Fryzjer męski - Adam Szulc - ebook + książka

Fryzjer męski ebook

Adam Szulc

4,1

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Ta książka to elementarz dla fryzjerów męskich. Jest w niej zawarta historia fryzjerstwa, rodzaje fryzur począwszy od starożytnego Egiptu, opisy narzędzi i gabinetów fryzjerskich.

Połączenie w niej tradycyjnej szkoły strzyżenia z nowoczesnym, subkulturowym fryzjerstwem, stawia ją w wyjątkowej pozycji - daje wiedzę dotycząca jednego z najstarszych zawodów nie tylko techniczną i historyczną, ale również kulturową i socjologiczną.

Po raz pierwszy polski fryzjer męski pisze książkę o fascynacji zawodem i przywraca rangę fryzjerstwu męskiemu, przez dziesiątki lat zepchniętemu na margines. Myślenie o fryzjerstwie było zdominowane przez fryzjerstwo damskie.

Książka może być podręcznikiem dla młodocianych adeptów fryzjerstwa.

Zamieszczone w niej rysunki autorstwa Pawła Garwola idealnie odzwierciedlają rodzaje fryzur i czynności wykonywane na głowach klientów.

Adam Szulc - znany poznański Barber - obserwuje go z perspektywy swej ponad trzydziestoletniej praktyki, zauważa zmiany w branży, łączy fascynację tradycją i historią rzemiosła fryzjerskiego z wszelkimi nowościami.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 310

Oceny
4,1 (16 ocen)
6
7
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Adam Szulc Fryzjer męski ISBN Copyright © Adam Szulc 2018All rights reserved Redakcja Agnieszka Czapczyk Rysunki Paweł Garwol Zdjęcie na okładkę Paweł Wieczorek Opracowanie graficzne i techniczne bloku oraz okładki książki Barbara i Przemysław Kida Wydanie 1 Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67 faks 61 852 63 26 dział handlowy, tel./faks 61 855 06 [email protected] Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.
Książkę tę dedykuję mojemu dziadkowi Władysławowi Bartkowiakowi, który podczas niemieckiej okupacji w latach II wojny światowej był fryzjerem męskim w Kołobrzegu. To On przekazał mi wiedzę o rzemiośle, inspirował i inspiruje mnie do dziś, a przede wszystkim zachęcił mnie do uprawiania tego zawodu.

Wstęp

Szturm przypuszczony w ostatnich latach przez męską część społeczeństwa na zakłady fryzjerskie dla mężczyzn, barber shopy czy choćby stanowiska dla panów w damsko-męskich zakładach nie ma precedensu w powojennej historii polskiego fryzjerstwa. Niezwykle poszukiwany jest każdy, kto ma pojęcie o sztuce strzyżenia brzydszej połowy, kto zna męskie zwyczaje, kto wie, do czego służy brzytwa, i potrafi użyć pomady czy wosku do wąsa. Nigdy wcześniej nie traktowano tego zawodu z takim szacunkiem i pietyzmem, nigdy wcześniej nie poszukiwano tak intensywnie fryzjera świadomego, który poświęcił się konkretnej specjalizacji. Taki fryzjer to osoba wyjątkowa — klienci już to wiedzą, a każdy zakład fryzjerski powinien wyjść naprzeciw ich oczekiwaniom. Taka jest przyszłość branży — im szybciej fryzjerzy to zrozumieją, tym lepiej. Przypomnienie mężczyznom o tym, że są mężczyznami i że dobre strzyżenie w przyzwoitych warunkach im się po prostu należy, jest kluczowe, by zrozumieć sens chodzenia do fryzjera męskiego. Na szczęście oprócz zainteresowania ze strony klientów powróciło też zaciekawienie ze strony branży fryzjerskiej, która wcześniej sprawiała wrażenie, że nie jest zainteresowana ginącym tradycyjnym rzemiosłem, traktując je raczej jako zbędny dodatek.

Patrząc z perspektywy czasu na fryzjerstwo, dostrzegam, że i w tym rzemiośle pojawiają się coraz węższe specjalizacje. Dziś jest niemożliwe, aby jeden fryzjer potrafił perfekcyjnie opanować wszystkie tajniki działu damskiego i męskiego zarazem. Każda z tych dziedzin wymaga gruntownego wyuczenia, aby móc osiągać solidne efekty, do tego trzeba jeszcze dodać wygórowane, wręcz koneserskie wymagania klientów. Specjalizacja to nasza przyszłość. Zresztą już na początku ubiegłego stulecia, gdy aktywność zawodowa fryzjera bazowała na fryzowaniu kobiet i mężczyzn, na zagadnieniach perukarstwa, sztucznych elementów owłosienia oraz golenia twarzy i głowy na mokro, dość często okazywało się, że dobry fryzjer damski rzadko jest takowym dla mężczyzn, i na odwrót. Dziś do tego dochodzi konieczność posiadania silnej podbudowy teoretycznej: wiedza dotycząca historii zawodu, jego etyki, dysponowanie tzw. kompetencjami miękkimi (m.in. umiejętność pracy w zespole, asertywność, radzenie sobie w sytuacjach konfliktowych), przestrzeganie zasad higieny, znajomość rysunku zawodowego (proporcje i budowa głowy i twarzy) oraz podstaw sesji zdjęciowych, rozumienie świata biznesu i reklamy, umiejętność prowadzenia stron w mediach społecznościowych czy właściwej komunikacji z klientem.

Znaczy to ni mniej, ni więcej, że fryzjer nie może być już traktowany jako fachowiec od wszystkiego, czyli taki, który przytnie grzywkę, ogoli zarost, zna się na perukarstwie, nakręci trwałą, nałoży balejaż, zna modne upięcia i ostrzyże dziecko. Co więcej, fryzjer sam nie może się w taki sposób traktować i musi się rozwijać w swoich specjalizacjach, a nie łapać wszystkiego, myśląc tylko o zysku, bo w końcu wyprzedzą go ci, którzy się skupią na tym, czego potrzebuje ich klient. Branża fryzjerska jest bowiem pojęciem bardzo pojemnym i nie da się przyswoić całego materiału fryzjerskiego w stopniu mistrzowskim z obu wciąż rozwijających się działów, zwłaszcza że każda gałąź z każdym rokiem rozwija się coraz mocniej, prężniej i intensywniej. Nie można nauczyć się wszystkiego. Gdyby ktoś chciał być w jednej osobie mistrzem fryzjerstwa męskiego i mistrzem fryzjerstwa damskiego i starał się wykonywać wszystkie czynności, nie pomijając znajomości trychologii, nowoczesnego farbowania włosów, golenia twarzy na mokro, sauny na włosy, poznawania nowości z prasy branżowej, internetu, pokazów, targów i szkoleń, a do tego trzymać rękę na pulsie w zakresie mody, nowych strzyżeń, technik, koków, ułożeń, ale też kosmetyków, preparatów, akcesoriów i narzędzi, to albo mu czasu i życia nie starczy, albo będzie coś robił po prostu niedokładnie i z niewystarczającym zaangażowaniem. Nie wyobrażam sobie, by mężczyzna był ciągle obsługiwany w zakładzie typu uniseks między trwałą ondulacją a farbowaniem włosów priorytetowych klientek, tak jak to często teraz ma miejsce, ponieważ męska usługa również wymaga czasu. A kobiety nie przepadają za tym, żeby mężczyźni kręcili się po zakładzie, kiedy one mają czas dla siebie i poddają się zabiegom pielęgnacyjnym. Robienie wszystkiego jest zawsze ze szkodą dla klientów, ale też nasza zawodowa kariera cierpi na tym, bo w pewnym momencie pojawia się zwątpienie w to, co się robi. Odpowiedzialny, myślący fryzjer zauważy, że zabrnął w ślepą uliczkę, z której jest tylko jedno wyjście — przewartościować, przemeblować wszystko w swojej głowie, zawrócić, spojrzeć w tył na początek swojej kariery i rozpocząć od nowa, ale inaczej, z pomysłem i bez popełniania wcześniejszych błędów.

Stwórzmy wygodne i klimatyczne miejsca dla naszych klientów, ale najpierw nauczmy się dobrze wykonywać to, co chcemy w przyszłości robić. Skupmy się na konkretnej specjalizacji jednego z działów i z pasją, zaangażowaniem oraz zdecydowaniem rozwijajmy się poprzez czytanie prasy i książek, branie udziału w targach, konferencjach, pokazach i szkoleniach, rozmawianie z fryzjerami z innych zakładów, miast i krajów na temat wspólnych problemów czy oglądanie filmów instruktażowych.

Każdy fryzjer ma pewien styl, który powinien stopniowo, lecz dynamicznie rozwijać. Nie ma więc sensu robić wszystkiego. Fachowiec od wszystkiego to fachowiec do niczego. Stanowczo sprzeciwiam się fryzjerstwu „złotych rączek”. Jestem zwolennikiem specjalizacji. Tylko one pozwolą nadążyć nam za ewoluującym rynkiem i konkurencją. Profesjonaliści oferują usługi w dyscyplinach, w których są mistrzami. Jedną z takich dyscyplin w zawodzie fryzjera jest fryzjerstwo męskie, zwane też barberingiem.

Od kilku lat obserwujemy na świecie, ale również w Polsce renesans zainteresowania męskim światem: modą, stylem życia, pasjami. W ten trend świetnie wpisuje się moda na tradycyjne męskie usługi w zakładach fryzjerskich i barber shopach. Barber shop to zakład fryzjerski dla mężczyzn, w którym oferowane są usługi, jakich nie znajdziemy w standardowych fryzjerniach znanych nam z większości ulic naszych miast. Mamy tam więc najczęściej prostą, ale doprowadzoną do perfekcji paletę kilku usług, takich jak konwencjonalne i nowoczesne strzyżenie włosów, trymowanie i kształtowanie brody czy golenie twarzy i głowy na mokro. Powstające jak grzyby po deszczu męskie zakłady fryzjerskie mają swoją specyfikę, indywidualny wystrój, często związany z hobby pracujących tam osób, przywracając pamięć po tego typu miejscach w stylu retro. Barber shopy w XXI wieku stały się miejscami, w których mężczyźni mogą znaleźć to, czego próbowali wcześniej szukać w normalnych, koedukacyjnych salonach fryzjerskich. Ponieważ tam tego nie znaleźli, barber shopy stały się pozasystemową odpowiedzią na zapotrzebowanie na rynku polskim w XXI wieku.

Wraz z pojawieniem się barber shopów okazało się, że brakuje wykwalifikowanej kadry, która mogłaby uczyć fryzjerstwa męskiego młodych ludzi wchodzących na rynek pracy. Widać wyraźnie, że potrzebujemy w Polsce zorganizowanej i usystematyzowanej edukacji uczniów w szkołach branżowych w zakresie podstawowej i rozszerzonej znajomości rzemiosła fryzjera męskiego. Ale trzeba też określić fundamenty zawodu dla tych, którzy już pracują, żeby pamiętali o podstawach.

*

Celem tej publikacji jest przybliżenie i zapoznanie — na tyle, na ile to możliwe — czytelników z jednym z najstarszych mikrokosmosów manufakturowych świata, z jego historią, kulturą, różnorodnością, technikami, produktami, modami i stylami.

W 2017 roku obchodziliśmy w Poznaniu pięćsetlecie Cechu Cyrulików i Balwierzy, którego współcześni fryzjerzy są bezpośrednimi spadkobiercami. To nam pokazuje, jak długo działa już nasza branża. A przecież to nie był początek, o czym czytelnicy będą się mogli przekonać w rozdziale poświęconym historii fryzjerstwa męskiego. Można powiedzieć — byliśmy, jesteśmy, będziemy i cały czas zmieniamy się na lepsze, dla dobra i coraz lepszego wyglądu i samopoczucia naszych klientów.

Sam dobrze pamiętam, że jeszcze nie tak dawno, bo w latach osiemdziesiątych, dział męski w zakładzie fryzjerskim wyglądał zupełnie inaczej niż piękne salony urody dla pań prezentowane w żurnalach. Było tam dość ascetycznie, ale panujący tam klimat do dziś jest moim niedoścignionym wzorem — taka atmosfera powinna być u barbera. Codzienne poranne i popołudniowe gazety (wtedy było coś takiego jak popołudniówka), wspólne pogaduchy, klasyczne kitle i fartuchy do strzyżenia, porcelanowe dwukomorowe miski, pędzle do golenia, bawełniane ręczniki, słowem — obrazek jak ze starych filmów.

*

Mężczyzna XXI wieku jest już innym człowiekiem niż członek społeczeństwa z ubiegłego stulecia. Stawia wymagania wykwalifikowanym fachowcom, ale też stawia większe wymagania sobie. Nie postrzega już zabiegów pielęgnacyjnych i fryzjerskich jako przejawu próżności, lecz jako oczywistość, a co za tym idzie — nie wybiera już byle kogo na „swojego” fryzjera. Stawia to nas, profesjonalistów, w określonej pozycji wobec klienta.

Włosy i brody zawsze były dla ludzi fetyszem. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu panowały w Polsce różne przesądy i zabobony związane z włosami. Podczas strzyżenia w domu na wsi nie wyrzucano ścinek do śmieci. Palono je, żeby ostrzyżonego delikwenta nie bolała głowa. Włosy pochodzą z głowy, więc wyrzucenie ich do śmieci jako „czegoś” od człowieka nie wchodziło w grę, a ogień od zawsze stanowił rodzaj oczyszczenia, swoistego katharsis. Bardzo uważano też, żeby ktoś nie włożył kępki włosów pod poduszkę dziecka — wierzono, że może to spowodować utworzenie się kołtuna zlepionych włosów w... gardle tego dziecka. Na przestrzeni wieków z różnych powodów włosy golono, strzyżono, zapuszczano, fryzowano, pudrowano, pomadowano i stylizowano. Podlegały i wciąż podlegają modom. Niektóre fryzury czy kształty bród i wąsów są tak charakterystyczne, że nosi się je bardzo chętnie, a inne z tego samego powodu są poddane ostracyzmowi. Słynny wąs Charliego Chaplina, tak chętnie noszony w latach dwudziestych i trzydziestych ubiegłego wieku, a nawet jeszcze po II wojnie światowej, dziś kojarzy się już tylko z nazistowskim przywódcą, choć przecież wąs to wąs i nie ma w nim polityki.

W książce Fryzura francuska w ilustracjach z 1910 roku zawarto informację, że nie należy strzyc włosów, ponieważ ich zadaniem jest obrona skóry głowy przed mikrobami oraz ochrona przed zimnem. To oczywiście tylko przesąd przekuty w naukową sentencję, który jednak pokazuje, jak różnie myślano i nadal myśli się o włosach i brodach. Kiedy kilka lat temu brody opanowały całą Polskę, nie brakowało ludzi, którzy nazywali brodaczy „bezdomnymi” i wieloma innymi negatywnymi określeniami. Teraz społeczeństwo przyzwyczaiło się już do tej mody, ale pytanie, co będzie kolejnym krokiem we fryzjerstwie męskim, jest ciągle aktualne, więc za jakiś czas znowu coś innego będzie ekscytować ludzi.

Jak widać, fryzjerstwo męskie ma różne oblicza, ale najważniejsze jest ciągle to samo — dobrze strzyc, golić, stworzyć klimat przyjazny klientom, pracownikom i samemu sobie oraz być służebnym wobec ludzi, którzy potrzebują naszych usług.

W niektórych krajach, myślę tu zwłaszcza o Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych, istnieją szkoły fryzjerstwa męskiego. W Polsce ten dział nie doczekał się jeszcze publikacji, stąd pomysł na tę książkę, która ma być pomocna w zdobywaniu wiedzy o naszym zawodzie, byśmy nie musieli się go uczyć tylko na pokazach organizowanych przez pasjonatów lub zaglądając do internetu. To publikacja dla barberów, fryzjerów męskich, fryzjerów damskich, uczniów zawodu oraz dla klientów i osób zafascynowanych tradycyjnym zawodem, mająca ukazać ponadczasowe piękno naszego rzemiosła.

Przyszłość fryzjerstwa i barberingu jest w naszych rękach.

Do dzieła!

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Historia fryzjerstwa męskiego

Zawód fryzjera męskiego jest wyjątkowo dobrze udokumentowany, co pokazuje, jak wielkie miał znaczenie w poszczególnych epokach. Do dziś zresztą szanowana jest w zakładach fryzjerskich symbolika sprzed wieków. Niezwykle ważne dla zrozumienia istoty fryzjerstwa męskiego jest opisanie i usystematyzowanie pojawiających się na przestrzeni czasu narzędzi, technik, mód, cechów rzemieślniczych, subkultur i obyczajów związanych z męskimi fryzurami, brodami i goleniem, a także przybliżenie różnych wierzeń i fobii (jak na przykład rytuały piastowskie celebrowane przy dziecięcej inicjacji albo średniowieczne usuwanie kołtuna, czyli zlepka włosów, którego pozbycie się było ściśle regulowane). Historia świata i historia fryzur, włosów oraz bród płyną równolegle, nierzadko mając na siebie silny bezpośredni wpływ.

Starożytność

Historia fryzjerstwa męskiego zaczyna się w momencie pojawienia się człowieka na naszej planecie. Dzięki rysunkom i malowidłom naskalnym wiemy, jakie fryzury nosili nasi przodkowie, i możemy domniemywać, że fryzura i brody miały jakieś znaczenie — może przywódcze, może chroniące przed zimnem, może nawet chodziło o dobrą prezencję, a może znaczenie owłosienia pierwotnych ludzi ma zupełnie inne wyjaśnienie, którego nigdy nie poznamy.

Zachowane do dziś fragmenty pamięci o starożytności w postaci zabytków, nagrobków czy przedmiotów codziennego użytku mówią nam o tym, jak ludzie żyli i funkcjonowali, jak jedli i jak się fryzowali. Takie znaleziska istnieją na całym świecie, co oznacza, że ludzie, mimo że oddaleni od siebie o tysiące kilometrów, zawsze dochodzili do podobnych wniosków — również w kwestii swoich włosów i brody. W miejscach ich siedzib, zarówno tych bardzo starych, jak i młodszych, które są teraz stanowiskami archeologicznymi — na przykład w Biskupinie, wielkopolskiej osadzie łużyckiej, której początki sięgają XIV wieku p.n.e. — znaleziono mnóstwo narzędzi do czesania lub ozdabiania włosów, z kości, rogów lub kamienia. Systematyczne prace wykopaliskowe prowadzone w wybranych miejscach w Wielkopolsce pozwoliły na znalezienie około stu sześćdziesięciu wyrobów grzebieniarskich. Najnowsze badania chemiczne włosów tak zwanego torfowego człowieka, młodego mężczyzny z irlandzkiego Clonycavan (ok. IV–II w. p.n.e.), potwierdzają, że były one utrwalone specjalnym rodzajem żelu na bazie oleju roślinnego i żywicy, a analizy mumii egipskich sprzed pięciu tysięcy lat jednoznacznie wskazują, że na włosach faraonów pozostały resztki czegoś w rodzaju pomady, żelu czy brylantyny do włosów z dużą ilością zwierzęcego tłuszczu. Starożytni Egipcjanie w ogóle wykazywali dużą dbałość o włosy — kapłani golili głowy i twarze na łyso różnymi sierpowymi rodzajami brzytew z muszli, miedzi, brązu i kamienia oraz używali sztucznych zarostów zakładanych wokół szyi i brody na pasku, a zakłady fryzjerskie były w tamtym czasie głównie miejscami pracy niewolników, którzy sami golić się nie mogli i nosili dłuższe włosy. Prawdopodobnym powodem golenia włosów w Egipcie były upał i chęć łatwiejszego utrzymania higieny. W okresie Starego Państwa, obejmującego czas od około 2675 do 2170 roku p.n.e., mężczyźni nosili małe brody o różnych kształtach wraz z przystrzyżonymi włosami fryzowanymi w loczki na krawędziach podciętych na okrągło, z kolei w czasach Nowego Państwa (ok. 1570–1070 roku p.n.e.) męskie fryzury były bardziej skomplikowane, składały się z loków ułożonych nad czołem i długich włosów opadających na ramiona.

Na niektórych stanowiskach archeologicznych, gdzie szukano narzędzi używanych przez Wikingów, znaleziono pierwowzory brzytew, natomiast nie stwierdzono jednoznacznie, czy Wikingowie golili tymi brzytwami swoje twarze, czy nie. Może używali ich w innym celu, a może goliła się nimi inna kasta społeczna niż wojownicy. Wszystko wskazuje na to, że Wikingowie, którzy żyli od VIII do mniej więcej XI wieku, nosili długie włosy i brody, które stanowiły dla nich oznakę waleczności, męskości i pierwotnej siły jak u mitycznego Samsona, dla którego ścięcie włosów było jednoznaczne z utratą tych atrybutów.

To samo można powiedzieć o plemionach Merowingów, protoplastach Franków, żyjących między V a VIII wiekiem na terenach dzisiejszej Francji, Belgii i Niemiec. Uważali się oni za potomków Marii Magdaleny, uznawanej za patronkę fryzjerów, stąd też włosy były dla nich niezwykle istotne — wierzyli, że w nich tkwi ich siła, a pozbawienie włosów może im ją zabrać. Jeden z ostatnich panujących Merowingów, Childeryk III, został pozbawiony tronu, odesłany do klasztoru, ale przede wszystkim ostrzyżony, co miało stanowić jego poniżenie i odebranie mu symbolu władzy i siły.

W starożytnych Chinach Konfucjusz, żyjący około 500 lat p.n.e., nosił pełną długą brodę i długie proste wąsy.

Japończycy nosili warkocze, ale japońscy samuraje — grupa społeczna, która powstała w tym kraju na przełomie VII i VIII wieku — mieli bardzo specyficzne fryzury: wszystkie włosy zebrane do środka głowy, upięte na czubku i wygolone z przodu, nad czołem.

W Ameryce Południowej możni Aztekowie strzygli się do ramion, ich kapłani golili się do skóry, a chłopstwo podcinało włosy powyżej uszu. Z kolei Indianie Ameryki Północnej wyrywali wyrastające im włosy na brodzie, a włosy na głowie albo zapuszczali na długie, albo strzygli w „irokeza” (od nazwy jednego z plemion zamieszkujących ten teren).

W cywilizacji sumeryjskiej do bród i golenia używano olejków i układano brody na żelazka — rodzaj starożytnych lokówek rozgrzewanych w ogniu. Z kolei Babilończycy i Asyryjczycy mieli na wyposażeniu praformy brzytew. Traktowali zarost i włosy z wielką starannością, co potwierdzają zachowane kamienne płaskorzeźby. Na rycinach przedstawiających króla Sargona Wielkiego, twórcę imperium akadyjskiego, który panował od 2334 do 2279 roku p.n.e., widać, że z wielką dbałością pielęgnowano brody strzyżone specjalną techniką „schodkami w dół”, oznaczającą, że broda splatana później w warkocze płynęła falami jakby z różnych kierunków do dołu w formy trójkąta lub prostokąta.

W starożytnej Grecji łaziebnicy-golibrody pełnili dość ważną funkcję społeczną i rzeczywiście ich usługi można by nazwać usługami dla ludności we współczesnym tego słowa znaczeniu. Tamtejsza sztuka fryzjerska stała na bardzo wysokim poziomie. Pielęgnacja męskich bród i włosów była doprowadzona do perfekcji — formy fryzur oraz używane kosmetyki do pielęgnacji świadczą o zaawansowaniu Greków w posługiwaniu się proporcją, narzędziami, produktami i myśleniu o kształcie twarzy i głowy. Wprowadzili oni wyraźny podział na rzemieślników zajmujących się fryzjerstwem męskim i damskim. W tamtym okresie odnotowano przynajmniej kilka mód na fasony fryzur — od długich włosów opadających na ramiona, podwijania włosów do góry, strzyżenia krótkich fryzur, golenia wąsa przy jednoczesnym zostawianiu brody, aż do pełnego golenia twarzy na mokro wprowadzonego przez Aleksandra Macedońskiego w wyniku praktycznych obserwacji podczas licznych wojen — wojownika bez brody nie dało się przecież za nią chwycić.

Z kolei starożytni Rzymianie jako zdobywcy i zaborcy przejmowali również kulturę i rzemiosło podbijanych krajów, ale działało to w dwie strony — bo i podbite ludy korzystały ze zdobyczy cywilizacyjnych Rzymu, czego przykładem z naszej branży jest to, że Germanie pozostawili po sobie resztki brzytew i grzebieni w rzymskim stylu. Dwieście lat przed narodzeniem Chrystusa Rzymianie nosili brody, a mnie więcej sto lat później zaczęli się regularnie golić tak jak znani mężowie, ówcześni celebryci (co zarazem pokazuje, że wzorowanie się na idolu nie jest wymysłem współczesnej popkultury). Od tego czasu golenie w zakładach fryzjerskich stało się zwyczajem rzymskiego mieszczanina.

Fryzjer męski nazywany był w Rzymie „tonsorem”. Używał żelaznych nożyc i golił prymitywnymi brzytwami. Co dziwne, do golenia używano tylko wody, nie namydlając twarzy i nie skrapiając jej żadnymi olejami, był to więc zabieg długi i bolesny. Nie obywało się bez skaleczeń, które trudno się goiły, aż w końcu jeden z cezarów ustalił za to kary pieniężne. Rzymskie zakłady fryzjerskie były często odwiedzane i kwitło w nich życie towarzyskie, bo taka była i jest natura tego typu miejsc. Podobnie zresztą jest w dzisiejszych barber shopach, gdzie panuje klimat wolnej dyskusji między wszystkimi osobami znajdującymi się w lokalu.

Starożytność położyła fundamenty pod kolejne etapy rozwoju fryzjerstwa męskiego w następnych epokach.

Od średniowiecza do XVIII wieku

Współcześni barberzy i fryzjerzy męscy to spadkobiercy średniowiecznych cyrulików i balwierzy. Nazwy „cyrulik” i „balwierz” przyszły wraz z rzemieślnikami tego zawodu z zachodu Europy. Polskie słowa „balwierz”, „bałwierz”, „balbierz”, „barbierz”, „barwirz” lub „barwierz” wywodzą się z języków francuskiego i niemieckiego od słowa barbier lub włoskiego barbiere, a wszystkie one od łacińskiego barbitonsores, czyli — tłumacząc dosłownie na polski — „tego, który strzyże brody”. „Cyrulik”, czyli po polsku „chirurg”, pochodzi od łacińskiego słowa cirurgicus lub chirurgus, ale podobnie brzmiące są greckie cheirourgos lub włoskie ciruico, które również mogą być źródłem tłumaczenia.

W tamtych czasach rzemieślnicy często wędrowali ze swym podręcznym kramem za chlebem po całej Europie. Nie było granic w dzisiejszym znaczeniu tego słowa, więc pielgrzymowali oni z miasta do miasta. Wraz z ludźmi wędrowała nie tylko wiedza, narzędzia i mody, ale również nazewnictwo. Przynosili oni nowiny, plotki, przyczyniali się do wymiany myśli branżowej i technologicznej. Stąd jednymi z pierwszych godeł fryzjerów z tamtego okresu są podwiązka do uciskania żył, oznaczająca chirurgiczne umiejętności upuszczania krwi, oraz sroka, czyli plotkarstwo. Ale nie tylko emigracja ekonomiczna sprawiała, że rzemieślnicy krążyli po Europie. Po zakończeniu terminowania, czyli trzyletniej nauki u mistrza, nowo wyuczony lub, jak wtedy mówiono, „wyzwolony” czeladnik miał obowiązek przepracować u swojego mistrza pół roku, ale jeśli nie zdał egzaminu, musiał przez rok wędrować od miasta do miasta, żeby swoje umiejętności sprawdzić w praktyce i po roku znowu przystąpić do egzaminu. Również za porzucenie pracy lub nieprzychodzenie do niej w okresie przedświątecznym, przedjarmarcznym lub w każdym innym, w którym było wielu klientów, „skazywano” na roczną banicję, która skutkowała przeniesieniem do innych miast, co zresztą nie było takie proste, bo w każdym mieście pilnowano, aby nie pojawiała się nowa konkurencja. Dbano bardzo o to, żeby nie dopuszczać do pracy osób niezrzeszonych w cechu, i ci, którzy wykonywali pracę bez odpowiednich pozwoleń, byli nazywani partaczami lub przeszkodnikami. Oni z kolei zrzeszali się w nieformalnych i nielegalnych stowarzyszeniach konkurencyjnych dla cechów, za co byli stawiani przed sądami i karani.

W Polsce w tamtym czasie istniały liczne inne cechy rzemieślnicze, wymieńmy choćby najstarsze: zdunów, snycerzy, czyli rzeźbiarzy, rzeźników, krawców, piekarzy, szewców, ślusarzy, murarzy i garbarzy. Kodeks Baltazara Behema, krakowskiego urzędnika i notariusza, czyli spisany almanach praw, rot i ustaw dla cechów krakowskich z 1505 roku, jest najstarszą wzmianką o zrzeszeniach cyrulickich i wielu innych cechach polskich rzemieślników. Zawiera on barwne miniatury z życia rzemiosła krakowskiego, między innymi symbole cechu balwierzy krakowskich. Jeśli o symbolach mowa, to większość znanych symboli i herbów pochodzi właśnie z okresu średniowiecza i często ma odniesienie do obu wykonywanych profesji: medyczno-chirurgicznej i golarsko-fryzjerskiej. Są już wcześniej wspomniane sroka i podwiązka do żył, ale też mnóstwo innych: w polu czerwonej tarczy nakryta pokrywą złota puszka na maści oraz dwie otwarte brzytwy w oprawach z kości, brzytwa lub puszczadełko do krwi, puszki na medykamenty, szczypce do usuwania kamieni nerkowych, noże, łopatki do maści, brzytwy, korby do wiercenia w kościach, piły o toczonych rączkach, brzytwy półotwarte lub przymknięte, ufryzowane główki, żelazka do trwałej ondulacji i podgrzewacze, szczotki, otwarte nożyczki, skrzyżowane grzebienie, a czasem wszystkie trzy elementy: grzebień, brzytwa i nożyczki. Dziś to może wydawać się dziwne, ale od początku dziejów cyrulik oznaczał zarówno fryzjera, jak i chirurga, a w niektórych wypadkach po prostu medyka. Obie branże pracowały z ludzkim ciałem i krwią. W średniowiecznym społeczeństwie jeden rzemieślnik przyjeżdżający do miasta „załatwiał” kilka spraw branżowych naraz. Powodem naturalnego trwania w symbiozie medyków i golarzy była słaba wiedza specjalistyczna oraz fakt, że ze względu na duże odległości nie można było sobie pozwolić na przyjazd osobno lekarza i fryzjera. Cyrulik oferował te dwie usługi w pakiecie. Z czasem, kiedy chirurdzy stawali się światli, wykształceni na uniwersytetach, nie chcieli mieć nic wspólnego z nieprofesjonalnymi chirurgicznymi usługami golibrodów. Dzisiejszy świat jest światem specjalizacji, ale nie było tak od początku.

Najbardziej znanym symbolem w Polsce był zawsze talerz z blachy, najpierw cynowy, później chromowany, podwieszony przed drzwiami do zakładu na dwóch łańcuszkach. Kiedy nie było klientów, balwierz wychodził i uderzał w talerz, dając sygnał, że jest wolne miejsce na fotelu. Do dziś wiele zakładów fryzjerskich posiada taki talerz przed wejściem jako ozdobę. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu talerz był przez uczniów codziennie piaskowany, czyszczony i dopiero wtedy wywieszany na zewnątrz w celach przede wszystkim reprezentacyjnych.

Natomiast historia talerza jest dłuższa i ciekawsza. W czasach średniowiecznych, kiedy cyrulicy, balwierze i łaziebnicy wykonywali również usługi fryzjerskie, ale najczęściej świadczyli dla ludności usługi okołomedyczne, łaziebnicze i chirurgiczne, miska cynowa, zwana balwierską, była bardzo ważnym przyborem w codziennej pracy. Do misek bądź talerzy upuszczano krew, myto w nich ręce, wrzucano wyrwane zęby i fragmenty amputowanego ciała, przygotowywano i przenoszono w nich wodę do kąpania i mycia. Zastosowanie ich było szerokie, wszak trudno sobie wyobrazić, że nie ma w nowoczesnym zakładzie fryzjerskim podręcznej umywalki, a taką rolę pełniła miska balwierska. Bogatsi cyrulicy mieli misy zdobione, malowane wewnątrz, z pejzażami czy scenkami z życia codziennego. W tamtych latach wywieszano lub wystawiano jeszcze po kilka misek na zewnątrz, prawdopodobnie do wyschnięcia lub w celu reklamowania zakładu. Dopiero w późnym średniowieczu zamieniono talerz na cynowy, a jeszcze później na chromowany. Na miniaturze w Kodeksie Behema widać trzy miski, jedna obok drugiej, jako symbol szesnastowiecznych cyrulików. Liczba misek w pewnym okresie świadczyła o liczbie zatrudnionych tam czeladników, później wywieszano trzy jako symbol miejsca, co właśnie odnotował Baltazar Behem w swojej antologii.

Zresztą w literaturze miska balwierska jest popularnym elementem, by wspomnieć choćby przygody Don Kichota, który walczył z człowiekiem mającym na głowie takąż miskę.

Kolejnym ważnym symbolem, silnie utożsamianym z barber shopami i kulturą tych miejsc, jest fryzjerski walec, czyli barber pole. Jego kolorystyka pochodzi jeszcze z czasów późnego Cesarstwa Rzymskiego, a na zachodzie Europy z wczesnego średniowiecza, gdy cyrulicy otaczali się kolorami czerwonym i białym. Oprócz misek i talerzy wystawianych do wyschnięcia wywieszano również okrwawione bandaże, które schnąc na wietrze, tworzyły rodzaj karuzeli, pierwowzoru walca. Informacja dla klienta była jasna: w tym miejscu można się umyć, ogolić, podstrzyc lub skorzystać z usług chirurgicznych czy łaziebnych. Po pewnym czasie pomyślano, żeby zamiast bandaży wyprodukować kręcący się walec, który odtąd symbolizował branżę. Trend ten został zapoczątkowany w Wielkiej Brytanii, z której też pochodzą pierwsze tego typu walce. Wtedy były puszczane w ruch za pomocą ręki, teraz najczęściej są napędzane prądem elektrycznym. Ten barber pole został przejęty jako symbol fryzjerów męskich na całym świecie. Jego symbolika jest oczywista: krew i bandaże, czystość i zabiegi. Kolor biały to bandaż do opatrywania ran, czerwony — krew, która była wszechobecna w tamtym fachu, a niebieski — żyły, które podcinano dla upuszczania krwi, ale też oznaczany na niebiesko w medycznych diagramach anatomicznych żylny układ krwionośny.

Słowo „barber” pochodzi z łacińskiego słowa barba oznaczającego brodę. Barber to po polsku fryzjer męski, który zajmuje się nie tylko strzyżeniem bród i goleniem, ale także fryzowaniem czy pielęgnowaniem włosów i bród. Barber shop to zatem, z języka angielskiego, zakład fryzjerski dla mężczyzn.

Piast Kołodziej

Jeśli chodzi o Polskę, to od zawsze towarzyszy nam opowieść o postrzyżynach Siemowita dokonanych przez jego ojca Piasta Kołodzieja. Śmiało można więc powiedzieć, że historia naszego kraju zaczyna się od strzyżenia włosów. Spisana przez kronikarza Galla Anonima legenda o kruszwickim chłopie Piaście Kołodzieju pokazuje pewną słowiańską tradycję związaną z włosami. Piastowie przez pierwszy rok życia dziecka nie czesali jego włosów grzebieniem, wierząc, że dzięki temu przeżyje ono ten rok. Siedmioletni chłopiec dostępował natomiast uroczystych postrzyżyn, czyli wprowadzenia w wiek nastoletni oraz symbolicznego przejścia pod opiekę i wychowanie ojca, a w roli strzygącego występował właśnie jego ojciec. U plemion germańskich pierwsze strzyżenie, czyli wejście w dorosłość, następowało w wieku dwunastu lat. Jedno z tamtych plemion, zwane Longobardami, czyli Długobrodymi (longa — długa, barba — broda), charakteryzowało się właśnie długimi brodami, co dodawało im wojowniczości, zaś kobiety longobardzkie spinały swoje długie włosy przy szyi w taki sposób, żeby wyglądały jak broda.

Fryzura „na Piasta Kołodzieja”, czyli równe cięcie wkoło, na garnek, zwana tak od swego protoplasty, była wiejskim, prostym strzyżeniem dla chłopstwa. Często towarzyszył jej sumiasty, opuszczony w dół tak zwany piastowski wąs.

W tym czasie możni i władcy przedstawiani na malowidłach, monetach i rzeźbach również nosili długie włosy, często z brodą i wąsami, choć powoli zaczynała się pojawiać nowa moda. Fryzura o nazwie „podgolony łeb” opanowała Polskę i podgalać się tak zaczęli wszyscy mężczyźni. Znajdowała ona swoje uzasadnienie w późnym przyjęciu chrześcijaństwa przez Polskę i miała świadczyć o bogobojności polskiego ludu, potwierdzać wyjątkową religijność i być podobną do tonsury.

Tonsura

Tonsura to mnisia fryzura polegająca na zostawieniu na głowie rodzaju korony cierniowej z włosów. Była chyba najdłużej usankcjonowaną i nakazaną fryzurą w historii świata. Wprowadzona została jako obowiązkowa dla duchowieństwa przez papieża Honoriusza I w 633 roku na synodzie w Toledo, a zniesiona przez papieża Pawła VI w roku 1972. To fryzura, która przetrwała ponad 1300 lat!

Podgolony łeb

„Podgolony łeb”, „wysokie polskie cięcie”, „łaszczówka” — wszystkie trzy nazwy są prawidłowe — charakteryzowały się wysokim wygoleniem, jakby od garnka, powyżej uszu i do potylicy, zostawiając na górze głowy burzę włosów. Czasami wygalano tylko skronie i grzywkę do połowy głowy, a czasami zostawiano tylko długi czub.

W trzynastowiecznej Europie było powszechnie wiadomo, że Polacy strzygą się krótko, powyżej uszu i golą sobie wąsy oraz brody — moda rozprzestrzeniona w całym kraju była wtedy obiektem drwin na Zachodzie. W XV wieku zwyczaj podgalania się Polaków częściowo zanikł i zaczęto włosy wraz z brodą i wąsami zapuszczać na modłę zachodnią, zarazem jednak w całej Europie przejęto polskie obyczaje modowe i zaczęto się wysoko strzyc. W Polsce mimo zmiany mody na fryzury dłuższe, w niektórych bardziej tradycyjnych kręgach drobnej szlachty czy mieszczan nadal zamawiano sobie u cyrulików jako fryzurę mocno podgolone boki i kark. Dzięki temu wierność tradycji fryzury została zachowana. Podczas procesu polsko-krzyżackiego w 1422 roku zeznający świadkowie mówią, że to papież nakazał Polakom nosić tak podgolone fryzury, a do tego jeszcze obowiązkowo na szyjach białe chustki. Fryzura ta w Polsce ponownie odżyła w wieku XVI, zapewne pod wpływem Orientu, ale najbardziej chyba dzięki królowi Stefanowi Batoremu żyjącemu w pierwszej połowie XVI wieku, który był wielkim orędownikiem powrotu do tradycji w tej kwestii. Na przełomie wieku XVI i XVII „wysokie polskie cięcie” było już znakiem rozpoznawczym każdego szanującego się polskiego szlachcica. Mimo różnych pojawiających się nowych mód, jeszcze za czasów Augusta III „podgolony łeb” zajmował najsilniejszą pozycję.

Do spopularyzowania tej fryzury bardzo przyczynił się Samuel Łaszcz, urodzony pod koniec XVI wieku, a zmarły w 1649 roku polski strażnik koronny, znany warchoł, rozrabiaka, człowiek o wojowniczej naturze i wielki miłośnik cięcia „na podgolony łeb”. Świadkowie opisujący jego wjazdy we wrogie wojska na rozpędzonym koniu z szablą w dłoni i obłędem w oczach oraz z rozwianym puklem zostawionych na czubku głowy włosów mówili, że to ta fryzura właśnie najbardziej rzucała się w oczy. Noszenie wyniosłego czuba przez tak wyjątkowego awanturnika przyczyniło się do powstania wielu legend, zaś nowa nazwa zdetronizowała dwie poprzednie i dziś mówimy najczęściej o „łaszczówce”.

Niezależnie od nazewnictwa fryzura ta była obecna w obyczajowości i tożsamości polskiej przez ponad 700 lat, a może nawet dłużej, jako że „wysokie polskie cięcie” opisywane przez kronikarzy już w XI wieku musiało mieć wcześniejsze pochodzenie. Skoro o nim wspominano, musiało już istnieć od jakiegoś czasu.

Różne rodzaje podgolonego łba

Kołtun

Kołtun to obok fryzury piastowskiej i „podgolonego łba” nasze trzecie, choć najmniej napawające dumą uczesanie narodowe. Choć może słowo „uczesanie” nie jest zbyt fortunnym terminem. Złe warunki higieniczne codziennego życia, większy nacisk na sprawy ducha niż ciała, brudne ręce, niemycie włosów i mimo obowiązkowych łaźni ogólny brak dbałości o higienę osobistą doprowadzały do powstawania kołtunów, czyli zlepionych niejako w dready całych pasm włosów. Kołtun nie jest jednostką chorobową ani tym bardziej fryzurą, tylko efektem pewnych zachowań, ale wierzono, że jego obcięcie może doprowadzić właściciela do jeszcze poważniejszych konsekwencji. Powstawał najczęściej u osób leżących długotrwale w łóżku z powodu innych schorzeń, często reumatycznych. Kołtun znany jest od XIII wieku i ostatni taki przypadek był widziany w Polsce w roku 1957 (jego właścicielka nie wyraziła zgody na obcięcie kołtuna w obawie przed oślepnięciem).

Od około 1600 roku kołtun uważany był za specyficzną chorobę polską, choć chorobą de facto nie był, a najtrudniejsza była walka z przeświadczeniem ludu o jego rzekomej nietykalności.

Mamy więc trzy polskie fryzury, takie absolutnie nasze, nie kopiowane i wynikające z pewnych słowiańskich zależności i uwarunkowań społeczno-higieniczno-mentalno-tradycyjnych. Choć może kołtun trudno nazwać fryzurą, to był elementem codziennego życia w Polsce zauważonym przez cudzoziemców i opisanym przez kronikarzy tak samo jak fryzura i wąs „na piasta” czy „podgolony łeb”, „wysokie polskie cięcie” czy „łaszczówka”. Oczywiście w czasie królowania tych trzech polskich fryzur pojawiało się całe spektrum różnych strzyżeń, mód w zakresie włosów, brody i wąsów. Czasami rycerze nie nosili bród, ponieważ nie mieściły się one pod hełmem, innym razem strzygli je krótko jak rycerze zakonu krzyżackiego, którzy nie mogli się golić, ale mieli nakaz schludnego przycinania bród i wąsów. W polskich legendach diabły zawsze mają bródki i wąsiki, a inkwizytorzy kazali najpierw swoje ofiary golić, żeby diabeł nie chował się w ich włosach. Z kolei w Rosji, w przeciwieństwie do Polski, twierdzono, że diabeł jest gładko ogolony, po drugiej stronie stawiając brodatych pobożnych popów, toteż rosyjscy bojarzy wręcz obsesyjnie reagowali na zakazy noszenia bród i opodatkowywanie ich na rzecz skarbu państwa przez kolejnych carów.

Podobnie ich angielscy koledzy brodacze, którzy nakazem króla Anglii Henryka VIII z roku 1535 musieli się obowiązkowo golić. Ciekawe, że nie dotyczyło to samego króla, który z powodzeniem nosił brodę do końca swego życia. Królowa Elżbieta I w XVI wieku wymyśliła zaś podatek dla brodaczy (być może chodziło tu o wsparcie angielskiego przemysłu i zakładów nożowniczych, na przykład w Sheffield, w których produkowano też brzytwy). Panowały wtedy wśród rycerstwa i możnych panów również mody na włosy długie, nawet u mężczyzn specjalnie trefione, czyli kręcone i układane w pukle i loki, bywały okresy golenia i zapuszczania brody. Było więc tak, jak dzieje się współcześnie — część osób wybiera fryzury nowoczesne, a inne wolą uczesania bardziej tradycyjne.

Cechy rzemiosł

Cechy zwane stowarzyszeniami, zgromadzeniami lub bractwami znane są w średniowiecznej Europie mniej więcej od początku istnienia miast jako takich i grupują ludzi jednej branży we wspólnej organizacji. We Francji, a właściwie w Królestwie Franków, pierwsze stowarzyszenie cyrulików zawiązało się w roku 1096, czyli za rządów Filipa I, co zbiegło się w czasie z pierwszą wyprawą krzyżową. Cyrulicy jako biegli w sztuce opatrywania ran również brali udział w krucjacie i być może zarejestrowali swą działalność właśnie po to, by móc legalnie wyruszyć na wyprawę.

We włoskich miastach pierwsze zrzeszenia rzemieślnicze nazywane ministeriami pojawiły się około X–XI wieku, co poświadcza, że rzemieślnicy chcący się zrzeszać, na których usługi był popyt, stanowili element średniowiecznej układanki społecznej przynajmniej od tego momentu, a może i wcześniej. Rosnąca liczba ludności miast sprawiła, że zaczęła się rozwijać wytwórczość rzemieślnicza. Pierwsze cechy łaziebników, którzy zrzeszali się równolegle do balwierzy i cyrulików, pojawiły się w XIV wieku. Łaziebnicy, tak samo jak balwierze i cyrulicy, prowadzili łaźnie, w których oprócz przygotowywania i podgrzewania wody, mycia i kąpania ludności zajmowali się również goleniem twarzy z zarostu oraz strzyżeniem włosów i bród, ale ważnym źródłem ich utrzymania były proste zabiegi chirurgiczne, takie jak upuszczanie krwi, usuwanie wrzodów, wycinanie brodawek, opatrywanie ran, nakładanie plastrów, nastawianie złamań i zwichnięć, wyrywanie zębów, usuwanie kamieni moczowych i inne proste operacje bazujące na ludowych, naturalnych sposobach, ale też na coraz lepszej znajomości ludzkiej anatomii. Do ich obowiązków należało także obcinanie paznokci u rąk i nóg. Poważniejsze operacje i leczenie mniej znanych i groźniejszych chorób odbywało się na uniwersytetach lub w szpitalach, czym zajmowali się medycy, ale nasza branża zrodziła prototyp cywilnego felczera, czyli kogoś z podstawową wiedzą medyczną, kogo wzywano często do opatrywania ran w szpitalach.

Sam fakt pojawienia się cechów nie świadczy o tym, że przedtem łaziebników nie było. Oczywiście byli, tylko niezrzeszeni. Od momentu, kiedy zaczęli się zrzeszać, wzięli na siebie dokładnie taki sam zakres obowiązków jak bractwa cyrulicko-balwierskie, więc prędzej czy później musiało dojść do nieporozumień w kwestii monopolu i dostępu do klientów (pacjentów), a co za tym idzie — do pieniędzy. Zwłaszcza że mniej więcej w tym samym czasie doszło do ograniczenia medycznej działalności duchownych — lekarzy, hierarchowie kościelni zauważali bowiem coraz większą sprzeczność między głoszeniem Słowa Bożego a zadawaniem bólu przy operacjach chirurgicznych, amputacjach czy przyżeganiu ran, czyli wypalaniu ich rozżarzonym żelazem. Zaczęto zabraniać mnichom pełniącym obowiązki medyków oddalać się od swoich klasztorów na dłuższy czas, w efekcie nie mogli oni brać udziału w częstych wtedy wojnach, a to tam właśnie było najwięcej pracy dla ówczesnych chirurgów. Stanowisko Kościoła wyrażone przez papieża Innocentego II podczas Soboru Laterańskiego II z 1139 roku doprowadziło do zakazu zajmowania się chirurgią klerykom, a w 1163 roku papież Aleksander III podczas synodu w Tours, któremu przewodniczył, specjalnym edyktem zezwolił balwierzom, cyrulikom, katom i łaziebnikom na wykonywanie zabiegów chirurgicznych. Słynne słowa: „Ecclesia abhoret a sanguine”, czyli „Kościół wyrzeka się krwi”, wypowiedziane przez papieża Innocentego III na Soborze Laterańskim IV w 1215 roku, w sposób ostateczny zabroniły zajmowania się chirurgią wszystkim osobom duchownym „Ponadto sztuką chirurgii, która pozwala na wypalanie i amputacje, nie może się zajmować subdiakon, diakon ani kapłan”. Oczywiście nie oznaczało to, że chirurgia przestanie istnieć, tylko że zajęły się nią inne profesje. Najbliżej byli balwierze, bo to oni strzygli mnisie tonsury i zajmowali się ich goleniem. Przy goleniu i strzyżeniu nawiązywały się rozmowy i balwierze korzystali z rad kapłanów, którzy od tego momentu musieli zaprzestać pracy z nożem i ogniem. Kaci i łaziebnicy jako ci, którzy też mieli coś wspólnego z ludzkim ciałem, również wypełnili pojawiającą się lukę zawodową.

*

Jedną z pierwszych wzmianek o cechach balwierskich w Polsce spotykamy za panowania króla Zygmunta I Starego w XVI wieku, któremu podczas pobytu na Węgrzech cyrulik puścił krew z powodu wysokiej gorączki (było to jedno z nielicznych spotkań tego monarchy z chirurgicznymi umiejętnościami balwierzy). Niewątpliwie cechy istniały wcześniej, ale nie zadbano o zapisanie ustaw lub nie zachowały się pisma na ten temat. Uregulowania jakieś musiały być, bo dyskusja publiczna między łaziebnikami i balwierzami-cyrulikami a chirurgami w sprawie dostępu do zawodu trwała już dużo wcześniej i była, delikatnie mówiąc, burzliwa.

Wiemy, że pierwszy znany nam polski Cech Chirurgiczny powstał w 1454 roku w Gdańsku, w 1509 roku weszła w życie cyrulicka ustawa wileńska, w styczniu 1517 powstał w Poznaniu Cech Cyrulików i Balwierzy potwierdzony przez Zygmunta I Starego, a w 1570 nadano przywilej Cechowi z Krakowa, w 1592 Zygmunt III Waza dał przywilej cyrulikom warszawskim, zaś w 1597 przywilej otrzymał Cech Lubelski, w 1609 Cech Cyrulicki w Łukowie, a w 1622 roku przywilej dostał Cech Cyrulicki w Zamościu i w 1783 Cech Cyrulików w Kazimierzu.

Cech fryzjerski

Hierarchia w rzemiośle fryzjerskim, jak go dziś nazywamy, od początku istnienia cechów jest taka sama: mistrz, zwany kiedyś majstrem lub magistrem, czeladnik, nazywany ongiś towarzyszem lub półtowarzyszem, i uczeń, zwany chłopcem, terminatorem lub sztyftem. Nauka zarówno wtedy, jak i teraz trwała trzy lata.

Cyrulicy za swoje usługi pobierali spore kwoty i dorabiali się majątków, domów, ruchomości, biżuterii i dużego inwentarza swoich narzędzi, w tym brzytew, mis cynowych, puszczadełek, nożyc, wanien, moździerzyków, kleszczy, piłek do kości, kamieni do brzytew i wielu innych. Często służyli na dworach królewskich, lecząc, goląc i strzygąc możnych, dzięki czemu stawali się jeszcze bardziej majętni.

W XV wieku zaczęła istnieć coraz silniejsza i już złączona w cech grupa chirurgów właściwych (Cech Chirurgów powstaje w 1452 roku w Hamburgu), powodując pierwszy poważny rozbrat między tymi zawodami. Coraz wyższy poziom wiedzy sprawia, że balwierze muszą albo sami zdobywać wiedzę z ksiąg, albo chociaż podpatrywać tak zwanych chirurgów właściwych. Wiele wskazuje na to, że w średniowiecznych cechach polskich bardzo starano się o rozwijanie wiedzy mistrzów balwierskich i cyrulickich, czego dowodzą zasobne biblioteczki cyrulików, a szeregi wykwalifikowanych mistrzów zasilają także przyjezdni z zagranicznych miast i akademii.

Ciekawie rzecz się miała we Francji. W połowie XIII wieku powstała tam pierwsza szkoła ucząca podstaw chirurgii i golarstwa z połączonych dwóch paryskich barberów pod patronatem świętych Kosmy i Damiana, a w 1383 roku król Francji Karol VI Szalony wyznaczył swojego osobistego barbera do nadzorowania zakładów golibrodzkich i chirurgicznych w całej Francji. W Paryżu członek cechu balwierskiego Ambroży Pare, żyjący w latach 1510–1590, pracował jako cyrulik w szpitalu Hôtel-Dieu i od dwudziestego szóstego roku życia uczestniczył w wyprawach wojennych i opatrywał rany walczącym. Był bardzo pomysłowym i nowocześnie podchodzącym do zawodu człowiekiem. Mimo braku formalnego wykształcenia można go uznać za prekursora francuskiej myśli chirurgicznej — wymyślił bezbolesne sposoby gojenia ran, sporo innowacji chirurgicznych, a ostatecznie został naczelnym chirurgiem szpitala, w którym niegdyś pracował. Dzięki jego dokonaniom paryski cech balwierski zyskał pozycję, a chirurdzy i balwierze połączyli swe siły w jednym stowarzyszeniu (dodajmy, że nie na długo, bo w 1731 roku Królewska Akademia Chirurgiczna ostatecznie rozłączyła oba zawody w tym kraju).

Z kolei w Anglii w 1308 roku założono The Worshipful Company of Barbers, a w celu promowania wysokiej jakości, satysfakcji klienta i branżowego rozwoju król Anglii Edward II powołał instytucję Mistrza Barberskiego, który przeprowadzał inspekcje w barber shopach i dyscyplinował tych, którzy nie przestrzegali przepisów i standardów. Główny Mistrz Barberski z Londynu nadzorował zakłady w całej Anglii, a pierwszym z nich był Richard Le Barbour.

Średniowiecze to także początek okresu oddzielania chirurgii od reszty medycyny. W Anglii rozbrat między tymi branżami nastąpił w XIV wieku, a w roku 1450 został potwierdzony prawnie (stąd jedynie dwa kolory na walcu: czerwony i biały). Zostawiono dodatkowo fryzjerom wyrywanie zębów. Dodajmy, że chirurdzy długo nie byli uznawani w Anglii za lekarzy i nie można ich było mianować tytułem doktora. Aż do połowy XIX wieku chirurg nie musiał uczyć się specjalizacji w szkole wyższej, nie musiał iść na uniwersytet, by zdobyć stopień naukowy. Nabywał doświadczenie jako praktykant u innego chirurga, następnie podchodził do egzaminu sprawdzającego umiejętności i zdobywał dyplom, ale nie stopień naukowy, przez co nie mógł siebie nazywać „doktorem” i dlatego został z tytułem Pan/Pani/Panna.

W USA separacja zawodów nastąpiła w 1745 roku, wtedy też barberzy zostawili sobie symbol walca jako własny, przyjmując formalnie trzy kolory: biały od bandaży, czerwony od krwi i niebieski od żył, z których upuszczano krew.

W Polsce z kolei podział na cyrulików i balwierzy, czyli — w dużym skrócie — na chirurgów-lekarzy i fryzjerów-golibrodów nastąpił na dziesięć lat przed rozbiorami, czyli w drugiej połowie XVIII wieku,kiedy marszałek Władysław Roch Gurowski, który był szambelanem Augusta III i stronnikiem Katarzyny II, wydał szereg zarządzeń i dekretów dotyczących ewidencjonowania i usankcjonowania różnych profesji, w tym zawodu cyrulika. Miało to na celu, oprócz zamknięcia dostępu nieuprawnionych ludzi do zawodu, usystematyzowanie i policzenie pracujących w branży, żeby między innymi móc ściągać podatki. Chodziło również o to, żeby oddzielić golibrodów od lekarzy, do czego w naszym kraju doszło bardzo późno, prawie najpóźniej na świecie. Jednak na przykład w Niemczech ostateczne zakończenie sporów między łaziebnikami, balwierzami i chirurgami nastąpiło w 1850 roku poprzez podział na osobne cechy i wyraźne określenie uprawnień każdej z grup.

Nic więc dziwnego, że w Polsce jeszcze w XIX i do połowy XX wieku wielu fryzjerów parało się „medyczną” sztuką, zajmując się rytualnym obrzezaniem religijnym czy wyrywając zęby albo stawiając bańki, które były jednym z najczęstszych zabiegów, polegającym na kładzeniu gorących szklanych naczyń na plecach pacjenta, co miało wyciągać z niego choroby. Sam Antoine Cierplikowski, słynny polski fryzjer z Sieradza, który zrobił wielką międzynarodową karierę, opowiadał w jednym z ostatnich wywiadów, że będąc na pierwszej praktyce fryzjerskiej, a był to koniec XIX wieku, stawiał klientom bańki. W mniejszych polskich miastach jeszcze po II wojnie światowej w niedużych męskich zakładach fryzjerskich można było wyrwać zęby — w tym celu fryzjer używał obcęgów służących także do wyrywania zębów świniom. Jak widać, mimo uregulowań prawnych życie pisało swoje scenariusze.

*

Powróćmy jeszcze na chwilę do wieku XVII, kiedy to w Polsce wciąż panowała moda na „łaszczówkę”. Nosił ją między innymi król Jan III Sobieski, jeden z ostatnich wielkich propagatorów „narodowej” fryzury, której czas powoli dobiegał końca. Na Ukrainie królował w tym czasie „osełedec”, czyli jeszcze bardziej agresywna, i bardziej militarno-wojownicza wersja „łaszczówki” z pozostawionym tylko długim czubkiem na środku głowy, a resztą zgoloną do zera i bardzo długimi, kilkunastocentymetrowymi wąsami zwisającymi w dół aż za podbródek. Taką fryzurę możemy zobaczyć między innymi u Kozaków w filmie Ogniem i mieczem Jerzego Hoffmana.

W tym samym wieku pojawili się w Polsce fryzjerzy właściwi, jakich znamy ze współczesnych salonów fryzjerskich. Nie były to usługi dla prostego ludu — fryzowali oni damy i możnych na dworach na modę francuską. Królowa Maria Kazimiera, żona Jana Sobieskiego, sprowadziła z Paryża francuskiego fryzjera nazwiskiem Clairemont, który na układaniu włosów polskich możnych zbił taką fortunę, że po powrocie do Francji żył bardzo wygodnie i bez potrzeby pracy do końca swych dni. Innym, tym razem osiemnastowiecznym popularnym francuskim fryzjerem był Legros, który wraz z równie znanym Dagé założył paryską akademię kształcącą kolejne kadry fryzjerskiej młodzieży. Wielkim fryzjerem tamtego czasu był też Francuz Leonard Autie, który był wyrocznią ówczesnej fryzjerskiej mody.

Już w połowie XVII wieku istniały w Warszawie zakłady fryzjerskie i z zapisków archiwalnych wynika, że było ich dość sporo choćby w okolicach Starówki (niestety, prawie całe archiwum spłonęło w czasie powstania warszawskiego w 1944 roku, więc nasza wiedza na temat rozwoju fachu w stolicy jest mocno ograniczona).

Sporo o naszym zawodzie mówi nam historia jednego z najstarszych narzędzi do golenia, czyli brzytwy. Będzie o nim szerzej w osobnym rozdziale poświęconym goleniu, tutaj wspomnę tylko o jej powstaniu. W 1762 roku Francuz Jean-Jacques Perret zaprojektował brzytwę w takiej formie, jaką znamy teraz i jaka była używana od tamtego czasu aż do dziś. Był on też autorem dzieła o goleniu pt. Pogonotomia, czyli nauka o goleniu. W naszym zawodzie zawsze była chęć kształcenia, usystematyzowania wiadomości oraz pomysłowość i innowacyjność w podejściu do narzędzi. Ale zanim Perret wymyślił nowoczesną brzytwę, ludzie przecież też się golili i pozbywali na różne sposoby zarostu przedmiotami podobnymi do brzytew, choćby na rycinach w Kodeksie Baltazara Behema widzimy brzytwy w herbie i czytamy o brzytwach, których używali cyrulicy w średniowieczu. Początki były siermiężne. W epoce kamienia i brązu używano do usuwania zarostu noży z kamieni, rogów, kości i brązu — takich narzędzi brzytwopodobnych. Dopiero epoka żelaza przyniosła rozkwit sprzętów do strzyżenia i golenia. Niestety, nie zachowało się ich wiele, gdyż prawie wszystkie zjadła rdza.

Ciekawie rzecz się miała w siedemnastowiecznych Chinach, gdzie władzę przejęli Mandżurowie i narzucili wszystkim pełnoletnim mężczyznom splatanie włosów w warkocz z jednoczesnym wygalaniem ponad czoło, co miało być symbolem poddaństwa wobec nowej dynastii. Trwało to do 1911 roku.

*

W wieku XVIII powoli kończyła się złota era balwierzy, cyrulików i łaziebników, których śmiało można nazwać pionierami współczesnego europejskiego barberingu. Oczywiście nie skończyła się ona od razu, świat nie był tak skomunikowany jak teraz i nic nie działo się szybko. Większość przepisów o rozdziale zawodów w swojej pierwszej fazie pozostawała tylko na papierze i wszystko zmieniało się stopniowo. Była też duża niechęć branży do zmian spowodowana obawą przed utratą pracy i niepokojem przed „nowym”, ale można powiedzieć, że już w połowie XIX wieku fryzjerzy męscy zaczęli istnieć jako osobny zawód, przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych i w Wielkiej Brytanii. W pozostałych krajach Europy pojawiło się kolejne zagrożenie dla zawodu barbera — wchłanianie go przez dział damski i konsekwentne wmawianie kolejnym pokoleniom, że rozwój we fryzjerstwie oznacza fryzjerstwo damskie. Fryzjerstwo męskie uznane zostało za relikt przeszłości. Będąc uczniem działu męskiego w latach osiemdziesiątych, musiałem opanować sporo wiedzy dotyczącej działu damskiego, a książka do nauki zawodu była wspólna, mimo że istniał teoretyczny rozdział fryzjerstwa męskiego od damskiego. Połączenie obu zawodów w 1999 roku doprowadziło w końcu do sytuacji, że od kilkunastu lat prawie wcale nie uczy się fryzjerstwa męskiego jako samodzielnego zawodu. Jakże to odmienne od sytuacji w XVIII wieku, kiedy to fryzjerzy męscy byli jedną z wielu grup rzemieślników oferujących wyspecjalizowane usługi właśnie dla tej grupy społeczeństwa, obok producentów kosmetyków, wód kolońskich, pomad czy brzytew.

Wody kolońskie

Woda kolońska i jej specyficzny mocny męski zapach towarzyszy zakładom fryzjerskim i ich klientom od końca XVIII wieku. Bez niej nie wyobrażamy sobie nowoczesnego barber shopu. Same zapachy przez całe życie przypominają męskie inicjacje z wizyt fryzjerskich w dziecięcym okresie z ojcem lub dziadkiem.

4711

To właśnie w XVIII wieku mieszkający w Kolonii Włoch Johann Maria Farina wymyślił zapach dla mężczyzn o nazwie „Woda Kolońska” (franc. Eau de Cologne, niem. Echt Kolnisch Wasser), nie zdając sobie na pewno sprawy, że jeszcze w XXI wieku wszystkie wody tego typu będą wciąż nazywane od nazwy tego miasta. Nadano mu markę „4711”, ponieważ taki był numer domu, w którym mieściła się początkowo firma. Jest to prawdopodobnie najstarsza i najdłużej produkowana woda kolońska dla mężczyzn.

Clubman Pinaud

W roku 1810 otwarto w Paryżu barber shop i sklep z kosmetykami o nazwie House of Ed Pinaud. Miejsce to od początku oferowało klientom własne produkty męskiej marki Clubman Pinaud. Wody kolońskie i płyny po goleniu tej marki charakteryzowały się i nadal charakteryzują ponadczasowymi męskimi i niecodziennymi zapachami, które urzekły miliony mężczyzn na całym świecie, żeby wymienić amerykańskiego aktora Kirka Douglasa czy prezydenta Donalda Trumpa.

Proraso

W 1908 roku Ludovico Martelli, barber z toskańskiej Florencji, otworzył swój rodzinny barber shop. Czterdzieści lat później interes zmienił się w manufakturę produktów do golenia. Powstały najbardziej rozpoznawalne na świecie włoskie kosmetyki dla mężczyzn, między innymi kremy przed i po goleniu i ponadczasowe wody kolońskie.

Przemysławka

W 1919 roku poznański przedsiębiorca Henryk Żak rozpoczął produkcję wody kolońskiej „Przemysławka”, którą nazwał tak od grodu Przemysła, czyli miasta Poznania. Ta najpopularniejsza do dziś woda dla mężczyzn obchodzi niedługo swoje stulecie istnienia bez przerwy na rynku polskim. Firma kilkakrotnie zmieniała strukturę własnościową, ale zapach pozostał bez zmian — silny, a przy tym orzeźwiający. W latach dwudziestych produkty tej firmy były reklamowane przez ówczesnych celebrytów: Jana Kiepurę i Eugeniusza Bodo.

Wars

W 1974 roku Pollena-Uroda w Warszawie, duży państwowy zakład produkujący kosmetyki i środki czystości, wyprodukował ekskluzywną serię dla mężczyzn pod nazwą „Wars”. Zawierała ona wodę kolońską, piankę do golenia w aerozolu, krem do golenia, płyn przed goleniem, płyn po goleniu, mydło toaletowe i dezodorant. Były to w czasach realnego socjalizmu trudno dostępne towary, sprzedawane spod lady, czyli dzięki uprzejmości ekspedienta.

Loki i peruki

Pod koniec XVIII wieku europejscy mężczyźni, a co za tym idzie — również Polacy, zaczęli zapuszczać włosy, nosić bujne loki na ramionach, a od tego był już tylko krok do zakładania i pudrowania peruk. Czasy te skończyły się wraz z rewolucją francuską (1789), która nie tylko obaliła stary porządek w tym kraju, ale również w kwestii fryzur narzuciła nowy, bardziej rewolucyjny trend, tzw. dyrektoriat (nazwa, jak widać, nawiązywała do formacji politycznej). Zaczęto nosić fryzury prostsze, bardziej męskie niż ich przedrewolucyjne poprzedniczki. Moda dyrektoriatu była w pewnym sensie uniwersalna, ponieważ zarówno panowie, jak i panie nosili bardzo podobne fryzury, których styl miał nawiązywać do klasycznej sztuki greckiej i rzymskiej.

Cały ten okres — zarazem prymitywny i wprowadzający innowacje, trochę zabobonny, niezwykle barwny, ale też rozwojowy — otworzył drzwi dla kolejnych epok, fryzur i pomysłów na fryzjerstwo. Bez średniowiecznego i renesansowego rzemiosła nie byłoby z pewnością dzisiejszych barberów.

Wiek XIX

I tak niepostrzeżenie pojawiliśmy się na progu XIX wieku, który przyniósł ogromną różnorodność męskich fryzur. Ludzie stawali się bardziej światli, zaczęli określać siebie poprzez fryzury i rodzaje zarostów, które stawały się niejako przepustką i oznaką przynależności do grup, stowarzyszeń i kół — czy to konspiracyjnych, naukowych, rewolucyjnych, czy też buntowniczych, artystycznych lub szlacheckich. Wspomniana rewolucja francuska, ale także rewolucja przemysłowa, wojny na kontynencie europejskim, rozbiory w Polsce, wojna secesyjna w Stanach Zjednoczonych, przyspieszający świat i rozwijająca się nauka — wszystko to sprawiło, że mężczyzna, patrząc w lustro, widział nowego siebie.

W większości krajów już oddzielono zawód golibrody od chirurga i choć gdzieniegdzie trwało to długo, to jednak koło postępu pchało świat naprzód i fryzjerzy męscy, czasami jeszcze nazywani cyrulikami, coraz częściej zajmowali się już tylko tym, czym zajmują się współcześni barberzy — strzyżeniem włosów, goleniem twarzy na mokro i trymowaniem oraz pielęgnacją bród i wąsów. W XIX wieku zniesiono także obowiązek przynależności do cechu, było zatem coraz więcej rzemieślników niezrzeszonych.

Dzięki opisywanej przez brytyjską prasę i wydawnictwa książkowe sprawie słynnego londyńskiego barbera-mordercy Sweeneya Todda, który w swoim zakładzie fryzjerskim zabijał klientów, wiemy dokładnie, jak wyglądał męski zakład fryzjerski z początku XIX wieku. Jego wystrój był dość ascetyczny, by nie powiedzieć prymitywny: duży fotel z podgłówkiem, naścienne lustro, prosty drewniany blat, a na nim kilka podstawowych narzędzi, wśród których przeważały akcesoria do golenia i proste nożyczki, drewniana podłoga, kilka krzeseł w poczekalni i obowiązkowa spluwaczka. Temat spluwaczki przewija się często we wspomnieniach starszych fryzjerów — była ona instalowana w każdym zakładzie oczywiście po to, żeby klienci nie pluli na podłogę, a jej czyszczenie należało do zadań uczniów. Sprawa Sweeneya Todda, dodajmy już na marginesie, posłużyła jako przyczynek do prawniczych rozważań na temat optymalizacji śledztwa. Todd był podejrzany o zamordowanie 160 osób, a optymalizacja w jego przypadku polegała na tym, że został skazany za jedną w stu procentach udowodnioną zbrodnię w celu uniknięcia wielu rozpraw mogących prowadzić do przegrania całego procesu.

Z brytyjskim fryzjerstwem męskim związany jest także pewien niechlubny kontekst polski — przypuszczalnie bowiem Kubą Rozpruwaczem grasującym w Londynie w 1888 roku był polski fryzjer golibroda Żyd Aaron Mordka Koźmiński z Koźmina w Wielkopolsce. To oczywiście tylko jeden z kilku tropów, o którym wspominam z uwagi na akcent barberski.

Pozostańmy jeszcze przy Wielkiej Brytanii, gdyż według Księgi rekordów Guinnessa z 2014 roku najstarszy zakład barberski na świecie znajduje się w Londynie i nosi nazwę TrueFitt & Hill. Istnieje od 1805 roku, a jego obecny wystrój nawiązuje do początków XIX wieku. Cały czas chodzi się tam strzyc męska część rodziny królewskiej, barberzy z TrueFitt & Hill bywają też często ze swoimi usługami w Pałacu Buckingham. Przez ponad dwieście lat funkcjonowania zakład ten obsłużył prawie wszystkich znanych i liczących się w świecie Brytyjczyków. Chodzili tam: Charles Dickens, Lord Byron, Oscar Wilde, Alfred Hitchcock oraz zagraniczni celebryci, tacy jak John Wayne, Frank Sinatra czy Fred Astaire.

W tym czasie zakłady golibrodów były już standardem nie tylko w Europie, ale też w Stanach Zjednoczonych. Pierwszy związek barberów w USA, coś na kształt europejskich cechów, powstał w Ohio w 1886 roku: osiemset lat po tym, jak we Francji utworzono pierwszy europejski cech fryzjerski. Człowiekiem, który założył szkołę barberską oraz wprowadził fryzjerstwo męskie na salony i do szkół, był barber z Chicago Arthur Bass Moler. Stworzony przez niego system nauczania, nazwany od jego nazwiska „The Moler System of Colleges”, przyczynił się pod koniec XIX wieku do takiego rozkwitu klimatu fryzjerskiego w zakładach męskich, jaki dziś często pozostaje w sferze marzeń wielu fryzjerów na całym świecie. Stany Zjednoczone do dziś są przodującym krajem pod względem liczby zakładów, techniki, tradycji i kultury barberskiej. Funkcjonuje tam też kilkaset szkół profesjonalnie uczących barberingu. Dodajmy, że choć Amerykanie rozdzielili medycynę od fryzjerstwa dużo wcześniej niż niektóre kraje europejskie, jak Polska i Niemcy, to w wielu zakładach barberskich, zwłaszcza na zachodzie Stanów Zjednoczonych, jeszcze w drugiej połowie XIX wieku można było oprócz tradycyjnych usług zamówić ciepłą kąpiel z mydłem w wannie i obcinanie paznokci.

W USA pod koniec XVIII wieku mężczyźni golili się raczej na gładko, biedota chodziła do barberów, którzy już wtedy nierzadko byli czarni, a bogatsi mieli swoich niewolników do golenia.

Brody i wąsy stały się tam popularne w czasie wojny secesyjnej, czyli około 1865 roku, i moda na nie trwała do jej końca.

Natomiast po amerykańskiej wojnie konfederatów z Północą napłynęło do USA sporo emigrantów z Europy, którzy ożywili fryzjerstwo męskie i zmienili jego wizerunek. Stał się on fachem, rzemiosłem, a nie obowiązkiem i zajęciem niewolników. To spowodowało, że zakłady fryzjerskie pojawiły się przy głównych ulicach wielkich miast, co wcześniej było nie do pomyślenia, fryzjerzy męscy bowiem pracowali w mniej reprezentacyjnych miejscach. Otwarcie zakładu z wyposażeniem oscylowało wokół 20 dolarów, strzyżenie kosztowało od 5 do 10 centów, a golenie około 3 centów. Inwestycja wydawała się więc dość rentowna, zwłaszcza że długo stosowano zasadę: jeden ręcznik dla dziesięciu klientów. W związku z tym w krótkim czasie podjęto prace legislacyjne dotyczące utrzymywania higieny w amerykańskich barber shopach. W każdym stanie różnie, ale do końca XIX wieku wszędzie usankcjonowano kontrolowanie barber shopów przez odpowiednik naszego Sanepidu.

*

W Polsce tradycyjne miejsca obsługi fryzjerskiej mężczyzn mimo zaborów podlegały władzom dość luźnych, samorzutnych cechów balwiersko-fryzjerskich, do których zresztą przynależność nie była już wtedy obowiązkowa. W Poznaniu na przykład w połowie XIX wieku zarejestrowanych było zaledwie trzydziestu członków cechu. Antoine Cierplikowski, wypowiadając się na temat dziewiętnastowiecznych zakładów fryzjerskich w Polsce, również wspominał je jako proste, wręcz prymitywne lokale z drewnianymi ławami do siedzenia.

Już w 1760 roku w Warszawie Filip Szaniawski założył firmę produkującą noże. W 1824 roku tradycję firmy kontynuował Samuel Gerlach — od tego czasu firma nazywała się Gerlach i produkowała doskonałej jakości noże oraz — jako produkt poboczny — nożyczki fryzjerskie i brzytwy. To chyba najstarsza polska firma zajmująca się nieprzerwanie do dziś działalnością nożowniczą, choć obecnie nie produkuje już narzędzi do golenia ani nożyczek do strzyżenia włosów.

Fryzury XIX wieku

Belle epoque, czyli piękna epoka, jak określano wiek XIX, to pierwszy w historii fryzur czas szybko zmieniających się męskich fasonów i uczesań.

Empire (ok. 1800–1815)

Ówczesne fryzury były wynikiem fascynacji sztuką klasyczną starożytnej Grecji i Rzymu (wpływ francuskiej mody dyrektoriatu). Obowiązywały burze loczków na włosach mniej więcej zakrywających ucho i uczesania nazywane „tytus” lub „cezar”, z czesanymi pazurkami do przodu zakrywającymi zakola, jak niegdyś u cesarzy rzymskich. Zarostów nie było, były za to obfite bokobrody. W Polsce w sferach szlacheckich naśladowano fryzurę i baki księcia Józefa Poniatowskiego. Inspirowali się tą modą między innymi Adam Mickiewicz i Klemens von Metternich — austriacki kanclerz.

Empire

Biedermeier (ok. 1815–1848)

Początek tej krótkiej epoki naznaczony był silnymi mieszczańskimi wpływami wiedeńskimi, stylowo najbliższymi kołom bankierów i finansistów. Szybko je zarzucono, uznając za nudne z powodu uporządkowania i niewyróżniania się. W fryzjerstwie męskim nastąpił w tym czasie rozwój anglomanii, Anglia była wtedy dla mody męskiej tym, czym dla mody damskiej Paryż. Młodzi dandysi, czyli pięknisie, spowodowali eksplozję ekstrawagancji, artystycznych filozofii i sprzeciwu mieszczan wobec mieszczańskiego trybu życia. Loczki były zawijane nad uchem, a reszta czesana do przodu lub lekko na bok. Wizerunek uzupełniały delikatne brody, często bez wąsów.

Biedermeier

Noszono też wtedy troszkę dłuższe, strzyżone do połowy ucha fryzury, zaczesywane z przedziałkiem luźno na boki, do których dokładano niedługie brody z wąsami.

Romantyzm (ok. 1825–1863)

Czas baków, bokobrodów, loczków, półdługich fryzur strzyżonych do pół ucha z krótszym, podciętym tyłem, małych wąsików. Takie fryzury nosiło wielu znanych Polaków, choćby Adam Mickiewicz czy Juliusz Słowacki. Także inni przedstawiciele elit ówczesnego świata, Edward Aleksander Raczyński, George Bernard Shaw czy członkowie rodzin królewskich austriackich, niemieckich, rosyjskich, angielskich nosili nowoczesne, utrwalone pomadą fryzury z przedziałkiem na środku głowy lub wysoko, blisko czubka głowy, a także wyczesane brody z wąsami, wyznaczając trendy dla reszty społeczeństwa. Modelowania włosów były miękkie i nachodziły na ucho, odsłaniając czoło. Miłośnicy bród zapuszczali je intensywnie i często rozdzielali na dwie grube części, pomadując zarówno włosy, jak i brody specjalnymi pomadami.

Romantyzm

Wspomnieć należy, że podczas dziewiętnastowiecznych polskich powstań przeciwko zaborcom włosy zaczesywano pod górę i chowano pod czapkami z biało-czerwonymi kokardami — fryzura miała być wygodna, łatwa i szybka do opanowania w czasie walki.

Secesja (ok. 1880–1900)

Panowie zaczęli wówczas nosić krótsze włosy i chować je pod kapeluszami typu borsalino czy panama. Zarosty zaczęto golić i strzyc, noszono raczej krótsze brody w szpic i nieduże wąsy, czasem wywijane do góry. W europejskich sferach królewskich i cesarskich cały czas obowiązywała duża broda, baki i obfite wąsy, które były rodzajem insygniów władzy i noszono je z lubością. Taki wygląd miał cesarz Austro-Węgier Franciszek Józef. Znana jest na temat tego władcy pewna fryzjerska anegdota. Kiedy w 1880 roku jechał on przez Kraków, w oczy rzuciła mu się wystawa zakładu fryzjerskiego, którego właścicielem był niejaki Beer. W oknie wystawił on obrazy z twarzami rodziny cesarskiej. Na portrecie arcyksięcia Rudolfa umieszczono odznaczenia generalskie, których ten jeszcze nie miał. Po tej przejażdżce cesarz awansował Rudolfa do stopnia generała-majora.

Secesja

W wieku XIX nastąpił wybuch zainteresowania męskimi fryzurami: wymyślenie i powszechne używanie pomad, wyodrębnienie się zawodu fryzjera męskiego, pierwsze barber shopy, wynalezienie ręcznej maszynki do strzyżenia włosów, upowszechnienie produktów do pielęgnacji baków, brody i wąsów, spopularyzowanie bindy, czyli specjalnych szelek do utrzymywania wąsów w ryzach, i wyjątkowa dbałość o higienę coraz większej liczby mężczyzn. Wspomniane wyżej fryzury były popularne nie tylko w opisanych okresach mody, ale można je było obserwować, w odrobinę zmieniających się fasonach, przez cały wiek. Oczywiście na drugim biegunie istniała duża grupa ludzi, którzy nosili długie, nieskrępowane czesaniem ani żadną pielęgnacją włosy, brody i wąsy. Były one bardzo popularne w kręgach pisarzy, filozofów i naukowców, wspomnijmy choćby Lwa Tołstoja, Karola Marksa czy Karola Darwina albo grupę rosyjskich narodników chcących utożsamiać się z rosyjskim chłopstwem — wchodzili oni w lud, tworzyli komuny, ubierali się tak jak chłopi i nosili brody, a brody w Rosji były zawsze postrzegane jako mistyczne, religijne, a przede wszystkim rdzennie rosyjskie.

Koniec XIX wieku to narodziny pięknych, symetrycznych, klasycznych cięć z przedziałkiem, nie za krótkich z boku i z tyłu, starannie układanych na gładko, które przygotowywały ludzi na eksplozję fryzur i wejście w kolejny, XX już wiek.

Wiek XX

Lata 1901–1914

To byłdobry czas dla świata: ludzie zaczynali się bogacić, a rewolucja przemysłowa z wcześniejszego stulecia ułatwiała codzienne życie — pojawiły się zdobycze nowoczesnej techniki: prąd, telefon, kino, samochody i inne. Na zdjęciach z tamtego okresu widać zadowolonych obywateli europejskiej krainy. Można powiedzieć, że ten spokój XIX wieku skończył się mentalnie dopiero w sierpniu 1914 roku wraz z wybuchem I wojny światowej, oznaczającej koniec epoki.

Wspomnijmy, że w Stanach Zjednoczonych już w 1904 roku King Camp Gillette opatentował prostą w użyciu maszynkę do golenia na żyletki. Amerykanie jako ludzie praktyczni zaczęli masowo używać nowego wynalazku. Oprócz pracy w stacjonarnych barber shopach amerykańscy fryzjerzy męscy byli również wynajmowani przez wielkie linie oceaniczne, żeby klienci mogli korzystać z ich usług. Przykładowo na słynnym transatlantyku Titanic, który wypłynął w swój jedyny rejs w 1912 roku, można było ostrzyc się i ogolić w dwóch różnych zakładach fryzjerskich: w pierwszej i drugiej klasie.

Ostatnie lata przed cywilizacyjnym szaleństwem, przed hekatombą wojenną, która miała zmienić świadomość społeczeństw całego świata, to lata dobrobytu, spokoju, spacerów z laseczką po parku oraz ufności do męskiej mądrości, że zawsze będzie można się na niej oprzeć. Kulturalny pan w dobrze skrojonym ubraniu, z odpowiednio dobraną fryzurą, wypomadowaną i wytrymowaną brodą oraz zawiniętym bindą wąsem budził i nadal budzi dobre skojarzenia.

Polscy fryzjerzy męscy z początku XX wieku byli głównie ludźmi z niższych klas społecznych. Taka była zresztą polityka zaborców, żeby Polacy skupili się raczej na rzemiośle i handlu niż na wyższej edukacji.

Męskie zakłady fryzjerskie w Polsce na początku wieku, a było ich sporo, zajmowały się przede wszystkim dość prymitywnym fryzjerstwem, a w wielu z nich standardem były wciąż zabiegi z czasów cyrulików, czyli wyrywanie zębów czy stawianie baniek. Specyfiką tamtych czasów było także to, że fryzjerzy rzadko pracowali w jednym zakładzie przez cały rok. Latem wyjeżdżali do nadmorskich miejscowości, żeby tam obsługiwać klientów, a w chłodnych miesiącach pojawiali się w zimowych kurortach i tam strzygli i golili turystów. Jako ciekawostkę wspomnijmy, że Ignacy Mościcki, późniejszy prezydent Rzeczpospolitej, który z uwagi na swą działalność konspiracyjną przeciwko carskiej Rosji musiał pod koniec XIX wieku uciec do Londynu, pracował w tym mieście jako pomocnik fryzjerski i wzbudzał sensację wśród klientów, gdyż pomimo fatalnej sytuacji materialnej rodziny z powodów honorowych odmawiał przyjmowania napiwków.

W Polsce początek XX wieku był czasem rozkwitu stowarzyszeń i cechów fryzjerskich (wymieńmy choćby Chrześcijański Cech Fryzjerów i Perukarzy,Cech Fryzjerów Męskich,Cech Fryzjerów i Perukarzy,Cech Fryzjerów Damskich, Męskich i Perukarzy,Zgromadzenie Fryzjerów i Perukarzy,Cech Fryzjerów, Cech Perukarzy Damskich i Teatralnych Fryzjerów, Cech Balwierzy, Fryzjerów i Perukarzy, Towarzystwo Samodzielnych Fryzjerów czy Polski Cech Fryzjerski), co miało akcent patriotyczny: można było w nich mówić w ojczystym języku. Ludzie chcieli się stowarzyszać, bo dzięki temu można było się rozwijać, poznawać nowe techniki, systematyzować pracę czy wyjeżdżać za granicę w celu doskonalenia zawodowego.

Fryzury z lat 1901–1914

À la Titus

Fryzura praktycznie niewykonalna w domu, gdyż trzeba by być posiadaczem specjalnego żelazka do układania włosów na gorąco. Włosy należało ułożyć w naturalne loki, które jednak nie miały sprawiać wrażenia „kędziorów”. Przy układaniu włosów na gorąco obowiązywała jedna zasada, mianowicie należało układać włosy zawsze w tym kierunku, w który miały się pochylać przy fryzowaniu. Jeśli włosy miały opadać w tył, nie wolno było ich modelować żelazkiem do przodu ani na bok. Jeśli chcieliśmy, żeby układały się do przodu, na bok lub do tyłu, należało je każdorazowo lokować w odpowiednim kierunku.

À la Titus

Fryzura oficerska

Fryzura oficerska zupełnie nie potwierdza naszych wyobrażeń o wyglądzie oficera z początku XX wieku, gdyż w czasie pokoju ówcześni oficerowie nie strzygli się na krótko, tylko układali fryzurę z „podpórkami na hełm”. Włosy pozostawały tak długie za uszami, by można z nich było jeszcze ułożyć podpórki, przy czym musiały być takiej długości, żeby uszy pozostawały zasłonięte. Boczne, znajdujące się za uszami partie karku można było tylko lekko podciąć. Włosy na skroniach strzygło się dość krótko nożyczkami techniką przez grzebień. Zbiegały się one, stając się coraz dłuższe za uszami, łagodnie z dłuższą, pochodzącą z tyłu partią, w taki sposób, że gdy się je do siebie dociskało za pomocą szczotki, niezauważalnie stapiały się ze sobą. Tam, gdzie hełm okalał głowę, a szczególnie z obu stron nad uszami, włosy musiały być dobrze wycieniowane, tak by odstająca partia podpórek nie została przyduszona długimi, opadającymi niżej przy nakładaniu nakrycia głowy włosami, ale swobodnie wystawała pod jego brzegiem. Włosy z przedniej części fryzury utrzymywane były w odpowiedniej długości, zaczesywało się je ukośnie do tyłu aż do górnej części podpórek hełmu.

Pierwsze było dokładne i płaskie ułożenie partii przedziałka i skroni. Następnie włosy z potylicy sczesywało się, począwszy od przedziałka, szczotką w stronę uszu i na zewnętrznych brzegach za uszami. Należało łagodnie podkręcać dzięki skierowanemu mocno ku górze pociągnięciu nad uszy. Po takim modelowaniu włosy po bokach odstawały od głowy.

Fryzura oficerska

Fryzura oficerska z układanymi na gorąco „podpórkami na hełm”

Tę fryzurę strzygło się tak samo jak fryzurę oficerską, jednak znajdujące się za uszami boczne partie pozostawały odrobinę dłuższe. Włosy z obu stron, bezpośrednio za uchem i powyżej ucha, łączyły się w jeden lok. Na karku przylegał on płasko do potylicy, podczas gdy jego górna część, mocno się wybrzuszając, odstawała nad uchem. Przy tej fryzurze na gorąco układało się jedynie obie boczne partie za uszami, po każdej stronie w trzech częściach, ponieważ po każdej z nich znajdowały się trzy pionowe loki, ułożone na gorąco do przodu, które wykonywało się żelazkiem po prawej stronie w górę, a po lewej stronie w dół. Górna część fryzury, mimo swojej nieco sztucznej budowy, miała na celu zrównoważenie ostrych rysów twarzy. Ostrość i twardość zanikały dzięki miękkiemu poprowadzeniu linii fryzury, która z odpowiednio dobraną stylizacją brody okazywała się bardzo twarzowa.

Fryzura oficerska na gorąco

Flattop

Bardzo nowatorska fryzura z początku XX wieku. To właśnie wtedy fryzjerzy wymyślili płaską fryzurę, która charakteryzowała się równym, poziomym kształtem czubka głowy, z bokami i tyłem zdecydowanie dłuższymi od góry, zaczesywanymi do tyłu i schodzącymi się na potylicy do środka. Włosy po bokach były obcinane do pół ucha. Fryzura do starannego strzyżenia nożyczkami i permanentnej kontroli w lustrze przednim, ale również w lusterku do pokazywania tyłu głowy. Do tej fryzury dobrze pasował zawinięty wąs i pełna albo kozia broda.

Flattop

Fryzura wiedeńska

Fryzura ta ewidentnie nawiązywała do wieku XIX, choć stała się modna dopiero na początku wieku XX. Nadawała się ona szczególnie dla klientów o wysokim czole i wyraźnie zaznaczonych zakolach lub dla panów z lekko wklęsłą czaszką w okolicy skroni, jak również do wszystkich rodzajów pociągłych twarzy (nadawała pełniejszy kształt). Z tyłu głowy włosy przycinało się półdługo, a górę modelowało z przedziałkiem. Umiejscawiało się go dość wysoko, prawie na środku głowy. Włosy nad uszami musiały być dobrze zdegażowane, a zaczesanych do tyłu nie należało pozostawiać w takiej długości, aby stanowiły coś w rodzaju „pożyczki” na czoło. Ostre, pionowe i szerokie strzyżenie na skroniach, które ciągnęło się w dół w prostej linii od wicherka do uszu, nie kończyło się na prosto, tylko łagodnie przebiegającymi końcówkami, które lekko przylegały do czoła. Fryzurze często towarzyszył niewielki wąs.

Fryzura wiedeńska

Lata 1914–1918