Moja wojna - George Orwell - ebook + audiobook + książka

Moja wojna ebook

George Orwell

4,7

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Wybór zawiera różne prace autora "1984" i "Folwarku zwierzęcego", m.in. "Dzienniki wojenne" (obejmujące okres od 28 maja do 28 lipca 1940 roku i od 14 marca do 15 września 1942 roku), pogadanki radiowe oraz słuchowiska przygotowane i wygłaszane przez przed mikrofonami rozgłośni BBC, materiały instruktażowe dotyczące taktyki i techniki walk ulicznych oraz posługiwania się bronią, przeznaczone dla brytyjskiej obrony cywilnej (Home Guard), wreszcie zbiór korespondencji wojennych z Francji, Niemiec i Austrii. Liczne i wyczerpujące przypisy, jakimi redakcja wydania oryginalnego i tłumacz opatrzyli teksty, podnoszą wartość książki, zawierają bowiem ogromną ilość informacji o życiu politycznym i warunkach codziennego bytowania w Anglii podczas drugiej wojny światowej.

George Orwell (właść. Eric Arthur Blair) urodził się w 1903 roku na terenie Brytyjskich Indii. Był pisarzem oraz publicystą angielskim. Wyróżnikiem jego twórczości jest dowcip, inteligencja oraz wrażliwość na nierówności społeczne. W powieściach, takich jak "Rok 1894", czy "Folwark Zwierzęcy", doskonale znanych czytelnikom na całym świecie, krytykuje systemy totalitarne. Jego twórczość wywarła duży wpływ na współczesną kulturę i weszła do światowych kanonów literackich.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 442

Oceny
4,7 (13 ocen)
9
4
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
olivialasocka

Nie oderwiesz się od lektury

Znakomita acz przygnębiająca lektura
00
AStrach

Dobrze spędzony czas

Brak upływu czasu w opisie zdarzeń.
00

Popularność




DZIENNIK WOJENNY

Od redakcji wydania oryginalnego:

W pierw­szych trzech latach wojny Orwell pro­wa­dził dwa dzien­niki, obej­mu­jące okresy od 28 maja do 28 lipca 1940 roku oraz od 14 marca do 15 wrze­śnia 1942 roku. Pisał je ręcz­nie, podob­nie jak dzien­niki wcze­śniej­sze, i zamie­rzał dać póź­niej do prze­pi­sa­nia na maszy­nie. Pracę tę najprawdopodob­niej roz­po­częła we wrze­śniu 1942 roku jego żona Eileen. Z tek­stu zostały wtedy usu­nięte nie­które frag­menty, a opustki zazna­czono wie­lo­krop­kami w licz­bie od czte­rech do sze­ściu, co było stałą prak­tyką autora. Ręko­pis pierw­szego dzien­nika nie zacho­wał się.

W liście do Iana Angusa z 21 maja 1967 roku Inez Hol­den (1906–1974, bry­tyj­ska pisarka i dzien­ni­karka) stwier­dziła, że Orwell pra­gnął, aby doko­nała redak­cji jego Dzien­nika wojen­nego i opu­bli­ko­wała go wraz z tym, który sama pro­wa­dziła. W rze­czo­nym liście powtó­rzyła krótki frag­ment ze swo­jego dzien­nika, zawie­ra­jący prośbę Orwella skie­ro­waną do Eileen: „Widzisz, znaj­dują się tam fakty doty­czące tre­ści publi­ka­cji pra­so­wych, obli­cze­nia, ile miej­sca gazety prze­zna­czają na reklamy, a ile na rela­cje z gonitw derby itd., a Inez dołą­czy do tego bab­skie impre­sjo­ni­styczne tek­sty ze swo­jego dzien­nika”. Wspólne przed­się­wzię­cie zakoń­czyło się fia­skiem, ponie­waż Inez Hol­den chciała zmie­niać te frag­menty u Orwella, z któ­rych tre­ścią się nie zga­dzała, albo te, które uznała za nie­zgodne z wła­snymi odczu­ciami. Jej dzien­niki uka­zały się w 1943 roku pod tytu­łem It Was Dif­fe­rent at the Time. Jak potem wspo­mi­nała, Gol­lancz 1 nie chciał wydać dzien­nika Orwella powo­do­wany obawą, że nie­które osoby mogą poczuć się ura­żone. Wyjątki opu­bli­ko­wał „World Review” w czerwcu 1950 roku. Pani Hol­den dostar­czyła komen­ta­rze i uwagi, które umoż­li­wiły iden­ty­fi­ka­cję pew­nych osób i zda­rzeń. […]

Tytuł ory­gi­nalny War-time Diary nadał dzien­ni­kom sam autor, który roz­po­czął ich pisa­nie w przed­dzień ewa­ku­acji około 345 000 bry­tyj­skich i sojusz­ni­czych żoł­nie­rzy z plaż Dun­kierki po kapi­tu­la­cji Fran­cji. Ope­ra­cję tę zakoń­czono 4 czerwca 1940 roku.

28.5.40. Od dziś już na pewno nie będzie afi­szy gaze­to­wych2. Połowa czo­ło­wej strony wcze­snego wyda­nia „Star”3 poświę­cona kapi­tu­la­cji Bel­gii, druga połowa zawiera infor­ma­cje, z któ­rych wynika, że Bel­go­wie się trzy­mają i że jest z nimi król. Zapewne rezul­tat nie­do­boru papieru. Nie­mniej z ośmiu stro­nic tego wyda­nia sześć poświę­co­nych jest goni­twom kon­nym.

Od wielu dni nie nad­cho­dzą żadne istotne wia­do­mo­ści i nie­mal nie spo­sób wywnio­sko­wać, co się naprawdę dzieje. Oto cztery moż­liwe sce­na­riu­sze wyda­rzeń: 1) Fran­cuzi mieli w rze­czy­wi­sto­ści prze­pro­wa­dzić kontr­atak z kie­runku połu­dnio­wego; 2) chcieli tego doko­nać, ale nie­miec­kie naloty unie­moż­li­wiły im kon­cen­tra­cję sił; 3) dowódz­two sił na pół­nocy uznało, że sta­wia­nie oporu jest moż­liwe, toteż zade­cy­do­wano, że lepiej powstrzy­mać się z kontr­atakiem do chwili, gdy nie­miec­kie natar­cie osłab­nie, lub też: 4) że poło­że­nie na pół­nocy jest wła­ści­wie bez­na­dziejne i znaj­du­jące się tam jed­nostki mogą albo wywal­czyć sobie drogę odwrotu na połu­dnie, albo ska­pi­tu­lo­wać, albo ulec cał­ko­wi­temu roz­bi­ciu czy ewa­ku­ować się morzem, przy­pusz­czal­nie dozna­jąc przy tym bar­dzo cięż­kich strat. Obec­nie praw­do­po­dobna wydaje się tylko czwarta moż­li­wość. Fran­cu­skie komu­ni­katy wojenne wspo­mi­nają o usta­bi­li­zo­wa­niu się frontu na linii Sommy i Aisne, zupeł­nie tak, jakby siły, które zostały odcięte na pół­nocy, w ogóle nie ist­niały. Choć brzmi to okrut­nie, mam nadzieję, że BEF4 raczej pozwoli się roz­sie­kać, niż ule­gnie nie­przy­ja­cie­lowi.

Ludzie roz­ma­wiają o woj­nie wię­cej niż dotąd, ale tylko tro­chę wię­cej. Tak jak zwy­kle, i tak jak poprzed­nio, nie sły­szy się żad­nych komen­ta­rzy na ten temat w pubach itp. Ostat­niego wie­czora posze­dłem z E.5 do pubu, żeby wysłu­chać dzien­nika infor­ma­cyj­nego nada­wa­nego o 21.00. Bar­manka jed­nak włą­czyła radio dopiero na naszą prośbę i, jak mi się wyda­wało, żaden z klien­tów nie słu­chał wia­do­mo­ści.

29.5.40. Obec­nie naj­waż­niej­sze infor­ma­cje czło­wiek musi dedu­ko­wać na pod­sta­wie napo­mknień, pół­słó­wek i alu­zji. Główną sen­sa­cją wczo­raj­szego wie­czoru było to, że dzien­nik infor­ma­cyjny o 21.00 poprze­dzono pokrze­pia­ją­cym wystą­pie­niem (cał­kiem nie­złym) Duffa-Coopera6, po to, aby posło­dzić gorzką pigułkę, a także istotne było to, że Chur­chill zapo­wie­dział w swoim prze­mó­wie­niu, iż przed­stawi obraz sytu­acji na początku przy­szłego tygo­dnia i że Izba Gmin powinna się przy­go­to­wać na „mroczne i tra­giczne wia­do­mo­ści”. Zna­czy to zapewne, że mogą spró­bo­wać doko­nać odwrotu, jed­nakże czy owe „mroczne wia­do­mo­ści” mają ozna­czać ogromne straty w ludziach, kapi­tu­la­cję czę­ści BEF, czy też coś innego – tego nie wie nikt. Słu­cha­łem wia­do­mo­ści w antrak­cie może nieco prze­in­te­lek­tu­ali­zo­wa­nej sztuki w Torch The­atre. Obecni tam słu­chali znacz­nie bar­dziej uważ­nie, niż gdyby się to działo w pubie.

E. mówi, że pra­cow­nicy w Wydziale Cen­zury, gdzie jest zatrud­niona, odkła­dają osobno wszyst­kie „czer­wone” gazety, przy czym zali­czają „Tri­bune”7 do tej samej dokład­nie kate­go­rii, co „Daily Wor­kera”8. Ostat­nio, gdy wydano zakaz wysy­ła­nia za gra­nicę tego ostat­niego oraz „Action”9, jeden z kole­gów zapy­tał ją: „Czy zna pani tę gazetę, «Daily Wor­ker and Action»?”.

Naj­now­sze plotki: że Beaver­brook10, odkąd objął swoje sta­no­wi­sko, dopro­wa­dził do wypro­du­ko­wa­nia 2000 dodat­ko­wych samo­lo­tów, likwi­du­jąc „wąskie gar­dła” w fabry­kach. Że naloty, być może na Lon­dyn, mają się roz­po­cząć za dwa dni. Że Hitler zamie­rza użyć do inwa­zji na Anglię tysięcy szyb­kich łodzi moto­ro­wych, zdol­nych prze­być bez szwanku zapory minowe. Że dotkli­wie bra­kuje nam kara­bi­nów (to ostat­nie sły­sza­łem z kilku źró­deł). Że morale zwy­kłych nie­miec­kich pie­cho­cia­rzy jest żało­śnie niskie. Że pod­czas ope­ra­cji nor­we­skiej Mini­ster­stwo Wojny było tak źle poin­for­mo­wane, że nie wie­działo nawet, iż noce w Nor­we­gii są krót­kie; uznało, że jed­nostki, które musiały w końcu wyokrę­to­wać się w peł­nym słońcu, doko­nają tego pod osłoną ciem­no­ści.

30.5.40. BEF wyco­fuje się w kie­runku Dun­kierki. Trudno wywnio­sko­wać nie tylko, ilu żoł­nie­rzy może się wydo­stać z okrą­że­nia, lecz nawet, ilu ich tam jest. Ostat­niego wie­czoru radiowa wypo­wiedź jakie­goś puł­kow­nika, który powró­cił z Bel­gii; nie­stety, nie udało mi się jej wysłu­chać, jed­nak z rela­cji E. wynika, że ofi­cer ów wtrą­cił kilka uwag mają­cych dać słu­cha­czom do zro­zu­mie­nia, że nasze siły zostały wydane na pastwę prze­ciw­nika, przez: a) Fran­cu­zów (bo nie prze­pro­wa­dzili kontr­ataku) oraz b) przez nasze wła­dze woj­skowe, które nie­do­sta­tecz­nie je wypo­sa­żyły. Ni­gdzie w pra­sie ani słowa o zarzu­tach prze­ciw Fran­cu­zom; dwa dni temu Duff-Cooper wyraź­nie ostrze­gał przed tym w swoim wie­czor­nym wystą­pie­niu. […] Z dzi­siej­szej mapy sytu­acyj­nej wynika, że fran­cu­ski kon­tyn­gent w Bel­gii poświęca się dla BEF, umoż­li­wia­jąc mu ewa­ku­ację.

Bor­ke­nau11 oświad­czył, że Anglia jest zde­cy­do­wa­nie w pierw­szej fazie rewo­lu­cji. Komen­tu­jąc tę wypo­wiedź, Con­nolly12 powie­dział, że nie­dawno przy­pły­nął z pół­noc­nej Fran­cji sta­tek z uchodź­cami; była tam też grupa zwy­kłych pasa­że­rów. Uchodźcy to w więk­szo­ści dzieci w strasz­li­wym sta­nie, gdyż pod­czas rejsu sta­tek został ostrze­lany z broni maszy­no­wej itd., itd. Wśród pasa­że­rów była lady ____13, która wcze­śniej pró­bo­wała wepchnąć się na czoło kolejki ocze­ku­ją­cych na zaokrę­to­wa­nie, a gdy zwró­cono jej uwagę, prych­nęła z obu­rze­niem: „Czy wie­cie, kim ja jestem?”. „Nic mnie to nie obcho­dzi, ty pie­przona suko. Do kolejki!” – odpo­wie­dział ste­ward. Cie­kawe, jeżeli praw­dziwe.

Na­dal żad­nych oznak jakie­go­kol­wiek zain­te­re­so­wa­nia wojną. A jed­nak sprawa wybo­rów uzu­peł­nia­ją­cych, reak­cje na wezwa­nia do lud­no­ści itd. poka­zują praw­dziwe nastroje. Pozor­nie ludzie nie mogą pojąć tego, że grozi im nie­bez­pie­czeń­stwo, gdy uza­sad­nione są przy­pusz­cze­nia, iż inwa­zja na Wyspy może nastą­pić w ciągu kilku dni, o czym piszą wszyst­kie gazety. Ludzie zaczną to rozu­mieć dopiero wtedy, kiedy spadną bomby. Con­nolly twier­dzi, że wybuch­nie wów­czas panika, z czym się jed­nak nie zga­dzam.

31.5.40. Wie­czo­rem w teatrze na sztuce Denisa Ogdena The Peace­ful Inn. Bez­na­dziejna ramota. Jed­nak, co cie­kawe, choć rzecz dzieje się w roku 1940, utwór nie zawiera żad­nych, pośred­nich czy bezpośred­nich, odnie­sień do wojny.

Oso­bliwe, jak nie­wielu męż­czyzn – nawet obec­nie – powo­łano do służby woj­sko­wej. Na ulicy z reguły trudno dostrzec mun­dur. […] W wielu punk­tach stra­te­gicz­nych, na przy­kład obok posągu Karola I na Tra­fal­gar Squ­are, usta­wiane są zapory z drutu kol­cza­stego. […] Pogło­skę o braku kara­bi­nów sły­chać z tak wielu źró­deł, że musi być praw­dziwa.

1.6.40. Wie­czo­rem na dwor­cach Water­loo i Vic­to­ria, żeby zoba­czyć, czy nie uda się cze­goś dowie­dzieć o [Ericu]14. Oczy­wi­ście oka­zało się to zupeł­nie nie­moż­liwe. Oso­bom repa­trio­wa­nym zaka­zano roz­ma­wiać z cywi­lami, w każ­dym razie są one jak naj­szyb­ciej wywo­żone z dwor­ców. Widzia­łem wła­ści­wie bar­dzo nie­wielu żoł­nie­rzy bry­tyj­skich, to jest z BEF, ale znaczną liczbę uchodź­ców bel­gij­skich i fran­cu­skich, kilku żoł­nie­rzy obu tych naro­do­wo­ści, kil­ku­na­stu mary­na­rzy, w tym nie­któ­rych z mary­narki wojen­nej. Uchodźcy wyglą­dali w więk­szo­ści na osoby prze­ciętne, w typie „skle­pi­karz–urzęd­nik”, i byli w cał­kiem dobrej for­mie; mieli ze sobą nieco rze­czy oso­bi­stych. Jakaś rodzina tasz­czyła wielką klatkę z papugą. Jedna z kobiet pła­kała albo była bli­ska pła­czu, jed­nak więk­szość została po pro­stu oszo­ło­miona ciżbą ludzką i zupeł­nie obcym oto­cze­niem. Przy dworcu Vic­to­ria zebrał się wcale liczny tłum, który musieli odpy­chać poli­cjanci, żeby umoż­li­wić uchodź­com oraz innym ludziom wyj­ście na ulicę. Uchodź­ców witano ciszą, nato­miast wszy­scy mary­na­rze, z róż­nych służb, wzno­sili entu­zja­styczne okrzyki. Jakiś ofi­cer mary­narki wojen­nej w mun­du­rze ze śla­dami dłu­go­trwa­łego pobytu w wodzie, mający na sobie frag­menty opo­rzą­dze­nia żoł­nie­rza pie­choty, w heł­mie, pobiegł do auto­busu, uśmie­cha­jąc się i salu­tu­jąc na wszyst­kie strony, pod­czas gdy kobiety krzy­czały do niego i pokle­py­wały go po ramio­nach.

Widzia­łem, jak przez dwo­rzec masze­ruje kom­pa­nia pie­choty mor­skiej, zmie­rza­jąca do pociągu w kie­runku Cha­tham. Zdu­miała mnie ich musku­larna budowa ciała i wspa­niała żoł­nier­ska postura, łoskot butów, zna­ko­mita postawa ofi­ce­rów; to wszystko przy­po­mniało mi rok 1914, kiedy to każdy żoł­nierz wyda­wał mi się olbrzy­mem.

Dzi­siej­sze poranne gazety piszą roz­ma­icie, że albo cztery piąte, albo trzy czwarte BEF zostały już ewa­ku­owane. Na foto­gra­fiach, praw­do­po­dob­nie wyse­lek­cjo­no­wa­nych lub fał­szy­wych, widać, że żoł­nie­rze są w dobrej for­mie, a ich sprzęt wygląda na raczej nie­tknięty.

2.6.40. Nie spo­sób okre­ślić, ilu żoł­nie­rzy z BEF zostało ewa­ku­owa­nych na Wyspy, jed­nak z infor­ma­cji poda­wa­nych przez roz­ma­ite gazety wynika, że około 150 000 oraz że na tery­to­rium Bel­gii prze­gru­po­wano na początku około 300 000. Ani słowa o tym, ilu było wraz z nimi Fran­cu­zów. Kilka gazet zdaje się suge­ro­wać, że Dun­kierka będzie mimo wszystko utrzy­mana, nie zaś ewa­ku­owana w cało­ści. Wydaje się to jed­nak nie­re­alne, chyba że wydzieli się znaczną liczbę samo­lo­tów do dzia­łań wyłącz­nie nad tym obsza­rem. Jeśli jed­nak naprawdę ewa­ku­owano 150 000 ludzi, będzie praw­do­po­dob­nie moż­liwa dal­sza ewa­ku­acja jesz­cze więk­szych mas ludz­kich. Przy­stą­pie­nie Włoch do wojny prze­wi­dy­wane jest w każ­dym cza­sie po czwar­tym lipca; zapewne jako pre­tekst posłuży jakaś pro­po­zy­cja poko­jowa. […] Panuje ogólne prze­ko­na­nie, że nastąpi próba inwa­zji na Wyspy, być może będzie to jed­nak tylko nie­miecka akcja dywer­syjna, pod­czas gdy Ber­lin i Rzym podejmą dzia­ła­nia, żeby dorżnąć Fran­cję. […] Naj­wy­raź­niej wiele osób, w tym de Valera15, wie­rzy, że Irlan­dia zosta­nie zajęta. O takim sce­na­riu­szu wspo­mina się dopiero od kilku dni, choć był on oczy­wi­sty od samego początku.

Nie­dzielny tłum, jak zwy­kle prze­miesz­cza­jący się we wszyst­kich kie­run­kach, wózki dzie­cięce, człon­ko­wie klu­bów cykli­stów na rowe­rach, grupy mło­dych męż­czyzn ster­czą­cych na rogach ulic, a jed­no­cze­śnie twa­rze tych ludzi wcale nie­wy­ra­ża­jące świa­do­mo­ści tego, że naj­praw­do­po­dob­niej za kilka tygo­dni nastąpi nie­miecka inwa­zja; z ich roz­mów, które sły­sza­łem, też to nie wynika. A prze­cież stoi to jak byk we wszyst­kich nie­dziel­nych wyda­niach gazet. Reak­cja na pona­wiane wezwa­nia do ewa­ku­acji z Lon­dynu dzieci też jest nikła. Naj­wy­raź­niej ludzie rozu­mują tak: „Naloty ostat­nim razem nie nastą­piły, więc nie nastą­pią także teraz”. Jed­nak gdy przyj­dzie czas, wszy­scy ci ludzie będą zacho­wy­wać się dziel­nie, pod warun­kiem że otrzy­mają instruk­cje, jak postę­po­wać.

A oto ogólna ana­liza reklam w dzi­siej­szym wyda­niu „Peo-ple”16. Gazeta ma 12 stron17, czyli 84 kolumny. Z tego około 26 i pół kolumny (ponad jedną czwartą obję­to­ści) prze­zna­czono na reklamy. Można tu wyróż­nić nastę­pu­jące grupy:

Arty­kuły żyw­no­ściowe: 5 i 3/4 kolumny.

Leki paten­to­wane: 9 i 1/3 kolumny.

Wyroby tyto­niowe: 1 kolumna.

Gry licz­bowe: 2 i 1/3 kolumny.

Odzież: 1 i 1/2 kolumny.

Różne: 6 i 3/4 kolumny.

Z dzie­wię­ciu reklam arty­ku­łów żyw­no­ścio­wych sześć doty­czy zbęd­nych pro­duk­tów luk­su­so­wych. Z dwu­dzie­stu dzie­wię­ciu reklam leków dzie­więt­na­ście doty­czy spe­cy­fi­ków oszu­kań­czych (śro­dek na porost wło­sów itd.), mniej lub bar­dziej szko­dli­wych (Kru­schen Salts, Bile Beans18 itd.), albo mają­cych cha­rak­ter szan­tażu („Żołą­dek two­jego dziecka potrze­buje magne­zji”). W wypadku kilku leków zasto­so­wa­łem sądowy przy­wi­lej tłu­ma­cze­nia wąt­pli­wo­ści na korzyść oskar­żo­nego. Z czter­na­stu reklam, nale­żą­cych do grupy „Różne”, cztery doty­czą mydła, jedna kosme­ty­ków, jedna ośrodka wypo­czyn­ko­wego, dwie zaś to anonse rzą­dowe, w tym jeden o dużej powierzchni na temat powszech­nych wkła­dów oszczęd­no­ścio­wych. Spo­śród wszyst­kich reklam tylko w trzech wyko­rzy­stano to, że trwa wojna.

3.6.40. Zda­nie z listu lady Orford19 do redak­cji „Daily Tele­graph”, doty­czą­cego gospo­darki wojen­nej: „Ponie­waż więk­szość lon­dyń­skich domów została opusz­czona, nie­czę­sto podej­muje się gości. […] W każ­dym razie więk­szość osób musi roz­stać się ze swo­imi kucha­rzami i miesz­kać w hote­lach”.

Nie, tych ludzi nic i nikt nie nauczy, że ist­nieje pozo­stałe 99 pro­cent narodu.

6.6.40. Bor­ke­nau i ja uwa­ża­li­śmy, że celem następ­nego nie­miec­kiego ataku będzie Fran­cja, nie Anglia, i jak dowo­dzą wyda­rze­nia, mie­li­śmy rację. Bor­ke­nau twier­dzi, że wyda­rze­nia pod Dun­kierką dobit­nie i nie­za­prze­czal­nie dowo­dzą, iż samo­loty nie mogą znisz­czyć okrę­tów wojen­nych, jeśli te współ­dzia­łają z wła­snym lot­nic­twem. Jak podano, w trak­cie ewa­ku­acji bli­sko 350 000 ludzi utra­cono 6 nisz­czy­cieli oraz 25 innych jed­no­stek pły­wa­ją­cych. Liczba ewa­ku­owa­nych jest zapewne praw­dziwa i gdyby nawet podwoić straty w okrę­tach i stat­kach20, nie byłyby one aż tak dotkliwe, wziąw­szy pod uwagę roz­miary ope­ra­cji oraz to, że lot­nic­two miało jak naj­ko­rzyst­niej­sze warunki do dzia­ła­nia.

Bor­ke­nau sądzi, że Hitler zamie­rza pobić Fran­cję i zażąda, w ramach układu poko­jo­wego, fran­cu­skich okrę­tów wojen­nych.

Wów­czas inwa­zja na Wielką Bry­ta­nię siłami prze­rzu­co­nymi drogą mor­ską byłaby zapewne moż­liwa.

Wielka reklama na bur­cie auto­busu: „Pierw­sza pomoc pod­czas wojny. Daje zdro­wie, siłę i hart ducha. Guma do żucia Wri­gleya”.

7.6.40. Choć afi­sze gaze­towe zostały wyco­fane21, bar­dzo czę­sto widuje się, jak ten i ów sprze­dawca prasy wysta­wia je. Naj­wi­docz­niej stare afi­sze prze­zna­czane są do ponow­nego użytku, nato­miast te z napi­sami w rodzaju „Naloty RAF-u na Niemcy” czy „Ogromne nie­miec­kie straty” są zawsze na cza­sie.

8.6.40. Wśród strasz­li­wych i okrut­nych dzia­łań wojen­nych, w któ­rych, jak przy­pusz­czam, giną codzien­nie tysiące ludzi, czło­wie­kowi wydaje się, że nie napły­wają żadne nowe wia­do­mo­ści. Wie­czorne wyda­nia gazet piszą o tym samym, co poranne, poranne podają to samo, co te z poprzed­niego wie­czoru, a radio powta­rza to, co napi­sano w gaze­tach. Jeśli jed­nak cho­dzi o praw­dzi­wość infor­ma­cji, to zapewne jest wię­cej cen­zury niż zwy­kłego kłam­stwa. Bor­ke­nau uważa, że dzięki radiu otrzy­mu­jemy sto­sun­kowo praw­dziwy obraz wojny oraz że, jak dotych­czas, jedy­nym gru­bym fał­szem były nie­miec­kie infor­ma­cje doty­czące rze­ko­mego zato­pie­nia naszych okrę­tów. Te donie­sie­nia były bez­sprzecz­nie wyssane z palca. Ostat­nio jedna z wie­czor­nych gazet, która je odno­to­wała, zauwa­żyła, że przez mniej wię­cej 10 dni Niemcy mieli zato­pić 25 pan­cer­ni­ków, czyli o 10 wię­cej niż według liczb przez nas posia­da­nych.

Ostat­nio Ste­phen Spen­der tak mi powie­dział: „Czy nie uwa­żasz, że w ciągu ostat­nich dzie­się­ciu lat za każ­dym razem uda­wało ci się prze­wi­dzieć bieg wypad­ków traf­niej niż, powiedzmy, rzą­dowi?”. Musia­łem się z nim zgo­dzić. Czę­ściowo wcho­dzi tutaj w rachubę to, że czło­wiek nie jest zaśle­piony inte­re­sem kla­so­wym itd.; przy­kła­dowo, każdy, kto nie był zain­te­re­so­wany sprawą finan­sowo, mógł natych­miast dostrzec stra­te­giczne zagro­że­nie wyni­ka­jące dla Anglii z faktu pozwo­le­nia Niem­com i Wło­chom na pod­po­rząd­ko­wa­nie sobie Hisz­pa­nii, pod­czas gdy więk­szość pra­wi­cow­ców, nawet zawo­do­wych żoł­nie­rzy, nie mogła pojąć faktu tak oczy­wi­stego. Jeśli jed­nak ludzie tacy jak my lepiej rozu­mieją sytu­ację od tak zwa­nych eks­per­tów, to nie tyle mają zdol­ność prze­wi­dy­wa­nia kon­kret­nych wyda­rzeń, ile dar poj­mo­wa­nia tego, w jakim świe­cie żyjemy. W każ­dym razie ja sam od 1931 roku wie­dzia­łem (Spen­der twier­dzi, że wie­dział to od roku 1929), że czeka nas nie­uchron­nie tra­giczna przy­szłość. Nie potra­fi­łem dokład­nie prze­wi­dzieć, czym zaowo­cują wojny i rewo­lu­cje, ni­gdy mnie one jed­nak nie zasko­czyły. Poczy­na­jąc od roku 1934, wie­dzia­łem, że wojna bry­tyj­sko-nie­miecka jest nie­unik­niona, nato­miast od roku 1936 mia­łem już cał­ko­witą pew­ność, że wybuch­nie. Czu­łem to trze­wiami i papla­nina pacy­fi­stów z jed­nej strony oraz z dru­giej ludzi z Frontu Ludo­wego z ich uda­wa­nym zanie­po­ko­je­niem, że Wielka Bry­ta­nia pro­wa­dzi przy­go­to­wa­nia do wojny z Rosją, ni­gdy mnie nie zmy­liły. Podob­nie ni­gdy nie zasko­czyły mnie takie okrop­no­ści jak czystki sowiec­kie, ponie­waż zawsze czu­łem, że coś takiego – nie, nie że dokład­nie aku­rat to, tylko coś mniej wię­cej w tym stylu – należy do bol­sze­wic­kiej dok­tryny wła­dzy. Mia­łem takie uczu­cie, czy­ta­jąc ich lite­ra­turę.

[…] Któż by się spo­dzie­wał sie­dem lat temu, że Win­ston Chur­chill ma przed sobą jakąś przy­szłość poli­tyczną? A przed rokiem Cripps22 był czarną owcą Par­tii Pracy, która usu­nęła go ze swo­ich sze­re­gów, nie chcąc nawet wysłu­chać, co ma na swoją obronę. Skąd­inąd dla kon­ser­wa­ty­stów był on nie­bez­piecz­nym komu­chem. Teraz jest amba­sa­do­rem w Moskwie, a prasa Beaver­bro­oka przo­do­wała w wezwa­niach do jego nomi­na­cji. Jesz­cze nie można orzec, czy wybór był wła­ściwy. Jeśli Rosja­nie będą skłonni zostać naszymi sojusz­ni­kami, to zapewne tak, jeśli jed­nak na­dal będą nam nie­przy­jaźni, byłoby chyba lepiej wysłać tam kogoś, kto nie jest admi­ra­to­rem rosyj­skiego reżimu.

10.6.40. Sły­sza­łem dopiero co, choć nie ma nic o tym w gaze­tach, że Wło­chy wypo­wie­działy nam wojnę… Siły alianc­kie wyco­fują się z Nor­we­gii, co tłu­ma­czy się tym, że można będzie użyć ich gdzie indziej, a po zaję­ciu Narwiku został on tak znisz­czony, że Niemcy nie będą mieli z niego żad­nego pożytku. Fak­tycz­nie jed­nak będą potrze­bo­wać go dopiero w zimie, ponadto i tak nie na wiele by im się on przy­dał, gdyby Nor­we­gia prze­stała być neu­tralna, zatem nie należy sądzić, by alianci mieli w Nor­we­gii aż tyle woj­ska, żeby robiło to jaką­kol­wiek róż­nicę. Praw­dzi­wym powo­dem jest zapewne chęć unik­nię­cia utraty okrę­tów wojen­nych.

Tego popo­łu­dnia przy­po­mnia­łem sobie ze wszyst­kimi szcze­gó­łami incy­dent z tak­sów­ka­rzem, jaki mia­łem w Paryżu w roku 1936, i chcia­łem wspo­mnieć o nim na tych kar­tach. Jestem jed­nak pogrą­żony w tak głę­bo­kim smutku, że po pro­stu nie umiem o tym napi­sać. Wszystko dookoła się roz­pada. Aż mnie odrzuca koniecz­ność pisa­nia recen­zji ksią­żek itd. w obec­nym cza­sie, a nawet odczu­wam gniew i obu­rze­nie, że wciąż się pozwala na takie mar­no­wa­nie czasu. Sobot­nia roz­mowa w Mini­ster­stwie Wojny może przy­nieść jakieś efekty pod warun­kiem, że będę na tyle sprytny, aby zdo­łać oszu­kać komi­sję lekar­ską. Gdy­bym wło­żył mun­dur, to podob­nie jak w Hisz­pa­nii nie dbał­bym o wyda­rze­nia publiczne. Obec­nie czuję się tak jak w roku 1936, kiedy faszy­ści zbli­żali się do Madrytu, tyle tylko, że znacz­nie gorzej. Napi­szę o tym tak­sów­ka­rzu innym razem.

12.6.40. E. i ja poszli­śmy ostat­niego wie­czoru do Soho, żeby zoba­czyć, czy – jak donio­sły gazety – znisz­czono jakieś wło­skie sklepy itd. Wyda­wało się, że prasa wyol­brzy­miła fakty, a jed­nak widzie­li­śmy trzy sklepy, w któ­rych powy­bi­jano szyby wysta­wowe. Więk­szość wła­ści­cieli pospiesz­nie nazwała swoje pla­cówki „bry­tyj­skimi”. Gen­nari’s, wło­ski sklep spo­żyw­czy, został cały okle­jony dru­ko­wa­nymi pla­ka­tami z napi­sem: „Ta pla­cówka jest wyłącz­nie bry­tyj­ska”. Spa­ghetti House, sklep spe­cja­li­zu­jący się we wło­skiej żyw­no­ści, zmie­nił nazwę na Bri­tish Food Shop23. Inny sklep zmie­nił szyld na Szwaj­car­ski, nawet fran­cu­ska restau­ra­cja prze­chrzciła się na „bry­tyj­ską”. Cie­kawe, że wszyst­kie te pla­katy z napi­sami musiano wydru­ko­wać wcze­śniej i prze­cho­wy­wać, gotowe do uży­cia.

[…] Choć ataki na bez­bron­nych wło­skich skle­pi­ka­rzy są obrzy­dliwe, to jed­nak samo zja­wi­sko jest inte­re­su­jące, ponie­waż Anglicy, to zna­czy ci z nich, któ­rzy są pierwsi do rabo­wa­nia skle­pów, sami z sie­bie z reguły nie wyka­zują żad­nego zain­te­re­so­wa­nia poli­tyką zagra­niczną. Nie przy­po­mi­nam sobie cze­goś takiego pod­czas wojny abi­syń­skiej, no a wojna w Hisz­pa­nii też nie poru­szyła sze­ro­kich rzesz ludzi. Tak samo jesz­cze kilka mie­sięcy temu nie było rów­nież wśród Angli­ków żad­nych nastro­jów anty­nie­miec­kich. Nik­czemne, podłe i wygło­szone z zimną krwią – i aku­rat teraz – oświad­cze­nie Mus­so­li­niego o wypo­wie­dze­niu wojny nie pozo­sta­wiło obo­jęt­nymi nawet tych, któ­rzy nie czy­tają gazet.

13.6.40. Wczo­raj na zbio­ro­wej nara­dzie LDV24, która odbyła się w sali ple­nar­nej komi­tetu sta­dionu Lord’s25 […] Po raz ostatni byłem na Lord’s na meczu Eton–Har­row w 1921 roku. Wtedy uwa­ża­łem, że wej­ście do Pawi­lonu, jeśli się nie nale­żało do MCC26, jest rów­no­znaczne z sika­niem na ołta­rzu, po latach zaś mia­łem nie­ja­sne uczu­cie, że postę­pek taki jest karal­nym wykro­cze­niem.

Zauwa­ży­łem, że jeden z afi­szy wzy­wa­ją­cych do wstę­po­wa­nia do Pio­nie­rów27, ten ze stopą dep­czącą swa­stykę i z napi­sem „Roz­depcz to”, został ścią­gnięty z rzą­do­wego pla­katu roz­po­wszech­nia­nego pod­czas hisz­pań­skiej wojny domo­wej; cho­dzi mi o pomysł. Oczy­wi­ście tutaj zostało to zwul­ga­ry­zo­wane i stało się śmieszne, jed­nak już sam wygląd pla­katu dowo­dzi, że nasz rząd nabiera chęci, aby się uczyć.

Komu­ni­styczny kan­dy­dat w wybo­rach uzu­peł­nia­ją­cych w Bow28 otrzy­mał około 500 gło­sów. Jest to nowy rekord w dół, choć Czarne Koszule29 czę­sto dosta­wały jesz­cze mniej (kie­dyś nawet zale­d­wie 150). Intry­gu­jące, ponie­waż man­dat z Bow nale­żał do Lans­bury’ego30, toteż można by się spo­dzie­wać, że mieszka tam wielu pacy­fi­stów. Ogól­nie jed­nak fre­kwen­cja była bar­dzo niska.

14.6.40. Niemcy są na pewno w Paryżu, jeden dzień wcze­śniej niż to zapla­no­wali. Można przy­jąć za pew­nik, że Hitler poje­dzie do Wer­salu. Mogliby chyba zami­no­wać pałac i wysa­dzić w powie­trze, gdy już się tam znaj­dzie? Hisz­pa­nie oku­pują Tan­ger, naj­wi­docz­niej po to, żeby udo­stęp­nić go Wło­chom na bazę mor­ską. Inwa­zja Maroka Hisz­pań­skiego z tery­to­rium Maroka Fran­cu­skiego byłaby praw­do­po­dob­nie obec­nie przed­się­wzię­ciem nie­trud­nym do wyko­na­nia, a prze­pro­wa­dze­nie jej, ditto31 inne hisz­pań­skie kolo­nie, i osa­dze­nie Negrina32 albo kogoś podob­nego w cha­rak­te­rze szefa alter­na­tyw­nego rządu byłoby potęż­nym cio­sem wymie­rzo­nym we Franco. Jed­nak nawet obec­nemu rzą­dowi bry­tyj­skiemu coś takiego przez myśl by nie prze­szło. Tak, tak, czło­wiek już nawet nie potrafi sobie wyobra­zić, że rządy alianc­kie mogłyby wyka­zać się ini­cja­tywą.

Zawsze, ile­kroć jestem na sta­cji metra, aż mdli mnie na widok reklam, tych patrzą­cych głu­pio twa­rzy i jaskra­wych, biją­cych po oczach kolo­rów33; trwa zacie­kła walka o to, by skło­nić ludzi do mar­no­wa­nia pracy i surow­ców na kon­sump­cję nie­po­trzeb­nych arty­ku­łów luk­su­so­wych oraz szko­dli­wych dla zdro­wia spe­cy­fi­ków. Ile śmie­cia wywieje u nas ta wojna, jeśli tylko wytrzy­mamy przez lato. Wojna jest po pro­stu odwró­ce­niem życia cywi­li­zo­wa­nego, jej hasło to: „Zło będzie moim dobrem”; jed­nak we współ­cze­snym życiu tak wiele dobrego jest wła­ści­wie złem, że można wąt­pić, czy w osta­tecz­nym roz­ra­chunku wojna istot­nie czyni szkody.

15.6.40. Dziś przy­szło mi na myśl, że upa­dek Paryża ozna­cza też koniec Alba­tross Library, jak przy­pusz­czam, nawet na pewno34. Jeśli tak, no to jestem 30 fun­tów do tyłu. Wprost nie do wiary, że w dzi­siej­szych cza­sach ludzie przy­wią­zują jesz­cze wagę do takich spraw jak umowy dłu­go­ter­mi­nowe, papiery war­to­ściowe, polisy ubez­pie­cze­niowe itd. Roz­sąd­niej byłoby obec­nie poży­czać gotówkę, skąd tylko można, i kupo­wać przed­mioty trwa­łego użytku. Bar­dzo nie­dawno E. dowia­dy­wała się o warunki zakupu na raty maszyny do szy­cia; powie­dziano jej, że pod­pi­sali już wstępne umowy na dwa i pół roku.

P.W.35 mówi, że Unity Mit­ford36, oprócz tego, że pró­bo­wała w Niem­czech się zabić, jest w ciąży. Sły­sząc to, pewien czło­wie­czek o pomarsz­czo­nej twa­rzy, któ­rego nazwi­sko ule­ciało mi z pamięci, wykrzyk­nął: „Führer nie zro­biłby cze­goś takiego!”.

16.6.40. Poranne gazety dają dość nie­dwu­znacz­nie do zro­zu­mie­nia, że USA, przy­naj­mniej do naj­bliż­szych wybo­rów pre­zy­denc­kich, pozo­staną bez­czynne, to jest nie wypo­wie­dzą wojny Niem­com, co w grun­cie rze­czy jest w tej chwili sprawą naj­wyż­szej wagi. Dopóki USA nie zaan­ga­żują się w wojnę, dopóty nie będzie odpo­wied­niej kon­troli nad biz­ne­sem czy też nad siłą robo­czą w celu przy­spie­sze­nia pro­duk­cji broni i amu­ni­cji. W cza­sie poprzed­niej wojny działo się tak nawet wtedy, gdy Ame­ryka włą­czyła się do dzia­łań.

Nawet teraz nie spo­sób prze­wi­dzieć, jak nale­ża­łoby postę­po­wać w wypadku nie­miec­kiej inwa­zji na Wyspy. Ja sam nie zro­bię jed­nego, mia­no­wi­cie nie wyniosę się stąd, a jeśli już, to nie dalej niż do Irlan­dii, pod warun­kiem, że będzie to moż­liwe. Jeśli oca­limy flotę wojenną i jeśli, a wszystko na to wska­zuje, wojna będzie pro­wa­dzona z Ame­ryki i z naszych domi­niów, należy za wszelką cenę pozo­stać przy życiu, bodaj nawet w obo­zie kon­cen­tra­cyj­nym. Jeśli Stany Zjed­no­czone także ugną się przed agre­sją, to trudno, pozo­sta­nie tylko umie­rać z bro­nią w ręku, ale naj­waż­niej­sze to umrzeć, wal­cząc, i mieć satys­fak­cję, że przed śmier­cią zabiło się wroga.

Roz­ma­wia­jąc wczo­raj z M.37, jed­nym z człon­ków mojej sek­cji LDV, żydow­skiego pocho­dze­nia, zauwa­ży­łem, że jeśli obecny kry­zys się skoń­czy, w Par­tii Kon­ser­wa­tyw­nej nastąpi bunt prze­ciw Chur­chil­lowi; poja­wią się też próby dal­szego przy­mu­so­wego obni­że­nia płac itd. Odparł, że w takim razie wybuch­nie rewo­lu­cja, „przy­naj­mniej mam taką nadzieję”. M. jest przed­się­biorcą i, jak przy­pusz­czam, powo­dzi mu się cał­kiem nie­źle.

17.6.40. Fran­cuzi ska­pi­tu­lo­wali. Było to do prze­wi­dze­nia od chwili nada­nia komu­ni­katu radio­wego ostat­niej nocy i fak­tycz­nie powinno być do prze­wi­dze­nia, odkąd nie zdo­łali obro­nić Paryża, jedy­nego miej­sca, w jakim mogliby jesz­cze zatrzy­mać nie­miec­kie czołgi. Ze stra­te­gicz­nego punktu widze­nia wszystko zależy teraz od fran­cu­skiej floty wojen­nej, o któ­rej jak dotych­czas nie ma żad­nych infor­ma­cji. […] Dziś wszę­dzie duże emo­cje i roz­go­rącz­ko­wa­nie po kapi­tu­la­cji Fran­cji, wciąż sły­chać roz­mowy. Naj­czę­ściej powta­rza się: „My, dzięki Bogu, mamy flotę”. Szkocki sze­re­go­wiec z odzna­cze­niami za ostat­nią wojnę, mocno pod gazem, wygła­szał w wago­nie metra patrio­tyczne prze­mó­wie­nie; pasa­że­ro­wie słu­chali go raczej z sym­pa­tią. Ogromny popyt na wie­czorne wyda­nia gazet, tak że zdo­ła­łem kupić egzem­plarz dopiero za czwar­tym podej­ściem.

Obec­nie, ile­kroć piszę recen­zję, sia­dam od razu do maszyny. Wcze­śniej, a dokład­nie sześć mie­sięcy temu, nie sto­so­wa­łem tej prak­tyki i byłem prze­ko­nany, że nie potra­fił­bym tak pra­co­wać. Dosłow­nie wszystko, co wyszło spod mojego pióra, prze­pi­sy­wa­łem ręcz­nie co naj­mniej dwu­krot­nie, każdą zaś z moich ksią­żek – trzy­krot­nie; poje­dyn­cze frag­menty nawet pięć lub dzie­sięć razy. Nie, wcale nie pisze mi się teraz łatwiej, tylko po pro­stu mach­ną­łem ręką; grunt, żeby to, co napi­szę, zostało przy­jęte i przy­nio­sło mi tro­chę gro­sza. To obni­że­nie poziomu jest bez­po­śred­nim skut­kiem wojny.

Duży tłum w Canada House38, dokąd posze­dłem, żeby się dowie­dzieć o pewne sprawy, ponie­waż G.39 roz­waża wysła­nie dziecka do Kanady. Wyjąw­szy matki, każdy pomię­dzy szes­na­stym a sześć­dzie­sią­tym rokiem życia został objęty zaka­zem wyjazdu, naj­wy­raź­niej wła­dze oba­wiają się fali uchodź­ców.

20.6.40. Posze­dłem do redak­cji [„New Sta­te­sman”40], żeby się dowie­dzieć, jaki mają sto­su­nek do kwe­stii obrony cywil­nej. C.41, który fak­tycz­nie jest tam teraz grubą rybą, był raczej prze­ciwny hasłu „uzbroić naród”; jak powie­dział, moż­liwe zagro­że­nia prze­wyż­szają ewen­tu­alne korzy­ści. Jeśli nie­miec­kie siły inwa­zyjne napo­tkają uzbro­jo­nych cywi­lów, mogą dopusz­czać się okru­cieństw, to zaś spo­wo­duje, że ludzie zostaną do cna zastra­szeni i wszy­scy będą chcieli się pod­dać. Dorzu­cił, że nie­bez­piecz­nie jest liczyć na to, że zwy­kli oby­wa­tele wykażą odwagę, opowie­dział o zamiesz­kach w Glas­gow, pod­czas któ­rych przez mia­sto prze­je­chał czołg, a wtedy wszy­scy ich uczest­nicy wzięli nogi za pas jak ostatni tchó­rze. Jed­nak stało się tak dla­tego, że w roz­ru­chach wewnętrz­nych biorą udział ludzie świa­domi tego, że łatwo można ich namie­rzyć i wsa­dzić do paki. […] C. powie­dział, że Chur­chill, choć do pew­nego stop­nia nawet dobry czło­wiek, nie jest zdolny do uczy­nie­nia nie­zbęd­nego kroku i prze­kształ­ce­nia obec­nej wojny w wojnę rewo­lu­cyjną, dla­tego też chroni Cham­ber­la­ina i spółkę oraz nie chce wezwać całego narodu do walki. Oczy­wi­ście, nie wydaje mi się, żeby Chur­chill postrze­gał sytu­ację w takich bar­wach, jak my, ale nie sądzę, iżby wzdra­gał się przed każ­dym posu­nię­ciem (na przy­kład wyrów­na­nie docho­dów lud­no­ści, przy­zna­nie nie­pod­le­gło­ści Indiom), które uzna za nie­zbędne do wygra­nia tej wojny. Rzecz jasna, jest moż­liwe, że dzi­siej­sze tajne posie­dze­nie może dać efekt w postaci wysa­dze­nia Cham­ber­la­ina z sio­dła raz na zawsze. Zapy­ta­łem, jakie są na to szanse, i usły­sza­łem, że żadne. Pamię­tam jed­nak, że w dniu, kiedy roz­po­częła się ewa­ku­acja Namsos42, zapy­ta­łem Bevana i Straussa43, któ­rzy wyszli wła­śnie z sali posie­dzeń Izby Gmin, jakie są szanse na to, żeby pozbyć się Cham­ber­la­ina; wtedy także usły­sza­łem, że żadne. A jed­nak po tygo­dniu, czy coś koło tego, powo­łano nowy rząd44.

Prze­świad­cze­nie o zdra­dzie w naj­wyż­szym dowódz­twie jest obec­nie sze­roko roz­po­wszech­nione, co wystar­czy, żeby stało się groźne. […] Oso­bi­ście uwa­żam, że jeśli mamy do czy­nie­nia ze świa­domą zdradą, to tylko wśród pro­fa­szy­stow­skiej czę­ści ary­sto­kra­cji i być może w dowódz­twie sił lądo­wych. Oczy­wi­ście nie­świa­domy sabo­taż i głu­pota, które wpę­dziły nas w obecne poło­że­nie, to już zupeł­nie inna para kalo­szy. R.H. 45 powiada, że ewa­ku­owani spod Dun­kierki sze­re­gowi żoł­nie­rze, z któ­rymi roz­ma­wiał, jak jeden mąż narze­kali na postę­po­wa­nie swo­ich ofi­ce­rów, twier­dząc, że tamci ucie­kali samo­cho­dami i pozo­sta­wiali ich na pastwę losu itd., itd. No, ale takie rze­czy zawsze się sły­szy po klę­sce i mogą one, ale nie muszą, być praw­dziwe. Można by to zwe­ry­fi­ko­wać, ana­li­zu­jąc listę ofiar, gdy (i jeśli) zosta­nie opu­bli­ko­wana w cało­ści. Nie jest jed­nak źle, kiedy mówi się gło­śno o podob­nych spra­wach, pod warun­kiem wszakże, że nie wywo­łuje to nagłej paniki, albo­wiem trzeba za wszelką cenę nadać temu wszyst­kiemu, co się dzieje, nowy wymiar kla­sowy. W armii nowego typu kadrę ofi­cer­ską muszą two­rzyć w więk­szo­ści ludzie z klasy śred­niej; tak było na przy­kład w mili­cjach hisz­pań­skich, pozo­staje jed­nak kwe­stia „odblim­po­wa­nia”46. To samo doty­czy LDV. W razie pil­nej koniecz­no­ści „odblim­pu­jemy” te siły, jeśli będzie na to czas, a czas jest dziś czyn­ni­kiem naj­waż­niej­szym.

Wczo­raj przy­szła mi do głowy pewna myśl: jak to jest, że w Anglii, która posiada jedną z naj­mniej licz­nych armii lądo­wych na świe­cie, jest tylu puł­kow­ni­ków w sta­nie spo­czynku?

Zauwa­ży­łem, że wszy­scy „lewi­cowi” inte­lek­tu­ali­ści, któ­rych spo­ty­kam, mówią, że jeżeli wkro­czą tu Niemcy, zada­dzą sobie trud roz­strze­la­nia osób takich, jak my i będą mieli przy­go­to­wane obszerne wykazy jed­no­stek nie­po­żą­da­nych. C.47 twier­dzi, że trwają zabiegi, żeby dopro­wa­dzić do znisz­cze­nia naszych poli­cyj­nych teczek (nie­wąt­pli­wie każdy z nas ją posiada) w Sco­tland Yar­dzie. Dobre sobie! Prze­cież poli­cja przej­dzie na stronę Niem­ców, gdy tylko się okaże, że zwy­cię­żyli. Cóż, jeśli wytrzy­mamy jesz­cze kilka mie­sięcy, za rok czer­wona mili­cja będzie kwa­te­ro­wać w „Ritzu”, lecz nie będę zbyt­nio zdzi­wiony, gdy się okaże, że na jej czele stoi Cham­ber­lain albo Lloyd Geo­rge.

Stale myślę o mojej wyspie na Hebry­dach48, któ­rej chyba ni­gdy nie będę miał ani nawet nie zoba­czę. Comp­ton Mac­ken­zie powiada, że nawet obec­nie więk­szość z tych wysp jest nie­za­miesz­kana (jest ich 500, z czego w nor­mal­nych cza­sach zamiesz­ka­nych jest 10 pro­cent); więk­szość z nich posiada źró­dła wody i nieco ziemi upraw­nej, bo są tam kozy. Według R. H. pewna kobieta, która wydzier­ża­wiła jedną z wysp, chcąc uciec przed nalo­tami, została pierw­szą ofiarą ataku lot­ni­czego w tej woj­nie, bo nasz samo­lot zrzu­cił tam omył­kowo bombę. Nie­złe, jeżeli praw­dziwe.

Pierw­szy poważ­niej­szy w skut­kach nalot bom­bowy na Wielką Bry­ta­nię przed­ostat­niej nocy. Czter­na­ście ofiar śmier­tel­nych, podobno strą­co­nych sie­dem nie­miec­kich maszyn. W gaze­tach zdję­cia trzech wra­ków, moż­liwe więc, że to prawda.

21.6.40. Żad­nych istot­nych wia­do­mo­ści. We wczo­raj­szej gaze­cie prze­czy­ta­łem, że Chiappe49 został wybrany na prze­wod­ni­czą­cego Rady Miej­skiej Paryża, zapewne pod nie­miecką pre­sją. To tyle, jeśli cho­dzi o prze­świad­cze­nie, że Hitler jest przy­ja­cie­lem klasy robot­ni­czej, wro­giem plu­to­kra­cji itd.

Wczo­raj pierw­sze ćwi­cze­nia naszego plu­tonu LDV. To naprawdę wspa­niali ludzie, tylko trzech lub czte­rech (ogó­łem jest ich około sześć­dzie­się­ciu) nie słu­żyło ni­gdy w woj­sku. Kilku ofi­ce­rów, któ­rzy przy­szli, jak myślę, po to, żeby z nas szy­dzić, było pod dużym wra­że­niem.

22.6.40. Jak dotąd żad­nych istot­nych wia­do­mo­ści doty­czą­cych warun­ków kapi­tu­la­cji Fran­cji. Podobno są one aż „tak skom­pli­ko­wane”, że trzeba by poświę­cić im bar­dzo wiele miej­sca. Jak sądzę, można się domy­ślić, co się naprawdę dzieje: oto Niemcy z jed­nej strony, a Pétain50 i spółka z dru­giej; pozo­stali pró­bują wypra­co­wać jakąś for­mułę, która skłoni do kapi­tu­la­cji fran­cu­skich dowód­ców w kolo­niach oraz fran­cu­ską mary­narkę wojenną. Real­nie bowiem Hitler nie ma żad­nego bez­po­śred­niego wpływu na ich postę­po­wa­nie – tylko poprzez rząd fran­cu­ski. […] Uwa­żam, że chyba wszy­scy zbyt­nio się pospie­szy­li­śmy, uzna­jąc za pew­nik to, że nie­ba­wem nastąpi inwa­zja na Wyspy; rze­czy­wi­ście, tak powszech­nie tego ocze­ki­wano, że nasu­wał się nie­mal oczy­wi­sty wnio­sek, iż Niemcy nas nie zaata­kują. […] Na miej­scu Hitlera wkro­czył­bym teraz do Hisz­pa­nii, zajął Gibral­tar, a potem zagar­nął Afrykę Pół­nocną i Egipt. Gdyby Wielka Bry­ta­nia roz­po­rzą­dzała płynną siłą w wyso­ko­ści, powiedzmy, ćwierć miliona żoł­nie­rzy, byłoby naj­roz­sąd­niej prze­rzu­cić te oddziały do Maroka Fran­cu­skiego, a potem nie­ocze­ki­wa­nie zająć Maroko Hisz­pań­skie i pod­nieść tam flagę repu­bliki. Z pozo­sta­łymi kolo­niami hisz­pań­skimi można by się roz­pra­wić szybko i bez pro­ble­mów. Nie­stety, na to wszystko nie ma żad­nych szans.

Podobno komu­ni­ści powra­cają na pozy­cje anty­na­zi­stow­skie. Rano zna­la­złem ulotkę, w któ­rej potę­piono „zdradę” Fran­cji przez Pétaina i spółkę, choć jesz­cze tydzień lub dwa temu owi auto­rzy ulotki byli nie­mal otwar­cie pro­nie­mieccy.

24.6.40. Nie­miec­kie warunki kapi­tu­la­cji nie­mal takie, jakich ocze­ki­wano. […] Inte­re­su­jące w tym wszyst­kim jest to, w jak ogrom­nej mie­rze ulega ero­zji tra­dy­cyjny sys­tem war­to­ści oparty na lojal­no­ści i hono­rze. To nie kto inny, tylko Pétain, żeby było śmiesz­niej, ukuł powie­dze­nie: ils ne pas­se­ront pas („nie przejdą”), które tak długo peł­niło funk­cję slo­ganu anty­fa­szy­stow­skiego. Dwa­dzie­ścia lat temu każdy Fran­cuz, który pod­pi­sałby kapi­tu­la­cję na takich warun­kach jak obec­nie, musiałby być albo skraj­nym lewi­cow­cem, albo skraj­nym pacy­fi­stą, a i to byłyby jesz­cze wąt­pli­wo­ści co do jego wła­ści­wego obli­cza poli­tycz­nego. Teraz ci, któ­rzy zmie­niają strony pod­czas wojny, ucho­dzą za zawo­do­wych patrio­tów. W oczach Pétaina, Lavala51, Flan­dina52 i spółki cała ta wojna musiała wyda­wać się bra­to­bój­czą walką, pod­czas gdy rze­czy­wi­sty wróg tylko czyha, żeby ude­rzyć. […] Jest więc prak­tycz­nie pewne, że wysoko posta­wione i wpły­wowe oso­bi­sto­ści w Anglii przy­go­to­wują się do podob­nej zdrady, a cho­ciaż na przy­kład _____ jest w _____, nie ma pew­no­ści, że nie osią­gną oni celu nawet bez inwa­zji na Anglię. Jedno tylko cie­szy w tym całym mły­nie, to mia­no­wi­cie, że do głów tych na dole zaczyna docie­rać, że Hitler to żaden obrońca ubo­gich. Ci, któ­rzy chcą wcho­dzić z nim w układy, to ban­kie­rzy, gene­ra­ło­wie, biskupi, kró­lo­wie, wielcy prze­my­słowcy itd., itd. […] Hitler stoi na czele potęż­nego kontr­na­tar­cia klasy kapi­ta­li­stycz­nej, która przy­biera kształt wiel­kiej kor­po­ra­cji, tra­cąc w trak­cie tego pro­cesu nie­które swoje przy­wi­leje, lecz zacho­wu­jąc wła­dzę nad świa­tem pracy. Gdy nad­cho­dzi potrzeba prze­ciw­sta­wie­nia się takiemu ude­rze­niu, wtedy każdy, kto należy do klasy kapi­ta­li­stów, musi postę­po­wać jak zdrajca lub jak pół­z­drajca i raczej przyj­mie nawet naj­bar­dziej poni­ża­jące warunki, niż sta­nie do praw­dzi­wej walki. […] Gdzie­kol­wiek spoj­rzeć, czy to na szer­sze aspekty stra­te­giczne sprawy, czy to na bodaj naj­drob­niej­sze szcze­góły doty­czące lokal­nej samo­obrony, widać, że każda rze­czy­wi­sta walka ozna­cza rewo­lu­cję. Chur­chill na pewno tego nie dostrzega ani nie zaak­cep­tuje, dla­tego będzie musiał odejść. To jed­nak, czy zdąży odejść we wła­ści­wym cza­sie, żeby uchro­nić Wielką Bry­ta­nię przed pod­bo­jem, zależy od tego, jak szybko naród w całej masie udzieli popar­cia naj­bar­dziej zasad­ni­czym spra­wom. Oba­wiam się, że ludzie ruszą się dopiero wtedy, gdy będzie już za późno.

Ze stra­te­gicz­nego punktu widze­nia wszystko zależy od tego, czy wytrzy­mamy do zimy. […] Do tego czasu Hitler, któ­rego potężne armie oku­pa­cyjne sta­cjo­nują w całej Euro­pie, w któ­rego ojczyź­nie nie­mal na pewno odczu­walne są nie­do­bory żyw­no­ści, a lud­ność pod­bi­tych kra­jów trudno zmu­sić do pracy na rzecz najeźdź­ców – znaj­dzie się z pew­no­ścią w trud­nym poło­że­niu. Cie­kawe, czy zre­ha­bi­li­tuje roz­wią­zaną fran­cu­ską par­tię komu­ni­styczną i spró­buje użyć jej prze­ciwko robot­ni­kom w pół­noc­nej Fran­cji, tak jak wyko­rzy­stał Pétaina prze­ciw kla­sie „blim­pów”. Jeśli inwa­zja nastąpi, lecz zakoń­czy się fia­skiem, to pięk­nie; będziemy mieli wtedy zde­cy­do­wa­nie lewi­cowy rząd oraz świa­domy ruch prze­ciwko kla­sie rzą­dzą­cej. Myślę jed­nak, że ludzie popeł­niają błąd, wyobra­ża­jąc sobie, że Rosja sta­nie się nam życz­liwa, jeśli będziemy mieli rząd rewo­lu­cyjny. Po Hisz­pa­nii coś mi się wydaje, że Rosja, to jest Sta­lin, musi być wroga wobec każ­dego kraju, w któ­rym trwa auten­tyczna rewo­lu­cja. Takie kraje sta­łyby na prze­ciwstawnych pozy­cjach. Rewo­lu­cja roz­po­czyna się bar­dzo sze­ro­kim roz­po­wszech­nie­niem haseł wol­no­ści, rów­no­ści itd. Potem wyra­sta oli­gar­chia, która jest rów­nie zain­te­re­so­wana utrzy­ma­niem swo­ich przy­wi­le­jów, jak każda inna klasa rzą­dząca. Sto­su­nek takiej oli­gar­chii do rewo­lu­cji trwa­ją­cych gdzie indziej jest z natury rze­czy wrogi, albo­wiem te ostat­nie roz­bu­dzają na nowo idee wol­no­ści i rów­no­ści. Dzi­siej­sza „News-Chro­nicle” pisze, że w Armii Czer­wo­nej przy­wró­cono zwy­czaj odda­wa­nia hono­rów wyż­szym szar­żom. W armii rewo­lu­cyj­nej roz­po­częto by od znie­sie­nia obo­wiązku odda­wa­nia hono­rów; ów drobny szcze­gół jest bar­dzo symp­to­ma­tyczny. Nie chcę jed­nak przez to powie­dzieć, że salu­to­wa­nie oraz podobne prak­tyki są być może w ogóle nie­po­trzebne.

LDV otrzy­mało roz­kaz, żeby wszyst­kie rewol­wery zdać poli­cji, ponie­waż potrze­buje ich woj­sko. Trwa­nie przy tak nie­uży­tecz­nej broni jak rewol­wery, pod­czas gdy Niemcy mają pisto­lety maszy­nowe, to typowe dla naszych sił zbroj­nych, myślę jed­nak, że praw­dzi­wym powo­dem jest chęć nie­do­pusz­cze­nia, by broń dostała się w „nie­od­po­wied­nie” ręce.

Zarówno E., jak i G.53 nale­gają, żebym wyje­chał do Kanady, gdyby miało dojść do naj­gor­szego, bo powi­nie­nem pozo­stać przy życiu i zaj­mo­wać się pro­pa­gandą. Wyjadę, jeśli otrzy­mam jakąś funk­cję, na przy­kład, gdyby rząd został prze­nie­siony do Kanady, ja zaś otrzy­mał­bym jakieś zaję­cie, jed­nak nie jako uchodźca ani eks­pa­trio­wany dzien­ni­karz, piszący z bez­piecz­nej odle­gło­ści. Zbyt wielu się już namno­żyło takich „anty­fa­szy­stów” na wygna­niu. Lepiej umrzeć, jeśli to konieczne, bo nawet pro­pa­gan­dowo taką śmier­cią można osią­gnąć wię­cej, niż gdy się opu­ści ojczy­znę i żyje, jako osoba mniej lub bar­dziej nie­chciana, z łaski innych. Nie to, żebym chciał umie­rać; mam tyle powo­dów, dla któ­rych powi­nie­nem żyć pomimo sła­bego zdro­wia i bez­dziet­no­ści.

Dziś rano kolejna ofi­cjalna ulotka, doty­cząca pomocy, jakiej należy udzie­lać ofia­rom nalo­tów bom­bo­wych. Ulotki mają coraz lep­szy ton i pisane są coraz lep­szym języ­kiem, zwłasz­cza te pod­pi­sane przez Duffa-Coopera, które fak­tycz­nie tra­fiają w dzie­siątkę, jeśli cho­dzi o poziom umy­słowy każ­dego Anglika zara­bia­ją­cego od pię­ciu fun­tów tygo­dniowo wzwyż. Tak naprawdę nie ma w nich za grosz ple­bej­skiej reto­ryki, nie ma w nich niczego, co poru­szy­łoby uboż­szą część klasy robot­ni­czej czy też nawet zosta­łoby ponad wszelką wąt­pli­wość zro­zu­miane. Więk­szość osób wykształ­co­nych po pro­stu nie poj­muje, jak nie­wiel­kie wra­że­nie na prze­cięt­nych ludziach robią abs­trak­cje słowne. Gdy Acland roz­po­wszech­niał swój nie­mą­dry Mani­fest Prze­cięt­nych Ludzi (wyszedł on spod jego pióra, a na dole został pod­pi­sany przez „prze­cięt­nych ludzi”, któ­rych oso­bi­ście wybrał), powie­dział mi, że spraw­dze­nie pierw­szej wer­sji tek­stu powie­rzył Mass Obse­rva­tion54, któ­rej pra­cow­nicy „wypró­bo­wali” ją na robot­ni­kach; prze­ko­nał się wtedy, że powstały wokół niego nie­sa­mo­wite nie­po­ro­zu­mie­nia. Pierw­szą oznaką, że coś się w Anglii naprawdę dzieje i zmie­nia, będzie znik­nię­cie z pro­gramu radio­wego tego strasz­li­wie afek­to­wa­nego spo­sobu mówie­nia. Bywa­jąc w pubach, zauwa­ży­łem, że robot­nicy dopiero wtedy zaczy­nają uważ­nie słu­chać wia­do­mo­ści, gdy są one prze­ka­zy­wane, bodaj w nie­wiel­kim stop­niu, ple­bej­skim, popu­lar­nym języ­kiem. Z kolei E. twier­dzi i, jak sądzę, ma tro­chę racji, że osoby nie­wy­kształ­cone czę­sto poru­sza pod­nio­sły język, któ­rego wpraw­dzie nie rozu­mieją, wyczu­wają jed­nak, że mówi się coś waż­nego i donio­słego. Na przy­kład na pani A.55 wiel­kie wra­że­nie robią prze­mó­wie­nia Chur­chilla, choć wła­ści­wie nie rozu­mie, o co w nich dokład­nie cho­dzi.

25.6.40. Ostat­niej nocy ostrze­że­nie o nalo­cie około 1.00. Dla Lon­dynu był to fał­szywy alarm, ale nie­wąt­pli­wie bomby gdzieś jed­nak spa­dły. Wsta­li­śmy z łóżek i ubra­li­śmy się, ale nie zeszli­śmy do schronu. To samo zro­bili wszy­scy, to zna­czy wstali z łóżek, a potem po pro­stu stali i roz­ma­wiali, co wydaje się wielką głu­potą. Jed­nak gdy zawyją syreny, wydaje się natu­ralną rze­czą, że trzeba wstać z łóżka, potem zaś, gdy nie sły­chać odgło­sów kano­nady ani żad­nego innego alarmu, ludzie wsty­dzą się scho­dzić do schro­nów.

W jed­nej z wczo­raj­szych gazet prze­czy­ta­łem, że w Ame­ryce wyda­wane są maski gazowe, choć trzeba za nie zapła­cić. Maski byłyby zapewne bez­u­ży­teczne dla naszej lud­no­ści cywil­nej i nie­mal na pewno doty­czy to rów­nież USA. Ich wyda­wa­nie jest po pro­stu sym­bo­lem naro­do­wej soli­dar­no­ści, pierw­szym kro­kiem ku przy­wdzia­niu mun­duru. […] Wkrótce po wybu­chu wojny kwe­stia nosze­nia lub nienosze­nia maski gazo­wej zyskała spo­łeczne oraz poli­tyczne impli­ka­cje. Przez kilka pierw­szych dni takie osoby jak ja, które ich nie nosiły, zwra­cały powszechną uwagę; przyj­mo­wano za pew­nik, że ci, któ­rzy masek nie mają, to „lewi­cowcy”. Potem zwy­czaj nosze­nia maski jakoś zanikł i przy­jęło się sądzić, że osoba z maską to prze­sadny ase­ku­rant, typ drob­nego wła­ści­ciela nie­ru­cho­mo­ści z przed­mieść. Gdy zaczęły nad­cho­dzić złe wia­do­mo­ści, zwy­czaj ów powró­cił i obec­nie maski nosi chyba 20 pro­cent lon­dyń­czy­ków. Na­dal jed­nak czło­wiek z maską, lecz ubrany w odzież cywilną, jest obiek­tem spoj­rzeń. Dopóki nie nastą­pią wiel­kie naloty, a ludzie nie prze­ko­nają się, że Niemcy fak­tycz­nie nie uży­wają gazów bojo­wych, nosze­nie maski gazo­wej będzie zapewne dobrym wskaź­ni­kiem tego, w jakiej mie­rze wojna ma wpływ na ludzi.

Tego popo­łu­dnia posze­dłem do biura wer­bun­ko­wego, żeby wpi­sać się na listę ochot­ni­ków w Bata­lio­nach Służby Tery­to­rial­nej. Kazali mi przyjść jesz­cze raz w pią­tek na bada­nie lekar­skie, ponie­waż jed­nak służba ta jest dla męż­czyzn od trzy­dzie­stu do pięć­dzie­się­ciu lat, przy­pusz­czam, że wyma­ga­nia są niskie. Osob­nik, który przyj­mo­wał ode mnie dane itd., był kre­ty­nem, jakich wielu, wete­ra­nem z meda­lami z poprzed­niej wojny; ledwo potra­fił pisać. Wiel­kie litery cza­sami sta­wiał odwrot­nie.

27.6.40. Podobno przed­ostat­niej nocy pod­czas alarmu bom­bo­wego wielu lon­dyń­czy­ków wyrwał ze snu sygnał „alarm odwo­łany”; ludzie ci uznali, że jest to ostrze­że­nie, zeszli do schro­nów, w któ­rych pozo­stali aż do rana, cze­ka­jąc na sygnał „alarm odwo­łany”. A wszystko to po dzie­się­ciu mie­sią­cach wojny i po Bóg jedyny wie ilu wyja­śnie­niach doty­czą­cych pro­ce­dury postę­po­wa­nia pod­czas alar­mów.

To, że nasz rząd nie musi obec­nie pro­wa­dzić kam­pa­nii rekru­ta­cyj­nej, para­li­żuje pro­pa­gandę. […] Oso­bli­wym zja­wi­skiem jest brak jakich­kol­wiek pla­ka­tów pro­pa­gan­do­wych o ogól­nym prze­sła­niu doty­czą­cych walki z faszy­zmem itd. Gdyby tak ktoś mógł poka­zać w MOI56 pla­katy wyko­rzy­sty­wane w hisz­pań­skiej woj­nie domo­wej, bodaj nawet i fran­ki­stow­skie. Jak jed­nak ci ludzie mają porwać naród do walki prze­ciwko faszy­zmowi, skoro sami są subiek­tyw­nie pro­fa­szy­stami i pod­li­zy­wali się Mus­so­li­niemu mniej wię­cej aż do chwili, gdy Wło­chy przy­stą­piły do wojny? Butler57, odpo­wia­da­jąc na pyta­nia o hisz­pań­ską oku­pa­cję Tan­geru, powie­dział, że Rząd JK Mości „przy­jął zapew­nie­nie” rządu hisz­pań­skiego, iż woj­ska jego kraju zajęły Tan­ger tylko po to by ochro­nić jego neu­tral­ność, a nastą­piło to po demon­stra­cjach falan­gi­stów w Madry­cie dla uczcze­nia „pod­boju” Tan­geru. […] W dzi­siej­szej pra­sie poran­nej „zaprze­cze­nie”, jakoby Hoare58 w Madry­cie son­do­wał moż­li­wość pod­pi­sa­nia poro­zu­mie­nia o rozej­mie. Innymi słowy, tak było. Jedyne pyta­nie: czy zdo­łamy pozbyć się tych ludzi w ciągu kilku naj­bliż­szych tygo­dni, zanim będzie za późno?

Pod­świa­doma skłon­ność bry­tyj­skiej klasy rzą­dzą­cej do zdrady w obec­nej woj­nie, która jest fak­tycz­nie wojną kla­sową, jest fak­tem aż nazbyt oczy­wi­stym, żeby o nim wspo­mi­nać. Trudno jed­nak roz­strzy­gnąć, ile jest zdrady roz­myśl­nej. […] L.M.59, który zna wszyst­kich tych ludzi, a przy­naj­mniej spo­ty­kał się z nimi, twier­dzi, że poza indy­wi­du­al­nymi wyjąt­kami, na przy­kład Chur­chil­lem, cała bry­tyj­ska ary­sto­kra­cja jest zepsuta do szpiku kości i że obce jej są nawet naj­bar­dziej pod­sta­wowe zasady patrio­ty­zmu; dba ona tylko o jedno, mia­no­wi­cie, jak zacho­wać poziom życia. Dodał, że kosz­ma­rem dla nich była od zawsze moż­li­wość upadku Mus­so­li­niego. Jak dotych­czas prze­wi­dy­wa­nia L.M. doty­czące wojny, które wygło­sił w dniu jej roz­po­czę­cia, spraw­dziły się co do joty. Powie­dział wtedy, że nic nie będzie się działo przez całą zimę. Wło­chy będą przez nas trak­to­wane z wielką estymą, ale pew­nego dnia wystą­pią nie­ocze­ki­wa­nie prze­ciwko nam, oraz że celem Nie­miec jest zain­sta­lo­wa­nie w naszym kraju prze­mocą rządu mario­net­ko­wego, za któ­rego pośred­nic­twem Hitler będzie nami rzą­dził, a ogół narodu nie będzie rozu­miał, co się naprawdę dzieje. […] L.M. pomy­lił się tylko w jed­nym punk­cie: podob­nie jak ja uznał, że Rosja będzie kon­ty­nu­ować współ­pracę z Niem­cami, a na to teraz nie wygląda. Skąd­inąd Rosja­nie najprawdopodob­niej nie spo­dzie­wali się tak szyb­kiego i nagłego upadku Fran­cji. Pétain i spółka, z nadzieją na suk­ces, pró­bują teraz wysta­wić w ten sam spo­sób do wia­tru Rosję, tak jak Rosja wcze­śniej Anglię. Cie­kawe, że po pod­pi­sa­niu paktu rosyj­sko-nie­miec­kiego60 pano­wało nie­mal powszechne prze­ko­na­nie, iż układ ów przy­niósł zde­cy­do­wa­nie wię­cej korzy­ści Rosji i że Sta­lin w jakiś spo­sób „zatrzy­mał” Hitlera, choć wystar­czyło jedno spoj­rze­nie na mapę, żeby się prze­ko­nać, że to nie­prawda. […] W zachod­niej Euro­pie komu­nizm oraz lewi­cowy eks­tre­mizm w ogóle są obec­nie nie­mal powszech­nie jakąś formą mastur­ba­cji. Ci, któ­rzy fak­tycz­nie nie mają wpływu na prze­bieg wyda­rzeń, pocie­szają się uda­wa­niem, że w pew­nym stop­niu wpływ ów posia­dają. Z punktu widze­nia komu­ni­stów wszel­kie sprawy nie mają żad­nego zna­cze­nia, dopóki nie prze­ko­nają oni sie­bie samych, że Rosja jest górą. Wydaje się wąt­pliwe, żeby Rosja­nie osią­gnęli dzięki temu ukła­dowi coś wię­cej ani­żeli tylko chwilę wytchnie­nia, choć doko­nali tego znacz­nie lepiej niż my w Mona­chium. Być może Anglia i ZSRR zostaną osta­tecz­nie zmu­szone koniecz­no­ścią do zawar­cia soju­szu; będzie to inte­re­su­jący przy­kład sytu­acji, w któ­rej realne inte­resy biorą górę nad naj­bar­dziej nawet zacie­kłą ide­olo­giczną nie­na­wi­ścią.

„New Leader”61 pisze o „zdra­dzie” Pétaina i spółki i o „walce robot­ni­ków” z Hitle­rem. Zapewne popar­liby opór „robot­ni­ków” w wypadku inwa­zji nie­miec­kiej na Wyspy. Zgoda, ale czym musie­liby wal­czyć ci robot­nicy? Natu­ral­nie bro­nią. Tym­cza­sem ILP wzywa jed­no­cze­śnie do sabo­tażu w fabry­kach zbro­je­nio­wych. Ludzie ci żyją cał­ko­wi­cie w świe­cie ona­ni­stycz­nych fan­ta­zji; świe­cie, któ­remu osta­teczny kształt nadaje to, że nic, co powie­dzą albo uczy­nią, nie ma żad­nego wpływu na nic, nawet nie zależy od tego wypro­du­ko­wa­nie albo niewypro­du­ko­wa­nie poje­dyn­czego poci­sku.

28.6.40. Jestem strasz­li­wie przy­gnę­biony roz­wo­jem wyda­rzeń. Rano na komi­sji medycz­nej; zosta­łem odrzu­cony, otrzy­mu­jąc kate­go­rię C, a – przy­naj­mniej na razie – męż­czyzn z taką kate­go­rią nie biorą do żad­nego rodzaju broni. […] Prze­ra­ża­jący jest ten brak wyobraźni sys­temu, który w ogóle nie jest w sta­nie spo­żyt­ko­wać umie­jęt­no­ści faceta, który, choć odstaje tro­chę od prze­cięt­nej pod wzglę­dem przy­dat­no­ści zdro­wot­nej, to prze­cież nie jest inwa­lidą. Woj­sko potrze­buje ogrom­nej ilo­ści pracy o cha­rak­te­rze urzęd­ni­czym, którą w więk­szo­ści wyko­nują ludzie o zna­ko­mi­tym zdro­wiu, lecz pół­a­nal­fa­beci. […] Można by jed­nak wyba­czyć rzą­dowi to, że nie powo­łuje do służby inte­li­gen­cji, która jako całość jest nie­pewna poli­tycz­nie, gdyby pró­bo­wał zmo­bi­li­zo­wać ogół narodu i kie­ro­wać ludzi, wyko­nujących zawody słu­żące zaspo­ka­ja­niu wykwint­nych potrzeb, do praw­dzi­wie pro­duk­cyj­nej pracy. Wystar­czy spoj­rzeć na jaką­kol­wiek ulicę, żeby się prze­ko­nać, że nic takiego nie ma miej­sca.

Dziś Rosja­nie weszli do Besa­ra­bii. Prak­tycz­nie nie wzbu­dziło to u nas żad­nego zain­te­re­so­wa­nia, a kilka nie­licz­nych komen­ta­rzy, jakie sły­sza­łem, miało cha­rak­ter lekko apro­bu­jący, a co naj­mniej nie było w nich potę­pie­nia. Porów­naj wielki i powszechny gniew po inwa­zji na Fin­lan­dię. Nie sądzę, żeby ta róż­nica była wywo­łana prze­świad­cze­niem, że Fin­lan­dia i Rumu­nia to dwie odmienne per­spek­tywy. Przy­czyną są zapewne nasze wła­sne strasz­liwe kło­poty oraz opi­nia, że posu­nię­cie to może posta­wić w trud­nym poło­że­niu Hitlera – co, moim zda­niem, musi nastą­pić – pomimo że je sank­cjo­no­wał.

29.6.40. Rząd bry­tyj­ski uznał de Gaulle’a62, fak­tycz­nie jed­nak dość dwu­znacz­nie, bo nie było żad­nego oświad­cze­nia, że nie uznaje rządu Pétaina.

Jedno budzi nadzieję; to mia­no­wi­cie, że prasa jest po naszej stro­nie i utrzy­muje nie­za­leż­ność. […] Jest w tym jed­nak ukryty szko­puł: „wol­ność” prasy ozna­cza tak naprawdę, że zależy ona od zaka­mu­flo­wa­nych inte­re­sów oraz w znacz­nej mie­rze (cho­dzi o reklamy) od branży arty­ku­łów luk­su­so­wych. Gazety, które mogłyby otwar­cie prze­ciw­sta­wić się jaw­nej zdra­dzie, nie mogą zbyt sta­now­czo doma­gać się ukró­ce­nia luk­su­sów w sytu­acji, gdy żyją z reklam cze­ko­lady i jedwab­nych poń­czoch.

30.6.40. Po połu­dniu w Regent’s Park63 parada LDV w sile całej „strefy”, to jest dwu­na­stu plu­to­nów, liczą­cych teo­re­tycz­nie około sześć­dzie­się­ciu ludzi każdy (fak­tycz­nie obec­nie jest ich nieco mniej). Prze­wa­żają wete­rani i, ogól­nie rzecz bio­rąc, jeśli uwzględ­nić fakt, że ćwi­czący w cywil­nej odzieży zawsze wyglą­dają okrop­nie, była to wcale nie­zła gro­madka. Być może 25 pro­cent to robot­nicy. Jeśli w oko­li­cach Regent’s Park two­rzą oni taką pro­por­cję, gdzie indziej musi być ona znacz­nie wyż­sza. Jesz­cze nie wiem, czy w bar­dzo ubo­gich dziel­ni­cach, gdzie wszyst­kimi jed­nost­kami LVD musie­liby kie­ro­wać robot­nicy, wystę­puje ten­den­cja do nie­po­wo­ły­wa­nia tych sił. Obec­nie cała dzia­łal­ność orga­ni­za­cyjna odbywa się w spo­sób nie­sys­te­ma­tyczny i bała­ga­niar­ski, z czego może wyni­kać wiele roz­ma­itych sce­na­riu­szy. Już teraz ludzie two­rzą spon­ta­nicz­nie lokalne oddziały samo­obrony, a gra­naty ręczne są praw­do­po­dob­nie pro­du­ko­wane domo­wym spo­so­bem. Grube ryby są na pewno prze­ra­żone tym, co się dzieje. […] Gene­rał, który odbie­rał naszą defi­ladę, był, jak to zwy­kle bywa, sta­rym skre­ty­nia­łym pier­dzie­lem, fak­tycz­nie znie­do­łęż­nia­łym ramo­lem; jego prze­mó­wie­nie nale­żało do naj­nud­niej­szych i naj­bar­dziej bez­barw­nych, jakie kie­dy­kol­wiek sły­sza­łem. Mimo to ludzie byli chętni do entu­zja­zmu. Grom­kie wiwaty na wieść, że wresz­cie dostar­czono kara­biny.

Wczo­raj infor­ma­cja o śmierci Balbo64 na pla­ka­tach, które widzia­łem, gdy sze­dłem ulicą wraz z C.65 i pań­stwem M.66 C. i ja bar­dzo się uba­wi­li­śmy, gdy on opo­wie­dział, jak Balbo i jego kum­ple zabrali na pokład samo­lotu jed­nego z przy­wód­ców Senus­sich67, a potem pod­czas lotu wyrzu­cili go na zie­mię; nawet M. (choć dwu­stu­pro­cen­towi pacy­fi­ści) chyba nie byli prze­sad­nie zde­gu­sto­wani. E. rów­nież bar­dzo zado­wo­lona. Póź­niej, wie­czo­rem (spa­łem tej nocy w Cro­oms Hill68), zna­leź­li­śmy w zle­wie mysz, która się tam ześli­znęła i nie potra­fiła wspiąć się po ścian­kach i uciec.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Vic­tor Gol­lancz (1893–1967), bry­tyj­ski wydawca i dzia­łacz lewi­cowy, twórca popu­lar­nego The Left Book Club (Klub Książki Lewi­co­wej), zwo­len­nik socja­li­stów, a potem Par­tii Pracy, publi­ko­wał wcze­sne książki Orwella, choć po dru­giej woj­nie świa­to­wej odmó­wił – z przy­czyn poli­tycz­nych i świa­to­po­glą­do­wych – wyda­nia Fol­warku zwie­rzę­cego i Roku 1984 (przyp. tłum.). [wróć]

2. Pla­katy dużych roz­mia­rów z wybi­tymi wielką czcionką tytu­łami, dostar­czane wraz z nakła­dami gazet do punk­tów ich sprze­daży (przyp. tłum.). [wróć]

3. W Lon­dy­nie uka­zy­wały się wów­czas trzy wie­czorne gazety: „Star”, „Eve­ning News” i „Eve­ning Stan­dard”, do dziś prze­trwała tylko ta ostat­nia (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

4. Bri­tish Expe­di­tio­nary Force, Bry­tyj­ski Kor­pus Eks­pe­dy­cyjny we Fran­cji (przyp. tłum.). [wróć]

5. 5 Eileen [O’Shau­gh­nessy] (1906–1945), pierw­sza żona Orwella (przyp. tłum.). [wróć]

6. 6 Alfred Duff-Cooper (1890–1954), od 1952 wiceh­ra­bia Nor­wich, poli­tyk kon­ser­wa­tywny, dyplo­mata, pisarz. Po ustą­pie­niu ze sta­no­wi­ska pierw­szego lorda admi­ra­li­cji, co nastą­piło za przy­czyną jego nie­po­ro­zu­mień z Cham­ber­la­inem w kwe­stii kon­fe­ren­cji mona­chij­skiej, stał się ducho­wym przy­wódcą patrio­tycz­nej pra­wicy. W maju 1940 roku Chur­chill mia­no­wał go mini­strem infor­ma­cji (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

7. Tygo­dnik socja­li­styczny (wyda­wany potem przez Ray­monda Post­gate’a), z któ­rym długo współ­pra­co­wał Orwell, pisząc recen­zje i arty­kuły (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

8. Dzien­nik bry­tyj­skiej Par­tii Komu­ni­stycz­nej (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

9. Perio­dyk The Bri­tish Union of Fasci­sts (faszy­stow­skiego ugru­po­wa­nia Black­shirts Oswalda Mosleya – przyp. tłum.). [wróć]

10. W maju Max Ait­ken, pierw­szy baron Beaver­brook (1879–1964), kana­dyj­ski wła­ści­ciel gazet, został mia­no­wany przez Chur­chilla mini­strem ds. pro­duk­cji lot­ni­czej. Na tym sta­no­wi­sku wyka­zał sku­tecz­ność, choć jego dzia­ła­nia wzbu­dzały kon­tro­wer­sje. Potem został mini­strem ds. pro­duk­cji wojen­nej. W 1918 r. był mini­strem infor­ma­cji (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

11. Franz Bor­ke­nau (1900–1957), austriacki socjo­log, pisarz i publi­cy­sta poli­tyczny, uro­dzony w Wied­niu; w latach 1921–1929 nale­żał do Nie­miec­kiej Par­tii Komu­ni­stycz­nej. Jego Zur Sozio­lo­gie des Faschi­smus opu­bli­ko­wano w Tybin­dze w 1933 r., kiedy on sam wyemi­gro­wał po obję­ciu wła­dzy w Niem­czech przez nazi­stów. […] Zmarł w Zury­chu (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

12. Cyril Con­nolly (1903–1974), bry­tyj­ski pisarz, dzien­ni­karz i kry­tyk lite­racki, dłu­go­letni przy­ja­ciel Orwella, w latach 1940–1950 wydawca perio­dyku lite­rackiego „Hori­zon”, także kie­row­nik działu lite­rackiego pisma „The Obse­rver”; po 1945 r. główny recen­zent ksią­żek dla „Sun­day Timsa” (przyp. tłum.). [wróć]

13. Osoba nie­zi­den­ty­fi­ko­wana (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

14. Pod tym imie­niem znano Law­rence’a Fre­de­ricka O’Shau­gh­nessy’ego, uko­cha­nego brata Eileen. W ory­gi­nale Orwell nie podaje jego imie­nia, wsta­wia tylko cztery krót­kie kre­ski. Law­rence był wybit­nym chi­rur­giem klatki pier­sio­wej i serca, czte­ro­krot­nym sty­pen­dy­stą nauko­wym, stu­dio­wał medy­cynę w Dur­ham i w Ber­li­nie. W latach 1933–1935 pia­sto­wał sta­no­wi­sko tzw. Hun­te­rian Pro­fes­sor (od nazwi­ska Wil­liama Hun­tera [1718–1783], słyn­nego szkoc­kiego leka­rza, ana­toma i chi­rurga, zało­ży­ciela lon­dyń­skiej aka­de­mii The Hun­te­rian School of Medi­cine, także wybit­nego kolek­cjo­nera dzieł sztuki – przyp. tłum.) w The Royal Col­lege of Sur­ge­ons. […] W roku 1938 otrzy­mał nagrodę wraz z zaszczyt­nym wyróż­nie­niem za roz­prawę z dzie­dziny chi­rur­gii klatki pier­sio­wej. […] W chwili wybu­chu wojny roz­po­czął służbę w The Royal Army Medi­cine Corps (Kor­pu­sie Medycz­nym Bry­tyj­skich Sił Lądo­wych); zgi­nął na plaży Dun­kierki, opa­tru­jąc ran­nych. Miał wtedy 36 lat i sto­pień majora. Jego żona Gwen także była lekarką. Śmierć uko­cha­nego brata była dla Eileen dotkli­wym cio­sem. […] (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

15. Éamon de Valera (1882–1975), irlandzki przy­wódca poli­tyczny; wtedy pre­mier Wol­nego Pań­stwa Irlan­dii. W 1959 r. został wybrany na pre­zy­denta Irlan­dii (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

16. Popu­larna gazeta nie­dzielna (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

17. 1 lipca obję­tość ta została zmniej­szona do 6 stron (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

18. Kru­schen Salts, paten­to­wany lek dostępny w wol­nej sprze­daży aptecz­nej, mie­szanka soli magnezu, sodu i potasu z dodat­kiem kwasu cytry­no­wego, na­dal popu­larny w Wiel­kiej Bry­ta­nii. Usuwa z orga­ni­zmu tok­syny i regu­luje pracę układu pokar­mo­wego. Zaży­wany także przez osoby dotknięte poda­grą, reu­ma­ty­zmem i zapa­le­niem kostno-sta­wo­wym. Bile Beans, wyna­le­ziony w 1899 r. w Austra­lii lek paten­to­wany, rodzaj zio­ło­wego pana­ceum, mie­sza­nina środ­ków prze­czysz­cza­ją­cych, ziół pobu­dza­ją­cych wydzie­la­nie żółci i sub­stan­cji wia­tro­pęd­nych. Miał postać pigu­łek i zachwa­lano go jako śro­dek na „zdro­wie wewnętrzne” (inner helth). Miał jakoby leczyć więk­szość scho­rzeń, od mala­rii przez nie­straw­ność, żół­taczkę, aż po nie­świeży oddech i nad­kwa­sotę żołąd­kową. Sprze­da­wany w Wiel­kiej Bry­ta­nii jesz­cze w latach osiem­dzie­sią­tych XX w. (przyp. tłum.). [wróć]

19. Mar­got Asqu­ith (1864–1945), wdowa po Her­ber­cie Hen­rym Asqu­icie, earlu Oks­fordu i Asqu­ith, pre­mie­rze w latach 1906–1916 (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

20. Podane przez autora liczby istot­nie odpo­wia­dały rze­czy­wi­stym. Pomimo iż utra­cono więk­szość uzbro­je­nia i sprzętu, spod Dun­kierki zdo­łano ewa­ku­ować 198 000 żoł­nie­rzy bry­tyj­skich oraz 140 000 żoł­nie­rzy w więk­szo­ści fran­cu­skich i bel­gij­skich. Spo­śród 41 jed­no­stek pły­wa­ją­cych, które uczest­ni­czyły w ope­ra­cji, 6 zato­piono, a 19 znisz­czono. Z por­tów Nor­man­dii i Bre­ta­nii zostało ewa­ku­owa­nych na Wyspy ok. 220 000 żoł­nie­rzy służby czyn­nej (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

21. Słowo „wyco­fane” (w oryg. sup­pres­sed) suge­ruje dzia­ła­nie cen­zury; zaka­zano ich wtedy z uwagi na koniecz­ność oszczęd­nego gospo­da­ro­wa­nia surow­cami oraz ogra­ni­cze­nia impor­towe; prze­zna­czony do przy­wozu papier mogły zastą­pić w ładow­niach stat­ków inne mate­riały (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

22. Sir Staf­ford Cripps (1889–1952), bry­tyj­ski poli­tyk labu­rzy­stow­ski, praw­nik, pod­czas pierw­szej wojny świa­to­wej słu­żył we Fran­cji. Przy­wódca lewi­co­wego skrzy­dła w Labour Party, w 1939 r. został przej­ściowo z niej usu­nięty za wzy­wa­nie do utwo­rze­nia wspól­nego frontu z komu­ni­stami. Rok póź­niej mia­no­wany amba­sa­do­rem bry­tyj­skim w ZSRR; w 1942 r., po powro­cie do ojczy­zny, został lor­dem skarb­ni­kiem pie­częci, następ­nie był mini­strem lot­nic­twa, a w 1945 r., po doj­ściu do wła­dzy Labour Party, został mia­no­wany przez pre­miera Attlego mini­strem skarbu. Nale­żał do współ­twór­ców zawią­za­nia przez pań­stwa zachod­nie wojen­nego przy­mie­rza z ZSRR. Popie­rał nacjo­na­li­za­cję klu­czo­wych gałęzi gospo­darki. W 1946 r. jego misja w Indiach (gdzie miał nego­cjo­wać warunki przy­zna­nia nie­pod­le­gło­ści temu kra­jowi) zakoń­czyła się nie­po­wo­dze­niem; wła­śnie wtedy zary­so­wał się przy­szły podział tej kolo­nii bry­tyj­skiej na Indie i Paki­stan. W 1947 r. został mini­strem ds. gospo­dar­czych, potem ponow­nie mini­strem skarbu. Kon­ty­nu­ował poli­tykę racjo­no­wa­nia żyw­no­ści i arty­ku­łów prze­my­sło­wych oraz spra­wo­wa­nia przez pań­stwo ści­słej kon­troli nad gospo­darką. Umoż­li­wiło to stłu­mie­nie infla­cji przy utrzy­ma­niu peł­nego zatrud­nie­nia oraz reali­za­cję pro­gra­mów rzą­do­wych nale­żą­cych do wpro­wa­dza­nego sys­temu welfare stale. W 1949 r. zde­wa­lu­ował o 30 pro­cent funta bry­tyj­skiego. Od 1950 r. z przy­czyn zdro­wot­nych w sta­nie spo­czynku (przyp. tłum.). [wróć]

23. Bry­tyj­ski sklep spo­żyw­czy (przyp. tłum.). [wróć]

24. Local Defence Volun­te­ers (Ochot­nicy Lokal­nej Obrony Cywil­nej), potem Home Guard (Obrona Tery­to­rialna). Orwell wstą­pił 12 czerwca do jed­nostki, która nosiła nazwę Kom­pa­nia C, 5 Lon­dyń­ski Bata­lion Okrę­gowy (C Com­pany, 5th County of Lon­don Bat­ta­lion); nie­ba­wem awan­so­wał do stop­nia sier­żanta i miał pod swo­imi roz­ka­zami 10 pod­wład­nych. Trak­to­wał swoje obo­wiązki bar­dzo poważ­nie (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

25. Cho­dzi o Lord’s Cric­ket Gro­und, słynny teren do gry w kry­kieta w dziel­nicy St. John’s Wood w Lon­dy­nie; jest to rów­nież sie­dziba bry­tyj­skiego i walij­skiego związku kry­kie­to­wego, a także Mię­dzy­na­ro­do­wej Rady Kry­kieta (Inter­na­tio­nal Cric­ket Coun­cil). Odby­wają się tam naj­waż­niej­sze mecze kry­kieta – bry­tyj­skie i mię­dzy­na­ro­dowe (przyp. tłum.). [wróć]

26. Mary­le­bone Cric­ket Club, insty­tu­cja nad­zo­ru­jąca wtedy bry­tyj­skie i mię­dzy­na­ro­dowe roz­grywki kry­kieta (przyp. red. wyd. ang.). MCC jest też wła­ści­cie­lem Lord’s (przyp. tłum.). [wróć]

27. Kor­pus Pio­nie­rów (The Pio­neer Corps) był orga­ni­za­cją podobną do cywil­nej służby pomoc­ni­czej, odpo­wied­ni­kiem Con­struc­tion Bat­ta­lions w Mary­narce Wojen­nej Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Słu­żyły w nim m.in. osoby uzna­wane przez wła­dze bry­tyj­skie za tzw. ele­ment nie­pewny poli­tycz­nie; czę­sto byli to żydow­scy uchodźcy z Nie­miec i z innych kra­jów Europy. W póź­niej­szym okre­sie wojny wielu „pio­nie­rom” powie­rzano zaję­cia w dzie­dzi­nach wyma­ga­ją­cych bez­względ­nej lojal­no­ści wobec pań­stwa; ich inte­li­gen­cja oraz bogata nie­jed­no­krot­nie wie­dza spe­cja­li­styczna były tam znacz­nie lepiej wyko­rzy­sty­wane (przyp. tłum.). [wróć]

28. Robot­ni­czy okręg wybor­czy w dziel­nicy Lon­dynu East End (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

29. Black­shirts, człon­ko­wie The Bri­tish Union of Fac­si­sts, par­tii sir Oswalda Mosleya (przyp. tłum.). [wróć]

30. Geo­rge Lans­bury (1859–1940), zago­rzały pacy­fi­sta (przyp. red. wyd. ang.). Bry­tyj­ski poli­tyk i dzia­łacz związ­kowy, czło­nek Libe­ral Party, potem socjal­de­mo­krata, zwo­len­nik i wyznawca tzw. socja­li­zmu chrze­ści­jań­skiego. Nale­żał też do Inde­pen­dent Labour Party, a potem do labu­rzy­stów. Współ­za­ło­ży­ciel dzien­nika „Daily Herald”, pod­czas pierw­szej wojny świa­to­wej pacy­fi­sta. W 1928 r. wybrany na sta­no­wi­sko prze­wod­ni­czą­cego Labour Party, zaj­mo­wał też urząd w labu­rzy­stow­skim rzą­dzie Ram­saya Mac­Do­nalda; ustą­pił w 1931 r., potem prze­wo­dził opo­zy­cji labu­rzy­stów w Izbie Gmin. Nie­na­wi­dził faszy­zmu, lecz jako pacy­fi­sta sprze­ci­wiał się zwal­cza­niu go prze­mocą. W przeded­niu dru­giej wojny świa­to­wej pro­wa­dził roz­mowy z przy­wód­cami wielu państw euro­pej­skich, m.in. z Hitle­rem, usi­łu­jąc zapo­biec roz­po­czę­ciu dzia­łań zbroj­nych. Po nie­po­wo­dze­niu swo­jej misji zmarł roz­cza­ro­wany i zgorzk­niały (przyp. tłum.). [wróć]

31.Ditto (łac.) – tak samo. [wróć]

32. Juan Negrin Lopez (1887–1956), pro­fe­sor fizjo­lo­gii, poli­tyk hisz­pań­ski, od 1936 r. mini­ster finan­sów w rzą­dzie Fran­cisa Largo Caba­lerro. W maju 1937 r. mia­no­wany pre­mie­rem; po klę­sce repu­bliki od 1939 r. na emi­gra­cji, gdzie orga­ni­zo­wał pomoc dla uchodź­ców repu­bli­kań­skich (przyp. tłum.). [wróć]

33. Zob. opu­bli­ko­waną cztery lata wcze­śniej powieść Orwella Wiwat aspi­di­stra!, w któ­rej dał on wyraz swo­jej nie­chęci do podob­nych bane­rów rekla­mo­wych (adver­ti­zing posters), z idio­tycz­nie się uśmie­cha­ją­cymi, wiel-gach­nymi twa­rzami o bar­wie różo­wej szynki (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

34. Nie­miecka ofi­cyna wydaw­ni­cza, która zapro­po­no­wała Orwel­lowi wyda­nie powie­ści Brak tchu w serii ksią­żek bele­try­stycz­nych w języku angiel­skim, roz­pro­wa­dza­nych potem w Euro­pie, głów­nie jed­nak w Niem­czech. Cie­kawe, że Orwell wyra­ził zgodę na usu­nię­cie z utworu frag­men­tów o wydźwięku nie­ko­rzyst­nym dla Hitlera (przyp. tłum.). Orwell pod­pi­sał z tą ofi­cyną umowę dokład­nie na trzy dni przed wypo­wie­dze­niem wojny Niem­com przez Wielką Bry­ta­nię. Książka nie uka­zała się dru­kiem (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

35. Vic­tor Wil­liam (Peter) Wat­son (1908–1956), zamożny mło­dzie­niec, który po wielu podró­żach posta­no­wił ok. roku 1939 poświę­cić się sztuce; wraz z przy­ja­cie­lem Cyri­lem Con­nol­lym zało­żył pismo „Hori­zon”, które fak­tycz­nie finan­so­wał i dla któ­rego dostar­czał mate­riały do działu „Sztuka”. W 1948 r. został jed­nym z zało­ży­cieli Insti­tute of Cotem­po­rary Arts (Insty­tut Sztuk Współ­cze­snych). Był wiel­bi­cie­lem pisar­stwa Orwella. […] (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

36. Unity Val­ky­rie Mit­ford (1914–1948), czwarta córka lorda Rodes­dale, poczy­na­jąc od roku 1934, w któ­rym poznała Hitlera, była jego zwo­len­niczką i fana­tyczną wiel­bi­cielką. W stycz­niu 1940 r. została ode­słana z Nie­miec do ojczy­zny z raną głowy po nie­uda­nej pró­bie samo­bój­stwa. Żyła potem w odosob­nie­niu (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

37. Być może cho­dzi o Micha­ela, wła­ści­ciela nie­wiel­kiej fabryczki odzie­żo­wej, wspo­mnia­nej w zapi­sce pod datą 3.9.40 (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

38. Duży gmach usy­tu­owany przy Tra­fal­gar Squ­are w Lon­dy­nie. Wów­czas znaj­do­wało się tam Biuro Wyso­kiego Komi­sa­rza Kanady w Zjed­no­czo­nym Kró­le­stwie, obec­nie pozo­stały tylko nie­które jego wydziały. Jest czymś w rodzaju cen­trum kul­tu­ral­nego Kanady, orga­ni­zo­wane są tam kana­dyj­skie imprezy kul­tu­ralne, wer­ni­saże, wystawy, kon­certy, odczyty, kon­fe­ren­cje itd. Działa w nim też zna­ko­mi­cie wypo­sa­żona biblio­teka oraz kana­dyj­ski ośro­dek infor­ma­cyjny (przyp. tłum.). [wróć]

39. Gwen O’Shau­gh­nessy, bra­towa Eileen. Na początku wojny ist­niał rzą­dowy plan ewa­ku­owa­nia dzieci do Kanady i Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Lau­rence, syn Gwen (w czerwcu 1940 r. miał rok i sie­dem mie­sięcy), został ewa­ku­owany do Kanady na pokła­dzie jed­nego z ostat­nich stat­ków wyzna­czo­nych do tego celu, nim podobna jed­nostka, „City of Bena­res”, została zato­piona na Atlan­tyku (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

40. Naj­praw­do­po­dob­niej cho­dzi o ten dzien­nik, choć u Orwella wid­nieje w tym miej­scu pięć krót­kich kre­sek (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

41. Praw­do­po­dob­nie cho­dzi o Richarda Cros­smana (1907–1974), uczo­nego, inte­lek­tu­ali­stę, dzien­ni­ka­rza i lewi­co­wego poli­tyka. W latach 1938–1955 był on zastępcą redak­tora naczel­nego dzien­nika „The New Sta­te­sman”; w latach 1970–1972 redak­to­rem naczel­nym. W latach 1945–1970 był też posłem z ramie­nia Labour Party; w latach 1964–1966 spra­wo­wał urząd mini­stra ds. budow­nic­twa i samo­rzą­dów; w latach 1964–1966 był mini­strem zdro­wia i opieki spo­łecz­nej (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

42. W dniach 16–17 kwiet­nia 1940 r. bry­tyj­ska 146 Bry­gada Pie­choty wylą­do­wała w nor­we­skim Namsos (ok. 300 mil na pół­noc od Oslo). Wyco­fano ją 2 i 3 maja. Ostat­nie oddziały alianc­kie opu­ściły Nor­we­gię 9 czerwca (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

43. Aneu­rin Bevan (1897–1970), Walij­czyk z pocho­dze­nia, bry­tyj­ski poli­tyk lewi­cowy, akty­wi­sta związ­kowy, syn gór­nika. Jeden z przy­wód­ców walij­skich gór­ni­ków pod­czas słyn­nego strajku powszech­nego w Wiel­kiej Bry­ta­nii roz­po­czę­tego 3 maja 1926 r., czło­nek komi­tetu redak­cyj­nego dzien­nika socja­li­stycz­nego „Tri­bune”. Zwal­czał gabi­net Cham­ber­la­ina; pod­czas dru­giej wojny świa­to­wej jeden z lide­rów lewicy w Izbie Gmin, prze­ciw­nik gabi­netu koali­cyj­nego, sprze­ci­wiał się m.in., cen­zu­ro­wa­niu prasy i radia oraz wpro­wa­dze­niu prze­pi­sów praw­nych pozwa­la­ją­cych wła­dzom na aresz­to­wa­nie oby­wa­teli bez sądu. Zwo­len­nik zna­cjo­na­li­zo­wa­nia bry­tyj­skiego gór­nic­twa oraz, pod­czas wojny, otwar­cia w Euro­pie dru­giego frontu. W 1945 r., po zwy­cię­stwie wybor­czym labu­rzy­stów, mia­no­wany mini­strem zdro­wia. Na tym sta­no­wi­sku był współ­twórcą Natio­nal Health Service, powszech­nego, zna­ko­mi­cie dzia­ła­ją­cego, pań­stwo­wego sys­temu ubez­pie­czeń zdro­wot­nych. Od 1951 r. mini­ster pracy, współ­two­rzył sprawny, bar­dzo efek­tywny i ist­nie­jący bodaj w szcząt­ko­wej for­mie po dziś dzień sys­tem welfare State, czyli pań­stwa dobro­bytu, obej­mu­jący swoją opieką przede wszyst­kim pra­cow­ni­ków najem­nych. W póź­niej­szych latach prze­ciw­nik nad­mier­nych wydat­ków na zbro­je­nia, zwłasz­cza ato­mowe. Lider lewego skrzy­dła Labour Party w Izbie Gmin. W roku 1959 wybrany na wice­prze­wod­ni­czą­cego par­tii. Zmarł na cho­robę nowo­two­rową (przyp. tłum.). W 1949 r. Orwell powie­dział jed­nemu z przy­ja­ciół, co nastę­puje: „Gdy­bym tylko mógł zostać szarą emi­nen­cją Nye’a, wkrótce posta­wi­li­by­śmy kraj na nogi”. G.R. Strauss (1901––1979), otrzy­mał doży­wot­nią god­ność para Anglii, był posłem labu­rzy­stow­skim, nale­żał do kie­row­nic­twa pisma „Tri­bune” (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

44. Rząd Neville’a Cham­ber­la­ina upadł 10 maja 1940 r., po czym powstał nowy gabi­net, sfor­mo­wany przez Win­stona Chur­chilla. Ów wspa­nia­ło­myśl­nie włą­czył doń Cham­ber­la­ina (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

45. Ray­ner Hep­pen­stall (1911–1981), bry­tyj­ski pro­zaik, poeta, kry­tyk lite­racki, dzien­ni­karz, tłu­macz, pro­du­cent pro­gra­mów radio­wych w BBC. Przy­ja­ciel Orwella, z któ­rym wspól­nie miesz­kali pod­czas pierw­szego pobytu w Lon­dy­nie. Jeden z naj­bar­dziej poczyt­nych pisa­rzy bry­tyj­skich w latach trzy­dzie­stych XX w., obec­nie cał­ko­wi­cie zapo­mniany. U schyłku życia pra­wi­cowy reak­cjo­ni­sta (przyp. tłum.). [wróć]

46. Jest to cza­sow­nik utwo­rzony od nazwi­ska płk. Blimpa. Był on uoso­bie­niem bry­tyj­skiego ultra­szo­wi­ni­zmu. Twórcą tej postaci był kary­ka­tu­rzy­sta David Low, Nowo­ze­land­czyk szkocko-irlandz­kiego pocho­dze­nia, anty­fa­szy­sta i anty­pra­wi­co­wiec, który w 1919 r. roz­po­czął pracę w Lon­dy­nie i zamiesz­czał rysunki saty­ryczne w dzien­ni­kach „Eve­ning News” i „Man­che­ster Guar­dian”. Postać odzia­nego tylko w ręcz­nik na bio­drach puł­kow­nika (zasad­ni­czym miej­scem jego sta­cjo­no­wa­nia była łaź­nia turecka) sta­no­wiła (naj­czę­ściej, choć nie zawsze) motyw małego rysunku obocz­nego, będą­cego jakby komen­ta­rzem do głów­nej kary­ka­tury poli­tycz­nej; wygła­szała roz­ma­ite bzdury i nie­do­rzecz­no­ści z pozy­cji skraj­nie pra­wi­co­wych, czę­sto bli­skich orien­ta­cjom Hitler–Mus­so­lini–Franco. Poja­wiła się naj­praw­do­po­dob­niej na prze­ło­mie lat dwu­dzie­stych i trzy­dzie­stych XX w. Blimp uosa­biał bry­tyj­ski esta­bli­sh­ment niż­szego szcze­bla z lat trzy­dzie­stych XX w., widziany w krzy­wym zwier­cia­dle. Poprzez tę postać Low kry­ty­ko­wał i wyszy­dzał moral­ność bry­tyj­skiej wyż­szej klasy, jej izo­la­cjo­nizm, sno­bizm, zadu­fa­nie i prze­świad­cze­nie o wyż­szo­ści Angli­ków nad innymi naro­dami. Kary­ka­tury Blimpa poja­wiały się mniej wię­cej do początku lat pięć­dzie­sią­tych (wcze­śniej Low kil­ka­krot­nie zapo­wia­dał, że nie będzie go ryso­wać, ale nie dotrzy­my­wał słowa). Nazwi­sko płk. Blimpa jest akro­ni­mem ame­ry­kań­skiej nazwy type B of limp diri­gi­ble – miękki ste­ro­wiec typu B. Był to nie­wielki ste­ro­wiec uży­wany m.in. pod­czas pierw­szej wojny świa­to­wej do patro­lo­wa­nia wybrzeży mor­skich. Praw­do­po­dob­nie ta „anty­nie­miecka” rola zain­spi­ro­wała Lowa do prze­ję­cia tego skrótu jako nazwi­ska (przyp. tłum.). [wróć]

47. Moż­liwe, że cho­dzi tu o Richarda Cros­smana albo Cyrila Con­nolly’ego. Inez Hol­den suge­ro­wała jed­nak, że być może Orwell miał na myśli Chri­sto­phera Hol­lisa albo swo­jego tajem­ni­czego zna­jo­mego Car­tera, któ­rego przy­ja­ciele pisa­rza ni­gdy nie widzieli (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

48. Jest to pierw­sza wzmianka Orwella o jego śnie, w któ­rym mieszka na Hebry­dach, a który ziścił się w 1945 r., kiedy to pisarz wyna­jął dom z kawał­kiem gruntu na wyspie Jura. Por. wizję „Zło­tej kra­iny” Win­stona Smi­tha w Roku 1984 (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

49. Jean Chiappe (1878–1940), Kor­sy­ka­nin, szef pary­skiej poli­cji w latach 1927–1934, był sym­pa­ty­kiem faszy­stów i wsła­wił się nie­zwy­kle okrut­nymi prze­śla­do­wa­niami lewicy. Elliot Paul, odno­sząc się do zdy­mi­sjo­no­wa­nia go 2 lutego 1934 r., napi­sał, że był on jed­nym z przy­wód­ców Cago­ular­dów Pétaina, kap­tu­ro­wego brac­twa, kon­spi­ru­ją­cego w celu wpro­wa­dze­nia dyk­ta­tury faszy­stow­skiej (A Nar­row Street, 1942) (przyp. red. wyd. ang.). Elliot Paul (1891–1958) był ame­ry­kań­skim pisa­rzem („auto­bio­gra­fem”) i dzien­ni­ka­rzem. Pod­czas pierw­szej wojny świa­to­wej słu­żył w Ame­ry­kań­skim Kor­pu­sie Eks­pe­dy­cyj­nym w Euro­pie; potem pra­co­wał w Euro­pie jako kore­spon­dent Asso­cia­ted Press oraz dzien­ni­karz pary­skich wydań ame­ry­kań­skich gazet. Wraz z Euge­nem Jola­sem zało­żył wpły­wowe pismo „Trans­i­tion” (1927–1938) (przyp. tłum.). [wróć]

50. Henri Phi­lippe Pétain (1856–1951),w 1916 r. bro­nił z powo­dze­niem Ver­dun, dzięki czemu uznano go w ojczyź­nie za boha­tera naro­do­wego; w 1918 r. mia­no­wany mar­szał­kiem. W 1940 r. został pre­mie­rem; za jego kaden­cji nastą­piła kapi­tu­la­cja Fran­cji oraz podział jej tery­to­rium przez Niem­ców, do końca wojny był sze­fem mario­net­ko­wego rządu w Vichy. Po woj­nie ska­zany na karę śmierci za kola­bo­ra­cję z nazi­stami; pre­zy­dent de Gaulle zmie­nił ów wyrok na karę doży­wot­niego wię­zie­nia (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

51. Pierre Laval (1883–1945), peł­nił we Fran­cji urzędy mini­stra robót publicz­nych, spra­wie­dli­wo­ści, pracy, kolo­nii oraz spraw zagra­nicz­nych; był także pre­mie­rem (w latach 1931–1932 i 1935–1936). W roku 1920 wystą­pił z par­tii socja­li­stycz­nej, a potem stop­niowo zmie­niał poglądy na rady­kal­nie pra­wi­cowe. 7 stycz­nia 1935 r. jako mini­ster spraw zagra­nicz­nych pod­pi­sał poro­zu­mie­nie z Mus­so­li­nim, wspie­ra­jące wło­skie rosz­cze­nia tery­to­rialne wobec Abi­sy­nii w zamian za popar­cie Rzymu prze­ciwko nie­miec­kiej inter­wen­cji w Austrii. Wło­chy zaata­ko­wały Abi­sy­nię 3 paź­dzier­nika 1935 r., nato­miast 18 grud­nia tego roku sir Samuel Hoare (1880–1959), bry­tyj­ski mini­ster spraw zagra­nicz­nych, został zmu­szony do ustą­pie­nia ze sta­no­wi­ska po ujaw­nie­niu, że pod­pi­sał z Lava­lem układ mający na celu ugła­ska­nie Mus­so­li­niego. Po kapi­tu­la­cji Fran­cji nazwi­sko Lavala stało się sym­bo­lem zdra­dziec­kiej kola­bo­ra­cji. On sam nawet dostar­czał Niem­com fran­cu­ską siłę robo­czą. Sądzony w 1945 r. i ska­zany na śmierć, po nie­uda­nej pró­bie samo­bój­czej został stra­cony (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

52. Pierre-Étienne Flan­din (1889–1958), zaj­mo­wał roz­ma­ite sta­no­wi­ska w rzą­dach fran­cu­skich. W latach 1934–1935 pre­mier; potem (1940) mini­ster spraw zagra­nicz­nych w rzą­dzie Pétaina, pró­bo­wał prze­ciw­sta­wiać się nie­miec­kim żąda­niom, jed­nak został zastą­piony na tym sta­no­wi­sku przez Lavala. Po woj­nie otrzy­mał zakaz uczest­ni­cze­nia w życiu publicz­nym (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

53. Eileen Blair i jej bra­towa, Gwen O’Shau­gh­nessy (przyp. red. wyd. ang). [wróć]

54. Mass Obse­rva­tion Move­ment, bry­tyj­ska insty­tu­cja rzą­dowo-pry­watna powo­łana w 1937 r. Zaj­mo­wała się bada­niem opi­nii spo­łecz­nej za pośred­nic­twem zatrud­nia­nych „obser­wa­to­rów-ama­to­rów”. Osoby te czę­sto prze­sia­dy­wały w pubach (uda­jąc zwy­kłych klien­tów), podró­żo­wały auto­bu­sami i metrem, bywały na uro­czy­sto­ściach publicz­nych, impre­zach roz­ryw­ko­wych itd. W pierw­szym rapor­cie May the Twel­fth (1937) orga­ni­za­cja przed­sta­wiła reak­cje spo­łeczne na koro­na­cję króla Jerzego VI (przyp. tłum.). [wróć]

55. Praw­do­po­dob­nie p. Ander­son, kobieta, która sprzą­tała u pań­stwa Blair („Geo­rge Orwell” był pseu­do­ni­mem Erica Bla­ira – przyp. tłum.), gdy wcze­śniej miesz­kali w Wal­ling­ton. Choć Orwell, kiedy pisał Dzien­niki wojenne, miesz­kał w Lon­dy­nie już od pię­ciu lub sze­ściu tygo­dni, na­dal odwie­dzał Wal­ling­ton. W The Sto­res (nazwa sta­rego dworku, w któ­rym Orwell wraz z żoną pro­wa­dzili wiej­ski sklep spo­żyw­czy – przyp. tłum.) bywał aż do roku 1947 (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

56. Mini­ster­stwo Infor­ma­cji, któ­remu pod­le­gała pro­pa­ganda wojenna. Jego biura mie­ściły się w gma­chu senatu Uni­wer­sy­tetu Lon­dyń­skiego, naj­wyż­szym budynku wznie­sio­nym w Lon­dy­nie w okre­sie mię­dzy­wo­jen­nym. Być może był to pier­wo­wzór Mini­ster­stwa Prawdy w powie­ści Rok 1984 (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

57. R.A. Butler (1902–1984), w latach 1938–1941 pod­se­kre­tarz stanu w Mini­ster­stwie Spraw Zagra­nicz­nych, potem mini­ster skarbu oraz mini­ster spraw zagra­nicz­nych w rzą­dzie kon­ser­wa­ty­stów w latach 1951–1964 (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

58. Sir Samuel Hoare był wtedy amba­sa­do­rem Wiel­kiej Bry­ta­nii w Hisz­pa­nii (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

59. L.H. Myers (1881–1944), powie­ścio­pi­sarz i bli­ski przy­ja­ciel Orwella (przyp. red. wyd. ang.). Myers był komu­ni­stą; w 1938 r. sfi­nan­so­wał ano­ni­mowo wypo­czy­nek Orwella w Mara­ke­szu, dokąd ten wyje­chał wraz z Eileen ze względu na koniecz­ność pod­ra­to­wa­nia zdro­wia w cie­płym i suchym kli­ma­cie (Orwell cier­piał wtedy na zadaw­nioną cho­robę dróg odde­cho­wych, a wcze­śniej­szy pobyt w Hisz­pa­nii, gdzie wal­czył w woj­nie domo­wej, osła­bił poważ­nie jego kon­dy­cję fizyczną). Gdy Orwell dowie­dział się, komu zawdzię­cza daro­wi­znę, zapo­wie­dział, że trak­tuje ją jako pożyczkę, którą zwróci, gdy będzie dys­po­no­wał gotówką. Nastą­piło to dopiero po wyda­niu Fol­warku zwie­rzę­cego. Myers zmarł w 1944 r., toteż pisarz spła­cił dług jego rodzi­nie (przyp. tłum.). [wróć]

60. Czyli układu Rib­ben­trop–Moło­tow (przyp. tłum.). [wróć]

61. Tygo­dnik wyda­wany przez Inde­pen­dent Labour Party, do któ­rej to par­tii Orwell wstą­pił w czerwcu 1938 r., po powro­cie z Hisz­pa­nii, gdzie wal­czył w sze­re­gach kon­tyn­gentu wysta­wio­nego przez to ugru­po­wa­nie. Wystą­pił z ILP po wybu­chu wojny (przyp. red. wyd. ang.). [wróć]

62.