Dam sobie radę - Ilona Gołębiewska - ebook + książka
NOWOŚĆ

Dam sobie radę ebook

Ilona Gołębiewska

4,3

189 osób interesuje się tą książką

Opis

Internetowy sukces, który jest spełnieniem marzeń.

Życie oparte na pozorach.

Zagubienie, niespełniona miłość, wielka tęsknota.

Magda Kordas mieszka w Wiedniu. Pracuje w firmie Davo, zajmującej się projektami marketingowymi. Żyje w związku z dużo starszym od niej Karlem. Nie jest to wielka miłość, raczej układ oparty na wzajemnych korzyściach. Jej życie wydaje się być poukładane. A co najważniejsze, wiedzie je z dala od swojej rodziny.

Michał Zamojski - młody, przystojny, z sukcesami na koncie. On i Magda byli kiedyś parą, która nie widziała świata poza sobą. Zakochani. Zaangażowani. Planujący wspólne życie. Do czasu, kiedy ktoś stanął im na drodze. Tyle wystarczyło, by ich marzenia legły w gruzach. Spotykają się po kilku latach, kiedy wskutek przykrych wydarzeń Magda decyduje się wrócić do Warszawy i zatrzymuje się u przyjaciółki Karo. Znowu zaczyna od nowa.

Życie stawia przed nią wiele wyzwań – musi poradzić sobie w nowej pracy, stara się przekuć swoją pasję gotowania w internetową rozpoznawalność i na nowo uczy się stawiać granice matce, która wkracza do jej życia. Pewnego dnia odkrywa również, że Michał mierzy się z ogromną tragedią. Nie myśląc wiele postanawia mu pomóc, czym wywołuje lawinę zdarzeń.

Czy Magda będzie w stanie wybaczyć matce? Czy to prawda, że pierwsza miłość jest tą najważniejszą? Czy warto ryzykować i postawić wszystko na jedną kartę?

Czasami bardzo łatwo pomylić pozorny sukces z tym, co naprawdę jest drogą do szczęścia…

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 300

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (7 ocen)
5
0
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Mirka33124

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
Monika309

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka
00



Projekt okładki: Piotr Wszędyrówny

Redaktor prowadzący: Małgorzata Burakiewicz

Redakcja: Katarzyna Szajowska

Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Beata Kozieł-Kulesza, Jędrzej Szulga

© by Ilona Gołębiewska

© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2024

ISBN 978-83-287-3163-9

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

Wydanie I

Warszawa 2024

–fragment–

Powieść dedykuję M.

Każdy powinien mieć kogoś, z kim mógłby szczerze pomówić, bo choćby człowiek był nie wiadomo jak dzielny, czasami czuje się bardzo samotny.

ERNEST HEMINGWAY

Gdyby w budynku panowała zupełna cisza, z pewnością można by było usłyszeć, jak mocno bije serce Magdy. Tak mocno, że zaczynało brakować jej tchu. Przynajmniej tak jej się wydawało. Próbowała jakoś spowolnić oddech, odliczając w myślach do dziesięciu. Miała w pamięci te wszystkie techniki relaksacyjne, ale jak na złość nie umiała teraz żadnej wykorzystać w praktyce. Nerwowo dreptała niemal w miejscu i ściskała zimne dłonie. Miała też mroczki przed oczami, było jej słabo. Zawsze tak reagowała w podobnych sytuacjach. Wiedziała, że to z powodu stresu.

Gdyby nie zawaliła ważnej kwestii w pracy, to teraz nie stałaby przed drzwiami gabinetu dyrektora, który był jej bezpośrednim przełożonym. Domyślała się, że czeka ją dość niemiła rozmowa. A właściwie porządny ochrzan. Miała nawet przygotowane argumenty na swoją obronę. Może i zawaliła sprawę, ale wynikało to z konkretnych powodów. Zamierzała się wytłumaczyć. W głębi duszy wierzyła, że ta sytuacja awaryjna zakończy się dobrze.

Stała niedaleko przeszklonej ściany. Podeszła do niej. Z tej perspektywy miała idealny widok na przepiękną panoramę Wiednia. Kochała to miasto. Przyjechała tu ponad dwa lata temu i od razu zapałała do tego miejsca uczuciem. Teraz już nie wyobrażała sobie, że mogłaby mieszkać gdzie indziej. Lubiła klimat stolicy Austrii, zabytki, ludzi. Wszystko. Zaczynała od zera. Przyjechała z jedną walizką i wielkimi chęciami. Tyle wystarczyło, by młoda dziewczyna rozwinęła swoje skrzydła. Znała języki, miała już spore doświadczenie w pracy, bo przez całe studia pracowała w dużych firmach. Zrobiła licencjat z filologii angielskiej, marzyła o pracy w dyplomacji. Wyszło inaczej. Zamiast kontynuować studia, wolała wyjechać za granicę i tam dalej zdobywać doświadczenie. Nie chciała mieszkać w Polsce. Głównym powodem była jej rodzina, a dokładnie matka. Wiecznie nieobecna, skupiona na sobie. Wielka gwiazda. Nie miała czasu dla dzieci, męża. Zawsze wybierała siebie. To było męczące.

Jednak zahartowało Magdę. Nauczyło, że jest swoim najlepszym sprzymierzeńcem. Umiesz liczyć, licz na siebie. To było jej życiowe hasło i tego się trzymała. Teraz również. Wiedziała, że popełniła błąd w swojej pracy. Jeszcze do niedawna uważała, że jej się takie rzeczy nie przytrafiają. A jednak. Dostała do nadzoru kontakt z mediami w dużej kampanii reklamowej dla klienta, który wyłożył na nią kilka milionów euro. Wszystko szło zgodnie z planem. Aż jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności nie dopilnowała ważnego terminu. Stało się. Jednak miało swoje konsekwencje. Klient się wściekł. Jej szefostwo również. Jeszcze miała nadzieję, że może wszystko rozejdzie się po kościach. Niestety bardziej prawdopodobne było, że albo porządnie ją ukarzą, albo zwolnią. Nie wiedziała, co gorsze.

– Pani Kordas? – Zza drzwi wychyliła się młoda kobieta, która pracowała na co dzień jako asystentka dyrektora do spraw marketingu. Peter Graf uchodził w całej firmie za wzór porządku i dyscypliny. Tego wymagał od innych.

– Tak. – Magda do niej podeszła.

– Pan Graf panią prosi.

– Oczywiście.

Asystentka zaprowadziła ją do gabinetu dyrektora. Magda na chwilę przed spotkaniem wzięła kilka głębszych oddechów i powtarzała sobie, że wszystko będzie dobrze. Serce waliło jej jeszcze szybciej. Nogi miała jak z waty.

Graf wyglądał na niewzruszonego. Przywitał się z nią poprzez podanie ręki. Polecił, by zajęła miejsce na krześle naprzeciwko jego biurka. Usiadła. Ręce splotła na kolanach. Czuła dziwny lęk, jednak wiedziała, że jest efektem jej zdenerwowania.

– Pani Magdo… – rozpoczął oficjalnie Graf. – Zaprosiłem panią na spotkanie, żeby wyjaśnić zaistniałą niedawno sytuację.

– Ja wiem. Bardzo przepraszam. To na pewno więcej się nie powtórzy. Chyba miałam po prostu gorszy dzień i dlatego popełniłam błąd.

– Wszystko rozumiem. Tylko że pani gorszy dzień będzie kosztował naszą firmę całkiem sporą sumę. Przeprosiny nie wystarczą.

– Przecież klient nie ma wobec nas żadnych roszczeń finansowych.

– To się zmieniło. Wczoraj po południu. Dostaliśmy pismo od jego prawników. Żąda w nim natychmiastowego naprawienia szkody. Inaczej skieruje sprawę do sądu lub będzie chciał mediować w sprawie odszkodowania. – Graf był stanowczy.

– To rzeczywiście zmienia postać rzeczy – przytaknęła mu Magda. – Wiem jedno. Jeśli tylko dostanę szansę naprawienia swojej pomyłki, to na pewno to zrobię – zapewniła, głęboko wierząc, że jest to jak najbardziej możliwe.

– Nie będzie takiej konieczności. Zajmiemy się tym.

– Rozumiem. Ale naprawdę jestem pewna, że dałabym sobie radę.

– Pani podziękujemy.

– Już nawet kontaktowałam się z tą firmą, która… – Magda nie odpuszczała.

– Pani chyba nie rozumie – wszedł jej w słowo Graf.

– To znaczy? – Spojrzała na niego wymownie.

– Zapoznałem się z pani wynikami. Owszem, prowadziła pani kilka projektów ze sporym sukcesem, szczególnie na początku pracy w naszej firmie. Potem pani wyniki spadły. Można powiedzieć, że o połowę. Nie wiem, co jest tego przyczyną. Może po prostu nie chce się pani pracować. – Mówił to nieco władczym tonem.

– Nie. Absolutnie tak nie jest. Daję z siebie wszystko.

– To za mało. No i jeszcze to ostatnie wielkie przeoczenie. Nie możemy sobie więcej pozwolić na takie zaniedbania. Nasza firma to klasa sama w sobie.

– Poprawię się. Miałam ostatnio trochę prywatnych problemów, ale to już za mną.

– Sprawy prywatne nie powinny mieć wpływu na jakość pani pracy. Profesjonalizm to podstawa naszego działania.

– Oczywiście. Żaden błąd się więcej nie powtórzy. Daję słowo. – Magda próbowała jakoś wybrnąć z tej sytuacji.

– Pani chyba wciąż nie rozumie.

– Czego?

– Zwalniam panią. Dzisiaj. Teraz. – W jego głosie można było wyczuć irytację.

– Zwalnia mnie pan? – zapytała z niedowierzaniem.

– Tak. Mamy miesięczny okres wypowiedzenia. Obowiązuje od dzisiaj. Zostały pani do przepracowania dwa tygodnie, w pozostałe dwa wykorzysta pani zaległy urlop. Kadry przekażą pani szczegółowe informacje.

– Kadry… – powtórzyła cicho pod nosem, nie dowierzając w to, co się dzieje.

– Nie miałem wyboru. Dziękuję za współpracę, ale czas się rozstać. W świadectwie pracy nie będziemy wspominać o pani ostatnim niepowodzeniu. To z pewnością ułatwi pani znalezienie nowego zajęcia.

– Tak, na pewno.

– Dziękuję. Życzę powodzenia. – Graf wstał, obszedł biurko i podał jej rękę.

– Również dziękuję. Za wszystko – stwierdziła uprzejmie, choć tak naprawdę miała ochotę powiedzieć zupełnie co innego.

Wyszła z gabinetu dyrektora.

Poczuła, jak do jej oczu napływają łzy. Trzęsły się jej ręce.

Nie chciała, żeby ktokolwiek widział ją w tym stanie. Poszła do łazienki. Tam oparła się lekko o umywalkę. Zerknęła w lustro. W swoim spojrzeniu dostrzegła tak wiele skrajnych emocji. Najwidoczniejszą był strach.

W kadrach dała znać, że bierze urlop na żądanie. Nie miała siły, by znosić ciekawskie spojrzenia i setki pytań, dlaczego ją wyrzucili z roboty. Nie dzisiaj. Wolała się schować przed całym światem i w spokoju lizać rany. Zawsze tak robiła. Jak miała kłopoty, to potrzebowała ciszy i spokoju.

Poszła do pobliskiego parku. Tam przynajmniej była anonimowa. Usiadła na swojej ulubionej ławce. Zamknęła oczy. Skierowała twarz do nieba. Majowe słońce delikatnie muskało jej skórę. Czuła, jak powoli odzyskuje spokój. W myślach przyznała, że nie ma sensu, żeby wyrzucała sobie teraz, co zrobiła dobrze, a co źle. Stało się. Popełniła błąd. Do tego wyrzucili ją z pracy. Zdarza się nawet najlepszym.

Sięgnęła do torebki i wyjęła z niej telefon. Wybrała numer Karla. Swojego faceta. Po kilku sygnałach włączyła się poczta głosowa. Spodziewała się tego. Ostatnio nieustannie się od niej odbijała. Karl albo był bardzo zajęty, albo na jakimś spotkaniu. Przyzwyczaiła się już nawet trochę do tego, że on wiecznie jest poza zasięgiem. Teraz jednak było jej przykro. Chciała mu się wygadać, przekazać wieści o zwolnieniu, usłyszeć słowa otuchy.

Byli ze sobą od ponad roku. Czy to była miłość? Zdecydowanie nie. Raczej partnerski układ, z obustronnymi korzyściami. Karl Moser miał ponad czterdzieści lat, dawał jej poczucie bezpieczeństwa, wspierał finansowo i zapewniał mieszkanie. Ona za to miała do zaoferowania swój młody wiek, nietuzinkową urodę i młodzieńczą energię. Tyle wystarczyło, by mogli żyć ze sobą. Poza tym było im dobrze w łóżku. Tak po prostu.

Jednak od jakichś dwóch miesięcy Karl miał dla Magdy coraz mniej czasu. Dużo pracował, prowadził własną firmę, ciągle się szkolił albo wyjeżdżał służbowo. Z początku nawet jej to odpowiadało. Miała dla siebie całe mieszkanie, a do tego miło spędzała czas na mieście. Karl nigdy jej nie kontrolował. Ufał. Nie musiała mu się spowiadać, co i z kim robi. Była jednak wobec niego bardzo lojalna.

Mimo to coraz częściej czuła się przy nim samotna. Niewidzialna. Zaczęła też myśleć, że z jakichś powodów Karl się od niej odsuwa. Nie znała ich. Na razie nie sprawdzała, co to mogłoby być. Chciała dać mu czas. Teraz sama była rozgoryczona tym, że znowu nie ma pracy i będzie na jego utrzymaniu. Owszem, dzięki tej znajomości miała konkretne zastrzyki gotówki, ale i tak wolała mieć dodatkowo własne pieniądze. Tak na wszelki wypadek. Wstydziła się utraty pracy i nie miała pojęcia, jak to przekaże Karlowi.

W tej samej chwili zadzwonił jej telefon. Myślała, że to Karl. Niestety nie.

– Słucham? – odebrała od niechcenia.

– Cześć, Magda. Właśnie się dowiedziałam. Tak mi przykro – powiedziała Ruth, która pracowała w kadrach, ale tego dnia akurat nie było jej w pracy. Kumplowały się.

– Spoko, jakoś przeżyję.

– Jak się czujesz?

– Sama nie wiem. Jakiś kwadrans temu jak jakiś przegryw, a teraz już mi przeszło. Wiedziałaś o tym, że chcą mnie zwolnić?

– Absolutnie nie. Wczoraj byłam na szkoleniu, potem na zebraniu i nikt nic o tym nie mówił. Zupełna cisza. Kto ci przekazał wieści o zwolnieniu?

– Szanowny pan Graf.

– No tak, można było się spodziewać.

– Sam stwierdził, że decyzję o zwolnieniu podjęto wczoraj. Trudno. Próbowałam jakoś wytłumaczyć, że moja pomyłka się nie powtórzy, ale nie chciał nawet o tym słuchać. Na szczęście nie wpiszą mi tego do akt.

– Dobre i to. Spokojnie, na pewno znajdziesz nową pracę.

– Tak zakładam.

– Gdzie jesteś? Słyszałam, że wzięłaś urlop na żądanie.

– Chciałam ochłonąć. Siedzę w parku. Właściwie to nie wiem, co mam ze sobą dalej zrobić. Może gdzieś pójdę, coś zobaczę, zjem.

– Dobry pomysł. Taki dzień tylko dla ciebie. Odpoczniesz, nabierzesz dystansu. Nowe siły będą ci potrzebne. Domyślam się, że będziesz chciała dalej pracować, a potem weźmiesz urlop. No, chyba że dostaniesz zwolnienie od lekarza.

– Nie potrzebuję. Dam radę. Dzięki za telefon.

– Trzymaj się. Jak usłyszę jutro jakieś plotki, to dam ci znać.

– Jasne, dzięki.

Rozłączyły się. Ta rozmowa pomogła nieco Magdzie, chociaż Ruth była z tych osób, które mogą wywołać niepotrzebną panikę. Ciągle się czymś przejmowała. Mimo to Magda doceniła jej troskę. Ponownie wybrała numer Karla. Odezwała się poczta głosowa. Westchnęła głęboko. Zastanawiała się, co teraz robi jej facet. Wielu możliwości nie było. Albo siedział na jakimś durnym zebraniu, albo omawiał sposoby zarobienia kolejnych milionów.

Już miała wstać, gdy nagle przysiadła się do niej jakaś kobieta. Starsza, za to bardzo elegancka. Pachniało od niej pięknymi perfumami. Wyjęła z torebki niewielkie pudełko, w którym miała pierniki. Ułożyła je na ładnej ściereczce. Policzyła, jakby to miało znaczenie, ile tak naprawdę ich jest. Potem spojrzała na Magdę.

– Poczęstuje się pani? Sama robiłam. Wypiekam je co środę. I tak od trzydziestu lat – pochwaliła się kobieta.

– Dziękuję, na pewno są pyszne. – Magda sięgnęła po jednego i ugryzła. Rzeczywiście smakował obłędnie. – Pochodzę z Polski, tam się jada pierniki.

– Polska. Piękny kraj. Bliski mojemu sercu. Dziadek mojego męża był Polakiem. Do tego bardzo dobrym człowiekiem.

– Pewnie pani mąż sporo wie o Polsce?

– Wiedział. Zmarł rok temu.

– Bardzo mi przykro. Nie chciałam pani urazić.

– Nic nie szkodzi. Staram się z tym pogodzić. Poza tym te pierniki to dla niego. To była taka nasza tradycja. Piekłam pierniki, a potem szliśmy do tego parku i tu razem siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Tradycja piernikowa wzięła się stąd, że na pierwszej randce podarował mi właśnie pierniki. I tak już z nami zostały przez kolejne lata naszego małżeństwa.

– Piękna historia. Można tylko się od państwa uczyć.

– Na miłość jest jeden przepis. Wzajemny szacunek, dbanie o siebie i dużo uśmiechu. Warto wybierać mądrze. Kogoś, kto zawsze będzie blisko nas.

Nie zamierzała zaszyć się w mieszkaniu i rozpaczać. To nigdy nie był jej sposób na złe dni czy porażki. Zawsze dawała sobie chwilę wytchnienia, a potem z nowymi siłami wracała do życia. Poszła zatem do ulubionej kawiarni. Zamówiła latte i usiadła przy stoliku na zewnątrz. Maj zachwycał pięknem i soczystymi odcieniami zieleni. Magda poczuła błogość. Do tego spokój, którego tak bardzo potrzebowała. Mimo dzisiejszej porażki wiedziała, że ze wszystkim sobie poradzi, jak już nie raz i nie dwa w życiu. Zawsze odważnie szła po swoje. Tym razem też nie zamierzała się zatrzymywać. W głowie już snuła plan, co mogłaby robić dalej.

– Czy piękna pani przypadkiem się nie zgubiła? – zagadnął do niej mężczyzna, który pojawił się niczym duch. I to duch z wyjątkowo szelmowskim uśmiechem.

– Rani! Ale mnie nastraszyłeś! Chcesz, żebym dostała zawału? – Magda lekko się na niego oburzyła, ale zaraz potem zaczęła się śmiać.

– Mam same dobre zamiary. Chciałem zaproponować coś na koszt firmy, ale widzę, że już zamówiłaś ulubioną latte. – Mężczyzna przyglądał się jej z wyjątkowym zaciekawieniem.

– Tak. Rozglądałam się, czy jesteś. Miałam nawet zapytać, ale odpuściłam. Uznałam, że może akurat dzisiaj masz wolne.

– Byłem po drugiej stronie ogródka. Tam mamy teraz niezły ruch. Ty jak zwykle zajęłaś swoją ulubioną miejscówkę.

– Przyzwyczajam się do miejsc i do ludzi. Już tak mam. Długo dzisiaj pracujesz?

– Od dziesiątej. Najgorsze przede mną. Jak jest tak ciepło jak dzisiaj, to ludzie chętnie wychodzą do kawiarni czy restauracji. Ale lubię swoją robotę i ten kołowrotek. To co? Może skusisz się na lody? Ode mnie dla ciebie na dobry dzień.

– Dziękuję. W sumie to poproszę. Dzisiaj przyda mi się każde pocieszenie.

– Coś się stało?

– Zaraz ci opowiem.

Rani wrócił do kawiarni po obiecane lody. Magda znowu zapatrzyła się w niebo. Była wdzięczna za to, że ma wokół siebie właśnie takich ludzi jak on. Poznali się w osobliwych okolicznościach, jednak to właśnie one sprawiły, że zaczęli się przyjaźnić.

Magda dobrze pamiętała tamten grudniowy dzień, jakiś tydzień przed świętami. Szła chodnikiem. Nagle zrobiło jej się bardzo słabo. Pociemniało w oczach, w ustach pojawił się gorzki smak. Poczuła, że brakuje jej tchu. Niedaleko był niewielki murek. Usiadła na nim i powoli zdjęła z szyi szeroki szal. Miała wrażenie, że zaraz zemdleje.

Wtedy podszedł do niej jakiś młody mężczyzna. To był właśnie Rani. Zaopiekował się nią. Zadbał o to, by jak najszybciej dobrze się poczuła. Dał jej wody, siedział przy niej. Potem zaprowadził ją do kawiarni Wilde Erdbeere, gdzie pracował. Spędziła tam ponad godzinę i odzyskała formę. Dowiedziała się, że mężczyzna ma na imię Rani. Była mu naprawdę wdzięczna za okazaną pomoc. Potem poszła prosto do pracy.

Wróciła do kawiarni po dwóch dniach, żeby mu serdecznie podziękować. Świetnie im się rozmawiało. Później co jakiś czas wpadała do niego na kawę i coś słodkiego. Tak zyskała bratnią duszę. Zwyczajnie się zakumplowali. Potem ona też mu pomogła w pewnej ważnej sprawie. Mogli na siebie liczyć.

– Proszę bardzo, porządna porcja lodów – oznajmił Rani i postawił na stoliku puchar ze słodkościami. Wyglądały naprawdę smakowicie.

– A jak pójdzie mi w boczki? – zapytała zadziornie.

– Pójdzie gdzie indziej. Poza tym z twoją figurą możesz raz na jakiś czas pozwolić sobie na coś słodkiego. Dzisiaj lody, jutro pączek.

– A za miesiąc będę przeżywała, że się nie mieszczę w ulubione jeansy. Mowy nie ma.

– Masz gwarancję, że tak nie będzie. Próbuj, czy dobre. I opowiadaj, co tam u ciebie – zachęcił ją, po czym się do niej przysiadł. Domyślała się, że jedynie na chwilę.

– Zwolnili mnie dzisiaj z pracy – przekazała od razu, po czym spojrzała mu w oczy.

– Co ty mówisz? Jak to? Dlaczego? Mogli tak po prostu to zrobić? – Rani nie krył swojego oburzenia. Wyraźnie się przejął.

– Zawsze mogą. Takie są zasady gry. Schrzanisz coś, to wylatujesz.

– Schrzaniłaś?

– No tak. Zawaliłam ważny termin, czegoś nie dopilnowałam.

– Nie da się tego jakoś naprawić?

– Próbowałam przekonać do tego dyrektora, ale nic z tego. Właściwie to go nawet rozumiem. Bał się, że jeszcze bardziej wszystko skomplikuję. A że klient duży, z naprawdę wielkimi pieniędzmi, to firma nie może sobie pozwolić na wpadki wizerunkowe.

– Co teraz? Już tam nie wrócisz?

– Muszę. Obowiązuje mnie miesiąc wypowiedzenia umowy. Dwa tygodnie popracuję, a na kolejne dwa wezmę zaległy urlop. Jakoś przeżyję.

– Co dalej? Myślałaś o tym? – Rani zarzucił ją kolejnymi pytaniami.

– Nie. Na razie chciałam ochłonąć. Z początku bardzo się tym przejęłam, a teraz już mi trochę przeszło. Co będzie, to będzie. Na pewno znajdę nową pracę.

– Jestem tego pewny. Powiedziałaś Karlowi?

– Próbowałam. Nie odebrał i nie oddzwonił – wyjaśniła mocno zrezygnowana.

– Pewnie ma dużo roboty.

– Jak zwykle. To też już zaczyna mnie drażnić. Nigdy go nie ma, kiedy go potrzebuję.

– Może po prostu ma taki czas. Zobaczysz, jak będzie dalej. Jak się zachowa.

– Nie mam innego wyjścia.

– Na razie nie podejmuj szybkich decyzji. To nigdy nie jest dobre. Dziś spotkało cię coś niemiłego, jest dużo emocji. Wróć do domu, odpocznij. – Rani chciał dla niej jak najlepiej i bardzo jej współczuł. Widział, że jest bardzo przybita, choć próbowała go zapewniać, że jakoś sobie radzi.

– Masz rację. Dzisiaj wrzucam na luz. Może pójdę do kina, coś zjem, poleniuchuję.

– Sam bym chętnie z tobą poszedł, ale sama wiesz, że mam robotę.

– Jasne. Zajmij się swoimi sprawami. Ja sobie poradzę.

– I niczym się nie zadręczaj.

– To nie w moim stylu. Jutro będę gotowa do działania. Dzisiaj odpuszczam.

– Dobrze gadasz. To co? Może druga kawa? Albo herbata?

– Nie, dziękuję. Na dzisiaj koniec tej rozpusty.

– Okej, to wpadnij jutro. Będzie nasz popisowy sernik.

Do mieszkania wróciła około szesnastej. Po wizycie u Raniego miała w planach kino i samotny obiad, ale szybko przeszła jej na to ochota. Wolała zaszyć się w bezpiecznych czterech ścianach. Tego dnia przeżyła tak wiele skrajnych emocji. Nie lubiła tego. Zawsze potem czuła się tak, jakby ktoś zabrał jej całą energię. Zamierzała odpocząć. Jednak puste mieszkanie nie nastroiło ją zbyt optymistycznie. Domyślała się, że Karl wróci około dwudziestej albo i później. Ostatnio takie posiadówki w pracy zdarzały mu się niemal codziennie. Niby była już do tego przyzwyczajona, ale wciąż ją to drażniło.

Poznali się ponad rok temu na evencie związanym z promocją nowej marki, zorganizowanym w centrum kongresowym. Podszedł do niej, zagadał. W pierwszej chwili zwróciła uwagę, że ma cudowny głos. Męski, chropowaty. Z pewnością mógłby zostać profesjonalnym lektorem. Potem poczuła jego zapach. Aż jej się lekko zakręciło w głowie. Na samym końcu dotarło do niej, że rozmawia z przystojnym mężczyzną, który gapi się na nią tak, jakby była jedyną kobietą na Ziemi.

Naprawdę świetnie im się rozmawiało. Mieli wiele wspólnych tematów, chociaż jak się szybko okazało, Karl był od niej dużo starszy. To nie było jednak żadną przeszkodą. Zaprosił ją, by wypili wspólnie kawę. Gadali do samego rana. Kiedy wychodzili z imprezy, Magda pomyślała, że właśnie spotkała kogoś wyjątkowego.

Mimo że nie chciała się spieszyć, to zamieszkali ze sobą już po miesiącu znajomości. Karl sam to zaproponował. Przystała na jego pomysł, tym bardziej że wtedy średnio miała się gdzie podziać. Wciąż była młodą emigrantką z Polski, która z trudem się dorabiała. Karlowi w niczym to nie przeszkadzało. W pewnym sensie to był układ, bo z pewnością nie miłość. Raczej szacunek, przywiązanie, wzajemna troska.

Miała słabość do starszych mężczyzn. Kojarzyli jej się z bezpieczeństwem i opieką. Poza tym dawali stabilizację, której tak bardzo pragnęła. Finansową i emocjonalną. Nie było jakichś wielkich dram, kłótni. Czasami wręcz wiało nudą, ale ona to lubiła. W przeciwieństwie do swoich rówieśników była zdecydowanie dojrzalsza. Dlatego też szukała dojrzałych mężczyzn. Karl spełniał jej oczekiwania. Jednak ostatnio między nimi nie działo się za dobrze, i to coraz częściej ją niepokoiło.

Poszła do garderoby, którą Karl zrobił specjalnie dla niej. Przebrała się w wygodny dres, wiedząc, że resztę dnia spędzi przed telewizorem. Gdyby był Karl, z pewnością wyszliby na miasto, zjedli dobrą kolację, napili się wina. Teraz jednak była skazana na samotność. Znowu wybrała jego numer. Jak zwykle włączyła się poczta głosowa. Magda się wściekła. Poszła do kuchni, żeby odgrzać sobie zupę. W tej samej chwili zadzwonił jej telefon.

– Chyba przyciągnęłam cię myślami – rzuciła wesoło Magda do słuchawki. Dzwoniła jej przyjaciółka Karo, Karolina Braniewska. Studiowały razem na jednym roku i od tamtej pory wyjątkowo dbały o swoją relację. Na Karo zawsze można było liczyć.

– Chcesz mi powiedzieć, że przeze mnie nie śpisz po nocach i o mnie rozmyślasz w ciągu dnia? – zaśmiała się Karo, pociągając lekko nosem.

– Aż tak to nie. Ale pomyślałam sobie dzisiaj, że dobrze by było mieć cię blisko.

– Miło.

– Chora jesteś? Pociągasz nosem.

– Coś mnie dopadło, ale się nie daję. Wczoraj zmokłam. W Warszawie mamy niezbyt udaną pogodę. Pochmurno od dwóch dni. Ale nie marudzę. Maj to maj, jest pięknie.

– Tu słonecznie. Dzisiaj siedziałam w ogródku kawiarnianym i było cudownie.

– Smutna jesteś? Poznaję po głosie.

– Może lepiej usiądź. Wieści nie są dobre. – Magda nie kryła rozczarowania.

– Jeju, nie strasz mnie. Co się stało?

– Zwolnili mnie dzisiaj z roboty. Za tę wpadkę, o której ci ostatnio mówiłam.

– A to dziady jedne. I nic się nie da z tym zrobić?

– Niby co? Decyzja podjęta, kwity wręczone. Mam się pakować.

– Jak się z tym czujesz?

– Bo ja wiem… Rano to przeżywałam, a teraz chyba już mam to gdzieś. Coś przecież znajdę. W reklamie jest sporo pracy. Tak mi się przynajmniej wydaje.

– Na pewno szybko dostaniesz nową posadę. Jak zareagował Karl?

– Nijak. Jeszcze nie rozmawialiśmy. Jest tak zapracowany, że nawet nie ma czasu, żeby odebrać ode mnie telefon.

Zapadła cisza. Magda czuła, jak w gardle rośnie jej gula. Do oczu napłynęły łzy. Nie chciała pogrążać się w smutku, ale sama myśl, że Karl się nią nie interesuje, sprawiła jej przykrość.

– Cóż mogę powiedzieć… facet przegina. Tylko praca i praca. Co on sobie myśli? Że młoda i piękna laska będzie czekała na niego całe wieki? – Karo nie kryła oburzenia.

– Trudno zgadnąć, co tam mu siedzi w głowie. Ostatnio mało ze sobą rozmawiamy. Wszystkiego jest mało. Nawet seksu – poskarżyła się Magda.

– Może on ma jakieś problemy? Faceci po czterdziestce czasami zawodzą. Wiesz, co mam na myśli.

– Nie, to nie to.

– Może ma inną? Zdradza cię? – wypaliła bez namysłu Karo, szybko tego żałując.

– Raczej bym się zorientowała. Poza tym ma tyle roboty na głowie, że raczej już by nie znalazł czasu na panienki.

– Może po prostu z nim pogadaj. Tak szczerze.

– Próbuję, ale zawsze jest jakaś wymówka. Ale dobrze, zaczekam do weekendu i wtedy zapytam go, co sądzi o naszej relacji i jak to dalej widzi.

– Szczerość to podstawa. Facet ewidentnie cię ostatnio zaniedbuje. Tak nie może być.

– Mam już tego serdecznie dosyć. Dobra, koniec marudzenia. Co tam u ciebie? Jak w nowej pracy? Poderwałaś jakiegoś przystojniaka? – zapytała z zaciekawieniem Magda.

– Sami nudziarze. Powiem ci, że dyplomacja to taki kawałek chleba, gdzie trzeba się droczyć z różnymi ważniakami. Wcale nie żałuj, że nie poszłaś tą drogą – zapewniła ją Karo i zakasłała. Ewidentnie coś ją brało.

– Może kiedyś do tego wrócę. No ale zazdro, że pracujesz w ambasadzie.

– Na razie na okresie próbnym. Zobaczymy, jak będzie dalej. Nie chcę się zawieść.

– Jak zwykle powalisz wszystkich na kolana.

– No nie wiem. Na razie każą mi nosić stosy dokumentów i brać udział w bankietach.

– Przecież lubisz takie imprezy.

– Niby tak, ale chyba się już starzeję i średnio mi się chce biegać w tych kieckach. – W głosie Karo dało się wyczuć znudzenie.

– Moje biedactwo… tak się poświęcasz – zażartowała z niej Magda.

– Żebyś wiedziała. Lepiej powiedz, kiedy odwiedzisz mnie w Warszawie.

– Wiesz, że nie przepadam za tym miastem.

– Za to ono cię kocha i tęskni.

– Ta, jasne. Ale chyba wybiorę się latem. Oczywiście wyłącznie do ciebie. Chyba że ty pierwsza odwiedzisz mnie. – Magda od dawna na to nalegała.

– Jak mi dadzą wolne, to chętnie. Ale na razie muszę się wykazywać. Jak dostanę etat, to wtedy zaszaleję.

– Czyli niedługo. A jak twoje życie uczuciowe?

– Ugór. Nic. Zero. Faceci są do bani i szkoda na nich życia.

– Słyszę to od ciebie od jakichś dwóch lat.

– No i zdania nie zmienię. Do łóżka zawsze się jakiś znajdzie. A do życia na razie żaden mi nie jest potrzebny.

– Jak się zakochasz, to zmienisz zdanie.

– Prędzej odwiedzą nas kosmici – obruszyła się z lekka Karo i zaczęła się głośno śmiać.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz