Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
10 osób interesuje się tą książką
Piękny dzień na wojnę
Kiedy świat śmiertelników powoli pogrąża się w boskim chaosie,
Alexandria Andros musi poradzić sobie z doznaną porażką,
przez którą wątpi, by ta wojna kiedykolwiek dobiegła końca.
Wspaniały Aiden St. Delphi towarzyszy jej w podróży w głąb
Zaświatów. Para, na drodze której co rusz pojawiają się nowe
przeszkody, musi zaufać śmiertelnemu wrogowi i uwolnić
najniebezpieczniejszego boga wszech czasów.
W oszałamiającej, pełnej akcji książce, stanowiącej kulminację
serii Covenant, Alex przyjdzie zmierzyć się ze straszliwą decyzją:
pozwolić na zniszczenie wszystkich i wszystkiego, co kocha... lub
zgładzić samą siebie.
Niesamowita. Wciągająca. Pełna akcji. Siła protektora jest epickim
zakończeniem przygód Alex. Miłość, szczęście, smutek i poświęcenie.
Przekonaj się, co ty byłbyś w stanie oddać za wygraną wojnę.
Agnieszka Wójcik, @magical_daily
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 368
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Mówi się, że jeśli życie daje ci cytryny, powinieneś zrobić lemoniadę.
Jednak gdy życie daje ci wkurzonego boga, który chce cię dopaść,
przygotuj się na wojnę, mając nadzieję na raj
– Alex (Alexandria) Andros
Rozdział 1
Czucie wróciło najpierw do stóp, później do nóg. Skóra zaczęła mrowić, przez co zacisnęłam palce. Nadal czułam w ustach słodycz nektaru. Ciało bolało mnie, jakbym ukończyła triatlon i pojawiła się na mecie jako ostatnia.
Albo jakby jeden bóg skopał mi tyłek, a inny go połatał.
Tak czy inaczej…
Ruch obok mnie sprawił, że zbliżyłam się do czegoś ciepłego i twardego. Wydawało mi się, że usłyszałam swoje imię, ale brzmiało, jakby wołano mnie z drugiego końca świata.
Poruszałam się z prędkością trzynogiego żółwia, więc minęła dłuższa chwila, nim otworzyłam oczy, minimalnie unosząc powieki. Kiedy wzrok przywykł do słabego światła, rozpoznałam żółte ściany i wszystkie tytanowe wykończenia pomieszczenia w internacie szkoły w Południowej Dakocie, tego samego pokoju, w którym spędziłam z Aidenem wiele czasu bez snu, zanim Dominic przyniósł wieści o ocalałych z Boskiej Wyspy. Wszystko się wtedy zmieniło, a wydawało się, że miało to miejsce lata temu.
Wielki ciężar osiadł na mojej piersi, przyciskając ją aż do kręgosłupa. Dominic nie żył. Tak samo jak dziekan i jego strażnicy. Była to sprawka Aresa, który udawał instruktora Romviego. Przez cały ten czas wróg czaił się wśród nas. Moja niechęć do niego była legendarna, zanim odkryłam, kim naprawdę jest. A teraz? Nienawidziłam go każdą komórką mojego apolionowego jestestwa. Jednak mój wstręt do Romviego, Aresa, czy jak ten dupek się nazywał, się nie liczył. Tak wielu zginęło, a bóg wojny wiedział, gdzie przebywałam. Co powstrzymywało go przed powrotem? I przed zabiciem jeszcze większej liczby osób?
Ponownie usłyszałam swoje imię, ale tym razem głośniej i wyraźniej, jakby wypowiadający je znalazł się bliżej. Obróciłam się w kierunku dźwięku i otworzyłam oczy. Kiedy ponownie je zamknęłam? Byłam jak nowo narodzony kociak, czy coś w tym stylu. Daimony w całym kraju drżały ze strachu. Boże, ależ byłam beznadziejna.
– Alex.
Moje serce zgubiło rytm, po czym przyspieszyło, gdy rozpoznałam głos. Ach, znałam go. Znały go moje serce i dusza.
– Otwórz oczy, Alex. No dalej, kochanie, otwórz oczy.
Naprawdę chciałam to zrobić, ponieważ dla niego zrobiłabym wszystko. Walczyłabym z hordą półkrwistych daimonów. Wmieszałabym się w konflikt z furiami. Złamałabym kilkanaście zasad dla jednego zakazanego pocałunku. Ale czy otworzyłabym oczy? Najwyraźniej to było zbyt wiele.
Ciepłą silną dłonią objął mój policzek. Dotyk był inny niż mamy, ale równie mocny i boleśnie czuły. Dech ugrzązł mi w gardle.
Aiden pogłaskał kciukiem moją żuchwę w ten cudownie znajomy sposób, przez co zachciało mi się płakać. Właściwie powinnam zacząć szlochać, ponieważ nie mogłam sobie wyobrazić, przez co przeszedł, gdy zostałam zamknięta z Aresem w gabinecie. Jeśli się nad tym zastanowić, powinnam się wzruszyć, gdy zobaczyłam mamę. Czułam wilgoć w oczach, ale łzy nie płynęły.
– Już dobrze – powiedział ochryple, wyczerpany z nadmiaru emocji. – Apollo mówił, że potrzeba czasu. Poczekam, ile będzie trzeba. Będę czekał wiecznie, jeśli będę musiał.
Te słowa sprawiły, że moje serce związało się w mocny supeł. Nie chciałam, by Aiden czekał nawet sekundę, a co dopiero całą wieczność. Pragnęłam – nie – musiałam go zobaczyć. Musiałam mu powiedzieć, że było dobrze, bo było, prawda? No dobra, może nie do końca, ale chciałam złagodzić stres w jego głosie. Chciałam poprawić mu nastrój, ponieważ nie mogłam pomóc mamie i wiedziałam, że sobie też nie zdołam.
Częściowo czułam się pusta.
Martwa.
No właśnie, czułam się martwa w środku.
Frustracja, niczym kwas, zalała moją krew. Zacisnęłam palce na miękkiej pościeli i westchnęłam głęboko. Mój towarzysz znieruchomiał, jakby wstrzymywał oddech i czekał, następnie odetchnął drżąco.
Serce mi się ścisnęło.
Na bogów, nie wymagano ode mnie chodzenia po linie, a jedynie otwarcia oczu.
Frustracja szybko przeszła w gniew – głęboką wściekłość, która smakowała goryczą. Moje serce przyspieszyło i wtedy zdałam sobie sprawę z obecności sznura. Nie było go na Olimpie, ale wrócił. Początkowo go nie czułam, bo docierał do mnie tylko ból mięśni i kości, ale sznur łączący mnie z Pierwszym wibrował jak milion pszczół i nasilał się stale, aż mogłabym przysiąc, że widziałam w mojej głowie, jak bursztynowy miesza się z niebieskim.
Seth?
Odpowiedź nie nadeszła w postaci myśli czy uczuć, ale jako przypływ energii tak czystej, że przypominała piorun. Wlała się we mnie siła, gwałtowny przypływ witalności dotarł do każdego zakończenia nerwowego. Wzmocniony został każdy dźwięk w pomieszczeniu. Mój własny oddech – teraz nieco równiejszy – jak i głęboki, powolny oddech chłopaka obok mnie. Drzwi otworzyły się i zamknęły na korytarzu. Słyszałam przytłumione, ale wyraźne głosy. Moja skóra ożyła. Glify przesuwały się po całym ciele.
Nie rozumiałam tego, ale wiedziałam, że Seth pożyczał mi swoją moc, jak zrobił to w Catskills, gdy po raz pierwszy walczyłam z furiami. Twierdził, że nie wiedział, co się stało, zwalił to na karb adrenaliny, ale przecież… przecież kłamał na temat tak wielu rzeczy.
Teraz jednak mi pomagał, co nie miało sensu, skoro łatwiej mu było poradzić sobie ze mną w tym stanie, ale nie zamierzałam zaglądać darowanemu koniowi w zęby.
Uniosłam powieki.
I go zobaczyłam.
Aiden leżał na boku, zwrócony twarzą do mnie. Wciąż trzymał dłoń na moim policzku, gładząc kciukiem skórę, i czułam, że znaki apoliona przesuwały się w jego stronę. Miał zamknięte oczy, ale wiedziałam, że nie spał. Gęsty popiół pokrywał jego twarz, a ciemne włosy były zmierzwione. Fale opadały na czoło i dotykały brwi.
Brzydki, fioletowy siniec znaczył jego lewe oko i zastanawiałam się, czy chłopak był w stanie je otworzyć. Kolejny siniak malował jego żuchwę na oszałamiające odcienie czerwieni. Miał rozchylone usta, a szyję i ramiona spięte.
Niespodziewanie cofnęłam się myślami do czasu, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy.
Przymierza w Karolinie Północnej już nie było, ale czułam się, jakbym znów się tam znalazła, stała w sali treningowej dla nowicjuszy. Ćwiczyłam z Calem i Calebem. Zrobiłam coś niesamowicie głupiego, co było typowe, i roześmialiśmy się we troje. Obróciłam się i przy drzwiach zobaczyłam Aidena. Wtedy nie sądziłam, że zwrócił na nas uwagę. Był Hematoi, a oni nie interesowali się półkrwistymi, więc założyłam, że tylko przechodził. Już wtedy byłam nim całkowicie oczarowana. Dla mnie to najbardziej pociągający mężczyzna, jakiego widziałam – jego twarz potrafiła być zarówno surowa, jak i piękna. I te oczy, które mieniły się odcieniami szarości i srebra, i które na trwałe wryły się w moje wspomnienia. Podsycił moją ciekawość, gdy trzy lata później pojawił się w Atlancie i uratował mnie przed bardzo denerwującymi i gadatliwymi daimonami.
Nasza miłość nigdy nie była łatwa.
Jako czystokrwisty był dla mnie nieosiągalny, nawet jeśli stałam się apolionem, a mimo to zaryzykował wszystkim, by być ze mną. Był moją siłą, gdy go potrzebowałam, moim przyjacielem, gdy musiałam się wygadać, i był mi równy w świecie, w którym według prawa zawsze znaczyłam mniej niż on. Na bogów, był miłością mojego życia.
Czekałby na mnie przez wieczność, tak jak ja czekałabym na niego do końca świata i jeden dzień dłużej.
Choć zapewne mój świat niedługo się skończy, szepnął podstępny głosik i miał rację. Jeśli uda mi się pokonać wszystkie przeszkody stojące pomiędzy mną a Sethem i przekierować do siebie jego moc, byłam pewna, że nawet jako zabójca boga miałabym problemy w walce z Aresem. Gdybym jakimś cudem przetrwała walkę, istniała spora szansa, że zabiją mnie inni bogowie.
Po co więc zawracać sobie głowę?
Mogłam uciec z Aidenem, żyć tak długo, jak to możliwe, i być szczęśliwa. Zrobiłby to, gdybym poprosiła. Byłam tego pewna. Ukrywalibyśmy się, byli razem i oboje byśmy żyli. Przez jakiś czas nie musielibyśmy mierzyć się z bólem ani śmiercią.
Część mnie, zwłaszcza ta ciemna i zimna, która powstała, gdy torturował mnie Ares, całkowicie zgadzała się z tym planem. Uciec. Nic nie wydawało się mądrzejsze czy prostsze.
Ale nie mogłam zaakceptować tego planu, ponieważ było zbyt wiele do zrobienia. Wszyscy na mnie liczyli, a świat pogrążyłby się w absolutnym chaosie, gdyby Ares nie został powstrzymany.
Trzymając się tego cienkiego jak nić obowiązku, przemówiłam:
– Hej.
Aiden uniósł powieki, odkrywając srebrne oczy, przez które zawsze czułam trzepotanie w brzuchu, a serce nieco mi przyspieszało.
Popatrzył na mnie.
Poderwał się, jego twarz pobladła o kilka odcieni, przez co siniaki na żuchwie i lewym oku wyraźnie się wyróżniały.
Zaniepokoiłam się, co było niespotykane, bo zazwyczaj nie odpowiadałam na nagłe ruchy przerażeniem, ale przesunęłam się do zagłówka. Dech ugrzązł mi w piersi, a ciało zaprotestowało.
– Co? – wychrypiałam. – Co się stało?
Aiden przyglądał mi się szeroko otwartymi oczami. Kolor nie wrócił na jego twarz. Był blady jak daimon i w jego spojrzeniu gościło zarówno niedowierzanie, jak i ból.
Wyciągnął rękę, ale zatrzymał się, nim mnie dotknął.
– Twoje oczy…
– Co? – Moje serce biło szybko, byłam pewna, że wyskoczy mi z piersi i zatańczy na łóżku między nami. – Otworzyłam je. Słyszałam, że o to prosiłeś.
Skrzywił się.
– Alex…
Teraz naprawdę zaczynałam wariować. Dlaczego tak się zachowywał? Czy Ares poprzestawiał mi twarz tak bardzo, że oczy miałam na podbródku, czy co?
Spojrzał na drzwi, po czym wrócił do mnie wzrokiem, na jego obliczu gościł spokój, lecz nigdy nie umiał ukrywać przede mną uczuć. Wszystko potrafiłam wyczytać z jego oczu. Malowało się w nich tyle bólu, że łamało mi to serce, ale nie rozumiałam dlaczego.
– Co czujesz? – zapytał.
Eee, a czego nie czułam…?
– Chyba dezorientację. Powiedz mi, co się dzieje?
Wpatrywał się we mnie tak długo, że zaczęłam się jeszcze bardziej denerwować. Minęła chwila i naprawdę wmówiłam sobie, że mam oczy na podbródku, gdy nagle wszystko nabrało sensu. Zrodziła się panika i rozlała po mnie jak wirus.
Poderwałam się z łóżka i upadłam na podłogę. Ból przeszył moje wciąż gojące się kości. Przeturlałam się na bok, aż zatrzymałam się na ścianie.
W okamgnieniu Aiden znalazł się obok mnie.
– Alex, czy…
– Wszystko dobrze – jęknęłam.
Wyciągnął rękę, ale odsunęłam się od ściany, nim mnie dotknął. Każdy krok bolał jak tortury w Tartarze. Pot perlił się na moim czole, nogi drżały, gdy starałam się przejść do łazienki, która dzieliła nasze pokoje.
– Muszę zobaczyć – wydyszałam.
– Może powinnaś usiąść – zasugerował, znajdując się zbyt blisko.
Nie mogłam. Wiedziałam, o czym myślał. Byłam połączona z Sethem i może wydawało mu się nawet, że to jakaś sztuczka i rzucę się, by wyrwać Deaconowi żebra z piersi, ale apolion po drugiej stronie sznura milczał.
Aiden wyciągnął rękę obok mnie i otworzył drzwi, więc prawie wpadłam do środka. Światło rozjaśniło małe, ale przyjemne pomieszczenie, gdy znalazł włącznik na ścianie. W lustrze pojawiło się moje odbicie.
Sapnęłam.
To nie mogłam być ja.
Niemożliwe.
Nie, to nie byłam ja, nie chciałam w to wierzyć, ale cholerne odbicie pozostało niezmienne. Zmieniłam się. Bardzo. Ucisk w klatce piersiowej powrócił ze zdwojoną siłą, gdy przytrzymałam się umywalki.
Moje włosy kończyły się zaledwie kilka centymetrów za ramionami, ich końce były nierówne od sztyletu, którego użył Ares. Wzięłam kosmyk i skrzywiłam się, gdy odkryłam, że był znacznie krótszy, niż przypuszczałam. Czy reszta moich włosów wisiała teraz w sali wojennej Hadesa?
Byłam blada, jakbym chorowała i nie widziała słońca od miesięcy. Ale nie chodziło nawet o to. Do licha, nie chodziło też o to, że moje oczy miały bursztynową barwę. Były takie jak Setha pod względem jasności i połysku, wyglądały jak dwa topazy. Błyszczały, jakby dosłownie świeciły w ciemności, i zrozumiałam, dlaczego Aiden był tak zdenerwowany. Świetnie, miałam świecące, miodowe tęczówki. Zarąbiście.
Ale to do twarzy nie mogłam przywyknąć.
Byłam powierzchowna jak każda osiemnastolatka, więc tak, stanowiło to główny problem.
Na kościach policzkowych i nosie widniały jasne, różowe linie. Tak samo jak i na czole. Moją twarz pokrywała siatka blizn. Tylko jedna strona przy żuchwie, gdzie wcześniej dotykał mnie Aiden, nie uległa… cóż, deformacji.
Oszołomiona widokiem, powoli uniosłam rękę i dotknęłam policzka, potwierdzając to, co podejrzewałam. Linie były wybrzuszone jak szwy. Apollo i jego syn mnie uleczyli. Nektar wciąż buzował w moim organizmie, ale wiedziałam, że blizny były dowodem na to, jak bardzo potrzebowałam pomocy bogów, by dojść do siebie.
Jak w każdym innym przypadku, tu też musiało dojść do wymiany.
Kiedy wszystko zostało zdobyte, coś trzeba było poświęcić. Nikt nie musiał mi o tym mówić. Wiedziałam, że blizny nigdy nie znikną.
– Na bogów. – Zakołysałam się.
– Alex, powinnaś usiąść. – Ponownie wyciągnął do mnie rękę.
– Nie – warknęłam, unosząc swoją. Wytrzeszczyłam oczy. Dłoń również miałam w bliznach. Nie byłam pewna, czego miał nie robić, ale usta nadal się poruszały. – Po prostu nie.
Odsunął się, ale nie wyszedł. Oparł się o futrynę, skrzyżował muskularne ręce na szerokiej piersi. Zacisnął usta.
Ucisk wzmógł się w moim gardle, pęczniejąc jak balon, po czym pękł.
– Na co czekasz? Żebym ponownie była złą Alex? – Zatoczyłam się do przodu, tracąc równowagę. – Żebym użyła…
Aiden rzucił się przed siebie i złapał mnie, nim uderzyłam głową w ścianę.
– Cholera, musisz uważać i usiąść.
Wyrwałam mu się, odsunęłam od niego i opadłam na zamkniętą toaletę. Nie mogłam oddychać. Na bogów, czułam się, jakby pękła mi kość ogonowa, jakby ktoś dosłownie skopał mi tyłek. Aiden patrzył na mnie zarówno z nadzieją, jak i nieufnością w oczach, które tak bardzo kochałam. Czułam się przygnębiona.
Przysunął się i kucnął, abyśmy znaleźli się na tym samym poziomie.
– Nie chcesz mnie zabić?
Uleciała ze mnie większość wściekłości. Nie ma to jak takie pytanie z ust ukochanego.
– Nie – szepnęłam.
Odetchnął gwałtownie.
– Nie chcesz tego, co on?
– Nie. – Spojrzałam na jego dłonie, które trzymał między kolanami. Na bogów, miał otarte knykcie i poranioną skórę, jakby uderzył… I wtedy zrozumiałam. Aiden i Marcus walili w tytanowe drzwi gabinetu dziekana gołymi rękami.
Serce mi się ścisnęło, gdy przyglądałam się, jak te zmaltretowane dłonie zaciskały się i ponownie otwierały.
– Nawet go nie czuję. To znaczy, połączenie wciąż tu jest, więc wiem, że i on gdzieś przebywa, ale nie czuję go. Milczy.
Aiden rozprostował palce i nawet jeśli nie patrzyłam na jego twarz, wiedziałam, że zniknęło sporo jego napięcia. Wierzył mi, a ja nie mogłam powstrzymać szczątkowych podejrzeń wobec niego.
– Na bogów, Alex, kiedy zobaczyłem twoje oczy… Jaśniały w taki sam sposób, gdy uciekłaś z piwnicy i…
Kiedy go niemal zabiłam.
Gdybym uniosła powieki, spojrzałabym mu w twarz, ale nie mogłam tego zrobić. Zbliżył się.
– Przepraszam. Powinienem…
– W porządku. – Byłam zmęczona. Nie fizycznie. Dziwne, ale byłam bardziej sterana duchem. – Rozumiem. Miałeś powody, by tak myśleć. Nie wiem, dlaczego świecą mi się oczy. Seth gdzieś tam jest, ale nie próbuje na mnie wpływać. – „Jeszcze” zawisło niewypowiedziane między nami. – Nie odzywa się – rzuciłam, przemilczając fakt, że dodał mi swojej energii.
Przesunęłam wzrok na moje własne ręce i blizny na nich. Na Olimpie nie były takie, a przynajmniej nie zauważyłam.
– To nieistotne – powiedział. – To ty i tylko to się dla mnie liczy. Tylko to ma znaczenie.
Chciałam mu wierzyć. Naprawdę, ale prześladowało mnie przerażenie na jego twarzy, gdy zobaczył moje oczy. Wiedziałam, że nie znosił ich od chwili, gdy się pojawiły zaraz po moim przebudzeniu, i nie mogłam go za to winić. Te oczy zawsze będą przypominały mu o Secie i wszystkim, co wtedy powiedziałam i zrobiłam, zwłaszcza gdy jaśniały żółtym światłem jak żarówki.
– Alex. – Nakrył moje dłonie swoimi. Cisza się przeciągała. – Jak się czujesz?
Wzruszyłam ramionami, po czym się skrzywiłam.
– Okej.
Złapał mnie za nadgarstki i nagle byłam o krok od płaczu, ale nie wiedziałam dlaczego. Chciałam jedynie zwinąć się w kłębek na podłodze w łazience.
– Nigdy tak się nie bałem, jak wtedy, gdy wyrzuciłaś mnie i Marcusa z gabinetu.
– Ja też. – Przełknęłam z trudem ślinę. Nie wiedziałam, co mnie do tego skłoniło, ale uwolniłam dłonie i wsunęłam je między kolana. – Jak Marcus?
– Trzyma się, ale pewnie mu ulży, gdy dowie się, że odzyskałaś przytomność. – Przysunął się, jego oddech owiał mi policzek. Instynkt podpowiadał, abym uniosła głowę i przywarła do jego ust, ale nie mogłam się ruszyć.
Nastała cisza, a następne wypowiedziane słowa były mocne.
– Wiem, dlaczego wyrzuciłaś nas z gabinetu podczas ataku Aresa. To było niezwykle odważne i takie w twoim stylu.
Wbiłam palce w sztywny jeans na moich udach. Na bogów, czy to były te same spodnie, które miałam na sobie podczas walki? Plamy zaschniętej krwi pokrywały je jak farba. Zacisnęłam mocno powieki, bo zrobiło mi się niedobrze, gdy przypomniałam sobie, skąd się wzięły.
Aiden odetchnął głęboko.
– Ale jeśli kiedykolwiek to powtórzysz, uduszę cię. Z miłości, oczywiście.
Niemal parsknęłam śmiechem, bo nie tak dawno myślałam to samo o nim, jednak wesołość nie odmalowała się na mojej twarzy.
Aiden nie skończył.
– Obiecaliśmy sobie, że ze wszystkim będziemy mierzyć się razem.
– Ares by cię zabił – powiedziałam i taka była prawda. Zabiłby jego i Marcusa, gdyby pozostali w pomieszczeniu. Załatwiłby to z przyjemnością.
– Przecież bym cię chronił – ciągnął. – Zrobiłbym wszystko, co tylko można, aby ocalić cię przed tym, co tam przeszłaś. Kiedy wpadłem do środka i zobaczyłem cię… – Urwał i zaklął pod nosem.
– Zginąłbyś, ochraniając mnie. Nie rozumiesz? Musiałam tak postąpić. Nie mogłabym żyć, gdyby któryś z was zginął.
– I myślisz, że któryś z nas może żyć ze świadomością tego, co zrobił ci ten gnój? – rzucił ze złością i frustracją. – Spójrz na mnie.
Nie potrafiąc wytłumaczyć mu tego, co oczywiste, pokręciłam głową.
– Cholera, Alex, spójrz na mnie!
Zaskoczona, uniosłam głowę i popatrzyłam mu w oczy. Były metalicznie srebrne i szeroko otwarte. Widać w nich było czysty ból, miałam ochotę stchórzyć i odwrócić wzrok.
– Moje serce przestało bić, gdy tamte cholerne drzwi zatrzasnęły mi się przed nosem. Słyszałem, jak walczyłaś. Słyszałem, jak cię maltretował, jak łamał ci kości. I nie mogłem nic zrobić. – Położył dłonie po obu stronach moich nóg. Napięcie widoczne było w mięśniach jego rąk. – Nie powinnaś stawiać czoła czemuś takiemu sama.
– Ale byś zginął.
– Ponieważ cię kocham, jestem gotów zginąć, aby cię ocalić. Nigdy więcej nie odbieraj mi możliwości podjęcia tej decyzji.
Otworzyłam usta, lecz nie padły żadne słowa. Tak wiele działo się wewnątrz mojej głowy i duszy. Kiedy to powiedział, otworzył mi serce, po czym zaszył tę ranę. Ale co bym zrobiła, gdyby umarł? Byłabym załamana. Nie mogłam myśleć o jego śmierci bez bólu. Gdyby sytuacja się powtórzyła, zrobiłabym to samo, ponieważ go kochałam. Jak śmiał oczekiwać ode mnie czegokolwiek innego?
Wiedziałam, że musiałam mu o tym powiedzieć, ale… słowa nie przeszły mi przez usta. Zadrżałam odrętwiała i na wskroś przemarznięta.
Aiden chciał złapać mnie za ramiona, ale zatrzymał ręce w powietrzu.
– Masz moje serce, lecz też moją siłę. Jestem gotowy za ciebie umrzeć, ale musisz mi uwierzyć, że cię nie opuszczę. Ares nie pokonałby mnie tak łatwo, ponieważ walczyłbym, by przeżyć dla ciebie.
Słyszałam go, czułam, co mówił, ale widziałam tylko strażników i Aresa, który ich nawet nie dotknął. Dominica, który został połamany ruchem dłoni. Dziekana, który ruchem nadgarstka został wyrzucony przez okno. Wszystkie chęci tego świata nie mogły ich uratować.
Odetchnęłam drżąco w cichej łazience.
– Powiedz coś, Alex.
– Rozumiem.
Wpatrywał się we mnie, oszołomiony.
Odrętwienie wsączyło się w moje mięśnie.
– Chcę wziąć prysznic. Muszę pozbyć się tych ubrań i się wykąpać.
Aiden zamrugał, następnie opuścił wzrok. Z jego twarzy zniknęło nieco rumieńca wywołanego gniewem, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę, że byłam w tych samych ubraniach, co podczas walki z Aresem.
– Alex…
– Proszę – szepnęłam.
Nie ruszał się przez dłuższą chwilę, następnie pokiwał głową. Gdy podnosił się płynnie, zatrzymał się w połowie i pocałował mnie w czoło. Serce mocniej mi zabiło, ale uświadomiłam sobie, że jego usta dotykały blizny, i się skrzywiłam.
Natychmiast się odsunął. Na przystojnej twarzy odmalowała się troska.
– Boli? Zrobiłem ci krzywdę?
– Nie. Tak. To znaczy, skóra jest wrażliwa. – Prawda była taka, że wcale mnie nie bolało. Nie jak reszta ciała. Początkowo czułam się nawet dobrze. – Po prostu muszę się umyć.
Zawahał się i przez chwilę myślałam, że nie wyjdzie, ale ponownie pokiwał głową.
– Przyniosę ci jakieś ubranie na zmianę.
– Dziękuję – powiedziałam, gdy zamykał drzwi.
Wstałam powoli, czując się, jakbym była po dziewięćdziesiątce, gdy stawy strzelały, a mięśnie się rozciągały. Zdejmowanie brudnych ciuchów zajęło sporo czasu. Włączyłam kran, weszłam do kabiny, gdy para wypełniła łazienkę. Gorąca woda oblała mnie aż po koniuszki palców, a skóra zapiekła.
Woda spływająca z włosów i z ciała zabarwiła brodzik na czerwono, tworząc groteskowy, malinowy wir. Dwukrotnie umyłam włosy, aż byłam usatysfakcjonowana, gdy w brodziku nie było już śladu różu.
Dopiero wtedy wyłączyłam wodę, która ściekła po plastikowych ściankach kabiny, i przyjrzałam się swojemu ciału. Od palców stóp po obojczyki, z wyjątkiem tylko kilku miejsc, gdzie nie połamały się kości, cała pokryta byłam różowymi bliznami.
Na bogów, nigdy czegoś takiego nie widziałam. Wyglądałam jak patchworkowa lalka.
Wyszłam spod prysznica na drżących nogach i obróciłam się. Plecy wyglądały o wiele gorzej. Przy kręgosłupie miały ciemniejszy odcień, gdzie popękały kręgi. Czy wszystkie pogruchotane kości poprzecinały skórę, czy może rozerwały naczynia krwionośne? Odczuwałam wtedy zbyt wiele bólu, by móc to stwierdzić.
Apolion, czy też nie, nie wierzyłam, że przetrwałam. Nic nie wydawało się prawdziwe.
Odrętwienie w mojej piersi wzrastało jak chwast. Może widok głupio mnie poraził, ponieważ zdawałam sobie sprawę, jak musiało wyglądać moje ciało, ale jednak wiedza mnie zasmuciła.
Moją uwagę zwrócił dziwny znak w pobliżu biodra. Był bladoróżowy, ale nie układał się w typowy wzór pozostałych blizn.
Starłam parę z lustra i obróciłam się, by lepiej przyjrzeć się znakowi na lędźwiach. Opadła mi szczęka. Rety, był kształtu dłoni.
– Co jest?
– Alex? – zawołał Aiden z sypialni. – Wszystko dobrze?
Z mocno bijącym sercem porwałam ręcznik z wieszaka i owinęłam się nim. Nie chciałam, by Aiden to zobaczył. Otworzyłam drzwi i pokazałam mu wymuszony uspokajający – jak miałam nadzieję – wyraz twarzy.
– Tak, okej.
Jego mina mówiła, że mi nie uwierzył, ale opuścił wzrok. Jego uwagi nie przykuł ręcznik ani fakt, że odsłoniłam ciało. W głębi duszy czułam, dlaczego się gapił i dlaczego zacisnął usta. Wiedziałam, że gdy mnie zobaczył, nie znieruchomiał z pożądania.
Zamarł na widok siatki blizn, która pokrywała niemal każdy centymetr mojej skóry, a to był pierwszy raz, gdy ujrzał mnie w pełnej krasie.
Zaczerwieniłam się ze wstydu. Wcześniej też miałam blizny – po ugryzieniach daimonów i od sztyletu – ale nigdy aż takich. Byłam brzydka, naprawdę paskudna. Nie dało się tego inaczej opisać.
Spojrzał na moją twarz i nie mogłam znieść emocji malujących się w jego srebrnych oczach ani przeżyć kolejnej takiej rozmowy jak wcześniej.
Przemierzyłam pokój, wzięłam świeże ubranie, które leżało przygotowane na łóżku, i wróciłam biegiem do łazienki.
– Zaraz wyjdę.
– Alex…
Trzasnęłam drzwiami. Cokolwiek zamierzał powiedzieć, było niedorzecznie kojące i typowe dla niego, ale wiedziałam lepiej.
Nie było dobrze. Moje ciało nie było już piękne, a ja nie byłam na tyle głupia, by temu zaprzeczać.
Łzy spłynęły mi do gardła, gdy zerwałam z siebie ręcznik i cisnęłam go na podłogę. Głupio było się wkurzać, ponieważ nie zaliczało się to do czołówki moich popapranych problemów, ale cholera, powodowało palenie w mojej piersi.
Ubrałam się w końcu i skierowałam do drzwi. Nie uwolniłam łez, ale rozeszło się po mnie odrętwienie, pozostawiając po sobie najgorsze emocje – gniew i ból.
Strach i niepokój.
Rozdział 2
Kto mógł przypuszczać, że jaśniejące oczy mogą wystraszyć tak wiele osób? Wszyscy, nawet wuj, nie mogli przestać się gapić. A może to moją twarzą byli tak chorobliwie zafascynowani? Z daleka blizny nie były tak widoczne, ale gdy Aiden zapewnił grupę, że nie miałam psychotycznych zamiarów, wszyscy się do mnie zbliżyli.
Uściski były… cóż, niezręczne.
Nawet Deacon przytulił mnie jakoś tak sztywno i cholera, sprawa była poważna, skoro nie sypał żartami i się nie wygłupiał. Nie wiedziałam, czy martwiły ich moje obrażenia, czy się obawiali, że znów stanę się wściekłym apolionem i poukręcam im głowy w najmniej spodziewanej chwili. Chciałam, by była tu Lea. Powiedziałaby prosto z mostu to, o czym wszyscy myśleli, bez żadnych skrupułów.
Ale Lea nie wejdzie do tego pokoju. Ona nie żyła, a ostry ból towarzyszący tej myśli nie zmalał nawet o jotę.
Znajdowaliśmy się w salonie w pobliżu głównego budynku na kampusie. Był niemal identyczny z tym, w którym zastałam Caleba, gdy wróciłam na Boską Wyspę, choć ten wyposażony był w ładniejsze meble i większy telewizor.
Karmelowe policzki Olivii były bledsze niż normalnie, gdy dziewczyna stanęła tuż obok mnie, z kręconymi włosami ściągniętymi w kucyk na czubku głowy.
– Jak się czujesz?
– Dobrze – podałam standardową odpowiedź. Zamiennie mówiłam też „w porządku” lub „okej”.
Olivia popatrzyła mi w oczy i pospiesznie odwróciła wzrok.
– Wszyscy bardzo się martwiliśmy. Cieszę się, że wszystko… dobrze.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
Laadan była o wiele bardziej taktowna, ale choć wyglądała na opanowaną, lniane spodnie miała wymięte, jakby w nich spała, a kruczoczarne pasma wymknęły się z eleganckiego koka. Spojrzała mi w oczy i w jakiś sposób udało jej się ograniczyć współczucie na twarzy do minimum.
Aiden pozostawał blisko mnie, jako mój prywatny ochroniarz mądrze trzymający się na wyciągnięcie ręki. Milczał, gdy wszyscy wrócili na swoje miejsca w fotelach lub pod ścianą. Nie mogłam stać w miejscu, musiałam rozchodzić obolałe nogi, więc krążyłam, a Aiden nie odstępował mnie dalej niż na dwa kroki.
Zadałam pierwsze pytanie, jakie pojawiło się w mojej głowie.
– Ile minęło czasu od wizyty Aresa?
– Niemal trzy dni – odparł Marcus i wydawało się, że ta rozmowa sprawiała mu ból. Twarz miał opuchniętą i posiniaczoną.
Siedząca na kanapie Diana, jedna z dwóch naczelnych prezydentów z Catskills i potencjalna dziewczyna wujka, ostrożnie śledziła wzrokiem moje ruchy.
– Apollo zabrał cię zaraz po walce. Nie było cię może z godzinę, a od tamtej pory spałaś.
Spojrzałam na Aidena. Byłam na Olimpie o wiele dłużej, ale czas biegł tam inaczej, podobnie jak w Zaświatach. Minuty tutaj były godzinami tam, jeśli nawet nie dniami.
– Ares wrócił?
Aiden pokręcił głową.
– Nie. Apollo rzucił zaklęcia ochronne, by trzymać go z dala.
– Dlaczego wcześniej tego nie zrobił? – zapytałam.
– Apollo nie wiedział, że to Ares, aż było za późno – odparł cierpliwie Aiden. – Założył, że szkoła była bezpieczna.
– Tak, ale wszyscy wiemy, do czego prowadzą założenia. – Znów przeszłam obok telewizora, niezbyt świadoma, że został włączony kanał informacyjny. – Myślałam, że talizman miał uchronić mnie przed odnalezieniem… – Wyciągnęłam rękę do dekoltu i odkryłam, że wisiorek zniknął.
– Ares musiał go zabrać – powiedział Aiden i zacisnął usta. – Wydaje nam się, że strażnicy i protektorzy, którzy dopadli nas na autostradzie, poinformowali Aresa, Luciana lub Setha, a ci poskładali informacje w całość.
– Albo ktoś z nimi współpracuje. – Nikt w pokoju nie wyglądał, jakby chciał w to uwierzyć. – Ares mówił, że ma wielu towarzyszy.
Marcus przyglądał mi się ostrożnie.
– Braliśmy to pod uwagę, ale…
– Ale skąd moglibyśmy wiedzieć, kto to?
Milczał, bo co miał powiedzieć? Każdy mógłby być zdrajcą, jednak mieliśmy w tej chwili poważniejsze problemy.
Odetchnęłam głęboko, wpatrzona w przestrzeń między siedzącymi na kanapie Deaconem i Lukiem.
– Istnieje spora szansa, że Seth wie, gdzie jestem.
Nikt nie wydał dźwięku, nawet ci z tyłu, a było tam ze dwudziestu strażników i protektorów z Uniwersytetu. Rozpoznałam kilku z grupy Dominica, tych, którzy spotkali się z nami przy murze. Miałam nadzieję, że gdzieś było ich więcej.
– Poza tym, że Ares mógł mu powiedzieć, gdzie się znajduję, to podczas walki opuściłam tarcze ochronne. – Wstyd wypłynął rumieńcem na moje policzki, gdy wpatrywałam się w niewielką dziurę w dywanie.
– Podejrzewamy, że Seth wie, gdzie jesteś – powiedział cicho Marcus. – Nie jestem ekspertem, jeśli chodzi o połączenie apolionów, ale Pierwszy już przed twoim przebudzeniem był w stanie wyczuć to, czego doświadczałaś. Właśnie w ten sposób zdołaliśmy cię znaleźć w Gatlinburgu, gdy… gdy…
Kiedy uciekłam szukać mamy, która była daimonem, czułam, że wpatrywało się we mnie kilka osób, a zwłaszcza jedna o srebrnych oczach.
– Tak.
– Czy to oznacza, że odczuwał dokładnie to, co ty, gdy walczyłaś z Aresem? – zapytał Aiden zwodniczo spokojnym głosem, znanym jako cisza przed apokaliptyczną burzą.
– Naprawdę chcesz wiedzieć?
– Tak.
Spoglądałam na niego, choć nie chciałam tego robić. Aiden wyglądał, jakby znał już odpowiedź i był gotowy kogoś zamordować, a tym kimś był Seth. Znów zaczęłam krążyć.
– Tak.
Zaklął głośno. Jego brat wstał, podszedł do niego, powiedział coś za szybko i za cicho, bym mogła zrozumieć. Aiden zacisnął dłonie w pięści, przez co zwróciłam uwagę na jego poranione knykcie.
Chciałam do niego podejść, ale wrosłam w podłogę niedaleko Olivii, która siedziała w czarnym fotelu. Zmuszałam nogi, by się ruszyły, lecz nic się nie stało. Odczułam frustrację i niepewność, wzmógł się również mój gniew.
Spojrzałam Aidenowi w oczy, a w mojej piersi rozpaliło się okropne uczucie. Pragnęłam do niego podbiec, ale też czułam zimny strach nakazujący udanie się w drugą stronę.
– Alex – szepnęła Olivia.
Spojrzałam na nią i dostrzegłam, że zaniepokojona wytrzeszczała oczy. Co do…
Opuściłam wzrok.
Moje stopy nie znajdowały się na podłodze.
Z mocno bijącym sercem zamknęłam oczy, zmuszając się do powrotu na dół. Odczułam ulgę, gdy tenisówki znalazły się na dywanie.
– Przepraszam – powiedziałam, odsuwając się od osób w pomieszczeniu. – Nie chciałam. Naprawdę nie wiem, jak to się stało.
– W porządku – zapewniła z niewielkim uśmiechem Laadan.
Deacon, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami, pozostał przy Aidenie.
– Jeśli twoja głowa zacznie obracać się dookoła…
– Cicho – warknął protektor do brata.
Młodszy chłopak się skrzywił, ale zamilkł, a ja czułam się jak dziwoląg.
Przypomniałam sobie, jak opuściłam tarcze pomiędzy Sethem a mną. Przez połączenie przepłynęło tak wiele gniewu. Seth był nieziemsko wkurzony, ale nie wiedziałam, czy przez to, co robił Ares, czy może chodziło o coś więcej. Połączenie ujawniło mu wszystko: ból i beznadzieję, gdy bóg wojny mnie torturował. A kiedy pragnęłam umrzeć zamiast stawić czoła kolejnej rundzie cierpienia, Seth posmakował goryczy.
Jak mógł się z tym pogodzić? Czy według niego środki naprawdę uświęcały cel? Zbyt wiele doświadczyłam ze strony Aresa, by myśleć, że Seth się zmienił. Bardziej prawdopodobne było to, że wściekał się, bo nie poddałam się Aresowi od razu.
Przyszła mi do głowy kolejna myśl – przepowiednia wyroczni babuni Piperi. Zabijesz tych, których kochasz.
Częściowo kochałam Setha – tego wcześniejszego, oczywiście. Stanowił część mnie. Byliśmy do siebie podobni. Często mi pomagał. Nie zapomniałam o tym, ale nie byłam już tak zaślepiona, jak wcześniej, by nie widzieć tego, co trzeba zrobić. Jeśli nie zdołam przelać w siebie jego mocy, by stać się zabójcą boga, będę musiała go zabić.
Lub umrzeć, próbując.
Przepowiednia nie wspominała jednak o tym, że bliscy zginą z mojej ręki. Kain – półkrwisty strażnik, który pomagał Aidenowi w trenowaniu mnie – został przemieniony przez mamę, która chciała mnie dopaść, a zginął z ręki Setha. Caleb został zamordowany przez daimona, ponieważ użalałam się z powodu odtrącenia przez Aidena i wymknęliśmy się po picie i przekąski, choć wiedzieliśmy, że na kampusie mogą grasować daimony. I mama, zmieniona w potwora przeze mnie. Po czym ją zabiłam. Nawet jeśli nie mogłam stwierdzić, że Lea była mi bliska, pod koniec ją szanowałam. Jej śmierć również była ze mną związana.
I miało zginąć jeszcze więcej tych, których kochałam.
Skrzyżowałam ręce na piersi, ignorując trzask kości.
– Uniwersytet nie jest bezpieczny, gdy tu jestem.
Aiden obrócił się do mnie, mrużąc oczy, ale nim zdołał się odezwać, wciął się Marcus:
– Nie ma bezpieczniejszego miejsca, Alexandrio. Tutaj przynajmniej mamy protektorów i…
– Protektorzy i strażnicy są niczym, jeśli Ares znajdzie sposób, by tu wejść. Załóżmy, że tego nie zrobi. Nadal musimy martwić się Sethem.
– Nie możemy stąd odejść. – Luke pochylił się do przodu, kładąc łokcie na kolanach. – Nie, póki nie zbierzemy armii, a ty w pełni nie wydobrzejesz…
– Nic mi nie jest! – głos mi się załamał na ostatnim słowie, co było jak upokarzający wykrywacz kłamstw.
Luke uniósł brwi.
– Nieważne – powiedziałam. – Muszę stąd wyjechać.
– Nigdzie nie pojedziesz!
Wszyscy, włącznie ze mną, popatrzyli na Aidena. Jego słowa zawisły w powietrzu, wyzwanie biło z każdego pora jego skóry.
– Muszę – oznajmiłam.
– Nie. – Zbliżył się, a jego mocne mięśnie napięły się pod czarną koszulą, którą miał na sobie. Był to uniform protektora i, na bogów, Aiden był w tej chwili na wskroś w pracy. – Już o tym rozmawialiśmy. Wszyscy z nas akceptują ryzyko, Alex.
Wyzwanie przyjęte.
– Ale to było, zanim Ares zaczął się na nas wyżywać.
W jego oczach pojawiła się wściekłość, gdy wpatrywał się we mnie.
– Nic się nie zmieniło.
– Wszystko się zmieniło!
– Być może jakieś szczegóły, ale nic więcej.
Patrzyłam na niego oszołomiona.
– Czym innym było, gdy myśleliśmy, że to Hefajstos czy Hermes, ale to Ares. W razie gdybyś nie pamiętał, jest pieprzonym…
– Wiem, kim jest – wysyczał.
– Dzieci – rzucił Marcus.
Oboje posłaliśmy mu gniewne spojrzenia.
Wuj je zignorował.
– Aiden ma rację, Alex.
Oczywiście, że stanął po jego stronie.
– Wszyscy wiemy, na co się zgadzamy. – Wskazał na swoją zmaltretowaną twarz. – Uwierz, wiemy i jak mówiłem wcześniej, jesteśmy w tym razem.
– A co z nimi? – Pamiętałam, jak kiedyś wszyscy mnie poparli. Jedna z tych osób teraz nie żyła. Wskazałam na tył pomieszczenia. – Co z innymi na tym Uniwersytecie, uczniami i osobami, które przybyły tutaj dla bezpieczeństwa? One również gotowe są zaryzykować?
Protektor stojący obok młodszego kolegi, który był w grupie Dominica, gdy przybyliśmy, zbliżył się i powiedział:
– Mogę zabrać głos?
Aiden posłał mu spojrzenie, po którym mądra osoba dałaby drapaka.
Najwyraźniej chłopak nie przywykł do uciekania. Choć żaden z nich nie był do tego przyzwyczajony.
– Jak masz na imię? – zapytała Diana.
– Valerian – odparł. Wyglądał, jakby był przed trzydziestką. I oczywiście był półkrwistym.
– Jak ta roślina? – dociekał Deacon.
Luke przewrócił oczami.
Młody mężczyzna pokiwał głową.
– Nazywają mnie Val.
– Co chciałeś powiedzieć? – ponownie odezwała się Diana.
– Wszystkich dotyka to, co się dzieje. Nie potrafię wymienić jakiejkolwiek osoby, która nie straciłaby kogoś bliskiego z rodziny czy przyjaciela. Nie wspominając o tym, że podczas ataku Aresa straciliśmy dziekana i kolegów. Nie mogę mówić za wszystkich, ale przekonasz się, że większość tu obecnych jest gotowa, aby to zakończyć.
Zatem byli głupi.
Pokręciłam głową i się obróciłam. Żaden ze strażników czy protektorów nie był w stanie przeciwstawić się Sethowi, a co dopiero przetrwać spotkanie z Aresem.
Aiden złapał mnie za rękę. Jego uścisk był ostrożny, bo chociaż chłopak był zły, wiedział, że moje ciało wciąż dochodziło do zdrowia.
– Przestań się upierać, Alex.
– Sam jesteś uparty – odparłam i spróbowałam się uwolnić, ale Aiden mnie nie puścił, a w jego oczach zaiskrzyła wściekłość. – Próbuję ich chronić.
– Wiem. – Jego głos stracił nieco ostrości. – I to jedyny powód, dla którego nie przerzucę cię przez ramię i nie wyniosę, by gdzieś zamknąć.
Zmrużyłam oczy.
– Chciałabym zobaczyć, jak próbujesz.
– To wyzwanie? – zapytał.
Ktoś z tyłu salonu odchrząknął.
– Zakładam, że tych dwoje coś łączy.
Deacon parsknął śmiechem, gdy opadł na sofę.
– Żeby tylko.
Aiden spojrzał na brata, następnie odetchnął głęboko.
– Wow. – Deacon szturchnął łokciem Luke’a. – To mogłoby być niezręczne, gdyby nie było tak zabawne. To jak oglądanie rodziców…
– Zamknij się, Deacon – warknęliśmy z Aidenem w tym samym czasie.
– Widzicie?! – Chłopak wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Jak groszek i marchewka…
Luke obrócił się do niego powoli.
– Czy ty właśnie zacytowałeś Forresta Gumpa?
Wzruszył ramionami.
– Może.
I tak po prostu napięcie opuściło Aidena… i mnie. Protektor puścił moją rękę, ale nie odstąpił mnie na krok.
– Czasami się o ciebie martwię, Deaconie – powiedział, uśmiechając się półgębkiem.
– Nie o mnie powinieneś się martwić. – Deacon wskazał mnie ruchem głowy. – Musisz pilnować tej tam, która postanowiła zostać męczennicą.
Skrzywiłam się, ale wszyscy w pomieszczeniu, nawet protektorzy na tyłach, wpatrywali się we mnie z determinacją na twarzach. Nie można było ich przekonać. Wiedziałam, że mnie nie zostawią, choć tak naprawdę tego nie chciałam. Szczerze mówiąc, myśl o samodzielnej walce z Aresem czy Sethem bardzo mnie przerażała.
Będę potrzebowała armii – dużej armii. Mam nadzieję, że protektor miał rację, że większość przebywających tu osób chciała walczyć, bo nie możemy się bez nich obejść.
Westchnęłam przeciągle i spojrzałam na Aidena.
– Zgadzam się.
– Ale na co? – nalegał.
Chciał mnie zmusić, bym to powiedziała.
– Zostanę.
– I?
Na bogów…
– I przyjmę pomoc innych.
– Dobrze. – Pochylił się i pocałował mnie lekko w policzek. – W końcu przejrzałaś na oczy.
Zaczerwieniłam się, gdy połowa przebywających w pokoju – półkrwistych nieprzyzwyczajonych do widoku Hematoi i kogoś mieszanej krwi razem – wpatrywała się w nas z rozdziawionymi ustami. Nawet jeśli wcześniej podejrzewali, że coś się działo między nami, potwierdzenie tego ich zszokowało.
Ponad szumem rozmów wyłapałam, co mówiono w wiadomościach. Na Bliskim Wschodzie wybuchła wojna, całe miasta zostały zrównane z ziemią. Jedna strona miała dostęp do broni nuklearnej i groziła jej użyciem. Organizacja Narodów Zjednoczonych wzywała do globalnej interwencji, a Stany Zjednoczone i Wielka Brytania wysyłały tysiące żołnierzy.
Miałam wobec tego bardzo złe przeczucie.
– To Ares – powiedział Solos, odzywając się po raz pierwszy od rozpoczęcia spotkania.
Obróciłam się ku niemu i przypomniałam sobie o swoich bliznach, które były niewielkie w porównaniu z tą malującą się na jego przystojnej twarzy.
– To pewna informacja?
Marcus pokiwał głową.
– Jego obecność w świecie śmiertelników wywołuje niezgodę, zwłaszcza kiedy nie ukrywa, kim jest.
– A wczoraj dowiedzieliśmy się czegoś interesującego – dodał Deacon.
– Tak – wtrącił Luke. – Jeden z dowódców atakującej armii miał bardzo modną opaskę z wizerunkiem greckiej tarczy. Nie mam jednak pojęcia, co ma nadzieję zyskać Ares, rozpoczynając wojnę.
Mnie wydawało się to oczywiste.
– Po prostu ją kocha. Karmi się nią, jak inni bogowie ludzkimi wierzeniami w nich. Gdyby wybuchła wielka wojna dzieląca świat na pół, mógłby wkroczyć i ujarzmić ludzkość.
– Prawda – powiedziała cicho Diana. – Ares kocha wojnę i niezgodę. W czasach walki rośnie w siłę.
– Tego właśnie nam trzeba – powiedział Aiden, krzyżując ręce na piersi. – Aby Ares rósł w siłę.
Podeszłam do przodu i oparłam się o stół do cymbergaja. Spoglądając na niego, nie potrafiłam nie myśleć o Calebie.
– Ares pragnie rządzić. Uważa, że to czas, aby bogowie pozyskali królestwo śmiertelników dla siebie i nie zdziwiłabym się, gdyby wspierali go inni. – Głównie Hermes, ale prócz Marcusa i Aidena nikt nie wiedział, że ten bóg pomógł Sethowi się ze mną skontaktować.
Z tyłu dało się słyszeć przekleństwa, które w przeszłości wywołałyby uśmiech na mojej twarzy.
– Cóż, przynajmniej wiemy, czego pragnie Ares. Oczywiście wojny – powiedział Aiden, zwracając się do sali jak lider, którym był, a którym ja musiałam nauczyć się być. – Więc mu ją damy.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
Tytuł oryginału: Sentinel
SENTINEL © 2013 by Jennifer Armentrout
Copyright for the Polish edition © 2023 by Grupa Wydawnicza FILIA
Wszelkie prawa zastrzeżone
Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.
Wydanie I, Poznań 2023
Projekt okładki: © Hang Le
Redakcja, korekta, skład i łamanie: Editio
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:
„DARKHART”
Dariusz Nowacki
eISBN: 978-83-8280-532-1
Grupa Wydawnicza FILIA
ul. Kleeberga 2
61-615 Poznań
wydawnictwofilia.pl