Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Tom zaiwera wiersze: Klasa odchodząca bezszelestnie, Rapsod o świętym Tomaszu z Akwinu, Precesja punktów równonocy: Mircea Eliade, Jeśli już wszyscy o Sarajewie, to ja też, Fortepian Baczewskiego, Weźmiesz ją z sobą..., Ostatni poranek w getcie (rzecz o Januszu Korczaku), Ars Poetica III, Ars Poetica I, En pleine russe, Akme, Ars Poetica V, Woodstock, Barbarzyńca odpoczywa na zgliszczach biblioteki, Uczeń Dedala (odlotowy poemat), Ars Poetica XVII: Dosłowność, Haiku.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 18
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Marek Krystian Emanuel Baczewski
Fortepian Baczewskiego i inne konstrukcje
Klasa odchodząca bezszelestnie
Na spotkaniu w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej Kultury
zdziwiona rodzina żebraków, w pocerowanych smokingach.
Coś ich tu trzyma — pogoda, na którą się nie godzą, wodowanie
ustępliwego wiersza, w prasie emigrującej do wewnątrz.
Ten facet pisał, że chciał być szpiclem, tamten — że chciał
być górnikiem. Ale żadnemu nie udało się do końca. Co nie
obywa się bez cierpień: skrępowane ruchy przy gardłach,
jakby poprawiali grdyki zamiast muszek. Aktorzy
kłaniają się wbrew gwizdom. Klasa odchodząca bezszelestnie.
Mienią się odkrywcami oceanów, a są topielcami, mienią się tęczą,
a są kurtyną. Za dużo powietrza, żeby przedostać się do głowy,
zebrać wszystkie zmartwienia, którymi żyją, zmartwienia,
którymi nie umierają. A oni mieszają swoje drinki, mówią:
nawet księżyc odwrócił się do nas dupą. Pustka w bursztynowych
oczach. Pustka w srebrnych papierośnicach. Pustka w ołowianych
portfelach. Pustka bez skazy. Za dużo powietrza, mówią,
rozprasza ich płochliwy trzepot słońca u schyłku. Łaty
nie są przeszkodą, mówią, nic a nic, mówią, żyjemy wyłącznie
literaturą. Ziemia okręca się wokół spadającego kota,
przytula się do jego stóp, miękko. Miękko. I miękko. Odpowiadam:
ja żyję wyłącznie życiem.
Rapsod o świętym Tomaszu z Akwinu
Nie zgadzając się z arystotelesowskim określeniem człowieka jako zwierzęcia społecznego, ponieważ życie społeczne jest cechą również innych zwierząt, Sołowjow określił go jako „zwierzę śmiejące się”. „Człowiek rozważa fakt, a jeśli ten nie odpowiada jego indywidualnym pojęciom, śmieje się. Ta charakterystyczna właściwość jest również źródłem poezji i metafizyki. Ponieważ poezja i metafizyka właściwe są wyłącznie człowiekowi, można go określić również jako zwierzę poetyzujące i uprawiające metafizykę. Poezja nie jest wcale odzwierciedleniem rzeczywistości — jest ona kpiną z rzeczywistości”.
(z wykładu Włodzimierza Sołowjowa)
Sergiusz M. Sołowjow, Życie i twórczość Włodzimierza Sołowjowa
(W 1240 roku Tomasz przebywa w Kolonii celem zorganizowania tam „studium generale”. Ze względu na tuszę i milczenie zwano go tam „wołem sycylijskim”.)
Oddzieleni od świata bramą i klauzurą,
choć brama nieszczelna, klauzura dziurawa,
każemy milczeć naszym ustom, co same nie bez grzechu,
i ulegamy dialektycznym derywacjom
mniejszego zła w imię większego dobra
(obydwa te stany osiąga się tu za jednym zamachem).
Milczy nasz interlokutor, Tomasz,
a przecież mógłby tak wiele powiedzieć
z tą dobrotliwą swadą otyłych,
których uszy chętnie łowią co pieprzniejsze fraszki
w rozgardiaszu uczt. Ich śmiech
jest pokorą świętych.
Można suponować: ile żaru w modłach,
tyle śmiechu w człowieku. Wszelako
Tomasz milczy, a milcząc prowadzi
nas skośnym korytarzem do lochów.
Łuczywo w ręku skacze, będzie już lat dziesięć,
odkąd w co suchszych trzewiach klasztoru
przytułek założono dla szaleńców Bożych,
dotkniętych chorobą pomieszania zmysłów.
Jeden Diabła wzywa, drugi milczy,
na słomie we własnym łajnie siedzi,
trzeci wyklina na czym świat stoi —
na żółwiach, słoniach i praoceanie
bezkresnym. Gryzie kratę, co mu ją
wykuli z najprzedniejszej stali,
ażeby nie krzywdził siebie ani innych.
Tylko przy Tomaszu uspokaja się na czas jaki,
słucha modlitwy sobie przeznaczonej,
za duszę własną, co Bóg wie w jakiej
włóczędze, na jakim manowcu, w jakim ciele
i w jakich szponach bawi.
Do tegoż Tomasz milcząco się zbliża.
Ów czeka, pokorny, na swój Pater Noster:
w milczeniu ust. Potem głowę
do pocałunku chyli. Opat zwykle
dłonią błogosławi, nie, jak Augustyn, dwoma,
Ireneusz — trzema palcami. Wyciąga,
w pierścieniach całą. Ów chwyta nieśmiało...
Lecz już w podniecenia obłędny impuls uwierzył,
już chciałby gryźć dobroczyńcę. Ręka
znika w otworze gardła...
Świat jest poręczą, Tomaszu, która wiedzie nas dokąd?
Wszelako nasz interlokutor milczy,
a milcząc podaje dłoń, jak Komunię, ustom nieszczęśnika.
Słyszymy chrzęst — zali odpadną pulchne kłykcie?
Coś brzęknie o podłogę, cóż widzimy — palec?
O, nie! To ząb. Ząb wypadł ze szczęki, a ręka
już wolna, już poprawia pierścienie na wszystkich
pięciu palcach. Pierścienie.
Złote pierścienie. Pierścienie.
„Przeklęty ma w sobie wiele świętości” — rzecze
Tomasz. — A święty — mógłby rzec — tym więcej przekleństwa.
Wszelako Tomasz niknie w żywotach i scholiach,
coraz bardziej Doktor i bardziej anielski.
Ciąg dalszy w wersji pełnej...
Strona redakcyjna
M.K.E Baczewski
Fortepian Baczewskiego i inne konstrukcje
Katowice 2015
Copyright © by M.K.E Baczewski, 2015
Okładka: Agata Nawrat
ISBN 978-83-60406-68-7
Wydawnictwo FA–art
Katowice 40-013, ul. Staromiejska 6 lok. 10d
Zamówienia
www.FA–art.pl
prenumerata@FA–art.pl