Blade of Secrets. Pożeracz sekretów - Tricia Levenseller - ebook + audiobook

Blade of Secrets. Pożeracz sekretów ebook

Tricia Levenseller

4,0

Opis

Osiemnastoletnia Ziva bardziej niż kontakt z ludźmi preferuje pracę z metalem. Dnie spędza bezpiecznie w swojej kuźni, z dala od ludzi, pośród których nie czuje się dobrze. Zamiast kontaktów z innymi woli tworzyć fantazyjną broń, wykorzystując przy tym swoje zdolności magiczne.

Pewnego dnia Ziva otrzymuje zamówienie na broń od potężnej dygnitarz wojskowej, co skutkuje powstaniem miecza kradnącego sekrety swoich ofiar. Miecza, za pomocą którego można podbić królestwa. Ziva i jej siostra są zmuszone do ucieczki, kiedy dowiadują się o zamiarach wroga, dążącego do zniewolenia całego świata.

Wyruszają w pełną przygód podróż, starając się chronić miecz do czasu, kiedy znajdą osobę godną go dzierżyć albo sposób, by nieodwracalnie go zniszczyć.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 319

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (37 ocen)
15
9
11
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ruddaa

Dobrze spędzony czas

03:28 - tiaa znowu zarwalam nockę 🤣 Autorko!!! Serio!!!! Jak można skonczyć książkę w TAKIM momencie! Toż to istny sadyzm 😡 Fajowa młodzieżówka. Super przyjemnie i szybko sie czytało! Polubialam cała czwórkę bohaterów i ich przygody. Polecam 😊
00
bookish_sunflower

Dobrze spędzony czas

Aż żałuję, że tak późno po nią sięgnęłam! Naprawdę świetna i bardzo wciągająca książka.
00
littlebitofsalt

Całkiem niezła

Mam mieszane uczucia. Zdania zostały skonstruowane w taki sposób, że ciężko było „płynąć” podczas czytania i nie potrafię stwierdzić czy zawiniło tłumaczenie, czy autorka. A skoro o autorce mowa to nawet nie wiedziałam, że wyszła u nas kolejna książka Tricii Levenseller. Łatwo mi było utożsamić się z Zivą, bo sama zmagam się z lękiem społecznym, a mój umysł zawsze pracuje na najwyższych obrotach, rozbijając na części pierwsze każdą interakcję. Niestety miała też sporo momentów, w których nie mogłam jej znieść. Czegoś mi tutaj po prostu brakowało, ale nie wiem czego. Nie poczułam dużego przywiązania do bohaterów. Podobała mi się zdecydowanie bardziej od córki króla piratów, ale znacząco mniej niż Cienie między nami.
00
Maciej161

Nie oderwiesz się od lektury

5*
00
oliwerson

Dobrze spędzony czas

ciekawy wątek, acz nie porwało mnie tak, żebym nie mogła doczekać się kontynuacji ;) co nie znaczy, że nie przeczytam kolejnej części ;)
00

Popularność




 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

To dla Ciebie, tato.

Niech woda sodowa nie uderzy Ci do głowy.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Uciekajcie, głupcy!

 

~ Gandalf

Władca pierścieni: Drużyna pierścienia

 

 

 

Rozdział pierwszy

 

 

 

 

 

 

 

 

Wolę metal od ludzi, dlatego też wykuwanie jest moją oazą spokoju.

Żar w kuźni jest bezlitosny, nawet przy pootwieranych oknach. Krople potu formują się na moim czole, spływają też po plecach, ale tak błahy powód nie powstrzyma mnie przed uprawianiem kowalstwa.

Uwielbiam trzymać w ręku młotek, przepadam za dźwiękiem narzędzi uderzających o metal, lekkimi buchnięciami gorąca pochodzącymi od stali, zapachem szalejącego ognia, a przede wszystkim kocham uczucie satysfakcji po skończeniu broni.

Szczycę się tym, że każde z moich dzieł jest wyjątkowe. Moi klienci wiedzą, że gdy zamówią zivańską klingę, będzie ona jedyna w swoim rodzaju.

Opuszczam młotek i oceniam swój obecny projekt.

Kołnierz ma odpowiedni kształt. To szósty i zarazem ostatni element, który zostanie dołączony do głowicy buzdyganu. Po ostudzeniu ostrza przenoszę go na kamień szlifierski w celu naostrzenia krzywizn zewnętrznej krawędzi. Przy użyciu młotka i dłuta zdążyłam już wyryć rowki w buzdyganie. Pozostało tylko skucie pozostałych elementów w całość. Używając osobnych szczypiec, ustawiam je w piecu i czekam.

W międzyczasie jest sporo do zrobienia. Narzędzia trzeba umyć, a resztki metalu wyrzucić. Tłoczę powietrze miechem, by utrzymać w piecu dwa i pół tysiąca stopni.

Spokój mojej pracy przerywa krzyk.

Moja siostra, Temra, gdy nie pomaga mi przy większych zamówieniach, prowadzi sklep przy kuźni. Można w nim kupić mniejsze przedmioty, takie jak podkowy, sprzączki i tym podobne. Moje zaczarowane podkowy gwarantują szybszą jazdę konną, a wytwarzane przeze mnie sprzączki nigdy się nie łamią i nie tracą połysku. Jest to prosta magia – pod względem zaawansowania nie może równać się zawiłości magii kowalstwa.

– Ziva nikogo nie przyjmuje! – rozlega się zza drzwi okrzyk Temry.

Ma rację. Nikt nie ma wstępu do kuźni, jest święta. To moje miejsce.

Wyciągam z pieca głowicę i pierwszy kołnierz buzdyganu, wywnioskowawszy, że stal jest już gotowa. Wyrównuję ostrze z pierwszym żłobieniem.

– Mnie na pewno przyjmie! – odkrzykuje ktoś w odpowiedzi. – Odpowie za swój wadliwy produkt!

To bolesne słowo. Wadliwy? To nieuzasadniona grubiańskość. Gdybym była osobą dobrze znoszącą konfrontację, w tej chwili wyszłabym i powiedziałabym klientowi, co o tym myślę.

Ale nie muszę się tym martwić, moja siostra dobrze sobie z tym radzi.

– Wadliwy? Jak śmiesz? Idź po pomoc do medyka i przestań obwiniać nas za swoją głupotę!

Krzywię się. Być może przesadziła. Temra nigdy nie była dobra w kontrolowaniu swojego temperamentu. Czasami może zdawać się wręcz przerażająca.

Robię co w mojej mocy, by nie słuchać ich kłótni i skupić się na swojej pracy. Dochodzę do momentu, kiedy rzemiosło łączy się z magią. Metal jest rozgrzany i zagruntowany. Długo i poważnie rozmyślałam o tym, w jaki sposób uczynić tę broń wyjątkową. Buzdyganu używa się do miażdżenia bądź rozbijania celu ataku, wymaga więc od użytkownika nieludzkiej siły. Ale co, jeśli uda mi się wzmocnić właściwości samego przedmiotu? Co, gdyby broń po każdym ciosie wroga magazynowała przyjętą energię i oddawała ją przy następnym uderzeniu?

Zamykam oczy, zastanawiając się, jak chcę pokierować magią, kiedy nagle drzwi otwierają się z hukiem. Podskakuję przerażona.

Czuję, że nie jestem sama w pomieszczeniu, jak gdyby coś swoją obecnością napierało na moje ramiona. Na moment zapominam, nad czym dotychczas pracowałam i nie jestem w stanie myśleć o niczym innym niż o przytłaczającym mnie dyskomforcie.

Nie znoszę, gdy ogarnia mnie wrażenie obcości własnego ciała. To tak, jakby niepokój wypełniał całą moją przestrzeń osobistą, spychając mnie na dalszy plan.

Staram się uspokoić, podczas gdy dźwięk kroków rozbrzmiewa coraz bliżej mnie. Przypominam sobie o buzdyganie i skupiam się na nim, jakby poza nim nie istniało nic innego. Tli się we mnie nadzieja, że intruz zniechęci się i odejdzie.

Nic takiego się jednak nie dzieje.

Kimkolwiek jest, zmierza ku drugiej stronie kowadła i po chwili jest w zasięgu wzroku. Gdy znajduje się blisko mnie, podsuwa rękę pod moją twarz.

– Spójrz na to!

Widzę głębokie rozcięcie na przedramieniu mężczyzny. W międzyczasie mój żołądek zaciska się w kłębek nerwów z powodu bliskości nieznajomego.

– Wynoś się stąd, Garik. Ziva pracuje! – daremnie mówi Temra, już po dołączeniu do naszej dwójki.

– Zobacz, co zrobił twój miecz. To moja silniejsza ręka! Żądam zwrotu pieniędzy!

Moja twarz płonie i nie potrafię zebrać myśli. Mogę tylko stać i wpatrywać się w mężczyznę krwawiącego w mojej pracowni. Garik jest ledwie po trzydziestce. Jest stosunkowo drobnej budowy, z haczykowatym nosem i zbyt dużymi oczami. Nic dziwnego, że go nie rozpoznaję. Temra zajmuje się większością zleceń, tak bym ja mogła skupić się wyłącznie na wykuwaniu.

Garik spogląda na mnie, jakbym była głupia.

– Twoja broń jest wadliwa. Pocięła mnie!

– Sam się pociąłeś! – woła Temra. – Nie masz prawa wchodzić tutaj i zrzucać winy za swoją bezmyślność na broń.

– Bezmyślność! Jestem mistrzem miecza. Wina z pewnością nie jest moja.

– Naprawdę? Jak inaczej wytłumaczyć zranienie się własną bronią? Co robiłeś? Ćwiczyłeś obroty? Podrzucałeś miecz i próbowałeś go złapać? Dużo ludzi widziało twoje wygłupy?

Garik bełkocze dobrą minutę, próbując znaleźć odpowiednie słowa, co świadczy o tym, że Temra trafnie odgadła przebieg wydarzeń.

– Może odnajdziesz się w akrobatyce, jeśli zamierzasz używać swojego miecza w ten sposób, zamiast do tego, do czego jest przeznaczony – dogryza moja siostra.

– Ty się nie wtrącaj, ty mała prostaczko! Podejmę to z kowalką. A może nie potrafi mówić w swoim imieniu?

Te słowa sprawiają, że wypuszczam z rąk narzędzia i przenoszę uwagę na bezczelnego intruza. Przyjście tutaj i zaatakowanie mnie to jedno, ale jak śmie wyzywać moją siostrę?

– Garik – mówię z wymuszoną pewnością siebie. – Wyjdziesz stąd w tym momencie, zanim wezwiemy strażników miejskich. Od tej pory nie jesteś mile widziany w kuźni, a nawet sklepie, i gdziekolwiek indziej, gdzie sięgają nasze ziemie.

– Ale moja ręka… – podejmuje znowu.

– … nie jest tak zraniona jak twoja duma. W przeciwnym razie znajdowałbyś się u uzdrowiciela, a nie tutaj.

Jego twarz przyjmuje barwę krwi wciąż skapującej z jego rany.

Nie mogę dłużej na niego patrzeć. To dla mnie zbyt wiele. Łapię się na tym, że wpatruję się w sznurowadła na jego koszuli. Być może to były głupoty. Czy kiedykolwiek mówiłam z sensem? Czy jeśli powiem coś więcej, wprowadzę tylko większy chaos?

– Z chęcią spojrzę na broń w celu sprawdzenia jej skuteczności – postanawiam dodać. – Może przed twoimi przyjaciółmi? Jednakże, widząc to wspaniałe rozcięcie na twoim przedramieniu, wnioskuję, że spełnia swoją rolę doskonale.

To pomaga. Wychodzi jak burza tą samą drogą, którą tu wtargnął. Nie omieszkał po drodze uderzyć w stół roboczy, zrzucając moje narzędzia na ziemię.

W końcu znika.

– Okropny typ – mówi Temra i idzie doprowadzić stół do porządku.

Ale już jej nie słyszę. Patrzę na moje narzędzia, a następnie na miejsce, w którym stał wcześniej Garik. Wydarzenia sprzed chwili rozgrywają się w mojej głowie po raz kolejny, jak w błędnym kole, pozostają całkowicie poza moją kontrolą. W mojej kuźni. Musiałam się odezwać. Musiałam wątpić w siebie. Musiałam czuć się, jakbym miała zaraz ugotować się w środku. Logicznie rzecz biorąc, wiem, że ani ja, ani moja siostra nie byłyśmy w żadnym niebezpieczeństwie. Tego rodzaju konfrontacje nie oznaczają końca świata, ale to nie znaczy, że moje ciało jest o tym przekonane.

Brakuje mi tchu. A może po prostu oddycham za szybko.

– Ziva? Och, kochanie. Wszystko jest w porządku.

Nic nie jest w porządku. Temra próbuje do mnie dotrzeć, ale cofam się, prawie się przy tym przewracając. Moje ręce się trzęsą i robi mi się nieznośnie gorąco.

– Ziva, już go nie ma. Jesteś bezpieczna. Rozejrzyj się po pomieszczeniu. Jesteśmy tylko we dwie. Masz, potrzymaj swój młotek. – Wciska mi w dłoń narzędzie. – A teraz wsłuchaj się w mój oddech i dopasuj własny do jego rytmu. – Zaczyna oddychać przesadnie głośno, powoli wciągając powietrze, a następnie je wypuszczając.

Opadam na kolana naprzeciwko kowadła, niedokończony buzdygan leży teraz na poziomie mych oczu. Młotek trzymam luźno w dłoni.

Od tej pory nie jesteś mile widziany.

Nie mogę uwierzyć w słowa, które wyszły z moich ust. Obraziłam go. Powie innym potencjalnym klientom o tym, co tu zaszło. Wszyscy dowiedzą się, że powiedziałam coś niemądrego. Będą woleli robić interesy w innym miejscu. Zrujnuje mnie. Poniży.

Do wszystkich dotrze, że jest ze mną coś nie tak.

– Oddychaj. Jesteś bezpieczna. Oddychaj – mówi Temra, przebijając się przez odmęty moich myśli.

– Co, jeśli miecz był wadliwy, a ja…

– Miecz był doskonały. Nie myśl w ten sposób. Daj spokój, Zivo, jesteś niesamowita. A teraz oddychaj.

Czas mija, a ja bez skutku próbuję wyjść spod ciężaru atakującej mnie paniki.

Nie mam pojęcia, ile tak naprawdę trwa sam atak, jak dużo czasu musi minąć, zanim mój mózg zrozumie, że istnieje coś poza nadciągającą zagładą. Ale to przechodzi, panika wylewa się ze mnie jak sok wyciskany z owocu.

Zaliczam się do lękliwych osób, odkąd sięga moja pamięć, ale przebywanie pośród ludzi wzmaga niepokój. Czasem te ataki nadchodzą podczas wyjątkowo nieprzyjemnego spotkania lub kiedy czuję się zwyczajnie przytłoczona.

Jestem zmęczona i przebodźcowana, ale akceptuję otaczające mnie w uścisku ramiona siostry. Pozwala mi zadecydować, kiedy chcę się wycofać.

– Dziękuję – mówię, gdy odkładam młotek na jeden z wielu stołów roboczych w kuźni.

– Przepraszam, Ziva. Naprawdę robiłam wszystko, żeby go tu nie wpuścić.

– Uwierz mi, słyszałam. Mam jednak nadzieję, że wiesz, że gdy ktoś zachowuje się agresywnie, powinnaś zaprosić go do środka. Nie chcę, żeby coś ci się stało.

– Jakim sposobem ktoś, kto sam siebie rani własną bronią, mógłby być niebezpieczny? – drwi moja siostra.

Wybuchamy śmiechem. Odwracam się w stronę niedokończonego buzdyganu, zastanawiając się, czy powinnam kontynuować pracę, czy chwilę odpocząć.

Tyle że broń została już zaczarowana…

Nie ma na niej żadnej widocznej zmiany fizycznej, ale czuję to. Emanuje ona delikatnym, pulsującym ciepłem.

Podnoszę buzdygan za metalową rękojeść i przysuwam jego głowicę pod nos, żeby go zbadać, uważając przy tym na pojedynczy kołnierz, który wciąż stygnie.

– Coś się stało – mówię.

– Garik zniszczył broń?

– Nie, jest już przesiąknięta magią.

– Co zrobiłaś?

– Nic. Spawałam pierwszy kołnierz i wtedy przyszedł Garik. Położyłam broń na kowadle, ale nagle…

– Nagle? – naciska Temra.

– Zaczęło brakować mi tchu.

Ruszam na zewnątrz, poza kuźnię, a Temra podąża moim śladem. Nasze miasto znajduje się pośrodku lasu iglastego. Deszcz pada tu niemal co drugi dzień, a słońce bezustannie walczy z chmurami o dominację na niebie. Dzisiaj świeci mocno, ogrzewając moją skórę, towarzyszy mu smagający mnie lekko wiatr.

Gdy byłam mała, nasi rodzice hodowali kury i kozy na zapleczu. Pamiętam, jak każdego ranka pomagałam matce w zbieraniu jajek. Ale zarówno Temrę, jak i mnie nie interesują podobne obowiązki. Nasza ziemia służy więc przede wszystkim za miejsce do demonstrowania moich wyrobów.

Gdy znajduję się wystarczająco daleko od domu, chwytam mocno buzdygan, po czym zamachuję się nim, za kierunek obierając stary cedr.

Nic magicznego się nie dzieje.

Mimo że rzadko, zdarzały się jednak momenty, gdy przez przypadek obdarzałam magią broń i musiałam zrozumieć, jak do tego doszło.

Jest to raczej frustrujące.

Zbliżam trzon do brudnej ziemi, ale to również nie przynosi żadnych efektów. Pod wpływem impulsu dmucham ku przedmiotowi, jako że moja twarz była bardzo blisko niego podczas ataku paniki.

Dalej nic.

– Ja spróbuję – mówi Temra.

– Nie ma mowy. Możesz się zranić.

– Używałam już twoich dzieł.

– Ale moje dzieła często cechuje efekt dalekiego zasięgu. Dopóki nie zrozumiem, jakie ma właściwości, nie pozwolę ci…

Temra opada na kolana, a ręce zaciska na swoim gardle, z którego wyrywa się sapnięcie. Kręciłam bronią nad głową, lecz widząc jej stan, natychmiast przestaję i do niej podbiegam.

– Co się stało? – pytam. – Połknęłaś coś?

Powietrze z powrotem wypełnia jej płuca. Przygląda się broni z zaciekawieniem.

– Nic nie połknęłam. To przez buzdygan. Powtórz ten ruch.

– Co?

– Zakręć nim nad głową.

Wykonuję pełną rotację. Tym razem Temra jest przygotowana.

– Nie mogę oddychać, kiedy tak robisz.

Patrzę na buzdygan w szoku, a następnie oddaję go siostrze.

– Teraz ty spróbuj.

Ma rację, od razu to czuję. Buzdygan wysysa powietrze z mojego otoczenia. Odsuwam się coraz dalej i dalej. Gdy znajduję się w odległości około trzech metrów, znowu mogę oddychać.

Temra przestaje kręcić bronią.

– Niesamowite!

– Cieszę się, że moja panika do czegoś się przydała.

Temra patrzy na mnie ze smutkiem.

– W porządku, Zivo. Gdy znowu się to zdarzy, będę przy tobie. Jak zawsze.

Jako starsza siostra to ja powinnam być przy niej. Ale to ona częściej mnie ratuje. To Temra powinna była odziedziczyć dar magii po naszej matce. Jest zdecydowanie silniejsza i odważniejsza niż ja kiedykolwiek będę, ale nie sądzę, by uświadamiała sobie, ile doświadczeń odebrał mi ten dar.

Cieszę się, że w wieku szesnastu lat Temra potrafi koncentrować się na bardziej trywialnych czynnościach, czyli flirtowaniu z chłopcami i nauce szkolnej. A ja? Utrzymuję nas od kiedy skończyłam dwanaście lat. Często nawiedzają mnie myśli, że to spędzenie tak długiego czasu w odizolowaniu w kuźni spowodowało, że stałam się lękliwa. Mając osiemnaście lat, nienawidzę przebywać z ludźmi.

Może to także efekt uboczny posiadania zdolności magicznych. Nie ma nikogo, z kim mogłabym o tym porozmawiać. Mama została zamordowana, gdy byłam pięciolatką, na długo przed objawieniem się mojego daru.

– Za kilka miesięcy jest turniej – mówi Temra. – Jestem pewna, że w tym czasie zdobędziemy więcej klientów wśród osób odwiedzających miasto. Każdy będzie chciał posiąść zivańską klingę.

Próbuje poprawić mi humor. Doceniam jej wysiłki, ale wciąż odczuwam skutki ataku.

– To tylko gorszy moment – dodaje moja siostra, odczytując moje myśli. – Minie z czasem.

– Tak, masz rację.

W głębi duszy nie do końca mogę się z tym zgodzić.

 

Rozdział drugi

 

 

 

 

 

 

 

 

Jest wtorek, a to oznacza wyjście na obiad.

Nienawidzę tej tradycji.

Czuję ulgę, gdy zauważam, że nasz stolik jest wolny. Rzucam się ku niemu, wybierając najdalsze krzesło. To moje ulubione miejsce, ponieważ oparcie siedziska znajduje się przy ścianie, więc nikt nie może za mną usiąść, za to ja zyskuję widok na całe pomieszczenie.

Nie lubię wrażenia, że wszyscy na mnie patrzą, a jest to uczucie, którego nie mogę się pozbyć, gdy moje plecy są wyeksponowane.

Z Temrą teatralnie podnosimy jadłospisy, mimo że wiemy już, na co mamy ochotę.

Kelnerka wita nas po imieniu, po czym przyjmuje zamówienie.

– Ja poproszę zupę kalafiorową i świeży chleb – mówi Temra. – A dla siostry jagnięcina i warzywa na parze.

Kiwnęłam głową, obdarzając kelnerkę wymuszonym uśmiechem. Taki mam układ z siostrą. Żadna z nas nie potrafi gotować. Wszystko, co próbujemy przyrządzić, jest albo spalone, albo rozmokłe. Wolałabym jednak spożywać kiepskiej jakości jedzenie i czuć się bezpiecznie w domu, niż jeść poza nim, gdzie nieznajomi mogli obserwować mnie w trakcie posiłku. Temra z kolei uwielbia stołować się na mieście, stąd ten układ. Przez pół tygodnia jemy poza domem, a drugie pół w domu, gotując na zmianę. Na mieście Temra zawsze zamawia za mnie, tym sposobem nie muszę rozmawiać z nikim poza nią.

Kładę dłonie na blacie i splatam palce. To nawyk, który mam od dzieciństwa. Czuję pod skórą lekkie mrowienie. Starając się odwrócić własna uwagę od dyskomfortu, mówię:

– Gubernator przyszedł po południu po swoją broń, kiedy byłaś w szkole.

– Przyszedł odebrać ją osobiście?

– Tak.

– Musi być naprawdę podekscytowany buzdyganem. Jak mu się podobał?

Próbuję ukryć wzdrygnięcie, ale najwyraźniej nie udaje mi się to, bo Temra pyta:

– Nie podobał mu się?

– Nie, nie. Podobał.

– W takim razie w czym problem?

– On... zaprosił nas do siebie.

Szeroki uśmiech pojawia się na pięknej twarzy mojej siostry. Sprawia, że okazywanie niezadowolenia staje się niekiedy trudnym zadaniem.

– To cudownie! Ziva, wiesz co to oznacza? Musimy sprawić dobre wrażenie.

– Próbowałam odmówić – wyjaśniam. – Nie dał mi dojść do słowa.

– Och, będzie wspaniale! Potrzebujemy właśnie takiego przyjęcia.

– To nie przyjęcie. Zapewnił mnie, że będzie to urocze, staromodne spotkanie przy stole.

– To nic. Syn gubernatora i tak tam będzie. – Jej łobuzerski uśmiech mówi sam za siebie.

– Pewnie jest przystojny, co?

Odpowiada westchnięciem.

Marzę o tym, żeby jedzenie szybko przyniesiono, mogłabym zająć czymś ręce. Moje palce zdążyły zrobić się czerwone od nerwowego pocierania. Chowam je pod stół.

Domyślam się, że Temra chce omówić szczegóły dotyczące syna gubernatora, ale nie mogę sobie tym zaprzątać głowy. Nikt nigdy nie wydawał mi się atrakcyjny. Nie jestem pewna, czy to z powodu lęku nie jestem w stanie zbliżyć się do ludzi, czy problem tkwi w czymś innym. Niezależnie od przyczyny, zauroczenie jeszcze mi się nie przytrafiło.

To nie tak, że nie chcę nawiązywać relacji. Bardzo tego pragnę, ale chcę przy tym czuć się bezpiecznie. Do tej pory nikt poza Temrą nie sprawił, że się tak poczułam.

Szybko omiatam wzrokiem restaurację. Poza naszym, tylko cztery stoliki są zajęte. Dwie pary siedzą przy oddzielnych stołach: kobiety w średnim wieku trzymające się za ręce i kłócący się kobieta i mężczyzna, mimo waśni starający się zachowywać ciszej. Kobieta wybiega z lokalu. Jej towarzysz rzuca na stół kilka monet i podąża za nią.

Niezręczna sytuacja.

Przy trzecim stoliku, przy oknie, siedzi samotna kobieta, popijająca wino.

A osoba siedząca przy czwartym...

Jest we mnie wpatrzona.

Instynktownie spuszczam wzrok, a moja twarz zalewa się rumieńcem wstydu, bo zostałam przyłapana. Jednak to on pierwszy zaczął mi się przyglądać, prawda?

Temra o czymś opowiada, ale ledwo to do mnie dociera, ryzykuję ponownym spojrzeniem kątem oka na mężczyznę.

Cały czas mnie obserwuje.

– Temra – szepczę. – Ktoś się na nas patrzy.

– Ile razy mam to jeszcze powtarzać? Nikt się na ciebie nie patrzy.

– Nie, tym razem mówię prawdę. Zobacz, ten typ za tobą.

Odwraca się bardzo niedyskretnie i napotyka spojrzenie mężczyzny znajdującego się blisko drzwi. Nie został jeszcze obsłużony, lecz zdecydowanie nie przegląda otwartego przed nim jadłospisu.

Temra wykonuje w jego kierunku krótkie machnięcie ręką, po czym odwraca się z powrotem do mnie.

– Przystojny, jeśli zignorujemy to, w co jest ubrany. Może powinnam go zagadnąć?

– Nie waż się mnie zostawiać – cedzę przez zęby.

– Mogę zaprosić go do nas.

– Nie!

– Żartuję! Poczekam do końca posiłku i...

Na początku myślę, że to kelnerka przyszła z naszym zamówieniem, ale zaraz orientuję się, że stolik nieznajomego jest pusty, a on zmierza w naszą stronę. Przenoszę wzrok na drewniany blat, podczas gdy Temra czarująco obraca się ku przybyszowi.

– Witaj – mówi tonem głosu, który stosuje tylko wobec mężczyzn.

– Witam – odpowiada. – Wybaczcie moje najście, ale czy istnieje możliwość, bym się do was dosiadł?

Temra patrzy na mnie, ale nie potrafię odpowiedzieć, wciąż nie mogę podnieść wzroku, dlatego decyduje za nas obie.

– Proszę bardzo. – Wskazuje puste krzesło.

Włoski na moich ramionach unoszą się przez świadomość bliskości obcego człowieka. Czuję, jakby moje wnętrzności zaczęto ugniatać jak ciasto. Nie chcę tu być.

– Na imię mam Temra – przedstawia się moja siostra.

– Jestem Petrik – mówi nieznajomy.

– Petrik – powtarza Temra, sprawdzając brzmienie imienia. – Widzę cię tutaj pierwszy raz.

– Nie jestem stąd. Przybywam z terytorium Skiro.

– Czym zajmujesz się w Skiro?

Jak ona to robi? Bez namysłu wie, co i w jaki sposób powiedzieć. Czasem rozmawiam ze swoimi klientami w sklepie. Znam się dobrze na broni i nie mam problemu, by o niej opowiadać. Ale o czymś innym?

Jestem beznadziejna.

Czuję pewien rodzaj tęsknoty. Chcę być jak moja siostra: rozluźniona w kontaktach ze światem, czująca się komfortowo we własnej skórze.

– Jestem uczonym z Wielkiej Biblioteki – kontynuuje Petrik swoim niskim głosem. – Specjalizuję się w starożytnej magii.

Moje oczy same unoszą się ku górze, gdy wzbudza moje zainteresowanie.

– Magii? – pytam.

Mężczyzna uśmiecha się, a ja odnajduję odwagę, by mu się przyjrzeć. Jest w moim wieku. Włosy, przystrzyżone blisko skóry, to jedynie odrobina czarnego meszku. Usta ma pełne, nos szeroki, a odcień jego skóry wpada w głęboki brąz, zupełnie jak kolor oczu.

Jego ubiór jest niebywały. Większość tutejszych decyduje się na tuniki i legginsy z ciężkimi butami, ale ten człowiek ma na sobie szatę w kolorze głębokiego szafiru, która zakrywa jego ręce i kostki. Tak naprawdę widać jedynie czubki jego butów i głowę. Szata najpewniej posiada również kaptur, ale jest on opuszczony.

– Tak, od proroków z północy kontynentu po znających mowę zwierząt z zachodnich wysp. Wczytałem się we wszystko. Tworzę własną książkę. Krótki przewodnik po każdej magicznej zdolności na przestrzeni wieków.

Temra zwęża oczy i patrzy na mnie porozumiewawczo. Unosi brew, jakby tym znakiem chciała mi coś powiedzieć. Po chwili poddaje się i unosi wzrok ku górze.

– I to sprowadziło cię do Zivy – mówi.

– Dokładnie – potwierdza Petrik. – Miałem nadzieję, że Ziva pozwoli zadać sobie kilka pytań i zbadać niektóre z jej dzieł.

Z początku jestem zadowolona. Młodzieniec w moim wieku chce rozmawiać ze mną o mojej pracy? Czy to jest okazja, na którą czekałam? Pozostanie w bezpiecznej strefie podczas poznawania kogoś nowego?

Ale wtem przypominam sobie, że to ma służyć tworzeniu książki.

Inni ją przeczytają. Petrik będzie mnie cytował, opisze mnie i mój proces tworzenia. Będę lustrowana. Co, jeśli powiem coś nie tak? Co, jeśli uzna, że moja magia jest nudna, odrzuci mnie i odejdzie? Co, jeśli czytelnicy pomyślą, że jestem oszustką i stracę wszystkich klientów?

Mimo że mam świadomość bezpodstawności moich obaw, nie mogę pozbyć się strachu. Zgadzanie się na rozmowę z nim nie wydaje się bezpieczne.

– Muszę odmówić – odrzekam i przenoszę swoją uwagę na dłonie, które położyłam na kolanie.

Wtedy przychodzi kelnerka z naszym zamówieniem. Zwraca się do Petrika:

– Czy mogę już przyjąć pańskie zamówienie?

– Jeszcze nie zdecydowałem – odpowiada.

Kobieta odchodzi, pozostawiając po sobie ciszę i duchotę.

– A więc, Petrik – odzywa się Temra, odrzucając włosy za ramię. Jej loki w kolorze głębokiego mahoniu lśnią w ruchu. – Opowiedz mi o Skiro. Nigdy tam nie byłam.

Wiem, że mężczyzna mi się przygląda. Czuję to. Próba odwrócenia jego uwagi podjęta przez Temrę nie powiodła się. Wciąż ją ignoruje.

– To musiało być zbyt pochopne z mojej strony, Zivo. Przepraszam. Mam za sobą długą podróż i nie chciałem nagabywać cię przy obiedzie. Nie spodziewałem się, że wejdziesz do tej samej restauracji, w której jestem. Miałem zamiar odnaleźć cię potem, umówić się na spotkanie i wyjaśnić całe jego założenie. Oczywiście odwdzięczyłbym się za twój czas. Może mógłbym kiedyś odwiedzić twoją kuźnię, byśmy omówili sprawę?

– Muszę odmówić – powtarzam.

– Mogę zapytać, dlaczego?

– Kuźnia jest prywatnym miejscem Zivy – wyjaśnia Temra. – Nie lubi, kiedy się jej tam przeszkadza. Jest bardzo dyskretną osobą, jestem pewna, że to rozumiesz. Może ja mogłabym z tobą porozmawiać, by pomóc ci z książką? Często towarzyszę Zivie w kuźni. Jestem zaznajomiona z jej pracą i mam szeroką wiedzę na temat broni, które stworzyła. Myślę, że powinniśmy się w przyszłości spotkać, na przykład umówić na obiad.

Tak, ten pomysł mi się podoba. Po prostu niech zostawi mnie w spokoju, a Temra będzie mogła sobie poflirtować z rzekomo przystojnym chłopcem.

– Jesteś pewna, że w żaden sposób cię nie namówię? – pyta Petrik, nie odrywając ode mnie wzroku.

Muszę być bezpośrednia. Pewna siebie. Jeżeli pokażę choć odrobinę niepewności, dalej będzie mnie męczył, dlatego podnoszę głowę, patrząc stanowczo w jego oczy.

– Jestem pewna. Nie chcę, żeby mnie przesłuchiwano albo żeby wtrącano się w moje życie.

Następnie podnoszę sztućce i zaczynam kroić pieczoną jagnięcinę. Staram się nie powtarzać w głowie własnych słów. Nie chcę zwariować. Nie chcę się martwić. Chcę tylko cieszyć się jedzeniem.

Petrik wstaje bez dalszego komentarza. Zamiast wrócić do swojego stolika, opuszcza restaurację.

Dobrze zrobił.

– Dasz wiarę? – mówi Temra.

– Wiem – odpowiadam. – Ile razy można powtarzać to samo, aż zrozumie?

– Co? Ach, racja. Ale jak mnie ignorował! Brak kultury. Wykorzystał mnie na początku, żeby dotrzeć do ciebie.

A to nowość. Ludzie zazwyczaj popełniają błąd i zaczynają rozmowę ze mną, żeby dotrzeć do mojej ślicznej siostry.

– Poszedł sobie – mówię i w końcu mogę wziąć do ust porcję jedzenia. Przepyszne jak zawsze.

Temra tylko moczy łyżkę w zupie, nie kosztując jej. Zdaje się wciąż krążyć myślami wokół tego dziwnego spotkania.

– Nie martw się – mówię jej. – Niedługo będę miała tyle pieniędzy, że zdołamy opuścić Ghadrę i osiedlić się w północnym rejonie. Nie znajdzie nas tam. – Mówiłyśmy o tym od lat, od kiedy tylko zaczęłam swój biznes. Północ jest przepiękna, lecz tylko garstkę ludzi stać na życie tam. Na północy nikt nie będzie mnie znał. Nikt nie będzie mnie szukał ze względu na broń. Kocham to, co robię, ale wolę wyrabiać broń dla siebie. Kiedy w końcu zdobędę odpowiednią ilość pieniędzy dla siebie i Temry, opuścimy to miejsce i zadomowimy się gdzieś indziej. Tylko my dwie. Tylko tego chcę. Chcę czuć się bezpiecznie i nie martwić się, że ktoś zaskoczy mnie wizytą, na którą nie przygotowałam się mentalnie.

Bardzo dobrze sobie radzę jako jedyna kowalka parająca się magią. Nie słyszałam, żeby był ktoś podobny do mnie.

Ludzie z całego świata składają u mnie zamówienia. Niektóre moje dzieła przeznaczone są dla arystokratów, którzy chcą pokazać swoje bogactwo i wyższość. Inni moi klienci należą do wysoko postawionych oficerów prywatnych armii. Strażnicy miejscy i gwardziści zamkowi otrzymują mniejsze pensje, więc oni u mnie nie goszczą.

Ale większość moich klientów? To najemnicy, wojownicy do wynajęcia. Ostatnimi czasy jest na nich ogromne zapotrzebowanie.

Nasz poprzedni władca, król Arund, miał nieco problemów ze swoim młodszym bratem, który bezustannie próbował pozbawić go władzy. Mówi się, że król po nieudanym zamachu na siebie miał ostatecznie skazać brata na śmierć. Kochał go i nienawidził faktu, że rządzenie państwem ich podzieliło.

Aby w przyszłości uniknąć animozji w rodzinie, Arund zdecydował się podzielić królestwo Ghadry pomiędzy sześcioro swoich dzieci.

Zarysowano nowe granice. Powstało sześć obszarów, każdy noszący nazwę na cześć księcia lub księżniczki władających danym terenem. Ghadrę podzielono, a w związku z tym pojawiły się nowe szanse na intrygi.

Podział nastąpił dekadę temu, a wielu już zdążyło na tym skorzystać. Bandyci stali się widokiem tak częstym jak muchy. Panoszą się po każdym terytorium, uniemożliwiając podjęcie przez władców prób ich schwytania. Żaden z panujących nie chce przydzielić ludzi albo płacić za zajęcie się przestępcami, którzy opuścili już przynależne im ziemie. Dodatkowy problem tkwi w tworzeniu przez sześciu władców własnych zwyczajów, budowaniu odrębnych systemów gospodarczych i finansowaniu wewnętrznych zasad.

Ludność bardzo ucierpiała przez tę zmianę.

Do moich uszu dotarły też opowieści, według których nie wszyscy z sześciu królewskich potomków są zadowoleni z części, którą otrzymali. Krążą pogłoski o buntach i planach przejęcia, ale na razie nic więcej nie wiadomo. To tylko szepty niesione przez wiatr.

Zawierucha sprawiła, że na moją profesję wzrosło zapotrzebowanie i dobrze na tym zarabiam. Niezliczone osoby próbowały zatrudnić mnie jako swojego prywatnego kowala. Biorąc pod uwagę mój wstręt do ludzi, zawsze odmawiałam. Ostatnio te zapytania stały się częstsze. Informacja o mojej wiedzy rozprzestrzeniła się niemal aż po granice Ghadry. Być może stało się tak dlatego, że w ostatnim czasie przyjmuję więcej zleceń, żeby przyspieszyć osiągnięcie naszego celu.

Już niewiele dzieli nas od opuszczenia tego miejsca. Myślę, że pozostaniemy tu jeszcze dwa lata. Jeśli chcę zrezygnować z pracy i ma być nas stać na wyższe koszty życia do końca naszych dni, potrzebujemy trochę więcej pieniędzy.

– To świetnie, Zivo – mówi Temra, odciągając mnie od myśli krążących wokół naszego raju.

Wciąż nie rusza swojego jedzenia.

– Myślałaś już o tym, jaki zawód wybierzesz? – pytam z nadzieją, że odwrócę jej uwagę.

– Nie do końca. Kocham grać w lokalnych przedstawieniach, więc może kiedyś dołączę do trupy wędrownej.

Skoro zamierza przemierzać świat w swoim zawodzie, nie będzie jej przy mnie na północy. Wyraźnie tego nie przemyślała.

– Albo – dodaje – może będę robić coś z bronią. Praktycznie całe moje życie jestem twoją asystentką.

Tak, ten pomysł podoba mi się bardziej.

– Oczywiście! Zawsze znajdzie się dla ciebie miejsce w mojej kuźni.

– Nie o to mi chodziło. Nie mogę być w twoim cieniu całe życie, Ziva.

W moim cieniu? Ciekawe, że tak to ujęła, skoro to ja od zawsze starałam się chować za nią.

– Znajdziesz coś, co sprawi, że będziesz szczęśliwa. Wiem to – odpowiadam.

– Już jestem szczęśliwa, ale wiem, że wymyślę swój plan na przyszłość. A ty?

– Co ja?

– Jesteś szczęśliwa?

Moja instynktowna odpowiedź to tak, ale nie odzywam się od razu. Żyję w ciągłym strachu przed innymi. Czasem jest to tak przytłaczające, że ciężko mi opuścić dom.

– Jestem szczęśliwa – decyduję w końcu. – Mam wszystko, czego potrzebuję: ciebie i kuźnię. Marzy mi się tylko, żeby reszta świata zniknęła.

– Byłby to wówczas strasznie pusty świat.

– Dokładnie.

– W takim razie, jaki miałabyś ze mnie pożytek, jeśli nie miałabym kogo odstraszać?

– Czułabym się samotna, gdybym była w pojedynkę – żartuję.

– A co ze mną?

– Co z tobą? – pytam.

– Co ja miałabym robić, podczas gdy ty wyrabiasz w swojej kuźni broń dla nieistniejących ludzi? Nie mogę być aktorką bez widowni.

– Mogłabyś znaleźć sobie hobby.

– Mam hobby!

– Nie sądzę, by flirtowanie się do nich zaliczało. Poza tym w moim świecie nie ma mężczyzn.

Temra kręci głową w zaskoczeniu.

– Pewnego dnia zakochasz się bez pamięci. Spotkasz kogoś, kto sprawi, że będziesz chciała opuścić kuźnię. Nawet nie zorientujesz się, kiedy ten ktoś nadejdzie.

– Dzień, w którym opuszczę kuźnie, nastanie wtedy, kiedy na świecie skończy się ruda żelaza. Ale nawet gdyby tak się stało, jestem pewna, że dam radę wykorzystać do czegoś miedź.

Temra strzela w moją twarz kroplami ze swojej łyżki.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej

 

Tytuł oryginału: Blade of Secrets

 

Copyright © 2021 by Tricia Levenseller

Published by arrangement with Feiwel & Friends, an imprint of Macmillan Publishing Group, LLC.

All rights reserved.

 

Copyright for the Polish edition © 2023 by Grupa Wydawnicza FILIA

 

Wszelkie prawa zastrzeżone

 

Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek

formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także

fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem

nośników elektronicznych.

 

Wydanie I, Poznań 2023

 

Projekt oryginalnej okładki i ilustracja: © Micaela Alcaino

 

Redakcja, korekta, skład i łamanie: Editio

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:

„DARKHART”

Dariusz Nowacki

[email protected]

 

 

eISBN: 978-83-8280-894-0

 

 

 

Grupa Wydawnicza Filia sp. z o.o.

ul. Kleeberga 2

61-615 Poznań

wydawnictwofilia.pl

[email protected]

 

SERIA: HYPE