Czwarty - Robert Baer - ebook + audiobook + książka

Czwarty ebook

Baer Robert

4,1

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Czwarty

Robert Baer

Autor bestsellerów „The New York Times”

Kim był najgroźniejszy rosyjski szpieg w CIA?

Niezwykła i dotąd nieznana historia ekscytującego polowania na szpiega KGB w najwyższych kręgach CIA.

Gdyby nie ta historia, być może Władimir Putin nigdy nie doszedłby do władzy. Zimna wojna dobiegała końca, kiedy amerykański wywiad zdemaskował trzech znanych rosyjskich szpiegów: Aldricha Amesa, Edwarda Lee Howarda i Roberta Hanssena. Jednak w kuluarach od dawna krążyły plotki o innym krecie, być może bardziej szkodliwym niż ci trzej razem wzięci, często określanym jako Czwarty Człowiek. Czy to największy zdrajca w historii Ameryki, czy też rosyjski podstęp, by rozerwać CIA na strzępy? Agencja wszczyna nowe śledztwo, aby się upewnić, że w jej szeregach nie ma kolejnego zdrajcy. Tylko garstka ludzi wie o dochodzeniu prowadzonym przez trzy kobiety z olbrzymim doświadczeniem w kontrwywiadzie. Niezwykła determinacja doprowadza je do szokującego odkrycia, które ma dramatyczne konsekwencje dla amerykańskiego bezpieczeństwa.

Historia o grze w kotka i myszkę godna pióra Johna le Carrégo.

Robert Baer

Były oficer prowadzący CIA, przydzielany głównie do spraw dotyczących Bliskiego Wschodu. Podanie do Dyrektoriatu Operacyjnego CIA złożył dla żartu. Zna osiem języków. Otrzymał CIA Career Intelligence Medal. Jest częstym komentatorem zagadnień związanych ze szpiegostwem, stosunkami międzynarodowymi i z polityką zagraniczną USA. Był narratorem serialu telewizyjnego Polowanie na Hitlera. Felietonista „The Time”, współpracował też z „Vanity Fair”, „The Wall Street Journal” i „The Washington Post”. Analityk wywiadu i bezpieczeństwa w CNN. Jego książka See No Evil posłużyła jako inspiracja do filmu Syriana z George’em Clooneyem w roli Baera.

Fragment Kilku innych agentów zdradzonych przez Amesa obracało się w tych samych kręgach KGB co Władimir Putin, o którym CIA nie wiedziało dosłownie nic, zanim przejął władzę w 1999 roku. Gdyby nie Ames, istniałaby całkiem spora szansa, że byliby w stanie zaalarmować CIA o intrygach Putina w celu przejęcia władzy i zrealizowania swoich zamiarów jako nowy car Rosji. Na przykład jeden z agentów, których zdradził Ames, pracował w akademii KGB, gdzie mógłby uzyskać dostęp do teczki Putina bądź wypytać osoby z jego kręgu o szczegóły jego drogi do władzy. Stany Zjednoczone być może nigdy nie byłyby w stanie powstrzymać wzrostu potęgi Putina, ale informacje z drugiej ręki o jego charakterze i wizji pomogłyby przynajmniej przygotować się na to, co miało nadejść.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 337

Oceny
4,1 (9 ocen)
4
3
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Grzegorz139

Dobrze spędzony czas

Ciekawa pozycja opisująca mechanizmy działania CIA
00
SlawekPluta

Nie oderwiesz się od lektury

Popularność




Od autora

Od autora

W 1991 roku KGB zostało roz­bite na kilka agen­cji1. Przede wszyst­kim jego struk­tura zaj­mu­jąca się wywia­dem zagra­nicz­nym została oddzie­lona od kontr­wy­wia­dow­czej. Dla uprosz­cze­nia jed­nak w odnie­sie­niu do poszcze­gól­nych insty­tu­cji, które powstały z roz­padu KGB, posłu­guję się nazwą KGB, jak robi to wielu Rosjan. Samo KGB to spo­sób myśle­nia, nie tylko orga­ni­za­cja. Ponadto w swo­jej opo­wie­ści naprze­mien­nie uży­wam okre­śleń „Rosja­nie” i „Sowieci”, gdyż histo­ria wyda­rzeń zwią­za­nych z upad­kiem ZSRR roz­cią­gnięta jest w cza­sie. Sta­ra­łem się rów­nież uni­kać biu­ro­kra­tycz­nego języka, jaki zwy­kle cechuje książki szpie­gow­skie. Jeśli zaś cho­dzi o odnie­sie­nia, nie­zbędne w upo­rząd­ko­wa­niu fak­tów i dat oka­zały się dwie pozy­cje książ­kowe na temat KGB i ame­ry­kań­skich polo­wań na tzw. kre­tów: The Main Enemy Milta Bear­dena i Jima Risena oraz Circle of Tre­ason Sandy Gri­mes i Jeanne Ver­te­feu­ille. Nato­miast o moich źró­dłach powiem tyle, że więk­szość pro­siła o ano­ni­mo­wość, przede wszyst­kim ze względu na fakt, że śledz­two doty­czące dzia­łal­no­ści szpie­gow­skiej Czwar­tego jest na­dal w toku. Usi­ło­wa­łem dotrzeć do wszyst­kich głów­nych postaci tej histo­rii, jed­nak wiele z nich odmó­wiło komen­ta­rza. Dodam, że każdą nie­pu­bliczną infor­ma­cję, jaką pozy­ska­łem, sta­ra­łem się potwier­dzić w przy­naj­mniej dwóch źró­dłach. I na koniec – opo­wieść ta doty­czy ści­ga­nia Czwar­tego przez CIA, a nie FBI – cho­ciaż o tym też wspo­mnę. Mam nadzieję, że kie­dyś ktoś będzie mógł ujaw­nić tę histo­rię w pełni.

Śledz­two w spra­wie poszu­ki­wa­nia Czwar­tego na­dal trwa, dla­tego w trak­cie pisa­nia tej książki zaofe­ro­wa­łem zarówno CIA, jak i FBI moż­li­wość wglądu do jej tre­ści i usu­nię­cia infor­ma­cji, które mogłyby zaszko­dzić pro­wa­dzo­nym przez nie dzia­ła­niom. CIA popro­siło o mini­malne poprawki redak­cyjne, któ­rych z przy­jem­no­ścią doko­na­łem. Żadne z nich w naj­mniej­szym stop­niu nie wpro­wa­dziło zmian w tej opo­wie­ści i nie wpły­nęło na moje wnio­ski na temat śledz­twa.

Książka ta opiera się głów­nie na infor­ma­cjach z pierw­szej ręki, jed­nak tam, gdzie to było moż­liwe, załą­czy­łem źró­dła tek­stowe potwier­dza­jące infor­ma­cje od moich infor­ma­to­rów lub, w kilku przy­pad­kach, róż­niące się od moich usta­leń.

Jeden

Jeden

Kontr­wy­wiad – dzia­łal­ność mająca na celu unie­moż­li­wie­nie wro­gom prze­do­sta­nie się do środka i łapa­nie tych, któ­rym się to udało.

Moskwa, 1992

PRO­BLEM STA­NO­WIŁO odna­le­zie­nie w Moskwie przed­sta­wi­ciela KGB, który chciał pozo­stać w ukry­ciu. Celowo nie podał CIA swo­jego moskiew­skiego adresu czy numeru tele­fonu. Nie było go w żad­nej książce tele­fo­nicz­nej, jakie posia­dało CIA. A nikt z Agen­cji nie zamie­rzał pukać do KGB i wypy­ty­wać o niego. CIA chciało spo­tka­nia z nim na osob­no­ści, aby nie dać KGB pre­tek­stu do aresz­to­wa­nia go pod zarzu­tem szpie­go­stwa.

Fakt, że wywiad i kontr­wy­wiad KGB prze­nik­nęły struk­tury CIA w Moskwie, jesz­cze bar­dziej utrud­niał wyko­pa­nie go spod ziemi. Nawet po roz­pa­dzie ZSRR w 1991 roku, zakoń­cze­niu zim­nej wojny i sprzy­mie­rze­niu Rosji z Zacho­dem (oczy­wi­ście jedy­nie na papie­rze) KGB widziało sprawy ina­czej. Nawet na moment nie prze­stało postrze­gać Sta­nów Zjed­no­czo­nych jako zaprzy­się­żo­nego wroga Rosji, a CIA jako goto­wego w każ­dej chwili do sabo­to­wa­nia tego kraju. Dla ofi­ce­rów CIA w Moskwie próby nawią­za­nia kon­taktu z jakim­kol­wiek Rosja­ni­nem, nie mówiąc już o ofi­ce­rze wywiadu, były bar­dzo ryzy­kowne, jeśli nie nie­moż­liwe.

Przed­sta­wi­ciel KGB, z któ­rym CIA chciało nawią­zać kon­takt, to Alek­sandr Iwa­no­wicz Zapo­roż­skij2 – wysoki, chudy wąsacz gru­ziń­skiego pocho­dze­nia. Wstą­pił do KGB w 1957 roku i od tam­tej pory pra­co­wał w wydziale kontr­wy­wiadu zarządu odpo­wia­da­ją­cego za wywiad zagra­niczny, czyli Pierw­szego Zarządu Głów­nego. Po roz­bi­ciu KGB przez Jel­cyna w 1991 roku jego zarząd prze­mia­no­wano na SWR.

W rela­cjach z CIA Zapo­roż­skij zawsze postrze­gał sie­bie raczej jako wspól­nika niż szpiega – czy agenta, jak okre­śla to CIA – z cza­sem zaczął jed­nak nad­mie­niać o podwój­nych agen­tach KGB3 w ame­ry­kań­skim wywia­dzie. Oso­bom w CIA i FBI posia­da­ją­cym wie­dzę na jego temat Zapo­roż­skij znany był jako Max4.

Pierw­szy kon­takt CIA z Maxem nastą­pił w 1988 roku w Afryce Wschod­niej. Oka­zją do tego była pod­jęta przez niego nie­udolna próba zre­kru­to­wa­nia ame­ry­kań­skiego urzęd­nika przy­dzie­lo­nego do pracy w miej­sco­wej amba­sa­dzie. Ten nie­zwłocz­nie poin­for­mo­wał CIA o podej­rza­nych zagra­niach Maxa, a Agen­cja zde­cy­do­wała, że naj­le­piej będzie bez­po­śred­nio zwró­cić się do Rosja­nina, aby odpu­ścił. Zgod­nie z usta­lo­nym wcze­śniej sce­na­riu­szem przed­sta­wi­ciel CIA – ofi­cer pro­wa­dzący, według żar­gonu agen­cji – Mark Spark­man przy­łą­czył się do Maxa i wspo­mnia­nego urzęd­nika pod­czas ich wspól­nej kola­cji. Urzęd­nik szybko się ulot­nił, pozo­sta­wia­jąc Maxa i Spark­mana samych. Max bez waha­nia oznaj­mił, że wie, gdzie pra­cuje Spark­man5, w CIA. Nie był jed­nak tym fak­tem znie­chę­cony, a raczej roz­ba­wiony roz­wo­jem całej sytu­acji. Więc po co miałby psuć wie­czór ucieczką?

Nie było nic zaska­ku­ją­cego w tym, że Max wie­dział, iż Spark­man jest z CIA. W tam­tych cza­sach wschod­nio­afry­kań­skie pań­stwo, do któ­rego tra­fił, było posłusz­nym sojusz­ni­kiem Sowie­tów, infor­mu­ją­cym KGB o wszyst­kich ame­ry­kań­skich urzęd­ni­kach pra­cu­ją­cych w tym kraju. Oko­licz­no­ści pierw­szego spo­tka­nia Maxa i Spark­mana także nie były nie­zwy­kłe. W Afryce zasady postę­po­wa­nia w kon­tak­tach pomię­dzy KGB i CIA pole­gały na impro­wi­za­cji. Spo­tka­nia towa­rzy­skie wyni­kały zwy­czaj­nie z nudy, a ich kon­se­kwen­cją było prze­kształ­ce­nie Afryki w teren bez­tro­skich polo­wań, zarówno dla CIA, jak i KGB. Jeśli jakiś Rosja­nin chciał zbiec ze swo­jego kraju lub zgło­sić się do współ­pracy z CIA, wie­dział dokład­nie, do kogo się zgło­sić i vice versa.

Pod­czas pierw­szego spo­tka­nia Max i Spark­man nie byli sami. Do zadań Maxa nale­żało mię­dzy innymi szko­le­nie funk­cjo­na­riu­szy lokal­nej służby wywiadu. Tego wie­czora w ramach ćwi­czeń Max pole­cił gru­pie kur­san­tów pod przy­kry­ciem zaję­cie miejsc w restau­ra­cji i dys­kretne obser­wo­wa­nie prze­biegu jego kola­cji z pra­cow­ni­kiem ame­ry­kań­skiej amba­sady. Kto wie, co myśleli wów­czas o nie­za­pro­szo­nym Ame­ry­ka­ni­nie, który poja­wił się znie­nacka, ale ponie­waż Max wyda­wał się nie­wzru­szony tym fak­tem, rów­nież kur­san­tom nie prze­szka­dzał.

Spark­man podej­rze­wał, że ryba zła­pała haczyk, gdyż Max pozo­stał na miej­scu, pod­czas gdy zgod­nie z pro­to­ko­łem KGB w podob­nej sytu­acji ofi­cer powi­nien odda­lić się z danego miej­sca. Tym­cza­sem męż­czyźni przez następ­nych kilka godzin wymie­niali poglądy na sztan­da­rowe tematy z cza­sów zim­nej wojny. Połu­dniowy urok i pro­sto­li­nij­ność Spark­mana pomo­gły zła­go­dzić nie­zręcz­ność pierw­szego spo­tka­nia i umi­lić wie­czór. Przed roz­sta­niem męż­czyźni usta­lili, że utrzy­mają kon­takty. Kiedy Max wyjeż­dżał z par­kingu, Spark­man wie­dział już, że ma do czy­nie­nia z czło­wie­kiem skon­flik­to­wa­nym. Zde­cy­do­wa­nie nie był to typowy mil­czący, poważny apa­rat­czyk z KGB.

Po kilku spo­tka­niach ofi­ce­rów CIA z Maxem nad­szedł moment, w któ­rym zaczął on suge­ro­wać, że jego służba posiada infor­ma­cje o dwóch podwój­nych agen­tach wewnątrz ame­ry­kań­skiego wywiadu. Nie znał ich praw­dzi­wych nazwisk, ale sły­szał, że jeden z nich jest w CIA, a drugi w FBI. Twier­dził, że widział doku­menty doty­czące jed­nego z nich na biurku kolegi. Wie­dział nawet, w któ­rym sej­fie są prze­trzy­my­wane. Jed­nak jego pozy­cja nie pozwa­lała na uzy­ska­nie dostępu do tych danych6. W świe­cie KGB cie­ka­wość jest zabój­cza. Jed­nak Max był pewien, że obaj podwójni agenci na­dal pra­cują i z tego, co wie­dział, na­dal prze­ka­zują infor­ma­cje. Max podał też kryp­to­nimy nadane przez KGB obu agen­tom w wywia­dzie USA7. (Zosta­łyby one tutaj umiesz­czone, jed­nak CIA pro­siła, aby tego nie robić).

Należy wspo­mnieć, że infor­ma­cje Maxa doty­czące podwój­nych agen­tów w ame­ry­kań­skim wywia­dzie poja­wiły się na długo, zanim spe­cja­li­ści CIA i FBI tro­piący szpie­gów doszli do wnio­sku, że w rze­czy­wi­sto­ści tacy ist­nieli. Ponadto trzeba dodać, że w roku 1985 oraz 1986 CIA ponio­sło zna­czące i nie­wy­tłu­ma­czalne straty, jeśli cho­dzi o rosyj­skich agen­tów. Do tego z pew­no­ścią byli tacy, któ­rzy podej­rze­wali ist­nie­nie tzw. kreta. Jed­nak nie ist­niały wów­czas twarde dowody na potwier­dze­nie tej teo­rii.

Szef dele­ga­tury Spark­mana w Afryce Wschod­niej, czło­wiek, z któ­rym kie­dyś słu­ży­łem, nie był prze­ko­nany co do Maxa. Przy­naj­mniej na początku. Jako doświad­czony ofi­cer sta­rej szkoły był celem tylu ope­ra­cji dez­in­for­ma­cyj­nych KGB, że trak­to­wał Maxa z dystan­sem. Wycho­dził z zało­że­nia, że do czasu, kiedy Max nie zacznie dostar­czać kon­kret­nych danych na temat podwój­nych agen­tów, będzie trak­to­wany jako dan­gle (z ang. „przy­nęta”), jak w CIA nazy­wano potrój­nego uda­wa­nego agenta pod­sta­wio­nego przez rosyj­ski wywiad, aby wywo­łać w Agen­cji para­noję zwią­zaną z posia­da­niem wroga w sze­re­gach. Nie­wiele rze­czy bar­dziej cie­szy KGB niż mące­nie w Lan­gley.

Jedno trzeba przy­znać: CIA nie potrak­to­wało Maxa z fine­zją. Jeden z ofi­ce­rów pro­wa­dzą­cych, wysłany do wspo­mnia­nego pań­stwa Afryki Wschod­niej w celu spo­tka­nia z nim, szczy­cił się zasłu­żoną opi­nią dupka bez skru­pu­łów. Max natych­miast uprze­dził się do niego i prze­ka­zy­wał mu cał­ko­wi­cie zmy­ślone infor­ma­cje. To z kolei nie popra­wiło zda­nia szefa dele­ga­tury na temat Maxa. Podob­nie było w Lan­gley – funk­cjo­na­riuszka pra­cu­jąca w sie­dzi­bie głów­nej, która pro­wa­dziła sprawę Maxa, też tak on nim myślała. W roz­mo­wie ze mną przy­znała, że ni­gdy nie wie­działa, kiedy mu wie­rzyć8. Do poprawy opi­nii na temat Maxa nie przy­czy­nił się też fakt, że kiedy został prze­nie­siony z powro­tem do Moskwy, cał­ko­wi­cie wstrzy­mał kon­takty. A CIA nie zawra­cało sobie tym głowy. Ryzy­kowne było już samo spo­tka­nie się z rosyj­skim agen­tem w Moskwie, a co dopiero z takim, co do któ­rego nie można było mieć pew­no­ści, że pod­po­rząd­kuje się rygo­rom tego, co w CIA jest okre­ślane jako denied area ope­ra­tions (dzia­ła­nia na wro­gim tere­nie) – tzw. zasad ch, jak je potocz­nie okre­ślano – czyli tak­tyce pro­wa­dze­nia dzia­łań ope­ra­cyj­nych skro­jo­nej skru­pu­lat­nie, aby móc w spo­sób nie­zau­wa­żony ope­ro­wać pod czuj­nym okiem KGB.

Kolejną przy­czyną, dla któ­rej wąt­pli­wo­ści co do wia­ry­god­no­ści Maxa nie były do końca jego winą, jest fakt, że tak naprawdę ni­gdy nikt nie usiadł z nim do stołu jak należy, aby prze­ka­zał infor­ma­cje, które posiada. Wów­czas można by go było przy­ci­snąć, aby szcze­gó­łowo opi­sał oko­licz­no­ści, w jakich pozy­skał dane o dwóch ame­ry­kań­skich podwój­nych agen­tach. Rapor­to­wa­nie w biegu, zwłasz­cza w przy­padku ofi­cera KGB tak nie­uf­nego jak Max, nie­uchron­nie pro­wa­dzi do nie­po­ro­zu­mień i pomy­łek. Dodat­kowo eks­cen­trycz­ność, jaka cecho­wała Maxa, jest typowa dla agen­tów, zwłasz­cza tych lep­szych, któ­rzy czę­sto są psy­cho­lo­gicz­nie nie­do­sko­nali. Ofi­cer pro­wa­dzący oczy­wi­ście wolałby agenta, który na każde spo­tka­nie sta­wia się z teczką doku­men­tów o naj­wyż­szej klau­zuli, a następ­nie po cichu znika w ciem­no­ści, jed­nak w rze­czy­wi­sto­ści są oni czę­sto nie­obli­czalni i nie­godni zaufa­nia.

A ponadto zakła­da­jąc, że Max szcze­rze wie­rzył, że jego służba prze­nik­nęła do CIA, miał wszel­kie powody, aby utrzy­my­wać Agen­cję na dystans. Z per­spek­tywy czasu, nauczony doświad­cze­niem, zro­zu­mie kie­dyś, że nale­żało ucie­kać od CIA jak naj­da­lej. Miał przy­naj­mniej na tyle zdro­wego roz­sądku, aby nie spo­ty­kać się z przed­sta­wi­cie­lem Agen­cji w Moskwie, kiedy go tam prze­nie­siono z Afryki Wschod­niej.

Pew­nie Max pozo­stałby w cie­niu, tra­fia­jąc osta­tecz­nie do działu archi­wów, jed­nak FBI i CIA usta­liły wresz­cie, że rze­czy­wi­ście w rosyj­skim wydziale CIA ist­niał podwójny agent. Obie agen­cje w 1992 roku pozy­skały wspól­nie wystar­cza­jącą liczbę dowo­dów, które pozwo­liły na wyty­po­wa­nie podej­rza­nych9. Jeden z nich naj­le­piej paso­wał do pro­filu podwój­nego agenta – ofi­cer pro­wa­dzący Aldrich „Rick” Ames. Posia­dał on dostęp do doku­men­ta­cji z rosyj­skimi agen­tami, któ­rych CIA i FBI utra­ciły w latach 1985–1986. Jed­nak nie to przy­kuło uwagę śled­czych, tylko fakt, że Ames kupił drogi dom za gotówkę. Jed­nak Ames był tylko jed­nym z ponad dwu­stu podej­rza­nych10. I cho­ciaż CIA było prze­ko­nane, że posia­dało prze­ciwko niemu solidne dowody, zwłasz­cza doty­czące zakupu domu i faktu, że ist­niały wąt­pli­wo­ści doty­czące jego osoby, FBI potrze­bo­wało jed­nak dowodu, że utrzy­my­wał on kon­takty z rosyj­skim wywia­dem. Dopiero wtedy moż­liwe było roz­po­czę­cie prze­ciwko niemu peł­no­wy­mia­ro­wego śledz­twa przez FBI. Zła­pa­nie Amesa na gorą­cym uczynku pod­czas spo­tka­nia w Waszyng­to­nie z przed­sta­wi­cie­lem Rosjan11 było trudne (wąt­pliwe) i mogło potrwać. Poja­wiła się nadzieja, że w tej kwe­stii mógłby pomóc Max. FBI bez ogró­dek poin­for­mo­wało CIA, że jeśli Agen­cja nie może dorwać Maxa w Moskwie, to zro­bią to fede­ralni.

CIA nie miało zie­lo­nego poję­cia, jak nawią­zać kon­takt z Maxem, dla­tego mogło tylko cze­kać. I jakimś cudem się udało – pod­czas spo­tka­nia szefa dele­ga­tury Agen­cji w Moskwie, Dave’a Rol­pha, z jego odpo­wied­ni­kami w rosyj­skim wywia­dzie. Odbyło się ono w mrocz­nej moskiew­skiej posia­dło­ści, w któ­rej kie­dyś miesz­kał psy­cho­pa­tyczny szef sta­li­now­skiej służby bez­pie­czeń­stwa [NKWD – przyp. tłum.], odpo­wie­dzialny za masowe mor­der­stwa, Ław­ren­tij Beria. Oka­zjo­nalne spo­tka­nia tego typu zawsze były stratą czasu, gdyż Rosja­nie odma­wiali prze­ka­zy­wa­nia cze­go­kol­wiek, co mogłoby sta­no­wić war­to­ściową infor­ma­cję wywia­dow­czą12, a CIA nie było hoj­niej­sze. Jed­nak po zim­nej woj­nie nale­żało zacho­wy­wać pozory, dla­tego kon­ty­nu­owano tę grę13.

Któ­re­goś razu w domu Berii, ku zdzi­wie­niu Rol­pha, zna­lazł się Max, który peł­nił rolę ste­no­ty­pi­sty14. Rolph poin­for­mo­wał o tym nie­zwłocz­nie cen­tralę, pro­sząc jed­no­cze­śnie o instruk­cje. Lan­gley odpo­wie­działo pio­ru­nem, pro­sząc go o prze­ka­za­nie Maxowi nie­po­strze­że­nie pod­czas kolej­nych roz­mów liściku z prośbą o spo­tka­nie poza domem Berii, w jakiejś nie­rzu­ca­ją­cej się w oczy loka­li­za­cji w Moskwie. Próba prze­ka­za­nia notatki ofi­ce­rowi rosyj­skiego wywiadu w obec­no­ści jego kole­gów była, deli­kat­nie rzecz ujmu­jąc, bar­dzo ryzy­kowna i nie­prak­ty­ko­wana. Tym bar­dziej dziwne wyda­wało się Rol­phowi, że nikt nie mógł go poin­for­mo­wać, dla­czego tak ważne dla Lan­gley jest spo­tka­nie z Maxem z dala od jego współ­pra­cow­ni­ków. Zazwy­czaj szef jest infor­mo­wany o wszel­kich dzia­ła­niach zle­ca­nych przez Lan­gley na pod­le­głym mu tere­nie. Jed­nak Rolph, który wcze­śniej słu­żył w siłach spe­cjal­nych i na tyle długo pra­co­wał w CIA, że nie dzi­wiły go dzia­ła­nia Agen­cji, nie zada­wał zbęd­nych pytań i przy­jął zada­nie. Musiał jesz­cze tylko zna­leźć spo­sób na jego reali­za­cję.

Pod­czas kolej­nego spo­tka­nia w domu Berii szczę­śli­wym tra­fem Rolph i Max zna­leźli się sami w sta­rej, roz­kle­ko­ta­nej win­dzie i to wtedy Rolph wetknął liścik w dłoń Maxa. A ten o nic nie pytał, tylko wsu­nął go do kie­szeni15.

Jed­nak ni­gdy nie skon­tak­to­wał się z Rol­phem w tej spra­wie.

Mając FBI na­dal na karku, na początku 1993 roku Lan­gley zde­cy­do­wało o zapro­sze­niu dele­ga­cji z rosyj­skiego wywiadu na kon­fe­ren­cję do Waszyng­tonu. Zaraz po upadku Związku Radziec­kiego tego typu wizyty były stan­dar­dem. W przy­padku tej aku­rat Lan­gley miało nadzieję, że na liście gości znaj­dzie nazwi­sko Maxa. Ku zdzi­wie­niu wszyst­kich szczę­ście znów było po ich stro­nie i rze­czy­wi­ście tak się stało.

Spo­śród ofi­ce­rów pro­wa­dzą­cych, z któ­rymi Max spo­ty­kał się w Afryce Wschod­niej, naj­bar­dziej do gustu przy­padł mu Dick Cor­bin, nie­gdyś zaj­mu­jący się spra­wami Sowie­tów, a obec­nie pra­cu­jący w kontr­wy­wia­dzie w Lan­gley. Cor­bin był krępy, atle­tyczny i pro­sto­li­nijny, a przez to na ogół lubiany, zwłasz­cza przez Rosjan. Płyn­nie mówił po rosyj­sku, czego nauczył się, pra­cu­jąc w NSA (Natio­nal Secu­rity Agency), wywia­dow­czym ramie­niu Pen­ta­gonu. Jed­nak dla Lan­gley więk­sze zna­cze­nie miało to, że był jedną z kil­ku­na­stu osób z CIA i FBI w pełni zazna­jo­mio­nych ze sprawą poszu­ki­wa­nia podwój­nego agenta w Agen­cji, a co za tym idzie, jako jeden z nie­wielu znał zna­cze­nie pla­nów spro­wa­dze­nia Maxa do Waszyng­tonu.

Uczest­nicy spo­tka­nia ze strony ame­ry­kań­skiej, w tym Rolph, nie mieli poję­cia, dla­czego wśród nich znaj­do­wał się Cor­bin. Jego obec­ność nie miała dla nich naj­mniej­szego sensu, ponie­waż w tam­tym cza­sie nie pra­co­wał już nad spra­wami rosyj­skimi. Jed­nak wszy­scy wie­dzieli, że nie powinni o to wypy­ty­wać. W przy­padku dzia­łań ope­ra­cyj­nych doty­czą­cych Rosjan zasady postę­po­wa­nia były kate­go­ryczne: żad­nych roz­mów, żad­nych pytań. Z tego powodu Rolph dowie­dział się, że nie­świa­do­mie ode­grał rolę w śledz­twie doty­czą­cym Amesa.

Kiedy rosyj­ska dele­ga­cja przy­była już do Waszyng­tonu, nale­żało usta­lić, jak odcią­gnąć Maxa od jego współ­pra­cow­ni­ków. Pomimo pie­rie­strojki i upadku Związku Radziec­kiego rosyj­scy ofi­ce­ro­wie wywiadu wza­jem­nie się pil­no­wali pod­czas zagra­nicz­nych podróży. Cza­sami nawet przed ich poko­jami hote­lo­wymi sta­wiano na noc pra­cow­ni­ków ochrony16. Czę­sto też ofi­ce­ro­wie zmu­szani byli do dzie­le­nia poko­jów, co miało unie­moż­li­wiać pota­jemne wymy­ka­nie się w nocy. Uczest­nicy spo­tka­nia ze strony CIA wie­lo­krot­nie spo­ty­kali Maxa pod­czas kon­fe­ren­cji i wyda­rzeń towa­rzy­skich, jed­nak nie mieli moż­li­wo­ści poroz­ma­wiać z nim na osob­no­ści. Musieli się zado­wa­lać krót­kimi wymia­nami zdań w prze­lo­cie na kory­ta­rzach czy klat­kach scho­do­wych17. Kie­ru­jąca ekipą śled­czych tro­pią­cych kreta, Jeanne Ver­te­feu­ille, mogła z Maxem zamie­nić kilka słów, dopiero kiedy spo­tka­nia prze­nio­sły się do Gre­en­brier, luk­su­so­wego ośrodka wcza­so­wego w White Sul­phur Springs w Wir­gi­nii Zachod­niej. Jed­nak nie powie­dział on jej wów­czas nic na temat dwóch podwój­nych agen­tów KGB w ame­ry­kań­skim wywia­dzie.

Max wyga­dał się dopiero pew­nego desz­czo­wego poranka18, kiedy Cor­bin zabrał go na ryby19. Ujaw­nił, że jego współ­pra­cow­nik Jurij Karet­kin20 poje­chał do Cara­cas21 na spo­tka­nie z podwój­nym agen­tem CIA. Cor­bin nie wie­rzył wła­snym uszom. Po raz pierw­szy Max prze­ka­zał uży­teczną infor­ma­cję, którą można było potwier­dzić22. I cho­ciaż na­dal nie znał praw­dzi­wego nazwi­ska podwój­nego agenta, trop z Cara­cas wystar­czył, aby FBI połą­czyło daty wyjazdu Karet­kina z podró­żami Amesa23. Pozwo­lił też na nie­jawne wyda­nie zgody na prze­szu­ka­nie przez FBI domu Amesa24. Zna­le­ziono tam nie­pod­wa­żalne dowody, że był on rosyj­skim szpie­giem. FBI aresz­to­wało Amesa 21 lutego 1994 roku, po czym szybko wydo­było z niego zezna­nia potwier­dza­jące zarzuty o szpie­go­stwo. Zgod­nie z nimi Ames zdra­dził w 1985 roku kil­ku­na­stu sowiec­kich agen­tów CIA i FBI. Robił to dla pie­nię­dzy, które wymie­nił na nowego jagu­ara i pod­miej­ską posia­dłość. Był to akt zdrady, z któ­rego do dziś CIA do końca się nie podźwi­gnęła.

Histo­ria Maxa potwier­dza praw­dzi­wość sta­rego wywia­dow­czego powie­dze­nia: trzeba szpiega, żeby zła­pać szpiega. FBI i CIA ni­gdy publicz­nie tego nie przy­znały, ale pozy­skany dzięki Maxowi trop z Cara­cas był klu­czowy dla posa­dze­nia Amesa za krat­kami25. Jeśli cho­dzi o wszyst­kie następne śledz­twa w spra­wie podwój­nych agen­tów, ważna jest wska­zówka, że Max z podej­rza­nego dan­gle zmie­nił się w naj­lep­szego agenta kontr­wy­wiadu, jakiego kie­dy­kol­wiek miały CIA i FBI. Od tej pory cokol­wiek miał do prze­ka­za­nia na temat rosyj­skich podwój­nych agen­tów, zarówno FBI, jak i CIA trak­to­wały go z naj­wyż­szą powagą. A rze­czy­wi­ście miał wię­cej do prze­ka­za­nia.

Nikt z moich roz­mów­ców nie pamięta, kiedy dokład­nie, ale w pew­nym momen­cie Max prze­ka­zał jesz­cze bar­dziej sen­sa­cyjną wia­do­mość: w CIA jest jesz­cze jeden podwójny agent, bar­dziej doświad­czony od Amesa i wyż­szy rangą. Mając na uwa­dze fakt, że ist­niała cała seria nie­wy­tłu­ma­czal­nych strat na rzecz KGB, któ­rych nie można było przy­pi­sać Ame­sowi, CIA i FBI otwo­rzyły trwa­jące nie­mal trzy dekady polo­wa­nie na następ­nego szpiega KGB na najwyż­szych szcze­blach CIA.

Na początku okre­ślano go mia­nem „wiel­kiej sprawy”, aż w końcu część śled­czych zaczęła go nazy­wać Czwar­tym26, czyli kolej­nym po pierw­szych trzech podwój­nych agen­tach pra­cu­ją­cych przy spra­wach rosyj­skich: Ame­sie, ofi­ce­rze pro­wa­dzą­cym CIA Edwar­dzie Lee Howar­dzie i agen­cie spe­cjal­nym FBI Rober­cie Hans­se­nie. Howard zbiegł do Rosji w 1984 roku, a Hans­sen został aresz­to­wany w 2001. Wszy­scy trzej źle skoń­czyli: Ames i Hans­sen odsia­dują wyroki doży­wo­cia, a Howard w Moskwie zła­mał krę­go­słup.

Danych Czwar­tego ni­gdy nie ujaw­niono publicz­nie. Został on dotąd jedy­nie oskar­żony o dzia­łal­ność szpie­gow­ską. Do dziś pozo­staje Świę­tym Gra­alem ame­ry­kań­skiego kontr­wy­wiadu. FBI jest prze­ko­nane co do jego ist­nie­nia, dla­tego na­dal pro­wa­dzi śledz­two w tej spra­wie. Pro­blem polega jed­nak na tym, że usi­łuje zła­pać kogoś, kto wie, jak grać, żeby wygrać.

Dwa

Dwa

Need-to-know – zasada wie­dzy uza­sad­nio­nej; ogra­ni­cza­nie liczby osób zazna­jo­mio­nych z daną tajem­nicą do abso­lut­nego mini­mum.

Lan­gley, Vir­gi­nia, 1996

PRZE­BŁY­SKI tam­tych wyda­rzeń dotarły do mnie kilka lat póź­niej, w marcu 1996 roku, kiedy razem z moim sze­fem, Bil­lem Lofgre­nem, zosta­li­śmy wezwani do Bia­łego Domu w spra­wie, któ­rej już nie pamię­tam.

Lofgren dowo­dził wtedy wydzia­łem ope­ra­cyj­nym odpo­wie­dzial­nym za komórki tere­nowe w byłym Związku Radziec­kim oraz w Euro­pie Wschod­niej. Ja z kolei nad­zo­ro­wa­łem pod­le­ga­jące mu komórki w Azji Cen­tral­nej i na Kau­ka­zie. Nasza praca pole­gała wów­czas przede wszyst­kim na cza­ro­wa­niu nowych służb wywia­dow­czych powsta­łych po roz­pa­dzie KGB i prze­ko­ny­wa­niu ich, że nie jeste­śmy już wro­gami. Ponie­waż CIA nie należy do szkół wdzięku, wydaje mi się, że nie odno­si­li­śmy suk­ce­sów w tej dzie­dzi­nie.

Obaj z Lofgre­nem wole­li­by­śmy dzia­łać w tere­nie, mimo to sta­ra­li­śmy się dawać z sie­bie wszystko w Lan­gley. Obaj pocho­dzimy z Kolo­rado, a on doce­niał to, że mówię pro­sto z mostu i nie włażę w tyłek. Razem prze­by­li­śmy pół drogi dookoła świata na pokła­dzie samo­lotu Gul­fstream naszego dyrek­tora. Pod­czas tej podróży odby­li­śmy wiele niby-dyplo­ma­tycz­nych roz­mów do póź­nych godzin noc­nych. Chyba się wtedy spi­sa­łem, bo zasłu­ży­łem na pewien sto­pień zaufa­nia. A przy­naj­mniej taki, do któ­rego szpie­dzy mogą sobie wza­jem­nie ufać. Inną rze­czą, która nas łączyła, była skłon­ność do walki z wia­tra­kami. Cho­ciaż ni­gdy tego w ten spo­sób nie okre­śla­li­śmy. Obaj dąży­li­śmy do odkry­cia prawdy – nawet w ciem­nych i nie­do­stęp­nych zaka­mar­kach Lan­gley, gdzie nie­ła­two było ją odna­leźć.

Wra­ca­li­śmy do Lan­gley wzdłuż Geo­rge Washing­ton Par­kway, kiedy nagle Lofgren oświad­czył, że ma już dość i czas przejść na eme­ry­turę. Wyja­śnił przy tym, że aby zapew­nić wykształ­ce­nie wszyst­kim swoim dzie­ciom, potrze­buje eme­ry­tury i kolej­nej dodat­ko­wej pracy.

– Ale jest pewna nie­do­koń­czona sprawa, która nie daje mi spo­koju – powie­dział jakby sam do sie­bie.

Cze­ka­łem, aż wyja­śni, o co cho­dzi, ale on zamilkł, ewi­dent­nie zasta­na­wia­jąc się, ile może mi powie­dzieć.

Wjeż­dża­jąc na par­king naprze­ciwko kwa­tery głów­nej, powie­dział:

– Mamy jesz­cze jed­nego.

– Kogo?

– KGB ma u nas kogoś w tym budynku, na górze.

Lofgren wska­zał na siódme pię­tro, na któ­rym urzę­duje kie­row­nic­two CIA, z któ­rego roz­ciąga się widok na Poto­mac, oczy­wi­ście naj­ład­niej­szy w porów­na­niu z innymi.

Głu­pawo popa­trzy­łem do góry, jak­bym się spo­dzie­wał zoba­czyć kolej­nego Amesa zer­ka­ją­cego na nas stam­tąd.

Byłem cie­kaw, o czym, do cho­lery, jest mowa, ale zada­wa­nie zbyt wielu pytań doty­czą­cych Rosji w post-Ame­so­wej CIA było naj­lep­szą drogą do kło­po­tów. Więc nie pyta­łem o nic. Kiedy Lofgren, zgod­nie z obiet­nicą, odszedł na eme­ry­turę, byłem prze­ko­nany, że już wię­cej nie usły­szę o tej spra­wie.

Dopiero dwa­dzie­ścia trzy lata póź­niej, w marcu 2019 roku, kret z siód­mego pię­tra poja­wił się ponow­nie tanecz­nym kro­kiem w moim życiu. A bar­dziej pre­cy­zyj­nie: cał­ko­wi­cie je zajął.

Minęło już dwa­dzie­ścia lat, od kiedy odsze­dłem z CIA i zają­łem się pisa­niem ksią­żek. W taki czy inny spo­sób wszyst­kie one doty­czyły mojej pracy w Agen­cji. Ale gdy powie­dzia­łem już wszystko, co mia­łem do powie­dze­nia na temat wywiadu, pod­ją­łem sta­now­czą decy­zję, że znajdę inny temat.

Przez te wszyst­kie lata utrzy­my­wa­łem kon­takty z Lofgre­nem. Zazwy­czaj spo­ty­ka­li­śmy się na lunch przy jed­nym piwie razem z kil­koma eme­ry­to­wa­nymi kole­gami z daw­nych cza­sów. Lofgren cier­piał wów­czas na począt­kowe sta­dium otę­pie­nia z cia­łami Lewy’ego (postę­pu­jąca cho­roba neu­ro­de­ge­ne­ra­cyjna), co ozna­czało, że to ja byłem kie­rowcą.

Pew­nego dnia wra­ca­li­śmy z jed­nego z takich spo­tkań i kiedy dojeż­dża­li­śmy już do jego domu, nagle Lofgren oświad­czył:

– Chyba wiem, kto jest kre­tem KGB.

Mogłem się jedy­nie domy­ślać, że nawią­zy­wał do naszej roz­mowy z par­kingu przed sie­dzibą CIA w 1996 roku. Mając świa­do­mość, że to wraż­liwy temat, dałem mu mówić i nie zada­wa­łem pytań.

– Cią­gle myślę, czy gdy­bym wtedy jesz­cze tro­chę pocze­kał, to czy uda­łoby się nam go zła­pać.

Tu zro­bił pauzę jak czło­wiek, który chce wyznać strasz­liwą zbrod­nię, która ciąży mu na sumie­niu, a potem wyrzu­cił z sie­bie nazwi­sko.

Mało rze­czy jest w sta­nie wpra­wić mnie w osłu­pie­nie, ale wów­czas zasta­na­wia­łem się, czy nie zje­chać na pobo­cze i nie zażą­dać od Lofgrena wyja­śnie­nia, jakim cudem doszedł do tak dzi­wacz­nego spi­sko­wego wnio­sku. Nie byłem w sta­nie sobie wyobra­zić rze­czywistości, w któ­rej czło­wiek wska­zany przez Lofgrena mógłby pod­jąć tak mroczną decy­zję, jaką jest zgło­sze­nie się do KGB jako szpieg ochot­nik. Nie przy­cho­dziło mi do głowy, jaka mogłaby być jego moty­wa­cja czy też w jaki spo­sób ucho­dziło mu to na sucho przez tyle lat.

Lofgren musiał się mylić. Choć z dru­giej strony ni­gdy nie zda­rzyło mu się snuć teo­rii spi­sko­wych czy oczer­niać kogoś bez­pod­staw­nie. I wcale nie było tak, że nie miał wie­dzy: odgry­wał pierw­sze skrzypce pod­czas pako­wa­nia Amesa za kratki.

Już po aresz­to­wa­niu Amesa widzia­łem wzmianki o kre­cie KGB w wydziale rosyj­skim CIA zarówno w książ­kach, jak i w pra­sie27. Milt Bear­den, poprzed­nik Lofgrena na sta­no­wi­sku szefa wydziału odpo­wie­dzial­nego z Rosję, już po usu­nię­ciu ze sta­no­wi­ska napi­sał arty­kuł dla gazety „Los Ange­les Times”, w któ­rym zasu­ge­ro­wał moż­li­wość ist­nie­nia w Agen­cji podwój­nego agenta. Cho­ciaż nie podał jego nazwi­ska, był pierw­szym, który publicz­nie nadał mu przy­do­mek Czwarty28.

Jecha­li­śmy dalej w ciszy, a suge­stia doty­cząca moż­li­wej zdrady przez wymie­nio­nego męż­czy­znę nie dawała mi spo­koju. Jeśli to prawda, mógłby on wyrzą­dzić wię­cej szkód dla bez­pie­czeń­stwa naro­do­wego niż jaki­kol­wiek inny szpieg w histo­rii Ame­ryki, znacz­nie wię­cej niż Ames, Hans­sen i Howard razem wzięci. Posia­dał dostęp do nie­mal wszyst­kich nie­jaw­nych danych w CIA, do danych wszyst­kich agen­tów i ofi­ce­rów pro­wa­dzą­cych, któ­rzy dzia­łali pod przy­kry­ciem. Sta­no­wi­sko dawało mu prawo do zna­jo­mo­ści naj­więk­szych tajem­nic NSA, Depar­ta­mentu Stanu oraz Pen­ta­gonu. KGB nie mogłoby tra­fić lepiej, no chyba że zła­ma­łoby ame­ry­kań­ski sys­tem szy­fro­wa­nia.

Nagle zda­łem sobie sprawę, że nie mam wie­dzy o żad­nych dowo­dach domnie­ma­nej zdrady tego czło­wieka. W wywia­dzie, tak jak w dzien­ni­kar­stwie, każda nad­zwy­czajna hipo­teza wymaga nad­zwy­czaj­nego dowodu. Prę­dzej uwie­rzył­bym w jego winę, gdy­bym na wła­sne oczy zoba­czył w rosyj­skich wia­do­mo­ściach zdję­cia ofiar jego dzia­łal­no­ści wpro­wa­dza­nych w kaj­dan­kach na salę sądową w Moskwie. Tak jak w przy­padku Howarda, Amesa i Hans­sena mie­li­śmy wszyst­kie dowody świad­czące o ich zdra­dzie: ska­za­nych kil­ku­na­stu rosyj­skich agen­tów CIA i FBI. Ale z dru­giej strony, kim byłem, żeby wie­dzieć, jak mogła się poto­czyć histo­ria Czwar­tego.

Po kilku podob­nych roz­mo­wach Lofgren zapro­po­no­wał, żebym odku­rzył śledz­two w spra­wie Czwar­tego i spró­bo­wał ją przy­wró­cić. Nie cho­dziło mu o to, żebym roz­wią­zał tę zagadkę, nie mówiąc o zapusz­ko­wa­niu Czwar­tego, skoro nawet FBI nie dało rady. Lofgren miał nadzieję, że jeśli zacznę odgrze­by­wać tę sprawę, dowie się o tym Czwarty i w ten spo­sób zapłaci za swoje grze­chy, cho­ciażby bez­sen­nymi nocami. Oczy­wi­ście zakła­da­jąc, że jest winny, bo w prze­ciw­nym razie wyśmieje moje przed­się­wzię­cie jako spi­skowe bzdury i nie poświęci mu nawet sekundy. W każ­dym razie spę­dzi­łem tyle czasu w CIA za cza­sów zim­nej wojny, że wie­dzia­łem, że i tak przyjmę wyzwa­nie Lofgrena, bez względu na to, jak bar­dzo wyda­wało się ono don­ki­szo­tow­skie.

Moja przy­goda z CIA jesz­cze się nie skoń­czyła; i to by było na tyle, jeśli cho­dzi o zna­le­zie­nie innego tematu na książkę.

W CIA rzadko zda­rzało mi się pra­co­wać nad tzw. rosyj­skim celem. Zamiast tego wyra­bia­łem godziny na uli­cach takiego czy innego zruj­no­wa­nego impe­rium – Sara­jewa, Bej­rutu, Char­tumu i podob­nych. Nazy­wano to „łatwymi celami”. Jed­nak pra­co­wa­łem z ludźmi, któ­rzy poświę­cili swoje całe kariery na obser­wo­wa­nie poczy­nań Związku Radziec­kiego, i byłem pewien, że pomogą mi oni zna­leźć sens w całym tym pościgu za Czwar­tym.

Kiedy zaczą­łem obdzwa­niać byłych kole­gów, żeby zapy­tać o Czwar­tego i KGB, roz­mowy zazwy­czaj zaczy­nały się od szcze­rego: „Wspa­niale cię sły­szeć”. Kiedy jed­nak tylko moi roz­mówcy orien­to­wali się, o czym chcę roz­ma­wiać, w ich gło­wach prze­ska­ki­wała zapadka i w oka­mgnie­niu zmie­niali się w zamknię­tych i wyco­fa­nych jak sowieccy apa­rat­czycy. Ewi­dent­nie sądzili, że abso­lut­nie nie powi­nie­nem posiąść wie­dzy na temat Czwar­tego, na temat śledz­twa czy nawet rze­czy pośred­nio zwią­za­nych z tą sprawą. A co za tym idzie, mogłem spa­dać na drzewo. Część moich roz­mów­ców po pro­stu kła­mała, a kilku nawet uda­wało, że ni­gdy nie sły­szeli o Czwar­tym, cho­ciaż wiem, że to nie­prawda. Szcze­rze mówiąc, byłem zasko­czony bez­sen­sow­no­ścią ich kłamstw po tylu latach. To tak, jakby zaprze­czali, że pra­co­wa­li­śmy razem w CIA.

Wła­ści­wie nie wiem dla­czego, ale na początku byłem na tyle naiwny, że sądzi­łem, że do wskrze­sze­nia śledz­twa w spra­wie Czwar­tego wystar­czy jedy­nie zebra­nie ponow­nie sta­rej bandy i odwo­ła­nie się do kole­żeń­skich rela­cji. Myśla­łem, że dzięki wspól­nej wro­dzo­nej cie­ka­wo­ści razem rzu­cimy nieco świa­tła na tę zagadkę. Głu­pio zakła­da­łem, że do tego czasu opadł już kurz podejrz­li­wo­ści i para­noi cią­gną­cych się za Czwar­tym. W końcu minęło już pra­wie ćwierć wieku od roz­po­czę­cia przez CIA docho­dze­nia. Jed­nak moje szczere nadzieje doty­czące sprawy z prze­szło­ści spa­dły na jałowy grunt. Czy ci ludzie posia­dali jakąś głę­boką tajem­nicę, któ­rej ni­gdy nie ujaw­nią? Być może. Cho­ciaż myślę, że po pro­stu wsty­dzili się za orga­ni­za­cję, któ­rej oddali życie. Nikt na eme­ry­tu­rze nie chciałby mieć świa­do­mo­ści, że nie było warto.

Z pew­no­ścią czas nie skru­szył ślu­bów mil­cze­nia zło­żo­nych przez Hugh „Teda” Price’a. W prze­szło­ści zaj­mo­wał on sta­no­wi­sko szefa depar­ta­mentu ope­ra­cyj­nego i zle­cił roz­po­czę­cie pościgu za Czwar­tym. Zadzwo­ni­łem do niego z nadzieją, że przy­naj­mniej wykaże zain­te­re­so­wa­nie tym, jaki prze­bieg miała ta sprawa po jego przej­ściu na eme­ry­turę w 1995 roku. Jed­nak on szybko uciął temat, stwier­dza­jąc, że nie jest zain­te­re­so­wany roz­mową o prze­szło­ści. Dodał, że żyje teraz teraź­niej­szo­ścią, i tyle. Zmarł jesz­cze w trak­cie pisa­nia tej książki. Z podob­nym dystan­sem potrak­to­wał mnie jego poprzed­nik na sta­no­wi­sku, Tom Twet­ten, który miał pecha kie­ro­wać depar­ta­men­tem ope­ra­cyj­nym w cza­sie, kiedy odkryto Amesa. Twet­ten był moim prze­ło­żo­nym, gdy pra­co­wa­łem za gra­nicą, ale to nie pomo­gło w prze­ła­ma­niu lodów. Jak stwier­dził, pro­blem sta­no­wił Ames, wyłącz­nie on. Ozna­czało to, że nie ma sensu cią­gnąć tematu. Z kolei Mike Sulick, inny były szef depar­ta­mentu ope­ra­cyj­nego oraz szef dele­ga­tury w Moskwie, stwier­dził, że nie wie­rzy w ist­nie­nie Czwar­tego. Zazna­czył, że ow­szem, w CIA było pro­wa­dzone docho­dze­nie29 doty­czące szy­franta, ale utknęło w mar­twym punk­cie. Nato­miast James Clap­per, były dyrek­tor Wywiadu Naro­do­wego, oraz były dyrek­tor CIA Mike Hay­den zapew­nili mnie, że ni­gdy nie sły­szeli o Czwar­tym. Zasta­na­wia­łem się, jak to moż­liwe, skoro z tego, co wiem, pościg za Czwar­tym był nie­wąt­pli­wie naj­waż­niej­szą zagadką szpie­gow­ską w histo­rii Ame­ryki.

Zadzwo­ni­łem też do byłego szefa dele­ga­tury w Afryce Wschod­niej. Tego, który na początku nie ufał Maxowi30. Jed­nak on stwier­dził z całą sta­now­czo­ścią, że kiedy zaj­mo­wał to sta­no­wi­sko, dele­ga­tura nie miała żad­nych agen­tów z KGB ani kan­dy­da­tów na agen­tów, nad któ­rymi pra­co­wali ofi­ce­ro­wie pro­wa­dzący, w żar­go­nie CIA deve­lop­men­tals. Roz­wa­ża­łem, czy nie zapy­tać go, jaki sens ma teraz kry­cie Maxa, skoro od dawna nie pro­wa­dził on dzia­łal­no­ści i znaj­do­wał się, powiedzmy, poza zasię­giem KGB. Nie wspo­mi­na­jąc, że do tego czasu zna­łem histo­rię Maxa lepiej niż on31. Jed­nak było to pyta­nie, na które nie uzy­skał­bym odpo­wie­dzi.

Moi roz­mówcy im byli niżej rangą, tym mniej świa­tła rzu­cali na całą sprawę. Były szef ope­ra­cji na kie­runku rosyj­skim był zszo­ko­wany, że w ogóle sły­sza­łem o spra­wie Czwar­tego32. Ale przy­znał, że po Ame­sie ist­niał rosyj­ski podwójny agent, który przy­czy­nił się do ogrom­nych strat. – Nie uwie­rzył­byś, jakie nazwi­ska zna­la­zły się na liście podej­rza­nych – powie­dział. Na odczep­nego rzu­cił jesz­cze, że Rosja­nie cza­sami okre­ślali go jako Siem, czyli „Sie­dem” po rosyj­sku. A potem dodał, że Czwarty był w jakiś spo­sób powią­zany ze śledz­twem w spra­wie podej­rza­nej śmierci ofi­cera MI6 w Lon­dy­nie, który pra­co­wał na kie­runku rosyj­skim. Nie­szczę­śnik zgi­nął pew­nego sobot­niego wie­czora w wyniku nie­wy­ja­śnio­nego dotąd ataku w cen­trum Lon­dynu33. Spy­ta­łem, czy jest moż­liwe, że to Rosja­nie go zabili z powodu cze­goś, czego dowie­dział się na temat Czwar­tego. Jed­nak mój roz­mówca naj­wy­raź­niej zde­cy­do­wał, że posu­nął się za daleko, i powie­dział, że musi już koń­czyć. Potem już nie odbie­rał moich tele­fo­nów.

Inny były szef ope­ra­cji na kie­runku rosyj­skim popra­wił mnie, twier­dząc, że rosyj­ski podwójny agent ni­gdy nie był nazy­wany Czwar­tym, ale Trze­cim. Doszedł do takiego wnio­sku, usu­wa­jąc z wyli­czanki Howarda, który był raczej dezer­te­rem niż podwój­nym agen­tem. Jed­nak pomi­ja­jąc nume­ro­wa­nie, mój roz­mówca nie miał wąt­pli­wo­ści, że w CIA ist­niał rosyj­ski kret na znacz­nie wyż­szym sta­no­wi­sku niż Ames. – Za dużo na to wska­zy­wało, żeby mieć wąt­pli­wo­ści – pod­kre­ślił. – Trop pro­wa­dził aż do siód­mego pię­tra – dodał, nie wda­jąc się w szcze­góły. Według tego szefa ope­ra­cji na kie­runku rosyj­skim Trzeci był tak dobrze usta­wiony, że szkody przez niego wyrzą­dzone wie­lo­krot­nie prze­wyż­szają te, do któ­rych przy­czy­nił się Ames. Oprócz znacz­nej liczby wraż­li­wych infor­ma­cji miał prze­ka­zać Rosja­nom m.in. uzgod­nie­nia poczy­nione pod­czas roz­mów Jel­cyna z Clin­to­nem. KGB, jak wyja­śnił, wyko­rzy­stało te doku­menty jako broń, wyma­chu­jąc nimi Jel­cy­nowi przed nosem w for­mie ostrze­że­nia, że jeśli będzie za bar­dzo spo­ufa­lał się z Ame­ry­ka­nami, KGB dowie się o tym i wymie­rzy mu karę. W tym momen­cie mój były współ­pra­cow­nik posta­wił gra­nicę, odma­wia­jąc odpo­wie­dzi na pyta­nia, kto jego zda­niem był Trze­cim czy skąd posia­dał wie­dzę o infor­ma­cjach prze­ka­za­nych przez Trze­ciego Rosja­nom. A kiedy zapy­ta­łem, dla­czego tak trudno prze­bić się przez tę histo­rię, zło­wiesz­czo odpo­wie­dział: „Rosja­nie zro­bią wszystko dla ochrony Trze­ciego”.

Kiedy w roz­mo­wie z Sandy Gri­mes, jedną z głów­nych śled­czych w spra­wie Amesa, wspo­mnia­łem o aler­gicz­nej reak­cji, z jaką spo­ty­kają się pyta­nia o Czwar­tego, była zadzi­wiona moją naiw­no­ścią. Powie­działa wów­czas, że nawet kiedy ist­niała już znaczna liczba dowo­dów prze­ciwko Ame­sowi, nikt na siód­mym pię­trze nie chciał sły­szeć, że wydział ope­ra­cji rosyj­skich w CIA może mieć kreta z KGB34. Nie brali nawet pod uwagę, że doj­dzie do aresz­to­wa­nia podwój­nego agenta za ich wła­dzy. Dla­czego więc teraz mia­łoby być ina­czej? Wspo­mniany szef wydziału ope­ra­cji rosyj­skich, który powie­dział mi o Trze­cim, też mówił, że kie­dyś on tak samo jak teraz zde­rzył się z murem. Kiedy był począt­ku­ją­cym ofi­ce­rem pro­wa­dzą­cym i wpadł na poten­cjalny trop podwój­nego agenta, który miał być odpo­wie­dzialny za czystkę wśród rosyj­skich agen­tów w latach 1985–1986, jego ówcze­sny prze­ło­żony, szef wydziału ds. sowiec­kich, Bur­ton Ger­ber, szy­dził z całej sprawy i zbył go, trak­tu­jąc jak wariata, który zawraca wszyst­kim głowę swo­imi mrocz­nymi teo­riami spi­sko­wymi. Potem kariera mojego roz­mówcy zaczęła nagle piko­wać. Został zmu­szony do opusz­cze­nia depar­ta­mentu ope­ra­cyj­nego i prze­nie­siono go do depar­ta­mentu wywiadu, co dla ofi­cera pro­wa­dzą­cego porów­ny­walne jest do czyśćca. Do ope­ra­cyj­nego wró­cił potem dzięki Lofgre­nowi35.

Na szczę­ście zna­la­zło się parę osób bez­po­śred­nio zaan­ga­żo­wa­nych w sprawę Czwar­tego, które zechciały ze mną poroz­ma­wiać. Naj­le­piej, jak potra­fili, przed­sta­wili mi dowody, które prze­ciwko niemu ist­niały. Odkry­cie tego, jak bez­względna siła jest w sta­nie skru­szyć prawdę nio­sącą kon­se­kwen­cje nawet takiego kali­bru, było naj­bar­dziej przy­krym doświad­cze­niem w ich karie­rze. Nie dziwi więc, że naj­le­piej zapa­mię­tali wyda­rze­nia, które miały miej­sce już po zakoń­cze­niu śledz­twa. Zna­la­zło się też kil­ka­na­ście osób na tyle uprzej­mych, żeby opo­wie­dzieć mi o sze­ro­kim tle sprawy Czwar­tego. Była wśród nich nie­dawna dyrek­tor CIA, którą infor­mo­wano o Czwar­tym36.

W ich opo­wia­da­niach było wiele nie­ści­sło­ści, ale to nic dziw­nego, bio­rąc pod uwagę, ile minęło lat i jak nie­do­sko­nała jest pamięć ludzka. Na przy­kład wspo­mnie­nia moich roz­mów­ców róż­niły się co do praw­dzi­wo­ści ist­nie­nia planu, aby Max wła­mał się do sejfu, w któ­rym trzy­mano doku­menty doty­czące Czwar­tego. Nie byłem też w sta­nie jed­no­znacz­nie usta­lić, czy Cor­bin rze­czy­wi­ście zabrał wtedy Maxa na ryby. Szef depar­ta­mentu, który nad­zo­ro­wał sprawy rosyj­skie, John Mac­Gaf­fin, pamię­tał wyjazd tych dwóch na ryby. Jed­nak już inni z Gre­en­brier byli prze­ko­nani, że to nie­prawda. Kolej­nym przy­kładem jest prze­ko­nanie Cor­bina, że Max poin­for­mo­wał go o spo­tka­niu Amesa z czło­wie­kiem z KGB w Cara­cas, pod­czas gdy inni twier­dzili z całą sta­now­czo­ścią, że to była Bogota. Były też inne detale, co do któ­rych chciał­bym uzy­skać potwier­dze­nie, ale nie byłem w sta­nie. Ponadto dużym pro­ble­mem było usta­le­nie chro­no­lo­gii wyda­rzeń. Musia­łem mocno się sta­rać, żeby wszystko było spójne. Tak się składa, jeśli to jesz­cze nie jest oczy­wi­ste, że przy pisa­niu tej książki nie otrzy­ma­łem żad­nej pomocy od CIA. Osta­tecz­nie jed­nak myślę, że zdo­ła­łem uzy­skać satys­fak­cjo­nu­jąco poskła­dany obraz śledz­twa w spra­wie Czwar­tego, a przy­naj­mniej jego pierw­szych eta­pów. Mimo wielu zastrze­żeń i popra­wek wyni­ka­ją­cych z luk we wspo­mnie­niach moich źró­deł histo­ria tego kali­bru zasłu­guje na opo­wie­dze­nie.

Momen­tami moja opo­wieść może powo­do­wać zawroty głowy przez jej głę­bo­kość i zło­żo­ność. Zna­łem więk­szość osób z listy podej­rza­nych w spra­wie Czwar­tego, jed­nak w żad­nej z nich nie widzia­łem ani śladu zdrajcy. Na moje oko wszy­scy byli poza podej­rze­niem. Ponadto pod­czas pracy nad tą sprawą wie­lo­krot­nie uświa­da­mia­łem sobie, że znam tylko wyci­nek całej histo­rii, przy czym jest to wyci­nek cze­goś ogrom­nego, obej­mu­ją­cego zasię­giem impe­ria i cią­gną­cego się przez dzie­się­cio­le­cia aż do dziś. Na koniec – jeden z głów­nych podej­rza­nych na­dal żyje i jest wobec niego pro­wa­dzone śledz­two przez FBI37. Kiedy infor­ma­cje o tej książce dotrą do prasy, mogą wypły­nąć nowe, sen­sa­cyjne fakty. Kto wie, jakie rze­czy mogą jesz­cze ujrzeć świa­tło dzienne? Moja praca nad tą opo­wie­ścią ozna­czała namie­rza­nie luk w poplą­ta­nej paję­czy­nie fak­tów i cią­głe balan­so­wa­nie na gra­nicy pomię­dzy podej­rze­niem a dowo­dem.

Jeden twardy wnio­sek, jaki się wyło­nił, to że Czwarty, kret na naj­wyż­szych szcze­blach CIA, nie jest mitem. Nie można mieć co do tego wąt­pli­wo­ści. Zbyt dużo wia­ry­god­nych pra­cow­ni­ków Agen­cji ma pew­ność co do ist­nie­nia jesz­cze jed­nego kreta, żeby myśleć ina­czej38. Jed­nak nie mam zupeł­nie moż­li­wo­ści usta­le­nia jego toż­sa­mo­ści, dla­tego mogę jedy­nie opi­sać tę histo­rię. I nie­ważne, czy śled­czy namie­rzyli wła­ści­wego podej­rza­nego i czy jest on rze­czy­wi­ście naj­więk­szym zdrajcą w histo­rii Ame­ryki, czy został tylko zmy­ślony przez rosyj­ski wywiad, żeby zwieść CIA i FBI, nie­mniej opo­wieść o spra­wie Czwar­tego wyja­śnia też, jakie są Ame­ryka i Rosja, i obecną sytu­ację na świe­cie.

Trzy

Trzy

Kret – okre­śle­nie podwój­nego agenta zwer­bo­wa­nego lub umiesz­czo­nego w sze­re­gach służby spe­cjal­nej. W krę­gach wywia­dow­czych okre­ślany jako pene­tra­tion (prze­ni­ka­nie, infil­tra­cja).

Lan­gley, Vir­gi­nia, 1991

JEDNĄ Z PRZY­CZYN, dla któ­rych zła­pa­nie arcyz­drajcy Amesa zajęło aż dzie­więć lat – od kiedy zaczął szpie­go­wać dla KGB w 1985 roku do aresz­to­wa­nia w lutym 1994 – był fakt, że CIA odpu­ściło sobie poszu­ki­wa­nie kre­tów KGB. Kiedy upadł mur ber­liń­ski w 1989 roku, histo­ria zbyt­nio przy­spie­szyła, aby agenci mieli czas się nad tym zasta­na­wiać. A potem, po roz­pa­dzie ZSRR w 1991 roku, świat sta­nął na gło­wie, podob­nie CIA. Ści­ga­nie szpie­gów KGB wyszło wtedy z mody.

Milt Bear­den, szef wydziału CIA nad­zo­ru­ją­cego szpie­go­wa­nie Rosji (Cen­tral Eura­sia Divi­sion), okre­ślił wów­czas bitwy sto­czone w cza­sie zim­nej wojny, jej ofiary oraz samą Rosję jako nędz­nych prze­gra­nych. Docho­dziły do nas wtedy infor­ma­cje, że Bear­den zaczął roz­po­wia­dać, że rosyj­skie dupki zostały zmie­szane z bło­tem, a z całego kraju nie zostało nic wię­cej, jak Górna Wolta z ato­mów­kami. Według niego Rosja, tak jak każde pań­stwo z Trze­ciego Świata, potrze­bo­wała od Zachodu raczej pomocy niż wro­gich dzia­łań. Pomimo na­dal nie­wy­ja­śnio­nej utraty sowiec­kich agen­tów w latach 1985–1986, naj­więk­szej klę­ski w histo­rii CIA, Bear­den szcze­rze wie­rzył, że ostat­nią rze­czą potrzebną teraz Rosji i CIA było polo­wa­nie na krety z cza­sów zim­nej wojny. Trzeba mu jed­nak przy­znać, że, jak opi­sał to w swo­jej książce, sta­no­wi­sko to popie­rali jego prze­ło­żeni, któ­rzy chcieli, aby wpro­wa­dził reformę w depar­ta­men­cie i wyko­rze­nił nie­zdrową obse­sję na punk­cie KGB39.

Zawa­diacki mię­śniak z Okla­homy, czę­sto brany za Tek­sań­czyka – taki wła­śnie był Bear­den. Byłem jego pod­wład­nym w Suda­nie, gdzie mogłem obser­wo­wać jego bły­sko­tli­wość. Był to czło­wiek o sze­ro­kich hory­zon­tach, bar­dziej poli­tyk niż pra­cow­nik służb, potra­fił szybko for­mu­ło­wać myśli i uro­kiem oso­bi­stym toro­wać sobie drogę do wła­dzy. Jego talent oka­zał się nie­zbędny, kiedy kie­ro­wał komórką w Isla­ma­ba­dzie, gdzie nad­zo­ro­wał dozbra­ja­nie afgań­skich mudża­he­di­nów, obdar­tych bojow­ni­ków, któ­rzy przy­czy­nili się do początku końca Związku Radziec­kiego. A jeśli cho­dzi o dba­nie o pod­wład­nych, Bear­den był jed­nym z naj­lep­szych sze­fów, jakich mia­łem.

Jed­no­cze­śnie jestem w sta­nie zro­zu­mieć, dla­czego nic nie prze­ko­ny­wało zim­no­wo­jen­nych zatwar­dzia­łych wojow­ni­ków w jego depar­ta­men­cie. A na doda­tek Bear­den otwar­cie poin­for­mo­wał ich, że jego zda­niem Rosja jest dla USA takim samym zagro­że­niem, jeśli cho­dzi o dzia­łal­ność szpie­gow­ską, jak tra­dy­cyjni sojusz­nicy – Niemcy czy Dania. Ozna­czało to ni mniej, ni wię­cej, że przy­szedł czas, aby z tym, co zostało po KGB, obcho­dzić się łagod­nie. Dla wspo­mnia­nych zim­no­wo­jen­nych wojow­ni­ków była to czy­sta here­zja, ale nie mogli nic na to pora­dzić. Bear­den pole­cił odstrzał co do jed­nego rosyj­skich agen­tów CIA w Moskwie. Poja­wiła się nawet plotka, że roz­wa­żał zle­cić ofi­ce­rom pro­wa­dzą­cym odwie­dze­nie ich oso­bi­ście w domach w celu prze­ka­za­nia infor­ma­cji o zwol­nie­niu ze współ­pracy. Inna, jesz­cze bar­dziej nie­po­ko­jąca plotka mówiła o tym, że Bear­den chciał wydać agen­tów rosyj­skim służ­bom. Nic takiego się nie wyda­rzyło, ale Bear­den osta­tecz­nie zakoń­czył pro­wa­dze­nie rosyj­skich ofi­ce­rów wywiadu i odrzu­cał nie­mal każdą pro­po­zy­cję ze strony chęt­nych do szpie­go­wa­nia dla CIA. Wśród takich osób zna­lazł się Wasi­lij Mitro­chin, archi­wi­sta KGB, który wywiózł z Rosji skarb­nicę tajem­nic. Na domiar złego Bear­den naka­zał znisz­cze­nie bazy rosyj­skich danych kontr­wy­wia­dow­czych. Sądził, że nie jest ona już potrzebna, a poza tym Rosja­nie byliby ura­żeni, gdyby dowie­dzieli się, że CIA na­dal nie spusz­cza z nich oka.

Nikt nie śmiał sprze­ci­wiać się Bear­de­nowi, bo jasno dał do zro­zu­mie­nia, że jeśli cho­dzi o stra­te­gię, Rosja jest jego chase gardeé (domena, działka)40. Każdy, kto odwa­żyłby się temu sprze­ci­wić, zostałby usu­nięty z depar­ta­mentu i otrzy­małby syne­kurę za biur­kiem, przy­kła­dowo na kie­runku luk­sem­bur­skim. Sze­re­gowi pra­cow­nicy mogli więc jedy­nie obser­wo­wać z dez­apro­batą, jak Bear­den i całe CIA popa­dają w zauro­cze­nie nowym przy­ja­cie­lem Ame­ryki – Rosją41.

Mając na uwa­dze histo­rię, Bear­den uwzględ­niał jeden wyją­tek, jeśli cho­dzi o szpie­go­wa­nie Rosji – była to poli­tyka Kremla. Otwar­cie i czę­sto narze­kał na nie­zdol­ność CIA do prze­wi­dze­nia upadku muru ber­liń­skiego oraz próby zama­chu stanu prze­ciwko wła­dzy Gor­ba­czowa doko­na­nej przez KGB i rady­kal­nych człon­ków par­tii komu­ni­stycz­nej w sierp­niu 1991 roku. Były to nie­wy­ba­czalne błędy i Bear­den dokła­dał wszel­kich sta­rań, aby nic podob­nego nie zda­rzyło się pod jego kie­row­nic­twem. W związku z tym sądził, że można by zary­zy­ko­wać zwer­bo­wa­niem szpiega z rządu Borysa Jel­cyna, a może nawet jakie­goś wyso­kiego rangą gene­rała, aby mieć oko na rosyj­ską armię. Ale poza tym jed­nym przy­pad­kiem Bear­den zakoń­czył zim­no­wo­jenne tajem­ni­cze gierki: KGB się skoń­czyło i nie było sensu o tym dalej dys­ku­to­wać.

Wspo­mniani zim­no­wo­jenni wojow­nicy mimo wszystko w czę­ści zga­dzali się z Bear­de­nem. CIA rze­czy­wi­ście nie zdo­łało prze­wi­dzieć zama­chu stanu z sierp­nia 1991. Jed­nak mieli kontr­ar­gu­ment w tej spra­wie, a mia­no­wi­cie: nie było to moż­liwe, gdyż Agen­cja nie miała w tam­tym cza­sie w Moskwie war­to­ścio­wych rosyj­skich agen­tów, w dużej mie­rze z powodu strat ponie­sio­nych w latach 1985–1986. Ich argu­men­ta­cja spro­wa­dzała się do tego, co ich zda­niem powinno być oczy­wi­ste dla Bear­dena: CIA nie mogło zwer­bo­wać źró­dła na Kremlu bez uprzed­niego oczysz­cze­nia wła­snych sze­re­gów z rosyj­skich kre­tów, a jedy­nym spraw­dzo­nym spo­so­bem, by to osią­gnąć, było zwer­bo­wa­nie rosyj­skiego szpiega, który miał wie­dzę na ich temat. Sytu­acja ule­gła takiemu zaostrze­niu, że zastępca Bear­dena, Paul Red­mond, zapro­po­no­wał mu debatę na temat korzy­ści ze szpie­go­wa­nia KGB. Roz­da­wał nawet w depar­ta­men­cie ulotki na temat tego wyda­rze­nia. Bear­den wkrótce jed­nak odsu­nął Red­monda i skie­ro­wał go do kontr­wy­wiadu42, aby nie zawra­cał nikomu głowy i zajął się tym, co naprawdę lubił: poszu­ki­wa­niem rosyj­skich szpie­gów.

Red­mond zapa­mię­tał te wyda­rze­nia ina­czej. Opo­wia­dał mi, że to Tom Twet­ten, szef depar­ta­mentu ope­ra­cyj­nego, usu­nął go z wydziału odpo­wie­dzial­nego z ope­ra­cje rosyj­skie. Miał go wezwać pew­nego dnia na siódme pię­tro i nawet nie pro­po­nu­jąc, żeby usiadł, prze­ka­zał, że jest „zbyt angle­toń­ski” do tej pracy. Porów­nał go w ten spo­sób do Jamesa Jesusa Angle­tona, byłego szefa wydziału kontr­wy­wia­dow­czego, który bar­dzo namie­szał w CIA w poszu­ki­wa­niu kre­tów KGB. Red­mond twier­dził, że w pew­nym momen­cie Twet­ten nawet pró­bo­wał prze­nieść Angle­tona do Bang­koku43, ale ten odmó­wił. Nie­ważne, czy to Bear­den, czy Twet­ten, sprawa spro­wa­dzała się do jed­nego: wete­rani kontr­wy­wiadu, jak Red­mond, mieli świa­do­mość cze­goś, czego nie chcieli dostrzec ich prze­ło­żeni, a co stało się oczy­wi­ste po aresz­to­wa­niu Amesa.

Tym, co mar­twiło zim­no­wo­jen­nych wojow­ni­ków pozo­sta­łych po refor­mie w depar­ta­men­cie Bear­dena, był fakt, jak CIA nie­wiele wie­działo na temat rosyj­skich służb wywia­dow­czych, głów­nie z powodu ich ogrom­nego roz­miaru i roz­pię­to­ści. W swo­ich naj­lep­szych latach, w 1988 roku, KGB zatrud­niało 480 tysięcy ofi­ce­rów i żoł­nie­rzy44. Jeśli dodać do tego setki tysięcy infor­ma­to­rów i współ­pra­cow­ni­ków, służba ta była jak Lewia­tan trudna do obję­cia umy­słem nawet dla samych Rosjan. Nic dziw­nego, że jak cały Zwią­zek Radziecki, także KGB cecho­wały biu­ro­kra­tyczna nie­wy­dol­ność i mimo­wolne błędy, jed­nak miało ono wystar­cza­jąco dużo bystrych ofi­ce­rów, goto­wych z odda­niem słu­żyć Związ­kowi Radziec­kiemu, w tym pro­wa­dzić wysoko posta­wio­nych podwój­nych agen­tów, jakim był Czwarty, aby nie dać się zła­pać. KGB potra­fiło być bar­dzo dobre, kiedy miało taką potrzebę. Nie wia­domo było, kto dla nich szpie­guje, a kto nie.

Kiedy w paź­dzier­niku 1991 Gor­ba­czow decy­do­wał o roz­wią­za­niu KGB, miał na celu przy­tę­pie­nie jego pazu­rów. Naj­bar­dziej rady­kalną zmianą było odcię­cie kontr­wy­wiadu (Pierw­szego Zarządu Głów­nego) od wywiadu (Dru­giego Zarządu Głów­nego). Drugi Zarząd otrzy­mał osta­tecz­nie nazwę FSB, a Pierw­szy – SWR. Zgod­nie z ustawą KGB powinno zmniej­szyć liczeb­ność, stać się cie­niem daw­nego sie­bie. Jed­nak sprawy poto­czyły się ina­czej. Jako dowód można przy­to­czyć tu fakt, że w 1999 roku Putin, chcąc prze­jąć wła­dzę, posta­wił wła­śnie na FSB. A jeśli cho­dzi o SWR, to ni­gdy nie zwol­niło ono tempa w wer­bo­wa­niu i pro­wa­dze­niu agen­tów na całym świe­cie. Można powie­dzieć, że obec­nie jest jesz­cze bar­dziej sku­teczne, bio­rąc pod uwagę zaan­ga­żo­wa­nie oli­gar­chów i ich setki miliar­dów dola­rów skie­ro­wane do finan­so­wa­nia najbar­dziej prio­ry­te­to­wych ope­ra­cji. Dowo­dem na to może być cho­ciażby zaan­ga­żo­wa­nie rosyj­skiego wywiadu w kam­pa­nię pre­zy­dencką Trumpa w 2016 roku.

Jel­cyn miał moż­li­wość zasto­so­wa­nia gła­sno­sti w KGB, ale poza ujaw­nie­niem czę­ści histo­rycz­nych doku­men­tów i roz­gła­sza­niem, jak to znisz­czona została sta­li­now­ska bez­pieka, rewan­ży­ści KGB kon­ty­nu­owali dzia­łal­ność, jakby Zwią­zek Radziecki ni­gdy się nie roz­padł. Nie było nawet mowy, aby pozwo­lili Krem­lowi dyk­to­wać sobie zasady pro­wa­dze­nia ope­ra­cji czy, co waż­niej­sze, pod jego pre­sją ujaw­nili toż­sa­mość swo­ich źró­deł oso­bo­wych bądź kom­pro­mi­tu­jące dane na temat obco­kra­jow­ców i Rosjan. Otwar­cie igno­ro­wali wybra­nego przez Jel­cyna szefa KGB, Wadima Baka­tina, nie sta­ra­jąc się nawet ukryć swo­jej nie­chęci przed prasą. Pucz z 1991 roku być może był nie­udany, ale nie w oczach twar­dzieli z wydziału ope­ra­cyj­nego KGB. Utrzy­mali oni pozy­cje i kon­ty­nu­owali to, co potra­fili robić naj­le­piej – szpie­go­wać wro­gów Rosji.

Osoby w CIA, obser­wu­jące tę sytu­ację, mogły dostrzec wystar­cza­jącą liczbę dowo­dów, że KGB doko­nało jedy­nie tak­tycz­nego wyco­fa­nia, aby zapla­no­wać powrót. Poza zmianą na sta­no­wi­skach oraz zaprze­sta­niem doko­ny­wa­nia egze­ku­cji i wysy­ła­nia milio­nów do guła­gów orga­ni­za­cje powstałe po roz­wią­za­niu KGB były w zasa­dzie takie same, jak utwo­rzona przez Lenina 5 grud­nia 1917 roku bez­względna służba bez­pie­czeń­stwa, trzy­ma­jąca Rosję w żela­znym uści­sku. Ni­gdy nie zaprze­stały bez­praw­nej dzia­łal­no­ści czy prze­mocy. Dowo­dzą tego cho­ciażby nie­dawna fala doko­na­nych przez rosyj­ski wywiad zama­chów, środ­ków aktyw­nych (sabo­taż poli­tyczny i eko­no­miczny) oraz eks­plo­zje w Cze­chach. Poza tym, w odróż­nie­niu od ame­ry­kań­skiego wywiadu, strona rosyj­ska na­dal potrafi chro­nić swoje tajem­nice. Okre­śle­nie KGB jako czar­nej dziury mocno mija­łoby się z prawdą, gdyż ter­min ten nie­sie ze sobą opty­mi­styczne zało­że­nie, że pew­nego dnia pojawi się ktoś z latarką i zapro­po­nuje nam pomoc w oświe­tle­niu tej dziury. Wydaje się, że Jel­cyn rze­czy­wi­ście dał z sie­bie wszystko, jed­nak osta­tecz­nie KGB oka­zało się praw­dziwą czarną dziurą, nie­prze­pusz­cza­jącą świa­tła. Jak­kol­wiek byśmy go jed­nak nazwali, prawda jest taka, że był to po pro­stu kult. (Wła­śnie dla­tego pozwa­lam sobie uży­wać nazwy „KGB” nawet w odnie­sieniu do wyda­rzeń z cza­sów już po roz­pa­dzie tej służby).

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Yevge­nia Albats, The State Within a State (New York: Far­rar, Straus i Giroux, 1944), str. 298: „24 paź­dzier­nika 1991 roku, dwa mie­siące przed tym, jak Zwią­zek Radziecki prze­stał ist­nieć, Michaił Gor­ba­czow zatwier­dził prze­pisy for­mal­nie koń­czące dzia­łal­ność KGB. Zamiast ter­minu »likwi­da­cja« użyto w nich okre­śle­nia »dez­in­te­grat­siya« (dez­in­te­gra­cja)”. [wróć]

Gor­don Cor­rera, Rus­sian Among Us (New York: Wil­liam Mor­row, 2020), str. 57: „W 1993 roku Zapo­roż­skij, cho­ciaż nie znał nazwi­ska zdrajcy, prze­ka­zał infor­ma­cję, która przy­czy­niła się do iden­ty­fi­ka­cji kreta umiesz­czo­nego przez KGB i SWR w ame­ry­kań­skiej wspól­no­cie wywia­dow­czej”. Max poja­wia się w książ­kach: Bry­ana Den­sona, The Spy Son (New York: Atlan­tic Mon­thly Press, 2015) oraz Gusa Russo i Erica Dez­en­halla Best of Ene­mies (New York: Twe­lve, 2018), jed­nak obie pozy­cje zawie­rają błędy doty­czące jego osoby. Den­son na przy­kład pisze, że był on w „pierw­szym wydziale (odpo­wie­dzial­nym za Stany Zjed­no­czone) zarządu kontr­wy­wiadu SWR”, pod­czas gdy Zapo­roż­skij ni­gdy tam nie pra­co­wał ani nie miał bez­po­śred­niego dostępu do spraw zawią­za­nych z USA, jak tych doty­czą­cych Amesa, Hans­sena i Czwar­tego. Z kolei Russo myli Maxa z Aven­ge­rem, innym agen­tem, który pojawi się w dal­szej czę­ści tej książki. [wróć]

Cho­ciaż uży­wam ter­minu „podwójny agent”, dowie­dzia­łem się od Paula Red­monda, że CIA tak ich nie okre­śla, wybie­ra­jąc raczej ter­min pene­tra­tions (pene­tra­tion – prze­ni­ka­nie, infil­tra­cja). Pod­czas pracy w CIA także sam o nich tak mówi­łem, ale w książce uży­wam ter­minu z języka potocz­nego. [wróć]

Roz­mowa z Dianą Wor­then. [wróć]

Roz­mowa z Mar­kiem Spark­ma­nem. [wróć]

Roz­mowa z Laine Ban­ner­man. [wróć]

Den­son, The Spy Son, str. 296: „Zapo­roż­skij prze­ka­zał infor­ma­cje, które pomo­gły wła­dzom USA namie­rzyć Roberta Hans­sena i innych ukry­tych rosyj­skich agen­tów w ame­ry­kań­skich krę­gach wywia­dow­czych, w tym Aldri­cha Amesa, na co wska­zują opu­bli­ko­wane dane”. [wróć]

Roz­mowa z ofi­cer CIA. [wróć]

Roz­mowa z Sandy Gri­mes. [wróć]

Roz­mowa z eme­ry­to­wa­nym agen­tem spe­cjal­nym FBI Del­lem Spry’em. [wróć]

San­dra Gri­mes i Jeanne Ver­te­feu­ille, Circle of Tre­ason (Anna­po­lis: Naval Insti­tute Press, 2012), str. 144: „Szczę­śli­wie w 1993 roku otrzy­ma­li­śmy dodat­kowe infor­ma­cje. I cho­ciaż nie iden­ty­fi­ko­wały one Amesa, jed­nak wska­zy­wały wła­śnie na niego. Uspo­ko­iły także tych, któ­rych nie prze­ko­ny­wały wyniki naszych prac ana­li­tycz­nych, i osta­tecz­nie przy­czy­niły się do otwar­cia przez FBI peł­no­wy­mia­ro­wego śledz­twa w spra­wie Amesa”. [wróć]

Rolf Mowatt-Lars­sen, A State of Mind (Town­ship, NJ: Book­Baby, 2020), str. 145: „Wszel­kie nadzieje na pro­duk­tywną współ­pracę łącz­ni­kową zostały pogrze­bane”. [wróć]

Kim­berly Dozier, „How Moscow’s Spies Keep Duping Ame­rica-Over and Over Again” („Daily Beast”, 25 czerwca 2017). [wróć]

Tim Weiner, David John­ston i Neil A. Lewis, Betrayal (New York: Ran­dom House, 2014), str. 217: Śled­czy utknęli z rapor­tem koń­co­wym. Aż pod koniec stycz­nia 1993 roku CIA otrzy­mało intry­gu­jący raport od wysoko posta­wio­nego źró­dła w Moskwie. Źró­dło to, które na­dal pra­cuje dla CIA, nie ziden­ty­fi­ko­wało kreta z nazwi­ska ani nie dostar­czyło Agen­cji dowo­dów. Jed­nak jego donie­sie­nia wpi­sy­wały się ide­al­nie we wnio­ski śled­czych”. [wróć]

Roz­mowa z Davi­dem Rol­phem. [wróć]

Roz­mowa tele­fo­niczna z Juri­jem Kosz­ki­nem, byłym ofi­ce­rem rosyj­skiego wywiadu. [wróć]

Roz­mowa z Laine Ban­ner­man. [wróć]

Roz­mowa z Joh­nem Mac­Gaf­fi­nem, ówcze­snym sze­fem CE, który prze­wo­dził dele­ga­cji CIA pod­czas spo­tkań z Rosja­nami. Zapa­mię­tał on, że Max prze­ka­zał trop doty­czący Amesa/Bogoty/Cara­cas pod­czas węd­ko­wa­nia z Cor­bi­nem. [wróć]

Roz­mowa z Laine Ban­ner­man. Ponadto Paul Red­mond powie­dział mi, że któ­re­goś dnia wcze­śnie rano Max i Cor­bin wybrali się węd­ko­wać na muchę. [wróć]

Gri­mes/Ver­te­feu­ille, Circle of Tre­ason, str. 132: „Ofi­ce­ro­wie KGB, a potem SWR, któ­rzy jeź­dzili na spo­tka­nie z Ame­sem, uży­wali pseu­do­ni­mów, jed­nak z jakie­goś powodu jeden z nich użył w trak­cie wyjazdu do Bogoty swo­jego praw­dzi­wego nazwi­ska. Byli­śmy w sta­nie potwier­dzić, że był tam w tym samym cza­sie co Rick, gdyż Rick nie krył się ze swoją podróżą, tłu­ma­cząc ją jakimś bła­hym powo­dem”. [wróć]

Roz­mowa z Dic­kiem Cor­bi­nem. [wróć]

Gri­mes/Ver­te­feu­ille, Circle of Tre­ason, str. 144. Patrz wyżej. [wróć]

Ten­nent Bagley, Spy Wars (New Haven: Yale Uni­ver­sity Press, 2008), str. 225: „Wtedy obu­dził się anioł stróż Lan­gley, ujrzał ich poło­że­nie i zesłał z nieba cud w postaci nowego, auten­tycz­nego źró­dła z KGB. Ono wska­zało im kreta KGB w sze­re­gach CIA”. [wróć]

Gri­mes/Ver­te­feu­ille, Circle of Tre­ason, str. 145: „12 maja 1993 roku FBI otwo­rzyło peł­no­wy­mia­rowe śledz­two prze­ciwko Ame­sowi”. Publicz­nie infor­ma­cje o tym, które dowody spra­wiły, że FBI zde­cy­do­wało wnio­sko­wać o zgodę na pod­słuch tele­fonu Amesa, zain­sta­lo­wa­nie ukry­tej kamery w jego biu­rze i prze­szu­ka­nie jego domu, róż­nią się od sie­bie. Żaden z moich roz­mów­ców nie pamięta dokład­nego prze­biegu wyda­rzeń. A jeden z agen­tów FBI uczest­ni­czący w śledz­twie powie­dział, że nie wie nic na temat tropu Maxa i Cara­cas. [wróć]

Gri­mes/Ver­te­feu­ille, Circle of Tre­ason, str. 144. Patrz wyżej. Ponadto: Russo/Dez­en­hall, Best of Ene­mies, str. 8: „Alek­sandr Zapo­roż­skij, praw­do­po­dobny Aven­ger (ur. 1951) – Zapo­roż­skij został ska­zany w Rosji za prze­ka­za­nie w 1993 roku FBI i CIA infor­ma­cji, która mogła dopro­wa­dzić do aresz­to­wa­nia Aldri­cha Amesa. Od każ­dej ze służb miał otrzy­mać po milio­nie dola­rów. KGB aresz­to­wało Zapo­roż­skiego w 2001 roku. Został on ska­zany na osiem­na­ście lat wię­zie­nia. W 2010 roku został zwol­niony w ramach wymiany więź­niów, po czym wyje­chał do USA. Obec­nie mieszka we wschod­niej czę­ści Sta­nów Zjed­no­czo­nych”. Jak już wspo­mnia­łem wcze­śniej, Aven­ger nie był kryp­to­ni­mem Zapo­roż­skiego. [wróć]

Milt Bear­den and James Risen, The Main Enemy (New York: Ran­dom House, 2003), str. 529: „Nie­unik­nio­nym wnio­skiem jest, że ist­niał Czwarty – dotych­czas nie­zi­den­ty­fi­ko­wany zdrajca, który mógł już opu­ścić Lan­gley lub po pro­stu zaprze­stać dzia­łal­no­ści szpie­gow­skiej do 1986 roku”. Rów­nież Milt Bear­den, No Letup in Search for „the4th Man”, „Los Ange­les Times”, 15 czerwca 2003. [wróć]

Jeden z przy­kła­dów: David Wise, Thirty Years Later We Still Don’t Truly Know Who Betrayed These Spies, „Smi­th­so­nian Maga­zine”, listo­pad 2015. [wróć]

Bear­den, No Letup In Search for „the 4th Man”. [wróć]

Roz­mowa z Mikiem Sulic­kiem. [wróć]

Roz­mowa z sze­fem dele­ga­tury we wspo­mnia­nym wschod­nio­afry­kań­skim pań­stwie, w któ­rym poznano Maxa. [wróć]

Roz­mowy z ofi­ce­rami pro­wa­dzą­cymi CIA, któ­rzy zaj­mo­wali się sprawą Maxa. [wróć]

Roz­mowa z sze­fem zespołu ds. rosyj­skich. [wróć]

Wymiana wia­do­mo­ści mailo­wych z byłym ofi­ce­rem MI6, który pra­co­wał w wydziale ope­ra­cji na kie­runku rosyj­skim. [wróć]

Michael J. Sulick, Ame­ri­can Spies (Washing­ton, DC: Geo­r­ge­town Uni­ver­sity Press, 2020), str. 195: „W CIA pano­wało takie samo nie­do­wie­rza­nie, jakie funk­cjo­no­wało w prze­szło­ści w kontr­wy­wia­dzie, czyli brak wiary w moż­li­wość szpie­go­wa­nia jed­nego ze swo­ich na rzecz wroga. Mając w pamięci tzw. polo­wa­nia Angle­tona na cza­row­nice z lat sie­dem­dzie­sią­tych, CIA jesz­cze mniej niż jego sio­strzane insty­tu­cje było skłonne podej­rze­wać, że ma szpiega na pokła­dzie”. [wróć]

Roz­mowa z byłym sze­fem wydziału CIA ds. ope­ra­cji rosyj­skich. [wróć]

Roz­mowa z Giną Haspel, która twier­dzi, że była infor­mo­wana na temat rosyj­skiego kreta w depar­ta­men­cie ope­ra­cyj­nym CIA przez sze­fów depar­ta­mentu kontr­wy­wia­dow­czego (Marka Kel­tona i Cindy Webb). Nie uży­wała ona jed­nak ter­minu „Czwarty”, jak rów­nież nie podała, kim był podej­rzany. Dodała, że nie ma wie­dzy na temat pro­wa­dzo­nego obec­nie przez FBI śledz­twa ws. Paula Red­monda. [wróć]

Potwier­dziło to wiele źró­deł. Wywiad z Red­mon­dem potwier­dził, że było pro­wa­dzone śledz­two w przed­mio­to­wej spra­wie. Poza tym Red­mond powie­dział mi, że miał świa­do­mość, że FBI chce z niego zro­bić rosyj­skiego szpiega. Jego zda­niem pro­blem FBI pole­gał na tym, że jego funk­cjo­na­riu­sze są raczej poli­cjan­tami niż śled­czymi ści­ga­ją­cymi szpie­gów, a poza tym więk­szość z nich jest nie­kom­pe­tentna. Nie będę tutaj cyto­wał Red­monda, ale uży­wał wul­ga­ry­zmów, mówiąc o agen­tach, któ­rzy pra­co­wali nad spra­wami Amesa i Czwar­tego. [wróć]

Corera, Rus­sians Among Us, str. 118. [wróć]

Bear­den/Risen, The Main Enemy, str. 354–365: „Stolz i Twet­ten wie­dzieli, że szef wydziału (ds. Europy Wschod­niej) musiał zacząć patrzeć z szer­szej per­spek­tywy w poszu­ki­wa­niu takiej poli­tyki wywiadu, któ­rej pożą­dali poli­tycy w Waszyng­to­nie, bory­ka­jący się z coraz więk­szym tem­pem zmian w sowiec­kim impe­rium. Oba­wiali się jed­nak, że kie­row­nic­two depar­ta­mentu jest na­dal za bar­dzo sku­pione na pozy­ska­niu cho­ciaż jed­nej jesz­cze wia­do­mo­ści od szpiega w KGB, że traci z pola widze­nia sze­ro­kie spek­trum sytu­acji. Stolz zdał sobie sprawę, że zarówno Bur­ton Ger­ber, jak i jego zastępca, Paul Red­mond, byli pro­duk­tami tego depar­ta­mentu i dla­tego nie byli odpo­wied­nimi ludźmi do wpro­wa­dze­nia w nim zmian”. [wróć]

Bear­den/Risen, The Main Enemy, str. 454: „(…) pogłę­bia­jący się roz­dź­więk pomię­dzy mną i moim zastępcą. Rok po moim powro­cie do depar­ta­mentu (SE Divi­sion) zaczą­łem się mar­twić, że Red­mond oraz parę innych osób utknęło w pętli czasu. Czy nie rozu­mieli, że rewo­lu­cje, które prze­to­czyły się przez Europę Wschod­nią, dopro­wa­dzą do zmiany misji CIA? Przy­kra prawda była taka, że zamknięte śro­do­wi­sko depar­ta­mentu trzy­mało się kur­czowo zim­nej wojny”. [wróć]

Bear­den/Risen, The Main Enemy, str. 63: „W zasa­dzie nie­któ­rzy w Lan­gley postrze­gali mnie raczej jako kow­boja z Trze­ciego Świata, bar­dziej nada­ją­cego się do zaku­rzo­nych ope­ra­cji pod przy­kry­ciem niż reali­zo­wa­nych po cichu dzia­łań ope­ra­cyj­nych w nie­przy­ja­znym oto­cze­niu”. [wróć]

Bear­den/Risen, The Main Enemy, str. 364–365. Patrz wyżej. [wróć]

Roz­mowa z Pau­lem Red­mon­tem. [wróć]

Bri­tan­nica.com. [wróć]