Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Powróć do świata Cieni między nami
Chrysantha zawsze pragnęła pieniędzy i wolności. Wyniosła i wredna starsza siostra Alessandry przez lata ukrywała inteligencję i ambicje pod maską słodkiej idiotki. Manipulowała ojcem i całym otoczeniem, by zrealizować swój plan i zostać bogatą księżną. Kiedy umiera jej leciwy mąż (no cóż, takie rzeczy się zdarzają, prawda, zwłaszcza wiekowym mężom), jest o krok od realizacji celu. Na wyciągnięcie ręki ma upragnioną wolność, pieniądze i poczucie bezpieczeństwa.
Tak jej się przynajmniej wydaje, do czasu gdy w posiadłości zjawia się mężczyzna podający się za wnuka księcia i… dziedziczy wszystko, co powinno należeć do niej.
Do tego jej młodsza siostra, Alessandra, wkrótce zostanie królową. To dla Chrysanthy za dużo. Jest wściekła. Nie ma mowy, by pozwoliła jakiemuś obcemu odebrać sobie to, co powinno być jej. Nieważne, że jest przystojny, arogancki i tajemniczy. Nie, Chrysantha chce śmierci Eryxa Demosa. A dziewczyna ze Stathos zawsze osiąga to, czego chce.
16+
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 393
Rok wydania: 2025
Tytuł oryginału: THE DARKNESS WITHIN US
Projekt okładki i ilustracje: by Micaela Alcaino
Redaktorka prowadząca: Agata Then
Redakcja: Małgorzata Burakiewicz
Redakcja techniczna i skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Marta Stochmiałek, Katarzyna Szajowska
Grafiki w książce: Freepik
© 2024 by Tricia Levenseller
Published by arrangement with Feiwel & Friends an imprint of Macmillan Publishing Group, LLC.
All rights reserved.
© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2025
© for the Polish translation by Katarzyna Bieńkowska
Drogi Czytelniku / Droga Czytelniczko!
Ta książka porusza tematy i zawiera zachowania, które mogą urazić odbiorców bądź wywołać niepokój, zalecamy ostrożność podczas czytania.
Wszystkie wydarzenia i postaci przedstawione w książce są fikcyjne.
Ostrzeżenie dotyczące treści: śmierć, sceny erotyczne, przemoc.
ISBN 978-83-287-3410-4
You&YA
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2025
–fragment–
Dla Rachel i Holly
Dziękuję, że pomagacie mi spełniać moje marzenia.
NIE MA CZEGOŚ TAKIEGO JAK ZŁY POMYSŁ, SĄ TYLKO POMYSŁY WSPANIAŁE, ALE KIEPSKO ZREALIZOWANE.
– Damon Salvatore, Pamiętniki wampirów,
sezon 2, odcinek 15
Mój mąż wciąż jakoś nie może umrzeć.
Siedzę przy jego łóżku, jak przystało na oddaną żonę, i patrzę, jak oddycha z wysiłkiem, modląc się, by wydał wreszcie ostatnie tchnienie.
Na litość boską, staruch ma prawie sześćdziesiąt cztery lata. Cierpi na wszelkie możliwe choroby, których nabawił się wskutek rozwiązłości, nadmiernego folgowania sobie i diabeł jeden wie, czego jeszcze. A jednak Hadrian Demos, książę Pholios, uparcie trzyma się życia, jakby wciąż jeszcze miało coś do zaoferowania temu przykutemu do łóżka lubieżnemu starcowi, któremu nie zostało już właściwie nic z uciech tego świata poza widokiem mojej twarzy każdego dnia.
Pholios wierci się, jakby obudziły go moje myśli, a ja spoglądam przez ramię, żeby się upewnić, czy Kyros wciąż trwa na posterunku przy drzwiach, po czym odsuwam swoje krzesło o parę centymetrów. Spuszczam skromnie wzrok i czekam.
– Chrysantho – jęczy staruch.
– Tu jestem, mężu. – Wyciągam ręce i ujmuję w obie dłonie pokryte plamami, owłosione łapsko.
– Pięknie dziś wyglądasz – mówi.
– Dziękuję.
Z wielkim trudem powstrzymuję się, by nie przewrócić oczami, bo tak mnie wita każdego ranka, jakby prawiąc mi komplementy, mógł dostać to, czego naprawdę chce ode mnie, swojej dziewiętnastoletniej żony.
Pholios cmoka.
– Wody.
Sięgam po dzbanek stojący na nocnym stoliku, stwierdzam jednak, że jest pusty.
– Widzę, że Wasza Łaskawość był w nocy bardzo spragniony – mówię. – Zaraz przyniosę świeżej wody.
– Kyros może to zrobić.
Natychmiast jeżą mi się włoski na karku i ze wszystkich sił staram się zachować na twarzy maskę obojętności. Żyjąc u boku księcia, często czuję, jakby żelazna obręcz ściskała mi płuca. Ta obręcz zaciska się w chwilach, gdy mam z nim zostać sam na sam.
Kyros, młody przystojny lokaj, patrzy mi w oczy. Jego spojrzenie wyraża współczucie i żal, ale ja dyskretnie kiwam głową na znak zachęty. Ostatnie, czego pragnę, to sprawić, by mój przyjaciel został zwolniony za niewykonywanie poleceń.
– Tak jest, Wasza Łaskawość – mówi Kyros. – Zaraz wracam – dodaje przez wzgląd na mnie.
Z chwilą gdy Kyros opuszcza komnatę, mój mąż wyrywa rękę z moich dłoni i sięga ku mojej piersi.
Przyzwyczajona do wybryków księcia wstaję pośpiesznie, by mu się wywinąć, ale nie jestem dość szybka. Udaje mu się klepnąć mnie w tyłek, zanim znajdę się poza zasięgiem jego ręki. Wbijam wzrok w podłogę. To najlepszy sposób, by ukryć swoje prawdziwe myśli.
– Czy mam ci dziś poczytać? – pytam.
– Nie – odburkuje Pholios. – Dość już książek. Wracaj tutaj.
– Nigdy nie dość książek, Wasza Łaskawość. Zaraz jakąś wybiorę. – Sunę na drugą stronę komnaty, gdzie półki z książkami dekorują ścianę.
– Przeklęta idiotka – mamrocze Pholios. – Zapłaciłem twojemu ojcu siedem tysięcy nekosów za ciebie. Cóż za marnotrawstwo.
– Przykro mi, mężu. – Żelazna obręcz zaciska się mocniej.
– Nie chcę, żeby ci było przykro. Chcę, żebyś zadarła spódnicę, wdrapała się na to łoże i spełniła swój małżeński obowiązek.
Dzięki swojej chorobie ostatnio nie był w stanie zmusić mnie do tego tak zwanego obowiązku małżeńskiego.
– Czyż może być coś ważniejszego niż moja troska o ciebie, mężu? – pytam.
On nie uważa mnie za bezczelną. Nikt mnie za taką nie uważa. Długo i usilnie pracowałam na to, by zyskać sobie reputację naiwnej idiotki. Doprawdy trudno zliczyć, ile razy mnie to uratowało. W ten sam sposób udało mi się też zmanipulować ojca i skłonić go, by wydał mnie za umierającego bogatego księcia.
Gdybym tylko wiedziała, w co się pakuję.
Pholios dopiero po ślubie ujawnił swoje prawdziwe oblicze. Sądziłam, że pragnie po prostu młodej towarzyszki i opiekunki, dopóki diabli nie wezmą go do piekła.
– Twój nocny obowiązek – uściśla książę.
– Teraz jest dzień, mężu.
– Wiem o tym! – Zanosi się kaszlem, ja jednak nie zważam na to, tylko wpatruję się w rzędy książek. Zdecydowałam już, którą wybiorę, nie jest mi jednak śpieszno, by ponownie znaleźć się w jego zasięgu. Nie, dopóki Kyros nie wróci do komnaty.
Pholios może i jest obleśnym staruchem, ale wobec służby lubi zachowywać pozory. Albo wie, że postępuje niewłaściwie, i nie chce sobie szargać opinii, albo po prostu jest zdania, że to, co się dzieje w sypialni, jest sprawą prywatną. Tak czy owak, w obecności innych osób trzyma łapy przy sobie, chociaż Kyrosowi wielokrotnie zdarzało się zastać nas w niestosownych sytuacjach. Byłam obściskiwana, podszczypywana, poklepywana i obmacywana niezliczoną ilość razy w ciągu dwóch ostatnich miesięcy mojego życia. Dokładnie tyle czasu trwa moje małżeństwo.
Ale to się opłaci, z chwilą gdy Pholios wyzionie ducha. Książę nie ma dzieci ani żadnych krewnych, którzy odziedziczyliby jego tytuł i majątek, co oznacza, że po jego śmierci to wszystko będzie moje. Posiadłość, tytuł książęcy, służba, pieniądze. To wszystko będzie moje i zrobię z tym, co tylko zechcę, i żaden mężczyzna już nigdy nie będzie decydował o moim losie. Na wieki wieków pozostanę księżną wdową.
Na zawsze wolna.
Ta przyszłość jest tak blisko, że czuję jej przedsmak. Jeszcze tylko kilka tygodni. Najwyżej miesiąc. Pholiosowi z pewnością nie zostało więcej życia.
A potem nie będę już musiała ukrywać, kim naprawdę jestem.
Kiedy słyszę kroki powracającego Kyrosa, biorę z półki tomik poezji. Lokaj najwyraźniej przyjmuje z ulgą to, że znajduję się w odległej części komnaty. Jego współczucie jest zbędne – potrafię sobie poradzić z tym staruchem – niemniej jednak bardzo miłe. Wracam na swoje krzesło, a Kyros podaje księciu wodę. Pholios omal się nie krztusi, kiedy widzi tytuł tomiku w mojej dłoni.
– Nie – protestuje. – Nie znoszę poezji.
Właśnie dlatego ją wybrałam.
– Poezja pomoże ci się wyciszyć, mój mężu. Poezja ożywia duszę.
Gdera jeszcze przez chwilę, ale milknie, kiedy zaczynam czytać. Sądzę, że lubi brzmienie mojego głosu, chociaż głównie i tak gapi się na moje piersi, więc podnoszę książkę trochę wyżej. Po jakichś dziesięciu minutach komnatę znów wypełnia chrapanie Pholiosa.
– Czy wszystko dobrze, Wasza Łaskawość? – pyta mnie Kyros łagodnie, ściszając głos, żeby nie obudzić księcia.
– Jako tako, Kyrosie, a u ciebie? – Zamykam książkę i obracam się na krześle, żeby lepiej mu się przyjrzeć. Nawet w liberii jest całkiem przystojny. Ma na sobie białą koszulę, spodnie do kolan, pończochy, rękawiczki i buty. Zawsze jest nieskazitelnie czysty, o nienagannej postawie. Ma uroczy dołeczek w wydatnym podbródku, a jego zielone oczy zawsze zdają się błyszczeć. Zaczesane do tyłu, rozjaśnione słońcem włosy opadają mu poniżej uszu, a jego potężna sylwetka mogłaby wzbudzić zazdrość niejednego.
Dzień za dniem Kyros i ja tkwimy we dwoje w tej komnacie, doglądając księcia i spełniając wszystkie jego zachcianki. Niekiedy pojawia się także mały synek Kyrosa. Chce nam pokazać żaby, które złapał w stawie na terenie posiadłości, albo kamyki, które znalazł w pobliskim lesie. Chłopiec wie, że musi być cicho, na wypadek, gdyby książę spał, więc bardzo dyskretnie wywołuje nas z komnaty na parę chwil, żeby pokazać swoje zdobycze.
Bardzo lubię te chwile.
– Doskonale, Wasza Łaskawość. – Kyros przez grzeczność nie wspomina o moim małżeństwie z księciem ani o tym, na co jestem narażana z jego strony. Ma dość zdrowego rozsądku, by wiedzieć, że nie życzę sobie rozmawiać o tych upokorzeniach. – Nico nauczył się dziś rano nowego słowa – mówi natomiast, wybierając przyjemniejszy temat.
Uśmiecham się.
– I jakie to słowo?
– Oburzony.
– Bardzo poważne słowo jak na czterolatka.
– Dobrze, że nie słyszy, jak Wasza Łaskawość to mówi. On ma cztery i pół roku, ani dnia mniej.
W czasie, który spędzamy razem w tej komnacie, sporo się dowiedziałam o Kyrosie i jego przeszłości. Syn urodził mu się, kiedy miał siedemnaście lat. On i matka dziecka nie byli małżeństwem, a kiedy zaszła w ciążę, jasno dała do zrozumienia, że nie jest zainteresowana wychowywaniem dziecka. A chociaż prawo nie wymaga tego od nieżonatych mężczyzn, Kyros wziął na siebie rolę samodzielnego ojca.
– Gdzie Nico jest teraz? – pytam.
– W kuchni, pomaga kucharce. Wasza Łaskawość wie, że przepada za słodyczami.
– Będę musiała go potem poszukać. Bardzo chcę usłyszeć, jak próbuje użyć słowa „oburzony” w zdaniu.
Do komnaty wchodzi Doran, drugi lokaj, niosąc tacę, na której leży tylko jedno pismo.
– List do Waszej Łaskawości, księżno – oznajmia głośno, znowu budząc Pholiosa. Mam ochotę zbesztać lokaja, ale udaje mi się utrzymać na ustach blady uśmiech.
– Dziękuję, Doranie – mówię, po czym wstaję i odbieram od niego złożony pergamin.
– Zjem teraz śniadanie, Kyrosie. Przynieś mi je – żąda książę znów przytomny.
Choć mam świadomość, że obaj słudzy wyszli z komnaty, nie zważam na to. Wpatruję się w charakter pisma na pergaminie.
To list od mojej siostry.
Alessandra nigdy do mnie nie pisze. Ja robię to bardzo rzadko – tylko wtedy, kiedy najdzie mnie ochota, żeby trochę się powywyższać. Ona uważa mnie za nadętą idiotkę, co bawi mnie niepomiernie. Alessandra zawsze zbyt otwarcie wyrażała, czego pragnie i jak zamierza to uzyskać. A teraz próbuje uwieść Króla Cieni.
Śmieję się cicho sama do siebie. Skoro nie chciał mnie, to z całą pewnością nie zechce jej. To nie jest kwestia próżności. Może i odziedziczyłam urodę po matce, ale nie o to chodzi. Ładna buzia to jeszcze za mało. Najważniejsze jest to, że jestem lepszą aktorką. Potrafię udawać dokładnie taką, jaką mężczyźni chcą mnie postrzegać. A odkryłam, że mężczyźni najbardziej pragną kogoś, kogo – jak im się zdaje – mogą kontrolować. Tak więc udaję, że jestem uległa. Udaję, że jestem posłuszna. Kiedy mężczyzna sądzi, że ma nad tobą pełną kontrolę, nie obserwuje cię już tak uważnie. Kiedy wydaje mu się, że jesteś głupia, nie uważa już tak na słowa w twojej obecności.
Natomiast Alessandra… Zawsze potrafiłam stwierdzić, co ona myśli. Choć muszę przyznać, że nigdy bym nie uwierzyła, że jest zdolna do morderstwa. Kiedy prawda o tym, co się stało z jej pierwszym ukochanym, wyszła na jaw, byłam zaskoczona. A jeszcze bardziej wstrząsnęła mną wiadomość, że król natychmiast ją uniewinnił.
To moja wina, że nie pozostajemy z siostrą w bliskich stosunkach. Zawsze rywalizowałyśmy o uwagę ojca. Jego całym światem była nasza matka, ale umarła, kiedy ja miałam lat dwanaście, Alessandra zaś jedenaście. Od razu zrozumiałam, że ojciec przeniesie swoją miłość albo na Alessandrę, albo na mnie. W jego sercu zawsze było miejsce tylko dla jednej kobiety, więc owinęłam go sobie wokół palca, zanim Alessandra w ogóle spostrzegła, co się dzieje. Ona zrobiłaby to samo, gdyby tylko mogła.
Żyjemy w świecie, w którym o wszystkim decydują mężczyźni. O tym, gdzie mieszkamy. Kiedy otrzymujemy pieniądze. Za kogo wyjdziemy za mąż. Wiedziałam, że moja największa szansa na szczęście to owinąć sobie ojca wokół palca. Miałam do wyboru: ona albo ja.
Wybrałam siebie.
Czasami mam lekkie poczucie winy, ale to wszystko przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie, gdy w końcu zdobędę to, czego chcę. Kiedy będę bogata i niezależna od jakiegokolwiek mężczyzny, będę mogła robić wszystko, czego tylko zapragnę, w tym także podtrzymywać relacje z siostrą, jeśli najdzie mnie na to ochota.
Otwieram list i czytam jego zawartość:
Droga Chrysantho,
chciałam osobiście zaprosić Cię na mój ślub. Za sześć miesięcy Kallias i ja pobieramy się. Tego samego dnia, tuż po ceremonii zaślubin, odbędzie się moja koronacja.
Przyjedziesz, prawda? A może jesteś zbyt zajęta bawieniem się w niańkę Twojego pomarszczonego małżonka? Chyba możesz wyrwać się na trochę, by wziąć udział w najważniejszym dniu w życiu Twojej jedynej siostry? Wyślij mi odpowiedź jak najszybciej, żebym mogła na ślubie tak pogardzanej przez Ciebie „flądry” i Króla Cieni zarezerwować dla Ciebie miejsce w pierwszym rzędzie.
Pozdrawiam Cię serdecznie Alessandra
Huczy mi w uszach i nie zauważam nawet, kiedy zgniotłam list w małą kulkę.
Król.
Moja młodsza siostra wychodzi za mąż za przeklętego króla.
Nie chciał mnie, ale pragnie jej. Jej! Morderczyni.
Poświęciłam tyle czasu na knucie, planowanie, próbując ugrać coś dla siebie. Byłam molestowana, poniżana, znieważana dzień po dniu, i co z tego mam? Jak na razie nic.
Tymczasem Alessandra spała z tyloma mężczyznami, że nawet ja straciłam już rachubę. W przeszłości obrzucałam ją znacznie gorszymi wyzwiskami niż flądra. W ten sposób chciałam ją przestrzec, żeby była ostrożna. Żeby dbała o reputację, jeśli chce zabezpieczyć sobie dobrą przyszłość. I dzięki temu czułam się lepiej, kiedy ogarniała mnie zazdrość, że ona ma towarzystwo, podczas gdy ja samotnie walczę o przetrwanie. Ponieważ sądziłam, że gdybym postępowała tak jak ona, nie znalazłabym bogatego męża.
Ona jednak jakimś cudem zdobyła króla. Zostanie prawdziwą królową.
Będzie miała nieograniczone zasoby, pieniądze i wszystko. Nikt jej nigdy nie tknie, nie, skoro będzie żoną najpotężniejszego człowieka na świecie.
Robi mi się gorąco i ciemno przed oczami.
Ona wygrała.
Jak to możliwe? Przecież nic nie zrobiła! Nie zasłużyła na to. Nie wiedziała nawet, że prowadzimy tę samą grę, więc, jak, jak, jak, do diabła?!
Wśród tych gorączkowych rozmyślań nie zorientowałam się, że podeszłam bliżej do książęcego łoża. Pholios atakuje mnie podstępnie jak wąż, chwyta mnie za udo przez sukienkę i próbuje przyciągnąć do siebie.
W swym wzburzeniu bez zastanowienia uderzam z wściekłością jego dłoń.
Książę i ja zamieramy w bezruchu.
– Czy ty mnie właśnie uderzyłaś? – pyta.
– To był odruch, Wasza Łaskawość.
Pholios chrząka i ma czelność przybrać oburzoną minę, widzę jednak, że w jego głowie zalęgła się jakaś sprośna myśl, ponieważ uśmiecha się nagle.
– Podejdź bliżej, żono, to ci wybaczę.
– Bliżej? – pytam.
– Tak, pochyl się nad łóżkiem. Kołdra podwinęła mi się z drugiej strony. Musisz ją poprawić.
Moja twarz niczego nie wyraża, ale w środku spala mnie ogień. Tak długo tkwiłam uwięziona w tym domu, zamknięta w komnacie z tym staruchem, oblizującym się lubieżnie i próbującym zwabić mnie bliżej. Tymczasem moja siostra opływa w luksusy, wiedzie idealne życie, wolna jak ptak. U boku przeklętego Króla Cieni. Nie udało mi się go uwieść podczas mojego pobytu w pałacu, sądziłam zatem, że zadowolę się czymś, co wydawało mi się niemal równie dobre.
Nie zamierzam dłużej tym się zadowalać.
Żelazna obręcz ściskająca mi płuca pęka. Mam wrażenie, że mój mózg oddziela się od reszty ciała, a moje ręce i nogi poruszają się bez mojej woli.
Robię to, czego wcześniej domagał się książę. Podwijam spódnicę i siadam na nim okrakiem. Oczy omal nie wyskoczą mu z orbit, obiema rękami chwyta mnie w pasie. Usiłuje mnie zmusić, żebym przyjęła taką pozycję, jaka mu odpowiada, po czym z wysiłkiem podryguje biodrami, na szczęście dzieli nas kilka warstw ubrań i pościeli.
Ja jednak skupiam uwagę na dodatkowej poduszce leżącej przy jego głowie. Pochylam się, by po nią sięgnąć, a palce Pholiosa wpijają się w moje piersi. Czuję ból, ale nie prostuję się, póki nie chwycę poduszki. A nawet wtedy jedynie nieznacznie zmieniam pozycję.
Duszę go tą wypełnioną pierzem poduszką.
To, co pode mną zaczynało się robić twarde, z powrotem wiotczeje. Poduszka tłumi krzyki Pholiosa, a słabnące ciało ledwie się porusza. Jego dłonie wreszcie puszczają moje piersi i wyciągają się ku moim rękom, które usiłuje od siebie odepchnąć.
Nie zwalniam ucisku.
– Czy nie tego właśnie chciałeś, mężu? Czy wreszcie do czegoś ci się nadałam?
Jeśli Alessandra może dostać wszystko, czego pragnie, mimo że zamordowała człowieka, to dlaczego i ja nie mogę? Przed oczami staje mi jej twarz, zaciskam powieki, żeby się od niej odgrodzić i żeby odgrodzić się od tych wszystkich bezeceństw, które kiedykolwiek wyprawiał ze mną ten człowiek.
Nigdy więcej.
Nawet kiedy jego żałosne próby oporu całkiem ustają, nie schodzę z niego od razu. Siedzę okrakiem na martwym mężu, zawieszona w swego rodzaju mrocznej próżni pomiędzy tym, co było wcześniej, a tym, co będzie teraz.
Wcześniej nie byłam istotą agresywną. Wcześniej byłam wcieleniem cierpliwości.
Teraz jestem wolna. Teraz mogę być, kim tylko zechcę.
Na początek morderczynią, jak moja siostra. Zniżyłam się do jej poziomu. Ta myśl wreszcie pobudza mnie do działania. Prostuję się, odkładam poduszkę na miejsce i wygładzam włosy księcia. Wygląda po śmierci tak spokojnie.
Mam nadzieję, że tam, dokąd właśnie go wysłałam, spokoju nie zazna.
Kiedy wracam na swoje krzesło, dostrzegam drobną sylwetkę w drzwiach. Syn Kyrosa, Nico, stoi tam z okruszkami na brodzie.
Popatruje to na mnie, to na księcia.
Wstrzymuję oddech.
Nico kładzie palec na ustach, naśladując mój gest, którym zwykle pokazuję mu, że książę śpi. Natychmiast się odprężam. To oczywiste, chłopczyk nie może przecież podejrzewać, że stało się coś złego.
– Złap mnie, jeśli zdołasz, księżno – szepcze, po czym biegiem rusza korytarzem.
Rzucam się za nim w pościg.
– Naprawdę przyszedłeś do mnie z buzią całą w okruszkach, a nie przyniosłeś żadnych słodyczy, żeby się ze mną podzielić? – wołam za nim.
Nico zanosi się śmiechem. Jest zadziwiająco szybki jak na takiego szkraba. Zjeżdża po balustradzie schodów, podczas gdy ja muszę schodzić ostrożnie stopień po stopniu z powodu długiej i ciężkiej sukni. Kiedy jestem już na dole, natychmiast puszczam się biegiem i prawie go doganiam. On wciąż pędzi ile sił w nogach, a zanim zdołam go dopaść, zza rogu wyłania się Kyros niosący tacę ze śniadaniem dla księcia.
Biorę Nico na ręce i obracam się z nim dookoła. Jego śmiech sprawia, że lżej mi na sercu. Jedną ręką delikatnie łaskoczę brzuch chłopca, po czym stawiam go z powrotem na podłodze. Dziecięce piski i chichoty pasują do tej wielkiej rezydencji, która wreszcie stała się miejscem, gdzie wszyscy możemy być szczęśliwi. Książę jest martwy.
Martwy.
Martwy.
Martwy.
Nie ma chyba słodszego słowa.
– Co tu się dzieje? – pyta Kyros.
– Tato, księżna była oburzona, że nie przyniosłem słodkich bułeczek, żeby się z nią podzielić.
– Ja też bym cię łaskotał za takie niedopatrzenie – stwierdza Kyros.
– Zaraz przyniosę więcej dla nas wszystkich! – Nico pędzi do kuchni.
W oczach Kyrosa, gdy ogląda się za synkiem, dostrzegam wyłącznie miłość.
– Powinniśmy wracać jak najszybciej, zanim książę się rozzłości, Wasza Łaskawość – mówi.
– Znowu zasnął – odpowiadam – więc pomyślałam, że wymknę się na chwilkę.
Kyros ze zrozumieniem kiwa głową i razem wracamy do książęcej komnaty.
Minie kilka godzin, zanim ktokolwiek się zorientuje, że książę nie oddycha.
W ciągu kolejnych dni nie dzieje się nic złego. Nikt niczego nie podejrzewa.
Staruch i tak był umierający. Dlaczego ktokolwiek miałby mu w tym pomóc? Zresztą wszyscy uważają, że w ogóle jestem zbyt głupia, żeby myśleć o morderstwie. Zadbałam o to.
Na pogrzeb ubieram się na czarno, udaję, że opłakuję Pholiosa, zasłaniając twarz jedwabną chusteczką z wyhaftowanymi na niej naszymi książęcymi inicjałami, którą podarował mi zmarły mąż. Ojciec przynosi mi kwiaty i pociesza, pyta nawet, czy może mi jakoś pomóc w zarządzaniu majątkiem. Jest ze mnie bardzo zadowolony, ponieważ moje wiano ocaliło go przed bankructwem. Ojciec może i jest hrabią, ale roztrwonił cały majątek. Nie miałam grosza przy duszy, dopóki nie wyszłam za Pholiosa.
A teraz cały jego majątek należy do mnie. I żaden mężczyzna nie może mi mówić, jak mam nim dysponować. Nawet mój własny ojciec.
Dokonałam tego.
Zdobyłam to, co udało się bardzo niewielu kobietom.
Prawdziwą wolność.
Na początek wykorzystuję ten brak ograniczeń, by zwiedzić całą posiadłość i poznać służbę. Pholios nigdy nie pozwalał mi oddalać się od siebie. Musiałam wszystkie posiłki jeść przy jego łożu. Miałam tam być, kiedy się budził, i siedzieć tam jeszcze długo po jego zaśnięciu. Książę wielokrotnie wspominał, że zamierza odzyskać w naturze równowartość pieniędzy, które za mnie zapłacił. Twierdził, że jestem jego własnością.
Myślę, że koniec końców dotarło do niego, jak bardzo się mylił w kwestii tego, kto tu miał nad kim władzę.
– Jak miło znów widzieć Waszą Łaskawość – mówi pani Lagos, gospodyni, kiedy spotykamy się w salonie.
Widziałam ją zaledwie kilka razy, odkąd po raz pierwszy przybyłam do tej ponurej rezydencji i cała służba powitała mnie przy drzwiach jako swoją nową panią.
Powiedzieć, że pani Lagos budzi postrach, to tak jakby powiedzieć o małym kociaczku, że jest tygrysem. Gospodyni nie ma nawet metra pięćdziesiąt wzrostu, choć sama twierdzi, że ma równo tyle, i biada temu, kto próbowałby to zakwestionować (podsłuchałam kiedyś wyjątkowo nieprzyjemną rozmowę na ten temat). Jej włosy są czarne jak najczarniejsza noc, a skóra biała niczym kość słoniowa. Oczy ma migdałowe, twarz pozbawioną zmarszczek, trudno zatem stwierdzić, ile może mieć lat, a ja nie mam śmiałości jej o to pytać.
– Wzajemnie, pani Lagos. Dziękuję, że zechciała się pani ze mną spotkać.
– Ależ oczywiście. Czym mogę służyć Waszej Łaskawości?
– Chciałabym wprowadzić pewne zmiany. Miałam nadzieję, że zechce mi pani w tym pomóc.
– Ma się rozumieć. Cóż to za zmiany?
Chcę, żeby służba mnie uwielbiała. Chcę, żeby byli zachwyceni, że jestem ich panią. To mi zagwarantuje gładkie przejęcie kontroli nad wszystkim, a nie życzę sobie, żeby ktokolwiek kwestionował władzę, którą obecnie dysponuję. Istnieje bardzo prosty sposób na to, by zaskarbić sobie ich przychylność od samego początku.
– Chciałabym podnieść zarobki całej służby o dwadzieścia procent.
Pani Lagos mruga zdziwiona, jakby nie była pewna, czy dobrze usłyszała. Zaraz jednak uśmiecha się szeroko.
– Myślę, że będziemy bardzo dobrze się dogadywały, Wasza Łaskawość.
– To znakomicie, ponieważ planuję istotne zmiany w wystroju rezydencji…
Zaczynając oczywiście od książęcej sypialni. Nakazuję doszczętnie ją ogołocić. Wszystko zostaje wyniesione, począwszy od łóżka, a skończywszy za zasłonach i dywanie. Urządzam całą komnatę na nowo, tak jakby Pholios nigdy nie postawił w niej nogi. Chcę się pozbyć wszystkiego, co mogłoby by mi o nim przypominać.
Zawsze lubiłam róż. Znajduję prześliczną narzutę w delikatnym odcieniu pudrowego różu, która natychmiast przyciągnęła moją uwagę w sklepie z artykułami do domu.
Całą komnatę dekoruję po swojemu. Białe tapety z dyskretnym wzorem chryzantem, kwiatów, którym zawdzięczam swoje imię. Wielkie łoże z białego dębu z ażurowym baldachimem. Fotele ze złotym filigranem i puszystymi białymi poduszkami. Kunsztowna toaletka w kolorze kości słoniowej, do tego ze złotymi gałkami. Na suficie każę wymalować pogodne niebo i cherubiny przemykające między obłoczkami.
Równolegle pani Lagos nadzoruje remont reszty posiadłości. Nie chcę, żeby cokolwiek przypominało mi o tym strasznym człowieku, który jeszcze niedawno rzucał cień na ten dom, tak więc gospodyni pilnuje, żeby wszystkie obrazy olejne, wazy i inne pamiątki rodowe Pholiosów zostały wyniesione na strych, dopóki nie będą sprzedane. W czasie trwania mojej żałoby, czyli zgodnie z obowiązującym prawem przez cały rok, nie wolno mi brać udziału w imprezach towarzyskich ani przyjmować wizyt.
A jednak nie mija nawet tydzień, a zaczynają napływać listy. Czytam jedynie urywki, po czym rzucam je wszystkie na stos przy kominku.
Ze smutkiem dowiedziałem się o śmierci męża Waszej Łaskawości. Gdyby Wasza Łaskawość potrzebowała jakiejkolwiek pociechy, proszę śmiało zwrócić się do mnie.
To od hrabiego Barlasa.
Proszę nie pogrążać się w smutku, Wasza Łaskawość. Lepiej z nadzieją spoglądać w przyszłość. Czy mogę wkrótce złożyć wizytę Waszej Łaskawości?
Od hrabiego Vareli.
Od dawna podziwiam Cię z daleka. Teraz gdy jesteś wolna i możesz samodzielnie wybierać swoją własną drogę, czy mógłbym zgłosić również moją kandydaturę?
Od księcia Simosa.
I jeszcze okropnie zawstydzający fragment, od którego moje policzki oblewa rumieniec.
Kobieta z Twoją pozycją zasługuje na wszelkie przyjemności, jakie oferuje życie. Zostań moją kochanką, księżno Pholios, a zadbam o to, by zaspokoić Twoje potrzeby.
Od barona Morosa, który już ma żonę.
Nie będę niczyją kochanką. Mam dość mężczyzn, którzy mówią mi, co mam robić, czy to w sypialni, czy poza nią. Z premedytacją nie odpisuję na żaden z listów, chociaż zaglądam do nich od czasu do czasu, kiedy mam ochotę nieco się rozerwać. Te wszystkie deklaracje i propozycje, choć niechciane, bardzo podnoszą moje poczucie własnej wartości.
Nie zamierzam jednak brać sobie na kark kolejnego pana i władcy.
Przez lata marzyłam o tym, że kiedyś nadejdzie dzień, gdy sama będę sobie sterem, żeglarzem, okrętem i będę mogła samodzielnie decydować o tym, z kim i w jakich stosunkach pozostaję. Przez całe życie byłam sama, bo jako szlachetnie urodzona nie miałam prawa do prostych przyjemności, jakich dostarcza romantyczna relacja. Gdy tylko upłynie przepisowy okres żałoby, zamierzam położyć kres tej samotności.
Sprawię sobie kochanka.
Przystojnego, ubogiego – acz wprawnego – kochanka, który będzie mnie wielbił i kochał, nie chcąc ode mnie nic, poza przyjemnościami i przyziemnymi wygodami, jakie będę skłonna mu zapewnić.
Mężczyźni bez przerwy sprawiają sobie kochanki czy nałożnice, a ja jako księżna wdowa będę mogła zrobić to samo. Może to niekonwencjonalne, lecz przecież nie niemożliwe. Będę miała władzę i pozycję, która pozwoli mi stawić czoło jakimkolwiek komentarzom. Poza tym oczywiście znajdę sobie kogoś, kto będzie umiał zachować dyskrecję.
Ale to nastąpi najwcześniej za jedenaście miesięcy i dwa tygodnie. Tymczasem koncentruję się na zawieraniu nowych znajomości w pobliżu mojej rezydencji oraz na nadzorowaniu jej remontu. Przez cały dzień słychać uderzenia młotka i odgłosy piłowania. Malarze, stolarze i murarze uwijają się pod czujnym okiem pani Lagos i mojej służby. To potrwa jeszcze wiele miesięcy, może nawet rok, zanim cała rezydencja zostanie odnowiona, ale czego się spodziewać, skoro odziedziczyłam posiadłość mniejszą jedynie od królewskiego pałacu w Naxos.
Pałacu Alessandry.
Po pani Lagos przyszła pora zjednać sobie lokajów. Kyros przedstawia mi oficjalnie resztę z nich, a oni są zachwyceni, słysząc, że ciekawi mnie, jak się gra w wojnę.
– Trzeba położyć kartę wyższą, ale w tym samym kolorze – tłumaczy Doran, podczas gdy Kyros patrzy mi przez ramię.
Chwytam królową kier.
Kyros zbliża usta do mojego ucha.
– Nie tę. Jest za wysoka. Lepiej zachować ją na później. Proszę położyć tę.
Wykłada na stół szóstkę kier, przebijając wyłożoną wcześniej piątkę.
– Myślę, że już zrozumiała zasady – mówi Plutus, patrząc spod oka, jak zgarniam jego kartę. – Możesz przestać jej pomagać.
– Przyjmij porażkę z pokorą – odparowuje Kyros. – Grasz w tę grę od lat. Księżna dopiero się uczy.
– To ty zaprosiłeś ją do gry. Jeśli nie może za nami nadążyć, to jej problem. – Plutus blednie, uświadomiwszy sobie, co powiedział. – Proszę mi wybaczyć, Wasza Łaskawość, zapomniałem…
– Nic się nie stało, Plutusie. Może jeśli uczynię tę rozgrywkę bardziej interesującą, poprawi ci się humor. – Wyjmuję z kieszeni necosa i kładę go na stole.
– Nie możemy postawić aż tyle – mówi Doran, wpatrując się w monetę.
– To postawcie tyle, ile możecie. Czyż niedawno nie podniosłam wam pensji? A może boicie się, że zgarnę wszystkie wasze pieniądze?
Tamtego wieczoru nie wygrywam ani razu, ale żądam rewanżu nazajutrz.
W słoneczne dni Kyros i Nico dołączają do mnie i wspólnie robimy piknik na trawie. Chłopczyk zbiera dla mnie kwiatki, a Kyros i ja gawędzimy o wszystkim i o niczym. Nico pokazuje mi swoje ulubione drzewa do wspinania, a ja mu owoce, które są na tyle dojrzałe, by mógł je zerwać, a także trujące rośliny, od których należy trzymać się z daleka. Czasami daję też chłopcu lekcje gry na fortepianie, bo sama zawsze uwielbiałam grać. Nie szczędziłam pieniędzy na zakup znakomitego instrumentu.
– Wasza Łaskawość go psuje – ośmiela się zasugerować Kyros po kilku tygodniach mojego książęcego wdowieństwa.
– Zapoznawanie dziecka z muzyką nie jest psuciem go. Poza tym lubię spędzać z nim czas.
Ogromna chmura przesłania słońce, przygaszając bujną zieloność otaczających nas drzew i trawników. Kyros odchyla się do tyłu, podparty na obu dłoniach na naszym piknikowym kocu.
– Czy tak właśnie Wasza Łaskawość wyobrażała sobie spędzanie czasu jako księżna wdowa? Ucząc dziecko swojego służącego gry na fortepianie?
– Z całą pewnością wyobrażałam sobie, że ojciec dziecka będzie zdecydowanie mniej narzekał.
Kyros uśmiecha się szeroko.
– Ale poważnie, czy Wasza Łaskawość jest szczęśliwa?
– Szczęśliwsza niż kiedykolwiek.
– Wasza Łaskawość nieczęsto opuszcza posiadłość. Sądziłem, że Wasza Łaskawość będzie raczej chciała przebywać z osobami o podobnym statusie. A przynajmniej zapraszać je do siebie od czasu do czasu. Tymczasem Wasza Łaskawość spędza czas, piekąc ciasta z kucharką, grając w karty z lokajami i ucząc Nico grać na fortepianie.
– To bynajmniej nie wszystkie moje rozrywki. Niedawno założyłam klub książki z Damasusem, Karlą i Teklą. Wymieniamy się książkami, a potem spotykamy, żeby o nich dyskutować.
Kyros parska śmiechem.
– Księżna, która dyskutuje o książkach z kamerdynerem i pokojówkami!
– Możesz się śmiać, ale jestem dokładnie tam, gdzie chcę być. Ojciec zmuszał mnie, żebym uczestniczyła we wszelkich galach i przyjęciach, żebym utrefiona i wysztafirowana jeździła na bale oraz znosiła awanse nawet najobleśniejszych mężczyzn. Teraz spędzam czas z tymi, z którymi chcę i kiedy chcę. Moi służący to najmilsze osoby, jakie dane mi było kiedykolwiek poznać. Nie muszę zabiegać o fałszywe pochlebstwa szlachetnie urodzonych dam i niechciane umizgi bogaczy. Czytam, kiedy mam ochotę. Wychodzę na dwór, kiedy mam ochotę. Cieszę się towarzystwem mojego konia, czteroletniego chłopca, a także, owszem, kamerdynera i całej reszty służby. Moje życie jest doskonałe, a to, co da się w jakikolwiek sposób ulepszyć, jest w trakcie remontu. Więc może teraz przestaniesz mnie strofować i pozwolisz mi się rozkoszować moim ciężko zdobytym dobrostanem?
– Oczywiście, Wasza Łaskawość.
Wymieniamy z Kyrosem ciepłe uśmiechy, po czym kładę się na miękkiej bawełnie kraciastego koca. W piersi czuję lekkość, którą nie od razu potrafię zidentyfikować.
Taka lekkość przepełnia człowieka, kiedy jest szczęśliwy, uświadamiam sobie.
Mogę mówić, co myślę, i mam kogoś, kto mnie wysłucha. Żaden mężczyzna nie usiłuje mną rządzić ani mnie kontrolować. Robię to, co naprawdę sprawia mi przyjemność. Mogę być sobą wśród osób, którym na mnie zależy.
To wszystko było warte wszelkich trudów, jakich doświadczyłam od śmierci swojej matki.
Jestem nietykalna, a to takie przyjemne uczucie, że nieomal unoszę się nad ziemią.
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
You&YA
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz