Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Siedem opowiadań w siedmiu miastach.
Podjeżdżamy, tankujemy i odjeżdżamy, a przecież to miejsce, gdzie można przeżyć niesamowitą przygodę, znaleźć swoją wielką miłość. Zaznać radości, poznać ciekawych ludzi.
Spotkajmy się na stacji paliw. Poznajmy głównych bohaterów:
Artur i Beata, czy pociągną dalej znajomość?
A Lidia zakocha się w Adamie czy raczej odpuści sobie taką znajomość?
Natalia pokochała harleye, ale jak to się dla niej skończy?
A Karolina i jej spontaniczny, szalony pomysł? Czy ma szansę przetrwania?
Michał, Sławek i ich złe wybory.
Czy Kuba naprawi relację z Marysią z małego miasteczka?
Tyle zdarzeń, ilu ludzi pojawia się na stacji paliw.
Uważaj, na twojej stacji benzynowej też może coś się zdążyć. Jakaś nieprawdopodobna historia, a może spotkasz swoją wielką miłość?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 266
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
© Magda Rysa, 2022
7 miast — 7 historii, a każda opowiada o miłości, która rodzi się na stacji paliw.
To może zdarzyć się wszędzie i każdemu, w Twoim mieście też.
Uważaj, gdy tankujesz, tam też miłość może czekać właśnie na Ciebie.
ISBN 978-83-8324-241-5
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero
Życie jest jak droga…
są zakręty, mosty i tunele oraz ślepe uliczki,
są też magiczne miejsca i drogi, przy których zacząć może się coś wyjątkowego,
zmienić może się wiele, a skończyć może się wszystko… np. na stacjach paliw.
Życie jest jak droga… wybierz najlepszą dla siebie.
Kasia J.
Artur
Kraków to moje miasto, kocham je i nie chciałbym mieszkać gdzie indziej. Miałem kasę i czasami lubiłem zaszaleć gdzieś dalej, ale generalnie wolałem siedzieć w mieście.
Ten dzień też był całkiem przyjemny, żaden wyjątkowy. Rano załatwiłem kilka mało ważnych spraw w Urzędzie Miasta. Księgowa też nie miała specjalnych uwag ani pretensji, chociaż czasami przeginała z marudzeniem. Spotkanie w małej restauracji z mamą przebiegło całkiem spokojnie, chociaż nie obyło się bez standardowego pytania: — „Kiedy się synku wreszcie ożenisz?”.
No i co ja mam kochanej rodzicielce powiedzieć? Że nie mam najmniejszego zamiaru? Po tym, jak moja Sara chciała mnie wrobić w dziecko, którego ojcem był barman z klubu i jeszcze zaciągnąć przed ołtarz? Odechciało mi się na długo jakiegokolwiek związku. Kobiety są przebiegłe i niepotrzebne mi następne takie przeżycia. Ciężko przeszedłem jej zdradę i rozstanie. To nie tak, że mężczyzna nic nie czuje i dalej szuka jakiejś panienki. A może to tylko ja taki jakiś dziwoląg?
Na razie jest ok, serce doszło do siebie. Pracę i dochody mam, a potrzeby damsko-męskie załatwiam jednorazowymi numerkami. Wbrew wszystkiemu jest sporo takich chętnych kobiet. Zero uczuć, zwykłe emocje jak pociąg i namiętność i zero związków. Czego więc mogłem chcieć od życia więcej? Po uporaniu się z codziennymi papierzyskami wyszedłem z budynku swojej stacji benzynowej.
— Szefie? — Kamil, mój pracownik wyszedł za mną. — Mam mały problem.
— Co tam?
— Będę chciał zwolnić się z pracy.
— Nie ma sprawy, załatw tylko zastępstwo.
— Nie, ja chcę zrezygnować z pracy. Za trzy tygodnie wyjeżdżam do Norwegii, mam tam już nagraną robotę. Więc chciałem teraz powiedzieć, żeby był czas na znalezienie kogoś na moje miejsce. Przepraszam, że tak późno…
— No cóż, z jednej strony przykro, że mnie opuszczasz, z drugiej gratulacje, że idziesz do przodu. — No i mój dobry humor diabli wzięli.
Znaleźć dobrego pracownika to jest jednak sztuka. Nigdy tego nie lubiłem. Te wszystkie rozmowy kwalifikacyjne są dla mnie czasami bardzo krępujące.
— Sorki szefie.
— Nie ma sprawy, znajdę kogoś, a i zatankuję. Odłóż mój rachunek na bok. Jak zawsze, ok? — Kamil wycofał się, bo wszedł klient chcący zapłacić za paliwo.
Skierowałem się na parking i zwolniłem. Lubiłem podziwiać moje autko Jaguara f — pace. Zawsze preferowałem jaguary za ich moc, klasę i wygodę jazdy. Podjechałem pod dystrybutor i zatankowałem. Pokiwałem do kamery i już miałem odjeżdżać jak poczułem uderzenie z tyłu.
— Do kur… — Wyskoczyłem z samochodu. Na moim zderzaku wisiała fiesta. Za kierownicą… no oczywiście, kobieta. Patrzyła na mnie wielkimi oczami. Dopadłem wściekły do jej drzwi.
— Nie widzisz kretynko, że samochód stoi pod dystrybutorem? Czy tusz do rzęs zasłonił już całkiem widok?
Siedziała za kierownicą z otwartymi ustami, ale chyba doszła do siebie. Wysiadła, spojrzała na swój przód i tył mojego samochodu.
— Ja idiotka? Trzeba być debilem, żeby po zatankowaniu machać ręką do kamerki, a nie odjeżdżać. To nie randka, tu się tankuje. Niektórzy nie mają czasu na stanie w kolejce — Jezu, jak wygląda teraz moje auto. Temu czołgowi nic nie jest, a ja jak teraz będę jeździć po mieście? Masakra — zajęczała.
— Trzeba było patrzeć przed siebie, a nie na boki i nie myśleć o niebieskich migdałach. Tu też obowiązują przepisy.
Stanąłem z boku.
Co za kobieta, ma kłopot, a jeszcze wyzywa. Ja już ochłonąłem po pierwszym ataku wściekłości. Mój samochód ma wypasione ubezpieczenie, ale ten złom, to pewnie takie podstawowe
— Wzywam policję — dodałem, unosząc brwi.
— Eee, może nie, jakoś dogadamy się. — Mina jej wyraźnie zrzedła.
— Nie żadne dogadamy się.
Wyciągnąłem telefon i zrobiłem zdjęcia. Ta fiesta, to był jakiś trup. Rdza zżerała nadkola, że aż słychać chrupanie. Faktycznie mojemu samochodowi niewiele się stało, ale babsko potrzebuje kary. Ja się nie martwiłem. Assistance podstawi mi zaraz zamiennik, a mojego jaguara oddadzą do serwisu, ale panienka ma niewątpliwie problem. Z budynku wyskoczył Kamil.
— Widziałem, wszystko widziałem, ta pani to jest winna jak diabli. Zaświadczę na policji, już po nich zadzwoniłem.
Spojrzałem na kobietę, była nawet trochę ładna. Mniej więcej w tym samym wieku co ja, ale zadbana. Spojrzała na Kamila, potem na nasze samochody, usiadła na krawężniku i rozpłakała się.
— No i dobrze — stwierdziłem.
— Mam to w dupie — wystękała — możecie sobie dzwonić po policję. I zamknęła się w sobie, zwieszając głowę i w takiej pozycji siedziała, aż przyjechał radiowóz. Spojrzałem na Kamila lekko zaskoczony a on na mnie i wzruszył ramionami. Kiedy policjanci wyszli z samochodu, wszystko opowiedziałem, Kamil dołożył swoje. Policjant podszedł do tej kobiety, wylegitymował ją, zebrał zeznania i wlepił jej mandat.
Nie słyszałem ich rozmowy, bo ten drugi mnie wypytywał. Szkoda, chciałbym wiedzieć, co ona tam wygadywała na mnie, ale mandat przyjęła. I dobrze, na drugi raz się zastanowi i będzie uważniejsza. Przez większość czasu stałem z boku i nie wtrącałem się do rozmowy policji z tą kobietą. Po dobrej godzinie wreszcie odjechali. Stała strapiona i patrzyła na swój samochód. Nie uszkodził się aż tak bardzo. Nawet chłodnica przeżyła, ale zderzak i blachy na masce były wgięte.
— Trzeba zabrać tego trupa na parking, tam za stację, niech nie straszy ludzi — stwierdziłem lekceważącym głosem.
— To nie jest żaden trup, tylko normalny samochód zwykłych ludzi, nie każdego stać na takie snobistyczne zabawki.
Kobieta spojrzała na mnie jak na jakiegoś oślizłego ślimaka. Westchnęła i wsiadła do swojego pseudo samochodu. Dopiero za trzecim, albo czwartym razem odpalił. Wycofała i klekocząc głośno, wjechała na wyznaczony parking z tyłu stacji.
Przesunąłem się o kilka metrów w bok, żeby zobaczyć, co dalej zrobi. Zwykła, ludzka ciekawość. Trzasnęła drzwiczkami, wyjęła z bagażnika walizkę. Zamknęła samochód, stanęła i popatrzyła na niego, a potem kopnęła w koło i ruszyła w stronę miasta. Aż podniosłem brwi ze zdziwienia, miała dziewczyna charakterek. W tym momencie podjechał mój samochód zastępczy. Taką obsługę, to ja rozumiem. Po załatwieniu formalności ruszyłem do domu.
Na drugi dzień przyjechałem do pracy później. Tego złomu na parkingu już nie było.
— Panie Kamilu, kto zabrał to coś z tyłu?
— O szefie, ale akcja była. Raniutko wpadł tu jakiś starszy obwieś z kumplem i zaczął na mnie się wydzierać, że to wina właściciela stacji i to on powinien pokryć naprawę samochodu, bo to przez nas on stracił samochód i on tak tego nie zostawi, a na końcu zapytał, gdzie w ogóle jest, ta cholerna Beata.
— I co dalej? — Już żałowałem, że nie przyszedłem do pracy rano jak zawsze.
— Jak powiedziałem, że poszła do miasta, to puścił taką wiązankę, że uszy puchły i że jak ją dorwie, to nogi z dupy powyrywa. Na to weszła, ta elegancka pani, co zawsze tankuje swojego Citro Cactusa i jak posłuchała tej wiązanki, to dobitnie powiedziała, co myśli o chamstwie tego typa. Facet, aż się zapowietrzył. Wystraszyłem się, że jeszcze tej pani coś zrobi. Jak mu zagroziłem policją, to szybko się zmył. Może sobie szef to obejrzeć na monitoringu. Wszystko się nagrało.
— Pewnie obejrzę. To kiedy pan chce odejść? Mam już zgłosić zapotrzebowanie na pracownika? Dobrze by było — odpowiedział. Za tydzień koniec miesiąca, by było dobrze.
Po trzech dniach od zgłoszenia zapotrzebowania pracownika zaczęły napływać CV i poszukujący pracy przychodzili osobiście. Jedna panienka weszła w takiej miniówie, że od razu miałem mokre skojarzenia.
— Dzień dobry, chciałabym tu pracować. Podoba mi się ta stacja, jest ładna i fajne wozy tu podjeżdżają. No i właściciel taki przystojny. Spojrzała na mnie wymownie spod doczepianych, stanowczo za długich rzęs.
— Jednak nie, w nocy nie mogę, absolutnie nie, bo po nieprzespanej nocy mam sińce pod oczami.
— Ale to stacja czynna całą dobę.
— To ja wezmę tylko poranne dyżury, no może i wieczory, wtedy wszyscy fajowi wracają z klubów do domu i można spotkać ciekawych ludzi.
Panienka wyraźnie chciała poznać ciekawego chłopaka z super samochodem. Skąd jej przyszło do głowy, że ktoś „fajowy” wraca wieczorem do domu? Chyba bardziej w drugą stronę, wiem to z własnego doświadczenia. Wolałem jednak nie rozwijać tematu.
— Dziękuję, proszę zostawić CV.
— Po co CV, jak sama przyszłam? To moja wizytówka. Proszę zadzwonić jeszcze dzisiaj. Podała mi kartonik, zauważyłem piękny manicure, bardzo kolorowy i długaśne paznokcie. Jak ona będzie wbijać ceny takimi pazurami?
— Umie pani obsługiwać kasę i komputer?
— Coś oczywiście umiem, a reszty się nauczę, zdolna jestem
Spojrzałem na kartonik — Dobrze, pani Izabelo…
— Mówią na mnie Bella, no wie pan, bo taka jestem i muszę przyznać, że bardzo chętnie zacznę tu pracę. Uśmiechnęła się do mnie tak zalotnie, że obłęd. Jezu, skąd się biorą te dziewczyny?
— Tak, rozumiem. Zadzwonię, jak podejmę decyzję.
Kiwnęła głową, potrząsając długimi prostowanymi, blond włosami i wyszła. Potem przyszedł starszy gość, ale CV nie miał, bo kiedyś to nie trzeba było. Nagle spojrzałem na monitor z podglądami i oniemiałem. Na zewnątrz stała ta kobieta od wypadku, zadzwoniłem do Kamila.
— Panie Kamilu, widzi pan? Na zewnątrz stoi ta od fiesty, co mnie stuknęła.
— Ciekawe co będzie chciała, czyta ogłoszenie o pracy. Zaraz się dowiemy. Idzie, niech się pan nie rozłącza.
Zaciekawiony patrzyłam na monitor i słuchałem przez telefon. Kamil odłożył swój aparat z boku komputera, aby nie widziała, że połączenie jest aktywne. Chyba muszę zainstalować nowe kamery z funkcją głosu.
— Czym mogę służyć?
— Ja w sprawie pracy…
— Pracy? A to nie pani tu wjechała ostatnio w jaguara?
— To nie była moja wina, to on za długo tu stał. Czy mogę do właściciela stacji? Chcę porozmawiać o tym ogłoszeniu.
— Oczywiście, że można. — Proszę tędy, do końcu korytarza.
Już widziałem, jak idzie w moją stronę. Szybko rozłączyłem się. Ale będzie dym. Zapukała, weszła i spojrzała na mnie.
— Nie, to nie może być prawda.
Zrobiła wielkie oczy, ale nie uciekła. Milczałem. Ona stała i kombinowała co teraz zrobić, a ja nie miałem zamiaru jej tego ułatwiać.
— To tak się to robi? Na własnej stacji się wystaje pod dystrybutorem, że inni nie mogą z niego skorzystać? OK, dostałam mandat, choć nie, pan też powinien dostać. To pan bezczelnie stanął mi na drodze.
O rany ale się nakręciła, aż szkoda, że nie miałem tutaj kamerki.
— Przyszła pani tutaj, bo…? — zapytałem spokojnie, choć miałem ochotę jej dogryźć i się roześmiać jednocześnie. Gdzie takie szalone się rodzą?
— Chciałam zapytać o pracę, ale już mi chyba przeszło.
Zaczęła kierować się do drzwi, kiedy chwyciła klamkę, wypaliłem:
— Ma pani tę pracę!
Może trochę za szybko i za pochopnie ale jakoś mi się wyrwało.
— Słucham?
— Przyjmuję panią do pracy, ale to ciężka praca. Kasę pani ogarnia?
— Tak, oczywiście, że ogarniam. Co to znaczy ciężka? Mam coś dźwigać?
— Nie, stacja jest czynną całą dobę, więc dochodzi praca w nocy
— Nie ma problemu
— Pani CV? Wyjęła z wielkiej torby teczkę i podała wydrukowane CV.
— Pani Beata Sowińska, no proszę jak ładnie. Ten młody człowiek przy kasie zacznie panią wprowadzać jeszcze dzisiaj. Proszę przyjść jutro o dziesiątej, zaczniemy załatwiać papierologię i szkolenia.
— Dziękuję — mruknęła i szybko się ulotniła. Ale numer. Beatka była w moim wieku, adres zamieszkania w niezbyt bezpiecznej dzielnicy. To będzie ciekawe doświadczenie. Wyszedłem z biura.
— Naprawdę szefie?
— Że co?
— Przyjął pan ją do pracy?
— Uhm i odpracuje rzetelnie całą szkodę.
Roześmiał się.
— Aż żałuję, że wyjeżdżam. Chciałbym to zobaczyć. Czyli od pierwszego tak? W porządku, postaram się we wszystko wprowadzić pańską nową ulubioną pracownicę.
Beata, parę tygodni później
Siedziałam w kawiarnianym ogródku. Miałam jeszcze sporo czasu do rozpoczęcia mojej zmiany na stacji. Lubiłam sobie posiedzieć na dworze i poczytać. W pokoju, który wynajęłam po tym pechowym zderzeniu, było tak ponuro, że nie chciało mi się tam siedzieć. Nie rozumiem, czemu właściciel nie zgadza się na pomalowanie ścian na biało, tylko muszę się męczyć w tym depresyjnym fiolecie.
Nastawiłam alarm, żeby nie spóźnić się do pracy. I zagłębiłam się w historii Eleny. Romans mafijny wciągnął mnie bez reszty, wkurzona emocjonalnie na bohatera romansu, uderzyłam w stół i krzyknęłam — wszyscy faceci to dupki!
Zorientowałam się, że zrobiłam to na cały głos. Podniosłam oczy wystraszona. Wpatrywało się we mnie pięciu mężczyzn z sąsiedniego stolika, a jeden z nich zaczął bić mi brawo. Jednak nie on przykuł moją uwagę. Jednym z tych pięciu mężczyzn był mój szef, mroczno-słodki właściciel stacji benzynowej Artur Piotrowski. On się nie uśmiechał, tylko uważne przyglądał.
— Brawo za odwagę — zwrócił się do mnie ten klaszczący.
— Dziękuję. Eee, przepraszam, muszę już iść.
Zerwałam się z krzesła i ruszyłam do środka kawiarni zapłacić za kawę. Po prostu uciekłam jak idiotka. Porąbało mnie czy co? Z drugiej strony to szefuńcio znowu da mi pewnie do wiwatu. Albo mnie zwolni, albo będę czyścić kible. Już takie roboty mi wymyśla, że czasami aż sama się śmieję.
Praca na stacji była niezbyt ciężka, ale dzięki wrednemu właścicielowi jaguara było bardzo ciekawie. Już po tygodniu zorientowałam się, że przyjął mnie tylko po to, aby się poznęcać za naruszenie jego ukochanego samochodu. Czasami żałowałam, że zdecydowałam się na ten dziwny układ, ale dość dobrze płacił.
Artur
Wpadliśmy z chłopakami do kawiarni na kawkę, trzeba było wspólnie ogarnąć jeden temat. Nie wierzyłem własnym oczom, gdy zobaczyłem, kto siedzi w kawiarnianym ogródku. Spojrzałem na zegarek. Miała jeszcze ponad godzinę do swojej zmiany. Siedziała sobie moja śliczna pani Beatka, zatopiona w lekturze. Chłopaki spoglądali w jej kierunku, a zwłaszcza Maciek.
— Ty, a to nie jest ta twoja nowa pracownica? — zapytał zaciekawiony — co ci w kuper wjechała?
— Odczep się ode mnie, tak to ona. Poza pracą może robić, co chce.
I w tym momencie ją usłyszeliśmy, walnęła pięścią w stół, aż filiżanka podskoczyła i krzyknęła — wszyscy faceci to dupki! Maciek natychmiast zaczął bić brawo. Zdurniał czy co? Tylko mnie tym wkurzył. Beatka zerwała się wystraszona, chyba dopiero po chwili do niej dotarło, że puściła ten tekst na głos. Przeprosiła, nasze oczy spotkały się na moment. Ta chwila wystarczyła, abym na sekundy przestał oddychać. To było dla mnie coś nowego. Szybko znikła.
— Panowie — chrząknąłem — spotkaliśmy się tutaj, aby omówić kawalerskie Michała. To, że nasz przyjaciel mieszka w Niemczech, nie oznacza, że nie przeżyje kawalerskiego na ojczystej ziemi. Jakieś pomysły?
— Fajna babka. — Maciek nie mógł skończyć tematu.
— Nooo — poparł go Piotrek. — Bierz się za nią, póki wolna.
Spojrzał na mnie wymownie, a potem na Maćka. Zaraz się wkurzę jeszcze bardziej.
— Powariowaliście? To moja pracownica.
— A od kiedy to jakaś przeszkoda? Mam ci przypomnieć te ostatnie trzy dziunie, co bzykałeś wcześniej? Też pracowały u ciebie. No i jest jeszcze Dorotka, która nadal pracuje, a obracasz ją co tydzień.
— Fakt, jak pamiętam, to wszystkie po kolei zaliczałeś. — Maciek był nieubłagany.
— Odpuście, kurwa, tej nie ruszę, to ona wjechała w mojego jaguara. — Wszyscy zamarli, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
— O kurwa! Nie żartuj… — I przyjąłeś ją do pracy zamiast zamordować?
— Czy tylko ja to widzę, że idą zmiany? — odezwał się Radek. Też wyskoczył. Wzruszyłem ramionami.
— Wierzcie mi. Odpracuje każde zadrapanie na moim maleństwie. Wracamy do tematu.
— Idą zmiany… — Z diabelskim uśmieszkiem znowu zamruczał Radek.
Beata
Gdyby nie to, że bardzo potrzebowałam kasy, nie przyjęłabym tej roboty za nic w świecie. Wprawdzie teraz mam pracę, całkiem niezłą wypłatę, ale pan i władca pokazywał mi, po co mnie zatrudnił. Czy on myśli, że ja jestem jakąś idiotką i nie skapnę się, że to będzie czysta zemsta? Ale jeśli myśli, że ucieknę z podkulonym ogonem, to się pan szef bardzo zdziwi. Nie ze mną takie numery. Pokażę temu przystojnemu bucowi, jak wygląda idealny pracownik, a potem sama odejdę.
Założyłam swoją dyżurną bluzeczkę z idiotyczną apaszką, poprawiłam makijaż, upięłam trochę inaczej swoje kasztanowe, długie włosy. Wszystkie były spięte u góry, a po bokach zwisały lekko podkręcone kosmyki. Za uszami musnęłam zapach, podróbką eleganckich perfum i byłam gotowa do pracy.
Pewnie zaraz wpadnie szef i coś wymyśli. Może dzisiaj każe mi przeliczyć wszystkie papierosy na półkach? Ostatnio przeliczałam breloczki i myłam półki pod olejami. Ciekawe, że Dorotka jakoś nie musi tego robić. A może on i Dorotka…? To byłby numer stulecia. Ale co się dziwić, dziewczyna śliczna jak marzenie i oddychać też ma czym.
Przyjeżdża tu do niej taki jeden, co ma BMW w kolorze zgniłego groszku. Czy ten człowiek nie ma oczu? Ja bym się wstydziła do czegoś takiego wsiąść. A ten nie, przyjeżdża, kupuje kawę i zawsze czeka, aż go Dorotka obsłuży. Wpatruje się w jej oczka tak mocno wymalowane, że wątpię, czy przez ten tusz i sztuczne rzęsy ona coś widzi. Ale ogólnie jest fajną partnerką na zmianie.
— Hej Dorotka, co dzisiaj mamy w planie?
— Na rozpisce jest, że ty masz zrobić porządek z półką czasopism.
— A ty?
— Ja? Ja muszę poukładać dokumenty w biurze szefa.
— Aha. — No to mam potwierdzenie. — Pan szef i Dorotka ten tego…
— No to biorę się do pracy. Ty obsługuj kasę.
Wiedziałam, że coś mi wymyśli. Wzięłam płyn, ścierki i zabrałam się za gazety. Niedługo potem nadjechał nasz pan i władca. Zadowolony z siebie wszedł do środka, stanął w drzwiach i przyglądał się jak stoję na małej drabince i wycieram górną półkę. Jestem niewysoka, więc często muszę korzystać z drabinki.
— Dzień dobry, moje panie?
— Dzień dobry, szefie. — Dorota już wyskoczyła zza lady.
— Miłej pracy — mruknął w moją stronę ze złośliwym uśmiechem.
— Dziękuję — mruknęłam z uśmiechem, a pod nosem dodałam — wredny grizzly.
— Słucham?
O cholerka, czyżby dosłyszał? Może jednak nie?
— Nie, nic takiego, ciężko mi na tej drabinie. Dorota jest wyższa, mogłaby pomóc na tych wyższych półkach.
— Ja muszę papiery poukładać, no w biurze.
— Uhm, papiery. — Uśmiechnęłam się do szefa złośliwie. Niech wie, że ja wiem. Szybko ruszył do swojego biura. Dopiero po czterdziestu minutach uporałam się z wszystkimi gazetami. Umęczona, spocona z włosami w nieładzie ruszyłam na zaplecze.
— Zaraz wracam Dorota, tylko się ogarnę — krzyknęłam do partnerki.
— I kogóż to moje oczy widzą… — Usłyszałam za plecami. Odwróciłam się. O cholera, to ten, który mi wczoraj klaskał w kawiarni.
— Dzień dobry, pięknej pani, czy dalej ma pani takie złe zdanie o wszystkich facetach?
Dorota stała wpatrzona w tego gościa jak w obrazek.
— Może i są wyjątki, ale to raczej gatunek na wymarciu.
Chciałam uciec do pokoju socjalnego, ale ten facet nie zamierzał skończyć. Dorota musiała się cofnąć za ladę, bo przyszedł klient zapłacić, chciał jeszcze hot doga, więc staliśmy sami — ja spocona, zmachana i potargana i — on — facet kosmicznie przystojny. Wysoki, ciemnowłosy macho. Mało komfortowa sytuacja.
— Trzeba coś zrobić, żeby to złe zdanie o facetach zmienić…
— Hej Maciek, co tu robisz? — Za plecami usłyszałam głos szefa.
No ja się zastrzelę, same wtopy dzisiaj.
— A tak wpadłem, może zatankuję u ciebie? Piotrowski aż się zakrztusił.
— Że co, proszę? Pani Beato proszę wrócić do pracy, a ty za mną — warknął i ruszył do swojej pieczary.
— Zły grizzly. — Cicho mruknęłam. Ten, który miał na imię Maciek, roześmiał się słodko na cały głos.
— Jesteś boska, dziewczyno — szepnął mi jeszcze i szybko poszedł za swoim kumplem. Maciej, pomyślałam ładne imię i facet niczego sobie. Wreszcie mogłam iść do pokoju trochę się ogarnąć. Gdy wchodziłam na zaplecze, w drzwiach pojawił się gościu od sraczkowatego BMW i już szedł do swojej Dorotki.
Artur
Byłem zły.
— Co ty, tu kurwa, robisz? — warknąłem zaraz za drzwiami na Maćka.
— No, mówiłem, że fajna babka i charakterna. Ile tu już pracuje? Miesiąc, daję ci jeszcze góra dwa, a potem zabiorę ci ją sprzed nosa. Ona tu nie pasuje.
— Zostaw ją Maciek, ona należy do mnie!
— W senesie umowy o pracę, czy szerszym?
— Nie wiem… jeszcze.
— Zobaczymy, na razie odpuszczę. Pamiętaj, góra dwa miesiące. Trzymaj się stary.
Maciek wyszedł zadowolony z siebie. Mój przyjaciel, jeszcze z czasów studenckich tak jak ja, wywodzący się z bogatej rodziny, zawsze lubił mnie wkurzać, bo wiedział, że jestem narwany i szybko wpadam w złość.
Muszę przyznać, że właśnie mnie wkurzył, gdy zobaczyłem go na podglądzie kamer, jak rozmawia z Beatą, aż mnie ruszyło. Koło nich jeszcze kręciła się Dorota. Czego ten dupek tu chce? Ma swoją Galerię Handlową i stację benzynową brata tuż obok. Moja pracownica mu się spodobała? No, kto by pomyślał. Mało ma dziewczyn u siebie? Tak, byłem zły. Wypadłem z biura. Stanąłem w głównym pomieszczeniu stacji. Beata robiła hot doga jakiemuś małżeństwu, a Dorota poprawiała z nudów kiełbaski na ruszcie — Dorota do mnie, trzeba…
— Dokumenty poukładać? — odpowiedziała złośliwie Beata.
— Ee, właśnie — odpowiedziałem, wredna kobieta uśmiechnęła się, czyżby wiedziała? E, chyba nie. Dorotka tylko na to czekała. Zamknąłem swoje biuro od wewnątrz. A ta już mnie obłapiała ramionami. Nie miałem ochoty na żadne pieszczoty i pocałunki, musiałem spuścić parę. Podszedłem do niej i jak zawsze przeleciałem śliczną Dorotkę na biurku. Kiedy skończyłem, a prezerwatywa wylądowała w koszu, od razu straciłem zainteresowanie.
— Fajnie było no nie? Dobrze do siebie pasujemy. — Dorota poprawiała spódniczkę. Pokiwałem głową, nic nie mówiąc. Wyszła, posyłając mi buziaka. Czy ja dobrze słyszałem? Pasujemy do siebie? Pogięło tę dziewczynę do reszty? Cholera, to był nasz ostatni numerek, muszę się jej pozbyć. Może by jeszcze białą sukienkę chciała? Coś wymyślę, żeby odeszła z pracy. Siadłem na fotelu i spojrzałem na monitor.
Pewnie jak bym teraz wyszedł, to ta zołza by mi zaraz dogadała. Nie chciałem się sam do tego przyznać, ale w czasie gdy posuwałem Dorotkę, miałem przed oczami zgrabny tyłek Beaty. Cholera, nie podobało mi się to.
Do wieczora mozoliłem się z dokumentami, które musiałem sam sobie poukładać. Następne dni były już spokojniejsze, w tym czasie, co dwa, trzy dni wynajdywałem jej jakąś specjalną robotę. Od czasu jej przyjścia stacja błyszczała, a ja zawsze coś wymyślałem. Pani Beatka musiała jeszcze odkurzyć wszystkie butelki alkoholi na półce, przetrzeć szyby w drzwiach rozsuwanych. Było cudownie móc się tak na niej wyżywać i wszystko to robiła bez szemrania, czasami nawet z uśmiechem, choć nieco wymuszonym. Dorotka cały czas czekała na hasło, ale go nie dostała, aż w końcu któregoś dnia sama zapytała:
— Szefie, czy nie trzeba w biurze dokumentów poukładać?
— Nie dziękuję, mam wszystko poukładane. — I z największą przyjemnością ruszyłem do siebie. Muszę wprowadzić zamianę, dziewczyny trzeba rozdzielić.
Dziewczyna powinna pracować z chłopakiem, wtedy w nocy jest bezpieczniej. Przynajmniej tak mi się wydaje. Dorotkę dam z Marcinkiem. Młody, napalony, może ją zadowoli i ta da mi spokój, a dla Beatki zostanie Sławek, młodziutki, dwudziestoletni chudy chłopaczek. Reszty ekipy nie zmieniałem. Kiedy była zmiana o czternastej i cała czwórka była w pracy zrobiłem szybkie zebranko i poinformowałem o zmianie. Najbardziej zadowoleni byli panowie, Beata podeszła do tego obojętnie, ale Dorotka była oburzona.
Zwróciłem się do niej.
— Myślałem przede wszystkim o bezpieczeństwie was, moje panie. Zmiana wchodzi w życie od piątku. Pierwszy dyżur nocny ma Dorota z panem Marcinem, grafik podam za kilka godzin, jak wszystko wyliczę godzinowo. Panowie wyszli, dziewczyny przebierały się w bluzeczki firmowe.
— Za godzinę pani Beato, proszę do mojego biura, trzeba porobić porządki w dokumentach.
— Co? — Dorota aż się zachłysnęła. — Dlaczego nie ja? Zawsze ja to robiłam. To nie w porządku!
— Tak, popieram Dorotkę, ona powinna iść, ja nie mam zamiaru porządkować pana… dokumentów. — Wymownie się spojrzała na … Kurwa! Moje spodnie. — Wolę wyczyścić półkę z batonikami i policzyć papier toaletowy w magazynku. Obie były przerażone. A ja dobrze się bawiłem, czyli diablica wiedziała, co tam robiliśmy.
— Pani Beato. W moim biurze są półki do odkurzenia, segregatory do posortowania i okno do umycia. W czym problem?
— W niczym — spuściła oczy.
O, i o to chodziło. Uśmiechnąłem się w duchu. Grzeczna dziewczynka.
W sobotę mamy kawalerskie Michała. Ale będzie impreza, najpierw idziemy do klubu na szaleństwo nocy z wynajętą lożą VIP, a potem lądujemy w moim domu, tam już wszystko przygotowane. Striptizerka zamówiona. Piwo w piwnicy też i wyrka dla urżniętych w trzy dupy kumpli też. Lepiej, żeby wszyscy zostali na miejscu. Poza tym muszę mieć oko na Michała, w końcu żeni się z moją siostrą, a nie chcę, aby ona cierpiała, albo obcięła mi nabiał za wyskoki narzeczonego.
Usłyszałem ciche pukanie. Weszła moja ulubiona pracownica.
— To od czego mam zacząć?
— Biurko! — pokazałem bajzel na blacie i uniosłem brwi.
— Słucham?! — Mało nie parsknąłem śmiechem na widok jej wielkich oczu. Jezu, ona naprawdę była przerażona. Pewnie pomyślała, że ją wezmę na biurku? Hmm, no w gruncie rzeczy mógłbym…
— Papiery, na biurku są papiery, proszę je pozbierać i nieco to biurko ogarnąć Wypuściła powietrze, aż miałem ochotę się roześmiać, ale i wziąć ją na tym biurku też. Nie powiem, że nie.
Beata
Zawału dostanę, przez tego typa. Ale mi się szef trafił. Coś muszę wymyślić, bo zwariuję tutaj. Ostatnio Dorota przychodziła wcześniej do pracy i plątała się po stacji, jakby pilnując szefa. Jak mnie zawołał do biura, żeby porządkować dokumenty to pierwsze, co spojrzałam na Dorotę i pomyślałam, że teraz moja kolej na zaliczenie pracownicy. Nie było takiej opcji.
Kiedy weszłam do jego biura, siedział za biurkiem. Gdy mnie zobaczył, oparł się wygodnie o oparcie fotela. Wyglądał dokładnie jak pan i władca na włościach, ale do tego bardzo przystojny. Tekst „Biurko” znowu potraktowałam za dosłownie. Ech, ta moja wyobraźnia, zwłaszcza, że skubany był przy tym obłędnie seksowny, a ja już dawno nie miałam faceta. Podeszłam do biurka i zaczęłam zbierać papiery.
— Z tej strony będzie lepiej. — Pokazał swoją stronę.
— Ale pan tam siedzi.
— Odsunę się.
— Aha.
— Przecież nie gryzę, pani Beatko.
— Na pewno?
— Jak ktoś ładnie poprosi, to potrafię ugryźć albo podrapać.
Na samą myśl ciarki przeszły mi po plecach. Stałam przed jego biurkiem. Pozbierałam wszystkie faktury, pozbierałam spinacze, musiałam sięgnąć po resztę rozrzuconych zszywek, pochyliłam się nad biurkiem, a pan szef aż wypuścił z ręki długopis, obserwując uważnie moją bluzkę.
A tu cię mam, gagatku. Pochylałam się dalej, spojrzałam na niego, a potem w swój dekolt i znowu na niego.
— Wiem, że mam ładne, naturalne, rozmiar C, ale żeby je poznać, trzeba czegoś więcej, niż tylko poprosić.
Ja nie mogę, facet się zawstydził, chyba, no nie wiem, ale minę miał taką, jakby się udławił. W tym momencie zapukał ktoś do drzwi, więc szybko się wyprostowałam — Proszę!
Wszedł Sławek, z którym teraz pracowałam.
— Przyszedł pana kolega i chciał z panem rozmawiać.
Wyszli obaj, a ja zostałam sama. Odetchnęłam. Stałam dalej przy biurku, nie powiem, że mnie nie ruszyło. Głód w jego oczach trochę też na mnie podziałał. Dawno już z nikim się nie kochałam, a miałam swoje potrzeby, w końcu nie jestem jeszcze taka stara. A szef przystojny jak diabli, tylko taki wredny, cały czas się mści o ten swój zarysowany samochód no i te parę wgnieceń. A co ja miałam powiedzieć? Fiesta ojczyma była chyba do naprawy, mandat do zapłacenia. Mam nadzieję, że ten obleśny typ mnie tutaj nie znajdzie. Nikt się nie domyśli, że wróciłam na miejsce zbrodni.
Pozbierałam wreszcie wszystko, syf na tym biurku był okropny. Sam blat wypucowałam, że aż lśnił, potem zaczęłam układać faktury i inne pisma. Tak z zainteresowania zajrzałam na monitor, tak jak przypuszczałam, miał podgląd z kamer w czasie rzeczywistym. Potem papiery posegregowałam wg schematu faktury osobno, pisma przychodzące osobno, zaznaczyłam na karteczkach, co jest co. Potem jeszcze odkurzyłam półki i wzięłam się za okno i jak zawsze problem, bo jestem za mała.
Już wdrapywałam się na biurko, gdy drzwi się otworzyły i wszedł mój szef i ten jego kolega, Maciek.
Jak mnie zobaczyli klęczącą na biurku z zadartą nieco spódnicą, bo akurat dzisiaj musiałam założyć wąską, no jak pech to pech, ale to ich miny nadrobiły moją złość. Panowie zdębieli. Tak, to było dobre określenie.
— No, no stary, tego się nie spodziewałem.
— A czego się pan spodziewał? — odparłam nieco złośliwie — striptizu wam nie zrobię, bo tu za mało płacą, okno chciałam umyć.
Gramoliłam się na tym biurku i w końcu stanęłam. Szef do mnie podszedł, był tak wysoki, że z łatwością sięgnął do mojej talii, położył tam ręce i mocno mnie chwycił i ściągnął z biurka. Wpadłam prosto w jego ramiona.
— A szkoda, bo chętnie bym zobaczył — zamruczał kolega zza pleców szefa — Może dopłacę?
— Spierdzielaj — usłyszałam warknięcie szefa w stronę kolegi. Ja nie słuchałam, tylko patrzyłam w piękne, piwne oczy mojego wrednego pracodawcy. Ocknęłam się, po kilku sekundach i on chyba też. Odsunęłam się, a on zabrał swoje silne dłonie z moich bioder. Teraz mi było szkoda.
— Okno zostawimy firmie sprzątającej. Przyjdzie za dwa dni i umyje wszystkie szyby.
— Słucham? To, po jaką cholerę ja się męczyłam z tymi szybami w drzwiach?
— Bo były zakurzone? — Uśmiechnął się niby przymilnie. Byłam wściekła. Jejku, myślałam, że go zabiję, pół dnia pucowałam te pieprzone szyby, żeby nie miały smug i wyglądały porządnie, a on doskonale wiedział, że za trzy dni przyjdzie firma do mycia wszystkich okien.
— Mam dość, miałam rację. — Położyłam dłoń na klamce. — Wszyscy faceci to dupki! — I wyszłam.
Chyba doszłam do kresu wytrzymałości. Dzięki tym dwóm wypłatom stanęłam na nogi. Dziś po pracy zaczynam szukać pracy w swoim zawodzie. W końcu nie na darmo kończyłam Uniwersytet Ekonomiczny na kierunku administracja, choć tego w swoim CV nie zawarłam. Miałam dwa CV przygotowane, dla słabszej pracy i tej prawdziwej, wtedy gdy szukałam pracy w zawodzie. Znajdę coś w końcu dla siebie. Wróciłam do mojej rzeczywistej pracy, czyli obsługi klienta stacji benzynowej. Zostało mi jeszcze pół godziny do końca zmiany. Dorota, która przyszła do pracy godzinę wcześniej, patrzyła na mnie jak na wroga.
— I jak było? — wysyczała złośliwie.
— Normalnie. Wyczyściłam biurko, odkurzyłam regały i a jak się wzięłam za okno, to przyszedł z tym swoim kolegą i ściągnął mnie z biurka.
— Na biurku? — Zmrużyła oczy. — Myślałam, że jesteśmy koleżankami, nienawidzę cię!
— Jezu, Dorota, o co ci chodzi?
Doskonale wiedziałam, że była normalnie zazdrosna, chyba się zakochała w tym dupku. Wolę, żeby mnie tu nie było, jak to się wszystko zacznie prostować. Będzie drama.
— Nie martw się, przystojny szef jest cały twój, ja się stąd zmywam
— Serio? To dobrze.
Kiedy ten Maciej wychodził z biura, spojrzał na mnie wymownie i słodko się uśmiechnął. Co oni z tymi uśmiechami. Mnie wcale nie było do śmiechu.
Zawsze miałam pod górkę. W domu matka niedająca sobie rady z własnym życiem, ale zapatrzona w wiecznie pijanego ojczyma. Ojca nie poznałam, podobno ulotnił się jak była w ciąży. Siostra mojej babci mi opowiadała, że to był skandal, bo dziewczyna z brzuchem w tamtych czasach to była potwarz dla całej rodziny.
Ale pojawił się Stefan, co prawda alkoholik i łazęga, ale w zamian za dom nad głową ożenił się z moją mamą z brzuchem, a ona go pokochała całym swoim sercem i mimo, że czasami i podniósł na nią rękę, to nigdy się do tego nie przyznała. To widziałam tylko ja. Niestety potem podrosłam i zaczął na mnie patrzeć jakoś inaczej.
Robiło się niebezpiecznie. Byłam młodziutka, głupiutka, ale charakter miałam czasami okropny, wojowniczy od zawsze. Przylazł kiedyś do mojego pokoju, jak spałam, obudziłam się, jak chciał mnie obmacywać. Przywaliłam mu kopa między nogi, nawet nie kwiknął, bo powietrze uciekło mu z płuc. Zwalił się na podłogę obok mojego łóżka i jęczał w pozycji embrionalnej. Wychyliłam się z łóżka — spieprzaj z mojego pokoju i nigdy więcej do mnie się nie zbliżaj, bo następnym razem utnę ci jaja. Chociaż sama się trzęsłam ze strachu wewnętrznie, nie pokazałam tego. Na spokojnie wstałam i poszłam do łazienki, dopiero tam pod prysznicem dałam upust swojej frustracji, strachowi i żalowi, że nie mam normalnej rodziny. Nigdy już do mnie nie uderzał.
Fuj, stary wiecznie pijany i obleśny zbok. Studia skończyłam, mieszkając w akademiku i pracując, gdzie się dało. Po skończonych studiach wróciłam do domu. I tu zaczął się znowu mój koszmar. Mama udawała, że nic nie widzi, a ojczym był coraz bardziej nachalny. Nie miałam pracy, mieszkania, a pieniądze na koncie to nędzne dwa tysiące złotych. W Internecie znalazłam pokój za siedemset złotych, spakowałam walizkę z najpotrzebniejszymi rzeczami i wtedy do pokoju wszedł mój pijany ojczym.
— O, wyprowadzka? To teraz maleńka, musisz zapłacić za mieszkanie tutaj, utrzymywałem cię wystarczająco długo, a teraz mi zapłacisz.
I już patrzył lubieżnie na moje piersi. O, ty w kółko golony! — pomyślałam. Ja ci pokażę utrzymanie! Odwróciłam się i spokojnie spakowałam do walizki laptop i kapcie. Nagle poczułam łapska na moich biodrach. Odwróciłam się, odepchnęłam typa, złapałam za stare drewniane krzesło i przywaliłam pijusowi. Potem spokojnie chwyciłam kluczyki z komody w korytarzu i zamknęłam drzwi. Z mamą nawet się nie żegnałam, kiedyś tu wpadnę, jak go nie będzie. Wsiadłam do jego starej fiesty, ale świeciła się rezerwa.
Podjechałam pod stację benzynową i nadziałam się na samochód swojego szefa. Jak pech, to pech. W końcu zmiana się skończyła. Naprawdę muszę poszukać innej pracy. Dzisiaj było bardzo niezręcznie, w dodatku on zaczął mi się podobać. Stałam przed stacją benzynową i przez chwilę napawałam się spokojem. Naraz przy mnie stanął Artur Piotrowski. Niesamowicie przystojny i nieziemsko wredny, mój szef.
— I co tam pani Beatko? Ciężki dzień?
— Koszmarny, ta praca mnie wykańcza, ale mam już wolne, zaraz gorący prysznic, miniówka, szpilki i witaj klubie. Czas poszaleć.
— A jaki klub?
— Nie wiem. Podobno idziemy do Kosmosu, tam jest taki super podświetlany parkiet.
— Kosmos? Z chłopakiem? — Popatrzyłam na niego przez zmrużone oczy.
— Do poniedziałku, szefie. — Uśmiechnęłam się tajemniczo i odeszłam. Wiedziałam, że stoi tam dalej i obserwuje mnie, jak idę. Dosłownie czułam jego wzrok na moim tyłku.
Artur
Kosmos? No, jeśli Beatka tam się wybiera, to się zdziwi, bo tam mamy wynajętą salkę VIP na kawalerskie Michała. Och! już nie mogę się doczekać, aż ją tam spotkam. Wszystko było przygotowane. Michał od wczoraj jest w Krakowie, dzisiaj zawiezie swoją narzeczoną do Łagiewnik do SPA, gdzie organizuje swój babski wieczór panieński. Wracam do domu. Już mnie dzisiejszego wieczoru nic nie interesuje.
Szykuję się na imprezę. I sam już nie wiem, z czego się bardziej cieszę z imprezy z kumplami, czy ze spotkania z Beatką. Wieczorkiem o dziewiętnastej jestem już w klubie. Jestem pierwszy i chcę wszystkich osobiście przywitać. Na razie stoję przy barze, jeszcze niewielu ludzi się kręci, więc na luzie popijam pierwszy bourbonik.
W końcu cała piątka moich przyjaciół się pojawiła i zaczęliśmy imprezę. Ja jednak starałem się pić najmniej. Gdzieś koło północy, poszedłem na salę główną. Stałem przy barze i obserwowałem tańczących. Beatka tam była. Tańczyła, o kurde i to jak tańczyła. Jej ciało falowało, seksownie wraz z rytmem piosenki, ręce w górze plotły jakieś skomplikowane wzory, oczy przymknięte, wsłuchana w muzykę. Nie było przy niej żadnego mężczyzny, tylko dwie dziewczyny. Wypiłem do końca swój alkohol i od tyłu zacząłem się przesuwać w jej stronę. Stanąłem tuż za nią, na kilka sekund zasłuchałem się w muzykę, załapałem jej rytm, wtedy przysunąłem się do jej pleców, blisko, a nawet bliżej, poczułem jej zniewalający zapach.
Dotknąłem jej dłoni, a potem oplotłem palcami nadgarstki. Jej jędrne pośladki odziane w skąpą, opiętą miniówkę otarły się o moje spodnie i spowodowały w nich rewolucję. Moje ciało ożyło, zwłaszcza ta część w spodniach. Czując kogoś za sobą, od razu się odwróciła, a ten jej wzrok! O Jezu, można było utonąć w jej oczach, a ona tylko patrzyła.
W pewnym momencie zacisnęła wargi, odwróciła się tyłem i zaczęła na nowo tańczyć. Kurwa, sam na siebie bat ukręciłem. Nie mogłem od niej odejść, chciałem być blisko, albo jeszcze bliżej, a ona tańczyła.
W duchu dziękowałem siostrze za te godziny przetańczone w naszym salonie. To dzięki niej szło mi całkiem nieźle. Tańczyłem z Beatą, choć marzyłem już o tym, aby ją gdzieś zaciągnąć i znaleźć się w niej. Była jak ogień, parzyłem się ale i tak mnie przyciągała. Puściłem jej ręce i delikatnie przejechałem palcami po bokach, aż na biodra.
Co za cudo. Parzyła, ale chciałem więcej. Jak świeca przyciąga ćmę. Spojrzała na mnie, odchylając głowę na bok. Oblizała usta. Kurwa, zaraz ją stąd porwę… i wtedy skończyła się piosenka. Jej koleżanki chwyciły ją za rękę i we trzy śmiejąc się głośno, uciekły z parkietu. Westchnąłem wykończony. Zszedłem szybko i wyszedłem na zewnątrz zapalić, musiałem się uspokoić. Ta dziewczyna to jakaś wiedźma i rzuciła na mnie urok.
Beata
To było… Magiczne? Niesamowite? Pozazmysłowe? Ten taniec, kiedy poczułam go za sobą, był taki… że nie chciałam, aby się skończył. Jak tylko wyszedł ze strefy VIP, od razu go zauważyłam, trudno byłoby nie zauważyć, postawnego, przystojnego trzydziestolatka z idealnie ogoloną twarzą, nonszalancko potarganymi ciemnymi włosami. Obrazu dopełniała stalowa, lekko połyskująca koszula rozpięta pod szyją z podwiniętymi rękawami i czarne spodnie.
Mokro się robiło od samego patrzenia, nie jestem z drewna, też to poczułam, ale ten taniec? Kiedy nagle zniknął mi z oczu, chciałam go szukać, ale on nagle pojawił się za mną, przy mnie a ja bardzo chciałam, by był we mnie. Ten taniec, to był sam seks. A potem dziewczyny mnie porwały, a on zniknął. Gdy im powiedziałam, że to był właśnie mój szef, to mi nie wierzyły po moich wcześniejszych opowieściach. Po tym tańcu już nie było tak fajnie. Wracając do domu taksówką, patrzyłam na nocne miasto. Kraków jest taki piękny o każdej porze i nigdy nie śpi, kocham to miasto. Ale jutro będzie nowy dzień… O kurde, jak ja jutro pójdę do pracy?
Artur
O pierwszej w nocy miałem zamówione dwie taksówki, zapakowałem chłopaków i pojechaliśmy do mnie. Tam piliśmy, aż wszyscy padli. Przez godzinę mieliśmy pokaz striptizerki, potem były Cheerleaderki. Ja byłem najbardziej trzeźwy. Gdzieś koło czwartej w domu zrobiło się cicho. Wszyscy już spali. Usiadłem na kanapie w salonie i wspomniałem tę piękną, pyskatą, seksowną… moją, kurwa, pracownicę. Jak mam się teraz nad nią znęcać w pracy, skoro mam ochotę ją przelecieć?
Beata
Poniedziałek, godzina ósma rano, jestem w pracy, a szefa jeszcze nie ma. Postanowiłam zachowywać się tak, jakby tego tańca w klubie nie było. Tak będzie najlepiej i niech się nade mną dalej znęca, to jest bardziej bezpieczne.
— Dzień dobry. Pani Beato, panie Sławku, jak tam poranek?
Kurde, wpadł tutaj jak jakiś młody bóg z uśmiechem na tej swojej ślicznej buźce.
— Świetnie szefie. Dzwonili, że jutro dostawa paliwa, a rano o czasie dowieźli żarełko. Kawy?
— O chętnie. Pani Beatko może mi pani zrobić tę moją ulubioną? Proszę!
— Słodki misiu dzisiaj? — zamruczałam cichutko.
— Słucham? Tak, dwie kostki cukru.
— A może miodku?
— Miodku? Pani Beatko, ja nie jestem Kubuś Puchatek.
— No, kto by pomyślał?
— No dobrze, to zadania na dzisiaj. Pan Sławek zrobi porządek z tymi pakietami drewna do kominka. Ładnie poukładać, zamieść wokół, obok położyć parę worków z brykietem na grilla.
— A ja? — Coś podejrzanie zaczął od Sławka. — Pomyślałam.
— A pani Beatka zrobi porządek z dokumentami, w moim biurze.
— Co!? — Za żadne skarby. Wolę podlać wszystkie kwiaty w donicach.
— Super, to jak już je pani podleje, to proszę się do mnie pofatygować.
— Odwrócił się i poszedł do siebie.
— Zły misiek — warknęłam. Odwrócił się. Skubany, musiał usłyszeć, spojrzał się na mnie, zmarszczył nos i zawarczał. Kurde, obłęd! Co się tutaj odpala? Jak stąd uciec? Naprawdę miałam taką ochotę. Ten sam wredny szef, który w sobotę tańczył seksownie, ocierając się o mnie, teraz będzie jeszcze bardziej się wyżywał.
Jak nic chce mnie przelecieć, jak swoją Dorotkę. Gdy do sali głównej weszło dwóch klientów, byłam szczęśliwa. Gdy jeden zamówił dwa hot dogi, to najchętniej dałabym mu je za darmo, żeby tylko mieć jakieś zajęcie.
Wreszcie zaczął się ruch na stacji. Pracowaliśmy ze Sławkiem na dwie kasy, żeby nie było żadnej kolejki. Cały czas na chodzie. Po jakimś czasie zrobiło się spokojniej, zrobiłam sobie kawę, i zaraz dostałam sygnał SMS z nieznanego numeru. Patrzę i ze zdziwieniem czytam:
A — Sama to pije, a o swoim szefie to zapomniała, a on też by się napił.
B — A sam nie może zrobić? I jeszcze dla mnie też by mógł zrobić, ja ciężko pracuję.
A — A kwiatki podlane?
B — Nie.
A — No właśnie — kawa, kwiatki, biuro, dokładnie w takiej kolejności.
B — Szef to wyzyskiwacz.
A — Nieprawda, jest bardzo miły.
Weszło małżeństwo po kawę, Sławek ogarniał drewno, więc przestałam pisać. Zrobię mu tę kawę, bo będzie mi głowę zawracał cały dzień.
Artur
Patrzę na monitor i obserwuję, jak pracuje moja seksowna pracownica. Dużo bym dał, żeby móc ją tutaj na tym biurku… chociaż nie. Tutaj była Dorotka i nigdy więcej nie będę się pieprzył w biurze, muszę to rozdzielić.
Beatkę zabrałbym do siebie. Jej kasztanowe włosy ładnie by wyglądały rozsypane na tej złotej, jedwabnej pościeli co dostałem od siostry na trzydziestkę. Fajna jest, zwłaszcza latem, bo dotyk jedwabiu chłodzi, jest delikatna, śliska i chłodna. Tylko raz jej użyłem i stwierdziłem, że ona zaczeka na specjalną kobietę. Tak, Beatkę to bym chciał w tych jedwabiach.
Wreszcie poszła zrobić mi kawę. Czekam już i czekam. Kiedy cicho zapukała, jeszcze się zastanawiałem jak by ją tu pomęczyć.
— Przyniosłam kawę dla szefa.
— Dziękuję, pani Beatko. — Byłem miły i grzeczny.
— Jak miło usłyszeć.
— No tak, jeszcze zostały kwiatki i biuro i ja, czekam…
— No, nie wiem, może dzień urlopu wezmę, jestem taka zmęczona.
Naszą rozmowę przerwali dwaj moi przyjaciele. Wcale nie byłem zadowolony z ich wizyty.
— Cześć stary!
Maciek z Michałem wpadli do biura jak po ogień.
— Umm, śliczna pani Beatka. — Maciek jak zawsze musiał od razu mnie wkurzyć.
— My się jeszcze nie znamy. Michał jestem, przyszły szwagier tego tutaj. A ty śliczna dziewczyno?
— A ja jestem jego pracownicą, wyzyskiwaną pracownicą.
— Uuu, to niedobrze.
— Muszę już iść, taka ilość testosteronu źle na mnie dzisiaj działa.
— Czyżby to po sobotnich tańcach? — Nie mogłem się opanować, żeby jej nie dogryźć.
— Muszę już iść! — I już jej nie było.
— Co to było?
— Wyobraź sobie, że ta ślicznotka wjechała starym gruchotem w jego jaguara. — Maciek nie darował sobie opowieści.
— I jeszcze żyje? — Michał zdziwiony spojrzał na mnie. Wszyscy wiedzieli jaką miłością otaczałem swój samochód.
— Odczepcie się ode mnie. — Traciłem już cierpliwość dla tych wariatów
— Co tam macie w planach? Kiedy wracają dziewczyny z tego SPA? Jutro? Więc wieczorem kręgielnia.
— Artur wiesz, że za dziesięć dni ślub?
— No wiem.
— Partnerkę masz?
— Po jaką cholerę?
— A, swojej mamy to się nie boisz?
— Hmm, a myślisz, że czemu nie przyjeżdżam do domu? Maciek spojrzał na drzwi, a potem na mnie.
— Zaproś tę Beatkę. Mówiłeś, że bosko tańczy i prezencję ma idealną. Wybacz już jej.
— Odczepcie się wszyscy. — Chłopaki ze śmiechem wynieśli się i pewnie pojechali gdzieś na kawę. Mimowolnie spojrzałem na monitor. W kamerze zewnętrznej widziałem, jak podlewała kwiaty w dużych donicach.
Kurde no… Maciek zasiał ziarno, teraz będę o tym myślał. Nie no, w życiu! Ta kobieta zrobiła zamach na moje ukochane dziecko. To jest po prostu niewybaczalne. Wyszedłem na zewnątrz stacji. Sławek porządnie uporządkował drewno i całkiem fajnie poukładał worki z brykietem do grilla. Przeszedłem na drugą stronę ulicy. Widziałem, jak Beata obserwuje mnie, podlewając ostatnią donicę. Mam trzy dziewczyny zatrudnione, wiosną namówiły mnie na zakup kwiatów. Byłem sceptyczny, ale teraz widzę, że wygląda to naprawdę ładnie. Stanąłem po przeciwnej stronie i patrzyłem na swoją stację. Wyglądała dobrze, Beata też wyglądała dobrze w tej wąskiej spódnicy i bluzce firmowej, akurat wróciła do budynku, więc i ja wracałem.
Miałem plan co do tej dziewczyny. Przyjemny chłód owiał mnie zaraz za drzwiami. Lato w pełni, więc klima chodziła cały czas. Moja ulubiona pracownica stała przy gazetach. Stanąłem tuż za nią, Sławka nigdzie nie było widać.
— Teraz zapraszam do biura. Trzeba zrobić porządek z dokumentami. — Podskoczyła lekko wystraszona.