Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W szwedzkim miasteczku Tumba dochodzi do brutalnej zbrodni – na
oczach nastolatka zostają zamordowane matka i młodsza siostra.
On sam doznaje poważnych obrażeń. Jest w szoku, co uniemożliwia złożenie
wiarygodnych zeznań. Chłopiec to jedyny świadek zbrodni, dlatego
komisarz Joona Linna postanawia poddać go hipnozie.
Dziesięć lat temu psychiatra Erik Maria Bark zrezygnował ze stosowania
hipnozy i poprzysiągł nigdy do niej nie wracać. Za namową Linny łamie
własne postanowienie, co wywołuje lawinę dramatycznych zdarzeń…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 644
jest znakiem towarowym Publicat S.A.
Publicat S.A.
61-003 Poznań, ul. Chlebowa 24
tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00
e-mail: [email protected], www.publicat.pl
Oddział we Wrocławiu
50-010 Wrocław, ul. Podwale 62
tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66
Jak ogień, zupełnie jak ogień. To były pierwsze słowa wypowiedziane przez zahipnotyzowanego chłopca. Pomimo zagrażających jego życiu ran od noża – miał ich setki na twarzy, nogach, tułowiu, plecach, na podeszwach stóp, na karku i z tyłu głowy – wprowadzono go w stan głębokiej hipnozy w nadziei, że będzie można jego oczami zobaczyć, co się wydarzyło.
– Próbuję mrugać – wymamrotał. – Wchodzę do kuchni, ale tam dzieje się coś dziwnego. Coś trzeszczy między krzesłami, a na podłodze rozprzestrzenia się czerwony ogień.
Policjant, który znalazł chłopca pośród ciał leżących w jednym z domków szeregowych, myślał, że on nie żyje. Stracił mnóstwo krwi, doznał wstrząsu i odzyskał świadomość dopiero siedem godzin później.
Był jedynym świadkiem, który przeżył masakrę, i komisarz kryminalny Joona Linna miał nadzieję, że będzie mógł opisać zabójcę. Sprawca nie zamierzał nikogo zostawić przy życiu, więc pewnie nie przejmował się zakrywaniem twarzy.
Jednak gdyby pozostałe okoliczności nie były tak wyjątkowe, nikt by nawet nie wpadł na pomysł, żeby zwrócić się do hipnotyzera.
W mitologii greckiej bóg Hypnos przedstawiany jest jako skrzydlaty chłopiec z makówką w dłoni. Jego imię oznacza sen. Jest bliźniaczym bratem śmierci, synem nocy i mroku.
Określenie „hipnoza” użyte zostało po raz pierwszy w swoim współczesnym znaczeniu w 1843 roku przez szkockiego chirurga Jamesa Braida. Terminem tym określił on stan przypominający sen, charakteryzujący się wzmożoną wrażliwością i podatnością na sugestię.
Dziś jest już naukowo stwierdzone, że prawie każdego człowieka można zahipnotyzować, jednak panują wciąż różne opinie co do przydatności hipnozy, jej wiarygodności i szkodliwości. Prawdopodobnie ów ambiwalentny stosunek wynika stąd, że hipnoza nadużywana bywała przez oszustów, artystów estradowych i służby wywiadowcze na całym świecie.
Z czysto technicznego punktu widzenia wprowadzenie człowieka w stan hipnozy jest proste, trudność polega na kontrolowaniu przebiegu sesji, prowadzeniu pacjenta, analizie i wykorzystaniu wyników. Jedynie wieloletnie doświadczenie i wrodzone zdolności umożliwiają opanowanie głębokiej hipnozy. Na całym świecie jest zaledwie garstka prawdziwych hipnotyzerów z kwalifikacjami medycznymi.
Erik Maria Bark zostaje gwałtownie wyrwany ze snu dzwonkiem telefonu. Zanim się całkiem rozbudzi, słyszy siebie samego mówiącego z uśmiechem:
– Baloniki i serpentyny.
Serce łomocze mu po nagłym przebudzeniu. Erik nie wie, co miał na myśli. Nie ma pojęcia, czego dotyczył sen.
Żeby nie zbudzić Simone, wymyka się z sypialni i zamyka drzwi. Dopiero potem odbiera.
– Tak, tu Erik Maria Bark.
Jakiś komisarz kryminalny Joona Linna pyta, czy obudził się już na tyle, żeby przyswoić ważną informację. Kiedy Erik słucha słów komisarza, jego myśli wciąż jeszcze zapadają w ciemną próżnię pozostałą po śnie.
– Słyszałem, że zna się pan na leczeniu urazów – mówi Joona Linna.
– Tak – odpowiada krótko.
Zażywa tabletkę przeciwbólową, słuchając sprawozdania. Komisarz wyjaśnia, że musi kogoś przesłuchać. Piętnastolatek był świadkiem podwójnego zabójstwa. Problem w tym, że został ciężko ranny. Jego stan jest niestabilny – chłopak jest we wstrząsie, nie odzyskał przytomności. Przewieziono go w nocy z oddziału neurologii w Huddinge na neurochirurgię w szpitalu uniwersyteckim Karolinska w Solnie.
– Kto jest lekarzem prowadzącym? – pyta Erik.
– Daniella Richards.
– To świetna specjalistka i jestem pewien, że da sobie...
– Właśnie ona chciała, żebym zatelefonował – przerywa komisarz. – Potrzebuje pańskiej pomocy, a czasu jest niewiele.
Erik wraca do sypialni po swoje rzeczy. Promień światła latarni ulicznej wpada przez szparę między roletami. Simone leży na plecach i przygląda mu się dziwnym, pustym wzrokiem.
– Nie chciałem cię obudzić – mówi cicho.
– Kto to był? – pyta Simone.
– Policjant... Komisarz, nie dosłyszałem nazwiska.
– O co chodziło?
– Muszę jechać do Karolinska – odpowiada. – Potrzebują pomocy przy jednym chłopcu.
– Która jest właściwie godzina?
Simone patrzy na budzik i zamyka oczy. Erik widzi, że na jej piegowatej skórze ramion odgniotła się faktura pościeli.
– Śpij, Sixan – szepce.
Wynosi swoje ubrania do przedpokoju, zapala światło i ubiera się w pośpiechu. Za jego plecami błyska lśniące stalowe ostrze. Erik odwraca się i widzi, że jego syn powiesił łyżwy na klamce drzwi wejściowych, żeby ich nie zapomnieć. Pomimo pośpiechu idzie do garderoby, wyciąga kufer i znajduje w nim ochraniacze na łyżwy. Zakłada je na ostrza, kładzie łyżwy na podłodze w przedpokoju i opuszcza mieszkanie.
Jest trzecia w nocy, wtorek, ósmy grudnia, kiedy Erik Maria Bark wsiada do samochodu. Śnieg powoli pada z czarnego nieba. Nie ma wiatru, ciężkie płatki sennie układają się na pustej ulicy. Erik przekręca kluczyki w stacyjce i miękkimi falami nadpływa muzyka: Miles Davis, Kind of Blue.
Przejeżdża ten krótki odcinek przez śpiące miasto, z Luntmakargatan, przez Sveavägen do Norrtull. Jezioro Brunnsviken majaczy w oddali niczym wielki czarny otwór za zasłoną padającego śniegu. Erik powoli wjeżdża na teren szpitala, między cierpiącą na niedobór personelu klinikę imienia Astrid Lindgren a porodówkę, obok kliniki radioterapii i psychiatrii. Parkuje na swoim zwykłym miejscu pod kliniką neurochirurgii i wysiada z samochodu. Światło latarni odbija się w oknach wysokiego kompleksu. Na parkingu dla odwiedzających stoi raptem kilka samochodów. W ciemności wśród drzew latają kosy, szeleszcząc skrzydłami. Erik zauważa, że o tej porze nie słychać szumu z autostrady.
Wtyka kartę i podaje sześciocyfrowy kod, wchodzi do foyer, wjeżdża windą na piąte piętro i przechodzi przez korytarz. Sufitowe świetlówki odbijają się w niebieskiej gumowej wykładzinie jak lód na kanale. Dopiero teraz dociera do niego zmęczenie po gwałtownym dopływie adrenaliny. Sen był dobry, pozostawił po sobie wciąż wyczuwalny smak szczęścia. Mija salę operacyjną, przechodzi obok drzwi do wielkiej komory hiperbarycznej, pozdrawia pielęgniarkę i jeszcze raz analizuje w myślach to, co komisarz powiedział mu przez telefon: chłopiec krwawi, jest pocięty na całym ciele, poci się, nie chce leżeć, jest niespokojny i bardzo spragniony. Próbowano z nim porozmawiać, ale jego stan szybko się pogarsza. Traci świadomość, jednocześnie jego serce przyśpiesza, aż w końcu dyżurna lekarka Daniella Richards podejmuje słuszną decyzję o niedopuszczaniu do pacjenta policji kryminalnej.
Dwóch umundurowanych policjantów stoi przy wejściu na oddział N18. Kiedy Erik zbliża się do nich, zdaje mu się, że dostrzega na ich twarzach niepokój. Może są po prostu zmęczeni, myśli, zatrzymując się, żeby się wylegitymować. Rzucają okiem na identyfikator i wciskają przycisk otwierający drzwi.
Erik wchodzi do środka, podaje rękę Danielli Richards i zwraca uwagę na stres malujący się na jej twarzy, ruchy zdradzające wewnętrzne napięcie.
– Napij się kawy – mówi Daniella.
– Zdążymy?
– Krwawienie wątroby mam pod kontrolą.
Jakiś mężczyzna w wieku około czterdziestu pięciu lat, ubrany w dżinsy i czarną marynarkę, stuka w obudowę automatu do kawy. Ma jasne zmierzwione włosy, wargi zaciśnięte, poważne. Erik domyśla się, że to może być Magnus, mąż Danielli. Nigdy go nie spotkał, widział tylko fotografię w jej gabinecie.
– To twój mąż? – pyta, wskazując na niego.
– Co?
Lekarka wygląda na zdumioną i rozbawioną zarazem.
– Pomyślałem, że Magnus przyjechał z tobą.
– Nie. – Daniella śmieje się.
– Jesteś pewna? Zapytam go – żartuje Erik, idąc w stronę mężczyzny.
Dzwoni komórka. Daniella odbiera ją, dalej się śmiejąc.
– Erik, daj spokój – mówi, po czym przykłada telefon do ucha i potwierdza:
– Tak, tu Daniella.
Nasłuchuje, ale nic nie słyszy.
– Halo?
Odczekuje parę sekund, potem ironicznie kończy rozmowę hawajskim pozdrowieniem aloha. Wyłącza telefon i rusza za Erikiem.
Erik dochodzi do blondyna. Automat buczy i syczy.
– Kawy? – proponuje mężczyzna, usiłując wetknąć kubek w dłoń Erika.
– Nie, dziękuję.
Mężczyzna pije kawę i uśmiecha się, ukazując dołeczki w policzkach.
– Smaczna – stwierdza i znów próbuje podać Erikowi kubek.
– Nie chcę.
Blondyn upija kolejny łyk, przyglądając się lekarzowi.
– Czy mógłbym pożyczyć telefon? – pyta nagle. – Jeśli można... Zostawiłem swój w samochodzie.
– I teraz chce pan pożyczyć telefon ode mnie? – W pytaniu Erika wyczuwalne jest napięcie.
Mężczyzna kiwa głową i patrzy na niego jasnymi oczyma, szarymi jak polerowany granit.
– Weź mój – proponuje Daniella.
– Dzięki.
– Nie ma za co.
Blondyn bierze komórkę, przygląda się jej. Po chwili jego wzrok napotyka spojrzenie Danielli.
– Obiecuję oddać.
– I tak tylko ty z niej korzystasz – żartuje Daniella.
Mężczyzna śmieje się i odchodzi na bok.
– To na pewno jest twój mąż – stwierdza Erik.
Kobieta z uśmiechem kręci głową. Wygląda na bardzo zmęczoną. Musiała trzeć oczy, bo rozmazała po policzku srebrnoszary cień.
– Czy mam obejrzeć pacjenta? – pyta Erik.
– Byłoby miło.
– Skoro i tak już tu jestem... – dodaje Erik pośpiesznie.
– Bardzo chcę usłyszeć twoją opinię. Mam wątpliwości...
Daniella cicho otwiera ciężkie drzwi i prowadzi go do pokoju przylegającego do sali operacyjnej. Na łóżku leży szczupły chłopiec. Dwie pielęgniarki opatrują jego rany. Setki cięć i kłuć, wszędzie, na całym ciele. Na podeszwach stóp, na piersi i brzuchu, na karku, ciemieniu, twarzy i na dłoniach.
Puls jest słaby, ale bardzo szybki. Wargi szare jak aluminium. Chłopiec poci się, powieki ma zaciśnięte. Jego nos wygląda na złamany. Podskórny wylew rozprzestrzenia się niczym ciemna chmura od szyi przez klatkę piersiową w dół.
Erik zauważa, że pomimo obrażeń chłopiec ma ładną twarz.
Daniella relacjonuje ściszonym głosem historię pacjenta, kiedy nagle przerywa jej pukanie. To znowu ten blondyn. Macha do nich przez szybę w drzwiach.
Erik i Daniella spoglądają po sobie i opuszczają pomieszczenie. Blondyn wrócił do posykującego automatu z kawą.
– Duże cappuccino – zwraca się do Erika. – Przyda się, zanim pozna pan funkcjonariusza, który znalazł chłopca.
Dopiero teraz do Erika dociera, że ten blondyn to komisarz kryminalny, który obudził go niespełna pół godziny temu. Przez telefon jego fiński akcent nie był tak wyraźny albo Erik był wtedy zbyt zmęczony, żeby zwrócić na niego uwagę.
– Dlaczego miałbym chcieć go poznać? – pyta Erik.
– Żeby zrozumieć, czemu muszę przesłuchać...
Joona milknie na dźwięk telefonu Danielli. Wyjmuje go z kieszeni marynarki, ignoruje jej wyciągniętą rękę i zerka na wyświetlacz.
– To raczej do mnie – mówi i odbiera. – Tak... nie, chcę go tutaj. Okej, ale mam to gdzieś.
Komisarz uśmiecha się, słuchając obiekcji kolegi.
– Chociaż ja coś zauważyłem – odpowiada.
Ten drugi krzyczy do telefonu.
– Zrobię to po swojemu – deklaruje spokojnym tonem Joona i kończy rozmowę.
Oddaje telefon Danielli, cicho dziękując.
– Muszę przesłuchać pacjenta – tłumaczy z powagą.
– Przykro mi – mówi Erik. – Moja opinia pokrywa się z oceną doktor Richards.
– Kiedy będzie mógł ze mną porozmawiać?
– Gdy wyjdzie z szoku.
– Wiedziałem, że pan tak odpowie – stwierdza cicho Joona.
– Stan jest wciąż krytyczny – wyjaśnia Daniella. – Opłucna została uszkodzona, jelito cienkie, wątroba i...
Na oddział wchodzi mężczyzna w brudnym mundurze policyjnym. Rzuca w ich stronę pełne niepokoju spojrzenia. Joona macha do niego, podchodzi i wita się z nim. Mówi coś ściszonym głosem, a policjant przesuwa dłonią po ustach i spogląda na lekarzy. Komisarz powtarza koledze, że wszystko jest w porządku, że muszą poznać okoliczności. To może im bardzo pomóc.
– No więc – zaczyna policjant i cicho odchrząkuje. – Słyszymy przez radio, że sprzątacz znalazł martwego faceta w toalecie na stadionie w Tumbie. A my akurat siedzimy w samochodzie na Huddingevägen i musimy tylko skręcić w Dalvägen, żeby pojechać w stronę jeziora. Janne, mój kolega, wchodzi do środka, podczas gdy ja rozmawiam ze sprzątaczem. Na początku myśleliśmy, że chodzi o przedawkowanie, ale szybko okazuje się, że to zupełnie inna sprawa. Janne wychodzi z szatni, jest strasznie blady i zachowuje się tak, jakby nie chciał mnie tam wpuścić. „Jebana rzeka krwi”, trzy razy powtarza, siada na schodach i...
Policjant milknie, opada na krzesło i zamiera z wpółotwartymi ustami.
– Możesz mówić dalej? – pyta Joona.
– Tak... przyjeżdża karetka, identyfikują zmarłego, a ja mam porozmawiać z rodziną. Brakuje nam ludzi, więc jadę sam. Moja szefowa mówi, że nie chce posyłać Jannego w tym stanie. To zrozumiałe.
Erik spogląda na zegarek.
– Masz czas, żeby tego wysłuchać – mówi do niego Joona ze swoim spokojnym fińskim akcentem.
– Ofiara – ciągnie dalej policjant ze spuszczonym wzrokiem – to nauczyciel z gimnazjum w Tumbie, mieszka na tym nowym osiedlu domków szeregowych na wzgórzu. Nikt tam nie otwiera. Dzwonię parę razy do drzwi. Właściwie nie wiem, co skłania mnie do przejścia wzdłuż domu i zaświecenia latarką w okno od podwórza.
Policjant przerywa, usta mu drżą, zaczyna drapać paznokciem w oparcie krzesła.
– Mów dalej – prosi Joona.
– Czy muszę, bo ja... Ja...
– Znalazłeś chłopca, matkę i pięcioletnią dziewczynkę. Tylko chłopiec jeszcze żył.
– Chociaż myślałem, że... Ja...
Milknie, blady jak ściana.
– Dziękuję, że przyszedłeś, Erland – mówi Joona.
Policjant kiwa głową, wstaje, z roztargnieniem otrzepuje dłonią brud z kurtki i wychodzi.
– Wszyscy byli poszatkowani – ciągnie Joona. – Czysty obłęd, odnieśli ciężkie obrażenia, byli kopani, bici, uderzani nożem, a ta mała... była przecięta na dwie części. Dolna część leżała w fotelu przed telewizorem, a...
Milknie, przyglądając się Erikowi. Potem opowiada dalej:
– Przypuszczalnie sprawca wiedział, że ojciec był wtedy na stadionie – wyjaśnia. – Sędziował mecz piłki nożnej. Zabójca czekał, aż zostanie sam, zanim go zamordował. Potem zaczął ćwiartować ciało, z agresją rąbać na kawałki. Następnie pojechał do domu zabić pozostałych.
– W tej kolejności? – pyta Erik.
– Według mnie tak – odpowiada komisarz.
Erik czuje, jak ręka mu drży, kiedy przeciąga nią po twarzy. Ojciec, matka, syn, córka – myśli powoli i napotyka wzrok Joony Linny.
– Chciał zlikwidować całą rodzinę – stwierdza słabym głosem.
Joona waha się.
– Właśnie o to... Jest jeszcze jedno dziecko, najstarsza siostra. Dwudziestotrzylatka. Nie możemy jej znaleźć. Nie ma jej w mieszkaniu w Sundbybergu ani u chłopaka. Dopuszczamy możliwość, że sprawca będzie chciał dopaść również ją, dlatego chcemy jak najszybciej przesłuchać świadka.
– Przeprowadzę dokładne badanie – mówi Erik.
– Dziękuję.
– Ale nie możemy ryzykować życia pacjenta...
– Rozumiem – przerywa mu Joona. – Chodzi tylko o to, że im później znajdziemy jakiś punkt zaczepienia, tym więcej czasu zabójca ma na poszukiwanie siostry.
– Może powinniście przeprowadzić oględziny tych miejsc – proponuje Daniella.
– Są w toku – odpowiada komisarz.
– W takim razie jedź tam i ich pogoń.
– To i tak nic nie da.
– Co masz na myśli?
– Znajdziemy tam pomieszane ślady DNA setek, może tysięcy osób.
Erik wraca do pacjenta. Stoi przy łóżku chłopca, obserwując jego bladą, poranioną twarz. Płytki oddech. Zmarznięte usta. Erik wymawia jego imię, przez twarz pacjenta przebiega bolesny skurcz.
– Josef – powtarza cicho. – Nazywam się Erik Maria Bark, jestem lekarzem, zbadam cię. Możesz skinąć głową, jeśli mnie rozumiesz.
Chłopiec leży bez ruchu, jego brzuch wznosi się w rytm krótkich oddechów. Mimo to Erik jest przekonany, że Josef zrozumiał jego słowa, ale znów stracił świadomość i kontakt został zerwany.
Kiedy pół godziny później Erik opuszcza pokój, komisarz i Daniella wpatrują się w niego z napięciem.
– Przeżyje? – pyta Joona.
– Za wcześnie, by o tym mówić, ale...
– Ten chłopiec to nasz jedyny świadek – przerywa mu policjant. – Ktoś zamordował jego ojca, matkę i młodszą siostrę, a teraz prawdopodobnie jest w drodze do starszej.
– Wiemy – mówi Daniella. – Ale uważamy, że policja powinna poświęcić swój czas na szukanie jej, zamiast nam tu przeszkadzać.
– Szukamy, ale za wolno to idzie. Musimy porozmawiać z chłopcem, bo przypuszczalnie widział twarz zabójcy.
– Mogą minąć tygodnie, zanim będziecie w stanie go przesłuchać – stwierdza Erik. – Nie możemy tak po prostu nim potrząsnąć i powiedzieć mu, że cała jego rodzina nie żyje.
– A w hipnozie? – podsuwa Joona.
W pomieszczeniu zalega cisza. Erik myśli o śniegu padającym na Brunnsviken, który widział, jadąc w tę stronę. Jak płatki, wirując, opadały między drzewami w ciemną wodę.
– Nie – szepce sam do siebie.
– Hipnoza by nie zadziałała?
– Nie znam się na tym – odpowiada Erik.
– Mam świetną pamięć do twarzy – mówi Joona z szerokim uśmiechem. – Jesteś sławnym hipnotyzerem, mógłbyś...
– Byłem szarlatanem – przerywa mu Erik.
– Nie wydaje mi się – stwierdza komisarz. – A to jest sytuacja krytyczna.
Daniella rumieni się i uśmiecha, patrząc w podłogę.
– Nie mogę – powtarza Erik.
– Tak właściwie to ja odpowiadam za pacjenta – odzywa się lekarka podniesionym głosem. – I nie zamierzam pozwolić na żadną hipnozę.
– Ale gdybyś uznała, że nie byłoby to dla niego groźne? – drąży Joona.
Erik domyśla się, że komisarz kryminalny od początku myślał o hipnozie jako o możliwej drodze na skróty. Nie chodzi tu o żadne nagłe olśnienie. Joona poprosił mężczyznę o przybycie do szpitala, aby spróbować namówić go do zahipnotyzowania pacjenta, a nie dlatego, że zna się na leczeniu szoku i urazów psychicznych.
– Przyrzekłem sobie już nigdy nie zajmować się hipnozą – mówi Erik.
– W porządku, rozumiem. Słyszałem, że był pan najlepszy, ale, do diabła, muszę uszanować pański wybór.
– Przykro mi.
Erik spogląda przez szybę na pacjenta, a potem zwraca się do Danielli.
– Dostaje desmopresynę?
– Nie, jeszcze z tym czekam.
– Dlaczego?
– Ryzyko powikłań zatorowo-zakrzepowych.
– Śledziłem dyskusję na ten temat, ale nie wydaje mi się, żeby miało to jakiś związek. Ja cały czas podaję synowi desmopresynę – mówi Erik.
Joona ociężale podnosi się z krzesła.
– Byłbym wdzięczny, gdyby mógł pan polecić innego hipnotyzera.
– Nie wiemy nawet, czy pacjent odzyska świadomość... – mówi Daniella.
– Ale liczę na...
– ...a musi być przytomny, żeby w ogóle móc poddać się hipnozie – kończy lekarka, uśmiechając się kącikiem ust.
– Słuchał, kiedy doktor mówił do niego – upiera się Joona.
– Nie wydaje mi się – mruczy Daniella pod nosem.
– Rzeczywiście słuchał – potwierdza Erik.
– Moglibyśmy ocalić jego siostrę – ciągnie Joona.
– Jadę do domu – oświadcza cicho Erik. – Daj pacjentowi desmopresynę i przemyśl komorę hiperbaryczną.
Wychodzi. Idąc korytarzem, zdejmuje fartuch i wsiada do windy. W foyer jest ruch. Drzwi są otwarte, a niebo trochę pojaśniało. Już w drodze z parkingu wyciąga rękę po drewniane puzderko leżące w schowku. Nie spuszczając wzroku z drogi, podnosi wieczko z kolorową papugą i tubylcem, bierze trzy tabletki i szybko je łyka. Będzie potrzebował kilku godzin snu, zanim zbudzi Benjamina na zastrzyk.
Komisarz kryminalny Joona Linna zamawia dużą kanapkę z parmezanem, bresaolą i suszonymi pomidorami w kafejce Il caffè na Bergsgatan. Jest wczesny ranek i kawiarnię właśnie otwarto – dziewczyna przyjmująca zamówienie nie zdążyła jeszcze rozpakować pieczywa.
Po tym jak wczoraj późnym wieczorem obejrzał miejsca zbrodni w Tumbie, odwiedził ofiarę w szpitalu Karolinska w Solnie i po nocnej rozmowie z obojgiem lekarzy, Daniellą Richards i Erikiem Marią Barkiem, wrócił do domu i spał trzy godziny.
Teraz Joona czeka na śniadanie, zerkając w stronę ratusza przez zaparowaną szybę, i rozmyśla o przejściach podziemnych ciągnących się pod parkiem pomiędzy ogromnym budynkiem policji a ratuszem. Dostaje z powrotem kartę płatniczą, pożycza wielki długopis leżący na szklanym blacie, podpisuje się na kwicie i wychodzi z kawiarni.
Z nieba siecze śnieg z deszczem, kiedy Joona szybkim krokiem maszeruje w górę Bergsgatan z ciepłą kanapką w jednej i sportową torbą z kijem do unihokeja w drugiej ręce.
Dziś mecz ze śledczymi – już mi nas żal – myśli Joona. – Dostaniemy lanie, tak jak obiecali.
Drużyna unihokeja Wydziału Kryminalnego przegrywa z dzielnicowymi, drogówką, policją morską, antyterrorystami i służbami specjalnymi. Ale to dobry powód, żeby potem nawzajem pocieszać się w pubie.
Tylko z gośćmi z laboratorium udało nam się wygrać, myśli Joona.
Idąc wzdłuż fasady budynku policji i przechodząc obok głównego wejścia, nie wie jeszcze, że w ten wtorek ani nie zagra w unihokeja, ani nie pójdzie do pubu. Zauważa swastykę namalowaną na tabliczce Sądu Rejonowego. Długimi krokami podąża w stronę aresztu Kronoberg i widzi, jak brama bezgłośnie zamyka się za jakimś samochodem. Płatki śniegu roztapiają się na szybie budki wartownika. Joona mija policyjną pływalnię i przechodzi przez trawnik w stronę wielkiego kompleksu. Fasada przypomina ciemną miedź, polerowaną, ale jakby pod wodą, myśli. Na długim stojaku pod salą rozpraw nie ma żadnych rowerów, na masztach po obu stronach wiszą mokre flagi. Joona wbiega pomiędzy metalowymi słupkami pod wysoki dach z matowego szkła, otrzepuje buty i wchodzi do Krajowego Urzędu Policji.
W Szwecji policja podlega Ministerstwu Sprawiedliwości, ale ten departament nie ma uprawnień, aby decydować, w jaki sposób prawo ma być egzekwowane. Centralną władzę administracyjną pełni Krajowy Urząd Policji. W jego skład wchodzą Krajowy Wydział Kryminalny – Rikskriminalpolisen, Policja Bezpieczeństwa – Säkerhetspolisen, Wyższa Szkoła Policyjna – Polishögskolan i Centralne Laboratorium Kryminalistyczne – Statens kriminaltekniska laboratorium.
Krajowy Wydział Kryminalny, w skrócie Rikskrim, jest jedyną centralną jednostką operacyjną zwalczającą najcięższą przestępczość na poziomie krajowym i międzynarodowym. Tu od dziewięciu lat Joona Linna pracuje jako komisarz kryminalny.
Joona idzie swoim korytarzem, ściąga czapkę przy tablicy ogłoszeń, przebiega wzrokiem informację o jodze, ofertę sprzedaży przyczepy campingowej, wiadomość od związku zawodowego OFR/P i zmianę godzin otwarcia klubu strzeleckiego.
Podłoga, umyta w zeszły piątek, jest już bardzo brudna. Drzwi do Benny’ego Rubina są uchylone. Sześćdziesięciolatek z siwym wąsem i pomarszczoną, zniszczoną słońcem skórą należał przez kilka lat do Grupy Palmego[1], ale teraz jest zaangażowany we współpracę z centralą łączności i przejście na nowy system radiowy Rakel. Siedzi przed komputerem z papierosem zatkniętym za ucho i ślamazarnie wystukuje coś na klawiaturze.
– Mam oczy z tyłu głowy – odzywa się nagle.
– To by tłumaczyło, dlaczego tak wolno piszesz – żartuje Joona.
Zauważa ostatnią zdobycz kolegi: plakat z reklamą linii lotniczych SAS – młoda, dość egzotyczna kobieta w śladowym bikini, popijająca owocowy drink przez rurkę. Benny’ego do tego stopnia rozzłościł zakaz wieszania kalendarzy z dziewczynami z rozkładówek, że wiele osób spodziewało się jego rezygnacji. Zamiast tego od wielu lat uparcie i w milczeniu wyrażał swój protest. Pierwszego dnia każdego miesiąca zmienia dekorację na ścianie. Nikt nie zabronił wieszania reklam linii lotniczych, zdjęć łyżwiarek z rozłożonymi nogami, instrukcji jogi czy reklam bielizny z Hennes & Mauritz. Joona pamięta planszę ze zdjęciem sprinterki Gail Devers w obcisłych szortach i odważną litografię artysty Egona Schielego przedstawiającą rudowłosą kobietę siedzącą z rozchylonymi nogami, w luźnych pantalonach.
Joona przystaje, żeby przywitać się ze swoją koleżanką i asystentką Anją Larsson. Dziewczyna siedzi przed monitorem z półotwartymi ustami i wyrazem takiej koncentracji na pyzatej twarzy, że postanawia jej nie przeszkadzać. Idzie do swojego pokoju, wiesza na drzwiach mokry płaszcz, zapala w oknie gwiazdę adwentową i szybko przegląda papiery na swojej półce: pismo o BHP, oferta kupna energooszczędnych żarówek, zapytanie z prokuratury i zaproszenie na bożonarodzeniowe spotkanie w Skansenie.
Joona wychodzi ze swojego biura i idzie do sali odpraw, siada na zwykłym miejscu, z papierowej torebki wyciąga kanapkę i zaczyna jeść.
Na białej tablicy wiszącej na długiej ścianie pokoju ktoś napisał: ubiór, środki ochrony indywidualnej, broń, gaz łzawiący, środki opatrunkowe, pojazdy, pozostałe pomoce techniczne, kanały, sygnały stacji, nasłuch radiowy, cisza radiowa, kody, test połączenia.
Petter Näslund zatrzymuje się na korytarzu, śmieje się z zadowoleniem i opiera o framugę drzwi, plecami do sali odpraw. Jest muskularnym, łysym mężczyzną około trzydziestu pięciu lat, na stanowisku nadkomisarza, co czyni z niego bezpośredniego przełożonego Joony. Od wielu lat podrywa Magdalenę Ronander, nie zwracając uwagi na jej zażenowane spojrzenie i ciągłe próby przejścia na bardziej koleżeński ton. Magdalena jest inspektorem Wydziału Śledczego i postawiła sobie za cel ukończenie studiów prawniczych przed trzydziestką.
Teraz Petter, zniżając głos, pyta ją o wybór służbowej broni i o to, jak często wymienia lufę z powodu zużytego gwintu. Nie zwracając uwagi na wulgarny podtekst jego pytań, Magdalena wyjaśnia, że prowadzi dokładną statystykę oddanych strzałów.
[...]