9,90 zł
Tytuł podany w liczbie mnogiej mieści w sobie zarazem tezę, że nie ma jakiejś jedynej ogólnoludzkiej cywilizacji, ani też takiej etyki. Zachodzi jednak między tymi kategoriami ta zasadnicza różnica, że pośród systemów etycznych istnieje jeden przeznaczony dla całej ludzkości i dla całej nie tylko stosowny, lecz właśnie najstosowniejszy, mianowicie etyka katolicka, gdy tymczasem żadna cywilizacja nie może objąć wszystkich ludów i krajów, bo każda z nich zawsze gdzieś będzie niewłaściwa.
Etyka pozostaje zawsze w ścisłym związku z prawem. Oba te pojęcia wyjaśniają się też najlepiej we wzajemnej łączności. Jak świadczy indukcja historyczna, nie było nigdy nigdzie prawa bez tzw. sankcji karnych, których przeznaczeniem jest zmuszać do posłuchu niechętnych do posłuszeństwa prawu. Prawo jest bowiem systemem obowiązków przymusowych, od których uchylić się nie da, choćby kto chciał, chyba że zechce narażać się na kary. Etyka zaś jest spełnianiem obowiązków bez przymusu i stanowi jarzmo dobrowolnie na się nałożone.
(fragment)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 50
Tytuł podany w liczbie mnogiej mieści w sobie zarazem tezę, że nie ma jakiejś jedynej ogólnoludzkiej cywilizacji, ani też takiej etyki. Zachodzi jednak między tymi kategoriami ta zasadnicza różnica, że pośród systemów etycznych istnieje jeden przeznaczony dla całej ludzkości i dla całej nie tylko stosowny, lecz właśnie najstosowniejszy, mianowicie etyka katolicka, gdy tymczasem żadna cywilizacja nie może objąć wszystkich ludów i krajów, bo każda z nich zawsze gdzieś będzie niewłaściwa.
Etyka pozostaje zawsze w ścisłym związku z prawem. Oba te pojęcia wyjaśniają się też najlepiej we wzajemnej łączności. Jak świadczy indukcja historyczna, nie było nigdy nigdzie prawa bez tzw. sankcji karnych, których przeznaczeniem jest zmuszać do posłuchu niechętnych do posłuszeństwa prawu. Prawo jest bowiem systemem obowiązków przymusowych, od których uchylić się nie da, choćby kto chciał, chyba, że zechce narażać się na kary. Etyka zaś jest spełnianiem obowiązków bez przymusu i stanowi jarzmo dobrowolnie na się nałożone.
Tak prawo, jak też etyka, są zbiorami norm, wskazujących, jak postąpić w danej sytuacji życia. Nie ma zaś norm, gdzie nie ma przewidywania, że pewien wypadek będzie się powtarzał i tu trzeba świadomości o nawrotach pewnych faktów, stosunków, okoliczności. A zatem trzeba pewnego utrwalenia się stosunków, pewnego stopnia stałości, ażeby mogła wytwarzać się tradycja.
Tyczy się to prawa w mierze wyższej, niż etyki, gdyż prawo wobec wypadku nowego, dotychczas niebywałego, staje często bezradne, podczas gdy etyka może być czynna zawsze, wyprzedzając prawo.
Nic mylniejszego jak rozpowszechniana za naszych czasów teza, jakoby pojęcie obowiązku było pewnego rodzaju emanacją korzyści, mogą bowiem być obowiązki przynoszące wręcz szkodę temu, kto je spełnia. Tak np. syn chiński ponosi ofiary, żeby spełnić godnie swe obowiązki względem zmarłego ojca; kupiec arabski, uwikłany w obowiązek msty rodowej, wystawiony jest na nieustanne niebezpieczeństwo swoich transportów i nawet życia, a jednak nie wycofuje się z obowiązków solidarności rodowej; japoński samuraj popełnia harakiri, gdy go pominięto w zaszczycie umieszczenia na okręcie, który miał spłonąć na morzu, lecz przeznaczony był na wabika dla nieprzyjaciela. Ileż ludzi naraża się świadomie na prześladowania w imię idei!
Pojęcia moralne nie są genezy materialnej; mają one pochodzenie odrębne nawet wtedy, gdy nie pozostają w związku z religią, tym dalsze będąc zatem od religii katolickiej. Są systemy etyczne starsze od chrześcijaństwa, są też tam, dokąd ono nie dotarło jeszcze. A zatem istnieje etyka naturalna, a raczej istnieją etyki naturalne, nieoparte o porządek nadprzyrodzony. Zobaczymy, że każda cywilizacja posiada swą etykę naturalną.
Skoro człowiek może siłą wyłącznie własnego rozumu dotrzeć do odkrycia prawd nadzmysłowych, jakżeby miał nie móc wytworzyć sobie etyki, zwłaszcza że nie będzie to wcale nasza etyka katolicka.
Poświęćmy chwilę uwagi, żeby przyjrzeć się nieco etykom przyrodzonym i dojrzeć, dokąd prowadzą one oddane sobie ludy. Ponieważ kwestie etyki zahaczają z natury rzeczy często o kwestie prawa, trzeba sobie od początku zdawać sprawę z dwóch metod stanowienia wszelkiego prawa: aposterioryzmu i aprioryzmu prawnego.
Prawo pierwotne musiało być wysnuwane z doświadczenia i z niczego innego. Z życia się rodziło, kroczyło za nim, było aposterioryczne. Ta metoda trwa zawsze, a ideał swój upatruje w tym, by zmniejszać ilość szkód, strat, krzywd, a życia nie burzyć, nie łamać, lecz ożywiać je jeszcze bardziej, czerpiąc środki z doświadczenia.
W toku rozwoju historycznego wyłoniła się jednak metoda druga, aprioryczna. Z założenia danego z góry wykuwa się prawo przez dedukcję, nie troszcząc się o życie rzeczywiste, naginając je choćby gwałtem do ułożonego z góry schematu, łamiąc je i burząc nawet.
Aposterioryczne jest prawem ewolucji, aprioryczne – rewolucji lub stagnacji.
Ta druga metoda prawodawstwa posiada i dziś licznych zwolenników. Powszechnie uważa się, że rzeczą prawodawcy jest przewidzieć wszystko, cokolwiek jest ludzkie i ująć to w normy. Lecz tak dokładnie nikt rozwoju życia przewidywać nie zdoła, to też aprioryzm prawniczy bywa nader często robotą na ślepo, trafiającą w próżnię. A gdy potem obowiązują takie normy pod przymusem, musi się nakręcać stosunki do tego, popełniając tysiące niedorzeczności i tysiączne krzywdy. Rodzi się z tego nieufność do prawa, potem niechęć lekceważąca, a wreszcie nienawiść prawa obowiązującego. Po pewnym czasie wytworzy się chaos prawny, w którym niełatwo odróżnić bezprawie od prawa.
Naiwne jest wysilanie się prawodawców, by wszystko przewidując unormować z góry. Byle wynalazek techniczny wywraca całe dziedziny kazuistyki prawniczej. Im bardziej prawo chce objąć wszystko, tym szybciej stanie się zacofane wobec życia. Dwie wówczas otwierają się drogi: albo gwałtem, przez rewolucję zrównać prawo z życiem, albo w apatii patrzeć na stagnację społeczeństwa, z czego nastąpi potem cofnięcie się w rozwoju.
Rozwój prawa polegać musi nie na coraz wielostronniejszym przewidywaniu, lecz na coraz częstszym zamienianiu etyki w prawo. Każde pokolenie winno prawem obowiązującym czynić coś z etyki, coś, co już dojrzało w stosunkach społecznych do tego, by móc obowiązywać pod sankcją karną. Nie miejmy obawy, że skurczymy etykę. Ona także rozwija się w normalnym społeczeństwie, obmyśla i uznaje obowiązki nowe, przedtem niebywałe; ona zawsze będzie wyprzedzać prawo. Przez rozszerzanie i pogłębianie pojęć etycznych zmieniają się i doskonalą stosunki ludzkie, a nie przez coraz większą obfitość prawa. Elephantiasis prawodawstwa prowadzi społeczeństwa do upadku. Nigdy natomiast nie można narzekać na przerost etyki.
Źle jednak dzieje się, gdy części etyki nie zamieniają się stopniowo i w pewnej, wcale nie nagłej kolejności, w przepisy prawne. Będziemy to mogli stwierdzić nawet na etyce naturalnej.
Gdzie szukać początków etyki w ogóle? Oczywiście trzeba zwrócić się jak najgłębiej w przeszłość, aby dotrzeć do źródeł obowiązkowości bez przymusu.
Czy to przypisać pierwotnemu monoteizmowi, że spotykamy się z pojęciami etycznymi na najniższych szczeblach rozwoju? Monoteistami są Pigmeje, australijskie pierwotne plemiona, Yaganowie z Ziemi Ognistej.1 Ale cóż my wiemy o ich etyce? O istnieniu u nich obowiązków nieobwarowanych przymusem prawa? Natomiast nasuwa się nam z drugiej strony kwestia, kto wyższy etycznie, kto moralniejszy: czy Żyd monoteista, modlący się codziennie, żeby wszystko zło spotkało „gojów” – czy też pogański Rzymianin, promieniejący rzymską virtus, a sławiący cesarza, który był „rozkoszą rodu ludzkiego”?
Zadane tu pytanie co do monoteizmu nie znajdzie odpowiedzi w dzisiejszym stanie nauki. Trzeba sobie radzić przeglądem faktów z początków kultury, z takich mianowicie początków, które wszelkim kulturom są wspólne.
1 Ks. E. Kosibowicz T. J .: Problem ludów pigmejskich, Kraków, 1927, str. 133, 135, 152, 183, 210.