Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ponadczasowa alegoryczna satyra opowiadająca o ślepym marszu otumanionego społeczeństwa ku totalitaryzmowi
Wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są równiejsze.
W pewnym wiejskim gospodarstwie władzę przejmują przepracowane, źle przez ludzi traktowane zwierzęta. Z płomiennym idealizmem w sercach i porywającymi hasłami na ustach pod szyldem animalizmu przystępują do budowy raju postępu, sprawiedliwości i równości. Szybko się jednak okazuje, że ta równość nie dotyczy wszystkich zwierząt w tym samym stopniu i niebawem knur Napoleon za pomocą terroru podporządkowuje sobie inne zwierzęta, wmawiając im, że ogranicza ich swobody wyłącznie dla ich dobra… Tak wygląda sceneria jednej z najbardziej wymownych satyrycznych bajek w historii literatury – ostrej jak brzytwa baśni dla dorosłych, która jest kroniką przejścia od rewolucji przeciwko tyranii do równie straszliwego totalitaryzmu.
„Folwark zwierzęcy wciąż pozostaje jedną z najwybitniejszych satyr na mroczniejsze oblicze współczesnej historii”.
Malcolm Bradbury, autor powieści Homo historicus
JEDNA ZE 100 NAJWYBITNIEJSZYCH POWIEŚCI ANGLOJĘZYCZNYCH
WG TYGODNIKA „TIME”
„TIME”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 104
Pan Jones, właściciel Folwarku Dworskiego, zamknął na noc kurniki, ale był tak pijany, że zapomniał zasłonić otwory dla zwierząt. Gdy toczył się przez podwórze, krąg światła jego lampy tańcował na boki. Przy tylnych drzwiach gospodarz strząsnął buty, utoczył sobie w spiżarce ostatni kufelek piwa i poczłapał do łóżka, skąd dochodziło już spokojne chrapanie pani Jones.
Gdy tylko w sypialni zgasło światło, budynki folwarczne się ożywiły. Przez cały dzień zwierzęta rozpowiadały, że Nestor, medalowy stary knur rasy średnia biała, poprzedniej nocy miał dziwny sen, którym chciał się podzielić z innymi.
Uradzono, że jak pan Jones zaśnie, spotkają się w wielkiej stodole. Nestor (tak go nazywano, chociaż na wystawy jeździł jako Piękność z Willingdonu) cieszył się na folwarku tak wielkim poważaniem, że każde zwierzę z ochotą poświęciło godzinkę snu, aby tylko móc usłyszeć, co mu leży na sercu. Nestor był już w stodole, na wyłożonym słomą podwyższeniu pod wiszącą u krokwi lampą. Miał dwanaście lat, a chociaż ostatnio mocno przytył i poprzerastały mu nigdy nieprzycinane zęby, wyglądał mądrze i dostojnie, nadal budząc respekt.
Zwierzęta pomału się schodziły i wygodnie rozsiadały według upodobań. Pierwsze przyszły psy, Dzwonka, Kama i Pinczer, a potem świnie, które umościły się w słomie przed Nestorem. Kury przysiadły w oknach, gołębie pod dachem, a owce i krowy zległy zaraz za świniami i zaczęły przeżuwać. Dwa konie pociągowe, Kafar i Koniczyna, przybyły razem i rozłożyły się jak najostrożniej, aby nie rozgnieść jakiegoś ukrytego w słomie stworzonka. Koniczyna była stateczną kobyłą, która zbliżała się do wieku średniego, a po czwartym oźrebieniu już nigdy nie odzyskała dawnej figury, Kafar zaś był ogromny, a siłę miał dwóch koni. Z białą pręgą na nosie wyglądał trochę głupkowato i rzeczywiście nie grzeszył inteligencją, lecz ze względu na swój prawy charakter i niezwykłą pracowitość otaczano go powszechnym szacunkiem. Po koniach przyszła biała koza, Majka, i osioł, Beniamin — najstarszy, a jednocześnie najbardziej zgryźliwy osobnik w całym gospodarstwie. Rzadko się odzywał, a jeśli już, to zwykle po to, aby rzucić jakąś złośliwość, na przykład że Bóg dał mu ogon do odganiania się od much, ale on chętnie by się obszedł bez ogona i bez much. Jako jedyny spośród tutejszych zwierząt nigdy się nie śmiał. Dlaczego? Bo nie widzi nic do śmiechu, mówił.
W głębi serca Beniamin był jednak bardzo przywiązany do Kafara. Na łączce za sadem spędzali razem niedziele, bez słowa skubiąc ramię w ramię trawę.
Kafar i Koniczyna ledwo się umościli, kiedy do stodoły przydreptało stadko osieroconych kaczątek. Kwacząc słabowicie, szukały bezpiecznego miejsca, gdzie nikt by ich nie rozdeptał. Koniczyna otoczyła je swoją przednią nogą, za którą kaczuszki stuliły się i w okamgnieniu usnęły. Przedostatnia przytruchtała Trzpiotka, płocha biała klacz, która ciągnęła kolaskę pana Jonesa. Żując kostkę cukru, zaczęła potrząsać grzywą, aby zwrócić uwagę na wplecione w nią czerwone wstążki. I wreszcie przybyła kotka, jak zwykle rozejrzała się za najcieplejszym miejscem, by w końcu wpełznąć między Koniczynę i Kafara, gdzie cały czas mruczała zadowolona, nie słuchając przemówienia Nestora.
W stodole były już wszystkie zwierzęta z wyjątkiem Mojżesza, oswojonego kruka, który sypiał na żerdzi za tylnym wejściem do dworu. Gdy Nestor zobaczył, że wszyscy wygodnie siedzą i niecierpliwie czekają, odchrząknął i zaczął mówić:
— Towarzysze, już żeście słyszeli, że miałem tej nocy dziwny sen. Najpierw jednak musimy sobie powiedzieć coś innego. Już z wami, towarzysze, długo nie pobędę. Zanim umrę, czuję się jednak w obowiązku przekazać wam to, czego mnie życie nauczyło. Mam za sobą długi żywot, a kiedy leżałem samotnie w chlewie, nie brakowało mi czasu na przemyślenia. Mogę chyba uczciwie powiedzieć, że niezgorzej od innych zwierząt rozumiem istotę życia. I o tym właśnie chcę mówić.
Jaka jest, towarzysze, istota życia? Spójrzmy prawdzie w oczy: nasze życie jest nędzne, znojne i krótkie. Rodzimy się, dostajemy tylko tyle jadła, abyśmy nie zdechli, a ci z nas, którzy się do tego nadają, muszą pracować do upadłego, kiedy zaś przestajemy być użyteczni, z całym okrucieństwem się nas zabija. Żadne zwierzę w Anglii nie zna szczęścia ani odpoczynku. Żadne zwierzę w Anglii nie zna wolności. Zwierzęcy żywot to pasmo nieszczęść i niewola. Taka jest prawda, towarzysze.
Ale czy to wynika z porządku przyrody? Czy nasz kraj jest zbyt biedny, aby zapewnić godziwy żywot tym, którzy w nim mieszkają? Nie, towarzysze, po tysiąckroć nie! Urodzajna jest angielska ziemia, a jej klimat łagodny. Anglia może z naddatkiem wykarmić wszystkie zwierzęta, które tutaj mieszkają. Jedno nasze gospodarstwo utrzymałoby tuzin koni, dwadzieścia krów, setkę owiec! Zapewniłoby im niewyobrażalnie komfortowe i godne życie! Z jakiej więc przyczyny tak nędznie wegetujemy? Z takiej, że prawie cały owoc naszej pracy kradną nam ludzie! Tutaj, towarzysze, leży odpowiedź na wszystkie nasze problemy. Odpowiedź ta streszcza się w jednym słowie: człowiek. Człowiek to nasz jedyny prawdziwy wróg. Usuńmy człowieka, a na zawsze zniknie główna przyczyna głodu i przepracowania!
Człowiek to jedyna istota, która konsumuje, choć nie wytwarza. Nie daje mleka, nie znosi jaj, nie ciągnie pługa i zbyt wolno biega, aby łapać zające! A przecież widzimy go panem wszystkich zwierząt. Zapędza je do pracy, a oddaje im tylko tyle, aby nie zdechły z głodu, nadwyżkę zaś zachowuje dla siebie. Kto orze ziemię? My! Co ją użyźnia? Nasze łajno! A przecież żadne z nas nie ma nic prócz własnej skóry na grzbiecie. Wy, krowy, co przede mną siedzicie, ile tysięcy baniek mleka dałyście w minionym roku? I co się stało z tym mlekiem, którym miałyście karmić swoje cielaczki, aby urosły silne i dorodne? Do ostatniej kropli spłynęło do gardeł naszych wrogów!
Moje drogie kury, ileście zniosły jaj, a ile z nich wysiedziałyście? Resztę sprzedali na targu, aby napchać kieszenie Jonesa i jego ludzi. Koniczyno, gdzie te cztery źrebiątka, które urodziłaś? Czy będą ci podporą i pociechą na starość? Gdzie tam! Ledwo minął im roczek, jak wszystkie sprzedali i już nigdy ich nie ujrzałaś! Cztery razy rodziłaś i harujesz w polu, ale czy dali ci za to coś oprócz głodowych racji i przegrody w stajni?
A przecież nawet tego nędznego żywota nie pozwalają nam dokonać w sposób naturalny. Ja akurat nie mogę narzekać, bo mi się pod tym względem poszczęściło. Mam dwanaście lat i ponad czterysta dzieci. Tak wygląda normalne życie wieprza. Ale żadne zwierzę nie ujdzie na koniec przed okrutnym nożem. Wy, prosiaczki, które przede mną siedzicie, nie minie rok, jak będziecie kwiczeć na rzeźnickim klocu. Ten koszmar czeka każdego: krowy, świnie, kury, owce, wszystkich. Nawet konie i psy nie zaznają lepszego losu. Kafarze, kiedy zwiotczeją ci mięśnie, Jones wezwie oprawcę, który poderżnie ci gardło, a twoje mięso sprzeda na karmę dla ogarów. Kiedy zaś psom wypadną ze starości zęby, Jones utopi je w najbliższym stawie z cegłą u szyi.
Czyż nie jest zatem jasne jak słońce, towarzysze, że całe zło w naszym życiu pochodzi z ludzkiej tyranii? Pozbądźmy się człowieka, a wszystkie owoce naszego trudu będą nasze. Możemy się stać bogaci i wolni niemal z dnia na dzień. Co zatem należy zrobić? Musimy we dnie i w nocy ciałem i duszą dążyć do obalenia ludzkości! Oto moje przesłanie, towarzysze: rewolucja! Nie wiem, kiedy przyjdzie. Może za tydzień, może za sto lat, ale jestem jej pewien tak samo jak tego, że widzę pod stopami słomę. Jestem pewien, że sprawiedliwość prędzej czy później zwycięży. Aż po kres waszego krótkiego życia, towarzysze, nie traćcie z oczu tego celu! A nade wszystko przekażcie to moje posłannictwo przyszłym pokoleniom, aby kontynuowały walkę aż do zwycięskiego końca.
Pamiętajcie, towarzysze, że w żadnych okolicznościach nie wolno wam ulegać zniechęceniu. Nie dajcie się omamić żadnymi argumentami. Nie słuchajcie, gdy będą wam wmawiać, że człowiek i zwierzęta mają wspólne interesy, że pomyślność jednych zależy od pomyślności drugich. Kłamstwa wierutne! Człowiek pilnuje wyłącznie własnych interesów. A między nami, zwierzętami, musi być doskonała jedność i koleżeństwo w walce. Wszyscy ludzie są nieprzyjaciółmi, wszystkie zwierzęta towarzyszami!
W tym momencie wybuchł straszny harmider. Kiedy Nestor przemawiał, ze swoich nor wyszły cztery wielkie szczury, usiadły na zadnich stopach i słuchały. Nagle zobaczyły je psy, więc szczury musiały się salwować błyskawicznym czmychnięciem do swoich kryjówek. Nestor uniósł dostojnie racicę, aby uciszyć zgromadzonych.
— Towarzysze! Ta sprawa wymaga wyjaśnienia. Czy dziko żyjące zwierzęta takie jak szczury i zające są naszymi sprzymierzeńcami czy wrogami? Zdecydujmy. Poddaję pod głosowanie następującą kwestię: Czy szczury są naszymi towarzyszami?
Natychmiast przeprowadzono głosowanie i przytłaczającą większością uchwalono, że szczury są towarzyszami. Wyłamała się tylko czwórka zwierząt: trzy psy i kotka, która jednak, jak później wyszło na jaw, głosowała zarówno za, jak i przeciw.
Nestor kontynuował:
— Powiem jeszcze tylko parę słów. Chcę ponownie podkreślić, że naszą powinnością jest trwać we wrogości wobec człowieka i wszystkiego, co on czyni. Każda istota dwunożna jest wrogiem, każda istota czworonożna i latająca jest przyjacielem. Pamiętajcie również, że w naszej walce z człowiekiem nie możemy się do niego upodobnić. Kiedy pokonacie człowieka, nie ulegajcie jego zwyczajom. Żadnemu zwierzęciu nie wolno mieszkać w domu, spać w łóżku, nosić ubrań, pić alkoholu, palić tytoniu, używać pieniędzy ani handlować. I najważniejsze: żadnemu zwierzęciu nie wolno tyranizować innych, słabych czy silnych, wybitnych umysłów czy prostaczków. Wszyscy jesteśmy braćmi. Żadnemu zwierzęciu nie wolno zabić innego. Wszystkie zwierzęta są równe.
A teraz, towarzysze, powiem wam, jaki miałem sen. Trudno go opisać. Śniłem o ziemi uwolnionej od człowieka, ale mój sen wydobył coś z zapomnienia. Przed wielu laty, kiedy byłem jeszcze prosięciem, mama i inne maciory śpiewały starą pieśń, z której znały tylko melodię i pierwsze trzy słowa. W dzieciństwie umiałem ją śpiewać, ale już dawno wypadła mi z głowy. Wczoraj melodia wróciła we śnie. Na dodatek wróciły też słowa, w dawnych czasach śpiewane przez zwierzęta, lecz zatopione w pomroce dziejów. Zaśpiewam wam teraz tę pieśń, towarzysze. Jestem już stary i głos mam ochrypły, ale kiedy nauczycie się melodii, zaśpiewacie ją lepiej. Nazywa się „Zwierzaki”.
Nestor odkaszlnął i zabrał się do śpiewania. Jak sam przyznał, głos miał chrapliwy, ale śpiewał całkiem dobrze, a melodia była porywająca, gdzieś pomiędzy „Clementine” a „La Cucaracha”. Oto jej słowa:
Ja jestem zwierzę, ty jesteś zwierzę,
Wszyscy jesteśmy zwierzaki,
Świetlana przyszłość nam niesie
Pomyślności oznaki.
Prędzej czy później ujrzymy chwilę,
Kiedy bez ludzi da się żyć,
A wtedy Anglii każdą milę
Nasze kopyta będą ryć.
Zniknie uzda i chomąto
I opadną wszystkie pęta,
A ostrogi i krócice
Precz odrzucą zwierzęta.
Więcej owsa i jęczmienia
Ponapełnia wszystkie brzuchy,
Naszą przyszłość przeobfitą
Pokochają obżarciuchy.
Jasne słońce ponad Anglią,
Czystsza woda strumieni,
Wiatr powieje leśną bryzą,
Gdy nas wolność opromieni.
Nie ustanie nasza walka,
Aż nadejdzie to święto,
Aż odetchną pełną piersią
Wszystkie Anglii zwierzęta.
Ja jestem zwierzę, ty jesteś zwierzę,
Wszyscy jesteśmy zwierzaki,
Świetlana przyszłość nam niesie
Pomyślności oznaki.
Pieśń niezmiernie wszystkich poruszyła. Śpiew Nestora jeszcze nie wybrzmiał, gdy zwierzęta zaczęły śpiewać ją same. Nawet najgłupsze podchwyciły melodię i parę słów, a mądrzejsze — takie jak świnie i psy — znały już całą pieśń na pamięć. Wreszcie, po kilku wstępnych próbach, „Zwierzaki” potężnym unisono rozbrzmiewały po całym folwarku. Krowy ją muczały, psy skowyczały, owce beczały, konie rżały, kaczki kwakały. Pieśń tak je zachwyciła, że prześpiewały ją pięć razy z rzędu i pewnie śpiewałyby do rana, gdyby im nie przerwano.
Niestety, hałas obudził pana Jonesa, który wyskoczył z łóżka przekonany, że na podwórze wtargnął lis. Pochwycił strzelbę, która zawsze stała w kącie sypialni i wygarnął w ciemności ołowiem. Śrut utkwił w ścianie stodoły i zgromadzenie błyskawicznie się rozpierzchło. Wszyscy czmychnęli do swoich noclegowni — ptaki wskoczyły na grzędy, czworonogi zległy na słomie. Po chwili cały folwark spał.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki