Sowieci - Piotr Zychowicz - ebook + książka

Sowieci ebook

Piotr Zychowicz

4,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Sowieci to najbardziej antykomunistyczna książka w Polsce.

Druga po bestsellerowych Żydach książka z obrazoburczego cyklu autora Obłędu ’44 i Paktu Ribbentrop–Beck. Stawia on w niej szokującą tezę: bolszewizm był gorszy od nazizmu, a Stalin gorszy od Hitlera. I na potwierdzenie tej tezy ma mocne argumenty.

Piotr Zychowicz opisuje zapomniane bestialskie zbrodnie popełnione przez Sowietów oraz wojnę wywiadowczą między II RP a ZSRS. W Sowietach znalazły się też opowieści o wielkich prowokacjach KGB i krwawych wewnętrznych czystkach. O gwałcicielach z Armii Czerwonej i kanibalach z łagrów GUŁagu. Autor rozprawia się również z mitami „wielkiej wojny ojczyźnianej”, które stanowią fundament polityki historycznej współczesnej Rosji.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 526

Oceny
4,5 (39 ocen)
24
14
0
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ewka993

Nie oderwiesz się od lektury

Pozycja obowiązkowa każdego Polaka. Warto znać historię prawdziwą i w ciekawy sposób przekazaną.
10
Kafralina

Nie polecam

ciezka lektura, zdecydowanie nie do poduszki
00
GosiaCzap

Dobrze spędzony czas

okrutne!!!
00
erathiel

Nie oderwiesz się od lektury

Niby człowiek coś tam wiedział, ale jak się czyta w takiej skondensowanej formie, to te historie robią piorunujące wrażenie. Znakomicie napisana książka, którą czyta się bez oporów, mimo ogromnego ciężaru poruszonej w nim treści.
00

Popularność




Piotr Zycho­wicz w REBI­SIE

PAKT PIŁ­SUD­SKI-LENIN

PAKT RIB­BEN­TROP-BECK

OBŁĘD '44

OPCJA NIE­MIECKA

SKAZY NA PAN­CER­ZACH

WOŁYŃ ZDRA­DZONY

GER­MA­NO­FIL

NIEMCY

SOWIECI

ŻYDZI

ŻYDZI 2

ALIANCI

Jacek Bar­to­siak i Piotr Zycho­wicz

NAD­CHO­DZI III WOJNA ŚWIA­TOWA

Moja naro­do­wość? Anty­ko­mu­ni­sta.

Józef Mac­kie­wicz

Wstęp

Wyobraź sobie, Czy­tel­niku, taką scenę. Długa kolumna Żydów masze­ruje rów­nym kro­kiem do komór gazo­wych KL Auschwitz. Na twa­rzach pro­mienne uśmie­chy, w rękach czer­wone sztan­dary ze swa­sty­kami. A nad tłu­mem uno­szą się rado­sne okrzyki:

– Niech żyje Hitler! Dzię­ku­jemy ci, kochany Führerze, że pro­wa­dzisz nas ku świe­tla­nej przy­szło­ści!

Nie­moż­liwe? Oczy­wi­ście, że nie. Żydzi w momen­cie swej strasz­li­wej śmierci – jak wszy­scy nor­malni ludzie – prze­kli­nali swo­ich opraw­ców. Żad­nemu z nich nawet nie przy­szło do głowy wzno­sić okrzy­ków na cześć katów z SS.

Tym­cza­sem w Związku Sowiec­kim takie zacho­wa­nia były na porządku dzien­nym. Ofiary Sowie­tów lizały buty swo­ich opraw­ców i umie­rały z imie­niem Sta­lina na ustach. Dla­tego wła­śnie – śmiem twier­dzić – komu­nizm był znacz­nie gor­szym, bar­dziej dia­bo­licz­nym sys­te­mem niż stwo­rzony przez Hitlera naro­dowy socja­lizm.

Teza ta przez wielu zachod­nich (i nie tylko!) inte­lek­tu­ali­stów uwa­żana jest za naj­strasz­niej­szą z here­zji. Za myślo­zbrod­nię. Już samo porów­na­nie, nie mówiąc o zrów­na­niu obu tota­li­ta­ry­zmów, przy­pra­wia ich o pal­pi­ta­cję serca. A co dopiero stwier­dze­nie, że Lenin był więk­szym ban­dytą niż Hitler!

Prze­cież każdy wie – dowo­dzą ci pano­wie – że było na odwrót. To strasz­liwi „faszy­ści” byli znacz­nie gorsi niż roman­tyczni bojow­nicy o „lep­sze jutro” spod znaku czer­wo­nej gwiazdy. Pro­blem polega na tym, że zwo­len­nicy tej tezy nie mają na jej obronę żad­nych poważ­nych argu­men­tów.

Komu­nizm bije naro­dowy socja­lizm na głowę. I to na wszyst­kich moż­li­wych polach. Przede wszyst­kim to bol­sze­wicy pierwsi stwo­rzyli sys­tem tota­li­tarny, który Hitler tylko mar­nie sko­pio­wał.

Sowiec­kie obozy kon­cen­tra­cyjne powstały w 1918 roku, a nie­miec­kie kacety w 1933. Cze­re­zwy­czajka została powo­łana do życia w roku 1917, a Gestapo szes­na­ście lat póź­niej. Gdy reżim naro­do­wo­so­cja­li­styczny zamor­do­wał pierw­szego „wroga raso­wego”, bol­sze­wicy zdą­żyli już wysłać na tam­ten świat miliony „wro­gów kla­so­wych”. Nie­win­nych męż­czyzn, kobiety i dzieci.

To nie jest zresztą tylko kwe­stia pierw­szeń­stwa. Rzecz ma się podob­nie z liczbą ofiar obu sys­te­mów. Komu­ni­ści na całym świe­cie zamor­do­wali dobre dzie­sięć razy wię­cej ludzi niż Hitler, Him­m­ler, Hey­drich i reszta bru­nat­nego towa­rzy­stwa.

Chwi­leczkę, powie­dzą lewi­cowi inte­lek­tu­ali­ści, ale prze­cież naro­dowi socja­li­ści mor­do­wali ludzi z powodu ich naro­do­wo­ści. A komu­ni­ści z powodu ich pocho­dze­nia spo­łecz­nego. Zbrod­nie bol­sze­wi­ków były zatem mniej okropne.

Argu­ment ten jest tak nie­do­rzeczny, że aż trudno uwie­rzyć, iż ktoś mógłby go wysu­nąć na poważ­nie. Oddajmy zresztą głos Józe­fowi Mac­kie­wi­czowi:

Ostat­nio zagłę­bi­łem się w bada­nie roz­ma­itych folia­łów, ksiąg daw­nych i przy­ka­zań, celem odszu­ka­nia takiego prawa boskiego lub ludz­kiego, w któ­rym by powie­dziane było, że prze­śla­do­wa­nie za rasę czy naro­do­wość jest prze­stęp­stwem więk­szym niż prze­śla­do­wa­nie za pocho­dze­nie kla­sowe czy sta­nowe, za wiarę w Boga czy świa­to­po­gląd. Mimo dużego wysiłku z mojej strony takiego prawa nie odna­la­złem.

Tak samo jest z innymi „argu­men­tami”. Choćby z powta­rzaną czę­sto przez żydow­skich histo­ry­ków tezą o rze­ko­mej „wyjąt­ko­wo­ści” Holo­kau­stu. Na czym ta „wyjąt­ko­wość” mia­łaby pole­gać, trudno zro­zu­mieć. Chyba tylko na tym, że w cza­sie Holo­kau­stu mor­do­wano Żydów, a w cza­sie innych ludo­bójstw mor­do­wano gojów.

Jest to oczy­wi­ście sta­no­wi­sko nie­do­pusz­czalne. Śmierć żydow­skiego dziecka w komo­rze gazo­wej w Auschwitz była taką samą tra­ge­dią jak śmierć ukra­iń­skiego dziecka zmar­łego z wycień­cze­nia w cza­sie Wiel­kiego Głodu. Albo pol­skiego dziecka, które zamar­zło na śmierć w wago­nie bydlę­cym w dro­dze na Sybe­rię.

Róż­nica mię­dzy naro­do­wym socja­li­zmem a komu­ni­zmem nie leży jed­nak w licz­bie ofiar czy meto­dach zagłady. Takie mar­ty­ro­lo­giczne licy­ta­cje w grun­cie rze­czy nie mają więk­szego sensu i czę­sto przy­bie­rają nie­smaczny obrót.

Komu­nizm był sys­te­mem groź­niej­szym od naro­do­wego socja­li­zmu, dla­tego że był wie­le­kroć bar­dziej tota­li­tarny.

Jesz­cze jako nasto­la­tek czy­ta­łem książkę o spi­sku admi­rała Wil­helma Cana­risa prze­ciwko Hitle­rowi. Zna­la­zła się tam scena, w któ­rej młody ofi­cer wcho­dzi do gabi­netu zastępcy szefa Abwehry, gene­rała Hansa Ostera. Sta­jąc przed swoim nowym prze­ło­żo­nym, trza­ska obca­sami i wyciąga rękę w hitle­row­skim pozdro­wie­niu.

Oster zaczyna się śmiać i udziela mu repry­mendy:

– Jeżeli chce pan pra­co­wać w Abweh­rze – mówi – pro­szę ni­gdy wię­cej nie robić tego okrop­nego gestu. To jest woj­sko, a nie par­tia. Tu się salu­tuje.

Czy wyobra­żają sobie pań­stwo podobną scenę w Związku Sowiec­kim? Oczy­wi­ście byłaby ona nie do pomy­śle­nia. A nawet gdyby do niej doszło, obaj ofi­ce­ro­wie natych­miast popę­dzi­liby do NKWD, aby nawza­jem się zade­nun­cjo­wać i poka­jać się przed ofi­ce­rem śled­czym.

III Rze­sza była kosz­marną dyk­ta­turą, która przy­nio­sła światu ogrom cier­pie­nia. Nie mam naj­mniej­szego zamiaru pomniej­szać jej zbrodni.

W kraju tym nie zachę­cano jed­nak dzieci, żeby dono­siły na wła­snych rodzi­ców.

Nie urzą­dzano pro­ce­sów poka­zo­wych, w któ­rych oskar­żeni mio­tali pod wła­snym adre­sem naj­gor­sze kalum­nie i doma­gali się wymie­rze­nia im kary śmierci.

Apa­rat ter­roru III Rze­szy nie spra­wo­wał per­ma­nent­nej kon­troli nie tylko nad czy­nami, ale rów­nież nad myślami swo­ich oby­wa­teli.

Naro­dowi socja­li­ści mogli ludzi mor­do­wać – i robili to całymi milio­nami – ale nie zamie­niali ludzi w szmaty. Nie para­li­żo­wali ludz­kiej woli, jak bol­sze­wicy.

Naro­dowi socja­li­ści przy­po­mi­nali hordę bar­ba­rzyń­ców na oślep tłu­ką­cych wszyst­kich wokół maczu­gami. Ide­olo­gia stwo­rzona przez Hitlera była gwał­towną, ale krót­ko­trwałą cho­robą. Bol­sze­wizm był zaś jej prze­ci­wień­stwem: był zło­śli­wym nowo­two­rem, który toczył ludz­kość przez całe dzie­się­cio­le­cia, powo­du­jąc atro­fię wol­nej woli. Przy­po­mi­nał gigan­tyczną ośmior­nicę, która lep­kimi, obśli­zgłymi mac­kami oplą­ty­wała kolejne ofiary.

„Niemcy zagra­żają naszej nie­pod­le­gło­ści” – powie­dział w 1939 roku Edward Śmi­gły-Rydz. – „Sowieci zagra­żają naszym duszom”.

II wojna świa­towa poka­zała, że mar­sza­łek miał stu­pro­cen­tową rację. Jak bowiem napi­sał Józef Mac­kie­wicz: nie­mieccy oku­panci robili z Pola­ków boha­te­rów, bol­sze­wiccy zaś zro­bili z Pola­ków gówno.

Dla­czego więc na świe­cie zwy­cię­żył pogląd, że komu­nizm był „mniej­szym złem” niż naro­dowy socja­lizm? Z dwóch powo­dów. Po pierw­sze dla­tego, że rząd dusz w cywi­li­za­cji zachod­niej od wielu lat spra­wuje lewica. To ona roz­daje karty na salo­nach, to ona kreuje inte­lek­tu­alne mody i – za pomocą kul­tury maso­wej – kształ­tuje opi­nie świata.

Spora część zachod­niej lewicy była zaś uwi­kłana w bol­sze­wizm. Jej pro­mi­nentni przed­sta­wi­ciele z zachwy­tem przy­jęli ponury ludo­bój­czy eks­pe­ry­ment, który Lenin prze­pro­wa­dził na żywym orga­ni­zmie Rosji. Ludzie ci przez wiele lat udzie­lali Sowie­tom bez­wa­run­ko­wego popar­cia.

Wła­dza rewo­lu­cyjna musi się pozbyć pew­nej grupy ludzi, któ­rzy jej zagra­żają – mówił o bol­sze­wic­kich zbrod­niach guru fran­cu­skiej lewicy Jean-Paul Sar­tre. – Ja nie widzę innego środka niż ich zgła­dze­nie, bo z wię­zie­nia zawsze można wyjść. Rewo­lu­cjo­ni­ści z 1793 roku zapewne zabili ich nie­wy­star­cza­jąco wielu.

Chyba trudno się dzi­wić, że spad­ko­biercy takich „auto­ry­te­tów moral­nych” nie chcą przy­jąć do wia­do­mo­ści oczy­wi­stych fak­tów.

Dru­gim powo­dem triumfu tezy o moral­nej prze­wa­dze komu­ni­zmu nad naro­do­wym socja­li­zmem była anglo­sa­ska pro­pa­ganda z okresu II wojny świa­to­wej. Gdy Ame­ry­ka­nie i Bry­tyj­czycy sprzy­mie­rzyli się prze­ciwko Hitle­rowi z naj­gor­szym świa­to­wym ludo­bójcą, musieli wybie­lić Sta­lina przed swoją opi­nią publiczną. Zro­bić z niego demo­kratę i miło­śnika praw czło­wieka. Poka­zać, że jest jed­nak lep­szy niż Hitler. Choć wojna skoń­czyła się w 1945 roku, ówcze­sna pro­pa­ganda stała się prawdą obja­wioną dla kolej­nych poko­leń.

Ktoś kie­dyś mi zarzu­cił, że bar­dziej nie zno­szę komu­ni­zmu, niż kocham Pol­skę. Coś w tym jest. W prze­ci­wień­stwie do wielu moich roda­ków uwa­żam się bowiem przede wszyst­kim za czło­wieka, a dopiero potem za Polaka.

Żaden sys­tem w dzie­jach świata nie upo­ko­rzył zaś czło­wieka w tak strasz­liwy spo­sób, jak zro­bił to sys­tem sowiecki. Nikt ni­gdy nie szar­gał tak ludz­kiej god­no­ści, nikt ni­gdy nie wywo­łał tyle nędzy i ludz­kiego cier­pie­nia. Rządy komu­ni­stów przy­nio­sły bez­miar krzywdy i poni­że­nia.

Sys­tem bol­sze­wicki wytwo­rzył taki kosz­mar, jakiego nie znały dzieje ludz­ko­ści – pisał Józef Mac­kie­wicz. – Próżno by go było porów­ny­wać do sys­temu hitle­row­skiego… Sys­tem, w któ­rym ska­zańcy dzię­kują opraw­com za los, który ich spo­tyka, i zwra­cają się publicz­nie z prze­mó­wie­niami wychwa­la­ją­cymi ten los – stwo­rzył dopiero bol­sze­wizm. Naj­bar­dziej straszny z ludz­kich sys­te­mów na glo­bie.

Jestem prze­ko­nany, że przy­szłe poko­le­nia za naj­więk­szą hańbę XX wieku uznają to, że ludz­kość pozwo­liła, aby Zwią­zek Sowiecki mógł trwać tak długo. I tak długo cie­mię­żyć miliony naszych braci.

Sowieci to drugi – po Żydach – tom cyklu ksią­żek zawie­ra­ją­cych wybór moich arty­ku­łów pra­so­wych i wywia­dów. Tym razem w książce zna­la­zło się nieco wię­cej mate­ria­łów wcze­śniej nie publi­ko­wa­nych. Zebrane w Sowie­tach tek­sty doty­czą bol­sze­wi­zmu. Jego zbrodni, klęsk i suk­ce­sów oraz demo­ra­li­zu­ją­cego wpływu, jaki ta ide­olo­gia miała na czło­wieka. Myślę, że wiele przed­sta­wio­nych w książce fak­tów i posta­wio­nych w niej tez sta­no­wić będzie dla Czy­tel­nika spore zasko­cze­nie.

Spora część książki poświę­cona jest rela­cjom pol­sko-sowiec­kim. Nie­zna­nym epi­zo­dom z wywia­dow­czej wojny, jaka toczyła się mię­dzy II RP a ZSRS, a także bol­sze­wic­kiemu ludo­bój­stwu, któ­rego ofiarą padli Polacy. Naj­więk­szym nie­szczę­ściem naszego narodu było bowiem to, że rewo­lu­cja bol­sze­wicka – ta naj­więk­sza klę­ska, jaka przy­da­rzyła się ludz­ko­ści – wybu­chła tuż za naszą mie­dzą.

Piotr Zycho­wicz

Część I

ROZMOWY O SOWIETACH

Moskwa

1

Jak Ochrana obaliła carat

Roz­mowa z SIMO­NEM SEBA­GIEM MON­TE­FIORE, bry­tyj­skim histo­ry­kiem i pisa­rzem

Czy carat upadł, bo był za bar­dzo opre­syjny, czy może odwrot­nie – bo był zbyt libe­ralny?

To była kom­bi­na­cja tych dwóch czyn­ni­ków. Apa­rat repre­sji Impe­rium Rosyj­skiego oka­zał się nie­kom­pe­tentny. Wyda­wało się, że dzia­ła­nia jego taj­nej poli­cji stoją na wyso­kim pozio­mie. Wyda­wało się, że Ochrana jest naj­lep­szą tajną służbą na całym świe­cie. I na początku rze­czy­wi­ście tak było. Te wszyst­kie skom­pli­ko­wane misty­fi­ka­cje, wysu­bli­mo­wane gry, pro­wo­ka­cje, korzy­sta­nie z podwój­nych agen­tów. To Rosja­nie pierwsi zro­zu­mieli, czym jest anty­ter­ro­ryzm…

…ale…

Ale po pew­nym cza­sie stra­cili kon­trolę nad nie­bez­pieczną grą, którą roz­po­częli. Sami zaczęli się gubić w stwo­rzo­nej przez sie­bie sieci. Co jest rze­czy­wi­sto­ścią, a co fik­cją? Czy nasi podwójni agenci naprawdę pra­cują dla nas, czy też może dla dru­giej strony? Czy likwi­du­jemy nie­bez­pie­czeń­stwa zagra­ża­jące sys­te­mowi, czy może odwrot­nie – sami zaczy­namy je kre­ować? Przy­po­mi­nało to tro­chę sprawę Osamy bin Ladena. Prze­cież ten czło­wiek był kie­dyś agen­tem CIA, to Ame­ry­ka­nie go stwo­rzyli.

Jego ówcze­snym odpo­wied­ni­kiem był chyba Jewno Azef?

Tak. Szef Orga­ni­za­cji Bojo­wej ese­rów. To on pla­no­wał zama­chy ter­ro­ry­styczne na naj­wy­bit­niej­szych przed­sta­wi­cieli caratu. Mię­dzy innymi zamor­do­wał wiel­kiego księ­cia Ser­giu­sza czy mini­stra spraw wewnętrz­nych Wia­cze­sława Pleh­wego. A jed­no­cze­śnie był agen­tem Ochrany. Powstaje więc pyta­nie, kto kogo wyko­rzy­sty­wał: Ochrana Azefa czy Azef Ochranę? Czy jego dzia­łal­ność przy­no­siła wię­cej strat czy zysków? Celem rosyj­skiej taj­nej poli­cji była głę­boka infil­tra­cja ruchu rewo­lu­cyj­nego, utrzy­my­wa­nie go pod stałą kon­trolą przy pomocy agen­tów na wyso­kich sta­no­wi­skach. Kon­trola ta – jak wspo­mnia­łem – została jed­nak w wielu wypad­kach utra­cona.

Choćby nad Dmi­tri­jem Bogro­wem.

To był ter­ro­ry­sta, który w 1911 roku zastrze­lił pre­miera Pio­tra Sto­ły­pina. A zara­zem pan Bogrow był agen­tem Ochrany. Ta histo­ria, podob­nie jak sprawa Azefa, uka­zuje, jak ryzy­kowne były dzia­ła­nia taj­nych służb. Do pro­wa­dze­nia takich podwój­nych agen­tów potrzeba było naprawdę wyjąt­kowo inte­li­gent­nych, ostroż­nych ofi­ce­rów. A oni cza­sem zawo­dzili. Ale nie możemy być tacy jed­no­stronni! Z dru­giej strony należy pamię­tać, że do 1914 roku Ochrana doku­ment­nie roz­biła dzia­ła­jące w Rosji kręgi przy­wód­cze bol­sze­wi­ków, mien­sze­wi­ków i innych orga­ni­za­cji wywro­to­wych. Dla­tego wła­śnie w roku 1917 – gdy wybu­chła rewo­lu­cja – w par­tiach tych bra­ko­wało doświad­czo­nych dzia­ła­czy. Nale­żało ich ścią­gać z Zachodu i zesła­nia. Sam Lenin z towa­rzy­szami przy­je­chali prze­cież w „zaplom­bo­wa­nym wago­nie” z Nie­miec.

Jed­nak wedle jed­nej z teo­rii Ochrana w dużej mie­rze przy­czy­niła się do oba­le­nia caratu.

To pewna prze­sada. Warto nato­miast pod­kre­ślić – tu wra­cam do pań­skiego pierw­szego pyta­nia – że Ochrana była świetna w dzia­łal­no­ści wywia­dow­czej, w pro­wo­ka­cjach i skom­pli­ko­wa­nych grach. Ale nikogo nie zabi­jała. Nie była to for­ma­cja, która fizycz­nie likwi­do­wa­łaby wro­gów monar­chii.

No wła­śnie. Może więc gdyby Ochrana tak się nie cac­kała z bol­sze­wi­kami, lecz powie­siła Lenina, Sta­lina i Troc­kiego, rewo­lu­cja by nie wybu­chła.

To bar­dzo praw­do­po­dobne. Sami bol­sze­wicy świet­nie zda­wali sobie z tego sprawę. Gdy pra­co­wa­łem nad moją książką o Sta­li­nie, czy­ta­łem jego listy. W jed­nym z nich napi­sał: „Nie możemy powtó­rzyć błędu caratu. Nie możemy być takimi mię­cza­kami”. I bol­sze­wicy rze­czy­wi­ście swo­ich prze­ciw­ni­ków poli­tycz­nych bez­względ­nie eks­ter­mi­no­wali.

Wystar­czy porów­nać zesła­nie z cza­sów caratu z sowiec­kim łagrem w Wor­ku­cie.

Car­skie zesła­nie w porów­na­niu z tym kosz­ma­rem to były wczasy! Na zesła­nie można było ze sobą wziąć słu­żą­cego. Dosta­wało się od pań­stwa pie­nią­dze na utrzy­ma­nie. Zesłańcy dobrze jedli, pili, pro­wa­dzili oży­wione życie towa­rzy­skie i sze­roką kore­spon­den­cję. Wła­ści­wie nie byli pil­no­wani.

Józef Pił­sud­ski na zesła­niu miał broń i polo­wał na kaczki…

(śmiech) Tak, to typowe. Czo­łowi dzia­ła­cze bol­sze­wiccy czę­sto opi­sy­wali swoje zesła­nie. Wiemy sporo o warun­kach, w jakich na zesła­niu żył Sta­lin. Wyglą­dało to podob­nie jak w wypadku Pił­sud­skiego. Carat to był dzie­więt­na­sto­wieczny reżim sta­rej daty, który więź­niów poli­tycz­nych trak­to­wał przy­zwo­icie. Sta­lin na zesła­niu był na przy­kład bar­dzo aktywny sek­su­al­nie.

W życio­ry­sach sta­rych bol­sze­wi­ków czę­sto można było zna­leźć frazy w stylu: „był na zesła­niu sie­dem razy”…

To w warun­kach sowiec­kich nie do pomy­śle­nia! W łagrze było się tylko raz. I na ogół się z niego nie wra­cało.

Dla­tego wła­śnie nie podoba mi się tytuł pań­skiej – skąd­inąd zna­ko­mi­tej – książki Sta­lin. Dwór czer­wo­nego cara.

Dla­czego?

A napi­sałby pan książkę pod tytu­łem Hitler. Dwór bru­nat­nego kaj­zera?

(śmiech) Rze­czy­wi­ście cze­goś takiego bym nie napi­sał. To by było nie­po­ważne.

Oba­wiam się, że zrów­ny­wa­nie libe­ral­nego caratu z ludo­bój­czą, tota­li­tarną Bol­sze­wią jest jak zrów­ny­wa­nie myszy z kro­ko­dy­lem.

Zgoda, skala ter­roru, uci­sku jed­nostki w obu tych kra­jach była zupeł­nie nie­po­rów­ny­walna. Ale z dru­giej strony bol­sze­wicy kon­ty­nu­owali styl przy­wódz­twa carów. Oczy­wi­ście Sta­lin był kimś zupeł­nie innym niż Miko­łaj II. Tak jak Putin jest obec­nie kimś zupeł­nie innym niż Sta­lin. Pewne podo­bień­stwa jed­nak są. Silny ośro­dek wła­dzy i jed­nostka na czele pań­stwa – czę­sto oto­czona para­re­li­gij­nym kul­tem. A wokół niej nie­wielka, zamknięta klika nie­zwy­kle wpły­wo­wych współ­pra­cow­ni­ków.

W Pol­sce popu­larny jest pogląd, że bol­sze­wizm był wytwo­rem azja­tyc­kiej duszy rosyj­skiej. Że Rosja­nie uwiel­biają, jak się nimi rzą­dzi za pomocą knuta. Ja jestem prze­ciw­ni­kiem takiej tezy. Komu­nizm naro­dził się prze­cież na Zacho­dzie…

Ale dłu­gie rządy Mon­go­łów pozo­sta­wiły swoje ślady. To oni zaszcze­pili Rosja­nom kar­ność i pod­le­głość wobec rzą­dzą­cych, a rosyj­skiemu sys­te­mowi wła­dzy opre­syj­ność. Jesz­cze w oto­cze­niu pierw­szych Roma­no­wów byli mon­gol­scy ksią­żęta, któ­rzy się zru­sy­fi­ko­wali. I nie mówię tu o Iwa­nie Groź­nym, lecz o Miko­łaju I. Oni kształ­to­wali ten reżim, który w efek­cie był mniej euro­pej­ski niż reżimy w zachod­niej czę­ści kon­ty­nentu. A za to bar­dziej azja­tycki. Zga­dzam się jed­nak, że zwy­kli Rosja­nie wcale nie są zachwy­ceni z rzą­dów knuta i pew­nie by chcieli, żeby w ich ojczyź­nie coś się zmie­niło.

Napi­sał pan wła­śnie książkę o Roma­no­wach. Poroz­ma­wiajmy więc o ostat­nim z nich. Miko­łaj II był jed­nym z naj­słab­szych przed­sta­wi­cieli dyna­stii. Czy gdyby na jego miej­scu był ktoś inny, Rosję można byłoby ura­to­wać?

Tak, ale musia­łaby to być naprawdę silna oso­bo­wość. Pew­nie Piotr I czy Kata­rzyna Wielka pora­dzi­liby sobie z Leni­nem (śmiech). Wielki car przede wszyst­kim nie wpa­ko­wałby Rosji w wojnę z Niem­cami. Byłoby to bez wąt­pie­nia nie­zwy­kle trudne zada­nie. Car­ska Rosja była bowiem woj­skową auto­kra­cją. Cała ide­olo­gia dyna­stii Roma­no­wów opie­rała się na armii i na auto­ry­te­cie władcy. Jestem carem – mówił władca – i pod moim ber­łem Rosja jest mocar­stwem. Wiel­kim impe­rium, które cały czas rośnie. Poza tym Roma­no­wo­wie uwa­żali się nie tylko za wład­ców Rosji, ale rów­nież za wiel­kich pro­tek­to­rów wszyst­kich Sło­wian.

Czyli Rosja była ska­zana na kon­fron­ta­cję z Niem­cami i Austro-Węgrami?

Nie­wąt­pli­wie trudno było jej unik­nąć. Dziś dla nas jest oczy­wi­ste, że Impe­rium Rosyj­skiemu nie opła­cało się wypo­wia­dać wojny Niem­com. Żad­nym poważ­nym rosyj­skim inte­re­som w Euro­pie, nie mówiąc już o inte­gral­no­ści tery­to­rial­nej, nic nie zagra­żało. Sprawa Ser­bii była zupeł­nie mar­gi­nalna. Wów­czas nie uwa­żano jed­nak, że to takie oczy­wi­ste. Peters­bur­skie stron­nic­two prące do wojny było bar­dzo silne i Miko­łaj II nie zna­lazł w sobie siły, by się mu prze­ciw­sta­wić.

Ale byli prze­cież roz­sądni ludzie, głów­nie na pra­wicy, któ­rzy ostrze­gali, że to będzie samo­bój­stwo.

Żaden z nich nie miał wystar­cza­jąco moc­nej pozy­cji. Sprawy toczyły się zaś swoim torem, Rosja siłą bez­władu coraz szyb­ciej sta­czała się w stronę kata­strofy. Można było powstrzy­mać wojnę, ale wyma­ga­łoby to cał­ko­wi­tego zwrotu w rosyj­skiej poli­tyce zagra­nicz­nej, doko­na­nia prze­wrotu w sys­te­mie euro­pej­skich soju­szy. Rosja musia­łaby zerwać z Wielką Bry­ta­nią i Fran­cją. Aby zro­bić coś podob­nego, potrzeba było męża stanu z wiel­kim auto­ry­te­tem.

Nikogo takiego wów­czas w Rosji nie było?

Nie­stety nie. Poza tym Miko­łaj II dobrze znał histo­rię swo­jego kraju i wie­dział, że wszy­scy cesa­rze, któ­rzy doko­ny­wali takich zwro­tów, byli oba­lani i mor­do­wani. Spo­tkało to choćby Pio­tra III czy Pawła I. Miko­łaj II nie chciał podzie­lić ich losu. W roku 1905 spo­tkał się pota­jem­nie z cesa­rzem Wil­hel­mem II w Björkö. Wtedy omal nie doszło do pro­nie­miec­kiej reorien­ta­cji poli­tyki impe­rium, ale osta­tecz­nie nic z tego nie wyszło. Gdyby stało się ina­czej – monar­chia rosyj­ska mogłaby prze­trwać.

To, co pan mówi, prze­czy deter­mi­ni­zmowi mark­si­stow­skiemu, według któ­rego carat musiał upaść, aby zro­bić miej­sce dla kolej­nego etapu dzie­jów: komu­ni­zmu.

Nie, to bzdury. Carat wcale nie był ska­zany na klę­skę. Odpo­wied­nie decy­zje poli­tyczne mogły go ura­to­wać. I odpo­wiedni czło­wiek. Miko­łaj II na pewno nim nie był. Być może carat ura­to­wa­łaby rów­nież pewna libe­ra­li­za­cja. Czyli pełna reali­za­cja obiet­nic z 1905 roku. Utrzy­ma­nie Dumy z praw­dzi­wego zda­rze­nia, wpro­wa­dze­nie reform, respek­to­wa­nie kon­sty­tu­cji. Tym­cza­sem do 1914 roku Miko­łaj wła­ści­wie przy­wró­cił sta­ro­modną auto­kra­cję. Mimo że zupeł­nie nie nada­wał się na jej lidera.

Tu pozwolę się nie zgo­dzić. Uwa­żam, że Rosję zgu­biła wła­śnie libe­ra­li­za­cja, a nie „reak­cja”. Weźmy choćby kli­mat, jaki pano­wał na rosyj­skich salo­nach inte­lek­tu­al­nych i w dwo­rach szla­chec­kich. W dobrym tonie było być socja­li­stą i kry­ty­ko­wać „ciemny, zaco­fany” carat. Demon­stra­cyj­nie nie poda­wano ręki żan­dar­mom, choć póź­niej w Sowie­tach wszy­scy lizali buty cze­ki­stom.

Rze­czy­wi­ście pod koniec caratu nie­na­wi­dziły nawet jego elity, które – nawia­sem mówiąc – gdy upadł, pierw­sze poszły pod nóż rewo­lu­cjo­ni­stów. Miko­łaj II bez wąt­pie­nia się mio­tał, nie potra­fił zdo­być dla sie­bie i swo­jej idei praw­dzi­wego popar­cia. Apo­geum nie­chęci do niego nastą­piło, już gdy trwała wojna, pod­czas fatal­nej afery z Raspu­ti­nem.

Jaką rolę w pań­stwie odgry­wał „Griszka”?

Pod­sta­wo­wym błę­dem Miko­łaja było to, że w 1915 roku zde­cy­do­wał się przy­jąć funk­cję naczel­nego wodza. Wyje­chał na wojnę, a w Peters­burgu zosta­wił żonę, Alek­san­drę Fio­do­rownę. Stała się ona kimś w rodzaju jego głów­nego przed­sta­wi­ciela, a więc de facto peł­niła funk­cję monar­chy. Tym­cza­sem była to kobieta bez zna­jo­mo­ści i roze­zna­nia w świe­cie rosyj­skiej poli­tyki. Ufała tylko Raspu­ti­nowi. I zwró­ciła się do niego, aby przed­sta­wiał jej odpo­wied­nich kan­dy­da­tów na mini­strów. On zaś pod­su­wał jej naj­bar­dziej nie­kom­pe­tent­nych i sko­rum­po­wa­nych ludzi, jakich tylko można było zna­leźć w impe­rium. Zała­twiał im pracę przez łapówki. To zruj­no­wało resztki pre­stiżu caratu w spo­łe­czeń­stwie. Naj­gor­sze jest jed­nak to, że gdy Raspu­tin w 1916 roku został zamor­do­wany, na dwo­rze wiele się nie zmie­niło.

Sprawa Raspu­tina zawsze była dla mnie zagadką. Rodzina cesar­ska skła­dała się z ludzi wykształ­co­nych, o wyso­kiej kul­tu­rze. Jak oni mogli dopu­ścić do sie­bie takiego pry­mi­tywa jak Raspu­tin?

Tu w grę wcho­dził misty­cyzm dyna­stii Roma­no­wów. Zgod­nie z nim lud rosyj­ski był święty. Sojusz mię­dzy ludem a carem miał być fun­da­men­tem pod­trzy­mu­ją­cym impe­rium. Raspu­tin był zaś per­so­ni­fi­ka­cją tego ludu. Na tym w dużej mie­rze opie­rała się ta dzi­waczna rela­cja mię­dzy wysoko uro­dzo­nymi ary­sto­kra­tami a tym nie­okrze­sa­nym czło­wie­kiem.

Czy po abdy­ka­cji Miko­łaja II była jesz­cze jakaś szansa na ratu­nek dla rodziny car­skiej?

Oba­wiam się, że gdy dostała się w ręce bol­sze­wi­ków, nie było już dla niej żad­nej nadziei.

A pro­po­zy­cja ucieczki zło­żona przez bry­tyj­skiego króla?

Została wyco­fana. Co nie należy do naj­pięk­niej­szych kart w dzie­jach bry­tyj­skiej monar­chii. Lenin i Swier­dłow – to ten tan­dem kie­ro­wał czer­wo­nymi – wkrótce po tym pod­jęli decy­zję o zamor­do­wa­niu cesa­rza i jego bli­skich.

Czym się kie­ro­wali bol­sze­wicy?

Bali się, że biali wyzwolą Jeka­te­ryn­burg, w któ­rym prze­trzy­my­wano cara. A wtedy monar­cha – lub ktoś z jego rodziny – mógłby sta­nąć na czele kontr­re­wo­lu­cji. Zjed­no­czyć ją, nadać jej nowy impet. W efek­cie biali mogliby wygrać wojnę domową.

Rze­czy­wi­ście były sytu­acje – choćby pod­czas ofen­sywy Deni­kina na Moskwę jesie­nią 1919 roku – gdy w tej woj­nie wszystko mogło się zda­rzyć.

Zgoda. Nic nie było z góry prze­są­dzone. Szala zwy­cię­stwa prze­chy­lała się to na jedną, to na drugą stronę. Być może uwol­nie­nie Miko­łaja II rze­czy­wi­ście odmie­ni­łoby losy Rosji. Z dru­giej strony pamię­tajmy, że Miko­łaj II był osobą skraj­nie nie­kom­pe­tentną, chwiejną, trudną we współ­pracy. Nie­wy­klu­czone więc, że jego obec­ność wpro­wa­dzi­łaby w sze­regi kontr­re­wo­lu­cji jesz­cze wię­cej cha­osu. Wszystko to jed­nak tylko hipo­tezy, któ­rych nie spo­sób zwe­ry­fi­ko­wać. Miko­łaj II, jego żona, synek i cztery córki zostali bestial­sko zgła­dzeni w nocy z 16 na 17 lipca 1918 roku. Roz­strze­lano ich w piw­nicy, ciała poćwiar­to­wano i spa­lono. Tak oto histo­ria wiel­kiej dyna­stii Roma­no­wów dobie­gła końca. A Rosja wkro­czyła w nowy, naj­bar­dziej nie­szczę­śliwy okres w swo­ich dzie­jach.

SIMON SEBAG MON­TE­FIORE (rocz­nik 1965) jest bry­tyj­skim histo­ry­kiem i sowie­to­lo­giem. Napi­sał m.in.: Sta­lin. Dwór czer­wo­nego cara, Sta­lin. Młode lata despoty, Jero­zo­lima. Bio­gra­fia, Roma­no­wo­wie (Wydaw­nic­two Magnum).

Źró­dło: „Histo­ria Do Rze­czy”, 7/2016

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Copy­ri­ght © by Piotr Zycho­wicz 2016

Copy­ri­ght © for the Polish e-book edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2016, 2021

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­tor: Grze­gorz Dziam­ski

Pro­jekt i opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki: Zbi­gniew Miel­nik

Foto­gra­fia na okładce

© Sovfoto / UIG / Getty Ima­ges Poland

Foto­gra­fie na stro­nach roz­dzia­ło­wych

© Getty Ima­ges Poland

Wydawca pod­jął wszel­kie sta­ra­nia w celu usta­le­nia wła­ści­cieli praw autor­skich repro­duk­cji zamiesz­czo­nych w książce. W wypadku jakich­kol­wiek uwag czy nie­do­pa­trzeń pro­simy o kon­takt z wydaw­nic­twem.

Wyda­nie II e-book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: Sowieci, wyd. I, dodruk, Poznań 2022)

ISBN 978-83-8062-781-9

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel. 61 867 81 40, 61 867 47 08

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer