Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Diabelski Maks”, pierwsza część tej dylogii, opowiada historię Mai, pełną bólu i poniżenia, które zafundował jej Maks Woletti. Dziewczyna, gnębiona przez ojca, wpadając w ręce Maksa nic a nic nie poprawiła komfortu swojego życia. Jednak przedziwne koleje losu sprawiły, że zakochała się w swoim oprawcy. Długo trwało, zanim Maks zrozumiał, że to właśnie Maja jest tą jedną jedyną, której naprawdę potrzebuje. Diabelski temperament wielokrotnie nie pozwalał mu podjąć tej właściwej decyzji, a przez te złe Maja wciąż cierpiała.
„Diabelski Igor, syn Maksa” to kontynuacja losów rodziny Wolettich. Igor i Mateo, synowie Maksa, dorastali w rodzinie mafijnej, ale dzięki miłości Mai otrzymali namiastkę normalności.
Starszy, Igor, postawił sobie za cel, być takim jak ojciec. To on zostanie głową rodziny mafijnej. Jego ekscytacja światem przestępczym sprowadzi na niego i bliskie mu osoby masę kłopotów i nieszczęść. A niektóre czyny skutkują konsekwencjami na całe życie.
Czy uda mu się osiągnąć równowagę między sercem a rozumem, między rozsądkiem a diabelską naturą?
Żaden wybór nie jest prosty, gdy w grę wchodzą uczucia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 205
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tej autorki w Wydawnictwie WasPos
CYKL
Diabelski Maks
Diabelski Igor. Syn Maksa
POZOSTAŁE POZYCJE
Leśna kuracja
W PRZYGOTOWANIU
Historia dwóch miłości
Przemytniczka
Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka
Copyright © by Magda Rysa, 2023Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2023All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja:Barbara Mikulska
Korekta: Aneta Krajewska
Zdjęcie na okładce: © by Kiselev Andrey Valerevich/Shutterstock
Projekt okładki: Adam Buzek
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek, [email protected]
Ilustracje w książce: Obraz OpenClipart-Vectors z Pixabay oraz pngtree
Wydanie I – elektroniczne
ISBN 978-83-8290-348-5
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
Najważniejsze osoby występujące w obu książkach
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Najważniejsze osoby występujące w obu książkach
Maks Woletti – boss grupy przestępczej, polskiej rodziny mafijnej z włoskimi korzeniami, zwany Diabłem.
Maja Woletti – żona Maksa, cudownie ciepła kobieta, zakochana w mężu, jednak początki tej miłości okupiła bólem i poniżeniem.
Igor Woletti – syn Mai, adoptowany przez Maksa i wyznaczony na jego następcę.
Mateo Woletti – młodszy syn Maksa i Mai.
Wojtek Wesoły – wierny przyjaciel, powiernik bossa, zastępca Maksa.
Karolina – żona Wesołego, przyrodnia siostra Mai.
Rafał – syn Wesołego i Karoliny. Zaginiony i odnaleziony po osiemnastu latach, fantastyczny informatyk.
Natalia – starsza córka Wesołego i Karoliny.
Olga – młodsza córka Wesołego i Karoliny.
Adam Bromski – brat bliźniak Mai.
Dragon – najbardziej zaufany pracownik i ochroniarz rodziny Wolettich, gej.
Maciek – fryzjer, partner życiowy Dragona.
Książka „Diabelski Maks” opowiada historię Mai, pełną bólu i poniżenia, jakie zafundował jej Maks Woletti. Dziewczyna prawie przez całą swą młodość była gnębiona przez ojca. Wpadając w ręce Maksa, nic a nic nie poprawiła swojego życia, jednak zakochała się w oprawcy. Długo trwało, zanim Maks zrozumiał, że to ona jest tą jedyną, która powinna zająć miejsce u jego boku. Diabelski temperament wielokrotnie nie pozwalał mu podjąć tej dobrej decyzji, a od tych złych Maja wciąż cierpiała.
Maks jako młody chłopak przyjechał do Polski z Włoch i zorganizował tu grupę przestępczą, na wzór mafii włoskiej, z której zresztą się wywodził. Zawsze miał u boku najwierniejszego przyjaciela, Wesołego. Potem dołączył do nich Dragon. Młody chłopak o potężnej posturze i gołębim sercu. Powoli rozbudowywali sieć zależności, tworzyli drogi handlu narkotykami i bronią. Maks umacniał swoją pozycję w warszawskim półświatku za pomocą dość brutalnych metod.
Czarny kot – klub nocny, z klasycznym domem publicznym w budynku obok. Klub był ich centralą, miejscem, gdzie Maks Woletti miał swoje biuro.
Rozdział 1
Igor
Nie jest źle, mogę nawet powiedzieć, że jest super. Mam piętnaście lat i trochę inną rodzinę niż statystyczny Polak, ale miłości i ciepła w niej nie brakuje. Głównie dzięki mamie. Maja Woletti to najlepsza mama na świecie. A czemu moja rodzina jest inna? Jaka jest ta różnica?
No cóż… Mój ojciec, Maks Woletti, jest szefem dobrze zorganizowanej grupy przestępczej. Zwykły człowiek powiedziałby, mafia. No, może trochę, w końcu nazwisko Woletti i włoskie pochodzenie taty do czegoś zobowiązują. Dobra, niech będzie więc mafia.
Czerwiec to koniec roku szkolnego. Właśnie skończyłem podstawówkę, wreszcie. Durna szkoła, nudna i próbująca wbić do głowy milionom nastolatków mnóstwo niepotrzebnych rzeczy. W przyszłości obejmę przywództwo po tacie, więc po kiego grzyba mam się uczyć budowy ukwiału albo tego, czy kwas chlorowodorowy jest kwasem tlenowym czy nie. Co mnie to obchodzi? Nie wspomnę o lekturach. Na to nawet starsi narzekają, bo czytali to samo w młodości. Wolałbym więcej zajęć z wychowania fizycznego, może jakieś elementy walk wręcz? A tak? Sama nuda.
Ok, żyję więc sobie w dziwnej rodzince. Ojciec zarządza całkiem niezłą armią. Zajmuje się handlem bronią, narkotykami, daje pożyczki pod zastaw nieruchomości i takie tam. Oczywiście, że on nie wie, że ja wiem. Myśli, że jestem tylko głupim szczylem, ale ja już mam swój rozum. Podobno ma nawet burdel, w tym domu obok klubu. Do tego jeszcze nie doszedłem, owszem w klubie Czarny Kot pojawiają się pracujące panienki. To od razu po takich widać.
W szkole miałem kumpla. Piła na niego wołaliśmy, od nazwiska Pilecki, pasował do mnie. Też niczego się nie bał, razem robiliśmy takie numery, że nauczyciele mieli nas dosyć. Nikt jednak nie chciał podjąć ryzyka, by uświadomić mojego ojca, że jego syna należy usunąć ze szkoły. Piła był jeszcze gorszy, bo miał matkę w rządzie, tak zakochaną w synku, że nie dostrzegała, co się dzieje. Wyciągała go z każdego gówna, ale pewnego razu nie udało się jej uratować mu dupy. Jedna młoda nauczycielka naraziła się Pile. Nie wiem, jak to zrobił, ale nagrał ją w kiblu, jak załatwiała swoje potrzeby i puścił to do sieci. Wybuchł straszny skandal, babka chciała popełnić samobójstwo. Niestety, jej mąż nie zrozumiał kawału i wjechał w Piłę rozpędzonym samochodem. Pogrzeb Piły był piękny, cała szkoła na nim była. Potem się dowiedziałem, że ten gościu podobno w kiciu popełnił samobójstwo, ale czy to prawda?
Nigdy więcej z nikim się nie zaprzyjaźniłem. Ale wtedy tata dał mi ochroniarza, niewiele starszego ode mnie Kapsla i tak razem wędrowaliśmy przez ostatnie dwa lata podstawówki. Nie miał lekko, ale był świetnym kumplem.
Moja mama to złota kobieta. Piękna, z kasztanowymi włosami, zgrabna, choć drobna, nieco zbyt cicha, ale bardzo ciepła i oddana swojej fundacji. Jest córką ukraińskiej mafii, taką księżniczką mafijną. Mój pradziadek, Borys, to podobno straszny skurwysyn, był bossem ukraińskiej mafii i wszyscy się go bali.
Kiedyś podsłuchałem rozmowę taty z Wesołym, że w młodości tata bardzo skrzywdził mamę, a ona mimo to i tak go kochała, ale szczegółów nie znam. Mam też ogon, czyli upierdliwego brata, Mateo. Ten to dopiero mnie wkurza, ale i tak kocham gnojka.
Tworzymy fajną, zgraną rodzinkę. Mama marzyła jeszcze o córce, niestety, koleją ciążę poroniła i więcej już nie starali się o dziecko. Tata był przewrażliwiony na punkcie jej zdrowia. Mój dom rodzinny jest wielki i wygodny, a ogród wręcz bajeczny. To królestwo mamy.
Klub, a raczej dwa kluby, bo jeden to Czarny kot, a drugi nazwano Białym kotem, to miejsca, gdzie tata rządzi twardą ręką, a ja chcę być taki jak on. Twardy, brutalny, ale dla swoich sprawiedliwy. Wszyscy go szanują albo się boją. Super.
Czerwiec to koniec roku szkolnego i koniec podstawówki. Teraz czas na liceum. Ze świadectwem w kieszeni wszedłem do klubu, tam na zapleczu szukałem ojca.
– Cześć, już wakacje, wreszcie koniec koszmaru. – Wszedłem do biura, uprzednio pukając. Bez pukania można się narazić na niespodziewaną kulkę między oczy, a tata ma świetne oko.
– Cześć młody, a zdałeś w ogóle? – Wujek Wojtek, czyli Wesoły, siedział z tatą nad papierami.
– Wątpisz wujek? Nie wypada, aby przyszły szef zawalił już podstawówkę.
Obaj mężczyźni spojrzeli po sobie. Widziałem po tacie, że był zadowolony z mojej odpowiedzi.
– Dobrze mówisz, synu. To teraz wakacje?
– Taaaa. Za tydzień ruszam w Bieszczady, na obóz survivalowy, potem Rafał zabiera mnie w Tatry. Podobno zdobędziemy Rysy. W sierpniu też coś wymyślę.
– Może do Włoch pojedziemy? Sprawdzisz swój włoski.
– Ale tato, to musi być coś z jajami, bo jak z mamą, to będzie tylko plaża i zakupy.
– Coś wymyliśmy. Może urwiemy się na nurkowanie? – Pokręciłem z niezdecydowaniem głową.
– Co robicie? – Zainteresowałem się, zapuszczając żurawia w papiery na biurku.
– To rachunki klubowe, dla ciebie jeszcze nuda, ale przyjdzie czas.
– Tato, już nie jestem dzieckiem, zacznij wprowadzać mnie w interesy.
– Uuu! – zawył radośnie Wesoły. – Masz godnego następcę, a ja popieram jego wniosek.
– I ty, Brutusie? No dobra, przemyślę to, ale Maja? Oj, będzie ciężko, młody.
– To ja spadam do domu, pokażę mamie świadectwo, będzie łatwiej. Na pewno mam lepsze oceny od Mateo.
Na podjeździe czekał na mnie samochód. Kierowca miał dopiero dziewiętnaście lat i pewnie dlatego tata przydzielił go do mnie.
Nie wiem, skąd się pojawił w rodzinie mafijnej, ale świetnie się dogadywaliśmy.
Jadąc do domu, obserwowałem okolicę, starałem się ćwiczyć spostrzegawczość. Czasami z Kapslem bawiliśmy się w grę, kto co widzi pierwszy albo w zagadki „to na co patrzę…”
Kierowca i mój tak jakby ochroniarz. Tak naprawdę to nie wiem, po co mi ochroniarz, skoro od pięciu lat ćwiczę krav magę, ale nie dyskutuję z decyzjami taty. Jednak mieć przyjaciela to dobra rzecz.
– To jedziemy pokazać mamusi świadectwo?
– No.
– O! To wyrwiesz parę stówek za to, że grzeczny byłeś. – Roześmiał się, a ja i tak byłem zadowolony. Lubiłem uszczęśliwiać mamę, a że przy okazji kasa wpadała do kieszeni, to co w tym złego?
– Weź, Kapsel, jak mnie wydasz, że tłukłem się kilka razy, to ja ci to zapamiętam.
– Nie strasz, młody. Wiesz, że cię nie zdradzę.
Mieliśmy sztamę z moim kierowcą. Oprócz tego, że okazał się dobrym przyjacielem, był też lojalny, a to bardzo się u mnie liczyło.
– Wiem, żartuję, Kapsel, ale pamięć też mam dobrą i pamiętam, że wygadałeś się, że próbowałem palić papierosy.
– Coś niechcący mi się wymsknęło, ale dobrze, bo to zgubny nałóg.
– Ta… Wiesz, jaką wtedy miałem pogadankę? Rodzice godzinę mnie trzymali, a przecież musiałem spróbować, jak smakują.
– A narkotyki, wariacie, też będziesz próbować? Jak smakują?
– Nigdy! Żelazna zasada handlowca, nie próbuj własnego towaru. Raz podpatrzyłem, jak Diabeł karał jednego ze swoich dilerów i zapamiętałem to dobrze. Zresztą wiem, co to gówno robi z człowiekiem, co innego zapalić marychę od czasu do czasu. Od palenia najwyżej dostanę raka, ale ćpanie narkotyków wyniszcza powoli, ale systematycznie. Bierzesz raz i po tobie. Nie, Kapsel, narkomanem to ja nie zostanę.
W odpowiedzi prychnął tylko: – A zioło to nie narkotyk… Idiota.
W domu, w kuchni, mama, oparta o wyspę, studiowała świadectwo braciszka. Było nieco gorsze od mojego, co zauważyłem, zaglądając jej przez ramię.
– Mamuśka, nie załamuj się, moje jest lepsze.
Mateo jak zawsze pokazał mi język. Zachowuje się jak dziecko, a przecież ma już trzynaście lat. Chociaż go kocham, to czasami mnie wkurza. Mama wpatrzona w kartkę nie widziała, że młody zarobił w ucho.
– Mama! – krzyknął zaraz mały kabel.
– Milcz, gadzie – warknąłem, a on tylko wyszczerzył do mnie zęby. Skubany, środkowy palec już potrafił wystawić.
– No dobrze, chłopcy. Dostajecie premię. Mateo, jaka jest twoja średnia?
– Cztery, jeden.
– Więc dostajesz cztery stówki na wakacje.
– Igor?
– Pięć i pół – powiedziałem z dumą.
– Czyli pięćset złotych. Resztę proszę sobie zarobić. Macie wiele umiejętności i jeszcze więcej możliwości. Obiad za dwie godziny, jutro sobota, przychodzi do nas na grilla cała rodzina Wesołego i paru znajomych.
To nie tak, że nie miałem kasy. Nigdy nie zaznałem biedy, na osobistym koncie miałem dziesięć tysięcy, bez limitu dziennego. Znałem wartość pieniądza i tata mi ufał, ale mama lubiła myśleć, że jesteśmy normalną rodziną. Uśmiechnąłem się słodko do rodzicielki i poszedłem do swojego pokoju.
Opadłem na łóżko. Czyli jutro będzie cyrk, przyjdą znowu dziewuchy i będą się we mnie wpatrywać. Czasami to już robiło się męczące.
W szkole też ciągle miałem jakieś problemy z babami. One są takie naiwne i w dodatku przylepne, jak taśma klejąca. Tylko spojrzysz, a już cię obłapiają i robią słodkie minki. Trochę chodziłem z Klaudią, ale jak zaczęła mnie ciągać do markowych butików na zakupy, to spasowałem, w końcu sam nie wiedziałem, czy lubiła mnie czy moją kartę? Ja rozumiem jakiś prezent od czasu do czasu, na przykład sukienkę na dyskotekę za osiem stów, ale do tego buty i torebkę? Przy zakupie nowego portfela za tysiaka spasowałem. Potem były tylko problemy, bo chodziła i głupoty wygadywała. Przeżyłem, odrobiłem lekcję. Nie nazywałbym się Woletti, gdybym tego nie załatwił po swojemu. Kobiet nie biję, więc dorwałem jej braciszka i wytłumaczyłem mu ręcznie, co zrobię całej rodzinie, jak ta suka nie zamknie paszczy. Podziałało, jednak rozmawiać trzeba z mężczyznami. A nie z babami.
A teraz te dwie… Ech!
Maks
Gdy Igor wyszedł, Wesoły rozparł się na fotelu.
– Powinieneś być z niego dumny.
– Żebyś wiedział, że jestem i to bardzo. – Uśmiechnąłem się do przyjaciela i do swoich myśli. – Uważam, że idealnie nadaje się na mojego następcę. Wesoły, gdyby kiedyś coś… no wiesz, proszę cię, wprowadź go w arkana naszej działalności.
Igor nie był moim rodzonym synem, ale zawsze myślałem o nim jak o własnym. Trzy miesiące temu miał urodziny. Skończył piętnaście lat i wtedy razem z Mają powiedzieliśmy mu, że nie jestem jego rodzonym ojcem, a ten biologiczny nie żyje. O tym, co zrobił i jakim był sukinsynem, opowiem mu, jak skończy osiemnastkę i to bez Mai, nie chcę, żeby tego słuchała. Choć było to szesnaście lat temu, jeszcze czasami śni ten koszmar, a czasem zamyśli się i zapatrzy gdzieś daleko, a ja wtedy wiem, gdzie poleciały jej myśli. Chciałbym jej wtedy pomóc, ale jedyne, co mogę, to być koło niej. I tak wiem, że to wszystko moja wina, a moje złe decyzje zawsze odbijały się na niej.
– Opowiesz mu kiedyś o ojcu? Całą prawdę?
– Nie teraz, dopiero jak skończy osiemnaście lat, tak sobie postanowiłem.
– Słuchaj, a może w sierpniu zabierzemy go na enduro?
– Myślisz? Sami też dawno już tego nie robiliśmy, starzejemy się, Wesoły.
– No chyba ty. Czyli najpierw sami po cichu wyrwiemy się na jedno popołudnie, a potem weźmiemy młodego, przyszykuję sprzęt i ani mru, mru, to będzie prezent ode mnie. Od chrzestnego.
– Dzięki, przyjacielu.
Wróciłem do domu. Maja w kuchni szykowała już kolację. Usiadłem przy blacie i zabrałem się za krojenie warzyw. Od zawsze lubiłem z nią gotować. To właśnie wspólne kucharzenie nas wtedy uratowało. Ona kroiła, ja robiłem mięso. Teraz role się odwróciły. Już szesnaście lat jesteśmy ze sobą. Kocham Majkę całym swoim popieprzonym sercem i choć wiele złego jej uczyniłem, to jej uczucie nigdy nie uległo zmianie. Bardzo ją za to szanuję.
– Jak minął dzień, okruszku? – Chwyciłem nóż i pomidory.
– Dobrze, chłopcy przynieśli świadectwa i dostali premię, jak zawsze. Jestem z nich dumna, nie zawsze oceny są odzwierciedleniem rzeczywistych umiejętności, ale jak ich obserwuję, to naprawdę udały nam się te dzieciaczki.
Stanęła blisko i wsunęła się między moje kolana. Z przyjemnością odłożyłem nóż i wtuliłem się w miękkie ciało żony, obejmując ją w pasie.
– Dzieciaczki? – spytałem raczej z lekką ironią.
– Rosną nam synowie, dorastają – zagaiła, wsuwając palce w moje włosy, już poprzetykane siwymi pasmami.
– Ano rosną, ja się starzeję, a ty ciągle piękna i młoda. Kocham cię, żonko.
– Ja ciebie też, mój diable. – Potarmosiła moje włosy, schyliła się i pocałowała. Smakowała sosem gulaszowym i domem. Zaraz potem wróciła do mieszania w garnku.
Niby od niechcenia rzuciłem informacją, z ciekawością czekając na reakcję.
– Wczoraj dzwonił Dragon. Wracają z Grecji i odwiedzą nas z Maćkiem w przyszłym tygodniu.
– Cudownie! – Maja od razu się ożywiła. – Upiekę jego ulubioną kaczkę.
Pokiwałem głową.
– Żeby nie to, że Dragon jest gejem, nie pożyłby długo, ciągle jestem o niego zazdrosny. – Roześmiałem się. Reakcja Mai na Dragona zawsze była taka sama. Ona po prostu kochała tego olbrzymiego faceta. Od samego początku ich znajomości nawiązała się między nimi jakaś więź. Udawałem, że jestem zazdrosny, chociaż gdyby Dragon był hetero, to na pewno inaczej by się to skończyło.
– Maks, tyle lat? Dałbyś spokój.
– Ale ja chciałem o czymś innym powiedzieć. Dzisiaj wpadł do mnie Igor i wyraźnie stwierdził, że jest już na tyle dorosły, że chce, abym go zaczął wprowadzać w mój świat.
– O matko jedyna! To już?
– Nigdy przy nim nie mówimy o interesach, ale doskonale wie, co robimy. Nie mogę go trzymać z daleka, skoro się rwie do tego. Nabierze złych nawyków i będzie tylko gorzej.
– Myślałam, że mamy jeszcze czas. On jest jeszcze taki młody.
– Sama stwierdziłaś, że dzieci rosną.
Rozdział 2
Igor
Sobotni grill, czyli masakra. Oczywiście, przyszły obie córki Wesołego. Natalia jest tylko rok młodsza ode mnie i patrzy na mnie tymi swoimi wielkimi, cielęcymi oczami. Wiem, że jej się podobam, ale ona jest jakaś taka… Co innego Olga, młodsza ode mnie o dwa lata, ale o wiele ładniejsza od Natalii i zadziorna, buntownicza. Ja jednak nie mam czasu na dziewczyny, one tylko siedzą przed lustrem i się pindrzą. Tak to określił kiedyś Rafał, ich starszy brat.
– Cześć, Igor. – Natalia już wstawała ze swojego fotela, jak tylko się pojawiłem w ogrodzie.
– Siedź, nie wstawaj, cześć. – Usadziłem ją od razu, klapnęła z powrotem, a mi się śmiać chciało. Spojrzałem na Olgę, ale ta grzebała w telefonie, żując gumę, nie zwracając na mnie uwagi. Kurczę, podobała mi się ta dziewczyna.
Snułem się miedzy gośćmi, karkówka mamy była jak zawsze idealna, choć tata zawsze powtarzał, że to dzięki jego umiejętnościom grillowania. Lubiłem siadać z boku i obserwować ludzi, tata mnie tego nauczył. Obserwuj w czasie, gdy ludzie się nie kontrolują – mówił – wtedy można się o nich najwięcej dowiedzieć.
Po dwóch godzinach miałem dość tej słodkiej imprezki, poszedłem w kąt ogrodu, gdzie był ulubiony wodospad mamy. Miałem ochotę zapalić. Nikomu się nie przyznałem, ale wpadłem w nałóg palenia. Nawet Kapsel o tym nie wiedział, choć przebywał ze mną prawie cały dzień.
Stałem oparty o brzozę i spokojnie paliłem, delektując się dymem.
– Ty palisz? – Nagle to ciche pytanie wyrwało mnie z zamyślenia. Zastanawiałem się, co powinienem zabrać na obóz.
– A ty co, mały szpiegu? – Odwróciłem się szybko i chwyciłem ją mocno za ramię.
– Nie szpieguję, chciałam tu posiedzieć, to piękne i magiczne miejsce. – Natalia zamiast podziwiać okolicę, wpatrywała się w moją twarz. Kurde, to było naprawdę wkurzające.
– Żebyś tylko nie wpadła na pomysł, żeby mnie wydać, bo będziesz żałować. Nienawidzę kabli. – Szarpnąłem nią lekko na potwierdzenie groźby.
– Przecież wiesz, że cię nie wydam, ja… – Jęknęła, spuściła wreszcie głowę. – Ja… bardzo cię lubię.
– Nie zależy mi, dla mnie jesteś wkurzająca, a od teraz podwójnie. I pamiętaj: ani słowa, bo pożałujesz.
Dmuchnąłem jej w twarz dymem i odepchnąłem od siebie. Rzuciłem peta w trawę i odszedłem, chowając ręce w kieszeniach. Że też musiała mnie przyłapać.
Dobrze, że wkrótce opuszczę ten cyrk.
Natalia
Za co on mnie tak nienawidzi? To, co powiedział, było bardzo niemiłe. Przecież powinien wiedzieć, że nigdy bym go nie wydała. Wiem, że palenie papierosów jest złe i niezdrowe, ale wyglądał przy tym tak dorośle. Podobał mi się, w świetle lamp ogrodowych stał oparty o drzewo, wysoki, szczupły, z pięknym profilem twarzy, z dość krótko obciętymi nastroszonymi włosami. Jedna ręka w kieszeni, a w drugiej papieros, chyba sam nie wiedział, że tak bosko wyglądał. Ile ja bym dała, żeby się do mnie uśmiechnął.
Odszedł, chyba był zły. Usiadłam na ławce cioci Mai i zapatrzyłam się w wodę. Rozmarzyłam się o mnie i o Igorze. Wyobraziłam sobie, że bierze mnie w ramiona i całuje. Chciałabym przeżyć z nim swój pierwszy pocałunek i pierwszy raz. Westchnęłam, pomarzyć dobra rzecz.
– On ma wszystkie dziewczyny w nosie. – Usłyszałam za plecami. Mateo podchodził do mnie od strony bawiących się gości. – Wiem, że ci się podoba, ale odkochaj się, bo nic dobrego z tego nie wyjdzie.
Mateo ma trzynaście lat, ale jest chyba bystrym obserwatorem, skoro to wypatrzył. Będę musiała jakoś bardziej ukrywać moje uczucia.
– Nie potrafię – przyznałam cicho.
– Będziesz żałować i będziesz płakać, wspomnisz kiedyś moje słowa.
Igor
Wreszcie wolność, no prawie, dwa tygodnie poza domem to był świetnie spędzony czas.
Potem, niestety, wróciłem z obozu. To było coś. Nocne biegi, ćwiczenia krav magi, strzelanie z broni krótkiej, sportowej. W tym byłem najlepszy. Treningi z tatą na strzelnicy przydały się, ale tam strzelałem z takiej prawdziwej. Zresztą chyba we wszystkim byłem najlepszy. Następny obóz wybiorę dla dorosłych, bo z tymi dzieciakami to nie zabawa. Spodobało mi się strzelanie z łuku. Opiekun mówił, że kusza jest jeszcze lepsza, ale nie mieli. Kto wie, czy sobie nie sprawię.
Powrót jak zawsze jest miły, ale gdy mama powiedziała, że wpadnie Wesoły z rodziną, to mi się odechciało wszystkiego.
Znowu ta idiotka będzie się we mnie wpatrywać. Wkurza mnie tylko ta Natalia, wodzi za mną oczami, a przecież już jej mówiłem, że mi się nie podoba. Ona pewnie chciałaby bym był jej chłopakiem, brrr.
Mama była zachwycona, powiedziała, że urosłem, nabrałem ciała i jakoś tak wydoroślałem. Gdy przyszła rodzina Wesołego udałem, że mnie głowa boli i zamknąłem się w pokoju.
Przez następne dwa tygodnie chodziłem z tatą do pracy, powoli poznawałem ludzi i metody prowadzenia biznesu.
Raz tata wziął mnie na dołek. Słynny dołek, gdzie rozprawiał się ze zdrajcami i tymi, których chciał skasować. Obserwowałem, jak pobił nieuczciwego dilera, który oszukiwał na sprzedaży naszych narkotyków. To było niezłe. Byłem zachwycony, widząc jego zachowanie. Wszedł powoli do celi i nic nie mówiąc, zakładał te swoje słynne rękawiczki. Potem dał taki wycisk facetowi, że ten się posikał, a ja, kurde, byłem dumny z ojca. Na pewno będę taki sam.
Wycieczkę w Tatry musieliśmy odłożyć. Rafał się zakochał i pojechał z dziewczyną do Francji. Głupek, baby mu się zachciało, ale stary już był. No fakt, już prawie czterdziecha mu stuknęła, więc żony sobie szukał. Tata tak mówił do mamy przy kolacji.
Przez ten cały czas uczyłem się pilnie wszystkiego o naszej mafijnej rodzinie. Tata i Wesoły zorganizowali mi za to wyprawę enduro. Ale sztos!
Już rano widziałem, że tata przy śniadaniu był jakiś podekscytowany. Potem wpadł na kawę Wesoły. Mama pojechała do fundacji, a oni wstali i tak dziwnie na mnie popatrzyli. Mateo też nic nie mówił. Zaczął Wesoły.
– No, młody, masz już swoje lata, postanowiliśmy z Maksem, że czas wprowadzić cię w jeszcze jedną naszą tradycję. Jak chcemy się odstresować albo któryś z nas ma problemy, wsiadamy na dwa koła. Teraz zabieramy cię ze sobą.
Wyszliśmy na podjazd. Drzwi garażu były otwarte, to tam z boku zawsze stały te piekielne maszyny. Oprócz dwóch motorów, jego i taty, pojawił się jeszcze trzeci, jaskrawo czerwony.
– Ten jest twój, prezent od ojca chrzestnego. – Walnął mnie w plecy otwartą dłonią.
– O, kurde! Wujek, dzięki.
Popatrzyłem na tatę i oczy mi zapłonęły, zawsze chciałem z nimi pojechać, a teraz wreszcie się uda.
– Masz pół godziny, potem spotykamy się tutaj. W twoim pokoju czeka na ciebie kombinezon.
Leciałem do pokoju jak na skrzydłach. Po drodze minąłem Mateo w salonie.
– Młody, możesz pozazdrościć, jadę ze starszymi na motory.
– Wiem i zazdroszczę! – Roześmiał się. – Ale i na mnie przyjdzie czas, spoko.
Miałem naprawdę świetnego brata.
Tego się, kurde, nie da opisać. Miałem piętnaście lat, a oni traktowali mnie jak dorosłego. Byłem szczęśliwy. Jazda polnymi drogami na początku okazała się dość wymagająca i trudna, ale po godzinie załapałem parę trików i wreszcie poczułem energię i ten pęd, i adrenalinę. Pokochałem motocykle enduro. Ta tradycja na sto procent przetrwa w naszej rodzinie.
Po powrocie wszystko mnie bolało, ale byłem tak nabuzowany szczęściem, że mało nie pękłem.
Na sierpień zaplanowaliśmy wyjazd do Włoch.
Rozdział 3
Natalia
– Jestem taka nieszczęśliwa – pożaliłam się Sarze, mojej najlepszej przyjaciółce. Chyba jedynej, jaką miałam. Mieszkała dość daleko, bo po drugiej stronie miasta, ale raz w tygodniu tata dawał mi samochód z kierowcą i mogłam u niej siedzieć cały dzień albo też Sara przyjeżdżała do mnie. Czasami przydawały się pieniądze rodziców albo przynajmniej ich pozycja w rodzinie mafijnej.
– Co znowu? – Sara siedziała na moim łóżku i wybierała kolor, którym w tym tygodniu pomalujemy sobie paznokcie u stóp. Zawsze miałyśmy jednakowe.
– Jak to co? On wcale nie zwraca na mnie uwagi.
– Ty znowu o Igorze? To już jest nudne. Co ty w nim widzisz, no ok, jest przystojny, takie ciacho, ale ma okropny charakter.
– Masz rację, on jest taki cudowny. Przystojny jest, ale na mnie wcale nie patrzy. A jak znajdę się gdzieś blisko niego, to mnie jakieś zaćmienie nachodzi i słowa powiedzieć nie umiem.
– Ty masz zaćmienie? Ciekawe określenie, ale to faktycznie problem.
– Są wakacje, a ja jestem nieszczęśliwa. Zaraz na początku wyjechał na obóz. Teraz, jak wrócił, to jest taki… jakby doroślejszy i taki obcy. Raz go widziałam u wujka, spojrzał na mnie tak, jak się patrzy na krzaki przy drodze. Patrzysz i nie widzisz. Jakbym była przezroczysta. Ale Olga…
– Co, Olga?
– Ona mu się podoba, widziałam, jak na nią spoglądał. Na mnie nigdy tak nie spojrzał. – Głos prawie mi się załamał z żalu.
– Ty jesteś jakaś walnięta, Natka, tylu chłopaków masz do wyboru, a marzysz o tym jednym, który cię nie chce. Jeszcze będziesz przez niego ryczeć.
Nie mogłam się przyznać Sarze, że już ocean łez przez niego wylałam. Rok temu totalnie się zbłaźniłam podczas rozmowy w czasie Świąt Wielkanocnych i teraz ciągle mnie unika. Po co wtedy się odzywałam? Głupia ja i w dodatku zakochana, nic tylko umrzeć.
Igor