Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Anatomia chwili łączy w sobie dokument, esej i powieść. Autor szczegółowo analizuje mechanizmy i przebieg nieudanego zamachu stanu w Hiszpanii 23 lutego 1981 r. Przy tej okazji przedstawia spory fragment najnowszej historii Hiszpanii, starając się oczyścić ją z pokrzepiających mitów i zaciemniających obraz fałszerstw, tak chętnie kultywowanych przez minione dziesięciolecia. Książka, wyróżniona nagrodą dla najlepszej powieści, wygrała też w rankingu dziennika „El País” na najlepszą książkę roku 2010 .
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 610
PROLOG
EPILOG POWIEŚCI
1
Borges pisze, że „każde życie, jakkolwiek zawikłane i rozciągnięte w czasie, składa się w rzeczywistości z jednego tylko momentu: momentu, w którym człowiek dowiaduje się raz na zawsze, kim jest”[4]. Patrząc owego 23 lutego na Adolfo Suareza siedzącego w swoim fotelu, gdy wokół niego w opustoszałej sali Kongresu świszczą kule, zapytałem sam siebie, czy w owej właśnie chwili Suárez uświadomił sobie już na zawsze, kim jest, i jakie znaczenie ma ta scena z przeszłości, zakładając, że jakieś miała. W następnych dniach to podwójne pytanie nie dawało mi spokoju i aby podjąć próbę znalezienia na nie odpowiedzi – a właściwie: aby precyzyjnie ją sformułować – postanowiłem napisać powieść.
Od razu wziąłem się do roboty. Nie wiem, czy trzeba wyjaśniać, że nie stawiałem sobie za cel zrehabilitowanie Suareza ani obsmarowanie go, nie zamierzałem nawet go oceniać, chciałem jedynie zbadać znaczenie jednego gestu. Skłamałbym wszakże, gdybym powiedział, że w owym czasie Suárez budził moją nadmierną sympatię: gdy sprawował rządy, byłem nastolatkiem i nie myślałem o nim inaczej niż jak o robiącym karierę frankiście, który osiągnął sukces, wytrwale zginając kark w ukłonach, jak o oportuniście, reakcyjnym, świętoszkowatym, powierzchownym i cwanym polityku, który był dla mnie ucieleśnieniem tego, czego najbardziej w swoim kraju nie znosiłem, i którego – mam takie poważne obawy – utożsamiałem ze swoim ojcem, wytrwałym stronnikiem Suareza; z czasem poprawiła się moja opinia o ojcu, nie poprawiła się jednak o Suarezie, albo nie zanadto: teraz, ćwierć wieku później, uważałem go co najwyżej za polityka krótkowzrocznego, którego główna zasługa sprowadzała się do bycia we właściwym miejscu i o właściwej porze, co uczyniło z niego przypadkowego bohatera zmiany, zmiany dyktatury w demokrację, która i tak dokonałaby się w kraju z nim lub bez niego, i z powodu tej niechęci obserwowałem raczej z sarkazmem niż ze zdziwieniem próby kanonizowania go za życia jako wielkiego męża stanu czasów demokracji – próby, nad którymi unosił się zapach większej niż zazwyczaj w takich przypadkach hipokryzji, jakby nikt w to w ogóle nie wierzył lub jakby celebrujący celebrowali bardziej samych siebie niż Suareza. Ten mój niewielki dla niego szacunek, zamiast jednak zubożyć, wzbogacał jego postać i gest, szczególnie w miarę jak badałem jego życiorys i gromadziłem dokumentację na temat zamachu. Najpierw podjąłem próbę wydobycia z hiszpańskiej telewizji kopii całego nagrania z wejścia podpułkownika Tejero do Kortezów. Okazało się to trudniejsze, niż myślałem, ale warte było wysiłku; nagranie – w większości zrealizowane przez dwie kamery, które po ataku na Kongres działały nadal aż do chwili, gdy zostały przypadkowo wyłączone – jest porażające: obrazy pokazywane nam w każdą rocznicę 23 lutego trwają pięć, dziesięć, najwyżej piętnaście sekund; całe nagranie, wszystkie obrazy, trwa sto razy dłużej: trzydzieści cztery minuty i dwadzieścia cztery sekundy. Kiedy telewizja wyemitowała je w południe 24 lutego, filozof Julián Marías uznał, że zasługują na nagrodę dla najlepszego filmu roku[5]; niemal trzy dziesięciolecia później poczułem, że była to zbyt skromna pochwała: te ogromnie nasycone treścią sceny o niezwykłej wizualnej sile, kipiące historią i zelektryzowane prawdą, obejrzałem po wielekroć i ich czar nie prysł. W owym początkowym okresie przeczytałem też kilka biografii Suareza, kilka książek o latach, w których sprawował władzę, i o zamachu stanu, przekartkowałem jakieś gazety z tamtych czasów, porozmawiałem z kilkoma politykami, kilkoma wojskowymi, kilkoma dziennikarzami. Jednym z moich pierwszych rozmówców był Javier Pradera, dawny komunistyczny wydawca, który stał się szarą eminencją hiszpańskiej kultury, i jeden z tych niewielu ludzi, którzy 23 lutego – pisywał wtedy komentarze redakcyjne w „El País” i gazeta wypuściła tego dnia wydanie specjalne z jego tekstem jednoznacznie potępiającym pucz – udowodnili, że są gotowi zaryzykować głowę w obronie demokracji. Powiedziałem Praderze, z jakim noszę się zamiarem (oszukałem go: powiedziałem, że zamierzam napisać powieść o 23 lutego; a może go nie oszukałem: może od początku chciałem sobie wyobrażać, że gest Adolfo Suareza zawiera w sobie w zaszyfrowanej formie wszystko, co 23 lutego oznaczał). Pradera zareagował entuzjastycznie, a ponieważ nie jest człowiekiem skorym do entuzjazmu, zacząłem mieć się na baczności; zapytałem, skąd tyle entuzjazmu. „To bardzo proste – odpowiedział. – Ten zamach stanu jest powieścią. Powieścią kryminalną. Ma taką oto fabułę: Cortina montuje zamach i Cortina go rozmontowuje. Przez lojalność wobec króla”. Cortina to major José Luis Cortina; major José Luis Cortina był 23 lutego szefem jednostki operacji specjalnych CESID-u, hiszpańskiej służby wywiadu: uczył się w tej samej co król akademii wojskowej i obaj ukończyli ją w tym samym roku, panowało przekonanie, że pozostaje w bardzo bliskich stosunkach z monarchą, a po 23 lutego został oskarżony o udział w zamachu, a raczej o doprowadzenie do zamachu, osadzony w więzieniu, przesłuchany i uniewinniony przez sąd wojskowy; nigdy jednak podejrzenia pod jego adresem nie rozwiały się całkowicie. „Cortina montuje zamach i Cortina go rozmontowuje”: Pradera zaśmiał się szyderczo; ja też się zaśmiałem: mnie się wydawało, że jest to fabuła nie tyle kryminału, ile jakiejś wysmakowanej wersji Trzech muszkieterów, w której major Cortina odgrywa połączone role d’Artagnana i pana de Tréville.
[4] Jorge Luis Borges, Alef. Biografia Tadea Isidora Cruz, przeł. A. Sobol-Jurczykowski, Czytelnik, Warszawa 1972, str. 64.
[5] Julián Marías, Una vida presente, Madrid, Páginas de Espuma, 2008, str. 740.