Gdzie narozrabiał kruk - Andrzej Piotrowski - ebook + audiobook + książka

Gdzie narozrabiał kruk ebook

Piotrowski Andrzej

4,1

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Sachalin i Wyspy Kurylskie to jedne z najsłabiej udokumentowanych zakątków świata. Książka ta więc jest unikatowa na polskim rynku reportaży podróżniczych.

W czasach kiedy świat się skurczył, kiedy wszędzie można dotrzeć w zaledwie 48 godzin, kiedy nawet najdalsze zakątki ziemi to miejsca już oswojone przez człowieka, okazuje się, że są rejony nietknięte ludzką ręką.

Andrzej Piotrowski – przyrodnik, muzealnik, podróżnik i fotograf – odkrywa dla nas taką właśnie Rosję. Archipelagi bezludnych wysp, kilometry plaż, na których nie znajdziemy śladu ludzkiej stopy, rzeki pełne ryb, rzadko odwiedzane pasma górskie i olbrzymie przestrzenie porośnięte tajgą. A brunatne niedźwiedzie, amurskie tygrysy, koty bez ogona, kłębowiska łososi na tarle, ponad metrowe amonity, wiśniowe bursztyny, wulkany błotne, tunele lawowe – to tylko niektóre z tamtejszych cudów.

To opowieść nie tylko o dalekiej podróży i przyrodzie, ale też o zaskakujących spotkaniach i wielkim sercu mieszkańców tych krain, które są położone – jak pisze sam autor – „dalej niż daleko”, wzbogacona o polskie wątki, jak choćby losy Bronisława Piłsudskiego, mapy oraz oryginalne zdjęcia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 213

Oceny
4,1 (59 ocen)
25
17
14
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wydawca Magdalena Hildebrand Katarzyna Terentiew

Redaktor prowadzący Beata Kołodziejska

Redakcja Joanna Popiołek

Korekta Magdalena Wagner

Copyright © by Andrzej Piotrowski, 2021 Copyright © for this edition by Dressler Dublin Sp. z o.o., 2021

Wydawnictwo Świat Książki 02-103 Warszawa, ul. Hankiewicza 2

Warszawa 2021

Księgarnia internetowa: swiatksiazki.pl

Skład i łamanie Plus 2 Witold Kuśmierczyk

Dystrybucja Dressler Dublin Sp. z o.o. 05-850 Ożarów Mazowiecki ul. Poznańska 91e-mail: [email protected] tel. + 48 22 733 50 31/32www.dressler.com.pl

ISBN 978-83-813-9852-7

Skład wersji elektronicznej [email protected]

Gdzie jest ten świat, do którego chcemy dotrzeć

Wszyscy lubimy podróżować, a odkrywanie nowych miejsc to jednocześnie szukanie egzotyki. Prawie zawsze nam się wydaje, że jak pojedziemy bardzo daleko, to znajdziemy zupełnie inną rzeczywistość.

Sachalin i Wyspy Kurylskie to rejon, o którym nawet Rosjanie mówią, że to koniec świata. I ja przez długi czas też tak myślałem. Sprawa skomplikowała się podczas rejsu promem „Farchudinow” z sachalińskiego portu Korsakow na Kuryle. Gdy staliśmy na redzie Kurylska (głównego miasta na wyspie Iturup), podszedł do mnie Rosjanin z aparatem fotograficznym.

– Słuchaj, ty fotografujesz, to może byś mnie nauczył obsługi aparatu.

Pomogłem mu i zaczęliśmy rozmawiać. Mój nowy znajomy powiedział, że mieszka w osadzie Krabozawodskoje na wyspie Szykotan w Małym Łańcuchu Kurylskim (czyli na Pacyfiku) i jest malarzem. Ma pracownię w zniszczonym przez trzęsienie ziemi domu, gdzie maluje kurylskie kraj­obrazy. Z przyniesionej z kabiny starej tekturowej teczki artysta wyjął trzy katalogi – dwa z indywidualnych wystaw w Japonii, a jeden z wystawy w Meksyku. Wtedy usłyszałem:

– Ja tylko na kontynencie nie wystawiam swoich prac, bo to daleko.

Zastanowiłem się – to gdzie jest ten koniec świata, do którego chcę dotrzeć?

Geograficzny koniec świata jednak istnieje i to właśnie na wyspie Szykotan. Tak nazwano półwysep i latarnię morską na południowo-wschodnim brzegu wyspy. Na dodatek uruchomiono tu punkt pocztowy Koniec Świata, z którego do niedawna można było wysyłać listy z okolicznościowym stemplem.

Kula ziemska zmniejszyła się, odkąd samoloty stały się popularnym środkiem transportu. Nagle się okazało, że w dowolne miejsce można dotrzeć w niespełna 48 godzin. Łatwiejsza stała się także organizacja wyjazdów – większość problemów rozwiązuje internet. Wyprawy wymagające wielomiesięcznych przygotowań merytorycznych i technicznych powoli przechodzą do historii. Już nie odkrywamy Antarktydy, tylko organizujemy tam imprezy sportowe, na przykład biegi maratońskie.

Nawet najdalsze zakątki Ziemi stają się zagospodarowanymi, oswojonymi przez człowieka miejscami. Następuje dewastacja przyrody, wycinanie lasów, często rabunkowa eksploatacja bogactw naturalnych. Czy pozostał więc jeszcze jakiś fragment świata do badania i poznawania w taki sposób, jak to robiono dawniej?

Odkryciem stała się dla mnie Rosja. Olbrzymi kraj, zróżnicowany krajobrazowo i przyrodniczo, jest stosunkowo słabo zamieszkany i w wielu miejscach trudno dostępny. Można tu znaleźć archipelagi bezludnych wysp (na przykład Wyspy Szantarskie), kilometry plaż, na których nie zobaczymy śladu ludzkiej stopy, a syberyjska północ to pełne ryb rzeki, słabo poznane pasma górskie i olbrzymie przestrzenie porośnięte dziką, rzadko odwiedzaną przez człowieka tajgą. To po prostu inna planeta – planeta Rosja.

Mam nadzieję, że migawki z rosyjskiego Dalekiego Wschodu przedstawione w tej książce zachęcą Czytelników do poznawania tego pasjonującego kraju.

Stara legenda

Według starej legendy ludu Niwchów dawno temu Bóg wezwał kruka i kazał mu zanieść dwa woreczki z nasionami na Daleki Wschód. Kruk wypełnił polecenie, ale niezbyt dokładnie. Nad Sachalinem i Wyspami Kurylskimi nasiona mu się rozsypały i pomieszały, przez co powstał tam konglomerat roś­lin ciep­ło- i zimnolubnych. Dziś istnieje tu jeden z najdziwniejszych na świecie lasów. Syberyjska kosodrzewina (Pinus cembra), świerk (Picea obovata), modrzew syberyjski (Larix sibirica), lepiężnik japoński (Petasites japonicus) i niedźwiedzia dutka (barszcz Sosnowskiego, Heracleum sosnowskyi) sąsiadują z ciep­łolubną magnolią (Magnolia virginiana), krzakami oplecionymi kiwi (Actinidia chinensis) i bambusem kurylskim (Sasa kurilensis). Na dodatek wszystko porasta winorośl. Dla botanika to szok!

Ale nie tylko kruk narozrabiał. Sytuację dodatkowo zagmatwały przenoszone przez wiatr znad Morza Ochockiego i Pacyfiku mikroelementy użyźniające glebę. I nagle rośliny, osiągające w zwykłych warunkach wysokość 30–50 centymetrów, zaczęły rosnąć nawet do 5 metrów. Tej wielkości gryka (Fagopyrum esculentum) naprawdę robi wrażenie.

Wielkie rośliny spotykamy na południowym Sachalinie, dwóch wyspach Archipelagu Kurylskiego (Iturupie i Kunaszyrze), a także na brzegu kontynentu azjatyckiego na tej samej szerokości geograficznej. Mogą one stanowić spore utrudnienie w podróżowaniu przez dzikie rejony kraju. W tajdze drogami stają się rzeki i ich doliny. Można nimi dotrzeć do odsłonięć geologicznych czy widocznych z oddali gór. Las wielkich badyli praktycznie uniemożliwia chodzenie brzegami rzek – trzeba podróżować korytami potoków.

Jest jeszcze jeden problem – spotkania z niedźwiedziami. Zazwyczaj schodzą one człowiekowi z drogi. Ale gdy w gęstym lesie wiatr wieje od strony niedźwiedzia, zdarza się niespodziewane spotkanie. Wtedy może dojść do tragedii.

Dalej niż daleko

Zakończyłem kolejne zajęcia w Studium Fotografii Foto­klubu Rzeczypospolitej Polskiej. Studenci zmęczeni całym dniem zajęć zastanawiali się, gdzie pójść na piwo. Atmosfera się rozluźniła.

– Panie profesorze, może byśmy pojechali na plener gdzieś daleko? Ciekawa byłaby Rosja, może na Kamczatkę?

– Tam jeżdżą wszyscy i z tego rejonu jest sporo zdjęć – powiedziałem. – Pojedźmy na Sachalin, bo jest to dalej niż daleko. Materiały fotograficzne z tej wielkiej wyspy są bardzo skąpe. Tańsza jest także podróż. Nie trzeba lecieć samolotem, można pojechać pociągiem.

Wtedy zapadła decyzja – jedziemy. Na plener zgłosiło się 12 osób, ale w miarę zbliżania się terminu wyjazdu zespół odważnych topniał. Nic dziwnego – w tym czasie (2001 rok) Rosja nie była w pełni bezpieczna. Pojawiały się informacje o napadach na pociągi i nie bardzo było wiadomo, co może nas spotkać. Miałem przewodniczyć wyprawie jako przedstawiciel Fotoklubu Rzeczypospolitej Polskiej (plener był oficjalny), co równało się sporej odpowiedzialności. Grupa wystraszonych przyszłych uczestników wyjazdu zmniejszyła się do grupki. Ostatecznie na pierwszy plener pojechały tylko dwie osoby: Maciek (student) i piszący te słowa kierownik wycieczki. Podczas następnych wyjazdów (plenery trwały do 2007 roku) sytuacja się nie poprawiła.

Perspektywa dalekiej podróży do nieznanego kraju budziła obawy. Dlatego przed pierwszym wyjazdem postanowiłem zebrać jak najwięcej informacji o podróżowaniu w Rosji. Nie wyglądało to dobrze – raczej mnie zniechęcano. Dopiero gdy poznałem grupę młodych ludzi wędrujących co roku po górach otaczających Bajkał i zakochanych w tym rejonie Rosji, powiało optymizmem. Ich opinia była jednoznaczna – jechać, jechać, jechać!

W organizacji pierwszego pleneru bardzo pomogli pracownicy warszawskiego Rosyjskiego Ośrodka Nauki i Kultury. Podróż stawała się coraz bardziej realna.

Wreszcie przyszedł dzień próby. Wieczorem w przeddzień wyjazdu spotkaliśmy się z Maćkiem u mnie w domu. Miałem wysoką temperaturę, ale czas ważności wizy zmuszał nas do podjęcia decyzji i szybkiego wyruszenia. Rano siedzieliśmy już w pociągu pośpiesznym do Terespola. Następnym etapem był przejazd do Brześcia, przez stanowiącą granicę z Białorusią rzekę Bug. Na peronie w Terespolu stała zdewastowana „elektryczka” pełna wracających na Białoruś handlarzy i przemytników. Jechali po nową porcję papierosów i alkoholu.

*

Proces szmuglowania nie jest skomplikowany. W Brześciu przemycane towary są chowane w zakamarkach elektryczki. Demontuje się wszystkie jakie się uda elementy we wnętrzu pociągu i upycha tam kartony z papierosami i plastikowe worki pełne butelek spirytusu. Wszystkie kobiety wsiadające w Brześciu do pociągu są nienaturalnie grube i gwałtownie chudną po przejściu polskiej odprawy celnej, kiedy już wyciągną spod ubrań opakowania z alkoholem. Część kontrabandy jest wyrzucana przez okna na polskim brzegu Bugu. Nasi celnicy zaczynają odprawę celną od rozebrania pociągu na kawałki i wydobyciu tego, co pracowicie chowano w Brześciu. Zarekwirowany towar jest wywożony wózkami. Przy którymś kolejnym przejeździe przez granicę zorientowałem się, że w tym odprawowym bałaganie obowiązują pewne zasady – celnicy nigdy nie zabierają wszystkiego.

Brześć, pierwszy przystanek za granicą, pachnie egzotyką. Zupełnie inne piwo, inne jedzenie w bufecie dworcowym i tłum czekających pasażerów. Miasto jest dużym węzłem kolejowym, z którego wyruszają także pociągi do centralnej Rosji (między innymi do Nowosybirska), bardzo wygodne dla podróżnych jadących do Azji, bo omijające Moskwę.

My wybraliśmy inny wariant podróży. Postanowiliśmy odwiedzić Moskwę i tam kupić bilety na przejazd Koleją Transsyberyjską do Tajszetu i dalej Bajkalsko-Amurską Magistralą Kolejową do głównego miasta na tej trasie – Tyndy. Bagatelka, pięć dni jazdy pociągiem! Ale najpierw do Moskwy!

Późnym popołudniem wsiedliśmy do pociągu relacji Praga–Moskwa. W składzie same wagony z przedziałami (kupiejne). Konduktorka (prowadnica) przyniosła czystą, jak się okazało jeszcze lekko wilgotną pościel w plastikowej torbie. Przed samym odjazdem do naszego przedziału wpadł niski, ruchliwy Rosjanin. Od drzwi rzucił:

– Jestem Tony.

Po chwili już wiedzieliśmy, że pochodzi z Kaukazu.

– Wy z Polski? Ja mam kurczaka i placki ziemniaczane – powiedział.

Zrobiliśmy wspólną kolację i do późnej nocy rozmawialiś­my o życiu w nowej rzeczywistości. Bo zmieniło się i w Polsce, i w Rosji.

Rano powitała nas stacja Moskwa Białoruska z pięknym zabytkowym budynkiem dworcowym i wielkim ekranem, na którym wyświetlano informacje o działalności rosyjskiego oddziału WWF.

Spotkanie z wielkim miastem

Zostawiliśmy bagaże w przechowalni i ruszyliśmy w miasto. Moskwa jest ogromną aglomeracją i tętni życiem, szokując drogimi sklepami, rosyjskimi fast foodami i stojącymi na ulicy kioskami z coca-colą. Wszędzie tłumy ludzi, a na jezdniach super samochody. I coś, czego w Polsce nie ma – weekendowa atmosfera. W parkach i na ulicach ludzie czytają książki i gazety. Na trawnikach grupy młodzieży piją piwo i doskonale się bawią.

Ulica Twerska doprowadziła nas do placu Czerwonego – centralnego punktu miasta. Cały plac był pełny przyjezdnych z Rosji i ze świata – tu dociera się obowiązkowo. Przed Mauzoleum Lenina stała kolejka, a wizytę u wodza rewolucji wszyscy traktują bardzo poważnie. Nad placem góruje Kreml, kolejne zmiany warty pilnujących go żołnierzy obserwuje zawsze różnojęzyczny tłum. Powodzeniem cieszy się możliwość zrobienia sobie zdjęcia z facetem przebranym za Lenina. Przypomina to fotografowanie się z białym niedźwiedziem na Krupówkach w Zakopanem. Śmieje się „Lenin” i amatorzy fotografii – będzie świetna pamiątka.

Byliśmy zachwyceni znajdującym się na placu Czerwonym soborem Wasyla Błogosławionego (cerkiew Opieki Matki Bożej). Wspaniały szesnastowieczny zabytek z czasów Iwana Groźnego był po pełnym remoncie i został udostępniony zwiedzającym jako obiekt muzealny. Pojechaliśmy także do widocznego po drugiej stronie rzeki Moskwy soboru Chrystusa Zbawiciela. Jest to największy kościół prawosławny na świecie, w nabożeństwach może tu uczestniczyć nawet 10 tysięcy wiernych. Cerkiew Chrystusa Zbawiciela jest widocznym znakiem odradzania się religii prawosławnej w Rosji i powrotu zwykłych ludzi do Kościoła. Katedralną cerkiew wzniesiono w latach 1817–1880. W 1931 roku Sowieci wysadzili ją w powietrze, a w latach 1994–1999 została odbudowana. W tym samym czasie rosyjski Kościół prawosławny rozpoczął odbudowę cerkwi w miastach całej Rosji.

Podczas podróży na drugi koniec świata mało jest czasu na szczegółowe zwiedzanie tak wielkich miast jak stolica Rosji. Ale do załatwienia mieliśmy parę spraw i wtedy odkryliśmy metro. System moskiewskiej kolei miejskiej przypomina sieć pająka. Metro jest głębokie i ze względu na sprzyjającą budowę geologiczną wykute bezpośrednio w skałach. Poszczególne stacje szokują postkomunistycznym wystrojem i wspaniałą kamieniarką. Nieskomplikowany przebieg linii sprawia, że wszędzie łatwo się dostać. Wrażenie robią długie i strome ruchome schody i panujący na nich porządek. Stań inaczej niż z prawej strony, to swoje usłyszysz. Wagony są z Petersburga, takie same jak w Warszawie i tak samo głośne i pełne ludzi.

W Rosji zawsze szukam muzyki. To uzależnienie związane z pracą w radiu. Przyjazd do Moskwy daje możliwość kupienia płyt niemal w Polsce niedostępnych. W Rosji kompakty oficjalne (z akcyzą), wytłoczone w „fabryce” można kupić w sklepach muzycznych za odpowiednią, wysoką cenę. Ale jest też drugi obieg – płyty pirackie, sprzedawane bardzo tanio na ulicznych stoiskach i bazarach. Tu można kupić co tylko się chce, na CD lub MP3.

Wróciliśmy na dworzec Moskwa Białoruska. Większą część budynku zajmowały stoiska z wyrobami z kamieni ozdobnych. Dominowały onyksy z Afganistanu, choć było także sporo ozdób ze skał eksploatowanych na Uralu. Wreszcie znalazłem szachy, o jakich marzyłem, jednak cena i perspektywa wiezienia ich ponad 22 tysiące kilometrów zniechęciły mnie do kupna.

Podróż na koniec świata

Metrem dotarliśmy na Dworzec Jarosławski. Stąd wyruszają pociągi jadące najdłuższą trasą kolejową świata – linią transsyberyjską, dla Rosjan po prostu – transsibem.

Przy kasach kolejki. Tak jest zawsze, bo chętnych do podróżowania wielu, a miejsc mało. Także system sprzedawania biletów jest czasochłonny – w Rosji są one imienne, drukowane na podstawie danych z paszportu.

Chcieliśmy jechać jak zwykli Rosjanie – pociągiem pośpiesznym. Są wprawdzie szybsze i wygodniejsze pociągi ekspresowe (firmienne), ale cena biletu jest zbliżona do kosztu przelotu samolotem. Sami Rosjanie śmieją się, że jeżdżą nimi prawie wyłącznie cudzoziemcy.

Pociągi pośpieszne są w Rosji najpopularniejszym środkiem komunikacji, a ceny biletów zmieniają się w zależności od pory roku. W lecie jest drożej, bo po prostu ruch jest większy.

Stanęliśmy w kolejce i po godzinie kupiliśmy dwa bilety do Tyndy, głównego miasta Bajkalsko-Amurskiej Magistrali Kolejowej. Jechaliśmy tak jak chciałem, w wagonie plac­kartnym, bez przedziałów.

*

Podziękowania

Poznanie dzikiej i pięknej przyrody Sachalina było możliwe dzięki znajomości z człowiekiem, który w tajdze pracował całe życie. To Siergiej Kotielnikow, dyrektor Państwowej Służby Leśnej Sachalina. Jego rady, pomoc i opieka były bezcenne, podobnie jak nauka życia i podróżowania w dalekowschodnich lasach. Siergiej, mam świadomość, że za to wszystko słowo „dziękuję” to za mało, ale ze wspólnego podróżowania po Twojej rodzinnej wyspie zostało nam coś bardzo cennego – przyjaźń.

Autor dziękuje także pracownikom służby leśnej Sachalina i Wysp Kurylskich, bez których pomocy powstanie tej książki nie byłoby możliwe. Na Sachalinie w organizacji wypraw pomogli:

Konstantin Chrianin – dyrektor nadleśnictwa w Noglikach,

Jurij Cybinow – dyrektor nadleśnictwa w Korsakowie,

Mikołaj Kirilicz – dyrektor nadleśnictwa w Makarowie,

Aleksander Owsiannikow – dyrektor nadleśnictwa w Aleksandrowsku Sachalińskim.

Podróżowanie po Wyspach Kurylskich było możliwe dzięki życzliwości Witalija Kurbatowa (dyrektora nadleśnictwa na Kunaszyrze) oraz głównego leśniczego wyspy Władimira Mamontowa.

Za życzliwość i wielokrotnie okazywaną przyjaźń, które sprawiły, że do dzisiaj wracam we wspomnieniach do wspólnie przeżywanych przygód – wszystkim serdecznie dziękuję.

Bezcenna była także pomoc przyjaciół z Jużnosachalińska: polskiego misjonarza, księdza Jarosława Wiśniewskiego oraz katolickich wspólnot z kościołów w Jużnosachalińsku i Korsakowie.

Dziękuję także Witalijowi Gaponience, nauczycielowi i podróżnikowi, oraz pracownikom Jużnosachalińskiego Muzeum Krajoznawczego.

W Polsce oparciem dla organizacji wypraw był Fotoklub Rzeczypospolitej Polskiej z jego prezesem, panem Mieczysławem Cybulskim.

Autor serdecznie dziękuje także panu profesorowi Dariuszowi Rottowi z Uniwersytetu Śląskiego za życzliwe uwagi podczas powstawania publikacji.

W wyprawach, poza autorem, udział wzięli członkowie Fotoklubu Rzeczypospolitej Polskiej: Ryszard Battke, Maciej Kołodyński i Janina Posłuszna.

Do powstania książki przyczyniła się także życzliwa pomoc koleżanek i kolegów z zespołu redakcyjnego czasopisma „Zupełnie Inny Świat”, którym serdecznie dziękuję.