Niemcy. Opowieści niepoprawne politycznie cz.III - Piotr Zychowicz - ebook + audiobook

Niemcy. Opowieści niepoprawne politycznie cz.III ebook

Piotr Zychowicz

4,6

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Najbardziej niewygodne prawdy o niemieckiej historii, kontynuacja bestsellerowych „Żydów” i „Sowietów”

Trzecia po bestsellerowych Żydach i Sowietach książka z niepoprawnego politycznie cyklu autora Obłędu ’44 i Paktu Ribbentrop–Beck. W Niemcach Piotr Zychowicz jak zwykle zmusza czytelnika do przemyślenia i ponownej oceny spraw – jak nam wmawiano – nie podlegających dyskusji. Burzy mit Hitlera ultraprawicowca, w rzeczywistości zatwardziałego lewaka. Pisze o fatalnych błędach Niemców we wschodniej Europie, gdzie początkowo witani jak wyzwoliciele, swoją ludobójczą polityką zaprzepaścili szansę na błyskawiczne pokonanie Sowietów. Szuka źródeł niemieckiego rasizmu w południowej Afryce i spiera się z Davidem Irvingiem, historykiem skazanym za negowanie Holokaustu. Pisze o Polakach w Afrikakorps, domu publicznym w Auschwitz oraz o hinduskich esesmanach. Prowadzi czytelnika przez pola bitew i obozy śmierci, zagląda do gabinetów nazistowskich ideologów i sztabów sił zbrojnych. A nade wszystko zastanawia się, jak do tego wszystkiego mogło dojść… 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 523

Oceny
4,6 (66 ocen)
45
18
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kiciunia

Z braku laku…

wniodki i rozwazania mniej wiecej na poziomie: Hitler mogl nie wiedziec o Holocauscie bo mu zli ludzie nie powiedzieli. ale za to przecietny konsument piwa z kolonii na pewnk wiedzial bo przeciez takiej sprawy nie da sie ukryc. prawicowe rozwazania ideologa alt rigjtu
00
y3rzyk

Nie oderwiesz się od lektury

jestem wdzięczna za tą książkę. pełna faktów.. Książka dla koneserów
00
adamzabka

Nie oderwiesz się od lektury

to już kolejna książka Zychowicza, która mną pomraz kolejny wstrząsnęła. Propaganda kojarzy się z sowietami, ale druga strona też była nie lepsza
00

Popularność




Piotr Zycho­wicz w REBI­SIE

PAKT PIŁ­SUD­SKI-LENIN

PAKT RIB­BEN­TROP-BECK

OBŁĘD '44

OPCJA NIE­MIECKA

SKAZY NA PAN­CER­ZACH

WOŁYŃ ZDRA­DZONY

GER­MA­NO­FIL

NIEMCY

SOWIECI

ŻYDZI

ŻYDZI 2

ALIANCI

Jacek Bar­to­siak i Piotr Zycho­wicz

NAD­CHO­DZI III WOJNA ŚWIA­TOWA

Jak Pan Bóg chce kogo uka­rać, to mu naj­pierw rozum odbiera.

Fio­dor Dosto­jew­ski, Idiota

Wstęp

Książka, którą trzy­mają pań­stwo w rękach, poświę­cona jest naj­bar­dziej ponu­remu i tra­gicz­nemu okre­sowi w histo­rii Nie­miec – rzą­dom Adolfa Hitlera i jego par­tyj­nych towa­rzy­szy. Opo­wiada o ich zbrod­niach, sza­leń­stwach i strasz­li­wej klę­sce, którą spro­wa­dzili na Niemcy, Pol­skę i Europę.

W takim razie dla­czego pań­ska książka nie nazywa się Nazi­ści? – mógłby zapy­tać docie­kliwy czy­tel­nik.

Dla­tego, że nie zno­szę okre­śle­nia „nazizm”. Uwa­żam je za kamu­flaż, który ma wyprzeć pra­wi­dłową, uży­waną w tam­tych cza­sach, nazwę ide­olo­gii stwo­rzo­nej przez Adolfa Hitlera – czyli „naro­dowy socja­lizm”. Cho­dzi o ukry­cie tego, że była to ide­olo­gia lewi­cowa, a nie – jak nam się wma­wia – „skraj­nie pra­wi­cowa”.

Dla­czego w takim razie – mógłby drą­żyć temat wspo­mniany czy­tel­nik – nie zaty­tu­ło­wał pan książki Naro­dowi socja­li­ści?

Dla­tego, że tylko nie­wielka część opraw­ców, któ­rzy doko­ny­wali maso­wych mor­dów pod zna­kiem swa­styki, miała legi­ty­ma­cje par­tyjne NSDAP i była fana­tycz­nymi wyznaw­cami bru­nat­nej dok­tryny. Więk­szość była zwy­kłymi ludźmi. Zwy­kłymi Niem­cami.

Nie przy­pad­kiem uży­łem aku­rat tego okre­śle­nia. Moim naj­więk­szym auto­ry­te­tem w kwe­stiach doty­czą­cych III Rze­szy jest bowiem ame­ry­kań­ski histo­ryk pro­fe­sor Chri­sto­pher Brow­ning. A jedną z naj­waż­niej­szych ksią­żek, jakie czy­ta­łem, są jego Zwy­kli ludzie. 101. Poli­cyjny Bata­lion Rezerwy i „osta­teczne roz­wią­za­nie” w Pol­sce.

Tytu­łowy bata­lion był jed­nostką poli­cyjną z Ham­burga zło­żoną z pod­ta­tu­sia­łych panów w śred­nim wieku, któ­rzy zostali odrzu­ceni przez komi­sje pobo­rowe Wehr­machtu. Uznano ich za zbyt sła­bych i za sta­rych, aby mogli znieść trudy służby fron­to­wej. Odse­tek człon­ków NSDAP był w jej sze­re­gach zni­komy, byli to wybrani przy­pad­kowo prze­ciętni oby­wa­tele. W więk­szo­ści – powszech­nie sza­no­wani ojco­wie dzie­ciom.

Gdy w Gene­ral­nym Guber­na­tor­stwie roz­po­częła się ludo­bój­cza akcja „Rein­hard” – czyli wielka ope­ra­cja eks­ter­mi­na­cyjna, od któ­rej roz­po­częło się „fabryczne” mor­do­wa­nie Żydów – nie­miec­kie wła­dze poli­cyjne posta­no­wiły rzu­cić do akcji 101. Bata­lion. Wyni­kało to z pro­ble­mów kadro­wych, po pro­stu nikogo lep­szego nie było pod ręką.

Gdy bata­lion musiał wyko­nać pierw­szą egze­ku­cję kobiet i dzieci – było to 13 lipca 1942 roku w Józe­fo­wie w oko­li­cach Bił­go­raja – jego dowódca, major Wil­helm Trapp, pła­kał. Głos mu się łamał, był wyraź­nie wstrzą­śnięty otrzy­ma­nymi roz­ka­zami. Mimo to nie odmó­wił ich wyko­na­nia. Podob­nie było ze zde­cy­do­waną więk­szo­ścią jego ludzi.

Choć to, czego się dopu­ścili, poważ­nie nimi wstrzą­snęło – ojczul­ko­wie z Ham­burga doko­nali maso­wego mordu.

Z każ­dym tygo­dniem, z każdą pacy­fi­ka­cją i masa­krą coraz bar­dziej obo­jęt­nieli. Prze­le­wa­nie nie­win­nej krwi robiło na nich coraz mniej­sze wra­że­nie. Aż stali się bez­li­to­snymi, zawo­do­wymi zabój­cami Żydów i Pola­ków. Co naj­cie­kaw­sze, więk­szość z nich nie tylko nie była naro­do­wymi socja­li­stami. Więk­szość nie była nawet anty­se­mi­tami. Byli po pro­stu zbrod­nia­rzami.

Major Wil­helm Trapp już na wstę­pie zapo­wie­dział, że każdy poli­cjant, który nie czuje się na siłach mor­do­wać, nie musi brać udziału w tym pro­ce­de­rze. Przez cały czas trwa­nia ludo­bój­czej ope­ra­cji wytyczne te pozo­stały w mocy. Ten, kto nie chciał naci­skać na spust, był z tego obo­wiązku zwol­niony i nie wycią­gano wobec niego żad­nych kon­se­kwen­cji. Mimo to udziału w eks­ter­mi­na­cji odmó­wiło zale­d­wie 20 pro­cent rezer­wi­stów ze 101. Bata­lionu. Reszta zaka­sała rękawy i wzięła się do „roboty”.

Podob­nie było z nie­miec­kimi pie­lę­gniar­kami i leka­rzami doko­nu­ją­cymi euta­na­zji upo­śle­dzo­nych i nie­ule­czal­nie cho­rych. Oni także nie byli naro­do­wo­so­cja­li­stycz­nymi fana­ty­kami. A mimo to na dyżu­rach apli­ko­wali pacjen­tom śmier­telne zastrzyki i wypi­sy­wali sfał­szo­wane świa­dec­twa zgonu.

Podob­nie było z nie­miec­kimi kole­ja­rzami, urzęd­ni­kami, żoł­nie­rzami i przed­sta­wi­cie­lami nie­zli­czo­nych innych pro­fe­sji. Holo­kaust i inne nie­miec­kie zbrod­nie nie byłyby moż­liwe bez udziału setek tysięcy zwy­kłych Niem­ców. Winy za to wszystko, co się stało, nie spo­sób tak po pro­stu zrzu­cić na Hitlera, Him­m­lera i garstkę naro­do­wo­so­cja­li­stycz­nych przy­wód­ców.

Dla­tego wła­śnie posta­no­wi­łem, że ta książka będzie nosiła tytuł Niemcy.

Nie ozna­cza to oczy­wi­ście, że cały naród nie­miecki pono­sił winę za strasz­liwe krzywdy, jakie wyrzą­dziła ludz­ko­ści III Rze­sza. Zawsze pod­kre­ślam, że jestem prze­ciw­ni­kiem zasady odpo­wie­dzial­no­ści zbio­ro­wej. Doty­czy to także naro­do­wego socja­li­zmu.

Naród nie­miecki, tak jak każdy inny, nie wyłą­cza­jąc pol­skiego, nie sta­no­wił mono­litu. Wśród Niem­ców było wielu zbrod­nia­rzy, ale było rów­nież wielu ludzi przy­zwo­itych i boha­te­rów. Żeby wymie­nić choćby kon­ser­wa­tyw­nych ofi­ce­rów Wehr­machtu, któ­rzy pod­jęli kilka prób zabi­cia Adolfa Hitlera i doko­na­nia pra­wi­co­wego zama­chu stanu.

Naro­dowy socja­lizm był ide­olo­gią repre­zen­tu­jącą wszystko to, co w naro­dzie nie­miec­kim naj­gor­sze. Gdy Hitler prze­jął wła­dzę i doko­nał swo­jej nihi­li­stycz­nej rewo­lu­cji, posta­wił Niemcy na gło­wie. Tak jak bol­sze­wicy posta­wili na gło­wie Rosję. Tra­dy­cyjne elity musiały ustą­pić pola, a na wierzch wypły­nęły szu­mo­winy.

Niemcy to książka o tych szu­mo­wi­nach.

Uważny czy­tel­nik dostrzeże, że jedy­nie mar­gi­nal­nie poru­szam w niej pro­blem cier­pień, jakie stały się udzia­łem narodu nie­miec­kiego pod­czas II wojny świa­to­wej i po jej zakoń­cze­niu. Cho­dzi przede wszyst­kim o ludo­bój­cze bom­bar­do­wa­nia dywa­nowe doko­nane przez alianc­kie lot­nic­two. A także dra­styczne zbrod­nie, któ­rych na nie­miec­kiej lud­no­ści cywil­nej dopu­ścili się Sowieci oraz pol­scy i cze­cho­sło­waccy komu­ni­ści.

Brak tej tema­tyki nie ozna­cza, że uwa­żam, iż nie­mieccy cywile „zasłu­żyli sobie na ten los”. Prze­ciw­nie. Pogląd taki, który nie­stety czę­sto sły­sza­łem z ust roda­ków, uwa­żam za obrzy­dliwy i haniebny. Każde cier­pie­nie nie­win­nych ludzi, nie­za­leż­nie od tego, czy mówili po pol­sku, rosyj­sku, ukra­iń­sku, w jidysz czy po nie­miecku, zasłu­guje bowiem na taką samą empa­tię i współ­czu­cie. A ich sprawcy na potę­pie­nie.

Sprawy te trak­tuję więc mar­gi­nal­nie nie dla­tego, że są mi obo­jętne, ale dla­tego, że mam nadzieję sze­rzej poru­szyć je w innej publi­ka­cji.

Niemcy są trze­cią – po Żydach i Sowie­tach – czę­ścią cyklu „Opo­wie­ści nie­po­prawne poli­tycz­nie”. Tak jak poprzed­nie zawie­rają wywiady i arty­kuły, które w ostat­nich kil­ku­na­stu latach opu­bli­ko­wa­łem w gaze­tach i które chciał­bym oca­lić od zapo­mnie­nia. Tym razem jed­nak znaczną część książki sta­nowi pre­mie­rowy, ni­gdy do tej pory nie publi­ko­wany mate­riał.

Piotr Zycho­wicz

Część I

ROZMOWY O NIEMCACH

Norym­berga, 1936. Führer prze­ma­wia do towa­rzy­szy w mun­du­rach.

1

Niemieckie ludobójstwo w Afryce

Roz­mowa z połu­dnio­wo­afry­kań­skim histo­ry­kiem CASPREM W. ERICH­SE­NEM

W Pol­sce i całej Euro­pie panuje prze­ko­na­nie, że pierw­szy nie­miecki obóz kon­cen­tra­cyjny powstał wio­sną 1933 roku w Dachau.

To nie­prawda. Pierw­szy obóz kon­cen­tra­cyjny, a wła­ści­wie całą sieć obo­zów, Niemcy zbu­do­wali w roku 1904 w Nie­miec­kiej Afryce Połu­dniowo-Zachod­niej, czyli w obec­nej Nami­bii.

Kogo w nich zamknęli?

Przed­sta­wi­cieli dwóch afry­kań­skich ludów – Herero i Nama.

Co się działo w tych obo­zach?

Pro­wa­dzono w nich masową, nie­zwy­kle bru­talną i bestial­ską eks­ter­mi­na­cję. Było to pie­kło na ziemi, w któ­rym odby­wało się ludo­bój­stwo. Obozy te nazy­wały się Kon­zen­tra­tion­sla­gern.

Brzmi zna­jomo.

One rze­czy­wi­ście wyglą­dały bar­dzo podob­nie do tych, które kil­ka­dzie­siąt lat póź­niej w Euro­pie zbu­do­wał Hitler. Skła­dały się z sze­regu pry­mi­tyw­nych chat, czę­sto sza­ła­sów skle­co­nych z paty­ków i szmat. Oto­czono je poste­run­kami uzbro­jo­nych straż­ni­ków i dru­tem kol­cza­stym. Albo zwa­łami ścię­tych suchych krze­wów naje­żo­nymi kol­cami, któ­rych do dziś rośnie bar­dzo dużo na nami­bij­skiej sawan­nie.

Jakie pano­wały tam warunki?

Potworne prze­lud­nie­nie, brak wody, koców, lekarstw, ubrań. A przede wszyst­kim żyw­no­ści. Ludzie byli gło­dzeni. Cza­sami rzu­cano im jakieś odpadki albo wyda­wano po gar­ści ryżu. Nie pomy­ślano jed­nak przy tym, żeby zaopa­trzyć ich w garnki, więc ryż ten był zja­dany na surowo. Zamiast ubrań wydano worki po mate­ria­łach budow­la­nych, w któ­rych wyci­nano dziury na głowę i ręce. Efekty nie­trudno sobie wyobra­zić. Cho­roby, robac­two, gni­jące rany. A wresz­cie masowe zgony. Śred­nia życia w nie­miec­kich obo­zach w Afryce nie prze­kra­czała kilku mie­sięcy.

Jak zacho­wy­wali się straż­nicy?

Jak „rasa panów”. Herero i Nama byli trak­to­wani gorzej niż zwie­rzęta. Kato­wa­nie, wrza­ski, tor­tury, mor­der­stwa. Wyko­rzy­sty­wa­nie sek­su­alne mło­dych kobiet i dziew­cząt. Wszy­scy więź­nio­wie byli uży­wani do nie­wol­ni­czej pracy przy budo­wie infra­struk­tury nie­miec­kiej kolo­nii. Dróg, kolei, budyn­ków. Ten, kto nie mógł podo­łać nie­zwy­kle cięż­kiej pracy, był bity, zabi­jany.

Naj­gor­szy ze wszyst­kich obo­zów znaj­do­wał się na Shark Island – Wyspie Reki­nów.

Shark Island to nie­wielka skała poło­żona w pobliżu por­to­wego mia­steczka Lüderitz. Z lądem łączył ją wtedy nie­wielki mostek. Straszne miej­sce. Bez drzew, bez żad­nego schro­nie­nia. Zimą z powodu lodo­wa­tych prą­dów oce­anicz­nych, wia­trów i roz­bi­ja­ją­cych się o wyspę fal jest tam nie­zwy­kle zimno. Niemcy umie­ścili na niej kilka tysięcy tubyl­ców. Męż­czyzn, kobiet i dzieci. Wyko­rzy­sty­wali ich do budowy nabrzeża. Więź­nio­wie cały dzień bro­dzili w lodo­wa­tej wodzie. Nad­zorcy byli przy tym wyjąt­kowo bru­talni. Nie­kiedy więź­nio­wie woleli sobie roze­rwać gar­dło gołymi rękami, niż tra­fić na Shark Island.

Jaka była śmier­tel­ność w tym obo­zie?

Nie­mal wszy­scy więź­nio­wie zgi­nęli. Warunki były ludo­bój­cze, eks­ter­mi­na­cyjne. Wyjąt­kowo dra­styczne jest to, że ciała zmar­łych i zamor­do­wa­nych wrzu­cano pro­sto do morza. I czę­sto dry­fo­wały one wzdłuż wspa­nia­łego, roz­świe­tlo­nego nabrzeża Lüderitz, na któ­rym w licz­nych piwiar­niach i eks­klu­zyw­nych restau­ra­cjach bawili się Niemcy. Więź­nio­wie na Shark Island sły­szeli docho­dzącą stam­tąd muzykę i kobiecy śmiech…

Jest jesz­cze jeden aspekt funk­cjo­no­wa­nia nie­miec­kich obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych w Afryce. Eks­pe­ry­menty medyczne…

To rów­nież brzmi zna­jomo, prawda? W Afryce wyglą­dało to tak: na początku w obo­zach nie było żad­nych leka­rzy. Ludzie po pro­stu umie­rali. Ewen­tu­al­nie pomoc mogli nieść tylko misjo­na­rze, któ­rych cza­sami wpusz­czano za bramy. Dopiero póź­niej poja­wili się nie­mieccy leka­rze woj­skowi i… zro­biło się jesz­cze gorzej.

Dla­czego?

Bo nie inte­re­so­wało ich rato­wa­nie życia Herero i Nama. Uznali, że ist­nie­nie obo­zów i wysoka śmier­tel­ność więź­niów są dla nich oka­zją do pro­wa­dze­nia eks­pe­ry­men­tów medycz­nych. Robili rze­czy dra­styczne. Wstrzy­ki­wali ludziom roz­ma­ite sub­stan­cje, otwie­rali brzu­chy. Przo­do­wał w tym wzbu­dza­jący prze­ra­że­nie dok­tor Hugo Bofin­ger. Naj­bar­dziej haniebne było jed­nak masowe pre­pa­ro­wa­nie frag­men­tów ciał więź­niów.

Masowe…?

Na nie­miec­kich uni­wer­sy­te­tach zapa­no­wała wów­czas moda na bada­nia rasowe. Mie­rzono czaszki, kości, mózgi i wycią­gano z tego bzdurne wnio­ski o wyż­szo­ści jed­nych ras nad dru­gimi. Zastępy naukow­ców i stu­den­tów, któ­rzy się tym zaj­mo­wali, potrze­bo­wały pre­pa­ra­tów. Wła­dze Nie­miec­kiej Afryki Połu­dniowo-Zachod­niej posta­no­wiły im je tanio dostar­czyć. Pocho­dziły one oczy­wi­ście z obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych.

Co wysy­łano do Nie­miec?

Wszystko: mózgi, wątroby, dło­nie, uszy, oczy, narządy rodne, penisy. Wszystko wycięte i zape­klo­wane w sło­jach. Przede wszyst­kim wysy­łano jed­nak czaszki. W obo­zie Swa­kop­mund zmu­szono więź­niarki do goto­wa­nia obcię­tych głów, a następ­nie oskro­by­wa­nia ich z resz­tek mięsa kawał­kami szkła. Te głowy czę­sto nale­żały do naj­bliż­szych krew­nych tych kobiet. Czaszki tra­fiały do insty­tu­tów nauko­wych, ale rów­nież do pry­wat­nych kolek­cjo­ne­rów. Do dzi­siaj w zbio­rach w Niem­czech można zna­leźć wiele cza­szek i zasu­szo­nych głów Herero i Nama.

Obozy kon­cen­tra­cyjne, o któ­rych mówimy, były ele­men­tem wojny mię­dzy Niem­cami a tubyl­cami, która wybu­chła w roku 1904. Według ówcze­snej nie­miec­kiej prasy spi­ralę prze­mocy nakrę­cili Herero, któ­rzy mor­do­wali oraz gwał­cili białe kobiety i dzieci.

To zwy­kła pro­pa­ganda. Przy­czyny wojny były znacz­nie bar­dziej skom­pli­ko­wane. Przed wojną Niemcy w Afryce Połu­dniowo-Zachod­niej znaj­do­wali się w kiep­skiej sytu­acji. Choć przy­jeż­dżało ich coraz wię­cej, mieli bar­dzo mało ziemi. Więk­szość pastwisk i grun­tów nada­ją­cych się pod uprawę nale­żała do Herero i Nama. Podob­nie było ze sta­dami bydła, które sta­no­wiły główną gałąź gospo­darki kolo­nii. Nie­mieccy far­me­rzy musieli dzier­ża­wić zie­mię od tubyl­czych wodzów…

Co zapewne nie bar­dzo im się podo­bało.

Deli­kat­nie mówiąc. Niemcy bowiem byli przy tym nasta­wieni skraj­nie rasi­stow­sko. Uwa­żali Nama i Herero za Unter­men­schen, a sie­bie za Übermenschen. Trak­to­wali więc tubyl­ców nie­zwy­kle aro­gancko. Bili ich, okra­dali, czę­sto gwał­cili ich kobiety. Wszystko to powo­do­wało, że sytu­acja sta­wała się nie­zwy­kle napięta. Niemcy chcieli zagra­bić zie­mię Herero i Nama. Herero i Nama mieli dosyć upo­ko­rzeń ze strony przy­by­szy zza oce­anu.

Wystar­czyła jedna iskra, żeby doszło do powsta­nia.

Tak. W końcu Herero, a potem Nama chwy­cili za broń i wystą­pili prze­ciwko Niem­com. Wra­ca­jąc do pań­skiego poprzed­niego pyta­nia – przez całą wojnę, która trwała do 1908 roku, tubylcy zamor­do­wali czworo dzieci i jedną czy dwie nie­miec­kie kobiety. Zda­rzało się, że po zabi­ciu lub prze­pę­dze­niu z jakiejś farmy męż­czyzn wojow­nicy kon­wo­jo­wali nie­miec­kie kobiety i dzieci do naj­bliż­szego mia­steczka.

A jak postę­po­wała z nimi druga strona?

W samych obo­zach kon­cen­tra­cyj­nych Niemcy wymor­do­wali około 20 tysięcy kobiet i dzieci. Do tego trzeba dodać masa­kry i pacy­fi­ka­cje osad oraz wio­sek. Mówimy o dzie­siąt­kach tysięcy ludzi. Życie Herero i Nama – nie­za­leż­nie od tego, czy był to wojow­nik, kobieta czy dziecko – nie miało dla Niem­ców naj­mniej­szej war­to­ści. Oce­nia się, że w sumie wymor­do­wali 80 pro­cent całej popu­la­cji Herero i 50 pro­cent Nama. A mówimy o ludach, które liczyły odpo­wied­nio ponad 100 tysięcy i 20 tysięcy człon­ków.

To zakrawa na para­doks: „cywi­li­zo­wani” Euro­pej­czycy zacho­wy­wali się jak bar­ba­rzyńcy, a „dzicy” tubylcy pro­wa­dzili wojnę w spo­sób przy­zwo­ity.

Tak, może się to wyda­wać zaska­ku­jące. Rdzenni miesz­kańcy tej czę­ści Afryki nie byli jed­nak dzi­ku­sami, ale ludźmi, któ­rzy prze­strze­gali zasad wojny. W dużej mie­rze miała na to wpływ wie­lo­let­nia dzia­łal­ność misjo­na­rzy oraz pra­stare tra­dy­cje. W nami­bij­skich woj­nach ple­mien­nych pro­wa­dzo­nych na długo przed przy­by­ciem Niem­ców zda­rzało się, że wie­czo­rem, po bitwie, prze­ciw­nicy razem sia­dali przy ogni­skach i spo­ży­wali wie­cze­rzę. Rano wra­cali do walki.

A dla­czego Niemcy nie prze­strze­gali praw wojny?

Bo dla nich Herero i Nama nie byli rów­no­rzęd­nymi prze­ciw­ni­kami. Byli pod­ludźmi, wobec któ­rych nie obo­wią­zy­wały żadne zasady. Uwa­żali, że do „dzi­ku­sów” może prze­mó­wić tylko naga, bru­talna siła. Niemcy pro­wa­dzili prze­ciwko Herero i Nama wojnę totalną, na wynisz­cze­nie. Nie dopusz­czali naj­mniej­szej myśli o porażce czy rozej­mie. Cho­dziło o względy pre­sti­żowe: Niemcy bali się, że jeżeli nie zdła­wią bru­tal­nie rebe­lii, staną się pośmie­wi­skiem całego świata.

Wojna jed­nak wcale nie oka­zała się spa­cer­kiem.

Tak, tubylcy mieli broń palną. Świet­nie znali teren, byli mistrzami walki pod­jaz­do­wej. 11 sierp­nia 1904 roku pod Water­ber­giem doszło do wal­nej bitwy mię­dzy Herero a siłami nie­miec­kimi gene­rała Lothara von Tro­thy. Niemcy pla­no­wali uni­ce­stwić prze­ciw­nika, ale afry­kań­scy wojow­nicy – wraz z kil­ku­dzie­się­cioma tysią­cami kobiet i dzieci oraz sta­dami bydła – wyrwali się z okrą­że­nia. Niemcy wów­czas wypchnęli ich na strasz­liwą pusty­nię Oma­heke.

Co się stało na tej pustyni?

Ludzie nie mieli wody, padali jak muchy. Pili krew swego bydła, ale powięk­szało to tylko pra­gnie­nie. Cała pusty­nia była usłana tru­pami. Naj­pierw umarli starcy i dzieci. Powrotu nie było, bo gene­rał von Tro­tha wydał tak zwany roz­kaz eks­ter­mi­na­cyjny.

Słu­cham?

Roz­kaz eks­ter­mi­na­cyjny. To jeden z nie­wielu wypad­ków w dzie­jach, gdy zbrod­niarz pozo­sta­wił na piśmie coś takiego. Tro­tha w ode­zwie do tubyl­ców, którą wydał 3 paź­dzier­nika 1904 roku, stwier­dził, że każdy czło­nek ludu Herero, który zosta­nie napo­tkany na tery­to­rium Nie­miec­kiej Afryki Połu­dniowo-Zachod­niej, zosta­nie zastrze­lony. Nie­za­leż­nie od tego, czy nosi broń, czy nie. Roz­kaz ten stał się kata­li­za­to­rem rzezi. Nie­miec­kie patrole zaczęły polo­wać na Herero. Masa­kro­wano wio­ski i osady, mor­do­wano całe rodziny i klany. Przy oka­zji z roz­pędu zabi­tych zostało wielu tubyl­ców nie nale­żą­cych do Herero. Niemcy – szcze­gól­nie ochot­nicy, któ­rzy przy­byli nie­dawno na wojnę z Europy – nie bar­dzo bowiem roz­róż­niali tubyl­ców… To wła­śnie Herero, któ­rzy prze­żyli tę orgię mor­dów, tra­fili do obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych.

Czy cesarz Wil­helm II wie­dział, co wyra­biają jego gene­ra­ło­wie w Afryce?

Nie ma co do tego wąt­pli­wo­ści. Był naczel­nym zwierzch­ni­kiem sił zbroj­nych. Regu­lar­nie otrzy­my­wał raporty o tym, co się dzieje w jego kolo­nii. Gdy von Tro­tha wró­cił do Nie­miec, otrzy­mał od kaj­zera naj­wyż­sze woj­skowe odzna­cze­nie – order Pour le Mérite – i pochwałę za wiel­kie zasługi dla ojczy­zny.

Kiedy zakoń­czyła się gehenna Herero i Nama?

Wojna skoń­czyła się w 1908 roku, a nowe – nieco libe­ral­niej­sze – wła­dze kolo­nii naka­zały zamknąć Shark Island. Nie­do­bitki Herero i Nama zostały roz­par­ce­lo­wane po nie­miec­kich far­mach i przed­się­bior­stwach jako tania siła robo­cza. Przy­wódcy Nama, któ­rzy prze­żyli Shark Island, zostali jed­nak skie­ro­wani do innego obozu, znaj­du­ją­cego się w głębi lądu. Trzy­mano ich jesz­cze sześć lat w strasz­li­wych warun­kach w staj­niach. Uwol­niły ich dopiero woj­ska bry­tyj­skiego Związku Połu­dnio­wej Afryki (dziś RPA), które zajęły nie­miecką kolo­nię w 1914 roku, gdy wybu­chła I wojna świa­towa. Nami­bia znaj­do­wała się pod pro­tek­to­ra­tem RPA do roku 1990.

Czy wojna z Herero i Nama była dla Niem­ców wojną o Leben­sraum?

Bez wąt­pie­nia. To było zresztą sfor­mu­ło­wa­nie, któ­rego wów­czas ofi­cjal­nie uży­wano. Okre­śle­nie Leben­sraum wywo­dzi się wła­śnie z tego kolo­nial­nego okresu w histo­rii Nie­miec. Stwo­rzył je słynny nie­miecki geo­graf Frie­drich Rat­zel. Na prze­ło­mie XIX i XX wieku w nie­mieckim świe­cie inte­lek­tu­al­nym zapa­no­wała moda na dar­wi­nizm spo­łeczny. Zgod­nie z nim słab­sze rasy i narody powinny ustą­pić miej­sca rasie ger­mań­skiej. Rze­sza była wów­czas prze­lud­niona i w Ber­li­nie marzono o zdo­by­ciu nowej prze­strzeni życio­wej w Afryce.

Kil­ka­dzie­siąt lat póź­niej Hitler szu­kał jej w Pol­sce, na Ukra­inie i Bia­ło­rusi.

Nie ma żad­nych wąt­pli­wo­ści, że wszyst­kie eks­pan­sjo­ni­styczne teo­rie rasowe roz­wi­jały się w Niem­czech na długo przed tym, nim kto­kol­wiek usły­szał o Hitle­rze. Przy­wódca NSDAP czer­pał peł­nymi gar­ściami z nie­miec­kich doświad­czeń w Afryce. Był pro­duk­tem swo­ich cza­sów, ukształ­to­wa­nym przez ducha epoki. Sam w jed­nym z prze­mó­wień stwier­dził, że Europa Wschod­nia będzie dla Niem­ców kolo­nią. To nie było przy­pad­kowe prze­ję­zy­cze­nie. Hitler pró­bo­wał w Euro­pie Wschod­niej zre­ali­zo­wać te same cele co jego poprzed­nicy w Afryce. I uży­wał do tego takich samych metod.

Czy są jakieś bez­po­śred­nie związki mię­dzy Nie­miecką Afryką Połu­dniowo-Zachod­nią a NSDAP?

Oczy­wi­ście. Pierw­szym nie­miec­kim guber­na­to­rem tej kolo­nii był Hein­rich Ernst Göring, ojciec przy­szłego dowódcy Luft­waffe. Nie ma wąt­pli­wo­ści, że w dużej mie­rze ukształ­to­wał on syna. Przede wszyst­kim jed­nak – szcze­gól­nie w pierw­szym okre­sie ist­nie­nia NSDAP – przez sze­regi par­tii Hitlera prze­wi­nęło się wielu wete­ra­nów wojny z Herero i Nama. I nie były to wcale posta­cie dru­go­pla­nowe.

Na przy­kład?

Franz von Epp. Nie­miecki ofi­cer, który brał czynny udział w ludo­bój­stwie Herero i Nama, a po I woj­nie świa­to­wej stwo­rzył słynny mona­chij­ski Fre­ikorps. Jego pod­wład­nym był mię­dzy innymi przy­wódca SA Ernst Röhm. Epp był jed­nym z fila­rów, na któ­rych oparł się Hitler. To on wyło­żył pie­nią­dze na kupno „Völkischer Beobach­ter”, czo­ło­wej gazety naro­do­wych socja­li­stów. Mało kto wie, ale to von Epp dostar­czył NSDAP słynne bru­natne koszule. Pocho­dziły z… kolo­nial­nych mun­du­rów, które miały zostać wysłane do Afryki Połu­dniowo-Zachod­niej i zale­gały w maga­zy­nach.

A eks­pe­ry­menty naukowe na więź­niach obo­zów? Ana­lo­gia wręcz się narzuca.

Tu także wystę­puje cią­głość. Jeden z „naukow­ców”, któ­rzy eks­pe­ry­men­to­wali na dzie­ciach Herero i Nama, nazy­wał się Eugen Fischer. W III Rze­szy stał się on czo­ło­wym spe­cem od higieny rasy Hitlera. Zaan­ga­żo­wany był w pro­gram ste­ry­li­za­cji i zabi­ja­nia nie­peł­no­spraw­nych oraz w „osta­teczne roz­wią­za­nie kwe­stii żydow­skiej”. Warto pod­kre­ślić, że w Afryce Połu­dniowo-Zachod­niej wpro­wa­dzono ustawy rasowe zabra­nia­jące zawie­ra­nia mie­sza­nych mał­żeństw i szy­ka­nu­jące kolo­ro­wych „pod­lu­dzi”.

Co nie prze­szko­dziło Niem­com gwał­cić kobiet Herero i Nama.

Tutaj rasi­stow­ska ide­olo­gia musiała ustą­pić instynk­tom. Wśród nie­miec­kiej popu­la­cji kolo­nii było bar­dzo wielu męż­czyzn, a bar­dzo nie­wiele kobiet. Dla Niem­ców znaj­du­ją­cych się tysiące kilo­me­trów od domu jedy­nym spo­so­bem zaspo­ko­je­nia potrzeb sek­su­al­nych były więc miej­scowe kobiety.

Jeżeli straż­nik obo­zowy zgwał­cił więź­niarkę z ludu Herero i za dru­tami uro­dziła ona mie­szane dziecko, jak było ono trak­to­wane?

Jak Herero. Niemcy byli prze­ra­żeni per­spek­tywą wymie­sza­nia ras. Uwa­żali, że jeżeli do ich puli geno­wej dostaną się pier­wiastki murzyń­skie, rasa ger­mań­ska zosta­nie zepsuta. Trzeba jed­nak przy­znać, że nie­któ­rzy Niemcy sta­rali się rato­wać takie mie­szane dzieci. Miały one znacz­nie więk­sze szanse na prze­ży­cie niż dzieci tubyl­czych rodzi­ców. Nie­wy­klu­czone, że Herero w ogóle oca­leli jako lud tylko dzięki tym gwał­tom i zro­dzo­nym z nich dzie­ciom. Do dzi­siaj spo­tyka się wśród nich wielu ludzi o nie­bie­skich oczach i nieco jaśniej­szej skó­rze.

Niemcy na każ­dym kroku prze­pra­szają za Holo­kaust. Jak pan oce­nia ich sto­su­nek do eks­ter­mi­na­cji Nama i Herero?

Podej­ście do tych dwóch zbrodni jest zupeł­nie inne. Nie­miecki rząd ni­gdy ofi­cjal­nie nie prze­pro­sił za to, co się stało w Afryce. Ni­gdy nie przy­znał, że Niemcy doko­nali tam ludo­bój­stwa. Ni­gdy nie pró­bo­wał w żaden spo­sób zadość­uczy­nić potom­kom ofiar. Ple­miona, któ­rym na początku XX wieku ode­brano pastwi­ska i stada, żyją dzi­siaj w skraj­nej nędzy. Wygląda na to, że Niemcy dzielą swoje ofiary na lep­sze i gor­sze. Herero i Nama naj­wy­raź­niej na współ­czu­cie nie zasłu­gują.

A Niemcy w Nami­bii? Jaki mają sto­su­nek do zbrodni swo­ich przod­ków?

To zależy. Są ludzie, któ­rzy mają poczu­cie winy, ale nie jest tajem­nicą, że w Nami­bii wciąż mieszka wielu Niem­ców, któ­rzy są dumni z tego, co się stało. Gdy zamiesz­ka­łem w Win­dhuku, sto­licy tego kraju, moim sąsia­dem przy Bismarck-Strasse był osiem­dzie­się­cio­letni Nie­miec. W jego salo­nie wisiał olbrzymi por­tret, na któ­rym był przed­sta­wiony w mun­du­rze ofi­cera SS, z tru­pią główką na czapce. Ten facet miał przy­ja­ciela, który przy­jeż­dżał do niego olbrzy­mim tere­no­wym pika­pem. Z tyłu tego auta łopo­tała flaga ze swa­styką.

Brzmi to jak ponury żart.

Nie­stety, to nie żart. Widzia­łem to na wła­sne oczy. Do póź­nych lat dzie­więć­dzie­sią­tych pie­ka­rze w Nami­bii w dniu uro­dzin Hitlera na buł­kach wyci­nali małe swa­styki, a przed nie­któ­rymi far­mami wywie­szano flagi III Rze­szy. Gdy w 2005 roku umarł Szy­mon Wie­sen­thal, w jed­nym z nami­bij­skich cza­so­pism poja­wił się arty­kuł, któ­rego auto­rzy wyra­żali radość z powodu śmierci „potwora”.

Po tym wszyst­kim, co pan powie­dział, zasta­na­wiam się, jak biali i czarni Nami­bij­czycy mogą dziś spo­koj­nie żyć obok sie­bie i two­rzyć jedno spo­łe­czeń­stwo.

Nie mam poję­cia, jak to jest moż­liwe.

CASPER W. ERICH­SEN jest duń­skim histo­ry­kiem, który od 15 lat mieszka i pra­cuje w Afryce. Współ­au­tor książki Zbrod­nia kaj­zera, która uka­zała się w Pol­sce nakła­dem wydaw­nic­twa Wielka Litera.

Źró­dło: „Histo­ria Do Rze­czy”, kwie­cień 2013

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Copy­ri­ght © by Piotr Zycho­wicz 2017

All rights rese­rved

Copy­ri­ght © for the Polish e-book edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2017, 2022

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­tor: Grze­gorz Dziam­ski

Pro­jekt i opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki: Zbi­gniew Miel­nik

Foto­gra­fia na okładce

© AKG / Agen­cja BE&W

Foto­gra­fie na stro­nach dzia­ło­wych:

Część I © Bet­t­mann/Getty Ima­ges Poland

Część II © Naro­dowe Archi­wum Cyfrowe

Część III © Asso­cia­ted Press/East News

Część IV © Uni­ver­sal History Archive/Getty Ima­ges Poland

Część V © Hein­rich Hof­f­mann/Getty Ima­ges Poland

Część VI © TASS/Getty Ima­ges Poland

Wyda­nie II e-book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: Niemcy, wyd. I dodruk, Poznań 2022)

ISBN 978-83-8062-841-0

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel. 61 867 81 40, 61 867 47 08

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer