Twój uśmiech - Ilona Gołębiewska - ebook + książka

Twój uśmiech ebook

Ilona Gołębiewska

4,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Los bywa kapryśny. Raz nam daje, raz zabiera. Obsypuje szczęściem, by po chwili odebrać ostatnie okruchy nadziei. Przekonała się o tym Lena Mazur, która na co dzień wiedzie spokojne życie. Jest atrakcyjną kobietą, mieszka w Warszawie, prowadzi dział finansów znanej firmy, samotnie wychowuje jedenastoletnią córkę Basię. Na swój sposób jest szczęśliwa, chociaż coraz częściej doskwiera jej samotność.

Lena doskonale pamięta dzień, kiedy rozpadły się jej plany i musiała przejść przyśpieszony kurs dorastania. Lata minęły, wszystko co złe poszło w zapomnienie. Jednak los ponownie wystawia ją na próbę. Po latach wraca jej dawna miłość, jest zmuszona do zmiany pracy, łączy ją gorący romans z szefem, ma problemy wychowawcze z córką. Ukojenia będzie szukała pośród przyjaciół i w niewielkiej miejscowości Zalesie.

Bo historia przecież lubi się powtarzać…

Szczególnie wtedy, gdy nie zamknęło się spraw z przeszłości.

Intrygująca, pełna emocji i zaskakująca powieść o tym, że nic w życiu nie jest nam dane raz na zawsze. Miłość, zdrowie, rodzina, szczęście – o nie należy zabiegać każdego dnia. Najważniejsze to zamknąć przeszłość i wybaczyć tym, którzy nas skrzywdzili. Bo nawet najmniejsza zmiana to szansa na lepsze jutro.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 349

Oceny
4,5 (94 oceny)
61
20
10
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
eridan

Z braku laku…

Bajka niezbyt mądra
10
bierdonka21

Z braku laku…

Bardzo slaba - zero emocji, fabuła taka "niedociągnięta", pobieżna. najpierw się dzieje wszystko na raz, a potem się kończy w dziesięciu zdaniach. Bohaterka piękna, mądra i taka okropnie nierzeczywista. Ogolnie -jedna z gorszych książek, które czytałam.
00
19basia75

Nie oderwiesz się od lektury

kolejna książka ,którą się pochłania a nie czyta
00
ewcud2

Całkiem niezła

jest ok. Lubię bardziej klimatyczne, wartościowe, z rozwojem formy
00
Patrycja_Szlachta1

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna opowieść w malowniczych klimatach
00

Popularność




Projekt okładki: Pola Rusiłowicz

Redaktor prowadzący: Małgorzata Burakiewicz

Redakcja: Katarzyna Szajowska

Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Lingventa (Magdalena Zabrocka, Aleksandra Zok-Smoła)

Zdjęcia wykorzystane na okładce:

© Igor Ustynskyy/Moment/Getty Images

© AdobeStock/Art_man

© by Ilona Gołębiewska

© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2022

ISBN 978-83-287-2237-8

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

Wydanie I

Warszawa 2022

– fragment –

Moim serdecznym przyjaciołom

– Anicie i Nikodemowi –

w podziękowaniu za wsparcie i ogrom życzliwości,

której doświadczam każdego dnia

Czy to nie jest wielka rzecz

– znaczyć dla kogoś wszystko?

BRUNO SCHULZ

PROLOG

Droga Leno!

Wiem, że kiedyś obiecałem zniknąć raz na zawsze. Do tej pory udało mi się dotrzymać danego Ci słowa. Ale po tylu latach wszystko się zmieniło. Ja, Ty, świat. Jak się domyślasz, nie jestem już tym człowiekiem co kiedyś. Przysięgam, że mam dobre zamiary.

Wiem, zraniłem Cię. Was. Tego się nie wybacza.

Mimo wszystko chcę naprawić swoje błędy.

Rozdział I

Czasami bywa pod górkę – o wyczerpującej pracy, perypetiach samotnej matki, zaskakujących pomysłach małej dziewczynki i niewygodnej przeszłości

O tej porze Warszawa przypominała miasto z mrocznej powieści. Ciągnące się sznury samochodów, wielkomiejski hałas, zatłoczone autobusy i tramwaje. Można było się pogubić. Młoda kobieta, która chwilę wcześniej zaparkowała ulicę dalej, teraz z całych sił starała się jak najszybciej dotrzeć pod dobrze znany sobie adres przy alei Niepodległości. Pech chciał, że wieczorem miasto było jeszcze bardziej zakorkowane niż zazwyczaj. Na przejściu dla pieszych zrobiło się tłoczno. Mimo to była dobrej myśli i nie zamierzała spóźnić się na walne zebranie zarządu spółki SATTO, zajmującej się nowymi technologiami.

Lena Mazur już taka była. Życie nauczyło ją, że nigdy nie można się poddawać, choć jej również zdarzały się gorsze dni, kiedy miała wszystkiego dosyć. Ale nie tym razem. Kiedy przedzierała się przez tłum ludzi, spojrzała w niebo. Zaczął padać kwietniowy deszcz. Poczuła na twarzy pierwsze ciepłe krople. Uśmiechnęła się pod nosem i chwyciła ręką poły eleganckiego płaszcza. Punkt osiemnasta powinna być już w sali konferencyjnej. Nieco przyspieszyła kroku i po pięciu minutach weszła do przeszklonego budynku. Windą wjechała na trzecie piętro, gdzie w firmowym sekretariacie przywitał ją Karol Sawczuk, którego od pierwszych dni pracy w tej firmie uważała za najbardziej optymistycznego człowieka, jaki chodzi po Ziemi. Na widok jego uśmiechu sama również poczuła się lepiej.

– Jakimś cudem się nie spóźniłam – wydyszała, starając się zdjąć płaszcz.

– Można powiedzieć, że jesteś jedną z pierwszych. Przecież został jeszcze kwadrans. Dokąd tak pędzisz, kobieto? – zapytał Karol i poprawił duże okulary w czerwonych oprawkach. Wbrew pozorom pasowały idealnie do eleganc­kiego garnituru i białej koszuli, które były znakiem rozpoznawczym „króla sekretariatu”, bo tak od niedawna zaczęli go nazywać co niektórzy pracownicy. Karol uznawał to za komplement.

– Wyobraź sobie, że ulicę dalej doszło do stłuczki i nie było szans, żebym dotarła na nasz podziemny parking. No więc zaparkowałam w jakiejś zatoczce. Módl się, żeby nikt nie wręczył mi mandatu. To byłby już trzeci w tym miesiącu – pożaliła się Lena i zawiesiła płaszcz na wieszaku. Karol obrzucił ją wzrokiem, a potem wyszczerzył zęby. W idealnie skrojonej garsonce w kolorze mocnego kobaltu i w czarnych szpilkach wyglądała obłędnie. Do tego jej włosy – długie, w jasnym odcieniu blond, lekko falowane – zawsze przyciągały uwagę mężczyzn, nawet jeśli ich właścicielka tego nie chciała. Była bardzo atrakcyjną kobietą.

– Gdyby nie to, że ja i Zofia planujemy wspólną przyszłość, tobym cię natychmiast porwał na randkę. Wyglądasz fe-no-me-nal-nie.

– Dzięki, staram się trzymać fason.

– Co? Polujesz na któregoś z naszych firmowych samców?

– Ty tak na serio? Prędzej bym poszła do zakonu. Który niby by się nadawał?

– No wiesz, w życiu trzeba celować wysoko. Zatem postawiłbym na prezesa.

– Ty to masz pomysły, no naprawdę. Domański jest ode mnie dwadzieścia pięć lat starszy, do tego ma na koncie dwa rozwody i piątkę dzieci. To już chyba zbyt tłoczno, co nie?

– Niby tak, ale przy nim trochę użyłabyś życia. Niedługo wybiera się na Malediwy. Rano chwalił się pani Bogusi z kadr i połowie ludzi z twojego działu.

– Świetnie, tylko pozazdrościć.

– Wspominał coś o samotności.

– Twoja wyobraźnia czasami mnie przeraża. Zapominasz też, że jestem samotną matką, która musi myśleć nie tylko o sobie, ale i o małej dziewczynce.

– Przecież wiem. Sam ciągle o niej myślę. Basieńka skradła moje serce. Już się boję na samą myśl, że w przyszłości zawróci w głowie niejednemu przystojniakowi.

– Zobaczymy. Na razie cieszy się tym, że majówkę spędzi ze swoją mamą. Dobra, to ja już uciekam. Trzymaj kciuki.

– Dasz radę, piękna bestio – rzucił za nią Karol w dość osobliwy sposób.

Lena ruszyła prosto do sali konferencyjnej, gdzie czekało już sporo osób z zarządu z prezesem Wiktorem Domańskim na czele. Na jej widok rozpromienił się, podszedł do niej i zaczął krótką pogawędkę o tym, że rano sfinalizował transakcję z urzędem miasta na realizację ważnego projektu z zakresu obsługi informatycznej dużego portalu.

Punkt osiemnasta rozpoczęło się walne zebranie zarządu, podczas którego zamierzano podjąć kluczowe decyzje na najbliższe pół roku. Jedna z nich najbardziej interesowała Lenę. Dotyczyła współpracy z siecią spółek Sawimix z branży spożywczej, dla której ich firma miała przygotować portal i sklep internetowy, co pozwoliłoby na podbicie rynku sprzedaży w sieci. Dla Leny, która w SATTO zajmowała stanowisko dyrektora do spraw finansów, oznaczało to mnóstwo pracy i jeszcze większą odpowiedzialność.

Domański od razu przeszedł do przeprowadzenia głosowania zarządu w sprawie wiążących projektów. Dwa zatwierdzono, jeden odrzucono z powodu niskiej rentowności. Następnie podjął temat współpracy ze spółką Sawimix. Jak się szybko okazało, miał już konkretny plan.

– Proponuję, by kierownikiem projektu została pani Mazur – oświadczył głośno i wymownie spojrzał na Lenę. Ona zaś poprawiła się na krześle, ponieważ czuła, jak wzrasta jej tętno.

– Panie prezesie, wybranie mnie na kierownika projektu to oczywiście wyróżnienie, jednak myślę, że do tej branży potrzeba kogoś z większym doświadczeniem. Oczywiście zajmę się finansami i przygotuję całą strategię, ale uważam, że ktoś inny powinien dowodzić. Ktoś, kto ma za sobą wiele takich projektów – odpowiedziała Lena, starając się być profesjonalna.

– Przecież prowadziła pani podobny projekt ze spółką Herbix – wtrącił się znienacka Gabriel Zatorski, dyrektor do spraw marketingu.

– Zgadza się, jednak miałam wsparcie działu handlowego, który wziął na siebie cały proces przekształcenia spółki w nowoczesne przedsiębiorstwo sprzedające w sieci.

– Pani Leno, myślę, że potrzeba trochę więcej odwagi – odezwał się Domański. – Jak pani dobrze wie, w naszej firmie stawiamy na rozwój pracowników. A to oznacza nowe i coraz trudniejsze wyzwania. Kto, jeśli nie pani?

Lena próbowała się jeszcze bronić, ale była na przegranej pozycji. Domańskiego poparł prawie cały zarząd. To oznaczało jedno – czekało ją mnóstwo pracy. Po zebraniu cała w nerwach poszła do swojego gabinetu. Zamknęła drzwi, zasłoniła żaluzje. Uchyliła okno i przez chwilę patrzyła na wieczorną panoramę Warszawy. Tak bardzo chciała teraz wrócić do domu i przytulić swoją córkę Basię. Niestety, zamiast tego musiała nadrobić zaległości. Prezes zażyczył sobie, by przygotowała na kolejny dzień dodatkowe raporty z ostatniej inwestycji, którą nadzorowała. Usiadła w fotelu. Poczuła silny ból w skroniach. Ze stresu.

W tej samej chwili ktoś cicho zapukał. To był Leszek Kamiński, wicedyrektor działu prawnego. Ktoś, kogo właściwie mogła nazwać kimś więcej niż kolegą z pracy. Był idealnym kandydatem na przyjaciela. Tylko przyjaciela. Chociaż Lena domyślała się, że gdyby powiedziała choć jedno słowo, to chętnie zająłby u jej boku miejsce w roli partnera. Nie robiła tego z dwóch powodów. Po pierwsze, już dawno obiecała so­bie, że nie będzie mieszała pracy z życiem prywatnym. Zatem jakiekolwiek biurowe romanse nie wchodziły w grę. A po drugie, nie czuła do Leszka nic poza sympatią. I ten stan rzeczy chciała utrzymać.

– Jak tam po zarządzie? – zapytał niskim głosem, który z pewnością zagwarantowałby mu karierę radiowego spikera. Uśmiechnął się. Jego śnieżnobiałe zęby jeszcze bardziej rzucały się w oczy na tle bardzo śniadej cery, która idealnie komponowała się z kruczoczarnymi włosami i lekkim zarostem. Tak, Lena mogła przyznać, że Leszek jest bardzo przystojny i elegancki.

– Jak zawsze. Dużo gadania, dużo planów i jeszcze więcej roboty. A ty nie w domu? O tej porze? – dociekała zaskoczona jego obecnością.

– Szykuje nam się arcytrudna sprawa w sądzie, pracujemy nad pozwem – przyznał niezadowolony i zajął miejsce na krześle naprzeciwko jej biurka.

– Mediacje nie wchodzą w grę?

– Już były i nic z nich nie wyszło. Będzie za to ostra batalia. A to wymaga od naszego działu pełnej mobilizacji. Domański zażyczył sobie na jutro wstępnej strategii. No to zostałem po godzinach i razem z zespołem chcemy to jakoś ogarnąć.

– Domański uważa się ostatnio za Boga, nie sądzisz?

– Wczuwa się w rolę prezesa. Co? Tobie też dzisiaj dołożył roboty?

– Na tyle, że chyba tu zamieszkam. A tak na serio, to zaczęłam rozważać zmianę pracy – stwierdziła poważnie Lena, czując, że jeszcze chwila, a całkiem się podda.

– Aż tak? Mogę ci jakoś pomóc?

– Samo to, że możemy tak na luzie porozmawiać, już wiele dla mnie znaczy. Ostatnio ludzie w firmie są pod taką presją, że nawet nikt nie chce z nikim gadać. Albo się boją, że ktoś doniesie do zarządu, albo że stracą robotę z byle powodu. Wiesz, jak jest.

– Zgadza się, ale ty chyba nie masz się czym martwić? Jesteś najlepsza.

– Dzięki, ale tu właściwie nie chodzi ani o pracę, ani o kasę. Po prostu jestem bardzo zmęczona i nie mam prawie w ogóle czasu dla Basi. Zawodzę jako matka.

Spuściła wzrok, zacisnęła usta. Musiała mocno bronić się przed tym, by nie rozpłakać się przy Leszku, choć całą sobą czuła, że jest jej bardzo źle. Za to on jak zwykle wykazał się taktem i dobrym słowem.

– Mało kto tak świetnie dałby sobie radę. Nie dość, że sama wychowujesz córkę, to jeszcze trzymasz w ryzach finan­se jednej z największych firm w tym mieście. Czy to nie jest imponujące?

– Jesteś lepszy od mojej terapeutki, do której kiedyś chodziłam – zaśmiała się Lena i wstała z fotela. Pode­szła do okna, by jeszcze raz popatrzeć na panoramę Warszawy.

– Wiem tylko, że jesteś dla siebie zbyt surowa. A Domańskim się nie przejmuj. Wiesz, jaki on jest. Dużo gada, jeszcze więcej wymaga, ale z czasem łagodnieje i z pewnością da ci kogoś do pomocy. A jak nie, to delikatnie mu zasugeruj, że rozważasz odejście z firmy. Co jak co, ale na utratę takiego pracownika jak ty na pewno nie może sobie pozwolić.

– Masz rację. Chyba mam gorszy dzień i użalam się nad sobą. Sorry, że musiałeś tego wysłuchiwać. Może zjedziemy na dół do stołówki i zjemy coś smacznego? Zapraszam.

– W twoim towarzystwie zawsze i wszędzie.

– Podlizujesz się. – Lena uśmiechnęła się i skarciła go wzrokiem.

– Dobry wieczór, pani Alicjo.

– Cześć, kochanie. Zostajesz jednak do późna?

– Niestety tak i jak zwykle proszę, by posiedziała pani dłużej z Basieńką – mówiła spokojnie Lena, choć czuła, jak do oczu napływają jej łzy. Zmęczenie mieszało się z wielką tęsknotą. Miała ochotę wszystko rzucić i wrócić do domu.

– Nie ma najmniejszego problemu, zostanę, ile trzeba.

– Jest pani aniołem.

– Komplement na wyrost, dobrze wiesz, że jak trzeba, to umiem pokazać rogi – dodała wesoło sąsiadka i zaczęła opowiadać, co tam słychać na domowym froncie. – Basia zjadła kolację, no a teraz wzięła się za lekcje. Ma dużo zadane z polskiego i cierpi z tego powodu.

– Wyobrażam to sobie. Na szczęście jest pod opieką polonistki.

– Dlatego zaraz bierzemy się ostro za omawianie lektury. A ty kiedy wrócisz?

– Nie mam pojęcia, ale dam znać, jak wyjdę z firmy.

– W porządku, nie spiesz się. My tu naprawdę się nie nudzimy. Zdradzę tylko, że czeka na ciebie mała niespodzianka. Specjalnie od Basi.

– Już nie mogę się doczekać. Do zobaczenia.

Lena poczuła nagłą wdzięczność za to, że w jej życiu jest ktoś taki jak Alicja Banach. Mieszkały na tym samym piętrze, ich mieszkania znajdowały się naprzeciwko. Kiedy kilka lat temu Alicja kupiła to mieszkanie, Lena jeszcze nie wiedziała, że cicha i niepozorna sąsiadka z czasem stanie się jej aniołem stróżem. To ona pomagała w opiece nad Basią i była dla niej jak prawdziwa babcia. Lena również mogła zawsze na nią liczyć. To u Alicji coraz częściej szukała porady i zwierzała się jej ze swoich problemów.

A tych było całkiem sporo jak na trzydziestoczteroletnią samotną matkę. Tak, słowo „samotna” pasowało do niej wyjątkowo. Nie dość, że sama wychowywała Basię, to jeszcze na jej głowie było mnóstwo pracy. Coraz częściej miała wrażenie, że życie wymyka jej się spod kontroli.

Znowu schowała się w gabinecie i z zamkniętymi oczami starała się odzyskać spokój. Gdy miała gorszy dzień, zawsze sobie powtarzała, że wszystko, co robi, robi dla swojej córki. Chciała dla niej lepszej przyszłości niż ta, która przypadła jej samej w udziale.

Po chwili zwątpienia zabrała się do pracy. Wiszący na ścianie zegar odliczał kolejne minuty, kwadranse, godziny. Nawet nie zauważyła, jak była już dwudziesta pierwsza trzydzieści. Spojrzała na piętrzący się stos papierów i znowu poczuła, że przegrywa. Wiedziała jednak, że jedynie powrót do domu pozwoli jej złapać dystans wobec pracy.

W firmie były jeszcze tylko dwie osoby. Pożegnała się z nimi i po kilku minutach dotarła do zaparkowanego nieopodal samochodu. Po drodze nieźle zmokła. Wsiadła do auta i odpaliła silnik. Lubiła swoje wysłużone audi, choć ostatnio szwankowało i musiała odstawić je do warsztatu. Znowu. A przy okazji zapłacić horrendalną sumę za naprawę. Jednak było jej niezbędne w codziennym życiu.

Opuściła szybę w oknie. Wiał przyjemny kwietniowy wiatr. Powoli wycofała i miała zamiar włączyć się do ruchu. Nagle ktoś zajechał jej drogę i zaczął trąbić, dając znać, by lekko się cofnęła. Natręt chciał zaparkować na jej miejscu. Tylko że jego pobożne życzenie nie mogło być zrealizowane, bo Lena miała już za sobą sznur samochodów. Mimo to natręt nie odpuszczał. Po chwili wyskoczył ze swojego auta, podbiegł i nachylił się nad otwartą szybą.

– Nie widzi pani, co chcę zrobić?! – pytał podniesionym głosem. Był cały czerwony ze złości, co właściwie lekko rozbawiło Lenę.

– Widzę. I co z tego? Nie mam gdzie wycofać.

– Tak to jest, jak baba usiądzie za kierownicą. Kto pani dał prawko? No chyba że za jajka. A potem jeździ taka i się panoszy.

– Jajka to chyba pana uwierają, bo jakoś pan dziwnie nerwowy. A teraz żegnam, bo nie mam zamiaru zatrzymywać tu połowy kierowców w tym i tak zakorkowanym mieście – powiedziała mu dosadnie i zamknęła szybę.

– Menda! – krzyknął do niej natręt.

– Dupek! – Wcale nie była mu dłużna. Facet jeszcze przez chwilę coś do niej mówił, a na sam koniec uderzył ręką w dach jej samochodu. Aż podskoczyła ze strachu. Potem w nerwach wrócił do swojego auta i odjechał. Mogła wreszcie ruszyć do domu.

Lubiła swój bezpieczny świat stworzony w siedemdziesięciometrowym mieszkaniu w jednym z w miarę nowoczesnych bloków na Służewie. Przez dwadzieścia kolejnych lat miała spłacać zaciągnięty na nie kredyt. Ale nie żałowała swoich decyzji. Dzięki temu ona i Basia miały dach nad głową i miejsce, do którego mogły wracać.

Przycisnęła pedał gazu, ciesząc się na rychłe spotkanie z córką. To ona była jej największą i w sumie jedyną radością w życiu. Jej szczęściem.

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz