Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
17 osób interesuje się tą książką
Gdy umysł zawodzi, trzeba balansować między fikcją a rzeczywistością
Karolina jako nastolatka została znaleziona na irlandzkim wzgórzu – nieprzytomna, bosa, pozbawiona pamięci. Tamta noc zmieniła jej życie na zawsze.
Dziś Karolina, 29-letnia księgowa u szczytu kariery, dostaje propozycję przeniesienia do Dublinu, jednak to nie awans skłania ją do wyjazdu, a pragnienie zmierzenia się z przeszłością, od której nigdy nie zdołała uciec.
W sercu irlandzkiej natury – w mrocznych lasach Wicklow, ruinach Glendalough i nawiedzonym domu, gdzie cienie zdają się ożywać – Karolina zaczyna odkrywać kawałki układanki, która może zniszczyć jej życie. Granica między jawą a koszmarem coraz bardziej się zaciera, a echa celtyckich duchów szepczą jej ostrzeżenia, które trudno zignorować.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 294
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Malena Malewska
Co kryją góry Wicklow
Droga Pani Doroto!
Nie posiadam Pani numeru telefonu, dlatego zdecydowałam się na kontakt za pośrednictwem Facebooka. Dzisiaj w nocy zaskoczyło mnie i męża pukanie do drzwi. Nie spodziewaliśmy się nikogo, zwłaszcza o takiej porze, i to w dniu, w którym Barcelona została całkowicie zalana. Drogi są nieprzejezdne, a mieszkańcy miasta nie wychodzą z domów. Od kiedy się tutaj z mężem przeprowadziliśmy, nie byliśmy nigdy świadkami takiego załamania pogody. Nic tego nie zapowiadało. Jeszcze dwa dni temu opalaliśmy się na plażach Barcelonety, rozkoszując się jesiennym słońcem, którego w Polsce pewnie Pani bardzo brakuje. Gwałtowna zmiana pogody nami wstrząsnęła i napełniła nas niepokojem. Ołówkowe niebo było jakby zapowiedzią zbliżających się kłopotów.
Proszę sobie wyobrazić, jak wielkim zaskoczeniem było dla nas, gdy o pierwszej w nocy usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Mój mąż sam zerwał się z łóżka, bo mnie zabrakło odwagi. Przez wizjer zobaczył Pani córkę, Karolinę. Była zupełnie przemoczona, ciężko dyszała, trzymając się kurczowo swojej walizki. Gdy tylko otworzył drzwi, rzuciła mu się na szyję, błagając o pomoc. Usłyszałam, jak mąż próbował ją uspokoić. Wtedy i ja podniosłam się z łóżka. Pobiegłam do salonu, gdzie od razu ją rozpoznałam, choć nigdy wcześniej jej takiej nie widziałam. Włosy całkowicie mokre, twarz zmęczona, usta mocno zaciśnięte. Bidulka cała się trzęsła. Natychmiast zagotowałam ciepłej wody na herbatę i pomogłam się jej przebrać w suche ubrania. Przez cały ten czas nie wyjawiła, dlaczego się u nas zjawiła. Powtarzała tylko, że potrzebuje światła, bo strasznie się boi i jest już wycieńczona od strachu. Pomyślałam, że może chodzi jej o promienie słoneczne. To by wyjaśniało, czemu przyleciała akurat do Hiszpanii, a nie do Polski. Potem zaczęła naprzemiennie powtarzać słowa Dziękuję i Błagam, pozwólcie mi zostać. Oczywiście, że się nią zaopiekujemy, nie pozwolimy przecież, aby się gdzieś błąkała po Barcelonie i to jeszcze nocą w taką pogodę. Nie rozumiem, czemu nie zawiadomiła nas o swojej wizycie. Może spotkało ją coś strasznego albo może ktoś ją potwornie wystraszył? Czemu właśnie my i Barcelona? Nie potrafię tego na razie Pani wyjaśnić. Sama bardzo bym chciała wiedzieć.
Dochodzi czwarta nad ranem. Karolina śpi w naszym salonie. Strasznie się kręci. Ewidentnie ma koszmary. Ja, jak pewnie Pani się domyśla, nie jestem w stanie zasnąć, dlatego postanowiłam napisać. Jest Pani jej matką i pewnie się Pani o nią bardzo martwi. Zapewniam Panią, że jest u nas bezpieczna. Żałuję, że nie mogę powiedzieć nic więcej. Domyślam się, że będąc w szoku, nie skontaktowała się z Panią.
Rano przy śniadaniu spróbujemy z nią porozmawiać. Mam nadzieję, że odezwie się do Pani niebawem. Wszystko się wyjaśni i uda się nam ją uspokoić.
Pozdrawiam serdecznie
Katarzyna
W dniu, w którym dostałam propozycję pracy nad nowym projektem w Dublinie, miałam dziwny sen. Przyśniło mi się miasto pokryte śniegiem, a ja samotnie po nim spacerowałam, szukając drogi do domu. Potem krajobraz nagle się zmienił i znalazłam się na moim balkonie nocą, podczas gdy księżyc świecił w swej pełni. Jednak nietypowe było to, że w moim śnie znajdował się on bardzo blisko ziemi. Był ogromny i górował nad naszą planetą, jakby chciał ją pochłonąć. Czułam, że to zapowiedź czegoś nowego, opowieści, w której miałam stać się główną bohaterką.
Od dziecka lubiłam tajemnice, niewyjaśnione zagadki, opowieści o zaginionych. I nie było to bezpodstawne.
– Irlandia to zimny kraj – powiedziała moja ówczesna menadżerka – może nie jest to kierunek egzotyczny, ale uwierz mi, że atmosfera jest tam przecudowna. Ludzie są bardzo życzliwi. Każdej nocy coś się dzieje. Jeśli twoja sytuacja rodzinna nie ogranicza cię w żaden sposób, myślę, że warto byłoby skorzystać z tej propozycji. To może być wielki skok w twojej karierze, Karolina. Pomyśl o tym. Jeśli Irlandia ci się nie spodoba, możesz zawsze wrócić do Warszawy. Masz takie umiejętności, że bez problemu znajdziesz nową pracę.
Nie słuchałam jednak jej argumentów. Decyzję podjęłam od razu.
– Mieszkałam w Irlandii przeszło dwa lata z rodzicami – odpowiedziałam.
– Naprawdę? I jak to wspominasz?
– Niewiele pozostało mi w głowie.
Było to jednak z mojej strony kłamstwo. Nie pamiętałam zupełnie niczego, ale to nie był odpowiedni moment, aby zwierzać się mojej menadżerce.
Mieszkałam w Irlandii, ale moje życie rozpoczęło się dopiero po powrocie do Polski. I to wyjaśnia, dlaczego tak kocham zagadki, bo sama jestem jedną z nich. Otóż w Irlandii straciłam pamięć. Znaleziono mnie nieprzytomną w górach. Musiałam zemdleć z wycieńczenia. Pamiętam biel pomieszczenia, gdy się powoli rozbudzałam, potem rozmazaną twarz kobiety, która powtarzała moje imię, choć wtedy to słowo nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Musiałam znajdować się w półśnie, bo wciąż doskonale pamiętam złote punkty, łączące się w cząstki i rytmicznie pulsujące. Może tak wygląda proces powstawania pamięci? A może znajdowałam się już w innym wymiarze i mogłam dostrzec wszystkie cząsteczki i struny, z których zbudowany jest świat?
Kiedy się całkowicie rozbudziłam, nie wiedziałam, gdzie się znajduję ani kim jestem. Ciągle ktoś coś do mnie mówił, ale ja nie odpowiadałam. To tak, jakbyś był na spektaklu, słuchał monologu bohatera, ale tak naprawdę wiedział, że nie jest on skierowany do ciebie. Nie myślałam wtedy. Nie analizowałam ani nie oceniałam. Dopiero po trzech dniach zaczęłam komunikować się z otoczeniem. Nie straciłam na szczęście całkowicie pamięci. Pamiętałam, jak się używa noża i widelca. Wiedziałam, że po naciśnięciu przycisku na pilocie ekran telewizora się włączy. Potrafiłam czytać i pisać. Wszystko to, co było nabyte i wyuczone, pozostało w mojej pamięci. Wspomnienia, uczucia z przeszłości jednak zniknęły. Nie pamiętałam mojej rodziny. Twarze moich rodziców niczego mi nie przypominały. Moja twarz również była mi obca. Jednak pamiętam, że spodobałam się sobie w odbiciu. Postać w lustrze była pierwszą, której mogłam zaufać.
Powiedziano mi, że mam na imię Karolina i mam siedemnaście lat, że jestem rodowitą Polką, ale dwa lata temu przeprowadziłam się wraz z rodzicami do Irlandii, a dokładnie zamieszkaliśmy w małym domku tuż obok zabytkowego klasztoru Glendalough w górach Wicklow. Moi rodzice zatrudnili się tam do pracy w hotelu o nazwie Lilly Fairy. Gdy straciłam pamięć, postanowili na dobre wrócić do Polski. Tak rozpoczęły się pierwsze lata mojego życia.
Najpierw musiałam zżyć się z moją rodziną. Byli mi przecież zupełnie obcy. Oczywiście mieliśmy tonę albumów. Dzięki nim nabrałam zaufania do otaczającego mnie świata. Puszczano mi moje ulubione piosenki, podawano potrawy, za którymi przepadałam, godzinami przeglądałam fotografie. Nic jednak nie przypominało mi dawnego życia. Moi rodzice niechętnie opowiadali o tych dwóch latach spędzonych w Irlandii. Pani Bell, kobieta, która była właścicielką hotelu, bardzo często do nas dzwoniła. Jednak po pewnym czasie moja mama zabroniła jej tego i zerwała jakiekolwiek relacje wiążące nas z Irlandią. Rodzice chyba byli zmęczeni ciągłymi pytaniami i nękaniami ze strony pani Bell. Myślę, że chcieli mnie chronić. Ja jednak rozumiem rozpacz tej kobiety. Bardzo zależało jej na tym, żebym odzyskała pamięć, ponieważ w dniu, w którym zniknęłam, zaginęła jeszcze jedna osoba. Mąż pani Bell, James.
W przeciwieństwie do mnie nigdy nie udało się go odnaleźć. Po prostu się rozpłynął i nie został po nim żaden ślad. Wielu uważa, że nasze zaginięcia były ze sobą ściśle powiązane, dlatego pani Bell tak rozpaczliwie dzwoniła. Chciała sprawdzić, czy udało mi się coś sobie przypomnieć. Może wtedy poznałaby prawdę i dowiedziałaby się, co się stało z jej mężem. Niestety, pomimo starań nie pamiętałam niczego. Moim pierwszym wspomnieniem, tak jak już mówiłam, były rozmazane białe ściany szpitala. Wcześniej nie ma nic. Zupełnie nic.
Od tamtych wydarzeń minęło już dwanaście lat i pogodziłam się z faktem, że część mojego życia została mi po prostu wymazana. Zrobiłam maturę, skończyłam finanse i rachunkowość na Uniwersytecie Warszawskim. Gdy jeszcze studiowałam, mój ojciec zmarł nagle na atak serca. Potem pracowałam jako księgowa w różnych korporacjach w Warszawie. Moje życie było zwyczajne, spokojne i niczym nie różniło się od życia innych młodych ludzi, którzy rozwijali się zawodowo w zagranicznych firmach. Praca była nudna i przewidywalna, dzięki czemu dawała poczucie bezpieczeństwa. Dobre zarobki pozwalały na wieczorne wypady do klubów i degustację drinków. A jednak zawsze miałam poczucie, że to nie jest szczyt szczęścia i że to, co najlepsze i ekscytujące, znajduje się jeszcze przede mną.
Kiedy przedstawiono mi propozycję wyjazdu za granicę, aby zająć się nowym projektem firmy, poczułam prawdziwy skok adrenaliny. Coś niesamowitego czekało na mnie tuż za rogiem. Jednak nie mogę ukrywać, że moja ekscytacja była głównie spowodowana tajemnicą mojego zaginięcia. W głębi serca bardzo pragnęłam odzyskać pamięć i przypomnieć sobie samą siebie z najmłodszych lat. Czułam, że jest to możliwe. Potrzebny był radykalny krok. Musiałam powrócić do Irlandii i trochę w niej pomieszkać, aż w końcu coś, jakiś zapach lub uczucie, odblokuje mój umysł i zwróci mi utracony czas.
Po wyrażeniu zgody na wyjazd i podpisaniu wszystkich formalności odwiedziłam moją matkę.
– Jak ja będę żyć bez ciebie? – zapytała mnie, gdy razem piłyśmy kawę na kanapie, oglądając kolejny głupi program dla singli poszukujących miłości. Chwilę wcześniej skończyła nakręcać swe bujne, krucze włosy na kolorowe wałki. Siedziała w pstrokatym szlafroku i sama przypominała wytworną wdowę, która szykowała się na speed dating dla seniorów.
– Mamo, nie przesadzaj. Przecież mieszkasz już beze mnie. Poza tym to jeszcze nie oznacza, że tam zostanę na stałe.
– Irlandia jest koszmarnie droga. A pogoda… O, Panie! Nie mogli dać ci jakiegoś projektu w Hiszpanii albo we Włoszech?
– Wiesz, że nie znoszę upałów. Poza tym to Hiszpanie emigrują do nas, do Polski, za pracą.
– Kto by pomyślał, że wszystko się tak zmieni. Hiszpania jest tak pięknym i prestiżowym krajem, a jednak nie ma tam pracy. Dawniej, żeby mieć gdzie mieszkać, trzeba było wyjechać do Londynu i popracować za zmywakiem, żeby odłożyć na wynajem w Polsce. Teraz to Warszawa kwitnie od tych wieżowców i korporacji.
– To też może się zmienić. Projekty w Warszawie są przenoszone do Indii. Tam pracownikom się płaci osiemset złotych za miesiąc pracy, więc lepiej zatrudnić Hindusów niż Polaków. Doprawdy nie wiem, po co oni stawiają tyle tych biurowców, jak i tak wszystko potem będą przenosić do Azji.
– Tak! Potem zatrudnią Afrykańczyków. Oni będą pracować za talerz ryżu dziennie. Co za idioci zarządzają tymi korporacjami?! – Wstała z kanapy i podeszła do szafy, aby wyjąć z niej nocną koszulę.
– Tacy, co dużo gadają, mało robią i szukają pracowników za jak najniższą stawkę, żeby zostało im jeszcze na jachty.
– Szkoda o tym gadać. Czyli będziesz w Dublinie? Miasto portowe, będzie wiało jak cholera.
– Zamierzam odwiedzić Glendalough.
– Odwiedź. Ciekawe, czy państwo Bell jeszcze prowadzą tam hotel…
– Wiesz, chcę tam jechać, bo może coś sobie przypomnę.
Zarzuciła na siebie koszulę. Potem podeszła do mnie i głaszcząc mnie po włosach, powiedziała:
– Możesz spróbować. Choć czasem się boję, że jak odzyskasz pamięć, to faktycznie przypomni ci się jakaś makabra. Czasem lepiej nie odkrywać pewnych kart.
– Żal mi pani Bell.
– Oby cię tylko znów nie zaczęła dręczyć tak jak wtedy. – Usiadła z powrotem na kanapie i zmieniła program w telewizorze.
– Mamo, zrozum ją. Chciała za wszelką cenę poznać prawdę.
– Tak, ale niech ona również nas zrozumie. Ty byłaś bardzo młoda i oszołomiona. Musieliśmy ci pomóc dojść do siebie, a do tego potrzebowałaś spokoju. W Irlandii nie mogliśmy odpędzić się od dziennikarzy. Naprawdę trzeba było to zakończyć. Co ty, biedna, mogłaś zrobić? Ten człowiek zaginął. Bardzo jej współczuję, naprawdę, ale co ty mogłaś z tym począć? Znaleziono cię zziębniętą na polu. Na szczęście bez śladów przemocy, więc jaki mogłaś mieć w tym udział?
– Straciłam pamięć. Takie rzeczy nie dzieją się bez powodu. Musiałam wtedy coś zobaczyć, i to coś szokującego.
– Jeśli nawet, to może lepiej do tego nie wracać. Jeśli to zapomniałaś, to widocznie stało się tak po to, żebyś zachowała spokój psychiczny. – Złapała za pilot i wyłączyła telewizor.
– Mimo wszystko mi zależy. Chciałabym pomóc tej rodzinie, a przede wszystkim odzyskać stracone lata. Mamo, siedemnaście lat to dużo. Dlatego pojadę do tej rezydencji i spotkam się z panią Bell.
– No tak – westchnęła. – Oczywiście, jeśli tego potrzebujesz, to jedź, ale wiesz co… Tak se teraz pomyślałam, że może powinnaś odnowić kontakt z ich córką.
– Z córką? Mieli córkę?
– Tak, bardzo się lubiłyście. Często spędzałyście razem czas. Może faktycznie warto byłoby to odnowić.
Ta informacja mnie zaskoczyła. Nigdy mi nikt nie mówił, że miałam jakąś koleżankę w Irlandii. Rodzice skupiali się wyłącznie na tym, abym odnowiła znajomości w Polsce i przypomniała sobie tylko te chwile sprzed przeprowadzki do Glendalough. Irlandia była zawsze owiana tajemnicą.
– Warto byłoby to odnowić? To ty mi dopiero teraz mówisz, że miałam tam koleżankę?
– Nie mówiłam ci?
– Nie, mamo, nie. Nigdy nic nie opowiadaliście o Irlandii. Jakby ten temat was parzył.
– Na pewno musiałam, zresztą chyba macie nawet wspólne jedno zdjęcie. Ojciec zrobił wam przy ognisku. Czekaj… Jak ona się nazywała? Mam na końcu języka. Coś na S…
– Sara? – spytałam.
– Nie.
– Suzanna, Shannon, Sharon.
– Tak! Sharon. Ojcu to imię zawsze kojarzyło się z tą zamordowaną żoną Polańskiego.
Wstała z kanapy i podeszła do komody stojącej w zagłębieniu pod schodami, w której trzymaliśmy kilka pudełek z nieuporządkowanymi fotografiami. Przez chwilę obserwowałam, jak przeszukuje każdą szufladę.
– Muszę przejrzeć te wszystkie szuflady i powyrzucać to, co jest niepotrzebne. Nie wiem, czemu my, ludzie, tak bardzo lubimy chomikować te wszystkie pamiątki. Kto ma czas to przeglądać? Po roku nawet nie pamiętasz, że miałeś coś, co schowałeś w szafie na strychu.
Po minucie przyniosła obszerną i zniszczoną przez upływ czasu kopertę.
– Co to jest? – spytałam.
– Tu schowałam nasze zdjęcia z Irlandii. Nie ma ich jakoś dużo. Większość zrobiliśmy na Temple Bar, jak piliśmy ze znajomymi.
– Teraz mi mówisz, że są jakieś fotografie z Irlandii?
Wyrwałam jej kopertę i wyjęłam z niej plik zdjęć. Faktycznie był na nich głównie mój ojciec, który wygłupiał się ze znajomymi, sącząc guinnessa. Kiedy przebrnęłyśmy przez sesję z baru, natrafiłyśmy na zdjęcia z Glendalough. Zatrzymałam się na jednym, które było zupełnie inne od reszty.
Byłam na nim. Siedziałam na pniu drzewa w letniej sukience, uśmiechając się odważnie do aparatu. Byłam młodziutka, a moja blada cera dodawała mi niewinności. Widziałam, że to ja, jednak czułam, że ta osoba na fotografii jest mi zupełnie obca.
Sharon siedziała obok, delikatnie mnie obejmując ramieniem. Jej uśmiech był bardziej stonowany, a oczy lekko przymrużone, tak jakby się nad czymś zastanawiała. Miała zupełnie inny typ urody niż ja. Rysy jej twarzy wydawały się ostrzejsze, a ona sama sprawiała wrażenie bardziej dojrzałej. Była atrakcyjną ciemną blondynką. Dopiero po dłuższej chwili zauważyłam, że ja również obejmowałam ją w pasie.
– To zdjęcie było robione tuż przy tym klasztorze Glendalough. Państwo Bell mieli tam swoją farmę z owcami i zaprosili nas na ognisko. To był przyjemny wieczór. Byliśmy tam może z dwa tygodnie przed tym, jak zniknęłaś… Tamtej nocy spałaś u nich, u Sharon. I kiedy rankiem ona się obudziła, ciebie już nie było w domu.
– Nie było żadnych śladów włamania? – spytałam.
– Ani jednego. Tak jakbyś po prostu wstała i wyszła. Tak samo pan Bell, jakby po prostu opuścił dom. I tyle. I taki to koniec tej smutnej historii, która na szczęście dla ciebie skończyła się dobrze.
Zabrałam zdjęcie do swojego mieszkania i jeszcze długo przed snem wpatrywałam się w nie. Sharon była na nim naprawdę ładna. Zastanawiałam się, czy przez te dwanaście lat bardzo się zmieniła i czy w ogóle mnie jeszcze pamięta. Zamknęłam oczy i próbowałam sobie wyobrazić tę scenę przy ognisku i ją mnie obejmującą. Jednak nic. Nie pojawiały się żadne skojarzenia ani wspomnienia. Ciemność i pustka. Ta dziewczyna ze zdjęcia była dla mnie zwykłą nieznajomą.
Moje wysiłki mentalne odzwierciedliły się natomiast we śnie, bo Sharon się w nim pojawiła. Miała jednak znacznie dłuższe włosy niż na fotografii. Znajdowałyśmy się gdzieś na brzegu Irlandii. Ja spacerowałam po piaszczystej plaży, a ona moczyła stopy w morzu. Miała na sobie szmaragdową suknię. Wyglądała jak taka typowa zielona, irlandzka nimfa. Obserwowała mnie i uśmiechała się przyjaźnie. Potem powoli zaczęła się oddalać, coraz bardziej zanurzając się w wodzie. Jej włosy unosiły się na falach, mieniąc się różnymi kolorami od odbijającego się światła słońca. Kiedy jej postać zniknęła, podążyłam w tym samym kierunku.
Pływanie w snach jest takie cudowne. Nie dusisz się, a woda nie podrażnia oczu ani nosa. Przez chwilę płynęłam sama, aż w końcu Sharon do mnie podpłynęła. Nawet pod wodą mogłam dostrzec jej uśmiech. Złapała mnie delikatnie za nadgarstki i pociągnęła w swoją stronę. Atmosfera błogości zniknęła. Zaczęłyśmy płynąć w kierunku dna, a woda stała się zimna i nieprzyjemna. Mroki głębiny przeraziły mnie. Potem sen się zamazał.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Co kryją góry Wicklow
ISBN: 978-83-8373-758-4
© Malena Malewska i Wydawnictwo Novae Res 2025
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Magdalena Czarnecka
KOREKTA: Emilia Kapłan
OKŁADKA: Krystian Żelazo
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Grupa Zaczytani sp. z o.o.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek