Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Życie potraf być nieprzewidywalne. Czasami daje nadzieję, innym razem znienacka ją odbiera. To suma uczuć, zdarzeń i spotkań, które kształtują nas każdego dnia. Doświadczyła tego Anita Mazur, która po latach tułaczki wraca do Polski. Mieszka w Warszawie w wynajmowanej kawalerce, pracuje w firmie gastronomicznej ojca swojej przyjaciółki, jest w niezobowiązującej relacji. Odzyskała upragniony spokój, jednak w jej życiu brakuje miłości i szczęścia.
Anita w przeszłości skrzywdziła najbliższą sobie osobę i chce ją odzyskać. Ma niewielkie szanse, jednak postanawia zaryzykować. Próbuje zmienić swoje życie. Zdobywa nową pracę, rezygnuje z nielegalnych interesów, kontaktuje się z chorą matką. Pomaga jej dawna przyjaciółka. Anita zatrzymuje się w jej domu w malowniczej miejscowości Zalesie. Jednego jest pewna – raz popełnione błędy wrócą do niej ze zdwojoną siłą.
Bo nie tak łatwo uciec przed tajemnicami z przeszłości… bardziej, gdy dotyczą tych, których kochamy.
Niezwykle prawdziwa, utkana z emocji i wzruszająca powieść o tym, że przeszłość może być dla każdego z nas ciężkim bagażem. Słowa, gesty, uczucia – raz wypowiedziane czy okazane – nie tak łatwo wymazać z pamięci. Jedynym wyjściem jest wybaczenie i danie sobie szansy na szczęście, które może być całkiem blisko.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 320
Projekt okładki: Pola Rusiłowicz
Redaktor prowadzący: Małgorzata Burakiewicz
Redakcja: Katarzyna Szajowska
Redakcja techniczna: Andrzej Sobkowski
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Lingventa (Magdalena Zabrocka, Aleksandra Zok-Smoła)
Zdjęcia wykorzystane na okładce:
© Westend61/Getty Images
© Ivan Soto Cobos/Shutterstock
© by Ilona Gołębiewska
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2022
ISBN 978-83-287-2349-8
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2022
– fragment –
Wszystkim tym, którzy nadal szukają własnego szczęścia,
a także moim Drogim Czytelniczkom oraz Czytelnikom
– dziękuję Wam, że jesteście!
Chcąc doznać pełni szczęścia, trzeba je dzielić z kimś drugim.
MARK TWAIN
Przeszłość ma jedną wielką wadę. Nie da się jej cofnąć, zmienić, ulepszyć. Ale ma też sporą zaletę. Można z niej wyciągnąć wnioski i nigdy więcej już nie popełnić błędów, które wyrządziły tak wiele złego. Ja swoich błędów bardzo żałuję. Uwierz mi, że zrobiłabym wiele, by móc je naprawić.
Jedno się nigdy nie zmieni. Jesteśmy siostrami. Łączą nas więzy krwi. A ja po latach chcę zrobić wszystko, by Cię odzyskać.
Może dasz mi szansę?
Powrót do domu– o wyczerpującej podróży, walizce pełnej pieniędzy, spotkaniu z przyjaciółką, gorącym romansie i sprawach z przeszłości
Samolot wylądował miękko na pasie startowym. Mocne promienie słońca odbijały się od jego kadłuba. Wyhamował, a chwilę później, powoli kołując, skierował się na boczny pas. Podjechał do niego wózek ze schodkami, otworzyły się drzwi i z samolotu zaczęli wysiadać dość mocno zmęczeni pasażerowie. Co prawda lot z Berlina nie należał do długich, ale za to miał aż trzygodzinne opóźnienie, co zazwyczaj mocno denerwuje podróżnych.
Anita Mazur była wściekła. Zmiana w planie podróży popsuła jej dalsze zamiary. O tej porze powinna być już w mieszkaniu i zajmować się naprawdę pilnymi sprawami. Przecież nie było jej w kraju prawie miesiąc. Bała się tego, co ją czeka zaraz po powrocie. Nie zamierzała się jednak zamartwiać. Szybko odebrała bagaże i udała się na postój taksówek. Wybrała pierwszą z brzegu. Kiedy do niej wsiadła, od razu tego pożałowała. W samochodzie czuć było papierosami. Sama od jakiegoś czasu próbowała pozbyć się tego paskudnego nałogu. Szło jej całkiem dobrze, choć zapach papierosów naprzemiennie kusił ją i odpychał. Teraz czuła zdecydowanie to drugie.
– Dzień dobry – przywitała się.
– Moje uszanowanie. Dokąd jedziemy? – zapytał mężczyzna około pięćdziesiątki. Miał sporą nadwagę, wielkie dłonie i sumiaste wąsy, o nieco żółtawym kolorze przy ustach wskutek palenia papierosów. Na ten widok Anitę porządnie zemdliło. Nie miała jednak wyjścia, bo jej się spieszyło.
– Najpierw na Hożą, a potem na Ursynów.
– No to w drogę.
Tak jak się spodziewała – nie dość, że trafiła na zagorzałego miłośnika papierosów, to jeszcze kierowca był na bakier z prowadzeniem auta. Naprzemiennie to przyspieszał, to hamował, a na dodatek znienacka skręcał. Jakby tego było mało, co jakiś czas nucił ochryple jakieś stare szlagiery. Droga niemiłosiernie dłużyła się Anicie. Uchyliła okno, żeby złagodzić wzmagające się mdłości.
– Skąd pani wraca? – zapytał nagle kierowca.
– Z Niemiec.
– Interesy czy wycieczka?
– Można powiedzieć, że interesy.
– Udane?
– Raczej tak.
– Długo pani nie było?
– Prawie miesiąc.
– No to się pewnie ukochany stęsknił, co nie? – zapytał kierowca, zerkając na nią przez lusterko wsteczne, i odsłonił w uśmiechu pożółkłe od tytoniu zęby.
– Nie mam ukochanego.
– Młoda pani jest, piękna, takie kobiety nie są długo same.
– Pewnie tak. Daleko jeszcze?
– Jakieś dziesięć minut i będziemy na Hożej.
Taksówkarz się nie mylił. Dosyć szybko dotarli pod siedzibę banku. Anita poprosiła, by kierowca na nią zaczekał. Wzięła ze sobą z taksówki niewielką walizkę i torebkę, po czym weszła do budynku i udała się do działu ze skrytkami bankowymi. Czuła lekkie zdenerwowanie i suchość w gardle.
– Dzień dobry, chciałabym zdeponować pieniądze w mojej skrytce – oznajmiła młodej pracownicy, która wyglądała jak modelka z okładki pisma modowego.
– Jest pani jedyną właścicielką skrytki?
– Tak.
– W takim razie zapraszam, dopełnimy wszelkich formalności. To nie potrwa długo.
Anita poszła za kobietą. Wszystko trwało jakieś piętnaście minut, aż w końcu została sama przy swojej skrytce, która była duża i pusta. Położyła obok niej niewielką walizkę. Otworzyła ją. W środku były pliki banknotów w polskiej walucie o nominale dwieście złotych. Duża suma. Anita szybko przełożyła je z walizki do skrytki, dokładnie ją zamknęła, po czym zdała pracownicy banku. Było po wszystkim. Mogła wracać do taksówki.
Kierowca w tym czasie wypalił chyba ze trzy kolejne papierosy, bo w samochodzie tak śmierdziało, że Anita miała ochotę zrezygnować z dalszej podróży. Nie było jednak na to czasu. Spieszyło się jej. Poprosiła o podwiezienie na aleję Komisji Edukacji Narodowej.
– Jak się wraca po tak długim czasie, to i do banku trzeba skoczyć po kasę, co nie? – zapytał ciekawsko taksówkarz, co jeszcze bardziej ją rozdrażniło.
– A tej kasy tyle co na życie ledwie starcza – odpowiedziała bez emocji.
– No tak. Wszystko drogie. Kredyty, życie, dojazdy. Dlatego się pani dziwię, że z tych Niemiec pani wraca. Nie lepiej tam się urządzić?
– Nigdzie nie ma nic za darmo, trzeba ciężko pracować i tyle. Za granicą mieszkałam ponad dziesięć lat. Wróciłam w tamtym roku, powoli się urządzam. I niech już tak zostanie.
– No, no, dziesięć lat. Niezły kawał życia. Gdzie pani mieszkała?
– Docelowo w Stanach. Po drodze było kilka innych miejsc, mniej ciekawych.
– No proszę. I nie kusiło pani, by zostać tam na zawsze?
– Kusiło, ale musiałam wracać z pewnych powodów.
– Ja to głupi byłem, że w osiemdziesiątym dziewiątym nie zwiałem za granicę. Ale to człowiek był młody, zalękniony, wychowany na podwarszawskiej wsi. Bał się wszystkiego. Miałem wuja, który namawiał mnie na wyjazd. Jego syn urządził się w Szwecji, chciał mnie przygarnąć. Nie odważyłem się. Zostałem z rodzicami na gospodarce, ożeniłem się. Dopiero po latach żona zmusiła mnie do przeprowadzki do Warszawy. I tak skończyłem na taksówce.
– Żałuje pan?
– Czy ja wiem… chyba nie. Lubię to swoje nudne życie. A pani?
– Czy lubię? Bardzo bym chciała, żeby stało się nudne.
– Za młoda pani jest na takie myślenie.
– Co poradzić – skwitowała krótko.
Szybko dojechali na miejsce. Anita zapłaciła za kurs i wysiadła z bagażami. Stanęła przed wejściem do lekko zaniedbanego bloku z czasów PRL-u. Właśnie tu miała swoje gniazdko. Kawalerkę wynajmowaną od sympatycznej starszej pani, która nie zdzierała z niej za czynsz ani nie oszukiwała na rachunkach. To był układ idealny. Lokatorka w zamian miała dbać o jej cztery kąty, podlewać kwiaty i utrzymywać porządek. Tyle Anicie wystarczyło. Chciała się na nowo urządzić i zacząć ciekawszy etap swojego życia. Jak nigdy wcześniej potrzebowała zmian. I pewności, że już nic więcej jej nie grozi…
Weszła do klatki i schodami udała się na czwarte piętro. Rozejrzała się. Po cichu otworzyła drzwi, ponieważ nie chciała, by na razie ktokolwiek ją zauważył. Miała wyjątkowo wścibskich sąsiadów i wiedziała, że będą dopytywali, dlaczego zniknęła na tak długo. Pierwsze, co zwróciło jej uwagę, to zapach. Ciężki, mdły. Od razu przypomniała sobie, dlaczego nie lubi tego miejsca. Kawalerka, owszem, miała wiele zalet, w tym niewysoką cenę za wynajem, ale jej wystrój pamiętał czasy PRL-u. Poza tym było w niej tylko jedno okno, przez co odnosiło się czasami wrażenie pomieszkiwania w grobowcu. Mimo to Anita była wdzięczna, że ma swój kawałek podłogi i miejsce, do którego zawsze może wracać. Tyle wystarczyło jej do szczęścia.
– No nie! Cholera jasna! – zaklęła nagle pod nosem. – Oj, Gabi, chyba zapomniałaś o naszej umowie – powiedziała ze złością sama do siebie, kiedy zerknęła na kwiaty stojące na parapecie. Wyglądały tak, jakby nie było już szans na ich uratowanie.
Mimo to Anita teraz się nimi nie zajęła, tylko rozłożyła kanapę. W dużym schowku na pościel było mnóstwo jej rzeczy, w tym różne dokumenty. Sięgnęła pod stos ułożonej równo pościeli i wyciągnęła spod niego sporą walizeczkę. Otworzyła ją. Była pełna pieniędzy. Anita poczuła ulgę. Były na swoim miejscu. Pierwszy raz od dawna poczuła się bezpiecznie. Wiedziała, że ma wreszcie szansę, by zacząć wszystko od nowa.
Anita zapukała cicho do drzwi. W jednej ręce trzymała butelkę niezbyt drogiego wina, a w drugiej paczkę ciastek, za którymi jej przyjaciółka wprost przepadała. Nie miały do siebie daleko, bo Gabi mieszkała piętro wyżej. Mieszkanie odziedziczyła po babci i uznawała to za swój największy życiowy sukces. No, może jeszcze poza pracą na kierowniczym stanowisku w firmie swojego ojca. Zapewne byłaby bardziej dumna z posady, gdyby to była branża jakichś nowych technologii albo ekonomiczna. Nic z tego. Jej ojciec prowadził trzy duże stołówki w wieżowcach w centrum Warszawy. To właśnie w nich tysiące pracowników codziennie jadło lunch, kupowało tony kanapek i hektolitry kawy.
Drzwi otworzyły się po jakichś trzech minutach. Stanęła w nich bardzo atrakcyjna kobieta, lekko po trzydziestce. W szlafroku, z mocno potarganymi włosami, rozmazanym makijażem i zamglonym spojrzeniem wyglądała jak ktoś po grubej imprezie.
– Anita? – zapytała lekko zachrypłym głosem. – Wróciłaś? Tak bez uprzedzenia?
– Mogę wejść czy każesz mi tu tak stać przez kolejne minuty? Mam wino. Chyba ci się przyda, prawda?
– Tak, wejdź, zapraszam. Winem nie pogardzę. Mam kaca. Głowa boli mnie od rana.
– Nie da się nie zauważyć. Gdzie tym razem balowałaś?
– Kumpel skończył trzydziestkę i zrobił imprezkę w klubie GRANDA na Pradze. Może kojarzysz ten lokal?
– Byłam tam raz, całkiem fajna miejscówka.
– Fajna, mają niezły bar, na którym wczoraj tańczyłam – zaśmiała się Gabi.
– Wariatka.
Anita, opanowana i powściągliwa, była jej przeciwieństwem. Ale to właśnie przy Gabi wyluzowała się i nauczyła, że nie można w życiu wszystkiego traktować poważnie. Bo Gabriela Przybysz, przez złośliwych nazywana Gabryśką, była kobietą, która niczego się nie boi i niczym się nie zamartwia.
Z Anitą poznały się mniej więcej rok wcześniej, kilka dni po tym, jak wynajęła tu kawalerkę. Wpadły na siebie przy wejściu do bloku. Gabi niosła wtedy jakieś pudła i nie mogła otworzyć drzwi. Anita pomogła jej przetransportować ładunek, co skończyło się na niezobowiązującej kawie u sąsiadki. Ta jedna rozmowa pozwoliła im stwierdzić, że choć się od siebie różnią, to jednak nadają na tych samych falach. Wtedy zaczęła się ich przyjaźń. Dzięki Gabi Anita zdobyła też pracę w firmie Romana Przybysza. Gabi pełniła rolę menadżera stołówki, a Anicie przypadło w udziale stanowisko jej zastępczyni, choć tak naprawdę była człowiekiem od wszystkiego. Nawet lubiła tą robotę.
– Trochę się za tobą stęskniłam – przyznała filuternie Gabi i od razu wzięła się za otwieranie wina. Nalała sobie kieliszek. Anicie również.
– Myślałam, że porządnie odpoczęłaś. Ostatnio nie miałaś ze mną łatwo. Naprawdę bardzo mi wtedy pomogłaś – powiedziała Anita.
– Spoko, od tego ma się przyjaciół.
– Proszę, zwracam dług. – Anita położyła na stole kilkanaście banknotów.
– Na pewno nie są ci potrzebne? Mogę zaczekać.
– Nie, już się odkułam. No i nie lubię mieć długów.
Anita usiadła na kanapie i pociągnęła łyk wina. Rozejrzała się po mieszkaniu przyjaciółki, które w odróżnieniu od jej nędznej kawalerki przypominało pałacową komnatę. Miało ponad siedemdziesiąt metrów. Dwa lata temu Gabi przeprowadziła tu gruntowny remont. Na bogato. Prawie wszystkie ściany w różnych odcieniach szarości, poza kuchnią, zdobiła biała sztukateria. Sporo też było luster w posrebrzanych ramach i dodatków w tym samym kolorze. Meble były białe, a wszystkie kanapy obito welurem w kolorze kobaltowym. Anicie czasami od tego przepychu aż się kręciło w głowie. Ale i tak zazdrościła Gabi, że ma swoje cztery kąty. Do tego w świetnej lokalizacji.
– No to opowiadaj – ponagliła ją przyjaciółka. – Jak tam było? Rodzina przywitała cię z honorami czy nie? – zachichotała na samo wyobrażenie.
– Można tak powiedzieć – odparła powoli, jakby od niechcenia Anita. Miała swój sekret. A nawet kilka. Jednym z nich było to, że przed wyjazdem wmówiła Gabi, że wyjeżdża do Berlina, by odwiedzić rodzinę ze strony matki. Powód jej podróży był jednak zupełnie inny. Nie mogła go wyjawić nawet przyjaciółce. Tak było lepiej. I łatwiej. Dla nich obu.
– Ucieszyli się chociaż z twojego przyjazdu?
– Chyba tak. Dbali o mnie, załatwili pracę, mogłam u nich mieszkać – wyliczała Anita, choć nic z tego, co mówiła, nie było prawdą.
– Co robiłaś?
– Opiekowałam się starszą panią, a wieczorami i czasami nocami pracowałam na zmiany w firmie takiego jednego bogacza, który dobrze płacił za sprzątanie. Chociaż muszę powiedzieć, że wcale się tam jakoś nie narobiłam. Czasami miałam sporo czasu na drzemkę.
– Czyli jesteś zadowolona z wyjazdu? Kasa się zgadza?
– Tak. Ale od jutra biorę się ostro do roboty. Nie mogę żyć z oszczędności.
– Wszyscy z naszej drużyny czekają na ciebie. Krystian co drugi dzień wypytywał, kiedy wracasz. Sorry, ale on nadal jest w tobie zabujany.
– Na moje nieszczęście – roześmiała się Anita.
– No a tam kogoś poderwałaś?
– Było kilku, nawet fajnych, ale już jestem za stara, by wierzyć w wielką miłość i takie tam inne bzdury.
– Jaka stara? Przecież masz dopiero trzydzieści cztery lata!
– No dobrze, może nie stara, ale doświadczona życiowo. Zresztą ci panowie chcieli jedynie dobrać się do moich majtek. I mówili o tym wprost.
– Chamy.
– Skończone chamy.
– Gdzie ci rycerze na białych koniach…
– Zwiali do mamusi. Za to dobijał się do mnie Mateusz, ale nie odbierałam.
– No, musi być nieźle wściekły, że tak znienacka wyjechałaś.
– Bywa. Nic nas nie łączy poza łóżkiem.
– Niby tak, ale na pewno poczuł się niefajnie.
– A ty? Poderwałaś kogoś przez ten czas?
– Można tak powiedzieć.
– Co? I dopiero teraz mi to mówisz? – oburzyła się Anita.
– Nic poważnego. Spotykamy się od trzech tygodni.
– Jaki on jest? Co robi?
– Ma na imię Rafał i jest programistą.
– Czyli straszny nudziarz.
– Wcale nie. Po godzinach lubi się wyszaleć na torach wyścigowych. No i ma motocykl. Zabiera mnie na przejażdżki.
– Kiedy go poznam?
– Przyjeżdża do mnie jutro wieczorem. Ma fajnych kumpli. Zaprosić ich?
– Nie, mam na głowie kilka pilnych spraw do załatwienia.
– Co ty znowu kombinujesz? – zapytała ciekawsko Gabi.
– Ja? Nic. Po prostu muszę nadrobić zaległości.
– No dobra, już cię nie męczę tymi pytaniami. To co? Zjesz ze mną dobrą kolację?
– Piszę się na wszystko, bo jestem strasznie głodna.
To był przemiły wieczór. Anita dopiero po powrocie do siebie zdała sobie sprawę, jak się przez ten czas stęskniła za Gabi. W jej szalonym świecie tylko przyjaciółka była czymś stałym. I kimś, na kogo mogła liczyć. Poza nią Anita nie miała nikogo.
Gabi miała wiele zalet. Jak nikt umiała poprawić humor, a do tego była bardzo lubiana i dzięki rozległym znajomościom umiała załatwić wiele spraw. Dzięki niej Anita znalazła pracę w firmie jej ojca. Nie był to co prawda szczyt jej marzeń, ale na początek było dobre i to. Zamierzała odpocząć po przyjeździe i zacząć szukać czegoś innego.
Do kawalerki wróciła około dwudziestej pierwszej. Chyba ze trzy razy sprawdziła, czy zamki w drzwiach aby na pewno działają poprawnie. Wyjrzała przez okno. O tej porze miasto wydawało się już pogrążone w letargu. Anita lubiła noc. Dawała jej ukojenie, uwalniała od natłoku myśli, pozwalała zapomnieć o piętrzących się problemach. Tak było i tym razem. Zamierzała zrobić sobie kubek herbaty i posiedzieć jeszcze na balkonie.
Nagle rozdzwonił się jej telefon. Na wyświetlaczu pojawił się napis „Mateusz”. To on przed wyjazdem pełnił rolę jej kochanka. Tak, właściwie to dobre określenie. Poza łóżkiem nie łączyło ich zbyt wiele. Mateusz był po czterdziestce, nieco nudny, ale za to jak nikt umiał postępować z kobietą. Przy nim Anita czuła się ważna. Postanowiła odebrać telefon.
– Halo – odezwała się.
– No wreszcie. Co się z tobą działo przez ten czas? – zapytał niby obojętnie Mateusz, ale w jego głosie było słychać lekką irytację.
– Przecież mówiłam ci, że wyjeżdżam na miesiąc.
– Zniknęłaś z dnia na dzień. No i z tego, co pamiętam, obiecałaś co jakiś czas się odzywać. A ty nic. Ani sama się nie odzywałaś, ani nie odbierałaś ode mnie.
– Wiem, przepraszam, ale naprawdę nie mogłam.
– Jakoś trudno w to uwierzyć – wypomniał jej, a ona zaczynała mieć już dosyć tych jego ciągłych pretensji. Zapominał chyba, że łączył ich niezobowiązujący układ.
– Dzwonisz po to, by mnie atakować?
– Nie, stęskniłem się. Chcesz się spotkać?
– Kiedy?
– Dzisiaj?
– Jest późno.
– Idealna pora dla kochanków. Zamówię ci taksówkę. Mam coś dla ciebie.
– Co?
– Niespodzianka. Będzie gorąco, jak zawsze. To co?
– Dobra, daj mi z piętnaście minut do wyjścia.
– W porządku, dzwonię po taksówkę. Już nie mogę się doczekać, kiedy cię zobaczę.
– Bo i masz na co czekać – zachichotała radośnie.
Nie było czasu do stracenia. Wzięła szybki prysznic, który ją rozbudził i dodał jej energii. Uznała, że randka z Mateuszem to dobry pomysł. Podeszła do szafy i wyjęła z niej turkusową, zwiewną sukienkę, idealną na czerwcową gorącą noc. Do niej dobrała lekkie sandały. Szybko się przebrała i zrobiła delikatny makijaż. Długie blond włosy spięła luźno z tyłu. Spojrzała w lustro. Tak, była atrakcyjna i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Wiele razy bezwzględnie wykorzystywała to w kontaktach z mężczyznami. Jej uroda robiła swoje. Była niekiedy silnym argumentem, by Anita mogła dostać to, czego akurat potrzebowała.
Na jej komórkę przyszedł esemes potwierdzający, że taksówka czeka już pod blokiem. Wyszła z mieszkania i zbiegła po schodach. Po wyjściu z klatki rozejrzała się dookoła, czy przypadkiem nikt jej nie śledzi. Tak, ostatnie lata jej życia to jedno wielkie ukrywanie się. Teraz było niby inaczej, nieco lepiej, ale i tak nie czuła się bezpieczna. Demony z jej przeszłości przecież zawsze mogły powrócić.
Wsiadła to taksówki. Pojechali na Ochotę, gdzie w apartamentowcu mieszkał Mateusz. Na szczęście trafiła na rozsądnego kierowcę. Tylko początkowo trochę z nią pogawędził, a potem dał spokój. Mogła skupić się na podziwianiu nocnej odsłony miasta.
Szybko dotarli na miejsce. Kurs był już opłacony. Gdy stanęła przed domofonem, poczuła dziwny ścisk w żołądku. Dawno nie widziała się z Mateuszem i nie wiadomo dlaczego czuła nieprzyjemny lęk. Mimo to nacisnęła guzik. Mateusz wpuścił ją po kilku sekundach. Windą dotarła błyskawicznie na siódme piętro. Czekał na nią w drzwiach swojego mieszkania. Uśmiechał się. W jeansach i białej koszuli wyglądał obłędnie. Przypomniała sobie, dlaczego jakiś czas temu uległa jego urokowi.
– Witam szanowną panią – powiedział zalotnie, przyciągnął Anitę do siebie i namiętnie pocałował, co jej się bardzo spodobało.
– Cześć, przystojniaku. Może wejdziemy do środka?
– Po co? Niech inni nam zazdroszczą – zaśmiał się.
– Jesteś szalony.
– Dlatego tu przyjechałaś – stwierdził i pociągnął ją za próg. Miał w sobie wiele uroku.
Drzwi się zatrzasnęły. Mateusz oparł Anitę o ścianę i zaczął ją namiętnie całować. Nie była dłużna. Pod wpływem jego dotyku, zapachu, pocałunków dotarło do niej, jak bardzo się za nim stęskniła. W trakcie wyjazdu nie zdawała sobie z tego sprawy, ale teraz, gdy był tak blisko, wszystko wyglądało inaczej. Coś się nagle zmieniło. Ich relacja była bliższa, znana, przyjazna.
Anita rozpięła jego koszulę. On zaś zerwał z niej sukienkę. Przeszli do sypialni. Kochali się gwałtownie, namiętnie. Jakby lada chwila świat miał przestać istnieć. W tym szaleństwie zawierało się wszystko – tęsknota, żal, poczucie osamotnienia. Tych kilka gorących chwil dawało im złudzenie bliskości. Bo tak naprawdę żadne z nich nie chciało się zaangażować. To był układ. Wygodny, bezpieczny. Bez zobowiązań, bez oczekiwań, bez planów na przyszłość. Właściwie to naciskała na to Anita. Życie ją nauczyło, że nie wolno bawić się uczuciami. Ani tym bardziej sobie na nie pozwalać. Jej zdaniem zakochaną kobietę można porównać do zwierzęcia w klatce. Nie chciała, by ktokolwiek miał nad nią władzę. A według niej miłość była z nią związana.
Po wszystkim położyła głowę na klatce piersiowej Mateusza i wsłuchiwała się w odgłos jego szybko bijącego serca.
– Brakowało mi ciebie – wyznał Mateusz, gładząc ją po włosach i ramieniu.
– Jak bardzo?
– Tak, że prawie sobie przysięgałem, że jak już wrócisz, to cię zastrzelę za to, że się nie odzywałaś.
– I co? Przeszła ci ta złość?
– No nie do końca.
– Co mam zrobić, żebyś nie był już na mnie zły?
– Zamieszkaj ze mną – rzucił beztrosko.
Uniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Nie kłamał. To była poważna propozycja. Przez chwilę Anita poczuła radość. Zaraz potem dziwną niechęć.
– Przecież wiesz, że inaczej się umawialiśmy – przypomniała mu. – Przyjemność na pierwszym miejscu. Zero zobowiązań, obietnic bez pokrycia i ckliwych gadek o miłości.
– Wszystko to pamiętam.
– To skąd ten pomysł?
– Tak będzie łatwiej. Bo na razie to coraz trudniej jest nam się złapać na spotkania.
– Bo ty masz pracę i swoje życie, ja tak samo.
– No właśnie. Jak zamieszkamy razem, łatwiej to pogodzimy. Wieczory będą dla nas. I każda inna wolna chwila. Co ci szkodzi? Będziesz miała bliżej do pracy, uciekniesz ze swojej kawalerki, a do tego masz zagwarantowane miłe towarzystwo.
– To nie takie proste, jak sobie wyobrażasz.
– Dlaczego?
– Zamieszkanie z kimś to poważna sprawa. Nawet jeśli chodzi tylko o seks. A ja nie lubię tak znienacka zmieniać swojego życia.
– Przemyśl to jeszcze, proszę. Możesz to dla mnie zrobić?
– Jasne, zastanowię się na spokojnie. Trochę mnie zaskoczyłeś. Do niedawna sam mówiłeś, że mieszkanie ze sobą to średnio dobry pomysł.
– Wiem, ale zmieniłem zdanie. Wolałbym mieć cię na co dzień.
– Może wtedy szybciej ci się znudzę?
– Nie ma takiej opcji. Umiem dotrzymywać słowa.
– Wiem i doceniam to.
– Tylko już nigdy więcej nie znikaj mi na tak długo, bardzo cię proszę.
– Postaram się. W najbliższym czasie nigdzie się nie wybieram. Same nudy.
– Ze mną się nie będziesz nudziła. Mam plan, żebyśmy wyjechali razem na weekend. Co powiesz na Sandomierz?
– Może być, jeszcze to przemyślimy – stwierdziła, choć jego pomysł wcale jej się nie spodobał. To były jej rodzinne strony i nie chciała tam wracać.
– Zostaniesz na noc?
– Nie mogę. Jutro idę do pracy po dłuższej przerwie i chcę się dobrze przygotować.
– Okej, odwiozę cię.
– Będzie mi miło – przyznała w drodze do łazienki. Chciała jak najszybciej wrócić do siebie.
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz