ciała, że TO JEST TO, że Sandy po raz kolejny w moim życiu wskazała mi coś oczywistego, czego ja – zaślepiona i uparta w swoich pomysłach na siebie i życie – nie byłam w stanie dostrzec.
Wszystko, co potrzebuję wiedzieć, przychodzi do mnie w jasny i zrozumiały sposób we właściwym czasie, z właściwego źródła.
Ewa Foley
Od razu zaczęłam pracować z „duchem” tej książki – prosiłam o przewodnictwo, o pomysły, o radę. Codziennie paliłam rytualny ogień w mojej porcelanowej piramidce i codziennie w medytacji widziałam siebie podpisującą książkę, widziałam ją na wystawach księgarń, u siebie w domu na półce. Ostatnie tygodnie roku 1999 często spędzałam w samotności. Uczyłam się ciszy. Po raz kolejny doceniłam praktykę duchową ciszy i samotności. Na sylwestra zostałam sama w domu mojej siostry. Wyłączyłam telefon. Zrezygnowałam z oglądania najbardziej spektakularnych fajerwerków na półkuli południowej nad sydneyskim Harbour Bridge z ekskluzywnej willi znajomych. Spędziłam ostatni dzień roku – do późnego wieczora – na mojej ulubionej plaży Shelly Beach, słuchając fal, medytując, czytając poezje Rumiego. Po przyjściu do domu zrobiłam sobie cudowną kąpiel w olejkach eterycznych. O północy obejrzałam w telewizji świetlny pokaz na moście oraz taniec Aborygenów pod ich świętą skałą Uluru (Ayers Rock) w centrum Australii i poszłam spać.
Aby coś zrobić, trzeba zacząć.
Horace Greely
Wcześnie rano 1 stycznia roku 2000 rozrzuciłam przed sobą kasety. Stało się! Na podłodze pojawiła się kolorowa mandala. Kasety same ułożyły się na swoich miejscach. Moja ręka przerzucała je z miejsca na miejsce. Pojawiły się cztery części. Co może nie jest takie dziwne, zważywszy, że jestem numerologiczną czwórką. Jedna kaseta, Zakochać się w życiu, naprawdę chciała być pierwsza. Przedstawiła mi się jako tytuł książki. Pytam więc książkę: „Czym masz być?”. Ona mi odpowiada: „Podręcznikiem małych i dużych kroków”. „Dla kogo?” – pytam dalej. „Dla poszukującej duszy”. Zapisałam to wszystko. Korciło mnie oczywiście, żeby zapytać: Poszukującej czego? Ale to była tylko pokusa. A czegoż innego my, ludzie, poszukujemy, jak nie szczęścia i spełnienia???
Pracowałam z moją kasetową mandalą codziennie. Niektóre kasety zmieniały wielokrotnie kolejność. Często pojawiały się nowe pomysły. Nie podejrzewałam wtedy, że nowe rozdziały tej książki będą powstawały do dnia oddania skryptu do wydawnictwa!
Ku mojemu zdumieniu kot siostry, którym opiekowałam się w czasie jej nieobecności, nie ruszał bałaganu na podłodze. „Ruszył” go, i to skutecznie, Charles, mój szwagier. Któregoś dnia kot zapolował na ptaka i cały pokój pokryty został piórami. Charles zgarnął układankę jednym zamaszystym gestem i ułożył kasety w stertę na moim łóżku. Po czym zaczął odkurzać! Jak to zobaczyłam po powrocie do domu, wpadłam w panikę. Tyle tygodni mojej pracy! Wszystko wymieszane, wszystko stracone!
Doświadczeniem nie jest to, co się człowiekowi przytrafia, lecz to, co on z tym robi.
Aldous Huxley
Zrozpaczona usiadłam przy mojej zburzonej mandali i nagle przyszła myśl: Przecież wiesz, dokładnie wszystko pamiętasz. Wiedziałam, pamiętałam, zapisałam…
Jeszcze z Sydney napisałam do wydawnictwa Ravi, że książka, o którą pytali wiele lat temu, jest prawie gotowa. Ucieszyli się. Zainspirowało mnie to do dalszej pracy. Pisanie książki to niewiarygodnie trudna praca, zwłaszcza jeżeli robi się to po raz pierwszy. Wymaga to długich lat poszukiwań i zbierania doświadczeń, a potem miesięcy ciągłego przepisywania i wprowadzania zmian. Niniejsza książka jest owocem tysięcy godzin prowadzonych przeze mnie seminariów i spotkań. Chciałabym podziękować wszystkim wspaniałym ludziom, którzy przez lata uczestniczyli w organizowanych przeze mnie warsztatach. Od nich nauczyłam się najwięcej!
Większość autorów najpierw pisze książki, a potem przygotowuje na ich podstawie nagrania. Bardzo lubię słuchać takich książek. Ja zrobiłam odwrotnie. Wiele rozdziałów z tej książki jest dostępnych na kasecie audio, co zaznaczone jest na końcu rozdziału. W tym miejscu polecam też książki, które warto przeczytać i które pomogą ci w zgłębieniu danego tematu.
Informacje zawarte w tej książce pochodzą z tak wielu źródeł, że nie zawsze byłam w stanie zapamiętać, gdzie lub od kogo po raz pierwszy coś usłyszałam. Przepraszam tych wszystkich, których wkład nie został przeze mnie w tej pracy zaznaczony, i bardzo im wszystkim dziękuję.
Moja modlitwa:
Dziękuję Ci, Boże,
Za zdrowie i pokarm,
Za miłość i przyjaciół,
Za wszystko, co zsyłasz mi w swojej dobroci.
Dziękuję Ci, Ojcze niebieski.
Życie pomaga mi w każdej potrzebie i zaspokaja każdy głód. Jest wciąż obok i prowadzi mnie w każdym momencie dnia. Wszystko: to, kim jestem, co robię i kim będę, zawdzięczam miłości życia. Życie mnie kocha.
Zakochana w życiu, urodzona w roku Wodnego Smoka Ewa Foley Wilga, lipiec w roku Metalowego Smoka
Rok Metalowego Smoka powinien być rokiem nadziei. Przyniesie zdobycze, które okażą się doniosłe dla przyszłości, ale także znaczące ostrzeżenia dla całej ludzkości. (…) W latach smoka nie ma spraw nijakich, na małą skalę czy zachowawczych. Premiowana jest determinacja w działaniu i śmiałość w przedsięwzięciach. Nawet gdyby wszystko okazało się nieco iluzoryczne, nie zmienia to ogólnego odczucia poprawy sytuacji, co jest kolejną cechą charakterystyczną nadawaną światu przez smoki.
Jacek Kryg
Jesteś tym, czym głębokie twe pragnienie. Jakie twe pragnienie, taka twoja wola. Jaka twoja wola, taki czyn.
Upaniszady
Są tylko dwa sposoby na życie. Jeden to życie tak, jakby nic nie było cudem. Drugi to życie tak, jakby wszystko było cudem.
Albert Einstein
Russell H. Conwell, korespondent amerykański, wygłosił wykład pod powyższym tytułem ponad 6 tysięcy razy w latach 1877–1925. Po publikacji tekst ów stał się klasyką inspirującej literatury. Gdy słuchałam tego wykładu po raz pierwszy, zrozumiałam dlaczego. Otóż Conwell opowiada w nim o życiu perskiego farmera Ali Hafeda. Któregoś dnia Hafed sprzedał swoją farmę, odszedł od rodziny i udał się w podróż dookoła świata w poszukiwaniu bogactwa. Szukał wszędzie diamentów, których tak bardzo pożądał. W końcu, po wielu latach tułaczki, samotny i bezdomny, w desperacji targnął się na własne życie. To poszukiwanie bogactwa go zabiło. Tymczasem farmer, który kupił ziemię od Hafeda, był wdzięczny za każde źdźbło trawy, które do niego należało, i wlewał miłość i wytężoną pracę w swoją nowo nabytą posiadłość. Każdego wieczora, spożywając wraz z rodziną owoce swojej ciężkiej pracy przy wspólnym stole, cieszył się tym, co ma – był zadowolony z życia. Któregoś dnia zrobił zdumiewające odkrycie. W opuszczonym przez Ali Hafeda ogrodzie odnalazł kopalnię diamentów. Prosty farmer miał bogactwo przekraczające jego najśmielsze oczekiwania.
Conwell przytaczał tę przypowieść, aby przekazać cudowne i niezwykle posłanie: w każdym z nas tkwi źródło obfitości i ziarna wielkości. W każdym z nas tkwi jakieś marzenie. Czeka, abyśmy je odkryli i zrealizowali. Kiedy pielęgnujemy swoje marzenie i potem inwestujemy w miłość, twórczą energię, upór i wiarę w siebie samych, osiągamy autentyczny sukces.
Gdzie jest twoja kopalnia diamentów? Jeżeli mógłbyś robić, co tylko sobie zażyczysz – co by to było? Tak! Właśnie to, co w tej chwili wydaje ci się niemożliwe! Czy otworzyłbyś sklep, czy zająłbyś się rodziną, czy zaprojektowałbyś sukienkę wieczorową, czy zbudowałbyś wioskę ekologiczną, czy napisałbyś scenariusz filmowy czy książkę, która zmieni ludzkie życie?
Na każdego z nas czeka kopalnia diamentów. Czeka, aż ją odkryjemy, zatroszczymy się o nią i zaczniemy kopać. Wszyscy mamy miejsce, od którego możemy zacząć. Puść wodze swojej wyobraźni, bo to ona zawiera matrycę twojej duszy na spełnione życie. Na wybranej przez siebie ścieżce rozwoju osobistego zorientujesz się, że sukces, autentyczne szczęście, finansowe zabezpieczenie znajdują się tak blisko jak twój ogród. Mam nadzieję, że książka ta przybliży cię do własnej kopalni diamentów.
Jesteśmy tym, co robimy najczęściej. Doskonałość nie jest zatem uczynkiem, ale zwyczajem.
Arystoteles
Prawdziwa radość życia jest nierozłącznie związana z samodzielnym poszukiwaniem tego, co nas satysfakcjonuje, i z chęcią służenia innym.
Uśmiechaj się, a świat będzie uśmiechał się do ciebie!
Życie jest zbyt poważne, aby brać je na serio.
Oscar Wilde
W zamian za jeden uśmiech dostaniesz ich tysiąc.
powiedzenie chińskie
Teoretycznie wiemy wszyscy, że radość powinna być naturalną cząstką naszego życia, a jednak jakoś tak się dzieje, że jesteśmy oddzieleni od tej części nas, która doświadcza pokoju i zjednoczenia ze wszystkim. Często musimy uczyć się na nowo, czym jest radość – tak jakbyśmy ponownie poznawali dawno utraconego przyjaciela. Wtedy możemy zobaczyć, że życie jest piękne i że wszystko ma swój cel. Georgij Gurdżijew powiedział kiedyś, że „współczesny człowiek jest zahipnotyzowany swoim działaniem”. Być może takie właśnie jest twoje życie. Żyjesz coraz szybciej, robisz coraz więcej, życie jest coraz bardziej skomplikowane i złożone, a związki, finanse, emocje odsuwają cię od prostej prawdy w twoim sercu. W końcu znajdujesz się w miejscu, w którym czujesz się zupełnie bezradny.
W codziennym życiu wpływa na nas tak wiele czynników, nad którymi nie mamy kontroli, że stajemy się bezwładnymi automatami w systemie czy – jak mawiał Gurdżijew – maszynami. Jeżeli żyjesz w takich ryzach, desperacko starając się trzymać wszystko pod kontrolą, sam wiesz, jak łatwo we współczesnym życiu stracić kontakt z miejscem prawdy w swoim wnętrzu. Miejscem, w którym doświadczamy spokoju; gdzie wszystko ma sens; gdzie związki międzyludzkie są ważne i pełne miłości, a finanse zrównoważone; gdzie rozumiesz dzięki Wyższemu Ja, które jest w tobie, że jest jakiś wyższy cel ponad tym wszystkim; że jesteś w podróży duchowej zwanej życiem.
Z czysto metafizycznego punktu widzenia my, ludzie, jesteśmy w pewnym sensie chronieni przez to, że nasze myśli nie materializują się natychmiast. Oznacza to, że jeżeli przez jakiś czas w twojej głowie pojawiają się same negatywne myśli, to niekoniecznie od razu doświadczasz negatywnych konsekwencji tego w swojej rzeczywistości. Niestety wynika też z tego, że nawet piękne, wysokowibracyjne myśli też nie od razu się urzeczywistniają. Problem pojawia się wówczas, gdy wyobraźnia wybiega do przodu, tworząc fantazje znacznie przekraczające rzeczywistość.
Przyglądając się historii świata od końca drugiej wojny światowej, zauważamy ogromne przyśpieszenie na każdym poziomie ludzkiej interakcji. Świat staje się coraz bardziej wymagający. Coraz więcej osób sięga po narkotyki w celu poszerzenia swojej świadomości i lepszego samopoczucia. Widzimy, jak cywilizacja świata wybiega swoją wyobraźnią w przyszłość, zamiast pozostawać w czasie teraźniejszym, żyć prawdą, akceptować to, co jest, wiedząc, że ekspansja i tak nastąpi.
Nasza wewnętrzna jaźń rozwija się powoli, stopniowo, w miarę możliwości radzenia sobie z kolejnymi etapami tego rozwoju. Natomiast intelektualna część nas, czyli umysł, działa o wiele szybciej niż duch. Tak więc jesteśmy świadkami świata, w którym ludzka wyobraźnia wykreowała ekspansję, pęd w przyszłość, a na poziomie zbiorowej podświadomości wiemy wszyscy, że teraz jest właśnie czas, aby się zatrzymać, wycofać z tego szalonego biegu, odkryć swoje wartości, szanować je i żyć w zgodzie z nimi.
Innymi słowy, twoje wewnętrzne ja pragnie spokoju, wzywa do stworzenia sanktuarium w twoim życiu, a zewnętrzne ja popycha cię do przodu. To ciągłe odsuwanie się od ciszy, od wewnętrznej równowagi i od swojej prawdy u większości ludzi powoduje wewnętrzny konflikt, który rozlewa się na wszystkie rejony życia. Twoje życie traci równowagę – jest w nim za dużo spraw, za dużo się dzieje, króluje dezorientacja. Twoje wewnętrzne ja się poddaje. Tracisz kontrolę nad swoimi sprawami. Wtedy przychodzi kryzys – wszystko się rozpada.
Jedną z rzeczy występujących w mitach jest to, że nawet na dnie otchłani dobiega nas głos zbawienia. Czarną chwilą jest taka chwila, w której nadejść ma prawdziwa wiadomość o transformacji. W najciemniejszej chwili pojawia się światło.
Joseph Campbell
Brak równowagi przejawia się na różne sposoby. Jednym z nich jest POWAGA. Zaczynamy coraz poważniej traktować siebie i swoje sprawy. A przecież prawdziwa ludzka natura to niepoważna, wyluzowana radość – niemalże dziecięca niewinność. Jednak gdy intelekt przejmuje władzę nad twoim życiem, zaczyna w nim dominować powaga. Wtedy wszystko jest sprawą życia i śmierci. Jeżeli na przykład nie napiszesz tego listu teraz, NATYCHMIAST, i nie zrobisz obiadu na godzinę 16.30, to całe twoje życie będzie zrujnowane. Jeżeli praca z afirmacjami nie da ci natychmiastowego rezultatu – to nie warto żyć! Ta chorobliwa powaga powoduje, że ciągle trzeba się nakręcać. Intelekt wymaga tego pobudzania jako sposobu na zrównoważenie szalonego tempa życia.
Problem z chronicznym pobudzaniem polega na tym, że trzeba ulegać mu coraz częściej. W efekcie, wcześniej czy później, wpadasz w błędne koło. Wypełniasz swoje życie jeszcze bardziej, żeby poradzić sobie z tym wszystkim, co ono niesie! I tak masz telewizję, radio, narkotyki, prozak, alkohol i tysiąc różnych spotkań, na których po prostu musisz być, i te terminy i sprawy, które musisz załatwić. Zanim się zorientujesz, nadchodzi wieczór, a ty padasz na łóżko w stanie skrajnego wyczerpania. Twój duch pozbawiony jest jakiejkolwiek energii. A potem wstajesz rano i dziwisz się, że czujesz zmęczenie. Znowu wpadasz w ten sam kierat! Skutkiem takiego stylu życia jest utrata wrażliwości. Tracimy kontakt z tą wrażliwą, zmysłową cząstką siebie. A bez zmysłowości trudno jest docenić życie, docenić piękno, miękkość, łagodność i bogactwo swojego serca… Tak więc jeżeli w twoim sercu nie ma tej zmysłowości, bo przez lata nie była ona pielęgnowana, to gdy patrzysz na łubiankę pełną pachnących truskawek lub na bukiet kwiatów albo gdy słyszysz fragment pięknej muzyki, trudno ci to piękno docenić. Ta zdolność została gdzieś po drodze utracona. Konsekwencją jest przepracowany umysł. Zaczynamy zbyt dużo myśleć, spekulować i wciąż „główkować”. Powoli nasza osobowość przesiąka tymi nieharmonijnymi myślami, a umysł zaczyna marzyć o rzeczach, których nie ma! Wydaje się, że nieliczni potrafią w pełni zaakceptować miejsce, w którym są w danym momencie. Nasza wyobraźnia ciągle wybiega w przód i kiedy już znajdziemy się tam, gdzie pragnęliśmy się znaleźć, to wyobraźnia ponownie wybiega do przodu. Żyjemy w społeczeństwie, które nigdy nie jest pogodzone z miejscem, w którym aktualnie się znajduje… nigdy nie jest zadowolone z tego, co ma.
Pierwszym krokiem do rozwinięcia prawdziwej, nieokiełznanej radości życia jest dotarcie do miejsca, w którym akceptujesz swoje otoczenie i to, kim jesteś TERAZ.
To miejsce cichej satysfakcji, wdzięcznego zadowolenia z siebie i z życia. Pogodzenia ze sobą. Jeżeli nie znajdziesz tego miejsca, będziesz ciągle niezadowolony i niepewny. Często pierwsze zadanie, które daję uczestnikom moich zajęć, brzmi: Nie narzekaj przez 21 dni!
Gdybyśmy tylko mogli przestać narzekać, to wtedy naturalne miłość i dobro w naszych sercach, naturalne połączenie ze wszystkim, mogłyby naturalnie zaistnieć i doświadczalibyśmy stałej radości. Ale umysł jest sprytny – przykrywa to, co czujemy swoją wyobraźnią i zdolnością do przemyśleń, a poza tym jesteśmy zahipnotyzowani nieustającymi działaniami; trudno się dziwić, że tracimy kontakt ze sobą…
Wierzę, że powrót do tego miejsca w swoim wnętrzu jest możliwy i naprawdę prosty. To tylko sprawa przewartościowania, czyli nadania wartości temu, co już masz. Nie oznacza to wcale końca marzeń, ambicji i celów. Prawdziwe jest to, co jest teraz. Jeżeli to, co jest teraz, jest dla ciebie najważniejsze, to wtedy każdy moment każdego dnia jest najważniejszy. Inaczej okaże się, że ciągle zastanawiasz się, czego potrzebujesz do szczęścia. I być może mówisz coś takiego: „Właściwie to jestem szczęśliwa, ale… jeżeli ten doskonały związek w końcu pojawi się w moim życiu, to wtedy będę naprawdę szczęśliwa”. No i masz zapewnione – tydzień później spotykasz tego idealnego faceta, ale zamiast powiedzieć sobie: „To jest to”, mówisz: „No tak – ten związek jest fajny, ale… gdy zacznę zarabiać 20 tysięcy zł miesięcznie, wtedy będę szczęśliwa”.
Nigdy nie docieramy do miejsca równowagi, jeśli nie możemy powiedzieć sobie: To jest to. Jestem szczęśliwy. Nie mam może jeszcze wszystkiego, czego pragnę, ale jestem szczęśliwy z tym, co mam.
Wszystkie mistyczne filozofie światowe mówią jedno i to samo:
Zatrzymaj się. Ucichnij. Zastygnij w bezruchu. Zaakceptuj miejsce, w którym jesteś teraz.
Przesłanie różnorakich tradycji sugeruje zaprzestanie spekulacji umysłowej na temat znaczenia życia i zadawania tego bezsensownego pytania: „Dlaczego?”. Jeżeli uda ci się uspokoić umysł na tyle, by dotrzeć do miejsca akceptacji, to nagle te wszystkie burze wokół ciebie, te pragnienia, te niezadowolenia (w końcu umysł ma to do siebie, że jest stale niezadowolony), ta energia wypala się, uspokaja, przycicha. Wtedy możesz skontaktować się ze swoim prawdziwym wewnętrznym jestestwem i zacząć dostrzegać, co jest prawdziwe, co jest rzeczywiste. Co wymaga zmiany, a co trzeba zostawić tak, jak jest. Akceptacja jest tak prosta – to przecież tylko opinia. Brak akceptacji to też tylko opinia. Jest tak, jak jest. Gdy dotrzesz do miejsca akceptacji, będziesz absolutnie wolny. Możesz spokojnie patrzeć na kogoś ze swojej rodziny, kto robi bezsensowne rzeczy, i zamiast próbować zmieniać tę osobę na siłę, możesz po prostu powiedzieć sobie: Ona jest taka, jaka jest. On jest taki, jaki jest. Wtedy mogą wydarzyć się dwie rzeczy: albo ta osoba się zmieni, albo nie. Ale bez względu na to, co się stanie – dla ciebie nie ma to znaczenia. Jeżeli jej wybór wpływa na ciebie w niepożądany sposób, to masz ten wspaniały dar od Boga – nogi: po prostu odejdź!
Filozofię typu „jest tak, jak jest” możesz zastosować we wszystkich dziedzinach swojego życia. W końcu to tylko opinie powodują nasze zmartwienia. Im mniej będziesz mieć opinii, w tym większym stopniu będziesz wolny. W końcu to tylko opinia niektórych ludzi, że musisz być bogaty. Jest tak, jak jest – albo jesteś bogaty, albo nie! To tylko opinia mówi, że musimy mieć pokój na świecie. Wolelibyśmy, żeby był pokój. Ale cóż zrobić, gdy ciągle są konflikty? Czy pozwolisz, żeby zmarnowało ci to życie? Naturalnie, że wolałbyś mieć zdrowe ciało. Ale co wtedy, jeżeli twoją karmą czy przeznaczeniem w tym życiu jest posiadanie ciała, które nie jest w pełni sprawne i mocne? Czy w związku z tym pozwolisz, żeby życie przeszło ci koło nosa? Czy to, że kulejesz, powstrzyma cię od spacerowania po lesie? NIE POZWÓL NA TO! Jest tak, jak jest. Jeżeli kulejesz, to kulejesz. To chodzisz na „kulawe” spacery po lesie. Ale chodzisz!
W miarę jak to miejsce akceptacji staje się twoim naturalnym stanem, zaczynasz rozumieć, że nie da się dokonać zmiany na siłę. Zmienisz się, kiedy będziesz gotów do zmiany! Twoje życie się zmieni, jak dojrzejesz do jego zmiany. Doświadczyłam tego w swoim życiu z paleniem papierosów. Pewnego dnia po prostu palenie przestało mi sprawiać przyjemność. Paliłam jeszcze przez parę tygodni, aż przyszedł TEN dzień. I przestałam! Koniec, kropka. Potem przez wiele lat, kiedy miałam na to ochotę (raz na kilka miesięcy czy lat), zapalałam papierosa, a teraz po prostu nie palę.
Przeniesienie się z miejsca ciągłej konfuzji w miejsce spokojnej prostoty, w miejsce zmysłowości życia jest naprawdę proste.
Zakochanie się w życiu to pełna akceptacja go takim, jakie jest.
A jak możesz objąć życie bez zaakceptowania go takim, jakie jest? Jeżeli nie zaakceptujesz życia, wtedy ciągłe zamartwianie się nie pozwoli ci w pełni wszystkimi zmysłami doceniać życia. Co ci po zaproszeniu na to niezwykłe przyjęcie, skoro jesteś tak zaaferowany tym, że jesteś na tym przyjęciu, iż zapominasz o tym, żeby jeść?
Po pierwsze
: zaakceptuj dobroć swojego serca i miejsce, w którym jesteś w życiu.
Po drugie
: zaproś z powrotem do swojego życia naturalną dziecięcą prostotę. „Pożycz” małe dziecko od siostry, kuzynów, znajomych, sąsiadów i spędź z nim 24 godziny. Obserwuj to dziecko. Niech ono będzie twoim nauczycielem na tym szkoleniu z dziecięcej niewinności.
Po trzecie
: zrezygnuj świadomie z nadaktywności w życiu i w głowie.
Po czwarte
: zrezygnuj z powagi. Pozwól sobie na bycie radosnym lekkoduchem. To nie jest takie trudne – przejrzyj swoje życie i sprawdź, które rejony są zbyt poważne, zbyt nadęte, zbyt skomplikowane. Wróć do magicznego momentu tu i teraz, w którym doświadczasz pełni swojej mocy.
W miarę jak rozwijasz w sobie wolne od trosk i zmartwień podejście do życia, stajesz się wędrowcem, który jest jednocześnie zorganizowany i niezorganizowany. Który przybywa na czas, a czasami się spóźnia. Na którym można polegać, a czasami nie… Wraz z rozwojem takiego podejścia wyzwalasz się z rutyny i stajesz wolną osobą. Osobą, która chciałaby, żeby sprawy układały się w określony sposób, ale jeśli dzieje się inaczej, to też jest szczęśliwa, też się uśmiecha.
Jeżeli nie sprzedajesz światu jakiegoś wymyślonego wizerunku siebie, jeżeli nie musisz utrzymywać jakiejś specjalnie ważnej pozycji czy jakiejś nieprawdziwej cechy, możesz stopniowo wrócić do tego, kim naprawdę jesteś. Możesz autentycznie być sobą, nie musząc nikomu z niczego się tłumaczyć, niczego udowadniać. Albo akceptujesz siebie w pełni takim, jakim jesteś, albo nie.
Wtedy jesteś w tej komfortowej sytuacji, że albo cię lubią, albo nie, albo cię wspierają, albo nie, albo są po twojej stronie, albo nie. Dla ciebie nie ma to żadnego znaczenia, bo ty w pełni akceptujesz siebie. Jesteś na cudownej i mocnej pozycji, z której nigdy nie musisz się tłumaczyć, wyjaśniać, nigdy też nie musisz przepraszać i kombinować. JEST TAK, JAK JEST. Piękno takiej postawy tkwi w tym, że nie musisz trzymać się kurczowo niczego, co jest sztuczne i nieprawdziwe. Po prostu daj sobie prawo do tego, że jesteś człowiekiem – że nic, co ludzkie, nie jest ci obce.
Nie tak dawno temu byłam tłumaczem na zaawansowanym seminarium metafizycznym dla ponad 600 uczestników. Temat był bardzo poważny, a słuchacze bardzo zaangażowani. W pewnym momencie instruktor podał wyjaśnienie jakiejś bardzo ważnej kwestii… Powiedział coś po angielsku w taki sposób, że mnie, Polce, wydało się to nieprawdopodobnie śmieszne i przywołało mnóstwo frywolnych skojarzeń. Z całej siły trzymając fason, przetłumaczyłam pierwszą cześć zdania – a potem nagle parsknęłam śmiechem… Jak już zaczęłam się śmiać, to wygięło mnie w pół. Zaczęłam rżeć… potem chichotać… a potem już nie mogłam się opanować, bo kątem oka złapałam zdumiony wyraz twarzy prowadzącego. Sala na chwilę zamarła… a potem nagle gruchnął wszechogarniający śmiech. Prowadzący po chwili dezorientacji przyłączył się do nas. Po jakimś czasie otarłam łzy i byłam gotowa do tłumaczenia. Instruktor powiedział to samo zdanie i w tym samym momencie ja znowu ryknęłam śmiechem. Sala ze mną. I tak było ze trzy razy. W końcu pomiędzy wybuchami śmiechu, trzymając się za brzuch, zaczęłam prosić, żeby ktoś mnie zastąpił. Tak skończyła się moja reputacja poważnej, profesjonalnej tłumaczki, która zawsze nad sobą panuje. To było bardzo ludzkie – to był taki moment jak w komedii, który przypominał, że w całej powadze tych duchowo-metafizycznych roztrząsań często zapominamy się śmiać. Zapominamy, że jesteśmy tylko ludźmi. Zapominamy, że to wszystko jest nieprawdopodobnie śmieszne. To bardzo ważne, żeby nie traktować siebie zbyt serio. Śmiech to zdrowie! Za każdym razem, gdy się dobrze wyśmiejesz, możesz zobaczyć radość we wszystkim, co cię otacza.
I tak jak w tej scenie. Sytuacja była co najmniej żenująca, a ja po prostu pozwoliłam sobie na głupi chichot, który pociągnął za sobą rozbawienie całej sali. Śmialiśmy się przez kilkanaście minut, odpoczęliśmy i do tej pory docierają do mnie opowieści, że był to najmocniejszy punkt programu tego weekendowego seminarium. Jestem człowiekiem i daję sobie prawo do zwykłych ludzkich ułomności. Nie jestem doskonała i mam nadzieje, że nigdy nie będę. Mam za to w sobie dziecięcą ciekawość i zachwyt. Ciągle się uczę.
Nikt z nas nie przyszedł na ten plan fizyczny po to, żeby być doskonałym. Samo to, że nie jesteśmy doskonali, czyli całe te duchowe poszukiwania, to przecież taka wspaniała przygoda. Daruj sobie – nie musisz wymagać od wszystkich wokół ciebie, by byli doskonali. Ta właśnie świadomość niedoskonałości pozwala obudzić się w twoim sercu potrzebie wybaczania. Sobie i całemu światu.
Pomyśl o wszystkich swoich błędach, upadkach i porażkach. Jeden z moich wielkich nauczycieli, David Neenan, na szkoleniu Business & You – The Working Game (Biznes i ty – gra, która działa), powtarza wielokrotnie w czasie trzech dni tych opartych na grach edukacyjnych zajęć: Mistakes are great moments! Błędy to wielkie chwile. Błędy są jedynymi momentami, w których naprawdę możemy się uczyć.
Urodziliśmy się bez instrukcji obsługi. Nie jesteśmy urządzeniem, który zaopatrzono w przewodnik z informacjami dotyczącymi użytkowania. Pojawiliśmy się na Ziemi w wymiarze fizycznym i raczkując, próbujemy zrozumieć, o co tu chodzi, co jest grane. Nie mamy żadnych wskazówek. Nikt nas nie wziął za rękę i nie powiedział: Słuchaj, to jest tak i tak. Idziesz w dobrą stronę. Nie pozwól też, aby poczucie winy i wstydu przejęło panowanie nad twoim życiem.
Wszystkie błędy, które popełniłeś, były ci potrzebne! Tak samo jak były potrzebne wszystkim osobom, na które twoje błędy miały wpływ!
Zacznij uzdrawiać swoje życie. Jeżeli w przeszłości była wokół ciebie jakaś „zła energia”, to co z tego? Możesz postanowić – jak tylko będziesz gotów – że ta energia jest piękna. Możesz zacząć ją postrzegać jako kolejną okazję do nauki. Stopniowo, w miarę jak robisz przegląd swojego życia, możesz zrezygnować z opinii typu: „Nie powinnam była tego zrobić! Powinnam zrobić to!”. Zrobiłam, co zrobiłam. I tu wracamy do zasadniczej sprawy – jak mamy rozwinąć w sobie tę duchową harmonię i zrównoważoną postawę, która zapewni nam stałą radość. Co jest esencją tej harmonii? Wierzę, że jest nią władza nad swoim życiem. Ma to miejsce wtedy, kiedy panujesz nad tym, co wydarza się w twoim życiu, czyli masz kontrolę nad swoją rzeczywistością.
Kiedy cisza i spokój zaczynają istnieć w twoim świecie, w naturalny sposób nawiązujesz kontakt z tą częścią siebie, którą można nazwać Wyższym Ja. To właśnie Wyższe Ja wprowadza równowagę do każdego aspektu twojego życia. W miarę jak ta duchowa energia w tobie osiąga coraz wyższą wibrację, w miarę jak coraz bardziej koncentrujesz się na pięknie, wdzięczności i radości, znikają wszystkie konflikty. Zmartwienia i walka już nie mają miejsca w twoim życiu.
Life was not meant to be a struggle. (Życie nie ma być walką).
Stuart Wilde
Będą oczywiście wysiłek i intensywność, niezbędne do osiągnięcia twoich celów, lecz nie będzie to walka. To wysiłek bez emocji. To prostota w tobie, która rozumie, że ty nic nie rozumiesz, że wiesz, iż nic nie wiesz. Nie musisz wiedzieć wszystkiego, by doświadczać spokoju, czuć się bezpiecznie i cieszyć życiem. Nie musisz wiedzieć, co wydarzy się w przyszłym tygodniu. Nie musisz spekulować, czy się uda, czy nie. Albo się uda, albo nie. Albo będzie tak, albo inaczej. Niespodziewanie otoczy cię harmonia emocjonalna, a w twoją stronę zaczną płynąć tylko piękno, zmysłowość, obfitość, świeżość i poczucie wolności. Jeden z moich nauczycieli, Stuart Wilde, twierdzi, że tego stanu doświadcza mniej niż 1 procent mieszkańców Ziemi. Dlaczego? Zapytany odpowiada: „Bo umysły większości ludzi wypełnione są niezadowoleniem i konfuzją”.
…według mnie życie jest proste, a komplikujemy je sami, cała rzecz w tym, aby na powrót dotrzeć do jego prostoty…
Brock Tully
Warto wrócić do prostoty i zmysłowości, której doświadczasz, obserwując bawiące się kociaki. Warto docenić piękno smakowitego posiłku. Warto docenić piękno mniej smakowitego posiłku, bo to pozwala ci pamiętać, jak smakuje coś dobrego. Warto pozwalać ludziom robić to, co robią. Może nie zgadzasz się z ich działaniem, ale pozwalasz, by robili swoje. Wtedy wraca twoja moc. Wraca jako indywidualność, twórczy autentyzm, niewinność, które wyzwalają cię z narzuconych sobie samemu ograniczeń i dają szansę na wyrażenie swojej wyjątkowości.
Gdy tylko uspokoisz swój umysł, stopniowo zaczniesz wracać do radosnego doświadczania bycia częścią wszystkiego, do poczucia bezpieczeństwa i spokoju.
A czym jest lęk? Lęk jest wyłącznie sztuczką, trikiem twojej wyobraźni, piszącej scenariusze, które mogą, lecz nie muszą się wydarzyć. Gdy czujesz się ze sobą bezpiecznie i doświadczasz równowagi wewnętrznej, to nawiązujesz naturalnie kontakt z tą cząstką siebie, która nie zna lęku. Zwierzęta nie siedzą w lesie, zastanawiając się, czy za trzy i pół miesiąca będą miały co jeść. Po prostu akceptują to, co jest. Mam teraz co jeść. A jeżeli teraz mam, to dlaczego nie miałbym mieć za trzy miesiące? A jak nie będzie co jeść za trzy miesiące, to co z tego?
Jest tak, jak jest.
Wtedy naturalnie rozwijasz zdolność do kochania, do pełnego brania udziału w uczcie życia, w której wszystko przynosi radość i pomyślność… Rozkoszujesz się życiem, widzisz tylko piękno wokół siebie, słyszysz muzykę, czujesz szczęście. Obserwujesz z ciekawością subtelne zmiany energii wokół siebie. Właśnie na tym polega różnica między zaangażowanym uczestnikiem a zdystansowanym obserwatorem. Nie sugeruję oczywiście, żebyś siedział na krawężniku i w niczym nie brał udziału. Możesz być zaangażowany, możesz podejmować konsekwentne działania, możesz zaznaczyć swoją obecność w świecie, ale nie musisz podchodzić do tego tak emocjonalnie. Możesz zrobić od czasu do czasu krok w tył i pozwolić, by piękno wypełniło każdą komórkę twojego jestestwa. W takim stanie we wszystkim, co robisz – niezależnie od tego, czy piszesz list do przyjaciela, medytujesz o zachodzie słońca, malujesz, gdy pada deszcz, czy bawisz się ze swoim dzieckiem – zauważasz naturalny rytm, naturalne piękno. I wtedy zakochanie się w sobie – nie w egocentryczny sposób, ale pokochanie siebie, bo pojednałeś się ze sobą, bo wybaczyłeś sobie, bo doceniasz siebie, bo wiesz, że jesteś tym wolnym od trosk wędrowcem – pozwala ci zakochać się z życiu. Możesz wtedy ze zdumieniem dojrzeć piękno we wszystkim. Możesz odkryć odwagę od zawsze istniejącą w twoim sercu. Możesz obserwować tę odwagę, idąc po mistrzowsku przez życie, które ciebie kocha.
To jesteś TY – pełna radości życia, pełna piękna i zmysłowości istota w jedności ze wszystkim. Ta istota pozwala, by życie było takie, jakie jest. Jeżeli to zrobisz, to istniejąca we wszystkim wieczność stanie się częścią twojego serca. Wtedy zapanują w nim radość i miłość. Już nie musisz walczyć o szczęście. Szczęście jest naturalną konsekwencją miłości, królującej w twoim sercu. Tak oto zakochanie się w życiu jest najbardziej naturalną rzeczą. Jest darem od Boga!
Życie cię kocha. Pamiętaj o tym!
Ewa Foley,
Zakochać się w życiu
, ISI, 1997.
Każdy świadomy oddech służy Twemu wyzwoleniu. Każdy nieuświadomiony zatrzymuje Cię w więzieniu.
Paramahansa Yogananda
Od oddechu wiele zależy: wpływa on zarówno na nasze zdrowie, jak i na energię oraz nastrój, w jakim się znajdujemy. Oddech jest procesem nie tylko biologicznym, ale też emocjonalnym i duchowym. Oddech towarzyszy nam od pierwszych chwil życia. Jego rytm zmienia się pod wpływem myśli, nastrojów i uczuć, pomiędzy oddechem a psychiką istnieje ścisły związek.
Przybierające na sile zanieczyszczenie powietrza, codzienny pośpiech i stresorodne sytuacje niekorzystnie wpływają na sposób, w jaki oddychamy. Narasta liczba schorzeń dróg oddechowych i płucnych. W naszych czasach na nowo odkrywana jest prastara wiedza na temat zapobiegawczych i terapeutycznych korzyści płynących z praktyk oddechowych. Zapobiegają one złym nawykom oddechowym oraz usuwają fizyczne i duchowe napięcie, przyczyniając się w ten sposób do poprawy ogólnego samopoczucia.
Świadoma praca z oddechem była przez tysiąclecia integralną częścią różnych odmian jogi. Świadoma praca z oddechem jako metoda psychofizycznego odradzania się została na nowo odkryta przez Amerykanina Leonarda Orra w latach siedemdziesiątych i nazwana „rebirthingiem”. Szybko wzbudziła zainteresowanie psychologów, którzy zaczęli włączać ją do procesu terapeutycznego jako doskonałe, proste i naturalne narzędzie oczyszczania umysłu i ciała ze zgromadzonych napięć, blokad i urazów psychicznych.
Rebirthing uzdrawia sposób oddychania oraz związane z nim schematy emocjonalne. Leonard Orr pisze:
Rebirthing, będąc nową jogą, nie jest dyscypliną. Jest on inspiracją, aktem uczenia się oddychania od samego oddechu. Jest on połączeniem wdechu z wydechem w swobodnym intuicyjnym rytmie dotąd, aż oddech wewnętrzny, to jest Duch – samo źródło oddechu, zjednoczy się z powietrzem, z oddechem zewnętrznym.
Po raz pierwszy zetknęłam się z tą metodą odradzania psychofizycznego na początku lat osiemdziesiątych w Australii, w czasie prowadzonego przez Sondrę Ray Treningu Związków Miłości (LRT – Loving Relationships Training). Ta pierwsza sesja oddechowa była dla mnie wielkim duchowym przeżyciem, mistycznym doświadczeniem, które odmieniło moje życie, ciało i umysł. Postanowiłam wtedy ją zgłębić i czynię to do tej pory. Z wyjątkiem, być może, medytacji, nie znam innego narzędzia tak przeobrażającego jak rebirthing. Rebirthing w dosłownym tłumaczeniu oznacza „odrodzenie” czy „ponowne narodziny”. Nie jest praktyką religijną (choć ja osobiście uważam, że jest święty) ani też żadną inną formą terapii (chociaż coraz częściej psychologowie posługujący się tą metodą twierdzą, że jest o wiele szybszy i efektywniejszy od wielu rodzajów psychoterapii). Jest jedną z najszybciej rozwijających się, najbardziej popularnych na świecie metod samodoskonalenia. Jest procesem rozwoju osobistego, który opiera się na dwóch filarach. Jednym jest prosta technika oddychania, której celem jest łagodne i delikatne usunięcie stresu, bloków i stłumionych emocji w sferze mentalnej, umysłowej i fizycznej, szczególnie tych, które powstały w czasie porodu i we wczesnym dzieciństwie. Drugim jest filozofia mówiąca, że myśl ludzka jest twórcza; poprzez myśli człowiek kreuje swoją rzeczywistość.
Większość z nas obciążona jest blokami energii negatywnej, i to w takim stopniu, że nie możemy w pełni doświadczać życia. Ponieważ bloki te tkwią wewnątrz nas od bardzo dawna, zwykle nawet nie zdajemy sobie sprawy z ich istnienia. Nie wiemy, że to one powodują większość życiowych problemów. Głębokie, pełne, połączone oddychanie w czasie trwającej około godziny medytacji uzdrawia i oczyszcza z tej obciążającej ciało, umysł i emocje energii. Rezultatem jest radosna integracja, co pozwala nam pełniej kochać i bardziej cieszyć się życiem. Rebirthing jest nauką o radości, prowadzoną przez całe życie. Jest sztuką świadomego oddechu.
Natychmiastowe korzyści z sesji oddechowych są następujące:
redukcja stresu poprzez głęboką relaksację,
lepsze zdrowie i doskonałe samopoczucie,
więcej młodzieńczej witalności i energii,
stabilizacja emocjonalna,
efektywniejsze rozwiązywanie problemów,
zwiększenie zdolności postrzegania i dokonywania pozytywnych zmian,
jasność umysłu,
poprawniejsze i łatwiejsze stosunki międzyludzkie,
spokój wewnętrzny, zdolność do współodczuwania i empatii,
poczucie trwałego szczęścia,
poszerzenie świadomości,
poczucie własnej wartości i godności,
poczucie wypełnienia energią, stan równowagi wewnętrznej, odczucie połączenia ze źródłem energii kosmicznej,
głębokie poczucie celu i sensu życia.
Zanim opowiem, jak działa metoda świadomego połączonego oddychania, chciałabym wyjaśnić, dlaczego działa. Działa, ponieważ zmienia nasze negatywne, destrukcyjne podejście i skłonności w życiu na pozytywne oraz usuwa fizyczne, mentalne i emocjonalne bloki przechowywane w ciele jako stres. Często przyczyną tych bloków jest negatywne myślenie. Uważam, że ze wszystkich badań, które mogą być przeprowadzane na świecie, najważniejsze dotyczą tego, w jaki sposób myśli, przekonania i podejścia kształtują ludzkie doświadczenia. Chciałabym poświęcić temu zagadnieniu trochę czasu w nadziei, że zainspiruję cię do dalszych przemyśleń.
Jestem pewna, że wiesz już, iż samo życzenie sobie, żeby coś się zmieniło w twoim życiu, nie wystarcza. Nawet gdyby pojawiła się wróżka, pomachała magiczną różdżką i natychmiast wszystko by się zmieniło – zapewniam cię, że w niedługim czasie twoje życie stałoby się znowu takim samym odbiciem twoich własnych wewnętrznych uczuć, przekonań, myśli i obrazów o nim.
Wyobraź sobie, że siedzisz w kinie i oglądasz film. Odwróć się w stronę projektora. Co widzisz? Po prostu biały snop światła. Gdybyś wstał i podszedł do ekranu, przekonałbyś się, że jest to zwykła biała powierzchnia. A przecież w czasie filmu ukazuje się na nim tyle dramatycznych wydarzeń, tyle intensywnych przeżyć. Skąd one się biorą? Cały ten dramat zawarty jest na taśmie filmowej włożonej do projektora. Gdybyśmy bliżej przyjrzeli się tej taśmie, zobaczylibyśmy, że składa się ona z nieruchomych klatek fotograficznych. Ale gdy włożysz ją do projektora filmowego i zaczniesz wyświetlać, sprawia wrażenie ruchu, wydaje się rzeczywista. Wygląda prawdziwie, brzmi prawdziwie, odbiera się ją prawdziwie. Te właśnie obrazki na taśmie filmowej można porównać do przechowywanych przez ciebie myśli i przekonań. Neutralne białe światło, które przepływa przez ten film, tworzy na białym, neutralnym ekranie dramat, który bynajmniej nie jest neutralny. I tak samo jak w kinie: jeżeli chcesz zobaczyć coś innego – w końcu bez sensu byłoby obwiniać to, co jest już na ekranie – musisz zmienić film!
Kiedy podejmujesz świadomą pracę nad sobą, jaką proponuje rebirthing, to tak jakbyś zwalniał tempo wyświetlania filmu, abyś mógł się lepiej przyjrzeć pojedynczym obrazom i w ten sposób odkryć zniekształcenie, którego nie mogłeś dostrzec przy większej szybkości wyświetlania.
Aby doświadczyć innego świata, nie możesz zaczynać od zmiany tegoż świata, lecz od zmiany siebie i swoich wewnętrznych filtrów, bo dopiero wtedy będziesz mógł oglądać świat przez czysty filtr i w pełni podziwiać jego piękno. Odkrycie, że nasz filtr jest lekko przybrudzony czy zanieczyszczony doświadczeniami z przeszłości, to często już pierwszy krok w kierunku uzdrowienia. Możemy wtedy świadomie zacząć pracę w przekonaniu, że nasze życie zależy od nas, że możemy podnieść jego jakość, dokonać pozytywnych zmian poprzez zmianę myśli, przekonań i decyzji, które podjęliśmy w przeszłości. Dla mnie było to jednym z najważniejszych odkryć. Do tego czasu żyłam przekonana, że dzieje mi się krzywda, że życie jest niesprawiedliwe, że jestem ofiarą otaczającego mnie świata i okoliczności, mojego męża, mojego szefa.
Dzisiaj wierzę, że nie ma ofiar – wszyscy jesteśmy tu na ochotnika. Wierzę, że to my kreujemy swoją rzeczywistość tak, aby się w końcu przebudzić i jak najwięcej nauczyć.
Pewnie sam fakt, że teraz czytasz te słowa, świadczy o tym, że jesteś gotów się przebudzić i żyć świadomie. Podobno nauczyciel pojawia się wtedy, gdy uczeń jest gotów go przyjąć. Nauczycielem może być przeczytana książka, „przypadkowo” (piszę w cudzysłowie, bo zapewne wiesz, że nie ma przypadków…) usłyszana audycja w radio, tekst z reklamy telewizyjnej czy napis na samochodzie. Wiele lat temu, kiedy rozpadał się mój kolejny związek, a ja sama pogrążałam się z tego powodu w bardzo nieciekawym nastroju, jadąc do Sydney, zobaczyłam na poruszającym się przede mną samochodzie napis:
Expect a miracle. (Spodziewaj się cudu).
Tego samego wieczoru koleżanka zaprosiła mnie na wykład wprowadzający do… Kursu Cudów – i w ten sposób pojawiło się w moim życiu dzieło-nauczyciel Kurs Cudów!!! Inny przykład: wiosna 1995 roku, w księgarni we Wrocławiu mój przyjaciel dosłownie włożył mi do ręki książkę Tajemnice Christiny Thomas. Przeszły mnie dreszcze, lecz widocznie nie byłam gotowa, bo ją odłożyłam. Po powrocie do Warszawy znalazłam Tajemnice na moim biurku. Inna bliska osoba postanowiła mi ją podarować. Ufajmy swoim przyjaciołom! Często są to nasi przewodnicy duchowi w ciele fizycznym. To wielkie błogosławieństwo mieć ich w swoim życiu. Otworzyłam książkę na stronie 70 i mój wzrok padł na zdanie: Oddech jest brakującym ogniwem!
Czytając, czułam czystość i piękno duszy Christiny. Tak bardzo chciałam ją poznać. Po kilku dniach z Anglii przyszła gazetka Stowarzyszenia Rebirtherów Brytyjskich „Breathe” (Oddychaj), a w niej ulotka o treningu Christiny Thomas w Anglii. Niestety, widocznie znowu nie byłam gotowa na spotkanie z nią, bo daty pokrywały się z moimi uprzednio potwierdzonymi zajęciami, których nie mogłam odwołać. Dałam tę ulotkę mojej znajomej, która natychmiast zarezerwowała bilet i poleciała na ten trening, biorąc ze sobą mój list do Christiny, zapraszający ją do Polski. W trakcie treningu Christina nagle zaczęła opowiadać, jak bardzo bliska jest jej Polska, że od kilku lat ma wizje związane z Polską i Polakami i że bardzo kocha nasz kraj, mimo że nigdy w nim nie była, bo nie miała od nikogo zaproszenia… W tym momencie wstała moja „kurierka” i wręczyła Christinie list, mówiąc: „Oto zaproszenie. Właśnie je przywiozłam!”.
Christina była tak poruszona, że popłynęły jej łzy. Tak samo jak ja płakałam ze wzruszenia, trzymając ją za ręce i patrząc w jej piękne, czyste, szmaragdowe oczy, kiedy w końcu spotkałyśmy się kilka miesięcy później. Christina w odpowiedzi na mój list zaprosiła mnie na prowadzoną corocznie dwutygodniową intensywną międzynarodową szkołę rebirthingu w założonym przez nią Inner Light Institute (Instytut Światła Wewnętrznego) w stanie Wirginia w USA. Natychmiast zarezerwowałam bilet. Bardzo się bałam, ale wiedziałam, że muszę tam jechać. Wyruszyłam w drogę, zbierając całą odwagę, jaką miałam, bo wiedziałam, że jest to skok w nieznane. I przeczucia mnie nie myliły – w czasie tych dwóch tygodni skoczyłam w przepaść nieznanego, spotkałam się z moim cieniem, ze swoim „terrorystą”, jak Christina nazywa te wyparte, głęboko ukryte w każdym z nas energie. I przeżyłam! Teraz cień ów jest moim sprzymierzeńcem.
Jestem przekonana, że oddech jest faktycznie brakującym ogniwem między duchem (duszą) i materią (ciałem). Twój oddech jest pomostem między światem widzialnym a niewidzialnym, jest punktem wymiany między tym, co przyjmujesz, a tym, co wydalasz, punktem, w którym myśl daje formę duchowi. Oddech to życie, to energia życiowa.
W Indiach jest ona nazywana „praną”, w Japonii „ki”, w Chinach „chi”, w Egipcie zwana była „ka”. Oddychanie zaczyna się w chwili urodzenia, a kończy w momencie śmierci. Ludzie mogą żyć tygodniami bez jedzenia, całe dnie bez wody, ale tylko około trzech minut bez oddychania. Przyjrzyjmy się bliżej oddychaniu i spróbujmy zrozumieć, jak i dlaczego jest ono tak mocno wplecione w nasze życie.
Jakość twojego oddychania odzwierciedla jakość twojego życia. Sposób, w jaki oddychasz, odsłania twoje zasadnicze nastawienie do życia; w trakcie rebirthingu twój oddech zostaje w sposób naturalny przywrócony równowadze i harmonii, którą znałbyś cały czas, gdyby nie trauma pierwszego oddechu. Wróćmy więc do początków. Do pierwszego oddechu noworodka. Kiedy rodzi się dziecko, jego pierwszemu oddechowi często towarzyszą ból (szczególnie gdy pępowina zostaje zbyt szybko przecięta), strach, odczucia związane z zimnem, oddzieleniem od matki, hałasami i braniem na ręce przez obcych. Dziecko, które dotychczas żyło w przyjaznym mu łonie matki, w stałej temperaturze, zostaje nagle wyrwane na świat. Na przerażający, nieprzyjazny świat. I tak jak ty zapewne kojarzysz uczucia i doświadczenia z przeszłości z pewną melodią lub zapachem, tak dziecko może kojarzyć wiele negatywnych odczuć z oddychaniem.
To kojarzenie oddychania z negatywnymi uczuciami w momencie narodzin często powoduje, że boimy się samego słowa rebirthing, czujemy niechęć do tej metody, unikamy jej – no i oczywiście wstrzymujemy oddech za każdym razem, gdy przeżywamy jakiś stres. Jest to podświadomy mechanizm unikania bólu przeżytego wraz z tym pierwszym oddechem. W konsekwencji oddychamy płynnie i swobodnie tylko wtedy, kiedy jesteśmy odprężeni i czujemy się bezpiecznie.
Napisz sprawozdanie ze swoich narodzin, zwane skryptem porodowym, zawierające następujące dane: wiek rodziców (w czasie twoich narodzin) oraz wiek sióstr i/lub braci. Czy było cesarskie cięcie, czy był to poród przedwczesny, pośladkowy, wywoływany, czy byłeś w inkubatorze, czy urodziłeś się po czasie, czy z pępowiną owiniętą dookoła szyi, czy zaszły jakieś inne niezwyczajne okoliczności?
Jeżeli nie pamiętasz bądź nie możesz zdobyć takiej informacji, nie martw się. Często wspomnienia pojawiają się w czasie sesji rebirthingu, a czasem uwalniają się z ciała bez udziału umysłu. Każde narodziny są oczywiście indywidualną sprawą, niepowtarzalną i nieporównywalną. Specyficzne fizyczne i emocjonalne okoliczności twych narodzin skłoniły cię do wyciągnięcia wniosków, które stanowią tworzywo twoich zasadniczych nastawień wobec siebie samego i życia.
Dr Eve Jones, jedna z moich wspaniałych nauczycielek, mawiała: „Przetrwałeś swoje narodziny, czyli największy i najtrudniejszy test swojego życia masz za sobą. Reszta to pestka”. No właśnie – i tu mam dla ciebie pytanie: Może nadszedł czas, by wszystko szło łatwiej, by zrzucić pancerz i poddać się łagodniejszemu i bardziej kochającemu sposobowi istnienia? Właśnie w tym pomaga rebirthing.
Ponieważ nasz skrypt porodowy często jest scenariuszem, który powtarzamy w życiu, po napisaniu tego skryptu warto skontaktować się z profesjonalnym rebirtherem, czyli praktykiem oddechu, by omówić swoje narodziny i sprawdzić, czy ta metoda rozwoju osobistego jest odpowiednia dla ciebie. Rebirthing nie jest dla wszystkich. Na pewno nie można go pogodzić z narkotykami. Pełne, świadome oddychanie łączy cię z energią życiową, a narkotyki odcinają cię od niej. Także jeżeli jesteś pod opieką psychiatryczną czy zażywasz leki przepisane przez lekarza, które silnie oddziałują na psychikę, na przykład środki antydepresyjne, psychotropowe czy wszelkiego rodzaju środki uspokajające, powinieneś – oczywiście po uzyskaniu na to zgody swojego lekarza – zaprzestać przyjmowania leku, odczekać jakiś czas, aż substancja czynna zostanie usunięta z organizmu (około 6 miesięcy), i wtedy przystąpić do rebirthingu. Ja zwykle nie przyjmuję na sesje (indywidualne czy grupowe) osób, które biorą jakiekolwiek leki działające na psychikę, ponieważ uważam, że przyniosłoby to odwrotne skutki. Leki wpływają hamująco na emocje, a świadome, pełne oddychanie wprowadza cię w kontakt z emocjami stłumionymi w podświadomości i integruje je z twoją psychiką. Zdarzają się od tego wyjątki, na przykład gdy zaaplikowany lek ma przeciwdziałać depresji o podłożu przede wszystkim fizycznym. To wszystko trzeba przedyskutować z rebirtherem.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki