Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
65 osób interesuje się tą książką
Po wygranej walce z Krwawą Królową Poppy i Casteel wraz z Kieranem i Nektasem schodzą do podziemi zamku Wayfair, żeby uwolnić ojca Poppy. Nagle trzęsie się ziemia – pod miejską czytelnią obudziła się bogini Penellaphe. W obu światach budzą się także pozostali bogowie. Pozorny spokój dobiega końca, znowu najważniejsze stają się żądze i namiętności. Poppy zagraża ogromne niebezpieczeństwo; jej los zależy wyłącznie od Casteela…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 808
Sugerowana kolejność czytania
Cykl Z krwi i popiołu:
1.Krew i popiół
2.Królestwo Ciała i Ognia
3.Korona ze złoconych kości
5.Wojna Dwóch Królowych
7.Dusza krwi i popiołu
Cykl Z ciała i ognia:
4.Cień w żarze
6.Światło w płomieniu
W przygotowaniu:
Ogień w ciele
W rozdziałach opisujących wydarzenia z pierwszej części cyklu pojawiają się dialogi z Krwi i popiołuw przekładzie Danuty Górskiej.
Tytuł oryginału: A SOUL OF ASH AND BLOOD
Ilustracje, mapa i projekt okładki: © by Hang Le
Redaktorka prowadząca: Agata Then
Redakcja: Barbara Milanowska (Lingventa)
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Beata Kozieł-Kulesza, Monika Kociuba
© 2023 by Jennifer L. Armentrout
© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2024
© for the Polish translation by Justyna Szcześniak-Norberg
Droga Czytelniczko/Drogi Czytelniku!
Ta książka porusza tematy i opisuje zachowania, które mogą urazić odbiorców lub wywołać niepokój, dlatego zalecamy ostrożność podczas czytania.
Wszystkie wydarzenia i postaci przedstawione w książce są fikcyjne.
Ostrzeżenie dotyczące treści: śmierć, wulgarny język, przemoc fizyczna, psychiczna i seksualna.
ISBN 978-83-287-3181-3
Wydawnictwo Akurat
Wydanie I
Warszawa 2024
–fragment–
Tobie, Czytelniku
Postaci
Aios — ejos
Alastir Davenwell — alastir dejwenłel
Andreia — andreja
Arden — arden
Attes — attejs
Aurelia — aurelia
Baines — bejns
Beckett — beket
Bele — bel
Blaz — blejz
Brandole Mazeen — brandol maziin
Braylon Holland — brejlon holand
Britta — britta
Callum — kalum
Clariza — klariza
Coralena — koralina
Coulton — kolton
Casteel Da’Neer — kastiil da nir
Crolee — krolii
Dafina — dafina
Davina — dawina
Delano Amicu — dilejno amikju
Dorcan — dorkan
Dorian Teerman — dorian tiirman
Księżna i książę Ravarel — księżna i książę rawarel
Dyses — dajsis
Ector — ektor
Effie — efi
Ehthawn — iitan
Elian Da’Neer — elian da nir
Elijah Payne — ilajża pejn
Eloana Da’Neer — iilana da nir
Embris — embris
Emil Da’Lahr — emil da lar
Erlina — erlina
Ernald — ernald
Eythos — iitos
Ezmeria — ezmeria
Gemma — dżema
Generał Aylard — generał ejlard
Gianna Davenwell — dżianna dejwenłel
Griffith Jansen — grifit dżansen
Halayna — halejna
Hanan — hejnan
Hawke Flynn — hołk flyn
Hisa Fa’Mar — hisa fa mar
Ian Balfour — ijen balfor
Ione — ajon
Ivan — ajwan
Isbeth — isbif
Jacinda Teerman — dżasinda tiirman
Jadis — dżejdis
Jasper Contou — dżasper kontuu
Jericho — dżeriko
Joshalynn — dżoszalyn
Kayleigh Balfour — kejlii balfor
Keella — kiila
Kieran Contou — kiiren kontuu
Król Jalara — król dżalara
Król Saegar — król sejgar
Kirha Contou — kara kontuu
Kolis — kolis
Kyn — kyn
Lady Cambria — lejdi kambria
Lailah — lejla
Lathan — lejtan
Leopold — lijopold
Lev Barron — lew baron
Lizeth Damron — lizet damron
Loimus — lojmus
Lord Ambrose — lord ambroz
Lord Chaney — lord czejni
Lord Gregori — lord gregori
Lord Haverton — lord hejwerton
Loren — loren
Luddie — ludi
Lyra — lira
Mac — mak
Madis — madis
Magda — magda
Maia — maja
Malec O’Meer — maliik o mir
Malessa Axton — malessa akston
Malik Da’Neer — malik da nir
Marisol Faber — marisol fejber
Millicent — milisent
Mycella — majsela
Naill — nail
Nektas — nektas
Nithe — najf
Noah — noa
Nova — nowa
Nyktos — nyktos
Odell Cyr — odel sir
Odetta — odetta
Orphine — orfiin
Peinea — peinija
Penellaphe — penelafi
Penellaphe Balfour — penelafi balfor
Perry — pery
Perus — perus
Phanos — fanos
Polemus — polemus
Preela — priila
Kapłanka Analia — kapłanka analia
Królowa Calliphe — królowa kalifi
Królowa Ileana — królowa aliiana
Reaver — riiwer
Rhahar — rahar
Rhain — rein
Rolf — rolf
Runa — runa
Rylan Keal — rajlan kiil
Sage — sejdż
Saion — sajon
Sera — sira
Seraphena Mierel — sirafina miirel
Shea Davenwell — szej dejwenłel
Sotoria — sotoria
Sven — swen
Talia — talia
Taric — tarik
Tavius — tejwius
Tawny Lyon — tałni lajon
Thad — tad
Theon — tion
Tulis (rodzina) — tulis
Valyn Da’Neer — walyn da nir
Veses — wesis
Vikter Wardwell — wikter łordłel
Vonetta Contou — wonetta kontuu
Wilhelmina Colyns — łilhelmina kolyns
Miejsca
Aegea — ejdżija
Atlantia — atlantia
Pustkowia — pustkowia
Berkton — berkton
Carsodonia — karsodonia
Dwór Cauldra — dwór kaldra
Komnaty Nyktosa — komnaty nyktosa
Dalos — dejlos
Wzgórza Elizjum — wzgórza elizjum
Evaemon — ewemon
Wysokie Wzgórza Thronosa — wysokie wzgórza tronosa
Ilizjum — ilizjum
Wyspy Bele — wyspy bel
Kithreia — kitrija
Lasania — lasanija
Lotho — loto
Masadonia — masadonia
Massene — masine
Góry Nyktosa — góry nyktosa
Nowa Przystań — nowa przystań
Dolina Niela — dolina najela
Oak Ambler — ołk ambler
Padonia — padonia
Pensdurth — pensdurf
Filary Asfodeli — filary asfodeli
Kraina Sosen — kraina sosen
Pompeja — pompeja
Morza Saiona — morza sajona
Góry Skotos — góry skotos
Solis — solis
Przyczółek Spessa — przyczółek spessa
Sirta — sirta
Zatoka Saiona — zatoka sajona
Zatoga Stygijska — zatoka stygijska
Tadous — tadus
Świątynia Persesa — świątynia persesa
Trzy Szakale — trzy szakale
Trzy Rzeki — trzy rzeki
Wyspy Trytona — wyspy trytona
Nieśmiertelne Wzgórza — nieśmiertelne wzgórza
Vathi — wejti
Wyspy Vodina — wyspy wodina
Zachodni Szlak — zachodni szlak
Biały Most — biały most
Wierzbowe Równiny — wierzbowe równiny
Pojęcia
Arae — eeri
benada — benada
syreni — syreni
Cymeryjczycy — cymeryjczycy
dakkai — dejki
półbóg — półbóg
eter — eter
graeca — greeka
Gyrm — gyrm
imprimen — imprimen
kardia — kardia
wilk kiyou — wilk kiju
lamia — lamia
laruea — laruja
meyaah Liessa — miija liisa
notam — notam
sekya — sekja
sparanea — speraneja
tulpa — tulpa
wiwern — wiwern
Poczułem dochodzącą z mrocznego korytarza słodkawą, lecz stęchłą woń. Obróciłem raptownie głowę na dźwięk lekkich, szybkich kroków, jednocześnie sięgając do biodra, by wyciągnąć z pochwy sztylet z krwawnika.
Spomiędzy filarów z piaskowca do oświetlonego lampami korytarza pozornie bezkresnej krypty pod zamkiem Wayfair wypadł wampr. Dostrzegłem jedynie mignięcie powiewających czarnych włosów, alabastrowej skóry i karmazynowego jedwabiu.
Nie wahałem się nawet przez chwilę. Od kiedy zeszliśmy do podziemi, ani Kieran, ani ja nie okazywaliśmy im żadnej litości.
Cisnąłem sztylet, który przeleciał przez korytarz i trafił w cel. Ostrze z krwawnika utkwiło głęboko w klatce piersiowej wampra, ucinając jego irytujący, paskudny wrzask. Ascendent runął na plecy. Po jego ciele błyskawicznie zaczęła się rozchodzić siateczka pęknięć, pokrywając policzki i szyję. Skóra popękała i złuszczyła się, odrywając się od kości i zmieniając w proch. W ciągu jednego uderzenia serca z wampra nie zostało nic prócz sterty jedwabiu. Mój sztylet upadł z brzękiem na kamienną posadzkę.
– Cas – westchnęła Poppy. Pomimo frustracji wybrzmiewającej w jej cichym wyrzucie poczułem, że wargi wyginają mi się w uśmiechu.
Zawsze się tak działo, gdy nazywała mnie w ten sposób. Czasami, gdy słyszałem moje imię z jej ust, czułem ucisk w klatce piersiowej, lecz zarazem wypełniało mnie uniesienie. Przy innych okazjach robiłem się cholernie twardy. Ale zawsze się przy tym uśmiechałem.
– Ten Ascendent nas nie atakował – wytknęła Poppy.
– Ale biegł ku nam – odparłem, podchodząc do sztyletu, by podnieść go z ziemi.
– Albo przed nami uciekał – zasugerowała.
– Nie sposób było stwierdzić. – Wytarłem ostrze o nogawkę spodni, schowałem je do pochwy i spojrzałem na nią. Cholera. Zaparło mi dech w piersi.
Wygląd Poppy zdradzał, że moja żona niedawno stoczyła przerażającą bitwę. Krew i brud pokrywały jej policzki, dłonie i strój, że już nie wspomnę o jej bosych stopach. Warkocz, którym próbowała okiełznać swoje nieposkromione włosy, prawie całkiem już się rozplótł i teraz kosmyki lśniące w słabym świetle lamp gazowych nasyconą barwą czerwonego wina opadały na jej ramiona i plecy.
Lecz mimo to była w moich oczach tak cudownie piękna.
Moje bratnie serce.
Moja królowa.
Nie bogini, lecz Pierwotna, i to najpotężniejsza – Pierwotna Krwi i Kości. Życia i Śmierci.
Fala szoku sprawiła, że niemal się potknąłem. Doświadczałem tej reakcji co parę minut od chwili, gdy Poppy uwolniła swoją pierwotną moc w walce z Krwawą Królową. Byłem przekonany, że minie jeszcze dużo czasu, zanim w końcu się z tego otrząsnę.
– Ale każdy, kto nie chce skończyć jako garść popiołu, zdecydowanie nie powinien biec w twoją stronę. – Skłoniłem się w pas. – Moja królowo.
Poppy zamrugała powoli, wyraźnie niewzruszona moją galanterią. Wyszczerzyłem zęby jeszcze szerzej, dopóki jej pełne usta nie zadrżały, gdy walczyła z uśmiechem. Pomiędzy jej wargami ukazał się koniuszek ostrego kła.
Opuściłem podbródek, lecz spojrzałem jej przy tym prosto w oczy, czując nagły przypływ pożądania. Za każdym razem, gdy widziałem jej kły, pragnąłem, by zagłębiły się w moim ciele. Poprawka. Chciałem, by zagłębiły się w moim ciele, podczas gdy ja byłbym zanurzony w niej.
Ktoś odchrząknął.
– Możemy ruszać dalej? – rozbrzmiał ochrypły, beznamiętny głos. – Czy też wasza dwójka potrzebuje chwili na osobności?
Na policzki Poppy wypełzł rumieniec, zalewając jej twarz kolorem, którego brakowało na niej od momentu, gdy weszliśmy do Wayfair. Przeniosłem wzrok na olbrzymiego jak góra mężczyznę, który się odezwał.
Miał czarne włosy przetykane srebrnymi pasmami i właśnie uniósł brew.
Pieprzony Nektas. Najstarszy i zapewne najbardziej niebezpieczny ze wszystkich drakenów zaczynał mnie już zdrowo denerwować.
Nie uginając się pod jego spojrzeniem, poskromiłem narastające we mnie pożądanie. Nie dlatego, że jego obecność mnie onieśmielała lub że mieliśmy ważniejszą sprawę do załatwienia w podziemiach, a mianowicie odnalezienie Iresa. Zrobiłem to z powodu Poppy.
Coś było nie tak.
Znów zbliżyłem się do niej i nieustająco czujnego Delana, który towarzyszył jej w swojej wilczej postaci.
– Jesteś gotowa?
Potaknęła i znów ruszyła przed siebie. Kamienna posadzka musiała straszliwie ziębić jej bose stopy. Wcześniej zaproponowałem, że ją poniosę. Spojrzenie, które mi wtedy posłała, na dobre wybiło mi z głowy ten pomysł. Nie powstrzymało natomiast Kierana przed wystąpieniem z tą samą propozycją. Został zgromiony w ten sam sposób, od którego aż chciało się na wszelki wypadek osłonić swoje klejnoty rodowe. Na szczęście dla nas Poppy pewnie wolała, by te części naszych ciał nie uległy uszkodzeniu.
Gdy szliśmy dalej, nie odrywałem od niej wzroku.
W Świątyni Kości, zanim skierowała swoją niebotyczną furię na Krwawą Królową, obserwowałem z bezgranicznym przerażeniem, jak jaskrawe światło rozsadza jej zbroję. I nie byłem wtedy w stanie w żaden sposób jej pomóc. W całym moim życiu doświadczyłem podobnego lęku tylko jeden raz – gdy na Pustkowiach bełt z kuszy trafił ją w pierś, a ja patrzyłem, jak ucieka z niej życie. Tak samo było podczas tej bitwy, gdy z jej ust zaczęła cieknąć krew. Poppy się zmieniła, nawet jeśli tylko na kilka sekund. Jej ciało zaczęło przypominać kalejdoskop światła i cienia, a za jej plecami pojawił się zarys rozłożystych skrzydeł. W tamtej chwili przypominała mi uskrzydlone posągi strzegące Miasta Bogów w Ilizjum.
A potem na moich oczach zniszczyła Isbeth.
Wiedziałem, że nikt z nas nie będzie tęsknił za Krwawą Królową, ale to nie zmieniało tego, kim ona była dla Poppy.
W którymś momencie do mojej żony w pełni dotrze świadomość, że zabiła własną matkę, co wywoła w niej mnóstwo skomplikowanych, nieprzyjemnych emocji.
Ale ja będę wtedy przy niej.
Kieran również.
Wilkłak szedł z drugiej strony Poppy, zajęty tym samym co ja. Co kilka chwil zerkał na nią z wypisaną na zakrwawionej twarzy mieszaniną troski i podziwu.
Wyglądał, jakby był po piekielnych przejściach.
Zresztą ja również.
Nasze ubrania i zbroje zostały poszarpane w bitwie. Wiedziałem, że byłem zalany krwią – swoją oraz dakkai. Inne jej rozbryzgi pochodziły od ludzi powalonych w walce. Tych, którzy zginęli, ale nie pozostali martwi.
Spojrzałem przez ramię na idącego bezszelestnie za nami Delana. Większość wilkłaków i pozostałych żołnierzy rozproszyła się po całej Carsodonii w poszukiwaniu Ascendentów i mojego brata, ale on zdecydował się zostać przy Poppy.
Delano uniósł głowę i wbił we mnie swoje blade, lśniąco niebieskie oczy, a mnie znów ogarnęło to dziwne, niepokojące uczucie, którego nie potrafiłem się pozbyć. Zastanawiałem się, czy życie przywrócone ludziom poległym w bitwie okaże się darem, który może zostać nam odebrany w dowolnej chwili. Tak naprawdę nie miałem powodu, by tak myśleć. Nektas twierdził, że Pierwotni Życia i Śmierci nie tylko wiedzieli o akcie wskrzeszenia tak wielu osób, ale również wspomogli w nim Poppy.
Poza tym to dręczące mnie uczucie mogło być spowodowane mnóstwem innych cholernych problemów. Począwszy od tego, że penetrowaliśmy właśnie gniazdo naszych wrogów. Co prawda żaden ze śmiertelnych służących ani królewskich gwardzistów, którzy pozostali w Wayfair, nie próbował z nami walczyć, gdy się pojawiliśmy, a w podziemiach natknęliśmy się do tej pory na zaledwie trzech Ascendentów, ale i tak nie czuliśmy się tu swobodnie. Wayfair nie było nasze. I nigdy nie będzie.
Kolejną rzeczą, która nie dawała mi spokoju, była kwestia mojego brata. Malik przepadł gdzieś po bitwie, ruszywszy za Millicent, siostrą Poppy. Nikt z nas nie wiedział, co ona sądziła o losie, który spotkał ich matkę.
Chociaż biorąc pod uwagę moje osobiste doświadczenia z Millie, ona sama w połowie przypadków chyba nie wiedziała, co myśli.
Poza tym dziadkowie Poppy, Pierwotni, przebudzili się ze snu. I z tego, co rozumiałem, jedno z nich było w stanie odwiedzać świat śmiertelników, kiedy tylko przyszła mu na to ochota.
No i był jeszcze Callum, pieprzony złoty Upiór, którego musieliśmy się pozbyć. To z kolei przywiodło mi na myśl chyba najbardziej niepokojącą kwestię. Owszem, pokonaliśmy Krwawą Koronę. Ale prawdziwa wojna była jeszcze przed nami. Zapobiegliśmy jedynie temu, by Kolis, prawdziwy Pierwotny Śmierci, przybrał w pełni cielesną postać. Niestety udało mu się jednak wyswobodzić i już nie spał. Zresztą nie tylko on. Wszystkie te problemy były poważne i naglące, ale…
Znów zerknąłem na profil Poppy i poczułem ucisk w piersi. Wąska, poszarpana blizna na jej policzku oraz ta przecinająca jej czoło i brew odznaczały się od skóry wyraźniej niż kiedykolwiek. Poppy była blada. Jeszcze bledsza niż wtedy, gdy odzyskała przytomność po walce w świątyni. Czy nie powinno być na odwrót? Do tej pory powinna już chyba nabrać rumieńców. Jednak pomijając jej przelotne zaczerwienienie podczas naszej wcześniejszej rozmowy, tak się nie stało, co martwiło mnie najbardziej.
Poppy obróciła głowę w moją stronę i nasze spojrzenia się spotkały. Jej źrenice miały kolor zroszonej rosą wiosennej trawy, lecz były poprzecinane żyłkami lśniącego srebrem eteru. Czy tylko mi się wydawało, czy też te błyszczące linie pojaśniały jeszcze bardziej w czasie, który zajęło nam dotarcie do zamku? Poppy ułożyła pełne usta w uspokajającym uśmiechu, a ja natychmiast pojąłem, że wyczuła moje zatroskanie, albo dlatego, że nim emanowałem, albo dlatego, że po prostu zajrzała w moje emocje. Może odczytywała uczucia nas wszystkich zgromadzonych wokół niej.
Ująłem ją za rękę i poczułem w piersi jeszcze większy ciężar. Jej dłoń, o wiele mniejsza od mojej, była zimna. Nie lodowata, ale też nie ciepła.
– Dobrze się czujesz? – zapytałem niskim głosem, który mimo to poniósł się echem po przypominającej jaskinię krypcie.
Poppy pokiwała głową.
– Tak. – Zajrzała mi w oczy i zmarszczyła brwi. – A ty?
– Zawsze – mruknąłem, po czym zerknąłem na Kierana.
W jego wzroku kryło się teraz więcej zmartwienia niż podziwu. Choć nie odezwałem się do niego ani słowem, przysunął się nieznacznie bliżej Poppy.
Coś było nie tak.
Począwszy od Nektasa, który w tej chwili szedł w milczeniu po drugiej stronie Kierana. W świątyni Poppy zapytała go, czy to, kim się stała – nigdy wcześniej nieistniejącą Pierwotną – było dobre, czy złe. Ja nie miałem w tej kwestii żadnych wątpliwości, ale co odpowiedział draken?
To się dopiero okaże.
Jego podejście wcale mi się nie podobało.
Ani wyraz jego twarzy, gdy spoglądał na Poppy. Przypominał mi to, jak wszyscy patrzyliśmy na Malika – jakbyśmy nie byli pewni, czy możemy mu zaufać. Nikt nie chciałby, żeby draken obrzucał go takim wzrokiem.
Poppy zatrzymała się nagle przy wejściu do długiego, pogrążonego w mroku korytarza. W tym zakątku podziemi unosił się zapach stęchlizny, który groził, że skieruje moje myśli w ciemniejsze, zimniejsze miejsca. Opanowałem się, zanim do tego doszło. Nie miałem teraz czasu zajmować się własnymi demonami.
Poppy puściła moją dłoń i obróciła się ku nam.
– No dobrze. Dlaczego wszyscy tak na mnie patrzycie? – rzuciła ze zniecierpliwieniem, kładąc ręce na biodrach i zadzierając podbródek. – Zaszła we mnie jakaś zmiana, o której nie mam pojęcia?
– Oprócz tego, że wyrosły ci urocze kły? – podsunąłem.
Poppy spojrzała na mnie groźnie, ale ja uśmiechnąłem się szeroko, kiedy zobaczyłem, jak skóra wokół jej ust poruszyła się, gdy przesunęła językiem po górnych zębach. Poppy skrzywiła się, zapewne znów skaleczywszy język o ostrą krawędź kła.
– Tak, oprócz tego.
Kieran milczał, a Delano klapnął na ziemię i trzepnął ogonem o kamienną posadzkę. Nie byłem pewien, co to miało oznaczać.
– Wydaje mi się, że patrzą na ciebie z niepokojem – odezwał się Nektas tym swoim zgrzytliwym głosem.
– Dlaczego? – Poppy zerknęła na mnie, a potem na Kierana. – Przecież powinnam być ostatnią rzeczą, którą musicie się teraz przejmować.
– Tak w zasadzie… – rzekł przeciągle draken.
Kieran obrócił prędko głowę w jego stronę, rozdymając nozdrza, co przypomniało mi, czym jeszcze Nektas podzielił się z nami w świątyni. Ciężar jego słów, gdy orzekł, że musimy dopilnować, by to, czym stała się Poppy, okazało się dobre.
– Nie posunąłbym się tak daleko, by twierdzić, że jesteś ostatnią rzeczą, jaką wszyscy powinni się przejmować – ciągnął draken. – Jeśli już, to raczej… drugą.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – rzekł gniewnie Kieran.
Nektas zerknął na niego przelotnie.
– Naszym największym zmartwieniem jest Kolis – odparł, przekrzywiając głowę. Długie, przetykane srebrem włosy przesunęły się po jego nagim ramieniu, odsłaniając delikatny zarys łusek na skórze. – A ona powinna być następna w kolejności.
Poppy zmarszczyła czoło.
– Nie zgadzam się z tym. Moim zdaniem najważniejszą sprawą są teraz mój ojciec i twoja córka, a dopiero potem Kolis. Mnie zaś w ogóle nie powinno być na tej liście.
Nektas otworzył usta.
– Na twoim miejscu uważałbym, co teraz powiesz – ostrzegłem go.
Prawieczny draken powoli obrócił głowę w moją stronę i skrzyżował ze mną wzrok. Jego pionowe źrenice zwęziły się, aż stały się jedynie wąskimi paseczkami czerni na tle uderzająco niebieskich tęczówek.
– Ciekawe.
Uniosłem brew.
– Co takiego?
– Ty – odparł. W pełnej napięcia ciszy, która nastąpiła po jego słowach, Delano położył po sobie uszy. – Zasłoniłeś ją swoim ciałem, jakbyś sądził, że potrzebuje twojej ochrony.
Byłem całkowicie nieświadomy, że tak właśnie zrobiłem. A wraz ze mną oba wilkłaki.
– No i?
Poppy westchnęła zza naszych pleców.
– To było mądre posunięcie. Nawet najpotężniejsze istoty czasami potrzebują ochrony ze strony innych – rzekł Nektas. – Ale to nie jest jedna z takich chwil.
– Nie jestem tego taki pewien. – Oparłem dłoń na rękojeści sztyletu przypasanego do biodra. Wiedziałem, że nie zdołałbym uczynić nim drakenowi wielkiej krzywdy, ale przynajmniej sprawiłbym mu ból.
– Ta cała dyskusja jest absolutnie niepotrzebna – odezwała się Poppy.
– Tego też wcale nie jestem pewien. – Wyczułem, że przesunęła się w prawo, więc zrobiłem krok w tę samą stronę, wciąż wbijając wzrok w Nektasa. – Nic mnie nie obchodzi, kim jesteś. Nie masz najmniejszego powodu, by uważać moją żonę za zagrożenie.
Draken uniósł lekko kącik ust i znów na zbyt długą chwilę zapadła cisza.
– Przypominasz go tak mocno, że aż za bardzo.
– Kogo? – zaciekawiła się Poppy.
Źrenice drakena się rozszerzyły.
– Osobę, od której wywodzi się jego ród.
– Co, do licha? – mruknął pod nosem Kieran, po czym głośniej rzekł: – A kto to był?
Na twarzy Nektasa pojawił się cień uśmiechu.
– Twoje pytanie powinno brzmieć: „Kto to jest?”.
Zmarszczyłem brwi tak mocno, że się zetknęły.
– Będziesz musiał rozwinąć…
Przerwało mi niskie dudnienie. Gdy dźwięk narastał i stawał się coraz głębszy, Delano podniósł się z ziemi i rozejrzał dookoła. Spojrzałem pospiesznie na Kierana. Podłoga pod naszymi stopami zaczęła się trząść. Obróciłem się ku Poppy, która otworzyła szeroko swoje zielono-srebrne oczy.
– Co się dzieje?
Z wysokiego sufitu niczym śnieg zaczęły sypać się chmury pyłu, pokrywając nasze ramiona i posadzkę. Dudnienie stawało się coraz głośniejsze, a cały zamek zaczął się trząść.
– To nie ja! – zawołała Poppy, przekrzykując hałas. Wyrzuciła ręce w górę. – Przysięgam!
Spojrzałem na kamienne sklepienie, w którym nagle pojawiły się wąskie pęknięcia.
– O kurwa.
Rzuciłem się naprzód i złapałem Poppy. Delano również. Szczeliny pojawiły się także w filarach i biegły prędko przez całą ich wysokość. W ogarniającym mnie przerażeniu, że cały ten cholerny zamek zaraz zawali nam się na głowy, moją pierwszą myślą było zapewnienie bezpieczeństwa Poppy. Wcisnąłem ją między siebie i Kierana, podczas gdy Delano przywarł do jej nóg. Poppy pisnęła, uwięziona w klatce naszych ciał, którymi zasłoniliśmy ją na wypadek, gdyby runął na nas sufit.
W podziemnej krypcie z hukiem zawaliło się coś ciężkiego. Delano zaskomlał. W powietrze wzbiły się kolejne gęste chmury pyłu. Dudnienie wciąż narastało, zagłuszając wszystkie inne dźwięki. Miałem wrażenie, że teraz trząsł się już cały świat…
I nagle wszystko ustało.
Rumor. Trzaski pękającego kamienia i tynku. Rozpad filarów, które zapewne były ważnym elementem konstrukcyjnym budowli. Wszystko to skończyło się tak raptownie, jak się zaczęło.
– Um – rozległ się stłumiony głos Poppy. – Nie mogę oddychać.
Pod rękami, którymi osłanialiśmy ją wraz z Kieranem, widziałem zaledwie czubek jej głowy, ale nie byłem jeszcze całkiem gotowy, by je opuścić.
– To nie była ona – potwierdził Nektas ze zdumioną miną. – Tylko oni.
– Oni? – powtórzył Kieran, powoli odsłaniając Poppy ze swojej strony.
– Bogowie – wyjaśnił draken. – Któryś z nich musiał się obudzić gdzieś w pobliżu.
Któryś z nich musiał…
Poppy wystrzeliła spod moich rąk niczym strzała. Oczy wciąż miała szeroko otwarte, ale teraz błyszczące z podekscytowania.
– Penellaphe – wydyszała, spoglądając prędko na mnie i Kierana. – Pamiętasz? Mówiłeś, że ona śpi pod miejską czytelnią! – Popchnęła wilkłaka w ramię z taką werwą, że zatoczył się o krok do tyłu. – Ups. Wybacz.
Kieran odzyskał równowagę i wyszczerzył zęby.
– Nic się nie stało. I owszem, faktycznie tak powiedziałem.
Poppy obróciła się do Nektasa.
– Możemy pójść się z nią spotkać? Oczywiście po tym, jak już uwolnimy mojego ojca i dowiemy się, gdzie jest Jadis. Bo widzisz, zostałam nazwana po…
– Po bogini, która ogłosiła twoje nadejście na długo przed twoimi narodzinami – dokończył draken. – I jako pierwsza nazwała cię Zwiastunem i Zapowiedzią Śmierci. W przepowiedni, którą spełniłaś.
Ręce Poppy opadły powoli wzdłuż jej ciała.
– No cóż, jeśli ująć to w ten sposób… – Zacisnęła usta. – Chyba zmieniłam zdanie.
Jeszcze nigdy nie pragnąłem uderzyć nikogo tak bardzo jak w tej chwili drakena za to, że pozbawił Poppy jej krótkiej chwili ekscytacji.
Ale Nektas tylko zachichotał.
– Jestem pewien, że ona chętnie cię pozna. Tak jak wszyscy inni, gdy nadejdzie właściwy czas – rzekł, a jego twarz złagodniała tak, jak nigdy do tej pory. – Powinniśmy się jednak pospieszyć, na wypadek gdyby w stolicy spali jeszcze jacyś bogowie. Nie chcę wciąż przebywać w podziemiach, jeśli nadejdą kolejne wstrząsy.
Miał rację. Żadne z nas tego nie chciało.
– A swoją drogą – dodał draken, zerkając na mnie i Kierana, gdy znów ruszyliśmy korytarzem przed siebie – wy dwaj jesteście… słodcy.
Kieran strzepnął pył z ramion i zmarszczył czoło.
– Zdaje mi się, że jeszcze nigdy w życiu nikt nie nazwał mnie słodkim… ale dzięki. – Urwał na chwilę. – Chyba.
Draken znów zachichotał.
– Wszyscy trzej rzuciliście się, żeby ją osłonić. – Skinął głową także na Delana, który truchtał obok Poppy prowadzącej nas teraz kolejnym, węższym tunelem. Jedna z kolumn przewróciła się tutaj i opierała pod kątem o inną. – Jedyną osobę, która przetrwałaby zawalenie budynku.
Nawet o tym nie pomyślałem.
Poppy wyszczerzyła zęby.
– To faktycznie było dość słodkie.
Kieran prychnął, ale byłem gotowy przysiąc, że jego brązowe policzki pokraśniały.
– I pod wieloma względami zupełnie niepotrzebne – ciągnął Nektas. – Wasza trójka jest połączona, prawda?
Delano postawił uszy na sztorc i pomachał ogonem, a Poppy obróciła głowę w jego stronę i znów na chwilę zalała się rumieńcem. Najwyraźniej wilkłak przekazał jej coś intrygującego za pomocą pierwotnego notam. Uznałem, że będę musiał go o to później zapytać.
– Tak – przyznała Poppy. – Ale wydaje mi się, że minie jeszcze dużo czasu, zanim przyzwyczaimy się do myśli, że cała nasza trójka jest bezpieczna, o ile mnie nic się nie stanie.
– Niedopowiedzenie stulecia – mruknął Kieran, a ja wyszczerzyłem zęby.
Jednak po chwili mój uśmiech zniknął, bo gdy tylko rumieniec odpłynął z twarzy Poppy, bladość jej skóry stała się jeszcze bardziej zauważalna.
Coś było nie tak.
Gdy zagłębialiśmy się coraz dalej w labirynt podziemnych korytarzy i komnat, które Poppy odkrywała jako dziecko, nękające mnie wrażenie tylko narastało. Nie byłem w stanie uzasadnić tego uczucia, ale ucisk w mojej klatce piersiowej i gardle nie ustępował…
Stuk. Stuk. Stuk.
Poppy znów się zatrzymała. Tym razem rozwarła, po czym na powrót zacisnęła zwieszone przy ciele dłonie. Oderwałem od niej wzrok i spojrzałem na tunel, przy którym się znajdowaliśmy. Z komnaty nieco przed nami wylewało się na korytarz nikłe światło, odganiając cienie.
Ten dźwięk. Wszyscy go rozpoznaliśmy. Słyszeliśmy go już wcześniej w Oak Ambler. Stukot pazurów na kamiennej posadzce.
Nektas ruszył naprzód szybko i pewnie, ale Poppy nadal stała jak wrośnięta w ziemię. Dotknąłem jej ramienia, by zwróciła na mnie uwagę.
– Dobrze się czujesz? – zapytałem. Tym razem nie chodziło mi o jej kondycję fizyczną.
Poppy pokiwała głową i przełknęła ślinę, obserwując Nektasa, który zatrzymał się na skraju światła i zerknął na nas.
– Na pewno? – dociekał Kieran, zaglądając jej w oczy.
– Tak. – Odchrząknęła. – Tak. Tylko że… to mój ojciec, a ja nie wiem, co myśleć albo choćby powiedzieć.
Rozumiałem jej rozterkę.
Poppy miała kiedyś ojca, którego pamiętała – Leopolda. Zaś człowiek, którego miała zaraz uwolnić, był dla niej obcy, nawet jeśli w dzieciństwie poświęcała swój czas, by go odszukać. W dodatku spędził w niewoli przerażająco długi okres. Poppy na pewno była rozdarta między podekscytowaniem a poczuciem winy. Może miała wrażenie, że w jakiś sposób zdradza wspomnienie Leopolda, i nękały ją wyrzuty sumienia, że nie zorientowała się wcześniej, kto tak naprawdę był więziony w komnatach pod Wayfair i Oak Ambler. To był duży ciężar do przemyślenia, a jeszcze trudniej było podjąć decyzję, jak w tej sytuacji powinna zareagować.
Objąłem dłonią jej policzek i z uśmiechem obróciłem jej twarz ku sobie, choć w mojej klatce piersiowej i gardle narastało przerażenie. Jej skóra była tak cholernie zimna.
– Nie masz żadnego obowiązku, by w tej chwili coś myśleć lub czuć. Musisz tylko dopilnować, by Ires został uwolniony – rzekłem, ściszając głos. – Jeśli nie jesteś na to gotowa, nie musisz nawet tam wchodzić. Nikt nie będzie cię z tego powodu osądzał.
Kieran pokiwał głową, zgadzając się ze mną.
– W każdym razie cokolwiek wybierzesz, będziemy przy tobie.
Poppy zerknęła na mnie i na niego, po czym znów spojrzała na Nektasa. Pogładziłem ją kciukiem po szczęce. Zadrżała lekko, wzięła głęboki wdech i wyprostowała plecy. Wiedziałem, jaką podjęła decyzję, jeszcze zanim się odezwała.
– Jestem gotowa.
– Oczywiście – wymruczałem, pochylając się, by złożyć pocałunek na jej chłodnej skroni. – Jesteś taka dzielna.
– Nie jestem pewna, czy w tej chwili tak jest – odparła, po czym pokiwała głową. – Ale będzie.
Kieran uśmiechnął się i uniósł dłoń.
– Jak zawsze. – Dotknął jej drugiego policzka i jego oczy rozszerzyły się nieznacznie. Spojrzał na mnie ponad jej włosami.
On również poczuł, jak zimna była jej skóra. Skinąłem krótko głową na znak, że wiem, o co mu chodzi.
– Jestem gotowa – powtórzyła Poppy, odsuwając się od nas. Ruszyła naprzód z Delanem u boku, podczas gdy Kieran i ja na chwilę zostaliśmy z tyłu. Wilkłak odezwał się na tyle cicho, by go nie usłyszała.
– Dlaczego jej skóra jest taka zimna?
– Nie wiem – przyznałem. – Ale coś…
– …jest nie tak.
Spojrzałem na niego raptownie.
– Ty też to czujesz?
– Tak. W klatce piersiowej i tutaj – rzekł, wskazując na swoje gardło.
O kurwa.
To zdecydowanie pogłębiło mój niepokój, ale niestety nie mieliśmy czasu, by się nad tym teraz zastanawiać. Powiedzieliśmy Poppy, że będziemy przy niej, więc dogoniliśmy szybko ją i Delana i wszyscy zgromadziliśmy się przy Nektasie.
Stukot pazurów przybrał na sile.
– Wiem, że to nie jest dla ciebie łatwe – rzekł Nektas głosem zaledwie odrobinę głośniejszym od szeptu, spoglądając na Poppy. – Dla niego również nie będzie. Ires zawsze był… – Potrząsnął głową. – Powinniśmy się pospieszyć.
Widziałem, że Poppy chciała go zapytać, co zamierzał powiedzieć, ale zamiast tego obróciła się i weszła w krąg światła. Zgrzyt pazurów urwał się nagle. Podążyliśmy za nią. Moje serce zaczęło bić gwałtownie, dopasowując się rytmem do jej serca. Oderwałem wzrok od żony i zajrzałem do wnętrza komnaty.
Na środku oświetlonego świecami pomieszczenia stała klatka. Za jej czarnymi kratami, prawdopodobnie stworzonymi z cienistego kamienia, znajdował się duży, szary kot z jaskrawozielonymi oczami utkwionymi w Poppy – dokładnie tak samo jak w Oak Ambler. Nie miałem najmniejszych wątpliwości, że Ires wiedział, kim dla niego była. Zapewne wiedział już wtedy, gdy znalazła go jako dziecko.
– Na bogów – sapnął Nektas, otwierając szeroko oczy. Gdy jego wzrok spoczął na Iresie, skóra wokół jego ust się napięła.
Gdy widzieliśmy go po raz ostatni, kot nie wydawał się aż tak wynędzniały. Teraz jego żebra odznaczały się wyraźnie pod zmatowiałym szarym futrem, brzuch był zapadnięty, a gdy obrócił szybko głowę w stronę drakena, ścięgna w jego szyi wyprężyły się niczym struny.
Zareagował na obecność Nektasa, skacząc bez sił na kraty. Gdy zgromadziliśmy się w komnacie, wodził wzrokiem pomiędzy drakenem i Poppy, a jego oczy wciąż lśniły gorączkowo.
– Czy to są jakieś zaklęcia? – zapytał Kieran, zauważywszy znaki wyryte w posadzce i suficie z cienistego kamienia. Były to symbole i litery ze staroatlanckiego – języka bogów.
– Zgadza się. – Nektas podszedł do klatki. – Nikt w świecie śmiertelników nie powinien posiadać takiej wiedzy.
– Callum – domyśliłem się, patrząc, jak Poppy przyklęka przy kratach.
Draken skinął głową.
– Ale to nie jest problem na teraz. – Zacisnął palce na prętach, na krótką chwilę zwracając na siebie uwagę kota. – Ires może się okazać trochę… rozchwiany, zwłaszcza jeśli jest w tej postaci tak długo, jak się obawiam. Będzie się zachowywał bardziej jak zwierzę niż jak człowiek. Musimy być ostrożni.
Nikt nie wątpił w jego słowa, bowiem Ires przez cały czas skakał na kraty oraz napierał na nie głową i bokami, wydając z siebie przy tym niski dźwięk, coś pomiędzy skamleniem a warczeniem.
Przykucnąłem za Poppy, przyciskając dłonie do kolan, by powstrzymać się przed chwyceniem jej i odciągnięciem od klatki.
– Zdołasz jakoś pokonać te kraty? – zapytała Nektasa Poppy, wykręcając palce, co wyraźnie dowodziło jej niepokoju. – Czy ja powinnam to zrobić?
– Na pewno w końcu by ci się to udało – orzekł draken. – Ale pozwól, że ja się tym zajmę. – Skierował wzrok na Iresa. – Jesteś już bezpieczny. Przyrzekam ci to – zwrócił się do boga głosem zdławionym od emocji. – Po prostu postaraj się zachować spokój, dobrze?
Kot znów rzucił się na kraty.
– To chyba nie znaczyło: „tak” – oznajmił Kieran, przyklękając obok mnie.
– Już dobrze – odezwał się ponownie Nektas do Iresa, ale im więcej mówił, tym bardziej pobudzony stawał się kot, dalej krążący po klatce i skaczący na kraty. – Cholera, zaraz zrobi sobie krzywdę.
– Prawie… prawie nic od niego nie odbieram – rzekła Poppy z narastającym zmartwieniem. Przysiągłbym, że czułem je we własnym gardle. Przypominało mi zbyt gęstą śmietanę. – Wcześniej się tak nie zachowywał.
– Zbyt długo jest w tej postaci – wyjaśnił Nektas. – Nie jest taki jak my – dodał, kiwając głową na Kierana i Delana. – My należymy do dwóch światów, zaś on tylko do jednego. A nawet bogom i Pierwotnym bardzo łatwo jest zatracić świadomość, jeśli przyjmują swoją zwierzęcą postać na zbyt długi czas.
Do diaska. Jaki czas był zbyt długi dla boga, skoro mówiliśmy zapewne o setkach lat? W tym momencie uderzyła mnie jeszcze jedna myśl. Nektas powiedział, że przybieranie zwierzęcej postaci może być niebezpieczne nawet dla bogów i Pierwotnych. Czy to znaczyło, że Poppy również…?
Potrząsnąłem głową. To nie był odpowiedni czas na takie pytania. Pogładziłem Poppy po plecach, obserwując krążącego po klatce Iresa. Nienawidziłem tego, że musiała przez to przechodzić. Ona, a wraz z nią jej ojciec.
– Nie miałam o tym pojęcia – odparła Poppy, odnosząc się do słów Nektasa.
– Ani ja – przyznał Kieran.
– W dodatku pewnie wyczuł przebudzenie innych bogów – wyjaśniał dalej draken. – To musiał być ekstremalnie silny szok energii, na który na pewno nie był przygotowany.
Gdy Ires znów przywarł do krat naprzeciwko nas, Kieran podniósł się z posadzki.
– Spróbuję go rozproszyć, żebyś mógł… cholera, Poppy!
Gdy Poppy skoczyła naprzód, ogarnęło mnie okropne poczucie, że już kiedyś znaleźliśmy się w podobnej sytuacji. Próbowałem ją złapać, ale potrafiła być szybka, gdy tego chciała. A teraz poruszyła się dosłownie niczym błyskawica.
– Poppy! – krzyknąłem, widząc, jak przysiada i wciska dłoń pomiędzy kraty. – Nie…
Ale było już za późno.
Zanim zdążyłem objąć ją w pasie, już przyciskała palce z boku do szyi Iresa. Kot poderwał głowę, odsłaniając piekielnie ostre kły. Z jego gardła dobiegło nas niskie, ostrzegawcze warczenie. Zacząłem ciągnąć Poppy do tyłu. Wiedziałem, że będzie wściekła, ale wolałem doświadczyć jej gniewu, niż przekonać się, co się dzieje, kiedy Pierwotny straci dłoń.
– Spokojnie – rzekła, biorąc głęboki wdech. – Po prostu daj mi chwilę, proszę.
Nie chciałem tak ryzykować, ale powiedziała „proszę”. Mimo to musiałem z całych sił powstrzymywać się, by znów jej nie chwycić. Udało mi się tego dokonać jedynie dlatego, że Poppy również się powiodło.
Ires zadygotał, po czym stanął w miejscu, dysząc ciężko. Jego warczenie przycichło. Wiedziałem, co robiła Poppy. Kierowała ku niemu dobre myśli i emocje. Uspokajała go.
Gdy po raz pierwszy użyła na mnie tej mocy, nie miałem pojęcia, że była zdolna do czegoś takiego. Ulga i poczucie spokoju, które spłynęły na mnie dzięki niej, były szybkie i oszałamiające. To był dar. Mimo to wolałbym, by jej śliczne dłonie znalazły się jak najdalej od Iresa, bo uwielbiałem te ręce oraz rzeczy, do których uczyła się je wykorzystywać.
Poppy miała na wpół przymknięte oczy. Delano przycisnął się do niej z boku ze wzrokiem wbitym w boga, czujnym i ostrożnym.
– Wszystko w porządku. Po prostu dajcie mu chwilę.
– Cokolwiek zamierzasz uczynić z tymi kratami… – odezwał się Kieran do Nektasa, ściskając w dłoni sztylet. Wiedziałem, że nie zawahałby się go użyć. – Sugeruję, żebyś zrobił to szybko.
– W takim razie biorę się do dzieła. – Nektas cofnął się od prętów.
Ires znowu zadrżał. Ze zjeżoną sierścią położył się na brzuchu, strzygąc uszami. Poppy wciąż przyciskała dłoń do jego ciała. Z naszej prawej strony, rozświetlając komnatę, rozjarzył się jaskrawoniebieski blask drakeńskiego ognia, choć Nektas chyba się nie przemienił. Bo przecież raczej byśmy zauważyli, gdyby pomieszczenie nagle wypełniło cielsko tak olbrzymiej istoty. Byłem tego ciekawy, ale nie ośmieliłem się oderwać wzroku od Poppy i jej ojca.
Gdy w powietrzu rozszedł się zapach rozgrzanego metalu, Ires znów zaczął się trząść. W jego oczach pojawiły się rosnące iskry srebrzystego światła. Porastające go futro zaczęło rzednąć i zamiast niego ujrzeliśmy fragmenty złocistej skóry. Mięśnie skurczyły się, a kości z trzaskiem przybierały inne ułożenie. Zobaczyłem rudawe włosy niemal tak długie jak te na głowie Nektasa. Objąłem Poppy również drugą ręką i przytuliłem mocno, podczas gdy jej ojciec z trudem przechodził przemianę. Wyglądało na to, że usiłował nie dopuścić, by do niej doszło. A może to zwierzę w nim walczyło, by zachować swój kształt. Cały proces zajął pewnie niecałą minutę, ale wydawał się bolesny, w przeciwieństwie do tego, jak przeistaczali się Kieran i inni. Miałem wrażenie, że Ires czuł każdy pazur zatapiający się w macierzy paznokcia.
Po jego ciele przebiegła kolejna fala migoczącego światła, po czym w klatce, na miejscu dużego kota, pojawił się mężczyzna. Kulił się na czworakach, podkurczając mocno górną połowę ciała. Przez kępy brudnych włosów wpatrywał się w dłoń Poppy, spoczywającą na jego ramieniu.
Poppy uniosła dłoń i przyciągnęła ją z powrotem do siebie, podwijając palce, po czym mocno zacisnęła ją na ręce, którą obejmowałem ją w pasie.
– Witaj – szepnęła.
Intensywnie zielone oczy boga, niemal identyczne jak jej, wbijały się w nią. Tylko srebrzysty blask tuż za jego źrenicami był słaby. Większą część jego twarzy przesłaniały włosy, ale te fragmenty, które dostrzegłem, składały się wyłącznie z ostrych kątów i zapadniętych płaszczyzn. Ires się zatrząsł.
– Nie wiem, czy… czy w ogóle mnie pamiętasz – zaczęła Poppy. Ona również drżała. Przytuliłem ją mocniej. – Nazywam się Poppy… a tak w zasadzie Penellaphe. Ale przyjaciele mówią na mnie Poppy. Jestem twoją… – Powietrze uwięzło jej w gardle i urwała. Przycisnąłem ją do siebie i pogładziłem po boku.
Ires wpatrywał się w nią w milczeniu, nie zwracając najmniejszej uwagi na Kierana i na mnie, a nawet na Delana, który prawie wspiął się na mnie i na Poppy. Dyszał ciężko i szybko, a jego kościste ramiona unosiły się przy każdym wdechu.
– Iresie – odezwał się cicho Nektas.
Bóg szarpnął głową w jego stronę. Draken nie tylko stopił sporą część krat, ale też wszedł do klatki i stanął w drugim jej końcu.
– Jestem tu teraz – ciągnął, trzymając dłonie przy ciele. Nie spodziewałem się, że był w stanie przemawiać tak łagodnie. – Przybyłem, żeby zabrać cię do domu.
Bogiem targnął kolejny dreszcz. Ires przymknął powieki, a Nektas ostrożnie przysunął się bliżej.
– Pójdę poszukać dla niego jakiegoś okrycia – mruknął Kieran szorstkim głosem. – Koca albo czegoś podobnego.
– Dziękuję. – Poppy przesunęła się odrobinę i przycisnęła policzek do mojej klatki piersiowej. W jej oczach zalśniła wilgoć. Na bogów, jeśli odbierała właśnie emocje swojego ojca, nie potrafiłem sobie nawet wyobrazić, co od niego wyczuła.
A w zasadzie potrafiłem.
Musiał czuć w tej chwili wszystko, a zarazem nic. Ulgę, ale również niepewność. Prawdopodobnie był wygłodzony. I kto wie, w jaki jeszcze sposób go tu krzywdzili. Na pewno ogarnęło go przerażenie, tak samo jak mnie w tych dwóch sytuacjach, gdy to ja byłem uwalniany. Gdy bałem się, że ratunek jedynie mi się przyśnił. On zapewne także się martwił, że za chwilę się obudzi i żadnego z nas tu nie będzie. Że zostanie tylko ona. Oni. Szydzący z niego. Poddający torturom. Zaś z drugiej strony podejrzewałem, że nękał go też straszliwy lęk, że to wszystko nie jest iluzją, a on skrzywdzi tych, którzy próbują mu pomóc.
– To nie jest sen – powiedziałem.
Ires szarpnął podbródkiem i skrzyżował ze mną wzrok zza kurtyny poplątanych włosów.
Skinąłem mu głową, jednocześnie ocierając palcami łzy spod oczu Poppy.
– To się dzieje naprawdę. To już koniec. Ona nie żyje. Isbeth. Już nie jesteś w jej władzy… Jesteś wolny.
Z jego ust wyrwał się chrapliwy oddech. Bóg przełknął ślinę. Jego wargi poruszyły się, ale spomiędzy nich uleciał jedynie szorstki dźwięk. Ires walczył ze swoim ciałem i umysłem, by móc przemówić. Bogowie tylko wiedzą, kiedy robił to po raz ostatni.
Kieran wrócił do komnaty i wręczył Nektasowi zwój materiału, który wyglądał jak jeden z czarno-karmazynowych sztandarów.
Draken skinął mu głową w podziękowaniu, po czym ukląkł przy Iresie i delikatnie go przykrył. Wydawało się, że bóg zaraz ugnie się pod ciężarem tkaniny, ale po chwili wysunął przeraźliwie chudą dłoń i zacisnął słabe palce na jej skrajach. Przycisnął materiał do siebie i choć ten ruch był niewielki, to już było coś.
– Wiem – dobiegł nas ochrypły szept. Ires uniósł drugą rękę i sięgnął przez kraty w naszą stronę. – Wiem… kim jesteś.
Poppy zakołysała się i zesztywniała w moim uścisku, po czym raptownie wychyliła się naprzód.
– To dobrze – wyszeptała łamiącym się głosem. Oswobodziła jedną rękę, dotknęła jego dłoni i splotła z nim palce. Jej ramiona się rozluźniły. – To dobrze.
Opuściłem podbródek i pocałowałem tył jej głowy, patrząc, jak Ires słabo ściska jej dłoń. Ojciec. Córka. To, że byli sobie obcy, nie miało znaczenia.
– A gdzie… gdzie jest…? – wychrypiał Ires, wciąż trzymając Poppy za rękę. – Moja… druga dziewczynka?
– Millicent? – Poppy z trudem przełknęła ślinę. – Nie ma jej tutaj, ale…
– Nic jej nie jest. Przebywa właśnie z moim bratem. – Nie miałem pojęcia, czy Malik zdołał ją odnaleźć, a nawet jeśli tak, czy to było dobre rozwiązanie dla nich obojga. Ale to był całkowicie osobny problem, o którym Ires nie musiał się dowiedzieć.
Bóg odetchnął ciężko i powoli spojrzał na Nektasa.
– Wybacz mi…
– Będzie na to lepsza pora – przerwał mu draken. – Teraz powinniśmy przede wszystkim zabrać cię do domu. Jesteś w złym stanie.
Kieran zerknął na mnie pytająco, a ja potrząsnąłem głową.
– Ale ja muszę… Nie miałem pojęcia… że do tego dojdzie. Gdybym wiedział… nigdy… nie zabrałbym jej ze sobą… – Ires zatrząsł się i zaniósł kaszlem. – Przepraszam.
Jadis. Mówili o córce Nektasa. Cholera.
– Ona… – Ires zaczął rzęzić, a jego dłoń wysunęła się z uścisku Poppy i opadła bezwładnie przy jego ciele. Poppy wychyliła się jeszcze bardziej i chwyciła za kraty. – Wiem… gdzie ona jest. Wierzbo… – Bóg wziął płytki wdech.
– Gdzieś przy wierzbie? – zapytał Nektas z napięciem malującym się na twarzy.
– Na Wierzbowych Równinach! – wykrzyknęła Poppy. – Masz na myśli tamtejsze miasto?
– Tak. To tam ją… trzymają. Wybaczcie. Jestem taki… piekielnie zmęczony. Nie wiem… – Ires nagle zwiotczał i upadłby na ziemię, gdyby Nektas w porę go nie złapał.
– Nie! – Poppy zerwała się na nogi, wciąż trzymając kurczowo kraty. – Co mu się stało?
– Nic nieodwracalnego. – Nektas położył dłoń na czole nieprzytomnego boga.
– Mogę mu pomóc – rzekła Poppy, od razu znów wsuwając ręce do klatki. – Muszę go tylko dotknąć. Uzdrowię…
– To nie jest coś, co może wyleczyć ktoś inny. Nic mu nie jest – dodał pospiesznie Nektas. – Po prostu zemdlał.
– To ma być nic? – oburzyła się Poppy. – Utrata przytomności to poważna sprawa.
– Nie ulega wątpliwości, że nie był w stanie się pożywić przez niezwykle długi czas – wyjaśnił spokojnie draken, choć jego usta napięły się z gniewu na samą tę myśl. – Jest tragicznie osłabiony.
– Na pewno dolega mu tylko to? – zapytałem, czując, jak niepokój Poppy skręca mi wnętrzności i dławi w gardle.
Nektas przycisnął do piersi bezwładne ciało boga.
– Po prostu musi znaleźć się w domu, gdzie będzie mógł zejść do ziemi. Tutaj nie może do tego dojść – powiedział. – Dookoła nas znajduje się zbyt wiele cienistego kamienia.
– No dobrze. W porządku. – Poppy wzięła głęboki wdech i puściła kraty. – Myślę, że mówił o Wierzbowych Równinach. Znajdują się na wschód od stolicy i trochę na północ. To tam przechodzi szkolenie większość żołnierzy. Jest tam też kilka świątyń. A jeśli w jakiś sposób przypominają te, które… – Zrobiła krok do tyłu i uniosła dłoń do twarzy. – Ojej.
Natychmiast doskoczyłem do niej i złapałem ją za ramiona.
– Co się dzieje?
– Nie wiem. – Zmarszczyła brwi. – Zakręciło mi się w głowie.
– Pobladłaś. – Zerknąłem na Kierana. – Jeszcze bardziej niż wcześniej, prawda?
Wilkłak potaknął.
– Zdecydowanie.
– Pewnie dlatego, że boli mnie głowa – poinformowała nas Poppy. – Już od jakiegoś czasu.
– Dlaczego nic nie powiedziałaś? – zapytałem, zmuszając się, by mówić spokojnym głosem, choć wewnątrz szalałem ze zmartwienia.
– Bo to tylko ból głowy – odparła przeciągle.
– Tylko ból głowy? – powtórzyłem po niej głupio. – Czy Pierwotni w ogóle doświadczają takich dolegliwości? – Spojrzałem na Nektasa. – Jeśli tak, to mi się wydaje pokręcone.
– Czasami tak się zdarza – przyznał draken. – Ale zazwyczaj jest ku temu jakiś powód.
Czyż nie było tak z każdym bólem głowy?
Kieran podniósł rękę i dotknął policzka Poppy.
– Skóra też zrobiła się zimniejsza. – Jego szczęka się napięła. – I to znacznie.
Poppy zerknęła na niego, a potem na mnie.
– Naprawdę? Przecież wcale nie jest mi zimno.
Gdy zaczęła dźgać się palcem w podbródek, dotknąłem jej drugiego policzka i poczułem ucisk w żołądku. Słowo „zimna” ani trochę nie oddawało tego, jak lodowata się wydawała. Wtedy uderzyła mnie pewna myśl.
– Może powinnaś się pożywić?
– Nie sądzę – rzekła Poppy, odtrącając nasze ręce. – A moja skóra wydaje wam się zimna, bo jesteśmy w podziemiach.
– Wątpię, żeby akurat to było przyczyną – odparł Kieran.
Całkowicie się z nim zgadzałem.
– Byłaś zimna, jeszcze zanim weszliśmy do tuneli.
Poppy posłała nam obu rozdrażnione spojrzenie.
– Słuchajcie, doceniam waszą troskę, ale nie musicie się tak przejmować. Mamy poważniejsze powody do zmartwień.
– Nieprawda – oznajmiłem. – Nikt nie jest ważniejszy od ciebie.
– Cas – rzuciła ostrzegawczo, mrużąc oczy, które teraz wydawały się podkrążone. Skóra pod nimi przybrała lekko fioletowy odcień.
– Spałaś? – zapytał Nektas.
Poppy ściągnęła brwi jeszcze mocniej.
– No… zeszłej nocy.
– Nie o takim śnie mówię. – Nektas przesunął nieco nieprzytomnego boga w swoich objęciach. – Czy pod koniec Ascendencji pogrążyłaś się w głębokim letargu? Czyli w stazie?
– Nie. – Poppy zmarszczyła nos.
– Spała trochę na samym początku, ale dlatego, że… – Kieran spojrzał na Iresa, po czym najwyraźniej zmienił zdanie w kwestii ujawniania szczegółów, chociaż nieprzytomny bóg nie mógł go usłyszeć. – Nie, nic takiego nie miało miejsca.
– Coś takiego. – Nektas wykrzywił usta w ponurym uśmiechu. – Czyli mówisz, że przeszłaś Selekcję oraz Ascendencję bez pogrążenia się w stazie?
– Tak. To znaczy… W świątyni zemdlałam na kilka chwil – przyznała Poppy – ale o tym już wiesz.
– Naprawdę nie podoba mi się to, w jakim kierunku zmierza ta rozmowa – mruknął Kieran.
Ja także miałem złe przeczucia.
– Wybrałaś sobie bardzo niedogodny czas – burknął draken.
Stężałem.
– Na co?
– Na to, co może się teraz stać w dowolnym momencie.
– Musisz nam to wytłumaczyć dokładniej – powiedziałem, czując, jak wypełnia mnie paląca frustracja.
– Nic mi nie jest – oznajmiła z uporem Poppy, po czym zwróciła się do Nektasa: – Czy możemy go w końcu wyciągnąć z tej klatki?
Draken skinął głową.
– Już się za to zabieram, ale myślę, że powinnaś usiąść.
– Posłuchaj go – nalegał Kieran, wpatrując się w Poppy intensywnym wzrokiem. Cienie pod jej oczami stały się jeszcze wyraźniejsze.
– Nie musicie się o mnie martwić – powiedziała Poppy. – Czuję się całkowicie… – Raptownie wciągnęła powietrze i przycisnęła dłoń do skroni.
– Znowu boli cię głowa? – Złapałem ją za ramiona i obróciłem ku sobie. Moją klatkę piersiową i brzuch przeszyło ostre dźgnięcie strachu.
Poppy zacisnęła powieki.
– Tak, ale to nic poważnego. Po prostu… – Nagle ugięły się pod nią nogi.
– Poppy! – Złapałem ją w pasie, a Kieran skoczył naprzód, by podtrzymać jej głowę. – Otwórz oczy. – Objąłem jej policzek. Na bogów… Jej skóra była straszliwie zimna. Wsunąłem rękę pod jej nogi, dźwignąłem ją i przycisnąłem do piersi. – No, dalej. Proszę…
– Nie obudzi się. Bez względu na to, jak usilnie będziesz ją błagał – oznajmił Nektas.
– Coś ty, kurwa, powiedział? – Kieran spojrzał na niego wściekle.
– Najwyraźniej moje założenie, że w pełni ukończyła Selekcję, było mylne – wyjaśnił draken. – Właśnie pogrążyła się w stazie, by móc to zrobić. Jestem zaskoczony, że doszło do tego dopiero teraz. I że w ogóle zdołała się wcześniej obudzić. Wygląda na to, że jej eter jest naprawdę potężny. To pewnie dlatego…
– Nic mnie nie obchodzi, czym się odznacza ten pierdolony eter – warknąłem. – Co się z nią dzieje?
– Jej eter powinien cię obchodzić. Zwłaszcza że ona jest związaną z tobą Pierwotną. Ale nie mamy w tej chwili czasu, by o tym dyskutować – rzekł Nektas, zdecydowanie zbyt spokojnie jak na te okoliczności. – Pogrążyła się w stazie, tak jak jej ojciec. Dzieje się tak, gdy Pierwotni, a nawet bogowie kończą proces Selekcji. Albo wtedy, gdy są osłabieni i nie mają możliwości odzyskania sił. Ale gdyby była w jakimś niebezpieczeństwie albo odniosła rany, na pewno byście o tym wiedzieli.
– Co to znaczy? – zapytał Kieran, obracając głowę, by spojrzeć na Poppy. Delano, który krążył przy mnie niespokojnie, zaskomlił. – Skąd byśmy o tym wiedzieli?
– Bo w takim wypadku sama ziemia próbowałaby ją ochronić – odparł Nektas. – Penellaphe…
– …zeszłaby do niej – wymamrotałem, przypominając sobie korzenie, które wystrzeliły z gleby, by ją oplątać, gdy została śmiertelnie ranna na Pustkowiach. Wtedy nie mieliśmy pojęcia, co to oznaczało.
– Nie ma się czym martwić – powtórzył Nektas. – Ona tylko śpi.
Tylko śpi? Spuściłem wzrok na Poppy. Trzymałem ją tak, że jej policzek był przyciśnięty do mojej klatki piersiowej. Nie licząc sińców pod oczami i zimnej skóry, naprawdę wyglądała tak, jakby zwyczajnie spała.
– Jak… – Odchrząknąłem. – Jak długo to potrwa?
– Tego niestety nie wiem. I tak, zdaję sobie sprawę, że wolelibyście usłyszeć inną odpowiedź – rzekł Nektas, kiedy Kieran warknął. – Może dzień albo kilka. A może tydzień. Każdy przechodzi przez to we własnym tempie. Jej ciało zapewne nadgania teraz cały proces. Penellaphe obudzi się, kiedy całkowicie zakończy Selekcję.
Kieran zaklął pod nosem i przeczesał palcami włosy, a ja wbiłem wzrok w Poppy, czując coraz większy ucisk w piersi. Czy ten niepokój, który ogarnął nas wcześniej, zapewne dzięki więzi wytworzonej podczas Połączenia, dotyczył właśnie tego? Czyżbyśmy przeczuwali, że Poppy zaraz pogrąży się w stazie? Że zaśnie na wiele dni? Może nawet na tydzień?
– Na bogów – wydusiłem. Czułem się tak piekielnie bezradny i nienawidziłem każdej sekundy tego stanu.
– Jedyne, co możecie teraz zrobić, to znaleźć dla niej wygodne miejsce i czekać – powiedział Nektas. – Ja zajmę się Iresem.
Wygodne miejsce? Tutaj? Skrzyżowałem wzrok z Kieranem. Wiedziałem, że Poppy nie czułaby się komfortowo w żadnym zakątku Wayfair, ale nie mieliśmy wyboru.
– Znajdziemy coś odpowiedniego – zapewnił mnie wilkłak, przyjmując swoją zwyczajową rolę spokojnego, logicznie myślącego, wspierającego druha, która przychodziła mu naturalnie za każdym razem, gdy mieliśmy kłopoty. Ja jednak miałem świadomość, że zbyt często była to jedynie fasada. Obróciłem się w stronę wyjścia.
– Jest jeszcze coś, o czym muszę wam powiedzieć – odezwał się Nektas, zatrzymując nas. – Staza następująca pod koniec Selekcji może wywołać… nieoczekiwane i trwałe skutki uboczne.
Odniosłem wrażenie, jakby czyjaś pięść ścisnęła mi serce. Moje obawy zaczęły narastać.
– Czyli co?
– Utratę pamięci. Zdarza się, że osoba wybudzająca się z tego snu nie przypomina sobie, kim jest. Ani kim są ludzie z jej otoczenia – wyjaśnił draken.
Ta pieprzona niewidzialna pięść… zmiażdżyła mi serce.
Kieran wzdrygnął się gwałtownie i cofnął o krok.
– Czyli może się zdarzyć tak, że… – Jego opanowanie zaczęło się kruszyć. – Że Poppy zapomni, kim jest? I kim my jesteśmy?
– Tak. Ale to bardzo rzadkie przypadki. Wiem tylko o dwóch – rzekł Nektas. Skóra wokół jego ust była jednak napięta. – Musicie po prostu mieć świadomość, że może do tego dojść.
A jeśli ta możliwość stanie się faktem? Spojrzeliśmy na siebie z Kieranem. Przełknąłem ślinę.
– Co będzie, jeśli do tego dojdzie?
Nektas milczał przez dłuższą chwilę.
– Wtedy Penellaphe nie pozna ani siebie, ani was.
Kieran zamknął oczy.
Ja nie byłem w stanie. Spuściłem wzrok na Poppy. Była moją miłością. Moim wszystkim. Nie potrafiłem przyjąć do wiadomości, że może zapomnieć, kim jest. Zapomnieć nas.
– Mów do niej – poradził mi Nektas łagodniejszym głosem. – To właśnie robił Nyktos, gdy ona pogrążyła się w stazie. Nie wiem, czy go słyszała, ale wydaje mi się, że to pomogło. – Pochylił podbródek i zerknął na Iresa. – Przynajmniej jemu.
Skinąłem głową i odwróciłem się do niego plecami. Wiedziałem, że powinienem spytać, kiedy wróci i czy w ogóle zamierza to zrobić. Podejrzewałem, że tak. W końcu jego córka wciąż przebywała w tym świecie. Ale jako uparty i zdeterminowany drań skupiłem się jedynie na tym, by znaleźć dla Poppy wygodne miejsce na odpoczynek. Nic mnie w tej chwili nie obchodzili Nektas i Jadis. Ani ojciec Poppy, ani Krwawa Korona, którą dopiero co obaliliśmy. Ani podbite przez nas królestwo, choć na razie wciąż tylko w teorii. Wszystkie te rzeczy były istotne, lecz dla mnie żadna z nich nie miała znaczenia.
Zaniosłem Poppy przez podziemny labirynt z powrotem na parter zamku. Moje serce biło spokojnie i równo, odzwierciedlając rytm jej serca. Powtarzałem to sobie raz po raz, podążając wraz z Delanem za Kieranem idącym z przodu. Poza tym nie dostrzegałem wokół siebie dosłownie nic. W którymś momencie Kieran odbył przyciszoną rozmowę z jednym z zamkowych służących, a potem, gdy wspinaliśmy się po wąskich schodach, wydawało mi się, że słyszę głos Emila. Nie wiedziałem, na które piętro weszliśmy. Dostrzegłem tylko pobielone wapnem kamienne ściany i kilka okien. Potem wkroczyliśmy do pustego korytarza obwieszonego ciężkimi, czarnymi kotarami. Ktoś otworzył drzwi, po czym wszedłem za Kieranem do pogrążonej w mroku komnaty. Wilkłak skierował się prosto do dwóch sporych okien znajdujących się po obu stronach łóżka, chwycił wiszące tam brokatowe zasłony i zdarł je z karniszy.
– To pokój gościnny – wyjaśnił, odrzucając materiał na bok. – Od dawna nieużywany, ale niedawno wszystko tu wysprzątano.
Przez okna wpadł do środka lekki wietrzyk. Rozejrzałem się dookoła. W pokoju znajdowało się kilka kanap i krzeseł, a oprócz tego przylegała do niego komnata łaziebna. Uznałem, że się nada.
Wciąż trzymając Poppy, podszedłem do łóżka. Kieran również się zbliżył, chwycił kremowy koc leżący na posłaniu i odchylił go. Nie chciałem wypuścić Poppy z uścisku. Miałem wrażenie, że jest to fizycznie niemożliwe. Kiedy układałem ją na materacu, trzęsły mi się dłonie.
Usłyszałem własny głos:
– Nie poruszyła się ani razu. – Wysunąłem ręce spod jej ciała i przysiadłem koło niej, kręcąc głową. – Nawet nie zatrzepotały jej rzęsy.
– Będzie dobrze – rzekł Kieran. Delano wskoczył na łóżko i ułożył się po drugiej stronie Poppy, przy jej biodrze. Położył głowę między przednimi łapami i utkwił wzrok w drzwiach. – Nie wydaje mi się, by Nektas nas okłamał.
– Ale czy dzięki temu jesteś spokojniejszy?
– A skąd.
Przygryzłem dolną wargę, cały czas potrząsając głową. Kłębiło się w niej tyle pomieszanych myśli.
– Nie podoba mi się, że utknęliśmy w tym przeklętym miejscu, gdy Poppy jest w tak bezbronnym stanie.
– Dopilnuję, by nikt nie wchodził na to piętro. Nawet służba – odezwał się Emil od progu komnaty.
Spojrzałem w jego stronę. Czyli miałem rację, gdy wydawało mi się, że go słyszałem. Ale w ogóle nie zorientowałem się, że podążył tu za nami. Cholera. Musiałem wziąć się w garść.
– Dziękuję.
Złote oczy Emila powędrowały ku Delanowi.
– On też będzie jej strzegł.
Skinąłem głową. Poppy wydawała się… niemal martwa. Na krótką chwilę przymknąłem oczy, nakazując sobie, bym się, do cholery, opanował. Na pewno nie było jej wygodnie leżeć z tą całą bronią i ze stopami brudnymi od krwi i ziemi. Zerknąłem przez ramię na komnatę łaziebną i pomyślałem o dowódczyni Gwardii Koronnej.
– Czy Hisa jest gdzieś w pobliżu? – zapytałem.
Kieran potaknął.
– Chcesz, żebym poprosił ją o znalezienie czystego ubrania dla Poppy?
– Tak. – Odchrząknąłem i przesunąłem dłonią po paskach przy jej udzie, by porozpinać zaczepy. W tej czynności było coś dziwnie uspokajającego. Dzięki niej moje ryczące myśli zwolniły na tyle, bym zdołał sobie przypomnieć, kim jestem. Kim wszyscy byliśmy. – Emilu?
– Tak? – odparł natychmiast Atlant.
– Przez jakiś czas będziemy niedostępni, ale nikt oprócz najbliższych nam osób nie może się dowiedzieć dlaczego – oznajmiłem, zsuwając paski i pochwę ze sztyletem z nogi Poppy. – Po pierwsze musimy dopilnować, by zamek był dla nas bezpieczny.
– Już się tym zajmujemy – powiedział Emil. – Wilkłaki, Hisa i Gwardia Koronna zaczęły strzec Wayfair już wtedy, gdy wszyscy byliście w podziemiach.
– Wspaniale. – Spojrzałem na Kierana, który odebrał ode mnie uprząż i odłożył ją na szafkę nocną. – Musimy też odnaleźć mojego brata i… i Millicent.
– Naill udał się w pogoń za nimi – poinformował Emil.
– Ja… – Skrzyżowałem wzrok z Kieranem. – Nie życzę sobie, by zostali dopuszczeni na to piętro.
– Rozumiem – rzekł Atlant. Tym razem w ogóle nie żartował i nie kpił. – A jakie środki chcesz zastosować wobec Ascendentów? Nie znaleźliśmy żadnych więcej w zamku, ale doszły mnie wieści o kilku grupach ukrywających się w dworach nieopodal Złotego Mostu i w Dzielnicy Ogrodów.
Zabijcie ich. Taka była moja instynktowna reakcja. Zróbcie to szybko i czysto. Ale kiedy ścierałem smugę brudu z dłoni Poppy, wiedziałem, że ona by się ze mną nie zgodziła. Zwłaszcza że nie mógłbym uzasadnić tej decyzji tym, że któryś z Ascendentów biegł w naszą stronę.
– Trzymajcie ich w zamknięciu w ich domach. – Te słowa miały w moich ustach smak popiołu. – Dajcie znać wszystkim żołnierzom, że nie wolno im skrzywdzić żadnego z nich, dopóki nie przedyskutujemy, co z nimi zrobić.
– Tak jest – odparł Emil, po czym po chwili milczenia zapytał: – A co z twoim ojcem?
Do kurwy nędzy. Do tej pory nawet nie pomyślałem o nim ani o reszcie osób, które zostały w Padonii.
Kieran przyklęknął przy nas.
– Musimy wysłać mu wiadomość i poinformować go o rozwoju wypadków. Ale nie trzeba mu wspominać o Poppy.
– Zgadzam się. – Odetchnąłem ciężko, bo miałem świadomość, że gdy tylko ojciec otrzyma wieści o naszym zwycięstwie, natychmiast ruszy do Carsodonii. Pozostawało pytanie, czy Poppy zdąży się do tego czasu obudzić. Przypomniała mi się jej przyjaciółka. – Dopilnuj, żeby Tawny również tu przybyła.
– A co z mieszkańcami stolicy? – zapytał po chwili Emil. – Wciąż siedzą pozamykani w domach, na razie z własnego wyboru, ale to się na pewno wkrótce zmieni.
Ja też nie sądziłem, by taki stan rzeczy potrwał długo.
Ale, do cholery, nie wiedziałem, co z nimi zrobić.
– Wielu z nich przez całe swoje życie trwało w przekonaniu, że jesteśmy potworami. Będą przerażeni. Trzeba będzie… trzeba będzie do nich przemówić.
Kieran pokiwał głową, zgadzając się ze mną.
– Ale wydaje mi się, że nie musimy tego zrobić natychmiast. Mamy do dyspozycji trochę czasu.
– Nie będziemy się martwić na zapas, dopóki nie przyjdzie na to pora – oznajmiłem z oschłym śmiechem, pocierając podbródek wierzchem dłoni. – W tym momencie ważniejsze jest złapanie Malika. On zna wielu tutejszych Descendentów.
– Którzy może będą w stanie nam pomóc. – Kieran obrócił się do Emila. – Coś jeszcze?
– Na razie nic nie przychodzi mi do głowy, ale w ciągu pięciu minut na pewno sobie o czymś przypomnę. – Emil zaczął zbierać się do wyjścia, ale nagle się zatrzymał. – Tak w zasadzie potrzebna mi była jedynie sekunda.
Usta rozciągnęły mi się w lekkim uśmiechu.
– Znaleźliście go? – zapytał Atlant. – Ojca Poppy?
– Tak. – Uśmiechnąłem się szerzej i trochę pewniej. – Nektas zabrał go do… domu.
– Nektas – powtórzył Emil i gwizdnął cicho. – To jest dopiero wielki, pieprzony draken.
Roześmiałem się ochryple, bo miał rację.
– A, jest jeszcze coś – dodał Emil. Teraz Kieran także wyszczerzył zęby. – W miejskiej czytelni doszło do jakiegoś incydentu. Podobno było to coś w rodzaju… eksplozji. Nasi ludzie właśnie sprawdzają, co tam się stało.
– Ach, nie ma się czym przejmować – odparłem, licząc oddechy Poppy. – To była bogini Penellaphe.
– Co takiego? – zapytał piskliwie Emil.
– Nie przesłyszałeś się – oznajmił Kieran. – Bogowie zaczynają się budzić. Penellaphe spała pod tutejszą czytelnią. – Urwał na chwilę. – Zapewne niedługo, jeśli jeszcze do tego nie doszło, ockną się kolejni. Tu i w całym Solis.
– Och. Skoro tak… To była zupełnie normalna sekwencja zdań, którą spodziewałem się usłyszeć – rzekł powoli Emil. – Dam… dam wszystkim znać. I na pewno nikt nie będzie miał żadnych pytań i nie zareaguje zbyt przesadnie na te wieści. – Znów skierował się do wyjścia.
– Emilu? – Obróciłem się w pasie, by na niego spojrzeć, tym razem z pełną uwagą. Stał jak gdyby nigdy nic, ale nie potrafiłem wyrzucić z głowy wspomnienia, w którym widziałem, jak wróg przebija go włócznią. – Jak się czujesz?
– Ja… – Emil spuścił wzrok na poszarpane dziury w swoim napierśniku. Przełknął ślinę, po czym zerknął na leżącą za mną Poppy. – Cieszę się, że żyję. Gdy się obudzi, powiedz jej, że jestem jej dozgonnie wdzięczny i bezgranicznie ją wielbię.
Zmrużyłem oczy.
Emil mrugnął do mnie, po czym w końcu wyszedł z komnaty.
– Dupek – mruknąłem, znów spoglądając na Poppy. Nie zamierzałem jej przekazywać nic takiego.
Kieran zachichotał, ale prędko ucichł. Na bogów, Poppy nienawidziłaby tej sytuacji – nas wpatrujących się w nią, gdy tak leżała pogrążona w letargu. Pewnie po przebudzeniu dźgnęłaby któregoś z nas. Albo obu. Chciałem się roześmiać na tę myśl, ale nie byłem w stanie wydobyć z siebie takiego dźwięku.
– Nic jej nie będzie. Obudzi się, wciąż świadoma tego, kim jest. I będzie nas pamiętać. – Kieran położył mi dłoń na ramieniu. – Musimy tylko poczekać.
– Tak. – Surowe emocje zatkały mi gardło i przygniotły klatkę piersiową.
Kieran ścisnął moje ramię, po czym opuścił dłoń i odchrząknął.
– Jak myślisz, o co chodziło Nektasowi, kiedy mówił o eterze i naszym Połączeniu z Pierwotną?
Potarłem podbródek. Dopiero po chwili udało mi się przypomnieć sobie szczegóły tamtej rozmowy.
– Na bogów, całkiem o tym zapomniałem. Nie mam pojęcia. A on oczywiście nic nam nie wyjaśnił.
– Zaczynam myśleć, że zagadkowość jest wrodzoną cechą drakenów – mruknął Kieran.
Roześmiałem się szorstko.
– Pewnie tak, ale wszyscy mieliśmy wtedy o wiele pilniejsze rzeczy na głowie.
To się zresztą nie zmieniło.
– „Mów do niej”. – Zerknąłem na wilkłaka. – Tak mi poradził.
– Zgadza się.
Ale o czym powinienem jej opowiadać? Potrząsnąłem głową i wbiłem wzrok w twarz Poppy. Wyglądała tak spokojnie, podczas gdy ja miałem wrażenie, że cała moja cholerna istota jest właśnie rozszarpywana na kawałki. Powiodłem opuszkami palców po jej zimnym policzku. Mów do niej. Musnąłem bliznę zaczynającą się na jej skroni i z jakiegoś powodu przypomniała mi się chwila, gdy po raz pierwszy ujrzałem Poppy bez welonu.
A potem ta, kiedy w ogóle po raz pierwszy ją zobaczyłem.
Nie wiedziałem, czy Nektasowi chodziło właśnie o coś takiego, ale był to jakiś początek. Podczas gdy Kieran poprawiał rękaw jej koszuli, zmusiłem się, by wziąć głęboki, równy wdech.
– Czy opowiadałem ci kiedyś, jak wyglądał czas, który spędziłem w Masadonii? – odezwałem się do Poppy, czując na sobie wzrok Kierana i Delana. – Nie pamiętam. Ale nie sądzę, bym podzielił się z tobą tym, co robiłem, zanim zostałem twoim strażnikiem. Na pewno nie zdradziłem ci wszystkiego. – Tym razem odetchnąłem ciężej, bo zrobiłem w tym czasie dużo rzeczy. – I nie mówiłem ci, jak przez to wszystko się zmieniło… Jak ja się zmieniłem. Dzięki tobie.
Odgarnąłem jej kosmyk włosów za ucho.
– Od czego powinienem zacząć? – Przeszukałem swoje wspomnienia. Z początku wydawały mi się zamglone, ale wtedy… – Myślę, że zacznę od Zapory.
Na Zaporze powiało chłodem, który przegonił ostatnie ślady późnojesiennego ciepła. W nocnym powietrzu dało się wyczuć zapowiedź nadchodzących opadów śniegu.
Ale to nie była jedyna rzecz wywołująca dreszcze.
Oparłem but o skraj muru i wychyliłem się mocno, by spojrzeć z góry na walące się rudery w cieniu olbrzymich obwarowań otaczających ten kloaczny dół zwany Masadonią. Wszystkie okoliczne domy miały ponure odcienie szarości i brązu, były zapaskudzone brudem i dymem i stały niemal jeden na drugim. Niewiele miejsca zostawało dla wozów jeżdżących po ulicach, a co dopiero mówić o przestrzeni, która pozwalałaby ludziom oddychać czymś lepszym od smrodu ścieków i rozkładu.
A także śmierci.
W pobliżu Zapory nie dało się uciec przed jej odorem.
Obrzuciłem wzrokiem niezliczone rzędy chałup w Dolnym Okręgu, wykrzywiając usta z odrazy. Stłoczone budynki oświetlone pochodniami lub sporadycznie rozmieszczonymi latarniami olejowymi, nie zaś zasilanymi elektrycznością, wydawały się tak zrujnowane, że mógłby je powalić nawet podmuch wiatru. Najwyraźniej książę i księżna Teermanowie – Ascendenci rządzący Masadonią – sądzili, że tylko bogaci zasługują na takie luksusy jak przestrzeń do życia, świeże powietrze, prąd i bieżąca woda.
Masadonia była jednym z najstarszych miast w tym królestwie. Na pewno kiedyś, gdy Atlantia sprawowała zwierzchność nad całym tym terytorium, musiało być tu pięknie. Jeszcze zanim nastąpiła wojna Dwóch Królów, Krwawa Korona doszła do władzy, a wokół wiosek i miast postawiono Zapory i stworzono z nich więzienia, by chronić się przed konsekwencjami zła żyjącego wewnątrz murów. Zanim mój naród wycofał się na wschód za góry Skotos dla większego dobra ludzkiej krainy.
Tyle że z tej decyzji nie wynikło nic dobrego.
Ascendenci, którzy opanowali wszystkie tereny na zachód od gór Skotos, okazali się doskonałymi fałszerzami historii. Rozpowszechniali przekonanie, że to oni są bohaterami, a Atlanci przeklętymi, złowieszczymi potworami. Zdołali przekonać śmiertelników, że zostali pobłogosławieni przez bogów, i dlatego udało im się objąć władzę na całym obszarze, który nazwali królestwem Solis.
Nagle z cieni Dolnego Okręgu dobiegł mnie źle wróżący, raptowny krzyk.
Pewne zło nie musiało szukać drogi przez mur, bo już znajdowało się pośród ludzi.
Zacisnąłem mocniej dłoń na rękojeści obosiecznego miecza wiszącego przy moim biodrze i przeniosłem wzrok na migoczące światła Promiennego Kręgu, dzielnicy położonej u podnóża zamku Teerman. Teraz jedyne piękno w tym mieście można było znaleźć za gęsto zalesionym Gajem Życzeń, gdzie elita Masadonii miała swoje rozległe włości oraz olbrzymie rezydencje. Większa część tej grupy była Ascendentami i tylko nieliczni śmiertelnicy posiadający przekazywane z pokolenia na pokolenie bogactwa znaleźli się w tym gronie. Ale i oni byli zapewne świadomi, czym tak naprawdę byli Ascendenci.
Można by pomyśleć, że wampry będą się lepiej troszczyć o swoich poddanych, skoro bez nich zwyczajnie pokurczyłyby się i obumarły. Jednakże jako ogólnie pojęta grupa istot odznaczały się brakiem zapobiegawczości, tak samo jak i empatii. Traktowały ludzi jak bydło i zmuszały do egzystencji w obrzydliwych warunkach, a potem zwyczajnie szlachtowały.
– Człowiek nigdy tak do końca nie potrafi się przyzwyczaić do tych zapachów i dźwięków – przerwał moje rozmyślania czyjś głos. – Chyba że dorastał w Dolnym Okręgu.
Obróciłem głowę w stronę Pence’a. Blondwłosy strażnik nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia jeden albo dwadzieścia dwa lata. Wiedziałem, że jeśli dalej będzie służył na Zaporze, zapewne nie pożyje o wiele dłużej. Taki właśnie los spotykał większość strażników.
– A ty się tam wychowałeś?
Pence zapatrzył się na rzędy domów przypominających nierówne, poszczerbione zęby i w świetle pobliskiej pochodni zobaczyłem, że skinął głową. Jego odpowiedź mnie nie zaskoczyła. W Solis, o ile ktoś nie urodził się w zamożnej rodzinie, wybór był niewielki. Ludzie albo szli w ślady swoich rodziców i harowali za marne ochłapy, które ledwie wystarczyły im do życia, albo dołączali do armii z nadzieją, że okażą się jednymi ze szczęśliwych głupców, którym uda się przetrwać na Zaporze na tyle długo, by awansować i objąć pozycję w bezpieczniejszej jednostce, na przykład w Gwardii Królewskiej.
Z zakątka w pobliżu Cytadeli, gdzie mieszkańcy trwonili pieniądze w jaskiniach hazardu i domach rozpusty, rozbrzmiało kilka kolejnych krzyków. Pence zmarszczył czoło. Tylko bogowie wiedzieli, do czego tam doszło. Umowa, w której coś poszło nie tak? Bezsensowne, niesprowokowane morderstwo? Ascendenci? Możliwości było bez liku.
– A ty? – zapytał Pence.
– Dorastałem na farmie na wschodzie. – Łgarstwo spłynęło gładko z moich ust, i to wcale nie dlatego, że naprawdę pochodziłem ze wschodu, bardzo dalekiego, ale dlatego, że byłem równie utalentowanym kłamcą, jak zabójcą.
Strażnik zmarszczył brwi jeszcze bardziej.
– Myślałem, że przyjechałeś ze stolicy.
– Pracowałem na Zaporze w Carsodonii. – Kolejna blaga. – Ale stamtąd nie pochodzę.
– Ach. – Czoło młodzieńca wygładziło się i Pence znów skierował wzrok na Dolny Okręg i kłęby dymu ulatujące z kominów.
Wcale mnie nie zdziwiło, że nie drążył tej kwestii. Większość śmiertelników rzadko kiedy podawała cokolwiek w wątpliwość. Przez pokolenia byli tresowani, by zwyczajnie akceptować to, co im wmawiano. To była pewnie jedyna rzecz, za którą mogłem być wdzięczny Ascendentom, bo znacznie ułatwiała mi zadanie, które przybyłem tu wykonać.
– Założę się, że Carsodonia zupełnie nie przypomina naszego miasta – odezwał się Pence tęsknym głosem.
Niemal wybuchnąłem śmiechem. W stolicy było dokładnie tak samo lub wręcz gorzej. Poza tym podziały społeczne były jeszcze bardziej drastyczne. Stłumiłem jednak tę reakcję na niewesoły humor.
– Plaże wzdłuż Morza Wełnistego są… dość przyjemne.
Pence uśmiechnął się przelotnie, co sprawiło, że przez chwilę wydawał się jeszcze młodszy.
– Nigdy nie widziałem morza.
I pewnie nigdy nie zobaczy.
Nagle moją klatkę piersiową i brzuch przeszył kąsający ból, przypominający mi, że powinienem się pożywić.
– Ale mój brat będzie mógł je oglądać – dodał z radością strażnik. – Bo wiesz, Owen jest drugim synem.
Ogarnął mnie gniew, który wyparł ból głodu, ale pozostałem opanowany i tylko spojrzałem znowu na rudery poniżej.
– A zatem to przyszły lord.
– No właśnie. Mieszka teraz w zamku. Przeprowadził się tam, gdy skończył trzynaście lat, i teraz uczy się, jak być szlachcicem.
Wykrzywiłem kpiąco usta.
– Jak można się nauczyć czegoś takiego?