Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Autorka bestsellerów „New York Timesa”, Mia Sheridan, przedstawia pełną niespodziewanych zwrotów akcji historię pościgu pewnej detektywki za seryjnym mordercą, który ciągle z niej drwi...
Kiedy Sienna Walker zostaje zwolniona z nowojorskiej policji, ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewa, jest druga szansa w miejscu, do którego przysięgła nigdy nie wracać. Nie może sobie jednak pozwolić na odrzucenie oferty pracy, nawet jeśli bolesna przeszłość rodzinna i zerwane zaręczyny sprawiają, że w Reno nie czuje się już jak w domu.
Sytuację pogarsza pierwsza prowadzona przez nią sprawa – dotycząca seryjnego mordercy, który ma obsesję na punkcie Sienny. Zabójca zostawia przy ofiarach zagadkowe wskazówki i zaadresowane do niej mrożące krew w żyłach listy, w których szczegółowo opisuje morderstwa popełnione rzekomo przez jego matkę. Sprawa staje się coraz bardziej osobista, gdy zabójca wciąga w swoją grę również jej byłego narzeczonego. Sienna nabiera pewności, że ten, kto stoi za makabrycznymi morderstwami, to ktoś… bliski.
W pewnej chwili będzie musiała zmierzyć się ze swoimi skomplikowanymi uczuciami i zrozumieć, że bez względu na to, jak daleko uciekamy od swojej przeszłości, ona zawsze w końcu nas dogania.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 427
Rozdział pierwszy
Reno, Nevada, jedyne miejsce na ziemi, do którego przysięgła nigdy nie wracać. Niestety z tą przysięgą poszło coś nie tak i było to wynikiem dziwnego połączenia zrządzenia losu i jej własnych decyzji podejmowanych pod wpływem emocji.
„Zmieniłabyś to?” Sienna zadała sobie to pytanie po raz setny.
I po raz setny wciąż nie była pewna odpowiedzi.
Tylko że… Właściwie to była pewna. Gdyby miała wybór, zrobiłaby to raz jeszcze.
Gdy otwierała drzwi komisariatu, rozciągało się nad nią bezchmurne pustynne niebo – jaskrawoniebieskie i bezkresne. Po chwili weszła w błogosławiony chłód klimatyzowanego budynku.
– W czym mogę pomóc? – zapytała z uśmiechem kobieta w recepcji.
Sienna uśmiechnęła się także, choć nie aż tak szeroko.
– Jestem Sienna Walker, przyszłam na spotkanie z sierżantką Dahlen.
– Och, cześć! Jesteś tą nową detektywką z Nowego Jorku, prawda? Chelle Lopez, miło cię poznać. Podoba ci się w Reno?
– Cześć, Chelle, mnie też miło cię poznać. Tak naprawdę to jestem z Reno. To znaczy, stąd pochodzę.
Na okrągłej twarzy recepcjonistki pojawiło się zaskoczenie.
– W takim razie witamy w domu.
Sienna powstrzymała się przed zrobieniem zdegustowanej miny, choć pod wpływem słów Chelle żołądek skręcił jej się w supeł. Patrzyła, jak kobieta podnosi słuchawkę i informuje sierżantkę Dahlen, że ma gościa.
– Za chwilę przyjdzie.
– Świetnie, dzięki – powiedziała Sienna, a Chelle odebrała telefon.
Wkrótce zaśmiała się z czegoś, co powiedziała osoba na linii, i zniżyła głos, co oznaczało, że to rozmowa osobista.
Sienna ledwie zdążyła usiąść, gdy do holu weszła bardzo wysoka, rzucająca się w oczy kobieta po pięćdziesiątce z krótko obciętymi, sterczącymi niemal białymi włosami. Skupiła się na gościu.
– Sienna Walker?
– Tak. Sierżantka Dahlen? Miło poznać panią osobiście – odrzekła Sienna, wstając.
Kobieta miała na sobie czarny spodnium, czarną koszulę i czerwone szpilki. Podeszła do niej i szybko uścisnęła jej dłoń, podczas gdy Sienna uniosła podbródek, bezskutecznie próbując spojrzeć jej w oczy.
– Zapraszam tędy.
Sierżantka Dahlen prowadziła Siennę przez posterunek tętniący popołudniową aktywnością zapracowanych policjantów. Stawiała tak długie kroki, że Sienna prawie za nią biegła. Kiedy weszły do gabinetu, Dahlen zamknęła za nimi drzwi, gestem wskazała krzesło przed biurkiem i obie usiadły. Następnie podniosła słuchawkę stojącego na biurku telefonu i poprosiła kogoś, żeby do niej przyszedł. Sienna szybko omiotła wzrokiem nieskazitelnie czysty pokój – wydawał się tak samo uporządkowany jak kobieta, która go zajmowała.
Dahlen odłożyła słuchawkę, odchyliła się do tyłu, skrzyżowała nogi i zaczęła przyglądać się Siennie.
– Pani kapitan i ja jesteśmy weteranami armii – powiedziała wreszcie.
– Tak, proszę pani, Darrin mówił mi o tym.
– Ingrid. – Urwała, a jej oczy zwęziły się lekko. – Nie ma takiej rzeczy, której bym nie zrobiła dla moich towarzyszy broni.
Sienna pokiwała głową. Czuła zdenerwowanie.
– Darrin powiedział to samo.
„Gdyby sopel mógł zamienić się w człowieka, wyglądałby jak sierżantka Dahlen” – pomyślała Sienna. „Piękna, ale w zimny, ostry sposób”.
Dahlen, a właściwie Ingrid, uniosła podbródek, jakby czytała w myślach Sienny i się z nią zgadzała.
– Mimo to nie potrzebuję ani nie chcę kłopotliwej buntowniczki przyprawiającej mnie o ból głowy i przysparzającej zbędnej papierkowej roboty. Nienawidzę zbędnej papierkowej roboty.
– Nie, proszę pani, nie zamierzam sprawiać temu wydziałowi, a zwłaszcza pani, żadnych problemów. To, co wydarzyło się w Nowym Jorku, było… sytuacją wyjątkową. Już się nie powtórzy. – Głos Sienny brzmiał słabo, nawet w jej uszach. Skoro więc głos ją zawiódł, wyprostowała się, próbując pokazać, że jest silna. Miała graniczące z pewnością przeczucie, że Dahlen nie toleruje słabeuszy.
Sierżantka jeszcze przez chwilę przyglądała się Siennie, a ona oparła się pokusie, by się skrzywić. Jeśli ta kobieta podczas przesłuchań patrzy tak na podejrzanych, wydział musi mieć niesamowicie wysoki wskaźnik rozwiązanych spraw. Pod wpływem tego lodowatego wzroku każdy by się załamał. Wreszcie spojrzała w stronę okna, a Sienna cicho westchnęła.
– W policji w Reno mamy obecnie poważne braki kadrowe, kiedy więc Darrin poprosił o przeniesienie cię, sprawa była dość prosta.
Sienna powstrzymała się przed wzdrygnięciem.
– Ale – ciągnęła Dahlen – Darrin powiedział mi też, że kiedy nie tracisz nad sobą panowania, jesteś cholernie dobrą detektywką i że każdy wydział chciałby mieć cię na pokładzie.
„Dziękuję, Darrinie. Za to i za wiele innych rzeczy”.
– Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by sprostać temu wspaniałemu opisowi, pani sierżant.
– Mam taką nadzieję.
Sienna odwróciła się, bo ktoś nagle zastukał w szybę w drzwiach. Po chwili do gabinetu zajrzała ciemnowłosa kobieta.
– Wejdź, Kat – rzuciła Ingrid.
Kobieta o imieniu Kat usiadła obok Sienny. Miała włosy upięte w ciasny kok i pełne czerwone usta. Przypominała Siennie dziewczynę Bonda w garniturze – o ile dziewczyna Bonda w ogóle mogłaby się pokazać w garniturze, choćby tak modnym i dobrze leżącym jak ten Kat.
– Katerino Kozlov, to jest Sienna Walker, twoja nowa partnerka.
Kat odwróciła się i zaczęła bez skrępowania mierzyć Siennę oceniającym, ale nie nieżyczliwym wzrokiem.
– Dzięki Bogu udział procentowy testosteronu w tym miejscu właśnie zmniejszył się o kolejny ułamek – powiedziała i lekko się pochyliła. – A największym dostawcą wspomnianego testosteronu jest oczywiście Ingrid. – Uśmiechnęła się do Dahlen.
Ta lekko uniosła brwi, poza tym jednak nie wydawała się rozbawiona. Sienna próbowała powstrzymać uśmiech, bo nie chciała sprawić wrażenia, że już pierwszego dnia pracy drwi ze swojej szefowej.
Kat wyciągnęła rękę.
– Witamy w wydziale zabójstw. Mów mi Kat.
Sienna uścisnęła jej dłoń.
– Cześć, Kat, miło cię poznać.
– No to skoro uprzejmości mamy już za sobą, może zaprowadzisz Siennę do jej biurka i ze wszystkim ją zapoznasz.
Kat wstała.
– Chodź, partnerko, pokażę ci najważniejsze pomieszczenie w tym budynku, czyli to, w którym trzymamy kawę.
Sienna podziękowała Dahlen i ruszyła za swoją nową koleżanką.
Pokój socjalny był mały, ale w sam raz, z kuchenką w rogu i ustawionym z boku stołem, przy którym akurat nikt nie siedział. Kat wyjęła papierowy kubek i machnęła nim w stronę Sienny, unosząc pytająco brwi.
– Dzięki, chętnie – odparła Sienna.
Kat nalała dwie kawy i podała jedną Siennie, po czym odwróciła się i oparła o blat.
– No więc co takiego przeskrobałaś? – spytała.
Sienna zaśmiała się zaskoczona i upiła łyk cienkiej kawy. Nie spodziewała się tak bezpośredniego pytania tak szybko, choć dobrze wiedziała, że wśród gliniarzy plotki rozchodzą się z prędkością światła.
– Nie wykonałam rozkazów.
Kat wyglądała na lekko rozczarowaną.
– Niesubordynacja? Cholera, miałam nadzieję, że poszło o romans z szefem albo coś równie soczystego.
Sienna krótko zachichotała. „Gdyby tylko…”
– Cóż, to było trochę bardziej skomplikowane, ale niezbyt soczyste. Rozkazy, które zlekceważyłam, wydał burmistrz.
Kat uniosła brwi.
– Ach. – Najwyraźniej analizowała tę informację. – Wyświadczyli ci więc przysługę i wywalili cię z miasta, zanim burmistrz zdążył zażądać twojej rezygnacji lub zwolnienia.
– Widać nie bez powodu jesteś detektywką.
Kat uśmiechnęła się, skinęła głową w stronę drzwi i wyrzuciła kubek do śmieci.
– Pokażę ci twoje biurko. Będziemy spędzały ze sobą dużo czasu. Jeśli zdecydujesz, że masz ochotę opowiedzieć mi szczegóły tej historii, nie będziesz musiała iść daleko.
Sienna ruszyła za Kat do ich miejsca pracy, gdzie prywatność zapewniała jedynie cienka ścianka działowa. Stały tam dwa standardowe metalowe biurka, takie same jak te w Nowym Jorku. Otworzyła szufladę, trafnie zgadując, że usłyszy zgrzyt. Znajomy mebel wydawał się jedyną rzeczą w jej życiu, która się nie zmieniła. „Witamy na komisariacie w Reno, Sienno”.
***
Sienna była zaskoczona, że osiedle przyczep wygląda nieco mniej nędznie, niż zapamiętała. Być może było to spowodowane złocistym światłem zachodzącego słońca, które zmiękczało kontury rozpadających się przyczep i wypalonej trawy. A może to dlatego, że w pamięci wyolbrzymiła obskurność tego miejsca. A może dlatego, że w pewnym momencie pojawił się ktoś, kto próbował odnowić osiedle przyczep „Rajski Zakątek” – trudno chyba o bardziej nieadekwatną nazwę – i odniósł pewien, choć minimalny sukces.
A być może była to mieszanka wszystkich tych rzeczy.
W każdym razie miała przed sobą dokładnie taki sam układ elementów, choć dziewczyna, którą kiedyś była i która tu dorastała, stała się już kimś innym. Gdy spoglądała w stronę miejsca, gdzie dawniej mieszkała, miała dziwne poczucie braku równowagi – mimo że siedziała w samochodzie i patrzyła przez okno – zupełnie jakby grunt pod jej nogami lekko się przesunął.
„Dlaczego cię tu przygnało?” Po spotkaniu z nową szefową i partnerką pojechała właśnie w tym kierunku – ale nie podjęła tej decyzji świadomie, czuła się, jakby kierowała nią wyłącznie pamięć mięśniowa.
„Serce również jest mięśniem”. Tak, i może to właśnie tego mięśnia używała. Wychowała się na tym osiedlu przyczep. Każdego ranka aż do dnia, w którym ukończyła liceum, wyruszała stąd do szkoły. Przeżyła tu jedne ze swoich najszczęśliwszych, a także najgorszych chwil.
Tu się zakochała. Gdy zwróciła głowę w prawo i spojrzała w miejsce, w którym stała jego przyczepa, poczuła, że ściska jej się serce. Oczywiście przyczepa już do niego nie należała. Ani do jego matki Mirabelle. Sienna była pewna, że teraz mieszka tu ktoś inny. A on odniósł wielki sukces. I chociaż okazało się, że nie wiedziała o nim tak dużo, jak jej się kiedyś wydawało, w głębi serca była pewna, że pierwszą rzeczą, na którą wydałby zarobione pieniądze, byłby dom dla matki. Prawdziwy dom, a nie przyczepa z plastikowymi ścianami kołysząca się nawet przy lekkim wietrze.
Na myśl o Mirabelle poczuła skurcz pod mostkiem i nieświadomie podniosła rękę, by rozmasować to miejsce. Tęskniła za nią. Nadal. Mirabelle była jedyną prawdziwą matką, jaką Sienna kiedykolwiek miała, bo jej własna przypominała raczej nasiąkniętą alkoholem skorupę człowieka i nie zwracała uwagi na istnienie córki. Kobieta, po której Sienna odziedziczyła zielone oczy i włosy w odcieniu złocistego blond, i na szczęście niewiele więcej, zmarła pięć lat temu. Kiedy Sienna się o tym dowiedziała, poczuła jedynie przelotny smutek, który może towarzyszyć świadomości, że kolejne zmarnowane życie dobiegło końca.
Wysłała ojcu czek, aby pomóc w pokryciu kosztów kremacji, i przekazała w imieniu matki darowiznę na rzecz lokalnej organizacji charytatywnej, która pomagała uzależnionym od narkotyków i alkoholu w powrocie do zdrowia. To było dla niej wystarczające zamknięcie rozdziału. Ojciec bardzo szybko zrealizował czek i od tamtej pory z nim nie rozmawiała.
Opuściła to miejsce jedenaście lat temu, nie żegnając się z żadnym z rodziców. Bolało ją tylko rozstanie z Mirabelle, jednak ten ból został zagłuszony przez inny, o wiele silniejszy, i dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że jej żałoba ma warstwy.
Wpatrywała się niewidzącym wzrokiem w to, co kiedyś było jej domem. I cofnęła się w czasie.
***
Mirabelle otworzyła drzwi przyczepy i wytarła dłonie w ścierkę do naczyń.
– Sienna? Co się stało, skarbie?
Dziewczynka zaszlochała cicho i pozwoliła Mirabelle wciągnąć się do przyczepy, zaprowadzić do kraciastej sofy i posadzić. Kobieta zajęła miejsce obok niej, obróciła się tak, że siedziały kolano w kolano, wzięła dłonie Sienny w swoje i ścisnęła je delikatnie. Sienna poczuła zapach cytryn i konwalii, który przyniósł jej ukojenie, zanim Mirabelle zdążyła wypowiedzieć choćby słowo.
Nabrała powietrza i zadrżała.
– Dostałam zaproszenie na urodziny do Amybeth Horton, a tata powiedział, że przyniesie do domu trochę pieniędzy, żebym mogła kupić jej prezent, ale tego nie zrobił i teraz nie mogę iść.
Prawdę mówiąc, ojciec może o tym nie zapomniał. Prawdopodobnie w ogóle nigdy nie zamierzał tego zrobić i nawet nie zwrócił uwagi na jej prośbę. Tamtego popołudnia wrócił do domu pijany, a ona mu nie przypomniała, ponieważ gdy był w takim stanie, najlepiej było w ogóle do niego nie podchodzić. Zawsze był złośliwy i okrutny, a alkohol tylko potęgował te cechy. Sienna się skrzywiła, a rozczarowanie wywołane tym, że tak bardzo cieszyła się na coś, w co została włączona, a rodzice znowu ją zawiedli, wydobyło na wierzch całą jej nędzę. Nie mogła pójść tam bez prezentu. To byłoby upokarzające. Inne dziewczyny, z którymi trzymała Amybeth, też nie były bogate, ale miały więcej niż rodzina Sienny. I to pod każdym względem.
Sienna żałowała, że była tego aż tak bardzo świadoma, lecz miała czternaście lat, nie była już dzieckiem i po prostu zauważała wszystko. Od zawsze. Nie tak jak wiecznie szczęśliwy, nieprzejmujący się niczyim zdaniem Gavin. Kiedy chciał, też potrafił być spostrzegawczy, jednak to, co widział, najwyraźniej nie raniło go tak bardzo jak jej.
Gavina nie było teraz w domu. Wiedziała o tym i tylko dlatego tu przyszła. Nie chciała, żeby widział, jak płacze, ale potrzebowała matki. Potrzebowała Mirabelle.
Kobieta ściągnęła brwi i wytarła kciukiem policzek Sienny, gdy z jej oka spłynęła łza.
– Och, kochanie, tak bardzo mi przykro. – Na jej ślicznej twarzy pojawił się wyraz po części smutku, po części złości, zacisnęła jednak usta i przechyliła w zamyśleniu głowę. – Kiedy te urodziny?
– Dzisiaj – odparła Sienna i nabrała powietrza, gdy poczucie nieszczęścia zaczynało słabnąć.
Wciąż była rozczarowana, lecz siedziała w schludnej i wysprzątanej przyczepie, a Mirabelle słuchała z taką uwagą, jakby ból Sienny naprawdę miał znaczenie. Przyszła do niej jedynie po pocieszenie, wiedziała, że kobieta też nie ma pieniędzy. Pracowała jako asystentka magika o imieniu Argus, życzliwego Greka, który nazywał Siennę „Siennoulla” i czasami przynosił w białym pudełku z czarną wstążką domowej roboty baklawę, a Sienna i Gavin zajadali się nią, aż mieli pełne brzuchy i usta pokryte miodem. Występy magika nie były jednak zbyt popularne i Mirabelle ledwie mogła opłacić rachunki. Argus mawiał jednak, że radość, jaką przynosi ludziom ich przedstawienie, jest warta znacznie więcej niż bogactwo.
Sienna wiedziała, że to niewinne kłamstewko, ponieważ Argus pozwalał Gavinowi, który rewelacyjnie grał w karty, grać w pokera online pod swoim nazwiskiem, a potem dzielili się zyskami, co ukrywali przed Mirabelle. Sienna nie lubiła mieć tajemnic przed Mirabelle, ale wiedziała, że dodatkowe pieniądze, o których Argus mówił, że pochodzą ze sprzedaży biletów, oszczędzają jej trochę stresu i pozwalają im opłacić wszystkie rachunki, nawet jeśli pod koniec miesiąca za dużo nie zostaje.
Była już na tyle dorosła, by wiedzieć, że sztuczki, które wykonywali, były tylko sztuczkami, nie potrafiła jednak powstrzymać się od patrzenia, jak Argus i Mirabelle ćwiczą. Czuła wtedy w sercu czysty zachwyt i aż zapierało jej dech z radości, gdy coś im się udawało.
W samych ich ruchach, gdy perfekcyjnie wykonywali numer, było coś urzekającego i pięknego.
– Dzisiaj… – powtórzyła Mirabelle.
Sienna otworzyła usta, by coś powiedzieć, lecz Mirabelle chwyciła ją za rękę i pociągnęła za sobą.
– Chodź ze mną. Mam pomysł.
– Pomysł? Mirabelle…
Poszły do sypialni z tyłu przyczepy. Mirabelle puściła rękę Sienny i podeszła do komody stojącej obok drzwi. W tym pokoju pachniało konwaliami jeszcze intensywniej, a na łóżku leżała kołdra w żółte róże. Mirabelle otworzyła górną szufladę komody, wyjęła małe drewniane pudełko, uniosła wieczko i sięgnęła do środka. Sienna zauważyła plik zdjęć, lecz Mirabelle zakryła je dłonią, zanim dziewczyna zdążyła zobaczyć, kto na nich jest. Jej rodzina? Mirabelle nigdy o niej nie wspominała. W domu nie wisiały żadne zdjęcia – z wyjątkiem portretów Gavina – no i w święta nigdy nie odwiedzali żadnych krewnych, ale może mieli z nimi jakiś zatarg.
Sienna zapragnęła o to zapytać, nie chciała jednak naruszać prywatności Mirabelle.
Kobieta wyjęła coś z pudełka i uniosła. Sienna zamrugała. Była to piękna, delikatna, srebrna bransoletka z bladofioletowymi kamieniami.
– Myślisz, że spodobałaby się twojej przyjaciółce?
Dziewczynka spojrzała jej w oczy.
– Czy by się spodobała? Och, tak, ale nie mogłabym…
– Możesz i zrobisz to. – Mirabelle ujęła dłoń Sienny i wcisnęła w nią bransoletkę. Cały czas trzymając dziewczynę za rękę, spuściła wzrok, jakby rozważała kolejne słowa. – Wiem, że nigdy dotąd nie mówiłam o ojcu Gavina – zaczęła niepewnie, napotykając zaciekawione spojrzenie Sienny – ale to nie był dobry człowiek. Brutalny i okrutny, więc zabrałam Gavina i od niego odeszłam.
– Och – szepnęła Sienna. – Tak mi przykro.
Ale Mirabelle się uśmiechnęła.
– Niepotrzebnie, kochanie. Nasze życie jest lepsze bez niego. – Coś jednak zmieniło się w wyrazie jej twarzy, jakby nie była do końca pewna tego, co powiedziała.
– No i… No i masz Argusa – powiedziała Sienna, chcąc sprawić, by ta dziwna mina zniknęła z twarzy Mirabelle.
– Tak. Tak, mam Argusa – odrzekła z delikatnym uśmiechem, puściła dłoń Sienny, a ta rozwarła palce.
Bransoletka rzucała blask wprost na jej twarz.
– To nie jest droga rzecz – zastrzegła szybko Mirabelle. – Ale chodzi o coś więcej. O związane z nią trudne wspomnienia. Powinnam była oddać ją dawno temu. – Przez kilka chwil wpatrywała się zmartwiona w bransoletkę, po czym jakby się otrząsnęła, a jej twarz rozjaśnił uśmiech. – To musi być przeznaczenie, że ją zachowałam i że teraz będzie należała do Amybeth. Niech tworzy nowe wspomnienia. Dobre.
Pełna wątpliwości Sienna zaczęła rozważać propozycję. Bransoletka była śliczna. No i lubiła Amybeth. Chętnie dałaby jej taki prezent, nie była jednak pewna, czy powinna pozwolić Mirabelle, by oddała coś, co – wbrew temu, co powiedziała – wyglądało na cenne.
Ale gdyby rzeczywiście takie było, to Mirabelle chyba by ją sprzedała? Sienna kilka razy widziała, jak kobieta załamuje ręce i zmartwiona przegląda rachunki.
– Ja…
– Och! Mam też idealne pudełko – powiedziała z uśmiechem Mirabelle i przyciągnęła Siennę do siebie. – Zgódź się, Sienno, idź na urodziny i baw się dobrze. Nic nie ucieszyłoby mnie bardziej.
Sienna odwzajemniła uśmiech i poczuła taką miłość i wdzięczność, że z trudem mogła oddychać.
– Dobrze, Mirabelle. Dziękuję. Tak bardzo ci dziękuję.
***
Uwagę Sienny przyciągnął mały chłopiec i oderwał ją od wspomnień, przez które zbierało jej się na płacz. Boże, już od tak dawna nie pozwalała sobie na tak zupełne zanurzenie się w myślach o przeszłości. Dziecko wybiegło zza jednej z przyczep i schowało się za drzewem, zasłaniając usta dłonią, jakby chciało stłumić głośny śmiech. Troje innych dzieci skręciło za ten sam róg co ono i każde schowało się za drzewem lub werandą. Bawiły się w chowanego. Na tę jedną zabawę Mirabelle nigdy nie pozwalała. Powtarzała, że boi się, że któreś z dzieci utknie w miejscu, w którym się schowało. Gdy to mówiła, wyglądała na szczerze przejętą, więc Sienna i Gavin jej słuchali. Przynajmniej do czasu, aż wyszła z domu.
Sienna lekko rozchyliła usta i zdusiła emocje. Obserwowała tę niewinną zabawę, a odnajdywane dzieci piszczały ze szczęścia. Te dzieciaki były jeszcze takie małe. Pełne optymistycznej radości. Za małe, by zdawać sobie sprawę, że z powodu ich pochodzenia inni będą patrzyli na nie z góry. Nie przejmowały się swoimi znoszonymi ubraniami ani zepsutym samochodem rodziców, który prawdopodobnie wybuchnie gdzieś na drodze, przez co ludzie znajdujący się w pobliżu rzucą się w krzaki w obawie, że jakiś szaleniec strzela do tłumu.
Jej uśmiech zniknął, gdy powiedziała sobie, że lepiej by było nie przenosić swojej niepewności i wstydliwych wspomnień na te dzieci. Może będą na tyle silne, by nie pozwolić, żeby pochodzenie je definiowało. A może ich rodzice – choć biedni – troszczą się o nie? „Może mają matki takie jak Mirabelle, a nie takie jak moja”.
Jęknęła z frustracji, przekręciła kluczyk w stacyjce i uruchomiła silnik. Nie miała teraz czasu na takie rzeczy, zresztą w niczym jej nie pomagały. Nie wiedziała, po co tu przyjechała – może tylko po to, by udowodnić samej sobie, że da radę. No dobrze. A więc zobaczyła osiedle, stawiła mu czoła, przetrwała to i mogła żyć dalej ze świadomością, że chociaż jest teraz bliżej niego, to ono nie ma nad nią prawdziwej władzy. To tylko miejsce. Nie żyje i nie oddycha.
Skręciła i wcisnęła gaz do dechy, aż koła zaczęły obracać się w miejscu, a kłęby kurzu eksplodowały w postaci ziarnistej chmury.
„Skoro nie żyje i nie oddycha, to dlaczego przed nim uciekasz, jakby mogło cię w jakiś sposób ścigać?” Postanowiła nie słuchać tego szeptu, bo wiedziała, że nie znajdzie dobrej odpowiedzi.
Rozdział drugi
– Nie ma to jak od razu rzucić się w wir pracy – powiedziała Kat, gdy wciąż lekko oszołomiona Sienna wysiadła z samochodu.
Spodziewała się, że na skutek emocji, które przetaczały się przez nią tego pierwszego wieczoru po powrocie do rodzinnego miasta, będzie całą noc przewracała się z boku na bok, jednak po rozpakowaniu się i zjedzeniu kanapki na wynos zapadła w ciężki, pozbawiony snów sen. Kiedy więc jej nowa partnerka zadzwoniła o trzeciej czternaście nad ranem, Sienna z trudem wymacała dzwoniącą komórkę na podłodze obok łóżka.
Sienna szła z Kat w stronę pustej ulicy pod wiaduktem, gdzie stało kilku policjantów. Naprzeciwko nich wznosił się duży budynek wyglądający na zakład produkcyjny, a na rogu dostrzegła pusty przystanek autobusowy. Spojrzała w górę, gdzie reflektor świecił jasno ze szczytu pochyłości opadającej ku autostradzie.
– Ekipa kryminalistyczna już tu jest. Wkrótce zapakują ofiarę, więc cieszę się, że będziesz mogła zobaczyć, w jakiej pozycji została znaleziona. Zadzwoniłam też do Dahlen. Jest już w drodze, dotrze pewnie za mniej więcej pół godziny. – Kat sięgnęła do kieszeni, wyjęła dwie pary ochraniaczy na buty i wręczyła jedną Siennie.
Dwóch policjantów pilnujących miejsca zdarzenia spojrzało przez ramię, gdy zbliżały się do stóp pochyłości. Skinęli głowami Kat i patrzyli zaciekawieni na Siennę. Nie zadała sobie trudu, by się przedstawić, zamiast tego skierowała się prosto do miejsca na górze, gdzie pracowali technicy kryminalistyczni. Schyliła głowę, bo zaczynało robić się stromo, i sklepienie wiaduktu było coraz niżej.
Zbliżywszy się do miejsca zbrodni, przystanęły, założyły ochraniacze na buty, po czym podeszły tam, gdzie pracowało troje członków ekipy – dwoje zgarbionych z powodu braku miejsca i jedna klęcząca przed kobietą umieszczoną na czymś, co wyglądało na drewniane krzesło. Płaska powierzchnia na szczycie pochyłości była dostatecznie wysoka i szeroka, aby ofiara zmieściła się w pozycji siedzącej.
„Co to ma być, do cholery? Krzesło pod wiaduktem? To ewidentnie zostało zainscenizowane”.
Sienna przyjrzała się uważniej. Starsza kobieta z przechyloną na bok głową. W ustach miała knebel. Oczy otwarte, wzrok przygnębiony, bez kresu. Jeden z członków ekipy poruszył się lekko, by zdjąć coś pęsetą z uda kobiety, i Sienna zobaczyła, że ofiara ubrana jest w strój typowy dla pracujących w kasynach barmanek: krótką czarną spódniczkę i białą koszulę, chociaż bez żadnego charakterystycznego logo ani kolorów, które pomogłyby zidentyfikować lokal. Być może ta kobieta miała kiedyś na sobie kamizelkę lub inny element stroju, który pomógłby w ustaleniu tego, gdzie pracowała, ale teraz niczego takiego nie było. Gdy Sienna podeszła bliżej, dostrzegła dwie małe dziurki na koszuli w miejscu, w którym powinien być przypięty identyfikator z imieniem, albo więc został usunięty, albo odpadł. Ręce kobiety były skrępowane taśmą nałożoną luźno i niedbale, wykorzystaną raczej do przymocowania jej do dłoni kart do gry niż do ograniczenia ruchów. „Dziwne”. Nogi zostały przyklejone do krzesła taśmą klejącą, na szyi miała fioletowe i czerwone ślady. Sienna, której krew ostygła o kilka stopni, przysunęła się nieco bliżej, przekrzywiła głowę i pochyliła się, by spojrzeć ofierze w oczy.
Obok rozbłysły flesze, gdy jeden z członków ekipy zrobił kilka zdjęć.
– Widać wybroczyny? – spytała stojąca za jej plecami Kat, która najwyraźniej wiedziała, czego Sienna szuka: specyficznych czerwonych kropek na gałkach ocznych, które wskazywałyby na to, że kobieta została uduszona.
Sienna kiwnęła głową. Szybko odzyskała jasność umysłu dzięki połączeniu jasnych świateł, chłodnego, nocnego powietrza i przypływu adrenaliny od stanięcia twarzą w twarz z ofiarą, która zginęła gwałtowną śmiercią.
Oszacowała, że kobieta ma jakieś sześćdziesiąt lat. Jej farbowane, brązowe włosy z dwoma centymetrami siwych odrostów były związane w koński ogon, który częściowo się rozsypał, prawdopodobnie gdy walczyła o życie. Życie, które tak tragicznie straciła. Sienna zauważyła jej szorstką, nadmiernie pomarszczoną i zwiotczałą skórę i pomyślała, że mogło to być ciężkie życie. Spojrzenie detektywki przeniosło się na cętkowaną szyję ofiary.
– Wygląda na to, że użyto garoty – powiedziała, uważnie oglądając ślady.
– Tak. – Kat wskazała miejsce po lewej stronie. – Tutaj widać, w którym miejscu zabójca przeciął skórę. Rana lekko krwawi. Kobieta jeszcze wtedy żyła, ale już niezbyt długo.
Sienna miała nadzieję, że była to szybka śmierć. W każdym razie cierpienie ofiary dobiegło już końca. Ale smutek Sienny i tak nie przechodził. Niezależnie, czy to wszystko stało się szybko, czy nie, kobieta musiała być przerażona.
– Art, lekarz medycyny sądowej, to potwierdzi.
Jedna z członkiń ekipy kryminalistycznej, młoda kobieta o prostych czarnych włosach i dużej wadzie zgryzu, która nadawała jej nieco króliczy wygląd, ostrożnie wyjęła z rąk ofiary karty, oderwała taśmę i wyciągnęła je w stronę Sienny i Kat.
– Wydaje się, że w którymś momencie jej ręce zostały przymocowane do oparcia krzesła. – Ruchem głowy wskazała w tamtą stronę. – Są tam resztki kleju, a na nadgarstkach widać siniaki.
Tak, Sienna dostrzegła je teraz – różowoczerwone cętki w miejscu, w którym kobieta była skrępowana.
– Dlaczego więc, do cholery, rozwiązał ją i włożył jej w ręce karty do gry?
Kobieta najwyraźniej wiedziała, że Sienna nie oczekuje odpowiedzi, więc spojrzała tylko na karty i delikatnie je rozłożyła.
– Jest ich sześć lub siedem.
– Możesz je odwrócić? – poprosiła Sienna.
Czy ofiara wygrała w jakąś grę i rozwścieczyła przeciwnika? Policjant powiedział, że pracowała w kasynie, ale przecież nie grałaby w miejscu zatrudnienia. Hazard podczas pracy był zabroniony, prawdopodobnie istniały też zasady zakazujące pracownikom grania w ogóle. Nie, gdyby to robiła, zauważono by to na monitoringu, przesłuchano by ją i pewnie zwolniono, a karty zostałyby skonfiskowane. Ochronie kasyna nic nigdy nie umyka, więc może kobieta skończyła pracę i grała w karty z przyjaciółmi? Ale jeśli tak, to dlaczego wcześniej się nie przebrała?
– Te karty to wiadomość – mruknęła Sienna.
– Pozostawiona przez zabójcę – dodała Kat.
– Tak – zgodziła się Sienna. – Ale dlaczego?
Techniczka odwróciła je i rozłożyła jeszcze szerzej. Było ich siedem. Ósemka pik, dziewiątka kier, walet kier, piątka karo, walet pik, as trefl i dwójka karo. Jeżeli w kartach ukryto jakąś wiadomość, to Sienna jej nie dostrzegała. Ale przecież nigdy nie była dobra w grze w karty. Potrafiła tylko tasować, a i to bardzo niezgrabnie.
Jeśli karty stanowiły jakąś wiadomość lub wizytówkę, to na pierwszy rzut oka przesłanie było nieczytelne. Przynajmniej dla niej.
– Rozumiesz coś z tego? – zwróciła się do Kat.
Policjantka przyglądała im się przez chwilę, po czym pokręciła głową.
– Nie, ale żadna ze mnie karciara. No chyba że chodzi o uno. To moja specjalność.
Sienna przygryzła wargę, lecz się nie roześmiała. Zawsze czuła, że to niewłaściwe śmiać się przy zwłokach ofiary morderstwa. Inni policjanci różnie do tego podchodzili – wielu z nich żartowało – ale wiedziała, że to mechanizm radzenia sobie z trudną sytuacją i ich za to nie osądzała.
– Zapakuj je nam, Malindo – poprosiła Kat. – A tak przy okazji, to jest Sienna Walker, moja nowa partnerka – zwróciła się do trojga członków ekipy kryminalistycznej i wskazała wszystkich po kolei. – Malinda Lu, Abbott Daley i Gina Marr.
Sienna mruknęła coś powitanie.
– Macie szacunkowy czas zgonu? – zapytała Malindę, która stała najbliżej.
– Zmarła zaledwie kilka godzin temu – odparła Malinda. Mówiła bardzo cicho i z lekkim akcentem, którego Sienna nie potrafiła zidentyfikować. – Stężenie pośmiertne dopiero co się rozpoczęło. Zgaduję, że to cztery godziny. Nie więcej niż sześć.
Sienna zmarszczyła czoło i zwróciła się do Kat:
– Kto ją znalazł?
– Bezdomny, który czasem tu nocuje. Był nawalony i zachowywał się agresywnie w stosunku do funkcjonariuszy. Zabrali go do aresztu. Później spiszę jego zeznanie i sprawdzę, czy pamięta coś jeszcze, ale chyba przyszedł tutaj, zobaczył ją, postanowił napić się przed snem i ruszył tyłek do sklepu spożywczego kilka przecznic dalej. To wszystko działo się około godziny temu. Wezwano nas ze sklepu. Na razie nie ma powodu, by uważać go za podejrzanego. Ledwie był w stanie chodzić, a co dopiero dźwigać krzesło i ciało pod górę, jednocześnie niosąc sobie flaszkę. – Wskazała miejsce, gdzie leżała rozbita butelka, a na betonie widniały ślady rozlanego taniego alkoholu. Kat spojrzała za siebie, na ulicę poniżej. – Tą drogą jeździ autobus, z którego byłby bezpośredni widok na to miejsce. Dowiem się, o której jest ostatni kurs, i skontaktuję się z kierowcą. Uważam jednak, że została zabita gdzie indziej, a tutaj morderca tylko odpowiednio ją upozował.
„Upozował”.
– Ale dlaczego? Po co posadził ofiarę na krześle? – wyszeptała Sienna i pochyliła się, by sprawdzić, co jest za krzesłem. Tylko żwir. – Dlaczego jej po prostu nie porzucił?
– Nie wiem – odparła Kat. – Ale skoro już nie żyła, to z pewnością nie chodziło o zapewnienie jej komfortu.
– I dlaczego tutaj? – Sienna wskazała głową zbocze. – To dziwne. – Spojrzała na ciemny budynek po drugiej stronie ulicy. – A może tam był jakiś pracownik albo ktoś inny? Może coś widział?
– Sprawdziłam firmę. To Armstrong and Sons, produkują narzędzia, w soboty mają zamknięte.
Sienna znów popatrzyła na kobietę. Po kręgosłupie przebiegł jej lekki dreszcz. Karty zostały już zapakowane, ale przeanalizowała w myślach ich układ. Wyglądało na to, że nie dało się z nimi wygrać. Kobieta siedząca przed nią, zimna i milcząca, przegrała więcej niż raz.
Rozdział trzeci
– Dzień dobry – powiedziała Sienna, wręczając Kat kubek dobrej kawy, którą kupiła po drodze, i zamykając drzwi do sali konferencyjnej, chociaż w ogóle nie czuła, by był to dobry dzień, jeśli wziąć pod uwagę, że po opuszczeniu strasznego miejsca zbrodni udało jej się przespać zaledwie kilka godzin, i to już po wschodzie słońca.
Kat praktycznie wyrwała jej kubek ręki.
– Od razu wiedziałam, że cię polubię i że będziemy najlepszymi przyjaciółkami na wieki wieków – powiedziała.
Sienna roześmiała się i postawiła na stole kawę i białą papierową paczuszkę ze śmietanką, cukrem i mieszadełkami, po czym powiesiła torebkę na krześle. Podała paczuszkę Kat i obie wyjęły miniaturowe torebeczki ze śmietanką i cukrem i dodały ich zawartość do kawy. Po chwili Kat skinęła głową w stronę tablicy wiszącej na ścianie. Powiesiła na niej zdjęcie kart – z obu stron – ale nic więcej.
– Ingrid wkrótce tu będzie. Za chwilę przygotuję wszystkie zdjęcia z miejsca zbrodni – powiedziała, stukając w leżącą przed nią teczkę. – A potem zamierzałam zacząć przekopywanie stron internetowych kasyn, by sprawdzić, czy uda mi się zawęzić poszukiwania i określić, w którym personel nosi czarne spódniczki i białe koszule.
Sienna obawiała się, że taki strój jest standardem w większości kasyn.
– Podzielmy listę – zaproponowała.
Gdyby udało im się dowiedzieć, gdzie kobieta pracowała, mogłyby poznać jej tożsamość.
– Doskonale.
Miała nadzieję, że lekarz medycyny sądowej doda jakieś informacje do tego, co mają, czyli do praktycznie niczego. Wcześniej tego ranka Dahlen spotkała się z nimi na miejscu zbrodni i przeanalizowała to, czego Kat i Sienna już się dowiedziały o ofierze i rekwizytach.
Mimo wczesnej pory szefowa wyglądała na rozbudzoną i pełną energii, jakby w momencie, w którym do niej zadzwoniły, wcale nie spała, tylko na przykład siedziała przy biurku nad papierkową robotą, której, jak powiedziała Siennie, nienawidziła.
Też nie miała żadnego pomysłu co do kart i nie wiedziała, co o nich sądzić. Zgłosiła się jednak na ochotnika, by z samego rana porozmawiać z lekarzem medycyny sądowej, a następnie poinformować je o tym, co udało mu się ustalić. Sienna chciała już zacząć polowanie na osobę, która popełniła tę zbrodnię, ale cieszyła się, że nie musi przebywać w chłodnym pomieszczeniu z rozkrojonymi zwłokami i słuchać, jak lekarz sądowy opisuje wszystkie obrażenia. Była to nieodłączna część jej pracy, ale wolała przeczytać raport. A jeśli oznaczało to, że była mniej zahartowana od innych detektywów, będących w stanie spokojnie patrzeć na ciało, które jeszcze kilka godzin wcześniej było żywym człowiekiem, to trudno.
Drzwi się otworzyły i Sienna spojrzała za siebie, spodziewając się zobaczyć Ingrid Dahlen, jednak zamiast niej do sali wszedł mężczyzna po trzydziestce, z krótką brodą i w stroju dozorcy, z dużym koszem na śmieci. Podniósł wzrok, wyraźnie zaskoczony ich widokiem, i wolną ręką wyjął słuchawkę z ucha.
– Och, przepraszam, nie wiedziałem, że ktoś tu jest. – Wskazał kosz na śmieci stojący przy drzwiach, a następnie na ten w pobliżu ekspresu do kawy. – Szybko je opróżnię i już mnie nie ma, dobra?
– Ej, Ollie, wszystko w porządku – powiedziała Kat, a Sienna zwróciła uwagę na wyraźne zaskoczenie mężczyzny, gdy Kat zawołała do niego po imieniu.
Ollie włożył słuchawkę do ucha i zabrał się do pracy, a Kat spojrzała na leżącą na stole teczkę z dokumentami.
– Aha – wróciła do Sienny – kierowca autobusu, który wczoraj jechał tą trasą, będzie dziś o jedenastej. Na przystanek obok miejsca zbrodni autobus przyjeżdża po raz ostatni o dwudziestej, jeśli więc wziąć pod uwagę godzinę zgonu, to kierowca pewnie niczego nie widział.
– A jeżeli miejsce, w którym zostawiono ofiarę, zostało wybrane wcześniej, to przecież zabójca z pewnością wiedział, o której godzinie autobusy przestają kursować, prawda? – dodała Sienna.
– Nawet jeśli jest choć w połowie tak dobry w planowaniu, jak w mordowaniu ludzi i układaniu ich ciał w odpowiedniej pozycji, to tak.
Sienna westchnęła. Miała nadzieję, że nie był w tym zbyt dobry, bo dzięki temu zdecydowanie łatwiej byłoby go złapać.
– Dobrze. Co jeszcze mamy na liście? – spytała Sienna.
Kiedy nie usłyszała odpowiedzi, podniosła wzrok i zobaczyła, że Kat w zamyśleniu przygląda się Olliemu.
– Ollie! – zawołała i pomachała ręką, by zwrócić jego uwagę.
Na jej gest spojrzał w górę, znów wyjął słuchawkę z ucha i popatrzył na nią wyczekująco.
– Grywasz w karty, prawda? Słyszałam, jak rozmawiałeś o tym z policjantami.
Uśmiechnął się krzywo.
– Czasami w weekendy gram w blackjacka, jeśli moja dziewczyna chce pójść do kasyna, ale robię to tylko dla zabawy. A co?
Kat wskazała głową na tablicę, na której wisiały zdjęcia kart.
– Czy ten układ kart coś ci mówi?
Przyjrzał się zdjęciom, po czym pokręcił głową.
– Dwa walety to niezły początek, jeśli grasz w pokera, prawda? A może dziewiątka kier i walet kier, jeśli chcesz dobrać do pokera… A może to poker królewski? – Ściągnął brwi. – Nie, to muszą być wyższe karty, prawda? – Wzruszył ramionami. – Jak już wspomniałem, grywam raczej w blackjacka, no i nie jestem w nim jakiś wybitny. Przykro mi.
– W porządku – odparła Kat. – Ale nic o tych kartach nie może wyjść poza ten pokój, dobrze?
– Tak, pewnie.
– Dziękuję za pomoc.
Ollie skinął głową, lecz jego wzrok wciąż był skierowany na tablicę.
– Gavin Decker – mruknął.
Po karku Sienny przebiegł gorący dreszcz, a jej spojrzenie, które zdążyło już wrócić do leżącego przed nią notatnika, znów przeskoczyło na dozorcę.
– Słucham? – Jej głos brzmiał dziwnie, był lekko zdławiony. Odchrząknęła, by ukryć swoją reakcję.
Ollie lekko pokręcił głową, jakby wychodził z transu.
– Przepraszam, przepraszam, z układem kart nie mogłem za wiele pomóc, ale projekt na ich odwrocie… te łabędzie… – Podniósł mały pojemnik na śmieci, po czym z roztargnieniem wrzucił jego zawartość do większego i odstawił na podłogę.
– Tak? – ponagliła go Kat.
– Projekt wygląda znajomo, ale nie mogłem sobie przypomnieć dlaczego i gdzie wcześniej go widziałem, ale już wiem: Gavin Decker.
Serce Sienny przyspieszyło. „Znowu to imię. To pieprzone imię”. I jak to się, do cholery, stało, że wymieniono je przy niej w niecały tydzień po tym, gdy wróciła do rodzinnego miasta?
– Dlaczego to nazwisko brzmi znajomo? – zainteresowała się Kat.
Sienna nie odpowiedziała, pozwalając im rozmawiać o Gavinie Deckerze, jakby nie miała pojęcia, kim on jest. Zresztą przypuszczała, że w tym momencie była to prawda.
– Dwa razy z rzędu wygrał World Series of Poker – wyjaśnił Ollie. – W Reno dobrze go znają, bo stąd pochodzi. – Ściągnął brwi. – Wydaje mi się, że może pełnić funkcję szefa ochrony w Szmaragdowej Wyspie. Fani uwielbiają robić sobie z nim zdjęcia.
– No dobrze, a co z kartami? – ponagliła go Sienna, starając się uspokoić.
Znów zaskoczyło ją wspomnienie o Gavinie. Ale teraz, gdy lepiej przyjrzała się kartom, zobaczyła, że wzór, który uważała za skomplikowane esy-floresy, jest powtarzającym się motywem dwóch łabędzi, których szyje ułożono tak, że tworzyły serce.
– On chyba miał na nadgarstku tatuaż, z którego był znany. Pewna firma wykorzystała ten wzór na okładkach talii kart i zaczęto je sprzedawać w sklepach z pamiątkami w kasynach.
„Łabędzie. Tatuaż”. Przełknęła ślinę.
– Więc nadal sprzedaje się je w sklepach z pamiątkami w Reno? – zapytała Kat.
Ollie wzruszył ramionami.
– Nie są już tak popularne, dlatego nie od razu rozpoznałem ten projekt. Kiedyś widywałem je znacznie częściej, ale tak, na pewno można je gdzieś znaleźć. Może w Szmaragdowej Wyspie, gdzie Gavin pracuje.
– Doskonale – powiedziała Kat. – Cieszę się, że akurat teraz tu do nas wszedłeś. Dobrze się złożyło. Dzięki, Ollie.
Skinął głową i szybko zerknął na Siennę.
– Cześć, Ollie – powiedziała. – Tak przy okazji, jestem Sienna Walker. Dopiero zaczęłam tu pracę. Dzięki za pomoc. Jeśli coś jeszcze przyjdzie ci do głowy w związku z tymi kartami, daj nam znać, dobrze?
Skinął głową, po czym zaczął pchać śmietnik w stronę drzwi.
– Dobrze. Nie ma sprawy. – Wycofał się i drzwi zamknęły się za nim z cichym kliknięciem.
Kat pisała coś na kartce.
– Musimy znaleźć wszystkie miejsca w mieście, w których sprzedawane są te karty, i sprawdzić, kto ostatnio kupił talię. Cholera, może sprawca użył karty kredytowej? Czy to nie byłby szczęśliwy traf? Co powiesz na wycieczkę do Szmaragdowej Wyspy po spotkaniu z kierowcą autobusu? Wygląda to na doskonałe miejsce do… Wszystko w porządku? – zapytała, gdy spojrzała na Siennę.
Sienna zmusiła się do uśmiechu.
– Oczywiście. Tak, to brzmi jak dobry początek. Jestem trochę rozczarowana. Myślałam, że może to jakaś rzadka talia kart i będziemy miały lepszy trop. – I mimo tego, że trochę się zdenerwowała, to to, co powiedziała, było prawdą.
Drzwi znów się otworzyły i do sali weszła Dahlen z aktówką w ręku, ubrana w garsonkę w odcieniu bladego błękitu, która wyglądała na niej jak druga skóra. Przywitały się, po czym sierżantka położyła teczkę na stole i usiadła.
– Powiedz nam, że Art coś dla nas miał – zwróciła się do niej Kat.
– Musi przeprowadzić jeszcze kilka badań, ale odebrał ciało, gdy tylko przywieziono je wcześnie rano, i udało mu się sporządzić wstępny raport – odparła Ingrid, przysunęła do siebie aktówkę, wyjęła z niej brązową harmonijkową teczkę, rozwiązała sznurek i podjęła: – Przede wszystkim przyczyną śmierci z całą pewnością było uduszenie. Art obstawia jakiś rodzaj sznurka, ponieważ nie stwierdził żadnych włókien z liny. To było coś bardzo cienkiego, ale nie tak ostrego jak drut.
Sienna spostrzegła, że Kat robi notatki. Ona niczego nie zapisywała, chyba że wiedziała, że później nie będzie miała dostępu do tych informacji i o czymś zapomni lub pomyli szczegóły. Niektórzy jednak zapisywali wszystko. Jej były partner, Garrod, również. Na myśl o detektywie, z którym współpracowała przez pięć lat, poczuła ciężar w piersi. Tęskniła za nim. Był przyjacielem, kimś w rodzaju wujka, zbliżyła się również do jego rodziny.
Zastanawiała się, z iloma rodzinami zastępczymi życie każe jej się pożegnać, zanim będzie gotowa. I jednocześnie poczuła falę wdzięczności, że została obdarowana choćby jedną. Dała sobie w myślach kuksańca. Co prawda jej umysł błądził gdzieś daleko tylko przez kilka sekund, ale była winna ofierze całkowite skupienie się na śledztwie. A czas był tu najważniejszy. Pierwszych kilka dni po morderstwie jest kluczowych dla rozwiązania sprawy. No i, Boże, chciała rozwikłać tę zagadkę nie tylko ze względu na biedną kobietę, która straciła życie, lecz także dlatego, że po wydarzeniach w poprzednim wydziale była zdeterminowana, by udowodnić swoją wartość w tym nowym.
Ingrid wyjęła plik dokumentów – prawdopodobnie wstępny raport z sekcji zwłok – i przeglądała je, czytając szczegóły, które mogły być istotne.
– Art znalazł coś dziwnego w jej ubraniu. Pokażę wam to już po omówieniu szczegółów autopsji, żebyście obie były na bieżąco. – Przerwała, spoglądając na dokument, i postukała wypolerowanym paznokciem w blat stołu. – Niedawno jadła. Stek, ziemniaki i zieloną fasolkę. Wkrótce dostaniemy bardziej szczegółowy raport toksykologiczny, ale wiadomo, że wdychała chloroform. Ślady znajdowały się w jej płucach, a także na nosie i ustach.
– Zabójca ją odurzył.
Ingrid nieznacznie skinęła głową i kontynuowała czytanie raportu:
– Miała siniaki na nadgarstkach i kostkach, bo próbowała rozerwać taśmę izolacyjną, ale poza tym nie ma żadnych obrażeń. Nie doszło też do wykorzystania seksualnego.
– Więc równie dobrze mogła ją zabić kobieta – odezwała się Sienna.
– Tak, ale musiałaby być bardzo silna, żeby wciągnąć ją na zbocze, gdzie ją znaleziono – zauważyła Kat.
– Ile ważyła ofiara? – Chciała wiedzieć Sienna, myśląc o drobnej kobiecie, którą widziała tego ranka.
– Pięćdziesiąt trzy kilogramy – odparła Ingrid po sprawdzeniu w raporcie.
– W takim razie niewiele – stwierdziła Sienna. – Krzesło nie mogło ważyć więcej niż kilka kilogramów.
– Kat ma rację, to musiałaby być silna kobieta – przyznała Ingrid – ale wydaje mi się, że na tym etapie nie możemy być pewni płci.
– Chociaż uduszenie zazwyczaj wskazuje na osobisty związek z ofiarą – przypomniała Kat. – Złość. Zazdrość. No i ten stek na kolację? To mogła być randka.
– Możliwe – zgodziła się z nią Dahlen. – Mimo to ofiara niekoniecznie zginęła z rąk osoby, z którą była na randce.
Kat cmoknęła i stuknęła długopisem w podkładkę. Opowiedziała Ingrid o Olliem i wzorze na kartach.
– Przynajmniej mamy jakieś konkretne miejsce, od którego możemy zacząć – rzekła Ingrid. – Ale te karty mogą być sprzedawane w setkach miejsc w mieście. – Wyjęła z teczki torebkę foliową na dowody, w której znajdowała się kartka, i podała ją Siennie, a ta położyła ją między sobą a Kat. Była to kartka z zeszytu, pognieciona, jakby kiedyś została złożona na cztery. Zapisano ją starannym i schludnym pismem.
– Znaleziono to za paskiem spódnicy ofiary – wyjaśniła Ingrid.
Sienna i Kat pochyliły się, wygładziły plastikową osłonę kartki i zaczęły czytać:
Kiedy moja matka zabiła mojego ojca, miałem trzynaście lat. Musiała, naprawdę nie było innego wyjścia. Widzicie, ten człowiek był pełnym nienawiści draniem, który nie zasługiwał na to, by nazywać go ojcem.
Matka dała mu trochę swobody, większość mojego życia spędził w drodze, pracował jako sprzedawca i nie musieliśmy go zbyt często znosić. I chociaż żadne z nas nie ceniło jego obecności czy odrażającej osobowości, docenialiśmy wypłatę, którą podrzucał, zanim znów pochylał swoje wysokie ciało, żeby wsiąść do samochodu i wyjechać z miasta.
W pewnym momencie musiał wydawać się sympatyczny, ponieważ zawrócił matce w głowie, nigdy jednak nie wyjaśniła, jakie cechy na początku ją do niego przyciągnęły. W każdym razie unikałem go, gdy był w domu, żeby nie pomyślał, że w jakiś sposób go lekceważę i nie wyładował na mnie agresji za pomocą paska, pięści lub, jak to było pewnego razu, odbojnika w kształcie kota, który spowodował u mnie całkowitą utratę słuchu w jednym uchu i trwający ponad miesiąc ból głowy.
Po tym wydarzeniu matka się wściekła i chociaż nie powiedziała ani słowa, widziałem, że zamierza go zabić.
– Czyżby kot zjadł ci język, synku? – pytała, gdy byliśmy sami, a ja siedziałem wyjątkowo cicho.
– Nie, mamo – odpowiadałem, uśmiechając się tajemniczo. – Ale wykręcił mi numer z uchem. – A potem śmialiśmy się i śmialiśmy, bo choć o tym nie było mowy, oboje wiedzieliśmy, że ojciec długo już nie pochodzi po tym świecie i że przy pierwszej nadarzającej się okazji matka odpłaci mu pięknym za nadobne. Nie musiała mówić ani słowa – widziałem to wyraźnie w jej oczach.
Kat skończyła czytać kilka sekund przed Sienną i wyprostowała się na krześle. Zdezorientowana Sienna spojrzała na Ingrid.
– Czy to od zabójcy?
– Mogła to napisać ofiara, chociaż słowo „synku” sugeruje coś innego.
– A może pisała jakieś opowiadanie?
– W każdym razie – Ingrid wzięła przezroczystą torebkę na dowody z listem i włożyła ją do teczki – mamy kolejny element układanki. Zamierzam przeszukać bazę danych i sprawdzić, czy znajdę jakieś trafienia dotyczące zaginionych kobiet pasujących do jej opisu, w szczególności tych, które zniknęły z pracy w ciągu ostatnich kilku dni, oraz wszelkich przestępstw, w których pojawiły się podobne elementy. Jeśli do końca dnia nie otrzymamy żadnych wskazówek, możemy rozważyć zorganizowanie konferencji prasowej i poprosić opinię publiczną o pomoc w identyfikacji ofiary.
Kat wsunęła notatnik, w którym dotąd pisała, do leżącej przed nią teczki i zamknęła ją, po czym odsunęła krzesło.
– Na podstawie jej stroju służbowego sporządzimy listę kasyn, w których mogła pracować, a potem pójdziemy do Szmaragdowej Wyspy. Gotowa, partnerko? – zapytała Siennę.
Szmaragdowa Wyspa.
W której pracował on.
Była tak bardzo gotowa, jak tylko się dało, czyli w ogóle.
Rozdział czwarty
Cholera, to był ciężki dzień. Gavin rzucił kurtkę na krzesło w salonie, poluzował krawat, podszedł do minibarku i nalał sobie obficie burbona.
Mieli aktualizację systemów i schrzaniło się wszystko, co tylko mogło się schrzanić. Nie wspominając o tym, że przez większość czasu był zamknięty w małym pokoju bez okien, co nie poprawiało mu nastroju. Wypił tak potrzebny mu łyk alkoholu i poczekał na znajome pieczenie w gardle. Nie pamiętał, kiedy ostatnio potrzebował mocnego drinka, by rozluźnić napięcie w ramionach po dniu pracy, ale ten dzień był dostatecznie trudny, by to uzasadnić. Stał przy oknie swojego mieszkania na ostatnim piętrze, z którego roztaczał się wspaniały widok na panoramę Reno i pustynię. Resztka trunku spłynęła gładko. „Wszystko dobre, co się dobrze kończy”. Postawił pustą szklankę na stoliku obok i skręcił szyję najpierw w lewo, a potem w prawo. Napięcie w mięśniach trochę zelżało. Czuł się lepiej.
Oczywiście mama powiedziała mu, że musi znaleźć dobrą kobietę, która będzie robiła mu masaż barków, żeby nie musiał zawsze łagodzić stresu szklaneczką burbona lub półgodzinnym pobytem w saunie, którą zbudował w łazience.
Możliwe. I być może pewnego dnia zacznie szukać na poważnie. Do tej pory nie spotkał jednak nikogo, kto by utrzymał jego zainteresowanie na dłużej, miewał tylko krótkie, nieskomplikowane związki. O ile „związki” to w ogóle właściwe słowo. Westchnął i rozmasował ostatnie napięte mięśnie karku.
Jego myśli błądziły, a burbon wywołał przyjemne odrętwienie. Problem polegał na tym, że wszystkie kobiety porównywał do niej. I żadna nie dorastała jej do pięt. Co na tym etapie było już niedorzeczne. W swojej głowie postawił ją na piedestale, ponieważ miał poczucie winy. A jeśli dodać do tego, że była jego pierwszą miłością, jego pierwszym wszystkim, to oczywiste, że stanowiła ogromną konkurencję. Tak działała psychologia i musiał się z tym pogodzić. Wreszcie pójść do przodu. Dać jakiejś innej kobiecie szansę na strącenie tamtej z miejsca, które wciąż zajmowała w jego sercu.
Potarł grzbiet nosa, by złagodzić tępy ból głowy, którego początek już wyczuwał.
Jezu, dlaczego w ogóle teraz o niej myśli? Nie robił tego od dłuższego czasu. Przynajmniej nie świadomie.
– To stres – mruknął pod nosem, odwrócił się od okna, wziął szklankę i podszedł do minibarku. – Kilka drinków po długim dniu jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło. – Wziął pilota, włączył zamontowany na ścianie płaski telewizor, opadł na kanapę i upił łyk drugiego drinka, zapadając się w miękką jak masło skórę.
Położył nogi na pufie przed sobą i zmieniał kanały, aż znalazł wiadomości. Chętnie obejrzałby jakiś mecz lub coś innego, przy czym łatwiej byłoby mu się wyciszyć, ale nic takiego nie leciało. Starał się jednak być na bieżąco z aktualnymi wydarzeniami w swoim mieście – dla bezpieczeństwa zawsze dobrze było wiedzieć, co się dzieje – więc zdecydował się na wiadomości.
„Przechodzimy teraz do konferencji prasowej na żywo w komisariacie w Reno. Policja prosi o pomoc w zidentyfikowaniu zamordowanej zeszłej nocy kobiety”.
Gdy spojrzał na wyświetloną na ekranie podobiznę, szybko dopił drinka i ściągnął brwi. Nie od razu wydała mu się znajoma, ale może to dlatego, że nie miała żadnych cech szczególnych. Była mniej więcej w wieku jego matki, wyglądała na nieco zmęczoną, co zwykle oznaczało, że życie nie było dla niej łaskawe lub że dokonywała złych wyborów na tyle konsekwentnie, by pozostawiły ślad.
Ale… to czyjaś matka… a może babcia, siostra lub żona. To musi być straszne dowiedzieć się z wieczornych wiadomości, że ukochana osoba została zamordowana. Wydawało mu się, że policja rzadko wybiera ten sposób, chyba że była to sprawa wymagająca jak najszybszego rozwiązania, ponieważ w niebezpieczeństwie znajdowały się również inne osoby.
Kamera na chwilę przesunęła się w bok i Gavin wyprostował się gwałtownie, po omacku odstawiając szklankę na puf.
Nie trafił, szklanka spadła na podłogę, ale nie roztrzaskała się na grubym dywanie. Zostawił ją tam i sięgnął po pilota, żeby podkręcić dźwięk. „To niemożliwe”.
Kąt kamery znów się rozszerzył, a Gavin gapił się w telewizor. „O cholera”. Sienna Walker. Był oszołomiony, jakby w jakiś sposób przyciągnął ją myślami, ponieważ czuł w pobliżu jej obecność. Zerknął na logo stacji telewizyjnej, zastanawiając się, czy może włączył jakąś ogólnokrajową, a Sienna tak naprawdę jest na konferencji prasowej nowojorskiej policji, gdzie przecież jeszcze niedawno pracowała. Ale nie, była tutaj, w Reno, stała wśród miejscowych policjantów, których mundury tak dobrze znał, ponieważ czasami pracował z nimi nad tą czy inną sprawą związaną z bezpieczeństwem. A jeszcze częściej musiał wzywać ich do kasyna do pijanych i agresywnych klientów, których trzeba było usunąć siłą.
Znów cały się spiął, ale wreszcie opadł na oparcie kanapy i słuchał informacji przedstawianych przez policjantkę, która prosiła opinię publiczną o kontakt, jeśli w ciągu ostatnich tygodni lub dni zaginęła jakaś kobieta podobna do tej ze zdjęcia. Najwyraźniej na razie nie było żadnych podejrzanych ani przypadków zaginięć, które pasowałyby do ofiary.
Zakręciło mu się w głowie, skupił się na Siennie. Robiła oszałamiające wrażenie nawet z zaczesanymi do tyłu włosami, w prostych szarych spodniach i białej bluzce. Była piękna jedenaście lat temu, a teraz była jeszcze piękniejsza. Potrafił być wobec siebie na tyle szczery, by przyznać, że to poruszenie w jego wnętrzu to tęsknota. Uderzyło go to jak młot kowalski.
Nigdy nie odpuścił.
Nawet gdy zyskał pewność, że ona już nie będzie jego.
Rozdział piąty
Bar był prawie pusty, panował w nim półmrok, z głośników leciało cicho Fly Me to the Moon, które stanowiło jedyny hałas w tle. Sienna wzięła frytkę, zanurzyła ją w keczupie i włożyła do ust, po czym przewróciła kartkę wstępnego raportu z autopsji.
Tego popołudnia przejrzała wszystkie szczegóły sprawy, ale czasami coś rzucało się w oczy, jeśli spojrzało się na raport lub dowód w innych okolicznościach i w innym miejscu, więc czytała go po raz kolejny teraz, gdy jadła sama.
Kierowca autobusu nie potrafił udzielić im żadnych informacji, popołudnie spędziły więc na przeglądaniu stron internetowych kasyn w poszukiwaniu zdjęć strojów służbowych. Zawęziły listę do dziesięciu lokali. Pojechały do każdego z tych miejsc, lecz nigdzie nie odnotowano nieobecności pracowników, więc była to ślepa uliczka. Oczywiście mogły istnieć inne restauracje, bary – do diabła, nawet kluby ze striptizem – gdzie noszono podobne uniformy, więc i tak celowanie w kasyna było obstawianiem w ciemno (gra słów niezamierzona). Siłą rzeczy zaczęła się zastanawiać, jak duże było zapotrzebowanie w jakimkolwiek klubie ze striptizem na pięćdziesięciokilkuletnią, niezbyt atrakcyjną kobietę, lecz postanowiła porzucić te rozmyślania.
Poszły też z Kat do hotelu i kasyna Szmaragdowa Wyspa – Sienna była bardzo zdenerwowana – lecz nie spotkały Gavina Deckera. Próbowała się przygotować, na wypadek gdyby coś w lokalu zmusiło je do rozmowy z ochroną, jednak nic takiego się nie stało. Znalazły kilka talii kart na sprzedaż, które pasowały do tych umieszczonych w dłoni ofiary, ale kiedy kierowniczka sklepu z pamiątkami zajrzała do komputera, powiedziała im, że za jedyne cztery talie kupione w ciągu ostatnich trzech miesięcy zapłacono gotówką. Jakie były na to szanse? Sienna rzadko płaciła za cokolwiek gotówką i zakładała, że większość ludzi robi tak samo.
– Ale nie turyści – odpowiedziała Kat na tę wątpliwość. – Turyści zawsze noszą przy sobie gotówkę na drobiazgi, napiwki i tak dalej.
Słuszna uwaga, choć niefortunna dla ich sprawy.
Wyszły z kasyna bez żadnych tropów i nie spotkały Gavina Deckera. W głowie Sienny panował chaos. Pojechały do Szmaragdowej Wyspy ze względu na możliwe powiązanie kart z szefem ochrony, lecz gdy trop się nie sprawdził, uznały, że sensowniej będzie obdzwonić sklepy z pamiątkami w okolicy. W kilku z nich sprzedawano takie same talie kart; w ciągu trzech ostatnich miesięcy znaleźli się na nie klienci, którzy zapłacili w sposób umożliwiający ich identyfikację, jednak sprawdzenie tego będzie wymagało co najmniej kilku dni.
Kat wspomniała, że chciałaby porozmawiać z Gavinem Deckerem, żeby sprawdzić, czy może mieć jakiś wgląd w sprzedaż kart z motywem łabędzia, jednak nie było to konieczne, ponieważ karty sprzedawano w całym mieście. Sienna nie wiedziała, jak sobie poradzi, jeśli policja postanowi zadać Gavinowi kilka pytań. Prawdopodobnie będzie musiała powiedzieć Kat, że kiedyś go znała, i poprosić, by zrobiła to za nią. Jeżeli jednak istniał jakikolwiek konflikt interesów, to nie jakiś bardzo istotny. Przecież nie rozmawiali od jedenastu lat.
Gdy z roztargnieniem włożyła do ust kolejną frytkę, spojrzała na parę przy barze. Ich głowy znajdowały się blisko siebie, mężczyzna coś mówił, kobieta się śmiała. Założyła nogę na nogę i przerzuciła włosy przez ramię, Sienna nie musiała być policjantką, by rozpoznać te wskazówki.
„Ona cię lubi, stary. Mam nadzieję, że nie jesteś draniem”.
Znów skupiła się na notatkach ze sprawy. Wyjęła ze stosu kartek kopię listu znalezionego przy kobiecie i przeczytała go chyba po raz setny. Nie dawał jej spokoju. Kto go napisał? Zabójca? Czyżby podrzucił go swojej ofierze, aby powiedzieć coś o swoim życiu? Dać śledczym do zrozumienia, że w dzieciństwie się nad nim znęcano?
A może chodziło o coś zupełnie innego? Fragment fikcji literackiej, który sprawca napisał z nieznanych powodów? Albo może autorem jest ktoś inny, może przyjaciel ofiary? Do diabła, to mogło być też coś przypadkowego, co kobieta znalazła na ulicy i co nie miało żadnego związku z popełnionym przestępstwem.
Ale nie, chyba nie.
To musiało coś znaczyć. Po prostu nie mieli jeszcze wystarczająco dużo informacji, by ustalić co.
Sienna odłożyła kartkę i zamknęła teczkę. Musiała się wyspać. Potrzebowała jasnego umysłu. Miała nadzieję, że następnego dnia nastąpi przełom w śledztwie.
Po całym dniu bez nowych tropów konferencja prasowa była najlepszym możliwym rozwiązaniem, jednak nikt nie zadzwonił na komisariat. Sienna, która czuła się wyjątkowo samotna, po długim wyczerpującym dniu postanowiła w drodze do domu zajrzeć do baru. Wydawało jej się, że tęskni za domem, nawet jeśli w pewnym sensie to miasto było jej domem. Dawno temu. Ale teraz była tu obca, co wywoływało wiele skomplikowanych emocji.
Westchnęła i, patrząc przed siebie niewidzącym wzrokiem, zaczęła rozcierać sobie kark. Gdy ktoś usiadł naprzeciwko niej w boksie, poczuła falę szoku, a także dziwnego spokoju tuż pod wierzchnią warstwą zaskoczenia. „Wiedziałaś, prawda? W głębi duszy wiedziałaś, że to nieuniknione”. To coś jak zbliżający się pociąg – horyzont niby jeszcze jest pusty, lecz ziemia już lekko drży pod stopami. Zbliżał się do niej. Przez te wszystkie długie lata ich zderzenie było zapisane w gwiazdach.
– Gavin – powiedziała, dumna, że udało jej się zachować spokojny ton.
– Sienna. – Wpatrywali się w siebie, dwoje nieznajomych, którzy kiedyś byli bratnimi duszami. A ona wierzyła, w głębi serca naprawdę wierzyła, że status bratniej duszy nie jest czymś tymczasowym. – Wiadomości – powiedział cicho. – Tam cię zobaczyłem.
Zupełnie jakby przez ostatnią dekadę odnalezienie jej było niemożliwe. Odwróciła wzrok. Dwoje ludzi przy barze zbierało swoje rzeczy i wychodziło razem. Sienna znów spojrzała na Gavina i odchrząknęła.
– Co ty tu robisz? – Zakręciła palcem w powietrzu, wskazując bar, w którym siedzieli. Nie wyjaśniła, dlaczego wróciła do Reno. Nie była mu nic winna.
Zmrużył oczy, a ona poświęciła chwilę, by uważniej przyjrzeć się rysom jego twarzy. Owszem, wyglądał starzej, ale należał do tych mężczyzn, którzy z wiekiem stają się coraz przystojniejsi. Oczywiście, że tak.
Kilka lat temu, gdy wypiła trochę wina, wyszukała go w Internecie. Chciała sobie udowodnić, że skończyła z nim raz na zawsze. Bolało, ale przeżyła. Wtedy jednak nie miała go przed sobą. Nie widziała faktury jego skóry ani nie czuła drzewnego zapachu jego wody kolońskiej. Teraz było… trudniej. I wciąż nie odpowiadał na jej pytanie.
Otworzyła usta, by zapytać go ponownie, gdy powiedział:
– Poszedłem na komisariat, żeby się z tobą zobaczyć. Widziałem, jak wychodzisz, i poszedłem za tobą. – Uśmiechnął się krzywo, przypominając jej, jaki był jako chłopak. Między innymi taki, że bardzo ją zranił. – Siedziałem w samochodzie i próbowałem odwieść się od pomysłu przyjścia tutaj – wyznał.
Nie odwzajemniła uśmiechu, tylko lekko postukała palcami w blat stolika.
– Widzę, że ci się nie udało.
Zaśmiał się, lecz natychmiast spoważniał.
– Co tu robisz, Sienno?
Wzruszyła ramionami.
– Zaproponowano mi pracę.
Przyglądał jej się przez kilka chwil.
– To nie może być tylko to.
– Nie jest, ale to nie twoja sprawa.
W wyrazie jego twarzy coś się zmieniło, była jednak zbyt zdenerwowana jego niespodziewaną obecnością, by móc to odczytać.
– Nadal jesteś na mnie zła.
Jej żyły przeniknął przypływ oburzenia. Pochyliła się do przodu.
– Nie jestem na ciebie zła, Gavinie. Dlaczego miałabym być? Nie znam cię. Po prostu moje życie i moja obecna sytuacja to nie twój interes.
Patrzył na nią przez chwilę, po czym na jego twarzy pojawił się leniwy uśmiech.
Ściągnęła brwi.
– Co w tym takiego śmiesznego?
– A jednak jesteś na mnie zła.
Wypuściła powietrze, opadła na oparcie krzesła i, żeby zająć czymś ręce, włożyła do ust zimną frytkę. Nie dała rady poruszyć szczęką, więc przełknęła ją w całości. Ten dupek lubił jej złość, pewnie podsycała jego ego, więc trzeba mu ją odebrać.
– Czego chcesz? Powrotu do tego, co było? – zapytała po tym, gdy udało jej się przełknąć frytkę i przy tym się nie zakrztusić.
– Być może. – Urwał. – Ale najpierw opowiedz mi o kartach.
– Kartach?
– Tych z twojej sprawy. Znalezionych przy kobiecie, która wczoraj w nocy została zamordowana.
– Przykro mi, ale nie mogę ujawnić niczego na temat morderstwa, w którego sprawie toczy się śledztwo.
– Jeśli nie wpadniecie na żaden trop związany z tymi kartami, to ty lub ktoś z policji w Reno prawdopodobnie i tak będzie chciał mnie przesłuchać, spokojnie więc możesz zrobić to teraz i mi o nich opowiedzieć.
Zmrużyła oczy.
– Zakładam, że kierowniczka sklepu z pamiątkami powiedziała ci, że dzisiaj u was byłyśmy.
– Twój umysł działa bardzo szybko. – Znów się uśmiechnął. – Jak zawsze.
Sienna wypuściła powoli powietrze, ale jej gniew zniknął. Może Gavin ma rację. Dlaczego teraz, gdy siedzi przed nią, nie skorzystać z okazji, by wypytać go o karty? Przecież i tak zamierzały to zrobić, właściwie miała też już na to pozwolenie.
– Dobrze. Na miejscu zbrodni znaleźliśmy kilka kart. Później powiedziano nam, że wzór na ich odwrocie został zainspirowany tatuażem, z którego byłeś znany w swoich pokerowych czasach.
Zamarł na chwilę, po czym odwrócił rękę i podciągnął rękaw koszuli, żeby odsłonić dzieło sztuki po wewnętrznej stronie nadgarstka. Choć miała jako takie wyobrażenie, jak ono wygląda, zaparło jej dech w piersiach. Na kartach za łabędziami nie było jeziora ani drzew, których rozmieszczenie tak dobrze znała. Spojrzała mu w oczy.
– Kiedy to zrobiłeś?
Cofnął rękę i opuścił rękaw. Do stolika podeszła kelnerka i zapytała Gavina, czy coś mu podać.
– Chętnie napiłbym się kawy.
Pokiwała głową.
– Coś jeszcze dla pani?
– Nie, dziękuję. Poproszę rachunek. – Sienna chciała wyjść, gdy tylko zakończy rozmowę.
– Po wyjeździe z Reno zaciągnąłem się do wojska. – Uśmiechnął się smutno. – Od razu zacząłbym grać w karty, ale…
– Miałeś tylko osiemnaście lat. Tak, zdaję sobie z tego sprawę.
W jego oczach znów pojawił się ten błysk.
– Tak. W każdym razie w pierwszy wolny weekend poszedłem pić z chłopakami i wszyscy zrobiliśmy sobie tatuaże. Oni mają węże, insygnia wojskowe, lamparty i miecze, a ja…
– Łabędzie pływające po jeziorze. Urocze.
– Tak. Do tej pory się ze mnie nabijają. – Uśmiechnął się i, cholera, wreszcie zmiękła. Niewiele, ale jednak.
Sienna pokręciła głową, a lekki uśmiech, jaki mu posłała, natychmiast zniknął. Nie zamierzała pytać o powody. To ładne jezioro. Miała z nim związane dobre wspomnienia, nawet jeśli potem została zraniona. To była szczęśliwa część jego dzieciństwa. Coś pięknego pośród brzydoty.
– Ostatnio przejeżdżałam przypadkiem obok Rajskiego Zakątka – zaczęła. Jeśli Gavin wątpił w to „przypadkiem”, to tego po sobie nie pokazał. – Ale jechałam na wschód, więc nie minęłam jeziora.
– I dobrze – mruknął. Kelnerka przyniosła mu kawę. Postawiła przed nim filiżankę i dzbanuszek ze śmietanką, a on podjął: – Cały park trafił szlag. Pełno w nim dilerów, są nawet prostytutki.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki