Życie. Strategie przetrwania - Kazimierowska Katarzyna - ebook + książka

Życie. Strategie przetrwania ebook

Kazimierowska Katarzyna

3,9

Opis

Wszystko, co robimy w reakcji na bodziec, wiąże się z jakąś strategią.

Jak wybrać najlepszą?

Popularne powiedzenie „obyś żył w ciekawych czasach” nabiera dziś znaczenia bliższego klątwie. Zmiany klimatu, powrót skrajnie niebezpiecznych haseł na sztandary w Polsce i na świecie, pandemia, wojna za wschodnią granicą, kryzys gospodarczy – powodów do zmartwień nie brakuje. Do tego dochodzą codzienne wyzwania zawodowe, zdrowotne, stres, który nie znajduje ujścia, lęki o przyszłość naszą, bliskich, niepokój o to, jakie wiadomości przyniesie kolejny dzień i czy będziemy w stanie im sprostać.

Co można zrobić, by nie dać się lękowi? Jak poradzić sobie z poczuciem niezrozumienia, zagubienia i bezsilności? Jaką wybrać strategię przetrwania? Kubuś Fatalista twierdził, że niewiedza czyni szczęśliwym, a wiedza wolnym.

W książce Życie. Strategie przetrwania czytelnik znajdzie szereg rozmów z ekspertkami i ekspertami o tym, czego się boimy, co kryje się za naszymi działaniami, jakie sfery życia zaniedbujemy i jak możemy choć trochę temu zaradzić.

Wiedza, którą się dzielą, może nie tylko uwolnić nas od lęku i bezsilności, ale też zrozumieć, co dzieje się ze światem wokół nas.

Książka Życie. Strategie przetrwania oparta jest o cykl rozmów Strategie przetrwania, który Katarzyna Kazimierowska prowadzi w miesięczniku „Pismo. Magazyn opinii”.

***

Katarzyna Kazimierowska – dziennikarka zajmująca się tematami społecznymi, psychologicznymi i kulturalnymi. Dla „Zwierciadła” przeprowadza wywiady z osobami związanymi ze światem literackim, przybliżając sylwetki osób autorskich, ciekawe książki i kryjące się za nimi historie. Na co dzień redaktorka i sekretarzyni redakcji w miesięczniku „Pismo. Magazyn opinii”. Wcześniej sekretarzowała redakcji „Res Publiki Nowej” i kwartalnika „Cwiszn”, współpracowała z „Gazetą Wyborczą”, „Tygodnikiem Powszechnym”. Finalistka konkursu European Journalist Award on Diversity 2016. Czyta non stop.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 394

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (18 ocen)
7
7
1
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kingamly

Z braku laku…

jednak rozczarowanie
00
wandola

Z braku laku…

Sięgnęłam po książkę z ogromną ciekawością, niestety skończyłam z rozczarowaniem. Ogromnym minusem są pytania autorki i sposób w jaki nadaje ton rozmowom. Rozdział o męskości jest nieporozumieniem.
00
makinero13

Nie oderwiesz się od lektury

Przede wszystkim dziękuję Autorce wywiadów oraz jej rozmówcom za tę książkę, bo znalazłem w niej sporo podpowiedzi, zwłaszcza w rozmowie o rezyliencji. Dawno nie byłem świadkiem tak żywej i rzeczowej roboty dziennikarskiej. To nie jest kolejny tytuł z cyklu lifestyle, lecz zbiór rozmów, z których każda przynosi próbę udzielenia wskazówek przez profesjonalistów w określonych specjalizacjach. Tematy dotyczą zagadnień uniwersalmych, z którymi większość z nas zmaga się na co dzień. Minus za korektę, a raczej jej brak. Poza tym same plusy.
00
bookczystakartka

Dobrze spędzony czas

Odejmuję gwiazdkę za liczne, rażące mój słuch i wzrok feminatywy. A tak poza tym to całkiem niezły poradnik.
00

Popularność




© Co­py­ri­ght by Wy­daw­nic­two Zwier­cia­dło Sp. z o.o., War­szawa 2024 © Co­py­ri­ght by Ka­ta­rzyna Ka­zi­mie­row­ska, 2024
Wy­wiady były pu­bli­ko­wane w wy­da­niu cy­fro­wym mie­sięcz­nika „Pi­smo. Ma­ga­zyn Opi­nii” na stro­nie www.ma­ga­zyn­pi­smo.pl w ra­mach cy­klu roz­mów Stra­te­gie prze­trwa­nia.
Re­dak­cja: Mo­nika Mar­czyk
Pro­jekt okładki: Ad­riana Dzie­wul­ska
Dy­rek­tor pro­duk­cji: Ro­bert Je­żew­ski
Wy­daw­nic­two nie po­nosi żad­nej od­po­wie­dzial­no­ści wo­bec osób lub pod­mio­tów za ja­kie­kol­wiek ewen­tu­alne szkody wy­ni­kłe bez­po­śred­nio lub po­śred­nio z wy­ko­rzy­sta­nia, za­sto­so­wa­nia lub in­ter­pre­ta­cji in­for­ma­cji za­war­tych w książce.
Wy­da­nie I, 2024
ISBN: 978-83-8132-594-3
Wy­daw­nic­two Zwier­cia­dło Sp. z o.o. ul. Wi­dok 8, 00-023 War­szawa tel. 22 312 37 12
Dział han­dlowy:han­dlowy@gru­pa­zwier­cia­dlo.pl
Wszel­kie prawa za­strzeżone. Re­pro­du­ko­wa­nie, ko­pio­wa­nie w urządze­niach prze­twa­rza­nia da­nych, od­twa­rza­nie, w ja­kiej­kol­wiek for­mie oraz wy­ko­rzy­sty­wa­nie w wy­stąpie­niach pu­blicz­nych tylko za wyłącznym ze­zwo­le­niem właści­ciela praw au­tor­skich.
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Psy­cho­lo­gia nie może po­wie­dzieć lu­dziom, jak po­winni żyć. Może jed­nak za­pew­nić im środki do wpro­wa­dza­nia zmian oso­bi­stych i spo­łecz­nych.

Al­bert Ban­dura, Teo­ria spo­łecz­nego ucze­nia się

Wstęp

Jedna z eks­per­tek w tej książce, te­ra­peutka i seks co­achka Marta Niedź­wiecka, mówi, że psy­cho­lo­gia dzieli stra­te­gie prze­trwa­nia na ad­ap­ta­cyjne i nie­adap­ta­cyjne. Te pierw­sze są za­si­la­jące, czyli na­kie­ro­wa­nie na dzia­ła­nie zmie­nia­jące śro­do­wi­sko wo­kół nas. Na­to­miast te dru­gie po­le­gają na usu­nię­ciu prze­ży­wa­nej przy­kro­ści jak pi­cie na smutki. Po­zwa­lają ob­ni­żyć ci­śnie­nie, ode­tchnąć, ale nie­ko­niecz­nie w zdrowy dla nas i dla na­szych re­la­cji spo­sób. Ważne, żeby zda­wać so­bie sprawę z tego, że wszystko, co ro­bimy w re­ak­cji na bo­dziec, wiąże się z ja­kąś stra­te­gią. Py­ta­nie, jaka ona jest.

Po­mysł na cykl roz­mów Stra­te­gie prze­trwa­nia po­ja­wił się wio­sną 2020 roku. Świat za­trzy­mał się w lock­dow­nie, a my – w ma­secz­kach i z pły­nem do od­ka­ża­nia rąk – spę­dza­li­śmy ży­cie w ko­lej­kach do skle­pów i ap­tek, na pracy zdal­nej, w za­mknię­ciu, mo­dląc się o ważne dla nas osoby w szpi­ta­lach i nie­po­ko­jąc o przy­szłość swoją i bli­skich, za­zna­jąc sa­mot­no­ści albo nie­chcia­nej obec­no­ści in­nych. Wio­sną 2020 roku od­by­łam – jak pew­nie każdy z nas – wiele roz­mów, głów­nie przez te­le­fon, oprócz tych z bli­skimi, także z oso­bami, z któ­rymi od lat nie mia­łam kon­taktu. I wszyst­kie te roz­mowy koń­czyły się py­ta­niami: co te­raz, jak się przy­go­to­wać, na co się na­sta­wić, jak so­bie ra­dzić, kto po­może, jak prze­trwać. Pan­de­mia za­częła blak­nąć, gdy wy­bu­chła wojna za wschod­nią gra­nicą. Od tam­tej pory li­sta nie­po­ko­jów nie kur­czy się, a roz­ra­sta. Ale wtedy, wio­sną 2020 roku, wy­da­wało mi się, że mu­szę za­cząć roz­ma­wiać z oso­bami mą­drzej­szymi ode mnie, nie tylko po to, by le­piej ra­dzić so­bie z wy­zwa­niami rze­czy­wi­sto­ści, lecz także z na­dzieją na to, że te po­rady do­trą sze­rzej i da­lej, do osób, któ­rym na­prawdę mogą przy­nieść ulgę albo dać na­rzę­dzia do zmiany – sie­bie, in­nych, sy­tu­acji, w ja­kiej się znaj­dują.

W lipcu tego roku miną cztery lata od pierw­szej roz­mowy. Od tego czasu rze­czy­wi­stość re­gu­lar­nie do­star­cza nam no­wych wy­zwań. Moje py­ta­nia pod­szyte są nie­po­ko­jem i bez­rad­no­ścią, ale czę­sto to czy­tel­nicy pod­su­wają mi te­maty do roz­mowy. I tak po­winno być, bo każdy z nas szuka stra­te­gii skro­jo­nych na miarę swo­ich wy­zwań.

Roz­mowy, które znaj­dzie­cie w tej książce, to próby szu­ka­nia od­po­wie­dzi na py­ta­nia nie­ustan­nie ak­tu­alne i uni­wer­salne: o sa­mot­ność, wy­pa­le­nie, cier­pie­nie, za­do­wo­le­nie, re­la­cje i sens ży­cia w sy­tu­acjach ro­man­tycz­nych, in­tym­nych, pra­co­wych. Mam na­dzieję, że rady w nich za­warte do­ce­nią czy­tel­nicy tym ra­zem pa­pie­ro­wej wer­sji Stra­te­gii. Niech to­wa­rzy­szy im myśl wy­po­wie­dziana przez jed­nego z mo­ich roz­mów­ców, te­ra­peutę i fi­lo­zofa Pawła Ho­lasa:

Praw­dziwa po­dróż po­lega na otwar­ciu oczu, dla­tego trudne emo­cje i do­świad­cze­nia mogą być da­rem. W kul­tu­rach wschod­nich, tao­istycz­nych mówi się wprost, że sym­bo­lem szczę­ścia i har­mo­nii jest lo­tos, który ro­śnie w mule – to wła­śnie me­ta­fora praw­dzi­wego szczę­ścia i har­mo­nii. Je­den ze współ­cze­snych na­uczy­cieli bud­dy­zmu zen wy­ra­ził to na­stę­pu­jąco: „Praw­dziwe szczę­ście można osią­gnąć do­piero wtedy, kiedy ży­cie jest trudne”.

W na­szej za­chod­niej kul­tu­rze też mamy taki to­pos, że trzeba przejść przez trud­no­ści, które są ko­nie­czne do osią­gnię­cia szczę­ścia. Gdy ży­jesz z dnia na dzień, pra­cu­jesz, za­ra­biasz, wy­da­jesz, po­wta­rzasz te czyn­no­ści, to cza­sem do­piero wstrząs po­zwoli ci zo­ba­czyć, co masz, a co tra­cisz. Na po­czątku prze­ży­wasz trud­no­ści emo­cjo­na­lne zwią­zane ze zmianą, ale po­tem więk­szość z nas do­brze ad­ap­tuje się do no­wej sy­tu­acji.

Czy rze­czy­wi­ście tak jest i czy to po­wód do ulgi, że mamy w so­bie siłę, by spro­stać wy­zwa­niom, lub zu­peł­nie prze­ciw­nie – nie chcemy od­naj­do­wać sensu w tru­dzie – to wszystko py­ta­nia do re­flek­sji i ko­lej­nych roz­mów, któ­rych nam ży­czę.

Re­zy­lien­cja:jak mą­drze re­ago­wać na wy­zwa­nia

Po­ziom two­jej re­zy­lien­cji bę­dzie mocno za­le­żał od sumy re­zy­lien­cji osób, które cię ota­czają – mówi Sa­bina Sa­decka, te­ra­peutka sys­te­mowa i te­ra­peutka traumy.

.

Mówi się, że re­zy­lien­cja to zdol­ność czło­wieka do do­sto­so­wy­wa­nia się do zmien­nych wa­run­ków oto­cze­nia. A jak ty ro­zu­miesz re­zy­lien­cję?

Za­nim za­czę­ły­śmy tę roz­mowę, by­łam zde­ter­mi­no­wana, żeby po­wie­dzieć, że re­zy­lien­cja to przede wszyst­kim umie­jęt­ność. I tak rze­czy­wi­ście jest, ale te­raz my­ślę, że to za­równo umie­jęt­ność, jak i stan, który osią­gamy, ćwi­cząc ją. Uogól­nia­jąc, re­zy­lien­cja to coś, co mo­żemy roz­wi­jać, bo nikt z nas nie ro­dzi się re­zy­lientny.

Re­zy­lien­cja to coś, czego mu­simy się na­uczyć?

Wła­śnie. Sta­jemy się re­zy­lientni w kon­tak­cie ze stre­so­rami. Im czę­ściej ćwi­czymy ten „mię­sień” re­zy­lien­cji, tym czę­ściej, gdy przy­da­rza nam się coś trud­nego, nie po­zwa­lamy temu wy­da­rze­niu nas za­anek­to­wać, zde­fi­nio­wać. Nie mó­wimy, że to jest na­sza po­rażka, że nam nie wy­szło, że znowu coś po­szło źle, tylko że przy­da­rzyła nam się trudna sy­tu­acja i tyle. I je­śli rze­czy­wi­ście po­tra­fimy od­dzie­lić to, co się nam nie udało, to, co trudne, od nas sa­mych, to w pew­nym mo­men­cie ta umie­jęt­ność od­róż­nia­nia sta­nie się na­szym sta­nem ba­zo­wym. Wtedy mó­wimy o re­zy­lien­cji. A osoby, które umieją ćwi­czyć się w od­por­no­ści psy­chicz­nej, bu­dują pe­wien jej za­pas na przy­szłość.

Można wy­ćwi­czyć coś na stałe?

Ciało pa­mięta. To jest jak z re­gu­larną prak­tyką jogi. Taka prak­tyka zmie­nia ciało ćwi­czą­cego, jego po­stawę. I po­dob­nie jest z re­zy­lien­cją – to za­równo kom­pe­ten­cja do ćwi­cze­nia, jak i to, co jest efek­tem tych ćwi­czeń.

Mó­wiąc o stre­so­rach, masz na my­śli wy­zwa­nia w pracy czy sy­tu­acje wręcz gra­niczne, jak roz­wód, cho­roba, ża­łoba lub zmiana miej­sca za­miesz­ka­nia?

Wszyst­kie przez cie­bie wy­mie­nione: od stre­so­rów przez duże „S”, jak strata, na­paść, wy­buch wojny, pan­de­mia – to silne stre­sory, a dla nie­któ­rych też i trauma. Ale prze­cież ży­cie w ogóle jest stre­su­jące, bo stres jest wpi­sany w tkankę na­szego dnia co­dzien­nego. Za­tem re­zy­lien­cja bę­dzie zwią­zana rów­nież z tym, jak od­po­wia­damy na te małe stre­sory, ta­kie jak po­ranny stres, gdy za­śpię do pracy, albo jak po­trak­tuję sie­bie w bez­senną noc, gdy sen nie nad­cho­dzi, a już dawno po­wi­nien, bo na­stęp­nego dnia mam ważną pre­lek­cję bądź bie­gnę w ma­ra­to­nie.

Od razu do­dam, że je­śli wy­cho­wu­jemy dziecko pod klo­szem, bez trosk, ukry­wa­jąc przed nim trudy czy smutki, bez fru­stra­cji, to jego po­ziom re­zy­lien­cji, gdy wy­cho­dzi do świata, jest bar­dzo ni­ski. A my pró­bu­jemy uczy­nić na­sze ży­cie jak naj­mniej fru­stru­ją­cym, rów­nież dla dzieci. Wy­daje mi się, że roz­cią­gamy ten trend po­zy­tyw­no­ści, fe­eling good i braku fru­stra­cji na co­raz więk­szą część po­pu­la­cji, przez co je­ste­śmy co­raz mniej re­zy­lientni i co­raz bar­dziej roz­re­gu­lo­wani.

Ja na­to­miast od­no­szę wra­że­nie, że nie­ustan­nie przy­bywa nam stre­so­rów, mamy ich co­raz wię­cej, a praca jest co­raz bar­dziej wy­ma­ga­jąca. Nie­po­koje, z ja­kimi so­bie mu­simy ra­dzić – praca, przy­szłość na­szych dzieci, zmiany kli­matu, na­sze ża­łoby, roz­sta­nia, lęk przed śmier­cią – to wszystko się ku­mu­luje. Je­ste­śmy tak prze­bodź­co­wani, że chcemy tych stre­so­rów ra­czej uni­kać.

Po­ru­szasz tu dwie kwe­stie. Jedna to kul­tu­rowy od­biór stresu. Ba­da­nia nad tym, czym jest stres i jak na nas wpływa, prze­pro­wa­dził w la­tach 60. en­do­kry­no­log Hans Se­lye. Po­tem po­ja­wiła się znana dziś sze­roko książka o stre­sie, Dla­czego ze­bry nie mają wrzo­dów Ro­berta Sa­pol­sky’ego. Od tego czasu za­czę­li­śmy uzna­wać stres za zło, co jesz­cze bar­dziej nas ob­ciąża. Jest wiele ba­dań, które po­ka­zują, że ge­ne­ral­nie stres, który nie ma dla nas sensu, albo wy­ni­ka­jący z tego, że nie mamy żad­nej kon­troli nad stre­so­rem, jest w efek­cie tok­syczny, wręcz neu­ro­de­ge­ne­ra­cyjny. Rów­no­cze­śnie znamy co­raz wię­cej ba­dań, mó­wią­cych o tym, że je­żeli stres zo­staje włą­czony w tkankę na­szego ży­cia, do­ty­czy ob­szaru, który jest dla nas ważny, wiąże się z re­ali­za­cją na­szych naj­głęb­szych war­to­ści, to działa na nasz mózg roz­wo­jowo.

Po­pro­szę o przy­kłady.

„Wiem, że pój­ście na ma­ni­fe­sta­cję może być dla mnie stre­su­jące, ale jest ona dla mnie ważna, więc mimo stresu i nie­po­koju na nią idę”. „Chcę być le­ka­rzem psy­chia­trą, bo jest za mało psy­chia­trów dzie­cię­cych, więc choć wiem, że stu­dia będą bar­dzo stre­su­jące, idę na nie, bo chcę za­dbać o coś bar­dzo dla mnie waż­nego”. Cho­dzi o taki ro­dzaj stresu, który jest po­łą­czony z czymś, co ma dla nas sens – wów­czas jest on neu­ro­ge­ne­ra­cyjny, czyli nasz mózg tylko zy­skuje na ta­kich stre­so­rach. Psy­cho­lożka Kelly McGo­ni­gal po­ka­zuje w książce Siła stresu, że to, co my­ślimy o stre­sie, ma duży wpływ na to, co się z nami fi­zjo­lo­gicz­nie dzieje w mo­men­cie sil­nego przy­tło­cze­nia. Je­żeli mamy po­czu­cie, że stres jest dla nas ob­cią­ża­jący, to dłu­gość na­szego ży­cia się skraca.

W wy­niku ewo­lu­cji wy­two­rzyły się w nas dwa spo­soby re­ago­wa­nia na stres. Je­den jest zwią­zany ze stre­so­rami na­głymi, szyb­kimi, czyli z neu­ro­bio­lo­giczną re­ak­cją na ta­kie stre­sory jak atak lwa.

Pew­nie można to prze­ło­żyć na prze­ży­cie wy­padku sa­mo­cho­do­wego, ura­to­wa­nie ko­muś ży­cia czy roz­li­cze­nie po­datku za pięć dwu­na­sta.

Pierw­sza re­ak­cja wiąże się z moc­nym wy­rzu­tem ad­re­na­liny, bo czło­wiek pier­wotny mu­siał w wy­niku na­głego stresu przed czymś uciec, ko­goś do­go­nić, schro­nić się. Nasz or­ga­nizm mo­bi­li­zuje się w ta­kiej sy­tu­acji, wy­rzuca mnó­stwo glu­kozy do krwi, ener­gii, a od­po­czywa, gdy nie­bez­pie­czeń­stwo mija. Po fa­zie mo­bi­li­za­cji przy­cho­dzi faza re­ge­ne­ra­cji. Ten stres nie ma na nas żad­nego wpływu, chyba że z ja­kichś po­wo­dów ta­kie stre­sory mamy co trzy se­kundy, co jest przy­tła­cza­jące i dre­nu­jące.

Drugi spo­sób re­ago­wa­nia na stre­sory, ty­powy dla or­ga­ni­zmu ludz­kiego, jest zwią­zany ze stre­so­rami dłu­go­trwa­łymi. Dla czło­wieka pier­wot­nego ist­niał tylko je­den ro­dzaj ta­kiego stre­sora – był nim brak po­ży­wie­nia. Je­śli za­tem nasz or­ga­nizm – w XXI wieku – za­czyna do­zna­wać bar­dzo dużo per­ma­nent­nego stresu, to re­aguje tak, jak czło­wiek pier­wotny re­ago­wał na brak po­ży­wie­nia: zwal­nia mu się me­ta­bo­lizm, nie ma na­pędu do dzia­ła­nia, staje się apa­tyczny, mało zmo­ty­wo­wany do cze­go­kol­wiek. Ten drugi ro­dzaj re­ago­wa­nia dłu­go­ter­mi­nowo wpływa na na­sze sa­mo­po­czu­cie, płod­ność, kre­atyw­ność, na chęć do ży­cia, wi­tal­ność. I gdy mó­wisz, że prze­cież mamy za dużo stresu, to mó­wimy o tym dru­gim ro­dzaju, tym per­ma­nent­nym. Bo z psy­cho­lo­gicz­nego punktu wi­dze­nia to nie stres jest pro­ble­mem, tylko jego chro­nicz­ność.

Wie­dząc to, po­wiedz mi: skoro nie ro­dzimy się z re­zy­lien­cją, jak ją bu­du­jemy?

Kie­dyś sły­sza­łam, że aby być od­por­nym psy­chicz­nie w do­ro­sło­ści, trzeba so­bie do­brze wy­brać ro­dzi­ców. Coś w tym jest. Bo oczy­wi­ście naj­pierw nasz po­ziom re­zy­lien­cji bę­dzie za­po­śred­ni­czony przez na­szych opie­ku­nów. I tu­taj ba­da­nia są jed­no­znaczne: im wyż­szy po­ziom re­zy­lien­cji u na­szych ro­dzi­ców, na­uczy­cieli, tre­ne­rów, wszyst­kich, któ­rzy wpły­wają na ma­lut­kie, po­tem co­raz star­sze dziecko, tym mamy więk­szą szansę – na za­sa­dzie mo­de­lo­wa­nia, czyli ob­ser­wa­cji, czę­sto nie­uświa­do­mio­nej – uczyć się, jak ra­dzić so­bie ze stre­sem. Naj­gor­szym na­uczy­cie­lem bę­dzie dla nas ktoś, kto w ogóle nie po­zwala nam za­ob­ser­wo­wać sie­bie w trud­nym mo­men­cie, jak ro­dzic, który ni­gdy przy nas nie pła­kał albo na nic się nie po­skar­żył.

Do­brze też wie­dzieć, z ja­kim ka­pi­ta­łem wcho­dzimy w do­ro­słość, bo je­żeli z żad­nym, to je­ste­śmy na sła­bej po­zy­cji.

Pierw­szym, pro­go­wym wa­run­kiem dla za­ist­nie­nia re­zy­lien­cji jest sa­mo­świa­do­mość. Cho­dzi głów­nie o in­te­ro­cep­cję, tak zwane czu­cie trzewne, czyli kon­takt z cia­łem, bar­dziej czu­cie niż ro­zu­mie­nie sy­tu­acji, ten słynny szó­sty zmysł, o któ­rym co­raz czę­ściej się mówi, rów­nież w kon­tek­ście na­uko­wym.

Na czym to w prak­tyce po­lega?

Czy i po czym roz­po­znaję, że je­stem głodna? Czy roz­po­znaję, kiedy i dla­czego je­stem zi­ry­to­wana? Czy wi­dzę, kiedy czy­jeś za­cho­wa­nie wy­trąca mnie z rów­no­wagi? To taka baza. Wa­run­kiem roz­po­czę­cia pracy nad swoją re­zy­lien­cją jest by­cie świa­domą i świa­do­mym tego, co się dzieje u nas pod skórą, na­szych emo­cji, im­pul­sów, my­śli.

Ważna jest także świa­do­mość tego, jak moje ciało się za­cho­wuje, gdy na­po­ty­kam coś trud­nego; czy za­uwa­żam, że na przy­kład ciało się kur­czy albo pro­stuje, może szczęki się za­ci­skają, może ner­wowo te­le­pię ko­la­nem, ob­gry­zam pa­znok­cie?

Ciało wy­syła nam sy­gnały w re­ak­cji na stre­sory?

Tak. To ważne, by­śmy re­je­stro­wali te do­zna­nia z ciała, zwłasz­cza w re­la­cji z in­nymi oso­bami. Cza­sami, sto­jąc przed ja­kimś czło­wie­kiem, któ­rego wi­dzimy pierw­szy raz w ży­ciu, za­uwa­żamy, czy na­sze ciało przyj­muje po­zy­cję „do” tej osoby, czy „od” niej. Nie cho­dzi o to, że wy­raź­nie się od­su­wamy czy przy­su­wamy, ale czu­jemy, co chcemy zro­bić. To są niby oczy­wi­ste rze­czy i sama ła­pię się na tym, że skoro ota­czam się głów­nie oso­bami w moim wieku, to już wszy­scy po­win­ni­śmy umieć to na­zy­wać.

A nie jest tak?

Oka­zuje się, że nie. Cza­sami je­ste­śmy w ta­kim emo­cjo­nal­nym przed­szkolu, że zu­peł­nie nie wiemy, co się dzieje z na­szym cia­łem. A skoro tego nie wiemy, to nie mo­żemy iść da­lej. Wie­dza o tym, co jest moim za­so­bem, moim wspar­ciem, co bu­duje moje po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa w trud­nej sy­tu­acji, a także co jest moim de­fi­cy­tem – to ważny ele­ment re­zy­lien­cji.

Słowo „de­fi­cyt” nie ma te­raz do­brej prasy, ale uży­wam go świa­do­mie, bo prze­cież mamy też de­fi­cyty, braki, nie­za­leż­nie od tego, czy usu­niemy to słowo ze słow­nika, czy nie. Czyli wiem, co jest moim za­so­bem, ale rów­no­cze­śnie czego mi bra­kuje, że­bym mo­gła się tym za­opie­ko­wać. Re­zy­lien­cja nie po­lega na tym, że idę na śro­dek areny, staję bez zbroi i mó­wię: „Je­stem go­towa, te­raz wszy­scy na mnie”, tylko że po­tra­fię też ochro­nić swoje czułe punkty. Nie mu­simy być cią­gle silni. Re­zy­lien­cja nie jest o sile, a o sprę­ży­sto­ści.

To dla mnie nowa myśl. Roz­wi­niesz?

Re­zy­lien­cja jest prze­cież po­ję­ciem z dzie­dziny fi­zyki, które opi­suje sprę­ży­stość da­nego ma­te­riału, jego zdol­ność po­wrotu do stanu wyj­ścio­wego po od­kształ­ce­niu na przy­kład wsku­tek ude­rze­nia.

Cza­sami my­ślimy, że czło­wiek re­zy­lientny ra­dzi so­bie z apo­dyk­tycz­nym sze­fem czy sze­fową w taki spo­sób, że ani mu oko mru­gnie, serce nie za­bije moc­niej. A to w ogóle nie jest umie­jęt­ność re­zy­lien­cji. Ona po­zwala ci za­de­cy­do­wać, co bę­dzie naj­lep­sze w tym mo­men­cie. I cza­sami naj­lep­sze jest opusz­cze­nie da­nej sy­tu­acji, brak kon­fron­ta­cji, ucieczka.

Nie­kiedy re­zy­lien­cja jest bli­ska aser­tyw­no­ści, a in­nym ra­zem – sta­bil­no­ści. Można ją zro­zu­mieć do­piero w kon­tek­ście, bo każda sy­tu­acja, w któ­rej je­ste­śmy, wy­maga od nas cze­goś in­nego.

Czyli im wię­cej mamy do­świad­cze­nia i bar­dziej znamy sie­bie, tym le­piej mo­żemy so­bie po­ra­dzić z róż­nymi sy­tu­acjami?

Re­zy­lien­cja to nie są szumne my­śli czy afir­ma­cje typu: „Je­stem silna, je­stem wy­star­cza­jąca”. To zmiany, które wpro­wa­dzamy tu i te­raz, nie da­jąc na­szej prze­szło­ści nas de­fi­nio­wać. Za­miast się sku­lić, pro­stu­jemy się. Za­miast za­milk­nąć, mó­wimy, co my­ślimy, na­wet je­śli ci­cho i z za­jąk­nię­ciem. Za­miast wspi­nać się po scho­dach, je­dziemy windą po­mimo lęku. Re­zy­lien­cja to są mi­kro­ko­rekty, mi­kro­zmiany cze­goś, co za­pi­sało się bar­dzo głę­boko w pa­mięci ciała czy w pa­mięci emo­cjo­nal­nej, a my de­cy­du­jemy się na to nad­pi­sać nową, bar­dziej ade­kwatną re­ak­cję.

Dziś dużo się mówi o prze­mę­cze­niu, wy­pa­le­niu za­wo­do­wym, ży­cio­wym, o zmę­cze­niu, które nam nie po­zwala na­wet od­po­cząć w cza­sie prze­zna­czo­nym na od­po­czy­nek czy na wa­ka­cje. Jak w ta­kim sta­nie bu­do­wać re­zy­lien­cję?

W ga­bi­ne­cie i w ży­ciu spo­ty­kam dwa ro­dzaje wy­czer­pa­nia. Jedno jest zwią­zane z de­fi­cy­tami snu, czasu i ener­gii. Je­żeli ktoś przez lata od­ży­wiał się nie­zdrowo, rów­nież w sen­sie me­ta­fo­rycz­nym, psy­cho­lo­gicz­nym lub eg­zy­sten­cjal­nym, to ma prawo być wy­czer­pany. Wtedy ten ro­dzaj wy­czer­pa­nia wy­maga od nas od­ży­wie­nia na różne spo­soby. Uży­wam me­ta­fory ku­li­nar­nej, ale my­ślę też o od­ży­wie­niu od strony fi­zjo­lo­gicz­nej, bo przy wy­cień­cze­niu ciała trzeba wspie­rać się ca­ło­ściowo, od diety po sen, ruch, prze­by­wa­nie w zie­leni i od­ży­wie­nie in­te­lek­tu­alne czy re­la­cyjne.

Za to drugi ro­dzaj wy­czer­pa­nia wiąże się z nie­zgodą na to, co jest, na sy­tu­ację, w ja­kiej się znaj­du­jemy. Mam na my­śli na przy­kład tok­syczne śro­do­wi­sko pracy – tkwimy w tej pracy, bo mamy kre­dyt, dzieci, ali­menty. I ta nie­zgoda na stan rze­czy bar­dzo nas wy­czer­puje, o wiele bar­dziej niż trud­ność na­szego po­ło­że­nia jako taka.

W pierw­szym przy­padku mu­simy się od­ży­wić, a w dru­gim?

Więk­szość z nas do­świad­cza w ży­ciu wła­śnie tego dru­giego ro­dzaju wy­czer­pa­nia. Gdy je­steś w miej­scu, w któ­rym nie chcesz być, albo ro­bisz rze­czy, któ­rych nie chcesz ro­bić, kon­cen­tru­jesz się na tym, żeby tego nie prze­ży­wać, nie my­śleć o tym. W tym cza­sie ku­mu­luje się w to­bie fru­stra­cja, złość, może ża­łoba. I te uczu­cia trzeba od­blo­ko­wać, po­zwo­lić, by wy­pły­nęły, zo­ba­czyć, co tam jest – może wście­kłość, może wielki smu­tek, a może też ak­cep­ta­cja, że te­raz tak jest i trzeba to wy­trzy­mać. Kiedy blo­ku­jesz emo­cje, blo­kują się na przy­kład mię­śnie wo­kół płuc i prze­pony. Od­dy­chasz na pół­od­de­chu – to do­piero jest wy­czer­pu­jące! Albo za­ci­skasz pię­ści, szczęki, po­śladki, może na­wet całe ciało masz na­pięte.

Ra­dze­nie so­bie z tym dla każ­dego jest inne – ktoś po­trze­buje pójść na boks, cza­sem wresz­cie wy­gar­nie swo­jemu sze­fowi, co my­śli o nim czy o jego me­to­dach, albo wy­krzy­czy to w roz­pa­czy za­ufa­nej oso­bie. I do­piero wtedy, w tym wy­bu­chu zło­ści, wi­dać, ile w nas jest ener­gii. I że da­leko nam do wy­czer­pa­nia, które tak czę­sto so­bie wma­wiamy.

No do­brze, ale po­wiedzmy, że mamy to ja­koś zdia­gno­zo­wane, że już wiemy, z czym się bo­ry­kamy. W jaki spo­sób mo­żemy wtedy wzmac­niać na­szą re­zy­lien­cję?

Sa­mo­świa­do­mość to pod­stawa tego pro­cesu. I mam na my­śli nie tylko sa­mo­świa­do­mość ciała, emo­cji, ale też sa­mo­świa­do­mość tego, nad czym mu­szę pra­co­wać. Tu za­czyna się rola in­nych osób w na­szym ży­ciu, bo każdy z nas ma ślepe plamki, nie wi­dzi wszyst­kich swo­ich de­fi­cy­tów. Dla­tego też po­trze­bu­jemy lu­stra, któ­rym może być dla nas wła­śnie drugi czło­wiek. I to nie tylko w taki spo­sób, że go za­py­tam, co bym po­trze­bo­wała wzmac­niać, ale też żeby mi po­mógł zo­ba­czyć, kiedy naj­czę­ściej wcho­dzę w kon­flikty z in­nymi albo co mnie naj­bar­dziej wku­rza, kiedy czuję się bez­silna w kon­tak­cie z ludźmi, co wi­dzę w so­bie słab­szego, de­li­kat­niej­szego.

Inni lu­dzie są świet­nym lu­strem, je­żeli po­zwo­limy so­bie na dys­kom­fort zo­ba­cze­nia ich oczami cze­goś w nas, ale rów­no­cze­śnie do­strze­że­nia i do­ce­nie­nia tego, co w nas mocne i silne. Po­ziom two­jej re­zy­lien­cji bę­dzie mocno za­le­żał od sumy re­zy­lien­cji osób, które cię ota­czają.

To ładne zda­nie.

We­dług Ricka Han­sona, który bada re­zy­lien­cję od lat, na­leży po­znać swoje de­fi­cyty, a jed­no­cze­śnie pie­lę­gno­wać to, co już w nas mocne, to, czego inni mo­gliby się od nas na­uczyć. Bo my je­ste­śmy na­uczeni, przy­naj­mniej w Pol­sce, cią­głego uświa­da­mia­nia so­bie, czego jesz­cze nie wiemy, czego nam brak. A re­zy­lien­cja jest o tym, że wiesz, ja­kie skarby masz w so­bie już te­raz.

My­ślę, że roz­wi­ja­nie za­so­bów jest czę­sto dla nas trud­niej­sze, bo nikt nas tego nie uczy. Świet­nym py­ta­niem, które może nam uzmy­sło­wić na­sze za­soby, jest to: „Ja­kie trudne sy­tu­acje prze­szłam, choć wy­da­wały się na po­czątku nie do przej­ścia?”. Albo: „Ja­kie są twoje miej­sca ła­do­wa­nia ener­gii?”. Nie po­strze­gamy tej wie­dzy jako za­sobu, a prze­cież je­żeli wiem, że re­ge­ne­ruje mnie las, to po bar­dzo cięż­kim szko­le­niu, po kłótni, po trud­nym dniu idę do lasu i to już jest ćwi­cze­nie re­zy­lien­cji. Prze­cho­dzę z mo­bi­li­za­cji do re­ge­ne­ra­cji.

Jak jesz­cze mo­żemy się wzmoc­nić?

Po­stawmy so­bie py­ta­nie: „Czego lu­dzie mo­gliby się ode mnie na­uczyć?”. U jed­nej osoby to bę­dzie ja­poń­ski, u dru­giej umie­jęt­ność re­lak­so­wa­nia się przed snem i za­sy­pia­nia bez pro­blemu. To po­ka­zuje, że każdy z nas ma za­soby, wy­star­czy pie­lę­gno­wać na­szą re­la­cję z nimi, pa­mię­tać o nich, cie­szyć się z nich i je w so­bie roz­wi­jać.

Za­uwa­ży­łaś, że lu­dzie ta­tu­ują so­bie czę­sto na ciele sym­bole tego, co było dla nich trudne? To, co prze­szli? Albo to, z czego są dumni, jak imiona dzieci. Bo to są ich za­soby, to jest ich kon­takt z czymś, co ich wzmac­nia. Za­miast ta­tu­ażu może być wi­sio­rek, ka­myk no­szony w kie­szeni, dzien­nik wdzięcz­no­ści. Coś, co nas po­stawi na nogi, przy­po­mni nam o na­szej sile. Do­ty­kasz tego i my­ślisz: „Okej, dziś so­bie nie ra­dzę, ale były mo­menty, w któ­rych opi­sa­ła­bym sie­bie jako silną, kom­pe­tentną, mą­drą osobę”.

To jest duży te­mat, a mam wra­że­nie, że nas się nie uczy, jak mó­wić o tym, co osią­gnę­li­śmy. Ostat­nio mój dzie­wię­cio­la­tek re­fe­ro­wał mi, że pod­czas lek­cji pani za­py­tała dzie­ciaki, ja­kie mają ce­chy, które w so­bie lu­bią. Dzieci nie miały po­my­słu, co jej po­wie­dzieć. I gdy ktoś po­wie­dział: „Je­stem miła i ko­le­żeń­ska”, to po­tem każdy po­wta­rzał, że jest miły i ko­le­żeń­ski, i rzadko do­da­wał coś wię­cej. Tak jakby zu­peł­nie nie mieli po­my­słu, jak na­zwać to, co o so­bie wie­dzą.

I my, do­ro­śli, też tego nie po­tra­fimy. Ta umie­jęt­ność jest nam od­bie­rana sys­te­mowo. Za­czyna się w szkole, bo do mo­mentu pój­ścia do szkoły dzieci bar­dzo wiele do­brego po­tra­fią o so­bie po­wie­dzieć. Ale po­tem nikt w nas nie pod­trzy­muje tego spon­ta­nicz­nego kon­taktu z za­so­bami, z za­chwy­tem sobą, z przy­jem­no­ścią by­cia ze sobą. Ra­czej uczy się nas, że za­chwyt roz­le­ni­wia.

Dla­tego to ta­kie ważne, że­by­śmy mieli do­stęp do do­brych, przy­ja­znych lu­ster, które będą na nas pa­trzyły i mó­wiły: „Nikt nie robi ta­kiej do­brej kawy jak ty”, „Jak ty pięk­nie uży­wasz ję­zyka pol­skiego” albo „Jak ty pięk­nie po­tra­fisz słu­chać”.

Jak bu­do­wać na­szą re­zy­lien­cję wo­bec róż­nego ro­dzaju re­la­cji, z ja­kimi mu­simy so­bie ra­dzić na co dzień?

Na to świet­nie od­po­wiada Da­niel Sie­gel, au­tor ta­kich ksią­żek jak Psy­chow­zrocz­ność czy Po­tęga obec­no­ści, który mówi, że jed­nostki same w so­bie mogą być re­zy­lientne, ale je­żeli się po­łą­czą w diadę [zbiór skła­da­jący się z dwóch osób – przyp. red.] lub grupę, to może po­wstać z tego su­per­sy­ner­giczny sys­tem, któ­rego po­ziom re­zy­lien­cji jest wyż­szy niż suma skła­do­wych re­zy­lien­cji u po­szcze­gól­nych osób w tym sys­te­mie. Mo­żemy za­ra­żać się stre­so­rami, lę­kli­wo­ścią, neu­ro­tycz­no­ścią, ale też w drugą stronę – od­por­no­ścią psy­chiczną. Dla­tego mu­simy bar­dzo sta­ran­nie wy­bie­rać śro­do­wi­sko, w ja­kim chcemy prze­by­wać. Oraz zwra­cać uwagę na to, co oglą­damy w sieci, co czy­tamy, czym się kar­mimy, ja­kich lu­dzi słu­chamy, kto jest dla nas au­to­ry­te­tem.

Re­zy­lientne sys­temy to ta­kie, w któ­rych jest duże po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa, to zna­czy, że można w nich od­sło­nić się z czu­łym brzusz­kiem, jak mówi o nim Brené Brown. Ale rów­no­cze­śnie te sys­temy po­zwa­lają nam błysz­czeć, mo­żemy się po­chwa­lić tym, co jest w nas mocne. Do­bre funk­cjo­no­wa­nie w re­la­cjach bę­dzie też za­le­żało od umie­jęt­nego sta­wia­nia gra­nic so­bie i in­nym.

To zna­czy?

Wy­ob­raźmy so­bie, że przy­je­cha­łam na spo­tka­nie z ko­le­żanką i czu­łam się okej, ale po trzy­dzie­stu mi­nu­tach roz­mowy mam ochotę eks­plo­do­wać. Ważne jest uświa­do­mie­nie so­bie, o co cho­dzi w tym moim wzbu­rze­niu i fru­stra­cji. Czy to na pewno moja emo­cja? A może mój układ ner­wowy za­re­ago­wał na jej na­pię­cie? Gdy się spo­tkam z kimś, kto jest przy­gnę­biony, mogę cza­sami zła­pać to przy­gnę­bie­nie, ale mu­szę pa­mię­tać, że ono nie jest moje. I to jest ważne do­świad­cze­nie gra­nic: moje – nie moje. Wiele emo­cjo­nal­nego za­mie­sza­nia po­ja­wia się, gdy mylę czy­jeś stany emo­cjo­na­lne z mo­imi.

Lu­dzie z roz­bu­do­waną re­zy­lien­cją mają bar­dzo mocne gra­nice, rów­nież te sta­wiane so­bie, by nie za­le­wać dru­giej osoby swo­imi emo­cjami. Cho­dzi za­tem o uczciwe ob­ser­wo­wa­nie, kiedy to ja sama je­stem źró­dłem przy­tło­cze­nia emo­cjo­nal­nego.

My­ślę, że czę­ścią re­zy­lien­cji jest rów­nież oglą­da­nie, na ile je­stem dla sie­bie, a także dla in­nych źró­dłem emo­cji, że tak bar­dzo chcę wy­rzu­cić je z sie­bie, że mogę wręcz je po­da­ro­wać in­nej oso­bie jak nie­tra­fiony pre­zent. Re­zy­lien­cja jest też o od­po­wie­dzial­no­ści za to, co emi­tuję w świat i co ro­bię z ener­gią, którą mam.

Na ko­niec coś, o czym też trzeba pa­mię­tać: jed­nego dnia moja re­zy­lien­cja bę­dzie bar­dzo wy­soka, ale na­stęp­nego mogę na­po­tkać ta­kie oko­licz­no­ści, że bę­dzie bar­dzo ni­ska, bo też nie za­wsze i nie w każ­dej sy­tu­acji mu­simy być re­zy­lientni.

To nie po­cie­sza.

Bo re­zy­lien­cja nie jest od­po­wie­dzią na wszystko, cza­sami tra­fiamy na ta­kie wa­runki, ta­kie oko­licz­no­ści, że układ ner­wowy mówi: „Dość, czuję prze­cią­że­nie, nie wiem, jak za­re­ago­wać, pod­daję się” – i to też nie jest nic złego. Nie ozna­cza, że je­ste­śmy słabi, tylko że za­ist­niały oko­licz­no­ści, na które nie mo­gli­śmy się przy­go­to­wać.

W do­datku zda­rza nam się re­ago­wać na oko­licz­no­ści w spo­sób, ja­kiego by­śmy się po so­bie nie spo­dzie­wali.

Dla­tego cza­sem nie szu­ka­ła­bym na siłę od­por­no­ści, ale ra­czej przy­zwo­le­nia, żeby to, co trudne, prze­szło, prze­pły­nęło przeze mnie. Bo już wiemy, że je­ste­śmy więksi niż to, co nam się wła­śnie zda­rzyło, co­kol­wiek by to nie było.

Przy­cho­dzi do cie­bie pa­cjent, który mówi: „W tym mo­men­cie nie ra­dzę so­bie ze wszyst­kim, co mnie spo­tyka. Nie to, że prze­cho­dzę trudny etap w ży­ciu, tylko po pro­stu mam wra­że­nie, że się wy­płu­ka­łem z mo­ich umie­jęt­no­ści. Jak te­raz mam sta­nąć na nogi?”. Co mu ra­dzisz?

Po pierw­sze, wzmoc­nić ciało po­przez sen, je­dze­nie, kon­takt ze świe­żym po­wie­trzem, przy­rodą. Także kon­takt z do­brze nam ży­czą­cymi ludźmi, na­wet je­żeli to są osoby, które już nie żyją, jak dzia­dek, bab­cia – mam na my­śli wspo­mnie­nia.

Po dru­gie, ważne w na­szym ży­ciu są ry­tu­ały. Po­świę­camy im mało miej­sca, bo to tro­chę taki czas bez czasu, za­wie­szony. A ry­tu­ały są dla na­szego zdro­wia psy­chicz­nego ar­cy­ważne! Mam na my­śli nie tylko po­wi­ta­nie no­wego członka ro­dziny czy po­że­gna­nie od­cho­dzą­cego, ale ry­tuał po­ranka: spo­koj­nie wy­pita kawa czy her­bata, po­sta­wie­nie go­łych stóp na ziemi na dwo­rze – to są ta­kie mo­menty, kiedy nasz układ ner­wowy może się zre­ge­ne­ro­wać, zre­or­ga­ni­zo­wać. Dla­tego za­pro­po­no­wa­ła­bym ry­tuał kon­taktu ze sobą, po­wta­rzany re­gu­lar­nie, na­wet je­żeli ceną bę­dzie to, że będę cza­sami czuła, że jest mi smutno. To może być ry­tuał pi­sa­nia te­ra­peu­tycz­nego w pa­mięt­niku, ry­tuał me­dy­to­wa­nia, au­to­ma­saż – ważne, że daję so­bie przy­zwo­le­nie na taki czas, żeby mój układ ner­wowy wie­dział, że prze­żyję ten trudny dzień, ale po­tem, co by się nie działo, po­ćwi­czę jogę.

I niech ten ry­tuał ma swój okre­ślony czas, za­pach, okre­śloną mu­zykę i niech się po­wta­rza. Mo­żemy to ro­bić raz na mie­siąc, ale je­śli co­dzien­nie po­świę­cimy choćby pięć mi­nut dla sie­bie, na spo­tka­nie ze sobą, przy­nie­sie to efekt więk­szy, niż nam się wy­daje.

SA­BINA SA­DECKA – psy­cho­lożka, psy­cho­te­ra­peutka, te­ra­peutka sys­te­mowa i te­ra­peutka traumy. Od wielu lat pro­wa­dzi pry­watną prak­tykę psy­cho­te­ra­peu­tyczną. Wy­kłada psy­cho­lo­gię na Col­le­gium da Vinci i Uni­wer­sy­te­cie SWPS. Pro­wa­dzi warsz­taty z te­ra­pii ACT (te­ra­pii ak­cep­ta­cji i za­an­ga­żo­wa­nia, ac­cep­tance and com­mit­ment the­rapy) w w ca­łej Pol­sce. Pi­sze o psy­cho­lo­gii i psy­cho­te­ra­pii na stro­nie opsy­cho­lo­gii.pl, pro­wa­dzi też pod­cast Ład­nie o trau­mie.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki