Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Tom zaiwera wiersze: Zabawka, Dwa listy zamknięte, z zamkniętego miejsca, od hipotetycznego alberta camusa do simona wiesenthala (w sprawie doktryny), Ars poetica xxv: sława, Dzwon (albo o marności poezji), Tristia, Pustość, Pułapka, Spotkanie, Wspólny świat, Dupobranie, List z bezludnej wyspy (o tym, jak poeta złożył wizytę dawnej kochance, która urodziła dziecko innemu mężczyźnie), Ars poetica xviii: anioł, Przepraszam pana, panie baczewski, Tren, Na początku był odlot, Ars poetica ix: umysł, Krótki wiersz o seksie, Wszystko gotowe do nocy: michel foucault, Wołając przez ścianę mroku na drugi brzeg ciszy, Leżenie ma przyszłość, Ikonopisanie, O co mi chodzi kiedy tobie stoi, Red hot poetry, First we fuck katowice, Sonet o małpce voltaire’a i o śmiechu, Dziesięć dowodów na istnienie miłości.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 30
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Marek Krystian Emanuel Baczewski
Wiersze żebrane
Zabawka
Gdyby ktoś, przebywający na zewnątrz zabawki, zapytał,
nie umiałbym mu w sposób przytłaczająco kompetentny
odpowiedzieć, że urodziłem się, żyję, sapię przez sen,
piszę wiersz o stopniu, w jakim oczywistość jest oczywista.
To tak, jakbyś zasady gry w szachy próbował objaśnić
laufrowi, który gania po czarnych przekątnych i zupełnie
nie wie o istnieniu białych pól. I jakby teraz laufer
powtarzał lekcję pionowi, który pojmuje tylko jedno
jego zdanie: „Rozumisz, ciulu?”, ale dzielnie kiwa
coraz cięższą głową, szepcząc: „Ech, poeta... ”
Głowa mi była zawsze ciężarem. Czapkę nosiłbym z chęcią
w torbie. A szczoteczką do zębów czyścił miejsce, gdzie krąg
szczytowy wystawałby guzem na płaskowyżu zaślepionego karku. Skoro
nie potrafię sobie odmówić, odpowiem. Jeśli nie potrafię wierzyć,
zejdę z wieży. Nie jest rzeczą piona być na poziomie.
Dwa listy zamknięte, z zamkniętego miejsca, od hipotetycznego Alberta Camusa do Simona Wiesenthala (w sprawie doktryny)
LIST I: POPOŁUDNIE
Pewien stary Żyd przywiózł ze sobą do Obozu dwóch synów. Przed bramą dowiedział się, że będzie mógł zabrać tylko jednego, drugi — pójdzie od razu do Komory Gazowej. Pozwolili mu zadecydować, który. „Wybrałem starszego — tłumaczył później w baraku — bo ma żonę i dziecko, a młodszy nie założył jeszcze rodziny”.
Ale i tak następnego dnia powiesił się, bo zabił młodszego.
Simon Wiesenthal
Potulny jak owieczka, którą wstrętny wdowiec
bierze w posiadanie kompetentnym ruchem bioder
albo tak potulny jak kęs plasteliny, plazma
rozciamkana w szczękach zbaraniałych z głodu
pionowy i kanciasty, z podłużną, zwykle hałasującą
a teraz jakby zabliźnioną raną w poprzek twarzy
podobny do tej urny, do której go prowadzą
dwa szczodrze umięśnione laufry z dwóch
przeciwległych stron szachownicy
w kokonie szarej wełny zmierzchu —
skazany na wybór.
A gdyby tak na moment przed zapaścią zapadni
ogłosił koncert ostatnich życzeń? I gdyby tak
zapytał, czy można wybierać? To co wtedy? Nic.
Odpowiedzą mu tak jakoś zgrabnie i wymijająco:
„Trzeba”.
Albo rozlepią w setkach egzemplarzy swe
monotonne hagiografie: nabożne praktyki, wizje,
wniebowstąpienia. Do kryształowych relikwiarzy
wskakują dymiące świeżością ochłapy.
Nie mówiąc o cudach — bo cud
zaczyna się tam, gdzie jesteś.
A popołudnie — tam, gdzie wieczór.
LIST II: WIECZÓR
Na fotografii znalezionej u pewnego esesmana widziałem więźnia powieszonego za jądra. Jest takie popularne powiedzenie...
Podczas przesłuchania rzuciłem się na tego esesmana i gdyby nie odciągnęli mnie amerykańscy żołnierze, byłbym go udusił własnymi rękami.
Simon Wiesenthal
„Robiliśmy to zawsze w jakimś gęstym lesie,
jednym strzałem w tył głowy. Mózg
wsiąkał pierwszy”.
Ars Poetica XXV: Sława
Prędzej czy później każde z nas, drogie dzieci,
trafia na swojego misia z okienka,
który ma nas głęboko w tłustej dupie.
Po kilku bezowocnych próbach regulacji kontrastu
okazuje się, że nie mniej głęboko mają nas w swych
dupach operatorzy kamer, kierownik produkcji,
baba, która przychodzi sprzątać studio, nawet
autor scenariusza w akcie empatii zobowiązuje się
dostarczyć zaświadczenie o odbyciu rektoskopii.
Z upływem czasu dowiadujemy się, drogie dzieci,
co z nami, co nas weźmie, co nas strzeli, co
na nas położą i, last but not least, co nam w co.
W tym naszym niehigienicznym położeniu
winniśmy zdać sobie — czy jednak sprawę?
że ktoś nas mimo wszystko potrzebuje.
Chcę powiedzieć przez to, że ktoś nie może
obyć się bez tego wielkiego czopka, jakim jestem.
Wystarczy wyjść z domu, a oni już na nas czekają:
kioskarka, która nie ma drobnych, kierowca
czarnego cherokee, policjant, którego usiłujecie
zainteresować nagłym — skądinąd skandalicznym —
zupełnym brakiem waszej lewej nogi; nawet gość
zapytany o drogę do wszystkich diabłów, rozpina
płaszcz, podnosi sweter i pokazuje receptor kałowy.
Życie ludzkie jest (niech mi wybaczy autor Elegii
z Duino) snem niczyim w nieskończenie wielu dupach.
Jak nasiona rzucone w glebę są bowiem kawałki nas,
tkwiące wewnątrz ludzi, którzy przebiegają obok, wskazując
na coraz wyższe partie jelit: kątnica, okrężnica, appendix.
A my wykrwawiamy się czując, że ze wszystkich stron otacza nas to,
czego nie mógł dać nam żaden wiersz: sława, sława, sława.
Ciąg dalszy w wersji pełnej...
Strona redakcyjna
M.K.E Baczewski
Wiersze żebrane
Katowice 2015
Copyright © by M.K.E Baczewski, 2015
Okładka: Agata Nawrat
ISBN 978-83-60406-72-4
Wydawnictwo FA–art
Katowice 40-013, ul. Staromiejska 6 lok. 10d
Zamówienia
www.FA–art.pl
prenumerata@FA–art.pl