Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Mocna, intrygująca, sensualna. "Zmysły" to pełna namiętności i zwrotów akcji opowieść o tym, że czasami w swoim życiu możemy spotkać kogoś, kto odmieni nas już na zawsze.
On ma za sobą złą przeszłość. Każdy dzień jest dla niego wyzwaniem. Nieustannie goni za utraconym przed laty szczęściem. Odskoczni szuka w zespole rockowym, szybkich motocyklach i ryzykownych decyzjach. Rządzą nim emocje. Ona buduje szczęście na pozorach. Jej życie przypomina złotą klatkę. Ma wszystko – wyjątkowego mężczyznę u boku, dobrą pracę, beztroską codzienność. Jednak czuje się zagubiona i nie potrafi walczyć o to, czego tak naprawdę pragnie.
Eliza i Natan są dowodem na to, że przeciwieństwa się przyciągają. Łączy ich jedynie muzyczna pasja – ona jest wokalistką w MovieBand, on gra w zespole rockowym Husaria. Poznają się w zaskakujący sposób. Z czasem zaczynają występować w warszawskim klubie Granda. Rodzi się pomiędzy nimi uczucie pełne emocji i namiętności. Wbrew rozsądkowi i wszelkim zasadom. Na drodze do ich szczęścia staną źli ludzie, misternie utkana intryga, rodzinny dramat i mroczne tajemnice z przeszłości.
Czy mimo wszystko będą potrafili zawalczyć o swoją tak wyczekiwaną miłość?
Dla kogoś wyjątkowego, kto daje nam nadzieję i doprowadza do utraty zmysłów, można zmienić całe swoje życie. Ale czy to wystarczy, żeby osiągnąć szczęście i naprawdę szczerze pokochać?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 380
Projekt okładki: Pola i Daniel Rusiłowiczowie
Redaktor prowadzący: Małgorzata Burakiewicz
Redakcja: Ita Turowicz
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Lilianna Mieszczańska
© by Ilona Gołębiewska
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2021
ISBN 978-83-287-1629-2
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2021
fragment
Wszystkim tym, którym w duszy gra muzyka
I moim serdecznym przyjaciołom…
w podziękowaniu za to, że byli, są i będą
Kochać to chcieć przemierzyć cały świat we dwoje,
po to, by nie było miejsca na ziemi wolnego
od wspólnych wspomnień.
ERNEST HEMINGWAY
Samotność jest jak labirynt bez wyjścia.
Czasami brak tylko tej jednej jedynej osoby, a czujesz się tak, jakby na świecie nie było już nikogo.
Chcesz poczuć jej dotyk, zapach, oddech.
I już wiesz, że jeśli ją spotkasz, to pójdziesz za nią choćby do piekła.
Szukasz, błądzisz, zadajesz pytania.
Zasypiasz i budzisz się z tęsknotą za kimś, kto zrozumie cię bez słów.
Teraz tak właśnie się czuję. To boli. Niszczy moją duszę kawałek po kawałku.
To nierówna walka z czasem, emocjami i strachem.
Ciebie nadal nie ma…
Czy kiedyś mnie odnajdziesz?
Warszawę otulała jasna noc. Niebo było bezchmurne, rozświetlone miliardami gwiazd. Nad centrum stolicy wznosił się księżyc o mocno zarysowanych konturach. Jego odbicie można było dostrzec w spokojnych wodach Wisły. Zegar na potężnej wieży Pałacu Kultury i Nauki wskazywał kwadrans po północy. Miasto o tej porze stawało się nieznane i tajemnicze. Oświetlone budynki i ulice mogłyby być miejscem akcji wciągającego filmu fantasy. Zewsząd dochodziły odgłosy nocnego życia, w tym klaksony samochodów, których o tej porze na ulicach było całkiem sporo. Gdzieniegdzie przemknął tramwaj lub karetka na sygnale. Przy wejściach do klubów tłoczyli się ludzie, żądni nocnej rozrywki i dobrej zabawy do białego rana. Inni leniwie przemierzali chodniki, podziwiając nocną odsłonę Warszawy, pełną bezsprzecznego uroku.
Mimo późnej pory w mieście panował względny spokój. Ale nie w popularnym hotelu przy ulicy Marszałkowskiej. Panującą w nim ciszę przerwał bowiem nagły hałas. Zaraz potem na klatce schodowej rozległ się tubalny głos.
– Tam nie wolno! Taras dla gości jest czynny tylko do północy! – krzyknął ochroniarz, widząc dwie młode kobiety wchodzące po schodach na wyższe piętra hotelu.
– My dosłownie na chwilę, proszę nam wybaczyć – odpowiedziała jedna z nich i zaśmiała się w głos.
Ochroniarz tylko pokręcił głową na ten wybryk i wrócił do oglądania westernu na niewielkim monitorze przenośnego telewizora, który umilał mu nocną pracę.
Kobiety wspięły się schodami na ostatnie piętro i z impetem otworzyły drzwi prowadzące wprost na przeszklony taras, który zdawał się unosić nad panoramą miasta. Za dnia stanowił wyjątkową atrakcję dla hotelowych gości.
– Elizo… jesteśmy w raju! – oznajmiła z emfazą młoda kobieta w turbanie na głowie.
– Zośka! Chyba zaraz mi serce wyskoczy! Aleś wymyśliła z tymi schodami – wysapała Eliza, próbując uspokoić oddech. Mimo to wyglądała na zadowoloną z tej wyprawy.
– Nie narzekaj, sama nigdy byś tu nie przyszła. A tak? Proszę bardzo, masz ode mnie ekskluzywną wycieczkę.
– Dobra, niech będzie, że masz rację.
– Nie tylko rację, ale i wino. Buchnęłam z głównego stołu. Panu prezesowi banku przecież nie ubędzie, a nam lekko zawiruje w głowie. Pomyślałam też o kieliszkach z górnej półki – dodała dumna z siebie, podnosząc w górę dwa plastikowe kubki.
– A do tego kradzione, to i nie tuczy. Polewaj, chce mi się pić – zachęciła ją Eliza, patrząc, jak przyjaciółka nieudolnie rozlewa trunek, mocząc przy tym rękaw kolorowej tuniki. Wzięła od niej pełny kubek i rozejrzała się po tarasie. Były same.
– Prosecco jest dobre na wszystko – zapewniła Zośka, upijając porządny łyk prosto z butelki. – A do tego te widoki… – dodała, podchodząc do przeszklonych ścian tarasu.
– Za co pijemy? – spytała Eliza.
– Za to, żebyśmy były zawsze młode, piękne, szczęśliwe i miały bardzo udany seks – zaśmiała się Zośka, stukając kubkiem o kubek Elizy.
– I miały kasy jak lodu.
– Otóż to! Nasze zdrowie.
– Pięknie tu… – przyznała cicho Eliza, wpatrując się w nocną panoramę stolicy. Kochała Warszawę. Tak samo jak Zośka. Obie się urodziły i wychowały w tym mieście.
– Wyobraź sobie… – rozmarzyła się Zośka – …że w jednym z tych domów i mieszkań czeka na mnie facet, który skradnie mi serce. Mógłby wreszcie ruszyć tyłek i mnie odnaleźć.
– A skąd wiesz, że będzie z Warszawy? Może z jakiejś Koziej Wólki na Podkarpaciu?
– Ciekawe, jak miałabym go spotkać w tej Koziej Wólce? Będzie z Warszawy, czuję to. No i fajnie, jakby nie był artystą. Inaczej się pozabijamy.
– Na twoim miejscu celowałabym w informatyka. Lepszy facet, który całe dnie siedzi przy kompie, niż taki, co się szlaja nocą po klubach. Tak jak ty – wytknęła jej Eliza.
– Ja się nie szlajam, tylko bez przerwy ciężko zasuwam na lepszy byt.
– No, w sumie racja. I wcale nie chciałabym, żebyś mi uciekła do Koziej Wólki – parsknęła śmiechem Eliza, przytulając się do Zośki. Kochała ją. Jak najlepszą przyjaciółkę.
– Muszę brać przykład z ciebie i Roberta. Zawodowo coś tam was łączy, ale macie też swoje światy. On ma boks, a ty zespół.
– Niby tak, ale wiesz, że nie jest wcale tak różowo.
– Oj tam, nie narzekaj na niego. Przecież się stara. Wiesz, ile kobiet ci go zazdrości? Młody, przystojny, przy kasie. I naprawdę cię kocha.
– Teraz ma etap nadąsanej panny – wyznała Eliza.
– Nie odzywa się do ciebie?
– Od tygodnia jest na delegacji. Wiesz, ile razy w tym czasie do mnie zadzwonił?
– Kilka razy dziennie?
– Dwa. Dwa razy w ciągu tygodnia.
– Chodzi o nasz MovieBand?
– Nie może znieść, że właśnie zaczął się kolejny sezon imprez, że znowu będę zajęta i często w trasie. Wiesz, on jest taki, że chciałby mnie mieć tylko dla siebie.
– Jakoś to ogarniesz, a Robert też trochę odpuści. Na pewno siedzi w hotelu i tęskni, tylko męskie ego nie pozwala mu się do tego przyznać. Zżera go zazdrość i pewnie sobie wyobraża Bóg wie co.
– To znaczy? – zapytała z niepokojem Eliza.
– Że być może podrywa cię jakiś napalony dyrektorek, który się uchlał na bankiecie.
– A mało to razy się już zdarzyło? Gdyby Robert to widział, byłoby już po mnie.
– Ja tam wiem swoje, kocha cię jak szalony. I tylko tego ci zazdroszczę. Nawet mniej mnie wkurza to, że masz spore cycki i figurę jak młodsza siostra Cindy Crawford.
– Nie ględź głupot, tylko polewaj. Potrzebuję procentów na lepszy głos.
Miały pół godziny przerwy. Tej nocy, wraz z zespołem MovieBand, grały dla pracowników Banku InFuture z okazji dziesięciolecia jego istnienia. Takie fuchy w napiętym grafiku zespołu miały wysoką lokatę. Nie musieli wyjeżdżać z Warszawy, spać w podrzędnych hotelach, goście byli zazwyczaj uprzejmi, serwowano znakomite jedzenie, a za koncert płacono dobre pieniądze. Zdaniem Ryśka, szefa zespołu, to była prawdziwa żyła złota. Szybki koncert, szybki zarobek. Elizę i Zośkę też to cieszyło. Kasa się zgadzała, a przy okazji mogły grać i śpiewać, co od zawsze stanowiło ich pasję. Kilka dni wcześniej była Wielkanoc i właśnie rozpoczynał się gorący okres różnych imprez, co z jednej strony bardzo im pasowało, a z drugiej oznaczało mnóstwo koncertów i wyjazdów oraz sztukę godzenia ich z codzienną pracą. Ale i tak najważniejsza była ich przyjaźń.
– Rysiek pyta, gdzie jesteśmy – przekazała Zośka, zerkając na wyświetlacz telefonu.
– Pewnie strasznie panikuje, że się gdzieś włóczymy, zamiast robić słodkie miny do tych wszystkich korpoludków z banku.
– I na pewno wszystkim wciska ofertę naszego zespołu. Ty wiesz, że jak Alan z Mateuszem nosili do sali sprzęty, to Rysiek mówił, że być może zaczniemy więcej grać w tygodniu?
– No, to raczej beze mnie, bo Robert by mi tego już nie darował. I tak ledwo żyję, kiedy mamy w zespole napięty grafik. A jak Rysiek będzie naciskał, to po prostu zrezygnuję.
– O nie! Jak bym sobie wtedy poradziła?
– Ciebie to się sam diabeł boi – zażartowała Eliza.
– Nie będę protestowała. To co? Machniemy jeszcze jeden kubek winka i spadamy?
– Trzeba trochę rozruszać tych sztywniaków z korpo.
– Damy czadu, aż im krawaty pospadają.
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz