14,00 zł
W 1963 r. tajny oddział KGB przedarł się podczas mrocznej i burzliwej nocy do Berlina Zachodniego by zakopać w nim "prezent" od Stalina dla Berlina - Wunderwaffe, przejęte przez sowietów od hitlerowców pod koniec wojny.
Ponad 60 lat później grupa młodych Niemców, podczas nurkowania w opuszczonym kamieniołomie, odkryła na jego dnie starą ciężarówkę z kilkoma szkieletami i ostrzeżeniem zapisanym ołówkiem na skrawku gazety.
Anna, niemiecka dziennikarka śledcza ruszyła śladami z przeszłości nie zdając sobie sprawy ze śmiertelnego niebezpieczeństwa - dawni agenci KGB mordowali każdego, kto tylko zbliżył się do tej tajemnicy.
Przy tym nikt nie był świadomy, że... odliczanie już się rozpoczęło.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 46
Rok wydania: 2020
Für
BERLIN
von
Stalin
© Copyright Arnold Buzdygan
Wrocław 2020
Jeźdźcy Smoków – Admiraletto
Istota Pieniądza
Hipnoza nauka hipnotyzowania krok po kroku
1.
Berlin
Niemcy
luty 1953 r.
Dzień był wyjątkowo paskudny, gęsta mgła, przechodząca w mżawkę, mocno ograniczała widoczność. Na spore podwórze, otoczone ruinami kamienic, wjechały cztery ciężarówki. Dwie z nich miały całkowicie zabudowane budy, na dwóch pozostałych majaczyły bryły znacznych rozmiarów ładunku przykrytego brezentemi ramiona dźwigów. Gdy zgasły silniki z szoferek wyskoczyło siedmiu mężczyzn uzbrojonychw pepesze z tłumikami na końcach luf. Błyskawicznie rozbiegli się po ruinach otaczając cały teren. Wtedy wyszedł jeszcze jeden, choć ubrany tak jak pozostali w skórzany płaszcz, lecz bez broni i mocno posunięty w latach. Typowy Sołdat. Rozglądnął się wokół, przez chwilę nasłuchiwał po czym otworzył tylne drzwi budy.
- Towarzysze! Wysiadać! Robota czeka - zawołał po polsku, ale z rosyjskim akcentem. Najwyraźniej on tu dowodził.
Z budy wyskoczyło czterech młodych mężczyznw roboczych kombinezonach i ciepłych kubrakach. Po krótkiej chwili rozgrzewki, rozciągania mięśni, ustawili się karnie w szeregu.
Sołdat wyciągnął zza pazuchy pokaźnych rozmiarów piersiówkę i pociągnął solidny łyk.
- Na rozgrzewkę - wysapał i podał butelkę pierwszemu z szeregu. W czasie gdy szereg raczył się alkoholem, objaśniał zadania do wykonania:
- Towarzysze! Przenosimy maszinu do tej jamy - wskazał ledwie majaczącą do tej pory, wybetonowaną okrągłą dziurę na środku placu. - Montujemy, testujemy i przykrywamy. Musimy zdążyć przed świtem, nikt nie może zobaczyć jakie gówno tu podrzucamy. Jak się dobrze uwiniecie pojedziemy na zabawę z panienkami!
Przez szereg przebiegły okrzyki zadowolenia i mężczyźni ochoczo ruszyli do pracy. Silniki wozów ruszyły na nowo, robotnicy ruszyli podpinać liny do dźwigów.
Sołdat wziął skrzynię z narzędziami i zszedł po dostawionej drabince do środka.
- Jurek! - jeden z robotników, młody chłopak popatrzył w stronę Sołdata. - Ty rozstaw stółz jedzeniem i piciem a potem zejdź do mnie. Pomożesz mi w montażu.
Po kilku godzinach pracy sześć elementów maszyny zostało zmontowane, tworząc coś na kształt rozgwiazdy. Na wierzchu urządzenia pysznił się wykonany złotą farbą napis:
für
BERLIN
von
Stalin
Silniki aut zostały wyłączone i wszyscy pracownicy oprócz Jurka przysiedli się do stołu.
Sołdat otworzył drzwiczki jednej ze skrzynek zintegrowanych z urządzeniem i zaczął rozwijać kabel nawinięty na bęben.
- Widzisz ten wylot rury? - zwrócił się do Jurka wskazując mu otwór w betonowej ścianie. - Wsuwaj do niej tą antenę aż ją całkiem rozwiniemy. Tylko bardzo ostrożnie bo jak ją przerwiesz to wylecimy w powietrze. A tego nie chcemy, prawda?
- Tak jest! - potwierdził Jurek.
W tym momencie rozległ się ryk silnika i na podwórze wjechał z impetem jeep amerykańskiej żandarmerii wojskowej. Trzech żandarmów wyskoczyło z auta trzymając w dłoniach pistolety maszynowe Thomsona.
Biesiadujący robotnicy patrzyli na nich zaskoczeni z rozdziawionymi gębami pełnymi jedzenia. Sołdat z Jurkiem zamarli na dole, nie wiedząc co się dzieje.
Jeden z żandarmów rozglądnął się, przez mgłę nie był w stanie dostrzec ukrytych w ruinach strażników. Poszedł zobaczyć do wnętrza otwartej budy furgonu. Drugi zbliżył się do stołu:
- You work on Sunday? - zapytał podejrzliwie.
- Że co? - odbąknął jeden z robotników.
- What are you doing here? - zainteresował się żandarm.
Robotnicy popatrzyli po sobie tępo i bezradnie. Jeden z nich wstał i lekko chwiejąc się wymownie wyciągnął butelkę prawie pod nos żandarma.
- Napijesz się? - wybełkotał.
- Captain! - krzyknął pierwszy żandarm. - They live here!
- Poor Czechs - skrzywił się z odrazą Captaini machnął do swojego żołnierza na powrót do jeepa.
Ukryci w jamie Sołdat i Jurek odetchnęli z ulgą.
Gdy skończyli wsuwać kabel do wnętrza rury, Sołdat otworzył kolejne drzwiczki. W wnętrzu na ściance był krótkofalarski mikrofon, korbka, jakiś pakuneczek, przycisk, dwie żaróweczki i otwór. Sołdat odczepił korbkę, włożył ją w otwór i energicznie zakręcił kilka razy. Gdy obie żarówki zamigotały. Gdy zaświeciły się na stałe, sięgnął po mikrofon, nacisnął przyciski spokojnie nadał:
- Jajca w gniezdie, jajca w gniezdie, jajcaw gniezdie...
Zanim skończył jedna z żaróweczek zgasła.
- Rabota mojej żizni zawierszena - wyszeptał do siebie. Twarz Sołdata rozjaśnił uśmiech triumfu po czym przetoczyły się po niej skurcze bólu. Od kiedy Jurek znał Sołdata to zawsze widział go napitego. Pił przez cały czas i Jurek od dawna podejrzewał, że zalewa alkoholem jakiś rozdzierający go ból.
Jednak nie na tyle cicho by nie usłyszał tego Jurek. Natychmiast uświadomił sobie konsekwencje tego, że Sołdat zrealizował życiową misję – nie zostawią żadnych świadków! Nie dał jednak niczego po sobie poznać.
Sołdat wyciągnął korbkę, włożył w jej miejsce pakuneczek i podpalił go. Po chwili tlenia się pakunek rozbłysł oślepiającym światłem stapiając i zniekształcając otwór.
- Co to? - zapytał przestraszony Jurek.
- Termit, zaspawałem nim otwór.
- To wiem, ale co to za urządzenie?
Na chwilę rysy Sołdata stężały, już chciał coś odpowiedzieć gniewnego, gdy.... rozpogodził się:
- A co mi!? Teraz już mogę Ci powiedzieć – to jest ich Wunderwaffe. Właśnie im ją zwróciliśmy... cha cha cha cha!!! - roześmiał się głośno. - Czyż to nie cudowna ironia losu, że zgładzi broń, którą przyszykowali na nas? Niech no tylko towarzysz Stalin zapomni na czas nacisnąć przycisk a... - przerwał swoją myśl, zamyślił na chwilę po czym wzdrygnął. – Bum i... nie ma Berlina.
Znowu się zamyślił, na jego twarz spłynął błogostan.
- No dobra! Kończmy robotę, czeka na nas zasłużona nagroda.
Sołdat wspiął się po drabince na górę.
- Towarzysze! Kończymy! Najwyższa pora zamknąć i zasypać sarkofag.
- A Ty - zwrócił się do Jurka pozostałego w dole. - Wyłaź i im pomóż. Zabierz skrzynkęz narzędziami i odnieś na pakę.
Sołdat czekał aż Jurek wyjdzie na górę, po czym dosiadł się do stołu i zaczął pić. Dlatego nie zauważył jak Jurek chowa pilnik pomiędzy kartki gazety.
2.
Niemcy
Erzgebirge (Góry Rudawy)
Współczesność
Bus powoli, rzężąc silnikiem, z trudem podjeżdżał pnącym się w górę, zarośniętym i ledwo widocznym, leśnym duktem. Zwisające gałęzie drzew bezlitośnie smagały przywiązaną do dachu auta tratwę ze specjalnego plastyku. Auto stanęło i wysypały się z niego trzy pary dwudziestoparolatków.
- Uważajcie, jesteśmy przy samej krawędzi - ostrzegł resztę Lukas.
- Jak to? Gdzie? - zdumiony Alexander rozglądał się wokół widząc tylko zarośla i drzewa.
Lukas uśmiechnął się, po czym zrobił parę kroków do przodu i przydeptał krzaki. Reszta podeszła do niego i ich oczom ukazał się zapierający oddech widok: stali na krawędzi głębokiego kamieniołomu, o prostopadłych ścianach, pełnych spękań i wnęk spowodowanych uderzeniami kilofów podczas górniczej obróbki. Ponad 20 metrów niżej w półmroku ledwie majaczyła ciemna tafla wody.
- Odlot! - Wyrwało się Fabianowi. - Te ściany są idealne do wspinaczki!
- Są fantastyczne! Tylko jak głęboka jest ta woda - wyraziła swoje zaniepokojenie Lisa.
- Ha! - odparł triumfalnie Lukas. - Po to właśnie mamy tratwę i akwalungi.
- Ja nie nurkuję! - od razu zastrzegła się Lisa. - Interesuje mnie tylko wspinaczka.
- Wiemy, wiemy! Zostaniesz na górze z Alexandrem - zakomenderował Lukas. - Będziecie nas asekurować. Do roboty, zabezpieczmy tereni schodźmy na dół!
Młodzi ściągnęli tratwę, podczepili do wyciągu i spuścili na wodę. Wtedy chłopcy zaczęli przebierać się w pianki. Dziewczyny choć rozpakowywały auto nie omieszkały skorzystać z okazji i poprzyglądać się swoim kolegom gdy przez chwilę byli nadzy.
Pierwszy na dół zjechał Fabian z Lukasem, Alexander spuszczał im na dół sprzęt do nurkowania. Gdy skończył na dół zjechała po linie Nina i Sara.
- Kto pierwszy nurkuje? - zapytał Fabian
- Może Ty z Sarą? - zaproponował Lukas
Nikt nie zaprotestował, więc Sara i Fabian ubrali akwalungi i zanurkowali. Woda był krystalicznie czysta, ale przez to, że nie dochodziły do niej promienie słońca - panowały w niej całkowite ciemności, tak jak na dużych głębokościach albo w jaskiniach. Tylko światła wodoodpornej lampy Lukasa wyciągały z mroku ścianę kamieniołomu. Młodzi wzdłuż ściany, z podczepioną do tratwy linką asekuracyjną, ostrożnie schodzili coraz głębiej.
Do dna dotarli na głębokości prawie 14 metrów. Było ono nierówne, schodzące w dół w stronę środka, zawalone odkutymi od ścian i porzuconymi głazami oraz zamulone resztkami roślinności przez całe lata spadającej do wnętrza kamieniołomu.
Fabian wskazał rękę, że chce odpłynąć od ściany na środek, Sara skinęła mu głową na zgodę, więc odbili się nogami od ścianyi ruszyli lustrować dno. Niestety takie gwałtowne ruchy płetw uniosły nalot z dna zamulając wodę i mocno ograniczając widoczność. Fabian zaklął w duchu. Nagle ich oczom ukazała się jakaś bryła. Gdy podpłynęli bliżej, zorientowali się, że to tył budy starej ciężarówki. Auto leżało na boku pochylone pod dużym skosem jakby dno opadało tu jeszcze głębiej. Fabian postanowił zanurkować w stronę szoferki, a żeby sobie pomóc chwycił się krawędzi budy i odepchnął. Mimochodem złapał się za drzwiczki przez co puściły przerdzewiałe zawiasy i jedno skrzydło drzwi oderwało sięi obsunęło. Natychmiast z wnętrza wydobył się duży bąbel powietrza, a za nim wraz ze wzbudzonym prądem, różne przedmioty. Fabian odruchowo skierował w tą stronę światło latarki i zobaczył przerażoną twarz Sary, która zaczęła miotać się w panice po czym zaczęła płynąć ku powierzchni.
Fabian natychmiast rzucił się za nią chcą ją powstrzymać, ale nie dał już rady jej dogonić. Przerażony i bezradny patrzył jak dziewczyna w ciągu kilku chwil wypływa w panice na powierzchnię.
W tym czasie Lukas i Nina doskonale się ze sobą bawili. Zdążyli już się nawet wyłuskaćz pianek i byli w trakcie długiego namiętnego pocałunku, z ręcznymi pieszczotami, gdy zaalarmował ich nagły bulgot wody wywołany wypłynięciem bąbla powietrza. Poderwali się i po chwili zobaczyli wypływające na powierzchnię różne drobne przedmioty. Ochłonęli natychmiasti zaczęli się wbijać w pianki, ale niewiele im się udało zdziałać gdy na powierzchni pojawiła się Sara.
- Trup! Trup! - krzyczała w panice płynąc do tratwy. - Wyciągnijcie mnie! Tam jest tru...
Dziewczyna nagle zwiotczała i obsunęła się pod powierzchnię wody. Lukas natychmiast do niej wskoczył, ale w tym samym momencie wypłynął Fabian wypychając Sarę nad wodę.
Przy pomocy Niny wyciągnęli ją na tratwę. Sara była nieprzytomna.
- Boże! - Nina była roztrzęsiona - to wygląda na uraz ciśnieniowy płuc!
- Wypłynęła w panice - potwierdził Fabian - pewnie nie zrobiła wydechu.
- Alexander! Alexander! Wypadek! - krzyknął głośno.
Alexander z Lisą natychmiast pojawili się na krawędzi. Także nago. Lucas podpiął pod uprząż nieprzytomną Sarą i trzymającego ją Fabiana i jeszcze Ninę. Nie przestawał przy tym ich instruować:
- Słuchajcie uważnie! Wjeżdżacie na górę, dzwonicie na telefon alarmowy, niech do tej dziury co przez nią ostatnią przejeżdżaliśmy podeślą helikopter ratunkowy. Jedźcie do niej od razu, nie czekajcie na mnie. Liny są dobrze podczepione, Nina pomoże mi z wyjściem. Zostawcie tylko nasze ubrania, telefony i prowiant. Dopiero gdy ratownicy odbiorą Sarę wróćcie po nas. A Sarę niech jak najszybciej przewiozą do komory dekompresyjnej to nic jej nie będzie. Rozumiecie?
Fabian skinął głową, że tak i szarpnął linę. Alexander włączył wyciąg i wciągnął całą trójkę na górę. Po chwili rozległ się warkot silnika.
Lucas rozglądnął się. Jego wzrok przykuła obijająca się o tratwę jakaś stara, zakorkowana butelka. W jej wnętrzu coś było, jakiś papier. Wyłowił ją i zaczął jej oględziny. Wyglądało mu to na starą butelkę po oranżadzie. Przynajmniej tego typu butelki z takim właśnie zamknięciem widział na starych filmach. We wnętrzu rzeczywiście był papier a właściwie gazeta. Gdy się przyjrzał dostrzegł, że miejsca pomiędzy drukiem i marginesy zostały zapisane ręcznym pismem. Od razu uświadomił sobie, że trafił na coś intrygującego. Schował butelkę do torbyi zaczął się wspinać. Dzięki pomocy Niny już po kilku minutach był na górze.
Natychmiast rozłożył koc i odkorkował butelkę. Delikatnie wyciągnął z niej list, który okazał się składać z kilku niewielkich skrawków gazety. Rozłożył je ostrożnie na kocu. Pochyli się nad nimi żeby dokładnie się przyjrzeć.
- Gazeta jest niemiecka, ale dopiski są chyba po czesku - zauważyła Nina. - Choć tu, zobacz! Jest napisane „Wunderwaffe”.
- To nie jest po czesku tylko po polsku - rozwiał jej wątpliwości Lucas. I wiem komu to pokazać! Mam koleżankę, która doskonale zna polski i na dodatek jest dziennikarką śledczą!
Sięgnął po telefon, zrobił nim zdjęcia, potem przewinął listę znajomych i pacnął palcem w zdjęcie ładnej dziewczyny, podpisane: Anna.