Buldożer - Monika Brańska - ebook

Buldożer ebook

Monika Brańska

2,3

Opis

Gdy miłość okazuje się więzieniem…

Kamila i Filip poznali się przez przypadek i od tamtej pory tworzą pozornie idealną parę. Dla dziewczyny jej partner jest niczym chodzący ideał: przystojny, czarujący, inteligentny oraz zamożny. Kamila przelewa na niego całą swoją miłość i nie może uwierzyć w to, jakie spotkało ją szczęście.

Wszystko się zmienia, gdy Filip postanawia dołączyć do tej samej grupy na studiach, co ona. Dziewczyna coraz częściej czuje się osaczona i stopniowo zaczyna dostrzegać apodyktyczność mężczyzny, któremu tak bardzo zaufała. Mimo to postanawia z nim zamieszkać…

Filip kontroluje ją na każdym kroku, a Kamila stopniowo odcina się od wszystkich bliskich i znajomych. Kiedy wreszcie zdaje sobie z tego sprawę, jest już za późno na reakcję. Relacja, która miała przynieść szczęście, staje się dla niej więzieniem. A z zamkniętej celi nie ma wielu dróg ucieczki…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 174

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,3 (3 oceny)
0
1
0
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Lost70

Nie polecam

ależ to było słabe
10

Popularność




Monika Brańska

Buldożer

ROK WCZEŚNIEJ

Rozdział I

– Coś mi tu śmierdzi jadem kiełbasianym. Bieniawa właśnie podsuwa zagadnienia na egzamin, a moja przyjaciółka z ponadprzeciętnym intelektem liczy igły na wierzbie – wystrzeliła Olga niczym guma w źle zapasteryzowanym słoju z ogórkami.

Kamila lekko drgnęła, czując na ramieniu szpony przyjaciółki. Mimowolnie przeniosła wzrok w stronę latynoski o ponętnych afrolokach. Jej nadęta czerwień wargowa bezzwłocznie domagała się odpowiedzi miażdżącej wszelkie wątpliwości.

– Tak wyszło, że odleciałam na moment – wybełkotała speszona.

– Na moment? – Olga przeżegnała ją wzrokiem. – Zajęcia trwają od godziny, a ty spadłaś na ziemię dopiero teraz. Chcę wiedzieć, co jest!

Kamila intencjonalnie przekomarzała się z przyjaciółką. Niby co miała powiedzieć? Od dziecka niemiłosiernie brzydziła się kłamstwem. Szanowała Olkę jak rodzoną matkę, więc musiała sobie darować wszelkie krętactwa. Po drugie matka natura nie obdarzyła jej talentem do blefowania. Całe życie była transparentna niczym kobiecy śluz w dni płodne. Kiedyś, gdy próbowała zniekształcać prawdę, spotykała ją nieprzyjemna reakcja otoczenia, wywołana jej jąkaniem zakłócającym płynność mowy. Dlatego po kilku takich ekscesach zaparła się, że woli być nieobłudną Milką niż kłamliwą cierpiętnicą społeczną.

W sumie nic takiego się nie stało, po prostu dopadła mnie melancholia – usprawiedliwiała się w myślach.

– Halo! Pytałam o coś – przypomniała o sobie naelektryzowana podirytowaniem ciemnoskóra piękność. Niekwestionowanie urodę przywłaszczyła od cherubinów, temperament zaś objęła w dziedzictwie po wuju Lucyferze.

– Możemy do tego wrócić po zajęciach? To dłuższa rozmowa – odparła niewzruszona.

– Dobrze, jak wolisz. Oświeć mnie tylko, czy ma to związek z Filipem.

Kamila ponownie doświadczyła nieprzyjemnego mrowienia w ustach, chwilę wcześniej przegryzła wyraźnie poturbowane już wargi. Niestety, od lat walczyła z tą masochistyczną przypadłością, jednak bezskutecznie. Kumulacja negatywnych emocji, stresu czy konsternacji momentalnie wpędzała ją w patologiczny odruch.

– Taaak, może trochę. Co tu dużo mówić. – Powściągnęła zamiar zdradzenia swoich emocji. – Po prostu coś się zmieniło. Nie czuję się sobą od jakiegoś czasu. – Urwała, asertywnie komunikując, że nie ma zamiaru kończyć wątku. Nie teraz.

Olga, mimo że nie należała do uległych, potrafiła wyczuć, kiedy ma trzymać język na smyczy. Tak więc i tym razem posłusznie zamknęła ujście zwykle kłapiącemu na lewo i prawo ancymonkowi.

Ciekawe, co tym razem nawywijał ten kapucynek. W głowie Kamili odezwał się cichy, piskliwy głos parodiujący przyjaciółkę, co było całkiem zabawne. Jednak w tym momencie wcale nie miała ochoty bratać się z chichotkiem.

Jednego była pewna. Olga nie znosi Filipa Miziaka, przez co szanse na zrozumienie jej stanu rozwarstwienia były nikłe. Generalnie Olka Krejzolka uwielbiała wszelkie istoty myślące, a one uwielbiały ją. Nie miała problemów z nawiązywaniem relacji. Lgnęli do niej ci najmniejsi, odrobinę więksi, mniej lub bardziej elokwentni, permanentnie zgorzkniali, farbowani i z natury rudzi. Jedyne, czego nie tolerowała, to bufoniarstwo, a właśnie tak jawił się jej oczom Filip – jako nadęty snob. Typowym bęcwałom stawiała krzyżyk na drogę, dlatego niejednokrotnie próbowała wyleczyć przyjaciółkę z miłosnej bolączki znaczącym pukaniem się w czoło.

Mimo wszystko więź Kamili i Olgi nadal była silna. Olga była jak kolorowy, nakręcany bączek, a Milka raczej jak wyważony klocek hamulcowy. Razem ulegały zepsuciu, razem pokutowały, po czym znowu dopuszczały się tych samych nadużyć. I trwały w tym ferworze aż do momentu, gdy całkiem nieoczekiwanie w nurt rzeki Milki wpadł niepokorny Filip. Od tego czasu upojona słodkimi wodami miłości płynęła nierozerwalnie u jego boku, strącając Olkę gdzieś na brzeg.

Pierwsze kroki ku miłości między Milką i Filipem nie były sprzyjające. Chyba że miotanie diabłami działa na kogoś odprężająco jak sadzenie mieczyków w ogrodzie. Megaloman przyodziany w jaskrawożółte skarpetki wystające spod szarych chinosów, na których mnożyły się pokaźne różowe fasolki, zaburzał w dziewczynie harmonijny przepływ krwi. Zwłaszcza że chwilę przed prezentacją swojej osoby, a przy okazji również kontrowersyjnej garderoby, doprowadził telefon Milki do rozpadu na czynniki pierwsze, a ją samą naraził na hiperboliczny wstrząs. Olga niezwłocznie i dość sprawnie położyła pokotem nieznajomego, obligując go do rekompensaty straty i zakupu całkowicie nowego aparatu. Tym samym nieświadomie zafundowała koleżance dość bogatą randkę, której owocem był nowy flagowiec oraz fascynacja delikwentem.

Początkowo Kamila wykazywała się kreatywnością w dość prymitywny sposób, dorabiając Filipowi męskie przyrodzenie w miejscach co bardziej ciekawych, na przykład w okolicach mózgu. Jednak wspomnienie sportowego kołowrotka i klapsa w miejscu publicznym szybko zarosło kurzem, a męskie klejnoty zastąpił narząd pompujący krew.

Może jednak powinnam z nią pogadać? – zachwaszczała swój mózg. – Ale co ja jej powiem? Że tęsknię za swoim starym życiem, a Filipa najchętniej wysłałabym na dwutygodniowy urlop? Taki, żebym miała pewność, że do mnie wróci, byleby nie następnego dnia – dorzucała pożywki umysłowi, nie dając mu najmniejszych szans na chwilę wyciszenia. Brakowało jej możliwości, jakie dawniej rozściełało przed nią życie, a przede wszystkim tęskniła za Olgą, która się w nim panoszyła.

– Koniec zajęć – odezwała się Olga, rozganiając niestrawione myśli, które lada moment zakwasiłyby każdą cząstkę ciała jej kompanki. – Mamy pół godziny dla siebie. Na co ma ochotę moja kosmonautka? – rzuciła żartobliwie.

– Na kawę z psiapsi – odparła Kamila z niewyraźnym uśmiechem.

– Najbliższy ekspres mamy na końcu korytarza. Zapraszam. Ciastko też się gdzieś znajdzie, chociażbym miała je wyrwać komuś sprzed nosa.

Olka dziarsko złapała koleżankę pod ramię, a Kamilę ponownie dotknęło uczucie palącej nostalgii. Uwielbiała przyjaciółkę za figlarność, szurnięte pomysły i kolorowe życie, jakie wiodła. Kiedyś była jego częścią, a teraz? Czy wspólne studiowanie można jeszcze nazwać udziałem w czyjejś codzienności? Pewnie w jakimś sensie tak. Niemniej jednak nie satysfakcjonował jej ten stan. Nagle zapragnęła, by wszystko się zmieniło, i ot tak podjęła decyzję, że Filip nie może wypychać swoją osobą każdej minuty jej życia. Transport na uczelnię i z powrotem? Ależ nie będzie go tym obarczać, przesiądzie się w autobus. Zresztą i tak miała dość tego warczącego kopciucha. Jej rower burczał mniej, gdy zmieniała przerzutki. Codzienne randki? To już nawet nie są randki, to monotonna rzeczywistość.

O tak! Czas na zmiany – pomyślała i cicho pisnęła z radości.

Sarkastyczny ton Olgi mimowolnie odblokował jej kanały słuchowe i skierował zainteresowanie w kierunku rozmówczyni.

– Wyobrażasz sobie? Przyłapałam tę niedojdę, jak się ślini, podglądając mnie ze swojego okna. Udzieliłam mu reprymendy jak matka dziecku, bo przecież to jeszcze szczyl, nie chciałam go przestraszyć. No a on mi bezczelnie odpyskował, że nie zabronię mu podglądać sąsiadów, bo po to kupił sobie lornetkę!

Kamila zachichotała. Zauważyła, że jej towarzyszkę w gruncie rzeczy też bawi ta kuriozalna sytuacja. Nie streszczała wczorajszego popołudnia, by słuchać sugestii, jak pozbyć się małego adoratora. Raczej chciała rozbawić swoją kompankę. Jako jedyna z otoczenia Kamili miała niezwykle rozwiniętą zdolność kameleonizmu i doskonale wiedziała, jak dać pstryczka nastroszonej osie koczującej na nosie Kamili. Tym razem też osiągnęła sukces.

Dobry humor ich nie opuszczał. Czuły się w swoim towarzystwie tak dobrze, że postanowiły nie wracać na zajęcia. Zdecydowały, że kontemplowanie kształtu fusów poza uczelnią będzie znacznie przyjemniejsze. Właśnie kierowały się do wyjścia, gdy ktoś za ich plecami niespodziewanie zwrócił się do jednej z nich:

– Dzień dobry, wafelku.

Impulsywnie odwróciły wzrok. W ich stronę szedł wysoki, mięsisty mężczyzna. Swoją pewnością siebie przyciągał uwagę i hipnotyzował przechodniów, również tych władających plemnikami. Na widok Filipa Kamila poczuła rozkoszne mrowienie w okolicach pachwin.

– To dla ciebie. – Cmoknął dziewczynę w policzek i podarował jej obłędnie pachnące herbaciane róże.

– Dziękuję bardzo – powiedziała, zatapiając się w woni kwiatów. – Co tutaj robisz?

– Po pierwsze chciałem ci zrobić niespodziankę. Po drugie z tego, co się orientuję, masz teraz półgodzinną przerwę przed wykładem z kultury biznesu, więc chciałem cię nakarmić. Jedziemy na obiad – wyrecytował jednym tchem.

– Nie jestem głodna. Umówiłam się z Olką na kawę. – Złapała się pod boki niczym mała protestująca przeciw rodzicom dziewczynka. – Dziękuję za kwiaty, ale niepotrzebnie się zrywałeś z pracy. Obiad zjem w domu – rzuciła stanowczo, a cały optymizm uleciał z niej, ustępując miejsca irytacji.

– Kami, nic się nie dzieje. Lećcie coś zjeść – wtrąciła przyjaciółka. – Na kawę wyskoczymy innym razem…

– Przy następnej okazji – dopowiedział Filip, wchodząc jej w słowo. – Jednak mam nadzieję, że nie planujecie nic w najbliższych dniach. – Przerwał, by zaciekawić je obie. – Będę potrzebował twojej opieki, karmelku, jako nowy student japonistyki. Tym bardziej że będziemy w jednej grupie – skończył pretensjonalnie.

– Jak to? Złożyłeś papiery na studia, nic mi o tym nie mówiąc?

– To kontynuacja dzisiejszej niespodzianki.

– To faktycznie surprise – skomentowała Olka, ostentacyjnie opuszczając rozemocjonowane towarzystwo.

Kamila nie była zadowolona, że Olka tak po prostu zrezygnowała z ich wspólnych planów. Przecież umówiły się na kawę. To miał być pierwszy krok do zmiany, do zminimalizowania obecności Filipa w jej życiu. Skoro jednak Olga odpuściła tak łatwo, Milka nie miała innego wyjścia, musiała pójść z chłopakiem. Właściwie to nie musiała, ale zdecydowanie nie zamierzała samotnie spędzać przerwy na lunch.

– Kamiś, nie cieszysz się z tego, że będę z tobą chodził na zajęcia? – spytał Filip, prowadząc dziewczynę w stronę przesadnie wypolerowanego auta.

– Raczej z tego, że stawiasz mnie przed faktem dokonanym. Moje zdanie się dla ciebie nie liczy.

– Co ty wygadujesz, mróweczko? Przecież nie pyta się kogoś, czy chce dostać niespodziankę, prawda? Zresztą skoro nie chcesz jeszcze ze mną zamieszkać, to pomyślałem, że w ten sposób spędzimy więcej czasu razem.

Ta, całe dnie – pomyślała gorzko, a zamiast tego nieśmiało wydusiła:

– W sumie to po co ci ten kierunek? W salonie samochodowym twojego ojca nie obsługujecie Japończyków.

– To cię zaskoczę. Planujemy wejść na rynek wschodni w ciągu najbliższych kilku lat. Trzy lata licencjatu połączone z dodatkowymi lekcjami japońskiego pozwolą mi opanować język i poznać kulturę potencjalnego klienta. Stąd ten pomysł, krasnoludku. Myślałem, że się ucieszysz.

– Cieszę się, ale mnie zaskoczyłeś. Potrzebuję czasu, by oswoić się z tą wiadomością. Musisz to uszanować.

Wsiadła do niskiego wozu, mocno trzaskając drzwiami, jakby razem z uderzeniem miały ulecieć z niej wszelkie negatywne emocje. Podkuliła nogi i mocno zacisnęła oczy. Starała się ignorować obecność Filipa i choć na chwilę zapomnieć o planach z przyjaciółką. W tym momencie wolałaby, żeby to Olka siedziała obok. Nic nie mogła na to poradzić, to jej bliskości potrzebowała teraz bardziej niż jego. W dodatku nie była pewna, czy te studia nie są kolejną fanaberią Filipa, jak chociażby wspólny abonament telefoniczny, który zafundował im bez jej wiedzy.

Bardzo mało wiedziała o rodzinnej firmie dealerskiej jego ojca. W zasadzie to nic poza tym, że prowadzi ją pan Marek, który w przyszłości planuje przekazać firmę swojemu jedynakowi – Filipowi. Nie wiedziała, gdzie handlują samochodami ani skąd je ściągają. Nigdy się tym nie interesowała. Mimo wszystko słowa chłopaka wydały się jej wiarygodne.

Zanim dojechali pod ich ulubioną restaurację Yukimura oszałamiającą designem, ale też daniami, Kamila zdążyła się nieco rozluźnić i uspokoić. Ponadto do jej nosa dotarł właśnie kojący zapach świeżego sosu sezamowego. Nic dziwnego, zaparkowali pod samą kuchnią, a drzwi były uchylone. Słychać było bulgoczącą zupę na gazie.

Prawdopodobnie miso albo zwyczajny bulion – pomyślała.

Wtedy grelina w jej żołądku dała o sobie znać i Milka stwierdziła, że jest nienasycona, jej żołądek i mózg domagały się kalorii. Na myśl, że za chwilę spałaszuje coś wyśmienitego, pociekła jej ślinka. W końcu za kilkanaście minut miała wsunąć wołowinkę i zagryźć świeżymi warzywkami. Pychotka! Przez chwilę była nawet wdzięczna Filipowi za ten obiad, jednak to uczucie trwało tylko przez moment.

Weszli do przestronnej sali restauracyjnej, gdzie jak zwykle czekał na nich kelner w czarnym uniformie z naturalnie przyklejonym uśmiechem. Przywitał ich z wyszukaną kurtuazją, po czym zaprowadził do właściwego stolika. Ubiór kelnera był kojarzony w Polsce bardziej ze sztuką walki karate niż z zawodem kelnera. Na czubku jego głowy królowała ciemnoczerwona opaska, pełniąca funkcję ozdobną i gustownie dopinająca stylizację. Kamila była dumna, że w jej rodzinnym Krakowie mają tuż pod nosem tak nietuzinkowe miejsce, gdzie w dodatku nie zajeżdża polszczyzną. Nie chodzi o to, że wstydzi się swojej narodowości czy też ją wypiera. Po prostu od lat nade wszystko pragnęła chociaż przez moment rezydować w kraju kwitnącej wiśni. Ceniła Japończyków za ich kulturę, gościnność, a kiedy odkryła Yukimura, realizacja jej marzenia stała się bliższa niż kiedykolwiek.

– Jak to teraz będzie na uczelni? – Milka przerwała milczenie i spojrzała na Filipa pogodnie. – Trochę dziwnie jest studiować z własnym facetem.

– Ej! – rzucił obruszony, jakby była nieznajomą, z którą się otarł na ulicy. – Co to za pytanie? Liczyłem na twoją pomoc przynajmniej w pierwszych dniach. Nie znam nikogo na uczelni poza tobą, to chyba normalne, że powinnaś być obok. Tak się postępuje, myśląc poważnie o drugiej osobie. Myślałem, że jesteś na tyle dorosła, by to zrozumieć. Czasami dla dobra związku trzeba z czegoś zrezygnować, a ja na razie tego od ciebie nie wymagam. Oczekuję tylko wsparcia. Ty na mnie zawsze możesz liczyć – wyrzucił z siebie jednym tchem.

Kamila zauważyła, że próbuje ukryć przed nią drżącą dolną wargę. Symptom frustracji. Odebrał jej żart jako śmiertelne zaprzeczenie miłości. Nie o to jej chodziło. Spróbowała załagodzić apokaliptyczną pożogę, tym bardziej że czuła na sobie spojrzenia innych.

– I po co te emocje? To dla mnie też nowa sytuacja, więc tylko luźno zapytałam, jak to będzie teraz wyglądać. – Przywdziała płaszcz obronny.

Widząc nadchodzącego kelnera, poczuła zażenowanie, że w znajomej restauracji doszło między nimi do zwarcia na taką skalę. Tym bardziej, że w ich kierunku kroczył pan Hiroshi, którego wizytówką była ogłada i spokój. Zauważyła to przy pierwszej okazji, gdy opiekował się ich stolikiem. Nie przeceniła jego kurtuazji. Pan Hiroshi, widząc skwaszoną minę rudawej klientki i podniesiony ton Filipa, dyskretnie zmienił swój tor. Mimo wszystko żenada okryła jej kość policzkową. Miała wrażenie, że wszyscy dookoła bacznie ich obserwują. Kamila niemal czuła, jak dodatnie cząstki napięcia ocierają się o nią natarczywie.

– Właśnie tak jak powiedziałem. Chyba mogę liczyć na to, że zrobisz mi miejsce obok siebie na zajęciach?

– A co z Olką? To z nią siedzę i robię projekty. – Starała się brzmieć swobodnie. Nie chciała przeciągnąć struny.

– Wiem o tym, dlatego stworzymy trzyosobowy team. Zadowolona?

– Dobrze. Będzie, jak chcesz.

Odpuściła, po raz kolejny. Czy tak miało być już zawsze? Ostatnio często się sprzeczali. Głównie dlatego, że podejmował decyzje za nią, po czym szlachetnie informował ją o tym, co postanowił. Źle się z tym faktem czuła, beznadziejnie. Traciła poczucie własnej wartości. Przecież z natury była inna. Wiecznie miała coś do powiedzenia i jej słowo zawsze coś znaczyło. Przynajmniej w domu, tego nauczyła ją mama. Ojca nie znała, pozostał wyłącznie jej płodzicielem i na domiar złego napsuł jej matce mnóstwo krwi. To przez niego pani Agata nigdy więcej się nie zakochała.

– Domyślam się, że to dla ciebie duże zaskoczenie, i rozumiem, że nie byłaś przygotowana na zmianę swojego dotychczasowego życia studenckiego, ale razem damy radę – wtrącił po narastającej ciszy.

– Masz rację. Jak to jest w ogóle możliwe, że przyjęli cię w trakcie roku? Zajęcia trwają od trzech miesięcy.

– Tak się składa, że na waszym roku jest kilka wolnych miejsc, o czym sama mówiłaś. Nie było wielu chętnych kandydatów, więc skorzystałem z okazji. Poza tym mój urok osobisty chyba działa cuda, bo gdy obiecałem, że nadrobię wszystkie projekty i kolokwia, panie w dziekanacie z uśmiechem pomogły mi wypełnić wniosek. W podziękowaniu zaniosłem im praliny Chocolissimo i tyle było zachodu. Wprawdzie trochę się nachodziłem, ale było warto. Teraz mogę studiować z moją cudowną kobietą, która, mam nadzieję, nie zostawi mnie samego na pastwę losu.

– Nie zostawi. – W geście pojednania wyciągnęła do niego dłoń, na której chwilę później Filip złożył emfatyczny pocałunek.

Kątem oka dziewczyna dostrzegła maszerującego w ich stronę kelnera, a właściwie burgundową opaskę okalającą znajomą czarną czuprynę. Po chwili namysłu wybrali set z wołowiną, grzybami i warzywami. Niebawem wyrosły przed nimi kolorowe, monumentalne półmiski w towarzystwie aromatów unoszących się z glinianej wazy. Woń poszczególnych składników shabu-shabu pieściła zmysły wzroku i węchu gości, a chwilę potem rozpieszczała zmysły dotyku i smaku tych dwojga.

Milka miała wrażenie, że pochłonęła dwukrotnie większą porcję, niż jadała na co dzień, jakby łapczywy mózg emanujący zwierzęcym instynktem planował zrobić długoterminowe zapasy. Opieszale zaczerpnęła powietrza. Spojrzała na zegarek.

– Właśnie przeleciała mi cywilizacja Japonii i został mi dzisiaj jeden denny wykład. W sumie to nie muszę wracać na uczelnię. Może wyskoczymy na miasto? – Zamrugała zalotnie.

– Bardzo kusząca propozycja. – Na twarzy Filipa zakwitł promienny uśmiech. – Na co masz ochotę?

– Lodowisko? Wiesz, że jak mam długą przerwę, to boję się wejść na taflę, a w tym roku jeszcze nie jeździliśmy.

– Wiem, ale jestem obok. Ze mną możesz czuć się bezpiecznie.

W tej kwestii nie mogła z nim polemizować. Jakimś dziwnym trafem sprawiał, że gdzie by się nie znajdowała, u jego boku grunt pod jej nogami zawsze wydawał się stabilny. Filip miał olbrzymią siłę perswazji, uderzającą zwłaszcza w jej czułe punkty. Niestety, przez lata plewiła w sobie kompleksy, którym pozwoliła obrosnąć w puchowe piórka. Oglądanie siebie w lustrze traktowała jako czynność machinalną, która sprowadzała się wyłącznie do rzucenia okiem na kąciki ust, czy nie ma tam resztek obiadowych bądź czarnej kawy. Najbardziej negatywne emocje wywoływał w niej pieprzyk wielkości groszku ptysiowego, osadzony nad prawym łukiem brwiowym. Kamila była bliska konsternacji za każdym razem, gdy ktoś zbyt długo zatrzymywał wzrok na jej twarzy. Nikomu nie pozwoliła wmówić sobie, że jest to wyłącznie destruktywny wymysł jej złośliwego mózgu – do czasu, gdy Filip żartobliwie nazwał jej znamię myszką, zapewne ze względu na delikatny meszek pokrywający pieprzyk. W jego ustach brzmiało to tak soczyście i czarująco, że po wielu latach ukrywania Kamila zdecydowała się odsłonić swoje kanciaste czoło.

Rozdział II

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII

Buldożer

ISBN: 978-83-8313-888-6

© Monika Brańska i Wydawnictwo Novae Res 2024

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.

REDAKCJA: Aleksandra Płotka

KOREKTA: Anna Grabarczyk

OKŁADKA: Izabela Surdykowska-Jurek

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek