Cristiano Ronaldo. Chłopiec, który wiedział, czego chce - Yvette Żółtowska-Darska, Jacek Sarzało - ebook + audiobook

Cristiano Ronaldo. Chłopiec, który wiedział, czego chce ebook i audiobook

Yvette Żółtowska-Darska, Jacek Sarzało

4,8

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

MARZENIA – TALENT – PRACA – DETERMINACJA
Oto źródło sukcesu jednego z największych piłkarzy wszech czasów

Sąsiad, który zabiera jedyną piłkę. Życie w internacie z dala od rodziców i lizbońskie dzieci, które śmieją się z dziwnego akcentu. Wreszcie poważna choroba serca… Jego młodość nie była łatwa, a i później różnie bywało. Poznaj historię chłopaka z portugalskiej wyspy Madera, który zaszedł na absolutny piłkarski szczyt.

Jest 5-krotnym zwycięzcą Ligi Mistrzów i najlepszym strzelcem w historii tych rozgrywek. Olśniewał w Sportingu Lizbona, Manchesterze United, Realu Madryt, Juventusie i dziś – w saudyjskim Al-Nassr. W niesamowitych okolicznościach został mistrzem Europy z reprezentacją Portugalii i aż 5 razy zdobył Złotą Piłkę. Dlaczego? Bo od zawsze wiedział, czego chce – BYĆ NAJLEPSZYM.

Przetłumaczona na 10 języków książka Yvette Żółtowskej-Darskiej od razu stała się bestsellerem. Dziś – z nowymi rozdziałami, nieznanymi dotąd zdjęciami i w odmienionej szacie graficznej – po raz kolejny pokazuje, że życie i futbol potrafią pisać najbardziej niesamowite scenariusze.

Bo choć brzmi nieprawdopodobnie, to wszystko WYDARZYŁO SIĘ NAPRAWDĘ.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 140

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 4 godz. 4 min

Lektor: Mikołaj Krawczyk
Oceny
4,8 (61 ocen)
50
10
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
micoleczek

Nie oderwiesz się od lektury

git
20
Martafilonova

Nie oderwiesz się od lektury

I love cr7
10
ninabs

Nie oderwiesz się od lektury

Wwwwwhat świetna książka
00
Paulinaaaaa88

Nie oderwiesz się od lektury

ogórek
00
Agata-Akasha

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo chętnie wysłuchana przez 7 latka i jego mamę :)
00

Popularność




Dla Mila i wszystkich dzieci Bo historia Cristiano pokazuje, że marzenia można spełnić. Trzeba tylko się odważyć i spróbować, a potem wytrwać w swoim postanowieniu.

WSTĘP

Był raz sobie chłopiec o ciemnych oczach, gęstych włosach i uroczym, szelmowskim uśmiechu. Wraz z mamą, tatą i trójką rodzeństwa mieszkał na Maderze, niedużej wyspie na Oceanie Atlantyckim. Wyspę odkrył przed 600 laty portugalski żeglarz, kiedy szukał drogi do Indii, i dlatego od wieków należy ona do Portugalii.

Dzisiaj na Maderę przylatują co roku tysiące turystów, by na własne oczy przekonać się o jej legendarnej urodzie. Także i ja tam byłam. Ci zaś, którzy urodzili się na wyspie, niechętnie ją opuszczają. Czasem jednak muszą wyjechać i wtedy bardzo tęsknią. To właśnie przytrafiło się chłopcu o szelmowskim uśmiechu.

Miał 12 lat i uwielbiał piłkę nożną. Był w nią tak dobry, że klub z Lizbony zaproponował mu naukę w swojej szkółce. Chłopczyk opuścił rodzinny dom i poleciał na kontynent do stolicy Portugalii. Było mu bardzo ciężko. Chciał wracać, ale wytrzymał. Wytrzymał, ponieważ kochał piłkę i chciał zostać wielkim piłkarzem.

Dziś chłopiec ten jest już dojrzałym mężczyzną. Występował w Portugalii, Anglii, Hiszpanii i we Włoszech. Dziś gra w Arabii Saudyjskiej i powoli zbliża się ku końcowi swojej zjawiskowej kariery piłkarskiej. Wraz ze swoją partnerką oraz piątką dzieci, które bardzo kocha, mieszka w stolicy tego kraju, mieście Rijad (wymawiaj: Rihad).

Udało mu się spełnić dziecięce marzenie.

Jest wielkim piłkarzem.

Zna go cały świat.

Oto jego historia.

Historia Cristiano Ronaldo.

ROZDZIAŁ 1JASKÓŁKI I OPÓŹNIONY CHRZEST, czyli jak futbol wkroczył w życie małego Cristiano

Santo António to dzielnica na przedmieściach Funchal (wymawiaj: Funszal), miasta, które jest stolicą portugalskiej wyspy Madera. Dzielnica leży na zboczu wzgórza, z którego – zwłaszcza o zachodzie słońca – rozciąga się zjawiskowy widok na całe Funchal i ocean. Należy do parafii o tej samej nazwie, a jej mieszkańcy każdej niedzieli spotykają się w kościele pod wezwaniem Świętego Antoniego.

To tutaj, na ulicy Sokolej, czyli Rua da Quinta Falcão (wymawiaj: Huła da Kinta Falkau) pod numerem 27A mieszkała rodzina państwa Aveiro. Pan Aveiro miał na imię José Dinis (wymawiaj: Żuze Dinisz), jego żona – Maria Dolores z domu dos Santos (wymawiaj: Marija Doloresz dusz Santusz). Ale ponieważ w Portugalii często używa się drugiego imienia zamiast pierwszego, pani Aveiro była tu znana jako pani Dolores, a jej mąż jako pan Dinis.

Państwo Aveiro poznali się i pobrali w Funchal, kiedy pani Dolores miała 18 lat. Rok po ślubie na świat przyszła ich córka Elma, a niedługo potem syn Hugo. Rodzina mieszkała z rodzicami pana Dinisa i wiodła bardzo skromne życie. Pani Dolores pracowała jako kucharka. Szybko została sama z dwojgiem maleńkich dzieci. Jej mąż został powołany do wojska i wysłany na wojnę do Afryki. Portugalia miała tam przez wieki kolonie, ale kraje te postanowiły się uniezależnić i dlatego wybuchły w nich walki zbrojne.

Po powrocie z Afryki pan Dinis był zupełnie innym człowiekiem, niż kiedy wyjeżdżał. Na wojnie widział tak straszne rzeczy, że przestał być wesoły i radosny. Wpadł w depresję, pracował tylko od czasu do czasu. Zaczął pić alkohol.

Pensje obojga państwa Aveiro nie wystarczały na utrzymanie całej czwórki. Pani Dolores musiała zostawić dzieci i wyjechała na kilka miesięcy do Francji, gdzie zarobki były wyższe niż w ich rodzinnej Portugalii. Dorabiała tam, pracując jako sprzątaczka.

Pan Dinis był najpierw miejskim ogrodnikiem w Funchal, potem znalazł zatrudnienie w lokalnym klubie piłkarskim. Klub nazywał się Andorinha (wymawiaj: Andurinja), co po portugalsku znaczy Jaskółka. Był tak zwanym kitmanem (z angielskiego kitman,kit – kostium, man – człowiek). Dbał o stroje i cały sprzęt klubu. Tymczasem na świat przyszła druga córka państwa Aveiro – Kátia.

Dziesięć lat po narodzinach najstarszej Elmy pani Dolores znów spodziewała się dziecka. Wyobraźcie sobie zdumienie trójki rodzeństwa, kiedy pewnego dnia rodzice pełnym powagi głosem oznajmili im:

– Kochani, mamy dla was wielką nowinę. Nasza rodzina wkrótce się powiększy.

Zaskoczenie było zupełne.

Hugo i Elma byli w szkole podstawowej, Kátia kończyła przedszkole. Pieniędzy brakowało na wszystko. Dlatego bardzo trudno było sobie wyobrazić, że za kilka miesięcy w rodzinie pojawi się bobasek. A jednak…

We wtorek 5 lutego 1985 roku na świat przyszedł czwarty potomek państwa Aveiro. Był to prześliczny chłopczyk o ciemnych, kręconych włoskach i wielkich, równie ciemnych oczach. Rodzice nadali mu imiona Cristiano Ronaldo. Mały Cris momentalnie stał się pupilem całej rodziny.

Kilka miesięcy później, w niedzielę, w małym biało-czarnym kościele Santo António miał się odbyć chrzest chłopca. Cała rodzina wraz ze znajomymi i sąsiadami przyszykowała się na to ważne wydarzenie. Odświętnie ubrani przybyli do kościoła punktualnie na szóstą po południu.

Pan Dinis był tak mocno związany ze swoim klubem, że na ojca chrzestnego wybrał kapitana drużyny Jaskółek, pana Fernão Barroso Sousę (wymawiaj: Fernau Barrozu Souzę). Niestety traf chciał, że w dniu chrztu Andorinha grała mecz, który zaczynał się o czwartej, dwie godziny przed ceremonią. Pan Fernão jako kapitan musiał być na meczu, podobnie jak pan Dinis. To zaś oznaczało, że obaj panowie raczej nie mieli szans, by zdążyć na czas do kościoła.

Pani Dolores uprzedziła proboszcza o ich prawdopodobnym spóźnieniu. Ksiądz, także kibic Andorinhi, doskonale rozumiał sprawę i rozpoczął mszę, wiedząc, że obaj panowie dołączą do ceremonii trochę później.

Czas mijał.

Ksiądz zdążył ochrzcić pozostałe niemowlaki, ich rodzice zaczynali rozchodzić się do domów, a pana Dinisa i pana Fernão jak nie było, tak nie było.

Sytuacja robiła się napięta.

– Dona Dolores, ile mamy jeszcze czekać? Możemy tu stać do jutra! – narzekał proboszcz.

Zdenerwowana mama z malutkim Cristiano na rękach krążyła po placyku wokół kościoła i niecierpliwie wypatrywała męża, podobnie jak matka chrzestna i trójka pozostałego rodzeństwa. Pamiętajmy, że były to lata 80. XX wieku i nie istniały jeszcze telefony komórkowe. Nie można było zadzwonić do pana Dinisa i spytać, gdzie jest i kiedy będzie. Wreszcie przed kościół z piskiem opon zajechał samochód, z którego wyskoczyli obaj panowie. W pośpiechu zapinali garnitury. Pani Dolores odetchnęła z ulgą.

Cristiano Ronaldo dos Santos Aveiro został ochrzczony indywidualnie, a historia o spóźnieniu jego taty i ojca chrzestnego stała się rodzinną anegdotą.

ROZDZIAŁ 2ASFALT I KOCHAJĄCY KWIATKI SĄSIAD, czyli jak grało się na ulicy Sokolej

Rodzina żyła w malutkim 3-pokojowym mieszkaniu socjalnym*. Był to zbudowany naprędce z cegieł i desek parterowy budyneczek pomalowany na biało. Zimą było w nim bardzo zimno, a podczas silnego deszczu nieustannie przeciekał dach. W mieszkaniu było tak ciasno, że nie mieściła się tam nawet pralka i pan Dinis musiał wynieść ją na dach. Cristiano mieszkał w jednym pokoju wraz z trójką starszego rodzeństwa. Było trudno, ale nie narzekał. Większość dnia i tak spędzał na dworze. Już jako 3-latek znalazł swoją pasję – kiedy podrósł na tyle, by mocno stać na nogach, zaczął kopać piłkę z kumplami z sąsiedztwa.

Rodzinie zawsze brakowało pieniędzy. Nie raz i nie dwa zdarzyło się, że rodzice nie mieli za co kupić dzieciom prezentów na Gwiazdkę. O takich luksusach jak gry komputerowe nie było nawet mowy. Pierwszą w życiu konsolę Cristiano kupił sobie dopiero w wieku 16 lat za pieniądze zarobione w szkółce Sportingu Liz­bona.

Brak zabawek rodzice rekompensowali dzieciom wielką troską i miłością. Oboje bardzo, ale to bardzo kochali swoją czwórkę. Pan Dinis uwielbiał zabierać dzieciaki na mecze Jaskółek. Mały Cristianinho (zdrobnienie od Cristiano, wymawiaj: Kristjaninu) z niecierpliwością wypatrywał weekendu, bo wiedział, że tata jak zwykle weźmie go na barana i pójdą tak razem na stadion. Kiedy wracali, w domu czekała na nich najpyszniejsza kolacja na świecie. Specjalnością pani Dolores były potrawy z ryb, z których Portugalia zresztą słynie. Cała rodzina do dziś wzdycha do jej bajecznego bacalhau à Brás (wymawiaj: bakaliau a Brasz) – solonego dorsza smażonego z jajkiem, cebulą i cieniutkimi frytkami.

W okolicy, w której mieszkał Cristiano, nie było boisk ani trawników. Chłopcy kopali piłkę przed swoimi domami, na asfaltowej Rua da Quinta Falcão. Za bramki służyły im dwa kamienie. Ulica nie była idealnym miejscem do gry dla kilkulatka, ale cóż było robić. Mały Cristiano szybko przyzwyczaił się do stłuczeń i krwawych zadrapań, które na asfalcie są chlebem powszednim. Zresztą nie to uważał za najgorsze.

Ku utrapieniu młodych piłkarzy ulica nie była równa i biegła w dół. W dodatku jeździły po niej samochody, co jakiś czas przejeżdżał nawet autobus. Dorosły już Cristiano Ronaldo do dziś wspomina, że często w najciekawszym momencie gry słyszeli klakson nadjeżdżającego auta. Chcąc nie chcąc, przerywali mecz, zbierali kamienie i czekali, aż samochód przejedzie. Potem na nowo rozstawiali „bramki” i wznawiali grę. I tak od rana do wieczora.

Malec grał z kim popadnie, najczęściej z dużo starszymi i silniejszymi od siebie. A to oznaczało, że litości nie będzie. W Santo António kopniaki rozdawano często i chętnie, bo walka toczyła się tu zawsze „na śmierć i życie”. Wysoki jak na swój wiek Cristiano był dzieckiem dość wątłym, by nie powiedzieć, że wręcz chuderlawym. Dlatego szybko musiał wyrobić sobie inne niż przewaga siłowa mechanizmy obronne.

– Oni go staranują, skopią – zamartwiała się mama.

– Nic się nie bój. Nie dogonią go – pocieszał ją mąż i wiedział, co mówi. Twardy uliczny futbol na ulicy Sokolej sprawiał, że możliwości sprinterskie oraz repertuar zwodów jego syna były nieograniczone.

Granie na ulicy obfitowało też w inne niemiłe atrakcje. Podczas dośrodkowania mocno wykopana piłka zamiast w „bramce” rywala lądowała często w ogródku sąsiada, pana Agostinho (wymawiaj: Agostinjo). Sąsiad z kolei był dumny ze swoich kwiatów i nie znosił, gdy kopnięta przez te „nieznośne dzieciaki” futbolówka z siłą pocisku taranowała ukochane roślinki. Ilekroć wpadała na jego teren, konfiskował piłkę i straszył, że ją przedziurawi. Na szczęście złość sąsiada z godziny na godzinę malała i już pod wieczór zwracał piłkę. Tyle że nie zainteresowanym chłopcom, lecz ich rodzicom. Ci zaś raz oddawali ją synom, raz nie.

Szybko stało się jasne, że to właśnie piłka jest największą miłością kilkuletniego Cristianinho. Nie rozstawał się z nią ani na moment. Brał ją nawet do łóżka. Pytany, o jakim prezencie marzy, za każdym razem niezmiennie odpowiadał:

– Poproszę piłkę.

Znany Wam już pan Fernão Barroso Sousa kupił mu na gwiazdkę zdalnie sterowany samochodzik. Jakież było jego zdumienie, gdy na twarzy chrześniaka zamiast radości ujrzał wyraz najwyższego rozczarowania.

– Nie podoba ci się? – spytał zatroskany.

– Podoba, nawet bardzo. Ale wolałbym piłkę – odpowiedział szczerze chłopiec.

Zawodowy piłkarz, jakim był pan Sousa, nie tylko się nie obraził, lecz wręcz ucieszył. Od tej pory jego prezentem dla Cristiano zawsze była już piłka.

* Mieszkanie socjalne to lokal, którego właścicielem są władze miasta. Za minimalną opłatą udostępniają je osobom, których nie stać na kupno lub wynajem własnego mieszkania.

ROZDZIAŁ 3płaczek i pszczółka, czyli dwa przydomki naszego bohatera

Kiedy Cristiano skończył 3 lata, poszedł do przedszkola prowadzonego przez siostry zakonne. Jako 6-latek rozpoczął naukę w szkole podstawowej imienia João Gonçalvesa Zarco (wymawiaj: Żuau Gonsalwisa Sarku), portugalskiego kapitana, który w XV wieku jako pierwszy odkrył Maderę. Ale choć nasz bohater bez problemów zdawał z klasy do klasy, nie można powiedzieć, że był pilnym uczniem. Wszyscy wiedzieli, że chociaż przykładnie uczy się piosenek, rysuje i pisze, poza futbolem świata nie widzi. Jeśli w pobliżu nie było żadnej piłki, potrafił zrobić ją sobie nawet ze skarpetek. A jeśli nie znalazł nikogo, z kim mógłby pograć, godzinami żonglował piłką lub odbijał ją o ścianki tak zwanej studni, betonowego zbiornika na wodę nieopodal domu.

Gdy tylko wracał ze szkoły, połykał w pośpiechu jogurt czy banana, łapał piłkę i pędził do drzwi.

– Cristiano, a lekcje?! – wołała pani Dolores.

– Nic nam dziś nie zadali – odpowiadał z nadzieją, że mama da się nabrać.

– Nie opowiadaj. Nigdzie nie pójdziesz, póki nie odrobisz lekcji – powtarzała znająca jego sztuczki mama.

Tyle że niewiele mogła wskórać.

Jak nie drzwiami, to chłopak wymykał się oknem i tyle go widzieli. Mieszkali przecież na parterze. Do domu wracał dopiero, gdy było już ciemno. Najczęściej po dziewiątej wieczorem.

Idolem małego Crisa był od zawsze jego kuzyn Nuno (wymawiaj: Nunu), bratanek pani Dolores. Starszy i wysportowany, szybko zaczął grać w prawdziwym klubie piłkarskim, którym była oczywiście Andorinha. Kuzyni byli nierozłączni. Kiedy Nuno grał w sobotę mecz, Cristiano siedział na trybunach, marząc, by – jak starszy krewniak – wybiec na boisko w niebiesko-białej koszulce Jaskółek.

Wreszcie – udało się. Kiedy skończył 6 lat, rodzice ulegli jego błaganiom. Cristiano stał się dumnym członkiem Jaskółek i posiadaczem legitymacji sportowej o numerze 17 182. Jego szczęście nie miało granic.

Pierwszym trenerem chłopca był pan Francisco Afonso (wymawiaj: Fransiszku Afonzu). Wystarczył jeden trening, by zorientował się, że trafił mu się uczeń ponadprzeciętny.

– Nie zapomnę, kiedy zobaczyłem go pierwszy raz na boisku. Był nadzwyczaj szybki. Miał świetną technikę. Równie dobrze grał lewą i prawą nogą – wspomina po latach pan Francisco. – No i nienawidził porażek. Płakał, gdy przegrywał.

Trener Francisco zapamiętał coś jeszcze:

– Chciał zawsze być przy piłce i kończyć wszystkie akcje. Był gotów przebiec całe boisko, mijając rywala po rywalu. Umiał to robić, więc denerwował się, kiedy kolega do niego nie zagrał. Złościł się wtedy i płakał.

Zmęczeni takim zachowaniem koledzy trochę się z niego nabijali i przezywali go Xora (wymawiaj: Szora), czyli Płaczek. Nie było to zbyt miłe, ale cóż zrobić – prawdziwe. Na szczęście chłopcy widzieli także jego bezapelacyjny talent i szybko nadali mu inny przydomek – Abelhinha (wymawiaj: Abelinja), czyli Pszczółka. Dlaczego? Cristiano był szybki jak pszczoła. Nie zatrzymywał się ani na chwilę, a jego bezkonkurencyjne zwody na boisku do złudzenia przypominały esy-floresy, jakie wykonuje w powietrzu ten owad.

Cristiano Ronaldo. Chłopiec, który wiedział, czego chce

Copyright © Yvette Żółtowska-Darska 2024

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo SQN 2024

Koncepcja graficzna całości i wybór zdjęć – Yvette Żółtowska-Darska

Projekt okładki – Paweł Szczepanik / BookOne.pl

Skład stron fotograficznych – Natalia Patorska

Ilustracje – Anna Wizgird-Todorov

Zdjęcia na okładce – Getty Images

Redakcja – Grzegorz Krzymianowski

Korekta – Dominik Leszczyński

Skład i łamanie – Natalia Patorska

Zdjęcia – BE&W, East News, Getty Images, Shutterstock, Milo Darski, Yvette Żółtowska-Darska

All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

Drogi Czytelniku,

niniejsza książka jest owocem pracy m.in. autora, zespołu redakcyjnego i grafików.

Prosimy, abyś uszanował ich zaangażowanie, wysiłek i czas. Nie udostępniaj jej innym, również w postaci e-booka, a cytując fragmenty, nie zmieniaj ich treści. Podawaj źródło ich pochodzenia oraz, w wypadku książek obcych, także nazwisko tłumacza.

Dziękujemy!

Ekipa Wydawnictwa SQN

Wydanie I, Kraków 2024

ISBN mobi: 9788383305110

ISBN epub: 9788383305127

Wydawnictwo SQN pragnie podziękować wszystkim, którzy wnieśli swój czas, energię i zaangażowanie w przygotowanie niniejszej książki:

Produkcja: Kamil Misiek, Joanna Pelc, Joanna Mika, Grzegorz Krzymianowski, Natalia Patorska, Katarzyna Kotynia

Design i grafika: Paweł Szczepanik, Marcin Karaś, Julia Siuda, Zuzanna Pieczyńska

Promocja: Piotr Stokłosa, Łukasz Szreniawa, Aleksandra Parzyszek, Paulina Gawęda, Barbara Chęcińska, Małgorzata Folwarska, Marta Ziębińska, Kamila Piotrowska

Sprzedaż: Tomasz Nowiński, Patrycja Talaga

E-commerce: Tomasz Wójcik, Szymon Hagno, Marta Tabiś, Marcin Mendelski, Jan Maślanka, Anna Rasiewicz

Administracja: Klaudia Sater, Monika Kuzko, Małgorzata Pokrywka

Finanse: Karolina Żak

Zarząd: Przemysław Romański, Łukasz Kuśnierz, Michał Rędziak

www.wsqn.pl

www.sqnstore.pl

www.labotiga.pl