Córki chmur - Lena Khalid - ebook
NOWOŚĆ

Córki chmur ebook

Lena Khalid

0,0

139 osób interesuje się tą książką

Opis

Saharyjczycy mawiają, że tylko kobieta może wyhodować kwiaty na pustyni.

Saharyjki zajmują wyjątkowe miejsce zarówno na arenie politycznej, jak i w swojej społeczności. Ich rola daleka jest od powszechnych wyobrażeń o muzułmańskim i arabskim świecie, a ich pragnienia i marzenia są tak bardzo bliskie naszym.

Kim są? Jak żyją, kochają i walczą? Poznajcie kobiety z Sahary Zachodniej. Salka miała pięciu mężów. Omeima oddała życie walce. Fatimatou opowiadała o seksie.

 

Ta książka jest spotkaniem z Saharyjkami, które wspominają koczownicze dzieciństwo wśród piasków pustyni i dzielą się historiami z czasów młodości oraz dorosłego życia pod okupacją i w obozach dla uchodźców. To opowieść o ich kulturze i relacjach damsko-męskich, o miłościach zakazanych przez sztuczne granice oraz wolności i równouprawnieniu. To wreszcie też zapis historii ich zmagań – tych codziennych, pozornie zwyczajnych, ale też politycznych, o wyzwolenie ich narodu.

Lena Khalid nie jest poboczną obserwatorką, która przyjechała do Sahary Zachodniej jedynie po to żeby napisać o niej książkę. W tym reportażu na próżno szukać orientalizującej fantazji na temat arabskich kobiet czy europocentrycznej analizy sytuacji w regionie. Jest za to ogrom empatii i wiedzy popartej źródłami, co czyni Córki chmur wyjątkową książką, nie tylko na rynku polskim.

Karolina Bednarz

 

Reportaż Leny Khalid, Córki chmur, traktujący o kobietach z Sahary Zachodniej jest bardzo potrzebny na polskim rynku czytelniczym. Prostym, ale pełnym bolesnych emocji językiem przedstawia – również poprzez własne doświadczenia Autorki – historię, kulturę, zwyczaje oraz obyczaje narodu widziane właśnie oczyma kobiet. Zarówno tych żyjących pod marokańską okupacją, jak i w obozach uchodźców na algierskiej ziemi. Takiej książki w Polsce jeszcze nie było!

prof. dr hab. Adam Kosidło 

 

 

Wstrząsająca, pełna emocji, oparta na faktach i rozmowach z kobietami żyjącymi w Saharze Zachodniej opowieść o życiu i walce, w warunkach, o których my – mieszkający daleko, w Europie – nie mamy pojęcia. Zanim ogłosisz się „ekspertem” w kwestii tych rejonów, przeczytaj tę książkę. I doceń świat, w jakim żyjesz.

Karolina Korwin Piotrowska

Dziennikarka

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 264

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Re­dak­to­rzy ini­cju­jący: Mo­nika Długa, Ad­rian Sta­chow­ski
Mar­ke­ting i pro­mo­cja: Agata Gać
Re­dak­cja: Ad­rian Sta­chow­ski
Re­dak­cja me­ry­to­ryczna: prof. dr hab. Adam Ko­si­dło
Trans­kryp­cja z ję­zyka arab­skiego: Zu­zanna Onisz­czuk-Gaik
Ko­rekta: Anna Zien­tek, Anna Gą­dek
Ła­ma­nie: Grze­gorz Ka­li­siak
Pro­jekt okładki i stron ty­tu­ło­wych: Ula Pą­gow­ska
Fo­to­gra­fia na okładce i fo­to­gra­fie na wklejce po­cho­dzą z ar­chi­wum au­torki.
Co­py­ri­ght © Lena Kha­lid, 2025 Co­py­ri­ght © Wy­daw­nic­two Po­znań­skie sp. z o.o., 2025
Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w in­ter­ne­cie.
ISBN 978-83-67727-73-0
Wy­daw­nic­two Po­znań­skie Sp. z o.o. ul. Fre­dry 8, 61-701 Po­znań tel. 61 853-99-10re­dak­cja@wy­daw­nic­two­po­znan­skie.plwww.wy­daw­nic­two­po­znan­skie.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Po­trzeba pię­ciu męż­czyzn, by do­rów­nać jed­nej sa­ha­ryj­skiej ko­bie­cie.

Przy­sło­wie Sah­rawi

.

WSTĘP

.

Imiona zmie­nione ze wzglę­dów bez­pie­czeń­stwa

– Po­li­cja zgar­nęła ich w Mar­ra­ke­szu. By­łam wtedy na stu­diach i na­wet nie wie­dzia­łam, że roz­gro­mili pro­test w Gdeim Izik. Za­brali nas na ko­mendę i ka­zali się ro­ze­brać. A póź­niej zmu­szali ich, żeby sia­dali na szkla­nych bu­tel­kach coca-coli. Dziew­czyny i chło­pa­ków.

Je­ste­śmy w ka­wiarni. Hana nie­wi­dzą­cym wzro­kiem pa­trzy na ba­wiące się na po­bli­skim placu za­baw dzieci. Po­zna­ły­śmy się za­le­d­wie kilka ty­go­dni wcze­śniej, pod­czas im­prezy uro­dzi­no­wej wspól­nej zna­jo­mej w El Aaiúnie[1*]. Hana zwra­cała uwagę swoją ener­gią i barwną oso­bo­wo­ścią. Nie spo­sób było po­wstrzy­mać uśmie­chu, gdy opo­wia­dała hi­sto­rie swo­ich pod­bo­jów mi­ło­snych. To sta­no­wiło wręcz bo­le­sny kon­trast ze zre­zy­gno­waną, po­zba­wioną na­dziei dziew­czyną, którą te­raz mia­łam przed sobą.

Opo­wia­da­jąc, Hana mie­szała gra­ma­tykę. Wy­rzu­cała z sie­bie zda­nia cza­sami w pierw­szej, cza­sami w trze­ciej oso­bie, a ja nie po­tra­fi­łam od­gad­nąć, czy opi­suje wła­sne prze­ży­cia, czy cu­dze. I nie mia­łam od­wagi jej o to za­py­tać. Za bar­dzo ba­łam się od­po­wie­dzi.

Hana to Sah­rawi[2*], córka jed­nego z rdzen­nych ple­mion Sa­hary Za­chod­niej. To wła­śnie do niej zwró­ci­łam się z py­ta­niami, gdy nie mo­głam po­go­dzić ob­razu co­dzien­no­ści El Aaiúnu z bru­tal­nymi opi­sami tor­tur i tłu­mio­nych de­mon­stra­cji, o któ­rych czy­ta­łam w książ­kach i ra­por­tach. Miesz­ka­łam tam już wtedy pół roku, ale do­tych­czas nic ta­kiego nie wi­dzia­łam. Na ide­al­nym ob­ra­zie mia­sta, wi­zy­tówki pro­win­cji po­łu­dnio­wych, jak na­zy­wają ten ob­szar Ma­ro­kań­czycy, po­ja­wiały się jed­nak rysy. Nad­zwy­czaj duża obec­ność po­li­cji. Za­bez­pie­czone siat­kami więź­niarki z dziw­nie po­kie­re­szo­waną ka­ro­se­rią. Mun­du­rowi na­gle, jakby w po­pło­chu, prze­kie­ro­wu­jący ruch na inną ulicę.

Tę roz­mowę z Haną, która wkrótce stała się moją przy­ja­ciółką – a na­wet sio­strą – od­by­łam w 2017 roku. Póź­niej czę­sto, nie­mal z roz­ba­wie­niem wspo­mi­nała, że w za­sa­dzie nie wie, dla­czego się przede mną otwo­rzyła. Prze­szło jej przez myśl, że mogę być taj­niaczką ma­ro­kań­skich służb i gdyby jej po­dej­rze­nia się po­twier­dziły, za swoje słowa tra­fi­łaby na tor­tury. Za­ry­zy­ko­wała, choć wtedy wi­dzia­łam w jej oczach za­wa­ha­nie.

Z per­spek­tywy czasu le­piej ro­zu­miem i Hanę, i Sah­rawi w ogóle. So­li­dar­ność, jaką im oka­zuję, sta­nowi pod­stawę tej re­la­cji, ale to wspólna re­li­gia otwo­rzyła mi wiele drzwi. Nie by­łam obcą Eu­ro­pejką, tylko swoją, która ro­zu­mie ich prze­ko­na­nia i sama kie­ruje się po­dob­nymi. Wkrótce ro­dzina Hany stała się moją wła­sną.

– Pa­mię­taj, że je­steś moją córką, a tu jest twój dom. Będę cię chro­nił i za­wsze po­mogę – po­wie­dział oj­ciec Hany – mój oj­ciec – gdy pew­nego dnia usły­szał, jak pła­ka­łam w po­koju obok.

Ten sie­dem­dzie­się­cio­letni męż­czy­zna drżą­cym gło­sem naj­pierw za­py­tał, czy może wejść, oka­zu­jąc w ten spo­sób sza­cu­nek dla hi­dżabu, który no­si­łam. Sta­nął w drzwiach i trzy­ma­jąc dłoń na sercu, ła­god­nie mnie uspo­ka­jał. Go­dzinę póź­niej wró­cił z kok­taj­lami z awo­kado – tym ra­zem z jed­nym wię­cej, niż ku­po­wał za­zwy­czaj – i całą ro­dziną wy­bra­li­śmy się na pu­sty­nię.

W po­wie­trzu uno­sił się za­pach ka­dzi­dła, a wę­gielki, na któ­rych pa­rzyła się her­bata, ci­cho skwier­czały. U sie­bie, na ba­diji – na pu­styni – wszy­scy zda­wali się od­prę­żeni, roz­parci na kocu wśród po­roz­rzu­ca­nych po­du­szek.

Oj­ciec, pre­wen­cyj­nie aresz­to­wany przez ma­ro­kań­skie służby w la­tach sie­dem­dzie­sią­tych, by przy­pad­kiem nie do­łą­czył do ru­chu oporu. Dwóch braci, także by­łych więź­niów po­li­tycz­nych. Hana i jej sio­stra, opo­wia­da­jące, jak wie­lo­krot­nie ukry­wały się w do­mach ob­cych lu­dzi, gdy po­wrót do wła­snego po de­mon­stra­cji był zbyt nie­bez­pieczny. I matka, która w tam­tej chwili za­pewne my­ślała o naj­star­szym synu. Ten już nie­mal osiem lat sie­dział w wię­zie­niu. Jego wy­rok do­biegł końca, ale go nie wy­pu­ścili.

Od tam­tego dnia co­dzien­nie spra­wiali, że czu­łam się czę­ścią ich świata i ro­dziny.

Oczy Hany roz­bły­sły, gdy ja­kiś czas póź­niej wpa­dła na po­mysł, że mo­gła­bym ra­zem z nią po­je­chać na lot­ni­sko, by ode­brać wra­ca­jącą z hadż­dżu ciotkę. To ra­do­sne wy­da­rze­nie, ważne dla ca­łego ple­mie­nia, bo wszy­scy się skła­dają, by naj­star­sza osoba od­była tę obo­wiąz­kową dla mu­zuł­ma­nów piel­grzymkę do Mekki.

Zdzi­wiły mnie na­le­ga­nia przy­ja­ciółki, że­bym za­ło­żyła malhfę, tra­dy­cyjny strój sa­ha­ryj­skich ko­biet. Wspo­mniała coś o za­wsze obec­nej na lot­ni­sku po­li­cji, ale prze­cież dzie­siątki razy mi­ja­łam ich ubrana po swo­jemu i ni­gdy nie sta­no­wiło to pro­blemu. Wkrótce jed­nak moje ciało spo­wiły po­nad cztery me­try lek­kiej ba­wełny, którą Sa­ha­ryjki za­rzu­cają na sie­bie w za­le­d­wie kilka se­kund. W zwiewne okry­cie prze­kształ­cają ją dwa su­pły na ra­mio­nach. Sama, nie­wpra­wiona, pró­bo­wa­łam się ra­to­wać agraf­kami i szpil­kami, prze­kli­na­jąc nie­ustan­nie opa­da­jący z wło­sów i ra­mion ma­te­riał.

Mi­nęła pół­noc, gdy do­tar­ły­śmy na par­king, i uświa­do­mi­łam so­bie, po co była mi malhfa. Od bu­dynku od­gra­dzały nas me­ta­lowe ba­rierki i kor­don po­li­cji. Nie­opo­dal stały za­par­ko­wane więź­niarki – na­li­czy­łam ich po­nad dwa­dzie­ścia i się pod­da­łam. Czy fak­tycz­nie cze­kamy na przy­lot ro­dziny? Czy Hana cze­goś mi nie mówi? Dla­czego, do cho­lery, jest tu tylu mun­du­ro­wych?

– Uwa­żaj, za nami jest taj­niak – uci­szyła mnie, gdy za­czę­łam za­da­wać py­ta­nia. – Nie mów po an­giel­sku, żeby się nie zo­rien­to­wał, że nie je­steś jedną z nas.

Roz­glą­da­łam się i wy­chwy­ty­wa­łam za­cie­ka­wione spoj­rze­nia. Sah­rawi bez trudu za­uwa­żali, że je­stem obca, wy­star­czyło zo­ba­czyć, jak nie­po­rad­nie wal­czy­łam z cią­gle zsu­wa­jącą się malhfą. Po­li­cjanci za to zu­peł­nie nie zwra­cali na mnie uwagi.

W pierw­szym rzę­dzie pod ba­rier­kami po tu­recku sie­działy ko­biety. Za­uwa­ży­łam wśród nich Me­tou, sio­strę Hany – a za nią dzie­siątki in­nych. Roz­ma­wiały i śmiały się, jakby ocze­ki­wa­nie na bli­skich wśród uzbro­jo­nych służb było czymś na­tu­ral­nym. Na dzie­ciach też nie ro­biło to wra­że­nia. Do­ka­zy­wały i bie­gały do­okoła, cza­sami od­da­la­jąc się nieco w po­szu­ki­wa­niu oj­ców. Ci stali gdzieś w od­dali, le­d­wie wi­doczni.

Mi­jały go­dziny i nic się nie działo. Gdy opóź­niony sa­mo­lot w końcu wy­lą­do­wał, ode­tchnę­łam z ulgą. Lot­ni­sko w El Aaiúnie jest małe, kon­trola i od­biór ba­gażu idą spraw­nie. Za­ło­ży­łam, że za pół go­dziny bę­dziemy w dro­dze do domu – w końcu, bo pa­da­łam ze zmę­cze­nia. Ale mi­nęło pół go­dziny, go­dzina, pół­to­rej, a na­dal nikt nie wy­szedł z bu­dynku. Przez tłum prze­ta­czały się szepty, z cza­sem co­raz gło­śniej­sze.

– Na po­kła­dzie była matka jed­nego z więź­niów z Gdeim Izik – wy­szep­tała mi do ucha Hana, ner­wowo roz­glą­da­jąc się do­okoła. – Wie­dzą, że lu­dzie będą wi­wa­to­wać, więc prze­wieźli ją boczną drogą, żeby nikt jej nie zo­ba­czył.

W tym sa­mym mo­men­cie otwo­rzyły się drzwi i wy­szedł z nich star­szy męż­czy­zna w ob­szer­nym sa­ha­ryj­skim stroju, nie­bie­skiej sza­cie zwa­nej dara’a. Ką­tem oka zo­ba­czy­łam dziew­czynę prze­ska­ku­jącą przez me­ta­lowe ba­rierki. Prze­ci­snęła się mię­dzy po­li­cjan­tami, za­nim zdą­żyli za­re­ago­wać, i rzu­ciła się ojcu na szyję.

Z póź­niej­szych wy­da­rzeń pa­mię­tam już tylko krzyki. Ko­biety w pierw­szych rzę­dach wy­zy­wa­jące po­li­cjan­tów i wy­ma­chu­jące pię­ściami. Mło­dego mun­du­ro­wego, ner­wowo ocie­ra­ją­cego pot z czoła, wy­raź­nie prze­stra­szo­nego, gdy Me­tou za­częła się z nim kłó­cić. Głu­che ude­rze­nia pa­łek spa­da­ją­cych na ciało wy­ry­wa­ją­cego się chło­paka. Oto­czyło go kilku funk­cjo­na­riu­szy i nie prze­sta­jąc bić, za­cią­gnęli do więź­niarki. I te dwie na­sto­latki, które wspięły się na ogro­dze­nie i wrzesz­czały, ile sił w płu­cach. Za­raz pod­bie­gła matka jed­nej z nich i bła­gała, by cho­ciaż za­sło­niły twa­rze.

– Chcesz, że­bym sie­działa ci­cho, gdy mal­tre­tują na­szych braci i sio­stry?! Ni­gdy! – od­krzyk­nęła dziew­czyna. Mo­gła mieć naj­wy­żej pięt­na­ście lat.

Gdy w drzwiach uka­zała się zna­joma syl­wetka ciotki, ru­szy­ły­śmy w jej kie­runku, prze­ci­ska­jąc się przez bu­zu­jący nie­po­ko­jem tłum. Kilku chło­pa­ków we­szło na ba­rierki. Po­li­cjanci wa­lili ich pał­kami po ko­la­nach, aż stra­cili rów­no­wagę i spa­dli.

Wy­je­cha­ły­śmy z par­kingu po szó­stej rano. Pra­wie zde­rzy­ły­śmy się z in­nym sa­mo­cho­dem. Ktoś rzu­cił do Hany, żeby się nie de­ner­wo­wała, bo wiozą do szpi­tala po­bitą do nie­przy­tom­no­ści dziew­czynę. Po­li­cjanci do­rwali ją, kiedy pod­bie­gła do dziadka, le­d­wie bę­dą­cego w sta­nie cią­gnąć wa­lizkę.

Nie chcia­łam do­łą­czyć do ro­dzin­nego świę­to­wa­nia u ciotki. Roz­trzę­siona po­pro­si­łam Hanę, by od­wio­zła mnie do domu. Mil­cza­ły­śmy przez całą drogę, a gdy wy­sia­da­łam, z gorz­kim uśmie­chem rzu­ciła:

– To na­sza co­dzien­ność. Na mnie to nie robi wra­że­nia. I tak nie było źle, bo wszy­scy Sah­rawi wi­dzieli, że jest wśród nas cu­dzo­ziemka, i nie chcieli cię na­ra­żać. Jedna ko­bieta miała na­szą flagę, ale scho­wała. W prze­ciw­nym ra­zie skoń­czy­łoby się go­rzej.

Tej nocy zde­rzy­łam się z re­aliami, które do­tych­czas zna­łam je­dy­nie z opo­wie­ści. Na­gle na­brały kształ­tów i stały się bru­talną rze­czy­wi­sto­ścią. Wró­ci­łam do swo­jego miesz­ka­nia, bez­piecz­nego, bo nie by­łam Sa­ha­ryjką. Za drzwiami osu­nę­łam się na pod­łogę, przy­tło­czona do­świad­cze­niem za­le­d­wie kilku go­dzin ży­cia pod oku­pa­cją. Przez parę na­stęp­nych lat le­czy­łam się z po­wodu ze­społu stresu po­ura­zo­wego, wy­wo­ła­nego samą ob­ser­wa­cją prze­mocy do­świad­cza­nej przez Sah­rawi. Zmo­ty­wo­wało mnie to do dzia­ła­nia i umoc­niło więź nie tylko z ro­dziną Hany, ale także z in­nymi Sah­rawi.

Od­tąd Sa­hara Za­chod­nia miała mi to­wa­rzy­szyć już za­wsze. Wra­ca­łam do niej, od­kry­wa­łam kul­turę Sa­ha­ryj­czy­ków i po­zna­wa­łam re­alia ży­cia za­równo pod oku­pa­cją, jak i w obo­zach dla uchodź­ców.

Z El Aaiúnu wy­pro­wa­dzi­łam się w 2018 roku, ale szybko wró­ci­łam. Po za­le­d­wie kilku mie­sią­cach Hana wspo­mniała, że jej tata pła­kał z tę­sk­noty za mną. Ty­dzień póź­niej sie­dzia­łam na po­kła­dzie sa­mo­lotu do Ca­sa­blanki, a na­stęp­nie do sto­licy Sa­hary Za­chod­niej. Gdy spraw­dza­jący mój pasz­port funk­cjo­na­riusz wi­tał mnie w „Ma­roku”, przy­wo­ła­łam na twarz sztuczny uśmiech i zgrzy­ta­jąc zę­bami, po­ta­ki­wa­łam.

Czu­łam się, jak­bym wra­cała do domu, jed­nak tym ra­zem śmie­lej na­zy­wa­łam ten dom oku­po­wa­nym.

Pod­czas jed­nej z wi­zyt od­wa­ży­łam się za­py­tać bli­skich, czy mo­żemy po­je­chać do Gdeim Izik. Za­wiózł nas Khadda, brat Hany, bo ona bała się udać tam sama. Żeby nie zwra­cać na sie­bie uwagi, za­ło­ży­łam malhfę – po­woli sta­wała się moim co­dzien­nym stro­jem – i wy­ru­szy­li­śmy za mia­sto. Po oby­dwu stro­nach drogi mie­li­śmy tylko bez­kres pu­styni. Kil­ka­na­ście ki­lo­me­trów da­lej Khadda na­gle skrę­cił, choć nie dało się doj­rzeć żad­nych ozna­czeń czy punk­tów orien­ta­cyj­nych. Za­par­ko­wał auto po­środku ni­czego i wy­sie­dli­śmy.

Do­okoła nas roz­cią­gała się ha­mada – z jed­nej strony wzno­sił się usy­pany przez ma­ro­kań­skie służby wał z pia­sku i ka­mieni, nieco da­lej stały ru­iny trzech do­mów z ce­gieł su­szo­nych na słońcu.

Hana coś po­wie­działa, ja się ro­ze­śmia­łam, ale szybko spo­waż­nia­łam pod cię­ża­rem peł­nego wy­rzutu spoj­rze­nia Khaddy. Do­piero wtedy do mnie do­tarło, że stą­pam po pia­sku na­siąk­nię­tym krwią Sa­ha­ryj­czy­ków.

Ro­dzina Hany była jedną z tych, które w paź­dzier­niku 2010 roku opu­ściły oku­po­wane mia­sta i wy­ru­szyły z na­mio­tami na pu­sty­nię. Ak­cję za­po­cząt­ko­wali sa­ha­ryj­scy ak­ty­wi­ści[1], żą­da­jący lep­szych wa­run­ków ży­cia. Ogromny na­pływ ma­ro­kań­skich osad­ni­ków spra­wił, że Sah­rawi żyło się co­raz go­rzej. Trud­niej było o pracę i dom, bo z tych Sah­rawi byli – i są na­dal – wy­sie­dlani[2].

W miej­scu zwa­nym Gdeim Izik je­den po dru­gim wy­ra­stały na­mioty i wkrótce sta­nęło ich tam po­nad sześć ty­sięcy[3] (roz­ło­żono by za­pewne wię­cej, ale ma­ro­kań­skie służby szybko za­bro­niły ich wwo­że­nia). Po­mimo obec­no­ści po­li­cji dało się od­czuć at­mos­ferę roz­luź­nie­nia. W końcu byli na ba­diji, na uko­cha­nej pu­styni, wśród swo­ich, a nie w za­tło­czo­nym mie­ście, gdzie mu­sieli uwa­żać na każdy gest i słowo.

Obo­zo­wi­sko miało być po­ko­jową formą pro­te­stu, ale dla wielu sta­no­wiło też po­wrót do ko­rzeni, do daw­nego spo­sobu ży­cia. Wi­dać to było po tym, jak się or­ga­ni­zo­wali – z ja­snym po­dzia­łem obo­wiąz­ków, za­pew­nia­ją­cym moż­li­wość dłu­go­trwa­łego funk­cjo­no­wa­nia. Po­szcze­gólne grupy od­po­wia­dały za dys­try­bu­cję żyw­no­ści, opiekę me­dyczną lub bez­pie­czeń­stwo. Khadda do­wo­ził je­dze­nie, prze­ka­zy­wane przez tych, któ­rzy zo­stali w mie­ście. W pew­nym mo­men­cie mu­siał je prze­my­cać, bo służby prze­stały wpusz­czać sa­mo­chody i kon­fi­sko­wały wszystko, co po­zwo­li­łoby Sa­ha­ryj­czy­kom wy­trwać tam dłu­żej.

Ży­cie to­czyło się zwy­czaj­nie – mimo kor­donu po­li­cji. Dzieci ba­wiły się i śmiały, a ze­wsząd do­bie­gał stu­kot szkla­nek z her­batą ude­rza­ją­cych o me­ta­lowe sto­liczki. W Gdeim Izik mo­gło się ze­brać na­wet dwa­dzie­ścia ty­sięcy osób[4]. Wszy­scy mieli na­dzieję, że ta po­ko­jowa ma­ni­fe­sta­cja nie­za­do­wo­le­nia przy­nie­sie zmiany. Nie przy­nio­sła. Wcze­snym ran­kiem 8 li­sto­pada 2010 roku ma­ro­kań­skie służby bru­tal­nie roz­gro­miły obóz. Wła­dze oku­pa­cyjne po­dały, że zgi­nęło je­de­na­stu ofi­ce­rów, a po stro­nie sa­ha­ryj­skiej ży­cie stra­ciły tylko trzy osoby. Sah­rawi twier­dzą, że ofiar było wię­cej.

Nie­mal ośle­pił mnie błysk cze­goś w od­dali. Khadda uśmiech­nął się z po­gardą i na­ka­zał, że­bym się do­brze przyj­rzała – to był sa­mo­chód po­li­cyjny. Po­wie­dział, że za­wsze tam stoją. Pil­nują, kto tu przy­jeż­dża i co robi, czy przy­pad­kiem nie pod­cho­dzi do roz­pa­da­ją­cych się bu­dyn­ków.

– W środku na­dal są ciała. Dzie­siątki ciał osób, o któ­rych po Gdeim Izik słuch za­gi­nął – rzu­cił Khadda.

Kie­dyś byli no­ma­dami, sy­nami – i cór­kami – chmur, jak o so­bie mó­wili, bo prze­mie­rzali pu­sty­nię w po­szu­ki­wa­niu desz­czu i wody. „Ktoś z pu­styni” – to ozna­cza arab­skie słowo sah­rawi. Od­wie­dzali mia­sta, gdzie na tar­gach sprze­da­wali wiel­błądy, ale no­wo­cze­sne ży­cie ich nie nę­ciło. Wśród mu­rów nie mo­gli od­dy­chać. Tłok i ha­łas tylko bu­dziły tę­sk­notę za ci­szą i spo­ko­jem ba­diji.

Jesz­cze do końca XIX wieku żyli nie­mal tak samo, jak ich przod­ko­wie setki lat wcze­śniej. Wszystko, czego po­trze­bo­wali, da­wała im pu­sty­nia. Skromne po­ży­wie­nie, lecz­ni­cze zioła i bo­gac­two w po­staci zwie­rząt. Czego jesz­cze mo­gliby chcieć?

Nie zda­wali so­bie sprawy, że w da­le­kiej Eu­ro­pie za­pa­dały de­cy­zje o ich przy­szło­ści. Nie sły­szeli o za­koń­czo­nej w 1885 roku kon­fe­ren­cji ber­liń­skiej, na któ­rej im­pe­rialne mo­car­stwa po­dzie­liły mię­dzy sie­bie Afrykę. Nie przej­rzeli in­ten­cji Hisz­pa­nów, wła­śnie roz­po­czy­na­ją­cych ko­lo­nialne pa­no­wa­nie w ich czę­ści Sa­hary. Po­wi­tali przy­by­łych tak, jak ka­zał zwy­czaj – gosz­cząc tym, co naj­lep­sze. Sa­ha­ryj­czycy wie­rzą, że wła­śnie to za­wa­żyło na prze­biegu hisz­pań­skiej oku­pa­cji, nie aż tak bru­tal­nej i krwa­wej jak w in­nych re­gio­nach Afryki.

Za­częło się nie­win­nie, od przy­brzeż­nego ob­szaru na po­łu­dniu, który zna­lazł się pod hisz­pań­skim pro­tek­to­ra­tem[5]. Sah­rawi na­zy­wają ten okres in­wa­zją mąki i oleju, bo wła­śnie tymi do­brami Hisz­pa­nie od­wdzię­czali się za trak­taty pod­pi­sy­wane ze star­szy­znami ple­mion. Trudno stwier­dzić, czy Sah­rawi byli świa­domi, co one ozna­czały. Li­czyli jed­nak na ochronę hisz­pań­skiego króla, nie­oce­nioną, bo ota­czały ich sta­cjo­nu­jące na te­re­nach dzi­siej­szej Mau­re­ta­nii, Al­gie­rii i Ma­roka woj­ska fran­cu­skie.

Kon­trola nad Sa­harą Za­chod­nią[3*] pier­wot­nie miała dla Hisz­pa­nów wy­łącz­nie wy­miar stra­te­giczny, ze względu na bli­skie po­ło­że­nie Wysp Ka­na­ryj­skich – dla­tego też w po­cząt­ko­wych de­ka­dach ko­lo­ni­za­cji trzy­mali się je­dy­nie wy­brzeża[6]. Z cza­sem przy­by­sze za­częli wcho­dzić co­raz głę­biej w ląd, za­bu­rzać co­dzienne ży­cie no­ma­dów i blo­ko­wać szlaki. Ba­dija się zmniej­szała, przez co już na wcze­snych eta­pach ko­lo­ni­za­cji część ple­mion ini­cjo­wała po­wsta­nia prze­ciwko oku­pa­cji, które Hisz­pa­nie za każ­dym ra­zem tłu­mili[7].

Prze­łom na­stą­pił w la­tach czter­dzie­stych XX wieku. Wtedy w oko­licy Bu­kry od­kryto po­tężne złoża fos­fo­ry­tów, su­rowca wy­ko­rzy­sty­wa­nego przede wszyst­kim do pro­duk­cji na­wo­zów. To uczy­niło ko­lo­ni­za­cję opła­calną, a hisz­pań­ska do­mi­na­cja roz­sze­rzyła się na kwe­stie spo­łeczne, po­li­tyczne i eko­no­miczne[8].

Ko­lo­ni­za­to­rzy po­woli, ale sku­tecz­nie przy­mu­szali miej­sco­wych do przy­ję­cia wła­snych zwy­cza­jów. W mnie­ma­niu Hisz­pa­nów Sa­ha­ryj­czycy wy­ma­gali ucy­wi­li­zo­wa­nia[9]. Po­zor­nie da­wali im wiele – domy w mie­ście i pracę, do­stęp do współ­cze­snej me­dy­cyny i no­wych ro­dza­jów żyw­no­ści. W rze­czy­wi­sto­ści Hisz­pa­nie szcze­pili tu­byl­ców prze­ciwko cho­ro­bom, które sami ze sobą przy­wieźli, i nie zwa­żali na to, że dla Sah­rawi prze­by­wa­nie w jed­nym miej­scu i za­mknię­cie w czte­rech ścia­nach było naj­więk­szą tor­turą.

Su­sze na­wie­dza­jące re­gion w la­tach sześć­dzie­sią­tych XX wieku tylko przy­spie­szyły pro­ces przy­mu­so­wego osie­dla­nia się w mia­stach[10]. Bez wody Sa­ha­ryj­czycy nie mo­gli utrzy­mać zwie­rząt – swo­jego naj­więk­szego ma­jątku, a za­ra­zem wa­luty. Ko­czow­ni­czy tryb ży­cia prze­stał być bez­pieczny i do­cho­dowy, a Hisz­pa­nie do­dat­kowo ku­sili zde­spe­ro­wa­nych no­ma­dów je­dze­niem. Sah­rawi ule­gali, bo nie mieli wyj­ścia.

Oku­pan­tom za­le­żało na utrzy­ma­niu do­brych na­stro­jów wśród lud­no­ści, zwłasz­cza w ob­li­czu za­cho­dzą­cego w ca­łej Afryce pro­cesu de­ko­lo­ni­za­cji. Zda­wali so­bie sprawę, że ich wła­dza się koń­czy, i przy­jęli stra­te­gię, któ­rej ce­lem była jak naj­dłuż­sza eks­plo­ata­cja od­kry­tych su­row­ców. Po­mimo sze­regu we­zwań do de­ko­lo­ni­za­cji ze strony ONZ Hisz­pa­nia wciąż grała na zwłokę i w 1958 roku prze­kształ­ciła Sa­harę Za­chod­nią z ko­lo­nii w za­mor­ską pro­win­cję, przy­łą­cza­jąc ją tym sa­mym do swo­jego te­ry­to­rium[11].

Względ­nie spo­kojne współ­eg­zy­sto­wa­nie Sa­ha­ryj­czy­ków i Hisz­pa­nów do­bie­gało jed­nak końca. Miej­scowi co­raz bar­dziej za­bie­gali o wol­ność. Chcieli tego sa­mego, co uzy­skały w 1956 roku Ma­roko, w 1960 roku są­sied­nia Mau­re­ta­nia i w 1962 roku Al­gie­ria – wy­zwo­le­nia spod oku­pa­cji. Wkrótce Sah­rawi po­wo­łali Front Po­li­sa­rio[4*], ruch na­ro­do­wo­wy­zwo­leń­czy, do dziś uzna­wany przez ONZ za or­ga­ni­za­cję re­pre­zen­tu­jącą wolę lud­no­ści Sa­hary Za­chod­niej[12].

Gdy w la­tach sie­dem­dzie­sią­tych ostat­nie kraje Afryki wy­bi­jały się na nie­pod­le­głość, Hisz­pa­nia do­piero koń­czyła po­tężne in­we­sty­cje w ko­pal­nię fos­fo­ry­tów. Po­wsta­wał też naj­dłuż­szy na świe­cie ta­śmo­ciąg, który na­dal trans­por­tuje su­ro­wiec do od­da­lo­nego o nie­mal sto ki­lo­me­trów portu[13]. Mię­dzy­na­ro­dowa pre­sja na de­ko­lo­ni­za­cję na­ra­stała, a sku­piona na we­wnętrz­nych zmia­nach po­li­tycz­nych Hisz­pa­nia[5*] nie była w sta­nie dłu­żej jej od­pie­rać.

14 li­sto­pada 1975 roku Hisz­pa­nia pod­pi­sała z Ma­ro­kiem i Mau­re­ta­nią tak zwane po­ro­zu­mie­nia ma­dryc­kie i prze­ka­zała im tym­cza­sową wła­dzę ad­mi­ni­stra­cyjną nad Sa­harą Za­chod­nią[14]. Po­ro­zu­mie­nia te są jed­nak nie­le­galne w świe­tle prawa mię­dzy­na­ro­do­wego, przede wszyst­kim dla­tego, że wła­dza ad­mi­ni­stra­cyjna nie jest czymś, co je­den kraj może jed­no­stron­nie prze­ka­zać in­nemu[15]. Re­zo­lu­cje ONZ po­zo­stają w tej kwe­stii nie­ubła­gane – Sa­ha­ryj­czycy po­winni zde­cy­do­wać o swo­jej przy­szło­ści w spo­sób de­mo­kra­tyczny[16].

Na nic się zdały prawo mię­dzy­na­ro­dowe i orze­cze­nie Mię­dzy­na­ro­do­wego Try­bu­nału Spra­wie­dli­wo­ści (ang. In­ter­na­tio­nal Co­urt of Ju­stice), stwier­dza­jące, że Sa­ha­ryj­czycy mają prawo do sa­mo­sta­no­wie­nia[17]. Ma­ro­kań­czycy oznaj­mili, że te zie­mie na­leżą do nich i za­mie­rzają je od­zy­skać. 6 li­sto­pada 1975 roku po­nad trzy­sta ty­sięcy ma­ro­kań­skich cy­wili wkro­czyło do Sa­hary Za­chod­niej[18]. Ich po­chód na­zwano Zie­lo­nym Mar­szem.

W tle prze­mar­szu trwały star­cia mię­dzy par­ty­zan­tami Sah­rawi a ma­ro­kań­skim woj­skiem. Sa­ha­ryj­czycy wy­gry­wali tę wojnę – aż do mo­mentu, gdy Ma­ro­kań­czycy za­częli od­gra­dzać ko­lejne ob­szary po­lami mi­no­wymi. Tak Sa­harę prze­ciął berm – usy­pany z pia­sku i ka­mieni wał o dłu­go­ści około dwóch ty­sięcy sied­miu­set ki­lo­me­trów[19].

Naj­dłuż­sze pole mi­nowe na świe­cie[20] i strze­żony przez ma­ro­kań­skich żoł­nie­rzy dżi­dar al-ar, czyli „mur wstydu”, jak ma­wiają Sa­ha­ryj­czycy, po­dzie­liły Sa­harę Za­chod­nią na dwie czę­ści: tę pod ma­ro­kań­ską oku­pa­cją i tę kon­tro­lo­waną przez Po­li­sa­rio. Zie­mie wy­zwo­lone przez Sah­rawi na ma­pach na­dal czę­sto są przed­sta­wiane jako część Ma­roka.

Ucie­ka­jący przed wojną Sa­ha­ryj­czycy osie­dlili się w oko­licy Tin­dufu, mia­sta w po­łu­dniowo-za­chod­niej Al­gie­rii. Są­sie­dzi udo­stęp­nili uchodź­com swoje te­ry­to­rium, gdzie ci stwo­rzyli na­miastkę wła­snego pań­stwa. Dzi­siaj pięć obo­zów – no­szą­cych na­zwy miast z ich oj­czy­zny: El Aaiún, Asmara, Au­sard, Budż­dur, Ad-Da­chla – za­miesz­kuje po­nad sto sie­dem­dzie­siąt trzy ty­siące osób[21].

Sa­ha­ryj­skie obozy w Al­gie­rii są uni­kalne na skalę świa­tową. Ich miesz­kańcy two­rzą silne spo­łe­czeń­stwo oby­wa­tel­skie, sa­mo­rządne i au­to­no­miczne. Spra­wu­jący wła­dzę Front Po­li­sa­rio działa w ra­mach sfor­ma­li­zo­wa­nych struk­tur pań­stwo­wych, z wła­snymi in­sty­tu­cjami ad­mi­ni­stra­cyj­nymi i po­li­tycz­nymi[22]. Szcze­gólny na­cisk kła­dzie na roz­wój sys­temu edu­ka­cji i opieki zdro­wot­nej. Mimo skraj­nie trud­nych wa­run­ków wy­jąt­kowa za­rad­ność i zdol­no­ści or­ga­ni­za­cyjne po­zwo­liły Sa­ha­ryj­czy­kom za­cho­wać po­czu­cie nor­mal­no­ści i wspól­noty.

Pod ma­ro­kań­ską oku­pa­cją, która przy­brała formę ko­lo­nia­li­zmu osad­ni­czego, Sah­rawi sta­no­wią mniej­szość we wła­snym kraju[6*]. Co­raz trud­niej ich do­strzec wśród se­tek ty­sięcy Ma­ro­kań­czy­ków sku­szo­nych sub­sy­dio­wa­nymi przez rząd ce­nami elek­trycz­no­ści, gazu i pod­sta­wo­wych pro­duk­tów spo­żyw­czych[23]. Re­pre­sje, szy­ka­no­wa­nie i po­stę­pu­jąca ma­ro­ka­ni­za­cja spra­wiają, że sa­ha­ryj­skie zwy­czaje zni­kają lub mie­szają się z ma­ro­kań­skimi. Na sa­ha­ryj­skich we­se­lach co­raz czę­ściej można usły­szeć ma­ro­kań­ską mu­zykę, po­sma­ko­wać ma­ro­kań­skich sło­dy­czy i na­pić się przy­rzą­dzo­nej po ma­ro­kań­sku her­baty z miętą. Co­raz wię­cej słów z da­ri­dży, ma­ro­kań­skiego dia­lektu ję­zyka arab­skiego, prze­nika do mowy Sah­rawi. Rza­dziej można za to zo­ba­czyć chajmy, tra­dy­cyjne na­mioty, czy no­ma­dów wy­pa­sa­ją­cych stada wiel­błą­dów w od­le­głych za­kąt­kach pu­styni.

Po­zor­nie mają le­piej niż ich ro­dziny w obo­zach, jed­nak bę­dący pod oku­pa­cją Sa­ha­ryj­czycy żyją we­dług prawa dyk­to­wa­nego przez ma­ro­kań­skie wła­dze. Zmu­sza się ich do ob­cho­dze­nia rocz­nicy in­wa­zji na swój kraj jako święta[24]. Są prze­śla­do­wani, je­śli wy­ra­żają sprze­ciw, i tor­tu­ro­wani, gdy pro­te­stują[7*]. Mu­szą ra­dzić so­bie bez ja­kie­go­kol­wiek wspar­cia z ze­wnątrz, bo po­wo­łana w 1991 roku Mi­sja Na­ro­dów Zjed­no­czo­nych na Rzecz Re­fe­ren­dum w Sa­ha­rze Za­chod­niej (fr. Mis­sion des Na­tions Unies pour l’Or­ga­ni­sa­tion d’un Référen­dum au Sa­hara Oc­ci­den­tal, MI­NURSO) nie ma na­wet man­datu do mo­ni­to­ro­wa­nia prze­strze­ga­nia praw czło­wieka.

Za­sad­ność utrzy­my­wa­nia obec­no­ści ONZ w Sa­ha­rze Za­chod­niej jest zresztą co­raz czę­ściej kwe­stio­no­wana. Przez po­nad trzy­dzie­ści lat nie zre­ali­zo­wano jej pod­sta­wo­wego celu, czyli re­fe­ren­dum nie­pod­le­gło­ścio­wego, w któ­rym Sa­ha­ryj­czycy mo­gliby zde­cy­do­wać o lo­sie swo­jego na­rodu. Z cza­sem dzia­łal­ność mi­sji zo­stała zre­du­ko­wana je­dy­nie do mo­ni­to­ro­wa­nia za­wie­sze­nia broni i ogra­ni­cza­nia za­gro­żeń zwią­za­nych z mi­nami i nie­wy­bu­chami[25]. Obec­nie nie spra­wuje już na­wet tych funk­cji – w 2020 roku Ma­roko prze­pro­wa­dziło atak na sa­ha­ryj­skich cy­wili, co Po­li­sa­rio uznało za zła­ma­nie wa­run­ków za­wie­sze­nia broni, i wzno­wiono walki[26]. Dzia­ła­nie MI­NURSO po­chło­nęło do­tych­czas po­nad pół­tora mi­liarda do­la­rów[27].

Mi­nęło wię­cej niż sześć­dzie­siąt lat, od­kąd Sa­hara Za­chod­nia zo­stała wpi­sana na li­stę te­ry­to­riów nie­sa­mo­dziel­nych. Sah­rawi na­dal cze­kają na wy­zwo­le­nie swo­jej oj­czy­zny, ostat­niej ko­lo­nii w Afryce. Ogar­nia ich co­raz więk­sza fru­stra­cja i zwąt­pie­nie w sys­tem prawa mię­dzy­na­ro­do­wego.

Mó­wią, że ich ży­cie jest warte mniej niż po­li­tyczne układy. Że dy­plo­ma­tyczna droga walki o nie­pod­le­głość zdaje się pro­wa­dzić do­ni­kąd. Za­wio­dła i zdra­dziła ich też Hisz­pa­nia – naj­pierw zmu­sza­jąc do zmiany stylu ży­cia, a na­stęp­nie po­rzu­ca­jąc i umy­wa­jąc ręce. Osta­teczny cios za­dała, gdy w 2022 roku opo­wie­działa się po stro­nie Ma­roka[28].

Sa­ha­ryj­skie ko­biety od­gry­wają zna­czącą rolę za­równo na are­nie po­li­tycz­nej, jak i w ra­mach swo­jej spo­łecz­no­ści. Zaj­mują w niej uni­kalną po­zy­cję, dzięki któ­rej rzu­cają wy­zwa­nie sze­re­gowi ste­reo­ty­pów na te­mat ko­biet w mu­zuł­mań­skim i arab­skim świe­cie.

Ta książka jest wła­śnie spo­tka­niem z Sa­ha­ryj­kami, które we wspo­mnie­niach prze­no­szą się do ko­czow­ni­czego dzie­ciń­stwa wśród pia­sków pu­styni i do­ro­sło­ści pod oku­pa­cją oraz w obo­zach dla uchodź­ców. To opo­wieść o ich kul­tu­rze i zło­żo­no­ści za­sad spo­łecz­nych. To wresz­cie za­pis hi­sto­rii ich walki – tej co­dzien­nej, po­zor­nie zwy­czaj­nej, ale też po­li­tycz­nej, o wy­zwo­le­nie ich na­rodu.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Przy­pisy

Wstęp
[1] S. Zu­nes, J. Mundy, We­stern Sa­hara: War, Na­tio­na­lism, and Con­flict Ir­re­so­lu­tion, Sy­ra­cuse Uni­ver­sity Press, Sy­ra­cuse 2022, s. 258.
[2]Ha­bi­tat Ri­ghts to Ha­bi­tat in Mo­roc­can-oc­cu­pied We­stern Sa­hara, Ho­using and Land Ri­ghts Ne­twork, 5 wrze­śnia 2023, https://hlrn.org/spa­nish/ac­ti­vi­ty­de­ta­ils.php?ti­tle=Ha­bi­tat-Ri­ghts-in-Mo­roc­can-oc­cu­pied-We­stern&id=p3BqZA== (do­stęp: 04.07.2024).
[3]We­stern Sa­hara: Long-Term Pri­so­ners Await Ju­stice, Hu­man Rig­ths Watch, 8 li­sto­pada 2022, https://www.hrw.org/news/2022/11/08/we­stern-sa­hara-long-term-pri­so­ners-await-ju­stice (do­stęp: 04.07.2024).
[4]We­stern Sa­hara/Mo­rocco: Mo­rocco must im­me­dia­tely re­le­ase Gdeim Izik hu­man ri­ghts de­fen­ders, Fron­tline De­fen­ders, 20 grud­nia 2023, https://www.fron­tli­ne­de­fen­ders.org/en/sta­te­ment-re­port/mo­rocco-must-im­me­dia­tely-re­le­ase-gdeim-izik-hu­man-ri­ghts-de­fen­ders (do­stęp: 04.07.2024).
[5] T. Hod­ges, We­stern Sa­hara: The Ro­ots of a De­sert War, Law­rence Hill Bo­oks, Law­rence 1983, s. 42.
[6] P. San Mar­tin, We­stern Sa­hara: The Re­fu­gee Na­tion, Uni­ver­sity of Wa­les Press, Car­diff 2010, s. 18–19.
[7] J. Be­se­nyő, We­stern Sa­hara, Pu­bli­kon Pu­bli­shers, Pecz 2009, s. 57.
[8] H. Ha­mo­uchene, K. San­dwell, Di­sman­tling Green Co­lo­nia­lism: Energy and Cli­mate Ju­stice in the Arab Re­gion, Pluto Press, Lon­dyn 2023, s. 50.
[9] P. San Mar­tin, dz. cyt., s. 34.
[10] Tamże, s. 49.
[11] S. Zu­nes, J. Mundy, dz. cyt., s. xxx.
[12] Tamże, s. xxiii.
[13] E. Jen­sen, We­stern Sa­hara: Ana­tomy of a Sta­le­mate?, Lynne Rien­ner Pu­bli­shers, Bo­ul­der 2012, s. 13–15.
[14] P. San Mar­tin, dz. cyt., s. 105–106.
[15] Sze­ro­kiej ana­lizy te­matu do­ko­nał Hans Co­rell, były Pod­se­kre­tarz Ge­ne­ralny ds. Praw­nych ONZ. Zo­bacz: Let­ter da­ted 29 Ja­nu­ary 2002 from the Un­der-Se­cre­tary-Ge­ne­ral for Le­gal Af­fa­irs, the Le­gal Co­un­sel, ad­dres­sed to the Pre­si­dent of the Se­cu­rity Co­un­cil, Uni­ted Na­tions Di­gi­tal Li­brary, 29 stycz­nia 2002, https://di­gi­tal­li­brary.un.org/re­cord/458183?v=pdf (do­stęp: 28.07.2024).
[16] H.M. Hau­gen, The Un and We­stern Sa­hara – Re­vi­ving the Un Char­ter, „Anu­ario Espa­ñol de De­re­cho In­ter­na­cio­nal”, vol. 25, 2011, s. 361.
[17]We­stern Sa­hara – Ad­vi­sory Opi­nion of 16 Octo­ber 1975, In­ter­na­tio­nal Co­urt of Ju­stice, Re­ports 1975, p. 12, par. 162, https://www.icj-cij.org/case/61 (do­stęp: 04.07.2024).
[18] S. Zu­nes, J. Mundy, dz. cyt., s. 5.
[19] P. San Mar­tin, dz. cyt., s. 4.
[20] G. Jen­sen, War and In­sur­gency in the We­stern Sa­hara, Stra­te­gic Stu­dies In­sti­tute and U.S. Army War Col­lege Press, Car­li­sle 2013, s. 49.
[21]Sah­rawi Re­fu­gee Re­sponse Plan 2024–2025, UNHCR, s. 10, https://re­por­ting.unhcr.org/al­ge­ria-sah­rawi-re­fu­gee-re­sponse-plan (do­stęp: 04.07.2024).
[22] C. Mar­tín, Re­thin­king the Con­cept of a ‘Du­ra­ble So­lu­tion’: Sah­rawi Re­fu­gee Camps Four De­ca­des On, „Ethics & In­ter­na­tio­nal Af­fa­irs”, vol. 31, 2017, s. 35.
[23] A. Ko­si­dło, Sa­hara Za­chod­nia: Fia­sko de­ko­lo­ni­za­cji czy suk­ces pod­boju? 1975–2011, Wy­daw­nic­two Uni­wer­sy­tetu Gdań­skiego, Gdańsk 2012, s. 213, 237.
[24] Ber­nabé Ló­pez Gar­cía, 40 años de la Mar­cha Verde, Po­lítica Exte­rior, 5 li­sto­pada 2015, https://www.po­li­ti­ca­exte­rior.com/40-anos-de-la-mar­cha-verde (do­stęp: 04.07.2024).
[25]MI­NURSO man­date, Uni­ted Na­tions Mis­sion for the Re­fe­ren­dum in We­stern Sa­hara, https://mi­nurso.unmis­sions.org/man­date (do­stęp: 04.07.2024).
[26] H. Ha­mo­uchene, K. San­dwell, dz.cyt., s. 51–52.
[27]Bud­get per­for­mance for the pe­riod from 1 July 2022 to 30 June 2023 and pro­po­sed bud­get for the pe­riod from 1 July 2024 to 30 June 2025 for the Uni­ted Na­tions Mis­sion for the Re­fe­ren­dum in We­stern Sa­hara, UN Do­cu­ment: A/78/744/Add.12, 5 kwiet­nia 2024, https://do­cu­ments.un.org/doc/un­doc/gen/n24/094/28/pdf/n2409428.pdf (do­stęp: 04.07.2024).
[28] J.M. Ca­lvet, España apoya el plan mar­ro­quí para el Sáhara para re­sta­ble­cer re­la­cio­nes con Ra­bat, „La Van­gu­ar­dia”, 18 marca 2022, https://www.la­van­gu­ar­dia.com/po­li­tica/20220318/8135945/mar­ru­ecos-ase­gura-espana-apoya-pro­pu­esta-au­to­no­mia-sa­hara-oc­ci­den­tal.html (do­stęp: 02.10.2024).
[1*] Na­zew­nic­two miej­sco­wo­ści we­dług pol­skiej trans­kryp­cji. Wy­ją­tek sta­nowi na­zwa sto­licy oku­po­wa­nej Sa­hary Za­chod­niej – El Aaiún, za­pi­sy­wana w ten spo­sób na prośbę sa­ha­ryj­skich dy­plo­ma­tów i dy­plo­ma­tek. Sto­so­wa­nie tej na­zwy to część ich wy­sił­ków na rzecz od­cię­cia się od ma­ro­kań­skich wpły­wów (wszyst­kie przy­pisy po­cho­dzą od au­torki).
[2*] Sah­rawi, czyt. sah­rałi. W ję­zyku pol­skim rdzen­nych miesz­kań­ców Sa­hary Za­chod­niej przy­jęło się rów­nież na­zy­wać Sa­ha­ryj­czy­kami. Sami Sah­rawi sto­sują także za­pis Sa­ha­raui, wy­wo­dzący się z ję­zyka hisz­pań­skiego. Zna­cze­nie wszyst­kich arab­skich słów, które po­ja­wiają się w tek­ście, wy­ja­śnione jest w słow­niku na końcu książki.
[3*] W cza­sie hisz­pań­skiej ko­lo­ni­za­cji, do 1976 roku, Sa­hara Za­chod­nia na­zy­wana była Sa­harą Hisz­pań­ską. Dla uła­twie­nia, bez względu na okres, o któ­rym mowa, w książce sto­so­wana jest na­zwa Sa­hara Za­chod­nia.
[4*] Skrót po­cho­dzi od hisz­pań­skiej na­zwy Frente Po­pu­lar de Li­be­ra­ción de Sa­guía el Hamra y Río de Oro, czyli Lu­dowy Front Wy­zwo­le­nia Sa­kiji al-Hamry i Río de Oro. Utwo­rzone w 1973 roku Po­li­sa­rio działa na wielu fron­tach – po­cząw­szy od za­rzą­dza­nia obo­zami dla uchodź­ców, po­przez walkę z ma­ro­kań­ską ar­mią, aż po utrzy­my­wa­nie re­la­cji dy­plo­ma­tycz­nych z part­ne­rami mię­dzy­na­ro­do­wymi.
[5*] Rzą­dzący w tam­tych cza­sach Hisz­pa­nią ge­ne­rał Fran­ci­sco Franco w ostat­nich la­tach swo­jego ży­cia co­raz bar­dziej pod­upa­dał na zdro­wiu, przez co część jego obo­wiąz­ków przej­mo­wali jego za­stępcy. W paź­dzier­niku 1975 roku za­padł w śpiączkę, a funk­cję głowy pań­stwa prze­jął książę Juan Car­los I. Franco zmarł 20 li­sto­pada 1975 roku, co za­po­cząt­ko­wało pro­ces trans­for­ma­cji Hisz­pa­nii z dyk­ta­tury do de­mo­kra­cji par­la­men­tar­nej.
[6*] We­dług UN­data po­pu­la­cja Sa­hary Za­chod­niej wy­nosi około 612 ty­sięcy osób. Ma­roko unie­moż­li­wia zbie­ra­nie da­nych na te­mat liczby Sah­rawi i osad­ni­ków za­miesz­ku­ją­cych oku­po­wane te­reny. We­dług we­wnętrz­nych sza­cun­ków, uzy­ska­nych od pra­cow­ni­ków MI­NURSO, ob­szar ten może za­miesz­ki­wać mię­dzy 180 a 240 ty­sięcy Sa­ha­ryj­czy­ków.
[7*] Liczne przy­padki ła­ma­nia praw czło­wieka przez ma­ro­kań­skie wła­dze w Sa­ha­rze Za­chod­niej do­ku­men­tują ta­kie or­ga­ni­za­cje, jak Amne­sty In­ter­na­tio­nal, Hu­man Ri­ghts Watch czy Front Line De­fen­ders.