Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Polak, który chciał sojuszu z III Rzeszą.
Władysław Studnicki był politycznym prorokiem. W najdrobniejszych szczegółach przewidział klęskę 1939 roku w wojnie z Niemcami, sowiecki cios w plecy i zdradę aliantów. Bezskutecznie apelował do ministra Becka o przyjęcie oferty III Rzeszy i wspólny marsz przeciwko Związkowi Sowieckiemu.
Podczas II wojny światowej żądał od Hitlera, by porzucił zbrodniczą politykę okupacyjną w Polsce. Wielokrotnie interweniował na rzecz aresztowanych rodaków. Gotowy był nawet stanąć na czele kolaboracyjnego rządu, by ratować naród przed terrorem. Niemcy uwięzili go na Pawiaku.
„Czołowy polski germanofil”, jak sam się nazywał, był krytykiem AK. Sprzeciwiał się zamachom, sabotażom i akcji „Burza”, gdyż działania te kosztowały Polaków mnóstwo krwi, a korzystali na nich wyłącznie Sowieci. Powstanie warszawskie uważał za koszmarny błąd i narodowe nieszczęście.
Dla komunistów Studnicki był „wrogiem ludu” i „faszystą”. Skazali go na zapomnienie. Piotr Zychowicz przywraca należne mu miejsce w historii. Germanofil przedstawia dramat i niejednoznaczne losy tej postaci. To najbardziej niepoprawna politycznie polska biografia z okresu II wojny światowej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 854
Tego autora polecamy również
PAKT PIŁSUDSKI-LENIN
PAKT RIBBENTROP-BECK
SKAZY NA PANCERZACH
OBŁĘD ‘44
OPCJA NIEMIECKA
ŻYDZI
ŻYDZI 2
SOWIECI
NIEMCY
WOŁYŃ ZDRADZONY
Bardzo trudno zrobić coś dla Polski, gdyż jest ona stale owładnięta manią samobójczą.
Charles Maurice de Talleyrand
Wybiła północ. W otoczonym ponurą sławą areszcie śledczym berlińskiego Gestapo panowała cisza. Żelazna sztaba odskoczyła z metalicznym trzaskiem, który odbił się echem w pustym korytarzu. Pojawił się na nim strażnik i dzwoniąc kluczami, skierował się do drzwi jednej z cel.
Siedział w niej więzień specjalny. Sam Reinhard Heydrich nakazał otoczyć go specjalnym nadzorem. Strażnicy musieli co dwie godziny sprawdzać, czy mężczyzna nie targnął się na swoje życie. Nie powiesił się w celi lub nie podciął sobie żył. Trwało śledztwo i gestapowcy chcieli wycisnąć z niego wszystko, co wie.
Strażnik nachylił się i spojrzał przez wizjer z hartowanego szkła – w celi dwadzieścia cztery godziny na dobę paliła się słaba żarówka. W mdłym świetle funkcjonariusz zobaczył aresztanta. Nie spał. Siedział nieruchomo na pryczy, wpatrując się w odrapaną ścianę.
Był to leciwy mężczyzna, niewysoki i wątłej budowy. Zmierzwiona siwa czupryna opadała na szczupłą twarz, pobrużdżoną przez czas i ciężkie przeżycia. Mimo że w celi było zimno jak w psiarni, miał na sobie tylko rozchełstaną koszulę. Z ust przy każdym oddechu wydobywały się kłębki pary.
Twardy Polak, pomyślał strażnik. Odkąd go przywieziono, całe więzienie huczało od plotek. Mówiono, że przybył do Berlina i zażądał natychmiastowego widzenia z Adolfem Hitlerem. Z oburzeniem mówił o zbrodniach, jakich Gestapo i SS dopuszczają się w okupowanej Polsce.
Przywiózł do stolicy III Rzeszy dowody mrożących krew w żyłach okrucieństw wobec Polaków i Żydów w Generalnym Gubernatorstwie. Masowych egzekucji, wypędzeń, grabieży i gwałtów. Dokumenty potwierdzające to, o czym w Berlinie mówiono tylko szeptem.
Sędziwy mężczyzna chciał się spotkać z Führerem w Kancelarii Rzeszy, aby wstawić się za swoim narodem. Domagać się natychmiastowego wstrzymania terroru, dręczenia i szargania godności milionów Polaków. Zwrócenia Polsce ziem zagrabionych w 1939 roku.
Spotkaniu w ostatniej chwili zapobiegło Gestapo. Śmiały Polak został aresztowany w jednym z berlińskich hoteli. „Specjaliści” z Geheime Staatspolizei poddali go ciężkiemu śledztwu. Pozbawiany snu, dręczony, poddawany uporczywym wielogodzinnym przesłuchaniom – kategorycznie odmawiał złożenia zeznań.
Mało tego, był niebywale hardy. Wygrażał gestapowcom, wygłaszał tyrady na temat przestępstw popełnianych przez okupantów w jego ojczyźnie. Ostrzegał, że jeżeli Niemcy nie zmienią swojego postępowania – przegrają wojnę! Żaden Polak nigdy nie ośmielił się tak mówić do Niemców w stolicy III Rzeszy.
Strażnik pokręcił głową. Nie wiedział, czy ten człowiek jest bezgranicznie odważny, czy po prostu szalony. Tak czy owak, staruszek długo nie pociągnie, pomyślał. Śledczy doprowadzili go na skraj wyczerpania nerwowego i fizycznego. W czasie przesłuchania miał atak serca. Gdy wczoraj doprowadzono go do celi, ledwo trzymał się na nogach.
Jakże on się nazywa? – Strażnik próbował sobie przypomnieć obco brzmiące nazwisko. Ach, tak. Władysław Studnicki.
Nagle więzień spojrzał prosto w wizjer. Strażnik zobaczył dwoje gorejących oczu. Wyzierała z nich udręka i rozpacz. Ale zarazem były to oczy człowieka o żelaznej woli, wojownika, który nie opuszcza rąk. Gotowego do zaciekłej walki.
Strażnik z wrażenia aż cofnął głowę. Zamknął wizjer i czym prędzej się oddalił. Władysław Studnicki znów został sam. Tylko ze swoimi myślami. Myślami, które pozbawiały go snu.
Przed oczami przesuwały mu się upiorne wizje. Łuny pożarów, morze ruin, ciągnące się po horyzont rzędy krzyży. Rzeka krwi, która płynęła przez spaloną ziemię. Studnicki widział zagładę swojego państwa i narodu. Katastrofę, jakiej Polska nie zaznała jeszcze w całych swych tragicznych dziejach.
Bohater tej książki jest jedną z najciekawszych postaci II wojny światowej. A przy tym najbardziej znienawidzonych. Przemilczanych i opluwanych. Przez lata na temat Władysława Studnickiego pisano najgorsze kłamstwa, miotano obelgi. Odmawiano mu patriotyzmu, wyszydzano, próbowano przedstawiać jako „szaleńca” i „faszystę”. Pomniejszano wielką rolę, jaką odegrał w historii.
Dlaczego? Dlatego, że Władysław Studnicki miał odwagę wyłamywać się z „dyscypliny narodowej”. Miał odwagę mieć własne, odrębne zdanie. Iść pod prąd. Władysław Studnicki sprzeciwiał się nie tylko prezydentom, premierom i wpływowym ministrom, ale również opinii publicznej własnego narodu. Władysław Studnicki był wielkim indywidualistą.
Ale był również wielkim polskim prorokiem. W przededniu II wojny światowej bezbłędnie przewidział katastrofę, która spotkała Polskę. Błyskawiczną klęskę w starciu z Niemcami, sowiecki cios w plecy, a nawet to, że na koniec wojny Wielka Brytania bez mrugnięcia okiem porzuci swojego „sojusznika” na pastwę Józefa Stalina. Przewidział wszystko.
Dlatego w 1939 roku starał się nakłonić władze Rzeczypospolitej do zmiany polityki prowadzącej ku przepaści. Uważał, że Polska powinna przyjąć propozycję sojuszu złożoną jej przez Adolfa Hitlera. Zgodzić się na włączenie Wolnego Miasta Gdańska do Rzeszy i eksterytorialną autostradę przez Pomorze. A następnie, u boku Wehrmachtu, uderzyć na Związek Sowiecki.
Przestroga Władysława Studnickiego nie została wysłuchana. Polska, „silna, zwarta i gotowa”, wierząca w potęgę swej armii i sojusznicze gwarancje, zdecydowała się na wojnę z Niemcami. I stało się dokładnie tak, jak przewidział Studnicki: skrwawiona, rozszarpana przez sąsiadów, porzucona przez Zachód – znalazła się na dnie otchłani.
Po upadku państwa Władysław Studnicki uznał, że należy ratować naród. Podjął w tym celu starania zmierzające do porozumienia ze zwycięskimi Niemcami. Stworzenia rządu, który – jak później we Francji rząd marszałka Pétaina – pozwoliłby społeczeństwu uniknąć terroru niemieckiej okupacji i związanych z nim cierpień.
Studnicki gotów był wziąć na swoje barki to brzemię i stanąć na czele takiego gabinetu. Zostać, jak to nazwał w swoich wspomnieniach, „polskim Quislingiem”. W tym celu starał się podjąć pertraktacje z przywódcami III Rzeszy. Działania te nie wynikały bynajmniej z sympatii do Adolfa Hitlera i narodowego socjalizmu – którymi pogardzał – ale z troski o biologiczne przetrwanie narodu.
Sędziwy, urodzony w roku 1867 Studnicki zaciekle walczył o swoich rodaków. Bombardował Niemców kolejnymi memoriałami, w których domagał się zmiany zbrodniczej polityki okupacyjnej w Polsce. Zamknięcia Auschwitz, Majdanka i Pawiaka, zaprzestania rozstrzeliwań i łapanek. Podejmował niezliczone – często skuteczne – interwencje na rzecz aresztowanych Polaków.
Za swoją odwagę Władysław Studnicki zapłacił wysoką cenę. Kilkakrotnie uwięziony i kilkakrotnie ciężko pobity przez Gestapo, w roku 1940 został internowany w Niemczech, a w 1941 wtrącony na czternaście miesięcy do więzienia na Pawiaku. Tam spadły na niego kolejne ostre szykany. Blisko siedemdziesięciopięcioletni polityk omal nie przypłacił tego życiem.
Polityczna akcja Studnickiego zakończyła się fiaskiem. Niemcy swojego postępowania nie zmienili. Na przeszkodzie stanęło zaślepienie ideologiczne narodowych socjalistów, którzy uważali, że polskimi Untermenschami należy rządzić za pomocą knuta. A z drugiej strony – nieprzejednane stanowisko większości polskich elit politycznych, które odrzucały myśl o ugodzie z Niemcami.
Jego losy mogą służyć za ilustrację szaleństwa, które owładnęło Niemcami podczas II wojny światowej. Najlepszy ich przyjaciel w Polsce pod niemiecką okupacją siedział w niemieckim więzieniu. Trudno o wymowniejszy symbol.
Niemcy nie zdecydowali się go jednak zamordować. Ocaliły go jego „stare zasługi”. Władysław Studnicki był bowiem „czołowym polskim germanofilem”, niestrudzonym szermierzem idei przymierza polsko-niemieckiego, którą głosił przez cztery dekady. Od wybuchu I wojny światowej do śmierci na emigracji w Londynie w roku 1953.
Studnicki jako realista uważał, że w polityce należy się kierować zdrowym rozsądkiem i chłodną kalkulacją, a nie uczuciami i emocjami. Odrzucał więc tradycyjną polską wiarę w pomoc odległych demokracji Zachodu. Przekonywał, że ani Francja, ani Wielka Brytania, ani Stany Zjednoczone nie uratują Polski.
Według niego jedynym państwem, które mogło ocalić Polskę przed rosyjską – a później sowiecką – dominacją, były Niemcy. Należało więc odrzucić historyczne resentymenty i urazy, aby ułożyć się z zachodnim sąsiadem. Poglądy te były przed wojną w Polsce skrajnie niepopularne, skazywały Studnickiego na osamotnienie i marginalizację. „Najbardziej znamienną cechą Studnickiego – pisał w 1936 roku publicysta Julian Babiński – jest fakt dość dziwny: zawsze szedł wbrew powszechnej opinii ogółu, a zawsze w zgodzie z interesami narodu”1.
Książka ta skupia się na najbardziej dramatycznej części życia Władysława Studnickiego – okresie II wojny światowej. Ten największy z polskich patriotów był nie tylko świadkiem straszliwej hekatomby swojego narodu, ale również klęski swej koncepcji politycznej.
Każda kolejna zbrodnia, jakiej Niemcy dopuszczali się w Polsce, każda egzekucja, każda grabież i każda krzywda była kolejnym kamieniem rzuconym na trumnę, w której w 1939 roku złożona została idea przymierza Warszawy i Berlina.
Studnicki ze zgrozą śledził również politykę rządu na wychodźstwie i kierownictwa Polskiego Państwa Podziemnego. Politykę tę uważał za skrajnie szkodliwą i nieodpowiedzialną. Występował przeciwko bezsensownemu szafowaniu krwią polskiej młodzieży. Przeciwko sabotażom i aktom dywersji, które prowokowały Niemców do krwawego odwetu.
Decyzje o przeprowadzeniu operacji „Burza” i wywołaniu powstania warszawskiego uważał za zbrodnicze. A wiarę w to, że Wielka Brytania dotrzyma Polsce zobowiązań sojuszniczych – za naiwną mrzonkę.
Był jednak bezradny. Nie słuchali go ani Niemcy, ani rodacy. Daremnie próbował przekonać obie strony, że konflikt polsko-niemiecki jest szaleństwem. Że zyskują na nim tylko i wyłącznie bolszewicy – wspólny wróg Polski, Niemiec, Europy i całej ludzkości.
Byłem jego zdecydowanym przeciwnikiem. Później nabrałem przekonania, że był to jeden z największych charakterów, jakie poznałem – pisał Stanisław Wachowiak, wiceprezes Rady Głównej Opiekuńczej. – Na przestrzeni mego życia nie widziałem dużo takich tragedii wewnętrznych jak ta, którą przechodził Władysław Studnicki2.
Podstawą tej książki jest moja praca magisterska. Napisałem ją w 2004 roku. Jej promotorem był profesor Andrzej Chojnowski, a recenzentem – nieodżałowanej pamięci profesor Paweł Wieczorkiewicz. Do dziś z uśmiechem wspominam obronę magisterium, na której profesor Wieczorkiewicz wystąpił… w szlafroku. U jego nóg poszczekiwało kilka jamników, profesor pił mocną kawę i przez kilka godzin dyskutowaliśmy o Studnickim, Hitlerze, Stalinie i wojennej tragedii, jaka spotkała nasz naród.
Germanofil to książka oparta na licznych – w dużej mierze wcześniej nieznanych – dokumentach zachowanych w archiwach w Polsce, Stanach Zjednoczonych, Niemczech i Wielkiej Brytanii. Jej podstawą są, do tej pory niemal niewykorzystywane przez historyków, papiery Władysława Studnickiego zachowane w Instytucie Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku.
Bardzo pomocne okazały się również długie rozmowy z Konradem Gizbertem-Studnickim, jedynym synem Władysława. Niestety profesor Konrad Studnicki zmarł 28 marca 2020 roku. Nie doczekał więc tej książki. Z jej wydaniem zwlekałem zbyt długo, o co mam dziś do siebie ogromny żal. Czasu jednak cofnąć nie mogę.
Władysław Studnicki miał i ma do dziś wielu wrogów. Nienawidzili go komuniści, dla których był najgorszym „reakcjonistą” i „wrogiem ludu”. Jego koncepcja antysowieckiego sojuszu między Polską a III Rzeszą uznawana była przez „historyków” doby PRL za największą herezję i myślozbrodnię.
Studnickiego nienawidzą również współcześni propagandyści historyczni. Ludzie, którzy zawodowo zajmują się bezkrytycznym idealizowaniem wszystkich decyzji podjętych w przeszłości przez polskich przywódców. Na czele z fatalnymi błędami, które przyniosły narodowi polskiemu straszliwe klęski i cierpienia.
Dla brązowników historii Studnicki – nawet teraz, sześćdziesiąt siedem lat po śmierci – jest niebezpieczny. Nawet dzisiaj się go boją. Jego książki, artykuły i memoriały stanowią bowiem dowód na to, że tragiczne konsekwencje decyzji podejmowanych przez Polaków w czasie II wojny światowej można było przewidzieć. Polska w 1939 roku wcale nie była skazana na katastrofę. A skala hekatomby narodu polskiego nie musiała być tak ogromna. Wystarczyło prowadzić politykę realną, a nie szaloną.
Zawodowych „oburzaczy” do szału doprowadzają krytyczne opinie Studnickiego o Józefie Becku, Władysławie Sikorskim, Stanisławie Mikołajczyku, generałach Armii Krajowej i innych sprawcach naszych narodowych nieszczęść. Dlatego właśnie wciąż jest on niezwykle ostro atakowany.
W 2019 roku doszło do wyjątkowego skandalu. Profetyczna książka Studnickiego Wobec nadchodzącej drugiej wojny światowej została wyrzucona z organizowanego przez państwowe media konkursu Książka Historyczna Roku. Było to o tyle symboliczne, że tę samą książkę w 1939 roku skonfiskowały władze sanacyjne. Studnicki przewidział w niej bowiem, że Polska przegra wojnę z Niemcami i zostanie zaatakowana przez Związek Sowiecki.
Rozpaczliwe próby zatrzymania Władysława Studnickiego nic jednak nie dadzą. Ów polski germanofil cieszy się coraz większym zainteresowaniem opinii publicznej, szczególnie młodzieży o żywych, otwartych umysłach. Jego patriotyzm i nieustraszona postawa imponują. Jego koncepcje przekonują żelazną logiką i rzeczowymi argumentami, jaskrawo kontrastującymi z pustymi frazesami, które padały z ust jego adwersarzy.
Z upływem czasu sylwetki jego przeciwników blakną. A sylwetka Studnickiego przeciwnie – nabiera ostrości.
Dziś nazwisko Studnickiego wymienia się w szeregu innych – pisał w 1936 roku Julian Babiński. – Figuruje na liście zatytułowanej: „współcześni politycy polscy”. Z biegiem lat lista będzie się zmniejszać, a nazwisko Studnickiego wybijać na czoło. Za lat zaś sto – który to okres czasu jest doraźną miarą perspektywy historycznej – lista pod tytułem „wielcy politycy polscy przed – i po wojnie” zmniejszy się do nazwisk trzech, czterech, może pięciu. Studnicki będzie wśród nich figurował grubymi czcionkami.
Dziś tylko ludzie mający w oku miarę historyczną widzą ten fakt, że w Polsce nie ma roju polityków, jakby się to, sądząc z gazet, zdawało. Jest tłum szaraków politycznych i zaledwie kilku mężów stanu. Paczka ta rozporządza prasą, partiami, reklamą, wpływami, groszem. Przeto do paczki należy teraźniejszość. Prawda. Ale i cóż z tego? Teraźniejszość krótko trwa3.
Od napisania tych słów nie upłynęło jeszcze sto lat. Mimo to przepowiednia Juliana Babińskiego materializuje się na naszych oczach. Jesteśmy właśnie świadkami wielkiego powrotu Władysława Studnickiego.
Nie ma już człowieka, ale jego monumentalna myśl żyje i przenika do świadomości Polaków. Choć Studnickiemu nie udało się uratować Polski przed katastrofą w roku 1939 – kto wie, czy nie uratuje jej w przyszłości.
Masywna bryła twierdzy przytłaczała białe reprezentacyjne aleje i drewniane, rozmywające się w zieleni sadów przedmieścia. Nikły przy niej wieże kościołów, synagoga, a nawet – wzniesiony przez zaborcę – sobór Świętego Aleksandra Newskiego.
Mieszkańcy miasta pod murami ponurej fortecy przechodzili niechętnie. Przemykali w jej cieniu, odwracając głowy. Piękna dama wzdrygnęła się mimowolnie. Szła wałem otaczającym dawno wyschniętą fosę. W ciemnej sukni, z czarnym, żałobnym krzyżem na piersi. Za rękę trzymała małego chłopca. Strwożone dziecko szeroko rozwartymi oczami spoglądało na szańce.
Szli dalej, w stronę pobliskiego więzienia. Nagle chłopcu wydało się, że za okienną kratą mignęła ludzka ręka. Chuda, blada, skuta pordzewiałymi kajdanami. A za nią zamajaczyła umęczona twarz starca. Chłopiec zamrugał z wrażenia i człowiek zniknął.
Jawa to była czy mara? Rzeczywistość czy wytwór wyobraźni wrażliwego dziecka? Nigdy się tego nie dowiedział. Dama pociągnęła go za rękę i podreptał za nią.
Twierdza znajdowała się w Dyneburgu, stolicy Inflant Polskich. Jej poprzedniczka strzegła północno-wschodnich rubieży Rzeczypospolitej Obojga Narodów. W XIX wieku Rosjanie wznieśli na jej miejscu nowsze fortyfikacje, mające bronić dostępu do Petersburga. Teraz był tu drugorzędny rosyjski garnizon i skład amunicji. Oraz więzienie.
Dzieckiem, które wpatrywało się w zakratowane okno, był zaś Władysław Studnicki.
Gdy jako mały chłopiec – wspominał – chodziłem z matką na spacer, pokazywała mi górne piętra więzienia dyneburskiego, gdzie przed paru jeszcze laty siedzieli powstańcy styczniowi. Matka moja nie zawsze dochodziła w spacerze do okolic więzienia. Widok jego bowiem wywoływał bolesne wspomnienia. Wielokrotnie opowiadano mi o Leonie Platerze, który został rozstrzelany w Dyneburgu, w pobliżu tamecznej fortecy, za odbicie broni wojska rosyjskiego dla powstania.
Nieraz, gdy szedłem na przechadzkę do fortecy, obmyślając plan jej zdobycia, a zachodzące słońce odbijało się w tumanie wilgotnym unoszącym się znad łąk, wydawało mi się, że widzę duszę Platera, i modliłem się do niego jako do męczennika sprawy narodowej. Prosząc, aby na mnie zesłał moc wyjarzmienia Polski4.
Szukając źródeł poglądów Władysława Studnickiego, genezy jego politycznych czynów i drogi życiowej, należy się cofnąć do Dyneburga w latach siedemdziesiątych XIX wieku. Do tych dziecięcych spacerów w cieniu rosyjskiej twierdzy.
Germanofilia Studnickiego miała bowiem drugą stronę medalu. A była nią nienawiść do Rosji. „Studnicki – jak trafnie napisał jeden z recenzentów jego książki – był człowiekiem chorym na Moskala”5. Choroba owa była jednak w pełni zrozumiała. Była produktem jego epoki. Atmosfery domu rodzinnego i tragicznej historii narodu, do którego należał.
Studnicki urodził się 15 listopada 1867 roku, zaledwie trzy lata po „uśmierzeniu” ostatniej wielkiej polskiej insurekcji. Sprawiło to, że – jak sam często podkreślał – należał do pokolenia „dzieci roku 1863”. Wychowanych w żałobie po narodowej klęsce. W podziwie i żalu po poległych bohaterach, ale i w pogardzie dla zaborcy.
Znany w całych Inflantach i Wielkim Księstwie Litewskim ród Gizbertów-Studnickich wywodził się z Niderlandów. Przodkowie Władysława zostali ściągnięci na teren Rzeczypospolitej w XVIII wieku przez kalwińską linię familii Radziwiłłów.
Studniccy posiadali rozległe dobra w okolicach Oszmiany i sprawowali wiele stanowisk państwowych. Rodzina szybko się spolszczyła i przeszła na katolicyzm. Po upadku i rozbiorach Rzeczypospolitej ród podupadł, choć nie stracił całkowicie pozycji i wpływów6.
Ojciec Władysława Studnickiego, Adolf, był sędzią i wiceburmistrzem Dyneburga. Podczas powstania styczniowego odegrał poważną rolę – był przedstawicielem jego władz w Inflantach. Po klęsce udało mu się uniknąć represji i zesłania.
Matka Studnickiego, Izabella z domu Fastykowska, była o dziewiętnaście lat młodsza od męża. Urodziła się w ziemiańskiej rodzinie z okolic Siebieża we wschodniej części guberni witebskiej. Z samego krańca Rzeczypospolitej Obojga Narodów, gdzie kończyło się Wielkie Księstwo Litewskie, a zaczynała Moskowia.
Władysław Studnicki miał pięcioro rodzeństwa. Trzy siostry – Stanisławę, Wandę oraz Izabelę – oraz dwóch braci – Wacława i Adolfa. Izabela zmarła we wczesnym dzieciństwie, Adolf zaś w 1878 roku, gdy nie mogąc spłacić długu karcianego, popełnił samobójstwo. Była to wielka rodzinna tragedia. Chłopak miał zaledwie szesnaście lat7.
Studnicki przesiąkł atmosferą rodzinnego domu. Typowego domu patriotycznej kresowej szlachty polskiej. Pełnego starych skrzypiących szaf i zegarów, rodzinnych i historycznych pamiątek. Na dnie kredensu matka trzymała druki z czasów powstania i literaturę romantyczną. W długie, jesienne i zimowe wieczory czytała dzieciom przy świecach.
Od czasu do czasu – wspominał Studnicki – pojawiał się w naszym domu, jako przelotny gość, któryś z powstańców powracających z Syberii. Czasem krewny lub jakiś obcy przysłany do nas z Rosji przez znajomych. Powstanie kształtowało wtedy atmosferę naszego domu wspomnieniami i opowiadaniami, które często nie pozwalały mi zasnąć8.
Spotkania z weteranami insurekcji, nocne rozmowy przy stole, wspólne czytanie Dziadów Mickiewicza – które były jego ulubioną książką – patriotyczne relikwie przechowywane w zakamarkach domu… Wszystko to rozpalało wyobraźnię i kształtowało poglądy chłopca.
Wspomnienia powstańcze były dla Władysława Studnickiego – pisał w 1917 roku jego pierwszy biograf Wincenty Rzymowski – pierwszą osnową myśli, pierwszą strawą uczuć. Na ranach swego narodu, na męczeństwie osób najdroższych uczył się nienawiści do wroga. Ze wspomnień klęski wyniósł przykazanie buntu przeciw ciemięzcy. Rzec by można, że Powstanie Styczniowe jakąś iskrą niedogaszoną swej pogorzeli zapadło w umysł i serce Studnickiego i roznieciło duszę jego na całe życie w pożar nieustającej walki przeciw Rosji9.
Już wtedy, w szczenięcych latach, Władysław Studnicki poprzysiągł, że zerwanie pęt niewoli stanie się celem jego życia. Że poświęci temu wszystko. Gdzie w końcu XIX wieku mógł trafić chłopiec o takich poglądach i temperamencie? Tylko do obozu socjalistycznego. Jedynej siły politycznej, która stawiała wówczas na walkę czynną z Rosją. To socjalizm – jak pisał Józef Mackiewicz – miał stać się tym młotem, który rozbije kajdany10.
Studnicki podążył więc tym samym tropem, tym samym szlakiem, co jego rówieśnik, inny młody szlachcic z północno-wschodnich rubieży Rzeczypospolitej – Józef Piłsudski. Nasz bohater wierzył, że z chaosu rewolucji, który obróci w gruzy imperium Romanowów, wyłoni się wolna Polska.
Karol Marks był znanym zwolennikiem niepodległości Polski – pisał Stanisław Cat-Mackiewicz. – Restauracja państwa polskiego figurowała w owych czasach w programach międzynarodowego socjalizmu, co oczywiście sympatycznie oddziaływało na Studnickiego. Marks był nastrojony skrajnie antyrosyjsko11.
Wysłany na naukę do Warszawy, do Szkoły Handlowej Leopolda Kronenberga, nie oddał się – jak wielu jego rówieśników – rozrywkom wielkiego miasta. Do bawiącej się, chodzącej na operetki i tańczącej na balach Warszawy poczuł odrazę. Zamiast zajmować się bzdurami, przystąpił do działalności rewolucyjnej.
Agitował warszawskich robotników, roznosił nielegalną literaturę. W 1888 roku wraz z grupką radykalnych studentów założył socjalistyczną organizację podziemną II Proletariat. Była to kontynuacja akcji rewolucyjnej Ludwika Waryńskiego. Działalność Studnickiego i jego grupy – określając ich mianem nihilistów – przedstawił w Lalce Bolesław Prus12.
Organizacja ta miała szykować grunt do przyszłej rewolucji. Agitować robotników, dokonywać aktów terroru. Na pierwszą ofiarę obrała sobie znanego rusyfikatora, generała-gubernatora warszawskiego Józefa Hurkę. Plany te pokrzyżowała Ochrana.
II Proletariat został rozbity przez falę aresztowań. Jeden z pierwszych za kraty trafił Studnicki. Agenci carskiej tajnej policji wyprowadzili go z domu i zawlekli na warszawską Cytadelę. W więzieniu Studnicki przesiedział osiem miesięcy. Poważnie nadszarpnęło to jego zdrowie, z celi musiano go wynosić. „Byłem pewny – pisał po latach – że Cytadela będzie mym grobem”.
Wkrótce zapadł wyrok. Jako niebezpieczny wywrotowiec Studnicki miał zostać zesłany w głąb imperium. W grudniu 1890 roku – przez moskiewskie centralne więzienie etapowe na Butyrkach – powieziono go na Syberię, do zapomnianej przez Boga i ludzi wioseczki o kilkadziesiąt wiorst od Minusińska nad Jenisejem. Na wygnaniu spędził długie sześć lat.
Sybir to kolejny moment w biografii Studnickiego, w którym szukać należy źródeł jego politycznych koncepcji. Koncepcji, których osią zawsze była bezkompromisowa walka z Rosją. Należy jednak podkreślić, że nie wynikało to z poczucia osobistej krzywdy, urażonej dumy.
To był jeszcze piękny, liberalny wiek XIX, a nie paskudna epoka totalitaryzmów. Rosja była konserwatywną monarchią absolutną, a nie bolszewicką ośmiornicą, która lepkimi mackami wygniatała z ludzi dusze. Carskie zesłanie w niczym nie przypominało piekła sowieckich łagrów.
O swoich syberyjskich przeżyciach Studnicki po latach opowiedział w rozmowie z Józefem Mackiewiczem:
Dowieziono go na zesłanie syberyjskie. Socjalista, zesłaniec Studnicki wszedł do przeznaczonej mu na mieszkanie izby obwieszonej ikonami i tanimi litografiami carskich portretów, obrzucił wzrokiem i zarządził gospodyni: „Bogi mogą zostać, ale carów wszystkich won stąd!”.
– No i co na to ta baba?
– Poczciwa była. Zdejmowała ze ścian portrety carów, wynosiła z izby i biadoliła: „Już jak oni jemu, biednemu, musieli nadokuczać, że on ich tak nienawidzi…”.
– A był nadzór?
– A jakże. Codziennie rano. Ale ja pisałem do późna w nocy i rano spałem. Czasem tylko przez sen słyszałem, jak nadzorca cicho puka do drzwi gospodyni i pyta: „Jewo błagorodie spiat̍ jeszczo?”.
– I co pan profesor robił całymi dniami?
– A więc było tak. Rząd płacił za moje utrzymanie 8 rubli miesięcznie. Izba z pełnym utrzymaniem kosztuje 7 rubli. Zostawał mnie rubel. Z domu przysyłali mi 10 rubli miesięcznie. Można było chodzić, robić wycieczki, polować. Powietrze bardzo zdrowe. Ale ja nie polowałem. Nafta do lampy kosztowała kilka kopiejek na cały miesiąc. W Minusińsku była olbrzymia biblioteka. Raz na miesiąc najmowałem trojkę, jechałem, nabierałem masę książek, czytałem i pisałem. Napisałem tam swoją książkę o Syberii. Pisałem artykuły do gazet.
– Ależ to miał pan urocze życie!13
Studnicki w swoich wspomnieniach chwalił klimat panujący w okręgu minusińskim i podkreślał, że pobyt na syberyjskiej wsi wzmocnił go fizycznie. Na zesłaniu pracował naukowo, pisał do gazet, udzielał się w organizacjach społecznych, a nawet zrobił karierę jako obrońca w prowincjonalnych sądach Tobolska. „Przez cały okres mojego pobytu na Syberii – napisał – nie doświadczyłem od Moskali żadnej krzywdy”14.
Dlaczego więc pobyt na Syberii spotęgował u Studnickiego dążenie do walki z Rosją i wyzwolenia Polski? Bo Studnicki zobaczył Rosję z bliska. Na własne oczy się przekonał, jak wielki ma rozmach, jak ogromnym i żarłocznym jest państwem. Zdolnym do połykania i trawienia kolejnych nacji i krajów.
Studnicki przekonał się o tym, spotykając zruszczonych, wynarodowionych potomków powstańców roku 1863. Dla tych ludzi polskość była już tylko wspomnieniem. Wyjątkowo fatalne wrażenie zrobili na nim polscy urzędnicy w służbie Rosji, którzy gęsto zapełniali państwowe instytucje Syberii. Studnicki pogardzał nimi, uważał za pół-Polaków, „materiał etnograficzny dla Rosji”.
Prawdziwym przerażeniem napawała go myśl, że cały naród polski może się w ten sposób zasymilować. Rozpłynąć się, zniknąć w moskiewskim morzu.
Szerokie twarze, niekształtne czaszki znamionujące olbrzymią przymieszkę krwi mongolskiej wzbudzały we mnie wstręt – pisał z pasją o Rosjanach. – Oto dzicz, oto barbarzyńcy, na karm których ma pójść naród polski. Poczułem wówczas taką boleść, taki wstręt, że pomyślałem: lepiej zginąć narodowi naszemu, lepiej się zgermanizować, niż iść na nawóz dla Mongołów. To wrażenie pozostawiło głęboki ślad w mej duszy i było podstawą przyszłego mego stosunku do Rosji przez całe życie15.
Długie nocne rozmowy nad syczącym samowarem prowadzone z zesłanymi rosyjskimi rewolucjonistami pozbawiły go ostatnich złudzeń. Ludzie ci, choć nienawidzili caratu, nie dopuszczali możliwości, by Polska odrodziła się jako niepodległe państwo w przedrozbiorowych granicach. Nie, to nie byli bracia Moskale. To byli wrogowie.
W Syberii poznałem Rosję wszelkiego rodzaju: i tę, która więzi i chłoszcze, i tę, która jest więziona i chłostana – wspominał. – Wielokrotnie moje spostrzeżenia i wrażenia przywodziły mi na pamięć słowa Hercena rzucane w twarz społeczeństwu rosyjskiemu: W każdym z was jest kopa Murawjowa, jest atom Arakczejewa. Rasa zimna i okrutna. Na Syberii zrozumiałem, że ucisk polityczny w Rosji jest funkcją psychologii rosyjskiej16.
Tak ukształtowany, w takim stanie ducha Władysław Studnicki w 1896 roku opuścił Syberię. Był w nastroju bojowym, miał niezłomne postanowienie kontynuowania zmagań z rosyjskim zaborcą.
Sprawa polska według Studnickiego była sprawą antyrosyjską. Nie sprawą antyaustriacką i na pewno nie antyniemiecką.
Przekonanie to opierał na geografii i historii. Pod zaborem rosyjskim znajdowało się 81 procent terytorium Rzeczypospolitej. Pod zaborem austriackim 11 procent, a pod zaborem niemieckim – zaledwie 8 procent.
Wniosek z tego mógł być tylko jeden. Tylko pobicie Rosji i wyzwolenie zaboru rosyjskiego umożliwi wskrzeszenie suwerennej polskiej państwowości. Cóż bowiem dałoby pobicie Niemiec czy Austrii? Wyzwolenie ledwie skrawków terytorium, które nie mogłyby się ostać jako samodzielne organizmy.
Prusy i Austria – dowodził Studnicki – zabrały jedynie polskie prowincje. Rosja zaś zabrała Polskę. Dlatego to Rosja była wrogiem numer jeden Polaków.
Nie było przypadkiem, że to z Moskwą i Rosją Rzeczpospolita toczyła szesnaście zaciekłych wojen. I że to w Rosję wymierzone były trzy wielkie powstania narodowe.
Ostatnią wojnę z całym państwem niemieckim Polska toczyła zaś w… 1109 roku, za panowania Bolesława Krzywoustego. A więc osiem wieków wcześniej! Wojny z Zakonem Krzyżackim wygasły na początku XVI wieku. A Prusy, które wzięły udział w rozbiorach, były zaledwie jednym z szeregu państw wchodzących w skład Rzeszy.
Władysław Studnicki nie postulował jednak, aby rozpocząć walkę z Rosją natychmiast, bez oglądania się na dysproporcję sił i konsekwencje. Syberia wyleczyła go z młodzieńczego mesjanizmu i bezkrytycznej gloryfikacji idei powstańczej.
Obcując z potęgą, z niezmierzonymi przestrzeniami imperium Romanowów, zrozumiał, że następne polskie samotne powstanie musi się zakończyć tak jak poprzednie. Klęską. Kolejnym morzem krwi, kolejnymi konfiskatami, zniszczeniami i długimi kolumnami skazańców pędzonych na Syberię.
Nie, dowodził, tym razem należy to zrobić porządnie.
1. Do kolejnego boju z Rosją należy się odpowiednio przygotować. Trzeba mieć rozumny plan, broń i zastępy przeszkolonych ludzi.
2. Do kolejnego boju z Rosją należy pozyskać potężnego sprzymierzeńca, który będzie dążył do rozbicia Rosji.
3. Do kolejnego boju z Rosją Polacy muszą się zerwać w odpowiednim momencie – gdy dojdzie do wojny jednego ze światowych mocarstw z Rosją.
Studnicki uważany był za romantyka – wspominał Cat-Mackiewicz. – Niewątpliwie w swoich uczuciach i charakterze swego temperamentu bliższy był poetom romantycznym, pieśniom, które wywołały powstanie styczniowe, niż artykułom popowstaniowych pozytywistów i organiczników. Ale od polskich romantyków różniło go zasadniczo, kategorycznie, biegunowo, zdanie, które sobie dzięki swym studiom politycznym wyrobił:
Nie! Na samodzielne powstanie, to jest na powstanie wśród ogólnego pokoju, nas nie stać. Jesteśmy za słabi. Powstanie może się udać tylko podczas przyszłej wojny.
Czytając to zdanie Studnickiego, człowiek zamyśla się głęboko, dlaczego nasze powstania w XIX wieku wybuchały właśnie wtedy, kiedy Rosja była w stosunkowo najlepszych stosunkach z innymi mocarstwami17.
Studnicki na syberyjskie zesłanie pojechał jako romantyk rewolucjonista, a wrócił jako realista.
Powróciwszy z Sybiru przez Petersburg do Warszawy, nasz bohater rzucił się w wir działalności politycznej. Stwierdzenia tego nie należy rozumieć jako metafory. Czegóż Władysław Studnicki w tym czasie nie robił! Owładnięty – jak sam przyznawał – „obsesją” walki o niepodległość poświęcił jej całego siebie.
Był członkiem kilku partii. Napisał tysiące artykułów, memoriałów i ulotek. Wystąpił na tysiącu wieców, na których wygłosił tysiąc płomiennych przemówień. Patronował pierwszej tajnej antyrosyjskiej organizacji zbrojnej, podróżował po Europie i Ameryce, aby zdobywać poparcie dla idei wyzwolenia Polski. Pisał broszury i książki.
Lata poprzedzające wybuch Wielkiej Wojny były bez wątpienia najbardziej intensywnym okresem w jego życiu. Był wówczas jednym z najwybitniejszych, najbardziej rozpoznawalnych polskich działaczy politycznych.
A jednocześnie cierpiał, miotał się. Kochał Polskę, ale był rozczarowany Polakami. Bo on chciałby, żeby cały naród był taki jak on. Żeby wszyscy Polacy – jak jeden mąż – żyli tylko jedną myślą i jedną ideą: niepodległością.
Przecież Polska w niewoli, przecież Moskale w Warszawie! Trzeba bić w werble, mobilizować się do przyszłej walki. Zbroić, szukać sojuszników. Wszystkie te wezwania przechodziły bez echa. Odbijały się – jak pisał Studnicki – „od skorupy apatii i bezmyślności politycznej naszego ogółu”18.
Rodacy zbywali go wzruszeniem ramion.
W narodzie naszym – pisał – spotykaliśmy typ nieznoszący niewoli. Typ, który byśmy nazwali czerwonoskórym. I typ urodzonych niewolników, który nazwiemy murzyńskim. Przystosowujemy się do niewoli, stąd Murzynów duchowych mamy coraz to więcej, czerwonoskórych coraz to mniej. Duch murzyński zmusza nas szukać oparcia się o Rosję, dlatego, że ona nas katuje niemal już dwa wieki19.
Studnicki siebie oczywiście zaliczał do wojowniczych Indian, a nie biernych Murzynów. Lojalizm wobec cara, ugoda z domem panującym, pogodzenie z losem – wszystko to było mu wstrętne. Cała jego działalność miała na celu wyrwanie Polaków z apatii. „Zachowuje się jak człowiek – pisał Stanisław Cat-Mackiewicz – który by wśród słodkiej nocy dzwonił na korytarzu, usiłując obudzić śpiących”20.
Jednym z mitów historii polskiej był mit o silnym i powszechnym duchu niepodległościowym w okresie rozbiorowym – pisał syn Władysława Studnickiego, Konrad. – Rzeczywistość była inna. We wszystkich zaborach miały miejsce deklaracje lojalności. Polacy służyli jako oficerowie w armiach państw zaborczych i wielu z nich uzyskało wpływowe stanowiska na dworach cesarskich.
Zabory zrastały się gospodarczo z państwami, do których należały i w których wielu Polaków dorobiło się większych czy mniejszych fortun. Nie pozostało to bez wpływu na stosunek Polaków do państw zaborczych oraz na niechęć albo obawę przed ruchem niepodległościowym. Zrozumienie, że walka o niepodległość była ideą mało popularną, jest konieczne dla zrozumienia trudności w podejmowaniu akcji niepodległościowej przez Studnickiego21.
Traktowano go jako groźnego rewolucjonistę, a w najlepszym razie oderwanego od rzeczywistości marzyciela. Polska została podzielona między trzy najpotężniejsze mocarstwa Europy. Trzy najpotężniejsze armie Europy trzymają straż przed jej więzieniem. A ten Studnicki opowiada o jakiejś niepodległości. Przecież to są śmieszne mrzonki!
Zdawało mi się, że jestem w walce ze swoim pokoleniem – wspominał Studnicki – że w tym pokoleniu należę do owych niewielu, którzy iskry pożaru z 1863 roku przeniosą pokoleniom następnym. Im większy kąt odchylenia odczuwałem między swymi poglądami a poglądami swego narodu, tym bardziej uzbrajałem się do przyszłej walki22.
Szukając narzędzi do tej walki – zmieniał partie jak rękawiczki.
W latach 1897–1900 należał do PPS, przez następne dwa lata do Stronnictwa Ludowego, a od roku 1902 do 1905 współpracował ze Stronnictwem Demokratyczno-Narodowym. W każdym z tych ugrupowań należał do partyjnego kierownictwa – był między innymi członkiem Centralizacji Związku Zagranicznych Socjalistów Polskich – i z każdego odchodził w atmosferze skandalu i konfliktu. Za każdym razem z hukiem trzaskał za sobą drzwiami.
Socjalistów Studnicki próbował nakłonić do porzucenia socjalizmu i rozpoczęcia walki o niepodległość Polski.
Z ludowcami pokłócił się o stosunek do ukraińskich chłopów. Oni widzieli w nich braci – on groźnych konkurentów do panowania nad Galicją Wschodnią.
Z endekami z kolei poróżnił się na tle stosunku do Rosji. Gdy Narodowa Demokracja taktycznie przeszła na pozycje rusofilskie, uznał ją za stronnictwo zdrady narodowej.
Studnicki miał zbyt silną osobowość, aby być członkiem partii. Nie potrafił podporządkować się cudzym poleceniom. A tym bardziej – realizować cudzego programu. Mógł realizować tylko program własny. „Nie wciągniemy was do Ligi Narodowej – powiedział kiedyś Studnickiemu Roman Dmowski – bo wy jesteście zbyt samodzielną indywidualnością i nie moglibyście się podporządkować dyrektywom obowiązującym dla członka Ligi”23.
Dmowski miał świętą rację.
Kiedyś, gdy jeszcze byłem w obozie socjalistycznym – wspominał Studnicki – Daszyński zapytał mnie:
– Z kim jesteście w zgodzie?
Odpowiedziałem:
– Z samym sobą.
Tak, w życiu politycznym Polski, aby być w zgodzie z samym sobą, musiałem ciągle być w walce z innymi. Czując się w mniejszości, czując się niemal samotny, musiałem energią walki zastąpić brak mas wciągniętych do walki, byłem więc bezwzględny24.
Studnicki w pierwszych latach po syberyjskim zesłaniu studiował ekonomię i nauki polityczne w Wiedniu i Heidelbergu. Wiele miesięcy spędził w Londynie. Studia te miały olbrzymi wpływ na kształtowanie się jego poglądów.
Doszedł do wniosku, że solidarność międzynarodowego proletariatu i inne dogmaty ruchu robotniczego są stekiem głupstw i nonsensów. Kapitalizm uznał za system znacznie bardziej efektywny niż socjalizm. „Gdym zapragnął zerwać ze wszystkimi kłamstwami socjalizmu – wspominał – musiałem w końcu zerwać z socjalizmem”25.
W roku 1901 Studnicki zamieszkał w Galicji. Forsował tam ideę trialistyczną. Zakładała ona, że zabór rosyjski po przepędzeniu z niego Rosjan zostanie połączony z austriacką Galicją. Zlepione z nich państwo polskie miało utworzyć trzeci człon monarchii Habsburgów.
Nie trzeba dodawać, że w takim mariażu wielka w porównaniu z Węgrami i Austrią Polska w końcu zapewne zdominowałaby te kraje.
Drogą do urzeczywistnienia tej koncepcji była oczywiście wojna. Studnicki – który już wówczas ujawnił swoje zdolności profetyczne – wskazywał, że na horyzoncie światowej polityki pojawiło się widmo dwóch konfliktów zbrojnych: Japonii z Rosją i Austro-Węgier z Rosją.
Gdy Studnicki mówił, że Japonia stanie w szranki z imperium Romanowów (i wygra!), śmiano się z tak niedorzecznego pomysłu. Z jednej strony rosyjski kolos, z drugiej – malutka egzotyczna Japonia. Bądźmy poważni, mówiono. Studnickiego uważano za postrzelonego fantastę, któremu nienawiść do Rosji przysłaniała zdolność trzeźwego myślenia.
A jednak to on miał rację. Wojna rosyjsko-japońska wybuchła w roku 1904 i zakończyła się triumfem azjatyckiego mocarstwa. Studnicki w czasie tego konfliktu wysunął koncepcję stworzenia polskich legionów u boku armii japońskiej. Stosowny memoriał – za pośrednictwem brata, Wacława – złożył w ambasadzie japońskiej w Paryżu. W odpowiedzi dostał zaproszenie do Tokio26.
Liczył on, że zbrojne zmagania Rosji z Japonią przerodzą się w wojnę światową, która otworzy przed Polską szansę na wybicie się na niepodległość. Niestety wojna rosyjsko-japońska pozostała konfliktem lokalnym. Austro-Węgry i Niemcy nie zdecydowały się do niej włączyć.
To, że prędzej czy później dojdzie do wojny europejskiej, Studnicki uznawał jednak za pewnik. Wydawał kolejne gazety, występował na wiecach, apelował do Polaków, by mobilizowali siły na ten rozstrzygający konflikt.
Wykorzystując odwilż, do której doszło po rewolucji 1905 roku, przeniósł swoją działalność do Warszawy i Petersburga. Cztery lata później, zagrożony aresztowaniem, musiał jednak uchodzić z powrotem do Galicji. Granicę przekroczył dosłownie w ostatniej chwili, gdy tajniacy Ochrany deptali mu już po piętach.
Uczułem, że stanowcza godzina się zbliża – wspominał. – Przyjdą wypadki, które dadzą nam wyzwolenie lub zagładę. Wojny pragnąłem, wojny niezwłocznej. Najsilniejszym pragnieniem mojego życia było wyzwolenie Polski, nie miałem wątpliwości, że Rosja będzie pobita, jeżeli wojna zaraz nastąpi. Nie czułem się zbiegiem, który niesie wylękłą głowę za granicę, ale bojownikiem wielkiej sprawy.
Nie na hasłach humanitarnych, nie na prawie narodu do bytu niepodległego budować będziemy naszą przyszłość. Hasła – dym i kłam. Realna siła, na której budować można nasze wyzwolenie, to antagoniści Rosji.
Gdym rzucał wzrokiem na rozściełający się z okna wagonu krajobraz – zarysowały się przed oczyma duszy pola bitew, linie ognia. Za nikim i niczym tak nie tęskniłem, jak do nadchodzącej wojny27.
Studnicki dowodził, że nikt Polakom państwa nie podaruje, że Polacy muszą sobie je wywalczyć. Dlatego nakłaniał galicyjską młodzież, aby wstępowała do armii austriackiej i robiła w niej kariery oficerskie. Tak miały powstawać kadry przyszłej armii niepodległej Polski.
Nawoływał też do pogotowia bojowego, tworzenia na terenie Galicji organizacji paramilitarnych. Magazynowania broni i pieniędzy na sfinansowanie przyszłej walki. Był to czas ponownego zbliżenia z Piłsudskim, który realizował ten sam program. Szykował się do boju z Rosją u boku Austro-Węgier.
To walka o orientację antyrosyjską, wówczas austriacką – pisał Stanisław Cat-Mackiewicz. – Studnicki staje wtedy u boku Komendanta Józefa Piłsudskiego, naraża się za Niego, w Nim widzi nadzieję Polski. Przełamuje śmiechy i chichoty, podłość i podłostki, kuleje przez kałuże polskiej kołtunerii, płaskości, krótkowidztwa. Polska wzrusza ramionami na Studnickiego, ale tak samo zresztą na strzelców, na hasła niepodległościowe28.
Swoje ówczesne poglądy Studnicki wyraził w słynnej, wydanej w 1910 roku, książce Sprawa polska. Była to jedna z najważniejszych, najbardziej przełomowych polskich książek tamtej epoki. Autor opatrzył ją charakterystycznym mottem, słowami Napoleona Bonapartego: „Zobaczymy, czy Polacy warci są być narodem”.
Nie pokój, a miecz niesie pierwsza ćwierć wieku XX – wieszczył Studnicki – Aby nam tylko nie zbrakło ducha ofiary, którego wojna wymaga, dla przygotowania się do wojny, stworzenia siły zbrojnej. Nie wielkie walki społeczne, nie rewolucja socjalna, ale wielkie walki narodów i państw czekają Europę. Kujcie broń! Kujcie broń! To jest twórzcie siły militarne, siłę czynną, nosicielkę ducha ofiary, podstawę podźwignięcia się z upadku29.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
J. Babiński, Władysław Studnicki, który idzie zawsze pod prąd, „Merkuryusz Polski Ordynaryiny”, 19 I 1936. [wróć]
S. Wachowiak, Wojna i okupacja 1939–1945, „Zeszyty Historyczne” nr 77, Paryż 1986, s. 88. [wróć]
J. Babiński, Władysław Studnicki…[wróć]
W. Studnicki, Z przeżyć i walk, Warszawa 1928, s. 7–8. [wróć]
K. Studnicki, Komentarz na temat życia i działalności Władysława Studnickiego, „Athenaeum” 10/2003, s. 54. [wróć]
Tamże, s. 53. [wróć]
K. Studnicki, Komentarz…, s. 53; W. Gizbert-Studnicka, Kraj lat dziecinnych. Książka dla młodych serc, Wilno 1912. [wróć]
W. Studnicki, Tragiczne manowce. Próby przeciwdziałania katastrofom narodowym 1939–1945, oprac. J. Gzella, Toruń 2001, s. 20. [wróć]
W. Rzymowski [pod ps. L. Wodziński], Władysław Studnicki. Fragment irredenty polskiej, Warszawa 1917, s. 7. [wróć]
J. Mackiewicz, Przed dwudziestu pięciu laty zmarł Władysław Studnicki, [w:] tenże, B. Toporska, Droga Pani…, Londyn 1998, s. 425. [wróć]
S. Cat-Mackiewicz, Stulecie urodzin Władysława Studnickiego, „Zeszyty Historyczne” nr 9, Paryż 1966, s. 189. [wróć]
A. Piskozub, Nauki Władysława Studnickiego, „Arcana” 45/2002, s. 104; I. Koberdowa, Socjalno-Rewolucyjna Partia Proletariat, Warszawa 1981. [wróć]
J. Mackiewicz, Władysław Studnicki, [w:] tenże, B. Toporska, Droga Pani…, s. 75–77. [wróć]
W. Studnicki, Z przeżyć i walk, s. 26. [wróć]
Tamże, s. 21. [wróć]
Tamże, s. 22–24. [wróć]
S. Cat-Mackiewicz, Stulecie urodzin…, s. 189. [wróć]
W. Studnicki, Sprawa polska, Poznań 1910, s. 518. [wróć]
Tamże, s. 563. [wróć]
S. Cat-Mackiewicz, Stulecie urodzin…, s. 187. [wróć]
K. Studnicki, Komentarz…, s. 55. [wróć]
W. Studnicki, Z przeżyć i walk, s. 66 i 120. [wróć]
Tamże, s. 74. [wróć]
Tamże, s. 100. [wróć]
W. Studnicki, Sprawa polska, s. 514. [wróć]
W. Jędrzejewicz, Sprawa „Wieczoru”. Józef Piłsudski a wojna rosyjsko-japońska, 1904–1905, Paryż 1974. [wróć]
W. Studnicki, Z przeżyć i walk, s. 212 i 223. [wróć]
S. Cat-Mackiewicz, Cztery walki Władysława Studnickiego, „Słowo”, 26 I 1936. [wróć]
Tamże, s. 7, 568, 574 i 576. [wróć]
Copyright © by Piotr Zychowicz 2020
All rights reserved
Copyright © for the Polish e-book edition by REBIS Publishing House Ltd., Poznań 2020
Informacja o zabezpieczeniach
W celu ochrony autorskich praw majątkowych przed prawnie niedozwolonym utrwalaniem, zwielokrotnianiem i rozpowszechnianiem każdy egzemplarz książki został cyfrowo zabezpieczony. Usuwanie lub zmiana zabezpieczeń stanowi naruszenie prawa.
Redaktor: Grzegorz Dziamski
Projekt i opracowanie graficzne okładki: Zbigniew Mielnik
Fotografia na okładce © Narodowe Archiwum Cyfrowe
Wydawca podjął wszelkie starania w celu ustalenia właścicieli praw autorskich reprodukcji zamieszczonych w książce.
Wydanie I e-book (opracowane na podstawie wydania książkowego: Germanofil, wyd. I, Poznań 2020)
ISBN 978-83-8188-781-6
Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.
ul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznań
tel.: 61 867 81 40, 61 867 47 08
fax: 61 867 37 74
e-mail: [email protected]
www.rebis.com.pl
Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer