ZLECENIE - Magda Rysa - ebook

ZLECENIE ebook

Rysa Magda

0,0
10,00 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Opowiadanko do kawy.

Bogusia miała wciąż pod górkę i nie mogła przewidzieć, że to co w najbliższym czasie przeżyje odmieni całkowicie jej życie. Po rozwodzie z przemocowym mężem, wróciła do matki. Jednak ten pomysł też nie był dobry, gdyż matka okazała się równie toksyczna.

 

 A jednak zdążyło się tak, że jedno małe potknięcie zmieniło bieg jej życia.

 

 Gdy w parafii pojawił się nowy ksiądz Karol wprowadził zamieszanie wśród parafianek. Młody, przystojny, wysoki brunet z ujmującym uśmiechem zawładnął też myślami Bogusi.

 

 Coraz większa chemia między nimi doprowadziła to tej jednej chwili, w której oboje się zatracili.

 

A potem on zniknął, załamana Bogusia została sama.

 

A może jednak nie sama?

 

Karol nie potrafił całkiem odgrodzić się od tego, co przeżył w małym miasteczku, jedna przypadkowo odkryta fotografia w sieci zawróciła jego myśli do gorącej kobiety, którą zostawił po zaledwie jednej nocy.

 

 I tu spotkała go niespodzianka, nie spodziewał się takiego zakończenia, a Bogusia nie spodziewała się jego powrotu.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 43

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Magda Rysa

ZLECENIE

Karol

Wszystkie papiery miałem w porządku, przeniesienie i cała moja historia schowana w czarnej teczce na fotelu pasażera.

Jechałem specjalnie na ten cel zakupioną skodą fabią niezbyt nową, ale to właśnie wyglądało normalnie. Nie mogłem przecież pokazywać swojego statusu materialnego, w końcu powinienem być ubogi jak mysz kościelna.

Puściłem muzę na głos i razem z piosenkarzem darłem się jak oszalały. Nie zwracałem uwagi na piękno krajobrazu, nie rozczulałem się nad życiem, które popchnęło mnie w ramiona czegoś nienaturalnego w naszym świecie. Bylem nieco inny.

Teraz prowadząc samochód oddawałem się szalonej spontaniczności. Od dzisiejszego popołudnia, jak tylko dojadę na miejsce, będę musiał się wyciszyć, więc to ostatnie chwile głośnej, nieograniczonej wolności.

Bogusia

Wreszcie koniec, ostatnia rozprawa, nie było miło. Bogdan znowu wylał na mnie wiadro pomyj i oskarżeń wziętych chyba z kosmosu. Na szczęście sędzia był normalny, a moje zeznania poparte obdukcją załatwiły sprawę. Po krótkiej przerwie dostałam wreszcie rozwód.

Wyszłam z budynku z dziwnym uczuciem. Z jednej strony byłam szczęśliwa, że to koniec koszmaru, a z drugiej smutna, że zmarnowałam na tego człowieka siedem lat życia, dając mu co chwile kolejną szansę.

– Z dniem dzisiejszym małżeństwo Bogumiły i Bogdana Tomkowskich zostaje rozwiązane. –

To było zdanie, na które czekałam. Sędzia, niewysoki starszy pan spojrzał bez wyrazu na mnie i mojego od teraz byłego męża.

– Dokument potwierdzający, zostanie przesłany pocztą. – Dowiedziałam się w sekretariacie.

Bogdan był diabelnie przystojny, ale na tym kończyły się jego zalety. Rok po ślubie zmienił

się, nie było już miłych słów, wspólnych chwil. Ja też nie jestem spokojną osóbką, więc nasze kłótnie to był prawdziwy poligon. Jedyne szczęście w tym wszystkim, że nie zaszłam w ciążę.

Gdy podniósł na mnie rękę, wystąpiłam o rozwód. Miałam trzydzieści trzy lata i trochę życia przed sobą.

Teraz po zakończeniu czteroletniego małżeństwa stanęłam na schodach Sądu Rejonowego i głęboko odetchnęłam. Teraz będzie inaczej, będzie lepiej. Musi, w końcu ileż można dostawać po dupie od życia.

Autobus powrotny miałam dopiero za godzinę, więc wybrałam się do małej pseudo galerii obok budynku sądu, gdzie była kawiarenka. Zamarzyła mi się aromatyczna kawa.

Gdy uciekłam od pijanego i agresywnego męża, zamieszkałam znowu z mamą. Nie był to dla mnie dobry wybór, ale jedyny, bo z małym miasteczku nie miałam co liczyć na pokój do wynajęcia.

Wypiłam kawę, przeglądając na spokojnie ogłoszenia. Pierwsza kawa bez stresu smakowała wybornie. Bez stresu, bez oglądania się za siebie czy nie ma tu jakiś znajomych, a zwłaszcza jego znajomych. Wolność, to coś pięknego. No dobrze, czas było się zbierać. Autobus miałam za pół godziny. Założyłam kurtkę i ruszyłam do drzwi, a tam jak na złość wpadłam na jakiegoś mężczyznę. W filmach to zawsze któreś miało kawę w ręku i następowała tragedia.

Tutaj na szczęście tego nie było.

– Przepraszam panią, zamyśliłem się. – Wysoki, szczupły i cholernie przystojny brunet odsunął się tym razem przepuszczając mnie.

– Powinno się najpierw ludzi wypuścić, a potem się pchać do środka.

Co mnie napadło być taką chamską? – Spojrzałam jeszcze raz. No kurde, nie może być.

Ksiądz! Po cywilnemu w czarnych spodniach i eleganckim trenczu za tyłek, wyglądał

smakowicie, ale ja już miałam alergię na przystojniaków, no i ta koloratka chyba mnie dobiła.

– Jeszcze raz przepraszam. – I uśmiechnął się słodko,

– Hmm, no tak.

Zrobiło się mi się trochę głupio, ale szybko już szłam na przystanek myśląc o tym jak poukładać swoje dalsze życie.

Karol

To było dziwne, wpadłem na jakąś kobietę przypadkiem, naprawdę zamyśliłem się i w zamian zostałem zmieszany z błotem. Chyba babka miała zły dzień. Wzruszyłem ramionami i podszedłem do lady zamówić kawę i bułkę na wynos, byłem już prawie na miejscu, jeszcze tylko parę kilometrów. Gdy wsiadałem spowrotem do samochodu zobaczyłem tę dziewczynę, a raczej kobietę wsiadającą do autobusu. Gdy podniosła nogę zwróciłem uwagę na kształtną łydkę i podjechałem wzrokiem do góry. To był tylko moment ale w pamięci wyrył mi się obraz całkiem zgrabnej nóżki a wyobraźnia już myślała o całej jej postaci.

Niewielkie miasteczko na zachodzie kraju i parafia jakich wiele. Przy rynku stał średniej wielkości kościół zbudowany w klasycznym stylu z dwoma wieżami. Był też urząd i kilka sklepów, takie normalne miasteczko, nie za duże, nie za małe. Wrota do tej świątyni Bożej były pięknie rzeźbione w roślinne ornamenty. Kościół nie był wielką budowlą, ale wybijał się ponad budynki postawione dookoła rynku. Z jednej strony wzdłuż uliczki stał budynek mieszkalny wielorodzinny, a z drugiej znajdował się ogród i cel mojej podróży dom parafialny.

Zaparkowałem samochód przed ogrodem na niewielkim parkingu. W głębi ukryty wśród kwiatów i dzikiego wina stał mały domek, który pełnił rolę domu parafialnego. Wszystko to znałem choć nie z autopsji, ale byłem przygotowany gdzie jadę.

Ksiądz proboszcz okazał się bardzo miłym staruszkiem z wydatnym brzuchem i rubasznym śmiechem.

– Księże Karolu. Jestem bardzo rad z twojego przybycia, akurat w tym momencie. Właśnie kończymy remont. Jest tyle pracy i załatwiania, a ja nie mam już sił biegać za tym wszystkim.

Miałem przygotowany uśmiech, ciepły i łagodny, którym obrzuciłem staruszka.

– Tak, to bardzo dobry czas, chętnie wyręczę księdza proboszcza, już brałem udział w takim remoncie.

Rozgościłem się w swoim malutkim pokoju na poddaszu. Nie potrzebowałem luksusów choć nimi nie gardziłem. Zresztą w tej chwili nie miałem sporo rzeczy. Rozpakowałem małą czarną walizeczkę i zszedłem na wieczorną mszę.

Bycie profesjonalistą obligowało mnie do porządnego przygotowania się.

Tę pyskatą choć zgrabna kobietę od razu wypatrzyłem jak tylko wszedłem do kościoła. Teraz zauważyłem, że była całkiem ładna. Drobna niewysoka szatynka w wiosennym płaszczyku z włosami rozpuszczonymi do ramion, twarz też drobna ale usta ponętne, pełne i różowe. Aż chciałoby się… Ech, wciąż się zapominam.