Nadchodzi III wojna światowa. Czy Ameryka porzuci Polskę na pastwę Rosji? - Jacek Bartosiak, Piotr Zychowicz - ebook + audiobook

Nadchodzi III wojna światowa. Czy Ameryka porzuci Polskę na pastwę Rosji? ebook

Jacek Bartosiak, Piotr Zychowicz

4,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Rywalizacja między wielkimi mocarstwami wchodzi w fazę krytyczną.

Czy Stany Zjednoczone pójdą na wojnę z Chinami? Po czyjej stronie stanie Rosja? Czy Polska zostanie wciągnięta w III wojnę światową? Czy świat stoi na krawędzi nuklearnej zagłady?

To tylko niektóre z pytań, na które próbują odpowiedzieć Jacek Bartosiak i Piotr Zychowicz. Znany geopolityk oraz publicysta historyczny rozmawiają o Polsce i świecie. O tym, czy armia Rzeczypospolitej jest gotowa odeprzeć atak i obronić państwo. Wrzesień ’39 nie może się powtórzyć.

Stany Zjednoczone wycofują się z Europy, aby skupić się na Pacyfiku. A to oznacza, że amerykańskie gwarancje dla Polski stają się coraz bardziej iluzoryczne. Na jakich sojuszników naprawdę możemy liczyć? Czy grozi nam rosyjska agresja i nowa Jałta?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 357

Oceny
4,5 (1057 ocen)
692
281
61
14
9
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
maciej_smolka

Nie polecam

Handlowanie strachem. Skrajnie pesymistyczne scenariusze są chetnie łykane przez Polaków
84
wojtekwrona

Całkiem niezła

narcyzm autora, powoduje że chwilami wszystkich uważa za idiotow , część tez dość oczywistych, część mocno naciągniętych żeby pasowały do narracji
74
wprocki

Nie polecam

Panowie którzy sferę militarną znają z książek, filmów i gier wojennych rozmawiają i próbują układać strategię dla wojskowych którzy całe życie poświęcili wojsku.
63
fortism

Nie oderwiesz się od lektury

Ksiazka pokazująca schematy działania polityki międzynarodowej , polecam wszystkim zainteresowanym losami kraju .
30
Olala70

Nie oderwiesz się od lektury

rewelacja
30

Popularność




Opty­mizm nie zastąpi nam Pol­ski.

Józef Mac­kie­wicz

Roz­mowa 1

Kiedy wybuch­nie III wojna świa­towa?

Piotr Zycho­wicz: Kiedy i gdzie wybuch­nie III wojna świa­towa?

Jacek Bar­to­siak: Ona już wybu­chła. Choć słowo „wybu­chła” nie do końca jest pre­cy­zyjne. Zasta­nówmy się, kiedy wybu­chła II wojna świa­towa. W Pol­sce w roku 1939 czy może znacz­nie wcze­śniej w Man­dżu­rii?

PZ: Wła­śnie, Japoń­czycy i Chiń­czycy uwa­żają, że zaczęła się 18 wrze­śnia 1931 roku, gdy doszło do incy­dentu muk­deń­skiego – pro­wo­ka­cji będą­cej wstę­pem do anek­sji Man­dżu­rii przez Japo­nię.

JB: Sowieci z kolei utrzy­mują, że ta wojna wybu­chła w czerwcu 1941 roku.

PZ: Czesi – że w 1938 roku.

JB: Ame­ry­ka­nie – że w grud­niu 1941 roku.

PZ: Tak, różne narody – różne per­spek­tywy.

JB: Rewi­zjo­ni­styczne mocar­stwa – w szcze­gól­no­ści Japo­nia i Niemcy – posta­no­wiły w latach trzy­dzie­stych zmie­nić panu­jący ład małymi krocz­kami. Oczy­wi­ście dla Chiń­czy­ków, Austria­ków czy lud­no­ści Cze­cho­sło­wa­cji to były dość duże kroki. A Pol­ska posta­no­wiła spraw­dzić ten blef Hitlera. I tu na syme­trycz­nym polu walki roze­grało się praw­dziwe zde­rze­nie mię­dzy dwiema armiami i ich pań­stwami. Wcze­śniej Hitler osią­gał swoje cele meto­dami asyme­trycz­nymi, czyli – jak bym powie­dział współ­cze­snym języ­kiem – meto­dami wojny nowej gene­ra­cji. Poprzez wymu­sze­nie siłowe.

PZ: Tak, nasz mini­ster spraw zagra­nicz­nych, Józef Beck, posta­no­wił spraw­dzić, czy Hitler rze­czy­wi­ście ble­fuje. Nie­stety oka­zało się, że nie.

JB: III wojna świa­towa już więc trwa. Stany Zjed­no­czone do nie­dawna gwa­ran­to­wały ład świa­towy. Ich rola w Eura­zji jest teraz jed­nak kwe­stio­no­wana przez Chiny i przez Rosję.

PZ: Wydaje się, że III wojna świa­towa, przy­naj­mniej w pierw­szej fazie, będzie się toczyła daleko od naszych gra­nic. Punk­tem zapal­nym będzie Azja, rejon Pacy­fiku. Ame­ry­kań­ska opi­nia publiczna – bo oczy­wi­ście nie ludzie, któ­rzy decy­dują w Waszyng­to­nie o poli­tyce – wie­rzy, że mię­dzy­na­ro­dowa gra to star­cie dobra ze złem. Polacy, nawia­sem mówiąc, rów­nież w to wie­rzą. W rze­czy­wi­sto­ści jed­nak cho­dzi o współ­za­wod­nic­two mocarstw. Klu­czem jest rów­no­waga sił, któ­rej Ame­ryka stara się być straż­ni­kiem. Za każ­dym razem, gdy poja­wia się mocar­stwo, które pre­ten­duje do roli lokal­nego hege­mona, czyli zagraża rów­no­wa­dze sił w Eura­zji, Ame­ryka to mocar­stwo pró­buje powstrzy­mać, a potem je nisz­czy. Cztery przy­kłady: Wil­hel­miń­skie Niemcy pod­czas I wojny świa­to­wej, III Rze­sza, Cesar­stwo Japo­nii i Zwią­zek Sowiecki. W tym ostat­nim wypadku zimna wojna nie prze­szła w gorącą, ale dopro­wa­dziła do upadku sowiec­kiej gospo­darki i pań­stwo, które rzu­ciło wyzwa­nie Sta­nom Zjed­no­czo­nym, zostało wyeli­mi­no­wane. Teraz pre­ten­den­tem do lokal­nej, a być może glo­bal­nej, hege­mo­nii są Chiny. Czy są one sil­niej­sze, czy słab­sze niż poprzed­nicy? Jak twardy jest orzech, który musi zgryźć nowy pre­zy­dent Sta­nów Zjed­no­czo­nych?

JB: Chiny są naj­sil­niej­szym w dzie­jach pań­stwem aspi­ru­ją­cym do oba­le­nia hege­mo­nii Ame­ryki. Zaraz o tym powiem, ale chcia­łem dodać, że wcze­śniej było cztery i pół takich prób. W latach osiem­dzie­sią­tych Japo­nia gospo­dar­czo, mimo że w zakre­sie bez­pie­czeń­stwa była zależna od Sta­nów Zjed­no­czo­nych, też zna­la­zła się na takiej tra­jek­to­rii. Ame­ry­ka­nie poważ­nie się oba­wiali, że zdo­mi­nuje ona rejon Pacy­fiku, przej­mie kon­trolę nad cyklami tech­no­lo­gicz­nymi, inno­wa­cyj­nymi i kapi­ta­ło­wymi. I tym samym gospo­darka Sta­nów Zjed­no­czo­nych straci kon­ku­ren­cyj­ność. Wów­czas Ame­ry­ka­nie bez­względ­nie wyko­rzy­stali swój sta­tus eks­por­tera bez­pie­czeń­stwa i wła­ści­wie pana len­nego Japo­nii. Zmu­sili Tokio w poro­zu­mie­niu pod­pi­sa­nym w 1985 roku w nowo­jor­skim hotelu Plaza do zmiany para­me­trów makro­eko­no­micz­nych gospo­darki. Od tej pory datuje się sta­gna­cja japoń­skiej gospo­darki. Na tym wła­śnie polega wła­dza w sys­te­mie mię­dzy­na­ro­do­wym, którą Ame­ry­ka­nie dzierżą, a Chiń­czycy sta­rają się im ode­brać. Wojna już się toczy. Jest to wojna o prze­pływy stra­te­giczne. Chiny są naj­więk­szym kon­ku­ren­tem, naj­po­tęż­niej­szym, z jakim Ame­ry­ka­nie musieli się kie­dy­kol­wiek zmie­rzyć.

PZ: Dla­czego?

JB: Wojna to w dużej mie­rze star­cie poten­cja­łów gospo­dar­czych. Chiny pod wzglę­dem siły nabyw­czej PKB mają więk­szą gospo­darkę od ame­ry­kań­skiej i bar­dzo szybko odjeż­dżają Ame­ry­ka­nom. Nie­długo, a pan­de­mia covidu na razie to przy­spie­sza, będą mieli więk­szą gospo­darkę pod wzglę­dem war­to­ści nomi­nal­nej. Ame­ry­ka­nie ni­gdy nie mieli takiego prze­ciw­nika. Prze­ciw­nika, który pro­du­kuje znacz­nie wię­cej niż oni. Prze­ciw­nika, który ma więk­szą liczbę oby­wa­teli. W dotych­cza­so­wych star­ciach to Ame­ry­ka­nie byli sil­niejsi demo­gra­ficz­nie, pro­du­ko­wali wię­cej, mieli wię­cej kapi­tału, mieli więk­szą bazę prze­my­słową. A Chiny na wszyst­kich tych polach górują nad USA.

PZ: Czyli są znacz­nie sil­niej­sze, niż nie­gdyś były pań­stwa Osi?

JB: PKB Nie­miec hitle­row­skich i Japo­nii impe­rial­nej na początku lat czter­dzie­stych XX wieku wyno­siło łącz­nie mniej niż 40 pro­cent ame­ry­kań­skiego.

PZ: No tak, to mówi wszystko.

JB: A Ame­ry­ka­nie mieli jesz­cze po swo­jej stro­nie impe­rium bry­tyj­skie i Zwią­zek Sowiecki. Mieli potęż­nych sojusz­ni­ków.

PZ: Te dwie pary rywali: Stany Zjed­no­czone i Japo­nia w roku 1941 oraz Stany Zjed­no­czone i Chiny w roku 2021, to narzu­ca­jąca się ana­lo­gia. Wła­dy­sław Stud­nicki powta­rzał, że każdy kraj ma „czyn­niki siły” i to one – a nie same armie na polach bitew – decy­dują o tym, kto zwy­cięży w nowo­cze­snej woj­nie total­nej. Cho­dziło oczy­wi­ście o wskaź­niki gospo­dar­cze: pro­duk­cję stali i alu­mi­nium, moż­li­wo­ści wytwór­cze fabryk, maszyny, poten­cjał lud­no­ściowy. Admi­rał Yama­moto, geniusz wojny oce­anicz­nej, który popro­wa­dził Japoń­czy­ków do triumfu pod Pearl Har­bor, rów­nież zda­wał sobie z tego sprawę. Na jedną z narad poprze­dza­ją­cych decy­zję o ataku na Stany Zjed­no­czone przy­szedł z nese­se­rem. Poło­żył go na stole, wycią­gnął z niego zesta­wie­nia sta­ty­styczne i zaczął czy­tać: prze­mysł che­miczny – prze­waga ame­ry­kań­ska tyle a tyle pro­cent. Surowce – prze­waga ame­ry­kań­ska tyle a tyle pro­cent. Prze­mysł mecha­niczny – prze­waga ame­ry­kań­ska tyle a tyle pro­cent. Potem to pod­su­mo­wał: Ame­ryka ma dzie­się­cio­krot­nie więk­szy poten­cjał niż Japo­nia. Pano­wie – powie­dział – jeśli pój­dziemy na to zde­rze­nie, to oni nas zmiaż­dżą. Ani duch walki, ani ele­ment zasko­cze­nia nic nam nie dadzą. Tę wojnę musimy prze­grać. Gdyby teraz zro­bić takie porów­na­nie mię­dzy poten­cjałem Chin i Sta­nów Zjed­no­czo­nych, to nie wyglą­da­łoby ono dla Ame­rykanów już tak różowo.

JB: Tak, ale czasy się jed­nak zmie­niły. Japoń­czycy mieli swój plan zwy­cię­stwa na Pacy­fiku. Wyni­kało to ze spe­cy­fiki wojny mor­skiej. Otóż wojna taka ma to do sie­bie, że łatwo można zablo­ko­wać prze­ciw­nika, wyko­rzy­stu­jąc wąskie cie­śniny i prze­smyki. Można go pozba­wić por­tów. Plan Japoń­czy­ków był taki, że znisz­czą ame­ry­kań­ską flotę sta­cjo­nu­jącą w Pearl Har­bor, a potem pozo­stałe bazy i okręty aż do Kanału Panam­skiego i Kali­for­nii. W ten spo­sób zablo­ku­jemy zachod­nie wybrzeże Sta­nów Zjed­no­czo­nych – pla­no­wali – zablo­ku­jemy Kanał Panam­ski, spa­ra­li­żu­jemy prze­ciw­nika i Ame­ry­ka­nie będą musieli się pod­dać. Mimo że mają taki wielki prze­mysł i potężną flotę.

Jest taka słynna książka ofi­cera japoń­skiego wywiadu o pla­nie, zgod­nie z któ­rym Japo­nia miała zamiar wojo­wać. Zna­la­złem ją kie­dyś w sta­rym anty­kwa­ria­cie w Sta­nach Zjed­no­czo­nych i napi­sa­łem jej recen­zję, którą zamie­ści­łem na moim por­talu Stra­tegy&Future. Książkę tę w 1941 roku, jesz­cze przed ata­kiem na Pearl Har­bor, wykradł kore­ań­ski ruch oporu. Dostar­czono ją Ame­ry­ka­nom, któ­rzy prze­tłu­ma­czyli ją w grud­niu 1941 roku. Wszystko zostało w niej opi­sane.

PZ: Hmm, plany snuje się różne. Nawet bar­dzo nie­re­alne, ode­rwane od rze­czy­wi­sto­ści.

JB: To prawda, Japoń­czy­kom nie wyszło. Ale to była ich jedyna nadzieja – to, że bar­dzo szybko zada­dzą decy­du­jący cios Ame­ry­ka­nom w woj­nie mor­skiej, wypchną ich z Pacy­fiku i zamkną na Atlan­tyku. A wtedy Ame­ry­ka­nie popro­szą o pokój. Oczy­wi­ście Japoń­czycy się prze­li­czyli.

PZ: Bo za każde pięć zato­pio­nych ame­ry­kań­skich okrę­tów stocz­nie w USA wodo­wały dzie­sięć nowych. Za każde pięć strą­co­nych samo­lo­tów z fabryk wyjeż­dżało pięt­na­ście nowych. Japoń­ska gospo­darka nie miała takich moż­li­wo­ści pro­duk­cyj­nych. Róż­nica poten­cja­łów – jak ostrze­gał Yama­moto – była zbyt duża.

JB: Lata czter­dzie­ste to były czasy indu­strialne, wojna miała cha­rak­ter prze­my­słowy. W związku z tym moce pro­duk­cyjne, ilość wytwa­rza­nej stali, alu­mi­nium to były decy­du­jące czyn­niki zwy­cię­stwa. Ame­ry­ka­nie mieli więk­szy prze­mysł niż Japo­nia. I wygrali wojnę na wyczer­pa­nie. Ostrze­gam jed­nak przed pro­stą ana­lo­gią z obec­nym kon­flik­tem ame­ry­kań­sko-chiń­skim. Nie żyjemy już w epoce prze­mysłowej, lecz postprze­mysłowej. Nie cho­dzi o to, że pań­stwa mają mniej­sze moce pro­duk­cyjne – bo na nie­któ­rych polach są one nawet więk­sze. Po pro­stu powszechna infor­ma­ty­za­cja dopro­wa­dziła do tego, że na okrę­tach są miliony, setki milio­nów kilo­me­trów kabli. Nie można już tak szybko wodo­wać nowych okrę­tów jak w cza­sie II wojny świa­to­wej, bo trzeba je wypo­sa­żyć w całą nie­zbędną elek­tro­nikę, zgrać software… W związku z tym III wojna świa­towa będzie toczona w inny spo­sób niż II wojna świa­towa. Nie da się pro­du­ko­wać w trak­cie wojny tyle sprzętu co kie­dyś. Wojna będzie pro­wa­dzona raczej tym, co już jest w arse­na­łach i bazach woj­sko­wych. To osła­bia Ame­rykę. Chiny wodują bowiem dużo wię­cej okrę­tów. Mają dużo więk­szy prze­mysł stocz­niowy niż USA. Czyli czas w tym wypadku pra­cuje dla nich. To pierw­sza zmiana.

Po dru­gie – obec­nie istotą wojny jest obez­wład­nie­nie dale­ko­sięż­nego sys­temu świa­do­mo­ści sytu­acyj­nej prze­ciw­nika. Ośle­pie­nie go. Gdy uda się to zro­bić – natych­miast osiąga się gigan­tyczną prze­wagę. Ame­ry­ka­nie mówią o tym od wielu lat.

PZ: Czyli w prze­my­śle stocz­nio­wym Chiny są górą. A jakie atuty mają Ame­ry­ka­nie?

JB: Gene­ral­nie Chiń­czycy mają więk­szy prze­mysł niż Ame­ry­ka­nie, nie tylko mor­ski. I rze­czy­wi­ście budują znacz­nie więk­szą flotę. Mogą być nie do zatrzy­ma­nia. To poprzedni pre­zy­dent USA pod­jął dzia­ła­nia zmie­rza­jące do zatrzy­ma­nia sza­lo­nego roz­woju Chin. Gdyby nie on, Chiń­czycy pro­du­ko­wa­liby jesz­cze wię­cej i mie­liby jesz­cze więk­sze stocz­nie. Oczy­wi­ście Cesar­stwo Japo­nii ni­gdy nie zdo­ła­łoby tego osią­gnąć. Słabe strony Pekinu? Otóż Chiny – podob­nie jak Japo­nia w latach czter­dzie­stych – są uza­leż­nione od importu surow­ców z zagra­nicy. W prze­ci­wień­stwie do Ame­ry­ka­nów.

Chiny, jak nie­gdyś Japo­nia, mają swój pomysł na wojnę z USA, kon­cep­cję tak zwa­nej buławy zabójcy, w któ­rej sta­wiają głów­nie na lądowe sys­temy rakie­towe, mino­wa­nie i okręty pod­wodne. Ame­ry­ka­nie z kolei mają kon­cep­cję wojny powietrzno-mor­skiej na zachod­nim Pacy­fiku. Obie strony szy­kują się do kon­fron­ta­cji. Celem Chin będzie pozba­wie­nie ame­ry­kań­skiej floty zdol­no­ści do domi­na­cji na wodach zachod­niego Pacy­fiku. Z kolei Ame­ry­ka­nie muszą nało­żyć blo­kadę mor­ską na Chiny, żeby pozba­wić je dostępu do surow­ców. Ta wojna wisi w powie­trzu. Dobrze, żeby nasi czy­tel­nicy zda­wali sobie z tego sprawę, nie byli zasko­czeni. To tak jak z covi­dem. Jego też się nie spo­dzie­wa­li­śmy, a żyjemy z nim od wielu mie­sięcy. Z III wojną świa­tową może być tak samo.

PZ: Tak, ten sce­na­riusz to nie jest science fic­tion, to realna moż­li­wość. Wcale nie żyjemy w epoce końca histo­rii. Wielu ludzi na początku XX wieku uwa­żało, że ze względu na nowo­cze­sne środki maso­wego zada­wa­nia śmierci wojna mię­dzy mocar­stwami jest nie­moż­li­wo­ścią. A potem przy­szły dwa świa­towe kon­flikty. Pro­fe­sor John Mear­she­imer w książce Tra­gizm poli­tyki mocarstw dokład­nie prze­ana­li­zo­wał rywa­li­za­cję chiń­sko-ame­ry­kań­ską i doszedł do wnio­sku, że ryzyko wojny na Pacy­fiku jest obec­nie znacz­nie więk­sze niż wojny sowiecko-ame­ry­kań­skiej w cza­sie zim­nej wojny. Prze­wi­duje on, że Ame­ryka zbu­duje anty­chiń­ską koali­cję. Jej celem będzie oto­cze­nie i zablo­ko­wa­nie Chin.

Spójrzmy na mapę przy­szłego teatru dzia­łań wojen­nych.

Wyraź­nie widać, że Chiny od strony morza są oto­czone pół­ko­lem ame­ry­kań­skich państw sojusz­ni­czych. Japo­nia, Korea Połu­dniowa, Taj­wan, Fili­piny…

JB: …Austra­lia, Wiet­nam.

Azja Wschod­nia

PZ: Wszyst­kim tym mniej­szym gra­czom zależy oczy­wi­ście na powstrzy­ma­niu Chin przed narzu­ce­niem swej hege­mo­nii w rejo­nie Pacy­fiku. Trudno jed­nak nie zauwa­żyć, że aby domknąć to okrą­że­nie od pół­nocy, należy pozy­skać Rosję. Ame­ry­kań­skim stra­te­gom bez wąt­pie­nia bar­dzo zależy na tym, żeby wcią­gnąć Rosję do koali­cji anty­chiń­skiej. Po pierw­sze, to kwe­stia geo­gra­fii. Po dru­gie – surow­ców. Gdyby Moskwa w III woj­nie świa­to­wej wystą­piła jed­nak po stro­nie Pekinu, Chiny mogłyby drogą lądową, przez Sybe­rię, czer­pać z Rosji nie­ogra­ni­czone ilo­ści surow­ców stra­te­gicz­nych. I Ame­ry­ka­nom nie uda­łoby się nało­żyć na nie blo­kady. Cała kon­cep­cja wojny ległaby w gru­zach. Wygląda na to, że bez wcią­gnię­cia Rosji do koali­cji anty­chiń­skiej Stany Zjed­no­czone nie mają szansy wygrać wojny z Chi­nami.

JB: To jak wojna Behe­mota z Lewia­ta­nem. Lewia­ta­nem jest potęga mor­ska USA, blo­ku­jąca usta i nos, przez które oddy­chają Chiny. Prze­ci­na­jąca główne arte­rie mor­skie, któ­rymi obec­nie do Chin płyną surowce. To star­cie sło­nia z wie­lo­ry­bem, jak ujął to kanc­lerz Bismarck w roz­mo­wie z kró­lem Wiel­kiej Bry­ta­nii. Niemcy są sło­niem, potęgą lądową, a Wielka Bry­ta­nia wie­lo­ry­bem – potęgą mor­ską. Wie­lo­ryb może zablo­ko­wać mor­skie prze­pływy stra­te­giczne.

PZ: Ale na powo­dze­nie inwa­zji lądo­wej nie ma więk­szych szans.

JB: Racja, nie da się oku­po­wać Chin.

PZ: À pro­pos Bismarcka. Kie­dyś zapy­tano go: „Co by pan zro­bił, panie kanc­le­rzu, gdyby bry­tyj­scy żoł­nie­rze wylą­do­wali na pla­żach Nie­miec?”. „Jak to co? – odpo­wie­dział. – Wezwał­bym naj­bliż­szego poli­cjanta i kazał ich aresz­to­wać”.

JB: Ta aneg­dota dobrze oddaje sła­bość mocarstw mor­skich w woj­nach lądo­wych. Ale nowo­cze­snej wojny nie wygrywa się przez pod­bój tery­to­rium rywala i oku­pa­cję. Wygrywa się, łamiąc jego wolę walki. Kaj­ze­row­skie Niemcy zostały prze­cież poko­nane za pomocą blo­kady mor­skiej, którą nało­żyła na nie Wielka Bry­ta­nia. Anglo­sasi dosko­nale sto­sują tę stra­te­gię.

PZ: To stara tra­dy­cja. Już na początku XIX wieku Anglia pró­bo­wała w ten spo­sób rzu­cić na kolana Napo­le­ona.

JB: Na co Napo­leon odpo­wie­dział blo­kadą kon­ty­nen­talną. A pań­stwa mor­skie są w tym bar­dzo dobre.

PZ: Żeby daleko nie szu­kać. Rów­nież poprzed­nia wojna na Pacy­fiku – z Cesar­stwem Japo­nii – została wygrana za sprawą blo­kady mor­skiej. To blo­kada pozba­wiła Tokio moż­li­wo­ści dal­szej walki.

JB: Z Chi­nami jest ina­czej, bo Chiń­czycy to wytrawni gra­cze, któ­rzy dosko­nale rozu­mieją, na czym polega rywa­li­za­cja o świa­tową domi­na­cję. Dla­tego chiń­ski przy­wódca Xi Jin­ping ogło­sił w Asta­nie – sto­licy naj­bar­dziej odda­lo­nego od oce­anu świa­to­wego Kazach­stanu – kon­cep­cję Pasa i Szlaku. Cho­dzi o zbu­do­wa­nie potęgi kon­ty­nen­tal­nej, o jakiej marzył słynny nie­miecki geo­po­li­tyk Karl Hau­sho­fer. Tylko że teraz nie budują jej Niemcy, lecz Chiń­czycy. Potęga gospo­dar­cza, finan­sowa i demo­gra­ficzna dużo więk­sza niż Niemcy. Cho­dzi o zbu­do­wa­nie infra­struk­tury trans­por­to­wej poprzez masy lądowe Eura­zji, żeby omi­nąć panu­ją­cych na morzach i oce­anach Ame­ry­ka­nów. Nie cho­dzi tylko o Rosję, o dostęp do jej surow­ców ener­ge­tycz­nych. Gra toczy się o więk­szą stawkę. Cho­dzi o połą­cze­nie z Paki­sta­nem, Ira­nem, Azją Środ­kową. Chiń­czycy budują kory­ta­rze trans­por­towe do wszyst­kich tych kra­jów. To jest istota ich eks­pan­sji. Mao Zedong mawiał, że budzi się w nocy i myśli o Malakce. Spę­dzała mu ona sen z powiek. Malakka to cie­śnina nie­opo­dal Sin­ga­puru, wąskie gar­dło, któ­rym wycho­dzi w świat – do Europy, Afryki, Bli­skiego Wschodu i innych miejsc na świe­cie – cała pro­duk­cja Chin. Z kolei w drugą stronę płyną surowce ener­ge­tyczne. Zablo­ko­wa­nie tej cie­śniny to dla Chiń­czy­ków kosz­mar. Ame­ry­ka­nie, korzy­sta­jąc z pierw­szego łań­cu­cha wysp – Japo­nii, Taj­wanu, Fili­pin – mogą nało­żyć na Chiny blo­kadę. Odciąć im tlen. Odpo­wie­dzią Chiń­czy­ków na taką ewen­tu­al­ność jest wła­śnie kon­cep­cja Pasa i Szlaku. Bo tylko ona może spo­wo­do­wać, że blo­kada ich nie zadusi. Ame­ry­ka­nie – jak już wspo­mnie­li­śmy – szy­kują się wła­śnie do tej blo­kady. Do wojny mor­skiej. Nie mają pla­nów inwa­zji i oku­pa­cji Chin. To nie­re­alne.

PZ: Musie­liby osza­leć, żeby tego pró­bo­wać.

JB: Sytu­acja Zachodu, Sta­nów Zjed­no­czo­nych, jest dużo trud­niej­sza niż pod­czas II wojny świa­to­wej i zim­nej wojny. Ani hitle­row­skie Niemcy, ani impe­rialna Japo­nia, ani Wło­chy, a szcze­gól­nie Sowiety, nie znaj­do­wały się w sys­te­mie glo­bal­nego łań­cu­cha dostaw, w zglo­ba­li­zo­wa­nej gospo­darce. Chiny tym­cza­sem są cen­trum, ser­cem całego sys­temu świa­to­wego. I pod­czas III wojny świa­to­wej trzeba będzie wyrwać to serce. Przy­czyną wojen są zmiany. Tak, to zmiany, a nie bieda, pro­wa­dzą do wybu­chu wiel­kich kon­flik­tów zbroj­nych. Zmiany w ukła­dzie sił. Gdy Sowieci w 1945 roku zatrzy­mali się na Łabie, w Jał­cie usta­lono strefy wpły­wów. Zarówno w Azji, jak i w Euro­pie Sowieci zostali zatrzy­mani na okre­ślo­nym pery­me­trze. Nie doszło do tak zwa­nego rol­l­backu, czyli Ame­ry­ka­nie nie pró­bo­wali wypie­rać Sta­lina z zaję­tych przez niego tere­nów. Gdy w 1956 roku doszło do powsta­nia w Buda­pesz­cie, Ame­ry­ka­nie zare­ago­wali zacho­waw­czo, to samo było w 1968 roku, kiedy wybu­chła rewo­lu­cja w Pra­dze. A potem w 1981 roku, gdy gene­rał Jaru­zel­ski wpro­wa­dził w PRL-u stan wojenny. „Spo­koj­nie, pano­wie, to sowiecka strefa wpły­wów i nie będziemy tam inter­we­nio­wać”. Usta­le­nia z Jałty obo­wią­zy­wały. Obie strony ich prze­strze­gały. Jedyne nie­po­ro­zu­mie­nie było wtedy, gdy w roku 1950 ówcze­sny sekre­tarz stanu USA Dean Ache­son zapo­mniał w prze­mó­wie­niu zazna­czyć, że Korea znaj­duje się w ame­ry­kań­skiej stre­fie wpły­wów. Nie wymie­nił tego kraju, bo po pro­stu o nim zapo­mniał. Wtedy Sta­lin dał sygnał komu­ni­stom z Korei Pół­noc­nej, że mogą ata­ko­wać. Efek­tem była wojna i desta­bi­li­za­cja. Póź­niej nato­miast oba mocar­stwa bar­dzo pil­no­wały tej sprawy i respek­to­wały swoje domeny. Sowiety, odcięte żela­zną kur­tyną, mające gospo­darkę socja­li­styczną, nie nale­żały do glo­bal­nego sys­temu gospo­dar­czego. Obec­nie jest zupeł­nie ina­czej. Teraz – tak jak mówi­łem – Chiny są w cen­trum sys­temu i Ame­ry­ka­nie muszą zro­bić bar­dzo agre­sywny „rol­l­back”. Blo­ko­wa­nie eks­pan­sji chiń­skich tech­no­lo­gii, takich jak 5G. Sank­cje na eks­port mikro­pro­ce­so­rów, odcię­cie dostępu do dolara, odbie­ra­nie ryn­ków Chiń­czy­kom. To wszystko zosta­nie zapewne wpro­wa­dzone, jeśli Ame­ry­ka­nie chcą marzyć o zacho­wa­niu swo­jej glo­bal­nej hege­mo­nii. Dla Chiń­czy­ków jest to oczy­wi­ście nie do zaak­cep­to­wa­nia. I to jest punkt zapalny.

PZ: Blo­kada na chiń­skie pro­dukty? To prze­cież nie­wy­ko­nalne. Dobre parę lat temu widzia­łem – chyba w „New Yor­ke­rze” – świetną kary­ka­turę. Dwóch Ame­ry­ka­nów sie­dzi w biu­rze. „Musimy wpro­wa­dzić sank­cje na chiń­skie pro­dukty” – posta­na­wiają. I na kolej­nym obrazku wszystko, co zostało wypro­du­ko­wane w Chi­nach, znika z tego biura. Widzimy puste ściany, a obaj pano­wie stoją w samych gaciach. Prze­cież obec­nie nie­mal wszystko jest Made in China. Sprawy zaszły chyba zbyt daleko, żeby uru­cho­mić na Zacho­dzie pro­duk­cję wszyst­kich rze­czy, które pro­du­kują Chiń­czycy.

JB: O tym wła­śnie mówi­łem. To jest ta róż­nica mię­dzy Chi­nami a dotych­cza­so­wymi rywa­lami Ame­ryki. To czyni próbę powstrzy­ma­nia dal­szego roz­woju Chin tak bar­dzo trudną.

PZ: Wróćmy do Rosji, bo ucie­kła nam ta sprawa. Jeżeli Ame­ryka chce zało­żyć podwój­nego nel­sona na kark Chiń­czy­ków – czyli wpro­wa­dzić sku­teczną blo­kadę mor­ską – będzie się musiała poro­zu­mieć z Rosją. Z Waszyng­tonu docie­rają sygnały, że wielu tam­tej­szych ana­li­ty­ków to rozu­mie. Wygląda więc na to, że Rosja będzie klu­czem do sytu­acji. Od tego, po czy­jej stro­nie się opo­wie, może zale­żeć wynik kon­fron­ta­cji mię­dzy USA a Chi­nami. Co mogliby Moskwie zapro­po­no­wać Ame­rykanie, a co Chiń­czycy? Jaką decy­zję podej­mie Putin lub jego następca? Po czy­jej stro­nie Rosja przy­stąpi do III wojny świa­to­wej?

JB: Już przy­stą­piła – na razie po stro­nie Chin. Rosja zaj­muje w glo­bal­nej rywa­li­za­cji sta­no­wi­sko rewi­zjo­ni­styczne.

PZ: Czyli złe wia­do­mo­ści dla Bia­łego Domu.

JB: Sytu­acja przy­po­mina rok 1939, gdy doszło do poro­zu­mie­nia Związku Sowiec­kiego z Niem­cami. Poro­zu­mie­nie to, jak wia­domo, dopro­wa­dziło do wybu­chu II wojny świa­to­wej.

PZ: Ta ana­lo­gia ma okre­ślony pod­tekst. Rozu­miem, że sytu­acja jest dyna­miczna i w dal­szej fazie wojny może dojść do spek­ta­ku­lar­nego odwró­ce­nia soju­szy. Jak w czerwcu roku 1941.

JB: Oczy­wi­ście. Na szczę­ście wygląda na to, że punkt zapalny znaj­duje się na kie­runku azja­tyc­kim, a nie naszym. Acz­kol­wiek Euro­pej­czycy, zwłasz­cza Fran­cuzi, rozu­mieją tę grę. I dla­tego pre­zy­dent Emma­nuel Macron tak piel­grzy­muje do Moskwy. On chce prze­ko­nać Rosjan, żeby połą­czyli siły z Europą. Oczy­wi­ście z tą nową Europą Macrona, czyli fran­cu­ską, bez Ame­ry­ka­nów. Zabie­ga­jąc o to, oczy­wi­ście nie liczy się z pań­stwami Europy Środ­kowo-Wschod­niej, trak­tuje je jako przed­mioty w grze mocarstw. Jego pro­po­zy­cja spro­wa­dza się do tego, że Rosja­nie staną się quasi-eks­pe­dy­cyjną siłą woj­skową Europy w nowej Eura­zji. Razem stwo­rzymy obszar, który będzie rów­no­wa­żył potężne Chiny. Ludziom na Kremlu oczy­wi­ście bar­dzo się to podoba. Ale ten plan, nazwijmy go sce­na­riu­szem małej Jałty, nie jest pla­nem ame­ry­kań­skim. Nie chcą go też Niemcy, które nie­dawno jakby opo­wie­działy się po stro­nie Ame­ry­ka­nów. Mam oczy­wi­ście na myśli pro­po­zy­cję, którą Sta­nom Zjed­no­czo­nym zło­żyła w paź­dzier­niku 2020 roku mini­ster obrony Anne­gret Kramp-Kar­ren­bauer: Niemcy ści­śle zwią­zane z Ame­ryką, inwe­stu­jące wię­cej w woj­sko i bio­rące na sie­bie funk­cję poli­cjanta Europy. Dzięki temu Ame­ryka zosta­łaby odcią­żona w tej czę­ści globu i mogłaby się sku­pić na innych wyzwa­niach.

PZ: To potwier­dza, że sytu­acja jest dyna­miczna. Bo wcze­śniej wyda­wało się, że Niemcy ciążą raczej ku Chi­nom.

JB: Myślę, że Niemcy zro­bili kilka ana­liz poli­tyczno-woj­sko­wych i zoba­czyli, w jakim stoją miej­scu. To jest zresztą bar­dzo dobra wia­do­mość dla Pol­ski, bo można będzie połą­czyć opcję kon­ty­nen­talną (czyli poli­tykę pro­eu­ro­pej­ską) z opcją atlan­tycką (czyli poli­tyką pro­ame­ry­kań­ską).

PZ: Jeżeli rze­czy­wi­ście doj­dzie do nowego otwar­cia mię­dzy Niem­cami a Sta­nami Zjed­no­czo­nymi, te dwa kie­runki naszej poli­tyki nie będą ze sobą sprzeczne. Gdyby jed­nak drogi Nie­miec i Sta­nów Zjed­no­czo­nych zaczęły się na poważ­nie roz­cho­dzić, Pol­ska sta­nę­łaby przed bar­dzo poważ­nym dyle­ma­tem: Za kim się opo­wie­dzieć?

JB: Ame­ry­ka­nie też son­dują roz­ma­ite moż­li­wo­ści. Pro­blem polega na tym, że roz­piera ich pycha, nar­cyzm stra­te­giczny. Uwa­żają, że cokol­wiek by się działo, i tak dadzą radę. Damy radę! Bo zawsze dawa­li­śmy.

PZ: Czyli Ame­ryka gotowa byłaby zary­zy­ko­wać kon­flikt na dwa fronty? Jed­no­cze­sną kon­fron­ta­cję z Chi­nami i Rosją? Oba­wiam się, że to byłaby pro­sta droga do klę­ski.

JB: Są ludzie w Waszyng­to­nie, któ­rzy wie­rzą, że pora­dzi­liby sobie z oboma tymi mocar­stwami naraz. Ale życie szybko by to zwe­ry­fi­ko­wało. Gdyby jeden z tych prze­ciw­ni­ków zadał Sta­nom Zjed­no­czo­nym jakiś bole­sny cios, zapewne posta­ra­łyby się zamknąć któ­ryś z tych fron­tów. Ame­ry­ka­nie są bar­dzo ela­styczni.

PZ: Jak kal­kuje Putin?

JB: Stoi przed poważ­nym dyle­ma­tem. Gene­ral­nie Rosja­nie uwa­żają, że Chiny zwy­ciężą. W związku z tym nie chcą być po stro­nie Zachodu, po stro­nie przy­szłych prze­gra­nych. Ale z dru­giej strony wie­dzą, że jeśli Chiń­czycy wygrają, to potem dobiorą się do nich.

PZ: No tak, Sybe­ria, kość nie­zgody… Łakomy kąsek dla Chin.

JB: Rosja­nie mają więc twardy orzech do zgry­zie­nia. To tro­chę jak z Adol­fem Hitle­rem. Wygrał wojnę w Euro­pie. Zajął Cze­cho­sło­wa­cję, Pol­skę, Fran­cję, Danię, Nor­we­gię, Holan­dię, Bel­gię, Luk­sem­burg i Bał­kany. Ale z uwagi na zagro­że­nie wła­snego kraju zaata­ko­wał jesz­cze dotych­cza­so­wego sojusz­nika – Zwią­zek Sowiecki, bo on nie dał mu się zwa­sa­li­zo­wać. A Hitler bar­dzo potrze­bo­wał sowiec­kich surow­ców i bał się soju­szu Sta­lina z Bry­tyj­czy­kami.

PZ: Aby zro­zu­mieć sprzecz­ność inte­re­sów Rosji i Chin, wystar­czy spraw­dzić, jaka jest gęstość zalud­nie­nia Sybe­rii. Te dzi­kie, słabo zasie­dlone pust­ko­wia obfi­tu­jące w surowce stra­te­giczne. Tym­cza­sem Chiny mają obec­nie ponad 1,4 miliarda oby­wa­teli, głód surow­ców i ape­tyt na eks­pan­sję. Wik­tor Suwo­row powie­dział mi kie­dyś, że Rosjanki na Sybe­rii marzą o chiń­skim mężu. Bo Chiń­czycy nie piją, nie biją, żyją dłu­żej niż czter­dzie­ści lat i ciężko harują na rodzinę. Oczy­wi­ście przy­kład ten podaję pół­żar­tem, ale chiń­skie par­cie na Sybe­rię bez wąt­pie­nia przy­pra­wia Kreml o silny ból głowy.

Teraz jed­nak chciał­bym przejść do sprawy naj­waż­niej­szej dla wielu naszych czy­tel­ni­ków. Czyli – słoń a sprawa pol­ska. O tym jesz­cze nie mówi­li­śmy. Choć Pacy­fik jest od nas daleko, widzę dwa zagro­że­nia dla Pol­ski wyni­ka­jące z wybu­chu wojny mię­dzy Chi­nami a USA. Pierw­sze: Ame­ry­ka­nie zro­zu­mieją, że aby poko­nać tak potęż­nego prze­ciw­nika, muszą sku­pić wszyst­kie swoje siły i opu­ścić Europę. Porzucą ją woj­skowo i poli­tycz­nie. Prze­staną się inte­re­so­wać tym, co się tu dzieje, a już na pewno prze­staną się inte­re­so­wać Europą Środ­kowo-Wschod­nią. Wów­czas w próż­nię, która pojawi się po ich wyj­ściu, zapewne będzie pró­bo­wała wejść Rosja. Dru­gie zagro­że­nie to widmo nowej Jałty. W lutym 1945 roku na kon­fe­ren­cji jał­tań­skiej pre­zy­dent Fran­klin Delano Roose­velt robił wszystko, by skło­nić Sta­lina do zaata­ko­wa­nia Japo­nii. Sta­lin się zgo­dził i obie­cał, że w trzy mie­siące po zwy­cię­stwie nad Niem­cami Armia Czer­wona wej­dzie do akcji na Pacy­fiku. I rze­czy­wi­ście 9 sierp­nia 1945 roku Sowieci zaata­ko­wali japoń­ską Armię Kwan­tuń­ską w Man­dżu­rii, doko­nali desantu na Kuryle, ude­rzyli na połu­dniowy Sacha­lin, ruszyli na Koreę.

JB: To był spek­ta­ku­larny suk­ces.

PZ: Tak, Armia Kwan­tuń­ska się po pro­stu roz­sy­pała. Ame­ry­ka­nie powta­rzają, że to bomby ato­mowe skło­niły Japo­nię do kapi­tu­la­cji. Tym­cza­sem cesar­stwo zde­cy­do­wało się pod­dać, kiedy w Tokio dowie­dziano się, że do akcji wkro­czyły Sowiety.

W 1945 roku Ame­ryka za udział w woj­nie z Japo­nią zapła­ciła Moskwie Pol­ską i całą Europą Środ­kowo-Wschod­nią. Czy jest moż­liwe, że teraz – w zamian za udział w koali­cji anty­chiń­skiej – zapłaci jej tę samą cenę? Czy taki sce­na­riusz jest w orbi­cie two­ich ana­liz?

JB: Myślę o tym codzien­nie.

PZ: Kolejna rzecz, która nas łączy.

JB: Na to jest tylko jedna odpo­wiedź: należy mieć siłę, być pod­mio­tem, a nie przed­mio­tem poli­tyki. Dzięki tej sile można samemu wypeł­nić próż­nię, która powsta­nie, jeśli Ame­ry­ka­nie opusz­czą Europę. Musimy być na tyle silni, żeby nasi sąsie­dzi musieli się z nami liczyć, żeby­śmy byli brani pod uwagę w ukła­dzie sił. Innymi słowy: musimy być przy każ­dym stole, czyli ina­czej niż w roku 1944 czy 1945.

PZ: No tak, ale wielu ludzi uważa, że – w razie poważ­nego zagro­że­nia ze Wschodu – bez Ame­ry­ka­nów sobie nie pora­dzimy.

JB: Wręcz prze­ciw­nie. Jestem zda­nia, że mogli­by­śmy sobie pora­dzić. Wiem, że to brzmi rewo­lu­cyj­nie. Ale należy zmie­nić mapę men­talną Pola­ków. Rosja jest pań­stwem upa­da­ją­cym, o tra­gicz­nej demo­gra­fii. Ma PKB naprawdę nie tak zna­cząco więk­szy od PKB Rze­czy­po­spo­li­tej. A my mamy regio­nalny poten­cjał sojusz­ni­czy: Szwe­cję, Ukra­inę, Rumu­nię. Pas państw roz­cią­ga­jący się na zachod­nim pogra­ni­czu Rosji jest znacz­nie od niej potęż­niej­szy. Pro­blem jest tylko z bro­nią jądrową. Ale w dra­bi­nie eska­la­cyj­nej nie trzeba mieć broni jądro­wej, żeby pod­nieść prze­ciw­ni­kowi poprzeczkę wystar­cza­jąco wysoko. Poka­zuje to choćby Tur­cja w Syrii, Libii czy Gór­nym Kara­ba­chu. Tur­cja, mimo że nie ma gło­wic jądro­wych, potrafi być górą w kon­fron­ta­cji z Rosją. Już obec­nie wyda­jemy na woj­sko nie­wiele mniej niż Tur­cja. PKB mamy znacz­nie więk­sze od Izra­ela, który ma świetną armię. Stać nas na to, żeby­śmy na zbro­je­nia wyda­wali jesz­cze wię­cej. Jeste­śmy już kra­jem sto­sun­kowo zamoż­nym. Pro­blemem są nasze mapy men­talne, które mówią, że Rosja­nie mają po 100 metrów wzro­stu i są ich setki milio­nów. Nakryją nas czap­kami. To nie­prawda. Rosja ma pro­blem z nasy­ce­niem żoł­nie­rzem wszyst­kich kie­run­ków ope­ra­cyj­nych. Ma archa­iczną gospo­darkę. Innymi słowy, możemy wysta­wić siły zbrojne – nowo­cze­sne, mobilne, kom­pe­tentne – które obro­nią Rzecz­po­spo­litą. Trzeba w to tylko uwie­rzyć.

PZ: To rze­czy­wi­ście brzmi rewo­lu­cyj­nie. Pro­po­nuję ten pasjo­nu­jący wątek pod­jąć w kolej­nej roz­mo­wie. A tym­cza­sem wróćmy do naszego tematu prze­wod­niego, III wojny świa­to­wej. Gdy­byś musiał teraz obsta­wić u buk­ma­chera, kto ją wygra – Ame­ryka czy Chiny – kogo byś wybrał?

JB: Czy odpo­wiedź może być tro­chę dłuż­sza?

PZ: Oczy­wi­ście.

JB: Gdy w latach 2015–2016 pisa­łem swoją pierw­szą książkę, Pacy­fik i Eura­zja. O woj­nie, byłem prze­ko­nany, że Ame­ry­ka­nie prze­grają. W cza­sach rzą­dów Baracka Obamy byłem pewny, że w ogóle nie podejmą ręka­wicy rzu­co­nej przez Pekin. Że wyzwa­nie jest tak ogromne, że odpusz­czą. Gdy Donald Trump został pre­zy­den­tem i pisa­łem moją drugą książkę, Rzecz­po­spo­lita mię­dzy lądem a morzem, Ame­ry­ka­nie oka­zali chęć do pod­ję­cia wyzwa­nia. Uwa­ża­łem jed­nak, że nie dadzą rady i szybko zre­zy­gnują. Dla­tego byłem w ogrom­nym szoku, że Trump na poważ­nie zabrał się do powstrzy­my­wa­nia Chin. Stwo­rze­nie sił kosmicz­nych, próba reformy mary­narki wojen­nej, zakoń­cze­nie wojny na Bli­skim Wscho­dzie, próba blo­kady Chiń­czy­ków w klu­czo­wych sek­to­rach (ropa, układy sca­lone)… Wszystko to skło­niło mnie do zmiany zda­nia. Oczy­wi­ście wciąż uwa­żam, że Ame­ry­ka­nie nie zdają sobie sprawy, z czym się mie­rzą. Ale tak jak trzy lata temu myśla­łem, że prze­grają z Chiń­czy­kami, to teraz nie jestem już tego taki pewien. Pro­blem polega na tym, że nie wiem, jak zamie­rzają poko­nać Chiny. Oba­wiam się, że stra­te­gia, którą przy­jęli, nie jest wystar­cza­jąca.

PZ: Co mogliby zro­bić wię­cej?

JB: Na miej­scu Ame­ry­ka­nów odpu­ścił­bym wojnę han­dlową. Nie można w ten spo­sób zła­mać Chin. Chiny wygry­wają wojnę han­dlową już teraz, o czym w Pol­sce się zupeł­nie nie mówi. Odpu­ścił­bym to. Skon­cen­tro­wał­bym się na odbu­do­wie kom­pleksu prze­my­słowo-zbro­je­nio­wego w Sta­nach Zjed­no­czo­nych, stwo­rzył ogromne ośrodki badaw­cze i wło­żył w to bar­dzo dużo pie­nię­dzy z pry­wat­nej kapi­ta­li­za­cji. Bo w Sta­nach Zjed­no­czo­nych jest naprawdę bar­dzo dużo kapi­tału. Poza tym roz­wi­jał­bym siły kosmiczne, skró­cił­bym front zobo­wią­zań w Eura­zji, sta­rał się wyprze­dzić Chiny inno­wa­cyj­no­ścią. I nie odwle­kał­bym kon­fron­ta­cji woj­sko­wej.

PZ: Kiedy obecna rywa­li­za­cja ame­ry­kań­sko-chiń­ska może się zamie­nić w gorącą, praw­dziwą wojnę?

JB: Oba­wiam się, że do roku 2030. W ciągu nie­ca­łej dekady możemy mieć kolejną wojnę.

PZ: Brzmi szo­ku­jąco.

JB: Być może nawet wcze­śniej. W sierp­niu 2020 roku były pre­mier Austra­lii Kevin Rudd wyra­ził obawę, że wojna z Chi­nami może wybuch­nąć przed ame­ry­kań­skimi wybo­rami pre­zy­denc­kimi. Przy­po­mnę: te wybory odbyły się w listo­pa­dzie zeszłego roku. Tak więc sytu­acja jest napięta.

PZ: To już nie będzie wojna, jakie oglą­da­li­śmy w tele­wi­zji. Taka jak inter­wen­cje w Iraku czy Afga­ni­sta­nie. Czyli star­cie prze­ciw­ni­ków o cał­ko­wi­cie innych siłach i moż­li­wo­ściach.

JB: Tak, to będzie wojna syme­tryczna.

PZ: Zewrą się ze sobą dwa wiel­kie świa­towe mocar­stwa posia­da­jące olbrzy­mie zasoby, wiel­kie armie, nowo­cze­sne tech­no­lo­gie mili­tarne. Dwa giganty. Olbrzymi będzie rów­nież teatr dzia­łań, roz­miary zaan­ga­żo­wa­nych sił i środ­ków. Do kon­fliktu zostaną wcią­gnięte inne pań­stwa. Cze­goś takiego świat nie oglą­dał od II wojny świa­towej. A więc od bli­sko ośmiu dekad. Czy można prze­wi­dzieć, jak kon­kret­nie będzie prze­bie­gał ten kon­flikt?

JB: Chiń­czycy odniosą spek­ta­ku­larne suk­cesy w pierw­szym tygo­dniu. Tak jak Japoń­czycy po zbom­bar­do­wa­niu Pearl Har­bor. Potem wszystko będzie zale­żało od woli Ame­ry­ka­nów co do powrotu na Pacy­fik.

PZ: A gdzie taka wojna mogłaby się zacząć? Co byłoby pre­tek­stem? Na ogół mówi się, że Gdań­skiem III wojny świa­to­wej może się oka­zać Taj­wan.

JB: Pekin może ogło­sić strefę zakazu lotów nad Taj­wa­nem i selek­tywną chiń­ską blo­kadę na komu­ni­ka­cję mor­ską na wyspę i z niej. Chiń­czycy mogą prze­pusz­czać na przy­kład Japoń­czy­ków, Kore­ań­czy­ków i Niem­ców, ale nie Ame­ry­ka­nów. Wtedy Ame­ry­ka­nie muszą się zasta­no­wić, czy prze­ła­my­wać blo­kadę i roz­po­cząć wojnę, na co ape­tytu może nie mieć z kolei świat i sojusz­nicy, któ­rzy będą bła­gali o nego­cja­cje. Soli­dar­ność świata z Taj­wa­nem legnie wtedy w gru­zach.

PZ: Taj­wan zbroi się na potęgę. Jego przy­szło­roczny budżet woj­skowy wynosi… 17 miliar­dów dola­rów. Wyspa zamie­nia się w naje­żo­nego lufami i rakie­tami obron­nego jeża. Czy bez wspar­cia USA Taj­wan mógłby ode­przeć inwa­zję komu­ni­stycz­nych Chin?

JB: Mógłby, gdyby mądrze wyda­wał te pie­nią­dze, lecz wydaje je teraz źle. Nie na te sys­temy walki i nie na taką orga­ni­za­cję walki, jak powi­nien. Myśląc, że kupi sobie bez­pie­czeń­stwo w Sta­nach Zjed­no­czo­nych, kupu­jąc drogi ame­ry­kań­ski sprzęt, popeł­nia błąd. Tak więc można wyda­wać pie­nią­dze dobrze lub źle.

PZ: Wszystko to brzmi bar­dzo groź­nie. Mam tylko dwie nadzieje. Po pierw­sze, że w III woj­nie świa­to­wej nie zosta­nie użyta broń jądrowa prze­ciwko celom cywil­nym. A po dru­gie, że tym razem wichry wiel­kiej wojny ominą naszą udrę­czoną ojczy­znę. Nie stać nas na powtórkę z kosz­mar­nego XX wieku.

JB: Wszystko zależy od Rosjan. Gdyby zde­cy­do­wali się pójść na wojnę u boku Chiń­czy­ków, to sta­li­by­śmy się wysu­niętą kasz­te­la­nią, ostat­nim bastio­nem Zachodu się­ga­ją­cym pod Bug. A za Bugiem kolo­salne rosyj­sko-chiń­skie impe­rium lądowe roz­cią­ga­jące się na wiel­kich prze­strze­niach Eura­zji, od Brze­ścia po Szan­ghaj. Impe­rium, które jest głów­nym pro­du­cen­tem dóbr na świe­cie i naj­więk­szym posia­da­czem surow­ców ener­ge­tycz­nych. Rosja jest bar­dzo bli­sko nas, a Stany Zjed­no­czone – bar­dzo daleko. To byłby dla nas kosz­marny sce­na­riusz.

PZ: Ja chcia­łem zakoń­czyć tę roz­mowę opty­mi­stycz­nie, a ty zde­cy­do­wa­łeś się na puentę pesy­mi­styczną.

JB: Musimy się na to szy­ko­wać. Nie możemy cho­wać głowy w pia­sek.

PZ: Oczy­wi­ście. Zawsze należy się szy­ko­wać na naj­gor­szy sce­na­riusz.

Źró­dło: „Histo­ria Realna” 10 listo­pada 2020

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Copy­ri­ght © by Jacek Bar­to­siak i Piotr Zycho­wicz 2021

All rights rese­rved

Copy­ri­ght © for the Polish e-book edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2021

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­tor: Grze­gorz Dziam­ski

Mapy: Grze­gorz Kali­siak | Pra­cow­nia Liter­nic­twa i Gra­fiki

Pro­jekt i opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki: Ewa Skrzy­piec

Zdję­cia auto­rów: Rafał Guz

Foto­gra­fia na okładce: Domena publiczna

Wyda­nie I e-book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: Nad­cho­dzi III wojna świa­towa, wyd. I, Poznań 2021)

ISBN 978-83-8188-887-5

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel. 61 867 81 40, 61 867 47 08

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer