Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Pan Mark Novik nie może się z panem spotkać. Pan Mark nie żyje” słyszy Tomasz Wołyński po przybyciu do Dżuddy w Arabii Saudyjskiej. W Warszawie, dziennikarz Piotr Majski zapowiada ujawnienie zaangażowania polskich banków w nielegalny handel bronią i pranie brudnych pieniędzy. Do akcji wkraczają zaniepokojeni bankowcy, politycy, przestępcy oraz służby specjalne kilku krajów. Zdarzenia na Półwyspie Arabskim i w Europie nabierają tempa. Zabójstwa i porwania splatają się z wątkami finansowymi i politycznymi. Nikt nie jest bez winy. Każdy popełnia cięższe lub lżejsze grzechy. Osobiste zranienia decydują o tym, że niektórzy źli występują przeciwko równie złym lub trochę gorszym. Czy zapobiegną międzynarodowemu spiskowi? Czy ocalą czternastoletnią Linę? Czy przeżyją?
Bunt zranionych to pierwszy tom cyklu adresowanego do amatorów thrillerów, zwłaszcza konspiracyjnych i finansowych. Do miłośników wartkiej akcji i niejednoznacznych bohaterów o tajemniczej przeszłości.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 336
© Copyright by Artur Żurek & e-bookowo
Ilustracje na okładce: envato
Autorzy: orcearo i Rawpixel
ISBN: 978-83-8166-155-3
Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo
www.e-bookowo.pl
Kontakt: [email protected]
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione
Wydanie I 2020
Treść Buntu zranionych jest całkowicie zmyślona. Wydarzenia i postacie opisane w książce stanowią wymysł autora, a jakiekolwiek podobieństwo do prawdziwych postaci oraz zdarzeń jest niezamierzone i przypadkowe.
Gniew głupiego wyraża się w słowach, gniew mądrego w czynach – przysłowie arabskie
Rodzicom
– Pan Mark Novik nie może się z panem spotkać. Pan Mark nie żyje – powtórzył recepcjonista.
Tomasz wbił wzrok w twarz zakłopotanego Hindusa i wycedził przez zaciśnięte usta najgłupsze pytanie ze wszystkich możliwych.
– Co to znaczy, że nie żyje?
– Jest martwy. Ciało jest w ziemi. Pani Sarah, jego żona, już go pochowała, a teraz odmawia Koran i wspiera potrzebujących – próbował grzecznie wytłumaczyć recepcjonista. Zaczynały go ogarniać wątpliwości, czy biały mówiący po angielsku z dziwnym akcentem jest zdrowy psychicznie. Tym bardziej nie mógł go przepuścić do biura.
– Tak, oczywiście. Rozumiem, ale co ja mam teraz robić? Miałem dzisiaj rozpocząć pracę w… – Tomasz poczuł pustkę w głowie. Nie pamiętał nazwy firmy. Na szczęście nad recepcją było duże logo, które przywróciło mu pamięć. – W Arab Grady Investments. Dzisiaj w nocy przyleciałem do Dżuddy. Muszę z kimś porozmawiać…
– Proszę usiąść. Napić się wody. Zaraz ktoś do pana przyjdzie. – Recepcjonista wskazał sofę i fotele stojące w dalszej części hallu.
– Najważniejsze to przekazać komuś problem – pomyślał Hindus i sięgnął po słuchawkę telefonu.
Tomasz opadł na jeden z foteli i wypił duszkiem prawie całą butelkę wody. Irytacja walczyła z rezygnacją. Nie czuł się dobrze. Na King Abdulaziz International2 wylądował po północy. Do hotelu dotarł dopiero przed trzecią na ranem i spał raptem kilka godzin. O 7.45 zgłosił się w recepcji biurowca przy Prince Sultan, jednej z najbardziej prestiżowych ulic w Dżuddzie. Informacja o śmierci Novika zaczynała powoli przebijać się do świadomości Tomasza. Dotarło do niego, że był tak skupiony na sobie, że nawet nie zapytał, kiedy i jak zmarł Mark.
– Proszę za mną. Pan Jeff Grady, partner zarządzający funduszu spotka się z panem. – Głos Hindusa przerwał jego myśli. – Proszę do windy. Piętro już zaprogramowałem.
Tomasz wsiadł do windy, która natychmiast ruszyła i szybko nabrała prędkości. Na panelu był tylko przycisk alarmowy. Piętro piętnaste – rozległo się z głośnika, najpierw po arabsku, potem po angielsku. Winda wyhamowała, drzwi się otworzyły i Tomasz ujrzał przed sobą uśmiechniętą, wysoką blondynkę. Była ubrana w czarną abaję3, ale jej szczupła twarz, a nawet rozpuszczone włosy nie były zasłonięte.
– Jestem Jane – powiedziała i wyciągnęła rękę na powitanie. – Spokojnie, w biurze jesteśmy bardziej liberalni niż na zewnątrz. Nawet wszechobecne kamery nam nie przeszkadzają. Rzeczywiście masz u nas pracować? Nie mogłam zrozumieć Raviego, recepcjonisty. Jak jest zdenerwowany, mówi z tym swoim akcentem i go nie rozumiem.
– Tomasz. Tak, mam podpisaną umowę – odpowiedział zdziwiony, że kolejna osoba nie jest świadoma jego zatrudnienia. Recepcjonista mógł o nim nie wiedzieć, ale Jane, która pewnie jest asystentką Jeffa powinna. Czyżby nikt go tutaj nie oczekiwał?
Weszli do nowocześnie urządzonego małego gabinetu. Zza biurka, na którym nie było nic poza laptopem, wyszedł opalony, wyjątkowo umięśniony pięćdziesięciolatek, ubrany w błękitne chinosy i białą koszulę z podwiniętymi rękawami. Rozpięte górne guziki odsłaniały złoty łańcuszek, z przywieszką w formie arabskiego napisu. Obrazu dopełniał kilkudniowy ciemny zarost oraz gęste siwe włosy.
– Jeff Grady – rzucił mężczyzna i wyciągnął rękę do Tomasza.
Wyjątkowo luźny styl, jak na właściciela dużego funduszu inwestycyjnego – pomyślał Tomasz, którego ręka została niemal zmiażdżona silnym uściskiem Jeffa.
– Siadajcie – powiedział Jeff i wskazał miejsca przy małym stole konferencyjnym, na którym stał tradycyjny dzbanek arabskiej kawy z kardamonem i talerzyk z daktylami.
– Jane Goodrich już poznałeś. Jest naszym szefem Human Resources, biura, IT i wszystkiego innego. W praktyce, odpowiada za wszystko, poza samymi inwestycjami.
Usiedli.
– Zatem wytłumacz nam, jakim cudem zostałeś zatrudniony w Arab Grady Investments, skoro ani ja, ani Jane, nic o tym nie wiemy? – Grady wbił wzrok w Tomasza.
Kompletnie zaskoczony Tomasz patrzył to na Jane, to na Jeffa, nie wierząc w to, co właśnie usłyszał.
– Jak to nic nie wiecie? Przecież podpisałem umowę i dzięki funduszowi otrzymałem roczną wizę z pozwoleniem na pracę w Arabii? – Tomasz zaczął rozkładać dokumenty na stole. – Umowa o pracę, umowa najmu domu w compoundzie4 Al Zahra, Iqama5…
Jeff powoli przeglądał dokumenty i przekazywał je Jane, która spokojnie powiedziała:
– Wszystkie umowy są podpisane przez Marka. Wyglądają na autentyczne, ale Mark nie miał prawa reprezentować funduszu jednoosobowo. Niestety, nie żyje i nie może nam wyjaśnić tego nieporozumienia…
– Nieporozumienia?! – przerwał Tomasz.
– Tak, nieporozumienia – rzekł stanowczo Jeff. – Obawiam się, że nie możemy cię zatrudnić. Nie potrzebujemy nowego dyrektora inwestycyjnego. Zapłacimy za bilet powrotny i hotel do czasu wylotu.
Tomasz gwałtownie zebrał ze stołu wszystkie dokumenty, schował je do swojej teczki i niemal wykrzyczał:
– Nie możecie tego zrobić! Nie mam do czego wracać. Sprzedałem dom w Polsce. Za tydzień przylecą do Dżuddy wszystkie moje rzeczy. Umowa jest na rok i nie przewiduje wypowiedzenia w tym czasie! Co to wszystko znaczy? Czy to jest jakieś jedno wielkie oszustwo?! Ja to wszystko nagłośnię. Niech inwestorzy poznają prawdziwe oblicze funduszu. A w ogóle, co się stało Markowi? Tydzień temu dzwonił do mnie, zapewniał, że wszystko jest przygotowane i upewniał się, że na pewno przylecę do Arabii.
Jane popatrzyła zakłopotana na Jeffa, który wstał i powiedział:
– Cztery dni temu Mark miał wypadek samochodowy. Niestety, są one częste w Arabii. Tomaszu, rozumiem twoją sytuację i reakcję. Teraz jest za dużo złych emocji. Spotkajmy się tutaj jutro w południe. Ty odpocznij, a my do tego czasu przygotujemy dobre rozwiązanie tego nieporozumienia. – Grady wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo. – Aziz cię odwiezie do hotelu – dodał, a w tym samym momencie do pokoju wszedł młody Arab ubrany w białą galabiję6. Na głowie zamiast tradycyjnej ghutry7 i agala8 miał zwykła niebieską czapkę bejsbolową New York Yankees.
Windą zjechali do podziemnego garażu i wsiedli do białej toyoty land cruiser.
– Wiesz, jak zginął Mark Novik? Co to był za wypadek? – zapytał Tomasz, jak tylko wyjechali z garażu i włączyli się do ruchu.
– Ja nie mówić po angielski – odpowiedział Aziz Karim.
Dalszą drogę do hotelu Crowne Plaza przejechali w milczeniu.
Do południa było jeszcze sporo czasu, ale temperatura na zewnątrz dochodziła do czterdziestu stopni. Na szczęście klimatyzacja w toyocie była wydajna, a przyciemnione szyby chroniły przed ostrym słońcem. Byli na Corniche Road, właśnie minęli monumentalne Cenrum Konferencyjne i zbliżali się do skrętu w Palasteen Road. W oddali było widać bijący wprost z Morza Czerwonego i wznoszący się na około 300 metrów strumień wody. Fontanna Króla Fahda, syna Abd al-Aziza Ibn Su’uda, który założył monarchię saudyjską.
Tomasz patrzył na ludzi spacerujących nad brzegiem morza. Grupki ubranych na czarno i niemalże całkowicie zasłoniętych kobiet, uśmiechnięci mężczyźni w białych sukniach, beztroskie dzieci. Spokój i brak pośpiechu nabrzeża kontrastował ze strumieniem samochodów nerwowo sunących w przedpołudniowym korku oraz pełną dynamizmu krzątaniną przed sklepami i biurowcami po drugiej stronie ulicy.
– To lubię. Dobrze się tu czuję – pomyślał Tomasz. Aziz zaparkował land cruisera na podjeździe przed Crown Plaza.
– No i? – zapytał Jeff.
– Odwiozłem. Zapytał o wypadek Marka, potem już tylko siedział mocno przybity. Z hotelu wziąłem skan jego paszportu. Jeżeli wyjdzie coś zjeść i zostawi laptopa w pokoju, to dostanę również skopiowaną jego zawartość – Karim zdał relację płynnym angielskim, a raczej amerykańskim o mocnym nowojorskim akcencie.
– Dobra robota. Sprawdźcie go dokładnie. Jeżeli tylko traficie na coś ciekawego, natychmiast dajcie mi znać. Jeżeli nie, to widzimy się jutro o 10.00 – Jeff zamknął spotkanie. Jane i Aziz wyszli z pokoju szefa.
3 Dżudda, godz. 12.00
Tomasz był wykończony. Rzucił się na łóżko i wgapił w sufit. Zaczynał rozumieć, że jego świat właśnie się zawalił. Po raz kolejny w ostatnim czasie.
– Ciekawe, co przyniesie jutrzejsze spotkanie? – pomyślał. – Nie mam wyboru. Nie odpuszczę. Muszą mi zapłacić przynajmniej za kilka miesięcy. Gdybym nie był w Arabii Saudyjskiej, to przynajmniej bym się upił. Niestety, tutaj pozostaje tylko saudyjski szampan9 oraz shawarma.
Włożył laptopa oraz wszystkie dokumenty do sejfu i poszedł do hotelowej restauracji.
1 Dżedda, Jeddah – miasto w zachodniej części Arabii Saudyjskiej nad Morzem Czerwonym.
2 Międzynarodowe lotnisko w Dżuddzie.
3 Luźne nakrycie noszone przez kobiety w krajach muzułmańskich, w Arabii Saudyjskiej do niedawna obowiązkowe również dla cudzoziemek.
4 Ogrodzone, strzeżone osiedle mieszkaniowe, głównie dla cudzoziemców.
5 Pozwolenie na pobyt i pracę w Arabii Saudyjskiej.
6 Luźne nakrycie noszone przez arabskich mężczyzn, przypominające długą koszulę nocną.
7 Kwadratowy kawałek materiału, przeważnie bawełniany, złożony i owinięty w różny sposób dookoła głowy.
8 Specjalny krążek wykonany ze sznurka (najczęściej z koziej sierści), służący do utrzymania guthry.
9 Napój bezalkoholowy z jabłek, pomarańczy oraz mięty.