Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Mroczny kryminał rozgrywający się w fascynujących latach 30. na niemieckim Pomorzu.
Miastem Marienwerder (Kwidzyn) wstrząsają krwawe morderstwa, których ofiarą padają księża z parafii sąsiadującej z katedrą i zamkiem krzyżackim. Tropy wiodą także do zamku w Marienburgu (Malborku). Autor kreuje niezwykły świat, zaludniony przez fałszywych chrześcijan, piękne kobiety z przeszłości, samobójców, fanatycznych nacjonalistów i członków tajemnego bractwa, rojącego o odbudowie wielkiej Rzeszy. Akcja schodzi – dosłownie i w przenośni – do podziemi, ukrytych korytarzy i krypt krzyżackich zamczysk, w których zatrzymał się czas.
Prowadzący dochodzenie radca kryminalny Christian Abell, zmierzyć się musi nie tylko z wyrachowanym mordercą, ale także z własną przeszłością, wiążącą go z rodzinnym miastem. Pełne napięcia śledztwo się komplikuje. Nic nie jest oczywiste, kolejne hipotezy prowadzą donikąd. Nobliwe miasteczko okazuje się swoistym kretowiskiem, skrzętnie skrywającym ponure tajemnice. Celem mordercy wkrótce staje się sam Abell.
Stawka jest jednak o wiele większa, niż życie policjanta. Rozwiązanie zagadki wymaga rozwikłania tajemnic z dalekiej przeszłości, która wciąż wpływa na los współczesnych…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 395
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Ta książka jest fikcją literacką i wytworem wyobraźni autora. Wszelkie podobieństwo do realnych osób i zdarzeń jest niezamierzone i całkowicie przypadkowe. Autor, korzystając ze swojej licentia poetica, starał się oddać realia opisywanych miejsc, ale tylko w takim zakresie, na jaki pozwalała fabuła powieści.
Moim wnukom,
Powiedz, gdzie jest Salomon, tak niegdyś wspaniały? I gdzie jest Samson, niezwyciężony wódz? Jacopone da Todi
My przecież – sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki...
1.
Chłopiec upadł z jękiem po kolejnym ciosie. Musieli mu złamać nogę. Miał wrażenie, że unosi się w powietrze, ponad ziemię, i widzi z góry swoją nienaturalnie skręconą kończynę, leżącą obok bezwładnego ciała. Jego własnego ciała. Słodka krew spływała mu po zmasakrowanej twarzy i zbierała się w kącikach ust. Było jej tak dużo, że gdyby leżał na wznak, zapewne by się zaczął dławić. Zmierzch zamazywał kontury napastników. Wiedział tylko, że było ich dwóch. Bili go metodycznie, na przemian, niezmordowanie. Milczeli. Nie usłyszał ani jednego wypowiedzianego przez nich słowa, tak jakby nie był tego wart.
Wyższy, o długich łapach, podwijał właśnie rękawy, pewnie z troski o mankiety białej koszuli. Zanim chłopiec zarejestrował, co robi drugi prześladowca, przeraźliwy ból rozdarł mu klatkę piersiową.
Zbir z bojowym, chrapliwym okrzykiem skoczył mu na piersi – jego ciężkie buciory miażdżyły mu żebra. Matko, to jeszcze nie koniec?! Przeszywający ból sprawił, że na chwilę stracił świadomość.
Gdy ją odzyskał, panowała cisza. Miał wrażenie, że przeżywa jakiś koszmarny sen, który nigdy nie mógłby ziścić się na jawie. Jak to możliwe, że w ciągu kilku sekund wszystko zmienia się tak diametralnie? I może już bezpowrotnie. Czuł, że życie wycieka z niego jak woda z rozbitego dzbana. Ostatnia rzecz, jaką zapamiętał przed tym koszmarem, to były czyjeś kroki za jego plecami i nagły ból w potylicy. Śledzili go? Kto? Nie widział na jedno oko. Kątem drugiego zauważył rozmyty kształt krzyża, a jednocześnie wyczuł przegniły zapach chryzantem. I wtedy usłyszał szmer. Oni nadal tu byli. Paniczny lęk ścisnął mu serce. Poczuł ciepłą strużkę moczu rozlewającą się po spodniach.
Ktoś pochylił się nad nim, widział tylko białka jego oczu połyskujące w ciemności. Najpierw ten ktoś poczęstował go pancerną pięścią, co sprawiło, że przestał widzieć na drugie oko. Potem, nachylając się nad nim, wychrypiał mu coś do ucha, sprawdził, że Daniel zrozumiał, a następnie uderzył go pięścią jeszcze raz. Chłopiec, zanim spadł w otchłań, poczuł jeszcze zimne ostrze noża, wycinające mu na czole jakieś dziwne znaki na pożegnanie.
2.
Grafitowy adler sforsował ostatni koci łeb na zakręcie, wywołując mimowolne westchnienie siedzących w środku mężczyzn i z metalicznym zgrzytem zatrzymał się przed wejściem do katedry. Stojący przy drzwiach policjant zasalutował na ich widok.
Radca kryminalny Christian Abell przez chwilę lustrował kamienne, poczerniałe od upływu czasu, odrzwia świątyni. Pamiętał jak przez mgłę jej ceglaną nawę, zapach średniowiecznej stęchlizny i dziwną figurę przed ołtarzem głównym. Świętej Elżbiety, może świętej Katarzyny? Potrząsnął obolałą głową, na próżno usiłując wydobyć z pamięci strzępki wspomnień.
– Witam, panie radco – dobiegł go głos od frontu. – Czyżby nie bywał pan zbyt częstym gościem w świątyni Pana?
Radca spojrzał w tę stronę i zobaczył utkwione w nim przenikliwe spojrzenie wysokiego chudego starca w czarnej sutannie. W świetle poranka jej wyświechtane rękawy lśniły niczym futro popielicy.
– Czekałem na pana. To straszne, co się zdarzyło... – Starzec urwał. – Jestem Rudolf Hoeness, proboszcz katedry pod wezwaniem Świętego Jana Ewangelisty‹I›.
– Radca kryminalny Christian Abell, z Prezydium Policji w Marienwerder, ksiądz zresztą wie, kim jestem. A to moi współpracownicy: wachmistrz Kukulka, lekarz sądowy Hecht i fotograf. Nie traćmy czasu.
Duchowny skinął w milczeniu głową i wskazując zapraszającym gestem na drzwi, poprowadził ich do wnętrza świątyni.
Kwidzyńska katedra pogrążona była jeszcze w półmroku. Pierwsze promienie słońca z trudem przedzierały się przez witrażowe okna, nieśmiało budząc zatopione w ciemności kształty, rzeźbione epitafia, konfesjonały i kontury biskupich tronów ustawionych pod ścianami. Długa na kilkadziesiąt metrów nawa wiodła ku ołtarzowi. Barokowy tryptyk przedstawiał scenę ukrzyżowania. Nozdrza Abella natychmiast wychwyciły uśpiony, a jednak zakodowany w nim zapach, który wiązał go z przeszłością i z tym miejscem: woń starych murów, gnijących papierów, kurzu i mysich odchodów.
Hoeness poprowadził ich wzdłuż głównej nawy, do bocznych drzwi, za którymi rozpoczęły się kręte schodki wiodące na dzwonnicę. Policjanci ostrożnie wspinali się po stopniach z wygładzonego przez wieki kamienia. Po kilkunastu minutach stanęli na górze. Panował tu przenikliwy ziąb.
– Ciało brata Gerharda jest z tyłu, na mniejszym dzwonie. – Hoeness prawie niedostrzegalnym gestem wskazał im kierunek i spuścił oczy.
Abell obszedł powoli szyb dzwonnicy, obrzucając czujnie spojrzeniem wiszącego kolosa z wyrytym napisem: Semper fidelis[1], Fusa a. Gebr.Ulrich Apoldae (Thur) a. 1928. O mało nie potknął się o zwój grubych sznurów leżących na podłodze z nieheblowanych desek. Dzwon mniejszy stał obok, nakryty szarym płótnem. Radca dał znak Kukulce, a ten jednym szarpnięciem zerwał tkaninę.
Policjant nie potrafił ukryć szoku na widok nagich zwłok, rozciągniętych na dzwonie. Przypominały dekoracyjny relief, ściśle oplatający cały spiż. Rozpostarte wyłamane ręce, powiązane w nadgarstkach grubym sznurem, obejmowały górną część dzwonu. Jeszcze szerzej rozwarte nogi otaczały dzwon u nasady. Nienaturalnie wygięte ciało, białe teraz i bezbronne, podtrzymywało zmiażdżoną głowę trupa. Najgorzej wyglądała zmasakrowana skroń. W jej czeluści, ciemnej od zakrzepłej krwi, zastygły skrawki skóry, odłamki białawych kości, poszarpane tkanki i cebulki wyrwanych włosów. Z zamkniętych na zawsze oczu wypływały blade strużki wydzieliny, tak jakby krew łączyła się z ciągle płynącymi łzami. Abell skinął na fotografa. Po chwili nagłe błyski zaczęły rozdzierać szarość poranka.
– Ktoś zadał sobie wiele trudu, panie radco, aby zmienić facjatę tego nieszczęśnika w gdański pasztet – powiedział wachmistrz Kukulka, na znak radcy podając mu gumowe rękawiczki.
Abell sięgnął do kieszeni po pęsetę, przez chwilę uważnie przyglądał się czeluści ust, po czym precyzyjnym ruchem wyjął z nich zwinięty papierek.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
1 Łac.: Zawsze wierny.
I Kwidzyńską katedrę, trójnawową, murowaną z cegły, wzniesiono w latach 1310-1360 na planie wydłużonego prostokąta. Jest to jeden największych obiektów sakralnych na Pomezanii. Przy południowym portalu znajduje się kruchta wykonana w stylu romańsko-gotyckim z gotlandzkiego kamienia wapiennego – pozostałość wcześniejszej świątyni. Patronami katedry są Najświętsza Maria Panna oraz św. Jan Ewangelista, którego wizerunek widnieje na mozaice umieszczonej nad południowym wejściem do świątyni. Mozaikę ufundował najprawdopodobniej biskup Jan Monch w 1380 r. Malowidła pod oknami naw bocznych tworzą cykl 24 scen z życia Jezusa i Maryi oraz innych świętych (m.in. Kuszenie Chrystusa, Zaśnięcie Maryi, wizerunki św. Jana Ewangelisty, św. Krzysztofa, św. Mikołaja, świętych Kosmy i Damiana). Malowidła o dużej wartości znajdują się też na chórze wschodnim. Są to 22 freski wykonane około 1520 r. Przedstawiają trzech wielkich mistrzów krzyżackich, Marię z Dzieciątkiem, św. Jana i siedemnastu biskupów pomezańskich.
W rzeczywistości do 1945 roku katedra pozostawała w rękach gminy protestanckiej. Katolicy należeli do parafii Świętej Trójcy, w innym miejscu miasta.
RedakcjaRafał Bielski
KorektaKamil Maliszewski
Projekt graficzny okładkiMariusz Banachowicz
Zdjęcie wykorzystane na okładce© Dm_Cherry/Shutterstock
Skład i łamanieAgnieszka Kielak
© Copyright by Skarpa Warszawska, Warszawa 2020 © Copyright by Krzysztof Bochus Warszawa 2020
Wydanie pierwsze ISBN: 978-83-66195-82-0
Wydawca Agencja Wydawniczo-Reklamowa Skarpa Warszawska Sp. z o.o. ul. Borowskiego 2 lok. 24 03-475 Warszawa tel. 22 416 15 81 [email protected]
Dystrybutor Dressler Dublin sp. z o.o. ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Mazowiecki tel. (+ 48 22) 733 50 31/32 e-mail: [email protected] www.dressler.com.pl