Cykl z komisarzem Jooną Linną. Kontrakt Paganiniego - Lars Kepler - ebook

Cykl z komisarzem Jooną Linną. Kontrakt Paganiniego ebook

Lars Kepler

4,3

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Na opuszczonym jachcie dryfującym po Archipelagu Sztokholmskim

znaleziono ciało młodej kobiety. Jej ubrania są suche, bez śladu soli, chociaż płuca ma

pełne morskiej wody. Następnego dnia zostają odkryte kolejne zwłoki,

tym razem mężczyzny. Wszystko wskazuje na to, że powiesił się na żyrandolu

w swoim apartamencie, ale obok ciała nie ma żadnego krzesła

umożliwiającego zawieszenie pętli.

Komisarz Joona Linna łączy te dwie sprawy, nie spodziewając się, że

sam stanie się częścią niebezpiecznej gry na międzynarodową skalę

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 588

Oceny
4,3 (237 ocen)
120
86
24
7
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
omare

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciekawa i wciągająca ,przeczytałam w dwa dni
00
Puella52

Dobrze spędzony czas

Zdecydowanie lepsza niż Hipnotyzer.Przygnębiająca ze względu na treści dotyczące świata współczesnego, zachowań ludzkich, polityki. Ale to nic w sumie nowego. Czyta się w każdym razie dobrze.dobrze.
00
jasminakr

Nie oderwiesz się od lektury

Lars Kepler jak zawsze w dobrej formie :-)
00
Malwi68

Z braku laku…

Książka niezwykle dynamiczna. Pościgi, morderstwa, wybuchy, pożar. Czego tu nie ma. Powinno być ciekawie, ale niestety jest groteskowo i mało realnie.
00

Popularność




Tytuł oryginału
Paganinikontraktet
Projekt okładki
HUMMINGBIRDS
Fotografia na okładce
© Love Lanner
Redakcja
MAGDALENA KĘDZIERSKA-ZAPOROWSKA
Korekta
IWONA HUCHLA
Redakcja techniczna
LOREM IPSUM
Copyright © Lars Kepler 2010
Published by agreement with Salomonsson Agency
Polish edition © Publicat S.A. MMXVIII (wydanie elektroniczne)
Wykorzystywanie e-booka niezgodne z regulaminem dystrybutora,
w tym nielegalne jego kopiowanie i rozpowszechnianie, jest zabronione.
All rights reserved
Wydanie elektroniczne 2018
ISBN 978-83-271-5838-3

jest znakiem towarowym Publicat S.A.

Publicat S.A.

61-003 Poznań, ul. Chlebowa 24

tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00

e-mail: [email protected], www.publicat.pl

Oddział we Wrocławiu

50-010 Wrocław, ul. Podwale 62

tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66

Jest pierwszy tydzień czerwca, ciepła, jasna noc. Na morzu panuje całkowita cisza. Po zatoce Jungfrufjärden w południowym archipelagu Sztokholmu dryfuje luksusowy jacht. Woda ma senny niebieskoszary odcień i faluje delikatnie niczym mgła.

Stary rybak podpływa swoją łódką i woła kilka razy, choć ma przeczucie, że nie doczeka się odpowiedzi. Obserwował ten jacht z lądu prawie przez godzinę, patrzył, jak powoli daje się nieść prądowi rufą zwrócony do przodu.

Mężczyzna steruje tak, by burtą zetknąć się z jachtem. Chowa wiosła i cumuje przy platformie kąpielowej, wspina się po metalowych schodkach i przekracza reling. Na tylnym pokładzie stoi różowy leżak. Starzec staje bez ruchu i nasłuchuje. Po chwili otwiera szklane drzwi i schodzi do salonu. Szarawa poświata wpadająca przez spore okna umieszczone nad meblami z lakierowanego teku i granatowymi sofami rozświetla wnętrze. Mężczyzna idzie dalej po stromych schodkach wyłożonych błyszczącym drewnem, mija ciemną kuchenkę oraz toaletę i wchodzi do przestronnej kabiny. Przez okienka pod sufitem sączy się blade światło i pada na szeroką, trójkątną koję. U wezgłowia siedzi młoda dziewczyna w dżinsowej kurtce. Opiera się o ścianę, nogi ma szeroko rozstawione, a dłoń wspiera na różowej poduszce. Patrzy staremu mężczyźnie prosto w oczy z wyrazem zdziwienia czy może lęku na twarzy.

Mija dłuższa chwila, zanim do starca dociera, że kobieta nie żyje.

W jej długich czarnych włosach połyskuje spinka w kształcie białego gołębia, gołąbka pokoju.

Kiedy mężczyzna podchodzi bliżej i dotyka jej policzka, głowa dziewczyny opada do przodu, a z ust wypływa na brodę wąska strużka wody.

Pojęcie „muzyka” oznacza „sztukę muz” i wywodzi się z greckiego mitu o dziewięciu muzach. Były one córkami potężnego boga Zeusa i tytanidy Mnemosyne, bóstwa pamięci. Bogini muzyki instrumentalnej, Euterpe, przedstawiana jest zazwyczaj z podwójnym fletem przyłożonym do warg, a jej imię znaczy „dająca radość”.

Muzykalność jako talent nie ma ogólnie przyjętej definicji. Niektórzy nie mają zdolności wychwytywania zmian częstotliwości dźwięków, są też tacy, którzy rodzą się z niesamowitą pamięcią muzyczną i słuchem absolutnym, co oznacza, że są w stanie podać każdy dźwięk bez jakiegokolwiek odniesienia.

W historii pojawiła się pewna liczba wyjątkowych geniuszy muzycznych, z których kilku zdobyło wielką sławę, jak na przykład Wolfgang Amadeusz Mozart, występujący na dworach Europy od szóstego roku życia, czy Ludwig van Beethoven, który stworzył wiele swych dzieł już po całkowitej utracie słuchu.

Legendarny Niccolò Paganini urodził się w 1782 roku we włoskim mieście Genua. Sam nauczył się gry na skrzypcach i komponowania muzyki. Niewielu skrzypków w historii potrafiło zagrać jego szybkie i skomplikowane utwory. Do śmierci towarzyszyła mu plotka, że swe nadzwyczajne umiejętności zawdzięcza konszachtom z diabłem.

1    PRZECZUCIE

Penelope Fernandez przebiegł po plecach dreszcz. Serce nagle zaczyna jej szybciej bić. Spogląda za siebie. Może to przeczucie czekających ją tego dnia wydarzeń?

Pomimo upału panującego w studiu Penelope czuje chłód na twarzy, wspomnienie charakteryzatorni. Zimna gąbka z fluidem na skórze i zręczne palce zdejmujące z włosów spinkę z gołąbkiem pokoju, żeby wetrzeć w nie piankę.

Penelope Fernandez jest przewodniczącą Szwedzkiego Stowarzyszenia Pokojowego i Rozjemczego. Ktoś wskazuje jej wejście do studia telewizyjnego. Penelope siada w świetle jupiterów naprzeciw Pontusa Salmana, dyrektora naczelnego fabryki broni Silencia Defence AB.

Główna prezenterka wiadomości telewizyjnych Stefanie von Sydow przechodzi do kolejnego tematu programu, spogląda w oko kamery i zaczyna opowiadać o zwolnieniach pracowników w następstwie przejęcia Aktiebolaget Bofors przez brytyjski koncern przemysłu zbrojeniowego BAE Systems Limited. Po chwili zwraca się do Penelope:

– Penelope Fernandez, w różnych debatach niejednokrotnie wypowiadała się pani bardzo krytycznie o szwedzkim eksporcie broni. Ostatnio porównała go pani z francuską aferą Angolagate. Wysoko postawieni politycy i biznesmeni zostali oskarżeni o korupcję oraz przemyt broni i skazani na długie kary więzienia... ale w Szwecji chyba nie jest tak źle?

– Można to sobie tłumaczyć dwojako – odpowiada Penelope Fernandez. – Albo u nas inaczej działają politycy, albo system prawny.

– Wie pani doskonale – wtrąca Pontus Salman – że mamy długą tradycję...

– Zgodnie ze szwedzkim prawem... – przerywa mu Penelope – ...produkcja i eksport broni są zakazane.

– Nie ma pani racji.

– Paragrafy 3. i 6. ustawy o sprzęcie wojskowym – precyzuje Penelope.

– Jednak Silencia Defence otrzymało tymczasową zgodę... – stwierdza Salman z uśmiechem.

– Tak, gdyż w przeciwnym razie mielibyśmy do czynienia z przestępstwem na wielką skalę i...

– Mamy zezwolenie – przerywa jej.

– Niech pan nie zapomina, do czego służy ten sprzęt...

– Proszę zaczekać, Penelope – powstrzymuje ją reporterka i skinieniem głowy daje znak Pontusowi Salmanowi, który gestem zasygnalizował, że jeszcze nie skończył.

– Wszelkie transakcje są kontrolowane odgórnie – wyjaśnia Salman. – Albo bezpośrednio przez rząd, albo przez Inspektorat Produktów Strategicznych, o ile pani słyszała o takich organach.

– Francja także ma takie urzędy – oponuje Penelope. – A jednak broń o wartości ośmiu miliardów koron trafiła do Angoli mimo embarga ONZ, mimo obowiązującego zakazu...

– Teraz mówimy o Szwecji.

– Rozumiem, że ludzie nie chcą stracić pracy, ale chciałabym usłyszeć, jak uzasadni pan eksport ogromnej ilości amunicji do Kenii? To kraj, który...

– Nie może nam pani nic zarzucić – przerywa jej Salman. – Nawet najmniejszego uchybienia.

– Niestety nie mogę...

– Czy ma pani konkretne zarzuty? – przerywa jej Stefanie von Sydow.

– Nie – odpowiada Penelope Fernandez, spuszczając wzrok. – Ale...

– W takim razie przeprosiny byłyby na miejscu – stwierdza Pontus Salman.

Penelope patrzy mu w oczy, czuje narastające złość i frustrację, ale zmusza się do milczenia. Pontus Salman uśmiecha się z politowaniem i zaczyna opowiadać o fabryce w Trollhättan. Po tym, jak Silencia Defence otrzymało zezwolenie na rozpoczęcie produkcji, utworzono dwieście dodatkowych miejsc pracy. Wyjaśnia, jakie znaczenie miało tymczasowe zezwolenie IPS i na jakim etapie znajduje się produkcja. Rozwodzi się nad tym szeroko i w końcu nie wystarcza czasu dla jego rozmówczyni.

Penelope słucha i wypiera z serca niebezpieczną dumę. Myśli o tym, że już za chwilę wejdzie z Björnem na pokład jego jachtu. Pościelą trójkątną koję w części dziobowej, napełnią lodówkę i zamrażarkę. Oczyma duszy widzi połyskujące szronem kieliszki, marynowane śledzie, śledzie w musztardzie, matiasy, młode ziemniaczki, jajka na twardo i chrupkie pieczywo. Nakryją na rufie, zakotwiczą przy małej wysepce w archipelagu i godzinami będą siedzieć i jeść w promieniach zachodzącego słońca.

Penelope Fernandez wychodzi z budynku telewizji i rusza w kierunku Valhallavägen. Prawie dwie godziny czekała na kolejną dyskusję w innym porannym programie, pojawił się jednak producent i powiedział, że musieli ją skreślić, żeby zmieścić pięć szybkich sposobów na płaski brzuch na lato.

W oddali dostrzega kolorowe namioty Cirkus Maximus w dzielnicy Gärdet. Opiekun polewa dwa słonie z węża ogrodowego. Jeden ze słoni unosi w górę trąbę i łapie strumień wody prosto do pyska.

Penelope ma dopiero dwadzieścia cztery lata, czarne kręcone włosy sięgają jej do połowy pleców. Na szyi połyskuje krótki srebrny łańcuszek z krzyżykiem z konfirmacji. Jej cera ma jedwabisty złotawy odcień. Jak oliwa albo miód, tak określił ją kiedyś w zadaniu domowym kolega z gimnazjum. Mieli opisać siebie nawzajem. Duże, poważne oczy. Nieraz już słyszała, że jest uderzająco podobna do gwiazdy filmowej Sophii Loren.

Penelope wyjmuje telefon i dzwoni do Björna, żeby powiedzieć mu, że już idzie, że pojedzie metrem z Karlaplan.

– Penny? Stało się coś? – pyta chłopak nieco zaniepokojony.

– Nie, a co?

– Wszystko gotowe, nagrałem ci się na pocztę, brakuje tylko ciebie.

– Nic nas chyba nie goni?

Kiedy Penelope stoi na stromych i długich schodach ruchomych prowadzących na peron metra, jej serce zaczyna bić mocniej, ogarnia ją nieprzyjemne uczucie, zaciska powieki. Schody suną głębiej pod ziemię, zwężają się, powietrze robi się chłodniejsze.

Penelope Fernandez pochodzi z La Libertad, jednego z największych departamentów Salwadoru. Jej matka Claudia Fernandez została uwięziona w czasie wojny domowej i Penelope urodziła się w celi. Przy porodzie pomagało piętnaście innych internowanych kobiet. Claudia była lekarzem, udzielała się w kampaniach informacyjnych dla ludności. Przyczyną jej schwytania i osadzenia w osławionym więzieniu była walka o prawo do zakładania związków zawodowych Indian.

Dopiero na peronie metra Penelope otwiera oczy. Uczucie zamknięcia zniknęło. Znów myśli o Björnie czekającym na nią przy jachtklubie na Långholmen. Penelope uwielbia kąpać się nago przy łodzi, wskakiwać na główkę do wody, nie widzieć nic prócz morza i nieba.

Pociąg metra pędzi naprzód, promienie słońca przebijają się przez szyby, kiedy wagony opuszczają tunel i wjeżdżają na stację Gamla stan.

Penelope Fernandez nienawidzi wojny, przemocy i broni. To ją zawsze napędzało i w końcu doprowadziło do egzaminu magisterskiego z nauk politycznych, a potem do dalszych studiów w Instytucie Badań nad Pokojem i Konfliktami. Pracowała dla francuskiej organizacji Action Contre la Faim w Darfurze razem z Jane Oduyą. Była autorką głośnego artykułu w „Dagens Nyheter” o kobietach z obozów dla uchodźców i ich próbach powrotu do codzienności po każdym akcie przemocy. Przed dwoma laty zastąpiła Fridę Blom na stanowisku przewodniczącej Szwedzkiego Stowarzyszenia Pokojowego i Rozjemczego.

Penelope wysiada przy Hornstull i wychodzi na zalaną słońcem ulicę. Nagle czuje niewytłumaczalny niepokój i rusza biegiem w dół Pålsundsbacken na nadbrzeżną Söder Mälarstrand, szybkim krokiem przechodzi przez most na wyspę Långholmen i dalej w lewo, w stronę przystani. W nieruchomym powietrzu kurz z szutrowej ścieżki unosi się niczym mgiełka.

Łódź Björna stoi w cieniu zaraz pod mostem Västerbron, światło odbijające się od fal tworzy drgającą siatkę promieni na pomalowanych na szaro stalowych prętach.

Zauważa go na rufie, ma kowbojski kapelusz na głowie. Chłopak stoi nieruchomo, skulony, obejmując się ramionami.

Penelope wkłada do ust dwa palce i gwiżdże zawadiacko. Björn wzdryga się, na jego twarzy maluje się przerażenie. Zerka na drogę i zauważa Penelope.

Jego oczy wciąż są pełne lęku, kiedy podchodzi do trapu.

– Co jest? – pyta Penelope, schodząc po schodkach w stronę kei przy pomoście.

– Nic – odpowiada Björn, poprawia kapelusz i próbuje się uśmiechnąć.

Przytulają się do siebie, a Penelope czuje, że chłopak ma lodowate dłonie i koszulę mokrą na plecach.

– Jesteś cały spocony.

Björn ucieka wzrokiem.

– Spieszyłem się.

– Wziąłeś moją torbę?

Björn kiwa głową i macha ręką w stronę kajuty. Jacht lekko się huśta pod jej krokami, czuć zapach rozgrzanego słońcem plastiku i lakierowanego drewna.

– Halo? – woła dziewczyna. – Gdzie odpłynąłeś?

Jego włosy o barwie słomy sterczą we wszystkich kierunkach, splątane w krótkie dredy. Jasne niebieskie oczy patrzą dziecinnie, z uśmiechem.

– Tu jestem – mówi, spuszczając wzrok.

– O czym tak ciągle myślisz?

– O tym, że będziemy razem – odpowiada, obejmując jej talię. – O seksie na łonie natury.

Muska ustami jej włosy.

– Na to liczysz, co? – szepcze Penelope.

– Tak.

Dziewczyna śmieje się z jego szczerej odpowiedzi.

– Większość... przynajmniej kobiet, uważa raczej, że to trochę przereklamowane – stwierdza. – Leżeć na ziemi wśród mrówek, kamieni i...

– To jak pływanie nago – upiera się Björn.

– Będziesz musiał spróbować mnie przekonać – dodaje zaczepnie Penelope.

– Zrobię to.

– Jak? – Dziewczyna się śmieje. W tej samej chwili w jej torebce dzwoni telefon.

Björn wygląda, jakby sygnał komórki go zmroził. Krew odpływa mu z twarzy. Penelope spogląda na wyświetlacz i widzi, że to jej siostra.

– To Viola – rzuca szybko i odbiera. – Hola, siostro.

Słychać klakson samochodu i gniewny okrzyk Violi.

– Pieprzony świr – mruczy do słuchawki.

– Co się dzieje?

– To koniec. Zerwałam z Siergiejem.

– Znowu? – pyta Penelope.

– Tak – potwierdza cicho Viola.

– Przepraszam. Wiem, że masz doła.

– Nie jest tak źle, ale... Mama mówiła, że wypływacie łódką, i pomyślałam... chętnie bym się z wami zabrała, jeśli mi pozwolicie.

Zapada milczenie.

– Z nami... – powtarza Penelope i słyszy brak entuzjazmu w swoim głosie. – Potrzebujemy z Björnem trochę czasu dla siebie, ale...

2    PRZEŚLADOWCA

Penelope stoi w sterówce w przewiewnym błękitnym sarongu wokół bioder i białym staniku od bikini z pacyfą wyszytą na prawej piersi. Promienie padają na nią przez szybę. Ostrożnie okrąża latarnię w Kungshamn i wpływa w wąską cieśninę.

Jej młodsza siostra Viola podnosi się z różowego leżaka na rufie. Przez ostatnią godzinę siedziała w kapeluszu Björna na głowie i w odblaskowych okularach, leniwie paląc jointa.

Pięciokrotnie niedbale próbuje podnieść zapałki palcami u stóp, w końcu się poddaje. Penelope nie może powstrzymać uśmiechu. Viola wchodzi przez szklane drzwi saloniku i pyta, czy ma przejąć ster.

– Jak nie, to zejdę po margaritę – mówi, idąc w stronę schodów.

Na dziobie, na rozłożonym ręczniku kąpielowym, leży Björn z Metamorfozami Owidiusza w roli poduszki.

Penelope zauważa, że na zaczepie barierki koło jego stóp pojawiła się rdza. Björn dostał jacht od ojca na dwudzieste urodziny, ale nie stać go na jego utrzymanie. To jedyny prezent, jaki kiedykolwiek od niego otrzymał, poza podróżą. Na swoją pięćdziesiątkę tata zaprosił Björna i Penelope do jednego ze swych najokazalszych pięciogwiazdkowych hoteli, Kamaya Resort na wschodnim wybrzeżu Kenii. Penelope wytrzymała dwa dni, a potem pojechała do obozu uchodźców w Kubbum w Darfurze, na południu Sudanu, gdzie działała francuska organizacja Action Contre la Faim.

Penelope zwalnia z ośmiu do pięciu węzłów, kiedy zbliżają się do mostu Skurusundsbron. Odgłosy samochodów nie docierają tu z góry. W chwili, w której wpływają na zacienioną wodę, zauważa ponton przy betonowej podporze. To łódka, której używają wojskowe jednostki straży wybrzeża. Motorówka RIB z kadłubem z włókna szklanego i bardzo mocnymi silnikami.

Penelope już prawie minęła most, kiedy odkrywa, że w łodzi ktoś jest. Mężczyzna, przykucnięty w ciemności, tyłem do niej. Nie wie dlaczego, ale na jego widok puls jej przyspiesza. Jest coś takiego w jego postawie i czarnym ubraniu. Ma wrażenie, że mężczyzna ją obserwuje, chociaż jest odwrócony plecami.

Kiedy wypływa z cienia, czuje, jak jej ciałem wstrząsa dreszcz, a na ramionach jeszcze przez dłuższą chwilę ma gęsią skórkę.

Przyspiesza do piętnastu węzłów zaraz za Duvnäs. Oba silniki grzmią, woda za rufą się pieni, a łódź rozpędza się na gładkiej powierzchni morza.

Dzwoni komórka. Na wyświetlaczu pojawia się numer mamy. Może widziała debatę w telewizji? Przez głowę Penelope przelatuje myśl, że mama chce ją pochwalić, bo dobrze wypadła, ale to tylko mrzonki.

– Cześć, mamo – odbiera.

– Ooo...

– Co się dzieje?

– Plecy... Wybieram się do naprapaty – wyjaśnia Claudia. W tle słychać szum, jakby nalewała z kranu wodę do szklanki. – Chciałam tylko spytać, czy dzwoniła do ciebie Viola.

– Jest z nami na jachcie – odpowiada Penelope, słysząc, jak matka pije wodę.

– Jest z wami, to świetnie... pomyślałam, że to jej dobrze zrobi.

– To jej na pewno dobrze zrobi – mówi zduszonym głosem Penelope.

– Co będziecie jeść?

– Na dziś mamy śledzie, ziemniaki, jajka...

– Viola nie lubi śledzi.

– Mamo, zadzwoniła do mnie dopiero...

– Wiem, że nie spodziewałaś się, iż z wami popłynie – przerywa jej Claudia. – Właśnie dlatego pytam.

– Zrobiłam trochę pulpetów – wyjaśnia cierpliwie Penelope.

– Wystarczy dla wszystkich?

– Czy wystarczy? Zależy...

Penelope milknie, wpatrując się w połyskującą wodę.

– Ja mogę nie jeść – mówi spokojnie.

– Gdyby miało nie wystarczyć... – wtrąca mama. – Tylko to mam na myśli.

– Tak, wiem – potwierdza cicho Penelope.

– Mam się teraz nad tobą użalać? – pyta Claudia, starając się ukryć poirytowanie.

– Chodzi tylko o to, że... Viola jest dorosła i...

– Zawiodłam się na tobie.

– Przepraszam.

– Ty jadasz moje pulpeciki na Boże Narodzenie i Świętego Jana, i...

– Wcale nie muszę – mówi szybko Penelope.

– Świetnie – rzuca Claudia. – Niech tak będzie.

– Chodziło mi tylko o to, że...

– Masz nie przyjeżdżać na Świętego Jana – przerywa matka ze wzburzeniem.

– Ale mamo, czemu musisz...

Odpowiada jej sygnał przerwanego połączenia. Penelope milknie i czuje narastającą frustrację, zerka na wyświetlacz i wyłącza telefon.

Łódź sunie powoli po zielonym odbiciu zboczy wysp. Skrzypią schody i po chwili z pentry wyłania się Viola z kieliszkiem margarity w ręku.

– To była mama?

– Tak.

– Boi się, że nie dostanę nic do jedzenia? – pyta z uśmiechem Viola.

– Jest co jeść – odpowiada Penelope.

– Mama nie wierzy, że umiem sama o siebie zadbać.

– Po prostu się niepokoi.

– Dam sobie radę.

Viola kosztuje drinka i spogląda przez szybę.

– Widziałam debatę w telewizji.

– Dziś rano? Z Pontusem Salmanem?

– Nie, to było... w zeszłym tygodniu. Rozmawiałaś z jakimś aroganckim gościem, który... ładnie się nazywał i...

– Palmcrona – wtrąca Penelope.

– Właśnie, Palmcrona...

– Wściekłam się, zrobiłam się czerwona, w oczach stanęły mi łzy, chciałam recytować Masters of War Boba Dylana albo po prostu wybiec, trzaskając drzwiami.

Viola przygląda się siostrze, kiedy ta staje na palcach i otwiera okienko w dachu.

– Nie wiedziałam, że golisz się pod pachami – rzuca z uśmiechem.

– Nie, ale tak często się teraz pokazuję w mediach, że...

– Próżność zwyciężyła – żartuje Viola.

– Bałam się, że mnie uznają za przemądrzałą i przestaną słuchać z powodu głupich włosów pod pachami.

– A jak tam z bikini?

– Tak sobie...

Penelope unosi trochę sarong i Viola wybucha śmiechem.

– Björnowi się podoba – uśmiecha się Penelope.

– On niech się lepiej nie odzywa z tymi swoimi dredami.

– Ale ty za to golisz się tam gdzie trzeba – rzuca surowo Penelope. – Dla tych twoich żonatych facetów i umięśnionych debili, i...

– Wiem, że mam problem z oceną sytuacji – przerywa jej Viola.

– Ale tylko w tej kwestii.

– Jeszcze nigdy niczego nie zrobiłam porządnie.

– Powinnaś tylko poprawić stopnie i...

Viola wzrusza ramionami.

– Napisałam egzamin kwalifikacyjny.

Przecinają miękko przejrzystą taflę wody, mewy podążają ich śladem, szybując wysoko.

– Jak poszło? – pyta w końcu Penelope.

– Moim zdaniem było łatwe – odpowiada Viola, zlizując sól z brzegu kieliszka.

– Więc poszło dobrze – uśmiecha się siostra.

Viola kiwa głową i odstawia drinka.

– Jak dobrze? – pyta Penelope i daje jej kuksańca w bok.

– Maksymalna liczba punktów – odpowiada Viola, nie podnosząc wzroku.

Penelope wydaje okrzyk radości i mocno obejmuje siostrę.

– Rozumiesz, co to znaczy?! – woła z entuzjazmem. – Możesz studiować, co tylko zechcesz, na każdym uniwersytecie, możesz wybierać. Ekonomia, medycyna, dziennikarstwo...

Viola śmieje się, rumieni, Penelope znowu rzuca się jej na szyję, strącając przy tym kapelusz. Głaszcze młodszą siostrę po głowie, poprawia jej włosy, jak wtedy, kiedy były małe, i zdejmuje spinkę z gołąbkiem pokoju, żeby przypiąć ją Violi. Przygląda się jej i uśmiecha z zadowoleniem.

3    PORZUCONA ŁÓDŹ NA JUNGFRUFJÄRDEN

Dziób jachtu jak nóż przecina gładką powierzchnię wody, która poddaje się z monotonnym chlupotem. Nabiera prędkości. Wysokie fale przyboju uderzają o brzeg. Jacht przeskakuje przez załamujące się fale, uderza o taflę wody, która rozpryskuje się wokół. Penelope steruje na otwarte wody, silniki grzmią. Dziób się unosi, spieniona woda rozdziela się za rufą.

– Zwariowałaś, Madicken! – woła Viola, wyplątując spinkę z włosów, tak jak w dzieciństwie, gdy ktoś kończył ją czesać.

Björn budzi się, kiedy cumują przy Gåsö. Kupują lody i zatrzymują się na filiżankę kawy. Viola chce pograć w minigolfa, więc wyruszają dopiero późnym popołudniem.

Za lewą burtą rozpościera się zatoka podobna do kamiennej podłogi gigantycznych rozmiarów.

Plan jest taki, że dopłyną do Kastskär, podłużnej, niezamieszkanej wysepki zwężającej się pośrodku. Na południowej stronie jest mała zielona zatoczka, gdzie zarzucą kotwicę, a potem będą pływać, grillować i tam też zanocują.

– Idę się na chwilkę położyć – mówi Viola, ziewając.

– Idź. – Penelope uśmiecha się.

Viola schodzi po schodkach, a Penelope patrzy przed siebie. Zmniejsza prędkość, nie spuszczając z oczu echosondy ostrzegającej przed rafami ciągnącymi się w stronę Kastskär. Głębokość gwałtownie spada z czterdziestu do pięciu metrów.

Björn wchodzi do sterówki i całuje Penelope w kark.

– Mam już zacząć z jedzeniem? – pyta.

– Viola chce się godzinkę przespać.

– Mówisz jak twoja mama – komentuje chłopak. – Dzwoniła już?

– Tak.

– Żeby sprawdzić, czy Viola się z nami zabrała?

– Tak.

– Pokłóciłyście się?

Dziewczyna potrząsa głową.

– Co jest? Jesteś smutna?

– Nie, tylko że mama...

– Co?

Penelope ociera z uśmiechem łzy.

– Mam nie przyjeżdżać na Świętego Jana – wyjaśnia.

Björn przytula ją.

– Olej ją.

– Wiem.

Powoli, ostrożnie Penelope manewruje w głąb zatoczki. Silniki pracują cicho. Jacht jest tak blisko brzegu, że dziewczyna czuje zapach rozgrzanej roślinności.

Zarzucają kotwicę, podchodzą do skał, Björn wyskakuje na ląd i cumuje do drzewa.

Ziemię porasta mech. Björn stoi, przyglądając się Penelope. Zgrzyta winda kotwiczna, w koronach drzew poruszają się ptaki.

Penelope wkłada spodnie od dresu oraz białe adidasy i przeskakuje na brzeg, chwytając wyciągniętą rękę Björna. Chłopak obejmuje ją.

– Obejrzymy wyspę?

– Czy nie miałeś mnie do czegoś przekonać? – pyta z ociąganiem Penelope.

– Plusy swobodnego korzystania z przyrody – odpowiada chłopak.

Dziewczyna kiwa głową z uśmiechem. Björn odsuwa jej włosy i gładzi delikatnie wysokie kości policzkowe i grube czarne brwi.

– Jak możesz być tak piękna?

Całuje ją lekko w usta i rusza w stronę lasku.

Pośrodku wyspy znajduje się polanka porośnięta kępami wysokiej trawy. Motyle i małe trzmiele przelatują między kwiatami. W słońcu jest gorąco, a wśród drzew, po północnej stronie wyspy, migocze woda. Stoją bez ruchu, wahają się, patrzą na siebie z uśmiechem, poważnieją.

– A jak ktoś przyjdzie? – pyta Penelope.

– Na tej wyspie jesteśmy tylko my.

– Na pewno?

– Ile jest wysp w Archipelagu Sztokholmskim? Trzydzieści tysięcy? Albo więcej – mówi Björn.

Penelope zdejmuje stanik, buty, zsuwa dół od kostiumu razem ze spodniami i staje naga w trawie. Pierwsze uczucie skrępowania zastępuje niemal natychmiast czysta radość. Myśli, że faktycznie jest w tym coś bardzo podniecającego, morskie powietrze na skórze, ciepło promieniujące od rozgrzanej ziemi.

Björn przygląda jej się, mruczy, że wprawdzie nie jest seksistą, ale musi sobie jeszcze popatrzeć. Dziewczyna jest wysoka, ma muskularne, a jednocześnie miękko zaokrąglone ramiona. Szczupła talia i mocne uda upodobniają ją do jakiejś antycznej bogini.

[...]