1Q84 (t.3) - Haruki Murakami - ebook + audiobook

1Q84 (t.3) ebook

Haruki Murakami

4,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Dalsze losy Aomame i Tengo. Czy wreszcie się spotkają?

Ona ukrywa się przed członkami sekty Sakigake, którzy grożą jej zemstą za zamordowanie Lidera, a on czuwa przy łóżku nieprzytomnego ojca w mieście kotów. Czy mściciele trafią na ślad Aomame? Czy Tengo i Aomame wreszcie się spotkają? Czy wydostaną się ze świata Little People i dwóch księżyców, czy też na zawsze pozostaną w zaskakującej rzeczywistości powieści wewnątrz powieści, stworzonej przez Tengo i jasnowidzącą piękność, Eriko Fukadę?

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 639

Oceny
4,5 (8 ocen)
6
0
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału: 1Q84

ichi-kyū-hachi-yon

Projekt okładki: Przemek Dębowski

Redaktor prowadzący: Małgorzata Burakiewicz

Redakcja techniczna i skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: zespół

© Harukimurakami Archival Labyrinth 2010

Originally published by Shinchosha Publishing Co., Ltd.

© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2011, 2024

© for the Polish translation by Anna Zielińska-Elliott

ISBN 978-83-287-3340-4

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

Wydanie II

Warszawa 2024

–fragment–

Księga 3(październik–grudzień)

Podziękowania

Tłumaczka chciałaby bardzo serdecznie podziękować Shinko Sasaki-Haściłowicz i Kayo Takahashi za nieskończoną cierpliwość przy odpowiadaniu na pytania, które narodziły się podczas tłumaczenia trzech tomów powieści.

Podziękowania za podzielenie się specjalistyczną wiedzą należą się także Pawłowi Olbrychowi, Ewie Wołodkiewicz-Jacynie i Tomkowi Komornickiemu.

Rozdział pierwszy – Ushikawa Co się kołacze na granicy podświadomości

– Czy mógłby pan nie palić? – poprosił niższy.

Ushikawa patrzył przez chwilę na mężczyznę siedzącego po drugiej stronie biurka, a potem skierował wzrok na sevenstara w swojej dłoni. Papieros nie był zapalony.

– Najmocniej przepraszam – dodał mężczyzna grzecznie.

Na twarzy Ushikawy odmalowało się zaskoczenie, że ma w dłoni coś takiego.

– A, przepraszam. Nie zapalę oczywiście. Oj, niedobrze, niedobrze. Ręka sama po nie sięga. Nawet nie wiedziałem, że jednego już trzymam.

Mężczyzna uniósł podbródek o centymetr w górę, potem opuścił, ale jego oczy ani drgnęły. Były utkwione w źrenicach Ushikawy, który włożył papierosa z powrotem do pudełka i schował do szuflady.

Wysoki z kucykiem stał przy drzwiach, ledwo opierając się o framugę, i patrzył na Ushikawę tak, jakby wpatrywał się w jakąś plamę na ścianie. Co za nieprzyjemna para, pomyślał Ushikawa.

Już trzeci raz się z nimi spotykał, lecz przy każdej okazji czuł się równie niespokojny.

W niewielkim biurze Ushikawy stało tylko jedno biurko. Niski, ostrzyżony na rekruta mężczyzna usiadł po drugiej stronie. Prowadzenie rozmowy było jego zadaniem. Kucyk od początku do końca zachowywał milczenie. Tkwił w miejscu kompletnie nieruchomo, jak posąg chińskiego lwa przy wejściu do świątyni, i wpatrywał się uporczywie w Ushikawę.

– To już trzy tygodnie – powiedział Rekrut.

Ushikawa podniósł z biurka kalendarz, sprawdził swoje zapiski i przytaknął.

– Zgadza się. Dziś mijają dokładnie trzy tygodnie od momentu, kiedy miałem przyjemność ostatni raz panów widzieć.

– Przez ten czas ani razu nie złożył nam pan raportu. Jak już wcześniej wspominałem, liczy się każda minuta. Nie mamy ani chwili do stracenia, panie Ushikawa.

– Zdaję sobie z tego sprawę – powiedział Ushikawa, zamiast papierosa obracając w palcach złotą zapalniczkę. – Nie ma czasu do stracenia. Jestem tego w pełni świadomy.

Rekrut czekał, co jeszcze powie.

– Ale wie pan co? Wolałbym nie mówić panom różnych rzeczy po trochu. Nie lubię tak trochę tu, trochę tam. Chciałbym doprowadzić do tego, że zobaczymy pełny obraz, różne wątki się połączą i będzie można dostrzec, co się za tym wszystkim kryje. Jak panu powiem coś połowicznie, mogą być tylko z tego niepotrzebne kłopoty. Mam nadzieję, że to nie zabrzmi bezczelnie, ale taki już jest mój styl pracy, panie Onda.

Onda, czyli Rekrut, patrzył zimno na Ushikawę. Ten zdawał sobie sprawę, że Onda nie ma o nim zbyt dobrego zdania. Ale to mu specjalnie nie przeszkadzało. Jak sięgnąć pamięcią nigdy na nikim nie udało mu się wywrzeć dobrego wrażenia. Była to dla niego raczej normalna sytuacja. Nie lubili go rodzice ani rodzeństwo, nie przepadali za nim nauczyciele ani szkolni koledzy. Nie kochała go ani żona, ani dzieci. Pewnie poczułby się nieswojo, gdyby ktoś go polubił. Sytuacja przeciwna mu nie przeszkadzała.

– Panie Ushikawa, gdyby to było możliwe, chętnie uszanowalibyśmy pana styl pracy. Przecież nie kwestionowaliśmy go do tej pory. Ale tym razem sytuacja jest inna. Niestety nie możemy biernie się przyglądać, aż pozbiera pan wszystkie fakty.

– Tak pan twierdzi, ale przecież nie czekaliście z założonymi rękami, aż się z wami skontaktuję – powiedział Ushikawa. – Wy też podejmowaliście równolegle różne działania. Czyż nie tak?

Onda nie odpowiedział. Jego wargi tworzyły prostą linię. Wyraz twarzy też pozostał niezmieniony. Ushikawa wyczuł jednak, że trafił w dziesiątkę. Oni też się zorganizowali i przez trzy tygodnie, prawdopodobnie innymi metodami niż Ushikawa, szukali pewnej kobiety. Lecz nie uzyskali żadnych konkretnych rezultatów. Właśnie dlatego ta nieprzyjemna para znów się do niego pofatygowała.

– Ciągnie swój do swego albo, jak to mówią, trzeba węża, by schwytać węża – powiedział Ushikawa, jakby zwierzał się z jakiejś ciekawej tajemnicy, i rozłożył ręce. – Ja jestem prawdziwy wąż, co tu kryć. Jak pan widzi, niezbyt dobrze się prezentuję, ale mam nosa. Potrafię wywęszyć nawet najwątlejszy zapach i dotrzeć do jego źródła. Jednak, jak przystało na węża, umiem pracować tylko po swojemu i w swoim tempie. Zdaję sobie sprawę, że liczy się każda chwila, ale poczekajcie jeszcze trochę. Jeżeli nie będziecie cierpliwi, wszystko przepadnie z kretesem.

Onda cierpliwie przyglądał się zapalniczce wirującej w dłoni Ushikawy. Potem podniósł głowę.

– Czy mógłby pan zdradzić przynajmniej część z tego, czego się do tej pory dowiedział? Rozumiem, o co panu chodzi, ale jeżeli nie zdobędziemy choć paru konkretnych informacji, nasi przełożeni nie okażą zrozumienia. Nie będziemy mogli im się na oczy pokazać. Poza tym mam wrażenie, że pana sytuacja także wcale nie jest taka znowu sielankowa.

Ci dwaj też są w kropce, pomyślał Ushikawa. Kiedyś wysoko oceniono ich wybitne umiejętności w sztukach walki, więc zostali ochroniarzami Lidera. A mimo to ktoś im go pod samym nosem zamordował. Nie ma oczywiście bezpośredniego dowodu, że został zabity. Kilku lekarzy z sekty badało zwłoki, ale żaden nie stwierdził zewnętrznych obrażeń. Tamtejszy ośrodek zdrowia jest wyposażony jedynie w proste urządzenia. Czas także naglił. Gdyby dokładną sekcję zwłok przeprowadził jakiś specjalista, być może coś by odkrył. Ale teraz już za późno. Ciała dawno pozbyto się w tajemnicy gdzieś na terenie sekty.

Tak czy inaczej, ponieważ tym dwóm nie udało się ochronić Lidera, znaleźli się w trudnym położeniu. Teraz powierzono im zadanie schwytania kobiety, po której wszelki ślad zaginął. Dostali rozkaz, żeby ją odszukać, choćby nawet mieli ją wykopać spod ziemi. Na razie jednak nie znaleźli żadnego konkretnego śladu. Umieją zapewnić ochronę, wiedzą, na czym polega praca goryli, ale nie posiadają know how pozwalającego wyśledzić kogoś, kto zniknął, zacierając za sobą ślady.

– Dobrze – powiedział Ushikawa. – Powiem wam kilka rzeczy, które do tej pory wykryłem. To nie będzie wszystko, powiem tylko część.

Onda zmrużył na chwilę oczy. Potem skinął głową.

– Dobrze, tyle na razie wystarczy. My też trochę się dowiedzieliśmy. O niektórych rzeczach może pan już wie, o innych może nie. Wymieńmy się informacjami.

Ushikawa odłożył zapalniczkę i splótł dłonie na biurku.

– Młoda kobieta nazwiskiem Aomame została wezwana do apartamentu w hotelu Okura, żeby zrobić Liderowi masaż rozciągający. Miało to miejsce na początku września; to wtedy w centrum miasta rozszalała się gwałtowna ulewa. Przez godzinę prowadziła terapię w sypialni Lidera, potem wyszła, zostawiając go uśpionego. Powiedziała, że macie mu nie przeszkadzać i pozwolić spać przez dwie godziny. Postąpiliście zgodnie z jej wskazówkami. Ale Lider nie spał. Już wtedy nie żył. Nie dostrzegliście żadnych zewnętrznych obrażeń. To wyglądało na zawał serca. Jednak zaraz potem kobieta zniknęła. Już wcześniej wyprowadziła się ze swojego mieszkania. Zostało całkowicie opróżnione. Następnego dnia do klubu fitness przyszedł list, że rezygnuje z pracy. Czyli wszystko zostało wcześniej dokładnie zaplanowane, co oznacza, że to nie był zwykły zgon. Jedyna możliwa interpretacja jest taka, że ta kobieta, Aomame, z rozmysłem zabiła Lidera.

Onda skinął głową. Jak dotąd ze wszystkim się zgadzał.

– Waszym celem jest ustalenie, co się naprawdę stało. Dlatego musicie ją schwytać.

– Jeżeli ta kobieta, Aomame, naprawdę doprowadziła do śmierci Lidera, musimy się dowiedzieć, dlaczego to zrobiła i jak do tego doszło.

Ushikawa patrzył na swoich dziesięć palców splecionych na biurku, jakby obserwował coś niezwykłego. Potem podniósł wzrok i spojrzał na rozmówcę.

– Już znaleźliście informacje na temat jej rodziny. Prawda? Wszyscy są pobożnymi członkami Zboru Świadków. Rodzice nadal energicznie prowadzą działalność polegającą na szerzeniu wiary. Trzydziestoczteroletni starszy brat pracuje w głównej siedzibie Zboru w Odawarze, jest żonaty, ma dwoje dzieci. Jego żona też jest pobożną wyznawczynią religii Zboru. Z całej rodziny tylko ta Aomame odeszła ze Zboru, „wyrzekła się wiary”, jeśli posłużymy się ich terminologią, i w rezultacie rodzina zerwała z nią stosunki. Od dwudziestu lat nie mają z nią żadnego kontaktu. Dlatego nie mieści się w głowie, że mogliby ją ukrywać. Jako jedenastoletnia dziewczynka sama zerwała więzy rodzinne i od tego czasu zasadniczo radzi sobie sama. Przez pewien czas znalazła schronienie w rodzinie wuja, ale gdy poszła do liceum, faktycznie się usamodzielniła. Duża rzecz. Ta kobieta ma silny charakter.

Rekrut się nie odzywał. Prawdopodobnie znał już te fakty.

– Niemożliwe wydaje się więc, żeby Zbór Świadków był zamieszany w tę sprawę. Znani są z całkowitego pacyfizmu, niestawiania oporu. Jest nie do pomyślenia, żeby jako sekta nastawali na życie Lidera. Zgadza się pan?

Onda przytaknął.

– Zbór Świadków nie jest zamieszany w tę sprawę. Jesteśmy pewni. Na wszelki wypadek rozmawialiśmy z jej bratem. Bo, jak to mówią, nigdy za wiele ostrożności. Ale brat o niczym nie wiedział.

– Czy na wszelki wypadek zerwaliście mu paznokcie? – zapytał Ushikawa.

Onda zignorował pytanie.

– Oczywiście żartuję. To głupi żart. Proszę nie robić takiej groźnej miny. W każdym razie rozumiem, że ten pan nie wiedział o poczynaniach ani miejscu pobytu pani Aomame. Jestem urodzonym pacyfistą, więc nigdy nie uciekam się do brutalnych metod – powiedział Ushikawa. – Sam ponad wszelką wątpliwość stwierdziłem, że pani Aomame nie ma żadnych kontaktów ani ze swoją rodziną, ani ze Zborem Świadków. Jednocześnie wydaje się absolutnie niemożliwe, żeby działała sama. Nie dałaby rady zorganizować czegoś tak skomplikowanego. Wszystko zostało sprytnie zaaranżowane, ona tylko spokojnie wykonała plan. Jej zniknięcie też graniczy z cudem. Wymagało wielkiego nakładu sił i pieniędzy. Ludziom czy organizacji, która za nią stoi, musiało z jakiejś przyczyny bardzo zależeć na śmierci Lidera. Dlatego tak wszystko przygotowali. Czy w tej kwestii też się zgadzamy?

Onda skinął głową.

– Z grubsza tak.

– Ale nie mam pojęcia, co to za organizacja – powiedział Ushikawa. – Oczywiście zebraliście informacje na temat znajomych Aomame?

Onda w milczeniu przytaknął.

– Niestety, proszę pana, okazuje się, że nie miała żadnych prawdziwych znajomych – stwierdził Ushikawa. – Nie miała przyjaciół, zdaje się, że nie miała też chłopaka. Znała ludzi w pracy, ale po godzinach z nikim nie utrzymywała prywatnych kontaktów. Przynajmniej mnie nie udało się znaleźć żadnego dowodu, że znała kogoś bliżej. Dlaczego? Przecież to młoda, zdrowa, niebrzydka kobieta.

Gdy skończył mówić, spojrzał na Kucyka przy drzwiach. Stał dokładnie w tej samej pozycji i z tym samym wyrazem twarzy co przedtem. Właściwie od początku nie miał żadnego wyrazu twarzy, więc nie było jak go zmienić. Ciekawe, czy ma jakieś nazwisko, zastanawiał się Ushikawa. Wcale by się nie zdziwił, gdyby Kucyk żadnego nie miał.

– Nikt poza wami dwoma nigdy nie widział tej Aomame – powiedział. – Jak pan uważa? Dostrzegł pan w niej jakieś cechy charakterystyczne?

Onda lekko potrząsnął głową.

– Tak jak pan mówi, to na swój sposób atrakcyjna młoda kobieta. Ale nie piękność przyciągająca spojrzenia. Spokojna, powściągliwa. Zdawała się dość pewna swoich kompetencji jako fizykoterapeutka. Lecz prócz tego na nic nie zwróciłem uwagi. Jej wygląd zewnętrzny był wyjątkowo mało charakterystyczny. Nie potrafię sobie nawet dokładnie przypomnieć rysów twarzy. Aż sam się dziwię.

Ushikawa jeszcze raz zerknął na Kucyka przy drzwiach. Może i miał coś do powiedzenia, ale nie wyglądało, że zamierza się odezwać.

Ushikawa spojrzał na Rekruta.

– Oczywiście sprawdziliście billingi telefoniczne Aomame z ostatnich kilku miesięcy?

Onda potrząsnął głową.

– Tego jeszcze nie zrobiliśmy.

– Bardzo zachęcam. Naprawdę warto – zachęcał Ushikawa z uśmiechem. – Ludzie zawsze dzwonią w różne miejsca i odbierają telefony od różnych osób. Samo przejrzenie billingu pokazuje pewne mechanizmy życia danego człowieka. I pani Aomame nie jest tu wyjątkiem. Niełatwo jest zdobyć billing prywatnego abonenta, ale nie jest to niemożliwe. No bo w końcu trzeba węża, żeby schwytać węża.

Onda w milczeniu czekał na dalszy ciąg.

– Kiedy wczyta się w billingi pani Aomame, odkrywa się kilka faktów. To bardzo nietypowa kobieta, bo nie przepada za rozmowami telefonicznymi. Rozmów jest niewiele, trwają krótko. Czasami wyjątkowo trafia się dłuższa. Większość to połączenia z jej miejscem pracy, ale ponieważ pracowała w połowie na zlecenia, miała też prywatnych klientów. To znaczy, że ustalała godziny spotkań bezpośrednio z nimi, nie korzystając z pośrednictwa klubu fitness. Jest wiele takich połączeń. Na pierwszy rzut oka ani jedne, ani drugie nie budzą podejrzeń.

Ushikawa zrobił przerwę i przypatrując się swoim żółtym od nikotyny palcom, pomyślał o papierosie. Wyobrażał sobie, że go zapala, zaciąga się, a potem wypuszcza dym.

– Zwracają jednak uwagę dwa numery Po pierwsze, odbyła dwie rozmowy z policją. Oczywiście nie chodzi mi o to, że dzwoniła na numer alarmowy, żeby wezwać radiowóz. To był telefon wydziału ruchu drogowego komisariatu w Shinjuku. Do niej też kilka razy ktoś z tego numeru dzwonił. Aomame nie ma samochodu, a policjanci raczej nie biorą prywatnych lekcji w ekskluzywnych klubach fitness. Dlatego prawdopodobnie miała w tym komisariacie kogoś znajomego. Nie wiadomo kogo. Po drugie, nie daje mi spokoju fakt, że wielokrotnie prowadziła długie rozmowy z pewnym niezidentyfikowanym numerem. Dzwoniono stamtąd do niej. Ona nigdy nie dzwoniła. W żaden sposób nie udało mi się ustalić właściciela tego numeru. Oczywiście istnieją numery zastrzeżone. Ale nawet w takich przypadkach są sposoby, żeby się dowiedzieć, do kogo należą. Mimo że drążyłem i drążyłem, nie dotarłem do żadnego nazwiska. Zostało ukryte i zamknięte na cztery spusty. Zwykle coś takiego jest niemożliwe.

– Czyli komuś udało się zrobić coś niezwykłego.

– Zgadza się. Na pewno maczał w tym palce profesjonalista.

– Inny wąż – powiedział Onda.

Ushikawa potarł dłonią łysą nieforemną głowę i uśmiechnął się szeroko.

– Zgadza się. Inny wąż. I to dość potężny.

– No ale przynajmniej dowiedzieliśmy się w końcu, że stoją za tym profesjonaliści – powiedział Onda.

– Właśnie. Stoi za nią jakaś organizacja. Nie żadni amatorzy, którzy robią sobie coś na boku.

Onda przymknął oczy i przez pewien czas przyglądał się Ushikawie spod zmrużonych powiek. Potem odwrócił się i wymienili spojrzenia ze stojącym przy drzwiach Kucykiem. Ten ostatni lekko skinął głową na znak, że rozumie, o czym jest mowa. Onda ponownie zwrócił wzrok na Ushikawę.

– No i? – zapytał.

– No i – odrzekł Ushikawa – teraz moja kolej na zadawanie pytań. Czy czegoś się nie domyślacie? Może jest jakaś grupa czy organizacja, która chciałaby i mogła zlikwidować waszego Lidera?

Onda zmarszczył brwi. Powyżej nosa utworzyły mu się trzy zmarszczki.

– Panie Ushikawa, niech się pan zastanowi. Przecież my jesteśmy tylko sektą religijną. Poszukujemy wewnętrznego spokoju i wartości duchowych. Żyjemy w zgodzie z naturą, dni upływają nam pracowicie na uprawie roli i praktykach religijnych. Kto mianowicie miałby nas uważać za wrogów? Co by mu z tego przyszło?

W kącikach ust Ushikawy pojawił się dwuznaczny uśmieszek.

– Świat jest pełen fanatyków. I nikt nie wie, co im może przyjść do głowy. Zgadza się pan?

– My się niczego nie domyślamy – odpowiedział Onda, nie zmieniając wyrazu twarzy i ignorując zawartą w pytaniu ironię.

– A co z Akebono? Czy możliwe, że kręcą się gdzieś jakieś niedobitki?

Onda jeszcze raz pokręcił głową, tym razem zdecydowanie, jakby mówił, że to wykluczone. Pewnie rozbili Akebono w proch, żeby w przyszłości nie martwić się o rozliczenia. Prawdopodobnie po tej sekcie nie ma nawet śladu.

– No dobrze, czyli wy też niczego się nie domyślacie. Ale prawda jest taka, że jakaś organizacja nastawała na życie waszego przywódcy i w końcu mu je odebrała. Bardzo sprytnie i zręcznie. I rozpłynęła się w powietrzu. Tego faktu nie da się ukryć.

– I my musimy wyjaśnić, kto za tym stoi.

– Bez zawiadamiania policji.

Onda skinął głową.

– To problem naszej sekty, a nie wymiaru sprawiedliwości.

– Świetnie. To problem waszej sekty, a nie wymiaru sprawiedliwości. Sprawa jest jasna i zrozumiała – powiedział Ushikawa. – Chciałbym jeszcze o jedno zapytać.

– Proszę – odparł Onda.

– Ile osób w sekcie wie o śmierci Lidera?

– Wiemy my obaj. I jeszcze dwie osoby, które pomogły nam przetransportować ciało. Nasi podwładni. Poza tym pięciu członków zarządu sekty. Czyli łącznie dziewięć osób. Nie powiedzieliśmy jeszcze trzem kapłankom, ale prędzej czy później się dowiedzą. Te kobiety bezpośrednio mu służyły, więc długo nie da się tego ukryć. No i oczywiście pan wie, panie Ushikawa.

– Razem trzynaście osób.

Onda milczał.

Ushikawa głęboko westchnął.

– Czy mogę szczerze powiedzieć, co o tym sądzę?

– Proszę – odparł Onda.

– Teraz może nie ma już sensu tego mówić, ale powinniście byli natychmiast zawiadomić policję, gdy tylko odkryliście, że Lider nie żyje. Powinniście byli przede wszystkim podać jego śmierć do publicznej wiadomości. Tak ważnego wydarzenia nie da się w nieskończoność ukrywać. Tajemnica, którą zna ponad dziesięć osób, już przestała być tajemnicą. Niebawem możecie się znaleźć w bardzo kłopotliwej sytuacji.

Rekrut nie zmienił wyrazu twarzy.

– Decyzja nie należała do mnie. Ja tylko wykonuję rozkazy.

– Kto w takim razie podejmuje decyzje?

Brak odpowiedzi.

– Ktoś, kto zastępuje Lidera?

Onda nadal zachowywał milczenie.

– No dobrze. W każdym razie dostaliście polecenie z góry, żeby skrycie pozbyć się ciała. W waszej organizacji rozkaz przełożonego jest prawem absolutnym. Ale z prawnego punktu widzenia to niewątpliwie bezczeszczenie zwłok. Dość poważne przestępstwo. Oczywiście wiecie o tym, prawda?

Onda skinął głową.

Ushikawa ponownie głęboko westchnął.

– Wcześniej już o tym wspominałem: na wypadek gdyby w sprawę wmieszała się policja, chciałbym, byście potwierdzili, że nie zawiadomiliście mnie o śmierci Lidera. Nie chcę być o nic oskarżony.

– Nikt pana nie powiadomił o śmierci Lidera. Został pan przez nas zatrudniony jako osoba z zewnątrz, żeby odnaleźć kobietę nazwiskiem Aomame. Nie zrobił pan niczego, co byłoby niezgodne z prawem.

– Świetnie. O niczym nie wiedziałem.

– Oczywiście wolelibyśmy nie informować pana, jako osoby z zewnątrz, o śmierci Lidera. Ale to pan zbierał dla nas informacje na temat Aomame, to pan dał nam zielone światło, a więc był pan już wcześniej w tę sprawę zamieszany. Potrzebna nam jest pańska pomoc w prowadzeniu poszukiwań. Poza tym mówią, że potrafi pan być dyskretny.

– Zachowanie tajemnicy to absolutna podstawa mojej pracy. Nie musicie się martwić. Z mojej strony na pewno nie będzie przecieku.

– Gdyby doszło do przecieku i dowiedzielibyśmy się, że właśnie pan był jego źródłem, mogłoby się zdarzyć jakieś nieszczęście.

Ushikawa skierował wzrok na biurko i spojrzał na swoich dziesięć grubych palców. Miał taki wyraz twarzy, jakby zdziwiło go odkrycie, że należą do niego.

– Jakieś nieszczęście – powtórzył, podnosząc głowę.

Onda lekko zmrużył oczy.

– Musimy za wszelką cenę ukryć fakt, że Lider nie żyje. Zdarza się, że nie można przebierać w środkach.

– Ja dochowam tajemnicy. O to naprawdę proszę się nie niepokoić. Dotąd nasza współpraca dobrze się układała. Załatwiłem dla was za kulisami kilka spraw, które trudno byłoby wam oficjalnie przeprowadzić. Czasami nie było łatwo, ale dostałem sowite wynagrodzenie. Będę trzymał gębę na podwójną kłódkę. Nie jestem w ogóle religijny, lecz zmarły Lider osobiście okazał mi życzliwość. Dlatego wkładam wszystkie siły w próby odnalezienia Aomame. Staram się dowiedzieć, co się za tym wszystkim kryje. I mam już niezłe wyniki. Tylko chciałbym prosić jeszcze o odrobinę cierpliwości. Powinienem niebawem mieć dla was dobre wieści.

Onda lekko poprawił się na krześle. Jakby w odpowiedzi Kucyk przy drzwiach przeniósł ciężar ciała z jednej nogi na drugą.

– A dziś nic więcej nie może pan nam powiedzieć? – zapytał Onda.

Ushikawa zamyślił się na chwilę.

– Tak jak wcześniej mówiłem, Aomame dzwoniła dwukrotnie do komisariatu w Shinjuku. Kilka razy ktoś dzwonił też stamtąd do niej. Nie znam jeszcze nazwiska tej osoby. Przecież chodzi o policjanta, więc nie powiedzą mi po prostu, jak normalnie zapytam. Ale zaświtało w tej mojej łysej pale, że coś mi się kojarzy z wydziałem ruchu drogowego komisariatu w Shinjuku. Coś mi się tam kołacze w mrokach mojej beznadziejnej pamięci. Przypomnienie sobie tego zajęło mi dość dużo czasu. Naprawdę okropne, że człowiek się tak starzeje. Jak przybywa lat, szufladki pamięci zaczynają się zacinać. Dawniej wszystko od razu potrafiłem sobie przypomnieć. W każdym razie chyba z tydzień temu w końcu uzmysłowiłem sobie, o co chodzi.

Ushikawa zamilkł, przywołał na twarz sztuczny uśmiech i przez pewien czas patrzył na Rekruta. Ten cierpliwie czekał na dalszy ciąg.

– W sierpniu tego roku młoda policjantka z wydziału ruchu drogowego komisariatu w Shinjuku została uduszona w love hotelu w okolicy Maruyamachō w Shibuya. Była zupełnie naga i zakuta w policyjne kajdanki. Oczywiście zrobił się z tego mały skandal. A tych kilka rozmów, które prowadziła Aomame z kimś z komisariatu, miało miejsce w ciągu kilku miesięcy przed wypadkiem. Po nim rozmowy ustały. No jak? Nie uważacie, że tego nie da się uznać za zbieg okoliczności?

Onda milczał przez chwilę. Potem powiedział:

– To znaczy, że Aomame mogła się kontaktować z tą zamordowaną później policjantką, tak?

– Nazywała się Ayumi Nakano. Miała dwadzieścia sześć lat i śliczną buzię. Pochodziła z policyjnej rodziny, bo ojciec i starszy brat byli policjantami. Podobno miała też znakomite wyniki. Oczywiście policja prowadzi bardzo wnikliwe śledztwo, ale na razie sprawca jest ciągle nieznany. Pewnie niegrzecznie z mojej strony o to pytać, ale może przypadkiem coś na ten temat wiecie?

Onda spojrzał na Ushikawę oczami tak zimnymi, jakby zostały przed chwilą wykute z bryły lodu.

– Nie bardzo rozumiem, o czym pan mówi – powiedział. – Czyżby myślał pan, panie Ushikawa, że mieliśmy z tym wypadkiem coś wspólnego? Że ktoś od nas zabrał tę policjantkę do jakiegoś podejrzanego hotelu, zakuł w kajdanki i udusił?

Ushikawa wydął wargi i potrząsnął głową.

– Nie, nie, skądże znowu! Żartuje pan! Coś takiego nawet mi nie postało w głowie. Ja tylko pytam, czy nic się wam w związku z tym wypadkiem nie kojarzy. Obojętne co. Każda najdrobniejsza wskazówka byłaby dla mnie bezcenna. Jeśli nic nie wiem, to choćbym rozmyślał do upadłego i tak nie wymyślę, jaki może być związek między morderstwem policjantki w love hotelu w Shibuya i zabiciem Lidera.

Onda przez chwilę mierzył Ushikawę wzrokiem, jakby coś kalkulował. Potem powoli wypuścił powietrze.

– Rozumiem. Przekażę tę informację przełożonym.

Następnie wyciągnął notes i zapisał, głośno powtarzając:

– Ayumi Nakano. Dwadzieścia sześć lat. Wydział ruchu drogowego komisariatu w Shinjuku. Mogła być związana z Aomame.

– Zgadza się.

– Coś jeszcze?

– Jest jeszcze jedna rzecz, o którą koniecznie chcę zapytać. Ktoś w sekcie musiał wam wspomnieć o Aomame. Że w Tokio jest instruktorka, która doskonale robi masaż rozciągający. I jak sam pan przed chwilą powiedział, zwrócono się do mnie o zebranie informacji na jej temat. Zrobiłem to jak zawsze porządnie i dogłębnie – nie mówię tego tylko po to, żeby się usprawiedliwiać – lecz nie znalazłem nic dziwnego ani podejrzanego. Była całkowicie czysta. Wezwaliście ją więc do apartamentu w hotelu Okura. Wie pan, co było potem. Kto wam ją właściwie polecił jako pierwszy?

– Nie wiem.

– Nie wie pan? – Ushikawa zrobił minę dziecka, które nie bardzo rozumie, co usłyszało. – To znaczy, że chociaż ktoś z waszej sekty musiał ją polecić, nikt nie pamięta, kto to był? O to panu chodzi?

Onda nie zmienił wyrazu twarzy.

– Zgadza się.

– Przedziwna sprawa – powiedział Ushikawa bardzo podejrzliwie.

Onda milczał.

– To niepojęte. Jej nazwisko pojawiło się nie wiadomo kiedy i nie wiadomo skąd, nikt jej nie polecał, ale jakoś doszło do tego, że ją zatrudniono. Tak pan twierdzi?

– Prawdę mówiąc, sam Lider z największym zapałem to popychał – powiedział Onda, starannie dobierając słowa. – W zarządzie niektórzy byli zdania, że niebezpiecznie oddawać się w ręce jakiejś nieznanej osoby. My, jako ochrona, oczywiście podzielaliśmy ten pogląd. Ale on się tym nie przejmował. Raczej sam usilnie nalegał, żeby to zorganizować.

Ushikawa znów wziął do ręki zapalniczkę, otworzył, zapalił, jakby sprawdzał, czy działa. Potem od razu zamknął.

– Sądziłem, że Lider był człowiekiem nadzwyczaj ostrożnym – powiedział.

– Ma pan rację. Był wyjątkowo ostrożny.

Zapadło głębokie milczenie.

– Chciałbym jeszcze o coś zapytać – odezwał się Ushikawa. – O Tengo Kawanę. Był związany ze starszą od siebie mężatką, Kyōko Yasudą. Przychodziła do niego raz w tygodniu. I spędzali razem intymne chwile. No, młody jest, więc takie rzeczy się zdarzają. Ale pewnego dnia zadzwonił jej mąż i przekazał mu, że żona została utracona i nie będzie mogła więcej go odwiedzać. Od tego czasu kontakt z nią się urwał.

Onda zmarszczył brwi.

– Nie bardzo rozumiem, jaki to ma związek z poprzednim tematem. Chodzi o to, że Tengo Kawana ma jakiś związek ze sprawą Aomame?

– Na razie nie wiem. Ale ta kwestia od pewnego czasu nie daje mi spokoju. Przecież bez względu na okoliczności trudno sobie wyobrazić, żeby ta kobieta nie mogła nawet do niego zadzwonić. Byli przecież tak blisko ze sobą związani. A ona po prostu zniknęła bez słowa. Bez śladu. Nie lubię, jak tak coś mi nie gra, więc pytam na wszelki wypadek. Niczego się nie domyślacie?

– Przynajmniej ja nic nie wiem o tej kobiecie – powiedział Onda bezbarwnym głosem. – Kyōko Yasuda. Była związana z Tengo Kawaną.

– Starsza o dziesięć lat, mężatka.

Onda zapisał nazwisko.

– To też na wszelki wypadek przekażę przełożonym.

– Świetnie – powiedział Ushikawa. – Nawiasem mówiąc, czy odkryto miejsce pobytu Eriko Fukady?

Onda podniósł głowę i spojrzał na Ushikawę, jakby patrzył na przekrzywiony obraz.

– A skąd mielibyśmy wiedzieć, gdzie jest Eriko Fukada?

– Nie interesuje was, gdzie jest?

Onda potrząsnął głową.

– Nie obchodzi nas, dokąd poszła i gdzie jest. To jej sprawa.

– Tengo Kawana też was nie interesuje?

– To ktoś, kto nie ma z nami związku.

– Miałem wrażenie, że przez pewien czas tych dwoje bardzo was interesowało – powiedział Ushikawa.

Onda przymknął na chwilę oczy. Potem się odezwał:

– W tej chwili nasze zainteresowanie skupiło się na Aomame.

– Obiekt waszego zainteresowania zmienia się z dnia na dzień?

Onda leciutko wykrzywił wargi. Nie odpowiedział.

– Czy pan czytał Powietrzną poczwarkę, powieść Eriko Fukady?

– Nie. W sekcie zabronione jest czytanie książek, które nie są związane z naszą religią. Nie wolno ich nawet brać do ręki.

– Słyszał pan o Little People?

– Nie słyszałem – odpowiedział natychmiast Onda.

– Świetnie.

Na tym rozmowa się skończyła. Onda powoli wstał z krzesła, poprawił kołnierz marynarki. Kucyk też odsunął się od ściany i zrobił krok do przodu.

– Panie Ushikawa, tak jak wcześniej mówiłem, w tej sprawie liczy się każda minuta – powiedział Onda, patrząc z góry na Ushikawę, który wciąż siedział. – Musimy jak najszybciej ustalić miejsce pobytu Aomame. My oczywiście zrobimy wszystko, co w naszej mocy, ale pan sam też musi nad tym pracować. Jeżeli nie znajdziemy Aomame, i my, i pan możemy mieć kłopoty. No bo jest pan w końcu jednym z ludzi znających tę wielką tajemnicę.

– A poznanie wielkiej tajemnicy oznacza wielką odpowiedzialność.

– Zgadza się – powiedział Onda tonem pozbawionym uczuć. Potem odwrócił się na pięcie i wyszedł. Po Rekrucie wyszedł Kucyk i bezszelestnie zamknął za sobą drzwi.

Po ich odejściu Ushikawa otworzył szufladę i wyłączył magnetofon. Podniósł pokrywę, wyjął taśmę, napisał na etykiecie datę i godzinę. Piękny charakter pisma Ushikawy zaskakiwał w zestawieniu z jego wyglądem. Następnie wyciągnął z szuflady paczkę sevenstarów, wyjął papierosa, wsunął między wargi i zapalił zapalniczką. Głęboko się zaciągnął i podniósłszy głowę, powoli wypuścił dym w stronę sufitu. Potem, nie opuszczając głowy, przymknął na chwilę oczy. Wkrótce znów je otworzył i spojrzał na zegar ścienny. Wskazywał pół do trzeciej. Co za nieprzyjemni faceci, pomyślał ponownie.

Rekrut powiedział: Jeżeli nie znajdziemy Aomame, i my, i pan możemy mieć kłopoty.

Ushikawa dwukrotnie był w siedzibie Sakigake w górach prefektury Yamanashi. Przy tej okazji widział zainstalowany w zagajniku za zabudowaniami niezwykle duży piec. Służył do palenia śmieci i odpadków, ale ponieważ spalanie odbywało się w bardzo wysokich temperaturach, gdyby wrzucić tam zwłoki, nie zostałaby nawet jedna kostka. Wiedział, że rzeczywiście wrzucono tam zwłoki paru osób. Prawdopodobnie także zwłoki Lidera. Z całą pewnością Ushikawa nie chciał, żeby i jego to spotkało. Prędzej czy później będzie musiał umrzeć, ale wolałby w miarę możliwości trochę spokojniejszą śmierć.

Oczywiście o kilku rzeczach im nie powiedział. Nie miał zwyczaju odkrywać wszystkich kart. Wystarczyło dać im zerknąć na blotki, lecz te wyższe trzymać blisko przy piersi. Poza tym zawsze należy się zabezpieczyć. Na przykład w tajemnicy nagrywając poufną rozmowę. Ushikawa był ekspertem w takich grach. Górował doświadczeniem nad tymi młodymi ochroniarzami.

Zdobył nazwiska osób, z którymi Aomame prowadziła prywatne treningi. Jeżeli człowiek nie szczędzi wysiłku i ma opanowane odpowiednie metody, może się prawie wszystkiego dowiedzieć. Zebrał informacje na temat dwunastu osób. Osiem kobiet i czterej mężczyźni – mieli wysoką pozycję społeczną i byli dobrze sytuowani. Nie dostrzegł nikogo, kto mógłby współdziałać w morderstwie. Lecz znajdowała się wśród nich majętna pani po siedemdziesiątce, prowadząca schronisko dla kobiet, które uciekły przed przemocą w rodzinie. Przygarniała te nieszczęsne osoby i umieszczała w piętrowym domu z kilkoma mieszkaniami, który stał na posesji sąsiadującej z jej rozległą posiadłością.

Taka działalność sama w sobie zdawała się godna podziwu. Nie było w niej nic podejrzanego. Ale coś na granicy podświadomości nie dawało mu jednak spokoju. A kiedy coś kołatało mu się na granicy podświadomości, Ushikawa zawsze chciał dociec, co to takiego. Miał psi węch i całkowicie polegał na swoim nosie. Dzięki temu już wielokrotnie w różnych sytuacjach uszedł z życiem. Być może „przemoc” była tutaj kluczowym słowem. Ta kobieta musiała być świadoma przejawów przemocy, dlatego chętnie chroniła jej ofiary.

Ushikawa poszedł na własne oczy zobaczyć to schronisko. Drewniany budynek stał na wzniesieniu w eleganckiej dzielnicy Azabu. Był stary, ale stylowy. Przez bramę mógł dostrzec piękny klomb przed wejściem, za nim rozciągał się ogród z trawnikiem. Wielki dąb rzucał na niego cień. W drzwiach wejściowych znajdowały się małe szybki. Ostatnio coraz trudniej było znaleźć takie domy.

Mimo spokojnego charakteru budynku ochrona była nadzwyczaj staranna. Zbudowano wysoki mur, nad nim przeciągnięto drut kolczasty. Solidną metalową bramę zamknięto na cztery spusty, za nią, gdy tylko ktoś się zbliżał, ujadał owczarek niemiecki. Zainstalowano też kilka kamer przeciwwłamaniowych. Ponieważ ulicą przy posesji prawie nikt nie chodził, Ushikawa nie mógł tam długo stać. Była to spokojna dzielnica, w okolicy mieściło się kilka ambasad. Gdyby włóczył się tam człowiek wyglądający tak podejrzanie jak Ushikawa, zaraz ktoś by zaczął wypytywać.

Ale ta ochrona wydawała się zbyt ścisła. Niby to schronisko dla ofiar przemocy, ale jednak nie trzeba było go aż tak pilnować. Muszę się dowiedzieć o tym miejscu, ile się da, pomyślał. Muszę jakoś przebić się przez ochronę, choćby nie wiem jak dokładną. A raczej im jest ściślejsza, tym bardziej muszę się przez nią przebić. Powinienem w tym celu ułożyć jakiś przemyślny plan. Trochę nad nim pogłówkować.

Potem przypomniał sobie rozmowę z Ondą na temat Little People.

„Słyszał pan o Little People? – Nie słyszałem”.

Odrobinę za szybko odpowiedział. Gdyby nigdy wcześniej nie zetknął się z tą nazwą, powinien był zareagować dopiero po chwili. Little People? Powtórzyłby to sobie w myślach. Dopiero potem by odpowiedział. Taka byłaby normalna reakcja.

Musiał już kiedyś słyszeć o Little People, pomyślał Ushikawa. Nie mam pojęcia, czy wie, kim są i jakie mają znaczenie. Ale w każdym razie słyszał te słowa nie po raz pierwszy.

Ushikawa zgasił papierosa, który zrobił się już bardzo krótki, zatopił się na pewien czas w myślach, a kiedy doszedł do pewnego etapu, zapalił nowego. Już dawno postanowił, że nie będzie się zadręczał możliwością zachorowania na raka płuc. Nikotyna potrzebna mu była, żeby się skupić. Przecież nie wiadomo, co los przyniesie za dwa, trzy dni. Nie ma co się martwić o własne zdrowie za piętnaście lat.

Paląc trzeciego sevenstara, wpadł na pewien pomysł. To się może udać, pomyślał.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz